Może i Gutierrez nie był cały i zdrowy, ale z pewnością bez problemu mógł iść dalej i nie potrzebował wsparcia na niczyim ramieniu, jak potrzebowała go Linette. Wciąż miał na sobie więzienne zabezpieczenia, które były tylko dezaktywowane, kołnierz który zapewne miał służyć jako elektryczna obroża, gdyby próbował się buntować. Twarz miał obitą, a przez jego skroń przebiegały trzy cięcia, których mógł się nabawić zarówno teraz, jak i wcześniej - Czyściec nie był zbyt przyjemnym miejscem. Teraz rany były już ciemnymi strupami, pewnie wymagającymi obejrzenia przez kogoś, kto się na tym znał, ale to już nie leżało w ich obowiązkach. Za to nikt im nie płacił.
Gdzieś za załomem korytarza rozległy się strzały. Mężczyzna zerknął w tamtą stronę, ale nie rzucił się do ucieczki, więc raczej nic im nie groziło. Walka musiała być wystarczająco odległa, by się nią teraz nie przejmować. Potem rzucił Strikerowi pytające spojrzenie, ale nic nie powiedział, nie chcąc chyba wdawać się w polemikę na temat, na który nie miał pojęcia, i to jeszcze w martwym języku. Albo go to zwyczajnie nie obchodziło.
- To co, teraz wszyscy razem idziemy do doku, jak szczęśliwa rodzinka? - odezwała się Jack. Jej zachrypnięty głos odbił się cichym echem od ścian pustego korytarza. - Odlatujemy w przestrzeń i jebać Błękitnych?
Linette mruknęła coś, ale wytatuowana kobieta postanowiła to zignorować. Szła przed siebie szybko, zdecydowanym krokiem, nie przejmując się już tym, czy za nią nadążają, czy nie. Wystarczyło zrównać się ze Sveą, która przecież wiedziała który dok należy do nich, a że była wysoka, to na swoich długich nogach nadawała całkiem niezłe tempo - mimo, że przecież jedna wciąż była obolała.
- Który dok macie? - spytał Andre, przeładowując jednocześnie broń.
- Pierwszy w sąsiedniej sekcji - odparła Engman.
- To kiepsko trochę.
- Dlaczego?
- Nie słyszysz?
Szli w stronę walki. Wyglądało na to, że najgorsze dopiero przed nimi. Jeśli musieli się przebić przez ten wrzeszczący i strzelający tłum, który było słychać coraz głośniej. Musieli docierać do kolejnego dużego pomieszczenia, może jakiegoś magazynu, a może po prostu korytarza idącego wzdłuż doków. W końcu każdy chciał się stąd wydostać, korzystając z krótkiej chwili zamieszania.
- Co za problem, przejdziemy szybko, może generatory to przetrzymają. Obejmę nas kulą, ta psychopatka też może, będziemy mieć podwójne zabezpieczenie, byle do naszego doku - uruchomiła omni-klucz i otworzyła mapę piętra, pokazując ją wszystkim zainteresowanym. Faktycznie, dzielił ich od Nerthusa teraz jedynie długi i szeroki korytarz, będący jednocześnie oszklonym tarasem nad kolejnym spacerniakiem. Zupełnie taki sam jak ten, który załamał się pod nimi jakiś czas temu.
- Byle do doku - powtórzył Gutierrez.
- No ja tu na pewno nie mam już nic do roboty, poza spierdoleniem i nie wracaniem tu nigdy więcej.
Po kolejnym zakręcie po ich prawej stronie pojawiły się drzwi - kolejny niewielki magazyn i wejście do czegoś, co nie było podpisane, za to kontrolka świeciła się na czerwono, uniemożliwiając im ewentualne zajrzenie do środka. Mogli spróbować się tam dostać, choć gonił ich też czas.
Wyświetl wiadomość pozafabularną