[h3]uwu nocni[/h3]
Lyssa natychmiast zwróciła swoją uwagę na yahgankę, która zadała pierwsze pytanie. Po krótkiej chwili zastanowienia, niechętnie skinęła głową - było to coś, na co musieli się przygotować, nawet jeśli nie należało do najprzyjemniejszych opcji.
-
Jedyną szansę widzę w prawie, nawet jeśli jest prawem Nyx - westchnęła, drgnięciem ramion symbolizując, że i dla niej nie było to coś w pełni normalnego.
Ich plan awaryjny nie był elementem odprawy przeprowadzonej przez Lyssę. Aegis być może był spalony - a być może nadal, na zaczepach magnetycznych czy zwykłym szczęściu, znajdował się w doku, który otworzyli na pustkę kosmosu. Nie znali innych lądowisk na Nyx, jednocześnie jednak nie wiedzieli zbyt wiele o stacji samej w sobie. Równie dobrze mogła posiadać więcej, niż jeden punkt wejścia, którego asari nie była świadoma.
Lyssa wiele czasu spędziła w tym miejscu i było widać, że się w nim orientowała. Nie wyglądała jednak na przekonaną do sposobu życia, jaki musieli zaadaptować mieszkańcy stacji. Nie była zindoktrynowana, ba! Nie znalazła jak na razie ani jednego kontrargumentu w obronie Octavii w stosunku do tego, co zastali dotychczas. Jej przeszłość była mglista, ale wydawała się też czymś, od czego kobieta usiłowała się odciąć - nie mówiła na ten temat zbyt wiele, nie wyglądała na skruszoną lub zawstydzoną, gdy ten temat został poruszony. Wręcz przeciwnie, zwyczajniej na świecie odwzajemniła spojrzenie Račan, nie reagując gwałtownie.
-
Nikt nie powiedział, że jest… sensowne. Gdybym wiedziała coś, co pomogłoby nam pochwycić Enzo, podzieliłabym się z wami informacją. Nie wiem, jak pracujecie. Nie wiem, co jest istotne. Jeśli potrzebujecie większej ilości informacji, zadajcie więcej pytań i postaram się na nie odpowiedzieć.
Nyx miało swoje specyficzne zasady, które w tak odległym miejscu wydawały się zupełnie inne od tego, do czego mogli przywyknąć. Stacja była pełna niesprawiedliwości i bezprawia, a jednak fundamentalnie trzymała się tych kilku, plemiennych wręcz zasad, które organizowały życie obecnej społeczności.
-
Jeżeli pójdziemy do Octavii jako przybysze z kosmosu, zgłaszając się na wojowników w imię Enzo, zabije nas za zamkniętymi drzwiami - przyznała niechętnie, kiwając im lekko głową. Mimo tego, w jej oczach połyskiwał inny pomysł. -
Ale według prawa Nyx, każdy, kto bierze udział w walce o swoje życie ma prawo do wystawienia championa. Champion do momentu rozstrzygnięcia walki nie podlega zasadom, według których żyją inni mieszkańcy. Jeśli podamy jakiś sensowny powód walki w doku, może…
Westchnęła znów, ciężko, na moment chowając spojrzenie w dłoni, którą przetarła zmęczoną twarz.
-
Zrozumcie, że Nyx nie ma tradycyjnego sądu, który znamy. Jest Octavia, która może posłać swoje ochroniarskie psy gdzie uważa. Ale jest też wyrok tłumu - mruknęła, na moment, w przejęciu swoim planowaniem, nie zwracając uwagi na komunikację z drugą drużyną. Jej pierwotnym celem był turianin - a to, w jak okrojonym składzie uda im się do niego dotrzeć, było sprawą drugorzędną. -
Nawet Octavia musi przestrzegać praw, które ustanowiła.
Zerknęła na swój omni-klucz, sprawdzając, czy w sieci pojawiły się nowe informacje. Nie dostrzegając nic, co wskazywałoby na to, że ich kryjówka została rozpoznana, dezaktywowała urządzenie.
-
Możemy spróbować dotrzeć do Enzo. Jeśli zaprzysiężmy się mu jako jego reprezentanci w walce, prawnie będziemy chronieni do czasu pojedynku - zaproponowała, zerkając nerwowo w ich stronę. -
Możemy też zrobić to… publicznie. Octavia kontroluje wiele rzeczy w tej stacji, ale nie kontroluje informacji. Jeśli mieszkańcy dowiedzą się, że przybyliśmy tu go reprezentować, nie będzie mogła nas oficjalnie tknąć, tylko modlić się o to, że zabije nas w turnieju. Musielibyśmy tylko zwrócić na siebie odpowiednią uwagę.
Sieć działała, umożliwiając im potencjalny rozgłos. Niemniej, zwrócenie na siebie uwagi wiązało się z ryzykiem, podobnie jak próba przekradnięcia do Enzo i wystąpienia bezpośrednio do niego.
-
Jeśli zrobimy wystarczające przedstawienie, lub dotrzemy do Enzo bezpośrednio, w świetle prawa Octavia nie może nam nic zrobić. Wszystkie nasze zbrodnie zostaną rozstrzygnięte po próbie walki, po której prawdopodobnie i tak uciekniemy już w cholerę stąd.
[h3]uwu dzienni[/h3]
Wbrew swojej niechęci do dwójki mężczyzn, kobieta spełniała swoje zadanie. Dlatego prośba Strikera, choć wywołała jej westchnienie, sprawiła. że lekarka z powrotem sięgnęła po nowe rękawiczki. Nałożyła je na dłonie, podchodząc bliżej mężczyzny i przyglądając się jego obrażeniom skrytym pod poklejonymi od krwi włosami, po czym zabrała się za szycie.
Kolejne dziesięć minut zmuszeni byli spędzić w stacji medyczn
ej. Gauthier czasem nawoływano z drugiego pomieszczenia, ale ignorowała prośby batarianina leżącego na łóżku, którego mogli dostrzec jeśli pochylili się w stronę przejścia. Pacjent, którym zajmowała się obecnie, był jej priorytetem.
-
Nie wracajcie tutaj zbyt szybko - oznajmiła im, kończąc swoją pracę i oczekując, że Charles wstanie z łóżka, umożliwiając jej powrót do czyszczenia całego pomieszczenia.
Jej słowa nieco sugerowały, że była główną, jeśli nie jedyną kliniką na Nyx. Prawdopodobnie nie była jedynym lekarzem na pokładzie, ale poza pacjentami, w obecnej chwili nie było z nią absolutnie nikogo z personelu.
Chcąc, nie chcąc, musieli skierować się do wyjścia. Gauthier miała innych, czekających na nią pacjentów, a także zero chęci do zacieśniania więzi z dwójką wojaków, których pracę uważała za bezsensowną. Wyrzuciła ich na zewnątrz, wcześniej zaopatrując w medi-żel również Strikera, jakby to miało być jej zabezpieczeniem tego, że nie powrócą zbyt szybko, tylko zajmą się sobą jeśli będzie taka potrzeba.
Wchodząc z powrotem w pełen ludzi korytarz, mogli sprawdzić w sieci mniej więcej swoją pozycję względem innego zespołu. Otrzymawszy od Lyssy przybliżoną lokalizację, wiedzieli, że najkrótszą możliwą drogą będzie udanie się w miejsce, z którego przyszedł Karajev - droga była jednak ryzykowna, bo mogli natknąć się na szukających ich ochroniarzy. Reszta ich zespołu znajdowała się po drugiej stronie stacji, przez którą alternatywnie mogli spróbować się przedrzeć, znając mniej więcej zaowalowany kierunek i Targ, który był ich celem, przynajmniej na razie.
Treść ukryta przez Mistrza Gry.
Ich rozmowa była dyskretna, ale przez to musiała być krótka. Gauthier nie dawała po sobie znać, że przyjmuje do wiadomości otrzymywane przez nich informacje, ale odpowiadała od razu - krótko, treściwie.
-
Nic mi nie mówi jej nazwisko. Dużo osób uciekło z Nyx, jeśli nic innego ich nie łączy ze sobą to może być za mało - odrzekła, zabierając się z wolna za szycie Strikera. Dzięki temu, jak blisko mogła być obu mężczyzn, udając skupiona na pracy, mogła nieco łatwiej się z nimi komunikować. -
Na środku tego poziomu jest winda, która zabierze was do gabinetu Octavii, jeśli podacie stojącym przed nią ochroniarzom wystarczający powód, żeby was do niej wpuścili. Ale to ryzykowne. Wejdziecie w paszczę lwa nie wiedząc, czy was wysłucha. Wszystko zależy od tego, co zrobi reszta waszego zespołu. Wykorzystajcie to.
Obróciła się na moment, sięgając po coś do dezynfekcji rany.
-
Gdy Enzo zginie z waszej ręki, Octavia nie będzie miała powodu, żeby was zatrzymywać. Zależy jej na jego śmierci tak samo jak nam, bo nie zdaje sobie sprawy z jego wartości. Myśli, że głupiec przyszedł ukraść jej tron, ale wykorzystuje prawo by pozbyć się go w sposób, który nie osłabi jego pozycji. Ekstrakcja nie będzie problemem - mruknęła. -
Już wyglądacie jak ochroniarze.
Cofnęła się, lustrując ich sylwetki spojrzeniem.
-
Broń jest zakazana na Nyx dla zwykłych mieszkańców - wskazała lekko przewalone cielsko batarianina. Przy pasie miał pustą kaburę, pistolet musiała wyjąć przed lub po operacji. -
Ochroniarzy jest tu w cholerę. Ci dowodzący, najbliżsi Octavii rozpoznają, że nie jesteście stąd. Ale w tłumie dacie radę zginąć. Po prostu zachowujcie się jak roszczeniowe gnojki. Pobijcie mieszkańca, jakby ktoś zwątpił, że nie pasujecie do reszty.
Jej omni-klucz dyskretnie przekazał im kanał informacyjny, z którego mogli skorzystać, chcąc się z nią skomunikować.
-
Zaraz będzie tu drugi lekarz. Musicie wyjść - szepnęła, bardziej ostentacyjnie wypraszając ich z pomieszczenia pod pretekstem bycia zajętą. -
Resztę wiadomości przekażę wam tekstowo. To zaufany kanał. Jeśli mnie nie wykryją, będę w stanie wam odpisywać.
Wyświetl uwagę Mistrza Grydedlajn: 13.02, 23:59