Ludzka kolonia, której nazwa rozbrzmiała w całej galaktyce szesnaście lat temu podczas brutalnego ataku batariańskich przestępców, w wyniku którego wymordowana została większość ludności. Dziś Mindoir rozkwita, odbudowując swoją historyczną kolonię. Pamiętając o poświęceniu tych, którzy byli przed nimi, koloniści z dumą walczą o lepsze jutro, a dzięki ich determinacji i wsparcu Przymierza, Mindoir staje się perłą odbudowy w Trawersie Attykańskim.

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

[KOLONIA] Balkon widokowy

1 cze 2022, o 18:55

Obrazek
Wyświetl wiadomość pozafabularną
[boxmid]Mindoir zachwyca - według kolonistów, widok z wieży to coś, czego każdy turysta powinien doświadczyć choć raz. Balkon prowadzący z sali bankietowej jest obszerny i oplata niemal połowę budynku, oferując gościom odrobinę prywatności i ustronne, cichsze warunki. Nie gra tutaj muzyka, a jedynie świszczy ciepły, letni wiatr muskający skórę. Kolonia prezentuje się dumnie z tej odległości - za dnia słońce odbija się refleksami od gładkich budynków w dole, w nocy zaś rozświetlają je neonowe billboardy i blask palących się w domach świateł. Poza widokami, balkon oferuje strefę dla palących, a pomimo ustronności jego położenia, ciągle krążą po nim kelnerzy, dbając o jego czystość oraz odpowiednią satysfakcję gości. Koloniści mawiają, że gdy warunki atmosferyczne sprzyjają, a niebo jest czyste, w oddali widać połyskujący odbitym światłem słonecznym konstrukt promu kosmicznego, zawieszonego setki tysięcy kilometrów dalej od obserwatora.[/boxmid] [boxmin]⌥ Balkon widokowy jest obszarem dla fanów bardziej cichszego, ustronnego miejsca do rozmów. ⌥ Naprzeciw barierek, pod ścianą budynku znaleźć można wygodne ławki, oraz jeden, wyłącznie zewnętrzny bar. ⌥ Na czystym niebie z daleka widać odbijające się błyski odległego portu kosmicznego, który, choć ogromny i wysoce majestatyczny, z tak daleka przypomina małą plamę na niebie.[/boxmin]
Hawk
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 2744
Rejestracja: 14 kwie 2012, o 22:37
Miano: Jeanette Hawkins
Wiek: 35
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kapitan pirackiej łajby
Lokalizacja: Wraith
Status: Widmo-renegat, poszukiwana przez Cerberusa.
Kredyty: 107.987
Medals:

Re: [KOLONIA] Balkon widokowy

2 cze 2022, o 00:22

zapłaciłam za Ducha żeby tu Hawk wrzucić i tak wygląda teraz tylko w sukience czy coś :mg: Niektórzy czuli się na bankietach jak ryby w wodzie. Hawk czuła się jak karp w wannie.
Świadoma wszechobecnego zagrożenia zataczała kółka po tym samym środowisku, szukając zmiennej, szukając osoby, której potrzebowała, by wreszcie wydostać się z tego miejsca w swoją komfortową, wygodną strefę znajomych, kosmicznych kątów.
Wnętrze sali bankietowej było ładne, ale obecność ludzi dookoła ją przytłaczała. Nie czuła się swojsko w swojej tymczasowej, nowej skórze - a może wręcz przeciwnie, czuła się zbyt swojsko. Procedura, za którą zapłaciła, skutecznie wpłynęła na skany, które wpuściły ją na teren gali, a także, do pewnego stopnia, zmieniła jej wygląd zewnętrzny. Mimo tego, nie czuła się jako ktoś inny - czuła się jak młodsza wersja siebie. Brązowe włosy, nabyta, wojskowa postura, skryte pod skromną, czarną suknią naramienniki należące do kogoś innego, każdy z tych elementów grał swoją część pieśni, która niepokojąco brzmiała jak jej kariera wojskowa sprzed lat. Chłód nieśmiertelników na skórze dekoltu był jedyną rzeczą zakorzeniającą ją w rzeczywistości - coś odległego, ale też wysoce znajomego.
Szukając wytchnienia od konwersacji z ludźmi, których nie znała ani poznać nie chciała, zatoczyła kolejne koło trafiając wreszcie na balkon. Rześka bryza sprawiła, że zmarszczki na jej czole nieco się wygładziły, a napięcie umknęło z jej twarzy. Kolonia wyglądała wspaniale i choć Hawkins nie miała najmniejszego zamiaru jej zwiedzać ani poznać z bliska, doceniała ten widok.
Wiedziała, że magia MIndoiru, jak wielu innych rzeczy w życiu, działa wyłącznie w odpowiednim dystansie. Z bliska zbyt łatwo było dostrzec otaczające wszystko gówno. Rozkoszowała się więc tym widokiem, tak jak błyskiem uroczyście otwieranego dziś promu kosmicznego, który sporadycznie mrugał do gości z kosmosu.
Niezainteresowana podejrzanie wyglądającym szampanem, podeszła do zewnętrznego baru. Ku jej zgrozie menu w dużej mierze opierało się na ludzkich specjałach, a jej ulubionego, salariańskiego whisky nie było. Nie była na Ziemi od lat, a w przestrzeni Rady Cytadeli pojawiała się stosunkowo rzadko - już zapomniała jak smakowała standardowa szkocka, którą wysoce poważani, smutni mężczyźni popijali ze smakiem siedząc w swoich lożach na skórzanych kanapach. Niepewna tego, co powinna zamówić, zdała się na barmana, który podał jej coś, co smakowało jak syrop ziołowy. Połowicznie zadowolona, oddaliła się do barierki, dyskretnie przyglądając przechodzącym w poszukiwaniu jej kontaktu, dla którego w ogóle tutaj była.
THEME⌎ ARMOR⌎ VOICE⌎ NPC⌎
ObrazekObrazek
+10%⌎ do bycia twoją starą+20%⌎ do bycia starą twojej starej+30%⌎ do bycia starym starej twojej starej

Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2042
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 76.860
Medals:

Re: [KOLONIA] Balkon widokowy

2 cze 2022, o 13:15

Mindoir powitał ją zapierającymi dech w piersi widokami, a także namolnymi dygnitarzami.
W porcie, oczekiwali ją przedstawiciele lokalnych władz. Towarzyszyli jej przez całą drogę do hotelu, wykazując się przy tym nadgorliwą gościnnością. Po zameldowaniu się w apartamencie na - całe szczęście! - prywatnym piętrze, nie miała zbyt wiele czasu, aby odetchnąć, a także nacieszyć oko widokami dziewiczej kolonii. Otaczał jej cały sztab asystentów oraz pracowników korpusu dyplomatycznego. Terminarz na dzisiejszy dzień pękał w szwach, każdy jej krok był skrupulatnie zaplanowany; Iris nie mogła oprzeć się wrażeniu, iż wyliczono jej czas także na napicie się lampki szampana, bądź ucięcie pogawędki z ambasadorami ras Rady. Tu i teraz. Absolutnie nie później. Kiedy na moment została sam na sam z Baset, wpinając w uszy sznur perłowych kolczyków, spytała ją wprost, czy osoby, którym udzielono dyspensy na podejście do niej i porozmawianie, będą punktualnie stały w wyznaczonym odgórnie miejscu starając się robić dobrą minę do złej gry na wypadek, gdyby akurat zechciała zaczerpnąć świeżego powietrza na tarasie widokowym zamiast pojawić się w loży VIP.
Punktualnie, weszła do sali bankietowej. Jeden z funkcjonariuszy SOC, pchnął skrzydła wysokich drzwi, przepuszczając Iris w progu. Zajęła wyznaczone jej miejsce, wymieniając uprzejmości z Premierem i jego świtą. Jak zawsze, zwinnie poruszała się wśród ceregieli, grając pierwsze skrzypce.
A kiedy pierwszy punkt programu minął, dając wszystkim gościom upragnioną przerwę przed dalszą częścią obchodów, tą bardziej oficjalną, jak i uroczystą, jeszcze chwile siedziała obserwując, jak masa osobistości rozlewa się po sali bankietowej chwytając za kolorowe szkło, a także napierając na bufet z przekąskami.
Końcem końców, dała się porwać jednemu z admirałów. Niezobowiązującą pogawędkę, osłodził szampan. Trzymając smukły kieliszek w ręku, wodziła spojrzeniem po towarzystwie, jakie chętnie dołączało się do nich pod byle pretekstem. Fel kontrastowała z większością gości - w całej masie ciemnych, przeważnie czarnych strojów, ta miała na sobie długą, sięgającą ziemi niewinnie białą suknie. Podkreślała jej sylwetkę, rozcięcie na nogach odsłaniało iskrzące się w świetle, srebrzyste szpilki, z kolei to na plecy biegnące w dół aż do łopatek, kawałek blizny. Pamiątka po wydarzeniach w chmurach podczas gali w Emphyriusie. Mogła, bez najmniejszego trudu, pozbyć się przywołującej wspomnień blizny, zdecydowała się jednak ją zachować, podobnie jak pamięć o zamachowcu. Jego słowa, wykrzyczane do kamery, trafiły do niej szczególnie. Szkoda, że ten nie pozwolił sobie pomóc.
Przechodząc obok otwartych drzwi tarasowych, wyszła na zewnątrz. Podeszła do barierek i choć ostrzejsze powietrze zatańczyło wśród swobodnie rozpuszczonych, jasnych fal, Iris odetchnęła pełną piersią, spoglądając gdzieś na horyzont pejzażu, który nie sposób oddać żadną, wysoce rozwiniętą technologią na stacji.
W chwilach takich, jak ta, tęskniła za Ziemią. Skrycie także za czasami, kiedy wszystko było o wiele prostsze i nie musiała się pilnować na każdym kroku. Myśli te, szybko ulatywały, ustępując stwierdzeniu, że i tak nie zamieniłaby swojego życia na żadne inne, nie mniej, sentyment lubił pociągać wrażliwymi strunami jej serca. Zwłaszcza trochę po złości niej samej.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Annabelle Reguera
Awatar użytkownika
Posty: 95
Rejestracja: 31 lip 2021, o 19:45
Miano: Annabelle Soreno Morena Reguera de Ayala
Wiek: 36
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Reporter
Postać główna: Tori Te'eria
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.130
Medals:

Re: [KOLONIA] Balkon widokowy

2 cze 2022, o 22:04

Wkurzona była jeszcze zanim ich czarter wystartował z Cytadeli. Zaczęło się od zwyczajowego łażenia za tyłkiem szefa by zgodził się łaskawie przydzielić tą sprawę właśnie jej i podkładania świń tym nielicznym członkom zespołu, którzy również mieli czelność wystawić swoją kandydaturę na twarz Dnia Odrodzenia i robienia słodkich oczu do wszystkich, którzy mieli jakikolwiek wpływ na podjęcie decyzji. Potem doszło zignorowanie wezwania na Ziemię w sprawie przesłuchania - Annabelle nakazała Manuelowi wysłać jakieś ogólniki o tym, że wciąż przechodzi rekonwalescencję i nie czuje się na siłach prosząc o odroczenie - a w końcu, gdy szef w końcu dał Annabelle wolną rękę, gorączkowy montaż posiadanych w archiwach materiałów, kontakty z organizatorami, nagrywanie reklamowych spotów informacyjnych i próby wydostania z ziemskiej ambasady większej ilości szczegółów na temat samych obchodów. Dziennikarka spędzała tyle czasu na wideokonferencjach, spotkaniach i w samej siedzibie stacji, że całkiem realnie zaczęła się zastanawiać, czy do swojej przeszklonej klitki, pieszczotliwie nazywanej przez nią “akwarium”, nie wstawić polowego łóżka.

Na domiar złego, dwa dni przed wylotem na Mindoir, ten idiota jej asystent Manuel śmiał połamać sobie nogę, bezsensownie i bezproduktywnie w wolnym czasie zamiast pracować - spędzając czas na ściance wspinaczkowej w obszarze zwiększonej grawitacji. Zero profesjonalizmu i zaangażowania. I choć Annabelle wcześniej wytypowała go jako oficjalną “osobę towarzyszącą”, czyli popychadło które miała zamiar zabrać ze sobą do odwalania czarnej roboty, teraz musiała go - zresztą zupełnie bez wahania - uziemić i zostawić na Cytadeli, by wraz z montażystami obrabiał dostarczany przez nią materiał. Siłą rzeczy musiała zdecydować się na kogoś innego i złośliwie ignorując zapytania pozostałych kolegów i koleżanek, po wyrażeniu w dość dosadnych słowach swojego niezadowolenia i sugestywnym i dwuznacznym nakreśleniu wizji przyszłej współpracy Manuela i jego przełożonej, chcąc-nie chcąc zdecydowała się zabrać ze sobą Quintę, która po ogłoszeniu wiadomości przejęła się swoją rolą w zdecydowanie nieestetyczny i nieprofesjonalny sposób, krzycząc z radości i biegając po korytarzu budynku Sieci.

Quinta Miała dość krótki staż jako druga asystentka Annabelle i choć była zwykle spolegliwa i wykonywała powierzone jej zadania jak tylko mogła najlepiej, nie cieszyła się aż tak wielkim zainteresowaniem dziennikarki jak Manuel. Po prostu - jak do tej pory nie zasłużyła sobie na to. Obecna sytuacja była zdecydowanie jej na rękę, mogła się w końcu spróbować wykazać “w terenie”, a jej twarz mogła się pojawić na wizji, przy relacji pomniejszych imprez towarzyszących - i mimo, że Annabelle skutecznie temperowała entuzjazm dziewczyny i próbowała wyciszyć nieco jej tryskający wulkan radości i energii - asystentka zdawała sobie z tego sprawę. Tak naprawdę udział Quinty w ceremonii na Mindoir mógł zarówno zmienić hierarchię w niewielkim zespole Annabelle, jak i całkowicie pogrążyć asystentkę, zatem wszystko zależało tylko od tego, na ile będzie potrafiła ona przypodobać się szefowej.

Lot był w miarę szybki i spokojny - obie kobiety wraz z kilkoma technikami przyleciały na Mindoir w systemie Baldr dwa dni przed tym, jak układ został niemal zakorkowany trudnym do opanowania, wzmożonym ruchem wszelkiej maści i rozmiarów promów, wahadłowców, statków pasażerskich i wielkich wycieczkowych liniowców dowożących kolejne tłumy spragnionej rozrywki gawiedzi. Nowy port kosmiczny - mimo, że oficjalnie miał zostać otwarty dopiero podczas obchodów - był już sprawny i funkcjonował bez zarzutu, oferując przybywającym wszelkie udogodnienia oraz transport na samą planetę. Dotarłszy tam zameldowały się w zarezerwowanym ze znacznym wyprzedzeniem hotelu, po czym resztę czasu cała ekipa spędziła na wyszukiwaniu odpowiednich miejsc do przyszłych nagrań, rozstawianiu sprzętu, robieniu “wstępniaków” - surowych ujęć miasta, powiększających się tłumów, najefektowniejszych budynków i instalacji w mieście i robieniu sond ulicznych i małych wywiadów - udało im się nawet dopaść burmistrza Nowego Mindoiru, którego - mimo jego napiętego grafiku przygotowań - Annabelle maglowała pytaniami przez bite dwie godziny (choć zapewne z całego wywiadu zostanie wybranych zaledwie parę pytań, które trafią na antenę). Przygotowania szły pełną parą, terabajty danych wysyłane przez zespół Annabelle trafiał bezpośrednio do siedziby SIP na Cytadeli, gdzie był filtrowany, montowany i przekazywany społeczeństwu na zarezerwowanym specjalnie w tym celu Kanale 4 holowizji.

W końcu nadszedł dzień rozpoczęcia obchodów. Annabelle dwoiła się i troiła, starając się być w kilku miejscach na raz i opatrzyć nagrywany materiał kilkoma słowami wypowiedzi, jednak pracy było tak dużo, że część czasu antenowego scedowała na Quintę. Dziewczyna okazała się być godną uczennicą swojej szefowej - normalnie stosunkowo małomówna, cicha i nieco wycofana, przed kamerą okazała się być błyskotliwym i niezłym reporterem, co z lekką niechęcią musiała przyznać sama Annabelle. Była na tyle pomocna, że dostąpiła w końcu niewątpliwego zaszczytu towarzyszenia swojej szefowej na oficjalnej gali w Wieży Zwycięstwa.

Kulminacyjnego dnia, obie wystrojone jak celebrytki w wieczorowe suknie, korzystając z oficjalnej przepustki, weszły do “strefy VIPów”. Ten wieczór nie miał być jednak tylko przyjemnością - obie spodziewały się, że spotkają tutaj wiele znanych twarzy i ludzi, z którymi w “naturalnych warunkach” trudno byłoby zamienić chociaż słowo, dlatego ich plan na tą noc obejmował przynajmniej zrobienie kilku zdjęć i migawek - a być może krótkich wywiadów z oficjelami. Miały na to pozwolenie, ich licencja załatwiona przez SIP była prawdziwą “platynową kartą” dającą im prawo filmowania zamkniętej imprezy (naturalnie o ile rozmówcy się zgodzą) i - z tego co Annabelle wiedziała, wydano tylko kilka sztuk podobnych, zatem mogła się tutaj czuć jak prawdziwy żarłacz w stadzie szprotek.

- Na dziesiątej, to chyba ziemski attaché obrony? - sprawdzone przy wejściu przez ochroniarzy i wylegitymowane kobiety wchodząc na salę bankietową zaczęły strzelać oczami, starając się zidentyfikować kandydatów na rozmówców. Quinta, wyraźnie podenerwowana, dreptała koło swojej szefowej

- Admirał Marco Trax, tak, to on. Wyluzuj trochę, dziewczyno - syknęła Annabelle, mając już na twarzy swój “profesjonalny” uśmiech. Odziana w błękitną, połyskliwą suknię z głębokim dekoltem i bez pleców - której kolor zresztą zdecydowanie odcinał się od modnej chyba na tej farmie czerni i bieli - przymknęła na chwilę błyszczące oczy wciągając głęboko powietrze - Kryształowe żyrandole, platynowe klamki, wykwintne dania i to towarzystwo... Wiem że dla ciebie to nowość, ale kiedyś może będziesz się w takich miejscach czuła swobodnie - rozejrzała się wokół z uśmiechem, kiwając głową na powitanie jakiemuś politykowi, którego całkiem niedawno spotkała na Ziemi przy okazji relacji z posiedzenia Admiralicji Przymierza Układów, po czym z zastawionej kieliszkami tacy niesionej przez przechodzącego obok kelnera porwała dwa smukłe kieliszki z szampanem. Jeden wcisnęła w dłoń asystentki, z drugiego upiła ostrożny łyczek, starając się nie rozmazać przy tym szminki.

- Przed nami, pod ścianą, przedstawiciele dowództwa piątej floty - kontynuowała Annabelle ściszonym głosem, chwyciwszy Quintę za łokieć i powoli prowadząc ją przez salę - W grupie nie będą chcieli gadać, trzeba ich rozdzielić. Po prawej od nich - ambasador sektora. Tego obrobię ja. Rozmawia z kimś z delegacji asari - jak chcesz, możesz spróbować jej zadać kilka pytań - I z minister rolnictwa, ciekawostka. Nie wiedziałam, że tu będzie, ale to w końcu ta planeta to jedna wielka farma, powinnaś się czuć jak w domu - nie omieszkała dodać małej uszczypliwości pod adrese asystentki - Widzę wiceministra skarbu, ambasadora do spraw kultury i doradcę premiera do spraw rozwoju regionalnego... - pokręciła głową - Wygląda na to, że połowa rządu Przymierza się tutaj łaskawie pojawiła. Tylko czekać aż batarianie zrzucą tu wielką bombę i będzie naprawdę wesoło... - jej spokojny głos z trudem docierał do asystentki, ginąc szybko w muzyce granej przez prawdziwą orkiestrę, którzy w czarnych frakach, z obowiązkowymi muszkami pod szyją przygrywali towarzystwu z niewielkiej sceny pod ścianą, oraz toczonym wokół nich rozmowom - Widzę także kilka osób z ambasady ludzkości na cytadeli... - to spostrzeżenie wzbudziło ciekawość dziennikarki, rozglądając się wokół próbowała zlokalizować największe skupisko dyskretnie pilnujących pomieszczenia ochroniarzy - Może już jest tutaj nawet sama radna? - jej oczy zwęziły się nieco, gdy dostrzegła czterech ochroniarzy usilnie starających się wyglądać, jakby zupełnie nie interesowali się wyjściem na balkon. Odwróciła szybko głowę, po czym trzymając wciąż za łokieć swoją asystentkę, ustawiła ją tak, by dziewczyna dostrzegła jeden z odległych stolików.

- Premier Shastri... No patrzcie, już tu jest. Ten nie potrafi przepuścić okazji do baletów. Brakuje tylko tej denerwującej skośnokiej vice i będziemy mieli spotkanie na szczycie...

- Mam z nim porozmawiać, panno Reguera? - Quinta niemal jednym haustem opróżniła zawartość kieliszka, na co Annabelle zareagowała lekkim, dźwięcznym śmiechem.

- Nie, słonko, trochę za wysokie progi dla ciebie, nie sądzisz? Na razie wmieszaj się w tłum. Cycki do przodu, uśmiech na twarzy i przestań zachowywać się jak siłą od pługa oderwana wieśniaczka na salonach. Pogadaj z ludźmi, zrób kilka zdjęć, może jakieś ogólne ujęcia dla Manuela i postaraj się nie przynieść mi wstydu. Ja mam do załatwienia pewien interes na balkonie...

Z kolejnej tacy porwała drugi kieliszek szampana i trzymając oba w dłoniach, pewnym krokiem ruszyła na balkon. Było tutaj wciąż niewiele osób, większość wciąż gromadziła się w głównej sali, więc niemal bez trudu dostrzegła swój cel. Po raz pierwszy widziana na żywo, jednak jej kolor włosów, sylwetkę i twarz mogłaby narysować wybudzona ze snu o drugiej nad ranem. Radna Fel była małym dziennikarskim Graalem, zwykle niedostępna, szalenie zajęta i praktycznie niemożliwością było umówić się na wywiad z nią, a nawet jeśli - terminy były kosmicznie odległe. Teraz jednak była sama, o kilka kroków od Annabelle. Albo czekała na kogoś, albo dla chwili oddechu wyszła na zewnątrz. Okazja zdecydowanie nie do przepuszczenia.

Starając się nie wylać trzymanego w dłoniach szampana, serdecznym palcem aktywowała dotknęła omni aktywując sondę, która posłusznie odleciał o kilka kroków od dziennikarki, po czym - nagrywając każdy krok - podążyła jej śladem gdy szła w kierunku barierki balkonu. Niemal nie zwróciła uwagi na widoki rozpościerające się wokół budynku Wieży - pora była wciąż jeszcze na tyle wczesna, że światło słoneczne wciąż odbijało się refleksami od okien i metalowych konstrukcji budowli wokół, ale nie po to Annabelle tutaj była.

Zatrzymała się przy balustradzie balkonu, o dwa kroki od Iris, po czym wciągnęła powietrze i odezwała się na tyle cicho, by nie zostać uznanym za namolnego natręta, a jednocześnie na tyle głośno, by radna mogła ją usłyszeć. Wystarczy kilka pytań. Krótka rozmowa, którą może wykorzystać w materiale dla SIP a szef na pewno będzie mentalnie szczytował.

- Niesamowite miejsce, prawda? Kiedyś pole bitwy i miejsce rozpaczy, teraz duma ludzi i pomnik ich dążenia ku lepszej przyszłości. Jakie ma pani odczucia, o czym pani myśli stojąc tutaj, w sercu Nowego Mindoiru, czując na twarzy powiew wiatru i widząc wiwatujących ludzi?
Ostatnio zmieniony 2 cze 2022, o 22:06 przez Annabelle Reguera, łącznie zmieniany 1 raz.
*** MUSIC THEME *** ARMOR ***
ObrazekObrazek
Diego Rodriguez
Awatar użytkownika
Posty: 454
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:00
Miano: Diego Rodriguez
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Biznesmen
Postać główna: Marshall Hearrow
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 42.950
Medals:

Re: [KOLONIA] Balkon widokowy

2 cze 2022, o 22:05

Po wydarzeniach z Empyreusa Rodriguez długo dochodził do siebie. Zajęło mu kilka miesięcy, zanim w ogóle postanowił się wybrać na oficjalne otwarcie czegokolwiek. Tym razem jednak było inaczej, postanowił zaryzykować. Krogan - prywatną ochronę oczywiście zabrał ze sobą, po drodze wyraźnie nakazując aby trzymali się cienia ale nie spuszczali go z oka. Empyreus wyraźnie dawał mu się we znaki, a to co ta dwójka zrobiła podczas ataku terrorystycznego tylko o włos dzieliła ich od stracenia posady. Niemniej jednak Diego siedział teraz w swoim luksusowym promie, popijał szampana i ubrany w, tym razem, złoty, ale nie rzucający się w oczy smoking zmierzał ku Mindoirowi.
Lubił zatłoczone miejsca, lubił też zwracać na siebie uwagę i był naprawdę święcie przekonany, że tym razem nie będzie inaczej. Musiał też przyznać sam przed sobą, że brakowało mu tego.
Na miejscu przywitał go oczekiwany gwar, sporo znajomych twarzy, z którymi wymienił uprzejmości, parę zdań z czystej przyzwoitości, bo ciężko było nazwać to sympatią. Oczywiście, jak na Rodrigueza przystało, wzrokiem szukał potencjalnych przedstawicielek płci przeciwnej, gdyż takie rozmowy uważał za bardziej rozrywkowe niż smutna wymiana zdań na temat polityki, biznesów czy pogody. Niestety większość z tak zwanych przedstawicieli wyższych szczebli mogła mu dostarczyć jedynie bólu głowy i mdłości.
Po tym, zdecydowanie zbyt długim wstępie, zakrapianym odrobiną szampana skierował swe kroki w stronę zewnętrznego baru, przekonany tym, że właśnie tam znajdzie kogoś, kto jednak zabawi go ciekawą rozmową. Przynajmniej na początek. Przeszedłszy kilkanaście kroków znalazł się przy wejściu na balkon widokowy i momentalnie tego pożałował. W nogach zrobiło mu się miękko a żołądek podszedł mu do gardła.
Dlaczego to zawsze muszą być wysokości. Nie mogą budować czegoś bardziej przyziemnego?!
Zlokalizował bar w mgnieniu oka, a przy nim, zgodnie z założeniem jakąś samotną, popijającą drinka brunetkę o ciekawej, egzotycznej urodzie.
- Spritz? - zapytał podchodząc do kobiety i poprawiając guzik od mankietu. - Na dobrej jakości Prosecco i przy umieję...
Nie skończył, kiedy tylko próbował usiąść przy stołku barowym, jego wzrok padł na sylwetkę w białej sukni i opadających lekko na plecy, zwiewnych blond włosach.
Kobieta przy barze spojrzała na niego pytająco, uśmiechnęła się, powiedziała coś, ale Diego już nie usłyszał co.
- Whisky z lodem - rzucił do barmana, a kiedy ten postawił przed nim napój, Rodriguez chwycił go w dłoń i ruszył w stronę białej sukienki.
- Oby się nie skończyło jak Empyreus - powiedział zachodząc Iris od tyłu. - Nie mam dziś nastroju na ratowanie niewinnych osób.
MAIN - VOICE - OUTFIT - ARMOR
TANGO czyli Diego w akcji.
ObrazekObrazek[center]///+30% DO ATAKU WRĘCZ///+ 1PA DO ATAKU WRĘCZ///75% SZANS NA OBALENIE///[/center]falcon"Roses are red. Violets are blue. We are Cerberus. Who the fuck are you?"
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2042
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 76.860
Medals:

Re: [KOLONIA] Balkon widokowy

4 cze 2022, o 10:47

Rzadko miała sposobność obserwowania zachodu naturalnego słońca. Przyzwyczaiła się już do sztucznego światła na Cytadeli, po tych wszystkich latach miał on nawet dla Iris swój urok, aczkolwiek nadal stanowił namiastkę rzeczywistości niedościgniętej przez cuda techniki, jak i lata świetlne jej postępu.
Wrażenia estetyczne, którym Radna oddawała się bez cienia poczucia wstydu, tym bardziej przekonania, iż robi coś niewłaściwego, gdyż czas ten powinna poświęcać innym gościom, zakłóciło podejście Anabelle. Kątem oka, spojrzała na kobietę, na której twarzy odmalowała się feeria barw zachodzącego słońca. Domyślała się, z kim ma do czynienia. Nie dało się nie zauważyć sondy nagrywającej ich profil z dystansu. Jedno musiała przyznać - Raguera miała na tyle przyzwoitości, aby nie podtykać jej pod nos kamery, tylko dlatego uspokoiła dyskretnym ruchem dłoni funkcjonariusza, który był już w połowie drogi do dziennikarki, aby mało delikatnie nie mniej sugestywnie wyprosić ją za drzwi.
To chyba oczywiste, że skoro Fel w pojedynkę opierała się o barierki tarasu, to nie miała najmniejszej ochoty na towarzystwo.
- Urodziła się Pani na Ziemi, czy w przestrzeni kosmicznej, na jednej z kolonii, bądź statku? - odparła pytaniem na pytanie, jeszcze nie odrywając wzroku od pejzażu.
Dopiero, kiedy Anabelle udzieliła odpowiedzi, Iris spojrzała na reporterkę. Ceniła sobie ludzi upartych w dążeniu do celu, jak i pewnych siebie. Gdyby te dwie cechy były Raguerze obce, nie rozmawiałyby tu i teraz, sprawiając, że inni zgromadzeni na tarasie dziennikarze, którzy próbowali wprowadzić w życie swoje o wiele bardziej misterne plany zbliżenia się do Radnej i uzyskania odpowiedzi na raptem kilka, niewinnych pytań, teraz zielenieli z zazdrości.
To interesujące, że jeszcze niespełna pięć minut temu czuła się na świeżym powietrzu prawie że wolna od zainteresowania postronnych, a teraz, w mgnieniu oka, otaczały ją już dwie osoby. Uśmiechnęła się nie tyle na widok Diega, co rozpoznawszy jego głos, jak również też do wspomnień przywołanych przez mężczyznę po nawiązaniu do Empyreusa.
- Doprawdy? Dobrze wykorzystałeś swoje pięć minut sławy, z tego co pamiętam, a przecież nie mam w zwyczaju się mylić, jedna z klinik, którą dofinansowałeś za kredyty zdobyte na fali popularności obrońcy niewinnych nazwała swój oddział pediatrii na Twoją cześć - obróciła się zgrabnie, wyłapując i na dłużej zatrzymując spojrzenie Rodrigueza.
- Byłabym jednak spokojna. Wyczerpaliśmy już swoje szczęście do obecności zamachowców tam, gdzie pojawiamy się razem - dodała nie precyzując, coż miała na myśli mówiąc razem. Zatrzymała jednego z kelnerów, który przechodził w pobliżu z tacą szampana, prosząc, aby po jednej lampce wręczył Diego, Anabelle i... losowej osobie, na którą jako pierwsza spojrzała. Hawk Elegancka kobieta wyraźnie na kogoś czekała, a ten ktoś, najprawdopodobniej wystawił ją do wiatru.
Fel, także chwyciła szkło podążając za ceregielami.
- Diego Rodriguez. Biznesmen, filantrop, koneser piękna, a to Pani... - przedstawiła ich sobie, a przynajmniej jednostronnie, oczekując, iż Anabelle dokończy formalności, po którym będą mogli napić się szampana i wrócić do przerwanego wątku.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [KOLONIA] Balkon widokowy

4 cze 2022, o 20:07

Mindoir. Kolonia, która ledwo przeżyła swój całkowity upadek, teraz miała się lepiej niż kiedykolwiek, przez kilka następnych dni mając stanowić błyszczący diament w centrum galaktycznych wiadomości oraz politycznej sceny. Stanowiła dowód na przetrwanie oraz nadzieję odbudowy, jawne potwierdzenie ludzkiej determinacji oraz umiejętności przezwyciężania najgorszych doświadczeń. W oczach wielu była czymś więcej niż farmerską placówką - była symbolem.
A przynajmniej tak usiłowały pokazać to wszystkie media, których spojrzenia teraz skupiły się na planecie w Trawersie Attykańskim i wszyscy politycy, którzy kręcili się po sali bankietowej oraz korytarzach wieży górującej nad miastem.
Wizyta na przyjęciu w ludzkiej kolonii była ostatnim czego Vex potrzebował i na co miał ochotę, ale nie mógł odmówić sugestii Radnej Irissy, którą otrzymał zaledwie kilka dni temu. W zgromadzeniu pełnym ważnych dygnitarzy, polityków oraz samej Radnej Fel, obecność Widma stanowiła swojego rodzaju zabezpieczenie i symbol - nawet jeżeli nie miało być nigdy użyte i formalnie nie stanowiło oficjalnego entourage, które zostało przydzielone do ochrony, a uczestniczyło na balu w pełni prywatnie. Po Bekensteinie akurat był w pobliżu, bo i tak kierował się w stronę Układów Terminusa, a zanurzenie się ponownie w ekosystem fałszywych uśmiechów, pustych obietnic i udawanego śmiechu było łatwiejsze, gdy nie tak dawno temu opuściło się podobny. Elegancki, ciemno granatowy garnitur, z wplecionymi w materiał, srebrzystymi nićmi połyskującymi jako detale oraz spinki będące emblematami Widma, ponownie miały zostać wykorzystane.
Ceremonia na Mindoir wydawała się nieco inna niż gala wśród śmietanki towarzyskiej ludzkiego Illium, gdzie atmosferę fałszu oraz ciemnych interesów zamaskowanych warstwą złotego papieru ozdobnego dało się kroić nożem, ale przechadzając się między politykami Przymierza nie miał wątpliwości, że prawdziwe pobudki większości tu obecnych niewiele różnią się od tych, którymi kierowali się prywatni biznesmeni i milionerzy krwawych fortun. Dyskretnie obserwując ze znudzeniem rozmowy polityków między sobą, wątpił by którykolwiek z wymienionych uśmiechów oraz uścisków dłoni miał na celu wyłącznie dobro Minodir lub podlegających im ludzi. Politycy, biznesmeni czy dyplomaci - ostatecznie takie przyjęcia służyły tylko i wyłącznie do poszerzenia własnych wpływów, zdobycia nowych kontaktów, osiągnięcia prywatnych celów. Kolejne szczeble drabiny po której można było się wspiąć.
A jednak jedna osoba nie pasowała do tego wszystkiego.
Niemal jej nie poznał po czasie, który upłynął i po absurdalnie odmiennym środowisku w jakim ostatnio się widzieli, ale gdy jego wzrok przypadkiem prześlizgnął po brunetce krążącej po pomieszczeniu, coś go tknęło i musiał nim do niej wrócić. Przez kilka minut śledził ją dyskretnie spojrzeniem, sącząc w ciszy lampkę szampana i próbując się upewnić, że się nie myli, bo podobieństwo było odległe, a strój oraz fryzura różne, co utrudniało nałożenie na siebie dwa różne wspomnienia, ale ostatecznie niektóre elementy zostały te same; jasna blizna przecinająca brew, groźne spojrzenie, które tliło się w tle zielonych tęczówek, nawet gdy usta okalał udawany uśmiech kierowany do tymczasowych rozmówców, wojskowa postura. Jedyne pytania jakie pozostały to: dlaczego tutaj? Dlaczego teraz?
Gdy ruszyła na balkon widokowy, niespiesznie podążył w pewnej odległości za nią, a widząc, że kawałek dalej wnętrze opuściła również Radna, stłumił w sobie westchnięcie. Nic tak nie obiecywało urozmaicenia bankietu z przedstawicielką Rady jak niespodziewany atak piratów. Kiedy przystanęła przy balustradzie oddzielającej Wieżę Zwycięstwa od widoku kolonii, ruszył w jej stronę.
- Daleka droga stąd do Omegi - odezwał się, opierając się o barierkę obok niej. Przesunął wzrokiem po rozświetlonych punkcikach budynków oraz wieżowców poniżej, nim skierował go ku Hawkins.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Hawk
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 2744
Rejestracja: 14 kwie 2012, o 22:37
Miano: Jeanette Hawkins
Wiek: 35
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kapitan pirackiej łajby
Lokalizacja: Wraith
Status: Widmo-renegat, poszukiwana przez Cerberusa.
Kredyty: 107.987
Medals:

Re: [KOLONIA] Balkon widokowy

5 cze 2022, o 15:23

Znajomy głos przypominał echo przeszłości tak dalekiej, że wydawała się należeć do zupełnie innego rozdziału jej życia.
Rozpoznała turianina natychmiast. Nie miała przed oczami mirażu, z którym on musiał się zmierzyć, ale nie mogłaby powiedzieć, że Widmo w żaden sposób się nie zmieniło. Ich wspólna misja na Omedze była krótka, daleka, pozostawiła po sobie jedynie wspomnienie, absurdalne znajomości wśród lokalnych szczurów i stworzoną przez młodą dziewczynę metalową różę , która gdzieś nadal leżała w jej kajucie. Czasem Hawkins wracała do tego okresu swojego życia myślami, zastanawiając się co stało się z wszystkimi, których wtedy poznała. Teraz miała na to niewinne pytanie odpowiedź.
Viyo wyglądał na starszego, choć wątpiła, by to jedynie upływające lata wpłynęły na to, jak naznaczona doświadczeniem wydawała się jego twarz. Rezolutna iskra, którą nosił w swoim spojrzeniu wtedy, w najciemniejszym zaułku Omegi, wyglądała na stłamszoną szarą rzeczywistość, która lgnęła do takich płomyków jak ćma do lampy.
Nie dziwiła mu się. Cokolwiek nie stało się przez te lata, czuła na własnych barkach to zmęczenie. Zmęczenie, którego nie dało się wyzbyć dwunastogodzinnym snem w miękkim łóżku, napięciem mięśni, którego nie wyciągnie z nich żaden masaż ani kąpiel z bąbelkami. Tak, jak niektóre rany malowały się przecinającymi skórę bliznami, permanentnym skutkiem odniesionych obrażeń, tak niektóre wydarzenia napełniały ją równie permanentnym wycieńczeniem.
Uśmiechnęła się pod nosem, choć jednocześnie w jej żyłach pojawiły się pierwsze ogniki adrenaliny. Nie sądziła, że Viyo ją rozpozna, ale nie była w pełni zdziwiona. Jej przebranie było nieskazitelne dla kamer, ochrony i zdecydowanej większości osób, które nie znały jej osobiście. Nie wątpiła, że jej manieryzmy, to, jak zachowuje się lub układa swoje ciało, zdradzą ją, jeśli wejdzie w konwersację z kimś, kto miał z nią do czynienia - zakładając, że było to stosunkowo niedawno, a obserwator był dość uważny. Z wszystkich osób tutaj, Widma odnajdującego ją na balkonie spodziewała się najmniej.
- Naprawdę? Nigdy nie lubiłam Omegi - skłamała, choć kąciki jej ust uniosły się lekko w górę. - Nic tak nie żywi duszy jak promienie słońca na skórze - dodała, pozwalając, by ironia delikatnie wsunęła się w ton jej głosu. Przymknęła powieki, unosząc twarz w kierunku wieczornym promieniom, jakimi gwiazda kąpała Mindoir.
Nie pamiętała, kiedy ostatnio stała na świeżym powietrzu, ze światłem innym niż sztuczne padającym na jej ciało. Nawet, jeśli skóra nie wydawała się jej, wrażenie było miłe. Nostalgiczne wręcz.
Gdy jej wzrok napotkał w oddali znajomą jej sylwetkę ludzkiej radnej, zaklęła w myślach, odsuwając się od barierki balkonowej. Z pewnością Fel była zajęta kółkiem nią zainteresowanych, którzy osaczali ją jak drapieżniki ofiarę, ale obecność radnej oznaczała wzmożoną ochronę w okolicy - coś, z czym zdecydowanie nie chciała się teraz mierzyć.
- Nie wiedziałam, że Widma robią za osobistych ochroniarzy radnych - dodała niewinnie, unosząc szklankę do ust i spijając gorzki, ziołowy napój, którego nie potrafiła za bardzo nazwać. - Do tego miejsca zabrał cię awans, Widmie Viyo? - zagadnęła z półuśmiechem, wskazując mu, by przespacerował się z nią, podchodząc pod drzwi prowadzące do sali bankietowej.
Zakładając, że może spuścić z oczu Fel, oczywiście. Z drugiej strony, skoro ją rozpoznał, czymże innym była, jak nie pierwszym, zidentyfikowanym zagrożeniem? Wtargnąć na salę po to, by zginąć mordując ludzką radną brzmiało jak niezła historia do extranetu, ale nic poza tym.
THEME⌎ ARMOR⌎ VOICE⌎ NPC⌎
ObrazekObrazek
+10%⌎ do bycia twoją starą+20%⌎ do bycia starą twojej starej+30%⌎ do bycia starym starej twojej starej

Annabelle Reguera
Awatar użytkownika
Posty: 95
Rejestracja: 31 lip 2021, o 19:45
Miano: Annabelle Soreno Morena Reguera de Ayala
Wiek: 36
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Reporter
Postać główna: Tori Te'eria
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.130
Medals:

Re: [KOLONIA] Balkon widokowy

5 cze 2022, o 16:55

Prawdę powiedziawszy spodziewała się wszystkiego – radna zignoruje ją obracając się na pięcie i bez słowa odchodząc, odburknie coś ogólnikowego i będzie unikać rozmowy, albo Annabelle zostanie spacyfikowana przez ochroniarzy, którzy w bezpośredni sposób wytłumaczą jej jak cenny jest czas Iris i dlaczego maluczki dziennikarz powinien znać swoje miejsce i nie wtykać nosa tam, gdzie nie trzeba. Przez moment wydawało się, że ten ostatni scenariusz będzie najbardziej prawdopodobny – jeden z nich widząc, jak dziennikarka zbliża się do radnej już ruszył w ich kierunku, ale – ku zaskoczeniu dziennikarki – został odprawiony z kwitkiem i odesłany na swoje miejsce jednym, niepozornym ruchem dłoni blondynki. Jak grzeczny, dobrze wytresowany zwierzaczek. Spodobało się jej to na tyle, że jej uśmiech stał się zdecydowanie szczery, a w oczach zagrały wesołe iskierki. Słysząc zadane przez Iris pytanie uznała je za zachętę do dalszej rozmowy, dlatego zatrzymała się tuż obok kobiety. Jeden z trzymanych w dłoni kieliszków postawiła na balustradzie, z drugiego pociągnęła niewielki łyczek, po czym oparła się plecami o szklano – metalową przeszkodę odgradzającą ich od dziesięciopiętrowej przepaści, nie zamierzając nawet kontemplować widoków. Nie miała lęku wysokości, ale czuła się tutaj lekko nieswojo – lata spędzone w zamkniętych pomieszczeniach sprawiły, że odwykła od takich scenerii. Owszem, lubiła podziwiać panoramę Cytadeli ze swojego okna, ale tutaj? To było takie zbyt... naturalne i rzeczywiste.

- Na Ziemi – odparła na pytanie - W Brazylii – wszystkie historie jej życia opowiadane różnym osobom i przy różnych okazjach miały ten sam, wspólny początek, różniły się jedynie ciągiem dalszym. Nie było sensu ukrywać pochodzenia – jej latynoskie korzenie widoczne były na pierwszy rzut oka, akcent też dawał się wyczuć i nieważne jak go starała się maskować, wprawne ucho było w stanie to wyłapać. Nie miała także oporów przed opowiedzeniem jednego z oficjalnych scenariuszy jej życia, Manuel wiedział że tego typu informacje były przeznaczone dla jej rozmówcy i służyły zbudowaniu choćby minimalnej relacji i zaufania, a przed emisją mają zostać wycięte - Ale moi rodzice często podróżowali, więc praktycznie od dziecka miałam okazję zobaczyć kilka kolonii zanim rodzice zginęli. Wtedy osiadłam na Terra Nova, u rodziny... a potem na Cytadeli. Możemy zatem powiedzieć, że obie pochodzimy z tej samej planety, prawda? – życiorys Iris był powszechnie znany, a jej historia i profil znany każdemu, kto choć odrobinę interesował się polityką. Nie było sensu nawet pytać o pochodzenie radnej - Ale pozwolę sobie zapytać, czy pochodzenie ma tutaj akurat jakieś znaczenie? - tego akurat była ciekawa. Dlaczego Iris zadała takie właśnie pytanie zanim udzieliła jej odpowiedzi? Czy to miejsce przypominało jej Ziemię czy kryło się za tym coś innego? Już chciała pociągnąć radną za język, przy okazji nawiązać nieco do obecnej sytuacji w innych koloniach, gdy od strony baru w ich kierunku ruszył jakiś mężczyzna, bez ceregieli wcinając się w konwersację kobiet.

Na dokładkę wyglądało na to, że oboje – mężczyzna i Iris – musieli się znać, i to dość dobrze. Starając się nie okazywać zaciekawienia, Annabelle wysłuchała krótkiej wymiany zdań między nimi, a gdy doszło do prezentacji, wyciągnęła w kierunku Diega dłoń.

- Annabelle Reguera – przedstawiła się z uśmiechem - Reporterka, niespokojna dusza i miłośniczka szybkich skycarów – dodała, starając się utrzymać prezentację w tym samym tonie co Iris. Cieszyła się, że jej dron wszystko nagrywa, Diego i jego powiązania z radną na pewno zostaną sprawdzone przez Sieć i przekazane zwrotnie także Annabelle – aby mogła wykorzystać te informacje w przyszłych rozmowach lub w komentarzu.

Intruz jednak sprawił, że coś, co w założeniu miało być małym, niezobowiązującym wywiadem, „wisienką na torcie” relacji z Mindoir, zmieniła się w prywatną konwersację w której Annabelle nie uczestniczyła, dlatego trzeba było delikatnie skierować wymianę zdań na właściwe tory.

- Widzę, że dzisiejsze obchody są także okazją do odnawiania znajomości. Pan również udziela się w polityce? – spojrzenie jej brązowych oczu spoczęło na Diego. Była ciekawa – co chyba typowe w jej fachu – czy nie dałoby się spotkać z mężczyzną później – albo wciąż jeszcze na Midoir, albo zaaranżować jakąś rozmowę później. Jeżeli cieszył się takim zaufaniem radnej, że bez skrępowania mogli wspominać jakieś dawne dzieje, Annabelle była zdecydowanie zainteresowania wysłuchaniem ich historii w całości. Westchnęła lekko, pozornie zmieniając temat - Ciesze sie widząc takie okazje do świętowania jak ta dzisiejsza. Choć jednocześnie jestem ciekawa, jak bardzo to wszystko jest na pokaz. Piękny baner reklamowy, promowany przez polityków z Ziemi i z Cytadeli – skinęła lekko głową Iris, jakby przypominając, że nawet na tym bankiecie jest wciąż radną ludzkości - szeroko komentowany w mediach jako błyszczący przykład działania rządu dla poprawy życia w koloniach... A jednocześnie maskujący smutną prawdę, która nie powinna wyjść na światło dzienne.

Nie chciała od razu uderzać z „grubej rury”, właściwe pytanie mogło jeszcze poczekać. Miała nadzieję, że temat zainteresuje Iris, być może także Diego i pozwolą jej przejść do sedna. Jeśli nie – nie będzie nawet pytać, żeby nie palić sobie mostów na przyszłość i być może okazji do rozmowy na ten temat kiedyś, w przyszłości, w innych warunkach.
*** MUSIC THEME *** ARMOR ***
ObrazekObrazek
Diego Rodriguez
Awatar użytkownika
Posty: 454
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:00
Miano: Diego Rodriguez
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Biznesmen
Postać główna: Marshall Hearrow
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 42.950
Medals:

Re: [KOLONIA] Balkon widokowy

5 cze 2022, o 19:08

Diego nie zdążył odpowiedzieć na komentarz Iris na temat pięciu minut sławy, na który zresztą i tak miał ochotę przewrócić oczami. Bycie empatycznym i bezinteresownym człowiekiem, za którego opinia publiczna przecież go miała, było męczące i nijak nie pasowało do jego wewnętrznego Rodrigueza. Niemniej jednak pozory należało utrzymywać, a wyrównywanie niezbyt legalnych interesów akcjami charytatywnymi do tej pory sprawdzało się doskonale. Rodriguez nie był w stanie zliczyć ile oddziałów szpitalnych jest jego nazwiska ani tym bardziej jak wiele fundacji czy organizacji wspiera, ale był przekonany że podobną posiada podobną ilość najemników, złodziei, hakerów i prywatnych zabójców. Odkąd jednak posiadał sporą siatkę pracowników, którzy znali doskonale hierarchię działania w jego prywatnym biznesie, nie musiał tego dokładnie liczyć.
Wyciągnął dłoń do Annabelle i uścisnął ją wieńcząc tę krótką, aczkolwiek wyczerpującą prezentację lekkim uśmiechem.
- Jestem zaszczycony - kiwnął głową leniwie, ale bez ignorancji. Dziennikarze byli nieodzownym elementem tego typu imprez, a Rodriguez w blasku fleszy czuł się jak ryba w wodzie. To idealnie łechtało jego ego, a gdy mógł znaleźć się w centrum wydarzeń, nigdy nie omieszkał zrezygnować z takiej sytuacji. Diego wręcz ubóstwiał wszelkiej maści wywiady, rozmowy, reportaże czy też sesje zdjęciowe - szczególnie te na swój własny temat. Albo temat jego i radnej. Nieważne co mówią, byleby mówili.
- Wszechświecie broń - zaśmiał się Diego kręcąc głową przecząco. - Polityka jest... specyficzna, wybacz Iris, niewielu ma na tyle uroku osobistego co radna, żeby móc obracać się w tym świecie intryg i zawirowań międzygatunkowych. Relacje międzygalaktyczne są wystarczająco skomplikowane i bez mojego udziału.
Spojrzał na radną i uśmiechnął się. Naprawdę ostatnim czego potrzebował to bycie na piedestale rządzenia czymkolwiek w świetle prawa.
- Gdybym był członkiem jakiejkolwiek rodziny królewskiej, to najprawdopodobniej tym wydziedziczonym - upił łyk whiskey ze swojej szklanki i spojrzał nad ramieniem Iris na panoramę rozciągającą się przed nimi. - Dbanie o kolonie powinno być priorytetem działań ludzkości, nie powinniśmy zanadto odstawać od innych ras w galaktyce, a dzisiejszy dzień jest tego doskonałym przykładem.
Odwrócił się w stronę Reguery. Próbował wyczytać z jej twarzy na ile sam może sobie pozwolić na wyrażanie własnej opinii na temat działań rządu. Jego poglądy od zawsze były jasne i nie podlegały żadnym pertraktacjom czy dyskusjom. Był przekonany, że Iris doskonale o tym wie, ale nie chciał jej w żaden sposób zaszkodzić. Niemniej jednak, oficjalnie przecież nic ich już nie łączyło.
- Mało tego, uważam również, że takie działania należy odpowiednio nagłośnić i jednocześnie wspierać kolejne. Bez względu na to, jaką smutną prawdę ma pani na myśli.
MAIN - VOICE - OUTFIT - ARMOR
TANGO czyli Diego w akcji.
ObrazekObrazek[center]///+30% DO ATAKU WRĘCZ///+ 1PA DO ATAKU WRĘCZ///75% SZANS NA OBALENIE///[/center]falcon"Roses are red. Violets are blue. We are Cerberus. Who the fuck are you?"
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2042
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 76.860
Medals:

Re: [KOLONIA] Balkon widokowy

5 cze 2022, o 20:11

Niedbałym gestem, zaczesała dotąd swobodnie tańczący na wietrze, zabłąkany, jasny pukiel, po czym spojrzała na Anabelle. Brazylia była wielkim krajem, nie mniej, od jakiegoś czasu kojarzyła się jej tylko z jedną osobą, dlatego, kiedy reporterka wyjawiła swoje miejsce urodzenia, kąciki jej ust nieznacznie drgnęły, a gest ten Iris pośpiesznie przekuła w uśmiech, aby bez dwóch zdań czułe oko Raguery nie wychwyciło jej reakcji nie zinterpretowało jej jako zaproszenia do pociągnięcia wątku latynoskich korzeni z bliżej nieokreślonego powodu intrygujących dla Radnej.
- Istotnie - przytaknęła. Nie było to żadnym zaskoczeniem, iż Fel nie dodała choćby słowem, że sama dorastała w Londynie nad brzegiem Tamizy jak można było przeczytać w każdej - dosłownie - biografii poświęconej ludzkiej radnej. Fakt, że nigdy nie komentowała upublicznionego życiorysu pozwalał stwierdzić, że ten choć w większości pokrywa się z prawdą.
- Pytała Pani o moje wrażenia, kiedy stoję tutaj, na tarasie, mogąc z góry patrzeć na miejsce pamiętające rzeź. Na Ziemi, miejsc takich jest wiele. Potrafi sobie Pani przypomnieć, czy o jakimkolwiek w ostatnim czasie mówiono głośno? - odpowiedź na jej pytanie musiała jednak poczekać, gdyż Rodriguez zazdrośnie skradł całą ich atencję swoim dołączeniem do rozmowy, nie mając w zwyczaju jak to on dzielić się chwilą bycia w centrum z kimkolwiek.
W ostatniej chwili powstrzymała parsknięcie, słysząc, jak Raguera zapytała mężczyznę, czy ten działa politycznie. Chichot, stłumiła przyciśnięciem dłoni do ust. Musiała zacisnąć palce, aby najmniejsza nuta nie wymknęły się pomiędzy nie.
- Przepraszam - wymamrotała, odwracając wzrok i walcząc z rozbawieniem. W innych okolicznościach, nie pozwoliłaby na tak otwarte skomentowanie sytuacji, ta jednak była wyjątkowo... niewinna i Fel szybko znalazła usprawiedliwienie na otarcie przysłowiowej łezki z kącika oka. Diego politykiem. Wyborny żart. Nieświadoma niczego Anabella, zapunktowała w jej oczach.
- Diego Rodriguez właśnie przyznał w obecności świadka, że w czymś może być gorszy od drugiej osoby... Proszę to zanotować, zapisać i zachować, bo jak tylko zda sobie sprawę co właściwie powiedział, wyprze się wszystkiego - puściła reporterce bynajmniej nie dyskretne, perskie oczko, po czym jak gdyby nigdy nic, upiła łyk szampana. Umiejętnie odsłaniała tylko to, co chciała pokazać, w pozostałych kwestiach zachowując neutralność oczekiwaną od kogoś, kto był arbitrem wielu, aby nie powiedzieć k a ż d e j międzygalaktycznej sprawy.
Oparwszy kieliszek o szklane barierki, spojrzała na obojga.
- Lecąc tutaj, zadawałam sobie podobne pytania, które Pani teraz przytoczyła. Ile z tego, co dzisiaj zobaczę będzie prawdą, a ile wyłącznie wygodnym dla władz mydleniem oczu? Obchody dopiero się zaczęły, jest zbyt wcześnie, aby mówić, czy rząd kolonii przekonał mnie do swojego stanowiska, nie mniej, jedno jest pewne i niezaprzeczalne - świętu i zaproszeniu tak wielu decyzyjnych osób powinien przyświecać przede wszystkim cel, aby znaleźć środki,
dzięki którym historia nie zatoczy swojego koła
- skupiła dwukolorowe, roziskrzone od zachodzącego słońca oczy na reporterce i jej mimice. Czy właśnie do tej nieoczywistej kwestii dążyła?
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Annabelle Reguera
Awatar użytkownika
Posty: 95
Rejestracja: 31 lip 2021, o 19:45
Miano: Annabelle Soreno Morena Reguera de Ayala
Wiek: 36
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Reporter
Postać główna: Tori Te'eria
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.130
Medals:

Re: [KOLONIA] Balkon widokowy

8 cze 2022, o 20:51

- Nie ma pan przypadkiem rodziny na Ziemi, panie Rodriguez? wciąż lekko uśmiechnięta uniosła lekko brew słysząc odpowiedź Diego na insynuacje dotyczące jego ewentualnych politycznych koneksji - Bo albo zbyt dużo czasu pan spędza z politykami, albo mimo zdecydowanych zaprzeczeń coś jednak ma pan wspólnego z polityką. Takie piękne, gładkie i ogólnikowe słówka... Zarząd jakiejś korporacji? Rodzinny biznes który rozrósł się poza rodzimą planetę? - zachichotała lekko, po czym pociągnęła kolejny łyczek szampana. Celowo delikatnie naciskała na odcisk Diego - mężczyzna gładkimi ogólnikami unikał związanych ze sobą tematów, a to wzmagało tylko jej dziennikarską ciekawość. Może istotnie nie był nikim ważnym, ale odrobina zabawy i przekomarzania się jeszcze chyba nikomu nie zaszkodziła... - Ciekawostka, moja asystentka ma takie samo nazwisko jak pan. Maria Rodriguez... Może to jakaś pańska daleka kuzynka?

Odpowiedź Iris sprawiła, że Annabelle odwróciła głowę i jej spojrzenie spoczęło ponownie na radnej. Była w pracy. Jakkolwiek sympatycznie i sielankowo się na balkonie nie robiło, wciąż pamiętała gdzie jest i z kim rozmawia - a przede wszystkim oczyma wyobraźni widziała rosnącą stawkę jej honorarium i zawistne miny jej kolegów i koleżanek z redakcji. Wreszcie będzie miała utrzeć nosa Wong... Rozmowa w (niemal) cztery oczy z reprezentantką ludzkości w Radzie to w końcu nie w kij dmuchał! Dodatkowej pikanterii dodawał fakt, że Iris zachowywała się tak swobodnie, jakby rozmawiała z przypadkowo spotkaną, dawną znajomą. Annabelle spodziewałaby się raczej pompatycznej wyniosłości i królewskiego ignorowania otaczającej radną plebsu, tymczasem było zupełnie inaczej. Spodziewała się takiej właśnie reakcji - w końcu kilka czy kilkanaście metrów dalej, wewnątrz sali znajdował się premier Przymierza, który w stosunku do przedstawicieli mediów był zawsze oficjalny, zdystansowany i delikatnie mówiąc - niechętny, traktując ich niemal jak zło konieczne. Radna Fel była jednak inna - czy akurat udało się Annabelle trafić na dobry moment, a może sprawiła to obecność Diego? Może relacja tych dwojga to nie były tylko wspólne zdarzenia z przeszłości? Jakkolwiek by nie było, dyskretny, powoli okrążający ich trójkę obiektyw kamery sondy rejestrował wszystko - każdy uśmiech, swobodną pozę, każde wypowiedziane słowo, lejąc balsam na serce dziennikarki. Takim materiałem z pewnością będzie się mogła pochwalić! Annabelle w myślach dziękowała swojej przezorności i kredytom wyłożonym przez szefa na upgrade wyposażenia i oprogramowania drona tuż przed wylotem na Mindoir - jakość nagrania będzie zdecydowanie lepsza w porównaniu do wcześniejszych możliwości sondy.

Zarówno Rodriguez jak Fel podłapali temat zarzucony przez dziennikarkę, na co ta skinęła głową, wysłuchując ich odpowiedzi.

- Zgadzam się z panią, ale to tylko część problemu - odpowiedziała. Nie zamierzała się wdawać w przydługie mowy, ale być może bezpośrednie wyłuszczenie nurtujących ją od samego przylotu na Mindoir myśli pozwoli uzyskać albo konkretną odpowiedź, albo pozwoli radnej na spojrzenie na ten temat z nieco innej perspektywy - Zgadzam się z tym, że takie okazje jak dzisiejsza powinny być nagłaśniane. To buduje zaufanie, morale i łączy ludzkość w dążeniu do wspólnego celu. Chociaż mam wrażenie... I to całkiem konkretne, że cała ta pompa i oprawa dzisiejszej - i większości tego typu uroczystości - ma za zadanie po prostu zamaskować to, co się dzieje w innych koloniach. Miliony kredytów wpompowane w ten świat, technologia i nowoczesność, poprawa życia ludzi. Czy to nie jest pokryty brokatem plaster mający zamaskować ranę? Takich kolonii, równie potrzebujących pomocy, są dziesiątki. Oni jednak nie doczekają się raczej nigdy Wieży Zwycięstwa i portu kosmicznego imienia premiera. Horyzont i Sathur, podobne do tej tutaj kolonie rolnicze. Olor, gdzie woda jest cenniejsza od ludzkiego życia. Yandoa, wystawiona na oddziaływanie piezo przez Cerberusa... i wiele innych. Jak wyglądałby Mindoir gdyby szesnaście lat temu batarianie nie wyrżneli niemal wszystkich kolonistów, a sprawa została tak bardzo nagłośniona? Obstawiam, że tu, gdzie teraz stoimy byłyby pola uprawne i obory - za przeproszeniem - śmierdzące świński gnojem. Dlaczego Przymierze dostrzega ludzkie kolonie tylko wtedy, gdy dotyka je spektakularna krzywda i traktuje to natychmiast jako prywatny baner reklamowy? Czy ekspansja ludzkości i dołączenie do społeczności galaktycznej nie powinno iść w parze z poprawą życia ludzi, a nie ze spychaniem ich do roli zakładów produkcyjnych?

Zamilkła na chwilę, z jej ust zniknął uśmiech. Przez chwilę jej niewidzący wzrok pozornie błądził po twarzach ludzi znajdujących się przy barze gdy przed jej oczami stanęły obrazy wspomnień, po czym, jakby wybudzona z płytkiego snu zamrugała kilkakrotnie i uniosła kieliszek z resztką szampana do ust.

- Nawet na Ziemi do dzisiaj są miejsca, w które żaden szanujący się polityk nie odważyłby się zapuścić. Bieda i ubóstwo. Przemoc, choroby i handel ludźmi. Mówiłam pani, widziałam kilka ludzkich kolonii w swoim życiu... I nie wyglądają one jak Mindoir. Spora część moich reportaży powstaje właśnie po to, by zwrócić uwagę ludzi - a także polityków - na dramatyczne rozwarstwienie społeczne i krzywdę ludzką. Dlatego jestem ciekawa, czy Rada i Przymierze mają zamiar z tym coś zrobić?
*** MUSIC THEME *** ARMOR ***
ObrazekObrazek
Diego Rodriguez
Awatar użytkownika
Posty: 454
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:00
Miano: Diego Rodriguez
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Biznesmen
Postać główna: Marshall Hearrow
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 42.950
Medals:

Re: [KOLONIA] Balkon widokowy

9 cze 2022, o 15:36

- Tak może być - skomentował Diego. Faktycznie, poniekąd komentarz Iris był bardzo trafny i Rodriguez przez moment naprawdę się zastanawiał czy wszystkiego nie ubrać w wymyślny, wyszukany żart i powiedzieć, że byłby najlepszym politykiem jakiego miałaby galaktyka, jednak bardzo szybko z tego zrezygnował. Zaskakujący był fakt, że w ogóle zaczął się nad tym głębiej zastanawiać, jakby poruszyło go to dogłębnie. Niemniej jednak, wycofywanie swoich słów uznał, za jeszcze bardziej żenującego, niż próba ukrycia, że jego dumna została w jakiś sposób zraniona.
Na szczęście poniekąd z pomocą przyszła mu Annabelle, która postanowiła rozłożyć jego słowa na czynniki pierwsze. Musiał przyznać, że kobieta zrobiła na nim wrażenie, w sposób w jaki dziennikarze mogą to zrobić. Zazwyczaj kręcili się wokół Diega paparazzi czy też "dziennikarzyny" portali plotkarskich. Tacy, co to opisują życie sławnych osób dla mas, która własnego życia nie mają. Od czasu do czasu, oczywiście Rodriguez udzielał wywiadów dla reporterów z prawdziwego zdarzenia, ale wszyscy mieli do niego dość specyficzne podejście, żeby nie powiedzieć "nazbyt profesjonalne". Tym jednak rządziły się portale branżowe, a większość biznesmenów, których Diego znał była zblazowanymi nudziarzami, a do nich też trzeba było mieć dużo cierpliwości i odpowiedniego sposoby obycia.
- Zgadła pani - przyznał po chwili kiwając głową. - Prowadzenie interesów niewiele się różni o polityki w zasadzie, muszę przyznać rację. Aczkolwiek uważam, że to pierwsze wymaga nieco więcej finezji i bywa bardziej ekscytujące. No i w efekcie, żadne oburzone masy nie komentują ostatecznych decyzji, czyż nie?
Odwrócił się w stronę Iris i uśmiechnął znacząco. Działania rady tutaj miały jedną kluczową różnicę - zawsze, ale to zawsze znajdzie się ktoś, komu coś nie będzie pasowało, bo przecież nie da się zadowolić wszystkich. To była zdecydowanie prawda ponadczasowa.
- A przynajmniej odbywa się to na mniejszą skalę, ale wydaje mi się, że akurat pani nie muszę tego tłumaczyć - uśmiechnął się i upił kilka łyków whisky ze szklanki. Odwrócił się plecami do panoramy i oparł o barierkę wciąż jednak pozostając na tyle blisko Iris by można było swobodnie snuć domysły, ale nie można było oficjalnie niczego im zarzucić. Bawiło go to niezmiernie.
Słuchał uważnie co ma do powiedzenia Reguera na temat dzisiejszej okazji, w jakiej przyszło im się tutaj spotkać. Poniekąd przyznawał dziennikarce rację, ale nie do końca w sposób w jaki przedstawiała fakty. Owszem, sam Diego również uważał, że ekspansja ludzkości powinna kroczyć ramię w ramię z poprawą życia, ale nie do końca dla wszystkich.
Na wzmiankę o Cerberusie drgnął lekko, ale nie dał po sobie niczego poznać. Zerknął tylko na Iris.
- Bardzo szlachetna wizja - skomentował wreszcie pozwalając sobie dołączyć do tych politycznych dywagacji. - Jestem zmuszony jednak zauważyć, że zarówno obecna tu radna Fel jak i pani, nie znałyście się w tym miejscu, dlatego, że któraś z was znalazła przepustkę VIPowską na ulicy. Może mi pani wierzyć lub nie, ale wiem jak wygląda bieda, o której pani mówi i z przykrością muszę stwierdzić, że to nie do końca rządzący powodują taki stan rzeczy. Ludzie sami sobie są winni. Spójrzmy na asari. Ktoś słyszał o biednych koloniach Thessi? Nie wydaje mi się. Z drugiej strony jednak mamy na przykład batarian, którym za dobrze się nie wiedzie. Czy to zasługa rządu? Nie sądzę. Los każdej jednostki spoczywa w jej rękach, jestem tego doskonałym przykladem.
Upił jeszcze dwa łyki ze szklanki i odstawił puste naczynie na tacę przechodzącego obok kelnera, jednocześnie zdejmując kolejną.
- Proszę mi powiedzieć pani Reguera, czy to nie jest trochę tak, że w dobrych rzeczach zawsze próbujemy na siłę znaleźć coś złego? I czy to nie jest przypadkiem domena ludzkiej rasy? - pytanie było do Annabelle ale Diego nie mógł się pozbyć wrażenia, że równie dobrze w obecnej sytuacji, stoją przy Iris, mógłby o to samo zapytać siebie.
MAIN - VOICE - OUTFIT - ARMOR
TANGO czyli Diego w akcji.
ObrazekObrazek[center]///+30% DO ATAKU WRĘCZ///+ 1PA DO ATAKU WRĘCZ///75% SZANS NA OBALENIE///[/center]falcon"Roses are red. Violets are blue. We are Cerberus. Who the fuck are you?"
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2042
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 76.860
Medals:

Re: [KOLONIA] Balkon widokowy

13 cze 2022, o 12:05

Dzisiejszy harmonogram wręczony Iris przez sztab asystentów nie przewidywał czasu na rozmowę z mediami, podobnie zresztą jak pozbawiony był chwili na wyjście z sali bankietowej na balkony z dala od kotłującej się w środku śmietanki towarzyskiej. Doceniła jednak to, jak zmyślnie Anabelle rozegrała swoją własną partię szachową i choć nie czuła się wzięta w mat, pozwoliła dziennikarce robić swoje. Nie była natrętna; jeszcze. Nie naciskała, chcąc za wszelką cenę włożyć słowa, które chciałaby usłyszeć w jej usta; wciąż. Być może wykazywała niespotykaną u kogoś z jej pozycją cierpliwość, nie mniej, zadzieranie nosa oraz ostentacyjne odwracanie się plecmi do kogoś, kto musiał wykrzesać z siebie nie lada odwagę, aby podejść do Radnej, nie leżało w naturze Fel. Abstrahując już od wszystkich, formalnych kwestii, Iris była zwyczajnie ciekawa zdania Anabelle na temat dzisiejszych obchodów. Rozmowa oraz konfrontacja powinna być na stale wpisana w świętowanie sukcesów kolonii, nie tylko bierne wysłuchiwanie przemówień aktualnego Premiera.
Dlatego odmówiła wygłoszenia własnej mowy, podkreślając, że przecież nie to powinno być najważniejsze.
Rodriguez ją zaskoczył. Mówił dużo oraz chętnie, zupełnie tak, jakby Anabelle dopytywała o jego najnowsze inwestycje, podczas kiedy tematem nadal była polityka. Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy Diego po raz kolejny wyrwał się do odpowiedzi, kwitując tę kuriozalną sytuacje gestem ależ proszę.
Być może faktycznie minął się z powołaniem. Równie skutecznie, co trzepanie kredytów na lewych interesach mógł zmieniać świat oraz rzeczywistość wielu istnień. Gdyby tylko chciał. Część chwytów już znał, prawdę mówiąc pozostałe specjalnie nie różniły się od tych stosowanych w negocjacjach. Pod warunkiem, iż stać kogoś było na finezję, gdyż wyczucie gwarantowało to, czy przypadkiem się nie przedobrzy.
- Powinno. Dlatego Rada Cytadeli traktuje każdą kolonie zakładaną w obrębie jej przestrzeni na równo. Nie ma znaczenia czy jest ona ludzka, czy Republiki Asari. Dzięki współpracy międzyrasowej, mamy szansę skorzystać ze sprawdzonych rozwiązań turian, bądź salarian, ale i oni uczą się od nas. Przymierze wypromowało Mindoir na swoją wizytówkę, wierzę, że w słusznej sprawie, tyle że w pierwszej kolejności powinien na ten temat wypowiedzieć się Premier. Nie będę odbierać mu tej przyjemności... - obejrzała się przez ramię na otwarte na oścież drzwi. W środku, Premier dyskutował zawzięcie z dygnitarzami, mało kogo dopuszczając do swojego najbliższego grona. Kiedy jednak ich spojrzenia na moment, krótki i ulotny, spotkały się ze sobą, Iris podniosła kieliszek z szampanem do ust. Nie mógł tego nie dostrzec.
- Poruszyłeś ciekawą i niejednoznaczną kwestie ludzkiej mentalności, Diego. Coś musi być w Twoich słowach, patrząc by chociaż na część ludzkich miast na Ziemi. Łatwo wypowiadać się na temat biedy i biednych kolonii bez poznania problemu od podszewki, na wylot. Proszę mi przesłać kopie Pani reportaży, bezpośrednio do mojej asystentki - dodała, od razu wysyłając Anabelle namiary na Anyę na omni-klucz. Iris ostrożnie składała obietnice, choć w rzeczywistości nie padły z jej ust żadne deklaracje, Raguera zainteresowała ją na tyle, iż wielce prawdopodobne, że jej siła przebicie przysłuży się zapomnianym przez polityków Przymierza zakątkom. Nie była w stanie pomóc wszystkim, nawet, jeśli osobiście nie zaangażuje się w problem, znała ludzi, którym mogła przekazać vidy z jednoznaczną sugestią.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Annabelle Reguera
Awatar użytkownika
Posty: 95
Rejestracja: 31 lip 2021, o 19:45
Miano: Annabelle Soreno Morena Reguera de Ayala
Wiek: 36
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Reporter
Postać główna: Tori Te'eria
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.130
Medals:

Re: [KOLONIA] Balkon widokowy

26 cze 2022, o 21:31

- Chyba, że tymi “oburzonymi masami” są akcjonariusze, não é? - uniosła kieliszek z szampanem w kierunku Diego, obserwując go z lekkim uśmiechem. Coś jej mówiło, że mężczyzna nie spędzał większości swojego dnia za biurkiem, podpisując dokumenty i sprawdzając wirtualne księgi rachunkowe. Mimo gładkich słówek wychodzących z jego ust z taką łatwością, jakby faktycznie często musiał się jak piskorz wymigiwać z udzielania bezpośrednich odpowiedzi lub ogólnikami i frazesami maskować istotne informacje, był nieco zbyt wyluzowany, by był to efekt jednej czy dwóch lampek szampana czy też whisky, którą właśnie pociągał ze swojej szklanki. Coś też mówiło Annabelle, że samokontrola nie pozwoli mu także wypić zbyt dużo, by bardziej rozplątać jego język, ale tu akurat mogła się mylić. Jego powiązania z radną i dotychczasowy brak ujawnienia jakichkolwiek faktów o sobie - coś, co zdecydowanie zaciekawiło dziennikarkę - sprawił, że gdyby nie stojąca obok Iris, Annabelle zdecydowanie próbowałaby drążyć temat i dowiedzieć się o Rodriguezie nieco więcej szczegółów, a być może także spróbować sprawić, by ten stracił samokontrolę i powiedział więcej o sobie - a zwłaszcza o tym, co robił oprócz zarządzania korporacją. Znajomość z radną wielu ludzi traktowałoby jako swoistą nobilitację i obnosiło się z nią, chwaląc przy każdej okazji, jednak Rodriguez tego nie robił... Była zatem gotowa spróbować wydostać z niego nieco w taki czy inny sposób więcej szczegółów. Szczegółów mniej lub bardziej pikantnych - nie miało to znaczenia. Takie... skrzywienie zawodowe. Miała nosa do ludzi, często wyczuwała “drugie dno” długo przed tym, zanim udawało jej się tego faktycznie dowieść, a tym razem miała takie właśnie przeczucie... Poza tym nieco łobuzerski błysk w oku i nonszalanckie zachowanie mogło świadczyć, że albo swoją postawą stara się coś maskować i jego przykrywka była tylko oficjalną maską (co znów potwierdzało jej przeczucie), albo był po prostu zblazowanym nowobogackim lub mającym wywalone na wszystko synem i dziedzicem bogatej rodziny, uważającym, że wszystko mu wolno (czemu sam zaprzeczał mówiąc chwilę temu o “byciu wydziedziczonym”), poza tym to z kolei nie pasowało do tajemniczej, zdecydowanie zbyt prywatnej relacji z radną i “ratowania niewinnych osób” jak się wcześniej wyraził i obecności “zamachowców” według słów Iris. Co do zamachów na samą radną to nie zaskoczyło ją to - sama była w stanie wyliczyć z pamięci przynajmniej kilka prób nieudanych zamachów na Radną, z niedawnym zdarzeniem na Cytadeli, zwanym przez media “Glitchem” jako ostatnim. Ale ich swobodna rozmowa i wspominanie tych zdarzeń świadczyć mogły, że przynajmniej jeden raz to właśnie Rodriguez pomagał ochraniać przedstawicielkę ludzkości, a w takich sytuacjach często rodziła się... nieco większa zażyłość. Albo osobista, albo "wdzięczność" przekładająca się na aspekty biznesowe. Kto tu zatem i komu mógł być wdzięczny? A może jednak chodziło o bardziej osobistą relację? - Ci są przeważnie bardziej brutalni i bezwzględni niż wyborcy, chyba że w pańskiej branży jest inaczej. Mówił pan, że czym się zajmuje...? Poza tym, coś mi mówi, że od kontaktów z akcjonariuszami ma pan swoich dedykowanych ludzi, pozostawiając sobie czas na takie atrakcje jak ratowanie potrzebujących dam z opresji - pustym już kieliszkiem wykonała delikatny, niemal niezauważalny ruch w kierunku Iris. Uświadomiwszy sobie, że naczynie jest puste, zwinęła nowe z tacy pobliskiego kelnera, po czym obrzuciła oboje szybkim spojrzeniem, uśmiechając się delikatnie - Od dawna się państwo znacie? Z waszych słów wnoszę, że nie jest to zwykła, zawodowa relacja... Po zamachu koneksje z Radną pozwalały panu utrzymać firmę na topie i realizować intratne kontrakty czy miały one... inny wymiar? Przepraszam, jeśli moje pytanie jest zbyt prywatne - uśmiechnęła się przepraszająco i uniosła do ust kieliszek, jednocześnie uważnie obserwując mimikę i reakcje tak Iris, jak Diego, licząc, że dostrzeże cokolwiek, co mogłoby nie pokrywać się z ewentualną odpowiedzią. Potwierdzone i niepotwierdzone plotki i historie o Radnej i tymczasowych mężczyznach jej życia były tematem wielu artykułów w brukowcach, niektóre przedostawały się nawet do nieco bardziej rzetelnych mediów. Czy i tym razem trafiła na jakiś “szkielet w szafie” radnej?

Gdy najpierw Diego, potem Iris zaczęli odpowiadać na jej stwierdzenie odnośnie polityki rządu Przymierza wobec kolonii, wsłuchała się w ich słowa. Nie komentowała, pozwalając im się wypowiedzieć, traktując to jako oficjalne stanowisko każdego z nich. Zarzuciła haczyk z przynętą, oboje wypowiedzieli się tak, jak uważali za stosowne. Wypowiedź Diega uderzyła w pewnym momencie w lekko bardziej osobistą nutę, co jeszcze bardziej wzmogło jej ciekawość, ale nie skomentowała tego. Słuchając słów Iris jednak znów miała przed oczami polityka. Może nieco mniej formalnego, ale układającego gładką, formalną wypowiedź dla mediów, do której tak naprawdę nie można było się przyczepić ani nic jej zarzucić. Współpraca międzyrasowa, uczenie się na wzajemnych doświadczeniach, przekierowanie odpowiedzialności... bla, bla, bla. Już otwierała usta, by wrzucić ciętą ripostę, gdy propozycja Iris by przesłać jej kopie reportaży Annabelle sprawiła, że zamarła z na w półotwartymi ustami i chwilę zajęło jej przetrawienie tej informacji.

- Naturalnie, radna Fel. Pozwolę sobie je przesłać zaraz po powrocie z Mindoir. I dziękuję za to, pani pomoc i słowo przy nagłaśnianiu takich spraw może wiele zmienić. Dzielnice biedoty na ziemi. Handel ludźmi. Niemal niewolnicza praca... To są bolączki ludzkości. Uważam po prostu, że powinniśmy się uczyć nieco szybciej niż niektóre inne rasy - zmieniła pozornie temat - Jak pan Diego celnie zauważył, kolonie asari są wspaniałym przykładem harmonicznego rozwoju, ale my nie mamy tyle czasu co one. Ich dwa pokolenia są niemal całą historią ludzkiej cywilizacji. My musimy być bardziej dynamiczni, jeśli mamy grać znaczącą rolę w polityce Rady. Bo jeśli próbowanie na siłę znaleźć coś złego w dobrych rzeczach jest naprawdę naszą domeną, to jest nią także koncentrowanie się na sobie. Na potrzebach i dążeniach jednostki, bez oglądania się na resztę ludzkości. To tworzy to “drugie dno” i całe brudy, których się sami przed sobą wstydzimy. Nie myślimy jak rasa. I to przydałoby się zmienić, choć zapewne potrzebne będą na to całe pokolenia. Razem zdziałamy znacznie więcej niż szarpiąc się jak varreny na uwięzi. Dlatego tak, uważam, że nagłaśnianie takich okazji jak tutaj, na Mindoir ma sens i jest wspaniałym przykładem tego, co możemy wspólnie dokonać. Ale tak samo trzeba działać wszędzie, nie tylko na jednej planecie. Pokazać się Galaktyce. Dowieść naszej postawy i zaangażowania, bo skończymy właśnie jak batarianie - niestety, tak podobni do nas, jednak wybierający politykę izolacjonizmu, która nigdzie ich jak dotychczas nie zaprowadziła...

Kolejny łyk szampana, po którym uśmiechnęła się promiennie. Rozmowa mogła teraz potoczyć się w dwóch kierunkach - albo kontynuując i drążąc temat, albo omijając go szerokim łukiem... I każda z tych dróg będzie miała swoje znaczenie w obiektywie wciąż krążącej wokół nich kamery.
*** MUSIC THEME *** ARMOR ***
ObrazekObrazek
Diego Rodriguez
Awatar użytkownika
Posty: 454
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:00
Miano: Diego Rodriguez
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Biznesmen
Postać główna: Marshall Hearrow
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 42.950
Medals:

Re: [KOLONIA] Balkon widokowy

1 lip 2022, o 20:54

- Isso é verdade - odpowiedział Diego unosząc brwi w geście zdziwienia. Ta krótka, portugalska wstawka trafiła w dno duszy Rodrigueza niczym zatruta strzałka wypuszczona w gęstej dżungli. Widać było co prawda po Annabelle, że jej uroda wskazuje bezpośrednio na latynoskie pochodzenie ale usłyszeć ojczysty język tak daleko od Ziemii. Przez moment stracił rezon, ale szybko się zreflektował, a na jego twarz wrócił tajemniczy i nieco zadziorny uśmiech, który przecież zawsze mu towarzyszył. - Brutalność i bezwzględność? Ma pani bardzo krzywdząca wizję biznesu. Skłaniałbym się raczej ku wysublimowaniu i wysokiej kulturze, ale kogo ja próbuję oszukać.
Zaśmiał się jakby zdając sobie sprawę z tego, że zarówno Iris jak i Annabelle nie będą skłonne uwierzyć w ani jedno słowo na temat pozytywnych aspektów rozpoczynania czy kończenia negocjacji handlowych. Od razu na myśl przyszło mu co najmniej kilkanaście spotkań, które kończyły się wyjściem i trzaśnięciem drzwiami, oczywiście nigdy z jego strony.
- Myślę, że należałoby to podzielić na dwa obozy - te, które mają godność uścisnąć sobie dłoń nawet po nieudanych rozmowach i te, które kończą się wyrzuceniem kogoś z dwudziestego piętra - wzruszył ramionami tak, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie, po czym odłożył pustą szklankę po whisky na tacę przechodzącego obok nich kelnera.
- Szeroko rozumianymi inwestycjami - powiedział wymijająco, mimowolnie zerkając na Iris. Oczywiście w oficjalnych rejestrach dotyczących Rodrigueza, Reguera znalazłaby mnóstwo dofinansowań organizacji charytatywnych, jak chociażby wspominany już przez radną Fel oddział szpitala. Oczywiście wpisany był również jako główny udziałowiec w wielu korporacjach farmaceutycznych, a także jako prezes dwóch lub trzech korporacji handlujących implantami dla biotyków. Generalnie jednak najprościej na świecie prał brudne pieniądze pochodzące z nie do końca legalnych źródeł. Był zresztą także sporym zapleczem finansowym dla Cerberusa, czym również nie należało się chwalić. Jego poglądy na temat ludzkości było jednak dość jasne i nie miał zamiaru wcale tego ukrywać.
- Otóż właśnie to - przytaknął na słowa Iris. - Można robić masę reportaży na temat sytuacji społecznej chociażby brazylijskich faweli, ale to niczego nie zmieni. Ludzie mają jeszcze jedną, bardzo przykrą przypadłość - szybko zapominają, jeśli temat nie jest gorący, prawda pani Reguera?
Naturalnym było, że dopóki coś jest sensacją, to nakręca ona ludzkie umysły do działania, chęci niesienia pomocy, oburzenia czy masy innych emocji, o które przecież chodzi w dziennikarstwie. Jednak każdy temat prędzej czy później się "przejada" i niestety, ale trzeba szukać czegoś nowego i krąg się zamyka. To była bardzo prosta zależność i wcale nie trzeba było być specjalnie inteligentnym aby to zrozumieć.
Kolejne pytanie, które padło z ust Annabelle sprawiło, że na twarzy Diego pojawił się szerszy uśmiech, a sam Rodriguez musiał opuścić głowę, żeby ukryć rozbawienie. Pozwolił Iris przejąć stery rozmowy spoglądając w jej oczy wymownie. Gdyby sam miał przytoczyć tę historię, Reguera prawdopodobnie miałaby właśnie najgorętszy temat na jaki tylko mogła w obecnej chwili trafił, wolał jednak nie ryzykować i pozwolić radnej na opowiedzenie historii według własnego odczucia.
- Panie wybaczą - skinął głową i odszedł kawałek ruszając w stronę baru. Wolał nie wprowadzać dodatkowego zamieszenia, ale nie miał zamiaru wcale opuścić wysłuchania historii według Iris, jeśli ta tylko uznałaby pytanie za wcale nie prywatne. Zamówił sobie jeszcze jedną szklankę whisky i po krótkiej chwili dołączył do nich z powrotem.
MAIN - VOICE - OUTFIT - ARMOR
TANGO czyli Diego w akcji.
ObrazekObrazek[center]///+30% DO ATAKU WRĘCZ///+ 1PA DO ATAKU WRĘCZ///75% SZANS NA OBALENIE///[/center]falcon"Roses are red. Violets are blue. We are Cerberus. Who the fuck are you?"
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2042
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 76.860
Medals:

Re: [KOLONIA] Balkon widokowy

3 lip 2022, o 13:09

Mało dyskretnie przewróciła oczyma, kiedy mężczyzna zażartował na temat swoich biznesów. Był to jedyny komentarz na ten temat, nawet, jeśli iris miała odmienne zdania, bądź orientowała się w sprawach o wiele lepiej, niż przyznawała to na głos, subiektywną opinie zachowała dla siebie. Wynikało to z faktu, iż zawsze ważyła słowa, ponieważ jako osoba publiczna, spodziewała się zainteresowania na każdym kroku. Ponadto, nie odczuwała potrzeby, aby utwierdzać reporterkę w przekonaniu, iż znają się lepiej, niż wyłącznie na stopie przelotnych, bankietowych znajomości.
Raguera nie była ani naiwna, ani tym bardziej głupia. Musiała mieć swoje domysły, widząc przecież na własne oczy, jak swobodnie Diego czuł się w jej towarzystwie. Dopóki jednak nie spytała o to wprost, bądź nie zaczęła czynić aluzji, Fel leniwie obracała kieliszek w ręku, momentami zaginając światło tak, jakby smukłymi palcami obejmowała prymat. Estetyczna część jej natury bardzo często dochodziła do głosu, czyniąc nawet tak przerysowane i przejaskrawione miejsca, jak sala bankietowa na koloni Mindoir o wiele bardziej znośnymi.
- To żaden problem - zapewniła raz jeszcze reporterkę. Osoba o jej pozycji, mająca nie mała dojścia, mogła zdziałać wiele dobrego. Choć Iris nie bywała w takich miejscach, nie zamierzała odwracać wzroku i udawać, iż nie ma problemu. Nawet, jeśli jej świta, a także najbliżsi doradcy upierali się, iż są o wiele pilniejsze sprawy proszące się o jej zainteresowanie.
Przytaknęła słowom Diega. Gorące tematy dodawały blasku zaangażowanym politykom, wystarczyło tylko spojrzeć, ilu dzisiaj dotarło na oddaloną od Przestrzeni Rady kolonię, aby później móc pochwalić się nazwiskiem wśród listy gości. Nie mogła winić polityki, której tryby działały w ten, a nie inny sposób. Mogła jednak iść pod prąd, zamiast płynąć z nurtem co zresztą robiła od chwili, kiedy wyszła na balkon. Zamiast dyskutować z premierem, opierała się o barierki rozmawiając z mediami oraz Diego. Skutecznie ignorując swoich asystentów.
- Znamy się... Dwa. Prawie trzy lata. Diego słono zapłacił, aby zjeść ze mną kolacje podczas licytacji na gali charytatywnej odbywającej się na Nos Astrze... Oczywiście - dodała, gdy mężczyzna przeprosił zanim odszedł. Kawałek, odprowadziła go wzrokiem, szybko jednak wróciła spojrzeniem do zainteresowanej, a przynajmniej takiej sprawiającej wrażenie Anabelle.
- Nie powie tego Pani, nie wprost i otwarcie, nie mniej sam wychowywał się w biedzie i teraz, kiedy może, wspomaga organizacje charytatywne przeciwdziałającej ubóstwu naszego społeczeństwa. Bywamy na tych samych przyjęciach, balach. Jest interesującym rozmówcom, nie chowa swoich myśli pod wachlarzem pięknych i jednocześnie pustych słów. Cenie sobie szczerość, jak już miała Pani okazje zauważyć. A fakt, że byłby naprawdę okropnym politykiem tylko przemawia na jego korzyść. - kąciki jej ust drgnęły. Iris odłożyła pusty kieliszek, w oka mgnieniu obok stolika zmaterializował się kelner, który zabrał szkło.
- Kiedy podczas otwarcia drapacza chmur na Emphyriusie doszło do ataku terrorystycznego, Diego starał się negocjować z zamachowcem i kupił mi, a także Widmu nieco czasu. Jestem mu wdzięczna, że nie był wtedy obojętny - ale nie w sposób, który przeszedł Ci przez myśl, Anabelle wydawała się dodawać, lecz tak naprawdę żadna aluzja wydawała się nie wkradać w gesty, bądź mimikę Radnej.
- Wystarczająco mamy obojętnych ludzi - dodała, tym samym podsumowując wcześniejszą wypowiedź reporterki. Narracja, zatoczyła swoje koło.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Annabelle Reguera
Awatar użytkownika
Posty: 95
Rejestracja: 31 lip 2021, o 19:45
Miano: Annabelle Soreno Morena Reguera de Ayala
Wiek: 36
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Reporter
Postać główna: Tori Te'eria
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.130
Medals:

Re: [KOLONIA] Balkon widokowy

15 lip 2022, o 19:04

Jej portugalski wtręt ku szczeremu zaskoczeniu dziennikarki doczekał się odpowiedzi w tym samym języku. Mimo upływu lat i mimo prób kontroli nad sobą samą czasem zdarzało jej się wystrzelić z podobną gafą. Może niepotrzebnie pozwalała sobie na portugalskie zwroty w nieoficjalnych rozmowach, może za często używała kwiecistych “ozdobników” opieprzając swoich asystentów czy współpracowników? Niemniej jednak, zwykle niemal nikt na nie nie reagował, traktując zwykle jako niegroźny ekscentryzm. Nie tym razem jednak - zwykłe przyznanie racji w odpowiedzi na jej słowa sprawiło, że brwi dziennikarki powędrowały w górę. Co ją zaskoczyło? Przecież mogła się spodziewać, że ktoś ją zrozumie. Ale nie spodziewała się tego ani tutaj, w takim miejscu, ani w takim towarzystwie.

Niespodziewanie ciężar jej uwagi zaczął przesuwać się z Radnej na tego nowo poznanego mężczyznę. Cóż, radna była - może ulotnym, może trudno osiągalnym - ale odartym z tajemnic i szeroko omawianym celem mediów. Dodatkowo, Annabelle zrealizowała swoje zamierzenia, nawet z nawiązką - nie tylko udało się jej wciągnąć Iris w pogawędkę, wydusić z niej kilka - niestety tradycyjnie bardzo ogólnikowych i wyważonych komentarzy, ale zagwarantować sobie możliwość przyszłego kontaktu z Radną, a nawet deklarację przejrzenia reportaży swojego autorstwa, z możliwym wpływem Iris na przyszłe śledztwa i dziennikarskie dochodzenia. Było to zdecydowanie więcej niż dziennikarka mogła się spodziewać, ale tak naprawdę pozostawiało stosunkowo niewielkie pole manewru. Annabelle mogła spędzić najbliższe kilkanaście minut w towarzystwie Iris ciesząc się chwytliwym materiałem, który mogła opublikować w Sieci, ale nie była pewna czy cokolwiek jeszcze będzie w stanie z niej “wydusić” - prędzej czy później radna będzie musiała wrócić do swoich obowiązków - rozmów z celebrytami i politykami, uścisków dłoni, uśmiechów i pozowania do oficjalnych zdjęć promujących imprezę. Czy Diego będzie jej towarzyszył? Cóż, niewykluczone, w końcu wydawali się być w dobrej komitywie. Ale tajemniczość mężczyzny i te małe, drobne “punkty zapalne” dziennikarskiego zainteresowania sprawiały, że Annabelle chętnie poświęciłaby mu nieco więcej czasu, kończąc znajomość dogłębnym przetrzepaniem holonetu w poszukiwaniu jakichś dodatkowych detali mu poświęconych. Przez chwilę pożałowała, że odesłała Quintę na salę - asystentka mogłaby w tej chwili zająć się researchem, dając swojej szefowej kolejne tematy do pytań i rozmowy. Niestety, obecnie była w tym sama i musiała polegać jedynie na sobie.

Zaskoczenie na odpowiedź po portugalsku sprawiło, że późniejsze wspomnienie przez Diego faweli pozornie pozostało bez żadnej reakcji z jej strony. Uśmiech, który zdążył już powrócić na jej twarz nie zmniejszył się ani na jotę, spojrzenie, którym go obdarzała nie zmieniło się również, jednak w jej głowie zabrzmiał delikatny dzwonek ostrzegawczy. Przypadek? Jeśli tak, to zbyt niesamowity by mogła w niego uwierzyć bez podejrzeń. Diego - świadomie bądź nie - zwracał jej uwagę na siebie. Gdy odszedł na chwilę, przepraszając obie rozmówczynie, odprowadziła go spojrzeniem swych brązowych oczu, po czym znów skoncentrowała się na Iris i jej słowach.

- W biedzie? - uśmiechnęła się lekko - Zatem nie jest wydziedziczonym synem? Jeśli tak, to należą mu się słowa uznania. Wyrwanie się z biedy i skończenie jako bogaty filantrop i biznesmen to dość trudna i nieczęsto spotykana sztuka... Wspomniał fawelę - dodała po chwili - Tam się wychował? Pochodzi z Providência? Z Rio? Tym bardziej zasługuje na uznanie. Jak udało mu się wyrwać? Jedyna możliwość to albo pomoc kogoś bogatego i wpływowego, albo szybka kariera w światku przestępczym, a jakoś nie wydaje mi się, żeby w takim przypadku tak swobodnie zachowywał się przy samej Radnej. Czy może to dzięki pani pomocy został... bo ja wiem? Oczyszczony? Nobilitowany?

Diego powrócił po chwili z nową szklanką whisky w dłoni, przerywając dalsze pytania Annabelle. Postanowiła spłatać obojgu swoim rozmówcom małego, niegroźnego figla i sprowokować mężczyznę. Zaczepiła przechodzącego obok nich kelnera niosącego tacę kolejnych kieliszków szampana (swoją drogą ilość złotego trunku wypełniającego kieliszki dzisiejszego wieczora musiała znacznie obciążyć budżet kolonii) i szepnęła mu do ucha kilka słów, po czym z uśmiechem odwróciła się do swoich rozmówców.

- Czyli nie tylko filantrop, biznesmen i koneser piękna, ale dodatkowo waleczny rycerz w lśniącej zbroi. Pozostaje podziękować za pańską heroiczną i obywatelską postawę, panie Rodriguez. Gdyby nie pan, radna Fel mogłaby nie stać dzisiaj z nami na tym balkonie, podziwiając panoramę Mindoiru. Wygląda na to, że umiejętność biznesowych negocjacji potrafi być użyteczna także podczas rozmów z terrorystami.

Kelner powrócił dość szybko, na jego tacy tym razem zamiast kieliszków szampana stały trzy niskie szklanki wypełnione zółtawymi drinkami i kawałkami zielonej limonki.

- Proszę opowiedzieć nieco więcej, moi widzowie zapewne będą wniebowzięci mogąc usłyszeć tą historię raz jeszcze, bezpośrednio z ust radnej - odebrała pierwszą ze szklanek z tacy i wręczyła ją Iris, po czym sięgnęła po kolejną. Szybkim ruchem wyłuskała z dłoni Diego jego drinka, zamieniając na przyniesioną przez kelnera caipirinhę i odstawiając jego wishky na tacę kelnera - oraz jej - jakże skutecznego - obrońcy - dokończyła.

Trzecia, ostatnia szklaneczka wylądowała w jej własnej dłoni. Uniosła ją w górę w niemym toaście, po czym pociągnęła niewielki łyk, wciąż obserwując mężczyznę. Była ciekawa jego reakcji na tą małą prowokację, bo jeśli miała rację odnośnie pochodzenia mężczyzny, caipirinha musiała być mu z pewnością znana, będąc po dziś dzień jednym z najpopularniejszych brazylijskich koktajli. Skrzywiła się nieco czując smak alkoholu, po czym spojrzała na oboje przepraszająco - Och, spodziewałam się, że się przygotowali i mają tutaj dobry cachaça. Niestety, to chyba zbytnia egzotyka jak na Mindoir.
*** MUSIC THEME *** ARMOR ***
ObrazekObrazek
Diego Rodriguez
Awatar użytkownika
Posty: 454
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:00
Miano: Diego Rodriguez
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Biznesmen
Postać główna: Marshall Hearrow
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 42.950
Medals:

Re: [KOLONIA] Balkon widokowy

24 lip 2022, o 18:39

Diego roześmiał się.
- Nie, nie. Nic z tych rzeczy - pokręcił głową, a półuśmiech nie schodził mu z twarzy. - Żaden ze mnie rycerz, a tym bardziej waleczny. Jestem po prostu skromny, a ratowanie radej wyszło mi przypadkiem.
Każde wspomnienie Empyreusa wywoływało w Rodriguezie coś na kształt spazmów w żołądku. Do tej pory, nie raz próbował zrozumieć, co wtedy zaszło w jego głowie. Powinien wtedy uciekać jak najdalej od całego zamieszania i zostawić te całe bomby i negocjacje z terrorystami innym ludziom. Niemniej jednak stało się, a Diego nie mógł teraz pozbyć się łatki szlachetnego obrońcy. Oczywiście na medialny pokaz i przesłanie dla mas, ta sytuacja była mu bardzo na rękę. Zresztą właśnie po to były wszelkiej maści bankiety charytatywne, licytacje i finansowanie szpitali oraz fundacji. Być może Rodriguez traktował to jako swego rodzaju pokutę za grzechy doczesne, ale teraz na pewno nie był to czas na zastanawianie się nad tym.
Diego odwrócił się od widoku, który skutecznie sprawiał, że kręciło mu się w głowie i zupełnie przypadkiem jego lewa dłoń musnęła łokieć Iris. Odwrócił głowę w jej stronę, uniósł brew i uśmiechnął się przepraszająco. Jasnym było, że w obecnej sytuacji, kiedy ich relacja wciąż nie była klarowna dla opinii publicznej, na więcej pozwolić sobie nie mógł. Zresztą niezmiernie bawiła go ta gierka, zwłaszcza przed oczami przedstawicielki prasy, jaką w końcu była Annabelle.
Dopiero kiedy z nienacka pojawił się przed nimi kelner z trzema kieliszkami, Diego uniósł brwi, nieco skonsternowany, ale kiedy do jego nozdrzy dotarł zapach trunku uśmiechnął się do Reguery i spojrzał na nią pytająco.
- Chce się pani wkraść w moje łaski? - zapytał. - Wcale się nie dziwię, ponieważ każdego roku wytwarza się ponad miliard litrów cachaçy, a tylko 1% całości eksportuje się poza granice kraju. Po prawdziwą caipirinhę, zapraszam do Rio. Swoją drogą, chyba nas to ostatnio ominęło, prawa Iris?
MAIN - VOICE - OUTFIT - ARMOR
TANGO czyli Diego w akcji.
ObrazekObrazek[center]///+30% DO ATAKU WRĘCZ///+ 1PA DO ATAKU WRĘCZ///75% SZANS NA OBALENIE///[/center]falcon"Roses are red. Violets are blue. We are Cerberus. Who the fuck are you?"
Huáng Lìhuā
Awatar użytkownika
Posty: 42
Rejestracja: 16 mar 2022, o 23:17
Miano: Huáng Lìhuā
Wiek: 41
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Wicepremier Przymierza
Postać główna: Mila
Lokalizacja: Artcurus pewnie albo gdzie indziej
Kredyty: 49.700

Re: [KOLONIA] Balkon widokowy

4 sie 2022, o 18:08

Ostatnie tygodnie okazały się być istnym szaleństwem. O śnie Li mogła zapomnieć, a jej wizażystka chyba znienawidziła pudrowania i przykrywanie zaczerwienionego nosa, który chwilami nawet zaczął jej krwawić od nadmiaru spożywanej w ukryciu używki. Przygotowanie, nawet z pomocą całego sztabu (chociaż prościej byłoby powiedzieć armii) medialnego, logistycznego, a także ochrony wydarzenia, jakie miały tutaj się rozpocząć, zużywało horrendalne ilości czasu i zdrowia psychicznego kobiety oraz paru innych odpowiedzialnych za to osób. Oczywiście, zapewne maluczcy bardziej pracowali nad tym – by zrobić doskonały PR, starannie przygotować atrakcje, zapewnić absolutne bezpieczeństwo dygnitarzom – jednak zarządzanie całym tym bajzlem było zwyczajnie wyczerpujące i nie tylko pani Huang mogła to potwierdzić. Razem z Shastrą jeszcze miesiące przed rocznicą zaczęła przygotowania i teraz, kręcąc się po sali bankietowej, zabawiając w imieniu Amula dyplomatów, mogła nacieszyć się sukcesem, jakim były obchody.

Naturalnie, być może nawet nazbyt pochłonęła ją praca nad całym tym przedsięwzięciem. Nie przyznawała tego nawet przed sobą, ale pokazanie bohaterskiego zwycięstwa, jakim była rzeź szesnaście lat temu miała na celu zrobienie prztyczka w beznosą twarz Hegemonii, do której Li nie pałała miłością. Oprócz oczywistego faktu, jakim była brzydota batarian i nienaturalna ilość dziur na ich twarzach, ich brutalne podejście dotknęło kobietę bezpośrednio, a chociaż było to spory czas temu, głęboko zakorzeniona niechęć pozostawała. Mindoir było pięknym pomnikiem dominacji Przymierza nad Hegemonią i Lihua na każdym kroku starała się to podkreślać.

W oczekiwaniu na otwarcie hucznie rozpowiadanego portu kosmicznego imienia pana Premiera, przedstawicielka Przymierza, ubrana w przyozdobione haftowanymi kwiatami brzoskwini czerwone qipao (szyte oczywiście na wymiar, z najdroższego chińskiego jedwabiu) oraz białe szpilki przydające jej dodatkowych dziesięciu centymetrów wzrostu, Li przechadzała się po głównej sali, zagadując okazjonalnie poniektórych dygnitarzy, nie stroniąc oczywiście od rozmów z innymi rasami, jako, że właściciwie nie było bardziej wykwalifikowanej do tego osoby od niej. Stroniła przy tym od alkoholu, trzymając w dłoni lampkę z musującą wodą, co całkiem skutecznie imitowało szampana. Nie miała zbytnio ochoty, zresztą – oprócz procentów to miało swoje kalorie, a tych kobieta pilnowała jak oczka w głowie. Nie chciałaby, aby pod koniec uroczystości jej piękne zestawy sukni zaczęły nagle uwydatniać nie tyle jej wdzięki (i smukłe uda z racji wcięć w jej qipao), co nie taki płaski brzuch.

Krążąc, widziała parę znajomych twarzy, czy to poprzez osobisty kontakt, czy w extranecie. W oczy w pewnym momencie rzuciła się jej jednak nazbyt znajoma twarz w postaci admirała Huang, który jako jeden z militarnych przedstawicieli i zasłużonych oficerów Przymierza miał przyjemność tutaj rezydować. Li nie zdążyła jeszcze wymienić z nim uprzejmości, ale wiedziała, że w pewnym momencie będzie musiała i stanie się to raczej w chłodnym tonie. Z innej beczki, widziała także specjalnych gości obchodów na Mindoir, tj. Radę; traktowani jak bogowie, pomimo względnie niedługiego ramienia, jakie mieli do dyspozycji, przynajmniej w oczach Huang. Byli dlań publiczną twarzą polityki, której jurysdykcja nie sięga poza okręg Cytadeli. Trzeba było jednak zachować uprzejmą twarz w konwersacjach i dla licznych przedstawicieli prasy obchodzić się zeń jak idealny gospodarz, którym wszakże była.

I jak ów gospodarz, nadarzyła się przy tym niepowtarzalna okazja do rozmowy z taką osobą. Iris Fel, znajoma jej oczywiście osobiście, lawirowała wśród dziennikarzy i zawadiaków, gdy Li wyszła na balkon zaczerpnąć świeżego powietrza. Do uroczystego otwarcia portu było jeszcze trochę czasu, zaś do kulminacji, czyli pokazu fajerwerków – jeszcze dalej. Siadając na odosobnionej ławeczce, by dać poniekąd odpocząć nogom, pani wicepremier skierowała spojrzenie na Iris, aktywnie szukając jej wzroku, by tuż po tym skinąć elegancko głową w niemym zaproszeniu do jej osoby. Wszakże, dlaczego to ona miałaby się do niej fatygować?
ObrazekObrazek

Wróć do „Mindoir”