Ojczysta planeta ludzi wkracza w złoty wiek - rozwojowi ulega przemysł, handel i sztuka. Postawiono na ekologię i lepiej zagospodarowano teren, dzięki czemu wszystkim, teoretycznie, żyje się lepiej, choć prawdę mówiąc stale rośnie przepaść między biednymi i bogatymi mieszkańcami.
LOKALIZACJA: [Gromada Lokalna > Układ Słoneczny]

Alexis Crimson
Awatar użytkownika
Posty: 273
Rejestracja: 2 cze 2014, o 22:05
Miano: Alexis Crimson
Wiek: 28
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Inżynier Cerberusa
Postać główna: Irene Dubois
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 21.400

[USA, Droga Międzystanowa 70] Stacja Benzynowa

17 sie 2017, o 21:42

Lex miała minę jakby miała za chwilę zemdleć, wiec wcale nie wyglądała dużo lepiej. Stała na nogach, wyprostowana, ale wiedziała, że długo nie da rady. Chciała wrócić na wózek, albo najlepiej na łóżko, nie to w szpitalu, ale w domu. Tylko że nie mogła. Nie teraz, kiedy chuj wie po co udowadniała Keeganowi, że ma w sobie resztki siły.
- Zabij się, Hogarth - odezwała się w końcu, po wysłuchiwaniu jego obelg i przytyków. - Możesz sobie ten wózek wsadzić w dupę, skoro interesuje cię tak bardzo, a mi nie jest już potrzebny. Może będziesz miał wtedy więcej powodów, żeby się uśmiechać.
Nie odpowiedziała na pytanie, czy coś jest nie tak. Było. Wszystko było kurewsko nie tak, ale on był ostatnim, któremu chciałaby się z czegokolwiek zwierzać. I tak za dużo emocji już pokazała w jego towarzystwie, wszystkie prowadzące wyłącznie do tego, że z chwili na chwilę gardził nią coraz bardziej. Po co więc miała mówić cokolwiek więcej? Wyłączyła omni-klucz, chowając też ostrze.
Wściekła się ponownie, gdy ją popchnął. Nie upadła. Zamiast tego zamachnęła się i wymierzyła mu doskonale wyćwiczony w barowych bójkach lewy sierpowy, tym razem nieco niezdarny. Wiedziała, że swoją prawą ręką złapie jej pięść, tak samo jak złapał ją tamten gość w barze na Omedze. Spodziewała się tego w stu procentach i zapewne doczekała się spełnienia swoich domysłów. To dlatego prawą zachowała sobie na później - wbiła ją potem w jego złamaną kończynę. Nie miał jak jej zatrzymać, nie miał czym jej złapać, nie mógł się odsunąć. A chwilę później, korzystając z jego kolejnej chwili cierpienia, wyrwała się i odskoczyła do tyłu. Mógł się tu zesrać z bólu, nie interesowało jej to.
- Nie dotykaj mnie nigdy więcej - warknęła. Wyglądała jak wściekły varren. Szanse, że w jakiś sposób Hogarth swoimi tekstami ją uspokoi, to było jakieś trzy procent. Nie znał jej. Gówno o niej wiedział.
Pokręciła głową, gdy mówił dalej. Parsknęła suchym śmiechem, kiedy kazał jej pójść i przytulic Roy'a. Pokręciła głową. Wpatrywała się w mężczyznę z obrzydzeniem, z nienawiścią, z każdą możliwą negatywną emocją, jaka teraz wypełniała jej niewielkie ciało. Gdyby nie groziło jej to tutaj pożegnaniem się z życiem, pewnie poderżnęłaby mu gardło. Skupiła się na tej myśli, jak na przyjemnym marzeniu, tak samo jak przedtem na wizji uduszenia Simona. Piękne. Szkoda, że nie do zrealizowania.
- Wow, to było głębokie - cofnęła się jeszcze o krok, opuszczając ręce. - Długo nad tym myślałeś? Kurwa, przysięgam że w życiu takiego pierdolenia nie słyszałam jeszcze. Trochę jak coaching, tylko w drugą stronę. Pierdol się.
Wiedziała, że Hogarth ma rację. Wiedziała, że nie było innego wyboru, że musiała żyć dalej i radzić sobie z tym inaczej, niż codziennie połykając garść tabletek. Wiedziała, że mówi prawdę. Może dlatego w jej słowach nie było gniewu, tylko rezygnacja. Nawet jeśli zachowywała się agresywnie, to były tylko słowa. Jedyne, czym mogła przekonać samą siebie, że ma jakąś kontrolę nad swoim życiem. Choć wcale jej nie miała.
- Czego chcesz, Hogarth? - spytała cicho. Zachwiała się. - Czego chcesz ode mnie? Mam zachować jakieś informacje dla siebie, czy przekazać je tobie? Nie wiem, o czym mówiłeś. Nawet jeśli, to wszystko jest już przedawnione. Nie ma sensu się o to tak srać. Przestań udawać, że ci na mnie zależy, zdecyduj się czy chcesz się o mnie troszczyć, czy mnie nienawidzić. Powiedz o co ci chodzi i daj mi święty spokój. Nie będziesz musiał więcej się mną przejmować, a ja nie będę musiała patrzeć ani na twój koślawy ryj, ani na zakłamaną mordę Simona. Mieliśmy dotrzeć do bunkra, jesteśmy w bunkrze. Skończmy to raz a porządnie.
- NPC - ARMOR -
ObrazekObrazek
+10% DO OBRAZEŃ WRĘCZ | 75% SZANSY NA POWALENIE | +10% PREMIA TECHNOLOGICZNA | +10% TARCZE
Obrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [USA, Droga Międzystanowa 70] Stacja Benzynowa

17 sie 2017, o 22:12

Złapał się za swoją rękę i zaczął chodzić w miejscu. Warczał jak wściekły pies, ból musiał być nie do wytrzymania. Tym bardziej, że już wcześniej uszkodził sobie rękę upadkiem. Teraz już na pewno będzie musiał jeszcze raz odwiedzić lekarza w bunkrze. Znowu splunął krwią. Już mogła zauważyć, czemu miał krew w ustach. Zagryzał sobie policzki za każdym razem, kiedy ból się zwiększał. Jedna z tych idiotycznych sztuczek żołnierzy, która nie powinna działać, a mimo wszystko działała.
- Pojebało cię do reszty?
Kręcił się w miejscu. Chyba miał dość. Miał chyba dość bólu, który w nim narastał, bo nawet nie kontynuował już rozmowy lub czegokolwiek. Po prostu starał się utrzymać na nogach najlepiej jak potrafił. Pochylił się trochę do przodu próbując złapać oddech, aż w końcu zebrał się w sobie i powiedział przez zęby.
- Wszyscy tutaj chcieliśmy ci pomóc najlepiej jak potrafiliśmy. – Splunął na ziemie pod sobą. – Staraliśmy się, nie wiem jak Simon, ale wszyscy tutaj podczas tej misji chcieliśmy ci pomóc. Niektórzy nawet przypłacili to życiem.
Ścisnął mocniej złamaną rękę, jakby niby w taki sposób miał pozbyć się tego całego bólu, który w nim narastał przez ten krótki moment. Ból na tyle wielki, że kawałek śliny zaczął zwisać mu z ust.
- To nasza wina, wiem. Zostawiliśmy cię, kiedy potrzebowałaś pomocy, a postanowiliśmy cię oddać w ręce psychiatry jakby to miało naprawić wszystkie problemy. Z zwykłego egoistycznego powodu chciałem ci pomóc, ale nie wiem czy się da. Nie mogłem patrzeć na Roya, który za każdym razem, kiedy opowiada o tobie wygląda jakby mu ktoś mu wbił nóż w gardło.
Chciał kontynuować, kiedy za nim pojawił się jej brat, starając się jakoś pomóc Keeganowi wyprostować się. Nagle podbiegło dwóch pielęgniarzy zabierających ich ze sobą, jednego z nich nawet odepchnął zdrową ręką. Starając się iść samemu w stronę części lekarskiej. Został tylko Roy i Alexis. Rodzeństwo tak bliskie, a zarazem tak dalekie od siebie.
- Chodź, pogadamy.
Westchnął jej brat dając jej swoją rękę by pomóc jej się przemieszczać, skoro jeden z pielęgniarzy zabrał jej wózek. Od tak. Po prostu z nim znikł. Roy powoli prowadził ją do stolika, gdzie wcześniej stali żołnierze. Teraz to miejsce było puste i całkowicie wolne.
Alexis Crimson
Awatar użytkownika
Posty: 273
Rejestracja: 2 cze 2014, o 22:05
Miano: Alexis Crimson
Wiek: 28
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Inżynier Cerberusa
Postać główna: Irene Dubois
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 21.400

Re: [USA, Droga Międzystanowa 70] Stacja Benzynowa

17 sie 2017, o 23:26

Teraz już nie czuła satysfakcji. Wszystko, co mówił Keegan, sprawiało, że Lex czuła się coraz gorzej. Robili to wszystko dla niej, niektórzy stracili życie. Ale po co? Po to, żeby nie powiesiła się po ciemku w sypialni swojego mieszkania? Jeśli chcieli pozbyć się też Roy'a, to mogli to zrobić. Mogli pozwolić im na usunięcie tego problemu, jakim stało się w pewnym momencie rodzeństwo Crimsonów. Mimo wszystko jednak Alexis nie przemogła się do tego, by przeprosić, by podejść bliżej do młodego Hogartha i pomóc mu w utrzymaniu pionu. Sama ledwo stała. W sumie nie wiedziała, po cholerę w ogóle udaje przed nimi wszystkimi, że ma siłę, której nie ma. Nie wiedziała po co udaje przed samą sobą.
Z zaciśniętymi zębami obserwowała odchodzącego Keegana, gotowa usiąść na środku podłogi tak, jak stała, gdy tylko zniknął w środku. I zrobiłaby to, gdyby nie podszedł do niej brat. Nie spojrzała na niego, wiedząc, że po tym wszystkim nie wytrzyma kontaktu wzrokowego.
- To on zaczął - warknęła znów. Zaczęła się zastanawiać, czy w ogóle potrafi mówić inaczej, niż agresywnie. - On mnie zrzucił z wózka. I prowokował.
Ruszyła przed siebie, prowadzona przez Roy'a, czując jak przy nim zaczyna z powrotem tracić całą swoją energię. Wystarczająco dużo musiała jej zużyć, by pokazać Hogarthowi, jak bardzo w dupie ma jego zdanie. To nie była prawda. Każde jego słowo wpadało w nią jak w studnię, poruszając jakieś nieznane struny w jej umyśle. Może to była wina tego wszystkiego, co wydarzyło się wcześniej. Może obrócenie jej świata do góry nogami sprawiło, że zaczęła widzieć zupełnie nowe rzeczy. Usiadła przy stoliku i oparła głowę na dłoniach. Długo milczała. Bardzo długo. Słuchała szumu wody i wiatru. Nie płakała już, ani się nie wściekała, zaczynała wpadać w tryb obojętności, który wcale nie był lepszy od tych dwóch poprzednich.
- Przepraszam, Roy - powiedziała w końcu, już bez warczenia i syczenia. - Przepraszam, że nie było mnie dla ciebie. Przez ten cały czas, ja po prostu... Kiedy cały mój świat się rozsypał, nie umiałam naprawić czyjegoś. A mogłam spróbować, może byłoby lepiej, nie wiem. Wszystko jest nie tak.
Nie pamiętała, co zrobiła z papierosami, które przyniósł jej starszy Hogarth. Chyba zostały w sali szpitalnej, czy gdzie tam się obudziła. Miała straszną ochotę zapalić, a tamten tytoń lubiła bardziej, niż jakikolwiek inny.
- Nie umiem im podziękować. Nie po tym wszystkim. Ja wiem, że zginęli po to, żeby nas tu doprowadzić, ale po co to robili? Nikt ich nie prosił - zamilkła, bo coś przyszło jej do głowy. Uniosła wzrok na brata. Następne jej słowa były tak ciche, że gdyby siedział nieco dalej, nie usłyszałby jej wcale. - Ty ich prosiłeś. Poprosiłeś ich, żeby w razie czego mnie też zabrali.
Keegan troszczył się o Roy'a, a skoro Roy troszczył się o Lex, to trzeba było ratować całą dwójkę. Ona nie była ważna. Niepotrzebnie pytała czego od niej chcą, bo nie było odpowiedzi, której mogli jej udzielić. Nie chcieli niczego.
- Po co my tu jesteśmy, Roy? Czy chociaż ty możesz mi to powiedzieć?
- NPC - ARMOR -
ObrazekObrazek
+10% DO OBRAZEŃ WRĘCZ | 75% SZANSY NA POWALENIE | +10% PREMIA TECHNOLOGICZNA | +10% TARCZE
Obrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [USA, Droga Międzystanowa 70] Stacja Benzynowa

17 sie 2017, o 23:55

Roy wyciągnął papierosy z kieszeni. Musiał zapalić. Dym powolnie opuścił jego płuca, a ten przyjął wygodniejszą pozycję. Podrapał się po szyi.
- Keeganem się nie przejmuj, przejdzie mu. Po prostu jak zawsze przemawia przez niego duma. W sumie to ostatnia rzecz, jaka nam wszystkim została.
Westchnął przyglądając się swojej siostrze. Mimo wszystko dalej miał ten sam ciepły wzrok, ten sam kochany wyraz twarzy. Był przy niej zawsze jak go potrzebowała, dokładnie tak jak teraz. Nie wyglądał na wściekłego, tylko na zmartwionego. Czyli dokładnie na takiego jak zawsze. No może nie licząc dzisiejszego poranka gdzie był żywym trupem.
- Nie, nie prosiłem ich oto Lex, chociaż Keegan wspominał mi przez telefon ,że coś się może wydarzyć w najbliższych dniach i nie mam się, o co martwić, bo wszystko mają pod kontrolą. Nie wiedziałem za bardzo, o co mu chodzi wtedy. Co do Chase’a, ja dowiedziałem się o wszystkim tak samo jak ty. Ale ja nie potrafię ich oto winić, przecież słyszałaś, co mówili. Oni sami dobrze wiedzą, co zrobili tamtego dnia i każdy z nich musi z tym jakoś żyć. Myślisz, że rodzinie Hogarthów było lekko tego dnia? Nawet nie chce wiedzieć, co czuł starszy Keegana po tym jak się dowiedział, że jego właśni ludzie zabili jego bratanka. Dobrze przecież wiesz, że tam wszyscy byli ze sobą blisko.
Zrzucił popiół na ziemię. Przesunął paczkę bliżej siostry wraz z zapalniczką. Rozmawiał z nią na spokojnie bez krzyków czy traktowania jej jak śmiecia. Po prostu był jej bratem, tym oparciem, które zawsze miała, kiedy coś się spierdalało w jej życiu. Ta mała przystań, do której mogła przybić, kiedy świat przybijał ją.
- Jak to nie wiesz, po co tu jesteśmy? – Zaśmiał się cicho. – Dobrze, wiesz, czemu tu jesteśmy i nie wiem, dlaczego to nie dociera do twojej twardej jak czaszka kroganina łba.
Spojrzał jej prosto w oczy. Położył swoją rękę na jej dłoni i delikatnie ją ścisnął. Jakby nie chciałby znowu wyruszyła w magiczną podróż do swojego zamkniętego świata. Nie chciał po raz kolejny utracić swojej siostry.
- Jesteśmy tutaj, dlatego, bo są ludzie, którym zależy żebyśmy przeżyli to, co dzieje się tam. Nic więcej. To, że ty masz problemy z Simonem nie znaczy, że reszta je ma. Spójrz z mojej perspektywy. Ja chce tylko przeżyć i wrócić do normalnego życia, a wszyscy tutaj chcą nam w tym pomóc.
Może to było właśnie w tym tak przerażające. To wszystko nie miało żadnego drugiego dna, nie było tutaj specjalnie tworzonej wielowymiarowej strategii. Żadnych trójwymiarowych szach. Całą ta grupa, cała ta jednostka po prostu chciałaby oni przeżyli. Naprawiali błąd sprzed lat, który uważano już za zamknięty, bo każdy sobie jakoś poradził. Tyle, że Roy trafił w ręce Hogarthów, kiedy Lex trafiła w ręce Cerberusa i Simona. Musiała też żyć ze świadomością tego, że to ona podjęła decyzje współpracy z nimi. Nawet, kiedy Roy uważał to za bardzo zły pomysł.
- Nie musisz im dziękować, nie musisz im nawet podawać rąk. Po prostu. – Westchnął. – Nie traktuj ich jak swoich wrogów.
Uśmiechnął się do niej i ponownie ścisnął jej rękę. Która była wyjątkowo mała w porównaniu z jego. Ścisnął ją jeszcze mocniej. Gdzieś w tam tle przechadzali się żołnierze i cała reszta personelu. Nikt nie zwracał na nich żadnej uwagi. Jedyne, co mogło przykuć jej uwagę to wózek widłowy wywożący z budynku szpitalnego dwie podłużne skrzynki. Bez żadnych oznaczeń. Były zaplombowane.
Alexis Crimson
Awatar użytkownika
Posty: 273
Rejestracja: 2 cze 2014, o 22:05
Miano: Alexis Crimson
Wiek: 28
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Inżynier Cerberusa
Postać główna: Irene Dubois
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 21.400

Re: [USA, Droga Międzystanowa 70] Stacja Benzynowa

18 sie 2017, o 00:27

- Nie musieli tego robić - powiedziała cicho, choć wiedziała doskonale, że to nie była prawda. Skoro Chase musiał zginąć, to znaczyło, że musiał i ona nie miała na to wpływu. Skoro jego własna rodzina musiała się z tym pogodzić, kto przejmowałby się nią? Narwaną inżynier z Hahne-Kedar, która była z nim zaledwie kilka lat?
Opuściła wzrok na dłoń brata, zaciśniętą na jej własnych palcach. Miała takie małe ręce. Wytatuowane do nadgarstków. Roy teraz opierał swój kciuk na jednym z jej pierwszych tatuaży. Tym, który zrobiła, żeby zakryć blizny. Nie umiała patrzeć Roy'owi prosto w oczy, ignorowała więc jego spojrzenie, choćby nie wiadomo jak intensywnie wpatrywał się w nią z naprzeciwka. Zacisnęła zęby.
- Nie dociera - rzuciła. - Nie rozumiem dlaczego.
Nigdy nie spotkała nikogo, komu zależałoby na jej życiu. Miała Roy'a, oboje mieli rodziców, ale wiedziała że poza tą trójką nikt nie przejąłby się tym, gdyby zapiła się gdzieś na śmierć, niefortunnie łącząc leki z alkoholem. Nikt poza nimi by nad nią nie zapłakał. Dlatego też nie potrafiła pojąć, że dla kogoś tutaj ma znaczenie, czy Lex oddycha, czy już nie.
- Nie będziemy mogli wrócić. Nie mogę pracować dla Belforda. Nie mogę wrócić do Cerberusa - oparła znów głowę na dłoni, nie zabierając jednak drugiej z uścisku brata. Był wreszcie obok, ten, którego tak bardzo przez cały czas potrzebowała. Może dopiero teraz przeszedł mu kac, a może wcześniej nie pozwalali mu na porozmawianie z siostrą. I jakkolwiek zła by na niego nie była za wcześniejsze zachowanie, nie chciała jednak zostać bez niego.
- Jakie jest teraz normalne życie dla nas? Ty wracasz do ochrony, a ja co? - nie mówiła tego z agresją, pytała szczerze. Nie miała pojęcia, co ze sobą zrobić. Przeniosła wzrok na skrzynki wywożone ze szpitala. To ci, którzy zginęli, żeby ona mogła przeżyć? Nie rozumiała tego. Mimo wszystkiego, co usłyszała i co jej powiedzieli, nie rozumiała dlaczego oddali za nich życie. Przecież nie byli nikim specjalnym. Ona nie była.
- Chciałabym się przebrać w swoje rzeczy - powiedziała cicho. Jej koszula była już brudna, poza tym było jej w tym zimno i miała wrażenie, że każdy może sobie obejrzeć wszystko, co ma pod spodem. Nawet jeśli tak nie było, przyzwyczajona była do skór i zdecydowanie innych kolorów, niż biel.
W końcu uniosła wzrok na Roy'a i po chwili namysłu wstała, podchodząc do niego. Wsunęła mu się na kolana, tak jak jeszcze kiedyś, kiedy była mniejsza, a on był tym starszym bratem, przy którym zawsze mogła czuć się bezpiecznie. Kiedy ona miała dziesięć lat, a on piętnaście. Tak jak później, kiedy wypłakiwała sobie oczy, a on próbował ją pocieszać po stracie Chase'a i tylko w jego ramionach potrafiła się uspokoić. Tak samo teraz, objęła go i przytuliła się, zupełnie zaprzeczając temu, jak wyglądali na co dzień - łysy, permanentnie wkurwiony facet i wytatuowany knypek, którego strach było dotknąć, by nie stracić rąk. Oparła głowę o jego ramię i westchnęła. Był od zawsze i Lex miała nadzieję, że zawsze też będzie. Jedyna stała w jej życiu.
- Przepraszam, Roy - powtórzyła cicho. Potem długo milczała, by w końcu westchnąć. - Zamarzam. Muszę wrócić do środka, albo się ubrać.
- NPC - ARMOR -
ObrazekObrazek
+10% DO OBRAZEŃ WRĘCZ | 75% SZANSY NA POWALENIE | +10% PREMIA TECHNOLOGICZNA | +10% TARCZE
Obrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [USA, Droga Międzystanowa 70] Stacja Benzynowa

18 sie 2017, o 22:14

- Chyba nie zamierzasz ubierać się tutaj?
Zaśmiał się Roy przytulając swoją siostrę o wiele mocniej niż powinien. Szczególnie na jej o wiele gorszy stan zdrowia niż jego. Jednak nie mógł się przed powstrzymać, starając się nacieszyć tą chwilą. Szczególnie, że jego siostra nigdy nie była zbyt wylewna w swoich uczuciach, nawet wobec własnej rodziny. Pomógł jej wstać ze swoich kolan.
- Wiesz, jakby to powiedzieć. Twoje ciuchy trafiły do spalarni, nie potrafili zneutralizować tego, co je pokryło. W tym moje i całej reszty.
Wcześniej tego nie zauważyła, ale jej brat miał na sobie nieoznakowany wojskowy ubiór. To znaczy jego codzienny styl wyglądał bardzo podobnie, wiec nic dziwnego, że wcześniej mogła tego nie zauważyć. Prowadził ją powolnie nie w stronę szpitala, a innego budynku, którego pilnowało dwóch operatorów. Dokładnie takich samych, jakich już zdążyła poznać na Stalingradzie. Jeden z nich opierał się o drzwi, a drugi miał otwarty, a wzrok cholernie znudzony. Pewnie stoi tutaj od rana. Kiedy zbliżali się już do wejścia, usłyszeli podlatujący w stronę bunkra prom. Nieoznakowany.
Kiedy lądował poczuli silny powiew wiatru. Tak silny, aż Alexis musiała przytrzymać swoją koszulę szpitalną. Wszystko wróciło do normy po wyłączeniu silników. Kilku żołnierzy podeszło w jego stronę, czekając, aż otworzą się drzwi. Z pojazdu wyszło kilka osób. Czterech żołnierzy w pancerzach, których nigdy nie widziały na oczy, to, co mieli ci tutaj było tylko zabawkami. Oni wyglądali wręcz kosmicznie. Pełne hełmy zakrywały ich twarze, same pancerze były o wiele większe i bardziej oporniejsze. Wyglądały jak zbroje, ogólnie przypominali ludzkie czołgi. Zaraz po nich wysiadła trójka osób. Dwóch mężczyzn, ubranych pewnie w najdroższe garnitury, jakie widziała w życiu. Do tego okulary, czarne. Widać wszyscy tutaj lubili nosić się na czarno. Oczywiście, został jeszcze ostatni uczestnik tej całej ekipy. Wyglądał jak święty mikołaj w wersji korporacyjnej. Oprócz tego wyróżniał go szeroki uśmiech do ucha do ucha. Coś, czego ostatnio nie widziała tutaj, ten człowiek był po prostu radosny i rubaszny. Kogoś takiego jeszcze nie widziała. Całą trójka ruszyła w stronę budynku, który najwyraźniej był gdzieś dalej, ale przechodzili obok nich. Kiedy starszy mężczyzna odwrócił się w ich stronę i ruchem ręki zatrzymał swoja obstawę?
- No proszę, proszę!
Zakrzyknął widząc ich dwójkę, podszedł do nich. Przyjrzał im się przez chwilę i zaczął się śmiać radośnie. Aż zatrząsł mu się jego niewielki starczy brzuszek. Nagle rzucił się na nich całym swoją ciężarem by przytulić ich oboje.
- Martwiłem się o was dzieciaczki.
Wokół niego unosił się piękny zapach, zapach, którego Lex nieczuła już od dawna. Domu. Poklepał Roya po plecach i aż westchnął z tego przeżycia.
- Matko boska, jak ty wyrosłeś chłopie. A, pamiętam cię jak byłeś takim małym szkrabem i żarłeś własne gluty, a to musi być Alexis! Kiedy cię ostatnio widziałem byłaś jeszcze w brzuchu swojej matki. Jak ten czas leci, szkoda, że spotykamy się w tak dziwnych warunkach. Pozwólcie, że się przedstawię Connel Hogarth.
Całą ta sytuacja byłą tak nierealna, że aż trudno było w nią uwierzyć, a jednak dalej się działa i była jak najbardziej prawdziwa. Ten mężczyzna był chyba najstarszym członkiem klanu Hogarthów. Na spotkaniach rodzinnych nigdy go nie spotkali, więc byli jeszcze bardziej zaskoczeni, że ktoś taki istnieje.
- Pewnie macie dużo pytań, na które odpowiem chętnie. Szczególnie, że sytuacja się już trochę wyklarowała. Będę w biurach, wiec ubierz się jakoś młoda damo. Nie wiem czy moje serce wytrzyma taki pokaz golizny.- Uśmiechnął się szczerze. Problemem było to, że tego człowieka nie dało się znielubić. Był zaprzeczeniem tej całej rodziny. - A teraz, jeśli pozwolicie. – Machnął ręką na swoją obstawę. – Muszę opierdolić mojego syna i zobaczyć, co z wnusiem. Panowie.
Poprawił na sobie garnitur, wciągnął głośno powietrze, aby chwilę później ruszyć w stronę biur. Twarz Roya była w tym momencie nie do opisania. Opadła mu całkowicie szczęka. Nie wiedział, co powiedzieć. Po prostu stał jak wryty przytrzymując swoją siostrę. Wzrokiem śledził mężczyznę.
- Co się właściwie właśnie stało?
Spytał swoją siostrę. Pokręcił głową i zaczął ją prowadzić w stronę ich celu. Żołnierze otworzyli im drzwi, a ich miny były całkowicie przerażone. Jakby uderzył w nich grom z jasnego nieba. Nawet ten, co przed chwilą stał znudzony, teraz miał zamknięty hełm i stał na baczność.
- Proszę, sir!
Powiedział, kiedy drzwi całkowicie się przed nimi otworzyli. Nawet im zasalutowali. W środku musiało być cos na kształt magazynu, gdzie przy okienku stał mężczyzna, a za nim sprzęt. Roy poprosił o jeden mundur dla swojej siostry, który został bez problemu wydany. Brat wskazał jej przebieralnię, potem usiadł na niewielkim krzesełku i czekał na swoją siostrę.
Alexis Crimson
Awatar użytkownika
Posty: 273
Rejestracja: 2 cze 2014, o 22:05
Miano: Alexis Crimson
Wiek: 28
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Inżynier Cerberusa
Postać główna: Irene Dubois
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 21.400

Re: [USA, Droga Międzystanowa 70] Stacja Benzynowa

18 sie 2017, o 23:58

Lex zamarła, po chwili prostując się i podnosząc wzrok na Roy'a. Jej ciuchy spalili? Jak to, wszystko? Wszystko, co wiozła ze sobą w tej torbie, którą wrzuciła do pojazdu naziemnego? Tego pojazdu, który potem wybuchł? Kurwa, wszystko.
- Wiozłam fajki dla ciebie - jęknęła. Potem jej przekrwione oczy otworzyły się jeszcze szerzej, gdy dotarło do niej, że jej brat mógł mieć na myśli nie tylko ubrania, których nie miała na sobie. - A mój pancerz? Roy, spalili mój pancerz?
Znów była bliska rozpłakania się, choć nie z bezsilności, jak przedtem, ale z tęsknoty za tym, co utracone. Nie cierpiała tak, kiedy zrywał się jej kontakt ze znajomymi, nie cierpiała po zerwaniach sporadycznych dłuższych i bardziej intensywnych romansów. Z pancerzami związana była spora część jej życia, w końcu od tego zaczęła pracę w HK. Znała każdą nitkę, każde włókno swojego pancerza. Wiedziała wszystko o każdej warstwie, o tym jak był skonstruowany i dlaczego, co wymagało poprawki a co było najwyższych lotów jak na sprzęt tej klasy. Pewnie mogła poprosić o nowy, ale z góry już wiedziała, że dostanie jakieś byle gówno.
Westchnęła jednak tylko, zbyt już znieczulona, by faktycznie się popłakać na środku tego pierdolonego tarasu. Nawet pancerz jej zabrali. Kurwa mać.
Poszła za Roy'em, trzymając się go, bo tak szło się łatwiej. Na pewno prościej by było, gdyby byli choćby mniej-więcej równego wzrostu, ale cóż - dawno nauczyła się jak należy się go trzymać. Wystarczająco wiele razy odprowadzał ją najebaną do domu. Gdy rozległ się huk, a w powietrzu pojawił się prom, Lex przytrzymała koszulę na wysokości swoich ud, nie do końca jednak chcąc pokazywać przybyszom wszystko, co miała pod spodem. Wolną rękę zasłoniła twarz przed podmuchem, który nie był przyjemny i nie ułatwiał utrzymywania się na osłabionych nogach.
Nie zdążyła powiedzieć ani słowa, zanim Święty Mikołaj w garniaku zniknął we wnętrzu budynku. Przez cały czas jego monologu patrzyła na niego jak na niewytłumaczalne objawienie. To był jeszcze jeden Hogarth? Jeszcze żył w ogóle? Wyglądał nawet całkiem nieźle, jak na swój potencjalny wiek. Uśmiechnęłaby się w innej sytuacji, nawet gdyby też porównywał ją do płodu, którym była poprzednio, ale teraz nie miała do tego weny. Zamiast tego wyglądała mniej-więcej tak samo jak jej brat. Totalna konsternacja.
Co z wnusiem. Może Lex też powinna zobaczyć, co z jego wnusiem. Spierdolonym, sadystycznym, bezczelnym wnusiem.
- Nie... nie wiem - odparła, wybudzając się z odrętwienia. - Ni chuja nie wiem. Nie miałam pojęcia, że Hogarthy występują też w tak starych odmianach.
Parsknęła śmiechem, gdy im zasalutowano. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz ktoś tak zrobił na jej widok. Chociaż nie, w sumie pamiętała - nigdy. Ale niech sobie pomachają rękami, jeśli czują się z tym lepiej.
W przebieralni było lustro. Trudno było oderwać od niego wzrok. Wyglądała jak wrak samej siebie - wychudzona, blada, w tej nieszczęsnej koszuli. Nie miała makijażu, a warkocz, który sobie zaplotła, teraz wyglądał jakby go varren zjadł i wyrzygał. Nie miała łazienki, nie miała szczotki, ale mimo wszystko postanowiła doprowadzić się do stanu, w którym nie będzie wyglądała tak samo, jak jej fryzura. Ściągnęła koszulę przez głowę i ubrała się w mundur, z trudem go zapinając. Nie dlatego, że był za mały, o dziwo znalazł się jej rozmiar, ale nie miała pojęcia jak się to, kurwa, na siebie nakłada. Nawet kombinezonów roboczych nigdy nie nosiła, bo gardziła nimi niemożebnie. Potem rozplotła włosy i związała je w wysoki kucyk, który przynajmniej wyglądał lepiej. Nie lubiła się bez makijażu, ale przecież gdyby poprosiła o kredkę do oczu, to by ją wyśmiali. Wciągnęła i zasznurowała buty i dopiero wtedy ponownie się sobie przyjrzała. Wyglądała jak gówno. To znaczy, jeszcze bardziej jak gówno niż zwykle. Być może ktoś inny stwierdziłby, że pasuje to do jej stylu bycia i nieprzyjemnych rysów twarzy, ale ona nie mogła się do tego przyzwyczaić w pięć minut, tak jak nie mogła przyzwyczaić się do koszuli.
- Co teraz? - spytała, wychodząc na zewnątrz. Szpitalne ubranie zostawiła w przebieralni. - Chciałam jeszcze... powinnam chyba porozmawiać z Keeganem - dodała szybko, trochę niechętnie. - Ale jak nie będzie u niego tego jego dziadka.
- NPC - ARMOR -
ObrazekObrazek
+10% DO OBRAZEŃ WRĘCZ | 75% SZANSY NA POWALENIE | +10% PREMIA TECHNOLOGICZNA | +10% TARCZE
Obrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [USA, Droga Międzystanowa 70] Stacja Benzynowa

19 sie 2017, o 16:29

Roy otworzył przed nią drzwi na zewnątrz. Co bardziej interesujące, czuła jak powoli zaczynają wracać jej siły. Nie była na lekach od dobrych kilkunastu godzin i wcale nie czułą się przez to gorzej. Na zewnątrz mężczyzna odpalił kolejnego papierosa. Przyglądał się swojej siostrę, aż na twarzy wyrósł mu delikatny uśmiech.
- Powiem ci, że byłby z ciebie dobry żołnierz siostro.
Zarechotał. Zmierzali w stronę największego budynku, który był połączony z tamą. Tam musiała znajdować się cała central tego ośrodka zwanego „bunkrem”. Zresztą im byli bliżej, tym więcej żołnierzy kręciło się w pobliżu. Od zwykłych w mundurach Przymierza, po tych w czarnych pancerzach. Mijali się jak w małym mrowisku, nawet nie zwracając na siebie uwagi. Jedni biegli do promów startujących z całkowicie innego miejsca, niż gdzie wylądował pojazd „Papy Hogartha”. Byli uzbrojeni po zęby. Cokolwiek się działo po za tym miejscem, musiało być regularną wojną.
- Keeganem tak jak mówiłem nie przejmuj, jeszcze pewnie czas żeby z nim pogadać. Zresztą, nawet miło było widzieć jak się wkurwia. Zawsze taki dumny, z wypiętą piersią, przodownik Przymierza.
Zaśmiał się dość głośno. Znali się przecież nie od dziś, więc mógł sobie pozwolić na taki komentarz. Docierając do drzwi wejściowych zostali wpuszczeni przez stróżów. Musieli przejść jeszcze przez komorę, która ich prześwietliła.
- Procedury.
Mruknął jeden z żołnierzy sprawdzając monitory. Dobrze wiedział, że nie mają nic na sobie skoro dopiero, co ich zwieźli. Otworzyły się kolejne drzwi. Wkroczyli do sporego pomieszczenia. Znajdowała się tutaj cała baza operacyjna i na pewno nie w takim samym stylu jak na pokładzie statku środkowego Hogartha. Ci tutaj musieli zajmować się czymś o wiele większym. Na największej ścianie, znajdował się ogromny ekran, na którym przez cały czas był wyświetlany obraz Ziemi, a po bokach obrazy z kamer żołnierzy. Nie mogła dojrzeć ich wszystkich, ale niektóre z nich były dość interesujące. Jak na przykład ich działania gdzieś na zadupiu kosmosu albo na samej Cytadeli. Nagle podszedł do nich jeden z operatorów. Wyróżniało go to, że na głowie nie miał hełmu, a beret.
- Zapraszam za mną.
Prowadził ich między biurkami, do jednego z większych gabinetów. W środku nie siedział tylko cały klan Hogarthów w tym Keegan, ale też Simon oraz Radić. Dochodziła do tego obca im dwójka osób. Mężczyzna, Latynos o średniej długości włosach oraz wąsie tak gęstym, że Burt Reynolds oszalałby z zazdrości. Drugą osobą była kobieta, przy której Connel wyglądał jak młody bóg. Była bardzo starą Azjatką, obok niej znajdowała się klasyczna drewniana laska. Dyskutowali o czymś. W końcu weszli do środka.
- Siadajcie moi mili.
Powiedział Papa Hogarth wskazując im wolne miejsca. Tutaj znowu sytuacja stała się troszkę dziwna. Na środku stołu znajdowała się kawa, herbata oraz ciasteczka. Wyglądały, że były domowego wyrobu. Na pewno były.
- Moja żona zrobiła.
Dodał dumnie, kiedy dojrzał, ich zdziwienie. Wyglądały naprawdę apatycznie. Latynos przyjął bardziej wygodną pozycję. Chyba wszyscy tutaj wyjątkowo dobrze się znali, bo nie było tutaj żadnej sztywnej atmosfery.
- Roy, Alexis. Proszę poznajcie. – Tutaj zaczął wskazywać po kolei na nieznanych im ludzi. – Hernando Sanchez oraz Nuan Gao.
Środkowy Hogarth, nie wyglądał na zachwyconego, ale zachowywał się tak jak zawsze. Niewzruszony całą sytuacją. Chyba pojawienie się jego ojca nie poprawiało jego humoru. Keegan za to wyglądał dość normalnie biorąc pod uwagę to, co wydarzyło się kilkanaście minut wcześniej. Szczególnie, że był już ubrany w mundur. Więc albo przyjął końską dawkę środków przeciwbólowych albo zwariował. Radić jako jedyny siedział zestresowany, w sumie on tutaj w ogóle nie pasował, ale był. Simon starał się nie patrzeć na Alexis. Po prostu za każdym razem uciekał od niej najdalej jak mógł. Connel zwrócił się w stronę rodzeństwa.
- Pewnie macie jeszcze jakieś pytanie, prawda? Jeśli nie to chcielibyśmy przejść do rozwiązania waszego problemu.
Alexis Crimson
Awatar użytkownika
Posty: 273
Rejestracja: 2 cze 2014, o 22:05
Miano: Alexis Crimson
Wiek: 28
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Inżynier Cerberusa
Postać główna: Irene Dubois
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 21.400

Re: [USA, Droga Międzystanowa 70] Stacja Benzynowa

19 sie 2017, o 21:35

- Mogłam przesadzić - mruknęła tylko, przypominając sobie swój atak wściekłości, gdy Keegan ją popchnął, by sprawdzić, czy ustoi na nogach. Ale, tak jak mówiła wcześniej, on przecież zrzucił ją z wózka. Może sobie na to zasłużył, za tę swoją pogardę i wyniosłość, za pomocą których porozumiewał się ze światem. Przecież nie wydłubała mu oczu. A też mogła.
- Dobry żołnierz - parsknęła suchym śmiechem. - Wyobrażasz sobie mnie bez zastanowienia wykonującą rozkazy? Zresztą musiałabym nosić ze sobą stołeczek.
Pokręciła głową, pozwalając się zeskanować. Z pewnością miała przy sobie tyle niebezpiecznych rzeczy. Sto procent. Nóż na nożu, karabin i trzy granaty, cała Lex. Szkoda tylko, że dopiero co wyszła ze szpitala i nie zabrała z niego nawet swoich ulubionych papierosów, które dostała od Hogartha. Jedyne, co miała przy sobie, to omni-ostrze, którym zdążyła już skrzywdzić Keegana, a jednak nikt jej go nie odebrał. I dobrze, bez omni-klucza czułaby się jak bez ręki.
Podążyła za operatorem, nie zadając żadnych pytań. Nie miała na to już siły, była zmęczona i było jej wszystko jedno. Myślała, że to już będzie koniec. Że nikt więcej nie będzie jej zabierał do żadnych gabinetów, prowadził na żadne rozmowy, tymczasem okazywało się, że wręcz przeciwnie. Może to nie miało się skończyć już nigdy. Weszła do pomieszczenia, zajmując wskazane sobie miejsce, po czym westchnęła ostentacyjnie, nie próbując tego nawet ukryć. Ciastka przyciągnęły jej spojrzenie, ale nie sięgnęła po jedno. Wolałaby obiad. Porządny, dobry obiad, z mięsem, gorący i sycący. Kawy w sumie by się napiła, ale gdy tylko opadła na krzesło, doszła do wniosku, że nie ma siły się ruszać. Po prostu osunęła się po nim, do pozycji, którą trudno było nazwać postawą pełną szacunku. Splotła ręce na brzuchu, przenosząc wzrok na przedstawione jej dwie osoby. Nie znała ich, a faktu, że poznała ich w tej chwili, nie mogłaby mieć bardziej w dupie. Jej pytające spojrzenie wróciło na Hogartha, po drodze zahaczając o Simona. Przypomniały się jej słowa Roy'a, o tym, że miała nie traktować ich jak wrogów i o ile w przypadku Keegana potrafiła to jeszcze jakoś przełknąć, to zdrada Pike'a bolała ją zbyt mocno.
- Nie - odparła cicho. Potem milczała przez chwilę, drapiąc się po przedramieniu. Przestała. Czy te nawyki też miała wyimaginowane, tak samo jak problemy psychiczne? Nie nadążała już. Przydałby się jej ktoś, kto pomógłby jej zrozumieć, co jest rzeczywistością, a co jej wyobraźnią. Szkoda, że nie mógł to już być Simon. Lex wiedziała, że nie uwierzy już nigdy w żadne jego słowo. - Nie wiem jak Roy, ale ja nie mam już żadnych pytań. Jeśli macie jakieś rozwiązanie, to bardzo chętnie go wysłucham, na czymkolwiek miałoby ono polegać. Potem się zastanowię co dalej.
- NPC - ARMOR -
ObrazekObrazek
+10% DO OBRAZEŃ WRĘCZ | 75% SZANSY NA POWALENIE | +10% PREMIA TECHNOLOGICZNA | +10% TARCZE
Obrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [USA, Droga Międzystanowa 70] Stacja Benzynowa

19 sie 2017, o 22:17

Starszy mężczyzna uśmiechnął się radośnie wiedząc, że od razu może przejść do sedna problemu. Złapał za ciastko i jednym haustem pożarł go. On tutaj chyba nie pasował najbardziej, jednak w jakiś sposób można było wyczuć pewien respekt wobec jego osoby. Oczywiście nie chodziło tutaj o jego masę, czy starszy wiek. Po prostu można było wyczuć, że nie jest byle kmiotem, a na pewno kimś o wiele ważniejszym niż jej się wydawało.
- Dobrze, więc. Po pierwsze chciałbym zacząć to spotkanie od najszczerszych przeprosin za zaistniałą sytuacje, wiem, że musi to być bardzo dla was trudne, szczególnie, że musieliście współpracować z moją rodziną.
Zaśmiał się, zresztą nie tylko on. Zachichotał też Sanchez, przyglądając się Brendanowi Hogarthowi. Ten tylko skarcił go wzrokiem, ale nie zadziało to tak dobrze jak wtedy na Simonie. Ten po prostu próbował powstrzymać się od śmiechu na widok wściekłego mężczyzny. Starszy mężczyzna kontynuował.
- Drugą sprawą, za którą chciałbym najszczerzej przeprosić w moim imieniu jest pozwolenie Simonowi Pike’owi na zaopiekowanie się tobą Alexis. Powinniśmy cię powierzyć tak jak Roya, w ręce naszej rodziny, która zapewne zaopiekowałaby się tobą o wiele lepiej niż on.
Spojrzał na Simona. I wtedy to dostrzegła, może przez krótką chwilę, jakby śmignęło jej to przed oczami, ale Connel spojrzał na psychiatrę przez krótką chwile, przez bardzo krótką, a w jego oczach mogła dostrzec rządze mordu, jakiej jeszcze nie widziała. Na co zresztą bardzo zareagował sam obserwowany mężczyzna kurcząc się jeszcze bardziej. Jeśli miała go spotkać za to jakaś kara, to na pewno nie mogła być lekka. Nawet nie potrafił nic dodać, ani powiedzieć. To nie był Pike, którego znała.
- Kolejna sprawa, którą chciałbym poruszyć.
Wstał ze swojego miejsca. Kiedy tak przemawiał, wyglądał naprawdę jak nestor rodu. Przeszedł powolnym krokiem w stronę rodzeństwa. Stanął za obojgiem, łapiąc tacę, która leżała na środku. Dosunął ją w ich stronę, postawił przed nimi szklanki. Jej nalał kawę, a Royowi herbaty. Wszyscy obserwowali tą scenę w wielkim szoku. Oczywiście oprócz Radić’a oraz oczka w głowie dziadka, Keegana.
- Postaramy się wam wynagrodzić wszystkie niedogodności, jakie was spotkały w każdy możliwy sposób. Wiem o tym, że nie możesz już wrócić do Cerberusa Alexis, załatwiliśmy twoje znikniecie z ich danych z Panią Gao.
Azjatka spojrzała w ich stronę i skinęła do nich głową. Była naprawdę już wiekową kobietą, pomimo tego wciąż zachowywała pewną grację i szczery uśmiech wobec dwójki, która siedział po drugiej stronie stołu.
- Jack nie był zadowolony z utraty dobrego technika, ale uznał, że tak będzie lepiej dla dobra ludzkości, jeśli przestaniesz się u nas marnować. Szczególnie, że twoje ostatnie misje raczej na pracy, jako technik nie polegały.
Tutaj wkroczył Sanchez ze swoim wąsem. Przygładził swoją fryzurę, by potem oprzeć dłonie o stół przed nim. Postukał kilka razy palcem i przemówił.
- Jesteśmy w stanie zaoferować ci pracę w kilku państwowych spółkach należących do Przymierza lub w prywatnym sektorze. Co tylko będziesz chciała, oczywiście, jako technik. Moglibyśmy załatwić ci też inną pracę, ale nie wydaje nam się, że chciałabyś pracować za biurkiem prawda?
Alexis Crimson
Awatar użytkownika
Posty: 273
Rejestracja: 2 cze 2014, o 22:05
Miano: Alexis Crimson
Wiek: 28
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Inżynier Cerberusa
Postać główna: Irene Dubois
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 21.400

Re: [USA, Droga Międzystanowa 70] Stacja Benzynowa

20 sie 2017, o 00:26

Pierwsze, oczywiście najszczersze przeprosiny nie zrobiły na Lex najmniejszego wrażenia. Zresztą nic już nie robiło. Siedziała w tym cudzym stroju, marząc o tym, żeby przebrać się w swoje rzeczy, żeby mogła opuścić wreszcie to miejsce i żeby Simonowi gałki oczne wystrzeliły z twarzy. Dopiero gdy usłyszała przeprosiny właśnie za niego, przez jej twarz przeszedł cień. Znów na niego spojrzała, a gdyby wzrok mógł zabijać, psychiatra leżałby już martwy.
- Każdy zrobiłby to lepiej - mruknęła pod nosem.
Mimo wszystko jednak była przekonana, że Pike miał właśnie takie rozkazy. Że to nie od niego zależało, jakie kłamstwa wciśnie Lex. To stawiało go w nieco lepszym - choć niewiele - świetle. Być może były to rozkazy młodszego... starszego... no, średniego Hogartha, wtedy Crimson mogłaby nienawidzić go trochę mniej. Nadal mocno, ale może zdołałaby znieść myśl o porozmawianiu z nim i pozwoleniu na wyjaśnienia. Ale teraz, gdy tak na niego patrzyła, dochodziła do wniosku, że był straszną pizdą. Zresztą czy nie taka była zasada? Psychiatrami zwykle zostawali ludzie, którzy największe problemy mieli ze sobą. Może i ona powinna się tym zająć w przyszłości?
- Dzień dobry, nie radzę sobie w życiu.
- Witam, bo jest pan spierdolony. Nie ma za co, dwieście kredytów poproszę, do widzenia.

Westchnęła ostentacyjnie, z powrotem podnosząc wzrok na najstarszego z Hogarthów. On przynajmniej był trochę mniej irytujący, niż dwaj pozostali. Była w stanie go słuchać. Sięgnęła po kawę, której jej nalał i napiła się, czując absolutny błogostan swoich kubków smakowych. Potrzebowała tego. Czarna, gorzka kawa, świeżo zaparzona, gorąca tak, że parzyła usta, ale w tej chwili nie potrzebowała niczego więcej. No, może papierosa.
- Przekażcie Shawowi, że będę tęsknić - mruknęła znów cicho. Shaw był... nawet nie wiedziała kim, tak do końca. Plątał się po statku, zawsze milczący, był chyba jedyną osobą poza kapitanem, której nie udało się jej poznać. Rozmawiali może ze trzy razy, podczas gdy z pozostałymi jadła i piła. Potrząsnęła głową, odrzucając od siebie te wspomnienia. Jebać. Zostało za plecami, a ona miała się już nie oglądać za siebie.
- Co? - spytała elokwentnie, gdy odezwał się Sanchez. Spojrzała na niego, marszcząc brwi. - Do Przymierza? Jakim cudem.
Zaśmiała się sucho. Była tak odległa od Przymierza, jak tylko mogła być. Prywatna firma brzmiała najlepiej, pozwoliłaby jej na odcięcie się od wszystkiego, ale teraz już wiedziała, że całkowite odcięcie się jest absolutnie niemożliwe. A gdyby tak zrobić to na odwrót, niż jak podpowiadała logika? Zerknęła na Roy'a.
- Co tylko będę chciała brzmi obiecująco, ale jest mało konkretne. Chcę wiedzieć więcej. Co może mi zaoferować Przymierze, poza względnym bezpieczeństwem. Gdzie miałabym pracować. Nie chcę na statku, chcę na Ziemi. Chcę wracać na noc do swojego mieszkania. Nie chcę mieć nad sobą oka wielkiego brata, który będzie obserwował każdy mój krok. Nie chcę znów przechodzić tego samego, bo ktoś stwierdzi, że jednak woli mnie zabić - skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. - I chcę nowy pancerz. Ale nie taki, co ma wyściółkę kinetyczną z poprzedniego stulecia i to stare tworzywo ablacyjne, które łamie się po całości przy postrzale. Nowy. Bo tamten spaliliście.
- NPC - ARMOR -
ObrazekObrazek
+10% DO OBRAZEŃ WRĘCZ | 75% SZANSY NA POWALENIE | +10% PREMIA TECHNOLOGICZNA | +10% TARCZE
Obrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [USA, Droga Międzystanowa 70] Stacja Benzynowa

20 sie 2017, o 03:52

Gao skinęła głową, słysząc jej prośbę. Kimkolwiek ona była można było uznać, że jej słowa zostaną mu przekazane. Starsza kobieta oparła się wygodniej o fotel. Oczy miała lekko przymknięte, jednak na jej twarzy wciąż gościł ten sam uśmiech. Uśmiech starszej kobiety, która życzyła jej jak najlepiej.
Kiedy spojrzała na Roya, ten spojrzał na nią tak samo zdziwiony jak ona. To był trochę dziwny obrót sytuacji, szczególnie, że wcześniej rzekomo współpracowała z Cerberusem. Teraz nawet nie istniała w ich kartotekach, a pewnie wszelkie ślady jej działalności w organizacji zostały wymazane.
- Co może zaoferować ci Przymierze? – Sanchez zamilknął zastanawiając się chwilę. – Na pewno większe bezpieczeństwo niż praca u twoje byłego pracodawcy, plus bezproblemowy powrót na łono naszego pięknego ludzkiego społeczeństwa. Bo widzisz Alexis, muszę przyznać, że bardzo spisałaś się dla ludzkiej rasy w ostatnich latach.
Zaczął szukać czegoś w swoim garniturze. Zajęło mu to chwilę, ale w końcu z zewnętrznej kieszonki udało mu się wyciągnąć mały datapad, który przesunął w jej stronę. Na nim znajdowało się jej CV. Dokładnie takie samo, jakie składała do pracy w Hahne-Kedar, tyle, że było o wiele bardziej. Obszerne. Okazało się, że lata, które spędziła na terapii oraz pracy dla Cerberusa, tak naprawdę przepracowała, jako szef działu technicznego działu research and development w jednej z placówek Przymierza na Ziemi. Tak po prostu, wiedziała, że takie doświadczenie załatwiłoby jej pracę w każdej firmie na tej planecie. Usłyszeli dźwięk przysuwanego fotela biurowego. Connel dosiadł się bliżej rodzeństwa.
- Spokojnie, mieszkanie pewnie będziesz mogła wynająć dzięki swojej dość sporej pensji. Nie będziemy cię obserwować, ale pewnie będziemy się odzywać, co jakiś czas, do momentu, aż uznamy, że jesteś całkowicie bezpieczna. I spokojnie, nikt już nie będzie chciał cię zabić, bo według danych Przymierza też nic się nigdy nie wydarzyło. Nigdy nie odnaleziono żadnych raportów.
Staruszek się uśmiechnął sięgając po kolejne ciastko. Jadł je powoli, aż kilka okruszków opadło na jego brodę. Keegan oparł się o blat stołu przyglądając się rodzeństwu. Przyglądał się jej bratu, jakby wbił mu nóż w plecy. Ten tylko się do niego uśmiechnął, co jego koleżka postanowił spuentować takim samym uśmiechem. Mogła już się domyślać, że najmłodszego z Hogarthów jeszcze długo nie pozbędzie się ze swojego życia. Chociaż, im bardziej wydłużał się czas od ostatniej dawki leków tym mniej dostrzegała w nim podobieństwa do Chase.
- No dobra, fajnie, że chcesz pancerz, ale, po co ci skoro miałabyś pracować, jako cywil? Przecież nie będziesz w nim latać do normalnej pracy. Przecież już nie będziesz latać ze swoim małym pistolecikiem, strzelając się po całej galaktyce z wrogami ludzkości.
Jego dziadek westchnął. Nie był pewnie zachwycony z jego tonu i zachowania wobec tej młodej damy, ale dobrze też wiedział, że ma rację. Środkowy Hogarth nie zabierał głosu w tej rozmowie jakby go całkowicie nie dotyczyła, pewnie uważał, że to nie jest jego sprawa. Mógł też po prostu być zajęty innymi sprawami jak wyeliminowanie zagrożenia.
- Wiesz, jeśli chcesz pracować w pancerzu możemy cię przyjąć do linii S. Zawsze nam się przyda sadystyczny technik potrafiący bić kalekich ludzi.
Uśmiechnął się złośliwie, a Roy prychnął śmiechem. Jak widać on już chyba całkowicie zapomniał o tej sprawie na tarasie. Wszystko spływało po nim jak po kaczce, ewentualnie tego nie okazywał. Nie mogła za bardzo wiedzieć, co najmłodszy z roku może mieć w głowie. Szczególnie, że paleta charakterów w tej rodzinie była całkiem spora. Za to jego ojciec zmierzył go wzrokiem, dość karcącym wzrokiem. Jakby jego propozycja była całkowicie idiotyczna i nie na miejscu. Ten tylko przewrócił oczami, by chwilę potem skrzyżować ręce na klatce piersiowej czekając na jej odpowiedź.
- A, co ze mną?
Spytał w końcu Roy. Jakby nie patrzeć jemu nic nie obiecywali, ani nic nie chcieli załatwić. Oczywiście pierwszy odezwał się Keegan.
- Jak to, co? Moja dozgonną przyjaźń. To chyba wystarczający prezent prawda?
Zaczął kręcić się to w lewo to w prawo w fotelu z tym swoim typowym cwaniackim uśmiechem, którego Lex tak nienawidziła, za to jej brat parsknął i odpowiedział krótko.
- Spierdalaj.
Nie wyglądał na obrażonego, ale właśnie w tym momencie można było zobaczyć jak rodzeństwo jest do siebie podobnie. Pomimo tak wielu różnic ich charakter naprawdę był dość podobny.
- Tobie też coś skapnie, o to się nie musisz martwić.
Alexis Crimson
Awatar użytkownika
Posty: 273
Rejestracja: 2 cze 2014, o 22:05
Miano: Alexis Crimson
Wiek: 28
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Inżynier Cerberusa
Postać główna: Irene Dubois
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 21.400

Re: [USA, Droga Międzystanowa 70] Stacja Benzynowa

20 sie 2017, o 16:58

Podniosła podany jej datapad i przejrzała jego zawartość, po czym parsknęła śmiechem. Na pewno, to była ona. Wystarczyło, by po wysłaniu tych danych pokazała komuś swoją twarz, od razu było wiadomo że to się nie zgadza. Odłożyła płytkę danych z westchnięciem. Czuła, że dają jej możliwość wyboru, ale to był wybór z kilku kiepskich propozycji. Nie podobały się jej głównie ze względu na to, że musiała się dostosować. Że nie mogła powiedzieć "chcę robić to" i zacząć to robić. Do tego dochodziło systematyczne zgłaszanie się na kontrolę co jakiś czas.
- Mam wrażenie, że gdzieś to już słyszałam - powiedziała oschle. - Odzywać się co jakiś czas, by upewnić się, że wszystko w porządku. Tylko u Simona to było co tydzień.
Przeniosła wzrok na psychiatrę, tym razem nie tylko po to, by przesunąć po nim spojrzeniem, ale obserwowała go długo, podczas gdy inni mówili. Nie wiedziała, czy na nią spojrzy, czy nie. Wydawał się obcym człowiekiem, a przecież przez tak długi czas była przekonana, że się znają. Że mimo kredytów, które mu płaciła za utrzymanie jej we względnym zdrowiu psychicznym, mężczyźnie na niej zależy. W końcu zdarzały się wizyty, za które się nie rozliczyli, a on nie przypominał. Teraz w sumie wiedziała dlaczego pilnował, by nie przestała go odwiedzać. Ta sama twarz, zupełnie inne spojrzenie. Całe jej życie było kłamstwem, czemu więc i on nie miał być jego częścią? To było zbyt proste.
- Nie zamierzam zmieniać mieszkania - poinformowała ich. Miała swoje sześćdziesiąt metrów kwadratowych, które znała. Przynajmniej tego nie chciała oddawać. Dawno tam nie była, ze względu na przydział na Hekate, ale lubiła tam wracać. I do Roy'a miała niedaleko.
Przeniosła wzrok na Keegana. Wyglądał dobrze, brzmiał tak samo. Szkoda, że wkurwiał ją jak zwykle.
- Widzę, że znasz już nie tylko całą moją przeszłość, ale i przyszłość. Tak wam zależy na moim bezpieczeństwie, ale pancerza nie dostanę? Nie to nie, chcę w takim razie rekompensatę w kredytach za ten, który spaliliście.
Linia S. Słyszała o tym i teraz tylko roześmiała się krótko. Do każdej innej pasowałaby lepiej, niż do S. Pokręciła głową. Nie nadawała się do Przymierza, jakkolwiek ciekawie by ta wizja nie wyglądała. Nie przyjmowali takich jak ona. A już na pewno nie do oddziałów S.
- Prędzej T - powiedziała mimowolnie. Poznała kiedyś kogoś, kto był częścią takiej grupy. Z tego co pamiętała, chyba nawet przez moment jej zazdrościła. To była kobieta, ale resztę Lex pamiętała jak przez mgłę. W końcu poznały się w barze. Potrząsnęła jednak głową, wiedząc, że prędzej vorche zaczną wydawać tomiki poezji, niż przyjmą Crimson do wojska.
Przysłuchiwała się rozmowie mężczyzn, nagle znacznie bardziej zainteresowana przyszłością Roy'a, niż swoją własną. Miał doświadczenie w walce, wystarczająco długo zresztą pracował w ochronie, nie tylko przy klubach i organizacjach, ale też dla prywatnych osób. A to kończyło się różnie. Nie pamiętała ile razy odwiedzała go w szpitalu. Był skuteczny i bezkompromisowy.
- Jego powinniście przyjąć - stwierdziła, sięgając po swoją kawę i znów biorąc kilka dużych łyków. Była przepyszna. - Roy odnajdzie się w tym wszystkim. Lepiej, niż ja. Ma za sobą szkolenia, nie wiem co tam jeszcze jest potrzebne.
- NPC - ARMOR -
ObrazekObrazek
+10% DO OBRAZEŃ WRĘCZ | 75% SZANSY NA POWALENIE | +10% PREMIA TECHNOLOGICZNA | +10% TARCZE
Obrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [USA, Droga Międzystanowa 70] Stacja Benzynowa

20 sie 2017, o 17:39

Connel roześmiał się tylko, słysząc jej reakcje na raportowanie o swoim stanie. Sam powoli nalał sobie herbaty do filiżanki. Robił to z pewną gracją, wciąż trudno było uwierzyć, że jest on jakaś ważną szychą w czymś, o czym Alexis nie wiedziała.
- Spokojnie, nie chodziło nam o coś takiego. Nam nie będziesz musiała się zwierzać ze wszystkiego. – Roześmiał się. – Chodziło, nam bardziej o to, że od czasu do czasu wyskoczycie gdzieś z Royem i moim wnukiem na piwo. Jeśli mam być szczery, nie interesują nas, aż tak bardzo szczegóły twojego życia. Pomimo tego, że wcześniej mieliśmy na ciebie całą tekę. Jakby nie patrzeć mój drugi wnuk nie był idiotą, więc w samych danych podawał śmieciowe informacje do niczego nie przydatne. Bo bądźmy szczerzy, na co komu informacją ile razy korzystasz z kibla albo, jakie masz fetysze. Są to może dość skrywane przez ludzi rzeczy, ale tak naprawdę mało interesujące.
Zaśmiał się znowu. Wygodniej rozsiadł się obok rodzeństwa. Keegan słysząc swojego dziadka rozmawiający o fetyszach dziewczyny, aż parsknął śmiechem. Oczywiście po raz kolejny ojciec skarcił go wzrokiem, ale tym razem poskutkowało. Przestać się już nabijać. Na ten moment.
- No dobrze, zostań, więc w starym mieszkaniu. Twój wybór. Jesteś wolnym człowiekiem.
Odparł Sanchez, trochę go to zaskoczyło, ale nie miał zamiaru wtrącać się w to gdzie chce mieszkać. To była tylko i wyłącznie jej sprawa, a nie jego. Może i lepiej? Przynajmniej nie będzie musiał szukać jej nowego domu. Rozmowa wróciła do tematu jej nowej pracy lub przydziału. Connel spojrzał po wszystkich.
- Mamy kogoś w linii T?
Spytał wszystkich. Ci przez krótką chwilę się zastanawiali. Pierwszy odezwał się ojciec Keegana. Przez chwile jakby zastanawiał się nad czymś, by potem przejść do odpowiedzi.
- Znam jakiegoś pułkownika, który wisi mi przysługę. Mogliby ją przyjąć bez większych problemów, tylko trzeba byłoby ja wysłać na jakiś trening przygotowawczy i sprawnościowy. Wiecie jak jest, wsadzić kogoś gdzieś to nie problem, problemem jest to, żeby żołnierze nie robili o to problem.
Oparł się o stolik przyglądając się Alexis. Obserwował ją zimnym wzrokiem. Coś musiał kalkulować związanego z nią. Pewnie już miał tysiące rozwiązań na wrzucenie jej do linii T, jeśli by tylko tego chciała. Trochę to było przerażające, jaką władzę w Przymierzu musiała mieć ta grupa ludzi.
Keegan spojrzał na Roya i delikatnie się uśmiechnął. Wstał ze swojego miejsca, by bardzo powolnym krokiem podejść do niego. Położył mu dłoń na ramieniu bardzo silnie je ściskając. Jej brat powolnie wstał. Patrzyli sobie głęboko w oczy.
- To, co Roy? Chciałbyś wstąpić do linii S? Może w końcu wyrwałbyś jakaś panienkę.
Jej brat stał spięty jakby ktoś mu wsadził kij w dupę. Zastanawiał się. W sumie to ona go trochę popchnęła w ten pomysł. Cisza trwała może z parę sekund, kiedy w końcu jej brat zamachnął się silnie ręką i przybił grabę z Keeganem. Nie przerywali kontaktu wzrokowego. We dwóch napinali mięśnie tak silnie, że prawie rozerwało im podkoszulki.
- Hogarth, ty skurwysynu. Wchodzę w to.
Zauważyła, że wciąż nie mogli przerwać uścisku. Na swój sposób bromance między nimi mógł wyglądać trochę creepy. Do tego mogła być absolutnie pewna, że przed najmłodszym z Hogarthów, raczej nigdy w życiu nie uda jej się uciec.
Alexis Crimson
Awatar użytkownika
Posty: 273
Rejestracja: 2 cze 2014, o 22:05
Miano: Alexis Crimson
Wiek: 28
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Inżynier Cerberusa
Postać główna: Irene Dubois
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 21.400

Re: [USA, Droga Międzystanowa 70] Stacja Benzynowa

20 sie 2017, o 19:18

Pokręciła tylko głową. Nie była wolnym człowiekiem. Ani wcześniej, ani teraz i prawdopodobnie nigdy nie będzie. Nie układała sobie życia sama, tylko układali jej je inni, od momentu, w którym w jej życiu pojawił się Chase. A ona popełniła błąd zakochania się w niewłaściwym człowieku. Ale teraz wszystko miało być inaczej, prawda? Nie musiała systematycznie przylatywać po recepty do Simona. Nie musiała brać leków. Nie musiała funkcjonować w tej studni szaleństwa, w którą wpychał ją jej własny psychiatra.
Przymierze wisiało nad nią jak chmura. I Lex tak samo mocno chciała zobaczyć czyste niebo, jak dowiedzieć się o tej chmurze więcej. Może jednak poradziłaby sobie w wojsku? Życie utwardziło jej dupę tak bardzo, że pracując jako technik polowy mogłaby się sprawdzić. Czy dostałaby wtedy pancerz? Pewnie tak. Ale kiedy wyobrażała sobie, czym zajmie się jak to wszystko się skończy, widziała siebie za barem jakiejś małej knajpy. Żyjącej od nocy do nocy, bez problemów, leków, psychiatry i obowiązków innych niż podawanie alkoholu.
Nie umiała podjąć decyzji, więc patrzyła na Roy'a, który zrobił to znacznie szybciej, niż się spodziewała. Myślała, że będzie inaczej, że będzie to bardziej problematyczne. Szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w mężczyzn, ściskających sobie ręce. Czyli co, jedna jej sugestia i Roy został żołnierzem? Ładnie. Rodzice będą dumni. A jeszcze bardziej dumni by byli, gdyby w wojsku wylądowała też ona.
Wciąż nie umiała wyobrazić sobie na takim stanowisku. Przede wszystkim nie wiedziała, jak poradziłaby sobie z bezkrytycznym wykonywaniem rozkazów. Ale z drugiej strony robiła to, co Keegan jej kazał, kiedy byli w tym miasteczku, czyż nie? Czyli dało się. Narzekała i klęła na niego niemożebnie, ale robiła tak, jak chciał. Może...
Przypomniała się jej ta funkcjonariuszka SOC, która tak bardzo podobała się jej bratu. Dobrze ją wspominała, szkoda że okoliczności jej poznania już gorzej. Ciekawe, co się z nią działo. Raczej Roy nie miał już z nią kontaktu.
- Ja też.
Słowa, które wyrwały się z jej ust, zdziwiły nawet ją samą. Zacisnęła dłonie na podłokietnikach, przenosząc spojrzenie z brata na Keegana. Może podświadomie chciała tego spróbować. Co jej szkodziło, najwyżej ją wypierdolą z Przymierza, a szkolenie zawsze się jej przyda. Czasem warto było dowiedzieć się czegoś nowego. Czasem warto było przetestować swoje własne możliwości, zwłaszcza w chwili takiej jak ta - kiedy wszystko się zawaliło, można było zbudować coś zupełnie innego.
- Chcę do linii T. Przejdę szkolenie.
Miała wrażenie, że jest strasznie mała. Zresztą była, ale przy wszystkich tu obecnych wyglądała jak dziecko. Może tylko starsza Azjatka była jej wzrostu, ale biorąc pod uwagę, że miała jakieś sto pięćdziesiąt lat, to trudno było się dziwić.
- I chcę pancerz.
- NPC - ARMOR -
ObrazekObrazek
+10% DO OBRAZEŃ WRĘCZ | 75% SZANSY NA POWALENIE | +10% PREMIA TECHNOLOGICZNA | +10% TARCZE
Obrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [USA, Droga Międzystanowa 70] Stacja Benzynowa

20 sie 2017, o 19:45

Connel klasnął dłońmi z radości. Na twarzy znowu zagościł uśmiech, pewnie cieszył się, że udało mu się zażegnać ten jeden z problemów. Mogła kląć na Przymierze, ale będąc tam pewnie nie groziło jej żadne niebezpieczeństwo ze strony osób, które na nią polowały. Szczególnie, że widząc ludzi, którzy osłaniali jej oraz Royowi dupę, nikt o zdrowych zmysłach nie przyjdzie. Chociaż, nie mogła wiedzieć, kogo z tej całej grupy jej wrogowie mogą się bać najbardziej. Mógł to być najstarszy Hogarth, ewentualnie Sanchez lub starowinka. Każdy z nich był raczej kimś więcej niż normalnym zjadaczem chleba.
- To sytuacja nam się wyklarowała. Wnuku. – Zwrócił się w stronę Keegana. Ten w końcu puścił rękę Roya. – Zabierzesz tą dwójkę, będą potrzebować broni oraz właściwego sprzętu, w tym pancerzy. – Spojrzał na Lex i skinął do niej głową. – Teraz czas porozmawiać o ostatniej sprawie.
Starszy mężczyzna wstał ze swojego miejsca obok rodzeństwo. Wrócił na swoje poprzednie miejsce znajdujące się na końcu stołu. Jego ruch trochę się zmienił, nie był już niezdarnym dziadkiem, a żołnierzem. To chyba była jedyna wspólna cecha, jaka oni wszyscy mieli. Byli pierdolonymi trepami, od urodzenia, aż do śmierci.
- Admirał Stanford musi zniknąć z przestrzeni publicznej jak najszybciej. Po tym, co zrobił, przeszkadza on nie tylko nam. Mam wsparcie większości starych wyg, na zniszczenie jego kariery.
Zaczął naciskać coś na stoliku. Przed nimi wyświetliła się niewielka mapa. Wyglądało to na jakieś przedmieścia, nie jakieś biedne, ale konkretnie bogate przedmieścia. Stały tam same wielkie wille, niektóre nawet nie zmieniły swoje wyglądu od czasów kolonialnych.
- Rozpuściliśmy już plotki, że podczas zasadzki w mieście zginęło rodzeństwo Crimson. To powinno odwrócić od na jego uwagę na jakiś. Musimy wykorzystać ten czas najlepiej jak potrafimy, tutaj wkraczacie wy. Nasz oddział naziemny.
Skierował się w stronę rodzeństwa i Keegana. Roy nie był jakoś bardzo zaskoczony, ale najmłodszy z Hogarthów uniósł lekko brew. Pewnie też nie wiedział, co planowała ta całą starszyzna. Więc przysłuchiwał się wszystkiemu.
- Nie wyruszycie tam by go zabić. Nie. To stworzyłoby zbyt dużo pytań, plus nie chcielibyśmy zrobić z niego męczennika. Więc wyruszycie do jego domu. – Tu kamera zbliżyła się bardziej na jedną z will. – Włamiecie się do środka i podstawicie tam pewne dane. Tutaj będziesz się mogła się wykazać Alexis.
Skierował wzrok w jej stronę. Wyglądało na to, że za nim rozpocznie normalne życie będzie musiała jeszcze zamknąć tą sprawę. Sprawę człowieka, który na nią polował. Który, miał wobec niej swoje plany. Pewnie chodziło o pozbycie się ostatnich świadków, którzy mieli coś wspólnego ze wcześniejszym projektem, w którym brał udział.
- Mapy oraz schematy zostaną przesłane na wasze klucze. Lokacja to Nowy Orlean, więc tam też zabierze wasz prom. Wylądujecie w normalnie w lokalnej bazie Przymierza, my już załatwimy żeby nikt tam wam nie zaglądał w papiery.
Uśmiechnął się i oparł się wygodniej o krzesło. Keegan stał wyprostowany słysząc o nadchodzącej misji. Pomimo złamanej ręki chyba był dalej wstanie pracować. Zresztą, szli tam wykonać proste zadanie, a nie szli na wojnę.
Alexis Crimson
Awatar użytkownika
Posty: 273
Rejestracja: 2 cze 2014, o 22:05
Miano: Alexis Crimson
Wiek: 28
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Inżynier Cerberusa
Postać główna: Irene Dubois
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 21.400

Re: [USA, Droga Międzystanowa 70] Stacja Benzynowa

20 sie 2017, o 20:36

Czyli zgodzili się? Tak po prostu? Cholera, mogła poprosić o przydzielenie do oddziałów N, przynajmniej miałaby czym szpanować. Tam też na pewno mieli znajomych, którzy byli im dłużni przysługę. Skoro mieli w S, mieli w T, czemu nie tam? Mogła też poprosić o dom pod miastem. Taki z ogrodem i z basenem. I o kucyka. I tresowanego varrena. Uśmiechnęła się do swoich myśli, doskonale wiedząc, że wcale by tak nie było. Była pewna granica, której przekraczać nie mogła. Chociaż w sumie i tak przez ostatni dzień przekroczyła ich wiele. I najbardziej z tego wszystkiego to w tej chwili chciała spać. Nie wiedziała, ile czasu spędziła na łóżku szpitalnym, może wiele godzin, a jednak niezmiennie czuła się zmęczona i wykończona.
Gdy pojawił się temat Stanforda, Lex początkowo myślała, że najstarszy Hogarth mówi do kogoś innego. Do Keegana na przykład, nie do nich. Była przekonana, że już, skończyli, że będą mogli wrócić do życia. Tymczasem okazywało się, że to nie miało końca. Westchnęła cicho, krzywiąc się nieznacznie.
- Dobrze - odparła tylko.
Nie miała już siły na pytania, na dogrzebywanie się do kolejnego dna. Nie miała siły na protesty i szukanie alternatywy. Chcieli, żeby włamała się do domu Stanforda i podłożyła dane, które go pogrążą? Mogła to zrobić bez sprzeciwu. Wiadomo, po drodze będzie narzekać, najbardziej na to, że musi znosić towarzystwo Keegana, ale to nie znaczyło, że odmówi.
- Nowy Orlean - mruknęła pod nosem. - Nigdy tam nie byłam.
Spojrzała na najmłodszego Hogartha, potem na jego złamaną rękę. Jak dla niej, to do niczego się nie nadawał i najchętniej załatwiłaby to sama, z Roy'em. Ale wiedziała, że nie ma sensu się o to kłócić. Była już zrezygnowana i całkowicie obojętna. Zaczęła się zastanawiać ile czasu im to zajmie. Prawdopodobnie co najwyżej kilka godzin, po których będzie mogła wreszcie pójść gdzieś, gdzie mieli tani alkohol i głośną muzykę, a tam zapić to wszystko, co wydarzyło się dzisiaj. I nawet nie potrzebowała do tego towarzystwa.
- Kiedy? - spytała tylko, nie siląc się na inne pytania.
- NPC - ARMOR -
ObrazekObrazek
+10% DO OBRAZEŃ WRĘCZ | 75% SZANSY NA POWALENIE | +10% PREMIA TECHNOLOGICZNA | +10% TARCZE
Obrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [USA, Droga Międzystanowa 70] Stacja Benzynowa

20 sie 2017, o 21:08

- Możecie odmaszerować, od teraz będzie dowodził wami Major Hogarth.
Powiedział ojciec Keegana z delikatnym uśmiechem na twarzy. Coś musiało go rozbawić w tej sytuacji, pewnie to, że życie bywa przewrotne. Szczególnie, że jeszcze niedawno nienawidziła Przymierza, a teraz została jego żołnierz. Od tak. Jakby to, co się działo wcześniej nic nie znaczyło. Keegan wykonał regulaminowy salut, co ciekawe zrobił to też Roy.
Opuścili pomieszczenie. Pewnie mieli jeszcze inne sprawy do załatwienia, które nie dotyczyły ich. Keegan przeprowadził ich przez budynek, jednak nie na zewnątrz, a do kolejnego biura. Tym razem trudno było się domyśleć czyi, jednak było całkiem przestronne oraz na ścianach wisiały medale i pochwały. Wszystkie dla Majora Keegana Hogartha. Było ich naprawdę dużo. Poczynając od jakiś za jakieś typowe za odwagę, to za obronę Ziemi, kończąc na jakiś dziwnych jak branie udziału w operacjach za walkę z batarianami. Usiadł na fotelu za biurkiem, im wskazał kanapę. Rozsiadł się wygodniej.
- Dobra, czas żebym was wprowadził w operację oraz naszą cudowną rodzinę.
Odpalił komputer coś w nim grzebiąc. Chyba bazach danych Przymierza. Coś przestawiał, coś pisał, coś zmieniał. Nie wiedzieli, za bardzo, co, ze względu na to, że chyba pierwszy raz w życiu milczał, zamiast się przechwalać lub dogadywać. Po prostu pracował za biurkiem. Westchnął głośno.
- Kurwa, Alexis znajdź sobie męża albo zmień nazwisko.
Powiedział grzebiąc w danych. Ziewnął i się przeciągnął. Dopisał coś jeszcze, by w końcu wzrokiem zwrócić siew ich stronę.
- Podporuczniku Crimson oraz Podporuczniku Crimson. Jezu jak to debilnie brzmi. Dobra wiec, od dzisiaj nie jesteście już zwykłymi obywatelami. Oficjalnie zostaliście żołnierzami Przymierza. Witam w korpusie.
Zaśmiał się, nawet Roy lekko się uśmiechnął. Sama wiedziała, że kiedy był młodszy nawet chciał wstąpić do armii, jednak zawsze mu było nie po drodze. To bójki lub jakieś małe przewinienia nie pozwoliły mu na spełnienie swojego marzenia. Teraz one stało się prawdo. Do tego obydwoje nie zaczynali, jako zwykli poborowi, a oficerowie. Brzmiało to komicznie, biorąc pod uwagę podejście Lex do stylu wojskowego.
- Operację zaczniemy jutro, kiedy nanoboty skończą składać mi rękę. Nie jest najprzyjemniejsze, ale dostałem środków przeciwbólowych, że chyba nawet kop w jaja by mnie nie położył.
Na to bardzo szybko odpowiedział jej brat, który rozsiadł się wygodniej na kanapie.
- Chcesz, to możemy sprawdzić.
Keegan odparł prychnięciem i nie skomentował już tego. Życie potrafiło być zabawne, nawet teraz. Szczególnie, że obydwaj zachowywali się jakby nie brali niczego na poważnie. Nawet tego, że właśnie dwójka cywilów tak po prostu jest żołnierzami. Szczególnie, że ich życie na pewno się teraz zmieni. Trzeba było tylko zgadnąć czy na lepsze czy na gorsze.
Alexis Crimson
Awatar użytkownika
Posty: 273
Rejestracja: 2 cze 2014, o 22:05
Miano: Alexis Crimson
Wiek: 28
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Inżynier Cerberusa
Postać główna: Irene Dubois
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 21.400

Re: [USA, Droga Międzystanowa 70] Stacja Benzynowa

20 sie 2017, o 22:09

Nie zasalutowała, wręcz przeciwnie - spojrzała na Roy'a z politowaniem, zastanawiając się co mu strzeliło do łba. Najwyraźniej nagła przynależność do Przymierza już na niego działała. W końcu został żołnierzem, o czym marzył dość długo, a przynajmniej z tego co wiedziała. Tylko że był zbyt niezorganizowany, by coś z tym zrobić i faktycznie do tego doprowadzić. Szkoda, że trzeba było tragedii, żeby do tego doszło. Ale hej, dobrze dla niego. Mógłby tylko nie robić z siebie debila.
Wyszła za nimi, jak człowiek, bez dziwnych niepotrzebnych wymachów rękami, podążając za Hogarthem. Spoglądała na jego złamaną rękę, z jakiegoś powodu nie czując wyrzutów sumienia. Potem usiadła na kolejnym krześle, naprzeciwko biurka Hogartha. Nie miała siły jeszcze stać, albo po prostu się jej nie chciało. Jakoś nie czuła powagi chwili.
- Podoba mi się to nazwisko - odparła oschle, głównie dlatego, że miała mieć inne, ale przez nich wszystkich go nie otrzymała. Do tej pory w sumie nie wiedziała, czy Chase miał na nazwisko Hogarth, czy jednak Rodgers. Niedługo po tym, jak zginął, miał je przekazać Lex. Nie miało to znaczenia, nie teraz. Nie miała przyjąć żadnego z tych dwóch nazwisk, więc nie było sensu tego roztrząsać.
Parsknęła śmiechem, słysząc oficjalne zdanie. Dwóch Crimsonów w wojsku. No kto by się spodziewał. Wciąż miała wrażenie, że to jedna wielka farsa, ale z drugiej strony każda poprzednia godzina nią była. Zerknęła na brata, który wydawał się bardziej niż zadowolony. Nawet się cieszyła, że to jej sugestia do tego doprowadziła. Pewnie sam nawet by nie spytał, nie poprosił.
- Jesteśmy teraz poważanymi obywatelami - poinformowała brata. - I mamy zniżki w transporcie publicznym.
Wzruszyła ramionami. Nadal nie działało. Może dotrze do niej jutro rano, kiedy będzie musiała wstać z łóżka i zgłosić się gdzieś indziej, niż zwykle, albo za kilka dni, gdy zaproszą ją na szkolenie. Nie pamiętała, kiedy ostatnio była na jakimś. Od tamtego czasu nauczyła się wiele, ale nieoficjalnie. Te pewnie będą bojowe, w końcu musi coś umieć, gdyby znów przyszło co do czego.
- Pytałam kiedy - powtórzyła. - Kiedy mamy lecieć do Nowego Orleanu. Chciałabym wiedzieć, czy mam znaleźć sobie zestaw stymulantów, czy łóżko - potarła skroń palcami prawej ręki. Nadgarstek bolał ją, prawdopodobnie po upadku. Tak samo bolało też żebro, ale nie do tego stopnia, by utrudniało poruszanie się. - I ile to potrwa. Skoro ma nami dowodzić major Hogarth, to niech Major Hogarth łaskawie zaplanuje mi najbliższe kilka godzin.
- NPC - ARMOR -
ObrazekObrazek
+10% DO OBRAZEŃ WRĘCZ | 75% SZANSY NA POWALENIE | +10% PREMIA TECHNOLOGICZNA | +10% TARCZE
Obrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [USA, Droga Międzystanowa 70] Stacja Benzynowa

20 sie 2017, o 23:46

Keeganem przewrócił oczami. Wzrok przeniósł na Alexis. Cmoknął ustami kilka razy. Palcami postukał w biurko. Otworzył, jedną z półek. Nagle na meblu wylądowały papierosy i popielniczka. Odpalił jednego, a paczkę rzucił w jej stronę.
- Jezu Lex. – Spojrzał na zegarek. – Ledwo od 5 minut jesteś w przymierzu, a już zachowujesz się jak profesjonalny żołnierz. Niewiarygodne jak służba potrafi zmienić człowieka.
Zaśmiał się, ale od razu wziął się do roboty. Na wyświetlaczu zmienił się obraz, nie znajdowały się już tam żadne tabelki, a mapy. Siedział tak przez chwilę. Zaciągnął się po raz kolejny. Wstukał coś. Znowu całkowicie milczałby po jakimś czasie znowu podjąć temat.
- Więc tak jak mówiłem, operację zaczynamy jutro, co oznacza, że lecimy też jutro.
Spojrzał na nią jak upośledzoną z tym swoim uśmieszkiem pełnym smutku z jej braku konstruktywnego myślenia. Roy tylko zaśmiał się z siostry, która jak widać nawet za bardzo niesłuchaną tego, co mówił Keegan. Jednak szybko przestał gdyż, spodziewał się jej reakcji. Nie chciał dostać pięścią w bok.
- Spokojnie, stymulantów nie masz, co szukać. Jakby nie patrzeć właśnie jesteś na odwyku. Dostaniecie czysty pokój. Dzisiejszej nocy będziecie spać razem, jedyne, co trzeba wam skołować to wyposażenie i broń. Kiedy, już się z tym uporamy to dostaniecie czas wolnych. Pokaże wam gdzie jest stołówka, siłownia, prysznice i cała reszta.
Roy się skrzywił. Chyba średnio mu pasowało spanie z siostra w jednym pokoju. Nie mieli już 8 i 12 lat, żeby spać razem. Teraz byli w wojsku, a tutaj nikogo to nie obchodziło. Musieli spać razem i tyle. Powinni się cieszyć, że nie będą spać w koszarach jak reszta żołnierzy. Są oficerami, więc mogli dostać coś lepszego od reszty.
- Co do Nowego Orleanu, nie powinno to potrwać dłużej niż 2 dni. Przylecimy na miejsce, udamy się do safe house’u. Tam przygotujemy się do włamania oraz opracujemy szczegółowy plan. Chociaż chłopaki, już ponoć nad tym pracują.
Kiedy usłyszał, że ma jej zaplanować najbliższe godziny to, aż wybuchł śmiechem. Nie dość, że był teraz ich dowódcą to jeszcze miał im planować życie. Takiego obrotu sprawy pewnie się nie spodziewał się. Usadowił sobie papierosa w ustach.
- Więc tak, Roy. Jeśli chodzi o ciebie, to dzisiaj będziesz miał specjalne zadanie. Czyli ocenę sprawności fizycznej oraz mały kurs strzelania. Za to ty droga Alexis, przejdziesz się razem ze mną do skrzydła technicznego. Chłopaki z R&D już słodko tupoczą nóżkami na myśl, że będą mogli dzisiaj z tobą pracować i pokazać ci, na jakiej technologii będziesz pracować. Są jakieś pytania jeszcze?
Oparł się o swój biurowy fotel. Wyglądał w nim jak kierownik jakiejś małej firmy, a nie wielki Pan Major. Czekał na ich pytania. Pewnie chciał ich odprawić jak najszybciej. Pewnie miał jeszcze inny sprawy na głowie. Można było założyć, że będzie jeszcze musiał odwiedzić blok medyczny. Z taką ręką nie miał prawa normalnie pracować.

Wróć do „Ziemia”