Drzwi rozsunęły się, wpuszczając na korytarz więcej światła. W wąskim oknie czasu dostrzegła całość pomieszczenia, zanim w przejściu nie stanęła dwójka żołnierzy. W rękach trzymali karabiny, rozglądając się dookoła. Nie zdążyli dostrzec małych załamań światła na powierzchni spowitego kamuflażem pancerza Dubois. Omni-ostrze wysunęło się z jej omni-klucza, tak samo jadowicie zielone jak jej tęczówki, przebijając gardło pierwszego z nich. Krew wytrysnęła z tętnicy, nakładając kolejną, brudną warstwę na jej rękawiczki, tryskając na pancerz, nawet wizjer hełmu.
Przekleństwo drugiego z mężczyzn przecięło ciszę chwilę przed odgłosem upadku ciała jego towarzysza. Obrócił się ku rudowłosej, włączając własną broń. Wokół jego pięści zmaterializowała się omni-pięść, a on wykonał zamach, celując w głowę napastniczki. Pięść świsnęła jej nad uchem, gdy pochyliła się, łapiąc mocniej Claymore'a i przykładając jego lufę do brzucha mężczyzny. Jedno naciśnięcie spustu wyzwoliło ryk strzelby, plującej ogniem prosto w trzewia opancerzonego przeciwnika. Strzał namalował krwisty obraz na ścianie za jego plecami, umazany resztkami tkanki, flaków i zniszczonego pancerza.
- Dzięki, przygotuję coś dla nich - głos Volyovej dostał się do jej słuchawki wraz z hukiem karabinów pochodzącym z poziomu niżej.
Dubois potrzebowała chwili na oddech, lecz szybko przestąpiła nad dwoma, leżącymi w przejściu ciałami. Pulpity sterujące, biurka, kilka szafek - centrum sterowania nie wyglądało na zaawansowane, ale było też bardzo stare, więc ciężko było się temu dziwić. Kilka ekranów było włączonych - w tym holograficzna klawiatura, nieco mniej archaiczna niż wszystko inne. Szybko znalazła sterowanie mostem, którego przełączenie było urazą dla jej prawdziwych, technicznych umiejętności. To, co również przykuło jej uwagę, to mała ikonka kamery.
Kompleks był stary, ale zaopatrzono go w podstawowy monitoring. Poruszanie się po interfejsie nie było ani wygodne, ani intuicyjne, ale wgląd oferował przewagę, której głupio nie byłoby wykorzystać. NIektóre obrazy były czarne, inne zatrzymane, lub pokazywały puste, nudne pomieszczenia. Po chwili szukania odnalazła odpowiednią halę i odpowiedni poziom. Znalazła niewyraźny obraz walki toczącej się poniżej - turianina i niebieskowłosej, skrytych za szafkami pod czymś, co na kamerze wyglądało na dziwne, szare pole siłowe. Po drugiej stronie mostu leżały trupy. Zwłoki ścieliły się gęsto, dwójka nie próżnowała.

Ostatni z obrazów wdarł się do jej umysłu, przypominając o upływającym czasie. Znana jej sylwetka mężczyzny, przykutego do krzesła, z oprawcą stojącym ponad nim. Szary płaszcz, mężczyzna z hotelu na Illium. Dwie, dobrze znane jej twarze, tylko jedna należała do kata, a inna do ofiary. Khouri siedział zgarbiony, jego twarz była niewyraźna, brudna od krwi lub błota. Dyszał ciężko, ale tylko po tym widać było, że w ogóle oddycha. Drgnął, gdy stojący nad nim żołnierz z wściekłością wymierzył uderzenie, trafiając go w szczękę.
- Już myślałam, że Vance zachowa resztki lojalności. - damski, znajomy głos dobiegł Irene zza jej pleców. Zielonowłosa kobieta stała pomiędzy dwoma ciałami, opierając się bokiem o framugę otwartych drzwi. Na jej twarzy błąkał się ironiczny uśmiech - wyglądała na szczerze zadowoloną z tego, że widzi tutaj Dubois. W dłoni trzymała strzelbę, której Dubois nie rozpoznała, choć widziała niejeden już model. - Dobrze, że tak wyszło. Nigdy za nim nie przepadałam - dodała z westchnieniem, obracając lufę strzelby w stronę rudowłosej.
- Szefie, musisz tu przyjść - komunikat odezwał się w słuchawce, którą zabrała wcześniej trupowi.
Przestrzeń wokół nich z wolna zaczęły wypełniać leżące pociski, zatrzymane przez barierę lub ich tarcze. Szybko przyzwyczaili się do huku karabinów, nawet jeśli z początku wydawał się być ogłuszający, wzmacniany wielką, pustą przestrzenią, w której toczyła się walka.

- Dzięki, przygotuję coś dla nich - odrzuciła kobieta do słuchawki, tymczasem ciskając kolejnym polem niestabilnej materii w stronę przeciwnika, w którego wcześniej turianin posłał salwę z Motyki. Kolejna śmierć na jej koncie, kolejne, przepalone biotyką ciało, którego swąd musiał poczuć jego towarzysz zanim materia łapczywie nie chwyciła się jego pancerza, rozbijając ceramikę na atomy, próbując dostać do środka za wszelką cenę.
- Myślałam, że widziałeś już biotyków w akcji, Widmie Viyo - parsknęła śmiechem, na chwilę chowając się z powrotem za osłony.
Kolejny pocisk Przeciążenia uderzył w skrzynie za nimi, kolejne pociski odbiły się od tarcz turianina. Żadne nie były w stanie przeciążyć jego generatora tarcz, przynajmniej na razie. Brak pomostu między nimi okazał się nie przeszkodą, a pomocą - gdyby wszyscy przeciwnicy z naprzeciwka rzucili się do nich z ostrzami, mogliby wyjść na tym z większymi stratami niż dotychczas.
- Vex - zaczęła, zwracając na siebie swoją uwagę. Wychyliła się, płonąc szafirowo. Jeden ruch jej dłoni wytworzył kolejną kulę ciemnej energii, tuż ponad drzwiami, zza których wcześniej wyszły posiłki, teraz chowające się za osłonami. Jej bariery kinetyczne rozjaśniły się, atakowane przez pociski wystrzeliwane w jej kierunku gdy tylko część jej niebieskiej głowy wyłoniła się zza osłony. - Powiedz, kiedy otworzą drzwi - poleciła mu, chowając się z powrotem za skrzyniami.
Jej tęczówki nie były tego samego koloru, kiedy kontrolowała ciemną materię w ten sposób. Nie widziała niestabilniści, nie widziała przeciwników. Stała plecami oparta o metal, lecz jej oczy przysłaniała błękitna łuna, przez którą wyglądała, jakby widziała znacznie więcej od niego.
Posłał pocisk przeciążeniowy ku jednemu z przeciwników w chwili, w której drzwi rozsunęły się, a do środka wbiegła trójka, identycznie opancerzonych mężczyzn. Nie mieli oznaczeń, na głowach trzymali hełmy, w dłoniach karabiny. Jeden sygnał wystarczył, by niebieskowłosa drgnęła. Z ruchem jej ciała, kula wyprowadzona została z równowagi, pochłaniając życie jednego z żołnierzy i wyłączając generatory tarcz wszystkich pozostałych w jednej chwili.
Pierwszym, co dotarło do nich gdy świat odzyskał utracone dźwięki, był wrzask.
- Załatwić tego biotyka, do cholery!
Volyova nie mogła się powstrzymać - wychyliła się, by zobaczyć efekt swoich działań. Rozjuszeni powoli coraz bardziej przegraną sytuacją po swojej stronie ludzie skoncentrowali na niej atak gdy tylko dostrzegli ludzką postać zza skrzyń. Wbrew wszelkiemu rozsądkowi, kobieta zaśmiała się, chowając z powrotem. Kula ponad nimi wciąż stała, iskrząc się pod wpływem kul przechodzących przez jej ścianki.
- Dobrany z nas zespół - uśmiechnęła się do niego szeroko, z euforią, której nie powinna odczuwać, ale która wydawała się być dla niej naturalna.
Słysząc komunikat Irene o wysunięciu mostu, przytaknęła przez komunikator, czekając na jakikolwiek odgłos poruszanego mechanizmu. Jęk przekładni dotarł do nich chwilę później, gdy z jednego brzegu do drugiego zaczęła wysuwać się stara, ordzewiała platforma.

- Ilu zostało? Czterech? - spytała, unosząc wyżej pistolet, którego jeszcze nie miała okazji użyć. Jej generator tarcz sypał błędami, informując o niskim poziomie barier kinetycznych, ale to na razie ignorowała, czekając, aż most rozsunie się całkowicie. Gdy mechanizm się zatrzymał, również terkot karabinów ustał. Nastała cisza, tak głucha i potężna po tym, gdy przywykli do wrzasków i eksplozji, że wywoływała niemal fizyczny ból.
- Widmo Vexarius Viyo. Ciebie tutaj nikt się nie spodziewał. Podoba ci się Szanghaj? - męski głos dobiegł ich zza skrzyni. Volyova wychyliła się wraz z turianinem, spoglądając na drugi brzeg. Pomiędzy czwórką żołnierzy stała opancerzona sylwetka, której ceramiczna osłona przykryta była częściowo przez szary płaszcz.