W galaktyce istnieje około 400 miliardów gwiazd. Zbadano lub chociaż odwiedzono dotąd mniej niż 1% z nich. Pozostałe światy oraz bogactwa, które zawierają, wciąż czekają na odnalezienie przez korporacje lub niezależnych poszukiwaczy.

Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2087
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

[Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

28 maja 2023, o 19:13

Przytrzymała ją, gdy adrenalina przestawała krążyć w jej żyłach, a ciało po woli poddawało się środkom przeciwbólowym oraz antybiotykom. Ostrożnie, ułożyła asari na posadce. Wyglądała jak ktoś, kto zasnął. W objęciach Morfeusza, odzyskiwała siły, tak potrzebne jej, aby przetrwać do momentu nadejścia pomocy. Widząc te wszystkie trupy dookoła nich w ambulatorium, odpychała od siebie myśl, że mogła być kolejnym. Któremu tylko ulżyła w cierpieniu na ostatniej drodze. Zacisnęła mocniej wstążkę, którą tamowała lejącą się krew. Zostawiała po sobie krwawe ślady. Tu, na Ilos. W chwilach takich, jak ta, kiedy była zupełnie sama, mając przed sobą przeciwności losu, które przewyższały ją oraz przygniatały, trudno było się Fel pozbyć nieprzyjemnego uczucia, że tylko realizuje czyjś szaleńczy plam. Trochę jak marionetka, prowadzona po sznurku. Ku ucieszy mistrza lale, gdy potykała się jej noga.
Prychnęła wściekle, nie znalazłszy żadnych lekarstw, ani nawet opatrunków. Szafki faktycznie wyglądały na przekopane kilkukrotnie, z każdej, możliwej strony. Umiała sobie wyobrazić nadzieję każdego, kto szukał tutaj ratunku, lecz z każdą kolejną odsuniętą szufladą, czy otwartą szafką, nadzieja gasła.
Tak, jak jej teraz.
Nie mając innego wyjścia, ruszyła dalej. Za wonią śmierci. Ten specyficzny odór rozkładu oraz gnicia, nieco ją otrzeźwił. Wyrwał z objęć chaotycznych myśli, biegnących w różnych kierunkach. Jakby uznały za zasadne grać z nią w chowanego. Iris gorączkowo zastanawiała się co teraz, nie chciała zużywać resztki leków, mogła jednak nie mieć wyjścia. Decyzję postanowiła tymczasowo odwlec w czasie, trzymała się jako tako, idąc po ścianie i łapiąc się mebli, uważając jednocześnie, aby przypadkiem nie zrzucić żadnego ciała, bądź nie pociągnąć za mocno za płachtę. Pod kilka materiałów zerknęła, musiała. Była lekarzem, potrzebowała tej wiedzy, aby przekonać się, czy jakikolwiek trup miał w sobie cenne dane.
Te, jak się okazało, leżały od początku na wyciągnięcie ręki. Dopadła do datapadu, sapiąc z wysiłku. Odrzuciła sprzed twarzy pojedyncze kosmyki, część wiadomości była zaszyfrowana, wystarczyło jej jednak to, co zostało odtajnione, aby połączyć ze sobą kilka splotów włóczki całej intrygi. Pobieżnie przejrzała skany, gdyby tylko mogła wysłać je tu i teraz doktor Maketarii... Na moment, przytuliła do siebie datapad. Musiała zabrać urządzenie ze sobą, nawet, jeżeli oznaczałoby to niesienie go w ręku.
Rozglądając się po ułożonych ciałach, których spokoju absolutnie nie chciała zakłócać, mimo iż z tyłu głowy niczym sępy krążyły myśli, że może któryś miałby przy sobie coś cennego... Potrząsnęła głową, zadzierając ją wyżej i patrząc się prosto na drzwi.
Podeszła bliżej, już dawno obdarto ją z godności na tej przeklętej stacji, gotowa była więc tuptać i kuśtykach po woli, jak najmniej obciążając ranną nogę. Oparła się o ścianę, blisko panelu kontrolnego. Dotyk zimna na policzku, znowu przyciągnął uciekające myśli.
Tylko zerknie. Spojrzy na korytarz, zorientuje się w sytuacji. Jeżeli były tam husky, banshee czy inne kreatury, zdąży je zamknąć. W końcu nawet nie stałaby w progu. Gdyby korytarz, bądź pomieszczenie okazało się puste, ugnie się, zaaplikuje medykamenty i ruszy dalej.
Do Cicero. Teraz, jak nigdy wcześniej, miała ochotę rozszarpać to urządzenie i wytrząchnąć z jego najprawdopodobniej metalicznych bebechów odpowiedzi.
A z nimi, zamknie się w szafie i zaczeka na Cassiana.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

28 maja 2023, o 21:01

Datapad zmieścił się do jej apteczki - szczególnie teraz, gdy ta opustoszała gwałtownie. Po lekach zostało jej tylko kilka tabletek antyradiacyjnych, oraz wciśnięty pakiet, który zabrała ze sobą z promu. Datapad wcisnął się obok książki, która teraz miała nieco więcej miejsca. Z lekarki na stacji Aeris, Fel stała się podróżniczką zbierającą zapomniane przedmioty - oraz gotową na najgorsze.
Drzwi rozchyliły się z sykiem, zbyt szybko, niż by tego chciała. Zautomatyzowany system zareagował na jej polecenie, lecz nie był ekwiwalentem uchylenia skrzydeł - od razu rozłożył je na obie strony, a przejście stanęło przed nią otworem. Na szczęście po drugiej stronie niczego nie dostrzegła. Po lewej stronie korytarz kończył się ślepym zaułkiem, a po prawej mknął wgłąb stacji. Odgłosy walczących z inną parą drzwi husków niosły się do niej echem, ale stworzenia nie były świadome tego, że ich ofiara umknęła inną stroną.
Wyjście wydawało się banalnie proste. Głupie wręcz. Na ścianie naprzeciw ktoś farbą wymalował napis, którego poszukiwała ten cały czas. CICERO tkwiło mniej więcej na wysokości jej pasa. Wymalowane palcem, odręcznie, farbą, której puszka dalej stała obok, porzucona przez niespełnionego artystę. A pod nim dostrzegła coś jeszcze - właz wentylacji. Mały kwadrat, będący przejściem do innego świata. Gdy drżącymi dłońmi, ostrożnie i tak cicho, jak była w stanie, zdjęła jego pokrywę, dostrzegła tunel wiodący wgłąb trzewi stacji.
Wiodący do Cicero.
Bez pancerza zmieściłaby się w nim bez problemu, lecz teraz wiedziała, że może to nie być wygodne zadanie. Pancerz krępował jej ruchy i dodawał jej objętości, co mogło być problematyczne na zakrętach ciasnego, czarnego tunelu. Nie wiedziała gdzie się kończył. Nie wiedziała, jak wąski stawał się dalej, czy też jak szeroki, łaskawie, mógł się okazać dalej. Wizja utknięcia w ciemności, w klaustrofobicznym wnętrzu, nie mogąc wydać z siebie choćby odgłosu bez przyciągania husków, pokazała jej w głowie jak ryzykownym mogło być wejście do tunelu z pancerzem. Jak mogło być ryzykowne wejście do niego w ogóle.
A gdy usiłowała podjąć decyzję, z daleka, z głębi korytarza, dobiegł ją wrzask Banshee, po którym nastąpiły strzały. Seria z karabinu szturmowego przeszyła świat wokół, odbijając się echem od ścian i docierając do niej.
Dodając kolejną opcję. Kolejną decyzję.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2087
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

28 maja 2023, o 21:29

Parsknęła cicho, pod nosem, na widok prawie że pustej apteczki. Medykamenty, których tak potrzebowała, zastąpiły rzeczy zebrane ze stacji. Datapad był cenny, nie miały z doktor Maketarii punktu odniesienia. Najprawdopodobniej, wśród skanów i wyników badań, znajdą się zmienne pozwalające im inaczej zinterpretować obecny stan pacjentów. Trzymała go więc blisko siebie, osłaniając dłonią, jakby bała się, że zaraz podbiegnie do niej złodziej i będzie próbował wyszarpać apteczkę z jej rąk.
Te, jak i inne, irracjonalne myśli, rozproszyła na chwilę przed tym, jak wcisnęła kontrolkę przy drzwiach. Nie takiego efektu się spodziewała, Iris dosłownie zamarła bez ruchu; raptem na krótki moment. Utrzymanie równowagi, balansowanie jednocześnie ciałem, kosztowało ją sporo wysiłku i niestety, obciążenia nogi. Ze zduszonym krzykiem, oparła się o ścianę, nie chcąc stracić równowagi i jak długa, runąć na korytarz, który właśnie stanął przed nią otworem.
Wdech, wydech.
Zaciśniętą pięścią, trzasnęła w przestrzeń obok drzwi dając niewielki upust irytacji, która nią szarpała.
Pełna napięcia, oczekiwała na odpowiedź, która miała nadejść z korytarza. Odetchnęła, gdy odezwała się wyłącznie cisza.
Ostrożnie, wypełzła z ambulatorium. Drobiąc kroki, zbliżyła się do napisu na ścianie. Objęła go spojrzeniem, analizując litera po literze. Cicero. Tak blisko. Na wyciągnięcie ręki. Ponieważ nadal odpowiadała jej cisza, szarpnęła za właz. Poświeciła do środka latarką przy omni-kluczu, pozbycie się pancerza i zjechanie w dół było ostatnim, na co miała ochotę. Rozsądek absolutnie nie chciał się na to godzić, przeczucie jednak mówiło jej, że to jedyna ścieżka.
Miała teraz zrezygnować? Kiedy zaszła już tak daleko?
Odpięła pierwszą klamrę przy pancerzu, zrzucenie go z siebie było łatwiejsze, niż założenie. Nie zdążyła sięgnąć do kolejnej sprzączki łączącej metalowe płyty, gdy wrzask banshee echem podniósł się po korytarzu. Odruchowo, przykleiła się do ściany, łapiąc za pistolet. Jeżeli gdzieś tutaj była ta bestia, powinna się pospieszyć.
Salwa z karabinu spowodowała, że drgnęła.
Adrenalina zignorowała tępy ból promieniujący z nogi.
Spojrzała w stronę, z którego dochodziły dźwięki. Cassian. To mógł być on, albo ktokolwiek inny z jego oddziału. Jeżeli żył, powinna... Musiała... Wstrzymała oddech. Absolutnie się nie ruszając, dobrze zlustrowała korytarz. Zwłaszcza sufit. Rozglądała się za czymś, w co mogłaby strzelić. Zrzucić banshee na głowę, odciąć od odnogi, z której będzie nadbiegać. Gdyby tylko ktoś Cassian wpadł tutaj, a za nim bestia, mogłaby strzelić w nic nie spodziewającą się kreaturę i pomóc mężczyźnie zwalając na jej głowę coś wystarczająco ciężkiego, co powaliłoby banshee w oka mgnieniu.
Zawsze też mogła tkwić tutaj bez ruchu niczym statua wkomponowana w ponury i przerażający wystrój stacji, zaatakować dopiero, gdy wynaturzenie będzie na tyle blisko, że bez większego trudu wbije jej w plecy trzy pocisku. Wystarczyło być cicho. Nie ruszać się. Wytrzymać co odpowiedniego momentu, który instynkt podpowie jej, że to już.
Równie dobrze mogła strzelić, odciągnąć jej uwagę, dając szansę komuś Cassianowi na dobicie banshee.
Albo wciągnąć ją za sobą do tunelu.
Prosto w Cicero.
Tysiące myśli. Każda niewystarczająco dobra, nie dająca jej pewności.
Wiedziała tylko jedno. Nie zostawi tu kogoś Cassiana i nie wskoczy do tunelu nie mając pewności, że jest bezpieczny. Choćby wiązało się to z pójściem w stronę strzałów i zostawieniem wlazi daleko za sobą.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

29 maja 2023, o 00:38

Wyświetl wiadomość pozafabularną Nie było już sekund, ani minut, dzielących tę chwilę na obiektywne kawałki.
Pozostało jej tylko bicie własnego serca, szaleńcze, zbyt szybkie, nerwowe. Jedno uderzenie za drugim, odmierzało czas, którego potrzebowała na podjęcie decyzji. Czerń ciasnego tunelu, przejścia do miejsca, w którym miała uzyskać wszystkie swoje odpowiedzi, nigdy wcześniej nie zdawała się tak kusząca. Rana na jej przedramieniu, zalepiona maścią przekazaną jej przez doktor Maketari, zaswędziała lekko, jakby i ona usiłowała pchnąć ją w tamtym kierunku. W stronę Cicero.
Pięć, może sześć uderzeń serca później, jej noga zaprotestowała, gdy ruszyła w stronę odległych strzałów.
Nie musiała martwić się o dźwięki - nie z początku. Jej buty uderzały o metalową podłogę, lecz odgłosy, które wydawała, nikły we wrzawie toczącej się gdzieś w głębi stacji walki. Gardłowe pomruki husków, usiłujących zlokalizować swoją kolejną ofiarę. Wrzaski banshee, których w tym miejscu musiało być więcej, niż jedna. Kakofonia dźwięków śmierci mieszała się z tym jednym, wytrwałym hukiem karabinu szturmowego - jedynym pasmem życia będącego w odwecie.
Bitwa toczyła się daleko - o wiele dalej, niż zakładała. Po piątym skrzyżowaniu powoli zaczynała tracić rachubę co do tego, gdzie zostawiła za sobą przejście do Cicero. W oddali migały jej cienie - potwory mknące w tym samym kierunku, co ona, w innych przecznicach, w równoległych tunelach. Wszyscy parli naprzód, do tego jednego centrum całego wszechświata, do wrzawy, która zwracała na siebie uwagę całej stacji. Do życia walczącego o przetrwanie.
Jej płuca płonęły od biegu, noga uginała się w biegu. Dotarła niemal na sam koniec. Na końcu korytarza sekcji technicznej zauważyła błyski na ścianach - odbicia wystrzałów, które toczyły się gdzieś za załomem. Gdzieś za zakrętem. Usłyszała przekleństwo - ludzkie, męskie, rzucone pod nosem, po którym do korytarza z innej strony wpadła horda. Może nawet ta sama, która wcześniej goniła ją - nieustępliwe ucieleśnienie nadciągającej śmierci.
A gdy rzuciła się naprzód, gdy bliskość do celu nadała jej nowej werwy, kolejnego uderzenia adrenaliny, coś pochwyciło ją w żelaznym uścisku, wychylając zza zniszczonej ściany. Opancerzona ręka wciągnęła ją do kryjówki z takim impetem, że wstążka zawiązana wokół jej uda pękła, nie wytrzymując napięcia.
Pochwycił ją mrok.
Czyjaś ręka zacisnęła się na jej ustach. Czuła smród krwi, która pokrywała rękawice. Nie krzycz, wydawała się mówić.
Nie wydawaj odgłosów. Nie informuj o swojej obecności ani husków znajdujących się za załomem, ani walczącej z nimi osobie.
Drugie ramię złapało ją, przytrzymało w miejscu. W czeluści zniszczonej ściany, w czarnym pomieszczeniu, do którego wyrwę stworzyła eksplozja. Od razu wyczuła, czego chciał od niej napastnik. Nie wychodź, nie zwracaj na siebie uwagi, przeczekaj.
Nie pomagaj mu.
Bo jakże miałaby mu pomóc?
Biotyk, dla którego skorzystanie ze swych umiejętności oznaczałoby wyrok śmierci, dla niej, dla każdego wokół pod pazurami nadciągającej hordy.
Lekarka, której apteczkę wypełniała złudna nadzieja pozyskania danych oraz to, co udało jej się skraść z tego przeklętego grobowca.
Ranna, której udo znów rozgorzało bólem, pulsując wypełzającą na wierzch jej ceramicznego pancerza krwią.
Nie mogła mu pomóc, a oprawca zdawał sobie z tego sprawę, być może lepiej, niż ona. Trzymał ją więc w miejscu, w bolesnym uścisku, podczas gdy ścianę obok, za zakrętem, karabin szturmowy zastukał, przegrzany, pozbawiony zapasu pochłaniaczy ciepła. Nie pomagaj mu.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2087
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

29 maja 2023, o 07:41

Całe jej życie składało się z decyzji.
Jednym ruchem ręki, decydowała o życiu dziesiątek, setek tysięcy. Ustanawiała prawa, bądź odbierała je. Wysyłała na śmierć w imię idei, zmieniała rozkład sił na galaktycznej szachownicy, kiedy balans bliski był zachwianiu i zaczynał zagrażać interesom Rady. Nauczona podejmowania decyzji w oka mgnieniu, gdy Rada musiała przemówić jednym głosem, także teraz nie zwlekała.
Ludzkie życie było ważniejsze. Zawsze będzie.
Z duszą na ramieniu, wbrew jakiejś cząstce samej siebie, obróciła się plecami do otwartego włazu, zmuszając swoje ciało ponownie do nadludzkiego wysiłku. Cicero musiało zaczekać. Ono nie zniknie, ale człowiek zmuszony do walki o własne życie, mógł nie przetrwać.
Biegła, o ile tak można było nazwać jej niezdarne ruchy. Prowadził ją wrzask banshee oraz odgłosy nieprzerwalnej serii wystrzałów z karabinu. Spieszyła się, absolutnie nie mając planu na to, co zrobi, gdy już dobiegnie. Trzymała pistolet w ręku, gotowa w każdej chwili wystrzelić.
Oczy zachodziły jej łzami, a jej wnętrzności wykręcały się i wywracały na drugą stronę; po omacku, blisko ściany, zagryzając zęby, gdy raz po raz następowała na ranną nogę, w końcu jej palce prześlizgnęły się po śladach zostawionych po pocisku. Odetchnęła, rozglądając się. Tam. Za rogiem. Ostatnia prosta. Rzuciła się przed siebie, prosto w czyjeś objęcia.
W ułamku sekundy, czasie krótszym, niż bicie jej rozszalałego serca przypominającego trzepot skrzydeł ptaka zamkniętego w klatce, otoczyły ją cudze ramiona wciągając w wyrwę pomiędzy ścianami.
Mimo niedźwiedziego uścisku, który trzymał ją w absolutnym bezruchu, wbijając palce w żuchwę i zasłaniając jej usta, pomimo niemych rozkazów, które wydawał, ani myśląc ją teraz puścić, odruchowo, szarpnęła się. Dla niego, trzymającego ją w garści, było to ledwo drżenie. Brakowało jej sił, aby faktycznie zagrozić im skąpanej w mroku kryjówce.
Nie pomagaj mu.
Sprzeciw! Tę decyzję podjęto za nią. Nie było głosowania. Jednomyślności. Narzucono jej wybór, odebrano prawo, aby sama zadecydowała.
Wrzaski nie ustawami, podobnie jak strzały.
Nie pomagaj mu.
Nie pomożesz mu. Trzymając ją kurczowo, obrócił Fel do siebie, aby spojrzeć Radnej w oczy i powtórzyć swoje słowa. Zobaczyć na własne oczy, że go zrozumiała. Mężczyzna był w wieku jej ojca, dowodził ochroną przydzieloną Iris na koloni. Teraz, gdy rozległ się kolejny strzał, a oni siedzieli skuleni za osłoną, gotów był zasłonić ją własnym ciałem. Kawałek dalej, na zielonej trawie skapanej w promieniach świecącego w pełni słońca, leżał bez ruchu Ionto oraz dwóch innych ochroniarzy. Gdyby ja nie przytrzymał, wystrzeliłaby ku niemu. Widziała krew, która sączyła się i wsiąkała w ziemię. Nie przyjęła jej do wiadomości. Słyszała wystrzał, łudząc się, że być może jej się przesłyszało, lecz nim zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować na zamachowca, sięgnąć po dłoń Ionta, który jeszcze przed moment szedł obok niej, wciągnięto ją za osłonę i nakazano czekać. Nie pomożesz mu powtórzył, odwracając jej głowę i nie pozwalając już więcej spojrzeć na martwe ciała.
Stara rana pękła, niczym opatrunek tamujący na jej nodze. Przestała walczyć. Poddała się. Musiał to wyczuć. Brak sprzeciwu w spiętych niczym struna mięśniach. Pękły. Spruły się, jakby pociągnął ktoś za szew i puścił prującą się tkaninę. Przytuliła policzek do metalowego pancerza. Nie przeszkadzał jej fakt, że mogłaby się zranić, już i tak była cała podrapana, a przez jej twarz musiała biegnąć szrama po pazurach, które roztrzaskały wizjer w jej hełmie. Wtuliła się w cudze objęcia, nie zważając na to, czy był tak jak ona człowiekiem, a może Śmiercią, która głaskała ją po włosach zadowolona, że w końcu przestała się opierać.
Mimo że adrenalina nadal szumiała w jej żyłach, uleciała z niej wola walki. Zaakceptowała bezlitosną rzeczywistość, choć nie była gotowa się z nią pogodzić. Pojedyncze łzy, bezgłośnie potoczyły się po jej policzku. Gdyby mogła, cała schowałaby się w trzymających ją ramiona. Byleby tylko tego nie widzieć. Byleby już nic nie słyszeć. Nie być świadkiem, jak ktoś umiera rozszarpany przez kreatury. Kolejny.
Przepraszam Ionto Cass.
Tak bardzo Cię przepraszam.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

29 maja 2023, o 11:59

Wyświetl wiadomość pozafabularną Nie pomagaj mu. Trzy słowa, trzy cięcia zapomnianego ostrza, wyszarpujące sobie drogę do pochowanych przez nią wspomnień. Do starej, przykrytej strupem upływających lat rany, której bolesna świadomość rozlała się w jej ciele pośród panującego wokół chaosu. Rany tak głębokiej, że sięgał ku niej jedynie zbłąkany pocisk.
Nieprzeznaczony dla niej.
Odgłosy toczącej się walki zlały się w niemrawe echo. Skowyt atakujących potworów przypominał odległe echo dzwoniącego budzika, ledwie przebijające przez rzeczywistość osoby pogrążonej w głębokim śnie. W śnie, w którym trawa raziła ją soczystością swej zieleni. Piękne, złote promienie słońca atakowały jej źrenice jakby i gwiazda nie chciała, by spoglądała w tej chwili przed siebie. Jakby i ona chciała zmusić ją do przymknięcia powiek. Oszczędzić Fel przed oglądaniem nieruchomego ciała, pogrzebanego w wysokich źdźbłach, przypominających zielone futro. Ciało, które znała, które niejednokrotnie należało do niej - którego ciepłota zawsze zapewniała jej komfort w chłodnej sypialni na stacji kosmicznej, którego chłód dawał ulgę w upalne popołudnia na dworze. Ionto tym właśnie był - kimś znajomym, kimś bliskim. Kimś, kto zawsze był obok, kogo twarz potrafiła zawsze przywołać w swoich myślach, a którego głos czasem odzywał się w jej głowie, oceniając to, co robiła.
Umysł kłócił się z sercem. Martwe ciało nie mogło być tym, kogo znała. Wszak jeszcze pół godziny, jeszcze godzinę temu stał przy niej, żywy, znajomy i bliski. W jaki sposób miałby teraz jej opuścić? W jaki sposób ciało leżące w trawie mogło być wyłącznie pustą skorupą, w której nie dojrzy znajomego spojrzenia?
Ciężka rękawica odsunęła się od jej ust, nosa, który częściowo osłaniała, utrudniając jej zaczerpnięcie powietrza. Obcy wyprostował się lekko, gdy obracała się w jego kierunku, głowę spuszczając w dół, by oprzeć policzek na ceramicznym napierśniku. W jej nozdrzach pojawił się zapach, który wcześniej zdusiła zakrwawiona rękawica - charakterystyczny, ale przede wszystkim znajomy.
Cisza w korytarzu wydawała się głośniejsza niż huk, którym wcześniej rezonowały ściany. Pogrążona we wspomnieniach, do których te trzy słowa wciągnęły ją niczym przez portal do innego świata, innego czasu, nie była świadoma upływającego czasu. Cisza zwiastowała koniec. Nie koniec ich ukrywania się, lecz koniec jego. Walczącego aż do przegrzania swojej broni, do ostatniego oddechu, ostatniego, wściekłego ryku, z którym rzucał się w stronę nadciągającej śmierci. W powietrzu znów uniósł się jej fetor, mieszając z zapachem spalenizny przepalonego sprzętu i czerwonej, ludzkiej krwi.
Być może walczący zawędrował bliżej. Może to przed widokiem jego ciała, tam, w korytarzu, chronił ją napastnik, nie wypuszczając z objęć opancerzonych ramion. Wyczuła, że cofnął się lekko - wgłąb ciemności, wgłąb pomieszczenia, do którego prowadziła ich wyrwa. Wciśnięci w sam róg, między wygiętymi płytami metalu, zamienieni w kamienne figury, czekali na upływ nieskończoności.
Powłóczenie nóg banshee obok. Zdezorientowane kroki husków, którym nagle zabrakło swojej ofiary. Horda rozpraszała się, przechodząc obok nich, nieświadoma, głupia, pozbawiona umiejętności obserwacji. Niemalże czuła chrapliwy oddech stworzeń na swoim karku, słyszała jak blisko są. Wystarczyło, by jeden z nich zajrzał do wyrwy, w której tkwili, dostrzegł ich w ciemności, pogrążonych w zastoju. Bez ruchu, nie ośmielając się załkać głośno ani zaczerpnąć oddechu.
Długo po tym, gdy ostatni z kroków dotarł do jej uszu, mężczyzna wreszcie się poruszył. Być może widział więcej niż ona, wciśnięta w jego napierśnik, a może nawyk nakazał mu zaczekać dodatkową chwilę. Upewnić się. W transie, w który zapadła w tej koszmarnej chwili, z trudem wyczuła, że jedna z rąk napastnika odrywa się od jej pleców, dając jej więcej swobody, lecz nie wypuszczając z uścisku.
Obca dłoń musnęła jej włosy - zmierzwione, potargane biegiem i szamotaniną z huskami, pozbawione wstążki, której użyła w innym celu. Ruch był delikatny, uspokajający wręcz.
Znajomy.
- Nie mogliśmy mu pomóc - cichy głos z wahaniem przedostał się przez panującą wokół ciszę. W ciemności, tylko na nim mogła polegać - głosie. Ochrypniętym, przepełnionym bólem podobnym do tego, który wypełniał nadal jej żyły, lecz należącym do kogoś znajomego.
Jego twarz i sylwetka były zaledwie zarysami dla oka, które nadal nie przyzwyczaiło się do całkowitej ciemności panującej w ich kryjówce. Czuła jednak smród krwi, nie wiedząc, czy to jej udo było jego źródłem, czy też Cassian był ranny.
- Nic się nie stało - mruknął cicho, nieświadom powodów, dla których jej ciało z takim trudem zaprzestało walki przed chwilą. Zdjął rękawicę - brudną, niosącą ślad walki. Gdy sięgnął ku niej, ścierając kciukiem spływającą po jej policzku łzę, poczuła na nim ciepło drugiej skóry, a nie chłód metalu. - Miało cię tutaj nie być.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2087
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

29 maja 2023, o 13:51

Wyświetl wiadomość pozafabularną Kiedy statek osiadł miękko na lądowisku, wyszła pierwsza, drażniąc się z Ionto, który starym zwyczajem oraz przyzwyczajeniem, jakie przez lata weszły mu w krew, nigdy nie chciał puścić ją pierwsza. Ale tu, na nowo powstałej kolonii rolniczej będącej owocem dumnego projekcie Przymierza, mieli być bezpieczny. Ze śmiechem wybiegła na trawę, czując coś, o czym przez lata spędzona na Cytadeli zapomniała. Powiewie świeżego powietrza we włosach, zapachu polnych kwiatów oraz rosnącej po deszczu trawy. Była tak soczysta, jakby żywcem przesadzona z Ziemi. Zatrzymała się po kilku krokach, chcąc pokazać mu coś na horyzoncie. Obróciła się, podnosząc rękę. Nie pamiętała co dokładnie powiedziała. Coś mało istotnego. Strzał przeszył ciszę. Urwał jej zdanie. Jeden, po chwili drugi. Ktoś z ochroniarzy pociągnął ją na ziemię, inny dał znać, że teraz, na jego sygnał, będą biec za osłonę. I nie może oglądać się za siebie.
Nie słyszała, jak tamten człowiek umierał. Głucha na żer banshee oraz huskych, przeżywała śmierć kogoś zupełnie innego. Rozdrapując stare rany, które myślała, że już nie są w stanie otworzyć się sącząc dawno zapomniany strach i dogłębnie ją zaboleć. Zawieszona gdzieś pomiędzy stacją, a kolonia, jedna noga była w przeszłości. W portalu, który prowadził prosto do niej. Skok był szybszy, niż przez Przekaźnik Masy. Wróciły do niej kolejne, paraliżujące wspomnienia, to, co było później, gdy w końcu puścił ją, a Iris pierwsze co to przepchała się pomiędzy żołnierzami, wyciągając rękę I dotykając do zimnej, zamarłej w jednym wyrazie twarzy. Uczucie znajome, a jednak obce. Doświadczone po raz pierwszy i ostatni zarazem.
Nie pomożesz mu.
Jemu już nic nie pomoże.
Wtulona w sylwetkę, która za wszelką cenę starała się odgrodzić ją od tego, co działo się na zewnątrz tak blisko ich kryjówki, zacisnęła mocniej dłonie na pancerzu niby kogoś obcego a jednak dziwnie znajomego w ruchach i postawie; jakby od tego zależało, czy przeżyje. Cisza była głośniejsza niż nie jeden ryk, wrzask kreatur, czy nawet zrywy z góry skazanej na porażkę walki o życie najprawdoprobniej chcacej zabrac kogos ze soba na druga strone ludzkiej istoty.
Z prochu powstałes i w proch sie obrocisz.
Nie słyszała już strzałów, nie było krzyków. Nic. Zupełnie nic.
Straciła poczucie czasu. W tym chłodzie, jedynym źródłem ciepła były jego objęcia oraz strużka krwi cieknącą rzeką po jej nodze. Nie wiedziała, ile czasu upłynie, aż faktycznie pochłonie ją mrok. Jednakże, kiedy otworzyła oczy, dostrzegła, że nadal zaklęci są w posagowej pozie gdzieś poza czasem i przestrzenią. A ona jest przytomniejsza bardziej niż wcześniej.
Jak pod wodą słyszała człapanie stworów, które rozchodziły się, nie widząc ich w tej wnęce. Wszystko wydawało się jej tak powolne. Na powietrzni utrzymywał ją wyłącznie znajomy zapach, w ktory schowały się jej nozdrza, oddychając jego wonią.
Po kolejnych, upływających wiekach, doszedł głos. Tembr, ktory dobrze znała i ktory w ostatnim czasie czesto jej towarzyszył trafił do jej ucha, przedzierając się przez mrok, który ich otaczał. Wyrwał ja z letargu, swoistego otepienia. Muru obronnego, ktory zbudowala wokol siebie, nie bedac gotowa na to, aby po raz drugi cierpiec tak, jak po stracie Ionta. Iris drgęła rozpoznając kto do niej mówił, lecz nadal tkwiła w bezruchu, gotowa uwierzyć, ze to jej własną wyobraźnia drwi sobie z niej oraz pcha ją ku zagładzie wykorzystując najbardziej przekonujące środki.
To naprawdę Ty, Cass?
Po omacku, obracając głowę tak, że mogła śledzić ruchy swoich palców mruzac oczy, dosięgnęła do jego twarzy. Badała ją, skrawek po skrawku, obdzierajac z całunu ciemnosci, nadajac ksztalt i detale, ktore potrafiła odtworzyc z pamieci, aż faktycznie nie dostrzegła w nim Daharisa.
Popatrzyła na niego tak, jakby zobaczyła mezczyzne po raz pierwszy w zyciu. Nogi się pod nią ugięty, ale przecież trzymał ją pewnie. Bezszelestnie pociągnęła nosem, walcząc z emocjami, nad którymi już nie chciała za wszelka cene panować. Dlugo trzymała się dzielnie, musiała, aby nie zwatpic gdzies po drodze. Nie schowac sie w szafie, z ktorej sama by juz nie wypełzła. Przy nim czuła, że nie musi udawać silniejszej, niż była. Widziała ją już bezbronna na Ilos, teraz, choć w pancerzu, z bronią, o wiele lepiej przygotowana niz tam, to jednak stacja obdarza ja z pewności siebie, zabrała dumę, pokazala, jak obludna i zaklamana potrafiła byc rzeczywistosc. Stała przed nim nie Radna, nie lekarz, nie to uparte stworzenie, a kobieta wplatana w splot wydarzeń, które być może nigdy nie powinny ja dosięgnąć.
Nie spodziewała się poczuć ciepłej, zywej dłoni na swoim policzku. Było w tym prostym, niewymuszonym gęściej coś, do czego pragnęła lgnac niczym cmy skuszone ogniem. Cos utwaknionego. Obietnica, ze jest tutaj. Z nia. Nie jest juz sama w tym piekle. Polozyła bez zawahania swoja dloń na jego, gdzies po drodze zrzucajac rekawice do drugiej reki. Docisnęla ich splecione ręce bardziej, jakby chciała, aby ten żar, ktory od niego bil, wgryzl się w jej priopriocepcje i uciszył wątpliwości.
- A Ty miałeś wrocic w ciagu dwóch godzin - odparła cicho, niemrawo poruszajac wargami, nie mając pewności, czy głos nie ugrzeznie jej w gardle w połowie.
- Najwyrazniej oboje nie do konca wywiazalismy sie z danego słowa... Jesteś ranny? Trzymałam ostatnie leki na wypadek, gdybys potrzebował ich bardziej ode mnie - na ten moment, byli względnie bezpieczni, schowani przed ślepiami stacji, calym wszechswiatem, ale Iris i tak szeptala, bojac sie naruszyc umownej ciszy, wykorzystujac tez fakt, że pochylał się nad nią nadal z jakiegoś powodu chroniąc ją przed tym co oboje się spodziewali podswiadomie zastać na korytarzu.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

30 maja 2023, o 21:51

Wyświetl wiadomość pozafabularną Wyrwa w ścianie stała się dla nich małym azylem - niepewnym, tak bliskim niebezpieczeństwa i wrogości, a jednak wyciągniętym z tego, co czekało ich na zewnątrz. Ręka Cassiana wyszarpnęła ją nie tylko z szaleńczego biegu korytarzem, ale i tej przybijającej rzeczywistości pełnej mroku, bólu i krwi. Nie byli bezpieczni - ba! Byli bardzo daleki od tego stanu. A jednak na chwilę, krótką i ulotną, trwali w ciemności wspólnie. Być może to mrok otaczający ich odrealniał świat wokół, sprawiając wrażenie snu na jawie, którego początku ani końca nie obejmowała świadomość.
Gdy makabryczne odgłosy ustały, cisza okazała się głośna. Słyszała w niej bicie swojego serca i oddech trzymającego ją mężczyzny. Jej noga była osłabiona, lecz potrafiła u niej ustać - przynajmniej fizycznie, nic nie stało na tej przeszkodzie. Jedynie to przytłaczające emocje i traumatyczne wspomnienia zawładnęły jej kończynami i jedynie męska dłoń, oplatająca jej talię, trzymała ją w pionie.
Gdy wplotła palce w jego, uścisnął ją lekko, porozumiewawczo, nie odsuwając się od jej zimnego policzka. Wnętrze stacji było chłodne, a ciężki całun śmierci okrywający stację przypominał kostnicę, z której nie było już wyjścia. Dotyk był czymś ciepłym, żywym. Daharis wydawał się nim napawać, nie odsuwając ani na chwilę, jakby i on przez godziny, które tu spędził, na chwilę zapomniał o tym, jaki świat tkwił gdzieś tam, w kosmosie - poza bezdusznym wnętrzem stacji.
Jakby i on potrzebował zapewnienia, że nadal jest żywy. Że była tu obok, materialna, choć piętno bólu odcisnęło się na jej gestach i słowach.
Nie odpowiedział, choć wiedziała, że chciał. Nachylił się lekko, jakby uchylił usta by sformułować odpowiedź, lecz zbyt długo szukał odpowiednich słów. W ciemności dostrzegała jedynie jego rysy, nie widziała emocji, które przemykały po znajomej twarzy, nie dostrzegała tego, co mógłby przekazać jej nie odzywając się ani słowem.
A wtedy z oddali dobiegło ich charakterystyczne, odległe człapanie.
Nie zamierzał czekać i ryzykować, że i tym razem żaden z potworów nie znajdzie ich w tym łatwo dostępnym miejscu. Jego sylwetka natychmiast zesztywniała, obróciła się w stronę ciemności i mroku, w stronę pomieszczenia, do którego przebijała się dziura. Wypuścił ją z objęć, odsunął dłoń od jej policzka, lecz niemal natychmiast oplótł wokół niej ramię, podtrzymując w górze. Pokazując kierunek.
Tak cicho, jak tylko byli w stanie, przekradli się po omacku do przodu. Daharis zdawał się znać kierunek i również nie ośmielił się skorzystać z latarki. Gdy dotarli do ściany, człapanie było coraz głośniejsze, a gęste powietrze niosło gardłowe odgłosy wydawane przez kreaturę. Cassian wsunął się w mały korytarz, ciągnąc ją za sobą. Na jego końcu połyskiwały panele drzwi prowadzące do pomieszczeń technicznych, może schowków. Nie było tu przejścia dalej, ale najwyraźniej nie tego szukał w tej chwili.
Pokój, do którego weszli, był składzikiem pełnym skrzyń. Jarzeniowe światła działały tu z pełną mocą, co okazało się drastyczne dla przyzwyczajonych do czerni oczu. Zmuszona do przymknięcia powiek, usłyszała, że drzwi za nią się zamykają, a potem blokują.
- Powinnaś użyć ich na sobie od samego początku - powiedział cicho, powracając do słów, które mu przekazała przed chwilą. - Chodź tu.
Minęły tylko trzy, może cztery godziny, a jednak różnica w wyglądzie mężczyzny była zauważalna. Jego pancerzowi przybyło rysów i blizn, których nie dostrzegała tam wcześniej. Bok jego lewego ramienia zalepiony był medi-żelem, choć kończyna zdawała się sprawna i nie wydawała mu się doskwierać. Do pasa przytroczony był wciąż hełm, choć zauważyła, że również był uszkodzony - tak jak i jej.
Najwięcej różnic tkwiło w jego twarzy.
Walka zmieniała jego oblicze. Dostrzegła to na Ilos, gdy w jednej chwili jego ciało przystosowywało się do nowych warunków, przygotowując do starcia. Jego brwi były permanentnie zmarszczone, szczęki zaciśnięte, a wzrok skupiony. Niebieskie tęczówki przypominały falujące morze w burzowy, zimny dzień. Brakowało w nich kolorytu, który dostrzegała w Lavoisier, czy gdy razem spoglądali w niebo pośród cmentarzyska statków.
Nie pytając ją o zdanie, podsadził ją wyżej, na ułożone na sobie, ciężkie skrzynki z zaopatrzeniem, na których chciał, by usiadła.
- Wysłałem do ciebie Yasmin. Nie dotarła? - spytał cicho, pochylając się nad jej udem. Wyciągnął własny medi-żel, by uśmierzyć jej ból i, przynajmniej na początku, uspokoić krwawiącą ranę.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2087
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

31 maja 2023, o 05:43

Nie mogli być bezpieczni. Nie na tej stacji, nie w gnieździe banshee oraz husków. A mimo to, jego obecność, dotyk, ciepły oddech rozbijający się o nos, tembr głosu rozpraszający ponury mrok, zapewniał ją, że nic jej już - przy nim - nie grozi. Nawet, jeżeli była to obłuda, pięknie utkane kłamstwo, uległa tej nigdy nie wypowiedzianej obietnicy, skrytej w gestach o wiele bardziej wymownych, równie gorącej, co jego dłonie, naprawdę wierząc, że skoro on mówił jej, że wszystko będzie dobrze inaczej być nie mogło.
Zadrżała, słysząc niosące się echem ciężkie kroki kreatury. Z pojedynczą, biotyką bestią być może razem mieliby szansę, lecz nauczona doświadczeniem nawet nie łudziła się, że na jednej się skończy; odgłosy wystrzałów na pewno zwabią tu innych. Ożywią otępioną hordę, nadadzą cel bezmyślnemu stworzeniu. Nawet przez myśl jej nie przeszło, aby cokolwiek sugerować. Teraz, gdy odzyskała Cassiana, nie zamierzała ryzykować, aby coś znowu ich rozdzieliło.
Skryta w jego objęciach, szła tam, gdzie ją prowadził, nie oglądając się za siebie. Zdusiła odruch, aby spojrzeć tam, gdzie leżał martwy człowiek jeszcze dosłownie przed momentem walczący o swoje życie zza ścianą, w której się skryli. Oszczędziła sobie tego widoku, a może to Daharis nie pozwolił jej na tyle wysoko zadrzeć głowy, aby jej oczy zobaczyły kolejną śmierć w makabrycznym pejzażu?
Nie wiedziała gdzie idą, zdała się na Cassiana, który w przeciwieństwie do niej, wydawał się doskonale znać stację. Błysk panelu kontrolnego, który odpowiedział, gdy nacisnął go, pozwolił jej odetchnąć. Weszła do środka schowka, mrużąc oczy, gdyż światło było nieznośne. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że całe wieki poruszała się po omacku, w ciemnościach rozpraszanej tylko w nielicznych momentach, głównie przez nią samą. Całą tę stację wydawał się na dobre pochłonąć mrok, który był wielce niezadowolony z dwóch, upartych istnień absolutnie nie dających się stłamsić i mu podporządkować.
Usiadła na skrzyni, na której ją posadził. Idąc, nie czuła absolutnie nic. Adrenalina pozwalała jej ignorować ból, dobrze wiedziała, że jeżeli się zatrzyma, pozwoli jej upaść, podniesienie się nie będzie już tak łatwe. Teraz jednak, w zamkniętym na cztery spusty schowku, wracały do niej wszystkie odczucia nadwyrężania dogłębnie zranionej nogi.
- Tymczasowe rozwiązanie sprawdzało się bardzo dobrze. Przynajmniej do pewnego momentu - odparła, mając na myśli na szybko przewiązaną na udzie opaskę uciskową, po której ślad najprawdopodobniej został na zakrwawionej skórze, w którą wżynała się jak Fel biegła za odgłosem walk, porzucając Cicero.
Zgarbiona, pochyliła się do przodu, przyglądając się Cassianowi. Teraz, nie mógł się już przed nią ukryć, blask jarzeniowego światła ukazywał każdą bruzdę, każde zadrapanie, napięte mięśnie, nieustannie wartującą czujność. Wyciągnęła rękę, jakby chciała zabrać mu medi-żel i tym samym powiedzieć, że przecież może zrobi to sama, lecz w ostatnim momencie zawahała się. Zamiast zatrzymać go, łapiąc za przegub, oparła dłoń na skrzyni. Niech będzie po Twojemu.
- Przepraszam. Nie przywykłam do tego, że to ktoś mnie opatruje - szepnęła, podnosząc spojrzenie z jego rąk, na oczy. Była radną, która miała zapewnioną najlepszą opiekę, a mimo to, będąc przytomną, nie pozwalała, aby ktoś inny zajął się jej niezamierzenie nabytymi obrażeniami. Zobaczył słabość, kruchość nie tylko ciała. W takich chwilach, przeważnie również była sama na swoje wyraźne życzenie.
Ale nie teraz.
Przedziwne uczucia targały nią, gdy Cassian robił swoje. Obce. Niewygodne. Na palcach jednej ręki potrafiłaby policzyć osoby, które dopuściła do siebie tak blisko. Nawet, jezeli Daharis sam sie wprosił, dostał niewypowiedzianą na to zgode. Siedziała więc karnie, grzecznie czekając i nie utrudniając mu niczego. Naturalnie oceniając każdy ruch oraz czynność
- Pytasz o kobiete, ktora wpadła na statek i zarządziła natychmiastowy powrót, czy o asari, którą znalazłam w ambulatorium ledwo żywą? - nie patrząc na niego, tylko na swoje zaciśnięte przez caly ten czas dłonie, jakby samym spojrzeniem chciała zmusić je do odpuszczenia, odpowiedziała cichym tak charakterystycznym dla tego przeklętego miejsca głosem pytaniem na pytanie.
- Obok ambulatorium znalazłam też właz i wielką strzałkę wskazującą, że to wejście do Cicero - dodała. Tego Cicero, o którego już go pytała. A on bez zająknięcia stwierdził, że słowo to absolutnie nic mu nie mówi.
- Byłam gotowa tam wejść, ale usłyszałam strzały. Nie wiem co chciałam zrobić, kiedy w koncu dobiegłabym, ale pomyślałam, że jeżeli jesteś tam Ty, nie mogę Cię tam zostawić. Po prostu nie - powiedziała to na głos? Nie była pewna. Medi-zel przyniósł ulgę, ból po woli odpuszczał, nie zaciskał już na niej swoich palców, nie wbijała kłykcie pod skórę.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

31 maja 2023, o 09:52

Drzwi dobrze wygłuszały odgłosy na zewnątrz, a zwykłe, nieawaryjne światło dawało w pomieszczeniu pozory normalności. Gdyby rzuciła się na nich horda, jak wcześniej na Fel, z pewnością nie byłoby tu tak spokojnie i bezgłośnie. Ale cisza na zewnątrz miała swoje warstwy - odległe odgłosy potworów łączyły się z szumem pracujących systemów podtrzymywania życia i odległym postukiwaniem wciąż pracujących maszyn. Ciągle przypominały o ich obecności, o ryzyku nadepnięcia butem na szkło, czy wydania z siebie jakiegokolwiek odgłosu. Zamknięte drzwi schowka to filtrowały. Pozostawiały ciszę taką, jaką była - spokojną. Zwykłą. Pustą.
Zostawiał im miejsce na oddech.
Dostrzegł jej ruch kątem oka i zatrzymał się, choć tylko na chwilę. Podniósł głowę w górę, napotykając jej spojrzenie i chowające się w nim emocje. Jakaś jego cząstka z pewnością rozumiała - zarówno pobudki Fel, podejmującej taką a nie inną decyzję zwykle, jak i odruch, który chciał zatrzymać go w połowie ruchu. Ale okoliczności były inne, a ich możliwości ograniczone.
- Mówił ci ktoś już kiedyś, że jesteś uparta? - odrzucił, pół żartem, pół serio, delikatnie odchylając dwie, rozłączone ze sobą płytki ceramiczne. Nawet pomimo zaaplikowanego medi-żelu, wrażenie natychmiast wywołało w niej ból, ale musiał jakoś dostać się do rany, choć nie wiedziała w jakim celu. Po chwili dopiero go dostrzegła - szarpnięcie, które wyglądało na szybkie, lecz delikatne, za to wbiło w jej udo tysiąc małych igiełek. Zakrzywiony, cienki fragment pazura, wbity w jej skórę, maskował się idealnie w krwi z resztą pancerza, od którego musiał się oderwać. Nie tamował krwawienia, pozostawienie go nie służyło żadnej funkcji, jedynie wywoływał ból swoją ostrą krawędzią, drążąc ranę większą od niego. - Powinno być lepiej.
Na razie nie było. Rozjuszona rana zalewała jego dłonie krwią, a ostry, przejmujący ból opierał się medi-żelowi i dopiero po chwili, gdy Cassian nałożył kolejną jego warstwę, zaczął się jej opierać. Wiedziała, że będzie potrzeba założenia szwów - ale w tej chwili nie było na to warunków. Musiałaby zdjąć cały pancerz i umożliwić mu pracę, a pomimo spokoju, który panował tutaj, działali pod presją czasu.
- Kobietę ze statku. Przyniosła ci huska. Oraz pobrany materiał, jak chciałaś. - odparł. Nie dał po sobie poznać, że informacja o asari go tknęła - pracował nadal, uszczelniając ranę, choć nawet pomimo jego pochylonej głowy, przez majaczące na twarzy skupienie przemknął cień. - Czy Nala... asari z ambulatorium, przeżyła?
Sięgnął do jednej ze swoich ładownic, z której wyciągnął opatrunek uciskowy. Jego ręce były zbyt śliskie od krwi, by go otworzyć i musiał wspomóc się zębami. Gdy foliowe opakowanie spadło na ziemię, rozciągnął lekko prowizoryczną opaskę, nim nasunął ją na jej udo. Ucisk miał być zabezpieczeniem - na ten moment, w którym medi-żel, prędzej czy później, przestanie działać. Zawiązał opaskę mocno, nim zabrał się za naprawę jej pancerza.
Pracował, by uniknąć patrzenia w jej stronę. Dostrzegła to po chwili, gdy jego ręka lekko zadrżała w reakcji na jej kolejne słowa. Wyciągnął omni-żel, oraz swoje omni-narzędzie i powoli, skrupulatnie, zaczął wypełniać ubytki w ceramicznej powłoce. Omni-żel zasklepiał również w miejscu opaskę, zmniejszając jej szansę na zerwanie się - jak wstążki, której użyła wcześniej.
- Dobrze, że tam nie weszłaś - powiedział tylko, nie odrywając spojrzenia od materiału, który zasklepiał się stygnąc. - Powinnaś wrócić na statek.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2087
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

31 maja 2023, o 10:26

Parsknęła cicho, dusząc śmiech, który pragnął uciec przez rozcapierzone palce. Musiał jej wybaczyć, gdy sprowokowana jego słowami wesołość lekko zakołysała siedzącą na skrzyni Iris.
- Mhmm. Mówił. Taki jeden Cassian, ale chyba nie chcesz uwierzyć komuś na słowo, co? - ucieczka w czarny humor, zachowywanie się, a przynajmniej próba zachowania się tak, jakby za drzwiami nie czaiło się zagrożenie wyłącznie uśpione na krótki moment, bliżej nieokreślony, wydawało się zasadne.
Oddech. Po raz pierwszy, odkąd weszła na stacje, faktycznie mogła odetchnąć pełną piersią i nie powstrzymać wydechu w połowie, nasłuchując, czy ten cichy szelest nie przykuł przypadkiem uwagi wszechobecnej hordy.
Nie musiał jej ostrzegać. Dobrze wiedziała, co robił, jako że nie odrywała spojrzenia od jego dłoni. Dała mu kredyt zaufania, pozwalając się opatrzeć, ale nie zmieniało to faktu, że nie potrafiła oderwać oczu i zamiast przyglądać się mężczyźnie, śledzić na przykład etykiety na skrzyniach. Wbiła paznokcie we wnętrze własnych dłoni, ból był paraliżujący, z trudem powstrzymując wrzask. Musiał wyczuć, jak spięły się jej mięśnie i nawet teraz, gdy było po wszystkim, siedziała wyprostowana niczym naciągnięta na cięciwę struna. Spojrzała na niego mrużąc oczy, ale nie dlatego, że czuła do Daharisa żal; przyglądała się pazurowy, który tkwił w jej nodze. Wyciągnęła do niego otwartą dłoń, jeżeli nie miał nic przeciwko, zgarnęła pazur, lustrując go z bliska.
Owinięty kawałkiem miękkiej szmatki, trafił do jej apteczki do innych znalezisk.
- Czy to ten moment, kiedy powiesz mi, że do wesela się zagoi? A może zaproponujesz cukierka, albo chociaż naklejkę dzielnego pacjenta? - wycedziła przez zaciśnięte zęby. Starała się oddychać jednostajnie i za żadne skarby nie skupiać na promieniującym bólu, choć krucha, ludzka natura, oczywiście pchała ją do tego błędnego koła.
Na moment, odchyliła do tyłu głowę i zamknęła oczy, chowając to, co w sobie dusiła, przede wszystkim przed jego wzrokiem.
- Nic jej nie jest. Została na statku. Nie chciała mnie słuchać, powtarzała, że odlatujemy na Twój rozkaz. Musisz mi wybaczyć, nie miałam pewności, czy faktycznie Ty jej to przykazałeś, czy może otrzymała rozkazy od kogoś innego. Do wykonania, kiedy się rozdzielimy... Zresztą. Nie miało to najmniejszego znaczenia - krzywiąc się, kiedy Cassian po raz kolejny nacisnął na otwartą ranę, co musiał zrobić, montując powyżej opaskę uciskową, przeczesała palcami potargane włosy. Proste czynności odciągały jej myśli od doskwierającego bólu. - Bez Ciebie i tak byłabym na Korlusie martwa.
Poprawiła się w miejscu, rozglądając za czymś, czym mogłaby zetrzeć świeże ślady krwi z siebie, ale również i Daharisa.
- Żyła, ledwo, kiedy ją znalazłam. Zrobiłam, co mogłam, zostawiając ją następnie w szczelnie zamkniętym pomieszczeniu. Będzie potrzebować pomocy, aby się wydostać z tej stacji. Dobrały się do jej trzewi... - urwała, uznając, że dość szczegółów. Na chwilę, krótką, ulotną, jej dłoni przysłoniły dłonie Cassiana, jakby nie chciała, aby sam radził sobie z ponurą wiadomością, która miała mu do przekazania. Cofnęła ręce, dając mu przestrzeń do zajęcia się pancerzem. Z jednej strony nie mogła wyjść z podziwu, jak pomimo kiepskich okoliczności, ograniczonych możliwości, presji czasu i jej obecności, radzi sobie z tym sprawnie, zasklepując podziurawiony pancerz.
Nie swój, tylko jej.
- Dlaczego? - spytała po dłuższej chwili, kiedy być może nabrał przekonania, że nie poruszy tego tematu.
- Co tam takiego się znajduje, że nie powinnam wchodzić?- mruknęła gdzieś nad jego uchem.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

31 maja 2023, o 11:14

Pazur mógł oferować jej wartościowe informacje, jeśli uda jej się później zbadać jego materiał genetyczny. A jeśli nie - mógł stanowić pamiątkę. Upiorną, mało estetyczną wizualnie, lecz zawsze jakąś. Daharis ze zdziwieniem obserwował, jak pakuje ją do swojej apteczki, jakby nie wpadł ani na to, ani na to, względem zatrzymania pazura ze sobą.
- Już sobie wzięłaś cukierka - odrzekł z przekąsem, wskazując na apteczkę, do której wcisnęła owinięty w skrawek materiału przedmiot. - Zawsze tak wszystko zbierasz?
Gdy pewnego dnia napotkała go w korytarzu w wieży Hirano, gdy wrócił ze stacji, nie widziała, by cokolwiek ze sobą przywiózł. Później zabrał jedynie nieśmiertelniki z ciał tych, którzy polegli pod jego dowództwem, zabrani przez tę przeklętą stację. Najwyraźniej wtedy i tak poszło im lepiej - na tyle, by zabierali ciała ze sobą. Teraz Cassian był sam i nie przymierzał się nawet do zabrania ciała mężczyzny, który zginął obok nich w korytarzu, z powrotem na statek. W zasadzie to nie wyglądał, jakby przymierzał się do powrotu - w ogóle.
Stłumił westchnienie na wieść tego, jak potoczyło się jej spotkanie z Yasmin, choć z jakiegoś powodu nie wyglądał na zdziwionego. Może spodziewał się, że Fel nie będzie chciała kooperować - w końcu lubiła zachowywać się jak uparta księżniczka. Poznał ją na tyle, by wiedzieć, że jeśli coś sobie postanowiła, to choć niebo i ziemia będą próbowały ją od tego odciągnąć, koniec końców postawi na swoim.
- Nie byłabyś martwa. Zadbałem o to - mruknął pod nosem, w tonie, w którym rozpoznała, że nie chciał tego tematu drążyć. Nie było w tym sensu. Koniec końców, była tutaj, w środku tego koszmaru, razem z nim, podczas gdy Yasmin prawdopodobnie miała obudzić się zupełnie sama na pokładzie pustego promu. Być może kobieta wróci, szukając jej, a może zwyczajnie odleci. - Moi ludzie słuchają się mnie. Nie nikogo innego z Sojuszu. Zapamiętaj to na przyszłość - dodał, unosząc wzrok ku jej twarzy by sprawdzić, czy przyjęła tę informację do siebie. - O ile jakaś nas czeka.
Uśmiechnął się krzywo, powracając do pracy, na której był skupiony. W tym czasie dojrzała w kącie składzika kilka szmat przewieszonych przez jedną ze skrzyń. Wyglądały na brudne, przynajmniej częściowo i z pewnością służyły do czyszczenia podłóg na stacji, ale do otarcia rąk powinny wystarczyć, choć do rany nie powinna ich zbliżać.
Zamarł na chwilę, pozwalając, by damskie dłonie nakryły jego, oparte o jej udo. Jakiś drobny ciężar z jego ramion uleciał w górę a mężczyzna wyprostował się, wypuszczając powietrze z ust. Jakkolwiek nie chciał po sobie tego pokazywać, lub zwyczajnie nie przywykł do czegokolwiek innego, dostrzegała, że zrobiło to dla niego różnicę.
- Dziękuję - powiedział cicho, przystępując z powrotem do pracy, gdy odsunęła ręce od niego. - Że jej pomogłaś.
Wiedziała, że utrata ludzi na tej stacji odbijała się na nim zawsze, gdy z niej wracał. Nie bez powodu zbierał nieśmiertelniki z ciał, które udało mu się zawlec z powrotem do promu. Miał tutaj swoją kajutę, Aeris musiała być jego przystanią, o ile nie domem, kiedyś - w przeszłości tak odległej i dalekiej, jakby dzieliły ją dziesięciolecia, a nie miesiące. Kiedyś, zanim stacja przemieniła się w epicentrum wszystkich koszmarów.
- Powód tego całego gówna, które się tutaj rozlało - warknął pod nosem, słysząc jej pytanie, w kontraście do jej cichego pytania, mrukniętego tuż nad jego uchem. Odsunął się nieco, prostując wreszcie, gdy omni-żel wreszcie załatwił ubytek w jej pancerzu. Medi-żel nadal działał i nawet nie spostrzegła, gdy ból zelżał nieco. - Załatwię to. Załatwię to wszystko, ale najpierw muszę się pozbyć tych stworzeń.
Brzmiał stanowczo. Jakby miał już plan, który zaczął wypełniać. Jakby nic nie mogło stanąć mu na drodze - ani banshee, ani horda, ani utrata członków oddziału.
- Dzisiaj ten koszmar wreszcie się skończy, w ten czy inny sposób - dodał ponuro. - I nie chcę, żebyś tu była. To niebezpieczne. Wyjaśnię ci wszystko później.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2087
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

31 maja 2023, o 12:08

Nie szukała pamiątek. Zbierała dane. Wszystkie, wartościowe rzeczy, które mogłyby jej pomóc po powrocie na Korlus do małoletnich pacjentów, za których czuła się odpowiedzialna. Materiał genetyczny, datapad z zapiskami lekarskimi oraz wynikami badań, teraz też pazur husky'ego. Ze swojego twardego postanowienia wyłamała się tylko raz, zabierając ze sobą książkę. Bynajmniej nie dla siebie.
- Nie. Ale stąd chciałam zabrać wszystko co mogłoby mieć znaczenie dla naszej sprawy. Materiał z tego pazura będzie można porównać z ciałem, które jest na statku. A mając dwa źródła, będzie można mówić o pewnej powtarzalności, jeżeli znajdziemy wspólne mianowniki... - kontynuowała wywód, dzięki któremu mogła skupić się na słowach, a nie na tym, jak cholernie bolała ją oczyszczona na nodze, zabezpieczona rana.
Pokręciła nosem słysząc jego szczere zapewnienia. Pomyślał o wszystkim? W ciągu jednej, niepełnej nocy? Myśli, wyrywały się na cmentarzysko statków, gdzie siedzieli oboje mniej więcej dwadzieścia trzy godziny temu. Teraz, czuła się, jakby minęły lata, a nie jedynie doba. Zapamiętała detale z tego miejsca, zwłaszcza z wyrazu twarzy Daharisa, kiedy stojąc obok niej, palcem obrysowywał widoczną na horyzoncie, przepiękną, kontrastującą do cmentarzyska zorzę.
- Kłamałabym mówiąc, że nie pomyślałam, czy statek gotowy do lotu, nie zabrałby mnie na Cytadele - szepnęła, wykorzystując chwilę, gdy ich spojrzenia się ze sobą spotkały. Przyglądała się jego zimnym oczom zza kaskady niczym nie związanych, na co dzień jasnych, a teraz ciemnych od brudu włosów. Wytrzymała jednak ten chłód, wiedząc, że wolałaby usłyszeć od niej szczerość, niż bujdę.
- Dałam Ci jednak słowo. A Yasmin obiecałam, że zwrócę... to, jak tylko do niej wrócimy - pokazała na swoją rękę, konkretnie na omni-klucz, który należał do kobiety. Pożyczyła go teraz zdając sobie sprawę, że popełniła zasadniczy błąd. Spieszyła się, nie zatrzymała się więc w zbrojowni na statku.
A powinna.
Może trzymali tam wyrzutnie rakiet, dzięki której spotkanie z banshee byłoby tylko nieprzyjemnym wspomnieniem?
Skinęła głowa, nie komentując tego, jak pesymistyczny wydźwięk miało to, co dopowiedział. Dłonie mężczyzny, które przytrzymała na moment w bezruchu, otuliła starą ścierką, osuszając je z krwi. Dopiero względnie czyste mniej brudne wypuściła, a szmatkę odrzuciła na bok. Nie trzeba było być lekarzem, aby wiedzieć, że absolutnie nie należało zbliżać niczego do otwartych ran i ryzykować zakażenie.
- Nie dziękuj. Nie masz za co - podkreśliła. Poznał ją całkiem dobrze. Nie tylko jej upór, ale również podejście do życia, wartości, o które czasami trudno podejrzewać polityka. Obserwując, jak omni-żel dopełnia żmudną pracę Cassiana, miała ochotę zastukać palcem w scalone płytki, powstrzymała się jednak i napotkawszy jego wymowny wzrok, wzruszyła ramionami. Nie chodziła na co dzień w pancerzu, prawdę mówiąc po raz ostatni miała na sobie jakiś w akademii. Obserwowanie, jak rzeźbi, naprawiając szkody, było dla Fel w pewnym sensie fascynujące, być może podobnie jak dla Cassiana dostrzeżenie, jak uważnie i z zachwytem, obserwuje kolejne uderzenia, bądź pociągnięcia, gdy przesuwał płytkę na swoje miejsce.
Uniosła brew, nie odpowiadając od razu. Pozwoliła Daharisowi skończyć, musiał się jednak domyślać, że Fel inaczej patrzyła na ich sytuację i naturalnie była odmiennego od niego zdania. Jak to sam powiedział? Poznał ją na tyle, by wiedzieć, że jeśli coś sobie postanowiła, to choć niebo i ziemia będą próbowały ją od tego odciągnąć, koniec końców postawi na swoim?
- Na to trochę za późno, Cass. Jakbyś się jeszcze nie zorientował, siedzimy w tym razem. Dosłownie - rozłożyła ręce, wskazując na ciasny schowek, w którym obecnie się znajdowali. Dotąd, uosobieniem bezpiecznego miejsca była dla niej szafa. Schowek, mocno konkurował w ostatnich, mijającym minutach o pierwszeństwo.
- Wiesz, co ślubują Radni? Słyszałeś w ogóle, że składają przyrzeczenie? - spytała, przesuwając się na skrzyni i zapraszającym gestem wskazując na miejsce obok siebie. Zmieścili się w wyrwie w ścianie, tutaj więc też bez trudu usiądzie przy niej.
- Służyć. Przyznaję, robię to doskonale z Wieży Rady na Cytadeli, mając władzę wykonawczą i ustawodawczą, a także przedłużenie natychmiast egzekwujące nasze decyzję, ale są momenty, miejsca, chwile, kiedy służyć nie znaczy wydać decyzję, tylko zrobić to osobiście - nie odrywała od niego spojrzenia, a w ostrym świetle, doskonale widziała to, co czaiło się w jego zaciśniętych szczękach, co być może chciało wyjść na światło dzienne w stalowych tęczówkach beznamiętnie lustrujących otoczenie.
- Idę z Tobą. Odkąd zabraliście mnie z Ilos, ta stacja, ci pacjenci, to także moja odpowiedzialność. Mówiłam Ci. Znajdź Cicero, tylko tak możesz pomóc nam i siebie. Znalazłam go, czas więc znaleźć w nim tę pomoc. Nie puszczę Cię nigdzie samego, nie pozwolę też, abyś ryzykował niepotrzebnie odprowadzając mnie na statek. Zrobisz swoje, nie oglądając się na mnie - to prawda. Na jego drodze być może nie stanie żadne banshee, czy horda, jednakże Iris Fel wydawała się tkwić uparcie gdzieś na ostatniej prostej i za żadne skarby nie dać przesunąć.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

31 maja 2023, o 21:51

Wyświetl wiadomość pozafabularną Brudna ścierka, po którą z trudem sięgnęła, kiedyś musiała być niebieska. Do czarnych smug, którymi była pokryta, wkrótce dołączyły ciemnoczerwone plamy krwi, w dodatku jej własnej. Gdy ścierała ją z męskich dłoni, Cassian powiódł ku nim spojrzeniem, natychmiast milknąc. Po chwili pochwycił materiał, samemu dokańczając to, co zaczęła. Może nie chciał, by to robiła, gdy on był w stanie, a może dostrzegł coś w czerwonych kroplach na swojej skórze, na co nie chciał dłużej patrzyć. Potrzebował się ruszyć. Zrobić coś mechanicznego, jakby przed chwilą nie spędzał czasu na opatrywaniu jej ran, jakby nie miał jeszcze naprawy jej pancerza przed sobą.
Gdy skończył, odrzucił puste opakowanie po żelach w bok. Wylądowały miękko, nie wydając z siebie zbędnego odgłosu. Wyprostował się, tłamsząc w sobie westchnienie i, po chwili zawahania, zajął miejsce obok niej, gdy mu je wskazała. Wzmacniane, porządne skrzynie nie zaprotestowały nawet jednym zgrzytem metalu, gdy dołożono im kolejną wagę na wierzch, stworzone do znoszenia znacznie gorszych warunków niż dwójka ludzi prowadząca na nich konwersację.
Odkąd wyciągnął ją z korytarza, którym być może mknęła na spotkanie śmierci, Daharis operował na wyznaczonych sobie celach. Zapewnienie jej bezpieczeństwa, znalezienie kryjówki, zajęcie się jej obrażeniami. Wszystko to utrzymywało go w stanie permanentnej adrenaliny, napięcia, w którym potrafił działać. Kiedy jednak świat dał im chwilę oddechu, a już nic nie było do zrobienia, ich schowek okazał się mniejszy niż wcześniej. Ściany zdawały się napierać z każdej strony, skrzynie pod nimi stały się mniejsze. Mężczyzna milczał, gdy wcześniej utrzymujące jego emocje w ryzach napięcie zelżało, a ponury cień z powrotem zagościł na jego twarzy.
Słuchał jej w ciszy. Obrócił ku niej głowę raz, by przyjrzeć się jej profilowi gdy mówiła, a zaraz później utkwił z powrotem spojrzenie w ścianie naprzeciw. Jego sylwetka była lekko zgarbiona, jakby na jego ramionach tkwił ciężar, którego nie był w stanie zdjąć, ani nawet przekazać komukolwiek innemu. Zdążyła poznać go na tyle by wiedzieć, że Cassian jak ognia unikał mówienia na swój temat, jeśli ten temat w jakikolwiek sposób zahaczał o kwestie osobiste. Nie czuł problemów z wyjawianiem jej swoich preferencji dotyczących kawy czy spędzania wolnego czasu, ale zawsze krążył wokół kwestii, które były dla niego istotne. Ważne.
Cisza znów kłuła w ucho, gdy Fel przestała mówić. Mężczyzna tkwił obok niej, ciałem, lecz nie duchem. Zaprzestał walki z jej obecnością tutaj, nie upierał się już w odprowadzeniu jej na prom, lecz przez długą chwilę nic nie mówił. Z zewnątrz dobiegł ich jakiś stukot, prawdopodobnie huska miotającego się po miejscu, w którym chowali się wcześniej, lecz nic nie przybyło do nich bliżej. Nic nie uderzyło w ich drzwi. Pierwszym odgłosem, jaki pojawił się po długiej chwili, był jego zachrypnięty głos.
- Mieszkałem tutaj - powiedział cicho, niechętnie, jakby zmuszał się do powiedzenia czegoś, co wiedział, że powinno zabrzmieć. Do prawdy, która była zbyt bolesna, by ją dotykać, by wywlekać ją pod ostre światło jarzeniówek, pod którymi płonęła wraz z nim. - Byłem szefem ochrony.
Ból w jego głosie zdradzał wszystko to, czego nie dodał. Nie zbliżał się jednak do niej, nie szukał oparcia w jej dłoni, czy cieple ciała siedzącego obok. Zamrożony w miejscu, wpatrywał się przed siebie, jakby dostrzegał przed sobą coś innego - inny czas, inne okoliczności.
Stację i jej mieszkańców, których zawiódł.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2087
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

31 maja 2023, o 22:44

Wyświetl wiadomość pozafabularną Krew buzowała w jej żyłach, a serce biło głośno. W pomieszczeniu, w którym najmniejszy szelest nie mącił ciszy, słyszała echem w swojej głowie jedno uderzenie za drugim.
Podjęła decyzję już dawno; w momencie, w którym zdecydowała się wyjść z promu, kolejną, gdy usłyszała serie wyplutą z karabinu. Na (nie)szczęście, Fel była wierna własnym przekonaniom i łatwo nie zmieniała zdania. Nie, kiedy miała pewność, że postępuje słusznie.
Przyglądała się mężczyźnie, który siedział obok, słuchał jej, patrzył na nią, lecz z jakiegoś powodu, nagle, niespodziewanie, przestał oporować. Odpuścił. Nie walczył, nie próbował odwieść jej i być może przemówić jej do rozsądku. Miał ku temu prawdę, Iris pchała się w nieznane, wierząc, że to jedyna, właściwa droga. Była jednak w tym przekonaniu egoistyczna. Za nadrzędne uznając słowa nakazujące jej odnalezienie Cicero. Milczał, podczas kiedy ona okiełznywała burze ambiwalentnych odczuć, jakie obudziły się w niej, gdy Cassian powiedział głośno i wyraźnie, że nie powinno jej tu być.
Tu.
Na Korlusie.
Pod zgliszczami świątyni na Ilos.
Nie powinni byli się w ogóle spotkać.
Pozwolić, aby przewrotny los skrzyżował ich drogi.
A potem pchnął ku sobie. To nie było przypadkowe zderzenie na rozdrożach. Muśnięcie ramienia o ramię, gdy mijali się w przejściu. Uderzyli w siebie z impetem, zapominając nie wiedzieć kiedy i tak naprawdę dlaczego z jakiego powodu tkwili w Hirano Tower.
Była gotowa na spięcie. Walkę, aby nie odsyłał jej na prom, kontynuując rozpoczęty plan w pojedynkę. Nie spodziewała się jednak, że tak naprawdę jedyną reakcją na jej mocne i pewne siebie słowa, kompletnie nie pasujące do drobnej oraz rannej kobiety siedzącej na skrzyni, schowanej w schowku, umykającej przed koszmarem stacji, będzie bezgłośne wodzenie nieobecnym spojrzeniem po jej twarzy. Oddychała szybko, szczytowo. Miała wrażenie, że palą ją jej własne policzki, blada, zdecydowanie nabrała rumieńców, gdy uległam emocjom biorącym ster w jej wyrzuconym z prędkością biotycznego pociku zapewnieniom.
Przekrzywiwszy lekko głowę, obejrzała się tam, gdzie uciekały oczy Cassiana. Na puste ściany, w których on musiał dostrzegać coś, co Fel nigdy nie widziała i nigdy nie zobaczy.
Drgnęła, uzmysławiając sobie coś tak oczywiste. Nie pomógł im.
Już nie pomoże.
Nie tak, jakby chciał.
Obróciła się ku niemu, inaczej układając nogę. Medi-żel zdławił ból, przynajmniej na ten moment poruszenie kończyną, lekkie zgięcie, nie spowodowało oszałamiającej reakcji i natychmiastowego protestu organizmu. Mogła się tylko domyślać, jak głęboko popadł w posępne, oplatające go ciasno, czarne myśli. Wspomnienia zakrzywiały rzeczywistość, ta rana wciąż bolała.
Rozumiała to. Lepiej, niż mu się wydawało.
Mimo widma przeszłości, które rzucało swój długi cień na teraźniejszość, na nią, siedzącą tak blisko, być może wyłapał, jak w pewnym momencie Iris wstrzymała oddech. Drżącymi dłońmi, nie kłopocząc się nawet, aby nad nimi zapanować, sięgnęła do apteczki. Otworzyła przymocowaną do pasa torbę, odrzucając klapę i sięgając do środka. Jej palce, przemknęły po grzbiecie datapada, orały się o materiał oraz grube szkło strzykawki. Wyciągnęła książkę zabraną z mieszkania Daharisa. Mały tom, ale nagle, w jej rękach, ważył co najmniej tonę.
Bez słowa, położyła oprawione kartki papieru na jego kolanach. Nie patrzyła na jego reakcje. Nie wprost. Zwróciła się do ściany, którą obserwował, przeżywając na nowo wydarzenia, o które sam siebie oskarżał.
- Przechodząc przez część mieszkalną, minęłam drzwi opatrzone nazwiskiem Daharis - w ciszy, nawet szept wydawał się nieść echem oraz odbijać od ścian, pomiędzy którymi siedzieli.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

31 maja 2023, o 23:25

Od incydentu na Aeris musiały minąć miesiące. Z pewnością nie lata - warstwa kurzu pokrywająca skrzynie, na których siedzieli, nie była tak gruba, tak imponująca. Niewspierane przez pracę inżynierów systemy podtrzymywania życia nadal działały, w niektórych sekcjach bez zarzutu, w innych, bardziej wymagających, lekko kaszląc przy okazji. Chłód utrzymywał trupy w całości, choć wiedziała, że to ułuda. Gdy tylko jej but zagłębił się w ciele leżącego u stóp drabinki salarianina, zrozumiała, jak zaawansowany musiał być proces ich dekompozycji. Aeris była katakumbami. Szkieletem tego, co było niegdyś, wypełnionym niespokojnymi duchami przemierzającymi jej korytarze.
A Cicero tkwiło w jej sercu. Powód tego, co się wydarzyło. Może również skamielina, czekająca na spotkanie z ciekawskim archeologiem. A może coś żywego, zaprzeczającego śmierci na sposób, w jaki robiły to banshee.
Choć tak wiele czasu minęło od chwili, która zmieniła świat wokół nieodwracalnie, dostrzegała w oczach mężczyzny to, czego nie było jej dane zobaczyć własnymi. Życie, które niegdyś tu kwitło. Możliwości, okazje, nadzieję, która na zawsze została stłamszona. Bezpieczeństwo, którego nie był w stanie zapewnić. Stacja była nie tylko szkieletem tego, czym była niegdyś, ale też obrazem niedociągnięć. Błędów. Porażek.
Wyprostował się lekko, spięty, gdy sięgnęła do swojej apteczki. Książka, którą wydobyła z jej wnętrza, miała prostą oprawę i gdzieniegdzie zagięte kartki tam, gdzie czytelnik postanawiał zrobić sobie przerwę. Gdy przyjął od niej przedmiot, zauważyła, że jego ręka drży nieco. Jakby walczył ze sobą, czy w ogóle go podnieść, konfrontować wspomnienia, który niósł ze sobą.
Tak wiele sprzecznych emocji przetaczało się przez jego chłodne spojrzenie, że nie miała pojęcia, w które powinna wierzyć. Musnął palcem okładkę, wciąż niosącą na sobie ślady kurzu, mimo uprzedniego sprawdzenia przez Fel. Przekartkował zawartość, zatrzymując się na zagiętej stronie - ostatniej, którą ktoś przeczytał, być może przed tym, gdy to wszystko się wydarzyło. Nie wiedziała, czy książka była jego, czy też należała do osoby, z którą dzielił swoje mieszkanie. Wiedziała, że była mu bliska, a jednocześnie jej obecność sprawiała, że pytania zdawały się cisnąć mu do ust.
Być może wymagała od niego zbyt wiele. Może ta szczątka prawdy, odsłonięcie odrobiny tego, kim był naprawdę, powinna wystarczyć im obojgu w sytuacji, w której oboje zdawali się obnażeni w obliczu śmierci. Lecz zauważyła, na krótką chwilę, jego wątpliwość. Chęć powiedzenia czegoś więcej. Wyjaśnienia, czym jest ta książka, do kogo należy, co dla niego oznacza. Wytłumaczenia, dlaczego wraca tu nieustannie, być może zawsze odwiedzając niektóre miejsca.
Lecz Daharis zawsze uciekał. I w sytuacji takiej jak ta, instynkt wziął nad nim górę.
- Mieszkańcom tej stacji należy się wreszcie spokój - odezwał się głucho, odkładając książkę na jej kolana, nie wspominając o niej ani słowa. Liczba mnoga w jego słowach wydawała jej się kłamstwem. Kolejnym, drobnym kłamstewkiem, które obnażało schowaną w jaskrawym świetle prawdę. - Dzisiaj to zrobię. I niech ta stacja wreszcie spłonie.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2087
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

1 cze 2023, o 07:02

Po powrocie na Cytadele z kolonii, wpadła do ich swojego apartamentu, wygrzebując z szafy rzeczy Ionto, zbierając te leżące zawsze na swoim miejscu w łazience, nie oszczędziła nawet drobiazgów przypominających o ich wspólnej historii, rozsianych po przestrzeni dziennej. Fotografie, pamiątki, piach przywieziony z pustyni, vidy, których nie rozumiał z dawnej ery ludzkości, pluffy - fluffy, z którym odwiedził ją kiedyś w Huercie. Była wściekła. Na niego. Bez zastanowienia się, wyrzuciła wszystko. Oddała spakowane kartony, nawet na nie nie patrząc. Zostawił ją samą. Jak mógł?
Pół godziny później biegła z funkcjonariuszami SOC korytarzem serwisowym, aby jednak z tych śmieci zabrać coś. Jedną, niepozorną rzecz. Koszule, pachnącą nim, w którą jeszcze długo wtulała policzek i która wciąż wisiała z tyłu szafy. Stara, miejscami przetarta. Mimo uporu głosu rozsądku, serce chciało mieć coś jego wierząc, że żałowałaby, gdyby nie zatrzymała choć jednego, osobistego przedmiotu. Skrawka, który zawsze będzie jej przypominać o nim, nawet, jeśli rzekomo z czasem wspomnienia te pokryje kurz, staną się zamazane, mniej wyraźne i intensywniejsze zarówno w obrazie, jak i odbiorze.
Zabierając tę książkę z krypty, którą stało się niegdyś mieszkanie Cassiana, pomyślała, że być może, chciałby mieć przy sobie również coś, co należało do historii, którą chciał zostawić za sobą. Na wypadek, gdyby się rozmyślił i pożałował, że wszystko dokładnie wszystko obrócił w proch i pył.
Bez słowa, kątem oka, śledziła Daharisa, kiedy wertował książkę. Nie były to wspomnienia tak radosne i żywe, jakie dostrzegła w jego oczach na myśl o stacji, nie mniej równie ważne. Była obok, lecz nie wchodziła pomiędzy niego, a duchy przeszłości. Kiedy podniósł głowę i popatrzył na nią, Iris pokręciła głową. Nie musiał nic mówić. Niczego wyjaśniać. Nie tu i nie teraz. Dla niej, to tylko książka. Niech tak tymczasem pozostanie.
Ostrożnie, jakby jej ruchy były tańcem na tafli naprawdę cienkiego lodu, odłożyła książkę z powrotem do apteczki. Przechowa ją dla niego, później Cassian będzie mógł zdecydować, czy chce wywieźć ze stacji. Zabrać ze sobą na Korlus. Pokazać prawdziwe życie, a nie tylko śmierć roszczącą sobie prawa do tej stacji.
Oplotła dłońmi kolana, które przyciągnęła bliżej siebie. Przesuwając ówcześnie ręką po nodze, nie wyczuła pod palcami na pancerzu zniszczeń, pęknięć, wyrw i nieszczelności. Siedział blisko, wystarczyło, że wyciągnęła odgięte palce bardziej, a mogła bez przeszkód opuszkami trącić Daharisa. Zrobiła tak, chcąc wyczuć, czy to ten właściwy moment, aby wyrwać go ze szponów wspomnień, z którymi się nie pogodził i być może nigdy to nie nastąpi.
- Jaki masz plan? Jak chciałeś to zrobić? - spytała, ufając, że nie musi ponownie podkreślać, że nie został w tym wszystkim sam. Nie zmieniła zdania, choć odsłonił przed nią kolejną cząstkę siebie. Nie taką dumną, jak inne, tylko pełną sprzeczności i na swój sposób kruchą. Zaakceptowała ją, podobnie jak jego, a w jej bladej, podrapanej twarzy, w oczach, obejmujących jego lico, nie dostrzegł surowej oceny, bądź beznamiętnej analizy. Wręcz przeciwne. Wciąż tkwił tam upór, z którym tu przyszła.
Po Cicero.
I przede wszystkim po niego.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

2 cze 2023, o 11:33

Wyrwanie z okowów przeszłości nie było proste, a jednak mężczyzna otrząsnął się ze wspomnień w ułamku sekundy, gdy tylko jej palce znów musnęły jego ramię. Odbiły się na jego twarzy, w jego spojrzeniu - jak permanentny ślad, odbicie tego, co krążyło w tyle jego głowy. Pomimo skupienia, które na powrót przywołał, gdy raz dostrzegła emocje na jego twarzy, już nie był w stanie ich przed nią schować. Były tam, migocząc lekko, jak światło gwiazd odbite na burzliwej tafli morskiej wody.
- Aeris zbudowano z myślą o studiowaniu Dholen, jak dużo innych placówek tutaj. Ale nie zapomnieliśmy o czających się wokół gethach - wychrypiał i dopiero gdy odchrząknął lekko, sięgając po omni-klucz, jego głos wrócił do względnej normy. - Zainstalowano w niej zabezpieczenie na wypadek, gdyby nasza niepisana umowa się przeterminowała. Na wypadek, gdyby trzeba było stację wyczyścić do zera, żeby żadne dane nie wpadły w ich łapska.
Wiedziała, że Dholen była wysoce niestabilna. Nikt do końca nie wiedział, co stało za niestabilnością gwiazdy, która, postępując tak gwałtownie, szybko skazała cywilizację żyjącą na pobliskim Haestromie na śmierć. Wiodąca teoria mówiła o tym, jakoby to ciemna materia wywoływała tę zmianę, zmniejszając masę jego wnętrza i przyczyniając się do jego szybkiego przeistaczania się w czerwonego olbrzyma. Wszystkie dane, jakie udało się galaktyce odnaleźć i upowszechnić, były stare - pochodziły sprzed czasów, gdy gethy wyraziły zainteresowanie układem. Teraz ten był wypełniony maszynami, które z własnego powodu zainteresowały się słońcem, bądź też zwyczajnie korzystały z przywilejów posiadania przyczułku tam, gdzie żadna istota organiczna nie mogła przetrwać.
- Stacja posiada potężne ekrany elektromagnetyczne, chroniące ją przed promieniowaniem Dholen. Zarówno sprzęt elektryczny, jak i ludzi w środku - kontynuował, wskazując na omni-kluczu coś, czego nie widziała wcześniej - plany stacji. Rozległe i duże, łączyły się w trójwymiarową konstrukcję, na której zaznaczone były różne punkty, oraz naniesione notatki, które sporządzał podczas swoich wypraw w to miejsce. - W razie ostateczności, gdyby miała być przejęta przez gethy, procedura nakazuje nam wyłączyć te ekrany. Wpuścić promieniowanie gwiazdy do środka. Wypalić maszyny, spalić sprzęt, wymazać dane.
Wiedziała, o czym mówił. Pamiętała, gdy za dziecka czytała o burzach magnetycznych wywoływanych na Ziemi przez aktywność tamtejszego słońca. Nim Ziemia zdołała zabezpieczyć się przed ich efektami, tworząc lepsze zabezpieczenia w sprzęcie elektrycznym, promieniowanie niejednokrotnie uszkadzało sprzęt elektryczny, ale też, w odpowiednich dawkach, miało wpływ na ludzi. Na życie.
A Aeris tkwiła znacznie bliżej gwiazdy, niż Ziemia. Dholen było znacznie dziksze, znacznie potężniejsze w swojej aktywności, niż Słońce miało być przez najbliższe tysiące lat. Ciężko było wyobrazić sobie, jaki efekt miałoby wpuszczenie tej burzy słonecznej do wnętrza stacji.
Stacja nie zostanie zniszczona. Nie zostanie zmieciona w efektownym wybuchu, na tle którego uciekną w stronę Przekaźnika Masy. Jej konstrukcja pozostanie taka sama, nietknięta, jedynie wszystkie urządzenia, cała jej infrastruktura, przepali się. Wszystkie zgromadzone dane, wszystkie informacji, każdy datapad, każdy omni-klucz. Nic nie miało przetrwać.
- Jeśli wyłączę je wszystkie, nie tylko maszyny powinniśmy wyeliminować - dodał cicho, z sugestią, której znaczenie znała. Potężna energia Dholen miała zmieść nie tylko wszystkie działające systemy na stacji, wszystko, co posiadało jakieś zasilanie i obwody, ale i podróżujące po korytarzach koszmary.
Możliwe, że również ich.
- Każda sekcja na stacji ma swój bezpiecznik, żeby nikt nie zrobił tego przez przypadek - mruknął, wskazując na kropki na mapie. - Udało mi się zająć już czterema. Zostały trzy.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2087
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

2 cze 2023, o 12:37

Dotknąwszy go, nie cofnęła od razu ręki. Najpierw, lekko zacisnęła pojedyncze palce na ramieniu Cassiana, jakby chciała mu dać do zrozumienia, że jest tutaj.
Żywa.
Prawdziwa.
Nie żadne wspomnienie, kolejna strata.
Siedziała obok, oddychając, widząc, czując i słysząc. Nie należała do tej stacji. Nie pogrzebał jej tutaj jak innych. Kiedy w końcu popatrzył się na nią, nie przez nią, bądź nad nią, Iris pozwoliła sobie na delikatny uśmiech i zabrała dłoń, chyba że nie pozwolił jej na to. Choć widziała w jego oczach odbicie emocji, których nie chciał nazywać na głos, nie skupiła się na nich, lecz na nim. Na obrazie wyświetlonym przez omni-klucz, kolejnych słowach mężczyzny układających się w historie i odkrywających przed nią karty minionych wydarzeń.
Zaczynała rozumieć cel i przeznaczenie tej stacji. W wiadomościach, do których udało się jej trafić w sekcji mieszkalnej, wspominano o badaniu wpływu niestabilnej gwiazdy na biotykę. Jednakże to nie potwierdzenie tego faktu wstrząsnęło nią najbardziej. Popatrzyła na niego w świetle aktywnego omni-klucza mrużąc swoje przygaszone oczy.
- SST zawarło umowę z gethami na użytkowanie tej stacji? - domyślała się odpowiedzi. Inaczej jak ich statek mógłby wylądować na Aeris bez ostrzału maszyn zamieszkujących ten układ? Nie zastanawiała się nad tym wcześniej, była zbyt przejęta tym, że Cassian i cały oddział schodził na stacje, a ona zmuszona była na nich czekać. Bez kontaktu, bez wiedzy co się z nimi dzieje. Teraz jednak, w miejscu zaklętym w czasie, dającym oddech, poczucie, że nie są w permanentnym zagrożeniu, skupiony dotychczas a przetrwaniu umysł otwierał się na inne prawdy.
Zmarszczyła nos obracając ponownie głowę tak, że widziała wskazane jej przez Cassiana punkty na mapie kompleksu. Czy to możliwe, że doszło do uszkodzenia jednego z chroniących stacje ekranów i tak stała się do tragedii, z którymi konsekwencjami mierzyła się w ambulatorium na Korlusie? Być może widział te wszystkie pytania w oczach skupionej na mapie Fel, lecz żadnym nie przerwała mu, słuchając do końca.
Będąc niemalże pewna, jaki przewidywał koniec.
Aeris miała skończyć jak te wszystkie, porzucone statki, które widziała na cmentarzysku na Korlusie.
Poruszyła się ociężale w miejscu, kątem oka zerkając na profil Cassiana.
- Gdzie dokładnie mieszczą się pozostałe trzy bezpieczniki? Wystarczy... Wcisnąć przycisk? Pociągnąć za wajchę? Może to zrobić każdy, kto wie, gdzie są? - spytała nie zdradzając się z prawdziwą oceną jego planu. Bez pośpiechu, przesunęła się spojrzeniem wyżej, aż dosięgnął wzrokiem do jego oczu.
- Wyłączenie wszystkich bezpieczników będzie równać się także z utrat tych danych, które mogłyby pomóc dzieciom na Korlusie, prawda? Z tym, co ma w sobie Cicero... Czymkolwiek, bądź kimkolwiek jest - patrząc się cały czas na niego, sięgnęła do apteczki po datapad. Przesunęła na zaszyfrowaną wiadomość od lekarza, obracając ekran przodem do Cassiana.
- Potrafisz to odszyfrować i przeczytać? Mam mało czasu, aby zapoznać się z informacjami na nośniku, nie powinniśmy zbyt długo zwlekać z odłączeniem bezpieczników - podkreśliła my wyraźnie i bez zawahania.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Odległa Krawędź -> Dholen] Stacja Aeris

5 cze 2023, o 16:18

Wiadomość tak szokująca dla Fel, zarówno z jej osobistego punktu widzenia, jak i perspektywy radnej, polityka, nieświadomego tej sytuacji, jednocześnie zdawała się dla Cassiana czymś mało ważnym. Czymś, co należało wspomnieć, by poznała pełen obraz wydarzeń, ale nad czym nie zamierzał się rozwodzić. Dopiero gdy zadała pytanie, w dość jasny sposób domagając się klaryfikacji, przytaknął głową. Ostrożnie, zdawkowo. Jakby nie była to pełnia prawdy, ale z braku lepszych słów i z braku czasu na wyjaśnienia, mogli na to przystać.
- Powiedzmy - westchnął, nie chcąc rozkopywać tematu, ale też jej nie okłamywać. Miejsce i czas być może nie nastrajały do długich pogawędek, ale jednocześnie odarły ich relację z wszystkich aspektów, którymi zasłaniali się wcześniej. Byle nie myśleć o tym, co niewygodne. Byle nie konfrontować prawdy, zasłaniając się półsłówkami, czy wprost kłamstwami. - Jeśli ujdziemy stąd życiem, obiecuję, że ci o tym opowiem.
Skrzywił się lekko, wiedząc, że jeśli poprzedzające jego obietnicę było tak drastyczne, ale też niepewne, że mógł powiedzieć cokolwiek nie bojąc się reperkusji. Dostrzegła jednak, że faktycznie zamierzał to zrobić - w jego oczach. Choć nie chciały chwytać się zbyt mocno nadziei na to, że wszystko pójdzie zgodnie z planem, jakaś jego cząstka przez ów nadzieję zarażona była skłonna opowiedzieć jej wszystko, gdy wreszcie będą bezpieczni. Być może znów przy stoliku drogiej restauracji, lub w zaciszu miejsca, w którym nikt nie był w stanie ich znaleźć.
- Nie. Tylko ja mogę je włączyć - odpowiedział, machnięciem omni-klucza sugerując jej, że być może była to kombinacja wiedzy, której nie był w stanie jej szybko przekazać, jak i jego uprawnień. Jako szef ochrony z pewnością miał do tego dostęp, prawdopodobnie jako jeden z nielicznych członków personelu. - Włączenie każdego chwilę trwa, a z tymi cholerstwami robi się to jeszcze trudniejsze.
Mogła sobie tylko wyobrazić w jaki sposób to wyglądało, ale dla niej nawet przemykanie po korytarzach, bycie w ciągłym ruchu, było ryzykowne. Tkwienie w jednym miejscu przy wyłączaniu zabezpieczeń przez nieokreśloną liczbę minut, przy wypełniających stację stworzeniach, musiało być prawdziwym testem dla nerwów - oraz szczęścia, które jakby ich opuściło odkąd znaleźli się na stacji.
- Jest jedno miejsce, do którego będziemy mogli pójść zanim wyłączymy ekrany. Datapady powinny przeżyć, jeśli zabierzemy je ze sobą - dodał zdawkowo, przyjmując od niej datapad. Gdy jego omni-klucz zbliżył się do urządzenia, autoryzacja została przez nie odczytana, a zawartość natychmiast pojawiła się ułożona w równe rozdziały - tak, jak zrobiła to właścicielka. Danych jednak było sporo. Wyników, skanów pacjentów, teorii. Stron były setki i Fel nie miała jak przyswoić tego w tym czasie, który mieli.
- Nie wiem, co stanie się z Cicero - dodał, wzruszając lekko ramionami, jakby niezbyt dbał o piekielne urządzenie, które spowodowało tyle cierpienia. - Badając oddziaływanie Dholen na nie, wpuszczali do środka małe ilości promieniowania i to wystarczyło, żeby je aktywować i zmieść wszystkich wokół. Nie mam pojęcia, co się stanie, gdy wystawimy je na pełną moc gwiazdy.

Wróć do „Galaktyka”