Ludzka kolonia, której nazwa rozbrzmiała w całej galaktyce szesnaście lat temu podczas brutalnego ataku batariańskich przestępców, w wyniku którego wymordowana została większość ludności. Dziś Mindoir rozkwita, odbudowując swoją historyczną kolonię. Pamiętając o poświęceniu tych, którzy byli przed nimi, koloniści z dumą walczą o lepsze jutro, a dzięki ich determinacji i wsparcu Przymierza, Mindoir staje się perłą odbudowy w Trawersie Attykańskim.

Viktor Karajev
Awatar użytkownika
Posty: 228
Rejestracja: 15 maja 2021, o 23:08
Miano: Viktor Karajev
Wiek: 32
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Operator C2
Lokalizacja: Ziemia
Kredyty: 25.015
Medals:

Psyche

5 sie 2022, o 15:48

Ostrzeżenie Curio zrodziło kolejne pytania. Turianin nie należał do tych, co tracą łatwo głowę, a teraz, gdy trafił na ślad dawnej rywalki, Viktor poznał, iż ten jest podenerwowany. Ufał ocenie strzelca wyborowego, jednak dobrze by było wiedzieć więcej o wrogu. Pierwsza jednak, jak zwykle, odezwała się Mila. Chorąży nawet już nie wzdychał na jej 2137 próbę podważenia wojskowego drylu i łańcucha dowodzenia w ich co jak co nie tak długiej znajomości. Zdecydowanie nie był to czas na dyskusje, potrzeba podjęcia decyzji wisiała nad nim jak katowski miecz. Szczęśliwie, Crassus wypowiedział się rzeczowo na temat, choć niestety, nie przyniósł mocnej poszlaki.
- No trudno, zostawmy to na razie- odparł- W końcu jesteśmy grupą zwiadowczą, główkować będą chłopaki z S. Teraz nas interesuje to, że dwóch wrogów prawdopodobnie siedzi na dolnych poziomach szybu, patrząc po brakującym sprzęcie górniczym.
Najwyraźniej zgadzał się z nim Crassus, choć ten nie zdołał dokończyć wypowiedzi. Przerwała mu raczej nieoczekiwana transmisja, prosto z góry. Słysząc głos majora Karajev w pierwszej chwili odetchnął z ulgą, wreszcie mając kogoś bardziej zdecydowanego od kapitana Newmanna. Niestety, to właśnie ta decyzyjność nagle zmieniła odczucia Viktora o 180 stopni. Chciał zaprotestować, ale wiedział, że ma nikłe szanse na przebicie się, co dopiero na przekonanie majora. Ton głosu wyższego stopniem oficera nie pozostawiał wątpliwości- choć zakończył pytaniem, istniała tylko jedna dobra odpowiedź. Karajev zawahał się. Wiedział co właśnie się działo, rozumiał postawę Sterlinga. Ten już postawił tezę, a jeśli fakty mówiły co innego, tym gorzej dla faktów. On już poświęcił jakiegoś nieznanego mu chorążego. Viktor wiedział, że jeśli dojdzie do katastrofy, to na jego spadnie cała wina, to on, jak się okaże, zbagatelizował zagrożenie, nie major. Albo swym pośpiesznym działaniem wysadzi przedwcześnie ładunki, nim oddział saperów dotrze na Psyche- retoryka mogła być dowolna.
Tym lepiej, że to Crassus pierwszy się odezwał. Viktor tylko skinął z wdzięcznością do turianina, nim podjął ton.
- Majorze, widmo Viyo nie osłoni radnej ani nikogo ze zgromadzonych od deszczy meteorytów jaki spadnie na Mindior w wyniku eksplozji Psyche. Proszę przynajmniej o przyspieszenie zespołu saperskiego, bowiem czas oczekiwania jest dalece nieakceptowalny. Wraz z moim oddziałem zneutralizuję w tym czasie pozostałych wrogów. Odbiór.
Nie mógł być pewien reakcji. Major prawdopodobnie będzie oburzony, że ktoś śmie w ogóle z nim dyskutować.
Jeszcze się okaże, że moja kariera oficera będzie jedną z krótszych w historii Przymierza- pomyślał.
Gdy tylko połączenie zakończyło się, Karajev spróbował nawiązać połączenie z kapitanem Newmannem.
- Kittyhawk? Gdzie ci saperzy? Góra nie chce słyszeć o ewakuacji. Potrzebni są na teraz!
Dotarło do niego jak nagle straciły na znaczeniu kody wywoławcze, skoro major w swej wielkiej mądrości postanowił otwarcie użyć nazwisk i stopni przez radio. Jeśli wróg miał ich na podsłuchu...
- Cholerni Brytole- syknął Karajev- Już raz się naciąłem tak. No nic, musimy przyspieszyć, jak coś pójdzie nie tak, to major z więcej niż chęcią obwini nas za każdą drobnostkę. Jesteśmy już ugotowani, tylko o tym nie wiemy. Z naszej pozycji jest tylko jedno wyjście. W dół.
Nie sprecyzował, czy chodzi o ich ciężkie położenie pod względem politycznym, czy dosłownie chodziło o zapuszczenie się wgłąb asteroidy. Nim jednak ruszyli, nagle wpadł na jeszcze jeden pomysł.
Szybko wystukał wiadomość tekstową, po czym nacisnął przycisk wyślij na prywatne omni, na które wiedział, że byle kto się nie włamie.
Asteroida nad Mindoirem zaminowany. Wysokie ryzyko wybuchu. Major Sterling chce zamieść sprawę pod dywan. Ostrzeż I.
Wiadomość była dla Anyi Bastet.
- Dobra, drużyno. Saperzy w drodze, chuj wie czy zdążą. Naszym zadaniem jest nie dopuścić, by ładunki zostały odpalone. Jeśli zapalnik jest ręczny, zapobiegniemy temu eliminując ostatnich z SST. Odpalanie zdalne wątpliwe ze względu na system zakłócania. Jeśli zapalnik jest czasowy... No cóż, miło było z wami służyć. A teraz do roboty!
ObrazekObrazek
Muza
Mood
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Andrei Asen
Awatar użytkownika
Posty: 32
Rejestracja: 17 sie 2021, o 15:34
Miano: Andrei Asen
Wiek: 32
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: aspirant SOC, pilot pościgowy
Postać główna: Dagon
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 25.020

Re: Psyche

6 sie 2022, o 16:33

Parsknął cicho, uzmysłowiwszy sobie, że jego słowa zabrzmiały jednak bardziej dramatycznie niż zamierzał. To znaczy - nie żeby były niezgodne z prawdą, ale jednak mógł tę prawdę ubrać inaczej.
- No, nie aż tak. - Wyszczerzył teraz zęby do Crassusa i Mili. - Papierologię mogę robić, ale jakby jednak... Nie siedzę za biurkiem. Miałem szkolenie. Pełne. Umiem strzelać. Wolę po prostu większe działa. - Uniósł znacząco brwi, nie mogąc sobie odmówić rzucenia najsuchszym możliwym, dziaderskim podtekstem. - Jestem pilotem - doprecyzował wreszcie. Nie wiedział, czy to ich uspokoi czy nie, no ale chyba mimo wszystko lepiej mieć obok siebie pilota niż pierdzącego w stołek biurokratę, nie? - Świetnym pilotem - dokończył więc Andrei bezceremonialnie, musząc oczywiście podkreślić, że akurat w tym fachu jest dobry. Najlepszy, jego nieskromnym zdaniem. A już na pewno najlepszy w służbach Cytadeli.
W dalsze rozmowy niespecjalnie się wtrącał. W zasadzie parsknął tylko cicho na wywody góry - no pewnie, załatwianie czegoś szybko i skutecznie nigdy nie należało do zalet jakichkolwiek służb zorganizowanych, włączając w to SOC i Przymierze - i pokręcił głową. Dowody, co?
- No, to teraz nie pozostało nam nic innego jak zapakować jedną z min i wysłać poleconym prosto do naszych jaśnie panujących - rzucił beztrosko. No bo serio, o jakich innych dowodach mówili, skoro fakt zaminowania asteroidy nie wystarcza?
Ostatecznie podsumował cały ten cyrk jednym, pełnym goryczy westchnięciem - i już był gotów. Całe to sformalizowanie, te opory dowództwa - to nie była dla niego żadna nowość. Umiał z tym żyć, ba - w zasadzie całkiem się już do tego przyzwyczaił. Przecież tak to wszystko wyglądało w jego codziennej pracy, nie? No więc nie był zaskoczony, a skoro mieli robotę do zrobienia - to gotów był ją robić. Im szybciej tu wszystko ogarną i wrócą w domowe pielesze tym lepiej, nie?
- Sami se będziemy saperami. - Wzruszył ramionami na ostatnie słowa Karajeva. - Crassus ewidentnie coś w inżynierkę umie, ja też. Ogarniemy. - Optymizm? Brawura? Naiwność? Zapewne wszystkiego po trochu, ale poważnie - Asen nie zamierzał tracić życia na zamartwianie się. Skoro już tu byli, i skoro mieli te nieszczęsne bomby z którymi trzeba było się uporać - no to dokładnie to trzeba było zrobić. Spróbować chociaż. Proste.
- Rozróżniasz kolory, nie? - rzucił zaczepnie w kierunku Crassusa i uśmiechnął się szeroko. - Jak powiem żebyś ciął czerwony kabel, to nie upierdolisz w zamian niebieskiego?
Oczywiście, że min już się tak teraz nie rozbrajało. Chyba nie - w zasadzie nie był pewien. Podobnie jak antyterrorystą, saperem Bułgar również nie był. Ale to nic. Nie potrzebowali tu teraz dodatkowych negatywnych emocji. Rozluźnienie atmosfery - o to w tym wszystkim chodziło. Głupawo czy nie, grunt żeby zadziałało.
Tak czy inaczej, coś trzeba było zrobić, Andrei odetchnął więc cicho i zmusił się do myślenia.
- Podejrzewam, że gdzieś tutaj mają schematy całej tej odstawionej prowizorki. - Ruchem głowy wskazał na zewnątrz, w domyśle - na całą sieć podłączonych, uzbrojonych min. - Jakieś rysunki instalacji. Nie sądzę, by montowali to wszystko z głowy... Przynajmniej mam nadzieję, że tego nie robili. No więc jakbyśmy te schematy znaleźli... - Spojrzał znacząco na Crassusa, który jako pierwszy wyrwał się parę chwil temu do konsoli, więc możliwe, że przy następnej okazji wyrwie się również do kolejnego panelu. - To unieszkodliwienie tego pierdolnika pewnie poszłoby szybciej.
Jednocześnie uruchomił własny omni-klucz, włączył skaner i zakręcił artystyczny piruet, poprzez narzędzie prześwietlając pomieszczenie. Skaner powinien wyłapać przebieg instalacji, przynajmniej tej najbliższej. Jak kable szły w dół, gdzieś w głąb kopalni, to powinien zobaczyć, którędy schodzą. Jak kumulowały się gdzieś w pobliżu, to również powinien odkryć. Tak sądził.
Bo, podkreślmy to po raz wtóry, nie był saperem.
Tak czy inaczej, nie spodziewał się, że czekający na rozbrojenie zapalnik będzie blisko, gdy więc wszyscy byli gotowi do wymarszu - on również był. Nie było co zwlekać.
ObrazekObrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Psyche

8 sie 2022, o 08:05

Zagrożenie
A>33>B>66>C

0
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Psyche

8 sie 2022, o 08:48

- Chorąży Karajev, aby mówić o zagrożeniu wysadzenia całej asteroidy należy najpierw wykonać odpowiednie i wiarygodne pomiary - upomniał go major. - Jak już będziecie nimi dysponować, można oszacować prawdopodobieństwo waszych teorii, na ten moment są one tylko i wyłącznie spiskowe, nie będziemy siać paniki bez solidnego podłoża. Proszę zająć się swoim zadaniem. Poradzicie sobie, chorąży - zakończył połączenie, pozostawiając Karajeva z gonitwą własnych myśli.
Skan ścian ukazał gąszcz kabli wsadzonych pod cienką, wierzchnią warstwę. Zdarcie jej nie przysparzało najmniejszych problemów. Ktoś musiał znać się na swojej robocie. Uporządkowane, biegły jedne pod drugim. Nie plątały się, nie przecinały. Pedant, który wytyczał ich szlaki, musiał mieć albo odpowiednio dużo czasu, albo robił to nie pierwszy raz; niczym misterna, pajęcza sieć, wszystkie kable biegły zgodnie w dół. Po szybie windy. Szybkie przenalizowanie planów konstrukcyjnych budynków dało odpowiedź, iż nie ma innej drogi do szybów. Na wypadek awarii windy, zejść można było w dół lub dostać się na górę drabiną przyspawaną do ściany. Co w przypadku zawalenia się szybu? Na to pytanie na próżno było szukać odpowiedzi w mapach, najprawdopodobniej konstruktorzy w ogóle nie brali pod uwagę takiej możliwości. Czy słusznie? No właśnie.
Droga w dół wiązała się z odpowiednimi przygotowaniami - założenie górniczych kombinezonów, synchronizacja odczytów z własnym omni kluczem, co najmniej dwukrotnie upewnienie się co do szczelności; filtry, zapewniały przeżycie tylko, jeżeli nic nie rozszczelniło ochronnej warstwy. Wyobraźnia odpowiednio obrazkowo podpowiadało jak skończyć by się mogło dłuższe wdychanie oparów w atmosferze pozbawionej tlenu.
Monitoring nie kłamał. W słabym świetle halogenów, doszli do windy długim, pustym korytarzem. Kable, rozszerzały się tutaj na obie strony, biegły i po jednej, i po drugiej ścianie łącząc się w szybie i dalej - w dół. Winda znajdowała się na poziomie kopalni, wzywało się ją starym, analogowym przyciskiem. Wciśnięcie, odpaliło całą maszynę. Skrzypiało niemiłosiernie, gdy winda wjeżdżała na górę. Trwało to całe wieki.
Kontrolka, zmieniła się na zieloną. Sygnał muzyczny, bardziej zwykły pisk niż dżingiel, poinformował o tym, że winda zajechała. Drzwi zazgrzytały, otwierając się. Na podłodze, leżała uzbrojona bomba odliczająca sekundy.

15...
14...
13...

Coś w głowie Andrei'ego kliknęło. Obraz na kamerach musiał być zapętlony. Skurwysyny, włamali się także do monitoringu.

10...
9...
8...

Osoba stojąca najbliżej krzyknęła, aby się kryć. W pustym korytarzu, możliwość była tak naprawdę tylko jedna. Rzucili się na ziemię, twarzą do dołu.

3...
2...
1

Huk dzwonił w uszach, sam wybuch musiał wziąć na klatę kombinezon, ponieważ poza wrażeniem uderzenia w ścianę, nie czuli, aby zostali poważniej zranieni. Systemy podtrzymujące życie na moment zwariowały, tętno wystrzeliło w kosmos, oddech wykraczał poza określoną normę. Wszystko uspokoiło się dopiero, kiedy zaczęli się podnosić. W tumanach kurzu, pozbierali się z ziemi. Skan potwierdził, że kombinezony są całe, nie ma rozszczelnień, nic nie uciekało. Ładunek musiał być pojedynczy, nie scalony z konstrukcją, po kablach której szli prowadzeni po nitce do kłębka.
O wiele gorzej sprawy miały się z windą. Roztrzaskana, nigdzie już nie pojedzie. Gdzieś pod gruzami, rzucił im się w oczy prześladujący ich napis naniesiony farbą SST. Komuś, kto zostawił w windzie bombę musiało chodzić właśnie o nią; o odcięcie drogi, zablokowanie szybkiego przejścia w dół.
Jeżeli chcieli schodzić do szybów, musieli iść pojedynczo po drabinie.
- Red Sun, Red Sun, odbiór. Jesteśmy z chłopakami przy kompleksie, zabezpieczyliśmy ciała, zabieramy się za analizę ładunków wybuchowych i rozbrajanie min, aby w ogóle to było możliwe. Jaki jest Wasz status? - odezwał się na wspólnym kanale Newman.

Wyświetl uwagę Mistrza Gry
Andrei Asen
Awatar użytkownika
Posty: 32
Rejestracja: 17 sie 2021, o 15:34
Miano: Andrei Asen
Wiek: 32
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: aspirant SOC, pilot pościgowy
Postać główna: Dagon
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 25.020

Re: Psyche

9 sie 2022, o 16:53

Skanował, skanował, ale niewiele w sumie wymyślił. To znaczy, docenił precyzję ułożenia instalacji i westchnął cicho, widząc, że jedyną drogą w dół był szyb windy - poza tym jednak nie był jakoś specjalnie zaskoczony, zachwycony czy poruszony w jakikolwiek inny sposób.
- Musimy pójść tędy - rzucił wreszcie gwoli wyjaśnienia, dlaczego stoi i gapi się w ściany jak cielę w malowane wrota. Bliżej niesprecyzowanym ruchem ręki wskazał w kierunku, w którym powinien być szyb windy.
No i był. I nawet winda była. Gdy już się wyszykowali, odstroili w kombinezony i dotarli do wspomnianej, jedynej drogi w dół, miłym zaskoczeniem był działający guzik przywołujący platformę. Sama winda już tak pozytywnie nie nastrajała, tym niemniej Andrei doceniał, że coś tu działa, a nie że od razu próbuje wybuchnąć.
...Za szybko się ucieszył. Zdecydowanie za szybko.
- Ej, wiecie... - zaczął, tknięty nagłą myślą. Przy akompaniamencie powitalnego pisku windy i równomiernego odliczania bomby, zaczął składać pewne fakty. - Wiecie, ten monitoring...
Jakoś nie potrafił się wysłowić, a gdy wreszcie odzyskał pełnię władz nad tym, co w zasadzie chce powiedzieć, rozpoczęte zdanie okazało się być teraz zdecydowanie mało ważne.
- NA ZIEMIĘ! - ryknął z zaskakującą mocą - no bo kto by się po nim spodziewał takiego niemalże przywódczego darcia mordy? - i samemu dał przykład postępowania, susem rzucając się na glebę, w miarę możliwości jak najdalej od bomby. Przy czym, co jasne, jak najdalej równało się teraz dosyć niedaleko, bo po prostu nie było czasu na większe ucieczki.
Gdy zaczął odzyskiwać słuch, jasnym stało się, że kaszle, próbując złapać oddech. Był cały - tak sądził, dla pewności sprawdził jednak odczyty medyczne z kombinezonu. Właśnie, kombinezon. Górniczy przyodziewek był całkiem solidną osłoną przeciwwybuchową, nie ma co. Andrei wiedział, że elegancko wyrżnął w ścianę, w głowie pulsowało mu też od szalejącego tętna, musiał się też solidnie napracować, by uspokoić oddech - poza tym wszystko wydawało się być w porządku. A skoro tak, to najwyższy czas wstać na nogi.
- Żyjecie? - spytał, gramoląc się najpierw na kolana, a potem do pionu. To, że w ogóle mógł to zrobić, świadczyło jeszcze o jednym - kompleks stał cały. Znaczy to pojedyncza bomba, nie część sieci rozwleczonej dookoła. To zawsze jakiś plus, nie?
Winda, oczywiście, już się nie nadawała. No pewnie, że nie - po co mieliby zjechać elegancko na dół, skoro mogli się nagimnastykować przy schodzeniu? Bułgar westchnął cicho, nic nie mówiąc.
Odezwał się za to, słysząc Newmana na wspólnym kanale. Nie zamierzał wychodzić przed szereg, ale skoro już w miarę się pozbierał, to mógł też coś odpowiedzieć, nie? Karajev przejmie potem profesjonalną komunikację i wszystko będzie cacy.
- Żeśmy wybuchli - rzucił beztrosko, nie przejmując się ubieraniem komunikatów w jakieś bardziej fachowe słownictwo. - To znaczy, prawie nas wybuchło. Przysłali nam ładunek z dołu. - Wzruszył ramionami, zapominając, że tego akurat na połączeniu głosowym nie będzie widać. - Ale żyjemy. I pewnie zaraz pójdziemy na dół.
Z tymi słowy, spojrzał na pozostałych.
- Pójdziemy, nie? - Nie widział innego wyjścia. Śmierć mogłaby ich zwolnić z wykonywania zadania, ale skoro nie umarli, to rozkazy wciąż były w mocy, tak jakby.
- A, jakby co - rzucił jeszcze ni z tego, ni z owego na wspólnym kanale do Newmana. - Uważajcie z tym. Popatrzyłem trochę na kable i ktoś tu ewidentnie wiedział, co robi. To nie pierwsza lepsza chałtura, tylko... No, profeska. Jest pedantycznie i, jeśli ktoś chciałby się założyć, skutecznie. Zabójczo skutecznie, tak sądzę.
ObrazekObrazek
Crassus Curio
Awatar użytkownika
Posty: 227
Rejestracja: 1 cze 2021, o 12:28
Miano: Crassus Curio
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Turianin
Zawód: Najemnik. Ale taki legendarny!
Lokalizacja: Gdzieś w kosmosie
Kredyty: 70.650
Medals:

Re: Psyche

11 sie 2022, o 15:26

Z początku Curio nieco ulżyło. Karajev był rzeczowym chłopem i przyjął do wiadomości brak większej ilości informacji ze strony turianina. Drugim powodem był Bułgar, który na całe szczęście okazał się nie być papierologiem a pilotem.
- Uff. Trochę ulżyło. - przyznał do Andreia, półżartem. Jednak na wyraźnie zaakcentowane większe działa, Mister Fornax zarechotał radośnie. Sam w końcu lubił długie lufy, kim więc był żeby oceniać innych? - Zrozumiałe. Chociaż nie do końca jestem w stanie pojąć jak ktoś może się jarać pilotowaniem. - stwierdził zupełnie serio. - Trzęsie, nie widzisz wszystkiego w około, a jak coś zjebiesz to się wpieprzysz w kawał kosmicznej skały. Sam jestem nieco pilotem, wiesz? I nienawidze tego. - chociaż jego ton wciąż wskazywał na raczej żartobliwe podejście, była to jak najbardziej prawda w przypadku najemnika. Spacer kosmiczny? Okej. Pilotowanie myśliwca? Duchy chrońcie.
Odrobina luźnej gadki pomagała odciągnąć myśli od gówna w jakim się znaleźli. I nawet nie chodziło o groźbę eksplozji, chociaż ta faktycznie była istotna. Crassus zerknął na Asena, który tak chętnie wyrywał się do rozbrajania bomb.
- Coś się znam. Kursy też miałem jeśli chodzi o inżynierię pola walki. - odpowiedział twierdząco i ze skinieniem głowy. Co prawda nie był specjalistą w kwestii materiałów wybuchów, jednak każdy operator sił specjalnych musiał pojąć chociażby podstawy w tej kwestii. Na zaczepkę jedynie przewrócił oczyma. - Nie, od razu tobie całą rękę.
Pan Pilot, poza ciętym humorem, miewał również dobre pomysły. Jego uwaga na temat schematów była słuszna. W trakcie gdy Asen zajął się skanowaniem, Curio wrócił na moment do konsoli aby przeszukać ją pod tym kątem. Wątpliwym było, aby trzymali na niej plany i schematy ale kto wie? Może?
Moment podniesienia morale prysł wraz z komunikatem Sterlinga. Co jak co ale w tym momencie turianin doskonale rozumiał chorążego. Jak mało kto z obecnych. Na wdzięczne skinienie odpowiedział własnym. Nie miał wątpliwości, że wypalił do majora dokładnie to, co i Viktor chciałby ale powstrzymywał go wojskowy łańcuch dowodzenia.
- Oczywiście, że tak. - odparł Ukraińcowi w przerwie między wymianą komunikatów z majorem. - Brytole czy nie, większość zasranych oficerów jest taka. Prędzej wpierdolą na minę swoich ludzi niż siebie. Też się na takich naciąłem w swoim życiu i wiesz co? Cała kariera w pizdu, Omega welcome to. - podsumował cierpkim dowcipem i rechotem. Chociaż w innych okolicznościach, to właśnie taki typ oficera zakończył wzorową karierę porucznika sił specjalnych 7. Floty. Stworzył jednak najemnika, który rozumiał co było ważniejsze w życiu niż twój przełożony.
Odpowiedź, która nadeszła ze strony Sterlina ani trochę nie zdziwiła Crassusa. Dokładnie takiej się spodziewał. Teraz, kiedy zdążył posmakować jak działa Przymierze, zrozumiał jak podobni byli oni do Hierarchii Turian. Ten sam beton. No, może turianie byli nieco lepsi. Kwestia doświadczenia.
- A kij mu w dupę. - stwierdził na koniec, ruszając po swój kombinezon. - Ogarniemy to, Viktor, i Sterling się jeszcze zesra.
Turianin poczuł nieco więcej sympatii do Karajeva poprzez sytuację w jakiej znalazł się chorąży, tak bardzo przypominającą mu jego własną.
Curio z należytą pedanterią upewnił się, że kombinezon górniczy został należycie uszczelniony. Co prawda ich pancerze pozwalały na operowanie w próżni, obieg zamknięty chronił przed oparami a jeśli atmosfera wewnątrz była taka sama jak na powierzchni, to w razie nieszczelności ciśnienie spowodowane brakiem atmosfery wyssie powietrze z ich płuc i nawet nie wciągną toksyn do płuc tylko stracą przytomność przez brak tlenu. Jednakże gruba warstwa ochronna kombinezonu górniczego zapewniała dodatkową ochronę w przypadku jakichkolwiek wypadków natury kinetycznej i nie tylko. A to już było warte dodatkowej skorupy. Tak jak i dodatkowy tlen.
- To idziemy tędy. - zaaprobował wskazówkę Asena. W końcu koleś ogarnął kable, nie? Choć wciąż byli na górze, Curio nie zamierzał opuszczać gardy nawet na moment. Raptor pozostał gotowy do strzału, spoczywając w jego rękach a bystry wzrok strzelca ostrożnie skanował ich okolice. Ciemność i brak oświetlenia były bardzo dobrą okazją na zasadzkę. Na ich szczęście takowej nie było i cali dotarli do samej windy. A ta nawet działała!
- O, lepiej niż myślałem. - stwierdził, czekając aż kontrolka zapali się na zielono i będą mogli załadować swoje cztery litery do windy. Drzwi wkrótce się otworzyły, turianin już miał robić krok do środka zanim zauważył czekający tam na nich prezent. Zastygł w miejscu, spoglądając to na Milę, to na pozostałych dwóch mężczyzn. Krzyk Bułgara poruszył Crassusa, który od razu rzucił się pod ścianę i na glebę, licząc, że oberwie falą uderzeniową jak najmniej.
Lekko nie było, co prawda. Rzuciło nimi mocno ale tak jak przewidział, kombinezon górniczy zaoferował im odpowiednią ochronę przed kinetyką uderzenia. Upewniwszy się, że karabin jest cały, Curio powoli wstał na równe nogi.
- Taaa, ja żyję. Ale co to za życie. Mila? Viktor? - odparł Asenowi, patrząc też po reszcie. - Sukinsyny sprytne są.
Skomentował niemiłą niespodziankę, którą im zafundowali. Na komunikat Newmana już nie odpowiedział, Andrei widać ożywił się po tej wybuchowej rozrywce i się tym zajął. Crassus jedynie zachichotał na jego stwierdzenie o wybuchnięciu i skinął głową twierdząco. Będą szli na dół.
Podszedł więc do windy, ocenić skalę zniszczeń chociaż po wybuchu wolałby już nie ryzykować. Drabinka była pewniejszą metodą.
- Nie spodziewałem się niczego innego, Andrei. Wiedzą co robią. To co, kto pierwszy na drabinkę?
VӨICΣ | ƬΉΣMΣ | FΣVΣR ObrazekObrazek Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mila Račan
Awatar użytkownika
Posty: 279
Rejestracja: 1 cze 2021, o 10:48
Miano: Mila Račan
Wiek: 33
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemniczka
Lokalizacja: Horyzont
Status: Cud że jeszcze żyje
Kredyty: 5.895
Medals:

Re: Psyche

11 sie 2022, o 20:20

Skupiona na przeglądaniu monitoringu, Mila średnio zwracała później uwagę na bądź co bądź przyjacielski banter Crassusa i tego drugiego, Andreia. Ściągnąwszy wszystkie nagrania, jakie tylko miała, przerzuciła je do Newmana, wnioskując o analizę, po czym rozciągnęła się krótko. Coś jej tutaj ciągle nie grało, ale nie wiedziała jeszcze co. No może oprócz oczywistego faktu, jakim była paląca dupa jakiegoś generała, który postanowił zbagatelizować coś, co było bądź co bądź zagrożeniem terrorystycznym. Jak słusznie Curio zauważył, po całej planetoidzie rozsiane były bomby, które nawet na chłopski rozum były w stanie wysadzić asteroidę w drobny mak... no nie taki drobny, bo odłamki na pewno by jebły w Mindoir.

Postronni mogli więc ujrzeć drobny tik, jakby kobieta chciała wyrwać się do odpowiedzi – zaczęła stukać palcami o blat, a po chwili bawić się swoim nowym omni-kluczem, byle tylko nie wtrącić się w rozmowę. Chyba nikt nie miał bowiem złudzeń, że gdyby to Chorwatka się odezwała, zapewne wszyscy tutaj zostaliby podstawieni pod sąd wojskowy, nawet jeśli praktycznie nikt nie był z ziemskiego wojska. I dopiero, gdy transmisja się urwała, odetchnąwszy, najemniczka rzuciła z pogardą: — Cholerni politycy, bo nikt tak wysoko w łańcuchu dowodzenia już nie jest żołnierzem.

Stękając, wstała i poczłapała za resztą w stronę kombinezonów górniczych. Założywszy jeden, upewniła się, że systemy podtrzymywania życia, w tym i te odpowiadające za szczelność hełmu, są w całości. Może i jakieś opary były w głębi, ale to brak tlenu i atmosfery był najgorszy, gdy całe powietrze uciekało ze środka. Dopiero później z bronią na wierzchu poszła za resztą, gdzie stłoczyli się wokół windy. Gdy tylko winda zaczęła zbliżać się do ich poziomu, żartobliwym tonem Mila rzuciła parafrazę znalezioną kiedyś w extranecie: — Tylko pamiętajcie... co jest kurwa? — zanim dokończyła, drzwi się uchyliły, ukazując im piękny widok bomby. W momencie, w którym Asen huknął, Racan odwróciła się na pięcie, w mało widowiskowej próbie rzucając się na podłogę i jadąc na niej kawałek, popchnięta falą uderzeniową. Waląc o jakąś ścianę, na chwilę ją przymroczyło. Gdy tylko pisk ustał, a ona sama potrafiła przejrzeć przez mroczki w oczach, natychmiast wygramoliła się z pozycji leżącej, zerkając wokół. Pusto.

Kurwa. Żyję. Nic wam nie jest? — zapytała, rozglądając się i po chwili zerkając w dół zdezelowanego szybu. Mnąc w ustach kolejne przekleństwa, wysłuchała komunikatu Newmana i Asena, po czym sama się wtrąciła: — Zbierzcie te cholerne dowody i wyślijcie je dupkom z dowództwa, żeby już ewakuowali tę planetę, czy coś. — Patrząc w dół, zaśmiała się nagle, rozbawiona myślą, którą zaraz się podzieliła na wewnętrznym kanale. — Wiecie, gdybym dostawała kredyt za każdym razem, gdy ratuję Radną z opresji i w związku z tym złażę po drabinie w jakimś szybie... to dostałabym dwa kredyty. To niedużo, ale kurewsko dziwne, nie? I mogę pójść pierwsza, ale Andrei, lepiej uważaj na wystające rury. Ostatnim razem, gdy wchodziłam po takiej drabinie z SOCowcem, to nie skończyło się to dla niego dobrze. W sensie dostał rurą. Nie dotrwał do samej góry, spierdolił się z powrotem na dół. Ale w sumie nie szkoda skurwysyna. A, no i w sumie plus, że na dole już nie będzie tlenu, nie? To nic nam w twarze nie wybuchnie — i jeśli nikt jej nie przeszkodził, to zaczęła gramolić się w dół, klnąc pod nosem swój powtarzalny los.
ObrazekObrazek
Viktor Karajev
Awatar użytkownika
Posty: 228
Rejestracja: 15 maja 2021, o 23:08
Miano: Viktor Karajev
Wiek: 32
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Operator C2
Lokalizacja: Ziemia
Kredyty: 25.015
Medals:

Re: Psyche

12 sie 2022, o 06:43

Zacisnął zęby, chcąc powstrzymać przekleństwo cisnące mu się na usta. Wiedział, że zwłaszcza od tej chwili robota musiała być perfekcyjna, a każde odstępstwo i uchybienie będzie wyciągnięte przez Sterlinga. Karajev jednak był skazany na porażkę. Jak ma walczyć żołnierz, gdy walczyć musi nie tylko z wrogiem, ale i oficerem dowodzącym?
Milczał przez dłuższą chwilę, co najwyżej przytakując swoim współtowarzyszom. Nie chciał wypowiedzieć słów, które nie były potrzebne, których mógł później żałować, choć tak bardzo chciał je teraz z siebie wyrzucić. Musiał jednak wytrwać. To, że major łamał etos żołnierski, nie oznaczało, że chorąży też mógł sobie na to pozwolić. Zdobył się więc tylko na krótki komentarz.
- Zostaw mi więc wizytówkę, co bym wiedział gdzie zadzwonić, jak już mnie wywalą- mruknął bardziej ponuro niż chciał do Crassusa w odpowiedzi na jego uwagę o wyższych oficerach. Co jak co, ale turianin, a co dopiero Chorwatka musieli mieć ubaw z tej sytuacji. Viktor Karajev, świecący przykładem żołnierz z plakatu był o włos od powtórzenia ich schematu kariery. Prawdę mówiąc nieco dziwiło żołnierza, że nie komentują tego obszerniej i bardziej szyderczo.
A potem był ten wybuch i uszkodzenie windy. Przecież to głupota, taktyczne utrudnienie, z którym poradzi sobie. Była to jednak kropla, która przeginała pałę goryczy, jak rozlanie kawy po wielogodzinnym ciężkim dniu w pracy, do której trafiło się spóźnionym, bo samochód nawalił. Viktor stał przez dobre siedem sekund, oprószony pyłem z wybuchu, nieco ogłuszony, gapiąc się tylko nienawistnie na uszkodzoną windę. Oddychał spokojnie, poirytowany faktem, że nie może teraz zapalić.
- Status?- rzucił przez radio, gdy odezwał się do nich Newman. Był bardzo blisko powiedzenia kapitanowi, by zebrał wszystkie ładunki z powierzchni asteroidy, wsadził sobie w dupę, poleciał na Mindoir i odpalił podczas wieczornego toastu jako fajerwerki z dedykacją dla majora Sterlinga. Powstrzymał się jednak.
- Pomniejsze uszkodzenia pośród operatorów. W tunelach przewody kolejnych ładunków. Winda w dół właśnie została wysadzona zapalnikiem czasowym. Póki co bez kontaktu z wrogiem. Kontynuujemy zejście w dół po drabinkach.
Odetchnął. Operacyjne skupienie powoli do niego wracało.
- No dobra, zobaczmy, co SST tak bardzo nie chce, byśmy znaleźli na dole...
ObrazekObrazek
Muza
Mood
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Psyche

16 sie 2022, o 13:48

Zagrożenie
A > 33 > B > 66 > C
0

Ene due rabe
Tajny rzut MG
Karajev 1
Andrei 2
Mila 3
Crassus 4
1
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Psyche

16 sie 2022, o 14:29

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Droga w dół była długa. I prosta. Jak w mordę strzelił. Szli pojedynczo, ostrożnie stawiając swoje kroki na metalowej, przymocowanej do szybu drabince. Brakowało oświetlenia, mrok rozjaśniały wyłącznie awaryjne, dające bladoczerwoną poświatę lampki i ich własne wbudowane w hełm latarki. Musieli pilnować się, aby nie świecić sobie po oczach.
Po pokonaniu odległości mniej więcej pięciu pięter, system podtrzymujący życie dokonał analizy skafandrów. Wszystkie, wypadły wzorowo. Pomiary, wykonywano automatycznie. Co kwadrans. Miało być to zabezpieczenie dla pracujących w szybach górniczych ludzi. Szybkie wykrycie nieszczelności dawało nadzieję na wyjście z kopalni przed uduszeniem się.
Kroki, posapywanie oraz oddechy, niosły się echem w pustym szybie. Początkowo, z dołu zionęła ciemność. Bezkresna pusta, którą nie sposób było rozjaśnić światłem. Z każdym kolejnym piętrem w dół, mrok zdawał się coraz bardziej im ulegać. W końcu - po pół godzinie, jeżeli spojrzeć by na czas odmierzany przez timer - światło odbiło się od podłoża definitywnie rozpraszając mrok. Zdrętwiałe od wysiłku mięśnie, odetchnęły z wyraźną ulgą, kiedy puścili się ostatniego szczebelka i stanęli na pewnej ziemi.
Kable biegły dalej. Tutaj, nikt już nie zadbał o to, aby wpuścić je w ścianę. Widzieli na własne oczy tę pajęcza sieć złożoną z czterech kolorów. Niedbalstwo? Na pewno nie. Prędzej pośpiech. Ograniczony czas. Deadline.
Korytarz był na tyle wysoki, że trzech rosłych mężczyzn mogło iść obok siebie ramię w ramię. Na suficie, znajdowało się robocze oświetlenie uruchamiane wajchą przy windzie; Andrei słusznie założył, że mając do czynienia z ładunkami wybuchowymi, lepiej byłoby nie uruchamiać niczego, co przewodzi prąd. Jedna zagubiona iskra, a świat nie dowiedziałby się, jak zginęli.
Szli w korytarzu wydrążonym w litej skale. Ta, wydawała się mienić jakąś dziwną, fluorescencyjną poświatą, aczkolwiek równie dobrze mogła być to ich bujna wyobraźnia, jak i efekt odbicia światła. Znad pierwszego zakrętu, wystawał but. Na oko, rozmiar czterdzieści cztery. Męska stopa. Solidny, górniczy traper. Nie poruszył się, nie ważne jak długo nie staliby tak w bezruchu, gapiąc się na niego. Ciało spoczywało oparte o skałę. Mężczyzna, udusił się z braku tlenu. Rozszczelniony, górniczy skafander rozerwał na wysokości łopatek. Farba z piersi, którą wymalowane miał SST, skapała na skałę.
Drugiego znaleźli kawałek dalej. A raczej kawałki mięsa, które z niego zostały. Nie do zidentyfikowania.
Korytarz ucinał się gwałtownie. Przejście, blokowała ogromna bomba, podłączona do sieci kabli. Omni-klucz potwierdził, że właśnie tutaj, znajdowuje się serce asteroidy. Wymierzone precyzyjnie, co do minimetra oraz kąta.
Wśród opróżnionych skrzyń, którymi musieli znosić w dół elementy, znajdował się leżał niepozorny datapad. Zawierał on symulacje wybuchu asteroidy. Psyche, rozpaść się miało na tysiące maleńkich kawałków, z których większość poleci w stronę rubieży systemów, mniejsza część na kolonie.
Przewidzieli wszystko. Przygotowali się do tego solidnie.
Skany niemalże od razu wypluły odpowiedzi. Bombę wykonano z piezo i już dawno, przekroczyła masę krytyczną. Nie dało się oszacować, kiedy wybuchnie. Zrobi to jednak niewątpliwie. Rdzeń wymykał się poza kontrolą. Nagrzewał się, emitując coraz więcej promieniowania. Odczyty, wystrzeliwały w kosmos. Nie mieściły się w żadnej skali. Dawno temu, była taka jedna, ludzka elektrownia atomowa. Czarnobyl. Kiedy zaczęła się reakcja łańcuchowa, nic nie dało się zrobić.
Pierdolnęło.
Tutaj też pierdolnie.
Dokonano kolejnych odczytów ich skafandrów. Andrei'emu, zapaliła się czerwona lampka. Wykryto nieszczelność, na łeb na szyje leciała jego ochrona przed promieniowaniem, dwukrotnie zmniejszył się też zapas tlenu.

Wyświetl uwagę Mistrza Gry
Viktor Karajev
Awatar użytkownika
Posty: 228
Rejestracja: 15 maja 2021, o 23:08
Miano: Viktor Karajev
Wiek: 32
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Operator C2
Lokalizacja: Ziemia
Kredyty: 25.015
Medals:

Re: Psyche

17 sie 2022, o 07:10

Ruszyli głębiej, ku trzewiom asteroidy. Odcięty od możliwości skorzystania z windy, oddział skierował się ku drabince, która wiodła ich ku sercu skalnego grobowca zawieszonego w czarnej przestrzeni. Z każdym pokonywany, stopniem Viktor odzyskiwał część koncentracji, a uspokajał emocje, które wzbudził w nim major Sterling. Dlaczego tak bardzo się obruszył, pytał sam siebie. Być może to stres, nie tyle z tej misji, co suma skumulowanego napięcia przez ostatnie miesiące. Być może.
Podróż na dół była mozolna i zajęła im parę dobrych minut. Chorąży odnotował, że w przypadku potrzeby szybkiej ewakuacji droga do góry mogła okazać się zabójcza. Jakiż wybór jednak mieli?
No właśnie, wybór. Schodząc w dół czuł, że traci poczucie sensu i zrozumienia co właściwie tu robią. Oficjalne wytyczne zwiadu mijały się z praktycznym zastosowaniem, jeśli dowództwo ostatecznie postanowiło ignorować ich doniesienia. Po co w końcu badać sprawę, jeśli już z góry ustalono odpowiedź? Viktor wmawiał sobie, że oczyszczali drogę dla saperów, że ich dwie małe grupy uczynią dostateczną różnicę. Czerń serca asteroidy jednak nasuwała równie czarne odczucia.

W końcu znaleźli się na dole. Szybka diagnostyka systemów i sprzętu upewniła chorążego, że mogą przesuwać się dalej bezpiecznie. Tutaj kolorowe kable jak sieć pająka snuła się po bazaltowych ścianach, złowrogo przypominając żołnierzom z jakim zagrożeniem przyszło im się mierzyć. Uważny obserwator dojrzałby nawet pośpiech w rozłożeniu kabli, Viktor jednak podejrzewał, że zamachowcy dokładnie też ocenili na czym mogli oszczędzić czas i pozwolić sobie na niechlujstwo, a co musieli uczynić z odpowiednią skrupulatnością. Szli ku czarnemu sercu kryzysu, w napięciu, co mogło być dalej. Smugi światła płynące z ich latarek przy lufach dawało niewielkie pole widoczności, lecz, znów, jaką inną mieli opcję? W odbłysku lumenów uwalnianych z diod ściany zdawały się połyskiwać. Chociaż... może to nie była iluzja? Viktor spojrzał na licznik Geigera.
- Trzy roentgeny. Nie jest źle, choć cudownie też nie- mruknął, komentując odczyt.
A wtedy znaleźli ciała. Obrażenia, obraz okolicy, świeża farba... Uporczywa myśl z tyłu głowy, podejrzenie paranoika nagle wysunęło się na pierwszy plan w swoistym "a nie mówiłem", gdy Viktor nagle zrozumiał, że nie ma sensu skanować ich ciał, dochodzić i ustalać przyczyn. Prysł cały bezsens, pojął bowiem rolę swoją i swojej drużyny. Dwójka najemników, o których raport Strikera na pewno trafił we właściwe ręce. Funkcjonariusz SOC, pilot w szybach kopalni. I on... Dlaczego on? Czy dawna porażka podczas zamachu w szkole o tym zadecydowała, możliwość łatwego przypięcia winy? Czy może były to czynniki zgoła inne? W końcu Viktor Karajew nie dociekał, nie zadawał pytań. Niewielka strata, poświęcić operatora kontrterroru, dając mu oficera na osłodę ostatnich chwil.
Ledwo w kilka-kilkanaście sekund wszystkie te myśli przewaliły się przez umysł chorążego. Serce zaczęło bić jak oszalałe, nie mógł jednak wypluć z siebie żadnych słów. A może nie chciał? Sam nie był pewien, czy godził się ze swoją rolą w tym spektaklu. Bomba, wobec tych myśli, nie była już wielkim szokiem. Powoli, niemal z rezygnacją dowódca oddziału zwiadowczego rozejrzał się po okolicy. Leżący pośród skrzyń datapad pokazał dokładną symulację, jakby ci, którzy podłożyli ładunek zostawili mu notkę niczym złoczyńca, który przedstawiał bohaterowi swój plan nim go zabije. Niestety, wyglądało na to, że tym razem protagonista się nie wymknie.
Nieźle to wymyślili...- odnotował w myśli- Naprawdę niezła akcja.
Zawahał się. Czas upływał, niemniej, czy dało się coś z tym zrobić? Czy powinien w ogóle ruszać tę bombę? Z ciężką ręką uruchomił radio.
- Kittyhawk? Tu Red Sun. Mamy tu cholerny Czornobyl...- urwał na chwilę- Bomba z rdzeniem piezo. Wygląda na to, że za późno na majstrowanie, masa krytyczna została osiągnięta. Nie wiem tylko czemu odczyt pokazuje tylko trzy rentgeny. Zespół saperski dotrze tutaj z powierzchni w około... czterdzieści minut, jeśli się pośpieszą. Do tego czasu bomba najpewniej wybuchnie, powtarzam, wysokie ryzyko detonacji.
Ciężka cisza.
- Kittyhawk, jakie są dalsze rozkazy?- spytał, chyba dla formalności- Odbiór.
Cholernie chciało mu się zapalić.
ObrazekObrazek
Muza
Mood
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Andrei Asen
Awatar użytkownika
Posty: 32
Rejestracja: 17 sie 2021, o 15:34
Miano: Andrei Asen
Wiek: 32
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: aspirant SOC, pilot pościgowy
Postać główna: Dagon
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 25.020

Re: Psyche

18 sie 2022, o 18:23

A więc - w dół. Jakby się postarał, to może znalazłby na tę okoliczność jakiś odpowiedni cytat z literatury klasycznej - coś o tym, jak to cisza jest przytłaczająca, niepewność dławi, a ciemność symbolizuje jak bardzo są w czarnej dupie. Bułgar jednak starać się nie zamierzał, gdy więc podjęto decyzję o dalszej drodze, skupił się tylko na tym, by iść - i uważnie obserwować, czy aby drabinka również nie zamierza zafundować im czegoś nieprzewidzianego. Jakiegoś, wiecie, lotu na cztery litery. Albo na ryj. Z tej wysokości to pewnie na jedno by wyszło.
Parł ostrożnie za Karajevem, ani się nie odzywając, ani też jakoś specjalnie nie myśląc. Potem, gdy szli już dla odmiany po równym, raz na jakiś czas zerkał na kable, ale i wtedy nic nie komentował. Widział nagłe niedbalstwo - ewidentny dowód pośpiechu - ale i na jego temat nic nie mówił. Krzywym uśmiechem powitał za to obecność oświetlenia.
- Nie tykajcie guziczków - rzucił jak gdyby nigdy nic, choć był pewien, że i bez ostrzeżenia nikt by do wajchy nie sięgnął. Ostatecznie wszyscy byli profesjonalistami, choć każdy na inny sposób.
No więc szli, wciąż dalej i dalej. Spotkali zwłoki - nieźle zachowane - i kolejne, dla odmiany nie do rozpoznania. Andrei zmarszczył się, spochmurniał, ale nic nie powiedział. Szedł, aż dotarli do bomby. Kolejnej, psia jego mać. W samym centrum kawałka skały, na którym właśnie tkwili. Bomby, która wedle symulacji miała sprowadzić armageddon. No, może nie wszędzie, ale na kolonię - na pewno. Lokalny koniec świata był na wyciągnięcie ręki.
A potem skafandry zaczęły panikować. To znaczy - jak się po chwili zorientował - panikował tylko jego własny kombinezon. Pozostali na pewno dostali informację o promieniowaniu, poza tym jednak chyba wszystko grało. Tylko u niego skafander musiał mrugać wkurwiającą czerwienią zamiast bezpiecznej zieleni.
- Eee, panowie? I pani - poprawił się, spoglądając ze zbolałą miną na pozostałą trójkę. - Przeciekam- stwierdził krótko, a uznawszy, że to nie wystarczy, westchnął ciężko i ruchem głowy wskazał w kierunku zwłok, które zostawili za sobą. - Promieniowanie mnie usmaży za... No, niedługo. Albo się zaduszę. Słowem - dołączę do naszych niezbyt ruchawych kolegów, co to żeśmy ich mijali - podsumował. W zasadzie nie wiedział, czego teraz od nich oczekiwał, ale jedno było pewne - nie chciał tu umierać. Absolutnie nie chciał.
- Tlenu mam połowę - dodał jeszcze w ramach uzupełnienia, odruchowo spłycając trochę i kontrolowanie spowalniając oddech. Instynkt i wola przetrwania, ot co. O ochronie przed radiacją nie mówił - skoro skafander mu się rozszczelnił, no to dla wszystkich było jasnym, że Andrei jest teraz niemal goły i wesoły. A jeśli teraz nie jest - to niedługo będzie. Proste.
- Bym się zalepił żelem, gdybym tylko... - Wymruczał tym razem ni to do towarzystwa, ni do siebie, jednocześnie patrząc na zmianę to na siebie, to na odczyty skanera i próbując zlokalizować przeciek. Omni-żel nie załatwi wszystkiego, wiadomo, ale może chociaż zdobędzie trochę czasu. W idealnym układzie - wystarczająco by zdążył o własnych siłach wrócić na statek i podpiąć się do stacji medycznej na słodziutką porcję cytostatyków czy innych cukierków przeciwnowotworowych, bez których po napromieniowaniu się nie obędzie.
ObrazekObrazek
Crassus Curio
Awatar użytkownika
Posty: 227
Rejestracja: 1 cze 2021, o 12:28
Miano: Crassus Curio
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Turianin
Zawód: Najemnik. Ale taki legendarny!
Lokalizacja: Gdzieś w kosmosie
Kredyty: 70.650
Medals:

Re: Psyche

19 sie 2022, o 22:22

Cichy rechot odpowiedział Ukraińcowi zanim nadeszły słowa. Perspektywa Viktora szukającego roboty u Crassusa i Mili wydał mu się niezwykle zabawny. Moment rozluźnienia w tej lipnej sytuacji.
- Spoko. Jak złożysz odpowiednie CV na skrzynkę R&C Security Services to kto wie, może dostaniesz robotę. Zajmiesz się ochroną osób i mienia. Na początek, dajmy na to, osiem i pół kredyta na godzinę? - zażartował, kręcąc głową. Turianin był prawdziwą burzą emocji, przejście od wkurwienia do rozbawienia zajęło mu raptem ułamek sekundy.

Ruszyli w dół. Czerń, która otuliła ekipę zdawała się przynosić równie czarne myśli. Zapanowała cisza. Chociaż Curio sam nie odezwał się słowem, skupiony na szczeblach drabiny, najemnik trzymał takie myśli z dala. Zamiast tego tworzył coraz to nowsze wizje możliwych wydarzeń. Czy czekała na nich zasadzka? W razie walki w prostym tunelu jako strzelec wyborowy miał górę, byłoby gorzej jakby weszli w nich na krótko. Może czekał na nich kolejny ładunek wybuchowy? Mina? Granat? Niczego nie mógł być pewny ale podbudowywał się na duchu tworząc plany na każdą sytuację. Plany były niczym, planowanie wszystkim.
W końcu stanęli na twardym gruncie. Wcale nie było jaśniej ale solidna podłoga jakby przywróciła życie w resztę. Curio zachichotał cicho na komentarz Andreia, po drodze sięgając po swój karabin. Musiał być gotowy cokolwiek by spotkali. A napotkali but. To zdziwiło turianina, który powoli przeniósł wzrok na właściciela.
- Oho. - mruknął. Ten widok nie oznaczał nic dobrego i to nie tylko w temacie ewentualnych przeciwników. Czy to był jeden z nich? Curio zrobił krok do przodu aby z bezpiecznej odległości obejrzeć rany denata i wymazane farbą SST. Jeśli to był jeden z terrorystów to co go zabiło? A jeśli to był górnik… To co on do cholery tu robił? - Ej. Nie jest to dla was dziwne? Wedle raportów wydobycie zostało dawno zakończone i stacja wygaszona. Nie powinno być tu nikogo. - zauważył i podzielił się swoimi spostrzeżeniami z resztą drużyny. Ostatecznie nie zamierzał mitrężyć czasu na trupa, który i tak więcej nie mógł im powiedzieć. Dołączył więc do drużyny w dalszej drodze w ciemną… Otchłań asteroidy.
Ta faktycznie przypominała trzewia gargantuicznej istoty, szczególnie z kablami plączącymi się w około niczym żyły niosące życiodajną energię. Jedynie pytanie pozostawało - co było sercem? Pikanie licznika Geigera nasuwało kilka odpowiedzi. Zerknął w milczeniu na resztę, teraz samemu będąc nieco zaniepokojonym. A było czym.
Wielką, cholerną bombą. Gdy tylko ją namierzyli, Curio zmroziło na sekundę. Ścisk w gardle, suchość w ustach, typowe objawy zdenerwowania. Jednak mimo to musiał przyznać jedną rzecz w kwestii SST.
- Mają rozmach, sukinsyny. - z tymi słowami na ustach ruszył do bomby, dziękując w duchu Duchom za dodatkową osłonę w postaci kombinezonu. Jako technik musiał przyjrzeć się z bliska i ocenić poziom zagrożenia. Promieniowanie nie było wyjątkowo wysokie, jednak wszystkie znaki wskazywało na to, że masa krytyczna została przekroczona. Mlasnął z przekąsem. - Tsk. To chyba jebnie.
Uwagę zwrócił na siebie Bułgar. Tylko tego im brakowało, kolejne kłopoty. Curio machnął ręką, gestykulując do Asena aby się odsunął od bomby.
- Nie stój blisko, w takim razie. - pokiwał głową. - Omni-żel to dobry pomysł. Nie idealny ale powinien kupić ci nieco czasu. I nam. Musimy coś zrobić z tym ambarasem. Potrzebujesz pomocy?
Przyjrzał się uważnie całej grupie. Morale nieco siadło, przynajmniej Viktor nie wyglądał na ucieszonego. Rozumiał dlaczego. To była ewidentna wystawka dowództwa, zupełnie jak w przypadku Curio. Turianin też kiedyś wierzył w instytucję jaką było wojsko. Dawno temu. Teraz wystawiło go Przymierze, chociaż był tu z innych pobudek niż honor i służba.
W milczeniu wysłuchał komunikatów Karajeva ale gdy ten skończył nadawać, Crassus przerwał milczenie.
- Jebać rozkazy. - stwierdził stanowczo. - Viktor, musimy coś zrobić. Nie rozbroimy tego, okej. Ale, do cholery, jesteśmy na asteroidzie. Grawitacja to ułamek tego waszego Gie. - zaznaczył, unosząc lewą dłoń z palcem wskazującym ku górze. - My ważymy nic. To też waży nic. Może, na razie tylko teoretyzuję, ale może uda nam się to wynieść? Saperzy mogą niewiele zrobić ale jakby udało się dostarczyć bombę na odległość, która zminimalizuje albo całkowicie zneutralizuje skutki wybuchu to bylibyśmy w domu. Przecież nie siądziemy na dupie i nie damy się wysadzić, nie?
Zerknął jeszcze na Milę, szukając poparcia dla swoich słów. Co jak co ale Curio nie zamierzał się poddać. O nie.
VӨICΣ | ƬΉΣMΣ | FΣVΣR ObrazekObrazek Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mila Račan
Awatar użytkownika
Posty: 279
Rejestracja: 1 cze 2021, o 10:48
Miano: Mila Račan
Wiek: 33
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemniczka
Lokalizacja: Horyzont
Status: Cud że jeszcze żyje
Kredyty: 5.895
Medals:

Re: Psyche

20 sie 2022, o 17:53

Wszystkim wokół towarzyszyła cisza – nieznośna, przerywana rytmicznym pobrzękiwaniem ciężkich butów o drabinę. Kiedy schodzenie w dół stało się mechanicznym odruchem, Mila przyłapała się na swoistej pustce w głowie. Nic nie zakrzątało jej myśli, pozostawała tylko ta cisza, taka sama jak w niemal klaustrofobicznym szybie. I w końcu zstępując na dół, świecąc delikatnie po korytarzy z bronią uniesioną do ramienia, najemniczka w myślach westchnęła. Choć jeden raz chciałaby znaleźć się w przyjaźniejszych warunkach, na jakiejś planecie. Jeśli miałaby wybierać, to wolałaby ratować kogoś w pełnym uzbrojeniu z morskich odmętów, niż kręcić się w zerowej atmosferze, z dziwną grawitacją.

Widząc szefa ich grupy wychodzącego na przód, kobieta przesunęła się na same tyły, przyglądając się ścianom, po których ciągnęły się gąszcze kabli. Na krótką chwilę zawiesiła oko na czymś, co przypominało fluorescencyjną substancję, ale po chwili umknęło jej, jakby było mirażem zziajanego człowieka. Potrząsając głowę, zatrzymała się za resztą, gdy jakiś but wychynął zza zakrętu. Gdy ten sie nie ruszał, mieli okazję przyjrzeć się dwójce, która tutaj umarła. Karajev i Andrei nie zajęli się specjalnie dwójką trupów w przeciwieństwie do Mili i Crassusa. Humor przywódcy musiał być naprawdę wisielczy, jeśli nawet zbytnio się nie zatrzymywał.

To nie są górnicy — odpowiedziała na sugestię Crassusa, skanując otoczenie i przyglądając się to jednemu, to drugiemu. — Ten drugi został roztrzaskany o ścianę biotyką. Śmierć na miejscu. Pierwszy się udusił z rozszczelnienia. Hmm. Sam to zainicjował? Być może to są tacy sami samobójcy, jak ten na górze? Jeden zabił drugiego, a potem siebie, wcześniej tylko wysyłając nam na górę bombę? Sprawdzę ich omni-klucze, może coś się uchowało — powiedziała i po taktycznym sfotografowaniu przestępców, aby podesłać to na statek, sprawdziła ich klucze. Może któryś nie aktywował czystki?

Kończąc swoją część, pogoniła Curio i ruszyła za resztą, zatrzymując się dopiero w jakże metaforycznym sercu asteroidy, gdzie ciężkie bydlę stało idealnie wypoziomowane, gotowe do detonacji. A raczej nieważne, czy ktoś by to detonował, bo ładunek z czystego piezo dawno temu przeszedł przez punkt bez odwrotu.

Mila na chwilę przystanęła, świecąc latarką na bombę i przyglądając się jej z niejaką fascynacją. Nie była saperem, ani nawet tech-specem, ale odrobinę fascynowała ją świadomość, że ma przed sobą czysty pierwiastek zero, którego pyły swego czasu ukształtowały także ją... i jeśli ktoś na Mindoir przeżyje, to zapewne gówniaki, które dzisiaj zrodzą się w łonie, także zostaną obdarowane tym talentem, no chyba że umrą na powikłania. Jak w Czarnobylu w sumie.

Otrząsnęła się zaraz i zabierając na chwilę od Karajeva datapad, przeglądnęła go z niesmakiem. Odkładając go na bok, zerknęła na kolejny problem, czyli Bułgara. — Nie będziemy tutaj siedzieć cztery godziny, więc jak będzie trzeba, podzielimy się rezerwami tlenu. Najważniejsze, to żebyś się zalepił. Piezo to skurwysyn. — Mila przykucnęła, przysłuchując się konwersacji Karajeva. Słysząc jego głos, parsknęła. Ładny im dowódca. — Weź się w garść, panie kapitanie, bo brzmisz, jakby matka właśnie powiedziała, że cię nie kocha — burknęła, robiąc taktycznie zdjęcie bombie i wysyłając to do Newmana i jego zespołu saperów na górze. — Crassus. O ile nie ma tutaj innej windy, to nie wyobrażam sobie, jak przenieść coś, co jest dosłownie tykającą bombą, po drabinie na górę. Szczerze to nie wiem, jak zachowałaby się ona, gdybym spróbowała ją podnieść biotyką, ale nawet jeśli, to... jest to niebezpieczne.

Stukając chwilę palcami o kolano, w końcu zdecydowała, co chce zrobić. Połączyła się z górą, a gdy tylko była pewna, że ma połączenie, to zaczęła mówić: — Ej, Newman. Po pierwsze, połącz nas z saperami. To gówno może wybuchnie, ale może oni będą wiedzieć, jak to opóźnić, czy bezpiecznie zabrać, bo aktualnie najlepszą perspektywą jest półgodzinna przechadzka z bombą na plecach... albo w polu biotycznym, o ile nie wybuchnie w kontakcie z nią. Po drugie, przekaż temu gnojowi, co z nami wcześniej rozmawiał, że jeżeli dla niego przeciążona bomba z piezo nie jest zagrożeniem wartym alarmowania Mindoir, na którym przypominam, że nie ma tylko ludzkich polityków, ale też inne rasy, to mogę mu ją wsadzić głęboko w dupę, to wtedy się dowie na własnej skórze. Albo mnie z nim połącz, ale chyba tego nikt nie chce. Także każdy ma się dowiedzieć na festiwalu, że jest kurewskie ryzyko, okej? I gdzie są ci saperzy na linii? Nie mamy czasu.

Dla komfortu przywódcy grupy Mila była wcześniej w stanie trzymać język za zębami, ale czując jego wisielczy humor spowodowany zderzeniem z rzeczywistością, nie miała już oporów przed mówieniem tego, co jej ślina na język przyniesie. Bo co jej najgorszego mogą zrobić? Wyrzucą ponownie z wojska? Nie straci nic na tym, że ją wypiszą z listy kontraktorów. Ha, byłoby nawet śmiesznie, bo wtedy pewnie zawiesiliby się na Marku, który ich wpisał. Tak czy siak, koniec z zabawą w łańcuch dowodzenia. Na szali wisiały życia milionów ludzi, ambasadorów innych ras i politycznej śmietanki Przymierza. I jeżeli trzeba będzie złamać dwieście rozkazów, to Chorwatka to zrobi i chyba nikt nie miał co do tego wątpliwości.
ObrazekObrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Psyche

25 sie 2022, o 01:27

Obrazek
“For if I live
I fight,
and if I fight
I contribute to the dawn.”
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Jebać rozkazy.
Słowa w ich hełmach brzmiały pusto, metalicznie, jak echa przeszłości nadciągające zza zamkniętych drzwi szafy by gnębić śmiertelników obarczonych poczuciem winy. Pulsująca, niebieska energia skrytej w sercu Psyche bomby była zatrważająca i piękna zarazem. Ciemna energia prześlizgiwała się pomiędzy błyskami promieniowania Czerenkowa jak cienie umykające rzucanemu na scenę światłu, szukając schronienia w zakamarkach ich pola widzenia. Wizjery hełmów wrzeszczały komunikatami o wysokim promieniowaniu tła w ich otoczeniu, starając się wymusić na nich ewakuację, ucieczkę - cokolwiek, co uchroni ich wątłe, organiczne ciała przed tym, czego nawet wzmacniana, ceramiczna siła nie była w stanie powstrzymać.
- Red Sun? Tu Kittyhawk. Mamy problem, odbiór. - słowa Newmana brzmiały drętwo, jakby otaczająca ich radiacja w jakiś sposób wpłynęła na ich komunikatory, odarła ich sojusznika z wszelakiej ludzkości pobrzmiewającej w jego słowach, zmieniając go w zautomatyzowanego, wyzbytego emocji robota. - Dostałem rozkaz wycofania wszystkich saperów. Zostaniecie tam sami.
To nie tak, że świat jest skąpany w odcieniach szarości i jedynie prostaki widzą go w czerni i bieli. Nie zmusisz daltonisty by widział barwy, które za zamkniętymi drzwiami trzyma przed nim biologia. Dobry efekt misji był czym innym dla nich, a czym innym dla polityki Przymierza. W czasach takich jak te, PRowe faux pa bywało równie mordercze, co wielotonowa bomba z pierwiastka zero i jakkolwiek dla nich, jak i pewnie jego samego, słowa Newmana brzmiały niczym absurd ze stron publicystyki Fornaxa, jednocześnie ten absurd kreował otaczającą ich rzeczywistość.
Nikt z Przymierza nie odpowiadał na ich wezwania. Został im tylko Newman - łącznik między światem żywych, tam, gdzieś na kolorowej gali na powierzchni kolonii, a tu, w grobowcu, w którym każda kolejna spędzona przez nich sekunda kosztowała ich własne życie.
- Dostałem nowe rozkazy. Nie możecie nagłaśniać sprawy, jeśli to, co się tam dzieje, wycieknie do sieci to wierzcie mi, że nie tylko ja polecę ze swojego stołka. Karajev, polecisz razem ze mną. Cholera, jak Przymierze się wkurwi, to i SOC dorwie ci się do dupy, Andrei - przemawiał duch, gdy trójka z nich tkwiła w tym ciemnym sarkofagu, połączona ze sobą jedynie więzami omni-komunikatora. - Waszym celem jest rozbrojenie, lub pozbycie się bomby. Przymierze jest przekonane i zapewnia mnie, że system obrony kolonii poradzi sobie z ewentualnymi odłamkami Psyche jeśli ta eksploduje. Ryzyko nie jest warte przyznania przed całą galaktyką, że wpuściliśmy terrorystów na nasze podwórko. To szczyt partactwa.
Coś mignęło przy bombie, przy której stali. Symulacja, którą wcześniej oglądali, teraz zatrzymała się bez ich pomocy, wyświetlając przed sobą jeden, konkretny komunikat.
[h3]SYGNAŁ Z: IKAROS. OCZEKIWANIE NA: PSYCHE.[/h3]
[h4]⌥ KANAŁ KOMUNIKACYJNY OTWARTY.[/h4]

Niewiele wiedzieli o porzuconym na rubieżach systemu statku. Przed kilkoma godzinami operująca fregatą załoga zgłosiła awarię napędu, przez którą tkwił teraz w przestrzeni nieruchomy, emitując ogromne ilości promieniowania do kosmosu wokół niego. Coś, co brzmiało banalnie, prosto i kompletnie niewinnie teraz stało się podejrzane gdy stanęli twarzą w twarz z innym, pulsującym źródłem tej samej, niszczycielskiej energii. Czymże były napędy statków jak nie wielkimi, karmionymi piezo bombami?
Terminal udostępniał im połączenie z fregatą, co nie mogło być przypadkowe. Nie wiedzieli jednak, kto czeka po drugiej stronie i czy nie jest to zwykła zmyłka, lub odwrócenie uwagi. Czas upływał, rdzeń był coraz bardziej niestabilny i nawet oko laika potrafiło ocenić, że od eksplozji nie dzieliły ich dni ani godziny, ale może dziesiątki minut. Wyniesienie bomby z pomieszczenia było możliwe, ale im dłużej zwlekali, tym większe było ryzyko tego, że nie zdążą ewakuować się w czasie.
- Wypełnijcie misję, Kittyhawk, a jeśli nie to skierujcie się do punktu ewakuacyjnego. Mindoir poradzi sobie, jeśli wam się nie uda, a Przymierze dyskretnie ostrzeże statki w zasięgu eksplozji odłamków, jeśli dojdzie do eksplozji. Straty wśród statków gości gali są najwyraźniej warte potencjalnego upokorzenia - w robotycznym głosie Newmana zabrzmiała irytacja, którą szybko z niego usunął, nie chcąc niczego im sugerować choć i tak mogli poznać, że nie zgadza się z rozkazami, które otrzymał. - Nie róbcie tylko niczego głupiego.

Wyświetl uwagę Mistrza Gry
Andrei Asen
Awatar użytkownika
Posty: 32
Rejestracja: 17 sie 2021, o 15:34
Miano: Andrei Asen
Wiek: 32
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: aspirant SOC, pilot pościgowy
Postać główna: Dagon
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 25.020

Re: Psyche

25 sie 2022, o 09:57

Zajęty zadbaniem o własną dupę, niespecjalnie orientował się w toczonych obok rozmowach. Oglądając się na ile mógł - i korzystając z pomocy Crassusa, jeśli było to konieczne - zalepił się omni-żelem, licząc na to że w ten sposób powstrzyma dalszy wyciek tlenu i chociaż trochę bardziej odgrodzi się od promieniowania. Instynktownie cofnął się też trochę - ale tylko po to, by za chwilę uznać, że to bez sensu. I tak złapał już tyle, że bardziej mu to nie zaszkodzi - chyba. To znaczy, z perspektywy czubka własnego nosa najlepszym rozwiązaniem byłoby po prostu zawinąć się stąd w trzy diabły, olać tę całą bombę - zgodnie zresztą z sugestią Newmana - i tyle. Tylko, że nawet Asen miał problemy, żeby na to przystać. Niby sam dla siebie był najważniejszy, ale wiecie, poświęcić Mindoir? Jakoś nie chciał wierzyć, że obrona planetarna faktycznie tak świetnie poradziłaby sobie z asteroidą. Gdyby tak było, w ogóle by ich tu nie przysyłali.
- Mógłbyś chociaż udawać, że masz jaja - rzucił radośnie na łączu z Newmanem, wygładzając prowizoryczną łatę z omni-żelu. - Że nam się dobiorą do dup? Dobrze, żeby faktycznie mieli się do czego dobierać - parsknął. - A jeśli rzeczywiście będą mieli, to ja dokładnie w tej samej dupie będę miał ich decyzje. - Wzruszył ramionami. - Nie jestem mordercą - stwierdził nieoczekiwanie jak na siebie poważnie. - To znaczy, może trochę jestem. Ale nie poświęcam niewinnych dla jakichś wyższych rozgrywek. Góra umywa ręce i radośnie pierdzi w stołki, i jak przyjdzie co do czego - i tak wszystko zrzucą na nas. Serio wierzysz, że będzie inaczej, Newman? - Andrei nawet nie krył gorzkiego rozbawienia.
Uznawszy swoją własną przemowę za zakończoną, ostatecznie podjął męską decyzję i znów podszedł do bomby, chcąc ją obejrzeć. Jednym uchem słuchając opcji proponowanych przez pozostałych, pokręcił lekko głową na słowa Mili.
- Nie damy rady wnieść tego na górę. To znaczy, technicznie może damy, ale nie sądzę żebyśmy zdążyli. Nawet, gdyby dało się to unieść biotyką, to... - Coś mu kliknęło w głowie. - Jak silnym jesteś biotykiem? - zapytał ni z tego, ni z owego. - Nie znam się na tym specjalnie, ale jakbyśmy otoczyli to gówno barierą - silną barierą - i wybuchli bombę w takim bąblu?
Nie był do końca przekonany do tego, co mówi, ale warto zapytać, nie? Podejrzewał jednak, że pomysł był głupi. Odłamki bomby by tak pewnie powstrzymali, no ale przecież nie ciśnienie, falę uderzeniową, całą tę siłą, jaką się wyzwoli. Im dłużej myślał, tym bardziej był pewien, że powiedział coś kompletnie durnego. No ale, słowo się rzekło, najwyżej wyjdzie na debila.
- Moglibyśmy to też spróbować rozbroić bardziej... Wiecie, profesjonalnie. Olać Newmana i jego saperów, jak chcą kulić uszy i spierdalać, to niech to robią - rzucił, niezbyt przejmując się tym, czy rozłączyli się do tego czasu, czy Newman wciąż wszystko słyszy. - Żarty żartami, ale no... Może byśmy z Crassusem ogarnęli. Może. - Wzruszył ramionami. - A jak nie, to przynajmniej umrzemy szybko - dodał ze sztuczną nonszalancją. Oczywiście, że nie chciał umierać. Po prostu nie potrafił być aż tak zapatrzony w siebie, by uratować się za wszelką cenę. Bo wiecie, w głębi serca to z Andrzejka naprawdę był dobry chłopak. Może czasem trochę przygłupi, ale dobry, nie?
W pewnej chwili przy bombie coś się zmieniło.
- Ej - rzucił do reszty. - Możemy se z kimś pogadać - obwieścił oczywiste, bo też wszyscy wiedzieli przecież, z czym wiąże się otwarcie kanału komunikacyjnego. Gorzej, że nie wiedzieli z kim dokładnie przyjdzie im rozmawiać, ale... Czy to ważne? To nie mógł być przypadek, że właśnie teraz, w tej chwili, nawiązane zostało połączenie ze statkiem, którym dotąd nikt specjalnie się nie przejmował.
- Wy mówcie - rzucił, nie odbierając połączenia, za to oglądając się na pozostałych. Za oczywiste uznał, że raczej wszyscy będą chcieli sprawdzić, kto jest na drugim końcu. - Ja nie jestem w to najlepszy - parsknął cicho. Zdążyli się w tym już raczej zorientować, nie?
ObrazekObrazek
Crassus Curio
Awatar użytkownika
Posty: 227
Rejestracja: 1 cze 2021, o 12:28
Miano: Crassus Curio
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Turianin
Zawód: Najemnik. Ale taki legendarny!
Lokalizacja: Gdzieś w kosmosie
Kredyty: 70.650
Medals:

Re: Psyche

27 sie 2022, o 15:33

Wzrok Crassusa spoczął na Mili, wyrażając ogrom niezadowolenia turianina. Fakt faktem to on był bardziej technicznym z dwójki najemników, jednak Chorwatka teraz zabrzmiała jakby się, cholera, nie chciała przemęczać!
- Musimy się zaadaptować i improwizować. - odpowiedział stanowczo i wskazał na bombę. - Przy minimalnej grawitacji to coś waży prawie nic, rozumiesz? Nie potrzebujemy żadnej, kurwa, biotyki.
Turianin ruszył nerwowym krokiem na około bomby, przyglądając się dokładnie urządzeniu jak i jego okolicy. Szare komórki pracowały nieprzerwanie, tworząc możliwe plany jak wyciągnąć to ustrojstwo na powierzchnię. I kilka pomysłów miał.
- Jedyne co potrzebujemy to liny. Albo kabla. - wskazał na obszerne okablowanie w około. Stali dosłownie otoczeni ‘linami’, których potrzebowali. - Obwiązujemy bombę kablem, ktoś wspina się na górę i wciąga bombę. Prosto i szybko. - pokręcił głową. - Czy wy, ludzie, naprawdę potrzebujecie windy aby cokolwiek zrobić?
Odchrząknął na koniec, zrozumiawszy, że może zabrzmiał nieco zbyt szorstko. Sytuacja jednak nie była lekka ani spokojne, zaś słowa płynące od dowództwa Przymierza były bynajmniej pocieszające. A jeśli Sterlinga było mało, to Newman dolał teraz oliwy do ognia.
Turianin zastygł pochylony nad bombą kiedy w słuchawkach hełmu rozległ się głos kapitana Poitiers, który oznajmił nowe rozkazy. Curio był pewien, że major maczał w tym swoje paluchy a Newman, będąc miękkim fletem od samego początku, usłużynie pobiegł wykonać owe rozkazy. Wszystko w obawie o swoją karierę, czym również chciał przekonać Karajeva. Gdyby nie hełm na jego głowie, Crassus splunąłby w geście pogardy. Zamiast tego zerknął na Andreia, z którego słowami zgadzał się w stu procentach.
- Tak jak mówiłem wcześniej. Prawie każdy oficer to chuj. - odezwał się do towarzyszy i uruchomił komunikator. Pan kapitan usłyszy go po raz ostatni. - Newman? Pierdol się ty i ten cały Sterling. Jeśli kariera jest ważniejsza niż zrobienie dobrej roboty toś jest wart nic.
Rozłączył się i przeszedł do działania, odmierzając kable. Nie zamierzał zatrzymywać się nawet na moment, czas płynął. A on zamierzał walczyć do końca. Przystopował tylko na moment, słysząc Asena.
- Andrei, o czym ty mówisz? Jeśli się pospieszymy to za dziesięć minut będziemy wszyscy na górze. - westchnął ciężko i wyprostował się na miejscu, rozciągając stare kości. - Mila to jeden z lepszych biotyków jakich znam i wiem, że bariera potrafi wytrzymać serię z karabinu. Ale obawiam się, że coś o sile rażenia zbliżonej do taktycznej głowicy jądrowej to jest odrobinkę za dużo, wiesz? - Curio wartkim krokiem wrócił do naładowanej piezo bomby aby dać sobie szansę i obejrzeć ją raz jeszcze pod kątem rozbrojenia. Nie był specjalistą od Pierwiastka Zero ale jeśli zachowywał się on chociaż odrobinie podobnie do pozostałych rozszczepialnych elementów to Crassus mógł założyć kilka rzeczy.
- Naszym problemem jest to, że nie wiemy zupełnie jak działa zapalnik, który ma zainicjować reakcję łańcuchową rdzenia. Przekroczona masa krytyczna oznacza jedynie, że ta reakcja będzie przebiegać lawinowo. Mówiąc kolokwialnie - jebnie i to mocno. Nigdy nie miałem do czynienia z głowicami zawierającymi materiał rozszczepialny. A już na pewno nie piezo. - na moment zamilkł, starając się przypomnieć co wiedział. - Jeśli reakcja ma zostać zainicjowana przez konwencjonalny ładunek wybuchowy, wtedy możemy spróbować go rozbroić… Ale jeśli to działa na zasadzie termojądrowej to jesteśmy w dupie. Chyba, że mamy tutaj fizyków i specjalistów od piezo. Prawda jest taka, że wyniesienie jej na zewnątrz aby zminimalizować skutki wybuchu to najlepsze co możemy zrobić. W mojej opinii. Problemem pozostaje tylko nieznany czas wybuchu ale mamy ten sam problem przy próbie rozbrojenia. To może jednak się złapiemy za to, co?
Mimo wszystko Curio musiał przed sobą przyznać, że nabrał szacunku do nowego znajomego. Nie zamierzał uciekać tylko chciał walczyć dalej, a to stanowiło o sile charakteru. Szkoda by było chłopaka. No i Mili. I jego samego też, gdy tak sobie o tym pomyślał. Viktora również. Ociupinkę.
Z tej krótkiej chwili rozmyślań wyrwał go po raz kolejny Bułgar, wskazując na bombę. Połączenie z Ikarosa? Co to, w ryj volusa, był Ikaros? I czemu dzwonili na bombę? Turianin przez moment zamarł w konsternacji, nie wiedząc co czynić. W końcu zaśmiał się głośno.
- Jeśli reakcję inicjuje połączenie to jesteśmy w dupie. Ale co tam, odbiorę. Zobaczymy z kim sobie pogadamy przed zgonem. - zażartował gorzko i podszedł bliżej urządzenia aby otworzyć kanał komunikacyjny. Po cichu miał pewną nadzieję, kto mógł być po drugiej stronie…
VӨICΣ | ƬΉΣMΣ | FΣVΣR ObrazekObrazek Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mila Račan
Awatar użytkownika
Posty: 279
Rejestracja: 1 cze 2021, o 10:48
Miano: Mila Račan
Wiek: 33
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemniczka
Lokalizacja: Horyzont
Status: Cud że jeszcze żyje
Kredyty: 5.895
Medals:

Re: Psyche

27 sie 2022, o 20:17

Stojąca i próbująca wymyślić, co też dobrego zrobić ze słoniem w pokoju Mila początkowo nie przyjęła dobrze do wiadomości słów Newmana. Dopiero po chwili, gdy stała wryta w ziemię, zrozumiała przekaz, jaki płynął ze słuchawki. Powoli, niemal ociężale odwróciła głowę w stronę chłopaków, procesując chmarę emocji przepływającą przez jej głowę. Na pewno czuła dziką, niezdrową satysfakcję, która oczywiście nie była na miejscu; bardzo, ale to bardzo chciała rzucić głośno A nie mówiłam, by wyrazić słuszność swojej opinii o wojsku. Jednocześnie przy tym odczuwała obrzydzenie postawą wyższej generalicji, a także nieposkromioną złość, która pompowała horrendalne ilości adrenaliny do jej krwi, przez co miała wielką ochotę albo coś kopnąć, albo pobić. No i aż w głowie jej zaszumiało. W jej środku miała także wrażenie bezsilności, bowiem bardzo chciała skopać dupę Newmanowi i pozostałym, ale nie mogła.

Parsknęła i fuknęła, samej za chwilę dorzucając swoje trzy grosze.

Newman, ty sprzedajna kurwo, żeby ci pies matkę wyruchał i twoje dzieci też — rzuciła przez głośnik, niemal nonszalancko i wyjątkowo spokojnie. — Żebyś kurwa wiedział, że pewnie komuś od was na rękę takie wybuchy, bo inaczej nie wyobrażam sobie, czemu jakiś grubas z dwoma stołkami pod dupą odwołuje saperów, zamiast próbować zapobiegać temu, że ktoś całkowicie przypadkowo zobaczy wybuchającą asteroidę i zacznie plotkować. A teraz przepraszam, PROFESJONALIŚCI idą się tym zająć za psie pieniądze.

Wyłączając słuchawkę, Mila strzepnęła niewidzialny pyłek z ramienia i spojrzała na bombę i towarzyszy, z wyjątkową powagą, a także ulgą (spowodowaną wyżyciem się na Newmanie) mówiąc: — Przymierze jest jeszcze głupsze, niż sądziłam.

Dopiero na słowa Andrei'a drgnęła i zaśmiała się, rozluźniając nieco ponurą atmosferę. — Schlebiasz mi, ale jak Crasso mówi, nie ma mowy o takiej barierze. Nie wiem, czy najbardziej cycata matrona asari byłaby w stanie coś takiego znieść. — Spojrzała też zaraz na Curio, który zaczął opowiadać o swoim planie, z którego... no, rozumiała trochę. Ale wystarczająco, by się wtrącić. — No okej, ale to trzeba skoordynować w takim razie. Jedna osoba chyba tego nie udźwignie, więc trzeba byłoby jakoś sensownie rozłożyć ciężar. Wydaje mi się, że Viktor wziąłby na siebie na pewno, ja też... i któreś z was. Spróbować warto, jeśli mamy tutaj zdechnąć. Tylko pytanie, czy te kable nie uruchomią jakiejś innej reakcji? Od czego one w ogóle są?

Wzdychając, rozglądnęła się po okolicy, i jeśli nic nie stało na przeszkodzie, to zaczęła zbierać luźne, mocne kable i jakieś może metalowe liny, cokolwiek, co mozna byłoby przywiązać do pleców. Ufała Crassusowi w kwestiach technicznych i dlatego absolutnie przyjęła jego pomysł bez szemrania. Związać bombę, przywiązać do siebie, zaciągnąć na górę i... co potem? — Ej, a co, jak ją już wyciągniemy na powierzchnię?

Zerknęła na tablet, na którym wystąpiło połączenie. Śmieszne uczucie tknęło ją; niepokój.
ObrazekObrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12110
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Psyche

29 sie 2022, o 19:00

Być może gdyby Newman stał obok, mogliby dostrzec jego wyraz twarzy - a w nim lustrzane emocje. Wzgardę do Przymierza za głupotę, której się dopuściło. Niechęć do wykonania rozkazu, który, choć może słuszny w głowie jakiegoś siedzącego wysoko na stołku generała, wydawał się absurdalny i nieracjonalny dla żołnierzy znajdujących się w polu. Irytację obelgami rzucanymi w jego stronę, jakby to on stał za tym wszystkim, własnoręcznie malując skomplikowane, zawiłe plany ochrony dobrego imienia kosztem bezpieczeństwa Mindoiru.
Nie nie widzieli jego twarzy, jedynie kontrolkę komunikatora na swoich omni-kluczach. Newman pozostał drętwym, odzianym z emocji głosem, który starał się koordynować cholernie niewygodną misję, której szansa na implozję wydawała się równa tej, z którą mieli stanąć twarzą w twarz podnosząc niestabilny rdzeń.
- Myślicie, że mi się to podoba? Czego ode mnie oczekujecie? Że wyciągnę sobie z dupy telefon do admirała Hacketta i wyjaśnię mu, że najemnicy, których wynajęliśmy do roboty, bardzo nie zgadzają się z decyzją generalicji? - prychnął w odpowiedzi, gdy któraś obelga okazała się wystarczająca, by odziać go z neutralności profesjonalizmu. - Takie otrzymałem symulacje. Spójrzcie.
Ich urządzenia piknęły. Nadawanie przez nich na całą galaktykę było niemożliwe przy zakłócaniu sygnału, ale znajdujący się w bezpośredniej odległości Newman nie miał problemu by przekazać im coś w ich małej, lokalnej sieci. Symulacja, którą otrzymali, była stosunkowo prosta. Przedstawiała układ Baldr, w którym najważniejsze było kilka, upstrzonych w nim kropek. Mindoir znajdował się w centrum symulacji, podczas gdy nieznany statek, fregata o nazwie Ikaros, zaznaczony czerwoną kropką, tkwił na rubieżach systemu, w bliskiej odległości do Przekaźnika. Niemal idealnie pomiędzy Ikarosem a kolonią znajdowała się Psyche. Asteroida, na której powierzchni stali, rozpadła się na tysiące mniejszych lub większych kawałków na oglądanym przez nich hologramie. Zdecydowana większość odłamków zatrzymała się w połowie systemu, tworząc ogromne pole chaotycznie poruszających się asteroid. Drobna część z nich poleciała w kierunku statków, odległych końców układu i Ikarosa, a inna - w stronę kolonii.
- Wszystkie jednostki Przymierza w systemie zdolne do zniszczenia tych odłamków znajdują się teraz w okolicy Mindoir, nie mówiąc o aktywnym systemie obrony planetarnej. To jak rzucenie melona na środek strzelnicy. Pewnie, może jakieś kawałki umkną głównym działom kolonii, ale od tego mają też statki - westchnął ciężko. - Przymierze wydało już rozkaz jednostkom w pobliżu, nakazując im wycofanie się na drugą stronę planety, nie podając powodu.
Rozkaz nie dotarł do ich urządzeń. Teraz, gdy byli pod ziemią, komunikacja z kimkolwiek wydawała się kompletnie niemożliwa - coś, czemu przeczyła migająca ikonka na terminalu, który ktoś tutaj przywiózł wraz z bombą.
- Próbuję wam przekazać, że jeśli wam się nie uda, Przymierze ma plan zapasowy. Nikt wam nie każe zostawić tego w cholerę nie próbując najpierw czegoś z tym zrobić - dodał na koniec. - Statek czeka na was na powierzchni. Zajmijcie się bombą, jeśli jesteście w stanie. Jeśli nie... Przymierze, jak widać, nie prosi was o heroizm, a ja nie mam prawa tego robić.
Połączenie z Newmanem zostało zakończone, pozostawiając im jedynie wywołujący sygnał z Ikarosa.

Wyświetl uwagę Mistrza Gry
Viktor Karajev
Awatar użytkownika
Posty: 228
Rejestracja: 15 maja 2021, o 23:08
Miano: Viktor Karajev
Wiek: 32
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Operator C2
Lokalizacja: Ziemia
Kredyty: 25.015
Medals:

Re: Psyche

29 sie 2022, o 20:12

Mamy problem, odbiór.
Brakowało tylko słynnego Houston. Praktycznie mrożący krew w żyłach komunikat o wycofaniu się saperów przeraziłby chorążego, gdyby nie to, że rozumiał co właśnie się działo i jak bardzo pasowało to do układanki. Karajev powstał z klęczek, zakończywszy oględziny zwłok. Z początku przysłuchiwał się tylko dyskusji o opcjach taktycznych związanych z bombą, a także jakże przewidywalnych reakcji członków jego oddziału. Przypominało to wściekłe ujadanie, ale emocje były jak najbardziej uzasadnione, a także jakże spójne z profilami psychologicznymi. Był pod wrażeniem jak starannie wyselekcjonowano operatorów do tej misji.
Podszedł powoli do pozostałych, którzy zdążyli dokonać oględzin bomby oraz wyrazić swoje zdanie na temat nowych wytycznych od wysokiego dowództwa. Viktor wahał się jeszcze, zastanawiając co uczynić. Wyświetlająca się przed nimi symulacja odbijała się tyko od bezosobowego wizjera jego hełmu podczas gdy w środku uszczelnionego pancerza rodziła się decyzja.
- Macie rację, każde z was- rzekł Karajev do swego oddziału na kanale wewnętrznym- Oferujecie jednak poświęcenie, którego nie mam prawa żądać. Widziałem już zbyt wiele razy, jak dobrzy żołnierze oddają swoje życie tylko po to, by być zapomnianym, ich nazwiska ginące pośród słów polityków i błysku mediów kierujących uwagę w inną stronę. Przysięgałem sobie wiele razy, by nigdy nie spotkało to tych, co poszli za mną.- spojrzł tu w kierunku najemników- Crassus, Mila, mieliśmy swoje różnice w przeszłości. Niemniej teraz jesteście moimi żołnierzami i odpowiadam za wasze zdrowie i życie. Tu nie chodzi o nasze kariery, reklamę firmy czy medale i zaszczyty. Chranić to! Nie mogę jednak pozwolić by dobrzy żołnierze zginęli na darmo.
Milczał przez chwilę. Ton był z lekka dramatyczny, ale w zaistniałej sytuacji nikt nie powinien się temu dziwić. Po chwili sięgnął po radio.
- Kittyhawk, tu Red Sun, melduję SitRep. Słuchaj dokładnie, bo ten meldunek ma trafić do raportu. Bomba przekroczyła już masę krytyczną, reakcja łańcuchowa jest już nie do zatrzymania. Przewidywalny czas eksplozji to około dziesięć minut. Ładunek jest mocno okablowany, wysokie ryzyko zaminowania i odpalenia wcześniejszej detonacji przy jakimkolwiek majstrowaniu czy ruszaniu bomby z miejsca.- tu uczynił ciężką pauzę, co podkreśliło dramatyczność sytuacji- Bez zespołu wysoce wykwalifikowanych saperów ze wsparciem fizyków szanse na zneutralizowanie zagrożenia są zerowe. Nawet jakbyście zorganizowali taki zespół, nie dotarłby na czas.
Chwila ciszy, jakby dwa najważniejsze słowa niosły więcej megaton czyż bomba piezo.
- Zarządzam odwrót- dodałBędziemy w punkcie ewakuacyjnym najszybciej jak się da. Red Sun bez odbioru.
Zastanawiało go, jak zareaguje reszta. Jak wiele pojmowali z całej tej sytuacji? Nie wiedział. Nim jednak mógł usłyszeć potok oskarżeń o tchórzostwo, być może wyzwiska ze strony Mili, ujrzeli coś zgoła ciekawego. Otrzymali właśnie transmisję.
ObrazekObrazek
Muza
Mood
Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wróć do „Mindoir”