[h3]Carlos[/h3]
Pomimo jego prób przekonania Diany o niestwarzaniu przez siebie zagrożenia, jak i cofnięciu się w tył, czy odsunięciu od niej lufy broni, w oczach brunetki błyszczała determinacja wymieszana z przerażeniem. Kobiet
wciąż była roztrzęsiona po tym, co wydarzyło się przed chwilą - przynajmniej dla niej, w jej rzeczywistości, jej
teraźniejszości, w której to stała na muszce Girbacha gotowego pozbawić ją życia w ciągu jednej sekundy. I tylko Brown, jeden z dwóch, których widziała na oczy, wiedział jak kończyła się ta historia tak, jaką ją zapamiętał.
-
Kłamiesz! - ryknęła, rzucając się w przód, gdy jej omni-ostrze aktywowało się w ciągu ułamków sekundy. -
Nie będziesz już z nami pogrywać!
Pomarańcz błysnęła przed jego oczami, jednak dopiero po krótszej chwili poczuł piekący ból na swoim ramieniu. Ostrze zagłębiło się pomiędzy ceramicznymi płytkami jego pancerza, przecinając cieńszą warstwę łączeń. W powietrzu uniósł się znów znajomy mu swąd palonej skóry.
Kobieta drgnęła lekko, zatrzymując się. Wyglądała na zaskoczoną. Spoglądała na krew sączącą się z jego rany niemal w transie, jakby nie spodziewała się, że faktycznie była w stanie wyrządzić mu szkod.
-
Możesz zginąć - zauważyła cicho, dochodząc do niebezpiecznych wniosków i szykując się do kontrataku przy pomocy tej samej broni - jedynie ze znacznie większą siłą.
[h3]Marshall[/h3]
Zapytany mężczyzna zwolnił nieco na kroku słysząc całkiem standardowe pytanie z ust absolutnie specyficznego w tym miejscu i czasie człowieka. Podrapał się po policzku wolną dłonią, przyglądając mu z zastanowieniem przez kilka sekund, jakby dostrzegał w nim coś znajomego - coś, co podświadomie rozumiał, czego jednak nie potrafił w pełni nazwać. Po chwili zrezygnował ze swoich prób dojścia do prawdy - machnął ręką i obrócił się z powrotem, ruszając w swoją stronę.
-
Jaunary! - krzykn
ął za plecy, pośpiesznie oddalając się od domu rodzinnego Hearrowa i więcej nie oglądając się za siebie.
Evelyn z wolna dochodziła do właściwych wniosków - przynajmniej dla siebie. Żołnierz nie miał prawa wiedzieć, na ile jej teoria była prawdziwa, na ile była blefem zmuszającym go do działania, a na ile... wymysłem obłąkanego umysłu kobiety, która rozpaczliwie usiłowała uciec z sytuacji bez wyjścia. Gnana wyłączne własną determinacją, rzuciła się naprzód w stronę drzwi, jak gdyby Hearrow na moment zniknął i nie był w stanie jej powstrzymać.
Dopadł do niej gdy machnęła omni-kluczem na panel w drzwiach, który wydał z siebie przeczący odgłos blokady zamka. Chwilowo zatrzymana, obejrzała się przez ramię i usiłowała uniknąć jego zamachu, uskakując w prawo, lecz jego ostrze zahaczyło o jej udo. Warknęła pod nosem przekleństwo wściekle, lądując na ziemi i niemal natychmiast, napędzana adrenaliną, wracając na równe nogi. Chwyciła dłonią ozdobę ogrodową po drodze i trzymała ją pewnie.
-
To właśnie tak działa, ty idioto - prychnęła, biorąc zamach i z całej siły posyłając ozdobę w stronę okna, gotowa wskoczyć do środka.
Rodzicielka żołnierza wydawała się nie zdawać sprawy z sytuacji, która miała miejsce przed jej domem. Dopiero roztrzaskujące się w jej kuchni szkło sprawiło, że z wnętrza dobiegł go damski krzyk znajomego głosu.
[h3]EKIPA FRIZA[/h3]
Kula migotała lekko, spełniając prośbę Taleva - a przynajmniej tego mógł się domyślić patrząc na uaktywnione przez jej systemy procesy. Wydawała się znacznie bardziej zaawansowana niż wszelkie WI i inteligentne terminale, z jakimi miał w swoim życiu wcześniej doświadczenie. Zachowywała się inteligentnie, zarazem podejmując decyzje i naprawiając konflikty w swoim programowaniu szybciej niż jakakolwiek, organiczna istota - czasem szybciej, niż nadążał z ich oglądaniem. W tej kwestii przypominała bardziej technikowi SI.
-
To nie symulacja. To jest czas. - zaprzeczyła, niemal natychmiast po tym, gdy wysnuł swój błędny według niej wniosek. -
Jesteśmy oknem i zegarem. Interwencja jest błędem obserwatora.
Obraz Tori zniknął jako pierwszy, nim kula rozbłysła tak samo, jak wtedy gdy uderzyła w nią kula wystrzelona przez doktor Te'erię. W chwili, w której była zupełnie biała, Wayra dostrzegł na jej powierzchni małą rysę, wyglądające jak wypalone na staromodnych ekranach piksele. Po niej jednak wszelkie detale z otaczającego go świata zniknęły w oślepiającym błysku.
W świecie, w którym czas płynął zupełnie inaczej, asari poczuła oplatające się wokół niej objęcia czegoś obcego. Obraz zawieszonych na niebie figur rozmył się przed jej oczami, a uczucie ogarniającego serce Cantos strachu przykryte zostało gęstą kotarą. Asari wyciągnęła ku niej ręce, jednak świadomość blondynki, z którą udało jej się połączyć w ten unikalny sposób, zaczęła powoli się oddalać, przyśpieszając w rytm narastających prób podtrzymania kontaktu przez Tori. Choć nie mogła tego wiedzieć, czuła, że to w głowie Evelyn Cantos znajdował się strzęp odpowiedzi na pytania jątrzące się w umyśle asari niczym rany. Cantos jednak zamknęła się przed nią pod wpływem cofających ją do rzeczywistości ramion, pozostawiając w ciemności.
Powierzchnia AZ-102 zastygła, niczym wtedy, gdy Vexarius odwiedził ją po raz pierwszy, lądując na jej lodowej ziemi swoją fregatą. Swąd nadpalonych części, drżenie i jęk rozstępującego się metalu, uchodzący w powietrze, czarny dym, wszystko zatrzymało się w jego percepcji, podczas gdy wzrok skupił się na przygwożdżonej przez metal kobiecie. Dostrzegał, jak niebieskowłosa wyciąga ku niemu rękę, choć jeszcze nie zdążył się od niej na tyle oddalić. Widział ponownie wstępujące w jej spojrzenie przerażenie, którego błysk rozjaśniał gasnące, bursztynowe tęczówki. Usłyszał ciche zaprzeczenie, prośbę o pozostanie z nim na pokładzie umierającego statku, nim pole widzenia turianina zasnuł śnieg.
Gdy kula przygasła, powracając do swojego błękitnego koloru, ich trójka potrzebowała czasu by przyzwyczaić swój wzrok do ponownego uchylenia powiek. Asari była roztrzęsiona - oderwana od ustanowionego połączenia z Evelyn, czuła, że nie przeprowadziła rozłączenia w sposób należyty. Wyrwana z ciemnej strefy własnej podświadomości, nie potrafiła uspokoić reakcji swojego ciała. Drgawki i ćmiąca w tyle jej głowy migrena zmusiły ją do opadnięcia na twardą, metalową podłogę, gdy w jej nogach zabrakło sił.
Ciało Viyo było wymarznięte. Na jego pancerzu pozostała warstwa szronu, który z wolna zaczynał się roztapiać, spływając kroplami wody wzdłuż ceramicznych płytek i kapiąc powoli na ziemię. Na jego rękawicach pozostał ślad chłodnej, lecz wciąż świeżej, czerwonej krwi.
Wokół kuli pojawiły się dwa obrazy, te same, które Wayra widział wcześniej. Małe okna na to, co działo się z pozostałymi. Dostrzegli w jednym z nich Dianę Vasser w Klendagońskiej bazie, szaleńczo rzucającą się na cofającego od niej Browna. Przy jej ręce błyszczało omni-ostrze. Na drugim hologramie, Cantos podnosiła się z nóg na trawniku przed rodzinnym domem, którego okno wybijała jakimś przedmiotem. Marshall usiłował ją powstrzymać, oboje szamotali się między sobą, przy czym blondynka ewidentnie nie miała dobrych intencji w swoim włamaniu do czyjegoś domu.
-
To błąd krytyczny - poinformowały systemy kuli, nie wskazując jednak na to, kogo z tej trójki miały na myśli. -
To początek pętli.
Kontrolka na omni-kluczu Wayry błysnęła, informując go, że za chwilę będą mogli przywrócić jednego z towarzyszy z powrotem do nich.
Wyświetl uwagę Mistrza Grydedlajn: 17.09
proszę wybierać kogo ratujemy c: evelyn i marshall to 2in1, nie można np. evelyn a marshalla zostawić w bizde