Największa metropolia ówczesnych Chin - Szanghaj jest ich finansowym i handlowym centrum, zlokalizowanym przy ujściu rzeki Jangcy. Jedno z najbardziej rozwiniętych technologicznie miast Ziemi słynie ze swojej szybkiej ekspansji i wspaniałej, nowoczesnej dzielnicy Pudong, często widocznej na widokówkach i pokazywanej w dokumentach.

Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Dzielnica Huangpu

7 sty 2022, o 18:55

Maska kaleki i poszkodowanego życiem dziecka zniknęła w mgnieniu oka, odsłaniając to co znajdowało się pod spodem. Vex nawet nie próbował udawać zaskoczenia; spędził wystarczająco wiele czasu na Omedze, by umieć rozpoznać próbę wyłudzenia kredytów oraz branie na litość. Szanghaj, chociaż odległy o tysiące lat świetlnych od zniesławionej stacji, był pod tym względem niewiele inny; mieszkańcy slumsów wszędzie próbowali uzyskać kilka kredytów na te same sposoby, bez względu na rasę czy wiek. Miało to jednak również swoją wadę - pozyskanie informacji w ten sposób wiązało się z ryzykiem, że jej wiarygodność będzie pozostawiała wiele do życzenia.
Gdy żebranie nie było przeszkodą w zarobieniu kilku kredytów, tak samo było z kłamstwem.
Następne słowa chłopaka rozwiały jednak jego wątpliwości, nadając mu im rzetelności. Wiedział kim był Isaac, a co więcej - wiedział kim był on. Haker najwyraźniej go oczekiwał, nie zrażając się brakiem odpowiedzi po wysyłanych do niego wiadomościach, albo po prostu zabezpieczając się na przyszłość. Przyglądał się dzieciakowi w milczeniu, krzyżując ramiona na piersi kiedy ten rzucił swoją cenę.
- Nie za wysoki skok z jednego kredyta na biednego ojca? - rzucił w odpowiedzi, uśmiechając się półgębkiem, chociaż był to uśmiech pozbawiony radości. - Trzysta.
Cena rzucona przez młodzika nie była zatrważająca, ale z czystego przyzwyczajenia chciał sprawdzić czy ten go testuje, zawyżając swoje usługi i licząc, że trafił na frajera z górnej dzielnicy, czy rzeczywiście uważał, że taka była wartość tych informacji. Widząc determinację i upór na jego twarzy po nowej ofercie, otrzymał swoją odpowiedź. Wzruszył tylko ramionami i przesunął palcami po wyświetlaczu omni-klucza, przesyłając wymaganą kwotę do chipu kredytowego chłopaka; ta bardziej cyniczna część jego osobowości dopisała sobie w pamięci, żeby dorzucić ten wydatek do kosztów pracy Widma na przetarcie szlaku finansowego w przyszłości, ale ta myśl zniknęła równie prędko co się pojawiła, gdy dzieciak skinął głową i pokazał mu, żeby za nim ruszył. Co też zrobił.
Zanurzanie się w świat Huangpu przypominało oddalanie się od brzegu na bagnistej planecie. Im bardziej kluczyli, wybierając wąskie uliczki i zapuszczone rejony slumsowego rewiru, tym bardziej widoczny stawał się wszechobecny bród i ubóstwo; bezosobowe tłumy maskowały ich obecność przed dronami policyjnymi, ale wkrótce i te stały się przeszłością. Wszechobecne Bixie oraz spojrzenie szanghajskiego rządu miało swoje ograniczenia i nawet ono nie sięgało tam gdzie się wybierali; Vex narzucił kaptur płaszcza, chowając twarz głębiej w szarym materiale i dołączając do organicznej, anonimowej masy tłumów, trzymając się jednak blisko swojego przewodnika. Gdy szybko przenieśli swoją podróż do kanałów wiodących pod ulicami, nie zaprotestował nawet kiedy w jego nozdrza uderzyła intensywna woń stłoczonych ciał, zepsutego powietrza oraz mieszaniny tysiąca innych zapachów, które nie miały jak się wydostać z ciasnych korytarzy oraz pracujących z trudem wentylatorów; w milczeniu podążał za chłopakiem tak długo, aż w końcu dotarli pod niczym nie wyróżniające się kontenery służące za mieszkania tutejszym ludziom.
Życie zmusiło Skinnera nie tylko do zmiany miejsca zamieszkania, ale najwyraźniej również do jego poziomu.
I na tym się nie skończyło.
Bez słowa poczekał aż dzieciak ucieknie, w ciszy przyglądając się hakerowi. Ostatni miesiąc drastycznie zmienił ich oboje, ale zmiana Isaaca była wyraźna jak na dłoni; cokolwiek wydarzyło się przez ostatnie kilka tygodni, odcisnęło na mężczyźnie swoje fizyczne piętno, zostawiając po sobie paskudne rany oraz obrażenia. Przesuwając spojrzeniem po przesiąkniętej krwią masce oraz widocznych na jego twarzy ranach, zastanawiał się jak wiele z nich było spowodowane jego wcześniejszą wizytą, a co było ceną, którą haker musiał zapłacić za igranie z lokalnymi władzami. Wiedział, że powinien poczuć ukłucie winy za ignorowanie Isaaca lub wyrzuty sumienia za to, że mógł sprowadzić mu na głowę Castora, ale nic takiego nie nadeszło; wykorzystał ich zapasy na całe swoje życie i teraz niewiele było w stanie przekroczyć fosę utworzoną z pustki lub rozbić się o chłodny mur. Tym bardziej, że miał świadomość, że Skinner ma rację: pełne nienawiści spojrzenie w poranionej twarzy było zarówno zasłużone, jak i prawdziwe. Gdyby go nie potrzebował, najpewniej pojawiłby się tutaj dopiero za kilka miesięcy lub kilka tygodni, po załatwieniu własnych spraw z Etsy lub w chwili braku innych zajęć.
- Moja hakerka martwiła się o twojego kota. Poza tym o ile się nie mylę, to ostatnim razem sugerowałeś mi, że gdybym czegoś potrzebował, to mogę cię odszukać - rzucił na powitanie, ale w jego tonie nie było ani prośby, ani wyrzutu, ani niczego konkretnego. Wszelka idea pomocy uleciała do kosza w pierwszej sekundzie rozmowy; potrafił odczytać mowę ciała oraz płonące w Skinnerze emocje, by wiedzieć, że udzielanie mu przysług to ostatnie na co miał teraz ochotę.
- Wyglądasz jak gówno, młody - dodał po długiej chwili milczenia, nie wyciągając dłoni z kieszeni płaszcza. Oderwał wzrok od obrażeń hakera, zawieszając go na pełnych bólu i wściekłości oczach. - Widziałem twoje mieszkanie. Co ci się stało?
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Dzielnica Huangpu

7 sty 2022, o 21:19

Skinner nie planował go wpuszczać do środka - przynajmniej nie po tym, co Widmo miał mu do powiedzenia w odpowiedzi. Cofnął się lekko wgłąb kontenera, pozwalając by jego twarz przykrył z powrotem cień półmroku, lecz wciąż drzwi były zaledwie odrobinę uchylone - na tyle, by Viyo widział jego wykrzywioną bólem twarz, ale niewystarczająco by mógł poczuć się zaproszony do środka.
Za plecami turianina, dzielnica działała swoim, zwolnionym trybie. W obszarze, w którym nie spoglądało na nich czujne oko Szanghajskiego systemu, ludzie swobodniej poruszali się po ulicach, siedzieli na schodkach przed budynkami mieszkalnymi i spędzali ze sobą czas. W powietrzu unosił się zapach przyrządzanego w jednej z budek jedzenia, a sporadycznie do ich uszu docierał głośny śmiech siedzących na skrzyniach w pewnym oddaleniu od nich mężczyzn.
- Pieprz się - odrzucił, jak gdyby słowo młody było tą linią, której Widmo nie powinien przekraczać. Jego stosunkowo spokojne podejście i mało napięty ton działały na hakera jak płachta na byka. Odbierał jego zachowanie w jeden, jedyny sposób w jaki potrafił biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, których był częścią - dla Viyo to nie było tak poważne, jak dla niego.
Swoje wnioski, choć możliwie błędne, bardzo szybko wplótł w pełną złości odpowiedź.
- Twój znajomy w płaszczu przyszedł złożyć mi wizytę - syknął z wściekłością, nie pokazując po sobie żadnej chęci kooperacji czy współpracy.
Czegokolwiek potrzebował w tej chwili od niego Viyo, swoją postawą wyraźnie pokazywał, że niczego od niego nie otrzyma.
- Mówiłem, że nie chcę tutaj żadnego Przymierza. Żadnego. Wykorzystałeś mnie, Widmo, z całą swoją pierdoloną świtą. A kiedy potrzebowałem pomocy, wyjebałeś w maliny - mówił, a w jego głosie pobrzmiewała uraza, zbyt głęboko zakorzeniona w jego sercu by nie dało się wyczuć jej subtelnego drgania w wypowiadanych przez niego słowach. - Pomogłem ci. Raz. Drugi. Zaryzykowałem moim bezpieczeństwem. A kiedy ten pierdolony żołnierzyk pojawił się przed moimi drzwiami, nie odebrałeś telefonu - odsunął się, ręką sięgając w górę, by mocniej naciągnąć na swoją twarz maskę, krzywiąc się przy tym z bólu.
- Nie wiem, czego się spodziewałem. Twoje przysługi były tylko jebanym kłamstwem, a ja tylko cholernym przystankiem w wielkiej pracy Widma. Mogę winić tylko siebie za to, że walnęły mnie konsekwencje.
Raik chrząknął coś w tle. Z wnętrza kontenera dobiegł szelest, jakby kroganin krzątał się po pomieszczeniu.
- Jak dla mnie to powinieneś dalej winić jego - odrzucił elokwentnie, nieprzejęty pompatyczną przemową hakera.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Dzielnica Huangpu

7 sty 2022, o 23:20

Wyświetl wiadomość pozafabularną Słowa Isaaca potwierdziły jego domysły, wywołując ponurą iskrę w jego wnętrzu. Castor chociaż stracił głowę, wciąż jeszcze miotał się dookoła, próbując pośmiertnie dokonać zniszczeń i zemścić się na swoich oprawcach. Wzmianka o łowcy Steigera była pierwszą, jaką usłyszał odkąd opuścili Chascę; mężczyzna w końcu wyszedł na powierzchnię z cienia, w którym się ukrywał i potwierdził to, czego się spodziewali - wciąż żył i wciąż stanowił zagrożenie.
To czego się spodziewał.
- Donovan Reed - powiedział w odpowiedzi po chwili milczenia, pozwalając Skinnerowi się wysyczeć. Przesunął spojrzeniem po twarzy chłopaka i po krwawej chuście, która skrywała świeże rany; czy gdy próbował skontaktować się z nim w trakcie jego pobytu na Ziemi, łowca Castora właśnie dobijał się do drzwi jego apartamentu? Gdy Etsy rozłączyła połączenie, a on zignorował krótki słowotok, który Isaac zdążył przesłać, nieświadomie pozwolili Reedowi dorwać hakera i go torturować?
Przez uderzenie serca chciał przerwać Isaacowi, gdy ten zaczął mu wytykać nieszczęścia, które na niego zrzucił, ale ta chęć zgasła równie szybko co się pojawiła. Bez słowa pozwalał mu wypluć z siebie wszystkie oskarżenia, przyjmując je na siebie w ciszy i wiedząc, że ma rację w każdym calu. Mógł próbować odpowiedzieć, że wina leżała również po stronie Skinnera, bo nic z tego nie miałoby miejsca, gdyby nie postanowił handlować nielegalnym oprogramowaniem, które przyczyniło się do upadku Niezłomnego, ale był to tylko próżny argument. Szukanie tego co doprowadziło do sytuacji w której się znajdowali przypominało próby ustalenia skrzydła którego motyla wywołały huragan na drugim krańcu planety; motyl Isaaca mógł się zaczynać zarówno w jego wyborach życiowych, jak i w chwili w której Vex odnalazł jego cyfrowy podpis na komputerze nawigacyjnym okrętu na AZ-102 oraz w dziesiątce następnych. Nie miało to znaczenia. Prawda nie zmieniała rzeczywistości - konsekwencje ataku na Castora stały przed nim i wpatrywały się w niego oskarżycielsko znad zakrwawionej maski, będąc jednym z wielu szkarłatnych śladów, które za sobą zostawił i jednym z tych, które dogoniły go na tyle, by mógł je oglądać. Konsekwencją jego świadomej decyzji, a także następstwem tego co zadziało się zarówno na Chasce, jak i na Cordovie. Czymś, czemu mógł przeciwdziałać gdyby tylko ponownie oddzwonił do Isaaca i wsiadł na pierwszy prom lecący do Szanghaju, zostawiając Arae w doku Volyowych, coś z czego doskonale zdawał sobie wtedy sprawę i co postanowił zignorować, woląc tonąć we własnych problemach i mając dość rozwiązywania ich innym.
- W ostatecznym rozrachunku każdy dba tylko o siebie i swoje pragnienia, Isaac. Witaj w prawdziwym świecie - odpowiedział cicho po długiej chwili milczenia, gdy Skinner wypluł z siebie cały jad. Nie poruszył się z progu, nie próbując przecisnąć się do środka ani narzucić swojej obecności jeszcze bardziej niż to zrobił. - Masz rację, że cię wykorzystałem. I masz rację, że porzuciłem cię na pastwę twoich konsekwencji od razu gdy tylko przestałeś mi być potrzebny. Przeprosiłbym cię za to, ale wiem, że nie sprawi to, że twoje rany znikną. Ani nie zmieni faktu, że te przeprosiny nie byłyby zbyt wiele warte, bo masz rację, że ponownie przyleciałem cię wykorzystać i gdybym nie potrzebował twoich usług, to prawdopodobnie by mnie tu nie było. Nie będę udawał, że jest inaczej.
Oderwał wzrok od twarzy chłopaka, przenosząc go na wnętrze kontenera za nim, ale nie dostrzegając w środku jego krogańskiego ochroniarza. Domyślał się, że Raik prawdopodobnie również był ranny, bo inaczej Reed by się nie dorwał do Isaaca. Jakakolwiek walka odbyła się w dzielnicy ponad ściekami, to z pewnością nie było to zbyt piękne i polubowne.
- Czego chciał Reed? - zapytał zamiast tego, wracając spojrzeniem do hakera. - Udało wam się go odpędzić czy dobiliście targu?
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Dzielnica Huangpu

7 sty 2022, o 23:56

Wyświetl wiadomość pozafabularną Przez twarz hakera przebiegał kalejdoskop emocji, które choć negatywne, przybierały różne barwy. Żal, ból i desperacja mąciły w toni wściekłości. Choć jego rany musiały być poważne i choć jego głos wydawał się lekko zniekształcony, chropowaty, odpowiadał Viyo, nieco gubiąc się w potoku słów, które z pewnością obracał w swojej głowie wiele razy przed przybyciem turianina. Prawdopodobnie się go spodziewał - słowa bezdomnego chłopaka to potwierdzały. Nie wyglądał jednak na osobę, która odnalazła swoją permanentną kryjówkę. Kontener wyglądał na bardzo prowizoryczne schronienie przed oczami postronnych i warunkami atmosferycznymi. W środku Viyo nie dostrzegał zbyt wielu mebli, ale w jego mroku nadal schowany był Raik.
- Może od przeprosin powinieneś zacząć, zamiast dawać mi heroiczny wykład o prawdziwym świecie - syknął, przerywając mu, ale słuchając dalej tego, co miał do powiedzenia. Miotał się lekko w miejscu, z dłońmi zginającymi i rozprostowującymi, z barkami pełnymi napięcia. Nic, co kierował w jego stronę Widmo nie trafiało do niego w żaden sposób.
Dla niego, prawdziwy świat był konsekwencjami, na które się nie zgadzał - konsekwencjami niekoniecznie za czyny, które popełnił.
- Nie jestem jebanym przestępcą, którego przy okazji udało ci się przyskrzynić. To nie jest moja wina, że program, który sprzedałem, ktoś wykorzystał do morderstwa. Pomimo tego, chciałem to naprawić. Pomogłem wam. Nie musiałem pomagać wam drugi razy, ale to zrobiłem - rzucił, a jego słowa ochłodziły się pod wpływem niknącej wściekłości, z wolna zastępowanej dystansem. - Nie jestem twoją jebaną stratą cywilną, którą możesz sobie wliczyć w raport i czekać, aż Rada poklepie cię po głowie. Nie jestem idiotą, którego możesz zagadać moralnymi wykładami o tym, jakie życie jest ciężkie i brutalne.
Przysunął się bliżej, wtedy, gdy wydawałoby się, że jego furia zniknęła, w złości zbliżając się do Viyo. Zamaszystym ruchem zdjął zakrwawioną maskę ze swojej twarzy, ujawniając mało przyjemny widok pod spodem.
Jego żuchwa zastąpiona była tanim, roboczym implantem trzymającym jego szczęki w ryzach. Twarz i szyję miał pokiereszowaną, na pierwszy rzut oka od eksplozji. Implant nie był wszczepiony w sanitarnych warunkach, ani nie był dobrej jakości - przypominał medyczną protezę, której granice były zainfekowane, a w jego krawędziach gromadziły się kropelki krwi.
- W prawdziwym świecie ja spędzę całą resztę mojego życia chowając się przed konsekwencjami tego, co ty zrobiłeś. Byłeś Widmem. Myślałem, że chronisz ludzi, którzy z tobą pracują, ale najwyraźniej moje zaproszenie do elitarnego klubu było tymczasowe, więc zostałem wyruchany jak reszta świata - warknął, znów zasuwając maskę na usta. - Gdybym był tobą, całemu światu powiedziałbym o twojej syntetycznej koleżance na statku albo wymusiłbym twoją ochronę szantażem. Nie jestem, kurwa, złym człowiekiem i nigdy nie byłem, ale tak mnie potraktowało wielkie Widmo za to, że choć raz chciałem coś zrobić coś pożytecznego dla świata.
Odsunął się znów, wracając w półmrok kontenera, do którego nie docierało światło latarni.
- A teraz wybacz, muszę zaaranżować sobie ucieczkę z tej planety zanim wpierdolą mnie na resztę życia do rządowego więzienia, teraz, gdy wiedzą jak mnie znaleźć - rzucił ironicznie, sięgając po drzwi kontenera. - Pozdrów Etsy. Miłego kroczenia po trupach do następnego celu.
Drzwi kontenera zatrzasnęły się przed nosem turianina zamaszystym ruchem.
W prawdziwym świecie, każdy powinien dbać tylko o siebie. A odpowiadanie na pytania Widma, czy też przysługa, której znowu potrzebował nie oferując niczego w zamian, nie leżały w interesie rannego hakera.

Wyświetl uwagę Mistrza Gry
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Dzielnica Huangpu

8 sty 2022, o 01:49

Wyświetl wiadomość pozafabularną Vex w milczeniu przyjmował na siebie słowa hakera, w ciszy i bez sprzeciwu pozwalając mu być celem jego złości oraz wyrzutów. Isaac miał do tego pełne prawo i tak jak nie zamierzał ukrywać swoich pobudek przylecenia na Szanghaj, tak nie zamierzał bronić się przed jego zarzutami. Miał rację we wszystkim co mówił, w każdym zdaniu które cedził mu w twarz i w każdym oskarżeniu rzuconym poprzez ból, żal i wściekłość, które kryły się za nimi. Chłopak zasłużył na każde przeprosiny i mógł czuć się zdradzony, bo tak właśnie było - Vex doskonale zdawał sobie z tego sprawę, tak samo jak wiedział że to była jego wina. Nie było jednak takich słów, którymi mógłby go udobruchać, a które sprawiłyby, że cała ta sytuacja zyskałaby w swoim świetle.
A nawet gdyby istniały, to nie był też pewien czy chciałby je wypowiedzieć.
Oskarżenia Isaaca tworzyły nowe rany, tnąc głęboko i boleśnie, bo były prawdziwe. Zasługiwał na każde z nich, podświadomie wręcz pragnąc je usłyszeć. Nadawały rzeczywistości każdej prawdzie, którą haker wypowiadał na głos, a których Vex miał świadomość od chwili, od której odrzucił ostatnie połączenie na Elpis. Skinner był przestępcą, ale nie bardziej niż on sam - a po ich wspólnej akcji na Chasce wkroczył na ścieżkę odkupienia, która mogła zaprowadzić go w tą stronę, którą wyczuł w nim, gdy po raz pierwszy wtargnęli do jego apartamentu w Huangpu. Tą samą, która sprawiła, że poprosił chłopaka o pomoc pokładając swoje życie na jego program i tą samą, którą dostrzegał później, gdy rozmawiali krótko po sukcesie z Castorem, kiedy sugerował mu dalszą współpracę. Isaac nie był złym człowiekiem i Vex miał tego pełną świadomość odkąd się poznali. Nie zasługiwał na zemstę Reeda i nie zasługiwał na bycie porzuconym na własną pastwę.
Ale miał zwyczajnie pecha.
Gdyby jego prośba o pomoc przyszła kilka tygodni wcześniej, Vex bez wahania zostawiłby Elpis w rękach Arkadija i udał się do Szanghaju żeby go uratować. Nie tylko dlatego, że Skinner na nią zasługiwał ze względu na wsparcie, którego im udzielił, ani nawet nie dlatego, że w głębi ducha był dobrym człowiekiem, który starał się być lepszym - co samo w sobie było rzadkością w dzisiejszym świecie - ale dlatego, że Vex uważał, że tak należało postąpić. Pomimo tego co przeżył przez ostatnie miesiące, wciąż jakąś częścią siebie wierzył, że bezinteresowne pomaganie było właściwe i zrobiłby to nawet wtedy, gdyby Isaac był nieznajomą twarzą, kimś kto po prostu wpadł w kłopoty. Fakt, że wtedy dodatkowo wierzył w potencjał chłopaka oraz dobro, które ten mógł zrobić, było tylko dodatkowym bodźcem. Lubił młodego hakera i pomógłby mu bez namysłu.
A potem wydarzyła się Maya i wszystko się zmieniło.
Ta jego część, która wierzyła w naprawianie innych ludzi oraz to co właściwe, umarła bezpowrotnie. Nie został nikt, kto miałby ochotę pomagać komukolwiek, a cała reszta była zbyt zajęta własnym bólem, by mieć ochotę ratować kogokolwiek. Isaac miał pecha, bo spóźnił się ze swoją prośbą o pomoc o niecały tydzień.
Vex nie odezwał się przez całą tyradę chłopaka, tkwiąc w bezruchu przed kontenerem służącym za jego mieszkanie. Nie drgnął nawet, gdy zatrzasnął mu drzwi przed nosem oraz gdy ich huk poniósł się echem po wąskiej uliczce. Zabrał głos dopiero po kilku sekundach, gdy echo uderzenia na dobre przebrzmiało i ucichło.
- Mogę wziąć was na mój statek i odstawić gdzie będziesz chciał - powiedział, podnosząc głos na tyle, by być słyszanym we wnętrzu schronienia Skinnera. Rozklekotana kanciapa była prowizorycznym domem, pełnym dziur i szczelin; nie miał wątpliwości, że chłopak będzie go słyszał. - Mam też kapsułę medyczną, która powinna ci pomóc z leczeniem twoich obrażeń.
To że Isaac wiedział o Etsy zmieniło praktycznie wszystko, pozwalając mu podjąć decyzję w kilka sekund po tym jak chłopak wysyczał mu to w twarz. Podejrzewał, że ta wiedza albo dotarła do niego od samego Reeda, albo prosto z plików Castora, do których Skinner prawdopodobnie dobrał się w jakiś sposób - być może wykorzystując jakiegoś swojego elektronicznego robaka wprowadzone z ich omni-kluczem do bazy Steigera lub w jeszcze coś innego. Ostatecznie nie miało to znaczenia, przynajmniej w tej chwili.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Dzielnica Huangpu

8 sty 2022, o 18:19

Drzwi pozostawały zamknięte przez dłuższą chwilę po tym, gdy słowa Widma zabrzmiały po ich drugiej stronie. Skinner nie wydawał się zainteresowany ofertą - przynajmniej to sugerowało jego milczenie.
Dopóki wreszcie się nie odezwał.
- Wiem, że znowu czegoś ode mnie chcesz i nie dam się na to nabrać - krzyknął, głosem stłumionym przez metalowe, wątłe drzwi kontenera. - Poradzimy sobie doskonale bez cie...
Jego zdanie urwane zostało w połowie przez jazgot nienaoliwionych zawiasów. Drzwi uchyliły się gwałtownie ku zaskoczeniu hakera, który odskoczył lekko w bok, ustępując miejsce kroganinowi.
Raik nie był w dobrym stanie. Jego pancerz był mocno zniszczony. Jeden z jego naramienników odpadł, obnażając bark, spod którego płytek wydostawała się zaschnięta, pomarańczowa krew. Napierśnik był zniszczony eksplozją, która mocniej pokiereszowała jego już i tak paskudną twarz. Mimo tego, że przypominał poranioną kupę mięsa, trzymał się na nogach całkiem nieźle, w przeciwieństwie do zwiniętego w sobie Skinnera.
- No, nareszcie coś dobrego - rzucił rubasznie, otwierając szerzej drzwi pomimo wyraźnego oburzenia na twarzy Isaaca.
Kontener przypominał bardzo prowizoryczną chatę. Najwięcej jego przestrzeni zajmował sprzęt komputerowy upchany w zamknięte lub nie kontenery. Na czterech skrzyniach rozłożone były dwa koce, które służyły za mało wygodne łóżka. Na innej, służącej za stolik, leżały resztki jakiegoś opalonego mięsa, które wcześniej konsumował Ugarr.
- Nie zamierzam dalej dawać się wykorzystywać, Raik. Mam swoje granice - prychnął haker, zakładając ręce na klatce piersiowej ku kompletnej obojętności ze strony kroganina. Ugarr obrócił się i ochoczo sięgnął po pierwszą ze skrzyń, z łatwością łapiąc ją pod pachę i ruszając do wyjścia, jakby nie potrzebował więcej niż pięciu sekund na decyzję.
- Nie straciłem nerki po to, żebyśmy żyli jak vorcha bo wolisz się nad sobą użalać, gnojku - odparł, ale mimo wrogości jego słów, jego głos pozostawał na tyle uprzejmy, na ile było to możliwe w jego przypadku. Miał przy tym sobie energię, z którą wymaszerował na zewnątrz, odsłaniając Viyo resztę kontenera i wskazując na sprzęt, który musieli zabrać. - Mamy tego trochę do zabrania, przydałby się prom.
Chłopak oparł się plecami o ścianę kontenera, przyglądając się naburmuszony plecom Ugarra, chętnego do natychmiastowej ewakuacji ich mało luksusowego hotelu.
- Nigdzie się nie wybieram - oznajmił obrażonym tonem.
- To zostań - odrzucił Raik bez większego zainteresowania, wciskając turianinowi pierwszą, ciężką skrzynkę sprzętu.
Wizja pozostania w tym miejscu samemu sprawiła, że mężczyzna od razu zbladł, ze strachem przyglądając się wymianie towaru.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: Dzielnica Huangpu

9 sty 2022, o 17:17

Wyświetl wiadomość pozafabularną Kiedy drzwi ponownie otworzyły się ze zgrzytem, Vex w milczeniu obrzucił spojrzeniem poranionego kroganina. Nawet nie wiedząc jak potoczyła się ich walka z Reedem, domyślał się że Raik prawdopodobnie był jedynym co stanęło na drodze śmierci, która w innym wypadku zabrałaby Skinnera do grobu. Jakakolwiek historia stała za tym mało prawdopodobnym partnerstwem wątłego hakera z potężnym wojownikiem krogańskiego klanu, ochroniarz zapracował sobie na swoje miano. Przyjaźń, dług czy obowiązek - bez względu na powody, najwyraźniej ta więź między nimi dalej była aktualna pomimo odniesionych obrażeń i zagrożenia czającego się pod postacią łowcy Castora.
- Każdy chce czegoś od innych - potwierdził wprost przewidywania chłopaka, lustrując Raika wzrokiem, ale kierując swoje słowa do hakera. - Jednak transport z planety i pomoc medyczna się w to nie wliczają. Uznaj to za spłacenie mojego długu za pomoc na Chasce oraz jako rekompensatę za... to - dodał, machnąwszy spod płaszcza dłonią w bliżej nieokreślonym geście, omiatając zarówno obecne, wątpliwe schronienie Isaaca jak i jego stan fizyczny.
Kontener w którym żyli mężczyźni, przypominał resztę slumsów. Zapuszczony, brudny, tymczasowy. Gdyby nie sprzęt komputerowy, który najwyraźniej udało się uratować hakerowi - lub pozyskać nowy - to prowizoryczne mieszkanie przypominałoby tysiąc innych w jakich ukrywali się bezdomni lub ci których los pozbawił środków do życia. Była to namiastka życia, stanowiąca diametralne przeciwieństwo tego co widział na Bekensteinie; Skinner i Raik być może byliby tu bezpieczni przez pewien czas, ale prędzej lub później jeżeli nie wykończyłby go Reed, to zrobiłby to głód, zakażenie ran lub chciwość innych biedaków próbujących ponownie wkupić się w łaski Fortuny.
- Znacie tą dzielnicę lepiej ode mnie. Podaj mi adres gdzie będzie mógł bezpiecznie wylądować z dala od wścibskich oczu - rzucił do kroganina, przesuwając na niego swoją uwagę. Zorientował się już, że decyzja zapadła, nawet pomimo obrażonego tonu i sprzeciwu chłopaka; z ich dwójki Raik był tym bardziej praktycznym, który rozumiał sytuację w jakiej się znaleźli. Ze slumsami, ranami Skinnera i zakażeniem toczącym ich rany nie mógł walczyć, bez względu na to jak wielką siłą ognia by dysponował - przyjęcie pomocy ze strony Widma było bezpieczniejszą opcję, bo nawet gdyby Vex rzeczywiście chciał ich wykorzystać po znalezieniu się na okręcie, to przynajmniej wojownik wtedy mógłby mieć coś do powiedzenia. Nawet poraniony i bez jednej nerki z pewnością stanowiłby potężną przeszkodę, gdyby stanęli ze sobą w szranki na pokładzie Arae.
Skinął krótko głową do Raika i odebrał od niego ciężką skrzynią, przekładając ją na ramię. Po tym jak Etsy wezwie im prom, prawdopodobnie i tak będą potrzebować przynajmniej kilku kursów do przejętej taksówki, w zależności od tego jak wiele sprzętu posiada Isaac. Jeżeli eksplozja która uszkodziła ich ciała nie miała swojego źródła w zabezpieczeniach chłopaka, to graniczyło z cudem żeby cokolwiek z tego przetrwało, więc podejrzewał że albo to był jego zapas, albo zdążyli ewakuować się z częścią nim Reed zaatakował. Była to jednak historia, która musiała zaczekać, przynajmniej w większości.
- Muszę jednak wiedzieć jedno już teraz: czy Reed przeżył wasze spotkanie? - zapytał wprost kroganina, czekając aż zabiorą się z resztą ekwipunku. - Przemycenie was na pokład mojego okrętu to jedno i z władzami Szanghaju sobie poradzę, ale jeżeli nadal musimy go wypatrywać, to muszę być na to przygotowany. Jaka jest szansa, że dalej za wami węszy?
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Dzielnica Huangpu

9 sty 2022, o 19:55

Być może dystans był tym, czego haker potrzebował by dostrzec hojność oferty Widma. Na razie, ranny, wciąż wystraszony ciężarem wydarzeń, jakie spadły na jego barki, a przede wszystkim głęboko obrażony na poprzedni brak pomocy, krzywił się tylko na jego słowa. Obserwował, jak Raik krząta się po kontenerze, zgarniając różne rzeczy do jeszcze niewypakowanych po brzegi skrzyń.
Całe życie Skinnera zatrzaśnięte było w kilku metalowych boksach. Ugarr nie wydawał się być przywiązany do ich wartości, nieraz rzucając jedną skrzynkę na drugą i sprawiając, że Isaac mruczał pod nosem jakieś przekleństwa. Nawet w jego poprzednim mieszkaniu na próżno było szukać śladów egzystencji kroganina, który albo nie posiadał zbyt wielu przedmiotów, albo nie dbał o te, które jeszcze mu zostały.
- W Szanghaju? Nie ma takiego miejsca - odrzekł krótko, spoglądając naburmuszonym wzrokiem na Viyo. - Lądowanie statku zwróci na siebie uwagę. Zresztą, lądowanie w tych okolicach bez pozwolenia rządu jest zabronione, mamy tylko port YRD.
Kroganin machnął ostentacyjnie ręką, ignorując jego słowa na swój sposób, który przez dłuższy czas pozostał niewypowiedziany na głos. Stęknął lekko, podnosząc najcięższą skrzynię, która stanowiła podstawę jego łóżka i wytargał ją bliżej wyjścia z kontenera.
- Dobra, załatwię nam prom, który to pomieści, znam tu jednego - zaoferował. Skinner mruknął tylko coś pod nosem, ale na tym etapie ciężko było rozpoznać, które działania czy słowa Raika faktycznie go irytowały, a które po prostu pojawiły się w momencie, w którym hakera nie sposób było zadowolić.
Słowa Viyo sprawiły, że oboje zamarli, spoglądając na Widmo. Turianin mógł dostrzec, jak w oczach Isaaca znów mignęła podejrzliwość, jak gdyby słowo teraz oznaczało warunek, ale też ryzyko kolejnej ucieczki Widma gdy tylko to dostanie informację, której potrzebowało.
- Żyje - odrzucił Ugarr zanim haker zdążył wypowiedzieć słowo ze swoich rozwartych ust. - Ale reszta na statku Widma - dodał lakonicznie, mrugając jedynym, funkcjonalnym okiem w stronę turianina i machając lekko ręką, wskazując mu, by zostali na miejscu.
Nie było go może dziesięć minut, ale Skinnerowi wystarczyło trzydzieści sekund niekomfortowej ciszy by ruszyć się z miejsca, wgłąb konteneru, pakując resztę potrzebnych mu przedmiotów w formie wymówki od rozmawiania z Viyo, którego oferty wciąż wydawał się nie być pewny. Gdy Ugarr wrócił, towarzyszyła mu czwórka podejrzanie wyglądających mężczyzn, który zmierzyli Vexariusa wzrokiem po czym bez słowa wkroczyli do kontenera, łapiąc za skrzynie i ruszając wgłąb jednej z uliczek, w kierunku nieznanym Isaacowi.
Chłopak natychmiast rozszerzył oczy w przerażeniu.
- Kim oni... Co... - sapnął, patrząc, jak dwójka z nich zabiera skrzynkę, którą dopiero skończył pakować. - Przecież to niebezpieczne, Raik, ty idioto! Nie może sie nikt dowiedzieć, że...
- Spokój - burknął kroganin, podnosząc jedną ze skrzynek i dokładając ją jeszcze Vexowi, nim sam zgarnął pozostałe cztery, ułożone w chybotliwy stosik. - Są usmażeni, nikomu nic nie pisną. Dostali w łapę i się cieszą, rozumiesz?
Wyruszył na zewnątrz, nie oglądając się w stronę Skinnera, który rozłożył z frustracji ręce. Wszystko działo się zdecydowanie zbyt szybko niż tego by chciał, ale Raik do serca wziął sobie słowa, którymi podzielił się z nimi wcześniej - nie zamierzał spędzać w tym miejscu więcej czasu.
Ich podróż ze skrzynkami była krótka, choć zawiła. Nie napotkali na swojej drodze żadnych mieszkańców tej części dzielnicy. Raz drzwi zamknęły się z hukiem na dźwięk nadchodzących kroków, chowając wcześniej wydobywający się na ulicę snop światła. Wreszcie, za jednym z zakrętów, napotkali pozostawione na ziemi skrzynki i tylko jednego mężczyznę stojącego obok z omni-kluczem gotowym na przyjęcie zapłaty od kroganina.
- Czy to... prom Vincenta? - spytał zasapany ich tempem marszu chłopak, spoglądając na uchylone drzwi małego hangaru, który wydawał się w większości połatany różnymi fragmentami blachy. Kroganin jednym szarpnięciem uchylił je szerzej. Zamiast sufitu, lądowisko przykrywała płachta, którą zdejmowało się sznurem będącym częścią mało skomplikowanego, bloczkowego systemu. Ugarr wcisnął sznur w dłonie Widma, polecając mu je odkryć, a sam zaczął ładować skrzynie do wnętrza pojazdu.
- Ta - odrzucił tylko, zapraszając ich do środka.
Pojazd był rozklekotany i bardzo prowizoryczny. Zamiast siedzeń pasażerskich zrobiono miejsce na ładunek, co sugerowało Viyo, że musiał być wykorzystywany w lokalnym przemycie. Mimo jego niepozornego stanu i faktu, że drzwi za nim zamknęły się tylko do połowy nim manualnie je uszczelnił, kokpit działał całkiem sprawnie.
- Załatwię nam wejście - mruknął Skinner, sięgając do swojego omni-klucza. Usiadł na podłodze promu, między skrzyniami, rozpoczynając dość żmudny proces podrabiania im papierów przewozowych.
Raik wstukał port YRD w systemy promu a ten podniósł się pod wpływem jego ruchów, z wolna obliczając trajektorię swojego lotu i włączając do ruchu na nieboskłonie Szanghaju.
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Dzielnica Huangpu

9 lut 2023, o 01:14


邪教
Heterodox Teachings
Mistrz Gry: Hawk
Gracze: Wang Baozhen, Charles Striker
骑虎难下
Wyświetl wiadomość pozafabularną Powrót z ciemnego wnętrza Taraina okazał się zgoła odmiennym doświadczeniem dla ich obojga, choć nie z początku. Wspomnienie leżenia na zimnej, metalowej podłodze pośród charakterystycznego, upajającego zapachu zostały szybko ukrócone snem, którego tak drastycznie potrzebowali. Song jako jedyna pozostała w kokpicie, w ciszy przyglądając się obrazowi transmitowanemu przez kamerę umieszczoną na kadłubie Higgsa. Dopiero gdy fregata z ciałem martwego premiera na pokładzie uderzyła w inny okręt, a płomienie eksplozji strawiły jej wnętrze, kobieta wstała z wygodnego fotela, kierując się do kajut załogi.
Tak jak obiecała, w najbliższym systemie czekał na nich prom. Niewygodny, spełnił swoje zadanie, zawożąc ich aż do Układu Słonecznego. Jia Yi nie odzywała się zbyt często, zmęczona i wciąż obolała po spędzeniu ostatnich kilku dni w celi. Dowiedzieli się, że ich stacją docelową była mała baza na Księżycu, skąd mieli przesiąść się do osobnych jednostek.
W tym miejscu ich drogi rozeszły się drastycznie.
Song zniknęła pierwsza w drzwiach śluzy. Siedzieli w poczekalni, mdłej, pozbawionej kolorów i personelu, któremu mogliby się przyglądać. Pożegnała się z nimi skinieniem głowy, nim zniknęła za grubymi, czarnymi drzwiami, odebrana przez osobisty transport. Minęła godzina, nim inny prom przyleciał po Charlesa, i następne dwie zanim odebrano Baozhena.
Wang miał stosunkowo przyjemne następne trzy dni. Prom pozbawiony pilota odwiózł go do prywatnego szpitala, w którym zajęto się jego ranami. Pielęgniarki oraz lekarze byli szybcy i skuteczni, ale nie zamienili z nim ani jednego zdania, co tylko potwierdziło ich dyskrecję. Po czterech godzinach spędzonych na byciu zszywanym, mężczyzna wreszcie wylądował w swoim łóżku, którego znajomy zapach ukoił go do snu. Gdy obudził się następnego dnia, spostrzegł zapakowane, wystawne śniadanie pozostawione na blacie w jego kuchni. Do śniadania dołączona była paczka chipsów, które tak lubił, oraz mała notka "Na zebranie sił", pozbawiona podpisu.
Drugiego dnia obcy mężczyzna odziany w elegancki uniform dostarczył mu zapakowany garnitur, który był uszyty dokładnie na jego miarę. Wydawał się drogi w dotyku - nawet dla kogoś o takim pochodzeniu, jak Wang, który nie miał zbyt wiele doświadaczenia w dotykaniu materiałów tego typu.
Trzeciego dnia na jego konto przelano wynagrodzenie za odbytą misję. Było przelane anonimowo, w sposób ciężki do wyśledzenia. Gdy opuścił mieszkanie, chcąc wydać część posiadanych pieniędzy, w progu zatrzymało go pozostawione na wycieraczce zaproszenie. Napisano je eleganckim, kobiecym pismem, którego nie znał.
Bułeczki Bao i inne pierogi,
09/02/ 21:30, Zhaojialou Town, Dzielnica Huangpu
Striker, choć został zabrany ze stacji na Księżycu jako pierwszy, miał zupełnie inne odczucia względem ostatnich dni.
Jego prom posiadał pilota, szerokiego w barkach mężczyznę, który trzymał blisko siebie broń. Nie odpowiadał na żadne pytania dotyczące celu ich wycieczki, ani nawet nie przedstawił się swoim imieniem. Poprowadził ich prosto w objęcia portu YRD, który przekierował ich do jakiegoś miejsca na powierzchni Ziemi. W pewnym momencie świat rozmył się nieco w spojrzeniu Charlesa, a ciążenie panujące w promie okazało się specyficzne, intensywne, powalając go na podłogę pojazdu. Jedną z ostatnich myśli, jakie pamiętał po obudzeniu się, było wyczucie gazu, który wypełnił kabinę pasażerską, pozbawiając go przytomności.
Obudził się w pomieszczeniu cztery-na-cztery. Było zupełnie białe, poza metalowym krzesłem, do którego był przypięty. Starsza kobieta, Chinka, spoglądała na niego karcąco, odziana w czarny uniform. Zadawała mu pytania, których nie rozumiał, a gdy nie formułował satysfakcjonujących ją odpowiedzi, wychylała ku niemu paralizator, wywołując kaskadę bólu w rannych tkankach. Ktoś cucił go wtedy - minuty, godziny, może całe dni później, chluśnięciem zimnej wody przywołując do teraźniejszości, zmuszając do uczestniczenia w przesłuchaniu.
Drugiego dnia puszczano mu filmy. Nie wiedział, jakie było znaczenie wyświetlanych mu obrazów. Czasem spoglądał na Chińską armię idącą w równym szeregu po nieznanym mu placu. Czasem widział motyla, lądującego na kwiecie maku. Starsza kobieta siedziała na dostawionym krześle, przyglądając się datapadowi, który miała w dłoniach. Wyczytywała z niego słowa, które kazano mu powtarzać - słowa, które nic mu nie mówiły i zdawały się niczego nie oznaczać.
Trzeciego dnia ktoś wepchał igłę w jego żyły, przenosząc go w świat obcy, ale zarazem tak prosty w obsłudze. Inna, młoda kobieta siedziała tuż przy nim, z nogą założoną na nogę. Trzymała go za dłoń, gładząc jej wierzch. Jej słowa były piękne, niewinne, a głos kobiecy i bezbronny. Powiedział jej wszystko, czego od niego chciała, bo wydawało mu się to racjonalne i sensowne.
Tego samego wieczora wyrzucono go na ulicę dzielnicy Huangpu, w pancerzu, okrwawionego i nadal nieco otumanionego. Gdy błąkał się po alejkach, starając dojść do siebie, ktoś wręczył mu krótką notatkę, oraz chip kredytowy. Z jego pomocą mógł odwiedzić hotel i doprowadzić się do porządku.
Bułeczki Bao i inne pierogi,
09/02/ 21:30, Zhaojialou Town, Dzielnica Huangpu
Song czekała na nich w małej, przydrożnej knajpie. Poza nimi nie było nikogo, kto mógłby przysłuchiwać się ich konwersacjom. Właściciel łypał na nich spode łba, gdy wchodzili do środka, zajęty sprzątaniem lub gotowaniem, jeśli złożyli swoje zamówienie. Kobieta wyglądała na zrelaksowaną i orzeźwioną. Uśmiechnęła się lekko na ich widok, zapraszając ich do swojego stolika. Jej włosy były upięte wysoko na głowie, a jej odzież zwykła, cywilna. Nawet siniaki z jej twarzy zbledły lekko, choć wciąż były widoczne.
- Wypoczęliście? - zagadnęła, chwytając pałeczkami pierożka, który pozostał na jej talerzu.
Ostatnio zmieniony 16 sie 2023, o 19:25 przez Mistrz Gry, łącznie zmieniany 1 raz.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Dzielnica Huangpu

9 lut 2023, o 03:08

Charles nie bał się wielu rzeczy w swoim życiu. Jednak zawsze gdzieś w środku odczuwał ten pierwotny, wręcz prymitywny strach przed powrotem z tego typu zleceń. Już od czasów Rosenkova nauczył się, że porażka czy przegrana nie ma znaczenia. Jesteś tylko narzędziem w ich rękach. Nie masz wpływu na decyzje podjęte przez kogoś kogo nawet się nie widziało. Nie raz widział jak z całkowicie nieznanych przyczyn potrafili być eliminowani wartościowi operatorzy.
W jakiś jednak sposób myśl o tym, że nie wiedział już nawet dla kogo pracuje i dlaczego, poprawiała jego nastrój. Kolejny raz wylądował w sytuacji której nigdy nie powinien się znaleźć. Niby wiedział, był mądrzejszy o swoje doświadczenia ale wciąż nie znał niczego lepszego niż to gdzie właśnie był. Jedyne miejsce gdzie czuł się jak w domu. Czyli nigdzie.

Odprowadził wzrokiem swoich towarzyszy, a potem sam spojrzał na prom na który miał wsiąść. Zaczynał powoli rozumieć, że to chyba on wylosował tym razem najgorszą opcję. Zresztą nie miał się co okłamywać. Sam przecież na podobne misje latał. Opuścił lekko spojrzenie na ziemię i wszedł do środka.
Zajął swoje miejsce. Nawet nie próbował rozmawiać. Nie chciał utrudniać mu pracy. Był na tym miejscu. To nigdy nie jest proste. Niektórzy potrafią opowiadać o swoim szczęściu po wykonaniu zadania, o powrocie do rodzin czy inne informacje, które pozostawiają swój ślad gdzieś w odmętach ludzkiej psychiki. On nie chciał być zapamiętany, a tym bardziej nie w taki sposób.
Coraz większe zmęczenie tylko potęgowało działanie gazu. Striker nie pamiętał, kiedy stracił przytomność. Pamiętał tylko znajomy zapach substancji, która to nie pierwszy raz odcięła go od rzeczywistości.

Wiedział, że się obudzi. Niestety. Inaczej po prostu byłoby to za proste. Jeszcze gorzej, że wybudził go odgłos szczekającej starej baby.
-Nie mówię po chińsku.
Przez chwilę przyglądał się jej za nim otrzymał pierwszy cios, a potem kolejny, a potem kolejny. Ku nieszczęściu przesłuchującej niestety nie był zbyt gadatliwym typem. W połowie tortur, kiedy już tracił całkowicie świadomośc w kwesti tego co się dzieje wokół niego i ile woltów przeszło przez jego ciało, w końcu wykrztusił z siebie coś więcej niż tylko kawałki zagryzionych policzków i krwi.
- Przecież mówiłem! Nie znam Chińskiego! Ty stara kurwo!
W jakimś dziwnym przypływie sił chciał się zerwać ze swojego miejsca. Kolejny raz przez brak jakichkolwiek dobrych pomysłów, postanowił wybrać kolejny z tych gorszych. Więc zebrał wszystko co akurat się znajdowało w jego ustach i wykorzystując całą moc swoich przepalonych, nie tylko papierosami ale i prądem, płuc.
Nawet nie wiedział czy trafił. Kolejna fala prądu wyłączyła go prawie na dobre. I tak minął pierwszy dzień powrotu.

Dzień drugi zapowiadał się lepiej. Przynajmniej już go nie torturowali, a wybrali chyba drogę programowania. To nie był ciekawy dzień. Bardziej go zastanawiało dlaczego wciąż próbują to robić tak topornymi metodami. Nawet nie dostał hełmu czy czegoś w takim stylu. Zamiast tego patrzył się na zwykły wyświetlacz. Póki co rząd Chiński nie kupował sobie zbytnio jego miłości i sympatii. Zamiast tego zaczynał czuć jak coś szwankuje w jego głowie i nie były to efektu tego co się właśnie działo.

Dzień trzeci był czymś miłym. Świeżym. Zazwyczaj nigdy nie przyszło mu być torturowanym w takim dziwny sposób. Czym oczywiście się podzielił zaraz po tym jak koktajl zaczął się rozprzestrzeniać po jego organizmie. Odpowiadał na wszystkie jej pytania, ba, nawet naprawde dużo mówił. Było to dość odświeżające uczucie na, o czym Charles jeszcze nie wiedział, koniec tych przygód. Ostatnią rzeczą jaką podzielił się ze swoją towarzyszką było to, że jeśli kiedykolwiek dowie się kto zlecił ten cały cyrk to go odstrzeli na miejscu.

Budząc się gdzieś w brudnej dzielnicy Szanghaju poczuł dopiero jak bardzo jest zniszczony po tych trzech dniach. Oczywiście pierwsze wymioty zaczęły się prawie od razu. Żółć wymieszana z krwią rozlały się po ścianie budynku obok którego leżał. Rozejrzał się po okolicy by po chwili ujrzeć swój plecak. Przynajmniej nie zebrali mu jego rzeczy osobistych. Chociaż pewnie na omni-kluczu miał więcej chińskiego malware'u niż było chińczyków.
- Wciąż żyje. - Zachichotał sam do siebie. - Kurwa, wciąż żyje.
Zebrał się z zimnego i mokrego betonu. Złapał za swój plecak i kolejny raz ruszył przed siebie. Przetrwał, a na jego twarzy zagościł lekki uśmiech. Skoro żył, znaczy, że był potrzebny. Co oznaczało dla niego, że będzie mógł znaleźć kurwe za to odpowiedzialną i po prostu ją zabić. Czasami życie potrafi miło zaskoczyć.

Przyglądał się ludziom na ulicy, którzy dosłownie unikali go na drodze. Miał własne zapachowo-wyglądowe pole siłowe, które nie pozwalało przechodniom się do niego zbliżyć. Zresztą mało kto chciałby się zbliżyć do utykającego mężczyzny, walącego moczem, a do tego uwalonego krwią i rannego.
Na szczęście Strikera był jeden odważny, który postanowił go zaczepić. Ku jego zaskoczeniu, nie był to ktoś kto chciał mu wbić kosę w żebra, a pomoc, której naprawdę teraz potrzebował. Kiedy odbierał rzeczy patrzył mężczyźnie prosto w oczy. Dłonie miał zaciśnięte w pięści. W końcu westchnął głośno i zabrał co miał zabrać. To nie na nim powinien skupiać swój gniew. Jeszcze nie dzisiaj.

Załatwienie pokoju w takim stanie i wyglądzie łatwe nie było. Na super dobre lokum nie mógł sobie pozwolić. Nie mówiąc już o notatce jaką otrzymał. Nawet jej nie przeczytał. Miał to w dupie.
Ciuchy , elementy pancerza i wszystko co miał wtedy na sobie wrzucił do foliowego worka wyciągniętego ze śmietnika. Nie chciał żeby ten smród przeszedł na pokój, sam potem udał się pod prysznic. Smród chemicznie oczyszczonej wody wypełnił jego nozdrza. Woda zaczęła zalewać jego rany. Delikatne swędzenie, które powoli zaczęły przeistaczać się w ból każdej możliwie otwartej rany na jego ciele. Nie mówiac już od odparzeniach na jego kroczu. Cieszył się, że miał przynajmniej przy sobie leki. Może, udałoby mu się uniknąć jakiegoś zapalenia w tym miejscach.
Brał prysznic bardzo długo, jakby chciał oczyścić swojego ciało nie tylko z brudu i ran. Coś w nim pękło, ale nie był świadomy co mogłoby to być. Jeśli będzie się jeszcze w przyszłości nad tym zastanawiał to do tego wróci.
Nałożenie wszystkich kremów, żeli, szwów, bandaży i plastrów było kolejną częścią jego tygodniowego self-care. Domył też pancerz pod prysznice żeby, aż tak nie śmierdział. Czuł ogromny wstyd na samą myśl co będą musieli przejść ludzie jak to zobaczą. Zamówił serwis i oddał im wszystko do mycia.

Usiadł w końcu na krańcu łóżka. Sięgnął po swój pistolet, a jego lufę zaczął obijać o swojego kolano. Bardziej obijał udem lufę, gdyż jego noga podskakiwała z ilości stresu w jaki sobie nosił. Przyglądał się swojemu odbiciu w lustru. Nikt nie powinien był tak wyglądać. Nikt nie powinien był tak skończyć. Jednak jemu się udało. I nie był to sukces z którego można było być dumnym.
W pewnym momenciu przyłożył pistolet do skroni i pociągnął za spust. Jedyne co usłyszał to dźwięk odbijającego się zamka. Broń była pusta.
- No cóż. - Spojrzał na pistolet, a potem rzucił go na łóżko. Pocieranie skroni dawało lekki spokój. Mógł się tego spodziewać, że go rozładowali. - Czas się zbierać.
Dodał na koniec wyjątkowo martwym tonem jakby godząc się ze swoim losem. Nie było mu dane, a nie wiedział, kiedy znowu będzie miał na tyle silną wolę by po to sięgnąć.

Przemykał ulicami Szanghaju najniżej jak się dało. Czuł się jak szczur, nie, jak karaluch. Pewnie gdyby i Strikerowi urwali łeb to by przeżył jeszcze 6 miesięcy. Przynajmniej za to dość łatwo mu przychodziło ukrywanie się w cieniu. Tak ja teraz. Czuł jak koszulka pod rozpinaną bluzą zaczyna w niektórych miejscach przemakać krwią z ran, które nie do końca współpracowały albo do których nie miał zasięgu rąk.

Widząc Song jego ręka mimowolnie ruszyła w stronę broni. Ta ukryta głęboko pod ubraniami tylko czekała by wystrzelić w nią, a potem w każdego kto się napatoczy. Po czym znowu sam musiał się uspokajać w myślach, żeby tego nie zrobić. Zamiast tego wystrzelił tylko krótkim.
- Spierdalaj!
Zajął jedno z wolnych miejsc i ściągnął z głowy kaptur od bluzy. Nie wyglądał jakby trzy ostatnie dni były dla niego odświeżające. Zapalił kolejnego papierosa. Widać było, że raczej nie jest to ten sam człowiek co na Tarrainie.
- Nawet nie wiesz jak żałuję, że się po ciebie kurwa wróciłem! - Rozłożył ręce. Na jego dłoniach widać było świeże plastry zakrywającego jego rozerwane knykcie od ilości tortu jakie przeszedł. - A ty, kurwa już widzę, że odebrałeś swój malutki partyjny garniturek? Może jeszcze ci kurwa…
Po raz kolejny jego dłonie zaczęły się ściskać w pięść rozciągając już lekko zasklepione na dłoniach rany. Papieros, który znajdował się w jego dłoni był złamany przypalając jego skórę. W pewnym momencie zacisnął mocno oczy i westchnął głośno.
- Przepraszam to były ciężkie trzy dni. - Założył znowu kaptur i obrócił się w stronę blatu patrząc gdzieś w dal. Zapalił kolejnego papierosa. Oczywiście jego noga podskakiwała, a jego ręką z papierosem lekko się trzęsła. - Skurwysyny przez trzy dni nie podali mi moich leków, których potrzebuje żeby normalnie funkcjonować. - Spojrzał na dwójkę swoich “towarzyszy” - No to teraz pogadajcie sobie o waszych wczasach i gadaj Song czego kurwa chcesz.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Wang Baozhen
Awatar użytkownika
Posty: 73
Rejestracja: 24 sie 2022, o 18:16
Miano: Wang Baozhen (王葆桢)
Wiek: 35
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Operator E-2
Postać główna: Crassus Curio
Lokalizacja: Szanghaj
Kredyty: 10.095
Medals:

Re: Dzielnica Huangpu

12 lut 2023, o 18:48

Wang spędził drogę powrotną głównie milcząc. Nigdy nie był specjalnie wygadanym typkiem, natomiast obrażenia, które otrzymał jedynie potęgowały potrzebę ciszy i samotności. Oraz snu. Opatrunek z mediżelu spokojnie utrzyma go w kupie zanim dotrze do jakiejś kliniki, więc póki co liczyła się jedynie odnowiona energia. Baza na Księżycu była już przedsmakiem powrotu na Ziemię. Co prawda Baozhen musiał odczekać najdłużej ze wszystkich na swój środek transportu. Pożegnał się najpierw z Song - pełnym szacunku skinieniem głowy. Oraz drobnym uśmiechem. Striker również zasłużył na respekt Bao, który nawet życzył Charlesowi wszystkiego dobrego na koniec, zanim w końcu został sam. Nie przeszkadzało mu to za bardzo, lubił samotność. Mógł w pełni oddać się własnym myślom, wspomaganych przez dym jego ulubionych papierosów. A miał o czym myśleć. Byli pierwszymi, którzy dokonali udanego zamachu na Premiera Przymierza Systemów.
W końcu przyszła pora i na niego. Chińczyk ciężko podniósł się ze swojego siedzenia zanim władował się do promu, który już na powitanie zadziwił szturmowca. Brak pilota, dobry standard. Widać Partia jednak dbała o swoich. Ta myśli miło łechtała jego ego, i tak już rozbuchane po ostatnich wydarzeniach. Musiał się zgodzić z przełożonymi - zasługiwał na takie traktowanie jak mało kto. Jego narcyzm miał się jedynie pogłębić.
Prywatny szpital, profesjonalny personel medyczny. To nie była typowa klinika Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej w których zdarzyło mu się już bywać. Brak interakcji między nim a personelem medycznym zupełnie mu nie przeszkadzał, a wręcz przeciwnie. Pozwolił mu nieco się zrelaksować przed zabiegami. Tak więc, gdy wylądował w swoim łóżku, oddanie się w objęcia Morfeusza zajęło mu ułamek sekundy. Coś było w powiedzeniu, że wszędzie dobrze ale w domu najlepiej.
Kolejne trzy dni minęły mu całkiem przyjemnie, nie pamiętał kiedy tak dobrze wypoczął. Dolegliwości bólowe przeszkadzały mu nieco pierwszego dnia ale pigułka oraz pozostawione śniadanie postawiły go na nogi. Miał swoje przypuszczenia kto był na tyle miły aby załatwić mu dobre i pożywne śniadanie. To zaś tylko wprawiło go w doskonały nastrój. Seans z Przyczajonym Tygrysem, Ukrytym Smokiem zakończył dobry dzień. O kolejnym poranku Wang pokusił się już o drobne ćwiczenia, ograniczając się do rozgrzewki i rozciągania. Te zostały przerwane przez najście kuriera z garniturem. Niespodziewany obrót sprawy ale Baozhen nie zamierzał zaglądać darowanemu koniowi w zęby. Elegancki garnitur zawsze może się przydać, a jeszcze takiej jakości?
Trzeci dzień był dniem wypłaty, to zaś oznaczało zakupy. Potrzebował kilku niezbędnych rzeczy, taki jak nowe pudełko chipsów czy pasta do zębów. A i świeże, jak na Szanghaj, powietrze powinno dobrze mu zrobić. Po ćwiczeniach i prysznicu, przebrał się w luźne ciuchy i ruszył do sklepu, trafiając prosto na notatkę zostawioną przed drzwiami. Już na pierwszy rzut oka był niemalże pewny, kto ją napisał. Z uśmieszkiem pod nosem, zwinął kartkę w dłoni i wsadził do kieszeni spodni zanim ruszył dalej.

Pod wskazanym adresem zjawił się dokładnie dwie minuty przed czasem. Miał nieco ułatwione zadanie - sam mieszkał w Huangpu i nieco już znał swoją okolicę, szczególnie w sprawach kulinarnych. Oczywiście za swój ubiór wybrał podarowany garnitur, w końcu wypadałoby się pokazać osobie, która to sprezentowała. A nawet jeśli to był prezent od Partii, to przynajmniej wyglądał dobrze. Darował sobie krawat, pozostawiając górny guzik koszuli rozpięty. Zaraz po wejściu do knajpy zdjął z oczu awiatory o żółtych szkłach, chowając je do kieszeni wewnątrz marynarki. Szybko dostrzegł Song, ciężko było nie rozpoznać tej kobiety. Ruszył więc do stolika, po drodze zamawiając przy barze kilka ostrych pierożków oraz butelkę bananowego makkoli. Dopiero wtedy dotarł do Jia, witając się z nią zanim usiadł do stołu. Rozpiął marynarkę by nieco się rozluźnić.
- Dzięki za śniadanie. - odezwał się już na miejscu, oczywiście po Mandaryńsku, wykonując drobny ukłon głową. - Czekamy na kogoś jeszcze? - ponownie, miał swoje przypuszczenia.
Wkrótce przybyły jednak przybyły jego pierożki i napitek, za które to zaraz się zabrał, zerkając na Song. Nawet bez swojego pancerza i dao wyglądała zjawisko.
Na pewno bardziej zjawiskowo niż Striker. Nadejście olbrzyma nie uniknęło uwadze szturmowca, który akurat wpakował sobie świeżego pierożka do usta. Zaczekał, aż Charles podejdzie bliżej aby się z nim przywitać.
- Cze… - zamilkł, kiedy najemnik się odpalił. Pierw na Song, a potem na samego Wanga. Chińczyk obserwował mężczyznę ze spokojem, co prawda nieco zdziwiony czemu akurat jemu się obrywało. Atak na jego garnitur spotkał się z uśmieszkiem Baozhena, który dodał jedynie: - Fajny, co?
I sięgnął po kolejnego pierożka. Na ich szczęście Striker zdołał się opanować, Bao już zerkał na Jia czy ta nie zamierza jakoś przywołać go do porządku samemu. Słysząc jednak wyjaśnienia samego najemnika, westchnął cicho. Siegnął do kubka po świeżą parę bambusowych pałeczek, którą położył na swoim talerzu z kilkoma pozostałymi pierożkami. I przesunął go w kierunku samego Charlesa, oferując mu je. Sam zaś wyjął swoje papierosy, częstując pierw Song, jeśli by chciała, a potem racząc się jednym samemu. Dopiero gdy ten zapłonął w jego ustach a Wang wydmuchnął wysoko w powietrze dymn, spojrzał ponownie na Strikera. I wzruszył ramionami.
- Siedziałem w domu i oglądałem filmy. - stwierdził krótko i zgodnie z prawdą.
ObrazekObrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Dzielnica Huangpu

20 lut 2023, o 15:59

[h3]reakcja song[/h3]
dobra < 50 < zła
0
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Dzielnica Huangpu

20 lut 2023, o 16:19

Ruch sięgnięcia po broń, jakkolwiek schowaną pod warstwą ubrań, nie umknął uwadze Song, która zmarszczyła brwi, zastygając w połowie ruchu wyciągania ręki po kolejnego pierożka. Przyglądała się Strikerowi i dopiero gdy mężczyzna zaczął się wydzierać, nie robiąc konkretnie żadnego wrogiego ruchu w jej stronę, powróciła do jedzenia - może nieco zbyt szybko, by było to w pełni empatyczne, ale jednak nie wzięła sobie jego słów do serca.
- Przykro mi, że musiałeś przez to przejść - odparła, w dość konkretny sposób dobierając słowa. Nie przykro mi, że tak cię potraktowali, nie wielka niesprawiedliwość się stała. Nietrudno było dostrzec, że choć metody Partii były brutalne, to w pełni się z nimi zgadzała. - Zabezpieczenia linii B nie wystarczą na partyjne standardy. Nie oczekujesz chyba, że po tym, co widziałeś, wypuścilibyśmy rekruta B wolno licząc na to, że jak obiecał, że nikomu nie powie, to nie powie?
Wzruszyła lekko ramionami, dojadając ostatniego pierożka. Uniosła rękę w górę, odnajdując wzrokiem kucharza schowanego pod kątem, za ladą i w ojczystym języku poprosiła o jasne piwo dla siebie. Wnętrze miejsca, do którego ich zaprosiła, nie było szczególnie wysublimowane ani nawet eleganckie, a jego otwartość na ulice zdawała się tylko zwiększać ryzyko tego, że ktoś ich podsłucha. Z jakiegoś powodu JIa-Yi je wybrała i choć jedzenie mieli smaczne, to pewnie nie był główny powód.
- Potraktuj to jako komplement i moją rekomendację - dodała, uśmiechając się do niego lekko. Zakrwawiony i obity żołnierz w pierwszych lepszych ubraniach na sobie pasował do tego miejsca znacznie bardziej od jej stosunkowo niewinnej urody i jasnej cery. - Byłeś dobry, to cię awansowali.
Gdyby nie był, Partia prawdopodobnie nie trudziła by się praniem mu mózgu przed wypuszczeniem go na wolność. B, nawet rekruci, byli na swój sposób zbywalni. Wystarczyłoby, by Song i jemu wpakowała kulę w tył głowy a pozostałby jednym z wielu członków zbrojnych oddziałów pogrzebanych we wnętrzu Taraina. Miała w końcu ku temu wiele sposobności, nie mówiąc o chwili, w której zasnęli wraz z Wangiem, wycieńczeni misją.
Gdy kucharz podszedł do ich stolika, uśmiechając się szeroko do kobiety, zgarnął jej talerz, wcześniej kłaniając się i pytając dwukrotnie, czy na pewno wszystko jej smakowało. Po chwili wrócił z kuflem zimnego, jasnego piwa, które postawił przed nią, życząc jej smacznego. Mężczyzn traktował dość standardowo - szczególnie na jakość miejsca, w którym byli.
- Proszę - odezwała się nagle, wyciągając z kieszeni kurtki małą kopertę. Wiadomość w niej była bardzo lakoniczna, napisana odręcznie.
Dobra robota. Zostań z agentem do czasu otrzymania następnych instrukcji.
- Jakaś sybil mi to przekazała - dodała, wzruszając lekko ramionami. Upiła łyk piwa, unosząc ciężką i oszronioną szklanę w górę. Znad jej krawędzi zerknęła na Wanga, ubranego zdecydowanie nie na miejsce, w którym byli.
Song również nie była odziana w elegancki sposób. Kurtka, zwykła, puchowa i czarna zasłaniała skutecznie jej odzież, ale spomiędzy niej nie wystawała suknia galowa.
- Będziesz musiał się ogarnąć, Striker. Wziąć przykład z Baozhena - dodała, odkładając kufel na stół. - Członkowie rady bezpieczeństwa Przymierza dotarli już na Ziemię. Z okazji udanego powrotu wicepremier Huang, urządzane jest przyjęcie - kontynuowała, wyciągając trzy, eleganckie zaproszenia, zapisane w języku niezrozumiałym dla Strikera, odręcznie na drogim, kremowym papierze. - Najwyższy Ye Zedong łaskawie zaprosił na nie również naszą trójkę.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Dzielnica Huangpu

20 lut 2023, o 22:39

Przyjął pierożki od Wanga jakby nigdy nic, a świeżo odpalonego papierosa od razu zgasił. Jadł powoli i żuł bardzo dokładnie. Nie dlatego, że przeszkadzały jego rozgryzione policzki, a to, że nie jadł trzy dni. Nie chciał zwymiotować na środku restauracji. Więc zapełniał brzuch powoli.
Słuchał więc song mieląc w ustach nadzienie i przyglądał się jej przez przeciwsłoneczne okrągłe okulary. W końcu ściągnął okulary pokazując mocno przekrwione oczy, w czym jedno dosłownie miało nieprzyjemny ciemny kolor. Oczywiście na potwierdzenie tego lekko je mrużył.
- No kurwa, mi też. - Wskazał na siebie pierożkiem, którego dalej trzymał w dłoniach. Jego zachowanie powoli stawało się normalne jakby godząc z tym, że to po prostu część tej super drogi życia którą wybrał. - Ale starą babę z pejczem mogliście sobie odpuścić. Ciągle mi dudni w głowie jej szczekanie.
Wrzucił do ust resztkę jedzenia. Nie sięgał jednak po następnego pozwalając pokiereszowane organizmowi dojść do siebie, chociaż czuł lekkie mdłości. Po takiej ilości dragów i braku jedzenia miał prawo lekko szwankować.
Na kolejne słowa Song już nawet lekko parsknął śmiechem. Chyba powoli jego dość spokojna natura zaczyna powracać jako tako do życia. To nie była ich wina tylko systemu, po prostu znowu musi być w pozycji gdzie nikt mu takiego syfu zrobić nie będzie mógł. Może, kiedyś.
- Cholera, dawno nie słyszałem by ktokolwiek mnie gdziekolwiek rekomendował oprócz misji samobójczych. - Uśmiechnął się lekko pokazując troszkę ukruszonego zęba. - Ty to jednak jesteś duch, modliszka, czarna wdowa.
Założył znowu okulary lekko się uśmiechając. Niestety światłowstręt dawał się we znaki, a na jego bolący w dodatku łeb raczej to nie pomagało. Odsunął od siebie talerz z pierożkami, a przyjął liścik od kobiety, w którym inna kobieta skazywała go na dalsze cierpienia z rąk chińskiego rządu. Po prostu mlasnął godząc się ze swoim losem. Siedzenie i cierpienie było łatwiejsze i przewidywalny, nie to co ucieczka w raz siedzeniem w jakiejś dziurze czekając na śmierć. W drugim przypadku już był. Żadnej opcji by nie polecił ale pierwsza chociaż była mniej wchodząca na głowę każdego dnia.
- Wątpię że naprawią mnie na czas bym jakoś wyglądał na tym waszym przyjęciu. - Rzucił do obojga. Na ten moment wyglądał jak bezdomny, ale stylowy. Podrapał się po tatuażach na szyi. Powoli zaczynał znowu być trochę bardziej profesjonalny. - Będę potrzebował trochę rzeczy z apteki, więc jeśli załatwisz mi recepty to powinno być z górki. Potrzebuje też jeszcze kilka szwów w miejscach gdzie nie mogłem dosięgnąć, a no i…
Wskazał na swój ubiór. Nie zamierzał płacić za to ze swoich, skoro Wang dostał jakiś jedwabny na miare. Zdarzało mu się nosić garnitury dla Rosenkova jeśli miał przydział cywilny i chronił kogoś ważnego, ale tak to nigdy potrzebny mu nie był.
- Cóż… - Westchnął patrząc na zaproszenia. - Może i było chujowo przez trzy dni, ale przynajmniej nigdy nie będę w tak chujowej pozycji jak Pani Premier.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Wang Baozhen
Awatar użytkownika
Posty: 73
Rejestracja: 24 sie 2022, o 18:16
Miano: Wang Baozhen (王葆桢)
Wiek: 35
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Operator E-2
Postać główna: Crassus Curio
Lokalizacja: Szanghaj
Kredyty: 10.095
Medals:

Re: Dzielnica Huangpu

21 lut 2023, o 00:20

Baozhen rozsiadł się wygodnie na swoim krzesełku z zapalonym papierosem, obserwując oboje zza zasłony dymu tytoniowego. Na razie nie odzywał się, nie była to jego sprawa per se. Szybko jednak pojął o czym mówili, już na pierwsze słowa Song pokiwał głową. Ledwie zauważalnie ale ze zrozumieniem. Widok twarzy Charlesa, obitej i z oczami przekrwionymi jak po trzech dniach seansu z najgorszymi gniotami z Hong Kongu. Nie wiedział dokładnie co się stało ale miał swoje podejrzenia, dosyć solidne. Znał metody działania Partii. Cierpienie jednak uszlachetniało. Odezwał się dopiero na wspomnienie oprawcy Strikera. Czy też oprawczyni.
- Aaa, to pewnie kantoński. - skwitował “szczekanie” i zachichotał. No pewnie, że zatrudnili jakiegoś południowca. Tylko oni mogliby zajmować się takimi podłymi rzeczami. Ludzie z północy, jak Wang, parali się szlachetnym rzemiosłem. Jak skrytobójstwo dla Komunistycznej Partii Chin.
W momencie gdy przyszedł kelner zawołany przez Jia, szturmowiec złapał chłopa za rękę gdy ten już chciał uciekać spełnić zamówienie kobiety. Spokojnym tonem zapytał się o rodzaje jasnego piwa, a gdy w odpowiedzi usłyszał “Harbin”, przerwał wyliczanie i zamówił właśnie te. W butelce, najlepiej zamkniętej. Przezorny zawsze ubezpieczony. Wtedy też puścił ramię kelnera, wracając do reszty. Pokiwał energicznie głową na słowa o awansie Strikera.
- No tak, racja. - mruknął pod nosem i zaciągnął się papierosem, wypuszczając dym w bok. Wang już miał ten etap za sobą. Lata kondycjonowania w Akademii i kolejne kilka na Uniwersytecie Politycznym w Nankinie. Gdy kelner zjawił się z napitkami, Chińczyk nie poświęcił mu nawet chwili uwagi. Poczekał spokojnie aż odstawi zamówienie dla obojga i odejdzie. Dopiero wtedy złapał butelkę piwa, chwytając papierosa w usta. Wyjął zapalniczkę, przyłożył ją pustym końcem między kciuk a kapsel i jednym, sprawnym ruchem otworzył butelkę z przyjemnym sykiem. Wygięty kapsel zabrzęczał lądując na stole chwilę później, zaś Baozhen uraczył się smakiem chłodnego piwa Harbin. Jednego z najstarszych piw w Chinach, które jeszcze działało!
- Widzisz, jesteś teraz naszym 白猴. Białą małpką. - dorzucił swoje trzy grosze, widząc jak humorek wraca do Strikera. - Trzymaj się z najlepszymi to będziesz miał dobrze.
Pociągnął kolejnego łyka i odstawił butelkę aby sięgnąć po notatkę przekazaną im przez Song. Rozłożył ją palcami jednej dłoni, szybko zapoznając się z jej treścią. Ta nie była za długa, za to jasna i klarowna. Pokiwał i zamknął notkę, aby wsunąć ją do kieszeni w koszuli.
Słysząc kolejne słowa Jia Yi, Bao uśmiechnął się szeroko i spojrzał na Strikera. Nie musiał nic mówić, pusząca się pycha i duma wręcz biła od niego promieniami.
- Właśnie, Striker. Weź przykład ze mnie. Moglibyśmy mu załatwić jakiś dobry garnitur. - potwierdził słowa Song, zerkając na kobietę. - Co do twojego stanu to się nie bój. Ty chyba naszych lekarzy nie widziałeś. A! Zabiorę cię na dobrą akupunkturę. Co ty na to? Pomoże, serio.
Jego uśmieszek momentalnie zniknął na widok kopert. Nie dlatego, że się nie cieszył. Dlatego, że nie mógł uwierzyć w zaszczyt, który na niego spadł. Sam Ye Zedong zaprosił go na przyjęcie! I to z Song, ze wszystkich agentek. I ze Strikerem ale to już tam szczegół. Odchrząknął, poprawiając się na swoim krześle. Chwycił w dłoń kartkęz zaproszeniem i zgasił papierosa. Obejrzał je dokładnie, czytając każde słowo. I uśmiechnął się szeroko.
- To wielki zaszczyt. Dla ciebie też, Striker. Kiedy jest to przyjęcie dokładnie… I skąd ten zaszczyt? Będzie nowa pani Premier?
ObrazekObrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Dzielnica Huangpu

2 mar 2023, o 18:31

Widok obitej twarzy Charlesa i jego przekrwionych oczu nie wywołał w Song zbyt wielkiego wrażenia, toteż nie skomentowała tego obrazu doświadczeń, które sprawiła mu Partia za zamkniętymi drzwiami. Jedynie jego niecodzienny komplement sprawił, że jej brew powędrowała wysoko w górę, a głowa przekrzywiła się lekko, zdradzając brak znajomości tła, które stało za tymi słowami.
Gdy kucharz zostawił ich samych, przyglądała się, jak Baozhen z pomocą zapalniczki podważa kapsel w butelce, samej przysuwając sobie blisko swój zmrożony, szeroki kufel, na którego powierzchni zbierały się już kropelki wody.
- Wiesz, że mają tu otwieracze, prawda? - zagadnęła, ni stąd, ni zowąd, ale postanowiła nie drążyć tego tematu. Rozejrzała się za to wokół, niby od niechcenia, zerkając na stosunkowo opustoszałą o tej porze ulice. Huangpu było pełne życia, nawet, jeśli nie było często życie zbyt godne - odgłosy toczącego się wokół nocnej rutyny miejskiej spływały w ich kierunku z każdej strony, sącząc się pomiędzy budynkami i straganami, lecz uliczka, na której tkwili, była niemal zupełnie pusta.
Z jednej ze ścian machała do nich urocza blondynka o specyficznej urodzie, która mogła być wyłącznie koktajlem różnych narodowości - koktajlem, który szybko utwierdzał w przekonaniu, że niewiele w jej kolorze włosów jest planu natury. Wydawała się łypać przyjaźnie w stronę Strikera, jakby reklama śledziła ruch jego tęczówek, gdy zerknął w tamtą stronę. Nad jej głową wyświetlał się napis "Zły dzień? W Galaxy uczynimy go lepszym. Dla Ciebie.".
- Będzie - odparła, a kąciki jej ust uniosły się lekko w górę ponad krawędzią szklanki, z której chwilę wcześniej upiła małego łyka piwa. - Poniekąd we własnej osobie.
Zerknęła przez ramię w stronę kucharza i kelnera we własnej osobie, który, jak wcześniej, stał za ladą, przecierając ze nudzeniem jej blat. Podchwytując spojrzenie Song pochylił się usłużnie, nie komunikując z nim ani słowem, po czym wyszedł na zaplecze i zamknął za sobą drzwi. Neon unoszący się na hologramie przed wejściem do ogródka przydrożnej knajpki zmienił swoją barwę z zielonej na czerwoną, informując o zamknięciu lokalu.
- Linia B nie jest jednorodna, jak zresztą wszystko inne w wojsku. Operacje czy środki, z których nie trzeba się tłumaczyć są sporą zachętą dla ludzi odpowiednio upartych, zakorzenionych w strukturach Przymierza i wpływowych. W linii utworzyło się wiele grup, które często na swoje sposoby wykorzystują dane im zasoby - westchnęła lekko, odchylając się w krześle. Jej plecy opadły na oparcie dość niewygodnego mebla, a kurtka zaszeleściła pod wpływem ruchu. - Nie wszystkie grupy wiedzą o naszej operacji. Partia ostrożnie dobiera sojuszników, ponieważ przy tego typu działaniach łatwiej znaleźć oportunistów, niż towarzyszy. Żołnierze z B nie są waszymi sprzymierzeńcami, nawet jeżeli wcielono was do tej linii. Od tej pory służycie bezpośrednio naszej grupie, ku chwale czcigodnego Ye Zedonga.
Jej paznokcie stuknęły o szklaną powierzchnię naczynia. Mówiła cicho, lecz donośnie, choć nie wydawała się kryć z tymi intensywnymi sekretami, którymi dzieliła się z nimi teraz. Najwyraźniej to małe, dziurawe miejsce będące kompletnie na odkrytym terytorium było dla niej bezpieczne.
- Mamy szczura - dodała, przechodząc do sedna. - Którejś grupie nie podoba się ciąg wydarzeń, który zapoczątkowaliśmy na Tarainie. Podejrzewamy, że spróbują wyzerować wpływ, który ma do zyskania Partia w tej syutuacji, poprzez próbę wyeliminowania wicepremier Huang Li. Oczywiście w pokazowy sposób, posługując się SST jako swoim pionem.
Skrzywiła się lekko, w grymasie będącym czymś pomiędzy uśmiechem, a niezadowoleniem. Sposób ten działał - jak wiedzieli sami po wykorzystaniu go.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Dzielnica Huangpu

4 mar 2023, o 20:14

Kątem oka obserwował jak reklama zaczęła go profilować. Czy po prostu obserwować. Powoli paranoia sprzed lat zaczęła powracać. Chciałby wierzyć, że to zwykły efekt marketingowy, ale miał uczucie bycia jeszcze bardziej obserwowanym niż wtedy kiedy udało mu się uciec przed Rosenkovem czy Cerberusem. Tym razem wpakował się jednak w gówno z którego uciec tak łatwo nie będzie. Zastanawiał się czym jest Galaxy więc jak prawdziwy debil, którym był sprawdził adres na swoim omni-kluczu.
- Trzymałem się z wieloma “najlepszymi”, póki co żaden nie okazał się najlepszym. - Mruknął zaciągając się papierosem. Nawet nie wiedział już, który to raz ktoś mu sprzedawał tą samą gadkę o byciu najsilniejszym zawodnikiem. Trochę jak w korporacji, kiedy mówią ci o “rodzinnych wartościach” firmy. Charles żył na tyle długo by rozumieć, że pewnie chińska frakcja ma więcej problemów niż mogłoby się wydawać. Szczególnie niezbyt pozytywnie to odbierał po takim powitaniu. - W gorszym stanie zajmowałem się czyjąś ochroną. Po prostu potrzebuje przeglądu.
Wciąż bolała go głowa od ilości chemii w swoim organizmie. Był zmęczony. Już wolałby siedzieć na froncie i tłuc się z SST. Przynajmniej tam łatwiej było zrozumieć zasady gry. Poruszanie się po różnych grupach z linii B stawało się dla niego coraz bardziej męczące. To nie był awans, a regres w kwestii jego pozycji w tym całym syfie.
- Ogromny zaszczyt. Jeśli przedstawiasz to w taki sposób, to czemu nie. - Gdyby płacili mu za każdym razem jak ktoś mówił mu o zaszczycie to pewnie nie zarobiłby dużo, ale miałby listę osób co wierzyły w swoją sprawę, a potem ginęli. Póki co te wszystkie gloryfikowane frazesy jakie mu sprzedawali nie były wciąż w stanie kupić jego zaufania.
Wzrokiem odprowadził szefa lokalu, który postanowił w środku dnia go po prostu zamknąć. Więc w końcu przechodzili do właściwej odprawy. Cieszyło go to, chciał po prostu znowu się umyć. Oprócz syfu który przeżył, musiał się teraz męczyć w gorącym Szanghaju gdzie wszędzie unosił się smród mułu idący prosto z wybrzeża.
- No proszę, kto by się spodziewał, że ktoś się wkurwi jak zaczniecie mieszać w status quo między grupami w Linii B. - Rzucił ironicznie, jeśli to co mówiła jest prawdą to była to tylko kwestia czasu jak zaczną się wyrzynać między sobą. Może i dobrze, przydałoby się trochę oczyszczenia w tym całym burdelu. Specjaliści od siedmiu boleści, którzy zamiast się skupić na efektywności woleli tworzyć swoje kolejne gówno komórki. Nic dziwnego, że Przymierze było w dupie jak wyhodowali, aż tyle przerzutów na własnym ciele.
Chciał się już odezwać, że może to on jest tym szczurem, ale wolał to zostawić dla siebie. Nie wiedział o co może chodzić Sybil albo czy jej też może ufać, ale gdyby mógł zmienić frakcje na mniej popierdoloną na pewno by to zrobił.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Wang Baozhen
Awatar użytkownika
Posty: 73
Rejestracja: 24 sie 2022, o 18:16
Miano: Wang Baozhen (王葆桢)
Wiek: 35
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Operator E-2
Postać główna: Crassus Curio
Lokalizacja: Szanghaj
Kredyty: 10.095
Medals:

Re: Dzielnica Huangpu

6 mar 2023, o 00:47

- Oj. - Baozhen syknął, nieco rozumiejąc ból przez który przeszedł Striker. Była to jednak procedura potrzebna. Bez bodźców fizycznych nie osiągnie się tego samego efektu. Sam Chińczyk miał w tej kwestii doświadczenie, jego czas spędzony w Ogrodzie Rozwoju nie był usiany różami i bułeczkami bao. On już miał to za sobą, Charles natomiast musiał przejść swoje. Taka kolej rzeczy, takie to już życie. Zaciągnął się głęboko papierosem aby po chwili wypuścić dym w górę, nad całą grupę.
Wang zerknął w kierunku agentki, zapytany o świadomość istnienia otwieraczy do piwa. Pokiwał głową w odpowiedzi, bawiąc się chwilę kapslem w swoim palcach.
- Wiem. - potwierdził. Zakładał, że mają otwieracze ale Bao nie ufał obcym narzędziom. Jego osobista zapalniczka wystarczała do otwarcia butelki. Szybko podłapał jednak słowa Strikera, na które przeniósł swoją uwagę z nadzieją, że na tym skupią się wszyscy.
- Ja wiem, Charles. Jest tylko mała różnica. Nie jesteśmy Hahne-Kedar czy innym Rosenkovem. Nie muszę chyba uczyć cię historii, nie? - odpowiedział najemnikowi, wbijając w niego swój wzrok zza chmury papierosowego dymu. Prywatne firmy wojskowe, organizacje terrorystyczne, a nawet samo Przymierze. Czymże one były przy Partii? To ona podniosła Chiny z niewoli i zapaści. To ona utrzymała społeczeństwo w ciągłej organicznej pracy, aż w końcu to Chiny zaczęły wykupywać innych. I rozdawać karty, tak jak teraz. W porównaniu do Rosenkova, Partia była tytanem.
- To bardzo miło z jej strony. - Baozhen skomentował obecność Huang Li na przyjęciu. Dwie najpotężniejsze osoby w Partii, a przynajmniej najbardziej medialne. Wiedział, jak działa Partia i kto kogo musiał słuchać. Nie mniej jednak było to wyjątkowe i historyczne wydarzenie. Szturmowiec czuł się uhonorowany zaproszeniem. Pociągnął więc dużego łyka swojego ulubionego piwa, które tylko dodało osłody tej wspaniałej chwili.
Wang pozwolił sobie na odrobinę ciszy kiedy Song przeszła do objaśniania im całej sytuacji. Na słowa o służbie Ye i tej konkretnej grupie Baozhen jedynie pokiwał głową. To było oczywiste dla niego. Został wychowany aby służyć Partii, a przede wszystkim jej wielkiemu przewodniczącemu. Przymierze i Linie nieco skomplikowały całą rozgrywkę ale cel pozostawał nadal ten sam. Sam Bao już nie raz musiał pozbywać się przeciwników poza i wewnątrz Partii, doskonale więc rozumiał dynamikę w Linii B.
Baozhen wzdrygnął się na dźwięk paznokci stukających o szkło. To też wybudziło go z myśli i Chińczyk odezwał się, kiedy Jia Yi już skończyła.
- Normalka. - przyznał Strikerowi rację i zaciągnął się papierosem głęboko. Dym wydmuchnął szybko, gwałtownie, kierując go w stronę pustej lady. - Pewnie Amerykanie albo znowu Ruscy, chociaż ci to partacze to wątpię. Czy mamy jakiekolwiek podejrzenia kto albo przynajmniej z czyjego otoczenia jest ten szczur? Czy póki co mamy całkowicie pustą kartę? - złapał jeszcze małego łyka piwa, aby przepłukać gardło po papierosie. - I chyba najważniejsze pytanie. Czy możemy sądzić, że będą chcieli zaatakować w trakcie przyjęcie towarzysza Ye Zedonga?
Wang wolał rozjaśnić wszelkie wątpliwości. Wywęszenie wrogiego agenta było już nie lada zadaniem samym w sobie. Groźba próby zabójstwa neco potęgowała poziom trudności.
ObrazekObrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Dzielnica Huangpu

8 mar 2023, o 15:58

Sojusz pokazał po sobie jedno - bardziej od efektywności, zależało im na dobrym pokazie, przesłaniu wiadomości do reszty galaktyki. Dla umiejętnych jednostek nietrudno było zagarnąć opinię, jaką wyrobiło o sobie SST i wykorzystać ją do własnych celów. Ba! Oni zrobili dokładnie to samo, posyłając SSV Taraina na wybuchowe zderzenie z inną jednostką by pogrzebać pośród kosmicznych śmieci wartościowe ciało Amula Shastriego.
Nie oni jedyni cechowali się jednak sprytem.
- Charles, daruj sobie ironię - westchnęła na dźwięk jego kąśliwego komentarza. Gdy obróciła głowę w jego stronę, światło neonowego znaku zamknięte nadało jej cerze szkarłatnego blasku. - Odnotowałam twoje niezadowolenie. Czy chciałbyś ocenić współpracę z partią w systemie pięciogwiazdkowym?
Uśmiechnęła się półgębkiem, ukrywając swój rozbawiony grymas za krawędzią kufla z piwem.
- Wątpię, by nawet nasi najsilniejsi wrogowie zechcieliby targnąć się na życie Ye Zedonga.
Gdy zabrakło właściciela tego przybytku i odgłosów jego krzątaniny za ladą, pomiędzy wypowiadanymi przez nich zdaniami wokół zapadała cisza. Kurtka Song zaszeleściła lekko, gdy kobieta wyjęła z głębokiej kieszeni mały dysk z danymi, które okazały się zaszyfrowane. Musnęła swoim omni-kluczem urządzenie, wysyłając odpowiedni kod do wnętrza jego systemów, a gdy jego wrota stanęły przed nim otworem, ich własne omni-klucze piknęły. Otrzymali listę potencjalnych celi, ale po szybkim zerknięciu, okazała się ona horrendalnie długa.
- Życzeniem przewodniczącego partii, Shena Weisi, jest by wykorzystać maksymalnie zaistniałą sytuację na naszą korzyść - rozpoczęła, ostrożnie dobierając słowa. - Będziecie ochroniarzami Huang Li. Naszym celem będzie nie tylko zidentyfikowanie szczura, ale też... stworzenie dobrych warunków do przeprowadzenia zamachu. Weisi pragnie, by zamach się odbył.
Jej ramiona drgnęły lekko, przejawiając jakieś skryte w jej głębi zdanie na ten temat, ale nie postanowiła się nim podzielić.
- Oczywiście, wicepremier Huang ma przeżyć. Ale nieudany zamach na nią wzmocni jej pozycję polityczną i jednocześnie zamknie usta sceptykom, którzy uważają śmierć premiera za wygodną dla partii - wyjaśniła, chowając małe urządzenie z powrotem do kieszeni. - Dodatkowo, w chaosie wywołanym zamachem, chciałby, żeby niektórzy przedstawiciele opozycji ponieśli niespodziewaną i tragiczną śmierć. Naturalnie, powinni być nielicznymi nazwiskami w morzu innych, mniej istotnych poległych.
Lista, którą przesłała im Song, była nie tyle potencjalnymi szczurami - ale celami do wyeliminowania w chaosie, który zapadnie na gali w trakcie przeprowadzania zamachu.
W końcu każdy atak na silną instytucję Chińskiej Federacji był jedynie okazją czekającą na wykorzystanie.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Dzielnica Huangpu

8 mar 2023, o 16:38

- Nie, akurat ty nie musisz. - Pokręcił głową na znak, że nie potrzebuje teraz lekcji historii o wielkich chinach gdzie zawsze wszystko się działo z gloria i chwałą godną partii. - Nie ma wojny z SST.
Mruknął cicho pod nosem tak żeby prawie nikt go nie usłyszał. Niby jakieś jego wewnętrzne ciekawskie dziecko cieszyło się, że będzie mógł zobaczyć co się odwala w tym kraju ale nie czuł póki co z tego radości. Może jak jego social credit podskoczy to będzie miał lepiej. Póki co czuł się jak gość albo czynny obserwator.
Wysłuchał pytań Wanga i starał się powstrzymać śmiech. Już dawno porzucił koncept lojalności wobec kraju, a do tego nauczył się, że większość ludzi na szczycie nie robi tego dla obywateli. Na ten moment współpracy czuł, że coś w środku mówiło mu, że to też nie jest najlepszy koń do postawienia.
- A, mogę? Bo mam parę zastrzeżeń. - Stuknął palcami w blat stołu, ale z jego twarzy ten parszywy uśmieszek nawet na chwile nie znikał. Po czym westchnął i machnął ręką. - To samo pewnie myślał Shastri.
Striker wiedział, że każdy jest do zabicia. Wystarczy tylko wystarczająco przepchnąć przeciwnika do ściany i znajdzie sposób. Tak jak Chiny znalazły sposób na zabicie premiera. Jakby nie patrzeć to była część jego pracy by wiedzieć, że wszystko da się zrobić tylko trzeba wiedzieć ile ma się mięsa armatniego na próby. Przypadkowa eksplozja na tamie trzech przełomów też raczej by chińczyków nauczyła gdzie ich miejsce.
Czuł się po prostu źle z tym, że zamiast w końcu jakiegoś silnego zawodnika od którego mógł ssać kredyty i bezpieczeństwo, musi skakać po łebkach jak żabka by przez chwile czuć się bezpiecznie. Nienawidził tego uczucia. Po dołączeniu do ATG znalazł spokój. Po Mindoirze jego psychiatra nie wyrabiał się z wypisywaniem recept dla niego.
- Miejsce celebracji zostało już wybrane? Proponowałbym coś w otwartym terenie by wręcz zapraszało do ataku. - Spojrzał na jedną z wyświetlanych reklam wspierających turystykę w regionie. - Może pływająca czy latająca knajpa nad wodą?
Zaproponował zastanawiając się jak to rozegrać. Jego umysł całkowicie olał wszystkie poprzednie wydarzenia i skupił się na zadaniu. Jakby jakaś inna część jego osobowości przejęła władzę nad jego głową.
- Taktycznie podłożone ładunki wybuchowe mogłyby doprowadzić do kontrolowanego wypadku. To byłoby nam mocno na rękę. - Sięgnął po kolejnego papierosa. - Ciała i dowody pójdą na dno, przygotowanie dodatkowej ucieczki dla Huang Li powinno być proste, a na końcu pierdolnięcie sobie tam pomnik ofiar.
Zaciągnął się i wstał ze swojego miejsca. Wciąż miał odparzenia na tyłku więc siedzenie dłużej niż parę minut stawało się dla niego koszmarem. Musiał dokupić kremu jak będzie wracał do hotelu.
- Na koniec podeśle się oddziały ratunkowe, które wyciągną premierkę z kapsuly ratunkowej całą i zdrową. Poklepie się po plecach oddziały ratunkowe, wrzuci się medal albo nawet dwa, a na koniec żałoba narodowa. - Zaciągnął się papierosem. - W tym momencie nurkowie postarają się o zniknięcie ciał z listy.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905

Wróć do „Szanghaj”