Wyświetl wiadomość pozafabularną
Wyświetl wiadomość pozafabularną
To już był któryś raz, kiedy oglądał opustoszałą kolonię. Tym razem nie robiło to już na nim żadnego wrażenia. Tylko ta cisza. Ta pieprzona cisza, która wręcz dudniła mu w uszach. Może i krzyki pojawiały się co jakiś czas, ale raczej nie dodawały urok tej sytaucji. Nowością był też rój. Naprawdę dziękował za pełny hełm bo jakby miał przyjmować te robaki prosto na twarz to pewnie znacznie szybciej odpuściłby sobie tą misję i swoje małe zainteresowanie robalami.
Patrząc na ciało jednego z lokalnych obrońców poczuł dziwne mrowienie, że nadchodził pewnego rodzaju konflikt interesów, którego bardzo chciał uniknąć. W jego głowie po prostu tkwiła myśl, że już ich nie ma, bo są martwi. To, że żyją było już problemem, który musiał jakoś ogarnąć. Nie za bardzo chciał zabijać swoich, jeśli nie było potrzeby. Robił to już tak wiele razy, że nie chciał aby weszło mu to w nawyk.
Kiedy udało mu się w końcu dojrzeć sytuacje w środku budynku przyparł do ściany czując jak po czole spływają mu krople potu. Trochę się stresował, trochę się blokował. Nie wiedział już czy to wina terapii, czy tego, że wziął leki. Jak się teraz nad tym zastanowił to mógł ich nie brać, przynajmniej ta część misji byłaby łatwiejsza. Po prostu zacząłby strzelać do wszystkiego co się rusza, a potem wyrzuty sumienia w hotelowej sypialni. Teraz będzie musiał to dodatkowo robić na trzeźwo.
- Co ty nie powiesz.
Powiedział pod nosem mając nadzieje, że go nie dosłyszy. To komplikowało mu dzień, a jego mózg właśnie jechał na najwyższych obrotach próbując stworzyć jakikolwiek plan działania. Póki co nie szło najlepiej.
Jego spojrzenie utknęło na cywilach. Ich sytuacja absurdalna. Dwie grupy próbujące ich uratować, ale w międzyczasie wyrżną się nawzajem. Jeszcze zabawniejsze było to, że gdzieś tam oglądają to wszystko robale zastanawiające się nad tym czego właśnie są świadkami.
Charles Striker widział w swoim życiu wielu herosów przymierza. Tych z plakatów oczywiście, a ten tutaj? On był najlepszy. W życiu nie widział czegoś tak nieskazitelnego. To była osoba, którą trzeba było zamknąć w szklanym pudle i wstawić w muzeum. Coś niesamowitego.
- Jest możliwe. - Westchnął. - Ufasz mi, nie?
Poklepał ją po ramieniu i przypiął broń do paska. Zaczął klikać coś w swoim omni-kluczu, szukał swojej certyfikacji. Wolał to niż otwartą walkę, a przynajmniej spróbować. Nie chciał zabijać tych dzieciaków, ale góra zabije jego jeśli coś pójdzie nie tak. Więc postanowił zrobić to co robił zawsze. Być śliski.
Podniósł ręce w górę, a z jego omni-klucza wyświetlał się jego certyfikat bycia członkiem Przymierza. Może jako najemnik, ale stanowisko miał dość wysokie. Na tyle by w razie czego spróbować zaatakować kompetencje tego blond gagatka. Ruszył w ich stronę jakby nigdy nic.
- Charles Striker, Alliance Titan Group. Który debil wydał rozkaz walenia w SST zamiast Zbieraczy?- Zapytał jakby nigdy nic ale można było dość łatwo wyczytać w jego głosie poirytowanie ich zachowaniem. - Skoro już koncertowo spierdoliliście moją przykrywkę, to moglibyście przestać we mnie celować złamasy?
Warknął. Jeśli poczuł, że kontroluje sytuację to zamierzał zdjąć hełm i zapalić. Potrzebował znowu nikotyny. Jeśli jednak nie to po prostu oczekiwał, kiedy będzie musiał sięgnąć po broń. Miał nadzieję, że nie wyszedł z wprawy w kwestii odgrywania typowego operatora wywiadu, czasami wychodziło.
- Który z was tu dowodzi? Bo wątpię, że ten żyjący i chodzący stolen valor. - Spojrzał jeszcze raz z pogardą na to co prezentował Verner, jego mundur i jego pseudo oznaczenia. - Sytuacja wygląda tak. Nikt z Przymierza po was nie przyleci, a my jestesmy waszym jedynym biletem z tej pierdolonej dziury. Chyba, że wolicie żebym wrócił pod przykrywkę, a naprawdę nie chce. Moje rozkazy dają mi dużą dozę wolnej ręki w kwestii tego co mam robić jeśli coś stoi na drodze wykonania misji.
Miał nadzieję, że to co miał do przekazania dotrze do ich pustych głów. Oni potrzebowali ich, tak jak SST potrzebowało teraz Przymierza. Większa siła ognia ułatwiała wykonanie zadania, a akurat mieli szóstkę pod ręką. Do tego sadził się na zabranie broni Konradowi. Póki ją miał, to mógł strzelić.
- Gdybyś naprawdę był z N to sam byś ich wykończył za nim dotarliśmy tutaj, a zdążyliśmy rozwalić dwa oddziały zbieraczy. Spójrz na nich. - Wskazał głową na rannych ludzi z SST. - Założę się, że tych martwych po drodze i rannych tutaj nawet nie zadrapałeś. Tylko własny pancerz potrafisz.
Parsknął śmiechem starając się go trochę prowokować by przygotować sytuacje do łatwiejszego zabrania mu broni..
- Przeproś Kiru, bo sam żeś bydło.