Iris, Mist i Saiph:
Vanessa bardzo ostrożnie zbliżała z powrotem do pojazdu, w którym kilka minut temu zaledwie parę warstw niepancernej blachy oddzieliło ją od tragicznej śmierci. Poruszała się bez zbędnego pośpiechu, rozsądnie zwracając uwagę na szczegóły. Nie widziała żadnych śladów świadczących o wycieku instalacji. Infrastruktura elektryczna także zdawała się być w porządku. Tracąc impet Kodiak przeorał kilkanaście metrów ziemi, otaczając się jej grudami, przez co dosięgnięcie wraku było dla płomieni bardzo trudnym zadaniem, któremu jak do tej pory nie podołały. Kobieta nie czuła zapachu paliwa, ale bardzo możliwym było, że jedynie ze względu na dominującą woń otaczającego ją pożaru.
Do środka wróciła tą samą drogą, którą przed chwilą umożliwiła wszystkim ucieczkę. Czerwone lampy alarmowe wciąż działały, choć wyraźnie słabiej. Wiele zakamarków ukryło się w cieniach, które jedynie na ułamki sekund rozświetlały grasujące na zewnątrz jęzory ognia. Ciągle bacznie obserwując sytuację wokół, rudowłosa biotyczka zaczęła przeszukiwać transporter w poszukiwaniu liny, lub czegoś, co mogłoby spełnić jej rolę. Niestety, żaden sznur ani materiałowa lina nie znajdowała się na wyposażeniu pojazdu. Mist musiała zmienić podejście. Potrzebny był jej przedmiot długi, wiotki i wytrzymały. Jak kable i przewody. Odsłoniła panel serwisowy na podłodze. Potencjalnych lin było tam na pierwszy rzut oka sporo, jednak krótkie oględziny musiały ostudzić jej entuzjazm. Większość okablowania była zbyt słaba, by w razie czego utrzymać czyiś ciężar. Nadzieją napawał jedynie główny przewód przesyłowy, gruby na palec. Gdy Widmo za niego pociągnęło, poczuło, że jeden koniec nie stawia oporu. Jak się okazało, został przecięty przez strzaskany i wygnieciony pancerz. Drugą wtyczkę udało jej się wyrwać za którymś szarpnięciem. W tej dusznej atmosferze poczuła, jak niemal traci przytomność. Powstrzymał ją chyba ból głowy, który akurat postanowił się przypomnieć. Mając ze sobą około ośmiu metrów wytrzymałego, ale niezbyt wiotkiego kabla, kobieta wydostała się z powrotem na zewnątrz.
W tym czasie Saiph, pod czujnym okiem Radnej, zajął się barkiem tejże. Jak sam wspomniał, miał już pewne doświadczenie z tą gałęzią polowej medycyny. Korzystając z instrukcji, jakie otrzymywał od Iris, udało mu się sprowadzić kość tam, gdzie jej miejsce. Kobieta, mimo dużej dawki medi-żelu i fakty, że spodziewała się co ją czeka, nie powstrzymała bolesnego jęku, który dał upust piorunującemu uczuciu, które przeszyło jej ciało. Nawet kilkanaście sekund później bark sugerował jeszcze przy każdym ruchu delikatnym ukłuciem, by nie próbować go nadwyrężać. A najlepiej wcale nie używać.
Gdy Vanessa powróciła z ich olinowaniem, oboje byli już względnie gotowi do drogi. Zdobyta "lina" jeśli zjawiała się w snach miłośników wspinaczek, to raczej tych strasznych niż mokrych. Najlepsze, co byli w stanie z nią zrobić, to stworzyć proste pętle na obu końcach, które objęły obie panie w pasie. Znajdujący się między nimi Saiph został jedynie obwiązany. O porządnych węzłach nie mogło być mowy. Wystawianie tych, które powstały na próbę byłoby bardzo ryzykowne i niebezpieczne.
Nie mogąc sobie pozwolić na luksus tracenia czasu musieli rozpocząć wędrówkę w dół urwiska. Od krótkiej półki skalnej tuż nad poziomem wody, którą od biedy nazwać można było plażą, dzieliło ich około czterdziestu metrów. Jednak trudno było to ocenić zerkając z brzegu uskoku, gdy pogrążone w ciemności jezioro ledwo pozwalało się dostrzec, a wysokość mogła przyprawić o zawroty głowy. Pierwsze kroki w dół postawiła Radna. Robiła wszystko, aby były to kroki rozsądne, które nie zaprowadziłyby jej na koniec trasy prędzej, niż wypadało. Przez uszkodzony bark nie mogła korzystać z prawej ręki, a więc zasadę głoszącą, że w trakcie wspinaczki należy zawsze mieć trzy punkty podparcia mogła sobie potłuc o kant swego kształtnego pośladka. Prowizoryczna uprząż wyglądała nieco tak, jakby tylko czekała na najgorszy możliwy moment by się rozwiązać. Ale być może był to jedynie wpływ całej tej sytuacji?
Powoli, krok po kroku, cała trójka zaczęła wędrówkę. Pilnie badali każdy krok, nim zdecydowali się zawierzyć równowagę kolejnemu kawałkowi skały. Czasem jakiś występ obrywał się pod naciskiem ich stopy, ale udawało się znaleźć inny, który radził sobie z obciążeniem. Pokonali już ponad cztery metry, gdy poczuli nagły wstrząs. To wrogi śmigłowiec przeleciał bardzo nisko nad miejscem gdzie się rozbili. Dostrzegli go nad sobą, gdy wyłonił się zza krawędzi skalnej ściany. Najwyraźniej ich szukano. Najgorsze jednak, że wstrząs odczuli nie tylko oni, ale i skały wokół nich. Niewielka półka, na której salarianin opierał wtedy większość swego ciężaru, nie wytrzymała presji i zarwała się. Mężczyzna miał silny chwyt, ale w tych warunkach nie dość pewny, by się utrzymać. Poleciał jakiś metr w dół, nim kabel naprężył się i powstrzymał go przed dalszym lotem. Porucznik poczuł jak pętla wokół jego pasa zaciska się, boleśnie, niemal go przyduszając. Wisząc wyłącznie na niej, uderzył bokiem o skałę. Choć już wcześniej ból tego miejsca dawał się we znaki, teraz zaatakował tak silnie, że niemal sparaliżował szpiega.
Mist opierała się akurat na pewniejszych skałach. Gdy poczuła jak wiele spoczęło nagle na jej barkach, czy też raczej pasie, zaparła się tak mocno jak była w stanie. Nie odpadła od ściany, ale najmniejszy ruch mógł zmienić ten stan rzeczy. Z kolei na Iris posypały się odłamki. Nie wyrządziły szkód, ale sprawiły, że jej lewa noga straciła zaczepienie. Radna zawisła na obu prawych kończynach.
"Gunman" (Ner'Haras):
Walka trwała w najlepsze. Z obu końców hangaru sypały się grady pocisków. Sygnały z omni klucza i impulsy efektu masy przemierzały go raz w jedną, raz w drugą stronę. Snajperzy oby stron skutecznie przełamali impakt i w obu grupach zaczęły się ofiary. Kolejny podkomendny Kyussa padł pod celną serią z najemniczego karabinu. Turianie nie pozostali dłużni, odpłacając się z nawiązką i kładąc trupem dwóch członków Zaćmienia i dewastując trzy mechy.
Ner całą swą uwagę poświęcił poszukiwaniu wrażego strzelca. Ukryty pod kamuflażem taktycznym wyrównywał swoje szanse - przeciwnik nie widział go tak, jak i on jego. Niestety, nie mogli go dostrzec także towarzysze broni, i jedna przyjazna seria, wystrzelona przez Riena, świsnęła mu tuż obok ucha. Nagle quarianin dostrzegł ruch w pomieszczeniu kontroli, na piętrze przeciwległego końca sali. Natychmiast wycelował i pociągnął za spust, ale hukowi strzału zawtórował tylko niewyraźny dźwięk szczęknięcia o metal. Chybił, a wroga nie było już tam, gdzie przed momentem dał się zauważyć. Tymczasem omni-klucz szpiega musiał przerwać algorytm maskujący, by uniknąć przeciążenia systemu. Osłona zniknęła i już po chwili Ner usłyszał huk i kątem oka zobaczył, jak tuż obok niego pocisk zrykoszetował, wskrzeszając kilka iskier. Jak na razie mieli remis. Wokół niego toczyła się mniej finezyjna walka. Najbliżej znajdowali się Rien, Kyuss i jeszcze jeden żołnierz. Pozostałej dwójki turian ani człowieka nie widział. Po drugiej stronie pola walki co kilka chwil jakiś karabin wychylał się zza osłony. Kilku najemników strzelało na ślepo, bojąc się śmiercionośnych pocisków snajpera. Inni wiedzieli, że nic w ten sposób nie ugrają i mierzyli swe strzały.
Ner dostrzegł dwie bardzo niepokojące sytuacje. Po pierwsze, pod naprzeciwległą, boczną ścianą pomieszczenia dwójka asari przemykała między osłonami, najwyraźniej niezauważona. Mogły bardzo łatwo dostać się na ich tyły i zacząć poważnie mieszać w ich już i tak niezbyt licznym szeregu. Natomiast tuż obok niego, osłonięty przed ostrzałem niewielkim kontenerem, technik zaczął rozstawiać swoją zautomatyzowaną wieżyczkę. Kto wie ile krwi mogłaby im ona napsuć.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDeadline: 19.11.2012 godz. 21:00
Kolejka:
Urwisko - Saiph > Mist / Iris
Gunman - Ner
1. Postarajmy się, by ten DL był DL z krwi i kości, ok? :d
2. Ner, jesteś sam. Scott zgłosił mi na najbliższy czas urlop.