Maska kaleki i poszkodowanego życiem dziecka zniknęła w mgnieniu oka, odsłaniając to co znajdowało się pod spodem. Vex nawet nie próbował udawać zaskoczenia; spędził wystarczająco wiele czasu na Omedze, by umieć rozpoznać próbę wyłudzenia kredytów oraz branie na litość. Szanghaj, chociaż odległy o tysiące lat świetlnych od zniesławionej stacji, był pod tym względem niewiele inny; mieszkańcy slumsów wszędzie próbowali uzyskać kilka kredytów na te same sposoby, bez względu na rasę czy wiek. Miało to jednak również swoją wadę - pozyskanie informacji w ten sposób wiązało się z ryzykiem, że jej wiarygodność będzie pozostawiała wiele do życzenia.
Gdy żebranie nie było przeszkodą w zarobieniu kilku kredytów, tak samo było z kłamstwem.
Następne słowa chłopaka rozwiały jednak jego wątpliwości, nadając mu im rzetelności. Wiedział kim był Isaac, a co więcej - wiedział kim był on. Haker najwyraźniej go oczekiwał, nie zrażając się brakiem odpowiedzi po wysyłanych do niego wiadomościach, albo po prostu zabezpieczając się na przyszłość. Przyglądał się dzieciakowi w milczeniu, krzyżując ramiona na piersi kiedy ten rzucił swoją cenę.
- Nie za wysoki skok z jednego kredyta na biednego ojca? - rzucił w odpowiedzi, uśmiechając się półgębkiem, chociaż był to uśmiech pozbawiony radości. - Trzysta.
Cena rzucona przez młodzika nie była zatrważająca, ale z czystego przyzwyczajenia chciał sprawdzić czy ten go testuje, zawyżając swoje usługi i licząc, że trafił na frajera z górnej dzielnicy, czy rzeczywiście uważał, że taka była wartość tych informacji. Widząc determinację i upór na jego twarzy po nowej ofercie, otrzymał swoją odpowiedź. Wzruszył tylko ramionami i przesunął palcami po wyświetlaczu omni-klucza, przesyłając wymaganą kwotę do chipu kredytowego chłopaka; ta bardziej cyniczna część jego osobowości dopisała sobie w pamięci, żeby dorzucić ten wydatek do kosztów pracy Widma na przetarcie szlaku finansowego w przyszłości, ale ta myśl zniknęła równie prędko co się pojawiła, gdy dzieciak skinął głową i pokazał mu, żeby za nim ruszył. Co też zrobił.
Zanurzanie się w świat Huangpu przypominało oddalanie się od brzegu na bagnistej planecie. Im bardziej kluczyli, wybierając wąskie uliczki i zapuszczone rejony slumsowego rewiru, tym bardziej widoczny stawał się wszechobecny bród i ubóstwo; bezosobowe tłumy maskowały ich obecność przed dronami policyjnymi, ale wkrótce i te stały się przeszłością. Wszechobecne Bixie oraz spojrzenie szanghajskiego rządu miało swoje ograniczenia i nawet ono nie sięgało tam gdzie się wybierali; Vex narzucił kaptur płaszcza, chowając twarz głębiej w szarym materiale i dołączając do organicznej, anonimowej masy tłumów, trzymając się jednak blisko swojego przewodnika. Gdy szybko przenieśli swoją podróż do kanałów wiodących pod ulicami, nie zaprotestował nawet kiedy w jego nozdrza uderzyła intensywna woń stłoczonych ciał, zepsutego powietrza oraz mieszaniny tysiąca innych zapachów, które nie miały jak się wydostać z ciasnych korytarzy oraz pracujących z trudem wentylatorów; w milczeniu podążał za chłopakiem tak długo, aż w końcu dotarli pod niczym nie wyróżniające się kontenery służące za mieszkania tutejszym ludziom.
Życie zmusiło Skinnera nie tylko do zmiany miejsca zamieszkania, ale najwyraźniej również do jego poziomu.
I na tym się nie skończyło.
Bez słowa poczekał aż dzieciak ucieknie, w ciszy przyglądając się hakerowi. Ostatni miesiąc drastycznie zmienił ich oboje, ale zmiana Isaaca była wyraźna jak na dłoni; cokolwiek wydarzyło się przez ostatnie kilka tygodni, odcisnęło na mężczyźnie swoje fizyczne piętno, zostawiając po sobie paskudne rany oraz obrażenia. Przesuwając spojrzeniem po przesiąkniętej krwią masce oraz widocznych na jego twarzy ranach, zastanawiał się jak wiele z nich było spowodowane jego wcześniejszą wizytą, a co było ceną, którą haker musiał zapłacić za igranie z lokalnymi władzami. Wiedział, że powinien poczuć ukłucie winy za ignorowanie Isaaca lub wyrzuty sumienia za to, że mógł sprowadzić mu na głowę Castora, ale nic takiego nie nadeszło; wykorzystał ich zapasy na całe swoje życie i teraz niewiele było w stanie przekroczyć fosę utworzoną z pustki lub rozbić się o chłodny mur. Tym bardziej, że miał świadomość, że Skinner ma rację: pełne nienawiści spojrzenie w poranionej twarzy było zarówno zasłużone, jak i prawdziwe. Gdyby go nie potrzebował, najpewniej pojawiłby się tutaj dopiero za kilka miesięcy lub kilka tygodni, po załatwieniu własnych spraw z Etsy lub w chwili braku innych zajęć.
- Moja hakerka martwiła się o twojego kota. Poza tym o ile się nie mylę, to ostatnim razem sugerowałeś mi, że gdybym czegoś potrzebował, to mogę cię odszukać - rzucił na powitanie, ale w jego tonie nie było ani prośby, ani wyrzutu, ani niczego konkretnego. Wszelka idea pomocy uleciała do kosza w pierwszej sekundzie rozmowy; potrafił odczytać mowę ciała oraz płonące w Skinnerze emocje, by wiedzieć, że udzielanie mu przysług to ostatnie na co miał teraz ochotę.
- Wyglądasz jak gówno, młody - dodał po długiej chwili milczenia, nie wyciągając dłoni z kieszeni płaszcza. Oderwał wzrok od obrażeń hakera, zawieszając go na pełnych bólu i wściekłości oczach. - Widziałem twoje mieszkanie. Co ci się stało?