Ojczysta planeta ludzi wkracza w złoty wiek - rozwojowi ulega przemysł, handel i sztuka. Postawiono na ekologię i lepiej zagospodarowano teren, dzięki czemu wszystkim, teoretycznie, żyje się lepiej, choć prawdę mówiąc stale rośnie przepaść między biednymi i bogatymi mieszkańcami.
LOKALIZACJA: [Gromada Lokalna > Układ Słoneczny]

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12104
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

[USA, Alaska] Cordova

3 lut 2021, o 00:11


Ultima Cena
Mistrz Gry: Hawk
Gracze: Vex


I
“The meaning of life is that it stops.”
― Franz Kafka


Wyświetl wiadomość pozafabularną
Światło dnia niespostrzeżenie zakradło się do toru wyścigowego, sącząc pomiędzy piętrzącymi się dookoła nich budynkami. Płosząc zawodników i rzednący tłum oglądających jak znak, sygnalizujący powrót do domów, i codzienności, z której wyjęte było życie nocne Vancouver. Bogaci o doświadczenia i ubodzy o spore sumy kredytów, leniwie powrócili na Elpis pierwszym, dostępnym promem, który powiódł ich przez mieniące się kolorami poranka, kanadyjskie niebo.
Ich rozregulowany kosmicznymi podróżami cykl dnia i nocy nie zachęcał do przymknięcia powiek choćby na chwilę. Niebieskowłosa po krótkiej chwili odpoczynku znów znalazła się w mesie, parząc sobie kawę jak każdego, umownego rana w ostatnim spędzonym przez nich wspólnie czasie. Radość z zastrzyku emocji, który przyn iósł jej awans i ich pełen wrażeń koniec poprzedniego dnia powoli ustępowały niepewności i zdenerwowaniu.
- Wysłałam wiadomość - wydusiła z siebie, podnosząc wzrok znad omni-klucza, w który wpatrywała się od dłuższego czasu. Pisząc, zmazując, nagrywając i usuwając, ubierając te proste, kilka zdań w wiele różnych form. - Napisałam, że potrzebujemy pomocy - dodała, szybko, urywanie, wyłączając od razu urządzenie i odwracając wzrok od turianina, jakby nie chciała, żeby poruszył ten temat.
Powrót po latach odkładał się na jej barkach, obciążając je nerwami i niezdecydowaniem. Być może nie zaczęła swojego komunikatu od interesownego odzywam się, bo czegoś chcę, niemniej nie pokazała jego treści Viyo, ani też nie odpowiadała treściwie, gdy próbował niezobowiązująco na ten temat ją zagadnąć.
- Ubierz się ciepło - poleciła mu, chwytając kubek ze swoją kawą i opuszczając mesę pośpiesznie, jakby każda, spędzona w jego obecności chwila była zwiększającym się ryzykiem powiedzenia, lub usłyszenia czegoś, czego poruszenie nie wchodziło dla niej w grę.
Vancouver było zimne. Tam, gdzie lecieli, temperatura miała tylko i wyłącznie spaść. Gdy Volyova stanęła w przejściu, gotowa do drogi, miała na sobie czarny golf, a w dłoniach trzymała kurtkę. Splątane wcześniej włosy zaczesała na jedno ramię, odkrywając jedne policzek i tym samym puklami zakrywając drugi, naznaczony trzema, wąskimi bliznami.
- Cordova nie ma lądowisk publicznych na tak wielkie statki. Za to na lądowanie promem musielibyśmy uzyskać pozwolenie, ale myślę, że Widmo Rady sobie z tym poradzi. - uśmiechnęła się lekko, pokrzepiająco, jakby do samej siebie gdy wchodzili do wnętrza taksówki.
Wstukanie odpowiedniego adresu wymagało odpowiedniego, dwukrotnego potwierdzenia ze strony interfejsu, domagającego się znacznie wyższej zapłaty za dalekodystansowe loty. Podróż miała potrwać godzinę, w czasie trwania której wydostanie jakiejkolwiek odpowiedzi z niebieskowłosej było zadaniem żmudnym. Wpatrzona w obraz na zewnątrz, pogrążona była we własnych myślach.
Cordova była małym, niegdyś rybackim miastem, którego na próżno było szukać wzrokiem aż do samego końca ich lotu. Skryta pomiędzy wysokimi, śnieżnymi szczytami, była oddzielona od wielkich aglomeracji zarówno górskimi pasmami, gęstymi lasami i rzeką, przy której ujściu się znajdowała. Licząca sobie zaledwie dziesięć tysięcy mieszkańców, przypominała nieco kolonię, o niskich, gęstych zabudowaniach skupionych w samym centrum i luźnych kompleksach wbudowanych w skałę. Na rzece unosiły się zmodernizowane łodzie, a nad budynkami dostrzec można było tylko jeden, inny prom.
Tak jak Maya zgadywała, odznaka Widma upoważniała ich do lądowania. Prom obrał jedyne, dostępne dla nich lądowisko za swój cel, nim niebieskowłosa nie przecisnęła się na przednie siedzenie. W tej krótkiej chwili względnej samotności, nim dołączył do niej z przodu turianin, schowała ciche westchnienie.
Aktywowała omni-klucz, kierując taksówkę w inne miejsce, podając konkretny adres. Prom wzniósł się wyżej, rezygnując pod jej wpływem z rozpoczętego lądowania. Zamiast tego, przelecieli ponad miastem, kierując się w stronę piętrzących gór. Gęsto porośnięta budynkami powierzchnia zaczęła rzednąć pod nimi, gdy infrastruktura stawała się mniej zbita, a pomiędzy budynkami pojawiały się plamy zielonej trawy. U podnóża górskiego szczytu, taksówka zatrzymała się w powietrzu, z wolna obniżając swój lot. Gdy znaleźli się odpowiednio nisko, dostrzegli otaczające teren posesji, metalowe ogrodzenie, a także opartego o nie mężczyznę.
Prom opadł na miękką trawę, domagając się zapłaty za kurs. Niebieskowłosa nawet nie drgnęła, choć ciężko było zrzucić to na jej brak jakichkolwiek manier czy środków na koncie. Jej wzrok utkwiony był w sylwetce na zewnątrz.
Zaklęła cicho, sięgając do drzwi promu, które pod wpływem jej dotyku otworzyły się z sykiem. Wpuszczone do środka powietrze uderzało w nozdrza, pozostawiając po sobie niemal bolesne pieczenie w klatce piersiowej. Rześkie i lodowate, nie przypominało w żaden sposób tego, którego uświadczyć mogli na statku, ani w miejskich aglomeracjach.
- Jesteś - westchnął mężczyzna, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w wysiadającą dwójkę. Niemal nie dostrzegał obecności towarzyszącego jej turianina. - Nie uwierzyłem w to, co napisałaś. Dalej nie wierzę.
Na pierwszy rzut oka wyglądał na człowieka pracującego. Nie za biurkiem, nie przy terminalu czy papierkowej robocie. Jego dłonie i krzepka budowa poświadczały o jego zawodzie. Włosy i zarost przyprószone miał siwizną, a wokół oczu zmarszczki, których brakowało wokół ust. Nie wyglądał na człowieka, który uśmiechał się za często.
- Jestem - odpowiedziała, stając przed nim, niepewna własnych słów i jego reakcji. - Przepraszam, tato.
Pomimo wymalowanego na twarzy mężczyzny szoku, nie pozwolił jej powiedzieć nic więcej. Podszedł zamiast tego bliżej, wyciągając ku niej ręce i chwytając ją w ramiona, przyciągając do siebie. Wypuścił powietrze z ust w cichym geście nieopisanej ulgi, nim odsunął się lekko, przyglądając się z bliska twarzy, której nie spodziewał się kiedykolwiek zobaczyć.
Zmarszczył lekko brwi, odgarniając jej włosy za ucho, opuszkiem palców muskając poharatany bliznami policzek. Widząc, jak odwraca wzrok, przymknął usta, gotowe do skomentowania tego widoku.
- Zmieniłaś włosy - zauważył zamiast tego, uśmiechając się lekko.
Odwzajemniła ten gest, choć wierzchem dłoni, pośpiesznie otarła z kąciku oka łzę. Niemal od razu się odsunęła, nie chcąc dać ponieść się emocjom. - Niewiele cię ominęło - potwierdziła, kiwając głową. Rozejrzała się dookoła, po pustym polu i widniejącym za jego plecami domu. - Gdzie...
- Nie powiedziałem jej - odrzucił, nie dając jej skończyć i uśmiechnął się przepraszająco. - Sama musisz ponieść ten krzyż i życzę ci powodzenia - dodał z rozbawieniem, klepiąc ją po ramieniu w geście pocieszenia.
Dopiero wtedy jego wzrok powędrował do stojącego obok turianina, jakby wcześniej nie zdawał sobie sprawy z jego obecności. Wyminął córkę w miejscu, wyciągając ku niemu rękę w powitalnym geście.
- Arkadij Volyov - przedstawił się, przyglądając Viyo z zainteresowaniem. - Podobno potrzebujecie mojej pomocy, ale nie znam żadnych szczegółów.
Ostatnio zmieniony 11 lip 2023, o 00:06 przez Mistrz Gry, łącznie zmieniany 1 raz.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [USA, Alaska] Cordova

4 lut 2021, o 15:34

Powrót na Elpis przypominał powolne wybudzanie się z surrealistycznego, tak bardzo upragnionego snu. Emocje pobudzone przez ostatnie godziny wsłuchiwania się w ryk ścigających się pojazdów, przez okrzyki widowni upojonej adrenaliną, przez masową energię tłumu wspólnie pochłoniętego jedną atrakcją, teraz leniwie opadały, pozostawiając po sobie pozytywne zmęczenie i przygasając do tlących się węgielków radości. Noc ustępowała miejsca porankowi; niebo jaśniało, a żegnające ich wieżowce Vancouver zaczynały wyłaniać się z ciemności, obrysowywane pomarańczową łuną wyłaniającego się zza horyzontu słońca.
Nie był to sen do których przywykli. Nie było tu koszmarów, nie było niespokojnych wizji wywołanych nieustającym napięciem organizmu, nie było obrazów po których budzili się zlani lodowatym potem. Wspólna kolacja w cichej, przyjemnej atmosferze restauracji oraz udział w towarzyskim wydarzeniu stanowiła codzienność zwykłych ludzi, której tak bardzo łaknęli po tygodniach i miesiącach wypełnionych hukiem wystrzałów, niebezpieczeństwem i przelewaną krwią. Po ich własnej codzienności, przez którą nawet takie przyziemne rzeczy stanowiły abstrakcyjne marzenie, z pozoru niedostępne dla ich gatunku.
Krótki odpoczynek w znajomych, czterech ścianach, które nazywał domem, pozwoliły na łagodne wybudzenie się z tego snu i przywitanie nowej rzeczywistości z większym spokojem oraz akceptacją, nawet pomimo rozregulowanego organizmu i nieregularnego cyklu dobowego, który kultywowali przez ostatnie kilka dni. Kiedy ponownie znaleźli się w mesie, bez słów odruchowo wracając do niepisanego trybu życia, nie zakwestionował ich wyborów i po prostu również sięgnął po swój kubek z kawą. Zmagania Mayi były widoczne na jej twarzy, w jej spojrzeniu i nerwowych gestach wystarczająco wyraźnie, by wiedział żeby nie naciskać. Kiedy poinformowała go o swojej wiadomości, po prostu skinął głową, śledząc ją spojrzeniem. Chciał ją pocieszyć i pokrzepić, ale wyglądało na to, że żadne słowa nie mogły teraz odsunąć narastającego napięcia. Logika uciekła przed naporem obawy, paradoksalnie o wiele silniejszej niż ta, która towarzyszyła im na minuty przed wskoczeniem prosto w ogień i burzę pocisków. A wraz z nią uciekła Maya, czmychając z mesy i pozostawiając go swoim własnym myślom.
Rozumiał ją. Chociaż czasami mieli inne podejścia do różnych tematów, tak ten był mu w pewien sposób znajomy. Jej własne zmagania z napisaniem wiadomości sprawiły, że on również zaczął myśleć o rozmowie, która go czekała. Sam czuł się podobnie nie tak dawno temu, gdy otwierał komunikator do swojej siostry, nie wiedząc jakie emocje zastanie po drugiej stronie. Rozum podpowiadał jedno, ale serce skręcało się w strachu przed drugim, utrudniając słuchania logicznych argumentów. Z Mayą nie było inaczej.
Te ostatnie kilka minut samotności w mesie poświęcił na napisanie własnej wiadomości. Do swojej rodziny. Do Maerii. Do rodziców. Oni również zasłużyli na wyjaśnienie oraz spokój ducha, nawet jeżeli na razie odsunął bezpośrednie połączenie na dalszy plan, na swój sposób również podświadomie unikając konfrontacji z konsekwencjami własnych działań. Jego wiadomość była jednak o wiele prostsza niż ta który musiała przygotować biotyczka - zawierała potwierdzenie tego co zapewne przekazała im Rada o tym, że został oczyszczony z zarzutów oraz obietnicę, że skontaktuje się z nimi na przestrzeni najbliższych dni jak tylko załatwi ostatnie rzeczy, które zbyt szybko zmusiły go do opuszczenia Cytadeli i będzie wiedział na czym stoi. Oraz przeprosiny.
Te ostatnie stanowiły najtrudniejszy element, bo nie było słów które mogłyby oddać w komunikatorze to wszystko co chciał przekazać. Mae ostatecznie zrozumiała, gdy z nią rozmawiał, ale jego rodzice zasługiwali by usłyszeć to samo.
Koniec końców wiadomość poleciała w eter, a on z krótkim westchnięciem dopił kawę, przemył kubek pod bieżącą wodą i udał się do swojej kajuty. Wspomnienia ostatnich kilku godzin wciąż były jednak na tyle wyraźne, by nie przytępiło to jego pogody ducha, która umościła się na dnie jego umysłu, pozwalając na nowe zapasy ostrożnego optymizmu.
Jakiś czas później odnalazł Mayę w wyjściu z Elpis. Podobnie jak ona ubrany był w ciemny golf, ale jego szyję zdobił dodatkowo jasny, szeroki szalik, który owinął sobie dookoła i którego dwóm ramionom pozwolił swobodnie zwisać po obydwu stronach obecnie rozpiętej kurtki.
- Zobaczymy co da się zrobić - odparł odwzajemniając jej uśmiech krótko. Kiedy wsieli do promu, również zajął miejsce z tyłu, by móc odprowadzać wzrokiem oddalające się powoli za oknem Vancouver. Ich wycieczka miała tym razem trwać dłużej niż zwykle, co zapewne nie ułatwiało uspokojenie się w obliczu oczekiwania na cel znajdujący się jej końcu. Widział to w złotych tęczówkach Mayi odbitych na powierzchni szyby, widział to w jej napiętej sylwetce. Kilka pierwszych minut próbował odwrócić jej myśli chociaż na chwilę, zagadując ją na różne tematy, ale ostatecznie napotkał zbyt znajomy opór wewnętrznych murów kobiety, więc porzucił ten pomysł, pozwalając jej obracać się we wnętrzu jej własnej głowy i samemu również odwrócił spojrzenie na widoki za oknem.
Po godzinie lotu, gdy zaczęli zbliżać się do małej, rybackiej mieściny, jasnym się stało, że Cordova odbiega swoim klimatem od miejsc, które odwiedzali do tej pory. Kiedy prom zaczął zniżać lot, a pokładowa WI poinformowała ich o zbliżaniu się do celu, oderwał się od omni-klucza na którym przez ostatnie kilka minut przeglądał pliki zebrane z Chasci i ponownie wyjrzał za okno, przyglądając się małemu miasteczku. Dachy przykryte białą pierzyną śniegu i piętrząca się na horyzoncie linia gór miały swój własny urok, którego brakowało skutej lodem Chasce czy pokrytej wieczną zmarzliną AZ-102. Cordova przypominała niewielki przytułek otoczony dziką, mroźną naturą, oddzielający ją od trosk całego świata; nie było tu szumu ogromnych miast, cieni rzucanych przez strzeliste wieżowce, tłumów ludzi przeciskających się ulicami czy trąbienia niezliczonego roju pojazdów wypełniającego przestworza. Powietrze kuło w płuca tysiącem igiełek, ale było świeże, czyste.
Kiedy Maya wpisała nowy adres i pojazd zmienił kurs, on również przesiadł się na przód. Zdenerwowanie niebieskowłosej pozwoliło mu całkowicie zapomnieć o swoim własnym napięciu, które teoretycznie powinien odczuwać na nadchodzące spotkanie, a o którym kiedyś żartobliwie wspomniał podczas jednej z ich rozmów, wspominając chęć zrobienia dobrego wrażenia na jej rodzicach. W przeciwieństwie jednak do kobiety, nie podzielał jej obaw, wierząc w pozytywne zakończenie tego spotkania. Gdy prom zaczął podchodzić do finalnego lądowania i jej oczy wypatrzyły postać oczekującą na nich na lądowisku, obrócił się lekko w jej stronę i wyciągnął do niej rękę, kładąc dłoń na jej dłoni, ściskając ją delikatnie w geście otuchy. Jeżeli spojrzała w jego stronę, uśmiechnął się tylko pokrzepiająco, odwzajemniając jej wzrok spokojnym spojrzeniem jego własnych, zielonych tęczówek.
- Wszystko będzie dobrze.
Mroźny wiatr wtargnął do wnętrza pojazdu, gdy tylko biotyczka otworzyła drzwi. W milczeniu podciągnął suwak kurtki pod brodę i poprawił szalik, po czym odwrócił się do terminalu promu, aktywując omni-klucz, żeby zapłacić i dać Mayi te kilkanaście pierwszych sekund prywatności. Nie spieszył się ze wprowadzaniem kwoty, wysiadając dopiero, gdy program potwierdził otrzymanie zapłaty. Widząc kobietę w objęciach ojca uśmiechnął się tylko mimowolnie i zatrzymał w niedalekiej odległości, zaplatając dłonie za plecami i nie narzucając się swoją obecnością. Chociaż wierzył w ich szczęśliwe spotkanie, zastrzyk ulgi towarzyszący niebieskowłosej udzielił mu się odrobinę, rozpalając w klatce piersiowej. Oboje zasłużyli na więcej niż te kilka sekund pojednania.
Ojciec Mayi pasował do tych szczątkowych opisów, które udało mu się na przestrzeni miesięcy wyciągnąć z kobiety podczas ich wspólnych rozmów. Dość szorstka aparycja miękła, gdy spoglądał na córkę, ujawniając coś więcej pod surową maską, a dłonie i postawa pasowały do człowieka pracującego w warsztacie. Kiedy zwrócił się w końcu jego stronę, dostrzegając go obok promu, uśmiechnął się krótko na powitanie.
- Vexarius Viyo - odpowiedział, wyciągając rękę i odwzajemniając uścisk. Skinął głową twierdząco na jego pytanie, ale nie skorzystał z okazji. - Potrzebujemy. Ale nie na tyle pilnie, bym miał serce przerywać wam nacieszenie się córką, a Mayi rodziną - dodał miękko. - Moja prośba może poczekać. Możemy omówić ją później w dyskretniejszym miejscu, jeżeli nie miałby pan nic przeciwko temu.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12104
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [USA, Alaska] Cordova

5 lut 2021, o 23:04

Wiatr, który co jakiś czas unosił niebieskie włosy biotyczki był mroźny. Smagał twarz, szczypiąc, pozostawiając na policzkach Volyovej zaczerwienie. Pomimo tego, nie drżała z zimna, a podwórko przed samym domem rodzinnym nie było zaśnieżone. Kilkaset metrów dalej wzgórza przechodziły jednak w górskie szczyty, które pokrywała pierzyna białego puchu.
Zimno nie przeszkadzało dwójce ludzi, którzy ubrani byli dość skąpo. Kurtka wciąż tkwiła w dłoniach kobiety, która najwyraźniej zapomniała jej założyć. Mimo tego, że na pokładzie Elpis zwykła zasuwać zamek bluz pod samą szyję i chować dłonie w rękawach, Ziemskie chłody Vancouver i Cordovy wydawały się nie wywierać na niej tego samego efektu.
Arkadij wyglądał na człowieka, którego lata spędzone w chłodnym klimacie czy zimnym doku zdążyły zahartować. Ich oddech pozostawiał w powietrzu unoszącą się parę, lecz miał na sobie tylko szary sweter, do którego kieszeni wsunął po chwili dłonie. Przyglądał się turianinowi przez chwilę, w której w jego oczach zabłysło zainteresowanie. W przeciwieństwie do Vexa, nie wydostał wcześniej z córki żadnych, nawet szczątkowych informacji na jego temat. Widmo było dla niego niewiadomą, a nawet sam turianin nie miał świadomości tego, do jakiego stopnia był dla jej osoby obcy. Nie pokazała mu wysłanej przez siebie wiadomość - być może nawet nie wspomniała o tym, że pojawi się w jego towarzystwie. Jej powrót zza hipotetycznego grobu skutecznie odwracał uwagę od obecności Viyo, choć Volyov pamiętał o manierach, przynajmniej podstawowych.
Skinął głową na dźwięk jego słów, po czym obrócił się do nich bokiem, wskazując im dom, od którego dzieliło ich kilka metrów.
- Pogoda ma się pogorszyć niedługo - odrzekł, wyciągając dłoń z kieszeni po to, by strapiony podrapać się po głowie. - Wejdźmy do środka.
Maya przystała na jego sugestię, dopiero teraz obracając głowę w kierunku turianian. Uśmiechnęła się do niego lekko, jak gdyby bez przekonania, bo gest ten wciąż zabarwiony był obawą. Ojciec stanowił wyłącznie element układanki - mały strzępek obawy, której źródło leżało wewnątrz znajomych, czterech ścian i znajdującej się tam rodzicielki.
Arkadij ruszył wydeptaną ścieżką w górę, w kierunku wejścia, po krótkiej chwili niezastanowienia, podczas której każdy czekał na ruch kogoś innego. Mężczyzna wydawał się również ruszać z lekkim ociąganiem, jakby wcale nie śpieszyło mu się do wejścia do środka, choć był w zupełnie innym położeniu niż niebieskowłosa.
Na wycieraczce przystanął, wyciągając ku Mayi rękę. Objął ją ramieniem, wysuwając przed siebie w pół opiekuńczym geście, który jednocześnie wypchał ją do przodu jako pierwszą. Pozostała dwójka weszła do środka za nią, stając, gdy niebieskowłosa zatrzymała się w przejściu, rozglądając dookoła.
Stanęli w małym przedpokoju wychodzącym od razu na salon połączony z aneksem kuchennym. Przedpokój przekształcał się w korytarz idący dalej, wgłąb domu, oddzielony od salonu schodami biegnącymi na piętro. W części wspólnej na samym środku stał duży stół jadalniany z pasującymi do siebie krzesłami. Kuchnię od reszty pomieszczenia oddzielała wyspa, na której leżała sterta jakichś papierów i datapadów, a także wazon z nieznanymi Viyo kwiatami, których zapach sięgał aż korytarza.
- Elana, kochanie... - głośno rzucił w eter mężczyzna, rozglądając się dookoła.
- Pracuję! - odkrzyknął głos dobiegający zza uchylonych drzwi, prowadzących do gabinetu. Brzmiał kobieco i melodyjnie, choć był na tyle doniosły, jakby jego właścicielka stała tuż obok.
- Możesz tutaj podejść?
- Obiad jest w lodówce!
Arkadij znów podrapał się po głowie, strapiony. Maya uśmiechnęła się lekko, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej. Powoli ruszyła wgłąb pomieszczenia, rozglądając się z zastanowieniem po znajomym salonie.
Do wnętrza wpadało światło przez trzy, wielkie okna o zaokrąglonych rogach. Wnętrze urządzone było w dość staromodnym, ale też bogatym stylu. Meble wykonane były z ciemnego drewna. Kanapa i dwa fotele stojące na środku były skórzane i wyglądały na bardzo wygodne. Telewizor zawieszony był na ceglanej ścianie tuż nad kominkiem, w którego wnętrzu paliło się prawdziwe drewno, a ze środka wydobywało ciepło. Na półce nad kominkiem ułożone były dziesiątki zdjęć w ramce i pamiątek.
- Naprawdę myślę, że powinnaś tutaj przyjść.
Z wnętrza gabinetu dobiegło ich szuranie odsuwanego krzesła, a zaraz po nim stukot uderzających o panele obcasów. Drzwi uchyliły się szerzej, a z wnętrza wyszła elegancko ubrana, wysoka kobieta. Włosy miała brązowe, krótkie, kręciły się w naturalny sposób. Na twarzy zaznaczone były delikatne linie początkujących zmarszczek, a usta wygięte były w lekkim, spokojnym uśmiechu. Jej wzrok był znajomy - oczy połyskiwały lekko w kolorze miodu. Jej rysy twarzy były łagodniejsze niż te, które odziedziczyła młoda Volyova, a cera odrobinę ciemniejsza, jakby opalona pomimo otaczającego ich, mroźnego klimatu. Pomimo tego, podobieństwo było uderzające.
Zatrzymała się w miejscu, z rozchylonymi lekko ustami, jakby przymierzała się do odpowiedzenia swojemu mężowi. Na widok Volyovej zachłysnęła się powietrzem, a po bardzo krótkiej chwili ruszyła do przodu, z rękoma szeroko rozłożonymi w obie strony, łapiąc córkę w objęcia.
- Myślałam, że nigdy cię nie zobaczę - wydusiła z siebie prosto w zmierzwione, niebieskie włosy, głosem drżącym od emocji. - Wróciłaś, tak się cieszę.
- Żyję - potwierdziła biotyczka, lekko zmieszana i odsunęła się delikatnie od matki, która natychmiast puściła jej ciało, umożliwiając jej nabranie dystansu, jeśli tego chciała.
- Nie wątpiłam w to ani chwili - odrzuciła, uśmiechając się szeroko. Na krótką chwilę umilkła, przyglądając się córce w ciszy. Gdy jej wzrok natrafił na blizny przecinające jej policzek, w oczach pojawiło się zatroskanie, a uśmiech lekko zblednął. - Co się stało? - spytała cicho, a widząc, jak dziewczyna pochyla nieco głowę, zasłaniając swój profil, westchnęła lekko. - Wiesz, że zawsze mogłaś ze mną porozmawiać, kochanie. Zawsze...
- Wiem, przepraszam - ucięła Maya, kiwając głową w geście, który kobieta zrozumiała, przywołując swój wyraz twarzy do tego, jakim był poprzednio. Nie drążąc ani nie naciskając, po prostu odsuwając się lekko.
- Twój pokój wciąż jest... - zagadnął Arkadij, w reakcji na co Volyova ruszyła prosto w stronę schodów.
- Świetnie! - rzuciła rezolutnie, choć Viyo znał ją na tyle, by widzieć jej ucieczkę. Od rozmowy i potencjalnych pytań, nawet teraz i tutaj.
Arkadij uniósł lekko brwi, spojrzał pytająco na swoją żonę i, dostrzegając konsternację w jej oczach, uśmiechnął się lekko.
- Pójdę z nią - oświadczył, ruszając za córką.
Elena podparła boki rękoma, obracając się tyłem do turianina, za to przodem do pierzchającego męża, któremu przyglądała się niczym drapieżnik dostrzegłszy zwierzynę.
- Wiedziałeś o tym? - spytała dobitnie, sprawiając, że zatrzymał się, z jedną nogą na pierwszym stopniu drewnianych schodów. Obrócił się i odwzajemnił spojrzenie kobiety z kamienną twarzą.
- Oczywiście, że nie - skłamał wprost, odwracając się z powrotem i ruszając w górę, pozostawiając starszą Volyovą i Viyo w gęstej otoczce zakłopotania.
Włoszka westchnęła lekko, ale jej twarz była nieprzenikniona. Jeżeli nie uwierzyła w słowa mężczyzny, nie dała tego po sobie poznać. Odwróciła się na pięcie w stronę Vexariusa i uśmiechnęła serdecznie, jak gdyby cała ta niezręczna sytuacja nie miała przed chwilą miejsca. Wyciągnęła ku niemu rękę na powitanie.
- Elena, bardzo miło mi cię poznać - przywitała się, po czym ruszyła do wejścia do swojego gabinetu po to, by zamknąć drzwi. - Musimy dać jej czas. Odgrzeję... - urwała, przypominając o tym, że jej nowy gość był turianinem. - Zamówię nam obiad. I tak by nie starczyło dla wszystkich, Maya je za trzech - machnęła ręka, wchodząc do kuchni i sięgając do minibarku. - Tymczasem, wina? Gdzieś tutaj mamy na pewno Chatti...
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [USA, Alaska] Cordova

6 lut 2021, o 23:16

[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=W1V22fI ... e=youtu.be[/youtube]
kradnę
Vex skinął głową na słowa mężczyzny, również obracając wzrok na mieszkanie Volyovów. Dom stanowił element życia Mayi sprzed okresu, w którym dane było mu ją poznać, nawet sprzed czasów w których służyła jako żołnierz oraz N7. Był tą namiastką przeszłości o której niechętnie opowiadała, a która była mieszanką gorzko-słodkich wspomnień o tym co było oraz co nieuchronnie się zbliżało, żeby być. To tutaj się wychowała i to tego miejsca spodziewała się już nigdy nie zobaczyć po tym co wydarzyło się na AZ-99 oraz później. Powrót tutaj... Potrafił zrozumieć jej napięcie i strach. Jedną rzeczą były powtarzane obietnice, w które chciało się wierzyć, a inną ich spełnienie wbrew wszystkiemu co sugerowało życie.
Podświadomie obrócił twarz w jej stronę, podchwytując jej spojrzenie i niepewny uśmiech. Odwzajemnił go pokrzepiająco i kiwnął nieznacznie głową, w ten sposób próbując dodać jej otuchy na odległość, która ich dzieliła - mogło się wydawać, że stawali przed większymi wyzwaniami, ale serce nigdy nie chciało słuchać rozsądku. Szczególnie, gdy chodziło o coś czego pragnęło się tak mocno, że aż przyprawiało to o fizyczny ból.
Wsunął dłonie do kieszeni kurtki, gdy ruszyli w stronę domostwa, pozwalając im iść przodem. Być może dysponował większą ilością wiedzy o rodzicach Mayi niż oni o nim, ale nie było tego wiele. Pamiętał, że Arkadij pracował w zespole z obcymi, ale niebieskowłosa biotyczka wspominała o tym tylko w kontekście rzeczy, które wydarzyły się lata temu - gdy wszystko wciąż było nowe, gdy ludzie dopiero co przeskoczyli przez swój Przekaźnik, gdy obecność turian i innych ras wciąż stanowiła egzotyczny widok na Ziemi. Jej matka natomiast... Dopiero, gdy przechodził przez próg ich mieszkania, zorientował się, że kobieta stanowi taką samą niewiadomą dla niego, co on dla nich. Maya nie opowiadała o niej zbyt wiele. Prawda była taka, że poza jednym zdaniem, nie pamiętał żeby opowiadała cokolwiek.
Wnętrze domu przywitało ich przyjemnym ciepłem wydobywającym się z pobliskiego kominka. Drwa trzaskały cicho, trawione przez ogień, który pomagał pozostawić mróz Cordovy za progiem drzwi i który odsuwał w niepamięć zimno szczypiące po opuszkach palców oraz twarz. Vex otrzepał buty na wycieraczce, przechodząc dalej, ale zatrzymał się w tle, gdy i pozostali się zatrzymali. Jego tęczówki przesunęły się po przedpokoju oraz po salonie, taksując wzrokiem meble i na dłużej zatrzymując się na oprawionych w ramki zdjęciach postawionych nad kominkiem. Mieszkanie Volyovów stanowiło miłą odmianę od miejsc, które odwiedzali ostatnimi czasy. Przytulne cztery ściany w maleńkiej mieścinie były tak inne od zimnych stacji kosmicznych, czystych jasnych korytarzy Elpis, wybuchających placówek czy więzień skąpanych w szkarłatnym świetle lamp alarmowych, jak tylko się dało.
Również uśmiechnął się pod nosem na wymianę zdań między kobietą w gabinecie, a jej mężem. Było coś w tym prostego i przyjemnego, nawet jeżeli niespodzianka czekająca w sieni była czymś o wiele bardziej skomplikowanym niż zwykły prezent. Dotarło jednak również do niego, że chociaż wiedział czym zajmował się ojciec Mayi, tak jego matka w tym aspekcie również pozostawała tajemnicą. Tajemnicą, która zeszła jednak na dalszy plan, gdy kobieta wyszła z pokoju i kiedy przyciągnęła do siebie córkę, szybko pokonując pierwszy szok. Podobieństwo między nimi było nie do podważenia, nawet jeżeli dzieliła je różnica wieku. Podobne rysy twarzy, te same tęczówki pełne płynnego złota, które dawały odpowiedź na przynajmniej jedno pytanie, które zadawał sobie Viyo, nawet jeżeli było błahe i niepotrzebne...
I najwyraźniej ten sam temperament.
Jego usta przeciął mimowolny uśmiech, gdy usłyszał ton głosu kobiety, który zatrzymał rosłego mechanika w miejscu. Nie widział spojrzenia kobiety, bo stała do niego tyłem, ale był pewien, że widział go już wielokrotnie wcześniej.
Gdy Arkadij również zniknął na piętrze, podążając za czmychającą biotyczką, a jej matka obróciła się do niego i wyciągnęła dłoń, odwzajemnił ten gest, po czym zaplótł ręce za plecami.
- Vexarius Viyo. Vex - odpowiedział, uśmiechając się krótko. Jego wzrok odbiegł mimowolnie na schody, gdy skinął głową na jej słowa, pozwalając sobie na moment zamyślenia. Dostrzegł z jaką troską i ostrożnością oboje powitali córkę, chociaż to ostatnie zdecydowanie nie było spowodowane brakiem tęsknoty lub miłości. Kiedy się od nich odsuwała, reagowali od razu, dając jej przestrzeń, której potrzebowała. Nie wiedział czy wynikało to tylko z irracjonalnej obawy, że zaraz znowu ją stracą, czy z jej znajomości, co sugerowałoby że dystans Mayi nie był tylko nabytkiem po jej miesiącach spędzonych na wygnaniu i dezercji, ale nie było to pytanie, które zadałby na głos.
- I zrozumienie. Z pewnością to doceni - zgodził się miękko pod adresem niebieskowłosej, wracając spojrzeniem ku jej matce. Śledził ją spojrzeniem, gdy zamykała drzwi gabinetu i gdy szła w stronę kuchni. - Ostatnie miesiące były dla niej... trudne. Zapewne jak i dla państwa. Zdaję sobie sprawę, że pewnie macie setki pytań.
Dawanie rad rodzicom kobiety wydawało się nie być na miejscu, dlatego nie powiedział nic więcej. Bądź co bądź, pomimo tego co przeszli razem przez ostatnie miesiące, oni znali ją o całe dekady dłużej od niego. I chociaż Maya z pewnością nieco się zmieniła od ich ostatniego rozstania, to nigdy nie była to aż taka zmiana, żeby mogła zagłuszyć instynkty najbliższych.
Skinął głową twierdząco na propozycję chatti, obserwując jak Elena szuka butelki. Dotarło do niego też, że bez względu na to co Maya napisała do ojca, Włoszka nie otrzymała żadnej z tych wiadomości. Z jej perspektywy jej córka wróciła ni stąd ni zowąd do domu w towarzystwie turianina, którego teraz mieli ugościć. Pomimo tego nie padło jednak ani jedno pytanie, a gościnność wzięła górę.
- I w tempie całego plutonu - potwierdził, nie mogąc nie uśmiechnąć się lekko, gdy wspomniała apetyt córki. - Maya lata ze mną na moim statku. Gdybym nie wiedział lepiej, uznałbym że traktuje każdy posiłek jak zawody kto będzie pierwszy.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12104
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [USA, Alaska] Cordova

10 lut 2021, o 02:36

Każde z rodziców Mayi przyjmowało jej obecność na swój sposób. Przygotowany na to kilka godzin wcześniej Arkadij nie mówił wiele, a po wyrażeniu swojej początkowej radości, nie wiedział, od czego powinien zacząć. Szukał odpowiednich słów, umykając przed podejrzliwym spojrzeniem małżonki, której nie przekazał z sobie znanych powodów informacji z wyprzedzeniem. Elena natomiast przybrała gościnny uśmiech, z którym zaprosiła do jadalni gościa, zamiast pognać za córką po schodach do góry.
Musiało to być trudne. W znajomych oczach połyskiwała niepewność i konsternacja, której nie pozwoliła zakraść się do jej gestów czy wypowiadanych przez nią słów. Posłusznie odsunęła się na bok, znalazła w sobie pokłady cierpliwości, dzięki którym na tę chwilę wystarczała jej wyłącznie świadomość tego, że Maya znajdowała się teraz w jej domu. Pod jej dachem, bezpieczna, żywa, w nowym towarzystwie.
Tysiące pytań najwyraźniej mogły poczekać.
- Mhm, tak... - odparła, choć dopytywanie musiało ją kusić. Skupiła się w stu procentach na poszukiwaniach butelki, a później kieliszków. Wyjęła dwa alkohole, Chatti oraz białe wino, które bardziej sprzyjało ludzkim żołądkom. Na stole postawiła cztery, wysokie szklanki na wąskich nóżkach. - Tysiące - dodała i zaśmiała się, przytakując.
Szkło i alkohole przesunęła na środek stołu, chwilowo wstrzymując się z rozlewaniem napojów do kieliszków. Zamiast tego powróciła do kuchni, opierając się tyłem o blat, ręce krzyżując na klatce piersiowej. Przyglądała się turianinowi badawczo, gdy ten rozglądał się po wnętrzu mieszkania. Pomimo tego, że jeszcze nie zadała żadnego pytania wprost, uważnie słuchała każdego jego słowa, jakby każda informacja była dla niej na wagę złota.
Uniosła lekko brwi na dźwięk nowych rewelacji. Usta wygięła lekko w wyrazie zdziwienia podszytego zaciekawieniem.
- Na statku? - spytała, a jej wzrok nabrał na intensywności. Śrutowała spojrzeniem, jakby potrafiła nim dostrzec więcej niż pozwalał sobie pokazać. - Pamiętam, że nie lubiła statków.
Pozwoliła dłoniom opaść wzdłuż ciała, sama odrywając się od blatu, o który stała oparta. W kilku krokach wyminęła stół, który oddzielał aneks kuchenny od salonu i ruszyła powoli w stronę kominka. Obróciła się, gestem ręki zapraszając go bliżej.
- Widzę, że wpadły ci w oko - dodała z lekkim rozbawieniem, strzepując niewidzialny pyłek kurzu z powierzchni zawieszonej nad paleniskiem półki. - Maya nigdy nie trzymała ze sobą żadnych zdjęć. Ja? Ja mam wszystkie na omni-kluczu. Ale lubię na nie patrzeć każdego dnia, tutaj.
Zdjęcia nie były holograficzne. Wydrukowane na papierze, wsadzone były w drewniane ramki i postawione na nóżkach. Chwyciła jedno z nich w dłoń i przesunęła palcem po jego powierzchni, uśmiechając się do zamrożonego w czasie wizerunku jej córki. Maya wyglądała młodo. Jej twarz wciąż pozbywała się niektórych, dziecięcych rysów. W znajomych tęczówkach, których wzrok utkwiony był w robiącej zdjęcie kamerze, malowała się jednak powaga, którą nosiła ze sobą do dziś.
- To marnowanie zasobów, pieniędzy... Ale nie mogłam się powstrzymać - przyznała, odkładając drogie obramowanie z powrotem na swoje miejsce i przyglądając pozostałym zdjęciom. Było tam to, które i on znalazł przed miesiącami w aktach Volyovej, w mundurze, z uśmiechem na ustach.
Większość stanowiły jednak odbitki z przeszłości. Mała Maya leżąca w sukience w trawie, wyrywająca płatki kwiatku. Siedząca na baranach ojca, którego twarz znaczyła mniejsza ilość zmarszczek. Bawiąca się zabawkową fregatą we własnym pokoju, w piżamie.
A także portret rodzinny, na którym były obydwie.
- Moja druga córka, Rosa - odezwała się kobieta, chwytając za zdjęcie i podsuwając turianinowi. Dopiero z bliska mógł przyjrzeć się obydwu siostrom. Ubrane identycznie, z tak samo związanymi w warkocze, brązowymi włosami, wydawały się wiernymi kopiami siebie nawzajem. Jedynie zbliżając fotografię do twarzy, dostrzegł, że tylko jedna z nich obie tęczówki miała w kolorze miodu. Prawe oko Rosy było niebieskie. - Były prawie nie do poznania. Zresztą, sam widzisz - dodała z rozbawieniem, wskazując na zdjęcia, na których wcześniej widział jedno, to samo dziecko, a które w istocie okazały się pamiątkami z życia ich obu.
Umilkła na moment, przyglądając mu się otwarcie. Pojawienie się ich obojga było jak stojący w pokoju słoń, do którego starała się podejść ostrożnie, początkowo udając, że zupełnie go nie widzi. Mimo tego, tysiące kotłujących się w jej głowie pytań teraz, powoli manifestowało się w jej pełnym konsternacji wyrazie twarzy.
- Wiesz o Rosie - stwierdziła, nie spytała, nie odrywając od niego oczu. Dostrzegła coś w tym, w jaki sposób zareagował, nie w ten sposób, którego oczekiwała. Zaskoczył ją, nawet, jeśli nie wypowiedział ani słowa i przez krótkie kilka sekund pozwalała tej kolejnej informacji zagościć w swojej świadomości nim odezwała się ponownie. - Wiesz o mojej rodzinie. Może powiesz mi coś na swój temat?
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [USA, Alaska] Cordova

10 lut 2021, o 20:22

Cierpliwość Eleny i umiejętność zachowania pozorów w obliczu niespodziewanego, były godne pozazdroszczenia. Wiedział, że kobieta chce dobrze, ale wiedział też, że pod serdecznym uśmiechem i propozycją napitku czai się niepewność oraz mieszanina o wiele bardziej skomplikowanych, trudnych do nazwania emocji. Gdyby nie obecność obcego, ona również siedziałaby teraz na piętrze, obejmując swoją dawno utraconą córkę. Czuł lekkie poczucie winy z tego powodu, ale wiedział też, że Maya nie poprosiłaby go, żeby z nią poszedł, gdyby chciała w samotności zmierzyć się ze swoją przyszłością - nawet jeżeli głównym zagrożeniem były tylko niewygodne pytania, łzy i nadmiar emocji.
- Nie wszystkich - odpowiedział na uwagę kobiety, obracając twarz w jej stronę i odrywając wzrok od kieliszków, które wystawiła na stół. Nawet jej częściowo defensywna poza przywoływała na myśl Mayę stojącą w mesie, opartą w identyczny sposób o krawędź blatu - niuans, który niebieskowłosa zapewne podchwyciła nieświadomie, nie wiedząc jakie nawyki przejmuje od rodziców. Przez uderzenie serca śledził jej twarz, mimowolnie zastanawiając się czy Włoszka go nie testuje, ale uznał że to po prostu jeden z elementów niepewności. - Elpis to mała fregata, dużo bardziej przytulna i cicha niż wielkie pancerniki Przymierza lub wojskowe krążowniki. Może to ją do niej przekonało.
Jego tęczówki podążały za nią, gdy oderwała się od lady i ruszyła w stronę salonu. Na jej słowa uśmiechnął się otwarcie i również porzucił swój posterunek, chętnie podchodząc za nią.
- Winny - przyznał, zbliżając się do kominka. - Nie często widuje się staromodne zdjęcia - dodał, chociaż była to tylko ćwierć całej prawdy. Nawet pomimo tego co udało mu się wyciągnąć zza muru otaczającego myśli Mayi, spora część jej życia wciąż pozostawała dla niego sekretem. Fragmenty jej dzieciństwa, wspomnienia siostry, widoki na czas sprzed ich spotkania... wszystko to rzucało nieco światła i odkrywało drobne tajemnice, pozwalając mu zbliżyć się do kobiety i tego kim była w głębi.
- Istota wspomnień polega na tym, że nic nie przemija - odpowiedział bezwiednie, gdy Włoszka przyznała o pozornym marnotrawstwie jakim mogło się wydawać fizycznych pamiątek z przeszłości. Odruchowo chciał sięgnąć po jedną z ramek, ale powstrzymał się, zamiast tego zaplatając dłonie za plecami i po prostu słuchając w milczeniu opowiadania Eleny, błądząc wzrokiem po zdjęciach. Wspomnienia zamknięte w ramkach, pozwalające pamiętać o tym co dobre i odsuwać na bok rzeczywistość, były w jego oczach czymś dalekim od marnowania zasobów, ale być może to przemawiał przez niego wrodzony sentymentalizm.
Nastoletnia Maya wyglądała na niemal inną osobę niż ta, która uciekła na piętro, ale pomimo innej barwy włosów, braku blizn i upływu lat, wciąż można było dostrzec w niej tą samą kobietę, którą z czasem udało mu się odkryć pod całunem zgorzknienia, tłumionej złości, bólu i frustracji. Jego oczy przesunęły się po znajomych rysach, by przenieść się na zdjęcia przedstawiające ją z jeszcze wcześniejszych czasów, co wywołało na jego ustach nieświadomy uśmiech. Dopiero kiedy dostrzegł jej bliźniaczkę, uświadomił sobie swój lekki błąd. Czas nie tylko zmienił Mayę, ale również pozbawił jej drugiej połówki, identycznej poza paroma szczegółami.
Mimowolnie skinął głową na słowa Eleny, gdy wskazała ich rodzinne zdjęcie, wpatrując się w zdjęcie obydwu dziewcząt. Rosa. Opowieści Mayi nabrały fizycznego znaczenia, gdy w końcu spojrzał na zdjęcie osoby, o której do tej pory słyszał tylko opowieści - nawet jeżeli ta osoba wyglądała tak samo jak młoda niebieskowłosa, wyłączając tylko szafirową tęczówkę heterochromii, wybijającej się ponad miodowe dziedzictwo ich matki.
Z opóźnieniem dotarło do niego, że kobieta przygląda mu się badawczo i że zadała mu pytanie. Nie pytanie. Stwierdzenie. Spojrzał w jej stronę, odwzajemniając znajomy, złoty wzrok i po chwili milczenia po prostu skinął głową, nie zamierzając się od tego wykręcać.
- Chociaż wciąż mniej niż bym chciał - powiedział z krótkim uśmiechem, który przygasł po chwili gdy wyprostował się znad kominka. Jej pytanie nie dotyczyło tylko tego kim jest, ale też tego co sprawiło, że znalazł się tu i teraz, w towarzystwie jej zaginionej córki. Z jego gardła wyrwało się ciche westchnięcie, gdy podjął decyzję.
- To wymaga dłuższej opowieści. Ale myślę, że Maya nie będzie miała mi bardzo za złe, jeżeli zacznę trochę wyjaśniać za nią. Wiem jak to jest być tym, który ma tysiące pytań bez odpowiedzi - odezwał się łagodniejszym tonem, odrywając od niej wzrok i zawieszając go z powrotem na zdjęciach w ramkach. - Ale muszę najpierw o coś zapytać, żebym wiedział w którym miejscu zacząć. Co ostatniego wiecie na temat Mayi? Jakie informacje do was dotarły?
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12104
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [USA, Alaska] Cordova

13 lut 2021, o 02:56

Cytat wypowiedziany przez turianina przywołał w miodowych tęczówkach iskrę zainteresowania. Najwyraźniej nie spodziewała się po swoim gościu wypowiadania przez niego aforyzmów. Pomimo swojego cywilnego ubioru, Viyo nie przypominał pracownika urzędu w tym samym stopniu, w jakim daleka do tego była młoda Volyova. Jego twarz przecięta była zmarszczkami doświadczeń, i wynikającego z nich zmęczenia, oraz bliznami wszystkich popełnionych przez siebie decyzji. Mowa ciała zdradzała równie wiele, wojskowi, nawet ci płynący pod prąd rzucanych ku im rozkazom, nosili się w inny sposób niż ludzie, prz ez których nie przemawiały lata musztry. Matka niebieskowłosej miała bystre oko, któremu te szczegóły z pewnością nie umknęły.
- Wspomnienia przekłamują rzeczywistość - odparła, lecz jej uśmiech lekko się poszerzył, sugerując, że nie nie miała tym samym niczego negatywnego na myśli. Jedynie wdała się w krótką dyskusję, czy raczej nie mogła przepuścić okazji na własną dygresję. - Gdyby nie uczucia, zapamiętywalibyśmy świat takim, jaki jest naprawdę. Zamiast tego mamy tylko wyobrażenie o nim... - westchnęła lekko, sunąc palcem wzdłuż półki, na której umieszczone były zdjęcia, wzrokiem zaś zahaczając o każdą z fotografii. - I o ludziach, którzy w nim żyją.
Pomimo tej nakreślonej przez siebie różnicy, ciężko było stwierdzić, czy oczekiwała od Vexariusa suchych faktów i informacji, których nie posiadała, czy jego wyobrażenia. Biorąc pod uwagę zaskoczenie obojga rodziców niebieskowłosej na widok szpecących jej policzek blizn, czas, który minął im na niewiedzy stanowił dość spory ułamek ich życia. Miesiące, podczas których mogli jedynie zgadywać. Dociekać, walczyć, gdy byli zbywani. Nie mając żadnych konkretnych lub prawdziwych informacji, każdy nowy dzień był nie tylko niewiadomą, ale też stopniowo gasnącą nadzieją.
Zadając swoje spytanie wprost, kobieta uchyliła nieco strzegących jej intencji bram, wpuszczając go do środka. Pozwalając dojrzeć pewien fałsz i maskę w uśmiechu, jak i zaprogramowane odruchy w gościnności. W bursztynowym spojrzeniu desperacja wkradała się niczym rzucany na jej tęczówki cień, którego chowanie kosztowało ją wiele ogłady.
- Wyruszyła na tajną misję do tajnego miejsca, z tajnymi ludźmi pod tajnymi rozkazami - odparła, nie tracąc swojego uśmiechu. Im wyżej wędrowały jednak kąciki jej ust, tym bardziej dostrzegalna była ironia tego gestu. Sarkazm, który wyraźnie pokazywał to, za jak absurdalną uważała obecną sytuację. - Zadzwoniła do nas przed wylotem do Przekaźnika. Zapewniała, że to wszystko jest rutynowe. Że czuje się dobrze, jej wyniki były... - westchnęła, zaciskając bezwiednie usta w wąską linię, gdy wreszcie zniknął z nich falszywy grymas. - Nie miała na twarzy blizn. Widziałam jej twarz.
Wypuściła powietrze z ust, odrywając się od ściany przyozdobionej ciepłymi wspomnieniami i żarem kominka. Powróciła na środek pomieszczenia, zatrzymując się przy jadalnianym stole, lecz wahając przed zajęciem przy nim miejsca.
- Nikt niczego nam nie powiedział. Ten cholerny major... Jak mu było - zacisnęła powieki, unosząc dłoń do skroni. - Gruznyj? Gruzdziev? Gruzniev? Rosyjskie. Miał czelność przyjąć mnie raz w swoim gabinecie po to, by powiedzieć mi, żebym przestała pytać. O własne dziecko!
Jej palce zabębniły o szczyt krzesła, o które oparła dłonie. Uniosła spojrzenie na stojącego nieopodal turianina. Wydawała się zaglądać nim do wnętrza jego duszy. Gdy odezwała się ponownie, po krótkiej chwili milczenia, jej głos nie niósł się echem po salonie, mniej donośny niż zwykle.
- Myślałam, że nie ma większej tragedii dla rodzica niż przeżyć własne dziecko, Vexariusie. Okazało się, że można jeszcze stracić drugie. - odsunęła jedno z krzeseł, z cichą sugestią zapraszając go do stołu. - Powiedz mi, dlaczego na tak długo je straciłam.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [USA, Alaska] Cordova

13 lut 2021, o 15:55

Wyświetl wiadomość pozafabularną Jego usta mimowolnie odwzajemniły uśmiech kobiety, gdy ta podchwyciła jego dywagację i zaproponowała własną. Skinął lekko głową, zgadzając się z nią bez słowa. Emocje zwykle stawały na drodze pragmatyzmu, a serce rzadko kiedy zgadzało się z rozumem, co do tego, którą drogą należy podążyć. Wspomnienia potrafiły być katalizatorem dla jednego i drugiego, ale również źródłem otuchy jak i cierpienia. Historia Mayi i jego własna nosiły na sobie ślady obydwu, ale tak samo było i z Eleną oraz jak sądził - z Arkadijem.
- Czasami tylko tyle potrzeba, żeby mieć siłę, by się z nią zmierzyć - odpowiedział, również błądząc wzrokiem po zdjęciach oprawionych w ramki. Wspomnienia ubrane w fizyczną formę, wystawione na widoku, by pamiętać. By przekłamywać rzeczywistość, w której obie dziewczyny widoczne na zdjęciach zniknęły z życia Volyowych.
Odwrócił twarz ku kobiecie, gdy ta oderwała się od ściany i ruszyła ku centrum pomieszczenia. Pomimo otulającego ją spokoju, widział w jej ruchach napięcie, a w spojrzeniu ślady po miesiącach, które na niej również odcisnęły piętno. Gdy wspomniała wyniki biotyczki, nie musiała kończyć zdania, by wiedział o czym mówi. W jego własnych oczach też pojawił się cień, bo nigdy nie zapomniał o tym temacie wiszącym niczym ciemna chmura na horyzoncie. Spotkanie z rodzicami Mayi było jednak tylko jednym z wyzwań, z którymi musieli się zmierzyć podczas pobytu na Ziemi - kontakt do starej lekarki niebieskowłosej był drugim, nawet jeżeli teraz został odsunięty na dzień lub dwa, gdy nadrabiała miesiące zaległości ze swoimi bliskimi.
Nieznane mu nazwisko majora sprawiło, że przekrzywił nieświadomie lekko głowę i mimowolnie zrobił mentalną notkę, żeby sprawdzić mężczyznę w aktach Castora. Oczywiście słowa żołnierza mogły być związane wyłącznie z potrzebą zachowania tajemnicy wojskowej i nie byłoby to w najmniejszym stopniu dziwne, ale w otoczeniu tego co wiedzieli teraz...
Po chwili również oderwał się od kominka, zostawiając za plecami skrawki przeszłości Mayi i Rosy. Zbliżył się do stołu, opierając palce na oparciu krzesła, przez uderzenie serca błądząc myślami gdzieś dalej i obracając pośród nich słowa Eleny.
- Jej tajna misja do tajnego miejsca zakończyła się katastrofą - powiedział cicho, niejako potwierdzając to czego kobieta zapewne się domyślała. Nie mógł zaoferować Włoszce wszystkich szczegółów, ale podejrzewał, że to nie one były dla niej ważne. Mógł jednak na tyle rzucić światło na tajemnicę, by Maya nie musiała do niej wracać, gdyby została zasypana nieuchronnym gradem pytań. Odsunął krzesło i również usiadł z ociąganiem. - Maya straciła cały swój oddział i przyjaciół, ale sama cudem przeżyła jako jedyna, płacąc jednak za to bardzo wysoką cenę. Wspomnienia potrafią być obusiecznym ostrzem. Dać nadzieję w najtrudniejszych czasach, ale i wepchnąć nawet najbardziej wytrzymały umysł na spiralę czarnych myśli - mruknął, nawiązując do ich wcześniejszej wymiany zdań. Przesunął dłonią po blacie stołu, bezwiednie badając opuszkami linie drobnych pęknięć na powierzchni drewna oraz krawędzie sęków.
- Jakiś czas później dowiedziała się, że ta katastrofa nie była dziełem przypadku. Pewni ludzie bardzo chcieli, żeby to co znalazła na tej tajnej misji, pozostało tajemnicą. Wszystko to co się tam zadziało - śmierć ludzi z oddziału Mayi, jej własne przeżycia i rany - było efektem sabotażu, którego dopuścił się jeden, pracujący dla nich człowiek. Maya opuściła Przymierze, żeby go odnaleźć.
Podniósł wzrok, szukając miodowych tęczówek kobiety i otwarcie badając jej reakcję. Różnica między wyobrażeniami, a rzeczywistością była subtelna, ale czasami była wyłącznie dziełem semantyki. Suche fakty i chłodna rzeczywistość określiłyby to zwykłą "dezercją w celu zemsty", jednak czy obdarcie tego co miało miejsce z wszelkich emocji, faktycznie było bliższe prawdy, która naprawdę miała miejsce?
- Organizacja dla której pracował, była głęboko zakonspirowana w szeregach Przymierza oraz innych firm na przestrzeni całej galaktyki. Była odpowiedzialna za wiele zła które się wydarzyło i zdolna do o wiele większego, które mogło się wydarzyć. Od pewnego czasu podążałem jej śladem, tropiąc ich pozostałości po różnych systemach. Jestem Widmem - powiedział wprost, niejako odpowiadając w końcu na jej pierwsze pytanie, które mu zadała, a które stanowiło punkt dla wszystkich stojących za nim. - Uśmiech Fortuny sprawił, że się spotkaliśmy. Pomogliśmy sobie wzajemnie i przez następne miesiące Maya tropiła ze mną kolejne ślady. Dopiero kilka dni temu udało nam się w końcu doprowadzić sprawę do końca i rozbić ludzi, którzy za tym stali. Bez Mayi nie udałoby się dokonać żadnej z tych rzeczy.
Przerwał na krótką chwilę, błądząc wzrokiem po twarzy kobiety. W końcu jednak pozwolił sobie na cień uśmiechu wywołany własnymi myślami pomimo tego wszystkiego co przed chwilą powiedział.
- Być może mnie za to znienawidzi, ale myślę, że to sprawia, że dostała pani prawo do wytknięcia jej małego "a nie mówiłam".
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12104
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [USA, Alaska] Cordova

18 lut 2021, o 00:06

Opowiadana przez turianina historia z pewnością nie była tą, której kobieta się spodziewała. Spoglądała na niego spod uniesionych wysoko brwi i nie spuszczała tego spojrzenia przez długi, długi czas, spijając każde słowo z jego ust. Bo każde przybliżało ją do prawdy, do wypełnienia luki w życiu jej córki, która powstała w tym okresie ostatnich miesięcy.
Luki, którą powinny wypełnić słowa niebieskowłosej. W miodowyc h oczach jej rodzicielki tliło się inne, nowe uczucie, przybierające na sile w miarę, gdy turianin kontynuował swoją opowieść.
Wstyd.
Wiedziała, że dowiadywanie się tego wszystkiego z takiego źródła może wzniecić ogień konfliktu pomiędzy nią a córką. Wiedziała, że z wybuchowym charakterem niebieskowlosej, mogło to skończyć się ucieczką na zewnątrz, trzaskaniem drzwi i podniesionymi głosami. Mimo tego, podjęła pewne ryzyko.
A może po prostu zaakceptowała konsekwencje.
Drgnęła lekko na dźwięk jego stanowiska. Widmo określało w konkretny sposób znajdującego się przed nią turianina, który dotychczas mówił o sobie dość mało. Oboje dyskutowali o Mayi, nie mając pojęcia o sobie nawzajem, co było dość zrozumiałe biorąc pod uwagę to, że znali się kilkanaście minut. Łączyło ich jednak coś ważnego, coś, a raczej ktoś, o kogo każde z nich chciało zadbać, choć na swój, inny od siebie sposób.
Gdzieś pod koniec jego streszczenia, wykradło się jej lekkie westchnienie. Sięgnęła dłonią ku stojącej na stole butelce i podniosła ją, sprawdzając pod światło etykietę, żeby się nie pomylić. Wbrew dotychczasowo okazywanej gościnności, nalała sobie nieco alkoholu do własnego kieliszka, nie częstując go, jak gościa, w pierwszej kolejności. Niemal od razu przechyliła szkło, wypijając ten przysłowiowy łyk, który się w nim znalazł.
- Chyba nie posiadam takiego prawa - zaprzeczyła, uśmiechając się ku niemu słabo, gdy kieliszek znów znalazł się na stole tym razem przybrudzony lekko winem. - Dziękuję. Za tę opowieść i to, co dla niej zrobiłeś.
Wpatrywała się w jego spojrzenie przez chwilę, jakby chcąc upewnić, że dotarły do niego jej słowa i płynąca wraz z nimi wdzięczność. Bez względu na to, jak zakrzywiona mogła być jego historia przez fakt wyłącznie jego perspektywy, jego rola w doprowadzeniu niebieskowłosej do tego momentu i tego miejsca była ciężka do zakwestionowania.
- Zemsta jest trudnym zagadnieniem - mruknęła, przerywając zawieszoną nad stołem ciszę. W dłoni obracała powoli kieliszek, sunąc jego podstawą po drewnianym blacie. - Dla niektórych specjalistów jest oczyszczająca. Dla innych, odwleka jedynie proces żałoby i to, co nieuchronne.
Znów podniosła na niego wzrok, wcześniej utkwiony w świetle odbijającym się od szklanej krawędzi.
- Maya nigdy nie radziła sobie dobrze z żałobą - przyznała, z wyraźnym trudem wypowiadając te słowa. Wstyd znów zagościł w jej oczach, gdy tylko sama dolożyła przysłowiową cegiełkę do konwersowania na temat własnej córki, której teraz nie było z nimi, nie było w tym pomieszczeniu. Wciąż siedziała na poddaszu, w swoim pokoju, być może rozmawiając z ojcem, a może tylko siedząc wspólnie w ciszy, której potrzebowała i którą preferowała.
- Na tobie również odcisnęło to swoje piętno - dodała, przekrzywiając lekko głowę z zainteresowaniem. - Bezpośrednio doświadczyliście okrucieństwa w surowej, żywej postaci. Wykalkulowanego, przemyślanego. Jesteś Widmem. Wymierzanie sprawiedliwości to to, czym się zajmujesz - odstawiła własny kieliszek na bok i sięgnęła po Chatti, przechylając butelkę nad innym, czystym naczyniem, przeznaczonym dla Viyo. - Co poczuliście, gdy udało się wam doprowadzić sprawę do końca?
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [USA, Alaska] Cordova

18 lut 2021, o 19:23

Opowiedziana przez niego historia stanowiła zaledwie szkielet tego co wydarzyło się przez ostatnie miesiące - zarówno jemu jak i samej Mayi. Kiedy na te kilka chwil zapadła między nimi cisza, w milczeniu obserwował Elenę oraz tlące się w jej spojrzeniu emocje. Przeważnie z pewnością była podobnie trudna do odczytania co jej córka, ale w tym wypadku działało to na jego korzyść; widział myśli powoli kiełkujące w jej głowie, jej wahanie i ulgę pomieszaną z rosnącym wstydem oraz żalem, domyślał się też ich źródła. Maya ceniła sobie swoje mury, ceniła sobie swoje tajemnice. Ale wiedział też, że jednym z głównych źródeł jej obawy oraz ociągania się przed powrotem do rodziny, była nieuchronność przesłuchania oraz "czterech godzin pytań" od swojej rodzicielki, jak jakiś czas temu wspomniała. Jego opowieść przetarła dla niej szlak, łagodząc ból niewiedzy ciążący na jej matce i ułatwiając również trudną rozmowę, która tak czy owak je czekała. Nie było to coś czego mógł żałować.
Serce jednak rzadko kiedy szło drogą rozsądku. I pomimo miesięcy, które spędzili wspólnie z Mayą, również nie potrafił jednoznacznie stwierdzić jej reakcji, nie będąc pewien czy temperament oraz napięcie wezmą górę, eksplodując przy pierwszej możliwej iskrze jeżeli między nią i Eleną wciąż były jakieś tarcia, czy wręcz przeciwnie i jej ucieczka na piętro oraz pozostawienie go w towarzystwie matki była w pewien mały sposób świadomym zabiegiem, bo również znała jego charakter. Prawda leżała zapewne gdzieś pośrodku.
Podziękowanie kobiety przyjął milczącym skinięciem głowy, ale nie było w tym geście zadowolenia ani dumy. Niebieskowłosa biotyczka przeszła długą drogę przy jego boku, cofając się o kilka kroków znad krawędzi nad którą stała, ale przecież dokładnie to samo zrobiła dla niego. Oboje się zmienili przez te miesiące, porzucając tych, którymi byli, gdy się spotkali. Zawdzięczał jej tyle samo.
- Chętnie przyjmę w zamian wszystkie krępujące historie jakie ma pani na jej temat - odpowiedział po chwili, pozwalając sobie na lżejszy uśmiech. Uśmiech, który ponownie przygasł i zniknął, gdy temat zszedł na żałobę jej córki.
- Niewielu potrafi - przyznał po chwili ociągania. Utrata przyjaciół i członków oddziału musiała być zapewne kolejną cegiełką emocji po utracie siostry-bliźniaczki - coś czego nie mógłby w pełni pojąć bez względu na to jak bardzo by próbował, chociaż śmierć Mae zapewne pozostawiłaby u niego podobny ślad. Spirala goryczy była u Mayi gwałtowna i samodestrukcyjna, ale pod tym względem niewiele się różnili, nawet jeżeli ona zdążyła podążyć jej ścieżką o wiele dalej niż on, gdy się poznali.
Temat zemsty oraz doświadczonego okrucieństwa sprawił, że oderwał wzrok od kieliszków, po których błądził niewidzącym spojrzeniem, pogrążony we własnych myślach na uderzenie serca lub dwa. Podniósł spojrzenie na kobietę, dostrzegając że mu się przygląda uważnie.
- Krwawiąca rana zaczyna się goić bez względu na to czy wciąż tkwią w niej odłamki, czy zostały z niej usunięte przez chirurga - odpowiedział po chwili milczenia, nawiązując zarówno do jej pierwszych słów, jak i ostatnich. - Ale zemsta dla każdego oznacza co innego. U jednych rana zagoi się bez problemu nawet pomimo tkwiącej w niej stalowej drzazgi i pozostanie po niej tylko cienki ślad oraz ciemniejszy punkt pod skórą. U innych ten punkt będzie czasami uwierał - nie zawsze, ale wystarczająco często, żeby o niej pamiętać w chwili gdy się poruszy ręką lub gdy nadejdzie deszcz. Natomiast u niektórych... - Wzruszył nieznacznie ramionami i pokręcił głową. - U niektórych rana się zaogni i wda się infekcja, bo organizm nie będzie potrafił sobie poradzić z tkwiącym w nim odłamkiem.
Zastukał palcami po blacie. Jego własna zemsta smakowała popiołem i dymem, w pierwszej chwili nie dając mu ukojenia i zastępując jedną pustkę, drugą, większą, ale był to efekt towarzyszącym jej okolicznościom. Czy gdyby nie musiał wybierać między Steigerem, a lekarstwem Mayi byłoby inaczej? Czy gdyby Irissa nie sprioretyzowała własnej dumy i doceniła ich znaleziska, czułby się lepiej? Czy gdyby finał historii rozpoczętej ludobójstwem na AZ-99 skończył się wyłącznie pociskiem w czaszce odpowiedzialnego za to naukowca i powrotem do domu, jego zemsta byłaby oczyszczająca i dała mu ukojenie?
Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie.
- Maja nie wspomniała, że jest pani psychologiem. Gdybym wiedział wcześniej, to bym odstawił ją tu samą, a samemu uciekł na orbitę - zażartował - połowicznie - zamiast tego na jej pytanie po kilku sekundach zbyt długiego milczenia, przywołując na usta uśmiech. Wyciągnął dłoń do naczynia ze szmaragdowym napojem, skinąwszy krótko głową w oszczędnym podziękowaniu.
- Czym się pani tak właściwie zajmuje, jeżeli mogę spytać? Zauważyłem, że pracuje pani z domu - dodał, zmieniając lekko - chociaż świadomie - temat, a przy okazji odchodząc od rozmawiania o nieobecnej w pokoju córce kobiety.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12104
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [USA, Alaska] Cordova

24 lut 2021, o 01:35

Elena słuchała z uwagą. W przeciwieństwie do swojej córki, która często uciekała wzrokiem gdzie indziej, a wraz z nim pierzchały jej myśli poza chwilę obecną, pokazywała po sobie to, że słucha w bardzo wyraźny sposób. Pomimo nagromadzenia również negatywnych emocji, które musiała przywoływać ta rozmowa, uśmiechała się lekko, przyjaźnie, jakby zachęcając do mówienia, nawet gdy jej usta lekko drżały pod wpływem wypowiadanych przez niego słów.
Swoje emocje, poniekąd, odłożyła na bok, skupiając na chwili obecnej. Na tym, czego mogła się dowiedzieć od turianina, którego tutaj Volyova zostawiła całkowicie samego - w obcym środowisku, z obcą osobą, w której domu miał się rozgościć. Być może Maya zrobiła to świadomie, być może po prostu chciała uniknąć z matką konwersacji, którą teraz odbywał z nią sam on. Nie śpieszyło jej się do zejścia na dół, a wraz z nią nie schodził w dół Arkadij, który wcześniej skutecznie umknął pod naporem spojrzenia swojej małżonki.
- Podoba mi się ta metafora - przyznała, kiwając z głową z lekkim uznaniem. Na jej twarzy widniała odrobina zaskoczenia, która nie zniknęła pod wpływem ich wspólnej rozmowy.
Gdy stanął w przejściu, obcy stojący w jej przedpokoju, nie wiedziała czego się spodziewać, ale nawet teraz wydawała się jego zachowaniem lub słowami zaskoczona. Starała się nie pokazywać tego w oczywisty sposób, ale jej brwi unosiły się lekko z zaciekawieniem gdy mówił.
- Nie znam się na chirurgii... - westchnęła, z nutą rozbawienia sugerującą, że jej słowa nie wypowiadane były w pełni poważnie. - Ale rana z odłamkami, która się zaleczy, zostawia po sobie znacznie większą bliznę niż gdyby zrosła się bez nich.
Mrugnęła od niego porozumiewawczo, nim stukot z góry nie odwrócił momentalnie jej uwagi. Ze szczytu schodów docierały do nich głosy dwójki uciekinierów, pogrążonych w cichej, niewinnej rozmowie. Pomimo ich wyjścia z pokoju, nie śpieszyli się do zejścia na dół, więc także wzrok starszej Volyovej odwrócił się z przejścia, wracając do turianina. Uśmiechnęła się nieco szerzej na dźwięk jego słów, sięgając dłonią ku butelce ludzkiego wina. Podniosła ją ze stołu i wyjęła wsadzony tymczasowo korek, przechylając naczynie i rozlewając odrobinę wina do pozostałych, suchych kieliszków należących do pozostałych członków rodziny.
- Wybacz, nie zamierzałam tworzyć żadnych analiz - odrzuciła z rozbawieniem, choć w jej tęczówkach mignęły szczere przeprosiny, jakby było to coś, co jej się wymsknęło. Odruch, który powinna zatrzymać, a który miał wszelkie prawo mu się nie spodobać. - Jestem psychiatrą.
Dźwięk dzwonka zakończył jej wypowiedziane ku niemu zdanie, sprawiając, że drgnęła. Jej krzesło się odsunęło ze zgrzytem, a dłoń natychmiast odstawiła butelkę wina. Wstała z siedzenia automatycznie, ruszając do przedpokoju, z którego po chwili wróciła z opakowaniem jedzenia.
- Mam nadzieję, że będzie ci smakować - rzuciła oględnie, odkładając pakunek na blat wyspy kuchennej i zerkając w stronę schodów, na których rozległy się pierwsze kroki. - Arkadij zamawia z tego miejsca kiedy pracuje. Podobno ich dekstro jest najlepsze w mieście.
- Nic dziwnego, skoro pewnie jest jedyne - zażartowała lekko niebieskowłosa, schodząc ze schodów i podchodząc bliżej stołu. Idący za nią Arkadij nie śpieszył się za bardzo - stanął w przejściu, obserwując krzątającą się w kuchni Elenę i zajmującą miejsce obok turianina Mayę. Chłonął ten widok oczami przysłoniętymi delikatną mgiełką nostalgii.
Nim jej matka postawiła przed każdym talerz z parującym jedzeniem, młoda Volyova zdążyła już opróżnić swój kieliszek wina i bez skrępowania sięgała po dokładkę. Starszy mężczyzna zajął miejsce naprzeciw niej, podczas gdy Elena zasiadła naprzeciw turianina.
Jedzenie być może nie pochodziło z pięciogwiazdkowej restauracji. Przypominało kuchnię domową - może nieco podłą jak na galaktyczne warunki, ale przyrządzaną tak, że przywoływała wspomnienia. Bez abstrakcyjnych owoców i warzyw zdobytych na drugim końcu Drogi Mlecznej, bez fantazyjnych przypraw, które ciężko było zidentyfikować, a które serwowano w niektórych luksusowych miejscach na Cytadeli.
- Znajomy jest kucharzem - odezwał się Arkadij, gdy Vex zaczął jeść, samemu odrywając się od konsumpcji. - Prosto z Palavenu. Podobno smakuje jak dom.
Uniósł kieliszek z winem, upijając z niego łyk. Maya powtórzyła ten gest niemal mimowolnie. Skupiona na jedzeniu, jednocześnie jadła go mało, więcej czasu spędzając na dłubaniu widelcem w zawartości talerza, ewidentnie nieco zestresowana.
- Jak u was w dokach? - zagadnęła, unosząc spojrzenie na swojego ojca, który kiwnął głową bez zawahania.
- Wypuściliśmy Wzdręgę, przegapiłaś odlot - odrzucił, ale uśmiechnął się pod nosem, wyraźnie nie mając do niej żadnych pretensji.
Odchrząknął, przenosząc wzrok na turianiana siedzącego naprzeciw.
- Słyszałem, że macie fregatę, która potrzebuje suchego doku - zagadnął, ewidentnie nie słuchając się niepisanej zasady o nieporuszaniu tematu interesów w trakcie jedzenia. - Czego wam potrzeba?
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [USA, Alaska] Cordova

26 lut 2021, o 21:21

Odwzajemnił krótko jej uśmiech i skinął głową, zgadzając się z nią w milczeniu. Blizny w pewien sposób tym samym co zdjęcia stojące na kominku, stanowiąc fizyczną manifestację wspomnień i żywe przypomnienie o przeszłości. Ale chociaż jego podejście do nich różniło się od tego bardziej powszechnie przyjętego u ludzi, to zdawał sobie sprawę, że przeważnie towarzyszy im coś więcej niż tylko wspomnienia z przeszłości. Z odłamkiem czy bez, proces leczenia nigdy nie był przyjemny - dobrze było jednak wiedzieć, że kobieta zrozumiała co miał na myśli i że w pewien sposób podziela jego zdanie.
Obrócił lekko głowę w stronę schodów, gdy na korytarzu na piętrze rozległo się poruszenie, zwiastując nadejście Mayi oraz jej ojca. Kiedy jednak Elena potwierdziła niejako jego podejrzenie, ponownie przeniósł na nią wzrok.
- Niektórych odruchów ciężej jest się pozbyć niż wspomnień - zaśmiał się cicho, unosząc do ust szklankę i upijając łyk chatti. Znajomy smak gorzkiego alkoholu poruszył jego kubki smakowe, ale myśli obracały się z nową uwagą dookoła wyznania kobiety.
Jej zawód tłumaczył tak wiele rzeczy. Jej bystre, analityczne spojrzenie, łatwość z jaką dostrzegła trudną przeszłość u Mayi oraz na jego własnej osobie, dociekliwość odnośnie nie tylko wydarzeń, ale również towarzyszących im emocjom... a także wiele więcej, które rzucały światło nie tylko na nią, ale również na jej córkę. Na tendencję do unikania odpowiedzi, niemal podświadomy odruch do stawiania mentalnych murów, do ukrywania własnych myśli za zasłoną tajemnicy, do gwałtownych reakcji kiedy ktoś próbował udawać, że ją rozumie. Zastanawiał się teraz ile z tego co do tej pory traktował jako następstwo zdrady Bryanta oraz psychicznych ran po miesiącach dezercji oraz AZ-102, tak naprawdę miało swoje podłoże nie tylko tam, ale również w o wiele wcześniejszym punkcie jej życia. Czy życie z osobą, której analizowanie ludzkiej psychiki stanowiło codzienność, było łatwiejsze dla młodej dziewczyny, czy wręcz przeciwnie, bez względu na jak najlepsze intencje matki?
Odgłos dzwonka wyrwał go z zamyślenia oraz natłoku nowych odpowiedzi na pytania, o których nawet nie wiedział, że je ma.
- Życie w przestrzeni kosmicznej sprawia, że docenia się każdą kuchnię, która nie pochodzi z hermetycznie pakowanego pojemnika i mikrofalówki. Jestem pewien, że będzie - odparł lekko. Kroki na schodach były ostatnim sygnałem, który towarzyszył powrotowi Mayi. Uśmiechnął się do biotyczki, widząc że jest w nieco bardziej rozluźnionym nastroju, przynajmniej z pozoru; miał wrażenie, że czas spędzony w towarzystwie ojca, nawet jeżeli nie był wypełniony pytaniami ani opowieścią, pozwolił jej na ukojenie największej fali nerwów oraz niepokoju, które zebrały się w trakcie lotu.
Nawet jeżeli tempo alkoholu, który zniknął z jej kieliszka, sugerował coś innego.
Podziękował Elenie, gdy postawiła przed nim talerz z parującym posiłkiem i następne kilka minut po jadalni niosły się tylko odgłosy brzdękania sztućców oraz kieliszków, gdy wszyscy zebrani skupili się na jedzeniu. Było w tym coś... nowego. Potrafił zrozumieć nostalgię, która pojawiła się w spojrzeniu Arkadija, a której zapewne towarzyszyły wspomnienia z innych czasów - takich, gdy jego córka wciąż była w domu, nie posiadała blizn na twarzy i gdy świat wydawał się prostszy - gdy musieli walczyć tylko ze świadomością choroby Mayi, a nie także z jej nagłym zniknięciem oraz tysiącem pytań sugerujących tylko najgorsze odpowiedzi. Dla niego ich wspólny posiłek był oknem na przeszłość, dla niego - niespodziewanym spełnieniem półżartów i obietnic, które wymieniali z niebieskowłosą, udając że wierzą w ich spełnienie oraz w szczęśliwe zakończenie, odsuwając tym samym widmo śmierci i porażki. Niespodziewanym i w pewien sposób wciąż surrealistycznym.
- To prawda - przyznał z cieniem uśmiechu na słowa mężczyzny, podnosząc wzrok znad talerza. Przesunął widelcem, nabijając na niego kawałki mięsa ukryte w gęstym sosie. - Mój ojciec przyrządzał czasami taką samą potrawkę.
Już sama ta myśl uderzyła go bardziej niż mógł się spodziewać. Nie pamiętał kiedy ostatnim razem jadł coś z turiańskiej klasycznej kuchni... Posiłek mógł nie stanowić wykwintnej uczty dla podniebienia, ale rzeczywiście przywoływał wspomnienia - chociaż te były zabarwione nutą nostalgii i roztargnienia, a nie tęsknoty. Stanowiły przeszłość tak odległą, że czasami zapominał o jej istnieniu i miał wrażenie, że dotyczyły zupełnie innej osoby niż tą, którą był teraz. Podejrzewał jednak, że gdyby przyszło co do czego, to prawdopodobnie czułby dokładnie to samo co Maya w tej chwili.
Upił kolejny łyk chatti i przeniósł wzrok na Mayę, gdy ta zadała swoje pytanie, wyczuwając zmianę kierunku rozmowy. Przysłuchiwał im się w ciszy, kontynuując posiłek, a gdy Arkadij zwrócił się bezpośrednio do niego, skinął głową twierdząco.
- Mój okręt potrzebuje pełnej modyfikacji struktury kadłuba i paru dodatków we wnętrzu. Maya wspominała, że pracował pan w międzygatunkowym zespole kilka lat po otwarciu Przekaźnika. Mieliście okazję pracować przy pancerzu Silaris? - odpowiedział, przyglądając mu się nad talerzem.
Ojciec Mayi sprawiał wrażenie bardziej bezpośredniego niż jej matka. Rozmawianie o interesach przy jedzeniu nie stanowiło tabu wśród turian, a on był ostatnim który mógł się o to burzyć. Nie gdy ostatnie tygodnie łapali każdą sekundę czasu, który przepływał im przez palce - planując, analizując i rozmyślając czy to przy posiłku, czy poza nim.
- Suchy dok to jednak tylko połowa naszego problemu - kontynuował po chwili. Opuścił widelec, milcząc przez chwilę i zbierając myśli w słowa. Jego wzrok odbiegł na Mayę, otwarcie przez kilka uderzeń serca błądząc po jej złotych tęczówkach i szukając potwierdzenia że jest pewna swojej decyzji; oboje wiedzieli z czym się wiązało wyjawienie tajemnicy Elpis i Etsy. Zaufanie do rodziców było jedną rzeczą, ale inną była wiedza, że tym samym niejako mogli sprowadzić na nich niebezpieczeństwo i wyciągnąć ich ponad prawo. Zatajenie informacji o SI było przewinieniem samym w sobie, ale nawet to było o kilka poziomów niżej od świadomej pomocy modernizacji statku z takową.
Była też jeszcze inna kwestia.
Niektórych odruchów ciężej jest się pozbyć niż wspomnień. Szczególnie takich, które utrzymywały go przy życiu i pamiętały o mackach Castora skupionych na obserwacji wszystkich potencjalnych zasobów lub źródeł problemów, nawet gdy ten był rozbity.
- Czy w przeciągu ostatniego półrocza robił ktoś u państwa w domu jakieś naprawy albo remonty? - zapytał ni stąd, ni zowąd, spoglądając z powrotem ku rodzicom Mayi. - Jacyś technicy z urzędu miasta, monterzy, malarze? Ktoś kogo dobrze nie znacie albo kto mógł tu być pod waszą nieobecność?
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12104
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [USA, Alaska] Cordova

3 mar 2021, o 13:09

Elpis była wrażliwym tematem, nie tylko ze względu na potencjalny nietakt. Prośba wystosowana tak szybko po nagłym powrocie była jednak najmniejszych z ich faux pa, które obecnie czekały na popełnienie. Etsy była wrażliwym tematem - nie tylko ze względu na jego problemy z Radą, które tworzyła jej obecność, ale też nielegalny charakter całego przedsięwzięcia. Jej istnienie łatwo można było ukryć przed ludźmi podróżującymi fregatą, przed którymi mogła udawać każdą, inną Wirtualną Inteligencję, natomiast nie przed zespołem techników. Wystarczyło dokładniej przyjrzeć się systemom statku i zachodzącym w nim procesom by dostrzec coś, co nie pasowało do zwykłych schematów. Etsy komunikowała się z zespołami bez ingerencji użytkownika. Kierowała fregatą w kosmosie bez pomocy nawigatora, a startowała bez udziału pilota. Do pewnego stopnia, poradziłaby sobie nawet bez obecności jakiejkolwiek, ludzkiej, organicznej istoty na pokładzie - przynajmniej technicznie rze cz biorąc.
Znajoma nazwa wzbudziła zainteresowanie inżyniera, maleńka iskra rozpalająca morze ciekawości, wcześniej hamowanej przez wgląd na ich krótką znajomość. Na pytanie turianina zareagował od razu, kiwając głową w oszczędnym potwierdzeniu.
- Zyskuje na popularności nawet tutaj, na Ziemi - przyznał po chwili, łokcie opierając na blacie po obu stronach talerza, dłonie splatając ze sobą w powietrzu. - Trafiły nam się dwa zlecenia prywatne z nim związane.
Nie wchodził w szczegóły, być może uznając je za nieistotne, a może zobowiązany tajemnicą służbową, której dotrzymywał również tutaj, przy stole.
Elena nie wyglądała na zawiedzioną ich rozmową dotyczącą pracy. Nawet, jeśli miała inne przyzwyczajenia i posiłek uznawała za świętość, chwila obecna z łatwością mogła uchodzić za niecodzienną. Specjalną okazję, przez którą inne zasady przestawały działać, przynajmniej na ten dzień.
Maya podchwyciła jego spojrzenie. Mimo tego, że nic nie przeszkadzało jej w jedzeniu, przestała. Odłożyła widelec gdy zaczęli konwersować na tematy, które wymagały nieco większego skupienia i uwagi. Poniekąd, po to głównie tu przylecieli - nie po closure dla niej, nie w odwiedziny rodzinnych stron. Po to, by zapewnić bezpieczeństwo i przetrwanie Elpis, która była ich domem i Etsy, która była jego nieodłącznym mieszkańcem. Niebieskowłosa skinęła lekko głową, w niemym przyzwoleniu lub potwierdzeniu tego, że była pewna swojej decyzji. Gest, który jej matka podchwyciła, przesuwając własne, zainteresowane spojrzenie na Viyo.
- Dlaczego? - spytała, zdziwiona jego pytaniem, również przerywając jedzenie. Arkadij pozostał spokojny i nie drgnął ani na chwilę. - Nie, nikogo nie było.
- Musimy spytać. Chodzi o bezpieczeństwo - dodała Volyova szybko, na wypadek, gdyby jej rodzice odebrali to w zły sposób. - Tata robił wszystko dookoła domu, prawda? A goście? Ktoś nowy? Ktoś stary?
Ewidentnie paranoja była do pewnego stopnia zakorzeniona również w umyśle Volyovej. Pojawiła się nagle, rozbudzona jego pytaniem i choć Elena otworzyła usta by odpowiedzieć od razu, nie wypowiedziała ani słowa widząc podnoszącą się lekko rękę męża, który chciał ich uspokoić.
- Bezpieczeństwo jest dla nas priorytetem - odrzekł ze spokojem, nie opuszczając wzroku z zielonych tęczówek Viyo. - Od lat pracuję z tym samym, małym zespołem. Posiadamy własną działalność tutaj, w tej okolicy jest to jedyny, suchy dok. Wszystkie kontrakty, które wykonujemy są od prywatnych firm i przedsiębiorców, o których nie mogę mówić, bo zobowiązuje mnie tajemnica służbowa.
Urwał na moment, sięgając po kieliszek z winem i upijając małego łyka alkoholu.
- Zastanawia mnie za to, skoro tak zależy wam na zachowaniu tajemnicy, dlaczego nie skorzystacie z zasobów Rady? - spytał wprost, kiwając podbródkiem w stronę niebieskowłosej. - Maya powiedziała mi, że jesteś Widmem.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [USA, Alaska] Cordova

3 mar 2021, o 15:33

Uśmiechnął się oszczędnie na słowa ojca Mayi i skinął głową.
- To powinno w jakiejś części ułatwić pracę. Większość modyfikacji będzie dotyczyć pokrycia kadłuba pancerzem Silaris w miejscu starego. Elpis jest stosunkowo nowoczesnym okrętem ludzkiej konstrukcji, ale ma dość... niestandardowe układy wewnętrznych systemów, z którymi pana pracownicy raczej nie mieli jeszcze styczności.
Opancerzenie wykonane technologią asari nie było tak spopularyzowane jak inne wersje pancerza, zarówno ze względu na swoją cenę jak i specyfikę. Dobrze było jednak wiedzieć, że ludzie Arkadija mieli już okazję przy nim pracować oraz że mężczyzna zna ten temat. Błysk zainteresowania w jego oku sprawił, że sam mimowolnie zaczął się zastanawiać jak dobrze by się dogadywali w innych okolicznościach. Wiedza mężczyzny z pewnością wykraczała poza jego własną, gdy chodziło o mechanikę okrętów, ale dzielił z nim to samo zainteresowanie technologią oraz - jak się domyślał - wyzwaniem, które nierzadko ta stawiała.
Jego uśmiech zniknął jednak, gdy temat zszedł na kwestie bezpieczeństwa. Paranoja była czymś co w równym stopniu utrudniało życie, co ich przy nim utrzymywało. Nawyk do widzenia zarysu postaci w każdym większym cieniu zapewne stanowiłby soczysty temat do omawiania na długie godziny z Eleną, ale w ich obecnej pracy stanowił większą zaletę, niż wadę - niezbędną skazę na charakterze, z trudem balansowaną na krawędzi, żeby nie przekroczyć cienkiej granicy między chorobliwą ostrożnością, a patologiczną podejrzliwością. Atawistyczny odruch zakładający, że szelest trawy pochodzi od zbliżającego się drapieżnika, a nie mocniejszego powiewu wiatru, pozwalający na przetrwanie w obliczu niewiadomego poprzez zwyczajne założenie najgorszej potencjalnej możliwości.
Skinął głową na wyjaśnienie Arkadija, akceptując taką odpowiedź oraz to co dodała Maya. Zamontowanie podsłuchu z pewnością byłoby utrudnione dla ludzi z Castora lub kogokolwiek innego, gdy mężczyzna zwykł pracować samemu nad wszelkimi naprawami w domu. Dodatkowo, Elena była psychiatrą, więc tajemnica lekarz-pacjent dla niej również stanowiła istotny element, który zapewne rzutował na bezpieczeństwo informacji wewnątrz domostwa. To musiało wystarczyć.
- W dwóch słowach? Wiarygodne zaprzeczenie - odpowiedział wprost, odwzajemniając wzrok mężczyzny. Zastukał palcami po blacie nieświadomie, gdy jego myśli zbierały się do przekazania informacji, skupione. Kilka sekund temu również mimowolnie odłożył sztućce, jakby mając świadomość, że temat który poruszają, wymaga jego pełnej uwagi, a waga ich prośby odpowiedniego szacunku.
- Maya wierzy, że dochowacie tajemnicy, a ja ufam jej opinii i to mi wystarczy. Moje obawy w mniejszym stopniu dotyczą jednak naszego bezpieczeństwa, a w głównym państwa. Nie zamierzam ukrywać, że moja prośba wykracza poza zwykłą modyfikację okrętu. Jeżeli informacja o waszej znajomości tematu wyjdzie na światło dzienne, będą państwo nie tylko w niebezpieczeństwie, ale również zapewne spadną na was ogromne konsekwencje prawne, które oznaczałyby lata w sądach lub może i więzienie. Z pewnego rodzaju względów, zatajenie wiedzy którą zyskacie w trakcie modernizacji Elpis, jest nielegalne w świetle prawa Rady i nawet moja pozycja Widma tego nie zmienia. - Jego wzrok błądził po tęczówkach mężczyzny, ale teraz odbiegł również i na Elenę. Kobieta stawała się niejako wspólnikiem poprzez samą wiedzę o tym o czym będą rozmawiali, nawet jeżeli nie uczestniczyłaby przy naprawach przeprowadzanych na Elpis. To niejako również dodatkowo odpowiadało na pytanie ojca niebieskowłosej, gdy chodziło o korzystanie z zasobów Rady.
Nie zapytał ich po raz kolejny czy na pewno są gotowi, żeby im pomóc. Po tym co mężczyzna powiedział przy ich pierwszym spotkaniu, podejrzewał że żadne prawo nie byłoby w stanie go zatrzymać lub zmienić jego zdania, gdy chodziło o pomoc córce. Nie zamierzał ich obrażać swoimi wątpliwościami, ale nie chciał również trzymać ich w niewiedzy. Domyślał się, że matka niebieskowłosej będzie miała to samo podejście, chociaż może bardziej logiczne i przemyślane niż jej druga połówka.
Oparł łokcie na podłokietnikach krzesła, łącząc dłonie przed sobą.
- Z zewnątrz Elpis jest podobna do wielu innych modeli. Jednak jak już wspomniałem, to jej wnętrze ją wyróżnia, a to coś co pańscy technicy z pewnością prędzej lub później wychwycą - powiedział, wracając spojrzeniem do oczu Arkadija. - Jej wszystkie systemy są sterowane przez autonomiczną, w pełni świadomą Sztuczną Inteligencję. Dlatego zależy nam na dyskrecji.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12104
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [USA, Alaska] Cordova

25 mar 2021, o 03:31

Nietrudno było wyczuć narastające przy obiedzie napięcie. Nie tyle same słowa, co wymalowana na twarzy turianina powaga była bardzo widoczna. Choć jego słowa były oszczędne, a on sam niechętnie uchylał rąbka tajemnicy, zasypując każdą namiastkę faktu dziesiątką ostrzeżeń, emocje odbijające się w jego chłodnym spojrzeniu i spiętej mimice dopowiadały resztę historii tam, gdzie słowa odmawiały zabrania ich na dalszą część tej podróży.
Oboje to rozumieli, choć żadne z nich nie pokazywało po sobie śladów paniki. Arkadij był człowiekiem z natury zamkniętym. Wszystko, co pokazywał lub przekazywał werbalnie wydawało się przechodzić przez filtr gruboskórności Rosjanina, wypuszczający na zewnątrz w głównej mierze suche informacje, ograniczając inne komunikaty. Elena była sprytna, w jej oczach jawiło się zrozumienie, a swoje zmieszanie wywołane nagłym przylotem córki ukrywała z mniejszym lub większym powodzeniem. Mimo tego, powaga wydawała się pobudzać jej powściągliwość. Przypominać jej o tym, że jakkolwiek obecna chwila przypominała przyjemny, rodzinny obiad, w istocie nim nie była - a przynajmniej nie do końca.
Rodzice Volyovej mieli swoją profesjonalną stronę, która dała o sobie znać właśnie w tym momencie.
- Nie traficie do więzienia - wtrąciła niebieskowłosa, tym razem nie patrząc w stronę Widma, nie szukając aprobaty na jego twarzy ani nie czekając na potwierdzenie. - Nie pozwolę, żeby coś wam się stało - dodała, urywając zdanie nagle, w chwili, w której jej głos lekko zadrżał, zdradzając skotłowane w jej wnętrzu emocje.
Jej zapewnienia nie były bliższe prawdy niż to, co przekazywał im Viyo. Jeżeli z perspektywy prawnej groziło im więzienie, młoda Volyova nie mogła z tym wiele zrobić - może poza wyciągnięciem ich z domu i ukryciem gdzieś we wnętrzu galaktyki, wyrwaniu ich z ich domu, komfortu życia, co prawdopodobnie nie wchodziło w ogóle w grę. Jej słowa nie miały żadnego pokrycia i dobrze o tym wiedziała - tak, jak jej rodzina. Kiwnęli głową na potwierdzenie, jakby jej słowa były jedynym, co usłyszeli - jakby w automatycznym zapewnieniu dziecka, że wszystko będzie dobrze, że rozumieją i pokładają w nim pełne zaufanie, choć wyraz ich twarzy sugerował coś zupełnie innego.
- Widma są kontrolowane przez Radę. Jeśli zamierzasz ukrywać tak rozległą operację, o jakiej mówicie, przed Radą Cytadeli to mogę powiedzieć ci już teraz, że daleko nie zajdziemy - odrzekł Arkadij, pomimo grożącego mu więzienia kontynuując wątek.
Maya upiła łyk wina, odkładając kieliszek być może zbyt gwałtownie na stół.
- Wiedzą - odpowiedziała, zanim Viyo zdążył potwierdzić lub zaprzeczyć, uznając, że jej ojciec zasługuje na tę część prawdy - lub zakładając, że bezpieczniej jest powiedzieć to jej. W ostateczności Widmo mógłby się wyprzeć, lub, w świetle prawa, przyznać, że po prostu ją okłamał. - Nie mogą przyznać się do tego publicznie, bo łamiemy prawo, które ustanowili. Ale wiedzą.
- Wiesz, jak to się skończy, Mayu - odrzekła Elena, kiwając lekko głową, choć nie w wyrazie dezaprobaty - ot, w odruchu. - Jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, będą mogli wyprzeć się świadomości tego. To wcale nie stawia was w świetle prawa w lepszej sytuacji - dodała, obracając trzymany w dłoni widelec, choć zapomniała już o stygnącym obiedzie. - Ani nas.
Niebieskowłosa zwiesiła lekko głowę.
- Wiem - odrzuciła z westchnieniem, stukając bezmyślnie palcami o blat stołu.
Dwie pary zaciekawionych oczu wpatrywały się w turianina gdy ten podejmował wewnątrz siebie decyzję. Gdy wreszcie wypowiedział następne słowa, zawisły w pomieszczeniu, w ciszy, na następne kilka sekund, które wydawały się dłużyć niemiłosiernie.
- Zrobię to.
Głos Arkadija przebił się przez zasłonę milczenia, dudniąc w pomieszczeniu. Na dźwięk słów turianina w jego oczach zabłysło coś nowego, a jego sylwetka ledwie zauważalnie się rozluźniła. Przebłysk tego, co działo się w jego głowie, czego Viyo mógł wyłącznie się domyślać.
Elena drgnęła, przenosząc wzrok na swojego męża.
- Nawet o tym nie porozmawiamy? - spytała, z wyczuwalną irytacją pobrzmiewającą w głowie, po czym lekko cofnęła się wgłąb krzesła gdy napotkała spojrzenie mężczyzny.
- Ten statek to teraz dom naszej córki, Elena - odrzucił, również unosząc lekko głos, brzmiąc w pełni stanowczo. - Jeżeli mogę zrobić coś, żeby była bezpieczniejsza tam, gdy znowu wyleci w cholerę, to możesz być pewna, że to zrobię.
Jego krzesło odsunęło się ze zgrzytem gdy wstał z miejsca, odkładając na talerz swoje sztućce. Arkadij był człowiekiem, który lubił przechodzić od słów do czynu bardzo szybko.
Jedynie Elena wydawała się zaskoczona.
- Obejrzyjmy ją - zaproponował, aktywując swój omni-klucz.
- A co z twoim urlopem? - westchnęła lekko kobieta, po stanowczości na jego twarzy dostrzegając swoją przegraną pozycję. Również wstała, tak jak i niebieskowłosa. W przeciwieństwie do Mayi, Elena zabrała się do sprzątania naczyń.
- Nie ucieknie - odrzucił, kiwając zachęcająco głową do dwójki gości.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [USA, Alaska] Cordova

27 mar 2021, o 00:11

Obrócił lekko twarz, błądząc spojrzeniem po profilu Mayi, gdy złożyła swoją obietnicę. Podobnie jak jej rodzice, wiedział że waga tych słów nie leży w ich prawdopodobieństwie, a w emocjach, którymi były poparte. Gdyby prawda wyszła na jaw, niewiele mogliby zrobić żeby uchronić Volyowych przed więzieniem, ale nie powstrzymałoby to jej przed próbowaniem - i to właśnie to stanowiło główną siłę jej zapewnienia. A on nie miał żadnego prawa jej za to osądzać, bo sam najpewniej zrobiłby to samo. Podczas jego całej kariery, Rada Cytadeli oraz prawa które reprezentowali, stanowiły stronę za którą walczył. Bez względu na to czy były to próby rozbicia Castora, potyczki z batariańskimi piratami, przepychanki z kartelem czy strzelaniny z narkotykowym baronem, jego akcje były poparte większą ideą czegoś dobrego i czegoś słusznego. Chociaż rozwiązanie tajemnicy AZ-99 było w równym stopniu samolubną potrzebą zamknięcia rozdziału, który zmienił go u samej podstawy, co i chęcią powstrzymania katastrofy czekającej w cieniu polityki, to zawsze na horyzoncie miał cel, który w mniejszym lub większym stopniu miał pomóc ludziom. Moment, w którym tajemnica Elpis wyszłaby na jaw, oznaczał przekroczenie tej granicy i porzucenie tych ideałów. Byłby to moment, w którym zostałby postawiony przed jednym z dwóch wyborów - pierwszym było zaakceptowanie tego, że złamał prawo w imię którego do tej pory ratował galaktykę oraz poddanie się czekającym go za to konsekwencjom, które stanowił również konsekwencje dla Mayi, ich rodzin oraz samej Etsy, drugim była zaś była odmowa zaakceptowania kary i walka z systemem dla dobra swojego i pozostałych, co postawiłoby go jednak po drugiej stronie barykady za którą do tej pory walczył. Nie byłoby większego dobra na horyzoncie ani szczytnego celu, byłoby po prostu przetrwanie.
A zarówno on jak i ona, udowodnili jak daleko są w stanie posunąć się by to osiągnąć.
Wypowiedź Arkadija przerwała milczenie, które zapadło po tym, gdy wyjawił im prawdę. Vex obserwował ich w czasie, gdy podejmowali decyzję, śledząc te emocje, którym pozwolili wydostać się na powierzchnię, ale krótka odpowiedź mężczyzny i tak była w pewnym stopniu zaskoczeniem. Ojciec Mayi, chociaż oszczędny w słowach, był człowiekiem konkretnym, co udowodnił ponownie odkąd poznał go przed godziną. Widmo przyglądał mu się przez kilka uderzeń serca, po czym skinął głową bez słowa, w niemym podziękowaniu. Z jego barków też zsunął się pewien ciężar, którego istnienia się tam nie spodziewał, a który był odpowiedzialny za rozmyślanie o tym co by się stało, gdyby Elpis nie znalazła jednak zaufanego suchego doku na Alasce. Rodzice Mayi byli ich jedyną opcją - coś czego nie chciał wyciągać na wierzch, żeby nie stawiać ich w położeniu, w którym musieliby odmówić pomocy córce wiedząc, że ta nie znajdzie jej nigdzie indziej.
Obiekcje Eleny były... zrozumiałe, ale taktownie nie ingerował w wymianę zdań między nią, a Arkadijem, po prostu przyglądając się im w ciszy. Wyglądało na to, że to kobieta była tą bardziej powściągliwą w ich związku, pomimo ich pozornie odwrotnej natury. Była to jednak decyzja którą musieli podjąć sami. I którą mężczyzna najwyraźniej już podjął z pełną świadomością i determinacją.
- Elpis stoi w porcie w Vancouver - odpowiedział, również odsuwając krzesło. Już wiedział po kim Maya odziedziczyła swoją impulsywność do czynów i podejmowania decyzji w czasie krótszym niż mrugnięcie powieką... Kiedy wszyscy się podnieśli, przesunął wzrok na Elenę, uśmiechając się krótko i nieco przepraszająco.
- Dziękuję za wspólny obiad. Wiem, że od razu zrzuciłem na was duży ciężar, ale mam nadzieję, że będziemy mieli jeszcze okazję powtórzyć naszą rozmowę - powiedział łagodnie, zanim pozostała dwójka zgodnie wybiegnie żeby oglądać jego statek i uciekać przed dezaprobatą matki oraz żony.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12104
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [USA, Alaska] Cordova

27 mar 2021, o 16:01

W sytuacjach jak ta, starsza kobieta z łatwością ukrywała swoje emocje. Jej obawy i powściągliwość wymalowane na twarzy zastąpił uprzejmy uśmiech, z którym przywitała w swoim domu zupełnie obcego jej turianina, którego nie mogła się spodziewać. Skinęła lekko głową, niemo godząc się na ich decyzję, a oni mogli jedynie zasta nawiać się nad tym, czy jej potencjalna konwersacja z Arkadijem na ten temat nie została zwyczajnie przełożona na późniejszy termin - taki, w którym oni nie będą stali obok by móc tego uświadczyć.
- Ależ nic się nie stało - odparła, składając naczynia ze sobą na jedną stertę, chwytając je jedną dłonią, podczas gdy drugą, wolną, zgarnęła dwa puste kieliszki po winie. Wyprostowała się, zatrzymując na moment by odwzajemnić spojrzenie Widma i skinęła lekko głową, ponownie, uspokajająco. - Wróćcie na kolację! - dodała, obracając się do nich tyłem i ruszając do kuchni, kontynuując swoje porządki, którym poddawała się niemal automatycznie.
Arkadij zgarnął kurtkę z wieszaka w przedpokoju, a jego śladem to samo zrobiła niebieskowłosa. Nie wydawała się zaskoczona impulsywnością ojca, jedynie wychodząc na zewnątrz obejrzała się do tyłu, spoglądając na Widmo, jakby sprawdzając, czy za nimi nadąża.
Zimne powietrze Cordovy uderzyło ich w nozdrza, piekąc malutkimi igiełkami mrozu w twarz, zmuszając do szczelniejszego owinięcia się szalikiem. Rosjanin wydawał się nieprzejęty tym chłodem, choć odzwyczajona od takiego wiatru młoda Volyova zwolniła lekko, gdy uderzył w nią podmuch, naciągając sobie na głowę kaptur kurtki.
Mężczyzna zaprowadził ich na tył domu, gdzie stał cywilny prom. Miał nieco inną budowę od taksówki, która przyleciała z nimi tutaj z Vancouver - był mniejszy, smuklejszy i na jego ciemnoszarej powierzchni na próżno było szukać logotypów firm. Był własnością rodziny. Arkadij wskazał im miejsca pasażerskie, samemu zasiadając na fotelu kierowcy i gdy drzwi za nimi się zamknęły, prom poderwał się do lotu i włączył do skąpego ruchu powietrznego nad Cordovą.
- Wspomniałeś, że systemy są w pełni autonomiczne - zagadnął mężczyzna, gdy prom mknął pomiędzy górskimi szczytami. Zatrzymał się na chwilę, jakby szukając odpowiednich słów, którymi mógłby się wyrazić. - Różni ludzie mają różne tego definicje...
- Pozwalamy jej latać - wtrąciła niebieskowłosa, sprawiając, że czujne spojrzenie mężczyzny pojawiło się w lusterku, gdy spoglądał na pasażerów z wyraźnym zaciekawieniem, ale też tlącym się w oczach niedowierzaniem. - Poza nami, nie ma reszty załogi. Ona robi wszystko. Jest pilotem, nawigatorem, łącznościowcem...
Urwała, gdy mężczyzna gwizdnął cicho.
- Pokładacie dużo zaufania w systemy, które można zhakować, przejąć lub zepsuć.
Niebieskowłosa wzruszyła lekko, przenosząc spojrzenie na Viyo, samej nie dodając nic więcej.
Podróż wydawała się trwać nieco krócej niż gdy taksówką lecieli w drugim kierunku. Być może teraz, gdy nieco wagi zostało zdjęte z ich ramion, mniej się dłużyła przez brak nieznośnej ciszy pomiędzy nimi. Szybko znaleźli się w doku, przed zamkniętymi wrotami śluzy prowadzącej do wnętrza Elpis.
Arkadij przystanął w miejscu, przyglądając się z zewnątrz fregacie z podpartymi bokami.
- Dawno nie byliście w suchym doku - zauważył, kiwając głową na pytające spojrzenie Mayi, która czekała przy wejściu.
Gdy wreszcie znaleźli się w środku, powoli ruszając korytarzami, mężczyzna sunął dłonią po powierzchni gładkich ścian.
- Jest całkiem nowa. Sześć, siedem lat? - zagadnął, spoglądając na Viyo. Etsy, nieproszona, nie odezwała się w tym czasie ani słowem, żeby go poprawić.
Jakby przypominając sobie o jej istnieniu, mężczyzna przystanął, spoglądając na Widmo.
- Twoja SI... - zagadnął, zerkając również na Mayę. - Jak rozbudowany ma terminal? Potrafi się porozumiewać?
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [USA, Alaska] Cordova

27 mar 2021, o 23:28

Zimne, północne powietrze przypomniało o pogodzie panującej na zewnątrz od razu jak tylko przekroczyli próg drzwi wyjściowych domostwa. Ciepło od świeżego posiłku oraz rozpalonego kominka, którym zdążyło przejść jego ciało, teraz szybko ustępowało miejsca niskiej temperaturze Cordovy, zabierając również za sobą niepokój towarzyszący wspólnemu obiadowi oraz powrotu Mayi do domu - coś co półświadomie udzieliło mu się od zestresowanej biotyczki, nawet pomimo jego własnych, odmiennych oczekiwań na ten temat. Gdy jego buty zaskrzypiały na śniegu, zatrzymał się na chwilę i podciągnął wyżej szalik, skrywając dolną połowę twarzy za ciepłą osłoną, a także pozwalając sobie chwilę przerwy oraz przesunięcie wzrokiem po odległych górskich szczytach, teraz nieco mniej widocznych z powodu zwiększonej ilości śniegu tańczącego w powietrzu. Kiedy jego wzrok napotkał spojrzenie niebieskowłosej, skinął po prostu głową i ponownie ruszył za nimi, zrównując się z nimi krokiem.
Rodzice Mayi stanowili interesującą parę, ale jakaś jego część nie oczekiwała niczego innego po tym jaka była ich córka. Wtargnęli do ich życia z zaskoczenia, przynosząc o wiele więcej niż tylko zaginione dziecko i mieszanie dobrych wiadomości z tymi mniej pozytywnymi, ale znosili to całkiem w porządku, nawet jak na znieczulenie pierwszym szokiem. Miał wrażenie, że podobnie jak ona, byli skomplikowanymi ludźmi o więcej niż jednej warstwie.
Jego spojrzenie mimowolnie przesunęło się na biotyczkę, gdy przez głowę przemknęło mu niewypowiedziane pytanie czy Rosa - jedyny członek rodziny Volyovych, którego nie będzie dane mu poznać - również taka była.
Prywatny prom Arkadija wywołał u niego czysto profesjonalną reakcję, gdy w fachowym odruchu ocenił model pojazdu. Pamiętał, że mężczyzna również lubił dłubać w swoim warsztacie, co ewidentnie było przedłużeniem jego pracy w suchym doku, ale co również było bliskie sercu turianina. Gdy zaprosił ich do środka, przytrzymał drzwi niebieskowłosej, po czym sam obrzucił ostatnim spojrzeniem budynek z którego właśnie wyszli i również wsunął się do środka, zajmując miejsce obok niej.
- Etsy nie jest dodatkowym usprawnieniem statku, który został dodany po jego wyjściu z produkcji. Cały okręt był zaprojektowany pod jej obecność, więc cała jego architektura jest domyślnie dostosowana pod jej ingerencję oraz użytkowanie. Włączając w to również pomniejsze systemy - wyjaśnił na pytanie mężczyzny, gdy prom uniósł się w powietrze i ruszyli w drogę powrotną, dopowiadając do odpowiedzi kobiety. Na jego wątpliwość skinął tylko głową.
- Więcej niż w ludzi, którzy musieliby z nami podróżować, żeby zapewnić pełną redundancję systemów. Zwiększenie załogi Elpis oznaczałoby również wciągnięcie większej ilość ludzi w jej tajemnicę - dodał, ściągając szalik pod brodę i uśmiechając się krótko. - Na szczęście niełatwo jest zhakować Sztuczną Inteligencję, szczególnie taką, której głównym przeznaczeniem była obrona przed wirtualnymi atakami.
Zaufanie w Etsy stanowiło oddzielną kwestię, którą niełatwo było wyjaśnić i przekazać w pełni tak żeby odpowiedź równała się temu jak postrzegał ją on sam. Gdyby ktoś rzeczywiście przejął kontrolę nad ich okrętem, mieliby taki sam problem bez względu na to czy posiadaliby załogę, czy też nie. W najgorszym wypadku byliby w stanie doprowadzić z Mayą Elpis do doku na manualnym sterowaniu, ale utrata kontroli nad systemami była czymś więcej niż tylko nawigacją czy pilotażem. Systemy podtrzymywania życia, ogrzewanie, grawitacja... Jeżeli ktoś dałby radę przebić się przez ochronę Etsy, nawet ludzka załoga by im nie pomogła. Rozumiał jednak skąd pochodzi powątpiewanie mężczyzny.
Gdy wiele osób odpowiadało za wiele systemów, nagła niedostępność jednej z nich stanowiła problem. Gdy jedna osoba odpowiadała za wszystkie systemy, jej nagła niedostępność stanowiła katastrofę. Nie miało znaczenia czy ta osoba miała organiczny czy elektroniczny umysł.
Znajomy port kosmiczny pojawił się za oknem w czasie zdawałoby się krótszym niż poprzednio. Nie towarzyszył im jednak teraz stres i niepewność, ich cel nie był też niewiadomą, nad którą musieliby się zastanawiać. Elpis wyłoniła się chwilę później, gdy po wylądowaniu przeszli do doku, w którym stacjonowała przez ostatnie kilka godzin.
- Zbyt dawno - zgodził się z mężczyzną, gdy podeszli pod śluzę. Jego wzrok również prześlizgnął się po kadłubie okrętu, czując zastrzyk poczucia winy. Elpis była z nim od kilku miesięcy, ale przeszli razem wiele... i to nie tylko pod kątem wspólnych, trudnych przeżyć. Lądowali na bagiennej AZ-99 pełnej trujących oparów, na wulkanicznym Metgos przesiąkniętym siarką i popiołem, na pokrytej śniegiem Noverii i skutej lodem AZ-102, na pustynnym, szorstkim Klendagonie, w pełnym smogu Szanghaju... Tak jak oni zyskali kilka blizn po tych miejscach, a ich twarze nosiły ślady zmęczenia, tak i poszycie fregaty pamiętało każdą z tych wizyt. W ciemnych naleciałościach otaczających nity łączące pancerz można było znaleźć mieszaninę pierwiastków z atmosfery każdej z planet, które odwiedzili, w smugach zdobiących krawędzie natarcia powierzchni sterowych do lotów poza przestrzenią kosmiczną ukrywały się wspomnienia sadzy oraz brudnych oparów, a mikroskopijne odpryski farby i powłoki ablacyjnej stanowiły świadectwo niezliczonych godzin spędzonych pod atakami promieniowania w przestrzeni kosmicznej oraz uderzeń drobnych, niedostrzegalnych dla oka kosmicznych śmieci.
- Tyle się działo, że nawet nie przyszło mi do głowy, żeby ją chociaż umyć - mruknął z roztargnieniem, notując sobie w głowie, żeby w przyszłości wyżej postawić to na liście priorytetów.
Wnętrze Elpis szczęśliwie prezentowało się lepiej - może dlatego, że to w nim aktywnie żyli i to ono stanowiło ich dom. Rozpiął kurtkę i zaplótł dłonie za plecami, gdy przeszli do korytarza, opuszczając śluzę. Śledził ojca Mayi spojrzeniem, pozwalając mu błądzić spojrzeniem i rękami konstrukcji statku.
- Myślę, że Etsy lepiej odpowie na wszystkie pytania niż ja - odezwał się na jego słowa, uśmiechając się lekko. Swoje następne skierował w przestrzeń, wiedząc że SI ich słucha. - Ets, to jest Arkadij Volyov, ojciec Mayi. Zgodził się nam pomóc i będzie zarządzał twoją modernizacją. Panie Volyov, Etsy - dodał, wykonując krótki gest w bliżej niesprecyzowanym kierunku, jako że SI ich praktycznie otaczała.
- Głównie audio. Aczkolwiek jedna z pomniejszych modyfikacji o których wspomniałem, miałaby dotyczyć instalacji sieci holoprojektorów. To jest, jeżeli główna zainteresowana wyrazi na to chęć albo nie ma zaplanowanych lepszych pomysłów - dodał, uśmiechając się pod nosem.
Wizualizacja Etsy była jedną rzeczą, ale tego typu dodatek niósł za sobą inne korzyści, nawet jeżeli czysto sytuacyjne. Khouri w momencie ataku na Crescenta miał swoje miny oraz dym z wentylacji. Dobrze było mieć podobne zabezpieczenie, nawet jeżeli mniej destruktywne.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12104
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [USA, Alaska] Cordova

7 kwie 2021, o 19:06

Wypowiedziana z roztargnieniem uwaga Viyo wywołała różne reakcje u pozostałych. Mężczyzna parsknął śmiechem i machnął dłonią, w wyraźnym geście mówiącym nie przejmuj się. Na twarzy młodej Volyovej za to pojawiło się skupienie.
- Statki się myje? - spytała zdziwiona, spoglądając to na turianin a, to na towarzyszącego im jej ojca. - Ale... po co? Przecież i tak nikt ich praktycznie z zewnątrz nie widzi.
- Pozostałe z różnych środowisk naleciałości należy zapobiegawczo usuwać na każdym przeglądzie w suchym doku - odparł, nie zaprzestając oglądania fregaty. Mimo tego, w jakim stanie była nie wydawał się w żaden sposób oceniać jej negatywnie przez pryzmat nadpaleń i plam pozostawionych na jej zewnętrznej powierzchni pancerza. - W zasadzie z dwóch powodów. Zdziwiłabyś się, jakie substancje osiadają na statku gdy lądujecie na planetach. Niektóre z nich powodują mikro uszkodzenia, które w początkowym stadium ciężko wykryć. Nawarstwiają się z każdym rokiem, ukracając życie i wytrzymałość pancerza.
Przesunął znów dłonią po ścianie korytarza. Wnętrze Elpis prezentowało się znacznie lepiej względem tego, jaki widok spotkał ich w doku. Jasne, gładkie przejścia oddzielały grubą kreską militarne statki od cywilnych, prezentując klasę, której nie reprezentowały wojskowe rozwiązania.
- A drugi? - spytała niebieskowłosa, pewnym krokiem przekraczając znajomy próg miejsca, które teraz i o na mogła nazywać domem.
- Hm?
- Mówiłeś, ze z dwóch powodów.
Mężczyzna drgnął, wyrwany z zamyślenia, w które wpadł dość szybko, kalkulującym wzrokiem oceniając fregatę.
- Ach, tak, tak... Konwencja Rady Cytadeli o ochronie środowiska naturalnego i bioróżnorodności galaktycznej - kiwnął głową, ruszając wgłąb korytarza. Jego kroki nabierały pewności, choć wiedział, w którym miejscu się zatrzymać i nie posuwać zbyt daleko bez obecności czy przyzwolenia Widma. - Substancje, które zostaną na statku mogą mu zaszkodzić, ale niektóre organizmy potrafią przetrwać podróż przez kosmos, nawet w tunelach przekaźników. Jeśli zawieziesz je statkiem z jednego ekosystemu do drugiego, może się to źle skończyć.
Mężczyzna zatrzymał się w miejscu gdy turianin znów się odezwał - tym razem nie kierując swoich słów do niego.
- Panie Volyov, jestem gotowa do udzielenia niezbędnych informacji i służę pomocą.
Gdy głos Etsy rozległ się w korytarzu i odbił od jego wielu ścian echem, Arkadij uniósł odruchowo głowę ku umieszczonym pod sufitem głośnikom. Jak na mężczyznę, który właśnie nawiązał kontakt z nielegalną technologią, wydawał się tym stosunkowo nieporuszony. Nie wyglądał na zszokowanego, czy nawet odrobinę zaintrygowanego. Uśmiechnął się lekko, kiwając ku niej podbródkiem, nawet jeżeli nie znajdowała się obok niego w materialnej formie.
- Miło mi cię poznać, Ets - przywitał się, uruchamiając swój omni-klucz, na którym mignęła kontrolka powiadomienia o nawiązaniu połączenia. Nie szukał jej wzrokiem w korytarzu, zamiast tego wpatrując się w sieć, z którą mógł połączyć się za jego pomocą. - Przydałaby się jakaś twarz do tego głosu, co? - zażartował, przesyłając prośbę o udzielenie dostępu do podstawowych danych technicznych, które Elpis posiadała w systemach.
Maya spoglądała na ojca spode łba. W pewnym momencie oparła się o ścianę, a ręce skrzyżowała na klatce piersiowej.
- Wiesz, że możesz za to pójść do więzienia? - spytała z przekąsem, obserwując go czujnie.
- Byłoby okropnie - przytaknął bez większego zainteresowania, przeglądając dane, które natychmiast przesłała mu Etsty.
- Ciebie i mamę.
- Mhm
- Twoja firma upadnie
- Tak, wielkie niebezpieczeństwo...
- Pracowałeś już nad SI - podniosła głos, rozkładając szeroko ręce w wyrazie niedowierzania. Arkadij w reakcji na to pozwolił sobie na półuśmiech. Mrugnął do niej porozumiewawczo.
- Nie mamy czasu do stracenia. Etsy, czy byłabyś tak uprzejma i przemieściła statek do doku F12848S w okręgu 184?
- Mama wie?
Dopiero wtedy mężczyzna zamarł w miejscu i obrócił głowę w kierunku niebieskowłosej, podnosząc wzrok znad omni-klucza.
- Temat, który poruszasz to dopiero wielkie niebezpieczeństwo - odrzucił z przekąsem, podchodząc zamiast tego do Viyo. - Zabierzemy Elpis do naszego doku. W moim rozumieniu Etsy prześle mi wszystkie potrzebne informacje i będzie pełniła rolę głównego inżyniera pokładowego. Od ciebie potrzebuję jedynie listy życzeń, którą zrewiduję. Zobaczymy, co z tego będziemy mogli zrobić - przesłał swój ID komunikatora do Viyo, odruchowo, choć Etsy mogła bez problemu służyć za łącznika. - I numer konta bankowego - dodał pół żartem, pół serio.
Ostatnio zmieniony 21 kwie 2021, o 22:29 przez Mistrz Gry, łącznie zmieniany 1 raz.
Vex
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 1952
Rejestracja: 18 cze 2014, o 15:17
Miano: Vexarius "Vex" Viyo
Wiek: 32
Klasa: Dewastator
Rasa: Turianin
Zawód: Widmo
Lokalizacja: Arae / Cytadela
Status: It's complicated.
Kredyty: 34.710
Medals:

Re: [USA, Alaska] Cordova

12 kwie 2021, o 16:45

Turianin przewrócił oczami na słowa Mayi, wsuwając dłonie do kieszeni.
- Szczur lądowy - rzucił z teatralnym westchnięciem, spoglądając w jej stronę i posyłając jej zaczepny uśmiech. Wyjaśnieniu Arkadija towarzyszyło jego skinięcie głową, potwierdzające słowa starszego mechanika. Przesunął spojrzeniem po wnętrzu Elpis, gdy szli korytarzem, ale jego wzrok patrzył poza nie, poza szkielet okrętu oraz okalające go płyty pancerza.
- Każda pustynia jaką odwiedziliśmy, każda wulkaniczne planeta, każde gnijące bagnisko w którym musiała lądować Elpis... Wszystko zostawia ślad. Nawet zwykły smog Szanghaju czy Nos Astry w pewien sposób osłabia powłokę ablacyjną oraz zostawia osad w szczelinach, w których nie powinien - potwierdził, wzruszając lekko ramionami. - Bakterie i mikroorganizmy to drugi problem, ale na szczęście niewiele jest takich, które potrafią przeżyć próżnię kosmosu, podróż przez tunel przekaźnika oraz spalanie lotu atmosferycznego. Konwencja Rady pilnuje, żeby środki czyszczące i dezynfektanty po każdej wizycie w doku wypleniły wszystko to co uchowało się w szczelinach poszycia lub innych zakamarkach. W teorii. W praktyce jeżeli coś przetrwało próżnię, lot przekaźnikiem i spalanie atmosferyczne... - dodał, zawieszając głos i nie kończąc, uśmiechając się tylko do niej krótko, ale wymownie.
- Zawsze dobrze jednak jest mieć więcej niż jedną linię obrony. U siebie nazywacie do modelem Reasona, jeżeli się nie mylę. U nas ten sam koncept funkcjonuje jako zabezpieczenie Sinteriusa.
Pozwalał ojcu Mayi przechadzać się po korytarzu i oglądać wnętrze fregaty, wiedząc że prędzej lub później ta i tak spocznie w pełni w jego rękach, dużo bardziej odkryta niż mogliby mu pokazać ją teraz. Chociaż ufał biotyczce i jej rodzinie, cień niepokoju nie ustępował go na krok odkąd decyzja o zostawieniu Etsy w doku zapadła na stałe. Była to ogromna tajemnica do powierzenia i jeszcze większa odpowiedzialność. Nie mówiąc nawet o tym, że nie chodziło tylko o zwykłą modernizację statku, a w pewien sposób o operację na żyjącym w jego sercu organizmie - syntetycznym i bez pulsu, ale jednak nie mniej żywym.
Kiedy głos Etsy rozległ się we wnętrzu korytarza, pozwolił SI przejąć kontrolę nad torem rozmowy, wiedząc że jej informacje będą o wiele dokładniejsze niż sam mógłby ich udzielić Arkadijowi. Spokojna reakcja mężczyzny na towarzystwo jego elektronicznej towarzyszki uspokoiła go nieco, nie pokazując mu śladów nieufności lub wątpliwości, których się spodziewał. Dopiero grad zdawkowych pytań, którymi zasypała go biotyczka, sprawiła że zmarszczył łuki brwiowe, spoglądając uważniej to na nią, to na jej ojca, wyczuwając że do czegoś zmierza, ale nie wiedząc do czego.
Nie był przygotowany na jej rewelację.
Zaskoczenie odbiło się w jego tęczówkach, które od razu przeniosły się na Arkadija. W przeciwieństwie do niej, zupełnie się tego nie spodziewał. Mężczyzna był jej rodziną, więc znała go o wiele lepiej niż on mógłby poznać i wyciągnęła z jego oszczędnej reakcji więcej niż on byłby w stanie, niejako dając pokaz tej samej błyskotliwości, która krążyła w żyłach jej matki. Wyglądało na to, że podwykonawcy Volyovy zajmowali się o wiele większymi zleceniami niż z początku mogli sądzić, co powodowało jednak więcej pytań niż odpowiedzi. Czy SI przy których pracowali były legalne, ale wciąż otoczone widmem ogólnej tajemnicy jako sekretne projekty rządowe? Czy może Arkadij częściej wykonywał prace z szarej strefy, balansując poza granicą prawa ku niewiedzy małżonki oraz reszty rodziny?
Jedyne o co nie musieli się najwyraźniej martwić, to zachowanie tajemnicy.
Śledził twarz mężczyzny w milczeniu, bijąc się przez chwilę z własnymi myślami. Wiedział, że ten nie wyjawi nic więcej, bo na tyle już zdążył się zorientować w jego charakterze, nie chciał też zbytnio naciskać przez szacunek do jego córki oraz pracę, którą miał dla nich wykonać. Ostatecznie jednak zawodowe przyzwyczajenie zwyciężyło.
- ExoGeni? - zapytał zdawkowo, nie oczekując bezpośredniej odpowiedzi, ale obserwując czujnie reakcję człowieka. Piknięcie omni-klucza poinformowało go o nadejściu identyfikatora Arkadija, który odruchowo przyjął.
- Raczej nie będziemy opuszczać Ziemi przez czas modernizacji, ale mamy kilka interesów, które pewnie wygonią nas w dalsze jej zakątki. Jednak w czasie, który będziemy tutaj, chciałbym być obecny od czasu do czasu przy pracach - dodał, zgadzając się niejako na jego propozycję tego jak będzie przebiegać restoracja. Aktywował własne urządzenie, przesyłając numer o który poprosił. Środki Castora - ich środki - stanowiły jeden z głównych powodów dzięki któremu byli w ogóle w stanie pozwolić sobie na całe to przedsięwzięcie. - Pełną listę dostarczę dzisiaj wieczorem lub jutro rano.
THEME                    VOICE                    ARMOR                    CASUAL
ObrazekObrazek
+5% do obrażeń w walce wręcz   
-1PA koszt przeładowania    -1.5PA do kosztu zdolności technologicznych
Dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wróć do „Ziemia”