Ojczysta planeta ludzi wkracza w złoty wiek - rozwojowi ulega przemysł, handel i sztuka. Postawiono na ekologię i lepiej zagospodarowano teren, dzięki czemu wszystkim, teoretycznie, żyje się lepiej, choć prawdę mówiąc stale rośnie przepaść między biednymi i bogatymi mieszkańcami.
LOKALIZACJA: [Gromada Lokalna > Układ Słoneczny]

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

[FRANCJA] Paryż

19 paź 2022, o 16:00

*Tu będzie łady opis miasta potem*
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [FRANCJA] Paryż

19 paź 2022, o 16:04

Obrazek [h3]Requiescat in pace[/h3] Mistrz Gry: Marshall Hearrow
Gracze: Annabelle Reguera, Andrei Asan, Alexander Gauthier
Być może ktoś z nich wcześniej słyszał o Vanessie Ditorino, mieszkającej na Ziemi słynnej projektance mody, niemniej jej sława i sympatia, którą wielu ją darzyło szła w parze z wielkością jej majątku. Nikt tak naprawdę nie znał prawdziwych losów Vanessy. Żona jednego mężczyzny, z którą miała trójkę synów, którzy z kolei dali jej dziesiątkę wnuków odeszła w czasie, kiedy w zasadzie jej starczy wiek kwitł. Nikt nie spodziewał się, że dzień po swoich sto dwudziestych trzecich urodzinach, na których bawiło się blisko dwieście czterdzieści osób, kobieta umrze. Lekarze po wstępnych badaniach i sekcji zwłok, na którą rodzina wręcz nalegała stwierdzili zawał mięśnia sercowego i z takową diagnozą wszystkich odesłano.
Najbardziej zrozpaczony była wdowiec po Vanessie – Mortenio Ditorino, chociaż też już w podeszłym wieku, był wręcz załamany stratą ukochanej, co widać było na samym pogrzebie. Nie inaczej zresztą zachowywali się również synowie. Widać było, że cała rodzina była z sobą zżyta i ciężko byłoby się dopatrzeć między nimi jakiś spięć czy wzajemnych nieporozumień. Cała uroczystość oczywiście otwarta była dla wszystkich, którzy chętni byli towarzyszyć milionerce na ostatniej drodze, jak również transmitowana przez lokalną telewizję na całą Galaktykę. Całe wydarzenie – od śmierci po sam pogrzeb – było dość wyraźnie nagłośnione i ciężko było, żeby, chociaż nie usłyszeć małej wzmianki o tym. Po pewnym czasie jednak wszystko ucichło i poza rodziną oraz pojedynczymi osobnikami nikt już nie pamiętał o Vanessie Ditorino.
Do czasu, kiedy nie odczytano ostatniej woli zmarłej…
Wiadomość na omni-klucz zarówno Annabelle, Andreia jak i Alexsandra była na tyle zaskakująca, że początkowo zdawała się być zwykłym spamem, bądź podobnym typem wiadomości o tym, że któreś z nich wygrało prom i ma się zgłosić po odbiór wysyłając wiadomość zwrotną. Autor tegoż komunikatu musiał zdawać sobie z tego sprawę, dlatego już dnia następnego pojawiło się połączenie, które wymagało odebrania. Słysząc po drugiej stronie męski głos nie było już żadnych wątpliwości. Człowiek o nazwisku Trevors, z tych słynnych Trevorsów prowadzących masę spraw prawniczych i praktycznie wszystkie wygrywając poinformował zainteresowanych o powinności stawienia się dnia następnego, bądź w przeciągu dwóch kolejnych na Ziemi, celem wysłuchania ostatniej woli zmarłej. Nazwisko Ditorino już samo w sobie brzmiało tak abstrakcyjnie, że cała trójka potrzebowała ponownego powtórzenia, że to nie żart i, że mają się pojawić w Paryżu, przy Promenadzie 312, w apartamentowcu należącym do rodziny Ditorino. Na miejscu zaś mieli zostać poinformowani o całej reszcie. Oczywiście przelot jak i zakwaterowanie na czas nieokreślony były z góry opłacone przez zapraszających.
Dlatego gdy tylko nastał wyznaczony termin, a kobieta i dwóch mężczyzn pojawili się przed drzwiami ogromnego, biało-błękitnego budynku gdzie zostali wpuszczeni przez bardzo uprzejmego lokaja i skierowani do odpowiedniego pokoju, nie było wątpliwości, że to się dzieje naprawdę.
W środku przestronnego pokoju bardziej urządzonego na modłę dziewiętnastowiecznej Europy zgromadziła się cała rodzina oraz oni - trójka obcych, na których każdy patrzył z nieukrywanym podejrzeniem. Prawie każdy. Starszy mężczyzna, odziany w czerń i siedzący na samym przodzie, przed biurkiem zdawał się mieć nieobecne spojrzenie, jakby w ogóle go tam nie było. No, a przynajmniej myślami. Krótka chwila, która zdawała się trwać wieczność wreszcie została przerwana, przez elegancko ubranego mężczyznę, który wszedł tylnymi drzwiami w ręku dzierżąc średnich rozmiarów kopertę.
Witam państwa, proszę usiąść – powiedział wskazując rzędy krzeseł przed biurkiem, po czym sam zasiadł za biurkiem i westchnął ciężko. – Jestem prawnikiem pani Ditorino od początku jej kariery. Towarzyszyłem jej w najgorszych i najlepszych momentach jej wspaniałego życia, a teraz przyjdzie mi z państwem podzielić się jej ostatnią wolą. Chcę wyrazić również swój smutek i ubolewanie nad losem pani Vanessy, oraz złożyć szczere kondolencje szczególnie panu Motreniowi.
Tutaj spojrzał z nieukrywaną troską w oczach na starszego mężczyznę przed sobą. Potem uruchomił omni-klucz, a na ekranie za nim wyświetlił się dokument, który jak po chwili się okazało był testamentem zmarłej.
- Sporządzony dnia dwudziestego trzeciego maja testament Vanessy Angeli Ditorino, będącej w pełni władz umysłowych i nie podlegając żadnej presji podpisany przez wyżej wymienioną, co zaświadczam ja, jako świadek podpisu, złożony dnia dwudziestego trzeciego maja. Ogłasza się, co następuje… - w tym momencie za jego plecami pojawił się wizerunek zmarłej, będący najwyraźniej nagraniem, które miało zostać odtworzone w ten dzień.
- Już? Mogę? Ekhem. Ja Vanessa Ditorino, będąc w pełni władz umysłowych oraz nie działając pod żadną presją, ani naciskiem oświadczam, że cały swój majątek przepisuję i ofiarowuję pani Annabelle Reguera, urodzonej dnia pierwszego sierpnia, dwa tysiące sto pięćdziesiątego roku w Brazylii, panu Andreiowi Asanowi urodzonemu dnia siedemnastego stycznia dwa tysiące sto pięćdziesiątego czwartego roku w Bułgarii oraz panu Alexsandrowi Gauthierowi urodzonemu dnia dwudziestego pierwszego lutego dwa tysiące sto pięćdziesiątego szóstego roku we Francji. Wszelkie sprawy formalne zostały załatwione przez mojego prawnika, pana Trevorsa, który obecnie siedzi przed państwem.
W pomieszczeniu zaczęło się spore poruszenie, niektórzy szeptali, inni odwracali się mierząc podejrzanymi spojrzeniami obecnych. Nie było wątpliwości, że chodzi o nich, w końcu nie było tutaj nikogo innego spoza rodziny.
Niemniej jednak staruszka z nagrania znów się odezwała na co wszyscy jednomyślnie odwrócili głowy. 
-Warunkiem odbioru testamentu jest odnalezienie i dostarczenie do Elizabeth Ronner przesyłki, którą trzyma obecnie pan Trevor. Przesyłki pod żadnym pozorem nie wolno wam otwierać ani w żaden sposób ingerować w jej zawartość pod rygorem unieważnienia testamentu. Całą moją rodzinę przepraszam, Mortenio, kocham cię. Żegnam was ten ostatni raz.
Tutaj nagranie się skończyło a w pokoju zapanowała kompletna cisza.
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Annabelle Reguera
Awatar użytkownika
Posty: 95
Rejestracja: 31 lip 2021, o 19:45
Miano: Annabelle Soreno Morena Reguera de Ayala
Wiek: 36
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Reporter
Postać główna: Tori Te'eria
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.130
Medals:

Re: [FRANCJA] Paryż

19 paź 2022, o 23:50

Wiadomość dotarła do niej, gdy w promieniach Tasale wylegiwała się na wygodnym, plażowym leżaku stojącym na piasku plaży i leniwie pociągała przez słomkę piña coladę (na jej wyraźne życzenie przyrządzoną z nieco większą niż zwykle zawartością rumu). W wodzie nieopodal niej pluskało się kilka osób, a ona sama po raz pierwszy od dłuższego czasu cieszyła się wolnym weekendem, który postanowiła spędzić w luksusowym hotelu, na Ilium. Ilium wybrała z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że nie było Cytadelą, więc nawet w razie pilnej potrzeby i wezwania do biura mogłaby próbować wykręcić się sianem i zignorować wezwanie argumentując to wymaganym czasem podróży. Po drugie, trzecie i pięćdziesiąte - tutejsze dobre i drogie hotele przypominały małe raje wypoczynkowe oferując prawdziwe luksusy dla wygłodniałych atrakcji turystów - od zabiegów we własnym spa, wykwintnych dań w restauracjach, wieczornych bali, wizyt w teatrach czy nawet operach, licznych sklepów i butików oferujących zdecydowanie zbyt drogie ciuchy, których jednak na próżno można było szukać w sklepach na Cytadeli, czy w końcu stref wypoczynkowych na brzegu morza, ustylizowanych i przypominających lagunę, z białym piaskiem plaży i falującą pod podmuchami lekkiej bryzy wodą błyszczącą w promieniach lokalnego słońca. To nic, że złudzenie przebywania w zupełnie dzikim, osamotnionym miejscu wywoływane było przez hologramy oddzielające hotelową plażę od innych podobnych, prywatnych czy publicznych i to nic, że Annabelle była tego świadoma. Gdyby nie one, wypoczynek nie byłby tak słodki i relaksujący. Dlatego gdy jej omni-klucz zabrzęczał po otrzymaniu wiadomości, zaszczyciła jego ekran jedynie przelotnym spojrzeniem spod ciemnych okularów, prychnęła wzgardliwie odczytawszy krótką wiadomość i ciesząc się, że to nie jakieś “pilne” newsy od szefostwa czy jej asystentów, powróciła do poprawiania odcienia swojej opalenizny i zmrożonego drinka.

Następnego dnia sygnał przychodzącego połączenia z nieznanego numeru zastał ją podczas lunchu na hotelowym patio i Annabelle miała szczerą ochotę zignorować je, albo wręcz z premedytacją się rozłączyć. W sumie nie po to jest na weekendowym urlopie, żeby gadać z jakimiś obcymi natrętami. Mogła równie dobrze przekierować rozmowę do Manuela czy Quinty, ale z czystej złośliwości, po piątym sygnale postanowiła odebrać połączenie i opieprzyć natręta tylko dlatego, że odważył się zakłócać jej czas wolny. Wystarczyło jednak, że wysłuchała pierwszych zdań Trevorsa i cała złość z niej wyparowała niczym kropla wody na rozgrzanym piekarniku. Zaproszenie na odczytanie testamentu Ditorino. Na Ziemi, w Paryżu. Czy wiedziała, kim jest Vanessa Ditorino? No o takie rzeczy prawnik chyba nie musiał pytać. Zwłaszcza, że w ostatnich dniach spekulacje i doniesienia o śmierci projektantki, czy nawet relacja z jej pogrzebu była w mediach tematem... no, może nie numer jeden, ale zdecydowanie często się pojawiającym. Poza tym Annabelle, jako typowa hedonistka, niejednokrotnie wzdychała do katalogów mody prezentujących niebotycznie i bezsensownie drogie kreacje opatrzone charakterystycznym logiem projektantki. Zaskakujące dla niej zatem było nie samo nazwisko zmarłej, ale fakt, że to właśnie ona została zaproszona na otwarcie testamentu, jednak mimo prób naciskania prawnika dlaczego właśnie ona i czy oczekują od niej udokumentowania i późniejszej relacji z tego kameralnego wydarzenia, nie otrzymała żadnej wiążącej odpowiedzi, a jedynie lokalizację i czas kiedy powinna się zameldować we wskazanym miejscu.

Dwa razy nie trzeba było jej powtarzać. Zostawiając niedojedzony lunch, kończąc rozmowę truchtała już do hotelowego pokoju by spakować swoje fatałaszki i jak najszybciej złapać połączenie na Ziemię.
************* Do posiadłości wkroczyła spokojnym, wystudiowanym krokiem. Ubrana w kupioną specjalnie na tą okazję czarną, elegancką sukienkę i czółenka na wysokim obcasie, w ciemnych okularach na nosie czuła się jak Audrey Hepburn ze “Śniadania u Tiffany’ego”, wkraczając w ociekające przepychem i świadczące o zamożności właścicieli wnętrza. Do pełni stroju co prawda brakowało jej sznura pereł opasujących szyję, ale tym razem musiał - jak zwykle - wystarczyć delikatny, złoty łańcuszek i medalik z wizerunkiem Nossa Senhora da Conceição de Aparecida. Drepcząc za prowadzącym ją lokajem zsunęła okulary i rozglądała się ciekawie, nie odważyła się jednak aktywować swojego drona i kamery. Jeżeli zostanie o to poproszona - proszę bardzo, z chęcią to zrobi. Na razie jednak nie wiedziała jeszcze jaka miała być jej rola w całej tej ceremonii i dlaczego to właśnie z nią skontaktował się Trevors. Liczyła jednak, że czas na pytania i odpowiedzi przyjdzie wkrótce.

Wsunęła się przez wskazane przez lokaja drzwi i stanęła z boku, starając się nie rzucać w oczy zgromadzonej tutaj rodzinie i przyjaciołom zmarłej - jednak nie było to spowodowane skromnością ani zakłopotaniem. Była dziennikarką, nawykła do obserwacji z boku i nawet teraz analizowała pomieszczenie szukając najlepszego kąta ujęcia i obserwując wpadające przez szerokie okna światło słoneczne. Na samym przodzie dostrzegła siedzącego nieruchomo męża zmarłej, którego zdjęcia przewijały się ostatnio pomiędzy informacjami o pogrzebie. Przez chwilę miała ochotę do niego podejść, ale zrezygnowała. To było spotkanie rodzinne. Ona była obserwatorem. Sama również wychwyciła kilka zdziwionych, czy wręcz niechętnych spojrzeń skierowanych w jej stronę, ale na każde z nich odpowiadała takim samym, uprzejmym uśmiechem i lekkim skinieniem głowy. Chwilę po niej do pokoju weszło jeszcze dwóch mężczyzn - z ich lekko zakłopotanych spojrzeń domyśliła się, że podobnie jak ona znaleźli się tutaj nie wiedząc w jakim celu. Nie było jednak czasu na dłuższe analizy, obserwacje i rozmyślania, bo już chwilę później do pomieszczenia, tylnymi drzwiami wszedł kolejny, starszy mężczyzna, który już z daleka wyglądał na prawnika. I to drogiego prawnika. Gdy się odezwał, zgromadzeni goście zaczęli zajmować miejsca. Poczuła lekkie dotknięcie na swoim ramieniu i odwróciwszy się dostrzegła lokaja - tego samego, który prowadził ją przez budynek - z poważną miną wskazującego jej miejsce na pobliskim krześle.

Usiadła i wsłuchała się w słowa prawnika, a gdy na ekranie za nim pojawiła się znana jej od lat z mediów twarz Vanessy i padły wypowiadane przez nią słowa, Annabelle w duchu podziękowała lokajowi, że ten namówił ją do zajęcia miejsca - inaczej pewnie padłaby z wrażenia psując całą atmosferę tego miejsca. Gdy usłyszała swoje nazwisko i datę urodzenia (i to tą prawdziwą, nie podawaną w jej “oficjalnych” dokumentach!) na jej twarzy pojawił się wyraz autentycznego i głębokiego zdumienia. Delikatnym zgrzytem w przekazie było nazwanie jej "panią" a nie "panną" - cóż, była na tym punkcie nieco wyczulona, ale nie zamierzała oponować, bo rewelacje płynące z ust zmarłej kobiety przyćmiewały tak drobne potknięcie. Kolejne nazwiska i daty sprawiły jednak, że odwróciła głowę w bok, przypatrując się siedzącym obok niej mężczyznom, którzy musieli być równie zaskoczeni co ona sama. Nie tylko zresztą ona. Ku ich trójce skierowały się spojrzenia chyba wszystkich zgromadzonych w pokoju osób, rozległy się szepty i ciche komentarze. Słowa płynące z nagrania docierały do niej jakby przez mgłę, jakby Ditorino faktycznie przemawiała z zaświatów - jednak mimo to doskonale wyłapywała ich sens, choć docierał on do niej z pewnym opóźnieniem.

Czy właśnie została jedną z trzech spadkobierców niesamowicie, obrzydliwie, masakrycznie wielkiej fortuny Vanessy? Wystarczy dostarczyć tą kopertę do wskazanej osoby i już? Będzie mogła sobie nawet kupić ten hotel na Ilium w którym była zaledwie kilka dni temu i nie martwić się o pieniądze do końca swoich dni? To było zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Spojrzała po twarzach zgromadzonych, oczekując ostrzejszych komentarzy bądź wręcz werbalnego ataku pod swoim adresem. W końcu rodzina zmarłej przyszła tutaj, żeby podzielić “skórę na niedźwiedziu”, spodziewając się odziedziczenia sutych sumek, a tymczasem okazało się, że zostają z niczym, a spadkobiercami są zupełnie obcy ludzie, trójka osób nie mających dotychczas nic wspólnego ze zmarłą. To się nie może skończyć dobrze. Była gotowa jednak działać, a dodatkowa - i to całkiem potężna - motywacja w postaci możliwego pokaźnego przelewu na jej konto sprawiła, że nie zastanawiała się długo i nie zamierzała oglądać się na zazdrośników.

W zapadłej ciszy powoli podniosła się ze swojego krzesła, raz jeszcze spojrzała po twarzach zgromadzonych zatrzymując wzrok na dłuższą chwilę na postaci Mortenio, po czym odezwała się cichym, ale doskonale słyszalnym głosem.

- Nazywam się Annabelle Soreno Morena Reguera de Ayala i proszę mi uwierzyć, że ta wiadomość jest dla mnie równie zaskakująca co dla państwa. Niemniej jednak pozwolę sobie się spytać... Kim jest Elizabeth Ronner?
*** MUSIC THEME *** ARMOR ***
ObrazekObrazek
Andrei Asen
Awatar użytkownika
Posty: 32
Rejestracja: 17 sie 2021, o 15:34
Miano: Andrei Asen
Wiek: 32
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: aspirant SOC, pilot pościgowy
Postać główna: Dagon
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 25.020

Re: [FRANCJA] Paryż

22 paź 2022, o 17:26

Andrei był łasy na pieniądze.
Powyższe stwierdzenie było jak najbardziej prawdziwe choć, trzeba przyznać, trudno było w nie uwierzyć. Biorąc pod uwagę gdzie pracował - i że służby mundurowej podjął się z własnej, nieprzymuszonej woli - nie sposób było od tak przyjąć za fakt, że Asen w marzeniach jest milionerem, ba! że jest święcie przekonany, że w którymś momencie faktycznie nim zostanie. Bo wiecie, mając takie aspiracje - kto wdziewałby mundur? Praca w SOC to ani pieniądze, ani chwała, ani... Cóż, w zasadzie w ogóle nic poza jako-taką stabilnością. Zdawałoby się, że świadomy wybór takiej a nie innej kariery to gwóźdź do trumny marzeń - planów - o byciu bogatym.
Być może. Andrei nie widział jednak żadnych niezgodności.
Szybko miał zapomnieć, co robił w dniu, w którym otrzymał niespodziewaną informację o... spadku? Wprawdzie ani w wiadomości tekstowej, ani w późniejszym, prawniczym monologu słowo to nie padło, Asen jednak nie był głupi. Otwarcie testamentu mogło wiązać się tylko z jednym, a mianowicie - dziedziczeniem. No bo z czym innym? Czyichś długów by nie przyjął - jakby chciał, to był w pełni zdolny nabrać sobie odpowiednio dużo własnych - na imprezę rodzinną nikt by go raczej tak oficjalnie nie zapraszał, no więc musiało chodzić o spadek. A skoro tak, no to wiadomo - Andrei musiał pojechać.
Nie szkodzi, że to nie jego rodzina. Nie szkodzi, że zmarłą kojarzył co najwyżej z jednego czy dwóch artykułów, których nagłówki mógł sto lat temu dostrzec w extranecie. Nie szkodzi wreszcie też to, że, na zdrowy rozum, Bułgar nie miał najmniejszych praw do czegokolwiek, co mogła zostawić świętej pamięci celebrytka.
Asen naprawdę w niczym z powyższych nie widział problemu. Miał miejsce i datę, miał zaproszenie. Pozostało wbić się w garniak - miał na tyle wyczucia, by faktycznie to zrobić - i polecieć na Ziemię. Bo czemu nie?
Po dotarciu do apartamentowca, rozglądał się na wszystkie strony nie kryjąc zaciekawienia. Był trochę jak uczniak na pierwszej wycieczce szkolnej - interesowało go wszystko. To nie tak, że podobny przepych był mu obcy - Andrei ostatecznie pochodził z rodziny wystarczająco bogatej, by luksus go nie dziwił. Andrei po prostu lubił nowości. Nowe miejsca, nowych ludzi. Nie-ludzi zresztą też. Wszystko, co nowe, warte było uwagi. Sympatyczny lokaj, mijająca go dziewczyna w czarnej kiecce - całkiem atrakcyjna, gdyby ktoś go pytał - tłum, zapewne rodzina, zmarłej i... Gauthier?
- Nie mów, że dostałeś to samo rozczulające zaproszenie. Bo chyba nie jesteś jej rodziną, co? Nie wyglądasz na krewniaka celebrytów - wypalił bez wcześniejszego powitania, gdy już przepchał się do Alexandra. Nie byli jakimiś specjalnie dobrymi kumplami - zbyt mało się znali, by Andrei pokusił się o podobne określenie ich relacji - ale się znali, co w tłumie ludzi zupełnie obcych było wystarczające, by wejść w interakcje. Wystarczające przynajmniej dla Bułgara.
- Nie myśl, że czymkolwiek się podzielę. - Uniósł brwi znacząco, choć nie ulegało wątpliwości, że żartuje. To znaczy, gdyby miał wybór to chyba faktycznie by się nie dzielił, ale skoro zaproszeni zostali obydwaj, to raczej nie będzie miał nic do powiedzenia. Testamenty są zazwyczaj dosyć jednoznaczne, nie?
Gdy zaproszono ich dalej, Andrei z szerokim uśmiechem ruszył za resztą. Nie zamierzał udawać, że mu smutno, bo... No, z jakiego powodu miałoby mu być? Nie znał tej kobiety. Jej zgon był mu póki co obojętny, choć za parę chwil mógł stać się wiadomością całkiem dobrą.
Chociaż, po namyśle, Asen gotów był się zarzekać, że zmarła była jego najkochańszą ciotką. Bo może bez takich scenek nic mu nie dadzą? No więc, mógł kłamać. Oczywiście, że mógł. Nawet uśmiech by jakoś wytłumaczył, snując bajki o rozmowach z ciotką i złożonej jej obietnicy, że po jej śmierci nie będzie się smucił. Żadna głupota nie była zbyt wielką, by Andrei nie mógł wypowiadać jej z pełnym przekonaniem.
Zajmując miejsce we wskazanym pomieszczeniu, rozejrzał się. Większość zebranych musiała być rodziną - po prostu zachowywali się wystarczająco odpowiednio, by Asen uznał ich za krewniaków świętej pamięci damy. Ten facet z tyłu, jakieś małżeństwo dwa krzesła dalej, może nawet ta w panna w kiecce? Andrei nie był pewien. Z drugiej strony, nie miało to dla niego większego znaczenia. Jedyne, co się liczyło, to słowa prawnika - i sam testament.
Tego ostatniego wysłuchał tyleż samo z uwagą, co z niedowierzaniem. Warunki? Na vidach przecież nigdy tak nie było! Jak się dziedziczyło, to od razu, a nie że jeszcze jakieś... Chyba prychnął cicho pod nosem, nim opanował się na tyle, by bardziej świadomie uczestniczyć w rozmowie.
- I co jest w paczce? - dorzucił bez skrępowania do pytania Annabelle. W przeciwieństwie do dziewczyny, Andrei ze swojego miejsca się nie podniósł, zamiast tego spoglądając to na dziewczynę, to na prawnika, to wreszcie na nieszczęśliwego wdowca. - Bez urazy, ale transportowanie czegokolwiek w ciemno jest raczej słabym interesem dla... Cóż, kogokolwiek. I to jeszcze dla niezbyt pewnego zysku? Słabo - podsumował, niespecjalnie przejmując się, że jego przemowa niespecjalnie pasuje do nastroju chwili - pełnego smutku, tęsknoty, a teraz również niedowierzania. Andrei nie do końca wiedział, czemu się tu znajduje, ale skoro już tu był, to chciał się dowiedzieć, co się dzieje. Skąd celebrytka miała jego dane - jego i pozostałej dwójki? Czemu spośród wszystkich możliwych ludzi wytypowała właśnie ich? Mając tak dużą rodzinę, z pewnością mogła wybrać kogokolwiek z krewniaków, nie? Samo to, że tego nie zrobiła, dawało do myślenia.
No więc zapytał o paczkę, bo za dużo tu śmierdziało, jemu zaś nie chciało się wierzyć, że nikt nie wie, co znajduje się w pakunku. Zresztą, jeśli nawet - to tylko oni zostali zobowiązani do powściągnięcia ciekawości, tak? Tak. Czyli, jeśli Andrei rozumował prawidłowo, taki na przykład Trevors mógł spokojnie zajrzeć do środka i powiedzieć, o co cały ten cyrk, nie?
ObrazekObrazek
Alexander Gauthier
Awatar użytkownika
Posty: 53
Rejestracja: 7 lut 2022, o 01:50
Miano: Alexander Gauthier
Wiek: 30
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Operator T2, cudowny pilot
Postać główna: Mila
Lokalizacja: Vesta (ten skuter)
Kredyty: 11.950

Re: [FRANCJA] Paryż

23 paź 2022, o 17:12

Pierwszy raz Alexowi powiadomienie o należnym spadku wpadło do skrzynki spamu, przez co nawet tego nie zauważył. Drugi raz nieznany numer telefonu pojawił się na jego omni, przeszkadzając w domowych obowiązkach. Gdy zaintrygowany, ale i nieufny usłyszał, o co chodzi, najpierw parsknął śmiechem, potem parsknął śmiechem. Będąc raczej prostym z założenia człowiekiem Gauthier nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że ktoś taki istniał, ale umarł. Gdyby ktoś powiedział mu o jakimś naukowcu, inżynierze czy nawet wojskowym, pewnie by usłyszał, głównie z tego powodu, że jego media społecznościowe zapełnione były tematycznymi wiadomościami. Plotkarskie magazyny i inne tego typu rzeczy nie były w jego guście, stąd dopiero po długiej, męczącej rozmowie mężczyzna odkopał, co trzeba. Upewniając się, że to wszystko to nie jest faktyczny skam, spakował coś bardziej eleganckiego i poleciał do Paryża, gdzie miał spotkać się na odczytaniu woli zmarłej.

Nie potrzebując de facto tłumacza, Gauthier zdążył przejść się po okolicy w oczekiwaniu na wyznaczoną godzinę, przypominając sobie to i owo z niuansów swojego bądź co bądź, ojczystego języka. Dopiero później wbił się w jakąś marynarkę sprzed kilku lat – jedyne oficjalne stroje były tymi wojskowymi, galowymi, stąd być może lekki dyskomfort w poruszaniu się w jego aktualnym ubiorze. Docierając do środka i lądując w wyznaczonym miejscu spotkania, natychmiast ściągnął z siebie ubiór, dając odpocząć ściskanym ramionom. Rozciągając je delikatnie, rozejrzał się wokół, widząc nieprzychylne spojrzenia. Rozumiał je, ba, sam nie był pewny, dlaczego tutaj jest. Gdyby nie fakt, że nazwisko brzmiało na włoskie, to mógłby już zacząć podejrzewać absurdalne konotacje rodziny jego ojca z jakąś diwą modową (co było tak absurdalne, że szybko wyrzucił to z głowy). Jasne, dodatkowe pieniądze były dobrą motywacją – gdyby faktycznie trafiła mu się niemała sumka, mógłby wrzucić sporą część na konto oszczędnościowe Camilli, a część oddać swojej siostrze, teściom, może coś jemu by zostało na nowy samochód...

Z rozmyślań o tym, jak miałaby załatwione życie jego córka, wyrwał go głos. Z początku, patrząc się w twarz Andrei'a, Alex próbował sobie przypomnieć, z kim ma do czynienia; ba, nawet brwi zmarszczył w tak okrutnie prostacki sposób, że bułgarskie bez obrazy nawet tutaj pasowało. Dopiero po chwili udało mu się ogarnąć, z kim ma mniej więcej do czynienia. — Widzę, że przymknięcie oka na mandat za szaloną jazdę w końcu się opłaciło? — odparł, trochę późno, ale jednak jakąś zaczepką. Poważniejąc, gdy ktoś z tłumu rzucił mu ostre spojrzenie, dodał cichszym, poważniejszym tonem: — Tak szczerze to absolutnie nie wiem, skąd o mnie wiedzieli. Jedyne, co mnie łączy z tu i teraz to Francja, a i tak to w połowie.

Umilkł, widząc wchodzącego kolejnego człowieka. Zasiadając na absolutnych tyłach i zakładając marynarkę na oparciu, w ciszy słuchał wstępnej przemowy prawnika, zanim na terminalu nie pojawiła się absolutnie nieznajoma mu twarz. Z początku miał kamienną minę, ale kiedy padło w końcu jego nazwisko, data i miejsce urodzenia, drgnęły mu pierw kąciki ust, a później reszta mięśni. Ostentacyjne spojrzenia kwitował przepraszającym uśmiechem – tak jak oni nie wiedzieli, kim on jest, tak on nie wiedział, kim są oni. Najwyraźniej zaś oprócz Asena celem tutaj stała się także jakaś kobieta (nawiasem mówiąc serio był najmłodszy z nich wszystkich? Wyglądał we własnej opinii najstarzej), która przerwała zmowę milczenia, zadając naturalne w swej prostocie pytanie. Skupiony na tym, jak wydałby własną część majątku, ocknął się po sekundzie. Nikt nie zapytał oczywistego – skąd ona ich znała? Weszła do jakiegoś spisu ludności, wyszukała imiona i wylosowała z puli na A?

To i ja mam pytanie do pana Trevorsa — powiedział, samemu wstając. — Zapewne państwo i tak się domyślacie, a pani Reguera, sądząc po pytaniu, również jest w podobnej sytuacji, ale... skąd zna nas świętej pamięci pani Vanessa? Najwyraźniej bowiem żadne z nas nie miało osobistej przyjemności jej poznać.
ObrazekObrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [FRANCJA] Paryż

26 paź 2022, o 15:24

Kiedy cisza została przerwana przez Annabelle wszystkie obecne głowy odwróciły się w jej stronę. Zaczęły się nerwowe szepty i zanim prawnikowi dane było w ogóle odpowiedzieć, odezwał się mężczyzna najbardziej po lewej.
- Kim jesteście? – był wysoki, ale bardzo szczupły i w dodatku ten zarost... W zasadzie wyglądał jakby nie garnitur można by go było wziąć za podrzędnego menela z biedniejszych dzielnic Omegi. Nie spytał ogólnie, nie zwrócił się do prawnika, spojrzał prosto na Reguerę i zadał pytanie. Znów zapadła cisza, ale tym razem przerwał ją prawnik.
- Proszę o spokój i uszanowanie ostatniej woli zmarłej – odchrząknął i uniósł do góry kopertę, którą wcześniej miał cały czas przy sobie. Była niewielkich rozmiarów i wyglądała bardzo anachronicznie. Prawnik wstał i gestem poprosił wywołaną wcześniej trójkę, aby podeszła do niego. Wyciągnął do nich rękę i podał kopertę osobie, która stała nabliżej niego. Po bliższym przyjrzeniu się można było dostrzec zapisane srebrnym atramentem litery E.R – V.D, ale poza tym nie można było stwierdzić nic więcej, poza tym że była dość gruba i ciężka na tyle, aby w środku znajdowało się coś więcej niż zwykła wiadomość.
Tymczasem poruszenie między członkami rodziny robiło się coraz bardziej gwarne i agresywne. Padło kilka przekleństw w kierunku nieznajomej trójki, kilka dość niewybrednych komentarzy aż poruszenie zamieniło się w kłótnię, gdzie każdy zaczął się nawzajem przekrzykiwać. Adwokat próbował zapanować nad ludźmi, zwracał im uwagę, jak nic nie działało. Do czasu.
Wreszcie wstał Monterio Ditorino.
- Przestańcie – powiedział, a jego głos był ostry, niski i donośny. Wszyscy jednocześnie zamilkli. – Jeśli taka była wola mojej małżonki, nie widzę powodu do wszczynania kłótni. Musicie się z tym pogodzić, tak jak ja się pogodziłem.
Pan Ditorino wstał, ktoś z rodziny podtrzymał go za rękę i pomógł przejść pomiędzy rozstawionymi wcześniej krzesłami. Zatrzymał się dopiero będąc tuż przy Alexie. Był niska, bardzo niski, jak na mężczyznę. Dodatkowo wiek sprawił, że był przygarbiony, wychudły i bardzo pomarszczony, a jego oczy patrzące na nie spod czarnego kapelusza miały w sobie więcej zmęczenia niż ktokolwiek mógł sobie wyobrazić.
- Nie zmarnujcie swojego przeznaczenia – powiedział, po czym odwrócił się i nie dodając nic więcej wyszedł z pomieszczenia, a za nnim zgodnie cała reszta. Nikt już nie powiedział więcej ani słowa, tak, więc dwóch mężczyzn i kobieta zostali sam na sam z prawnikiem. Ten z kolei spojrzał na Annabelle i zasępił się wyraźnie.
- Właśnie chodzi o to, że nikt nie ma pojęcia. Ani z rodziny, ani ze znajomych. Przyznam osobiście, że podczas spisywania testamentu sam zapytałem panią Ditorino o Elizabeth, ale niechętnie mówiła cokolwiek na ten temat. Niemniej, jak zdają sobie państwo doskonale sprawę, nie mogę wypłacić ani jednego kredytu, jeśli nie zostanie spełniony warunek odnalezienia jej – przerwał na moment dając im moment na przetrawienie dostarczonych informacji. – I obawiam się, że to wszystko, w czym mogę pomóc. Cała reszta zależy od państwa. Oczywiście służę pomocą, jeśli mają państwo jeszcze jakieś pytania, ale niewiele wiem w kwestii Elizabeth jak i w kwestii prywatnych spraw pana Mortensa. Mogę jedynie życzyć powodzenia.
Spojrzał na kopertę, którą trzymali w ręce i ponownie wzruszył ramionami.
- Jak widać na kopercie widnieje pieczęć, to bardzo stary sposób zamykania wiadomości - powiedział Trevors. - Niespotkany, ale równocześnie bardzo dobrze zabezpieczający przesyłki. Nie wiem co znajduje się w środku, a pani Ditorino wyraźnie zaznaczyła, że zapieczętowaną wiadomość należy w stanie nienaruszonym przekazać do rąk Elizabeth. Oczywiście każde z państwa może w dowolnej chwili zrezygnować ze swojej części spadku na rzecz pozostałych i zrezygnować z tej... gry.
Prawnik chwycił stojące najbliżej krzesło i przysunął je do siebie siadając blisko trójki nieznajomych. Spojrzał na Alexsandra i ponownie westchnął ciężko.
- Tego również nie jestem w stanie określić. Znając jednak panią Vanessę i jej, powiedzmy zainteresowania tajemnicami oraz śledztwami, nie zdziwiłbym się gdybyście się tego państwo dowiedzieli na etapie poszukiwań tajemniczej panny Ronner - odpowiedział. - Z mojej strony mogę zapewnić, że dostaniecie państwo pełne wsparcie finansowe i logistyczne aby móc prowadzić poszukiwania, oczywiście jeśli jesteście państwo dalej owym zainteresowani. Niestety nie mogę was nawet naprowadzić na pierwszy krok, bo nie wiem jaki on miałby być.
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Andrei Asen
Awatar użytkownika
Posty: 32
Rejestracja: 17 sie 2021, o 15:34
Miano: Andrei Asen
Wiek: 32
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: aspirant SOC, pilot pościgowy
Postać główna: Dagon
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 25.020

Re: [FRANCJA] Paryż

28 paź 2022, o 14:14

Zagotowało się. No oczywiście, że się zagotowało. Pośród zebranych przynajmniej połowa liczyła zapewne, że coś im skapnie - kto nie miałby nadziei na spadek po bogatej ciotce? - a połowa tej połowy z pewnością była przekonana, że dostaną coś na pewno. A tu cyk, wbija trójka ludzi nie wiadomo skąd i wszystko zgarnia. Znaczy, jasne, to nie było aż tak proste - pozostawało jeszcze te nieszczęsne dowiezienie paczki - ale, w dużym skrócie, tak to wyglądało. Tak widziała to rodzina zmarłej.
Słuchając tych wszystkich szeptów, pokrzykiwań, prób uspokojenia familii przez małżonka świętej pamięci celebrytki, a wreszcie - także dalszego monologu prawnika adresującego ich pytania, Andrei nie odzywał się, uśmiechał się za to coraz szerzej. Nie dlatego, że prawnik odpowiedział na ich pytania - bo niby z jednej strony to zrobił, z drugiej jednak nie powiedział w zasadzie nic konkretnego. Nie dlatego też, że nagle zaczął uważać cały ten cyrk za sensowny i logiczny - oczywiście, że nie zaczął. Wszystko, co się działo, było jedną wielką farsą. Bułgar uśmiechał się, bo...
Cóż, po prostu świetnie się bawił. I powoli dochodził do wniosku, że chyba jednak chciałby pobawić się dalej - choćby po to, by podrażnić tych wszystkich synów, córki, kuzynów i kuzynki zmarłej. Gdyby zrezygnował, historia by się dla niego zakończyła. Niczego by się nie dowiedział, nic by nie zrozumiał, a przede wszystkim - na nic nie miałby już nadziei. Czy naprawdę chciał od tak zaprzepaścić... Cóż, przynajmniej cień szans, że faktycznie coś na tym ugra? Nie. Chyba nie chciał.
Co nie przeszkodziło mu westchnąć przeciągle, gdy prawnik powiedział co wiedział - czyli nie za wiele - i pokręcił głową.
- To wszystko jest bez sensu - rzucił lekko. Teraz, po tym, jak cała rodzina opuściła pomieszczenie, nie było aż tak zabawnie. Bez widowni przedstawienie wychodziło na raczej marne. Tym niemniej, Andrei zdawał sobie świadomość, że jeśli chciał iść w to dalej - a utwierdził się już w przekonaniu, że jednak chciał - to właśnie teraz jest moment na deklaracje. Bez świadków i bez plucia jadem przez pokrzywdzonych członków familii celebrytki.
- Całe to... To. - Machnął ręką w bliżej niesprecyzowanym geście, w domyśle pozostawiając, że chodzi mu o zaistniałą sytuację. - Jest jak fabuła taniego kryminału niskich lotów. Ale... - Uśmiechnął się od ucha do ucha. - Wchodzę to - podsumował, nie spoglądając nawet na pozostałych. Bo oni go w sumie aż tak nie interesowali. Jakby zrezygnowali, to Asen i tak trwałby przy swojej decyzji. - Daj pan to.
Mając kopertę w ręku, obejrzał ją z jednej i z drugiej strony. Od, koperta, zawierająca z pewnością coś więcej niż tylko parę kartek papieru. Przy okazji - kto w ogóle pisał jeszcze tradycyjne listy?
- Denatka nie miała dostępu do broni biologicznej, nie? - rzucił zupełnie nieambitnym żartem, uśmiechając się pod nosem. Gdy wreszcie podniósł wzrok na prawnika, gotów był przejść do konkretów.
- Wsparcie finansowe i logistyczne - uczepił się stwierdzenia, które interesowało go najbardziej. Był w końcu materialistą, nie? Materialistą, hedonistą i zapewne kimś jeszcze, odpowiednio zepsutym i niereformowalnym. Przynajmniej pozornie i na wierzchu. - O czym konkretnie mówimy? Jaki budżet? Sprzęt? Jacyś... nie wiem, ludzie od brudnej roboty, chłopaczki na posyłki? - parsknął cicho. Żarty żartami, ale faktycznie chciał wiedzieć, na co może - mogą? - sobie pozwolić i co (lub kogo, poza sobą) mają do dyspozycji.
Tym, od czego zacząć, się nie przejmował. Wiedział, że solidne śledztwa zaczyna się od mozolnego przegrzebania wszystkich dostępnych źródeł. Był w końcu policjantem, nie? Znał się na takich rzeczach, nawet, jeśli nie pracował w dochodzeniówce.
- Dom zmarłej. Możemy do niego wejść, porozglądać się? - dodał nagle, tknięty przeczuciem, intuicją czy po prostu nadmierną wyobraźnią wychowaną na filmach akcji. - Przejrzeć rzeczy osobiste?
ObrazekObrazek
Annabelle Reguera
Awatar użytkownika
Posty: 95
Rejestracja: 31 lip 2021, o 19:45
Miano: Annabelle Soreno Morena Reguera de Ayala
Wiek: 36
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Reporter
Postać główna: Tori Te'eria
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.130
Medals:

Re: [FRANCJA] Paryż

29 paź 2022, o 23:20

Pierwsze zaskoczenie powoli mijało, jednak Annabelle mimo to nie mogła otrząsnąć się z wrażenia, że to wszystko jest jakimś nierealnym snem, pomyłką albo totalną podpuchą i zaraz zza którychś drzwi wyskoczy ekipa filmowców z okrzykiem “mamy cię!”. Nic takiego się jednak nie stało, a cała trójka stała się celem zaczepek, pytań i nawet gróźb zgromadzonych niedoszłych spadkobierców. Dziennikarka przez chwilę zaczęła się nawet zastanawiać, czy nie spróbować się po angielsku ulotnić z pomieszczenia i wrócić dopiero, gdy tłuszcza albo się uspokoi albo podda i wycofa się na strategiczne pozycje. Bo w to, że odpuszczą do końca nie wierzyła. Wydawało się, że właśnie zyskali sobie całkiem spore grono dobrze usytuowanych wrogów, którzy nie tylko będą im non-stop patrzeć na ręce, ale i starać się rzucać kłody pod nogi, by storpedować poszukiwania tajemniczej kobiety, a tym samym unieważnić testament.

Przytomnością umysłu (i niemałym posłuchem) wykazał się jednak Monterio. W kilku słowach nie tylko uciszył zgromadzonych, ale i wyprowadził na zewnątrz. Annabelle obserwowała mężczyznę gdy ten zbliżał się do ich trójki, a usłyszawszy jego ostatni komentarz, skinęła mu głową w podziękowaniu i wyrazie szacunku. Chwilę później sytuacja się uspokoiła, a w pomieszczeniu zostały tylko cztery osoby - trójka “spadkobierców” i prawnik. Słuchając jego wyjaśnień Annabelle podeszła bliżej i usiadła na jednym z krzeseł, a po chwili sięgnęła do trzymanej wciąż pod pachą kopertówki, z której wyjęła papierośnicę zawierającą cienkie, mentolowe papierosy. Jednego z nich wydłubała i zapaliła, zaciągając się głęboko, po czym wydmuchała w górę dym, który zawisł nad całą czwórką jak siwa, zwiewna chmura.

Dopiero teraz miała okazję przyjrzeć się Andreiowi i Alexandrowi. Jej umysł powrócił już do “normalnego trybu” przemyśleń i kombinowania, dlatego obserwując pozostałych starała się znaleźć jakikolwiek punkt wspólny. Pierwsze co przyszło jej do głowy to fakt, że imiona całej trójki zaczynają się na literę “A”, ale sama nie wierzyła, żeby miało to jakiekolwiek znaczenie. Tymczasem coraz ciekawszą zagadką stawało się pytanie - dlaczego to właśnie oni zostali wybrani przez Vanessę? Starsza pani losowo przeszukała książkę telefoniczną łapiąc pierwsze z brzegu osoby? Oay, Annabelle mogła zobaczyć w holowizji. Ale pozostali? Nie wyglądali na celebrytów, szczerze powiedziawszy nie wyglądali na nikogo. Dwóch randomów wybranych chyba na zasadzie rzutu kostką. Całej trójki nie łączyło nic, nie znali się, do tej pory zapewne nie wiedzieli nawet nawzajem o swoim istnieniu, a tym bardziej nic nie łączyło ich z denatką. A tu taki psikus! Z lekką niechęcią skonstatowała, że jest najstarsza ze wszystkich spadkobierców - zdecydowanie nie była to najlepsza wiadomość, chociaż miała nadzieję, że nie widać tego po niej i nie jest to oczywiste dla pozostałych. Może mają problemy z matematyką?

- Ja tam nie mam zamiaru się wycofać - odezwała się do prawnika w zapadłej w chwili ciszy, ponownie zaciągając się papierosem - Starsza pani z jakiegoś bliżej mi nieznanego powodu wybrała właśnie nas. Ja rozumiem, spadek i te rzeczy, ale w jakiś sposób nam zaufała. Poza tym... sama jestem ciekawa o co tu chodzi i co to za wiadomość. Pomogę, na ile będę mogła - potwierdziła swoją wypowiedź skinieniem głowy, zerkając już po chwili na trzymaną przez Andreia kopertę - Przyjrzyj się tej pieczęci, amigo. Jest tam coś na niej? Kiedyś do zamknięcia wiadomości używano rodowych pieczęci, ale może tutaj jest inaczej... jakaś wskazówka? - zostawiając kwestię ewentualnego zastosowania się do jej sugestii obu mężczyznom, odwróciła się znów do prawnika - Czy pani Ditorno zostawiła jakieś notatki? Pamiętniki? Dziennik, listę kontaktów, cokolwiek co mogłoby nas naprowadzić na tajemniczą adresatkę?

Zaciągnęła się raz jeszcze, tym razem dużo ostrożniej, bo koniec jej papierosa zdążył się już zamienić w spory słupek popiołu. Rozejrzała się więc za popielniczką - w takim bogatym i z przepychem urządzonym domu i pomieszczeniu mogła mieć najbardziej dziwaczny kształt i na pierwszy rzut oka nie przypominać zwykłej popielniczki.
*** MUSIC THEME *** ARMOR ***
ObrazekObrazek
Alexander Gauthier
Awatar użytkownika
Posty: 53
Rejestracja: 7 lut 2022, o 01:50
Miano: Alexander Gauthier
Wiek: 30
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Operator T2, cudowny pilot
Postać główna: Mila
Lokalizacja: Vesta (ten skuter)
Kredyty: 11.950

Re: [FRANCJA] Paryż

30 paź 2022, o 17:31

Reakcja ludzi wokół była raczej do przewidzenia. Sępy krążące nad padliną są oburzone, gdy inny padlinożerca zabiera im posiłek, na który ci pierwsi czatowali od kilku... lat zapewne. Z logicznego punktu widzenia wszyscy zebrani powinni posłuchać ich pytań, zauważyć dosyć oczywiste zachowanie, zaskoczenie i dezorientację w takim samym stopniu jak tamci. Ignorowanie tych znaków na rzecz bezsensownego oburzenia i wyzwisk w ich stronę zirytowało Alexa, który chmurząc brwi, siedział na swoim miejscu sztywno, nazbyt oficjalnie. Dopiero gdy głos małżonka uciszył wszystkich, zdobył się na westchnięcie i krótkie pokręcenie głową. Miłość rodziny kończy się w miejscu, gdzie zaczynają się pieniądze.

Mężczyzna otworzył usta, gdy starszy mąż bredził coś o przeznaczeniu, ale finalnie powstrzymał się, samemu nie do końca wiedząc, co mógłby odpowiedzieć. Zamiast tego obserwował wychodzący, wzburzony tłum, samemu zastanawiając się, czy nie przyłączyć się do nich. Ściągnięta z zakątków świata rodzina szybko jednak się stąd ulotniła i pozostał po nich tylko nieprzyjemny posmak, notariusz i ciężka koperta. Słuchając odpowiedzi na ich pytania, mężczyzna w międzyczasie zaczął wyszukiwać na swoim omni-kluczu nazwisko osoby, do której adresaci mogli napisać. Głupie i proste, ale czasami takie rozwiązania są najbardziej skuteczne. A jak nie, to może jakiś stary artykuł ich na coś naprowadzi, kto wie.

Mogę pomóc w poszukiwaniach — rzucił, potwierdzając, jak reszta swoje chęci. Wsparcie finansowe już teraz miał, gdy zaoferowano mu opiekunkę do dziecka. Gorzej tylko, jeśli to się przedłuży do nie wiadomo jakiego czasu; nie mógł w końcu w nieskończoność szukać zaginionych przyjaciółek czy kochanek.

Zerkając na pozostałą, znacznie bardziej zaangażowaną dwójkę, widział, jak kombinują z jakimiś tajemniczymi wskazówkami – i uśmiechnął się, gdy kolejne najprostsze rozwiązanie uciekło im koło nosa. — Może pan poinformować męża zmarłej, że chcielibyśmy zamienić z nim słowo w dogodnym dla niego momencie? — może i wdowiec nie będzie wiedział wszystkiego, ale coś musi wiedzieć, zważywszy na jego zażyłość ze zmarłą.
ObrazekObrazek

Wróć do „Ziemia”