Ludzka kolonia, której nazwa rozbrzmiała w całej galaktyce szesnaście lat temu podczas brutalnego ataku batariańskich przestępców, w wyniku którego wymordowana została większość ludności. Dziś Mindoir rozkwita, odbudowując swoją historyczną kolonię. Pamiętając o poświęceniu tych, którzy byli przed nimi, koloniści z dumą walczą o lepsze jutro, a dzięki ich determinacji i wsparcu Przymierza, Mindoir staje się perłą odbudowy w Trawersie Attykańskim.

Viktor Karajev
Awatar użytkownika
Posty: 228
Rejestracja: 15 maja 2021, o 23:08
Miano: Viktor Karajev
Wiek: 32
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Operator C2
Lokalizacja: Ziemia
Kredyty: 25.015
Medals:

Psyche

7 wrz 2022, o 14:45

Czym była dla Karajeva Psyche? Dryfująca w przestrzeni kosmicznej skała, jedna z miliardów ciał niebieskich, niezapamiętana przez nikogo, nic nie znacząca, stawała się właśnie punktem zwrotnym w życiu chorążego. Czy był to czyściec, pokuta za grzechy te dawne i te świeże? A może oto wystawiony był na próbę przez Boga? Szukał znaku, słowa, które potwierdziłyby, że dobrze robi, że to, co stać się miało było uzasadnione. Nie znalazł ich. Słowa Strikera przeszyły go mocniej niż powinien je odczuć. Następnie ostra reakcja Mili uderzyły w jego dumę. Niezdecydowanie osłabiło go, uczyniło podatnym. Jak śnięta ryba widział tylko gasnący ekran monitora gdy połączenie zostało zakończone. Mila znów doń przemówiła, przejmując inicjatywę. Ona wiedziała co chce robić. Viktora to nie dziwiło. Nie wiedziała tego, co on. Nie mógł jednak powiedzieć jej o swych przypuszczeniach, o stawce jaka wchodziła w grę. Oczami umysłu widział skutki nadchodzących wydarzeń. Śpiący gigant, oto jak cywilizacje Cytadeli mówiły o Przymierzu. Zaledwie 3% obywateli służyło w armii, dysponowało też ekonomią mogącą udźwignąć znacznie większe wydatki na zbrojenia. Cyfry w ułamku sekundy przemknęły mu w głowie, wielomiliardowe kontrakty, rozwój przemysłu, technologii, ekspansja. Świetlana przyszłość dla ludzkości.
Za jaką jednak cenę? Tam w dole nieświadomi niczego ludzie bawili się teraz w najlepsze. Oficjele, dziennikarze, oficerowie i celebryci, a przede wszystkim zwykli obywatele, zarówno goście, jak i pracownicy, którzy swoimi staraniami tworzyli cały ten festyn. Charlie jednak miał rację. Viktor nie nadawał się do linii B.
I podjął już decyzję.
- Kittyhawk, tu Red Sun, mamy tutaj krytyczną sytuację, kod czerwony!- rzucił- W tej właśnie chwili fregata SSV Ikaros przejęta przez organizację terrorystyczną SST rozpędza się w kierunku lokalnego przekaźnika masy z zamiarem wysadzenia go. Impakt za niecałe 30 minut, będzie to zsynchronizowane z eksplozją na Psyche. Straty będą katastrofalne. Rozpocząć masową ewakuację systemu, w tej chwili!
Odzyskał rezun i zdolność działania, wreszcie odrzucając w kąt wątpliwości. W końcu wytyczne miał jasne. Nikt nie mówił mu, że ma postąpić inaczej.
- Zostają sami ochotnicy. Kto chce już teraz się ewakuować, prom na niego czeka. Zrozumiem. Do reszty, mamy niecałe 30 minut. Za chwile będzie tu sporo terrorystów z SST. Wybacz Mila, ale byłaś jeszcze mniej subtelna niż ja, więc z pewnością się połapali co kombinujemy. - rzucił energicznie.
- Bomba jest ciężka, w rękach źle będzie nieść. Zdejmujemy kable i przytroczymy mi do pleców. Andriei, Mila, asekurujecie mi ciężar. Crassus, strzelasz z nas najlepiej, ty musisz mieć wolne ręce. Mamy mało czasu, więc ruchy!
ObrazekObrazek
Muza
Mood
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Psyche

10 wrz 2022, o 00:51

[h3]Ruszenie bomby - konsekwencje[/h3]
Dobrze dla was < 20 < średnio dla was < 70 < źle dla was
0

[h3]Reakcja SST[/h3]
Dobrze dla was < 30 < średnio dla was < 60 < źle dla was
1
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Psyche

10 wrz 2022, o 01:40

Wyświetl wiadomość pozafabularną Ciężko było określić reakcję Newmana, jeśli w głównej mierze była to cisza.Mężczyzna wcześniej skory do odpowiadania na ich pytania, komentarze, a nawet wyzwiska, tym razem nie sięgnął po komunikator by od razu nadać swoją wiadomość zwrotną. Czymże miałby wypełnić tę pustkę? Kittyhawk, brzmi chujowo, nie jesteście trochę za pesymistyczni?
- Mam wrażenie, że oni o tym wiedzą. - Komunikator, wypełniony naturalnym szumem ich połączenia i zakłóceniami wywołanymi przez rdzeń, przekazał im wyzbyte emocji zdanie, w którym z trudem mogliby dosłyszeć lekkie drżenie w głosie Newmana. - Starałem się zrobić wszystko co... Poruszyłem niebo i ziemię, i... Kurwa, Red Sun, wydaje mi się, że to przemieszczenie statków, które organizuje wojsko, to selektywna ewakuacja.
Rdzeń błysnął ostrzegawczo, gdy Mila podeszła do niego ze złej strony. Przypominał coś żywego - nieokiełznaną siłę, która czekała, by móc wydostać się z wnętrza swojej klatki. Coś żywego, choć w zupełnie innej kategorii niż życie, które znali ze swojej codzienności.
- Nie lecą do Przekaźnika, ale... niektóre statki nie zatrzymały się po drugiej stronie planety, jak głosiły rozkazy. Lecą do rubieży systemów. Z dala od Psyche, z dala od przekaźnika.
Podróż między układami kosmicznymi bez użycia Przekaźnika była możliwa - po prostu cholernie długa i zasobożerna. Jeśli teoria Newmana była prawdziwa, Przymierze napotykając na drodze do wyjścia przekaźnika postanowiło odwrócić się i zawzięcia kopać sobie inne. W końcu nawet, jeśli statki nie posiadały odpowiedniej ilości paliwa, by dotrzeć do najbliższego systemu, mogły zwyczajnie odsunąć się poza promień rażenia ewentualnej eksplozji i tam, w pustce kosmosu, oczekiwać na ratunek.
- Udało wam się z nimi skontaktować? Cholera, może dla Ikarosa jest za późno, więc Przymierze to olało? Psyche można jeszcze uratować. Może... - mówił, gdy okrążali rdzeń, uwalniając go od zbędnego okablowania - pozostałości technologii, która wcześniej trzymała rdzeń w ryzach, a która teraz nie była w stanie go okiełznać. Gdy urwał, podświadomie wyczuli, że coś było nie tak, znowu. - Red Sun, jakiś statek wyłamał się z formacji. Nie odpowiada na wezwania, nie należy do wojska. Kieruje się do nas, ale jego wektor podejścia na razie nie sugeruje, żeby miał lądować...
Gdzieś tam, kilkanaście minut świetlnych od ich położenia, niezadowolony z przebiegu ich rozmowy z Ikarosem Saer'Taar wydał rozkaz eliminacji jedynej drogi ucieczki, jaką posiadał oddział na powierzchni Psyche. Samotny wędrowiec rozpoczął swój heroiczny, samobójczy lot, miast ku ewakuacji, kierując się ku nim.
- Rozgłośnię to, Red Sun. Zarządzam ewakuację systemu, choćby miała to być ostatnia rzecz, jaką kurwa zrobię.
Gdy tylko podeszli bliżej niestabilnego rdzenia, ich pancerze, jedyna bariera stojąca pomiędzy nimi, a promieniowaniem Czerenkowa, zareagowały natychmiastowo, zalewając ich pola widzenia krwistą barwą komunikatów ostrzegawczych. Błękitny blask sunął po ich sylwetkach, zaskakująco nieszkodliwy - jak światło rzucane przez słońce, któremu kosmos odebrał ciepło. Jedynie instynkt podpowiadał im, że każdy krok stawiany w tym miejscu jest niewłaściwy, jest cenny.
Jeśli istniała namacalna granica, której nieprzekroczenie uchroniłoby ich przed odczuciem skutków przebywania w trującym sercu Psyche, pozostawili ją daleko za sobą. Promieniowanie było jednak wdzięczną kochanką, która z cierpliwością zaczeka, aż mężnie powrócą z boju. Dopiero gdy opadną twarzami zwróceni w miękką pościel znajomych łóżek, zmożeni wyczerpaniem i nagłym osłabieniem, oplecie wokół nich swe długie ramiona.
Rdzeń był ciężki, lecz wspólnymi siłami udało im się ostrożnie unieść go w górę. Każdy krok, który wykonali w kierunku windy, wydawał się skoordynowany z ciężkimi oddechami i miganiem alertów w ich polu widzenia, ale też z połyskującymi, błękitnymi smugami. I gdy już udało im się pokonać pewien odcinek, poczuli gęsią skórkę, podstępnie wspinającą się po ich kręgosłupie. W pomieszczeniu zapanowała ciemność, gdy rdzeń owiał czarny, skrzący dym ciemnej materii. W jedno uderzenie serca umysły czwórki starały się przygotować na czekającą ich implozję, na honorową, lecz brzydką śmierć wewnątrz zapomnianej przez Duchy skale, lecz czarne macki wycofały się nieco, pozostając na rubieżach niestabilności.
- Red Sun, wykryliśmy ogromny wyrzut promieniowania. Żyjecie? Bo ja nie chciałbym tutaj zdychać i nie życzę wam tego samego. - nerwowe pytanie odezwało się w ich uszach jak echo dawno zapomnianego ducha. - Ewakuacja systemu została ogłoszona, ale... odczyty nie wyglądają dobrze. Jeśli będziecie przy niej majstrować, możemy nie mieć trzydziestu minut.
Rdzeń wił się w ich dłoniach, zarazem punkt stały, o który zaczepione były ich dłonie, jak i coś zupełnie nowego, dzikiego.
- Trzydzieści minut to kurewsko mało, ale zdołamy ewakuować część ludności. Nie muszą dolecieć do Przekaźnika, wystarczy, że uciekną z systemu. Jeśli bomba wybuchnie za pięć minut, nie uratujemy nikogo. - wydusił z siebie. Kapitan Newman być może miał od groma doświadczenia, lecz tkwił w sytuacji, która kładła na jego barkach niespotykany ciężar. Ciężar, którego nigdy nie chciał nosić. - Jeśli ją zostawimy, to umrą setki tysięcy, może miliony. Jeśli spróbujecie ją przenieść, może uda się ocalić system, ale... zaryzykujemy życiem wszystkich tych, którzy zdążyliby się ewakuować.
Ich decyzja nie była prosta. Bomba była wysoce niestabilna - nie mieli pojęcia, jak długo będzie tolerować ich czyny. Jeśli zaryzykują i spróbują ją wyciągnąć, do wygrania mogą mieć cały system - lecz ich przegrana będzie bardziej sromotna, niż bezczynność. Każda minuta, którą posiadali, była szansą dla kilkunastu następnych duszy na ucieczkę.
Ikaros milczał. Jeśli na jego pokładzie również tworzyły się rozdarcia dylematu, ich towarzysze nie ponawiali prób komunikacji.
- To wy jesteście tam, na miejscu. Zostawiam wam tę decyzję. Cokolwiek postanowicie, poprę to w raporcie.

Wyświetl uwagę Mistrza Gry
Andrei Asen
Awatar użytkownika
Posty: 32
Rejestracja: 17 sie 2021, o 15:34
Miano: Andrei Asen
Wiek: 32
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: aspirant SOC, pilot pościgowy
Postać główna: Dagon
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 25.020

Re: Psyche

12 wrz 2022, o 15:51

Zesrało się. Jeśli dotąd mogli jeszcze udawać, że wszystko jest pod kontrolą, tak teraz nawet najmniej bystry członek ich zespołu - czyli zapewne właśnie Andrei, jak sam Bułgar przyznałby z rozbrajająco szerokim, nieskrępowanym uśmiechem - nie uwierzyłby, że kontrolują cokolwiek. Po odbyciu średnio produktywnej rozmowy i podjęciu wreszcie decyzji o tym, by chociaż spróbować coś z bombą zrobić, los rzucił im pod nogi kolejne kłody. Wiadomo, że tak. Jakby dotąd nie było wystarczająco trudno.
Asekurując Karajeva razem z Milą, zatrzymał się nagle, gdy ładunek zaczął... Robić coś. Asen nie znał się na tym wystarczająco, by być w stanie wyjaśnić, co się dzieje. Na ten moment wystarczyło mu jednak wiedzieć, że ciemna materia to nie coś, z czym chcieliby mieć do czynienia. Wystarczy, że łyknięta dawka promieniowania zapewne im wszystkim zafunduje mało przyjemne leczenie przeciwnowotworowe - czy naprawdę pragnęli do tego zakończenia przygody w implozji? Raczej nie. Andrei na pewno nie chciał. Tylko, że...
- Ja pierdolę. - Nie było to najbardziej odkrywcze, co mógł powiedzieć, ale idealnie podsumowało sytuację. Gdy bomba uspokoiła się jeszcze na chwilę, a Newman uraczył ich kolejnymi informacjami - i dwoma wariantami do wyboru - Asen uśmiechnął się gorzko i pokręcił głową z niedowierzaniem. Serio? Taki mieli wybór? Ratować siebie kosztem milionów, albo ryzykować sobą dla nich? Nic więcej nie wchodziło w grę?
- Wszystko będzie na nas - rzucił wreszcie, pozornie od czapy.
Nie zamierzał robić przemówienia, jak to powinni poświęcić się dla systemu, albo jak to powinni uciekać, bo tak. Jego serce przychylało się do obu opcji z różnych względów i, szczerze mówiąc, Bułgar nie był pewien którą tak naprawdę by wybrał, gdyby to on musiał decydować. Egoizm zmuszał do zostawienia bomby i ucieczki, ale... Miliony. Przecież to taka liczba żyć, którą trudno sobie wyobrazić. No więc, nie wiedział. A skoro sam nie był w stanie podjąć jednoznacznej decyzji, to kim był by prawić morały innym? Nie, przemówienia nie były jego rolą. On tylko zamierzał zwrócić uwagę na coś, co... Cóż, może wszyscy wiedzieli, ale warto było to podkreślić.
- Czy zostawimy tę bombę i spierdolimy w podskokach, czy spróbujemy uratować system - konsekwencje i tak zrzucą na nas. Śmierć milionów, śmierć setek, śmierć jednostek. - Wzruszył ramionami. - Nieistotne, ile ludzi faktycznie zginie - każde jedne zwłoki będą naszą winą. Przynajmniej tak będzie mówiło Przymierze. To podchwycą media. - Wzruszył ramionami. Nie wierzył w żaden inny bieg wypadków. Był gorzko pewien, że finalnie to oni będą kozłami ofiarnymi. Może Newman do kompletu. Ale na pewno nie wojsko. Na pewno nie żadna góra.
Gryząc polik od środka, sapnął cicho.
- Może jednak dobrze byłoby mieć wtedy coś do powiedzenia - mruknął, nie do końca przekonany. - Żyć wystarczająco długo, by nie wycierali sobie nami gęby zupełnie bez naszego udziału.
Milknąc, przez długą chwilę patrzył ponuro na bombę.
- To będzie masakra - rzucił z goryczą. - Jebany armagedon. Tyle ludzi, którzy... Których mogliśmy... - Na koniec mruczał już niemal tylko do siebie, nie kończąc. Nie potrafił dokończyć, ubrać w słowa tego, co czuł. Przed oczami przesuwały mu się obrazy, których świadkami mogli być już niebawem. Ginący system. Setki tysięcy ludzi, którzy jeszcze teraz planują, co będą robić jutro - jutro, którego mogą nie doczekać. Z drugiej strony... Czy naprawdę był gotów umrzeć? Bohatersko poświęcić się dla owszem, milionów - ale jednak milionów, których zupełnie nie znał, którzy w ogólnym rozrachunku są tylko jakąś częścią społeczności? Czy był gotów od tak zrezygnować z życia tylko po to, by mieć szansę - bo przecież nie gwarancję - że uratuje system? Chciał wierzyć, że tak, ale w duchu nie był jednak taki pewien. Czy raczej - im dłużej myślał, tym bardziej był przekonany, że nie. Że chyba jednak jest cholernym egoistą.
Tylko, że nie on miał podjąć ostateczną decyzję - i za to dziękował wszystkim bogom. Podnosząc wzrok, spojrzał wyczekująco na Karajeva. Asen mógł chcieć ratować system lub nie, mógł chcieć odgrywać bohatera lub dać się poprowadzić własnym instynktom samozachowawczym - ale tak naprawdę ważniejsza była decyzja szefa. Bo to, co do czego Andrei był przekonany najbardziej, to to, że zrobi jak reszta. Nie wyłamie się. Nie zostanie tu sam, gdy reszta będzie się ewakuować, i nie ucieknie, jeśli inni postanowią tu zostać. Taki z niego, cholera, idealista. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.
Kurwa mać, pomyślał i zacisnął pięści, spoglądając na pozostałych.
ObrazekObrazek
Viktor Karajev
Awatar użytkownika
Posty: 228
Rejestracja: 15 maja 2021, o 23:08
Miano: Viktor Karajev
Wiek: 32
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Operator C2
Lokalizacja: Ziemia
Kredyty: 25.015
Medals:

Re: Psyche

12 wrz 2022, o 17:09

Na co liczył? Że wraz z trójką innych śmiałków ocali cały system, że znów zostanie bohaterem? Czy aż tak zależało mu na medalu od ślicznej radnej? A może szukał aprobaty u towarzyszy broni? Nawet jeśli żadne z tych powodów nie było prawdą, nagły, głupi poryw serca nie pozwalał mu jednak być bezczynnym. Łudził się, że jakimś cudem uratuje tysiące istnień.
W pewnym sensie już tego dokonał. Gdy Newman odezwał się przez radio, chorąży usłyszał o tym, że ewakuacja została rozpoczęta. I choć powinien odetchnąć z ulgą, nie uczynił tego. Sprawy wciąż wyglądały źle.

Nie na darmo istnieją wykwalifikowane oddziały saperskie, nie bez powodu Karajev tak usilnie wzywał ich wsparcie, nakazywał czekać na ich przybycie. Pozostawiony jednak sam sobie przez dowództwo postanowił działać. Czy był to błąd?
Bomba wydała niebezpieczne dźwięki. Zimny pot zalał Viktora. Nie tyle bał się własnej śmierci, powoli przyzwyczajał się z tą perspektywą od czasu połączenia z fregatą Ikaros. Bał się, bowiem zrozumiał, że jeśli ładunek piezo wybuchnie teraz, to choć pokrzyżuje to w jakimś stopniu plany terrorystów, to ci wszyscy ludzie, którzy zdążyliby się ewakuować, stracą szansę.
- Stać! Odkładamy. Ostrożnie...- rzucił do Mili i Andreia, autentycznie przestraszony przedwczesną eksplozją. Następne kilka sekund dłużyły mu się jak wieczność, czuł, że mundur który nosi pod pancerzem jest cały mokry od potu. W didatku diablo chciało mu się zapalić.
- Kurwa...- odetchnął, gdy po chwili bomba się uspokoiła- Chyba padnę na zawał zanim to wybuchnie.
Zastanowił się chwilę, ważąc słowa Newmana. Dotychczas sytuacja wydawała mu się zgoła inna. I jakkolwiek trafnie przewidywał powody całego kryzysu, wciąż okazywało się, że nie potrafił dobrze ocenić natychmiastowych skutków. Życie jednak bezlitośnie pokazywało, że nie polegało ono na łatwym wyborze, na heroicznym poświęceniu lub ucieczce. Uświadomienie sobie tego było bardzo nieprzyjemnym uczuciem. Było za każdym jebanym razem.
- Źle to wygląda- stwierdził na początek oczywiste- Ostrzegałem w sumie, że majstrowanie przy bombie może się źle skończyć. Kurwa mać...
- Kurewsko niefajna sprawa. Łudziliśmy się, że ocalimy wszystkich, tymczasem cokolwiek nie uczynimy, zginie ich cała masa.
Gdyby mógł, odpaliłby fajka. Zamiast tego usiadł na gołej skale, potrzebując chwili.
- Wreszcie Newman mówi z sensem. Pewnie dlatego, że nie powtarza czyichś słów z góry. Chcieliśmy pobawić się w bohaterów, a jak ładunek pierdolnie, ci wszyscy ludzie, którzy zdołaliby się ewakuować, zginą. To prawda, mamy szanse ocalić system. Wiecie co jednak? Pierdolę system. Nie mam zamiaru ratować kawałka skały, jakichś tam zasobów. Liczą się ludzie.
- Błędem było to ruszać. Póki co nikt nie zapłacił za naszą... brawurę. Pora zawijać do bazy, żołnierze.
ObrazekObrazek
Muza
Mood
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mila Račan
Awatar użytkownika
Posty: 279
Rejestracja: 1 cze 2021, o 10:48
Miano: Mila Račan
Wiek: 33
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemniczka
Lokalizacja: Horyzont
Status: Cud że jeszcze żyje
Kredyty: 5.895
Medals:

Re: Psyche

12 wrz 2022, o 19:52

Ty jeszcze masz złudzenia co do mojej subtelności? — zarzuciła tylko kobieta, podchodząc do bomby i zaczynając odpinać od niej kable. Na chwilę zdradziecka energia ponownie zamigotała, przyciągając jej spojrzenie. Migotanie rdzenia i pierwiastek, który ukształtował ją, a który teraz pieklił się zamknięty w środku, przywoływał ją, zmuszając do podziwiania każdej iskry, która przelatywała obok, każdego miniaturowego wybuchu. Jej tarcze zawyły bezlitośnie, sugerując nadchodzący nowotwór, ale nie przejmując się tym, najemniczka wraz z Bułgarem podniosła bombę, zakładając ją na barki chorążego. Błękitne smugi oplotły plecy mężczyzny i przez chwilę w oczach Mili Karajev wyglądał, jakby sam stał się biotykiem.

Bądźcie gotowi... Kittyhawk — odezwała się jeszcze na słowa o statku wyłamującym się z formacji. Striker wspominał coś o SST latającym w przestrzeni... albo coś w tym stylu. Tak czy siak, kobieta ruszyła, ciągle przytrzymując ciężką, radioaktywną skrzynkę, myśląc w sumie o tym, że w porównaniu do ilości promieniowania, jakie przyjmowali teraz, nieszczelny kombinezon Andrei'a był teraz niczym. Tak jak ich pancerze i tarcze. Nie bez powodu w końcu tak wiele dzieci wystawionych na działanie piezo rodziło się martwymi, bądź potworami, którym dawano kilka dni. Ciekawe, czy wystawiony na działanie takiej ilości pierwiastka zero biotyk inaczej będzie reagował niż zwykła istota? Pewnie się tego dowie całkiem szybko.

Gdy zgasło światło, Mila wydała krótki dźwięk, jakby wciągnęła za szybko powietrze. Zadrżała, ale niebieskie smużki zaraz powróciły, kojąc jej nerwy. Na krótką chwilę wpadła w panikę... bo co jak co, ale nie chciała umierać. Nie w kosmosie, nawet jeśli implozja będzie na tyle wielka, że zginie zanim o tym pomyśli. Oczywiście nie tylko ją to musiało przestraszyć, bowiem zaraz w akompaniamencie Asena, Karajev kazał to z siebie ściągnąć. Pomagając mężczyznom, Mila z nabożną ostrożnością odstawiła rdzeń, wzdychając ciężko. Odezwał się Newman, oczywiście nie przynosząc dobrych wieści.

Dłonie, pod twardymi warstwami pancerza i stroju górniczego były spocone, z podświadomego strachu i wysiłku. Racan podparła się nimi o biodra, słuchając raportu, a później narzekania Bułgara. Jej głowa poruszyła się w kierunku Crassusa, na sekundę skupiając się na nim, jakby mężczyzna mógł widzieć jej intensywne spojrzenie. — Prędzej zdechnę z tą bombą pod pachą, niż pozwolę sobie być kozłem ofiarnym Przymierza — rzuciła, zbyt nonszalancko jak na zaistniałą sytuację. — Dopóki jednak żyję, nikt się nami nie podetrze. Dopilnuję tego.

Kolejne słowa Bułgara, jak i gadka Ukraińca o bohaterowaniu uderzyły w nią. Jeszcze przed chwilą półżartem wspominała o niechęci do bycia martyrem. I teraz miała okazję do takiej decyzji. Zapewne jak pozostała trójka, tak i ona miała w głowie myśl o tych wszystkich ludziach, którzy nadal są na planecie, prawdopodobnie nieświadomi zagrożenia, pijący alkohol, ostatni w ich życiu. Dosłownie dziesiątki tysięcy zwykłych ludzi, na których spaść ma zemsta terrorystów wkurwionych na dygnitarzy balujących w chmurach. Nikt przy zdrowych zmysłach nie chciał mieć ich na sumieniu, szczególnie, gdy od jej i towarzyszy decyzji zależało ich życie. A jednocześnie, postawiona pod murem, podświadomie wiedziała, że nie chce ginąć. Może i od niej zależał żywot masy, ale jak mówi popularny cytat extranetu, śmierć jednostki to tragedia, milionów - statystyka. A dla jej rodziców, braci, jej śmierć byłaby taką tragedią. Ba, dla niej samej tym by to było... względem jej samej, jak i Crassusa.

Przede wszystkim nie jesteśmy hazardzistami — dopowiedziała najemniczka, odsuwając się o krok od bomby. Automatycznie sięgnęła do kieszeni, teraz schowanej pod skafandrem, by wyciągnąć papierosa. — Kurwa. Nie chcę ryzykować życia dla możliwości uratowania tych wszystkich ludzi. Jakie mielibyśmy na to szanse? To jak z pokerem, w najlepszym wypadku wyjdziemy na zero, w najgorszym wybuchniemy. Teraz... teraz mamy pewność, że ci wszyscy, nawet zasrani politycy i generałowie, którzy zdążyli uciec, przeżyją. Wolę postawić na pewne, niż zaryzykować. Nie tym razem — to nie była zabawa w bohaterkę Cytadeli, w której sławie ona i Curio pławili się w ostatnich tygodniach. Tutaj stawka była większa i faktycznie kobieta nie była w stanie zagrać va banque... z tak prozaicznego i egoistycznego powodu, jakim było głównie własne życie. I paniczny strach przed śmiercią w kosmosie. Tego nie chciała nigdy i wierzyła, że od dzisiaj będzie mieć o tym koszmary.

Skinęła Crassusowi, który wiedział, że nawet jeśli postanowi inaczej, to Racan zaciągnie go siłą na ten statek. Ruszając kolejny krok do przodu, dopowiedziała jeszcze: — Lepiej się śpieszyć, jesli nie chcemy, żeby tamten statek nas zestrzelił. Poza tym wiecie, jakbyśmy chcieli przenieść tę bombę, to i tak zdechlibyśmy, bo z tego co pamiętam, tamten statek Newmana nie miał działek do zestrzelenia wrogiego okrętu, a tym na stówę jest to, o czym mówił. Pokrywa się ze Strikerem — odchrząkając, jeśli wszyscy ruszyli, to i ona to zrobiła.

Znam na Omedze fajny bar, w którym moglibyśmy się spotkać na drinka... Myślisz Crassus, że ten twój nowiuśki prom ostanie się w dokach na stacji? Szkoda byłoby go zostawiać, a coś podejrzewam, że Przymierze po tej akcji się do nas przysra i to porządnie. Huh, może nawet spróbujemy dorwać jakiegoś gnoja z SST? W Terminusie pewno ich od groma. Tylko wydostańmy się stąd jak najszybciej, nie mam zamiaru latać po kosmosie — mówiąc to, jej głos był ponownie lekki, jakby mówiła o pogodzie. W głębi jednak czuła skręt żołądka.

Nie była gotowa zostać męczenniczką, ani tym bardziej bohaterką. Może i miała o sobie wysokie mniemanie, ale nawet Mila wiedziała, kiedy kończy się brawura, a zaczyna instynkt przetrwania... czyli człowieczeństwo w najczystszej postaci.
ObrazekObrazek
Crassus Curio
Awatar użytkownika
Posty: 227
Rejestracja: 1 cze 2021, o 12:28
Miano: Crassus Curio
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Turianin
Zawód: Najemnik. Ale taki legendarny!
Lokalizacja: Gdzieś w kosmosie
Kredyty: 70.650
Medals:

Re: Psyche

12 wrz 2022, o 20:29

Curio starał się skupić na fizycznej robocie, poświęcając Newmanowi co najwyżej jedno ucho. Działał szybko, może nieco za szybko. Drobna emisja aż zatrzymała turianina na moment w ściąganiu okablowania. Następnie chwycił karabin, zgodnie z poleceniem Karajeva i ruszył przodem jako osłona całej ekipy. Mimo wszystko słyszał jednak dowódcę Poitiers. Z trudem odbudowane poczucie nadziei stopniowo zanikało wraz z nowymi informacjami. Przymierze ewidentnie wiedziało co się święci, ich kurs brał całą flotę z dala od wybuchu. A i wiadomość o jednym samotnym kontakcie zbliżającym się do Psyche nie była zbyt dobra. Chyba nie podobało się tym po drugiej stronie.
I wtedy sensory jego pancerza zwariowały - ułamki sekundy później niż u pozostałej trójki, jako, że szedł metr czy dwa przed nimi. Odwrócił się zaskoczony mnogością czerwonych ikonek alarmujących o niebezpieczeństwie.
- Odstawić! - krzyknął niemalże na równi z Viktorem. To była najgorsza wiadomość. Liczył, że uda im się przenieść bombę bez znacznego wpływu na rdzeń. W teorii było to możliwe. Możliwym też było przyspieszenie reakcji albo, co gorsza, zapoczątkowanie rozszczepienia. Na ich “szczęście” jeszcze nie walnęło. Jeszcze. - W ryj volusa. Kurwa mać!
Gdyby nie wiedział lepiej, Curio podszedł by i zafundował piezo-rdzeniowi porządnego kopa. Chciałby się nie zgodzić z wnioskami wysnutymi zarówno przez Karajeva jak i Asena, jednak wszystkie argumenty się już skończyły. Mieli rację. Obaj. Góra nie będzie temu winna, ta spadnie na odpowiednio urządzonego kozła ofiarnego. Takiego, który będzie pasował politycznym celom Przymierza. Jakimi by one nie były. Tego nie wiedział. Wiedział za to, co teraz musieli zrobić.
Żółte oczy turianina spotkały się ze wzrokiem Chorwatki i, być może ku jej zdziwieniu, Crassus skinął w potwierdzeniu. Jego dłonie zacisnęły się mocniej na karabinie. Niełatwo było skazać tysiące niczego niepodejrzewających ludzi na śmierć. Jednak to samo tyczyło się jemu bliskich, a Mila taka była. Viktor zyskał nieco w jego oczach, szkoda by było aby dobry żołnierz zginął. A i Asena zdążył polubić.
- Macie racje. - przyznał. - To nie ma sensu. Liczyłem, że damy radę niczego nie naruszyć ale… Nie jestem specem od tego. - odchrząknął, nabierając nieco pewniejszego tonu. - Nie, Viktor. To nie był błąd. Walczyliśmy do końca i on nadszedł. Część ludzi się ewakuuje, to zawsze coś. To zawsze lepiej, niż nikt. Musimy też zrozumieć jedną istotną sprawę. - zrobił drobną pauzę aby spojrzeć na każdego z osobna i upewnić się, że go słuchają. - To - wskazał na bombę. - nie jest nasza wina. To nie my jesteśmy odpowiedzialni za nadchodzącą śmierć. To SST. Tylko i wyłącznie. My zrobiliśmy co było w naszej mocy. Tyle. I w dupie mam Przymierze.
Westchnął ciężko, kręcąc głową. Dawno nie czuł się jak gówno, psychicznie. Co najmniej dwa tygodnie.
- Ten jebany dupek, Striker, miał rację. Zwijamy się stąd i to czym prędzej. - Uwaga Mili również była celna. Turianin nie czekał więc dłużej tylko odwrócił się na pięcie i, z ciężkim sercem, ruszył biegiem. To był koniec.
Dalej nie mówił już nic. Nawet do Mili, której lekkiego ducha nie podzielał. Doskonale zdawał sobie sprawę, że była to próba odciągnięcia złych myśli. Curio musiał poradzić sobie z tym w ciszy, dokładnie układając swoje myśli po drodze na Poitiers.
VӨICΣ | ƬΉΣMΣ | FΣVΣR ObrazekObrazek Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Psyche

18 wrz 2022, o 19:28


oblivion
Podsumowanie
Dziękuję pysie za rozgrywkę. :3 Post podsumowujący pojawił się tutaj dla obu grup. Poniżej znajdziecie osobiste podsumowania dla każdej z waszych postaci.
  • Wszyscy:
    + 3 punkty doświadczenia
    +25.000 kredytów
    + Medal "Upadek Mindoiru"
    Gdy wraz z Newmanem wracacie do centrali Przymierza, wpadacie w środek chaosu, w którym nikt zdaje się nie zwracać na was uwagi. To, co wydarzyło się w układzie Baldr, wstrząsa wojskiem do głębi i jedynie dzięki uporowi Newmana otrzymujecie w racjonalnym terminie obiecaną wam zapłatę. Niektórzy żołnierze łypią na was nieprzychylnie, odprowadzając was tymi spojrzeniami aż do promu, który z powrotem zabiera was w wybranym przez was kierunku.

    Mila i Crassus
    Mila: Napierśnik Armax Arsenal + loot Phaeston, Polaris
    Crassus: Kaptur Zwiadowczy
    W tajemnicy nagrywane materiały dotyczące operacji na Psyche są jedną z ostatnich rzeczy, jakie udaje wam się wysłać przed wkroczeniem do tunelu Przekaźnika Masy. Gdy wiele godzin później wasz statek wyłania się po drugiej stronie, twarz Newmana bieleje, gdy czyta wiadomości na swoim omni-kluczu. Co wyście kurwa zrobili?, warczy w ich stronę, machając artykułem opublikowanym w extranecie. Jego tytuł, "Czy Przymierze stoi za wybuchem? Informacje z pierwszej ręki!", szybko staje się extranetowym viralem, ujawniając przebieg katastrofy Mindoiru z perspektywy oddziału znajdującego się na Psyche krok po kroku. Gdy kilka godzin później dobiegają do nich informacje o tym, że autor artykułu znika w tajemniczych okolicznościach, nie da się już powstrzymać fali podejrzeń, która kierowana jest w stronę dowództwa Przymierza. Pomimo wypłaconej ich dwójce kwocie kredytów, ich kontakt z Przymierza odcina ich od wszelkich informacji, a gdy pojawiają się w bazie by dopełnić formalności, towarzyszy im uzbrojony oddział. W niepisanej zasadzie, wojsko odcina wszelkie kontrakty od R&C Security Services, a ich renoma pod względem dochowywania tajemnicy klientów spada, lecz dla niektórych kontrahentów - tych, którzy nie mają nic do ukrycia, R&C jedynie plusuje.


    Viktor
    M-76 Zjawa
    Chaos, który pojawia się po wybuchu układu Baldr, dosięga również Karajeva. Gdy ich statek wyłania się po drugiej stronie Przekaźnika, chorąży orientuje się, że jego dwójka towarzyszy nagrała i posłała w świat całość ich misji - gdy rzekomo komunikowali się z Newmanem, lub zbierali dla niego informacje, w praktyce gromadzili dowody. Dowództwo jest wściekłe na chorążego, w żaden sposób nie pomagając mu wspiąć się dalej po szczeblach obranej przez niego ścieżki kariery - tym razem nie czeka go ani awans, ani stopień w linii T. Pomimo nieprzychylnego traktowania, Viktor dostrzega, że w teorii spiskowej stworzonej przez media na podstawie dowodów R&C Security Services musi kryć się ziarno prawdy - linia B musiała mieć coś z tym wspólnego. Jeśli był to jakiś test z ich strony, Karajev z pewnością go oblał, kierując się sensem, a nie ślepą lojalnością. Lekarka z Nyx, z linii S, udziela mu nagle wskazówki, informując go, że ktoś z linii N przygląda się jego poczynaniom - oraz by za wszelką cenę nie ufać Charlesowi Strikerowi.


    Andrei
    Projekt Błyskawic , loot: generator tajfun, omni-klucz polaris
    Jeśli Andrei miał pilnie przyglądać się, by Mila i Crassus niczego nie odjebali, ciężko powiedzieć, jaki efekt uzyskał - i chyba nawet jego przełożony nie jest tego pewien. W chaosie, który ogarnia całą galaktykę po eksplozji układu Baldr, mężczyzna odnajduje chwilę spokoju w znajomych, bezpiecznych ścianach stacji. Jesteś dobrym człowiekiem, Asen. Tutaj, na tym poziomie, potrzebujemy dobrych ludzi, mówi stojący naprzeciw niego turianin w trakcie nieoficjalnego pasowania. Na mundurze mężczyzny pojawia się nowe odznaczenie, gdy zostaje awansowany na starszego aspiranta. Ale tam, wyżej, zachodzi się czymś innym, niż dobrocią. Chciałbym, żeby tak nie było, ale sam widzisz co odpierdala się na tym świecie. Pozostawiając go z zawoalowaną poradą, pieczętuje swoją decyzję w systemie, a na omni-klucz Asena spływają pierwsze gratulacje.

    Pieniążki dodane!

Wróć do „Mindoir”