Core:
Sięgnięcie po Windykatora było ze strony chłopaka dobrą decyzją. Złośliwi powiedzieliby, że mógł zrobić to już wcześniej, jednak takich w tym momencie w okolicy nie było. Zdjęcie urządzenia trzymanego na plecach, gdy opiera się na nich ciężar ciała było w prawdzie nieco karkołomne, ale w końcu karabin znalazł się w rękach Core'a i zaczął przybierać swój pełny, bojowy kształt. W tym czasie inżynier szybko wprowadził do klucza komendy, dzięki którym na powierzchnię każdego pocisku opuszczającego M-15 dozowano niewielką dawkę substancji zapalającej.
Ale i atakujące stworzenia nie traciły czasu i podczas gdy mężczyzna poczynił krótkie przygotowania na ich przyjęcie, pokonały znaczną część dystansu, jakie dzielił je od ich upragnionej zdobyczy. Kiedy chłopak złożył się wreszcie do strzału, były już bardzo blisko. Seria pięciu pocisków ugodziła w pierś jednej z sami. Pierze wokół rany zajęło się płomieniem, a zwierze zawyło jedynie żałośnie, po czym bezwładne już nogi zniosły resztę martwego ciała z kursu. Truchło osunęło się w zagłębienie terenu.
Na ponowne wycelowanie i oddanie strzału Core nie miał już jednak czasu. Kolejna seria poszybowała w niebo, świstając ptaszysku nieopodal głowy. Nie zbiło go to z tropu. Rozpędzone cielsko wbiegło na mężczyznę, który nie zdołał się dźwignąć dalej, niż na łokcie. Trójpalczasta noga nadepnęła na klatkę piersiową. Technologia budowy współczesnych pancerzy zakładała takie przypadki, co pozwoliło inżynierowi zachować żebra i mostek. Niestety, wraz końcem pancerza kończyły się jego ochronne właściwości. Nieosłoniętą głowę jeden z gigantycznych szponów jedynie drasnął. W sytuacji, która mogła zakończyć się przebiciem czaszki, rozcięte ucho i skóra na szyi, były niemal główną nagrodą w loterii życia. Co nie znaczy, że nie wiązało się to z ostrym bólem.
Tymczasem samica, stratowawszy ofiarę wyhamowała, obróciła się i zatrzymała w miejscu. Czekała na reakcję - czy raczej liczyła na jej brak.
Rider:
Dziewczyna dotarła do zagłębienia. Wczołgała się do środka, choć miejsca było wewnątrz mniej, niż mogła się tego spodziewać. Zaledwie półtora metra szczeliny było dość obszerne, by turianka mogła się w niej zmieścić. Mimo tego, dzięki swym "kompaktowym" wymiarom, przyjęcie pozycji dającej jej szanse na obronę, co byłoby niemożliwe dla jej towarzysza, nie było tak trudne. Leżała więc na plecach, z głową schowaną głęboko pod skałą, spoglądając ponad długością swego ciała, na otwór szczeliny, którym się tu dostała. Niewielkie wizjery nigdy nie były jednak dobrym miejscem do obserwowania świata poza ciemną norą. Nawet z pomocą systemów optycznych hełmu, Rider widziała praktycznie jedynie plamę światła. Czekała.
Tuż obok głowy usłyszała szelest. Kątem oka dostrzegła ruch. To niewielki przedstawiciel lokalnej fauny nie czuł się rad z okazji jej odwiedzin. Niewielki pysk stworzenia podobnego do jaszczurki bezskutecznie próbował pokonać twardy płat pancerza, by odstraszyć nieproszonego gościa. Wydawał przy tym bardzo głośny syk, bogatszy od znanego miłośnikom fauny ziemskiej o chroboczącą nutę, przypominającą tarcie o metal. Natomiast odgłos wystrzału Windykatora brzmiał tak, jak zawsze. Dziewczyna ze swej kryjówki nie mogła jednak widzieć co dzieje się z Corem. Agonalny ryk, który pojawił się chwilę później, sugerował, że ktoś właśnie pożegnał się z życiem i chyba nie był to człowiek.
Nagle poczuła, że coś łapie ją za stopę. Ze względu na skromność dostępnej w jamie przestrzeni, to właśnie ta część jej ciała była dostatecznie odsłonięta na atak. Rider nie widziała sprawcy, choć nie trudno było wybrać podejrzanego. Mimo skorzystania z odkształcenia, puszczonego nieco na ślepo, ptaszysko nie odpuściło i zaczęło wyciągać ją ze szczeliny.
Wyświetl wiadomość pozafabularną