W galaktyce istnieje około 400 miliardów gwiazd. Zbadano lub chociaż odwiedzono dotąd mniej niż 1% z nich. Pozostałe światy oraz bogactwa, które zawierają, wciąż czekają na odnalezienie przez korporacje lub niezależnych poszukiwaczy.

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

[Pangea -> Refuge] Ilos

3 lut 2023, o 21:45

Obrazek Wyświetl uwagę Mistrza Gry
NAZWAIlos
LOKALIZACJAPangea → Refuge
TYPPlaneta skalista
PROMIEŃ8,607 km
MASA2.115 M⊕
GĘSTOŚĆ5,27 g/cm³
GRAWITACJA1.17 g
V UCIECZKI27,11 km/s
DOBA54.5 godzin
ATMOSFERAObecna
CIŚNIENIE11.26 atm
Skład atmosfery:
70,42% azot
24,38% tlen
4,2% dwutlenek węgla
1% argon
śladowe ilości innych gazów


Informacje dla podróżnych:
⊳ Niegdysiejsza planeta-ogród, teraz jest obrazem brudu, zniszczenia i upadku cywilizacji, która żyła na niej przed tysiącami lat.
⊳ Choć posiada wiele zachowanych elementów architektury proteańskiej na swojej powierzchni i przez pierwsze lata po odnalezieniu na planetę łatwej drogi przyciągała wielu badaczy, szybko okazało się, że to, co wartościowe, pogrzebane zostało wraz z mieszkańcami. Gruzowisko przykrywa większość dawnych zabudowań planety, co zwiększa koszty prowadzenia prac wykopaliskowych, czyniąc je dla wielu nieopłacalnymi.
⊳ Wzmożona aktywność pożarów leśnych w okolicach równika jest monitorowana całorocznie i przyczynia się do wysokiego skażenia powietrza. Skażenie skutecznie uniemożliwia odrodzenie się fauny, której ślady bytności odnajdywane są w wykopaliskach.
⊳ Na planecie posiadają placówkę badawczą salarianie, a Flota Przymierza regularnie robi w układzie przystanki na trasie patrolowania Trawersu.
Temperatura minimalna:
4'C
Temperatura średnia:
38'C
Temperatura maksymalna:
67'C
Ostatnio zmieniony 2 lip 2023, o 16:17 przez Mistrz Gry, łącznie zmieniany 1 raz.
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

3 lut 2023, o 22:07

Plan Sentii był dość prosty - podzieliła ludzi, których miała pod sobą, na małe, dwuosobowe zespoły poza głównym, czteroosobowym, który miał nie spuszczać radnej z oka. Nie otrzymali zbyt wielu informacji na temat konstrukcji samej świątyni - wiedzieli jedynie, że tę nazwę niósł jeden z ostałych się budynków na powierzchni planety. Mieli jego plany satelitarne i niewielką ilość zdjęć, ale brak planów, które umożliwiłyby konkretne planowanie. Widmo zamierzała wydawać rozkazy na bieżąco, a nim opuściły statek, posłała pierwszy dwuosobowy zespół przed nimi, by sprawdził czy na drodze nie chowały się przed nimi żadne pułapki.
Ilos oglądany z daleka, na holograficznym wyświetlaczu jej omni-klucza, wydawał się spokojny, przewidywalny - jak gdyby zmęczona ciężkim żywotem planeta pogrążyła się w spokojnym śnie, którego nie zakłócała nawet jej nienaturalnie długa doba i palące promienie słońca. Pozostałości po proteańskiej architekturze stanowiły pomniki upamiętniające obcą kulturę, puste, szare skorupy, których budulec okazał się trwalszy niż niegdysiejsi mieszkańcy.
Dopiero gdy śluza wyrównała ciśnienie do tego panującego na zewnątrz i uchyliła przed Fel swoje wrota, ciężkie, gorące powietrze planety uderzyło w nią wrażeniem, na które nie znieczulała ją maska filtrująca toksyny z powietrza. Pomarańczowe niebo wyglądało wrogo, niebezpiecznie - jak zawieszony w kropli czasu połysk atomowego grzyba, pozostawiający ich w oczekiwaniu na falę uderzeniową. Wysokie, strzeliste budynki miały poszarpaną, ostrą krawędź, którą przecinały płomienie nieboskłonu, pnąc się w stronę kosmosu czernią pokrywającej je sadzy.
Przez chwilę ich krótkiego spaceru, Ilos okazało się dalekie od cichego i przewidywalnego. Ruinami targał niespokojny duch unicestwionej cywilizacji, którego nie uciszyła ani pustka samotnego kosmosu, ani ząb tysiącleci.
Venus zasiadła na placku przestrzeni obrastającym z jednej strony budowlami. Korweta wydawała się śmiesznie mała przy potężnych strukturach wyrastających z ziemi jak kraty, zamykające statek we wnętrzu gorącej klatki. Fel nie miała zbyt wiele czasu by móc się jej przyjrzeć - Sentia prowadziła ją szybko, sprawnie w stronę wejścia do świątyni, przy której stała samotna figura.
Świątynia była nią jedynie z nazwy i przeznaczenia - ale na pewno nie z wyglądu. W umyśle ludzkiej radnej z pewnością wytworzyły się wizje Ziemskich kościołów, katedr, czy nawet eleganckich, wydobytych spod ziemi, archaicznych obiektów kultu. Świątynia matki Eafiny okazała się dość wysokim, czarnym budynkiem, który, jak pozostałe, sięgał swoim ostrym pazurem w górę. Z każdym krokiem, który przybliżał ją do środka, czuła potęgę wznoszącego się nad nią molochu. Jej buty głucho odbijały się od prowizorycznego deptaka, który musieli zbudować wierni, ułatwiając drogę do ich miejsca kultu.
- Radno Fel, zaszczytem jest dla mnie was gościć, pani - uśmiechnęła się ku niej postać, w której Fel rozpoznała starszą asari. Kobieta trzymała się na uboczu, cierpliwie czekając, aż dotrą do wejścia. - Nazywam się Eafina. Zgromadzeni tu nazywają mnie matką, choć nie osiągnęłam jeszcze tego wieku. Proszę, wejdźcie do środka, powietrze w nim jest czyste i zimne.
Dopiero, gdy przeszły przez skromne drzwi do środka małego korytarza przekształconego w śluzę, a drzwi się za nimi zamknęły, Eafina sięgnęła ku swojej twarzy, zdejmując zasłaniającą ją maskę. Fel dostrzegła, że poruszała się ostrożnie, a gdy obróciła się w ich stronę, jej wzrok uciekał nieco w innym kierunku, niż oczy radnej.
Matka Eafina była ślepa.
- Mam nadzieję, że podróż upłynęła wam w spokoju?
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2038
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 76.860
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

4 lut 2023, o 00:06

Stała w punkcie widokowym przyglądając się planecie, na której lądował statek. im bliżej było celu, tym wyraźniejsze stawały się konstrukty minionej kultury. Siłą rzeczy, jej myśli uciekały do pytania, czy ludzie pozostawią po sobie coś równie imponującego i zagadkowego, jak proteanie. Była ciekawa, czy towarzysząca jej Anya ma pewną teorię na ten temat, lecz nim w ogóle zwróciła się do asystentki, pilot poinformował ich o konieczności przygotowania się do zejścia. Poprosiła, aby Basset życzyła jej powodzenia, gdy wśród komandosów oczekiwała, aż Venus miękko osiądzie na ziemi. Założyła maskę tlenową, wysłuchując krótkiego, konkretnego streszczenia Sentii. Ufała turiance, dlatego też bez zawahania zgodziła się na wszystko, o czym mówiła.
Wystarczył jej jeden krok na Ilos, aby z marszu wyciągnąć przed siebie rękę, jakby chciała osłonić twarz i oczy przez wściekle rażącym słońcem. Potrzebowała chwili, aby przyzwyczaić się do kapryśnej pogody. Nieprzyjemnej atmosfery. Oddychało się tu ciężko, choć widoki, na swój sposób, rekompensowały trudy. Na vidach, nie sposób było tego oddać. Jednak teraz, gdy było się na planecie namacalnie, Iris pojęła co znaczyć mogło mistyczne przeżycie. Zewsząd, patrzyła się na nią historia. Ruiny, sprawiały wrażenia ogromnych. Była wśród nich taka malutka. Nic nie znacząca. Złapała się na myśli, czy może nie powinna pochylić uniżenie głowy, aczkolwiek zdusiła ją.
W eskorcie komandosów i Widma, przeszła kawałek, który oddzielał ich od świątyni. Zdecydowanie czuła się jak wśród katedr znanych z ziemskich epok, choć ta, do której zmierzali, bardziej przypominała architekturą Thessię co też nie było niczym odkrywczym. Powstała dzięki staraniom trójki asari, jedna z ich przedstawicielek oczekiwała ich nadejścia. Z daleka, pomylić ją można było z figurą będącą częścią zapisanej tu niegdyś historii.
- Matko Eafino, bardzo dziękuje, że zgodziłaś się nas przyjąć w swojej ostoi - odparła, odpowiadając uśmiechem na uśmiech. Przepuszczona w drzwiach, weszła do środka po woli, z szacunkiem do świątynnych murów. Z nie małą ulgą wzięła wdech pełną piersią jak tylko zsunęła z twarzy maskę filtrującą.
- To miejsce wydaje się być tak inne od wszystkich mi znanych. Jeżeli nam wolno, chętnie zwiedziłabym je w całości - była szczera w słowach i zaintrygowana zarówno organizacją ich religijnego kultu, co miejscem, w którym wykwitł. Nie mogła zdecydować się, czym bardziej.
- Nie napotkaliśmy na swojej drodze żadnych przygód, ani utrudnień. Dziękuję za troskę. Słyszałam, że to Pani zasługa, że uchodźcy z systemów zagrożonych wojną mogą znaleźć tutaj schronienie - kontynuowała, dołączając do asari. Zrównała swój krok z jej. Fakt, że była ślepa nie umknął jej uwadze, aczkolwiek w niczym nie przeszkadzał.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

4 lut 2023, o 02:18

[h3]Spostrzegawczość iris[/h3]
50%
0
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

4 lut 2023, o 02:41

Już samo wnętrze przedsionka okazało się błogie w porównaniu z warunkami panującymi na zewnątrz. Krótki spacer wymęczył ciało radnej, odziane w mundur przy piekielnej temperaturze, jednak oczekująca ich asari wydawała się nim nieporuszona pomimo grubych szat, które miała na sobie. Były nieco wyświechtane i skromne, a ciało pod nimi chude, ale nie ujmowało to eteryczności, z jaką poruszała się niewidoma Eafina.
Jej obrażenia nie wydawały się na tyle poważne, by jej ślepota była w pełni nieuleczalna. Fel niejednokrotnie widziała przypadki gorsze od tego, przynajmniej na pierwszy rzut oka, w których udało się uratować wzrok bez pomocy implantów. Basset wspominała jednak, że wielu chorych nie posiadało odpowiedniego ubezpieczenia i nie stać ich było na leczenie - być może tak też było z ich przywódczynią.
- Naturalnie. Gdy tylko usłyszeliśmy, że radna chce odwiedzić nasze skromne, odległe progi, nie moglibyśmy odmówić sobie tej przyjemności - odrzuciła uprzejmie, uśmiechając się lekko w stronę Fel, prowadząc ją, wraz z resztą jej oddziału, w stronę głównego wejścia.
Sala główna była rozległym atrium, od którego odchodziły korytarze do różnych sekcji. Wnętrze antycznego budynku było pozostawione w stanie surowym, poza metalowymi płytami wzmocnień przymocowanymi tam, gdzie czas wytworzył słabości strukturalne w ścianach i sufitach. Gdzieniegdzie sklepienie podtrzymywały potężne pilary, których grubość pomieściłaby całą ochronę Fel w środku. W atrium nie było zbyt wielu ludzi - kilka asari i jeden turianin przechadzali się po małym placyku, niektórzy siedzieli na materiałowych siedziskach lub pod kolumnami. Na ziemi ktoś namalował na podłodze mural, który przypominał Fel antyczne malowidła z podręczników historii.
- Ależ oczywiście. Udało nam się przysposobić ten budynek, który ocalał niemal bez wad pośród tego pięknego wykopaliska. Prawdziwy klejnot na środku pustyni - mówiła, prowadząc ich powoli wyuczoną przez siebie ścieżką. Momentami można było zapomnieć, że jest niewidoma - poruszała się tak zgrabnie i szybko. - Ten dar otrzymaliśmy od tych, którzy przybyli tu przed nami, radno Fel. Nie jest on moją zasługą. Dziękujmy tym, którzy czekają na nas w wieczności. Obrazek Ludzie, których mijała, zerkali ku niej z zainteresowaniem, lub nie odrywali się od prowadzonych przez siebie czynności - nawet, jeśli tymi czynnościami było patrzenie się w ścianę, drzemanie lub medytacja. Niektórzy wstawali i kłaniali się nisko - ci wyglądali na najmłodszy dorobek świątyni, wciąż pamiętający świat Cytadeli. Wierni byli wysoce różnorodni, od obdartych starców leżących w kącie, po energiczne, młode osoby odziane w eleganckie i czyste ubrania.
Eafina zabrała ją do stacji uzdatniania wody, gdzie Fel mogła przyjrzeć się, jak świątynia wykorzystuje przywieziony z Tuchanki plankton żywiący się zanieczyszczeniami takimi jak te, które skaziły wodę gruntową. Na tym samym piętrze pokazała jej również małą farmę, w której produkowali żywność lewo- i prawo-skrętną. Nagła zieleń, zapach nieznajomych kwiatów i widok upraw rosnących w żyznej glebie pod jaskrawym światłem imitujących blask dnia lamp uderzał w kontraście ze wspomnieniem tego, jakie Ilos było na zewnątrz.
- Powiedz mi, pani, co tak właściwie cię tutaj sprowadza? - zagadnęła asari, gdy przechadzały się parkiem, będącym w bezpośrednim sąsiedztwie farmy uprawnej. - Czy Rada ma plany związane z tą planetą?
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2038
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 76.860
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

4 lut 2023, o 14:33

Cisza zakłócana wyłącznie przez ich kroki, poddenerwowane oddechy. Wydawało jej się, że ściany konstrukcji ukształtowanej na świątynie szepczą do niej, lecz wytężywszy słuch, nie usłyszała nic ponad powtarzalny odgłos marszu. W atrium, zadarła wyżej głowę, starając się dostrzec sklepienie. Asari nie mogła tego widzieć, lecz być może domyślała się, wyłapując to, jak Fel przestępywała z nogi na nogę rozglądając się po wnętrzu proteańskich ruin. Samodyscyplina powstrzymywała ją przed wyciągnięciem ręki i dotknięciem do filaru dźwigającego ciężar przeszłości. Jak przez mgłę, pamiętała raporty Sheparda składane Radzie, w której jeszcze nie zasiadał żaden, ludzki przedstawiciel. Mówił, o wizjach, odczuciu jakby patrzył się na minione dzieje nie swoimi oczyma. Bujna wyobraźnia podsuwała jej kolejne scenariusze, dlatego też skupiła się na Matce Eafinie.
- Jest Matka niezwykle uprzejma - odparła kurtuazyjnie, przeskakując spojrzeniem z asari na malowidło, pośrodku którego stała.
- Wie Matka co przedstawia symbol pośrodku posadzki w Atrium? - raz jeszcze omotała spojrzeniem mural, po czym dołączyła do przewodniczki prowadzącej ich jedną z odnóg.
- Moi dalecy przodkowie żyli w czasach, gdzie religia, wiara, mistycyzm był bardzo ceniony. Obecnie, niewiele mamy miejsc we wszechświecie, gdzie można być tak blisko duchowych aspektów. Ciekawi mnie, co takiego dostrzegły we wnętrzu Ilos założycielki świątyni... Zachowały się jakiekolwiek zapiski którejś z nich? - pytała wyłącznie z ciekawości, wyczuwając, że matka przełożona chętnie dzieliła się historią tego miejsca z osobami szczerze zainteresowanymi.
Uśmiechem pozdrawiała tych, którzy odważyli się podnieść wzrok zatrzymując go na niej i jej skromnym oddziale. Nie chciała nikomu przeszkadzać w zajęciach, codziennej rutynie. Kiedy jednak ktoś podszedł, zagadał, odpowiadała cierpliwie, wysłuchując. Nie było to spotkanie, do którego byłaby przyzwyczajona. Brakowało tu oficjalnej formy, lecz odnajdywała się w realiach zaskakująco dobrze.
Z zachwytem przyglądała się uprawom. Bujna zieleń, roślinność przeczyła temu, jakie było Ilos. A może to oni, niesprawiedliwie, widzieli w tej planecie wyłącznie echo przeszłości? Półmrok, nie dając mu szansy? Tyle aspektów prosiło się o głębsze przemyślenia, ale poświęć im mogła czas dopiero będąc w drodze. Tymczasem, idąc alejką w parku, zwróciła głowę ku asari. Jej pytanie było zasadne.
- Trwa wojna. Tak naprawdę, jeszcze na dobre się nie zaczęła, a już fala uchodźców zalewa kolonie i planety graniczące z Przestrzenią Rady. Widzimy ten problem i nie chcemy pozostać na niego ślepi. Odwiedzając miejsca, takie jak Waszą świątynie, szukamy odpowiedzi jak najlepiej możemy pomóc tym, którzy będą poszukiwać u nas schronienia - miała być wśród uciekinierów, aby nieść otuchę, pokrzepienie, lecz dla Iris ta podróż była czymś więcej. Szansą, aby czerpać pełnymi garściami z miejsc, gdzie udaje się dać schronienie i nie odsyłać nikogo potrzebującego. Przed nimi - całą przestrzenią Rady - nie lada wyzwanie.
- Byłam tam, na Mindoirze. Co prawda spędziłam raptem dobre w pustce, ale tyle wystarczyło, aby wiedzieć z czym będziemy musieli się mierzyć. Nie można być przygotowanym na wszystko, można jednak dołożyć wszelkich starań, aby nie dać się zaskoczyć i nie zawieść pokładanych w nas nadziei. Presja jest ogromna, jak Matka może się domyślać - dodała, odgarniając sprzed twarzy liście pnącej się rośliny ostrożnie, aby przypadkiem jej nie uszkodzić.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

4 lut 2023, o 15:37

[h3]spostrzegawczość iris[/h3]
A<33<B<66<C
0
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

4 lut 2023, o 16:27

Gdy Fel przyglądała się muralowi w atrium, matka Eafina podążała do przodu, nie pochylając głowy. Jego symbolika musiała być jej przekazana przez innych, bowiem sama nie miała sposobności go oglądać. Jeśli to, co mówiła Basset, było prawdą, to wzrok również musiała stracić w wypadku, który przydarzył jej się jeszcze na Thessi. Ilos nigdy nie oglądała własnymi oczyma, co oznaczało, że być może nie była w pełni świadoma tego, jak paskudnie wyglądał na zewnątrz.
- Mówią, że symbol przedstawia sam moment nadejścia wieczności dla tych, którzy byli tu przed nami - odrzekła z zadumą, gdy podążały dalej do przodu. - Niestety nie mogę się nim nacieszyć, ani ocenić sama.
Spoglądając na mural, Iris widziała głównie kształty i kolory, namalowane farbą, która zdążyła zblednąć i przetrzeć się w niektórych miejscach. Choć coś jej mówił i wiedziała, że gdzieś głęboko w jej wspomnieniach znajduje się jego znaczenie, jakkolwiek wytężała umysł nie była w stanie przypomnieć sobie, co mógł oznaczać. W kształtach widziała tylko to - losowe kształty, znajome i obce jednocześnie, z rodzaju tych, które często widywano w proteańskich ruinach.
- Nie czuje tego pani, radno Fel? Tego, co trzyma nas w tym pięknym miejscu? - odrzuciła, co jednocześnie zaprzeczyło istniejącym zapiskom komandosek, które przybyły tutaj pierwsze. - Odosobnienie nam nie przeszkadza. Czujemy tu ich obecność, towarzyszą nam każdego ranka i każdego wieczora. Prowadzimy skromne, spokojne życie i jest ono szczęśliwe. Pełne refleksji, przemyśleń i połączenia z historią, która w miejscu takim jak to jest żywa, nie martwa.
Eafina skinęła głową, gdy Fel opowiedziała jej o wojnie. Uprzejmie wtrąciła kilka komentarzy, które nie wniosły niczego interesującego. Uchodźcy spływający do świątyni i chętni by w jej pozostać byli witani z otwartymi szeroko ramionami, lecz sama Matka nie zdawała się być tak zorientowana w sytuacji panującej w galaktyce. Nie była też zbyt zaintrygowana tym, by się tego dowiedzieć.
Opowiedziała jej nieco o strukturze świątyni, która miała wiele poziomów sięgających w stronę nieba. Odwiedziły kolejny poziom, który stanowił przestrzeń wspólną dla wiernych. Znaleźli tam kuchnię, w której krogański kucharz przyrządzał posiłki i z chęcią poczęstował daniem Iris, jeśli była chętna. Sentia naturalnie kazała swojemu nie-dekstro podwładnemu spróbować go najpierw i choć mężczyzna skrzywił się, obrażając tym samym kucharza, Eafina niczego nie dostrzegła. Jedzenie było mdłe. Być może zaspokajało podstawowe potrzeby każdego obecnego tutaj obywatela, ale z pewnością nie zaspokajało apetytu na coś innego.
Przechadzali się po bawialni, w której grupa jedenastki dzieci bawiła się w chowanego za filarami, gdy ziemia zadrżała gwałtownie. Pomruk, który z początku był niemal niedostrzegalny, nagle wzmógł się do poziomu, przez który odrobina pyłu oderwała się od ścian i sufitu, spadając na ramię Fel. Wstrząsy były jednostajne, miarowe, ale też niepokojące.
- Zanotowaliśmy wstrząsy, wróćcie na pozycję, odbiór - nerwowo do komunikatora warknęła Kryik, a podążający przed i za nimi dwójkami ludzie potwierdzili jeden po drugim, odzywając się w jej urządzeniu. - Matko Eafino, co...
- Nie ma powodu do paniki, drogie panie. Pod nami rozpościera się system jaskiń, w którym płynie rzeka - uspokoiła ich Eafina, uśmiechając się lekko, gdy jakaś mała, ludzka dziewczynka przebiegła obok. Miała myszowate włosy, które rodzic lub opiekun spiął jej w dwa kucyki, oraz czarną, sztruksową sukienkę i białą parę rajtuzów. Uśmiechnęła się do Fel, onieśmielona, gdy mijała ich grupę i schowała się za filarem. Dzieci nie przejęły się drżeniem podłogi, musiało to być coś normalnego w ich oczach. - Kiedy zmienia się pogoda i wzmaga wiatr, wraz z nim rusza prąd rzeki. Na zewnątrz musi zbliżać się burza.
Sentia zerknęła w stronę Iris i sięgnęła po omni-klucz, wysyłając wiadomość do załogi Venus, która potwierdziła słowa Matki. Na horyzoncie kłębiły się czarne chmury, a nawałnica zbliżała się z każdą chwilą. Któryś chłopiec wrzasnął przestraszony, gdy doskoczył do niego szukający, po czym ich dwójka zaśmiała się głośno i puściła w bieg, chwilowo zamieniając ich zabawę w gonitwę.
- Na następnym piętrze znajduje się szpital, w którym przebywają ranni, przyjęci w nasze progi. Czy zechce pani go odwiedzić? - spytała, ignorując drżenie posadzki. - Na tym poziomie zostały nam już kwatery mieszkalne, co oczywiście również mogę pani pokazać, choć nie wiem, czy jest to dla pani interesujące.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2038
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 76.860
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

4 lut 2023, o 16:50

- Jest... - zawahała się, szukając słów, którymi mogłaby odpowiednio oddać majestat oraz obrazowo opisać mural. Odnalazła je po chwili dłuższego wpatrywania się w namalowany na posadce symbol, przynajmniej starając się wiernie oddać to, na co patrzyła. Nie zastanawiała się dotąd, czy ktokolwiek zadał sobie trud, aby powiedzieć przełożonej jak naprawdę wyglądał. Iris wydało się to naturalne. Nie drwiła z jej ślepoty, zwyczajnie poczuła, że asari mogłaby chcieć wiedzieć.
Popatrzyła po sali, w której stały. Na to, co je otaczało, po czym szły, co górowało nad ich głowami. Czy faktycznie można było tutaj poczuć obecność tych, które tak, jak ona teraz, w swoim czasie również przemierzały tę drogę? Miała ambiwalentny stosunek do tego typu wrażeń, nie mniej, szanowała wiarę Matki Eafiny i pewność, z jaką wypowiadała się o swojej świątyni.
- Czuje przede wszystkim spokój. Coś, o co trudno na Cytadeli, czy jakiekolwiek innej stacji. Zgadzam się jednak co do tego, że historia jest tutaj na wyciągnięcie ręki - przemilczała kilka kwestii, nie zdradzając, czy podziela zdanie asari. Dla Iris, przede wszystkim świątynia była czymś osobistym. Być może każdy doświadczał w niej czegoś, czego brakowało mu na co dzień. Ona, tęskniła za poczuciem spokoju. Braku niepokoju, niepewności, nieustannego, grząskiego gruntu pod nogami. Jakby tańczyła na polu minowym, coraz bardziej i głębiej odkąd została Radną. Była to jednak rzeczywistość, na którą zgodziła się dobrowolnie.
Nie wyobrażała sobie żadnej, innej ścieżki, a jednak, podświadomie, brakowało jej właśnie tego. Ktoś inny musiał odnaleźć tutaj czy to schronienie, czy rodzinne ciepło i właśnie dlatego dołączał do religijnego życia.
Spróbowała dania krogańskiego kucharza zachowując przy tym więcej taktu, niż komandos. Nie winiła go za to, był żołnierzem. Nie dyplomatom. Iris w tej mdłej papce umiała odnaleźć dobre serce, nie wypluła więc niczego, ani nie skrzywiła się, choć potrawa daleka była od tej, które jadała na co dzień. Podziękowała kroganinowi i uparła się, że posprząta po sobie. Była Radną, ale również człowiekiem. Nie oczekiwała, że ktokolwiek będzie jej tu nadskakiwać, tym bardziej, jak wiele miał innych obowiązków.
Widok bawiących się dzieci, tymczasowo oderwał jej myśli od poważnych dysput. Podążyła wzrokiem za dziewczynką, która przebiegła przed nimi. Widząc, jak chowa się za filarem, położyła palec na ustach z obietnicą, że nie zdradzi jej kryjówki. Wstrząs, który także poczuła, od razu skierował jej wzrok na Widmo w pełnej gotowości.
- Załoga przebywająca na statku jest bezpieczna? - zwróciła się do obu. Matka Eafina znała Ilos najlepiej, z kolei Sentia możliwości swoich komandosów przyczajonych gdzieś niedaleko lądowiska.
Strzepała z ramion pył, odsuwając się, aby nie stać dzieciom na drodze. Te radosne śmiechy i niewinne zabawy były tak odległe od ponurem rzeczywistości za murami świątyni.
- Skoro zapowiada się na burze, a my nie nadużywamy Waszej gościnności, Matko, chętnie nie tylko odwiedzę szpital, ale i pomogę ile będę w stanie - odparła bez zawahania. Zwróciła się jeszcze do Widma z zapytaniem, czy ktoś z pozostałych na statku, bądź stojący na straży przed świątynią komandosów zdąży przed burzą dostarczyć im medykamenty ze statku. Korweta dyplomatyczna była przygotowana na konieczność ratowania życia, uznała, że mogłaby nieco skurczyć zapas jeżeli to pomogłoby poważnie chorym, czy rannym w lazarecie.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

4 lut 2023, o 17:18

Pomimo nadchodzącej burzy, komunikacja z Venus nie była utrudniona. Sentia skinęła głową na pytanie Fel, by potwierdzić, że zaraz to sprawdzi i odezwie się jak tylko otrzyma stosowne potwierdzenie z załogi.
- Zapewniam was, że okrętowi nic nie powinno się przydarzyć. Burze są gwałtowne, ale nie są w stanie zaszkodzić gmachowi tak staremu, jak ten. Z pewnością nowa technologia również im podoła - odrzekła, podczas gdy komunikator turianki pikał, gdy otrzymywała kolejne odpowiedzi.
Fel nie wiedziała zbyt wiele o burzach, panujących na Ilos. Wiedziała za to, że uderzenia pioruna są częstymi powodami szalejących na planecie pożarów. W okolicy nie dostrzegała przy lądowaniu zbyt bujnej roślinności, więc nawet, jeśli błyskawica przetnie niebo w ich okolicach, to, co pozostało, spłonie krótko i w odpowiedniej odległości od Venus.
- Załoga przygotowuje się na burzę, ale statek jest w pełni bezpieczny - potwierdziła Sentia, gdy wszyscy ruszyli w stronę klatki schodowej. Po chwili jednak zerknęła w stronę blondynki, zastanawiając się nad czymś. - Czy wysłać część naszych ludzi na pokład, dla pewności?
Decyzję pozostawiła Iris. Bez względu na to, czy w pełnym, czy okrojonym składzie, ruszyli naprzód zgodnie ze swoim planem, ignorując okazjonalny pył, który spadał z sufitu pod wpływem drżenia szalejącej w podziemiach rzeki.
- Byłoby wspaniale przyjąć pomoc, pani - ucieszyła się Eafina, gdy wspinały się po kamiennych schodach. W świątyni nie było windy. - Czy posiada pani przeszkolenie medyczne?
Lazaret był ogromną salą, w której na próżno było szukać prywatności. Odchodziły od niej dwie pary drzwi, w których czasem znikali ludzie - po ich żwawym kroku poznała, że musieli być zdrowi. Przy klatce schodowej znajdował się korytarz prowadzący gdzieś dalej, być może do sal operacyjnych, które, choć prowizoryczne, musieli posiadać. Na końcu pomieszczenia, pomiędzy filarami rozwieszono szmaty, które zapewniały odrobinę dyskrecji obecnie badanym pacjentom.
Eafina towarzyszyła Fel, gdy ta rozejrzała się po pomieszczeniu. Jedna z asari pracujących tutaj w formie głównej lekarki była starszą kobietą o miłym uspokojeniu. Gdy wręczała Iris parę rękawiczek i to, czego tylko sobie zażyczyła, wyjawiła jej, że była pielęgniarką w wojsku przez ponad trzysta lat swojego życia. Tutaj miała najwięcej doświadczenia, nawet jeśli nie przeprowadzała poważnych operacji.
Wielu chorych posiadało typowe obrażenia powstałe w walce. Niektórym mogły pomóc, zaszywając ich rany, odkażając je i nastawiając kości. Wyposażenie świątyni było skromne - medi-żel był najlepszym lekiem przeciwbólowym, jakie posiadano, co było dobre do warunków polowych, ale nie do uposażenia szpitala. Część osób, których choroby permanentnie wrosły w ich codzienność, jak matka Eafina, mogłaby zostać wyleczona w lepszych warunkach kliniki na Cytadeli. Niektórzy przyznali, że nie stać ich na godne życie poza Terminusem, w którym nie było już bezpiecznie. Inni zarzekali się, że to była ich decyzja.
Gdy Iris opatrywała młodziutką turiankę, która w trakcie zabawy z chowanego zdarła sobie grubą skórę na kolanach spadając z kilku schodów, niski salarianin podszedł do Eafiny i szepnął jej coś na ucho. Przeprosiła Iris na chwilę, kłaniając jej się nisko i pośpiesznym ruchem skierowała się do jednej z sal za zamkniętymi drzwiami.
Zostając sama miała okazję rozejrzeć się po pomieszczeniu bez Eafiny warującej przy niej jak pies. Przechadzając się tam i z powrotem, dotarła z powrotem do klatki schodowej, gdy dostrzegła wysuwającą się z korytarza prowadzącego do sal operacyjnych dziewczynę. Szła niepewnie, schylona w pół i wyraźnie osłabiona. Rozejrzała się z przestrachem wokół, nim usiadła na podłodze, chowając się za jednym filarem. Mamrotała coś pod nosem, zwijając się w kłębek, chowając twarz w kolanach.
Podłoga zadrżała mocniej, gdy zbliżająca się wichura dała o sobie zaznać. Świątynia coraz mocniej sypała pyłem ze swoich trzewi. Gdy blondynka podeszła bliżej, dostrzegła małe, błękitne iskierki, żłobiące kanały w ścianie, o którą opierała się dziewczyna. Jej biotyka była inna, nietypowa, przypominała tlący się ogień o czarnych płomieniach, który nawet teraz, gdy nie poruszała rękoma, otaczał ją jak złowroga aura.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2038
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 76.860
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

4 lut 2023, o 18:33

Wahała się tylko przez chwilę. Ostatecznie, zdecydowała, aby odesłać część komandosów na Venus jeżeli Widmo się temu nie sprzeciwiała. Nawet, jeżeli we wnętrzu świątyni czaiło się jakieś zagrożenie, ufała, że poradzą sobie z nim. Ostatecznie, Iris wcale nie była bezbronna o czym Sentia musiała wiedzieć, choć z oczywistych względów, nie brała pod uwagi jej biotyki w planowaniu strategii oraz innych działań obronnych.
Wspinała się po stopniach schodów bez szemrania. Dziennie, pokonywała długie kilometry po Prezydium, była więc przyzwyczajona do ruchu.
- Jestem z wykształcenia i swojego czasu praktyki lekarzem. Neurochirurgiem. Nim zostałam Radną, długo zajmowałam się biotykami i ich implantami - wyjaśniła Matce Eafinie. Lwią część swojego życia pracowała dla Przymierza, następnie na etacie w Huercie. Politykę, poznała tak naprawdę dopiero, gdy została dyrektorem medycznym szpitala.
Objęła lazaret spojrzeniem, zastanawiając się, jak sensownie podejść do sprawy. Z ulgą przyjęła fakt, że pracująca w nim doktor, posiadała wojskowe wykształcenie i nie musiała w związku z tym prosić Widma o asystę. Uzyskawszy potrzebne informacje od asari, podwinęła rękawy munduru i naciągnęła na dłonie rękawiczki. Odezwały się w niej wspomnienia z czasów akademii i szkolenia wojskowego.
Cierpliwie zmieniała opatrunki na nowe, oczyszczała rany i nastawiała kości. Ubogi asortyment szpitala zawężał jej pole do działania, momentami, musiała zdać się na to, jak robili tutaj najczęściej, bądź kompletnie improwizować. Braki, które najbardziej rzucały się jej w oczy, początkowo odnotowywała w pamięci. Z czasem, poprosiła komandosów o notatki, które po powrocie na Venus, zamierzała przesłać Anyi i poważnie porozmawiać z asystentką, czy mogliby zapewnić świątyni w ramach podziękowania za tak serdeczne przyjęcie uzupełnienie chociaż części zapasów. Potrzeba było tak niewiele, aby uratować kilka dodatkowych żyć i nie skazywać ich na kaprys losu. Jeżeli Matka Eafina miała do niej jakieś pytania, bądź pomagająca jej lekarka również pragnęła o coś dopytać, odpowiadała na pytania, opisując co i dlaczego robi.
Opowiadała turiance historyjkę zasłyszaną kiedyś, dawno temu od jednego z Widma, aby zająć czymś jej uwagę, gdy musiała porządnie oczyścić rany na kolanie. Kątem oka zarejestrowała, jak oddaliła się od nich Matka Przełożona. Upewniwszy się, że ta zgłosi się do szpitala na zmianę opatrunku i nie zapomni, zdjęła rękawiczki, pozwalając sobie na moment przerwy.
Nie widziała już nikogo, komu jeszcze mogłaby poświęcić chwilę i pomóc. Dla pewności, wyjrzała zza filaru w stronę klatki schodowej. Początkowo myślała, że to tylko cień, jednak im dłużej przyglądała się skulonej sylwetce, tym wyraźniejsza się ona stała. Podeszła bliżej, dopiero teraz, będąc o kilka kroków przed dziewczyną, dostrzegła wyładowania biotyczne, lecz zupełnie inne, niż widziała dotąd i były jej znane. Zmarszczyła brwi, czekając jeszcze moment, aż ponownie czarne iskierki zelektryzują powietrze w sąsiedztwie dziewczyny, tym samym utwierdzając ją w przekonaniu, że to nie był kaprys jej zmysłu wzroku, czy kolejny chichot wyobraźni.
- Dobrze się czujesz? - zwróciła się do niej, chcąc przyciągnąć jej uwagę, a najlepiej wzrok.
- Wszystko w porządku z Twoim implantem? - ignorując pył, osiadający na jej ramionach, ostrożnie zrobiła jeszcze jeden krok do przodu, gotowa odsłonić się barierą własnej biotyki, gdyby niespodziewanie czarna, tajemnica aura wzięła ją za cel.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

6 lut 2023, o 17:43

Wyświetl wiadomość pozafabularną Ciało kobiety drżało lekko, co Fel dostrzegła zbliżając się do jej skurczonego ciała. Obejmowała swoje kolana ramionami, wciskając twarz głęboko w brudny, czarny rękaw ubrania, które miała na sobie. Nie usłyszała kroków, które zbliżyły radną w jej stronę, nie zdając sobie sprawy z jej obecności przez dłuższą chwilę. Nie zareagowała, gdy kobieta odezwała się do niej po raz pierwszy. Mruczała pod nosem słowa, które tłumił materiał jej ubrania, do którego przyciskała spierzchnięte usta, a które docierając do uszu Iris wydawały się nie mieć żadnego znaczenia.
Ktoś zwrócił uwagę na ich dwójkę gdy podeszła do dziewczyny. Niektórzy umilkli, przerywając rozmowy prowadzone przez siebie, po czym nachylili się ku sobie, szepcząc słowa komentarza. Na razie dostrzegali ich tylko ranni, którzy, być może z wdzięczności do Fel za zajęcie się ich obrażeniami, nie chcieli wtrącać się w nieswoje sprawy.
W oddali przez świat przetoczył się huk grzmotu. Światła błysnęły wewnątrz prowizorycznego szpitala, na ułamek sekundy zalewając pole widzenia Iris ciemnością, a jej nozdrza atakując pyłem. W ciszy, która zapadła, wyraźnie słyszała odległy szum wiatru - wirujące strumienie powietrza wnikały w mikro uszkodzenia starego budynku, wyjąc przy tym jak odległy duch. Gdy światło włączyło się chwilę później, dziewczyna siedziała wyprostowana, spoglądając wprost na siedzącą obok Fel.
Jej włosy, splątany i brudne, unosiły się lekko okalając trupiobladą twarz. Na jej skroni i czole widniały małe, fioletowe pajęczynki, a oczy przykrywał cień. Jedynie jej tęczówki połyskiwały wyraźnie, choć w głębi błękitnej poświaty czaiła się bezdenna ciemność. W półmroku cienia, który rzucała kolumna i iskierki eksplodujące wokół, Fel dostrzegła bardzo stare oznaczenie Przymierza. Dziewczyna była kadetem w jednostce biotycznej, ale jej mundur wydawał się bardzo stary, zniszczony i dawno nieaktualny.
- Śmierć wykwita w kosmosie. Biała śmierć, czarna śmierć, błękitna śmierć. Owoce wieczności, wieczność nie stoi, wieczność płynie, nieskończona rzeka w moim ciele. Nie rozumiesz, zapomniałaś? Nie wiedziałaś - wydusiła z siebie chaotycznie, szybko, spoglądając wprost w niebieskie tęczówki Fel. Jej głos był ochrypnięty, jakby od bardzo dawno z niego nie korzystała w formie innej od szeptu. Nagle wysunęła swoją dłoń w jej stronę, szybko, przecinając barierę odruchowo stworzoną przez Fel, chwytając dłonią jej nadgarstek. Była drobna, wychudzona, ale jej uścisk okazał się żelazny. - Zrozum. Przypomnij sobie. Dowiedz się. Pomóż mi. Pomóż sobie.
W chwili, w której jej uchwyt wzmocnił się na jej nadgarstku, świat implodował.
Świątynia zniknęła wraz ze swoimi grubymi, antycznymi ścianami, razem z podłogą, na której kucała blondynka. Po świecie, który opuściła, pozostał tylko osiadający na jej twarzy, nieznośny pył, oddzielający ją od nieskończonego chłodu. Przez ułamek sekundy musiała pomyśleć, że znów zgasło światło, zabrane przez zbliżającą się burzę, nim jej powieki uchyliły się po o jednym mrugnięciu za dużo.
Otaczała ją pustka kosmosu, rozpościerając się w miejscu ścian i podłogi, zasłaniając nawet trzymającą ją dziewczynę. Nieskończona czerń nie była upstrzona białymi punktami odległych gwiazd ani fioletowymi obłokami chmur mgławic. Atłasowa kołdra przykrywająca jej rzeczywistość ujawniła jej swoje sekrety, mrugając z daleka obcym obrazem. Czarne dziury, które dostrzegała, były niemal tak widoczne, że dostrzegała otaczającą ją materię, uwięzioną w pułapce grawitacji. Pulsary migały do niej sobie znanym rytmem, wygrywając muzykę, której odległe brzmienie czuła w swojej podświadomości. Znała ten obraz, jakkolwiek obcy był. Brakowało w nim błękitnej poświaty promieniowania Czerenkowa, ale był dokładnie tym widokiem, który oglądała przez okno w tunelu Przekaźnika Masy, gdy spektrum promieniowania widzialnego przesuwało się na skali, ujawniając jej to, co martwe w kosmosie.
Gdy dziewczyna zdjęła dłoń z jej nadgarstka, świątynia powróciła na swoje miejsce. Nastała cisza. Mrugając kilkukrotnie, najpierw dostrzegła, że wszyscy im się przyglądają, a później poczuła uścisk bólu na swoim przegubie. Miejsce, w którym złapała ją obca biotyczka, okazało się być nadpalone - jakby czarne płomienie strawiły mankiet jej munduru, pozostawiając czarną jak smoła bliznę na nadgarstku. Rana była specyficzna, dziwna, Fel nigdy czegoś takiego nie widziała, a kiedy dotknęła ją wolą ręką, zapulsowała lekko. Jakby biotyka, która uczyniła jej tę szkodę, była nadal żywa i ze swoją chciwością rozrastała się po jej tkance.
- Panno Fel, gdzie udała się dziewczyna? - oschłe pytanie stojącej obok Eafiny wyrwało kobietę z wstrząsu. Asari stała za jej plecami, razem z przerażoną Sentią. Wszyscy jej ochroniarze mieli karabiny w dłoniach.
Filar, przy którym wcześniej siedziała dziewczyna, był zniszczony przez ogniki jej czarnej biotyki. Fel siedziała na ziemi, nie pamiętając, kiedy właściwie znalazła się tak blisko. Jako jedyna z tej odległości zauważyła wyryte w ścianie filaru słowa, które iskierki dziewczyny musiały zostawić po sobie. [h4]Cicero[/h4]
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2038
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 76.860
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

6 lut 2023, o 20:11

Zatrzymała się w połowie kroku, gdy ciemność otuliła ich na skutek grzmotu. Burza musiała na zewnątrz rozhulać się na dobrze, lecz tutaj, w bezpiecznych murach świątyni, odczuwała wyłącznie lekkie drganie fasad. Ruiny były tu od zawsze; na zawsze? Wątpiła, aby groziło im cokolwiek. Przynajmniej nie tej natury.
Oczom trudno było przyzwyczaić się do ciemności, rozejrzała się, wpatrując w miejsce, do którego przed momentem szła i w którym dostrzegła skuloną postać. Ignorując pył, lecący na ich głowy kurz czy piach, skróciła zdecydowanie dzielący ją od tajemniczej dziewczyny dystans, jednocześnie gestem dając Widmu znak, aby nie robili nic, co absolutnie nie byłoby niezbędne.
Chciała dowiedzieć się, kim była i co właściwie się z nią działa. Nie wiedziała wcześniej tak skumulowanej biotyki, czarnej, a nie błękitnej. Przekrzywiła głowę, słowa niewiele jej wyjaśniały, lecz dla niej musiały mieć sens. Być może dyktował je zepsuty, trawiony chorobą umysł, a może wiedziała o wiele więcej o tym miejscu, o sobie, o świecie? Zmrużyła oczy, wyłapywała oznaczenia na mundurze, sam ubiór, który kiedyś należeć musiał do jednostki Przymierza, choć ona sama najprawdopodobniej przeszła do historii.
- Widziałaś coś? - dopytywała, łudząc się, że może konkretne pytanie nasuwające ograniczoną odpowiedź, nieco uporządkuje myśli, które wypluwała z siebie. Spojrzała na nią, gdy chwyciła jej dłoń. Ale kiedy ponownie podniosła wzrok na dziewczynę, nie było już jej.
Nie było nikogo innego.
Ona również wydawała się nie istnieć.
Otaczał ją kosmos, patrzyła się na gwiazdy i inne ciała niebieskie, próbując dosięgnąć do ich ogonów, rozcapierzonymi palcami rozwiać mgławice. Zadarła wyżej głowę, przyglądając się przyspieszonej projekcji... Co to właściwie było? Na co patrzyła? I czyimi oczyma? O ile mogła, oderwała się od ziemi idąc ku zmieniającego się z prędkością światła otoczeniu z wyciągniętą ręką otuloną przez jej drobną, drżącą dłoń, byleby bliżej końca tego, dokąd biegł. Gdzie miał swój koniec.
Tą samą, chwyciła powietrze, kiedy niespodziewanie, po podświadomym mrugnięciu, znowu znalazła się na nowo w świątyni. Rozejrzała się nie do końca przytomnymi oczyma, stała sama pod filarem, a po dziewczynie nie było śladu. W pierwszej chwili chciała zrobić krok do przodu, lecz zawahała się, gdyż nie miała pewności, iż utrzyma równowagę. Zamiast więc wyrywać się do przodu, popatrzyła na swoje ręce, dopiero teraz, z czasem, czując nieprzyjemne ukłucie bólu. Obejrzała smoliście czarną ranę, nadpalony rękaw. Pociągnęła materiał w dół, chcąc ukryć znamię nie tyle przed Widmem, co Matką Eafiną, której głos usłyszała nad sobą.
- Kim ona była? - spytała, nie patrząc nawet na asari. Jej oczy, chwilę lustrowały turiankę. Uspokoiła ją, była cała, nic się tak naprawdę nie stało. Przynajmniej nie w sferze fizycznej. Łapiąc głęboko powietrze, odepchnęła się od muru i wyprostowana, zwróciła się teraz cała ku matce przełożonej.
- Jej biotyka. Nigdy wcześniej nie widziałam czegoś takiego. Jest jednym z wyznawców? - nie potrafiła odpowiedzieć, gdzie poszła. Kiedy i jak oddaliła się. Zamknięta w objęciu wizji, wciąż przed oczyma wracały do niej migawki zapowiedzi... No właśnie? Czego konkretnie?
Napis, wydawał się pobłyskiwać w bladym świetle ni to błękitem, ni czernią. Pochyliła się, przebiegając po nim opuszkiem. Przywołała do siebie Sentię, pytając, czy również widzi słowo, które tu zostawiła po sobie. Cyceron. Ziemski filozof? Starożytna Grecja? Jak?
Ostatnio zmieniony 6 lut 2023, o 20:31 przez Iris Fel, łącznie zmieniany 1 raz.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

6 lut 2023, o 20:26

Świat wyglądał zgoła inaczej, gdy powróciła do jego starożytnych ścian. Dopiero teraz mogła zorientować się w tym, w jakim ułożeniu znalazło się jej ciało, siedzące na podłodze, ku czemu wyciągnięte były jej dłonie w stronę miejsca, w którym wcześniej była dziewczyna. Zupełnie tak, jakby jej dusza na moment uleciała w inne miejsce, umysł podążył do innego wymiaru, a ciało, niczym puste naczynie pozostawione sobie, zaakceptowało ten stan, rozsiadając się w miejscu.
Nie wiedziała też, jak wiele czasu minęło.
- Pani, czy wszystko w porządku? Czy niczego pani nie zrobiła? - spytała pośpiesznie turianka, kucając przy radnej i wyciągając do niej ramię, pomagając jej wstać. Spostrzegła nadpalony rękaw jej munduru i zmarszczyła brwi, dostrzegając dziwną, ciemną skazę na jej skórze, która piekła z każdym ruchem Iris. - Znajdziemy ją i doprowadzimy tutaj, radno Fel. Ale jest pani ranna, powinniśmy natychmiast wrócić na statek.
Eafina spoglądała w stronę korytarza, z którego wcześniej wyszła nieznajoma. Nie wyglądała na ani rozżaloną, ani smutną, choć jej usta zacisnęły się w wąską linię, a brwi kobiety pozostały zmarszczone. Wyglądała na niezadowoloną.
W tle, Fel dostrzegła, jak wierni Eafiny przeganiają rannych za parawany. Ci, którzy wcześniej przechadzali się po szpitalu sprężystym krokiem, pomagając pozostałym, teraz reagowali jak na polecenie, którego nikt nie wydał.
- Przybłęda, którą kosmos zostawił na naszym progu - odparła, obracając głowę w kierunku, z którego dobiegł ją głos radnej. - Wynaturzenie, które spojrzało w serce wieczności i ośmieliło się powrócić do naszego świata. Wiesz, pani, w jaki sposób zajmujemy się... złośliwościami natury na Thessii.
Choć brunetka nie była Ardat-Yakshi, jej biotyka była z pewnością zupełnie inna od tej, którą znała Fel. Choć Eafina nie posiadała już wzroku, którym mogłaby ją ocenić, musiała wyczuwać zmiany, które pozostawiła po sobie jej obecność - tak samo, jak wyczuwała tę zmianę Iris.
- Wypełnię mój święty obowiązek zniszczenia tego dziecka, choćby miało to być ostatnie, co zrobię - dodała głośno, beznamiętnie, unosząc dłoń w górę. Ludzie otaczający Iris drgnęli, unosząc swoje karabiny, gdy kilku wiernych, głównie dobrze zbudowanych mężczyzn, skinęło głową na nieme potwierdzenie jej słów. Rozproszyli się, ruszając wgłąb kompleksu, by zrobić dokładnie to, co zapowiedziała. Ich omni-ostrza były wysunięte, a jeden z nich dzierżył grubą linę.
Eafina przekrzywiła lekko głowę, gdy kolejna fala bólu przetoczyła się po przedramieniu blondynki.
- Posiadasz znamię, pani - powiedziała nagle, jakby czarne płomienie pozostawiły po sobie fetor, który dotarł do jej nozdrzy. - Mam nadzieję, że jesteś dość silna, by je przezwyciężyć.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2038
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 76.860
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

6 lut 2023, o 21:26

Zmrużyła oczy, dostrzegając pewną prawidłowość. Przy pomocy Widma, dźwignęła się z podłogi. Nie przypominała sobie, aby kucała, a co dopiero siadała pod filarem. To ona wypaliła w murach litery? A może było to dziełem Iris? Na pierwsze pytanie, przecząco pokręciła głową. Na drugie, zawahała się.
- Jak to wyglądało, Widmo Kryik? Z Waszej perspektywy? - na moment, nie była sobą. Tego była absolutnie pewna. Jedno mrugnięcie okiem, zobaczyła wszechświat. Drugie, znów znajdowała się w proteańskiej świątyni. I choć dla niej czas się zatrzymał, dla nich nie mogła nagle, tak jak stała, znaleźć się pod ścianą. Odetchnęła pełną piersią, ręka faktycznie dokuczała jej, lecz chwilowo, najprawdopodobniej przez adrenalinę i gorączkowe próby poukładania tego, czego właśnie doświadczyła w logiczną, spójną całość, skutecznie ignorowała znamię.
Przynajmniej dopóki nie zacznie palić żywym ogniem.
- To nic. Naprawdę. Nie uważam, aby zasadna była zmiana planów z powodu... - urwała. Brakowało jej słów, które mogłyby w sposób odpowiedni opisać całe to zajście oraz pamiątkę, którą dziewczyna zostawiła na jej ręce. Jakby miało jej przypominać, że powinna ją znaleźć.
Drgnęła lekko, wysłuchawszy Matki Eafiny. Niespodziewanie, kobieta przemówiła w sposób absolutnie odmienny od postawy, jaką prezentowała od początku ich pobytu na Ilos. Coś jej umknęło? Kiedy, nagle, z życzliwej przewodniczki zbłąkany dusz, ambicjami sięgała do misji w jej kulturze przypisywanych Egzekutorkom?
- Święty obowiązek Matki? Nie jest nim przypadkiem współczucie i niesienie pomocy? Sposób, w jaki Matka sugeruje, daleki jest od samarytańskiej postawy. Tej dziewczynie można pomóc. Jej biotyka, choroba, cokolwiek nie trawi jej ciała i nie miesza w głowie nie jest niczym, co należałoby tak po prostu wyplewić jak jakiś chwast z Waszego ogrodu. Są miejsca, gdzie mogliby się nią zaopiekować specjaliści, Matka jednak z jakiegoś powodu uważa, że nie ma dla niej już ratunku. Dlaczego? - kontynuowała, choć reakcja asari poddawała w wątpliwość, czy w ogóle ją słuchała. Dostrzegła cienie, ruszająca w pościg za zbiegiem. Nie była mieszkańcem, ani wyznawcą, tylko więźniem. Iris pokręciła głową z dezaprobatą. Grymas, nad którym nie zapanowała, skrzywił jej minę, a sama Fel syknęła cicho przez zaciśnięte mimochodem zęby. Co się z nią działo?
- Znamię? Czego nam nie mówisz, Matko Eafino? - co tu się właśnie wyprawiała? Wciąż była w proteańskiej świątyni, tej życzliwej, która przyjęła ją z otwartymi ramionami, opowiadając o dobroci, która płynęła prosto z serc? Kątem oka, spojrzała na Sentię.
- Dość. Ta dziewczyna miała na sobie mundur Przymierza. Jej biotyka stanowi zagrożenie dla niej i nie tylko. Proszę odpowiedź, Matko Eofino. Tu i teraz - podkreśliła, z trudem splatając ze sobą dłonie. Tak jednak było jej łatwiej, gdy jedną ręką podtrzymywała tą naznaczoną czernią.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

6 lut 2023, o 21:51

[h3]PERSWAZJA[/h3]
20%
0

[h3]SPOSTRZEGAWCZOŚĆ[/h3]
A<33<B<66<C
1

[h3]OBRAŻENIA[/h3]
A najmniejsze < 33 < B < 66 największe
2
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

6 lut 2023, o 22:34

Wyświetl wiadomość pozafabularną Sentii ramiona drgnęły lekko na dźwięk pytania blondynki. Podrapała się po policzku, przez chwilę zastanawiając nad odpowiedzią, podczas gdy nikt inny nie wskoczył w jej miejsce by wypełnić tę lukę.
- Wpadła pani w jakiś... trans, z którego nie mogłam pani wybudzić. Te czarne iskry atakowały każdego, kto się zbliżył - rozłożyła lekko ręce, pokazując swoje przedramiona. Głęboko w płytkach pancerza wyżłobione były małe kanały, którymi wędrowały iskry, żrąc ceramikę jak kwas. Tym samym Kryik wyraźnie pokazała, że pomimo zagrożenia i atakującej ją biotyki, usiłowała jej pomóc. - Dziewczyna zniknęła. Po prostu. Był jakiś błysk niebieski, a później jej nie było, a pani się ocknęła.
Czuć było niezadowolenie w jej głosie, jak i zwykłą niepewność. Dziewczyna w końcu nie rozpłynęła się w powietrzu i sama sugestia, że mogło tak być, musiała kosztować Kryik wiele dumy by była w stanie ją zwerbalizować. Musiała kwestionować swoje zmysły, rozważając, na ile faktycznie widziała to, co widziała.
Eafina milczała, nie odpowiadając na ani jedno pytanie Iris. W oddali rozległ się grzmot, wstrząsający świątynią w posadach, zasypujący głowę blondynki kolejną warstwą pyłu.
- Odpowiadaj na pytania, które zadała ci radna - warknęła Sentia, podchodząc bliżej Eafiny, która ani nie drgnęła. Jej głowa była uniesiona wysoko, plecy wyprostowane, a dłonie splecione na brzuchu.
- Świątynia znajduje się poza terytorium Rady. Z przykrością muszę odmówić. Radna Fel nie posiada tutaj żadnej władzy, a wierni tej świątyni nie bez powodu przybyli na Ilos, uciekając przed zagmatwaniem galaktycznej polityki - odrzekła spokojnie, obracając się lekko w stronę Fel. Za jej plecami, dwójka mężczyzn wyznaczona do szukania dziewczyny zatrzymała się, stając bezpośrednio przy Eafinie, w roli jej własnych ochroniarzy. Choć nie mieli na sobie pancerzy, ani w dłoniach broni innych niż omni-ostrza, w ich oczach błyszczała determinacja, której dorównać mogło jedynie spojrzenie Sentii.
- Nawet w Trawersie morderstwo jest nielegalne, matko Eafino. Gówno warty argument - prychnęła Widmo, uruchamiając własny omni-klucz, na którym błysnęła odznaka Widma. - Myślę, że porozmawiamy na temat znamienia, które zostało umieszczone na dłoni radnej w waszej świątyni...
- Nadużyliście już naszej gościnności - odrzekła ostro, a mężczyźni podeszli bliżej, stając między nią, a Sentią. - Proszę, nie kłopoczcie już niewinnych mieszkańców tego miejsca swoją obecnością.
Turianka obróciła się w stronę Fel, w swoim pytającym spojrzeniu zawierając dylemat. Eafina nie była skłonna do współpracy, ani nawet dłuższego znoszenia ich obecności. To mogło oznaczać rozlew krwi, do którego Kryik była zdolna w sytuacji, w której Iris by tego od niej wymogła.
Ale nie zdążyła zrobić nic więcej. Ostatnim, co dostrzegła, były źrenice Sentii rozszerzające się wokół w szoku, nim jej bezwładne ciało pchnięte zostało w tył.
Gdy ich napiętą atmosferę przeciął błysk, a huk wypełnił umysł Fel, przez chwilę pomyśleć mogła, że znów znalazła się w tamtym miejscu. Gorąco, które poczuła na swoim policzku, było jak gorejące w oddali słońce, posyłające w kosmos swoje śmiertelne uniesienia. Wrzask gromu ogłuszył ją, pozostawiając jedynie tykanie, jakby odległego zegara, a może migającego ku niej pulsara. Ale w ciemności, która nastała, nie było nawet echa minionych wydarzeń namalowanego pędzlem artysty, którego nieznajoma dziewczyna mogłaby nazwać wiecznością. Ciemność była, o ironio, tylko pustką, skokiem w przyszłość, zamknięciem w okowach swojego bezwładnego ciała i nieprzytomnego umysłu, podczas gdy los brał sprawy w swoje ręce.
Najpierw dotarł do niej szum wody, przywodzący na myśl chłodny prysznic niosący ukojenie w gorące dni. W tej błogiej sekundzie, w której jej ciało budziło się do życia jak archaiczny komputer, podzespół po podzespole, upajała się przelewającymi się kropelkami wody, ciesząc odurzeniem - największą łaską, jaką mógł sprawić jej własny mózg.
Ale każda łaska musiała się kiedyś kończyć. Świat dusił ją ciężarem słonia siedzącego na jej klatce piersiowej, rozrywał na strzępy prętem wbitym w jej udo, gryzł pyłem wypełniającym jej płuca, palił trawiącym jej skórę znamieniem i wychładzał wodą, która teraz kapała na jej policzek. Uchylenie powiek było cięższe niż wszystko, czego musiała doświadczyć w ciągu ostatnich dni. Piasek, który dostał się do jej oczu, uparcie przeszkadzał w ich otworzeniu, przedłużając agonię niewiedzy. Gdy wreszcie udało jej się rozejrzeć, pierwszym, co dostrzegła, była zieleń.
A później dostrzegła szkarłat.
Otoczona gruzowiskiem i rozrzuconymi jak marionetki ciałami, musiała spaść dwa poziomy niżej, do malowniczego ogrodu, który wcześniej pokazywała jej Eafina. Sektor był doszczętnie zniszczony przez zapadnięte poziomy, światła migotały ostrzegawczo, krzewa i uprawy były zniszczone. Z hydroponiki wylewała się woda, którą słyszała pośród odgłosów odległej burzy, która moczyła jej buty i spodnie. Pośród bujnych kwiatów, zniszczonych przez spadające bloki kamienia, leżały porozrzucane jak marionetki, ludzkie ciała.
Leżała zablokowana przez złamany w pół filar. Gdy udało jej się zerknąć w dół, dostrzegła, że niczym nie różni się od otaczających ją trupów. Jej klatka piersiowa, twarz, a nawet włosy doszczętnie przemoczone były szkarłatną krwią, która z początku przyprawić mogła ją o zawał serca, nim uświadomiła sobie, że nie należała do niej. Gdy umysł docierał do siebie, izolowała doznania, lokalizując problemy - jeden z nich znalazła w swojej nodze. Choć ból był ciężki do zniesienia, a gdy tylko spróbowała poruszyć kończyną, jej udo rozdarło się na tysiące oślepiających doznań, wiedziała, że metalowy odłamek nie przeciął kości. Skała zawieszona nad nią i tak uniemożliwiła jej pozbycie się go samemu.
Sięgając po omni-klucz, trąciła przypadkiem głowę jednego ze swoich ochroniarzy. Ricky wpatrywał się w nią pustymi ślepiami, a krew z jego rozłupanej czaszki plamiła jej policzek. Gdy udało jej się wydostać jedną rękę spod gruzowiska, dostrzegła, że znamię pozostawione na niej przez dziewczynę jest większe niż wcześniej.
Jej omni-klucz był roztrzaskanym kawałkiem plastiku. Choć starała się go wskrzesić, szybko zrozumiała, że nie ma na to żadnych szans. Poza szumem wody i grzmieniem burzy szalejącej nad świątynią, budynek wydawał się pusty, martwy.
Grobowiec dla wszystkich ciał, które ją otaczały.
Być może grobowiec i dla niej.
Każda sekunda wydawała się nieznośnie długą minutą, gdy usiłowała zdjąć z siebie fragment filaru, blokujący jej jakikolwiek ruch. Pośród ciał, leżąc na ziemi, nie była w stanie dostrzec, czy Sentia czy Eafina leżały obok, czy też udało im się uciec. Zdana wyłącznie na siebie, zdążyła spróbować większości pomysłów, jakie jej zostały, a i być może odmówić modlitwę do bogów tego zapomnianego miejsca, gdy z oddali dobiegł ją chrzęst kroków.
Wysoka, opancerzona sylwetka powoli wsunęła się do pomieszczenia. Ze swojego ograniczonego pola widzenia dostrzegała, że pancerz nieznajomego był inny niż te, które nosiła jej ochrona, lecz gdy udało jej się wychylić na tyle, by go dostrzec, mężczyzna odwrócony był do niej tyłem. W dłoniach trzymał karabin i rozglądał się uważnie po pomieszczeniu, trącając butem niektóre z bezwładnych ciał. Stąpając pośród trupów, zdawał się w ogóle nie dostrzegać tego, że jeden z nich jeszcze zipie. Zdawał się czegoś szukać, choć w tej chwili nie była w stanie dociec czego konkretnie. Gdy jej ciało zmusiło ją, by z powrotem położyła się na ziemi, w kałuży cudzej krwi, słyszała jedynie odgłos jego kroków.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2038
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 76.860
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

6 lut 2023, o 23:09

- To ja!? - wyrwało się Iris, gdy spojrzeniem obejmowała przedramiona Widma i starała się pojąć, jak to w ogóle było możliwe. Zacisnęła usta w wąską kreskę, czuła się... Dobrze. Normalnie. Chyba. A jednak, niepokój kiełkował w jej wnętrzu coraz wyżej zwłaszcza podsycany przez widok poparzeń oraz zniszczeń.
- Przepraszam, Widmo Kryik - dodała, nim nie zwróciła się do Matki Przełożonej oczekując, lecz oficjalnie prosząc o wyjaśnienia. Owszem, Ilos nie był pod jurysdykcją Rady, nie mniej po tym, czego była świadkiem, nie pozostało jej nic innego, jak dać Eafinie wybóe - albo ta się solidnie wytłumaczy, albo jednak zmuszona będzie uznać ją za zagrożenie nie tylko dla zaszczutej dziewczyny, mieszkańców tego miejsca, lecz również dla siebie. Przeżyła wszak tyle lat poza świątynią, że musiała sobie doskonale zdawać sprawę, z czym to się wiązało.
- Opuścimy to miejsce niezwłocznie po odpowiedzeniu na moje pytania. Pomogłam Wam, Matko, choć wcale nie musiałam. Byłabym zobowiązana, gdybyś okazała jeszcze odrobinę dobrej woli - gotowa była negocjować, lecz na próżno. Fel wstrzymywała się z pozwoleniem na rozlew krwi z szacunku do proteańskich ruin i ich mistycznego, religijnego charakteru dla mieszkańców najwyraźniej zbyt długo.
Bieg wydarzeń, pchnął ją dalej. Spadła w pustkę, która przez moment, nie dłużej, niż ułamek sekund, wydawał się być jej kosmosem, który widziała już dzisiaj na własne - tylko czy aby na pewno? - oczy. Ogień palił jej skórę, skuliła się, a przynajmniej próbowała, gdyż nie miała pewności, że jej własne ciało ją posłucha. Walczyła o oddech, choć każda próba uniesienie żeber i napełnienia płuc powietrzem, dla niej, kończyła się bezgłośnym kaszlem. Podniosła ciężkie jak ołów powieki, przez moment nie docierało do niej, gdzie jest. Dopiero, kiedy obraz wyostrzył się po dłuższym zatrzymaniu wzroku na roślinności... Zamarła. Tuż przy niej, prawie że przy jej twarzy, leżał martwy komandos. Nie było to jedyne, pozbawione życia ciało, które miała na wyciągniecie ręki.
Nagła panika szarpnęła nią całą. Nie mogła... Nie mogła tu dużej zostać. Basset. Sentia. Tajemnicza dziewczyna. Przyciągnęła do siebie rękę, prychając, gdy omni-klucz okazał się być kawałkiem bezużytecznego, zniszczonego urządzenia. Wzięła się w garść, przynajmniej starała. Już spokojniejsza - akurat! - zaczęła uruchamiać komunikator, lecz odpowiedzi nie było żadnej.
Cisza. Kapiąca woda. Unoszący się pyl. Pomruk śmierci gdzieś bliżej sklepienia.
Zmęczona, opadła z sił na trawą, a przynajmniej miała nadzieję, że leżała pośrodku żywej ziemi, nie zaś na ciele jakiegoś nieszczęśnika rozpłaszczonego tak, że właściwie nie był już wyczuwalny w kałuży krwi, którą przesiąknęła sama. Od czubka głowy, przez kończyny. Także na twarzy.
Dała sobie chwilę na oddech. Mobilizacje. instynkt przecież nie zostawi ją tutaj na pastwę losu. Nie pozwoli zgnić, aby wsiąknąć w ziemię na odległym od cywilizacji Ilos. Zaśmiała się w duchu do ironicznych myśli, lecz gdyby nie one, trudno byłoby się jej pogodzić z obrazem rzeczywistości, który widziała, gdy w końcu udawało się jej otworzyć oczy.
Wśród tej ciszy, spokojnej, nieskalanej, jeden, niepasujący, tak przeraźliwie dzwoniący jej w uszach dźwięk, przykuwał jej uwagę. Powiodła wzrokiem za mężczyzną, który maszerował wśród trupów i zgliszczy z obcym dla niej oznaczeniem; a może zwyczajnie nie potrafiła skojarzyć pancerza i jego ekwipunku? Próbowała podnieść rękę. Odezwał się. Wycharczeć choćby słowo. Żyła. Nie była martwa. Nie chciała się nią stać. Palcami, błądziła po ziemi i piachu, szukając cokolwiek, co będzie mogła złapać i rzucić. Byleby usłyszał. Zwrócił na nią uwagę.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

7 lut 2023, o 01:18

Żyła. Choć ciemność na chwilę pochłonęła ją do swojego świata, każda chwila teraźniejszości boleśnie przypominała jej o tym, że nadal żyje. Każdy oddech naszpikowany unoszącymi się wokół cząsteczkami stawiał jej płuca w ogniu, ale jej ciało, przyciśnięte do ziemi urwanym filarem, zaczerpywało jeden za drugim, gwałtownie, łapczywie. Walcząc już nie o każdą następną chwilę, ale o zwrócenie na siebie uwagi, o przetrwanie w pełni uzależnione od tego, czy ktokolwiek będzie w stanie zdjąć z niej ten kawał antycznego budynku, który oderwał się z sufitu, którego miał być podporą.
Mężczyzna zastygł, gdy jej paznokcie przesunęły się po gruzowisku, na którym spoczęła jej uwięziona pod kamieniem dłoń. Jego kroki ustały, pozostawiając jej tylko wycie wiatru i odległy huk, jakby nad ich głowami przechodziło oko samego cyklonu. Chwila była nieznośnie długa, na tyle, że do jej głowy mogły wpełznąć podstępne myśli, czy zwyczajnie nie wyszedł, nie opuścił grobowca, nie dostrzegając w ciałach nikogo wartego ocalenia. Ale po chwili znów usłyszała dudnienie kroków - jeden za drugim, zbliżały się w jej kierunku, głośniejsze niż kapanie lejącej się zewsząd wody. Zaczep magnetyczny kliknął lekko w oddali, gdy wcześniej dzierżony karabin trafił w inne miejsce.
Nie pojawił się od razu w jej polu widzenia. Na samym początku dostrzegła tylko jego dłonie, sunące ostrożnie wzdłuż przykrywającego ją filaru. Odnajdując stabilniejszy fragment skały, chwyciły za jej krawędź, podciągając do góry. Cały świat wokół niej zadrżał, gdy skalny odłamek unosił się powoli, z oporem całego swojego ciężaru, po czym wściekle walnął w podłogę tuż obok niej. Słoń, który wcześniej siedział na jej klatce piersiowej, uniemożliwiając jej wyduszenie z siebie choćby słowa, zstąpił z jej piersi, zajmując nowe miejsce. Gdy obróciła głowę, dostrzegła, że przygniótł wiotkie ciało komandosa, który leżał obok niej.
- Złamana? - brzmienie męskiego głosu zwracało uwagę, nakazując jej oderwać spojrzenie od zmiażdżonego nieszczęśnika, którego spojrzenie, teraz jakby obwiniające, nadal utkwione było w jej oczach.
Górujący nad nią mężczyzna przyglądał się jej nodze, w której wnętrzu nadal tkwił metalowy odłamek. Nawet bez swojego opancerzenia jego wzrost, postura i sposób, w jaki się poruszał podpowiedziały jej, że musiał być żołnierzem - jeśli nie teraz, to niegdyś. Jego pancerz nie posiadał żadnych elementów szczególnych, które mogłaby rozpoznać. Czarno-granatowy, pokryty był pyłem, który zagościł we wszystkich rysach i zaklejonych omni-żelem wyżłobieniach, które wskazywały na walki, w których brał udział.
Lustrując jej mokrą, zakrwawioną sylwetkę, zatrzymał się na chwilę na wyszytym symbolu Przymierza, którego złoto przesiąknęło już szkarłatem, nim uniósł wzrok wyżej, docierając do pełnego bólu spojrzenia. Gdy pochylał się ku niej, jego twarz przykrywał półmrok częściowo zepsutych świateł, ale dostrzegła jego drapieżny wzrok i zaciśniętą lekko szczękę. W milczeniu czekał, aż odpowie na jego pytanie i dopiero wtedy, gdy zwerbalizowała swoją diagnozę, lub pokręciła głową przecząco, skinął powoli głową.
Intuicja podpowiadała jej, że gdyby miała złamaną nogę, nie miałby wielkiego problemu w zostawieniem jej pośród trupów. Nie wyglądał na osobę, która lubiła, gdy ją spowalniano, a musiał mieć dobry powód, by znajdować się w tym końcu wszelkich cywilizacji.
Kucnął, przyglądając się odłamkowi jakiegoś urządzenia, które musiało odpowiadać za utrzymanie farmy. Metalowa belka była osmolona i urwana, a jej ostry koniec zagłębił się w boku jej uda. Wiedziała, że nie trafił w tętnicę - minęło zbyt wiele czasu jej męczarni, by była w stanie tyle przeżyć z przebitą tętnicą bez żadnej pomocy.
- Muszę to wyjąć, nie ruszaj się - rzucił w jej stronę, sięgając opancerzoną dłonią do metalowego pręta. Nie dał jej czasu na zastanowienie się, na znalezienie czegoś, co mogłaby zagryźć, by nie wrzasnąć z bólu - złapał za jego koniec i, drugą dłonią stabilizując jej udo, wyszarpnął metalowy odłamek, na krótką chwilę wydzierając oddech z jej płuc kaskadą bólu.
Odrzucił pręt na bok, ze stukotem metalu uderzającego o mokrą od rozwodnionej krwi posadzkę. Westchnął lekko, wyjmując zza pasa jeden medi-żel i bez słowa aplikując go na obie rany, natychmiast racząc ją ukojeniem leków przeciwbólowych. - Jak się nazywasz? - mruknął pod nosem, najwyraźniej jej nie rozpoznając. Być może gdyby zobaczyła swoje odbicie w lustrze, wiedziałaby dlaczego - jej twarz, przykryta warstwą krwi i błota, skutecznie maskowała znane w całej galaktyce oblicze. - Jesteś z Przymierza - dodał, bardziej w formie stwierdzenia, niż pytania.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2038
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 76.860
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

7 lut 2023, o 08:43

Déjà vu.
Podnosząc na moment wyżej oczy, zmuszając się do tego, aby objąć spojrzeniem dziurę w sklepieniu i rozłupane filary, niczym pęknięte kości, nie mogła oprzeć się wrażeniu, iż patrzy się na rozbite przez pojazd SOC wysokie na kilka metrów, panoramiczne okno w Wieży Cytadeli. Wtedy też nie mogła złapać tchu. Żyła tylko dzięki uporowi najemniczki, która nie zostawiła ją pod rozbitym samolotem. Czy teraz mogła liczyć na podobną łaskę?
Śmierć, od jakiegoś czasu, patrzyła się Iris na ręce. Czuła jej oddech na karku, pod gruzami sali konferencyjnej, gdy atak hackera doprowadził do zamknięcia się Cytadeli i zarządził igrzyska ku chwale chorej wyobraźni zamachowca. Miała wrażenie, że trzyma ją za rękę, gdy z oddalającego się z prędkością nadświetlnej korwety, obserwowała to, co jeszcze przed godziną było kolonią, w której trwały huczne obrady ze zgromadzoną śmietanką towarzyską. Teraz teraz słyszała jej kroki, jak przechadza się wśród trupów po zdarzeniu, które jeszcze wykraczało poza zrozumienie dla Fel. Jak dużo jeszcze miała szczęścia? Kiedy fortuna się od niej odwróci?
Uparcie zaciskała drobne dłonie w pięść. Nie wiedziała kim był, jaką wartość miało dla niego przypadkowo spotkane, ludzkie życie. Pragnęła jednak żyć i o to życie, gotowa była walczyć niczym lwica. Nie da się pogrzebać, porzucić pod tym filarem. Wodziła rozbieganym wzrokiem dookoła siebie, dostrzegła jego cień. Już otwierała usta, aby coś spróbować chociaż powiedzieć...
Nie była gotowa na to, co nastąpiła. Charknęła, nie wiedząc czy cieszyć się z większej swobodny oddechu, czy przeklinać go za ból, który rozniósł się dalej. Łapała oddech, czując nieopisane cierpienie z każdym uniesieniem się żeber. Spojrzała na twarz komandosa, na którego zwalił się podniesiony przez nieznajomego filar. Bezgłośnie wyszeptała przepraszam, po czym wróciła oczyma do twarzy mężczyzny.
Pochylał się nad nią. Przyglądał się jej. Oceniał. Zmuszał ją do uspokojenia gonitwy myśli, przypomnienia sobie, o co właściwie pytał... Nie. Nie mogła być złamana. Tak przynajmniej wydawało się jej zamroczonemu umysłowi, do którego jeszcze nie dobił się zdrowy rozsądek. Pokręciła przecząco głową, krzywiąc się, gdyż nawet taki niewielki ruch, nieprzyjemnie wstrząsał jej ciałem.
- C.. Co? - Mruknęła. A może tak się jej tylko wydawało? i tak naprawdę odpowiedziała w myślach? Fala bólu, wydarła z jej płuc przeraźliwy krzyk. Z drugiej strony, przynajmniej dała Iris pewność, że w tym zasuszonym gardle, nie przepaliło jej strun głosowych. Zacisnęła powieki, serce pragnęło wyrwać się jej z piersi i praktycznie pociągnąć Fel za sobą.
Medi-żel przyniósł ukojenie, odegnał ogień, który żywcem spalał jej ciało. Odetchnęła głębiej. Spokojniejsza. Popatrzyła się na niego bardziej przytomna, dostrzegając w wyrazie twarzy mężczyzny i całej sylwetce więcej szczegółów, a właściwie to ich brak.
Na moment, ułamek sekundy, doszła do głosu myśl, że gdyby teraz przedstawiła się tak, jak na Watson, fałszywą tożsamością doktor Rose Rutherford, mogłaby pogrzebać Iris Fel na Ilos i zacząć od nowa.
Jak Jeanette. I Mike.
Szybko jednak odepchnęła od siebie ten głos. Kuszący, jednak niewystarczająco. Nigdy przecież nie pragnęła zmian. Bycia kimś innym. Nie oglądała się za siebie, żałując podejmowanych decyzji. Kimkolwiek nie był, nawet jeśli miałby być ostatnią osobą, z którą miała do czynienia za życia, duma nie pozwalała jej uciec się do kłamstwa. Miał przed sobą, na wyciągnięcie ręki Radną. Czy tego chciał, czy nie.
- Fel... Iris Fel... - artykułowała słowa z nie małym trudem, nie rozpoznając głosu, który rozbrzmiewał. Przytaknęła na jego kolejne pytanie-niepytanie.
- Można... Można tak powiedzieć... A Ty? Kim jesteś? - zbyt dużo sów. Za szybko. Zaniosła się kaszlem i zacisnęła powieki, aby ustabilizować rozkołysany obraz.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wróć do „Galaktyka”