Przez jego usta przemknął cień oszczędnego uśmiechu, gdy po jej komentarzu podążył wzrokiem w stronę nieba.
-
Szkoda. Słyszałem, że wiele można się na niej nauczyć - odparł w tym samym tonie, na uderzenie serca oddalając się myślami te kilka lat wstecz, ku zawieszonej w przestrzeni upadłej stacji rządzonej przez T'Loak. Osobiście, wbrew wszelkiego rozsądkowi, lubił kiedyś Omegę, chociaż jego pobudki ewoluowały wraz z kolejnymi latami. Na początku dostrzegał w niej urok, którymi naszpikowane były otaczające ją historie oraz opowieści - nielegalny port pełen szumowin, gdzie każdy mógł ci wsadzić omni-ostrze pod żebra, gdzie na każdym kroku czaiło się niebezpieczeństwo i gdzie gangi rządziły tym całym bezprawiem, oferując kuszące niebezpieczeństwo i wyzwanie dla wspinającego się po szczeblach kariery porucznika oddziałów specjalnych, a także egzotyczną oazę chaosu od sztywnej, prostolinijnej hierarchii dowodzenia turiańskich wojsk. Potem jego punkt widzenia się zmienił, gdy idealizm zastąpiły pierwsze cienie zmęczenia, a życie nagle stało się pełne o wiele bardziej wyrafinowanych, politycznych niuansów, gier społecznych i podwójnych pobudek, których wcześniej brakowało żołnierskiej karierze - Omega zamieniła się w ostoję prostoty i klarowności, gdzie wszystko było o wiele mniej skomplikowane, gdy założyło się, że każdy napotkany przez ciebie człowiek chce cię zabić, każda twarz próbuje cię oszukać, a każdy rozmówca okraść lub wciągnąć w pułapkę. Stanowiła wtedy abstrakcyjne wakacje od trudnych wyborów i ukrytych motywów, miejsce gdzie nie musiał zastanawiać się nad moralnością lub słusznością, gdy pociągał za spust.
A potem okazało się, że ta kolebka kryminalistów i najgorszego sortu galaktyki koniec końców jednak jest równie wielowarstwowa co inne miejsca - po prostu zmieniały się maski i kierujące nią pobudki. Omega zmieniła się w jego oczach, zyskując na wartości, ale jednocześnie tracąc swój status oazy i pozostawiając po tym trudny do określenia cień smutku. Pojedynczy kolor okazał się być pełnym spektrum szarości, tylko na jego dostrzeżenie potrzebował czasu i niewielkiej pomocy pewnej stalowej róży z metalu, która wciąż leżała na jego biurku w kajucie.
Jego zielone tęczówki błądziły przez chwilę po twarzy Hawk, zastanawiając się czy ona również dalej posiada swoją, nim odwrócił się plecami do widoku za barierką, opierając o nią lekko.
-
Czy to byłoby takie dziwne? To oni płacą nasze rachunki - odpowiedział lekko, przenosząc wzrok na Radną w białej sukni, która obecnie była otoczona małym tłumkiem i sądząc po niewielkim dronie unoszącym się za towarzyszącą jej elegancką kobietą, przeprowadzała wywiad. Śledził przez chwilę dwójkę spojrzeniem, nim oderwał się od balustrady po geście piratki, podłapując jej niewypowiedziane zaproszenie. Chociaż poruszał się swobodnie, w tle spojrzenia czaiło się napięcie, gdy próbował oszacować jej korelację między jej obecnością tutaj, a resztą wydarzeń.
-
Niestety, aczkolwiek jeszcze nie zdecydowałem czy jestem tu służbowo, czy prywatnie. Czy powinienem oczekiwać, że się to zmieni? - kontynuował po chwili, spoglądając na nią przelotnie, gdy przekroczyli próg tarasu widokowego, wracając do sali bankietowej. Odstawił pusty kieliszek na tacę mijającego ich kelnera i zaplótł dłonie za plecami, towarzysząc Hawk przy jej boku. -
Po ostatnich wydarzeniach z atakiem na Cytadelę wszyscy wciąż są lekko poddenerwowani. Pełno było o tym w wiadomościach, z pewnością słyszałaś. Czarny dzień Cytadeli - dodał, poruszając lekko dłonią jakby prezentował przed nimi w powietrzu tytuł artykułu. -
Trudno się dziwić, że niektórzy wypatrują zagrożenia i spodziewają się go nawet tam gdzie może go nie być.Prześlizgnął się spojrzeniem po jednej z lilii, która przepłynęła obok nich, gdy przechodzili po niewielkim mostku łączącym różne sekcje. Gdy podniósł wzrok z powrotem na Hawkins, w jego tęczówkach czaiło się pytanie, które zwerbalizował chwilę później.
-
A ty? Co zabrało cię do tego miejsca?