- Smakosz się znalazł.- mruknęła do siebie pod nosem, patrząc, jak vorch się oddala. Jeszcze chyba nigdy w życiu nie wdała się z nikim w równie absurdalną wymianę zdań. Za to wniosek był całkiem prosty. NIGDY więcej pomagania przypadkowym vorchom w klubach. To wszystko wina Derieta. Z powodu swojej podatności na urazy za bardzo ją rozmiękczył, a jak widać, nie każdemu było warto pomagać.
"Piękna", "młody kwat", Palmira uniosła do góry jedną brew szczerze zdziwiona. Dawno nie słyszała nikogo, kto zwracałby się do niej takimi słowami. Czasem niektórzy przyjaciele jej matek, ale nawet one same nigdy jej tak nie nazywały. Efekt w każdym razie był zdecydowanie łagodzący, choć uznała słowa mężczyzny za dość dziwne. Może to wcale nie był najemnik tylko jakiś poeta? Najważniejsze, że nie wdał się z nią w dalszą kłótnię i uznał jej dominację. To lubiła.
Palmiry w zasadzie kompletnie nie interesowało, kim był owy vorcha. Zła była na siebie, że w ogóle chciała mu pomóc. Wróciła do stolika barowego, zgarniając pozostawione przy nim rzeczy. Na słowa Kraivena nic nie odpowiedziała, tylko rzuciła na niego okiem z typową dla siebie miną wyrażającą ból świata.
- Zmywam się stąd całkiem. - oświadczyła, nie czekając na żadną reakcję czy inne słowa Williama. Skierowała się do wyjścia a potem gdzieś w uliczki Cytadeli.