Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tak po prawdzie nie wiadomo co spowodowało, że do strzelaniny jednak doszło. Frost nie mógł sobie niczego zarzucić - nie tkwił tam, w szybie, na widoku i nie toczył zaciekłego boju z syntetykiem na spojrzenia. Właściwie jak tylko zarejestrował się, że te laserowe ślepia kierują się w jego stronę, odskoczył odruchowo od krat i jeszcze polecił pozostałeś dwójce uczynić to samo. Informacje o tym, że przy drzwiach, w których stronę kieruje się ekipa z dołu, czekają już komitet powitalny złożony z co najmniej czterech gethów, od razu trafił na komunikator Hawk oraz został przechwycony przez pozostałych. Innej drogi nie było, choć King sprawdzał na swoim omni-kluczu ze trzy razy. Wywiązała się dyskusja, bo przecież należało ustalić co dalej, kiedy kolejne, intrygujące wieści zostały przekazane przez drella - gethy zniknęły z pola ich widzenia. Droga, z ich perspektywy, wydawała się wolna, choć nie potrafili powiedzieć dokąd skierowały się syntetyki. W jednej chwili ta kupa żelastwa tam była, aby w następnej rozpłynąć się w powietrzu. Pytanie tylko czy dosłownie, czy może w przenośni.
Z wielkim hukiem otworzyły się drzwi, w dość bliskiej odległości od stojącej najbardziej wysuniętej Hawk w towarzystwie Petera. Automatycznie głowy obojga skierowały się w stronę hałasu i właściwie to uratowało ich tyłki - mieli przed sobą tuzin gethów, którzy ani myśleli zastanawiać się nad tym, skąd tyle istot wzięło się w kompleksie. Od razu otworzyli ogień, zmuszając wszystkich do wycofania się i zajęcia odpowiednich pozycji. Analityczny umysł Kinga dyktował mu, aby nie zwlekał tylko próbował rozwalić syntetyki przeciążeniem - oczywiście technologiczne zdolności okazywały się najskuteczniejszą bronią w starciu z syntetykami. Nie mniej wcale nie gorzej radziła sobie Hawk, która wymęczyła swój karabin aż do krytycznego komunikatu o konieczności wymiany pochłaniacza ciepła. Kroganin wydawał się bawić najlepiej - miotał jednym i drugim syntetykiem, przy pomocy biotyki po prostu się w nich wbijając. Wiadomo - furia tych stworzeń bywa zarówno zaletą, jak i wadą. Prawdopodobnie dlatego Gavos nie dostrzegł jak jeden z myśliwych gethów pod osłoną kamuflażu zakrada się za jego plecami, aby całą serie laserowych pocisków władować prosto w jego plecy. Najszybciej zareagowała Pixie, bo jeżeli nawet bariera i druga, ta biotyczna, zdołały zatrzymać kilka pocisków, tak większość weszła jak nóż w masło. Dopiero solidna dawka przeciążenia użyta przez Petera powaliła getha. Gavos musiał przez większą część walki lizać rany za solidną osłoną. Medi-żel nie łatwo wchodził w tak grubą skórę. Ostatniego, ze stojącego im na drodze, skosiła Hawk kosztem praktycznie całych swoich tarcz. Informacje, że może się ich kręcić tutaj więcej, od razu przechwycił Peter i tym samym zmusił pozostałych do szybkiego marszu dalej. Nawet Gavosa, który zdecydowanie ich opóźniał.
Jeżeli Ci obecni w szybie myśleli, że mogą sobie teraz swobodnie wędrować dalej, okazali się albo naiwnymi personami, albo szybko pozbyli się swoich złudzeń. Płomienie, które przecież nie miały prawa tutaj bytu, pojawiły się tak szybko i z jeszcze większą prędkością zaczęły oplatać cały szyb, że w pierwszej chwili cała trójka zgłupiała. Dopiero po chwili zdali sobie sprawę, że pali się cała instalacja, biegnąca pod ich nogami, toteż przysłowiowo wzięli je za pas i zaczęli się z nadludzką prędkością czołgać przed siebie. Krzyk Carmen, zamykającej wianuszek uwięzionych w szybie, narzucił jeszcze większe tempo. Nadpalone plecy, które stopiły zarówno tarcze, jak i część opancerzenia, piekły niemiłosiernie. Słowami nie dało się wyrazić co musiała teraz czuć kobieta. Rozumiał ją bodajże tylko Frost, walczący ze smrodem spalenizny, który opanował jego nozdrza. Jeśli się nie pośpieszy, płomienie do dopadną. A on przecież nie pozwoli, aby drugi raz go pokonały.
Peter, który prowadził całe towarzystwo, podążał za wyświetlanym sygnałem. Kręte korytarze, rozpadające się i nieużywane od wieków, wydawały się biegnąć przez cały kompleks. Ile tak wędrowali bez wytchnienia? Pół godziny? Mijali jakieś sale, pełne rozpadających się gratów i nieużywanego sprzętu. Gethy miały swoje komputery, nie musiały więc korzystać z dobrodziejstw pozostawionego kompleksu, nie mniej na te natykano się zdecydowanie rzadziej. Ale na samych syntetyków i owszem - uprzykrzali życie właściwie na każdym kroku. Patrole próbowały rzecz jasna za wszelką cenę zatrzymać intruzów, jednakże końcem końców pozostali bez szans w starciu.
Zakończenie szybu widoczne było jak przez mgłę. Cały ten ogień, który trawił kolejne partie, powodował niewyobrażalną duchotę. Pot lał się ze skroni, ale przecież nie mogli się zatrzymywać. Wybór był prosty - walczyli o życie albo ginęli. I kiedy Frost oraz Scorpion dopadli do końca, wyłamali resztkami sił kratę, po czym cała trójka dosłownie spadła na piach, turlając się z górki w dół. Mało istotne było czy jakieś syntetyki czają się tutaj za rogiem. Odczuli niewyobrażalną ulgę. O dziwo, zarówno drell, jak i Frost wyszli ze starcia z ogniem wyłącznie osmoleni. W gorszym stanie była Carmen, której skóra na plecy jarzyła się dosłownie żywym ogniem. Zaprzestano więc dalszej wędrówki, aby pomóc kobiecie i nałożyć medi-żel na oparzenia.
Okazało się, co zostało też szybko sprawdzone, że cała trójka znajduje się na drodze pozostałych. Bowiem kolejne drzwi, które minęli, otworzyły się i wypuściły wszystkich na piach, z którego usypane było wzniesienie. Znajdowali się zdecydowanie blisko powierzchni, właściwie na jej granicy. Z tego, co było wiadomo Kingowi, należało wspiąć się po wzniesieniu, za którym widoczna już będzie lokalizacja quarian. Tali musiała się tam znajdować. Czuć było tutaj świeży powiew powietrza, który przyjemnie uderzał w lica tych, którzy zdecydowali się na zdjęcie hełmu. Przed każdym rozpościerał się prosty wybór - mógł wesprzeć quarian, którzy zgodnie z informacjami odpierali zmasowany atak gethów albo zawrócić, mając za plecami cały kompleks starych kopalń do ograbienia.