W galaktyce istnieje około 400 miliardów gwiazd. Zbadano lub chociaż odwiedzono dotąd mniej niż 1% z nich. Pozostałe światy oraz bogactwa, które zawierają, wciąż czekają na odnalezienie przez korporacje lub niezależnych poszukiwaczy.

Luna Reyes
Awatar użytkownika
Posty: 188
Rejestracja: 16 gru 2021, o 11:01
Miano: Luna Reyes
Wiek: 27
Klasa: Strażnik
Rasa: Człowiek
Zawód: Błękitne Słońca
Lokalizacja: -
Kredyty: 9.205

[Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

16 lut 2022, o 22:53

Luna zaczynała już myśleć, że chodzenie po tej jaskini nie będzie takie trudne, dlatego jej rozczarowanie kiedy zobaczyła z czym przyszło im się zmierzyć było duże, na potwierdzenie czego westchnęła głośno. Trzeba było jednak iść naprzód, a alternatywa, przynajmniej na pierwszy rzut oka nie prezentowała się zbyt zachęcająco. Pozostało tylko poruszać się naprzód. Ruszyła trzecia w kolejności zaraz za Hawk i Tori.
Przed sobą miały istny tor przeszkód, wdrapywała się pod górę, by zaraz zsuwać się na dół, i po chwili powtarzać całą operację od początku. Musiały poruszać się dosyć powoli i ostrożnie, żeby w panujących ciemnościach nie nabawić się jakiś urazów, albo nie wpaść w jakąś dziurę uszkadzając sobie na przykład tą czy inną kończynę. Czołganie się pod sięgającymi niemal do ziemi stalaktytami, o ostrych zakończeniach również nie należało do przyjemnych. Gwałtowne zakręty pod ostrymi kątami, wymuszające przyciskanie się do ściany i mozolne poruszanie się gęsiego to była prawdziwa wisienka na torcie. Wydawało się jej, że ten marsz trwał całą wieczność. Luna marzyła teraz o dobrej tequili i enchilladzie olbrzymich rozmiarów w jednej z jej ulubionych knajp w Mexico City. Tymczasem ugrzęzła na lodowej pustyni.
-Byłabym w kurewskim szoku, po tym co przeszłyśmy właśnie, gdyby tutaj zamiast tej rozpadliny była jakaś prosta droga. rzuciła patrząc z niechęcią przed siebie. Kolejny etap ich cudownej wędrówki. Kamień zrzucony w otchłań nie wydawał żadnego dźwięku przez długi czas.
-A więc, nie ma tam na dole basenu ani jacuzzi, szkoda. wąska ścieżka rozpościerająca się przed nimi nie napawała optymizmem, jednak nie pozostało im nic innego jak tylko nią podążyć.
Z jej własnych rozmyślań wyrwał ją nagły i niespodziewany głośny dźwięk i zobaczyła Hawk trzymającą się czekanem krawędzi. Nie panikowała tak bardzo jak Tori, jednak oparła również na kolana i wyciągnęła rękę ku Hawk, złapała ją za nadgarstek, i pomogła wciągnąć ją z powrotem. Na słowa Hawk skinęła głową. Właściwie to głupio zrobiły, że nie obwiązały się zanim nie weszły na tą pułkę skalną.
Dobry pomysł. Zdecydowanie ostrożnie, pośpiech nic tutaj nie zdziała. powiedziała i kiedy przyszła jej kolej obwiązała się w pasie i podała linę idącej na końcu Jaanie.
ObrazekObrazek Statystyki:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

17 lut 2022, o 17:07

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

17 lut 2022, o 17:43

Dźwięk towarzyszący odbijanym od ścian medi-żelom był ostatnim co usłyszała Hawk przed wciągnięciem na górę. Jej drużyna, składająca się co prawda z przypadkowych członków, zareagowała błyskawicznie pomagając jej wrócić na równe nogi. Przepaść pod spodem zdecydowanie nie zachęcała do poznania jej bliżej, zatem pomysł ze związaniem się liną był trafiony. W ten sposób przynajmniej częściowo zmniejszały ryzyko tego, że ktoś wyląduje ze złamanym karkiem na dnie.
Przed nimi natomiast rozciągała się droga, chociaż to może było zbyt szumne określenie, ścieżynka przy skale do której wbita była lina imitująca poręcz. Ruszyły przed siebie już mniej zdecydowanie niż do tej pory, widmo śmierci zaglądającej w oczy skutecznie podnosiło adrenalinę ale też i skupienie. Niknąca w ciemności skalna dróżka o szerokości jednej stopy prowadziła ich w miarę prostą drogą. Nie musiały kluczyć, wybierać odnóg ani wykonywać akrobatycznych ruchów aby przedostać się dalej. Jedynym minusem w tej sytuacji był fakt, że drepcząc krok za krokiem, przytrzymując się liny po pewnym czasie zaczynały boleć je dłonie. Każdy fałszywy ruch, każde niepewne postąpienie naprzód wiązało się w obecnej sytuacji ze ściągnięciem drużyny w głąb przepaści. Oczywiście istniała szansa, że grupa utrzyma nieszczęśnika, ale racjonalnym było lepiej tego nie próbować.
Idąc przed siebie wkrótce Hawk jako pierwsza zauważyła, że ścieżka się kończy, jakieś dwadzieścia metrów przed nimi znajdowała się kolejna półka skalna i tunel prowadzący dalej. Dość szeroki aby można było tam spokojnie odpocząć i nabrać sił przed dalszą wędrówką. Wszystko wskazywało na to, że uda im się bez przeszkód dotrzeć do celu i kiedy już prawie odetchnęły z ulgą ściany zadrżały w charakterystyczny sposób. Znad ich głowy posypała się warstwa kurzu i drobinki skał uderzając w pancerze i hełmy. Już znały doskonale ten dźwięk i zanim, którakolwiek zdążyła chociażby pomyśleć o paskudnej i obleśnej larwie wychodzącej z wydrążonego przez siebie tunelu, ta pojawiła się tuż nad ich głowami. Wysoki pisk przeszył powietrze wwiercając się im w mózgi, Tori kichnęła powstrzymując się aby nie zrobić tego głośno. Musiały schować odruchowo głowy w ramiona, nie puszczając jednocześnie liny, którą się przytrzymywały skalnej ściany. Robal zakręcił głową i schował się z powrotem w środku jakby cofając się przed wkroczeniem do pustej przestrzeni. Przez chwilę stały w milczeniu i ciszy, a potem z dziury wydrążonej przez larwę wystrzeliło odnóże sięgając w dół zaczepiło się o naramiennik Hawk jednocześnie wciągając ją do góry. W związku z tym, że wszystkie przywiązanie były liną szarpnięta w górę rudowłosa zniknęła w jamie, a cała reszta wystrzeliła w górę efektem domino. Jeannette czuła jak larwa chyba nie do końca była przekonana o tym co robi i co się dzieje, gdyż ciągnęła za sobą Hawkins jakby była jedynie przyklejonym do odnóża paprochem. Czymś, czego być tam nie powinno, a co przykleiło się do niej i nie chciało odpaść. Tunel był wąski, ale trzepoczące odnóże waliło najemniczką od ściany do ściany.
Wreszcie poczuła jak wypada na zewnątrz czegoś, co prawdopodobnie było kawałkiem wolnej przestrzeni, kolejną jaskinią. Cała trójka majtała się na końcu liny niczym w jakimś szalonym kuligu odbijając się od ścian i chrobocząc pancerzami i skały. Wreszcie odnóże odczepiło się od Hawk, szarpnęło się do przodu a larwa w mgnieniu oka odwróciła się w stronę przeciwną, stając teraz przodem do kobiet. Uniosła się na odwłoku wnosząc przednie odnóża do góry, w tle przemknęło coś czarnego. Kątem oka cała czwórka wychwyciła ruch, a w jednej sekundzie z gardła larwy tuż przed głową Hawkins wystrzelił grot włóczni. Trysnęła posoka, ciemna i lepka oblepiając ich hełmy i trochę pancerze. Larwa zawyła, zwinęła się i padła jak długa, martwa w ostatnich spazmach życiowej energii. Na jej grzbiecie stał ktoś, kto teraz wyszarpywał z niej włócznię. Początkowo zdawał się nie zwracać na obecne uwagi, jakby w ogóle ich tam nie było. Blask latarki oślepił je, kiedy nieznajomy odwrócił się w ich stronę. Światło nie padało z omni-klucza, ale z hełmu, który miał na głowie. Obcy zeskoczył z larwy i wycelował włócznię w stronę całej czwórki. Stał tak przez moment w milczeniu.
- Hawkins - powiedział opuszczając włócznię i przyciemniając światło latarki, tak, że teraz mogły zauważyć jego twarz kryjącą się za przeźroczystą przyłbicą hełmu. Rudowłosa nie poznała go od razu. Był zarośnięty, ale oczy miał dokładnie takie same jak przed laty, żółtozłote, a paskudny wyraz twarzy nie sposób było pomylić z nikim innym. - Chcesz coś jeszcze rozjebać na Gellix?
Mężczyzną stojącym przed nimi, był nie kto inny jak sam Caleb.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Jaana
Awatar użytkownika
Posty: 312
Rejestracja: 22 mar 2014, o 13:39
Miano: Marjaana Ritavuori
Wiek: 16
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: najemniczka
Postać główna: Rebecca Dagan
Lokalizacja: Aite
Status: eksperyment Cerberusa;
Kredyty: 71,850
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

20 lut 2022, o 11:48

Powinna się spodziewać, że coś za łatwo im szło. Jasne, walkę z dziwnym robalem trudno było nazwać przyjemnością, podobnie jak w ogóle sam fakt tkwienia na lodowej planecie w jaskini, która cholera wie gdzie je zaprowadzi, tym niemniej, biorąc pod uwagę okoliczności, radziły sobie całkiem nieźle. A kiedy cokolwiek idzie dobrze, to zwyczajowym prawem natury zaraz coś się spierdoli - tak podpowiadało Jaanie jej niezbyt długie, za to stosunkowo bogate jak na jej wiek doświadczenie życiowe. Nie powinna być więc zaskoczona, gdy najpierw natknęły się na rozpadlinę - a potem w tej rozpadlinie wylądowała Hawk. To znaczy, nie tak całkiem, ale jednak.
Syknęła cicho, gdy rudowłosa zniknęła na moment w dziurze, i gdy cichy stukot obwieścił utratę jakichś przedmiotów. Świetnie. Dokładnie tego było im trzeba, nie? Zacisnęła zęby i gdy tylko Tori wciągnęła Hawk z powrotem na górę, bez wahania zgodziła się na zaproponowany plan. Zdecydowanie powinny bardziej uważać, a obwiązanie się liną mogło im tylko pomóc.
O, jaka była naiwna, myśląc w ten sposób.
Tak czy inaczej, gdy tylko ustaliły kolejność, w jakiej miały maszerować, Jaana obwiązała się jako ostatnia i bez słowa ruszyła za resztą. Z każdym krokiem wgłąb skalnych korytarzy coraz bardziej traciła ochotę na jakąkolwiek rozmowy. Nie miała klaustrofobii, jednak dłuższe przebywanie pod ziemią nie było dla niej specjalnie komfortowe. Nie pomagał też fakt, że tak naprawdę nie wiedziały, gdzie idą. Równie dobrze mogły pchać się teraz w sam środek morderczej pułapki. Mogły zostać tu pogrzebane żywcem, a wtedy już na pewno nikt by ich nie znalazł i...
Gdy ich wędrówkę przerwało nagłe szarpnięcie w górę, Jaana nie od razu zorientowała się, co się dzieje. Dotychczas zajęta rozglądaniem się dookoła, ostrożnym stawianiem kroków i rozmyślaniem nad beznadziejnością ich sytuacji, nie widziała za dobrze, co dzieje się na początku. Nie widziała więc odnóża, które pochwyciło Hawk, a tylko samą czerwonowłosą znikającą gdzieś ponad nimi.
Gdzieś, gdzie cała reszta została wciągnięta razem z nią, bo przecież bardzo rozsądnie się ze sobą związały.
Z gardła wyrwał jej się niekontrolowany pisk, gdy wpadły w ciasny tunel. Larwa, która je porwała, a którą Jaana wreszcie dała radę zauważyć, miotała nimi jak workami ziemniaków. Pancerze szorowały o ściany, a każde zderzenie ze skałą było bolesne tym bardziej, że nie bardzo miały jak im przeciwdziałać. W efekcie, gdy szalona podróż zakończyła się nagle, Ritavuori dyszała ciężko. Była zmęczona tak, jakby przebiegła maraton - tylko gorzej. Poobijana, potrzebowała kolejnych kilku chwil, by zorientować się w sytuacji.
Jak się okazało, nie były same. Mrużąc oczy przed jaskrawym światłem latarki, dziewczyna sapnęła cicho, gdy z ust nieznajomego mordercy larwy padło nazwisko rudowłosej. Oni... Oni się znali? Jasne, Hawk już tu była, ale Ritavuori w najśmielszych snach nie przypuszczała, że spotkają tu kogoś, z kim kobieta miała już do czynienia. Co więcej, nastolatka była gotowa się założyć, że sama Hawk też nie przewidziała takiego rozwoju wypadków.
Spoglądając to na jedno, to na drugie, Jaana przygryzła wargę, niepewna, co robić. We cztery z pewnością poradziłyby sobie z jednym mężczyzną, gdyby okazało się, że muszą walczyć, ale... Nie zmieniało to faktu, że ten tutaj mógł być potencjalnie jedynym rozumnym w najbliższej okolicy - i w efekcie jedynym, który być może mógłby im pomóc. Takie myślenie było, oczywiście, bardzo naiwne, Ritavuori nie mogła się jednak opędzić od myśli, że zamordowanie mężczyzny byłoby błędem. Chyba.
Bo w końcu nie wiedziała, co dokładnie działo się, kiedy Hawk była tu po raz ostatni i kim tak naprawdę był ten obcy.
Ostatecznie spoglądała to na rudowłosą, to na ich pożal się Boże wybawcę, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Na szybko oceniwszy straty - bała się, że szalone przeciągnięcie przez korytarz mogło uszkodzić jej wyposażenie - potem czekała. Jedyne, czego była pewna, to że decyzja co dalej nie należała w tej chwili do niej.
KUGUAR NPC PANCERZ

ObrazekObrazek

1x w ciągu walki lekki atak wręcz ma automatyczny sukces
+ 10% do obrażeń od mocy
+ 5% do obrażeń od broni
+ 10% tarcz
- 2PA za akcję zmiany broni
- 2 PA kosztu użycia medi- lub omni-żelu
- 10% na zakupy produktów Rady Serrice
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Hawk
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 2744
Rejestracja: 14 kwie 2012, o 22:37
Miano: Jeanette Hawkins
Wiek: 35
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kapitan pirackiej łajby
Lokalizacja: Wraith
Status: Widmo-renegat, poszukiwana przez Cerberusa.
Kredyty: 107.987
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

21 lut 2022, o 00:18

Za każdym razem myślała, że wyczerpała już pokłady swojego pecha, że nie mogło być gorzej niż teraz - a później wszechświat udowadniał jej, że zakładając cokolwiek takiego jedynie rzucała mu wyzwanie. Związanie się liną wspólnie miało być zabezpieczeniem - sposobem na uniknięcie tego, co wydarzyło się ostatnio.
Okazało się kolejnym, cholernym żartem.
Odgłosy, które wydawała larwa sprawiały, że jej mięśnie mimowolnie napinały się w przygotowaniu do walki. Dłonie chciały sięgnąć do tyłu, do zaczepu magnetycznego, wyciągnąć karabin, poczuć komfortowy odrzut Błotniaka, podczas gdy umysł analizował. Jak blisko się znajdowała? Jak wiele czasu miały nim zaatakuje? Tysiące scenariuszy migały w jej głowie w tych kilku sekundach, które wyprzedziły atak.
Z jej ust wydobył się krzyk zaskoczenia zabarwionego czystą, żywą frustracją - tak żywą, jak ona chciałaby być, wydostając się z tej pierdolonej planety raz na zawsze. Jedna dłoń usiłowała odnaleźć punkt zaczepienia w skałach trzymanym przez siebie czekanem, druga aktywowała omni-pazury, wściekle starając się zaatakować trzymającą ją larwę, uważając przy tym by nie pozbyć się jedynej kotwicy, którą posiadała - liny wiążącej ją z pozostałymi.
Wszystko działo się tak szybko, tak chaotycznie, że niemal nie dostrzegła, gdy wreszcie uderzyła o twardy grunt. Poderwała się na nogi tak szybko, jak tylko mogła, nie rejestrując lotu dzidy - wszak nie wydawała z siebie huku wystrzału, z którym utożsamiała walkę. Gotowa zająć się dziką bestią, w szale własnej chęci przetrwania, rozejrzała się rozbieganym wzrokiem dookoła, z wolna rejestrując, to co się wydarzyło. Świat wokół niej - poza głośnym, szybkim oddechem, walącym w jej klatce piersiowym sercem, palących bólem mięśni.
Caleb?
Jeśli wcześniej jej wylądowanie na Gellix muskało jej traumatyczne wspomnienia, teraz całkowicie odczuła, że wpadła przez portal do innego czasu - tam, gdzie nigdy już wracać nie chciała. Nie rozumiała, jak ktokolwiek będący z pełna rozumu chciałby żyć na Gellix permanentnie a kilku, których spotkała, którzy żywili to przekonanie, zapamiętała z dość mieszanymi uczuciami.
Caleb był jednym z nich.
- Może masz jakieś gniazdo bestii do rozjebania? Ewidentnie ostatnio zadziałało zajebiście - prychnęła, otrzepując się z pyłu, śniegu i całego syfu, który zgarnęła swoją przejażdżką po górze. Nie widziała jak daleko byli w stosunku do więzienia, w którym była wcześniej, ale po spotkaniu tutaj starego znajomego uznała, że nie mogła to być duża odległość. - Caleb. Nie skłamię, że miło cię widzieć.
Żadnego dzięki. Przez cały ten artefakt znowu tutaj była, co w jej rozumowaniu zrzucało winę na jego barki. No, do pewnego stopnia - ale wystarczającego.
- Fajne dzidy. A jakiś prom masz pod ręką?
THEME⌎ ARMOR⌎ VOICE⌎ NPC⌎
ObrazekObrazek
+10%⌎ do bycia twoją starą+20%⌎ do bycia starą twojej starej+30%⌎ do bycia starym starej twojej starej

Luna Reyes
Awatar użytkownika
Posty: 188
Rejestracja: 16 gru 2021, o 11:01
Miano: Luna Reyes
Wiek: 27
Klasa: Strażnik
Rasa: Człowiek
Zawód: Błękitne Słońca
Lokalizacja: -
Kredyty: 9.205

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

21 lut 2022, o 02:03

W momencie, w którym związywały się razem liną, i związywały swoje losy ze sobą, tym razem dosłownie, pomysł ten wydawał się być najlepszym możliwym. Jakże szybko sytuacja się zmieniła, okazało się, że wszystkie zostaną pociągnięte jedna za drugą. Mozolna droga, krok za krokiem, wymagająca olbrzymiego skupienia i zmęczenia swoich dłoni była za nimi. Dobrze, że Reyes nie miała klaustrofobii ani lęku wysokości. Luna nawet zdążyła odetchnąć. Wąska ścieżka się skończyła, nic nie wskazywało, że będą musiały powtarzać akrobacje sprzed paru chwil. Czy to znak, że ich sytuacja choć trochę się poprawi? Oczywiście, że nie.
Zapewne coś by powiedziała chwilę później, gdyby nie usłyszała znajomego i złowieszczego wstrząsu. Kolejna obrzydliwa larwa się do nich zbliżała. Czy powinny być zaskoczone, że nigdy nic nie idzie dobrze? A przynajmniej to wydawało się być już regułą na tej jebanej planecie. Zgodnie z tym co mogły przypuszczać, larwa w końcu się pokazała, Luna wstrzymywała oddech mając nadzieję, że robal po prostu pójdzie sobie dalej. Oczywiście, szczęście nie dopisało. Zaczepiona przez odnóże Hawk poszybowała w górę, a ułamki sekund później i trzy pozostałe kobiety związane liną zostały za nią pociągnięte. Nie zdążyły zbyt wiele zrobić w trakcie tegp jakże uroczego przeciągnięcia po skałach jaskinii. W końcu wszystkie wylądowały w następnej części jaskini. Luna gotowa była do walki, kolejnej w trakcie jej krótkiego pobytu na tej jakże uroczej planecie. Adrenalina powodowała, że nie zauważyła nawet czy i jak bardzo jest obolała.
Jej oczom ukazała się scena, którą jeszcze kilka godzin wcześniej uznałaby za niemożliwą, na larwie stał mężczyzna, a raczej na jej pozbawionym życia cielsku, który zabił ją dzidą. Dzidą, niczym dobre wieki temu. Nie przypuszczała, że ujrzy taką scenę na własne oczy. Co więcej... okazało się, że mężczyzna zna Hawk. W sumie nie powinno to chyba dziwić, skoro ma ze sobą artefakt, który reaguje na... coś znajdujące się na tej planecie.
Luna skrzyżowała ramiona na piersi, przez chwilę przenosiła wzrok z mężczyzny na Hawk i z powrotem, by po chwili się odezwać.
-Zanim rozjebiemy pół tej planety, albo nawet całą... Może powiesz nam co tutaj właściwie robisz, poza zabawami z dzidą...i co ważniejsze, jaka jest najszybsza droga na wydostanie się z tego cudnego raju?
ObrazekObrazek Statystyki:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 413
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

22 lut 2022, o 18:21

Ostrożne stawianie stopy za stopą na krawędzi wąskiego czegoś, co nawet górskie kozice z trudem mogły by nazwać ścieżką wymagało skupienia i uwagi - jeden nieostrożny krok mógł skutkować szybką podróżą w dół. Co prawda były obwiązane i połączone liną, wszystkie też kurczowo trzymały się prowizorycznej sznurowej “poręczy”, bez której Tori nie wyobrażała sobie możliwości pokonania odcinka, który już przeszły, ale... lekarka jakoś nie dowierzała temu prowizorycznemu zabezpieczeniu. W teorii, gdyby jedna spadła reszta powinna była móc siebie i ją utrzymać, w praktyce - chwila nieuwagi i wszystkie równie dobrze mogą podążyć w to samo miejsce, w którym znajdował się już kopnięty wcześniej przez Tori kamień i pakiety medi-żelu Hawk.

Jak na razie jednak krok za krokiem posuwały się naprzód, nie tracąc nawet energii ani skupienia na rozmowy - bo w sumie o czym tu było rozmawiać? O tym jak bardzo głęboko są w czarnej... jaskini? Nawet nie były pewnie, czy kolejny z tuneli wyprowadzi ich do jakiegoś względnie bezpiecznego miejsca, czy chociaż bliżej powierzchni. Jeśli wierzyć wcześniejszym opowieściom Hawk, niebezpieczeństwo w postaci nieproszonych gości będących przerośniętymi larwami mogło się czaić wszędzie dookoła...

Jakby na potwierdzenie myśli Tori, skała za ich plecami zadrżała, po czhwili obsypał je deszcz kamieni i drobnych odłamków skalnych. Tori znała już ten dźwięk, dokładnie tak samo swoją wizytę zapowiedziała larwa w pierwszej grocie - zatrzymała się zatem gwałtownie, niepewnie rozglądając się wokół. Nagły huk otworzył tunel tuż nad ich głowami, a z otworu wynurzył się łeb larwy... a Tori nawet nie miała dokąd uciekać. Nie było opcji nawet, żeby ukucnąć na tej skalnej grzędzie, więc oburącz ściskając linę poręczy przylgnęła plecami do ściany licząc, że zwierzę nie dostrzeże ich i sobie pójdzie - na próżno jednak. Gwałtowne szarpnięcie poderwało ją do góry niczym szmacianą lalkę i sekundę później obijała się już o skały tunelu, wleczona wraz z pozostałymi za... biegnącą? Pełznącą? Na pewno szybko się przemieszczającą larwą. Czuła się jak ziarnko piasku wrzucone w tryby jakiejś wielkiej maszyny - nie była w stanie ani powstrzymać ruchu, ani osłonić się przed z nienacka wyskakującymi przed nią nierównościami tunelu czy jego ścianami. Gdy w końcu ta szaleńcza galopada dobiegła końca, Tori odetchnęła z ulgą, przewracając się na plecy i walcząc z supłem obwiązującej ją liny. Czuła się, jakby larwa przegalopowała po niej - i to kilkukrotnie - i bolał ją dosłownie każdy kawałek ciała. Nie interesowała się nawet, dlaczego zwierzę się zatrzymało - w tej chwili nic nie było w stanie odebrać jej chwili spokoju na uspokojenie oddechu i rozkołatanego serca.

Prawie nic. Na dźwięk obcego, męskiego głosu zerwała się gwałtownie na równe nogi, krzywiąc się, gdy silne światło latarki błysnęło jej w oczy. Chwilę później jednak światło zmniejszyło swoją intensywność, a asari dostrzegła stojącego przed nimi mężczyznę z włócznią w dłoni. Najbardziej jednak zaskakujący był fakt, że mężczyzna mówił wprost do Hawk, zwracając się do niej po imieniu. Serce Tori załopotało szybciej na myśl, że oto właśnie zostali odnalezieni i uratowani przez jakichś znajomków czerwonowłosej, ale ta chwila szybko minęła. Wygląd mężczyzny nie wskazywał na ekipę ratunkową, prędzej na jakiegoś obdartusa żyjącego w tych tunelach od naprawdę długiego czasu...

Świerzbił ją język by rzucić jakąś kąśliwą uwagę, ale powstrzymała się, wysłuchując jedynie wymiany zdań między mężczyzną, Luną i Hawk. Może nowo poznany nie grzeszył czystością ani wyglądem, ale miał możliwość przyspieszenia ich ewakuacji z tej kostki lodu? Jeśli tak, to nie miała zamiaru sprawić, by ten człowiek strzelił focha, odwrócił się i odszedł, zostawiając je same i na pastwę losu.
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

24 lut 2022, o 19:39

Bez względu na to czy spotkanie z Calebem było miłym czy też niemiłym spotkaniem, wyglądało na to, że drużyna złożona z dwóch kobiet, nastolatki i asari była niejako skazana na jego pomoc. Mężczyzna otrzepał niewidoczy pyłek z ramienia i przyjrzał się całej czwórce z nieukrywanym zaciekawieniem.
- Towarzystwo lepsze niż poprzednim razem - mruknął nie próbując nawet maskować sarkazmu. Dłuższą chwilę przyglądał się Tori, do tego stopnia, że lekarka mogła już czuć lekkie zaniepokojenie. Caleb przejawiał najwyraźniej jakieś niezdrowe zaciekawienie przedstawicielką jej rasy gdyż dopiero po ostatnim zdaniu Hawk, przeniósł wzrok na rudowłosą.
- To? - szturchnął końcem buta martwe cielsko leżące na środku, kolejnej już, jaskini. - Wiesz, śmieszna sprawa wynikła. Po twoim niemałym rozpierdolu poprzednim razem, ktoś wpadł na genialny pomysł żeby zamiast spalić do cna jaja zabrać kilka ze sobą i ta dam! Świeża dieta białkowa jak się patrzy.
Wbił dzidę w skałę przed sobą, co niewątpliwie musiało się wiązać z niemałymi umiejętnościami jak i siłą, wyjął z cholewki nóż o długiej klindze i kucnął nad poczwarą, jak gdyby nigdy nic przystępując do skórowania.
- Miasto upadło - powiedział oddzierając duży kawał skóry i odrzucając go na bok. - Batarianie wynieśli się stąd zabierając ze sobą wszystkie pojazdy zdolne nas stąd wydostać, co do jednego. Nie obyło się bez walki, ale jak widać, król upadł.
Rozłożył ręce w teatralnym geście wyraźnie wskazującym na to, kogo miał na myśli. Cóż, jeśli przez myśl Hawk chociaż przez moment przeszło, że ludzie na przestrzeni lat się zmieniają, ta zasada wyraźnie nie dotyczyła mężczyzny.
- Rewolucja, jak to rewolucja, rządzi się własnymi prawami, a ja - włożył rękę głęboko w otwarte wnętrzności robala, wśród charakterystycznych dźwięków przyprawiających o mdłości, tak, że zanurzył ją niemal do samego barku. - Zostałem skazany na banicję w tym jakże pięknym otoczeniu przyrody.
Zagryzł zęby i jednym płynnym szarpnięciem wyrwał kawałek mięsa. Tori mogła zauważyć, że był to praktycznie ten sam element co wycięty z larwy, na którą natknęły się wcześniej.
- Przez te piekielne burze śnieżne co rusz na powierzchni rozbijają się jakieś promy czy statki kosmiczne, problem polega na tym, że albo w cholernie niedostępnym miejscu, albo są w takim stanie, że nie jesteśmy zdolni do ich naprawy.
Wyjął z kieszeni kawałek szmaty i zawinął w nią mięso wkładając je do plecaka.
- Zakładam, że nie przyleciałyście tu na wakacje, a skoro pytasz mnie o prom to pewnie też nie macie jak wrócić - wzruszył ramionami. Podszedł do broni wetkniętej w skałę, wyrwał ją płynnym ruchem i zważył w dłoni. - Tak więc życzę powodzenia, na mnie już czas, arrivederci.
Odwrócił się i jak gdyby nigdy nic, powolnym krokiem ruszył w głąb jaskini, nie oglądając się za siebie.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 413
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

25 lut 2022, o 23:09

Pod spojrzeniem nieznajomego poczuła się niepewnie. Normalną sprawą było przyjrzenie się osobie napotkanej w tak... nieciekawych okolicznościach i Tori zapewne nic by sobie z szybkiego otaksowania nie robiła. Nie pierwszy raz i nie ostatni ludzie zwracają uwagę na jej kolor skóry, a mimo, że ziemianie istnieją na arenie społeczności galaktycznej już od naprawdę sporego czasu, wciąż zdarzało jej się wyłapywać zdziwione lub zaciekawione spojrzenia - czy to jeszcze w Huercie, czy nawet na ulicy. Z jakichś nieznanych przyczyn ludzie zdecydowanie łatwiej akceptowali odmienność turian, krogan, volusów czy nawet hanarów, zaś asari nierzadko były traktowane jako atrakcja i ciekawostka. W sumie może i nie było to takie dziwne, może lekarka tylko wyolbrzymiała lub dodawała sobie by połechtać własne ego? Czy gdyby sytuacja się odwróciła, a przypadkowy człowiek stanął na Thessii, czy asari wokół niego nie zaczęłyby się mu przyglądać z ciekawością?

Tym razem jednak było inaczej. W spojrzeniu nieznajomego nie dostrzegła zaciekawienia, a chwila przeciągała się na tyle długo, że asari poczuła się niepewnie i nieswojo, a gdy w końcu odwrócił się do Hawk i kontynuował wymianę zdań, odetchnęła lekko i ofuknęła się w myślach. To na pewno wpływ tej planety, nadmiaru emocji i zagrożenia. Człowiek po prostu nie spodziewał się tutaj zobaczyć przedstawicielki jej gatunku - ba! Pewnie zupełnie nikogo się nie spodziewał spotkać, a Tori natychmiast zaczyna dorabiać jakieś teorie i snuć dziwne domysły.

Spotkanie z nieznajomym potraktowała jako zrządzenie losu i łut szczęścia - w końcu był ktoś, kto mógłby im pomóc - czy to w wyjściu na powierzchnię, czy w dotarciu do jakiegoś bardziej ucywilizowanego miejsca i zapewnieniu kontaktu z kimkolwiek, kto mógłby ich z Gelix ewakuować. Albo wręcz doprowadzić ich do jakiegoś zdatnego do lotu kawałka techniki, którym mogłyby tą zamarzniętą na kość ohydę opuścić. Obserwowała z uwagą jak mężczyzna nie przerywając mówić sprawnie patroszył larwę wyrywając z niej kawał tłustego mięsa i chowając go w swoim plecaku. Taka umiejętność może jeszcze się przydać, gdyby w oczy zajrzało im widmo śmierci głodowej, dlatego nie komentowała, śledząc wzrokiem ruchy mężczyzny i słuchając jego słów. Połowy nie rozumiała, bo jego wypowiedź najwyraźniej skierowana była do Hawk i najwyraźniej dotyczyła wydarzeń znanych im obojgu, jednak na wspomnienie batarian i braku transportu poza planetę zmarszczyła brwi. Po batarianach mogła się spodziewać wszystkiego najgorszego - a fakt pozostawienia ludzi samym sobie gdy oni opuścili planetę był doskonałym potwierdzeniem jej myśli.

Nadzieje Tori prysły jednak w jednej chwili, gdy mężczyzna zrobił to, co miał zamiar zrobić z truchłem larwy, zakończył swój monolog i - żegnając się w nieco uszczypliwy sposób - zebrał się do odejścia. Bez nich. Ani bez nawet dania jakichkolwiek wskazówek, ścieżek, czy jakiejkolwiek nadziei na ocalenie. Szarpnęła się do przodu robiąc kilka kroków w stronę odchodzącego.

- Przepraszam panie... - w myślach poszukiwała imienia mężczyzny, jednak bezskutecznie. Przedstawił się czy nie? Jeśli nawet, w zalewie emocji, myśli, zmęczenia, domysłów i surrealizmu sytuacji imię to wymknęło się Tori i nie mogła go odnaleźć, choć była więcej niż pewna, że... Zerknęła na Hawk i nagle sobie przypomniała imię, którym czerwonowłosa w typowy dla siebie, sarkastyczny sposób powitała mężczyznę - Caleb, tak? Jestem Tori, Tori Te’eria. Rozumiem, że jest pan zajęty i pewnie goni pana czas, ma pan ważniejsze sprawy na głowie niż stać tutaj z nami i tak dalej, ale czy nie mogłabym prosić o odrobinę wsparcia z pańskiej strony? Nasz prom rozbił się tu niedawno, nie mamy zaopatrzenia ani żadnej wizji by opuścić planetę... - przypomniała sobie spojrzenie, którym mężczyzna ją wcześniej obdarzył i postanowiła zagrać nieco inną kartą. Jeżeli ten człowiek teraz odejdzie, zostaną z niczym. Bez wsparcia, pomocy, a jeżeli to co mężczyzna wcześniej powiedział było prawdą - także bez nadziei na opuszczenie Gelix. Nie ufała mu co prawda, ale w tej chwili każda pomoc była na wagę złota, a może odrobina niebieskich łez i odwołanie się do jego szlachetności - o ile coś takiego w nim istniało - da jakiś efekt? - Nie znam tej planety i nie wiem nawet czego jeszcze mogę się spodziewać. Przeraża mnie ona i nie pragnę niczego bardziej jak móc ją opuścić. To znaczy my możemy się spodziewać... - zreflektowała się szybko i wskazała dłonią na pozostałych. Od momentu katastrofy były zdane tylko na siebie i pomagały sobie wzajemnie stanowiąc improwizowaną, niedotartą i ze wszech miar dziwną, ale zawsze dużynę - Jak do tej pory wszystko wokół albo stara się albo nas zjeść, albo zabić na każdy możliwy sposób. Ta planeta, te... robale... - wzdrygnęła się spoglądając na zwłoki larwy i nie był to udawany odruch. Naprawdę napawały ją obrzydzeniem. - Proszę nam pomóc. W jakikolwiek sposób - spojrzała na niego błagalnie - Pańskie doświadczenie w przeżyciu tutaj z pewnością jest nie do opisania i byłoby nieocenioną pomocą, choćby sposób, w jaki zabił pan tego... tą... tą larwę czy co to tam jest... No po prostu mistrzostwo. Jednym ciosem, ciach! Pana siła i umiejętności mogą po prostu uratować nam życie. Proszę, zależy nam tylko żeby skontaktować się z kimś poza planetą. Wezwiemy pomoc, statek, który może i pana zabrać z tego miejsca. Ale jeśli pan teraz odejdzie, zostawi pan nas na śmierć. I sam również planety nie opuści... Byłybyśmy naprawdę bardzo, bardzo wdzięczne za pomoc... Wszystko, w tym nasze życie, zależy od pana...

Nie czuła się komfortowo prosząc go o pomoc, ale zdawała sobie sprawę, że może to być dla nich - niewielka, ale zawsze - nadzieja na przeżycie. Coś w tym człowieku nie podobało jej się, ale może to były tylko jej uprzedzenia, a może był to efekt jego wieloletniego przebywania w izolacji i w tak niegościnnym środowisku? Mimo to, postanowiła zaryzykować. W sumie to nic nie kosztuje, a mogą zyskać wiele, prawda?
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Jaana
Awatar użytkownika
Posty: 312
Rejestracja: 22 mar 2014, o 13:39
Miano: Marjaana Ritavuori
Wiek: 16
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: najemniczka
Postać główna: Rebecca Dagan
Lokalizacja: Aite
Status: eksperyment Cerberusa;
Kredyty: 71,850
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

27 lut 2022, o 14:04

Nie spodziewała się tego, że przyjdzie im z kimkolwiek negocjować. To znaczy, jasne, fajnie, że nie są tu sami, wystarczyło jednak zaledwie kilka chwil by uświadomić sobie, że napotkany osobnik nie będzie raczej zbyt skory im pomóc - szczególnie, że nie miały mu do zaoferowania nic w zamian. Co więcej, sama Jaana nie widziała dla siebie roli w aktualnie prowadzonych rozmowach. Z całej czwórki była najmłodsza, dzieciak jeszcze. Nie spodziewała się, by obcy mężczyzna - Caleb - w ogóle zwrócił na nią uwagę. Ostatecznie więc Ritavuori zrobiła to, co wydawało jej się w tym momencie najrozsądniejsze - trzymała się w miarę z tyłu, milczała i po prostu śledziła przebieg dyskusji, w międzyczasie kątem oka lustrując otoczenie. Nie sądziła, by miała po co wyrywać się przed szereg - nie, jeśli za towarzystwo miała trzy dorosłe kobiety. Dorosłe i zapewne dużo bardziej kompetentne do prowadzenia dorosłych dyskusji i podejmowania dorosłych decyzji. I jak zazwyczaj Jaana próbowała przejmować inicjatywę, bo zwyczajnie nie lubiła być pomijana w czymkolwiek, co się działo, tak teraz nie miała problemu, by ktokolwiek mówił za nią. Caleb nie budził w niej zaufania. Był jakiś... dziwny. A skoro Hawk, już go znała, to logicznym wydawało się, że to ona wiedziała najlepiej, czego się po tym typie spodziewać. Tym bardziej więc Ritavuori nie wiedziała powodu, dla którego miałaby się angażować. Co niby miała zrobić? Kto chciałby rozmawiać z nastolatką?
W efekcie słuchała tylko uważnie, w międzyczasie rozglądając się ukradkiem. Nie sądziła, by znalazły tutaj cokolwiek przydatnego, z drugiej strony jednak przynajmniej nie będzie mogła powiedzieć, że się nie starała. Pozwalała więc, by słowa całej reszty wpadały jej jednym uchem, nie skupiała się na nich jednak tak całkiem. Słyszała, jak Tori próbuje wyprosić im jakąś pomoc, ale poświęciła temu zaledwie odrobinę uwagi, zerkając na Caleba, jakby ciekawa jego reakcji. Potem znów skupiła się bardziej na miejscu, w którym były. Rozmowy, oczywiście, były ważne, ale nie zamierzała brać w nich udziału. Zamiast tego za ważniejsze zadanie dla siebie sama określiła obserwację. Były na wrogim, pełnym zagrożeń terytorium. Nie mogły pozwolić sobie na utratę czujności, bo, jak się okazuje, to zwyczajnie nie popłacało.
KUGUAR NPC PANCERZ

ObrazekObrazek

1x w ciągu walki lekki atak wręcz ma automatyczny sukces
+ 10% do obrażeń od mocy
+ 5% do obrażeń od broni
+ 10% tarcz
- 2PA za akcję zmiany broni
- 2 PA kosztu użycia medi- lub omni-żelu
- 10% na zakupy produktów Rady Serrice
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Luna Reyes
Awatar użytkownika
Posty: 188
Rejestracja: 16 gru 2021, o 11:01
Miano: Luna Reyes
Wiek: 27
Klasa: Strażnik
Rasa: Człowiek
Zawód: Błękitne Słońca
Lokalizacja: -
Kredyty: 9.205

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

28 lut 2022, o 00:38

Luna nie była dobra w negocjacjach pod presją, a trzeba przyznać, że ten typ zaczął ją denerwować jak tylko otworzył usta. Zimny klimat chyba jednak dobrze działał na ostudzenie jej zazwyczaj gorącego temperamentu bo postanowiła nie dorzucać swoich zaczepnych trzech groszy i pozwolić Hawk, która najwidoczniej znała go trochę bardziej niż z widzenia, jakby nie niezbyt ciekawe okoliczności tego spotkania, również dla samej Reyes, to Luna chętnie zarzuciłaby ich pytaniami o szczegóły ich relacji, albo przynajmniej Hawk po zakończeniu tej konwersacji.

Konwersacja ta jednak nie przyniosła im nic ciekawego, skoro nie mają żadnego sprzętu by się stąd wydostać. To chyba najgorsza możliwa wiadomość w tej sytuacji. Wtedy do rozmowy włączyła się Tori, która, co nie uszło uwadze Luny, zainteresowała obdartusa o imieniu Caleb. Trzeba przyznać, że Tori walnęła naprawdę niezłą przemowę błagalną, Reyes była pod wrażeniem, sama by chyba tak nie potrafiła. Ta asari miała gadane. Prawie jej zaklaskała. Prawie. W rzeczywistości pozostała, ze skrzyżowanymi rękami, oparta plecami o jakąś skałę w bezpiecznym punkcie.

Jednak coś w słowach mężczyzny zwróciło jej uwagę na tyle by unieść lewą brew do góry.
-Zaraz, zaraz. Nie jesteście zdolni? Ilu was tutaj jest? Tori tutaj nieźle się wyziębiła, przydałaby się jej jakaś pomoc, jak i nam. Skoro nie rzuciliście się sobie do gardeł z Hawk, to nie może być tak źle, by nie dało się jakoś dogadać, prawda? Gdziekolwiek przebywa Caleb i ktokolwiek jest z nim, muszą tutaj być od dłuższego czasu i zapewne mają lepiej przygotowane schronienie niż ich namiot i koc.
ObrazekObrazek Statystyki:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Hawk
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 2744
Rejestracja: 14 kwie 2012, o 22:37
Miano: Jeanette Hawkins
Wiek: 35
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kapitan pirackiej łajby
Lokalizacja: Wraith
Status: Widmo-renegat, poszukiwana przez Cerberusa.
Kredyty: 107.987
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

7 mar 2022, o 15:22

Ciężko było powiedzieć, żeby miała jakieś wyrzuty sumienia. Miasto było jej obce. Mieli ze sobą układ, a ona dopełniła swojej strony, upewniając się, że gniazdo matki tych potworów zostanie zniszczone. Po tym zabrała nagrodę - potencjalnie bezwartościową, w czym była przekonana przez dłuższy czas. Dopiero teraz, gdy artefakt drżał lekko, wskazując im zdradziecką drogę, jego potencjał znów rósł w jej oczach.
To było męczące. Nie chciała znaleźć się na tej planecie, było tu wykurwiście zimno, były wszystkie głodne i obolałe. Nie chciało jej się słuchać irytujących tekstów mężczyzny i oglądać jego focha na coś, na co żadna z nich nie miała wpływu. Nawarzył sobie piwa i okazało się być cierpkie w smaku gdy przyszło do jego wypicia.
Nie jej wina.
- Musieliście się cholernie za mną stęsknić, że znowu mój pieprzony prom wylądował na tej planecie - odrzuciła oszczędnie, kwaśno, nie wchodząc zbyt wiele w poletko Tori.
Lekarka była dobra. Wiedziała, jak grać na uczuciach mężczyzny, więc nie wchodziła jej w paradę. Liczyła, że Caleb ulituje się nad nimi przez wgląd na piękne ślepia asari, ale wiedziała, że nie może stawiać na tylko jedną kartę.
Dlatego z kieszeni wyciągnęła drugą.
Trzymając w dłoni obcy obiekt, uniosła ją nieco w górę, jakby przyglądając się jej pod światłem latarki, ale w praktyce chcąc, by dostrzegł artefakt w jej ręce.
- Jak myślisz, Caleb, czego chce od nas wasz dziwny artefakt? - spytała wprost, odwracając wzrok ku znajomemu. - Żaden ze mnie ekspert, ale jak dla mnie wskazuje nam drogę. I na razie zaprowadził nas tutaj. Do ciebie.
THEME⌎ ARMOR⌎ VOICE⌎ NPC⌎
ObrazekObrazek
+10%⌎ do bycia twoją starą+20%⌎ do bycia starą twojej starej+30%⌎ do bycia starym starej twojej starej

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

9 mar 2022, o 19:42

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

12 mar 2022, o 22:28

Caleb nie wyglądał jakby zamierzał się zatrzymać, jednakże po słowach Tori mężczyzna stanął, ale nie odwrócił się do nich. Hawk, znając go najlepiej z nich wszystkich mogła sobie wyobrazić, jaką minę przybrał teraz. Biorąc po uwagę jego reputację na Gellixie oraz styl życia całej kolonii karnej, nie wróżyło to niczego dobrego. Asari jednak osiągnęła to co miała założone - Caleb nie odszedł i nie zostawił ich na pastwę losu.
- Pomóc? - powoli odwrócił się w ich stronę i praktycznie błyskawicznie, zanim ktokolwiek zdołał zareagować przystawił swoją włócznię do przestrzeni pomiędzy naramiennikiem Te'erii a szyją. Gdyby któraś z nich chciała zaragować Caleb nic sobie z tego nie robił, nawet nie zwrócił uwagi na ewentualne poruszenie. - Miło poznać, ale to nie mój problem. Ja mam swoje troski i żale na głowie.
Stał tak przez moment wpatrując się przenikliwym i niezbyt przyjemnym spojrzeniem w oczy lekarki, po czym opuścił włócznię i uśmiechnął się paskudnie.
- Nie wiem czy wasza koleżanka - tu skinieniem głowy skazał na Jeannette. - Zdążyła wam przybliżyć sielskie życie w kolonii zanim banda samozwańczych zbawicieli świata postanowiła przejąć władzę. Otóż nie wyglądało to sielsko, ale zdecydowanie lepiej niż teraz. Przynajmniej dla mnie.
Ruszył powolnym krokiem obchodząc Tori dookoła i nie spuszczając z niej spojrzenia.
- Żyliśmy w spokoju na miejscu dawnego więzienia, w mieście prosperującym idealnie jak na swoje możliwości, ale po zabiciu matki larw zabrakło doszczętnie jedzenia. Batarianie, wiedząc z czym to się będzie wiązało, zabrali swoje dupy w troki, zabrali sprzęt i wszystkie zdolne zabrać kogokolwiek statki i promy i zostawili nas tu bez jedzenia. Wiecie do czego zdolny jest człowiek głodujący tygodniami?
Pozostawił to pytanie bez odpowiedzi, ale biorąc po uwagę fakt jak się zachowywał i po części wspomnienia Hawk z jej poprzedniej wizyty tutaj, nie pozostawiało to zbyt wielu spekulacji.
- Nie było larw, nie było varrenów, nie było batarian. Ściagaliśmy zatem promy żeby spektakularnie rozbijały się o przepiękne skały, a niedobitki zapraszaliśmy na kolację, niekoniecznie w charakterze gości - kontynuował niczym nie zrażony mężczyzna. Wciąż powoli ale z rozmysłem kręcił kółka wokół Tori, która zdecydowała się na wkroczenie do akcji w celu - bardzo słusznym zresztą - przetrwania.
- W końcu u bram naszego raju pojawili się cudowni wybawiciele wraz z jajami, twierdząc wszem i wobec, że należy je hodować na mięso. Proste, aby przetrwać, jednak moja władza już im się nie podobała, zorganizowali więc rewoltę. Jess zginęła a ja zostałem skazany na banicję wśród cudownej, lodowej pustyni Gellixa. Jak już wspomniałem, nie wydostaniecie się stąd, chyba że...
Zatrzymał się na moment przed Tori. Był tak blisko, że gdyby nie hełmy na ich głowach asari z powodzeniem mogłaby poczuć jego oddech na swojej skórze.
- Zawrzyjmy umowę, dzięki mnie przeżyjecie i będziecie mogły wrócić do ciepłych łożeczek we własnym domu. W zamian pomożecie mi odzyskać władzę w kolonii. Umowa stoi? - Wyciągnął rękę w kierunku Hawk i dopiero teraz odsunął się od lekarki. Bez względu na to czy Hawk ścisnęła mu dłoń czy nie, Caleb poszedł do występu skalnego i usiadł na nim.
- W centrum dowodzenia znajduje się stary nadajnik, kiedy dotrzemy do środka a ja znów będę królem, możemy nadać sygnał i ktoś z pewnością po was przyleci.
Kiedy odezwała się Luna Caleb przeniósł na nią spojrzenie.
- Pięćset dwadzieścia siedem osób w tej chwili - odpowiedział beznamiętnie. - Dogadajmy się, a otrzymacie wszelką pomoc.
Wydawało się, że na dłuższą chwilę mężczyzna stracił nimi zainteresowanie. Dopiero kiedy Hawk wyjęła artefakt i pokazała go Caleb wstał z wyraźnym podekscytowaniem.
- Inteviere - powiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Wziął piramidalny kamień z ręki rudowłosej i zaczął mu się przyglądać z zaciekawieniem. - Dziadek, ten ślepy, szurnięty koleś od dziwnych proroctw i tego całego pierdolenia twierdził, że to najpotężniejsza rzecz we wszechświecie. Podobno ma pokazywać to, czego najbardziej pragniesz. Pokazuje?

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Jaana
Awatar użytkownika
Posty: 312
Rejestracja: 22 mar 2014, o 13:39
Miano: Marjaana Ritavuori
Wiek: 16
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: najemniczka
Postać główna: Rebecca Dagan
Lokalizacja: Aite
Status: eksperyment Cerberusa;
Kredyty: 71,850
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

13 mar 2022, o 15:52

Słuchała z niedowierzaniem, wodząc wzrokiem między Tori, Hawk, Luną a ich... Cóż, nie wiadomo kim. Wrogiem? Przyjacielem? Jaana miała dziwne przekonanie, że Caleb nie będzie tak do końca ani jednym, ani drugim. Że, tak naprawdę, będzie kimś pomiędzy. Co to dla nich oznaczało? Ciężko było stwierdzić. Na ten moment Ritavuori była pewna tylko tego, że wolałaby nie mieć mężczyzny za swoimi plecami. Nawet, gdyby faktycznie zdecydował się im pomóc, nie byłaby skłonna mu zaufać.
Wreszcie jednak powiedział coś, co zrozumiała. Wyjawił swoje cele, a te były zaskakująco proste. Znowu zostać królem. Świetnie, jak dla niej mógł sobie władać tym całym gellixowym bagnem jak chciał. Jeśli odzyskując swoją byłą posadę faktycznie by im potem pomógł, Jaana nie widziała powodu, by nie pomóc mu wrócić do władania całym tym syfem. Tutejsze rozgrywki, jakaś mniej lub bardziej pokręcona polityka - to nie była jej bajka. Ona wszystko widziała bardzo prosto. Caleb dostanie czego chce, a wtedy może i one dostaną to, czego potrzebują. Prosty, przejrzysty deal, na który była gotowa zgodzić się od razu. Nie ufała mężczyźnie, ale czy na ten moment miały jakieś inne wyjście? No właśnie. Niespecjalnie.
Tym niemniej nadal nie odzywała się, układając sobie tylko w głowie wszystko co usłyszała. Nie snuła planów, nie próbowała w żaden sposób uczestniczyć w rozmowie. Przyswajała tylko wszystko, co mówił Caleb, starając się jak najwięcej zrozumieć - i zapamiętać. Nieco bardziej wyraźną reakcję wywołały w niej dopiero ostatnie słowa mężczyzny na temat artefaktu. Najpotężniejsza rzecz we wszechświecie brzmiała poważnie, ale już cała reszta - raczej komicznie, biorąc pod uwagę okoliczności.
- Ej, tylko nie mów że zawsze o tym marzyłaś - parsknęła cicho, gestem wskazując otoczenie. - [color=FFBF00]Mówili że mogę być kim chcę, więc zostałam larwą jaskiniową.[/color] - Wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. Ktoś musiał rozładować tę grobową atmosferę, zanim postanowią się tu zaszlachtować, nie?
Ostatecznie westchnęła cicho.
- Czy możemy już iść? - rzuciła tak po prostu, spoglądając to na Hawk, to na Caleba. Może i brzmiała teraz jak typowa, znudzona życiem nastolatka, ale, tak jakby... No, wiecie. To nie było najprzyjemniejsze miejsce do rozmów, a szczerze mówiąc, ona sama zaczynała być też - znowu - głodna. Nie pogardziłaby też możliwością posadzenia tyłka chociaż na chwilę i ogrzania się. - Ja rozumiem, że mamy tutaj rozmowy na szczycie, a planowanie zamachu stanu to nie przelewki, ale moglibyśmy do tego chociaż usiąść. - Uniosła brwi, spoglądając po kolei na całą resztę. - Bo chyba nie zamierzamy się jednak wszyscy pozabijać, nie? To moglibyśmy zluzować trochę. Nogi mi w dupę wchodzą - podsumowała marudnie.
KUGUAR NPC PANCERZ

ObrazekObrazek

1x w ciągu walki lekki atak wręcz ma automatyczny sukces
+ 10% do obrażeń od mocy
+ 5% do obrażeń od broni
+ 10% tarcz
- 2PA za akcję zmiany broni
- 2 PA kosztu użycia medi- lub omni-żelu
- 10% na zakupy produktów Rady Serrice
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 413
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

15 mar 2022, o 21:37

Słowa Tori przyniosły skutek - ale jak się już chwilę później okazało nie do końca taki, na jaki czekała. Owszem, mężczyzna nie odszedł pozostawiając ich na pastwę losu, larw i zmarzliny Gelix, ale jego reakcja była daleka od życzliwej pomocy, na jaką asari w imieniu swoim i pozostałych koleżanek niedoli liczyła. Gwałtowny ruch mężczyzny i Tori podświadomie wyprostowała się, gdy grot jego włóczni dotknął jej pancerza w pobliżu szyi. Rozszerzonymi oczyma wpatrywała się w niego gdy się odezwał, podświadomie bojąc się nawet głębiej odetchnąć by Caleb nie wziął tego do siebie, nie odebrał za agresywne zachowanie lub jakąś formę polemiki. Włócznia po chwili zniknęła, Caleb jednak - kontynuując swoją przemowę - zaczął okrążać Tori niczym drapieżnik czekając na okazję do ataku, ale już sam fakt, że zaczął rozmawiać - choć raczej należałoby to nazwać jak na razie monologiem - dawało nadzieję, że uda się go namówić albo przekonać do współpracy. Niestety, z każdym kolejnym słowem sytuacja malowana jego słowami stawała się coraz mniej i mniej atrakcyjna, a możliwość wyrwania się z lodowych pustkowi - coraz mniej realna. Nie rozumiała wszystkiego z jego przemowy, imiona zapewne były przeznaczone dla Hawk, która widocznie podczas swojego wcześniejszego pobytu przyczyniła się w jakimś stopniu do rozwoju sytuacji, która w ostateczności doprowadziła do okropieństw i następstw opisywanych przez Caleba.

Odwróciła głowę i spojrzała w kierunku Hawk, oczekując, że ta jakoś się wtrąci lub przynajmniej rozładuje sytuację - powoli docierało do niej, że Caleb, chociaż doświadczony i zdecydowanie przystosowany do życia w tym lodowym piekle - był zdecydowanie rozchwiany emocjonalnie, by nie powiedzieć “niezrównoważony”. A może nawet bardziej dosadnie - po prostu jest zdrowo trzepnięty. Tori zaczynała się wręcz zastanawiać, ile razy w tych tunelach coś ciężkiego spadło mu na głowę i ile razy dostał w łeb od larw.

Gdy ponownie zatrzymał się tuż przed nią i zbliżył twarz do jej, niemal dotykając swoją szybą hełmu jej, po czym wyłuszczył swoją ofertę, nagle zrozumiała. Urażony, obalony z tronu na swoim maleńkim kawałku piekła księciunio był po prostu rozgoryczony i zachowywał jak małe dziecko, którego wygoniono z piaskownicy i zabrano wszystkie zabawki. A teraz planuje zemstę i powrót na “należne sobie miejsce”, wykorzystując fakt napotkania ich czwórki by zrobić z nich swój prywatny oddział specjalny. Nagle zakręciło ją w nosie i kichnęła potężnie, co sprawiło, że uderzyła szybą hełmu w jego.

- Czy my wyglądamy na oddział najemnych komandosów? - pociągnęła kilkakrotnie nosem i odezwała się gdy Caleb usiadł na swojej skale. Spojrzała na pozostałe trzy kobiety i musiała przyznać się przed samą sobą, że chyba trochę przesadziła, bo conajmniej dwie z tej pozostałej trójki zdecydowanie wyglądały na najemniczki i zabijaki. Dokładając do tego fakt, że Hawk była tu już wcześniej, walczyła i udało jej się planetę opuścić, był dodatkowym argumentem przemawiającym za sensownością takiego wyboru - Co o tym myślicie? - pytanie skierowała do całej trójki. Nie miała najmniejszego zamiaru wychodzić przed szereg i podejmować decyzji z którą pozostałe mogły się nie zgodzić. Były w tym razem i razem muszą działać - niezależnie jak szalone kroki podejmą. Dając pozostałym czas na wypowiedzenie się, zerknęła znów na Caleba - Sądzisz, że nasza czwórka... czy z tobą piątka będzie w stanie spacyfikować pół tysiąca osób i przekonać ich do tego, żeby przyjęli cię na powrót, koronowali i urządzili paradę na twoją cześć? Nie jestem wojowniczką. Nie jestem nawet żołnierzem. Jaką mamy gwarancję, że się uda? Jesteśmy zziębnięte, głodne jak stado varrenów i zależy nam tylko, żeby z tego miejsca uciec, najlepiej jak najdalej. Nie wiemy jak na razie nic, co mogłoby dać nawet zarys planu w jaki sposób ci pomóc. Zagrajmy w tą samą grę. Pomóż nam, wyprowadź z tego labiryntu, daj się najeść i ogrzać. Wtedy, gdy zobaczymy czy nie rzucasz słów na wiatr, pomyślimy nad możliwością pomocy i dalszym planem. Co ty na to?
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Luna Reyes
Awatar użytkownika
Posty: 188
Rejestracja: 16 gru 2021, o 11:01
Miano: Luna Reyes
Wiek: 27
Klasa: Strażnik
Rasa: Człowiek
Zawód: Błękitne Słońca
Lokalizacja: -
Kredyty: 9.205

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

16 mar 2022, o 08:20

Luna jak na razie, na początku jego przemowy przynajmniej nie ruszyła się z miejsca, stała ze skrzyżowanymi na piersiach rękami oparta o skalną ścianę. Skoro facet się rozgadał to bardzo dobrze, może wśród potoku jego słów będą jakieś użyteczne informacje o planecie, plus to czego sobie zażąda za potencjalną pomoc, w końcu na świecie nie ma nic za darmo. Nie liczyła, że otrzymają pomoc ot tak sobie, to można było stwierdzić już na pierwszy rzut oka patrząc na Caleba. Mogła mieć tylko nadzieję, że asari nie straci zimnej krwi i nie zrobi nic co sprowokuje niepotrzebnie krążącego wokół niej mężczyznę, na szczęście nic takiego nie miało miejsca.

Skoro nie mieli zostać na tej planecie, Lunie było obojętne kto tutaj będzie rządzić, mógł to być równie dobrze Caleb. Choć zastanawiała się czy jest tu w ogóle czym 'rządzić'. No i jak do cholery on wyobrażał sobie, że pokonają w piątkę prawie pół tysiąca osób?! Szczególnie w ich obecnym stanie.
Tak jak powiedziała Tori, w obecnym stanie, czyli kurewsko zziębnięte i głodne raczej nie zrobimy wiele, więc jeśli chcesz byśmy pomogły powinnyśmy najpierw zaspokoić nasze podstawowe potrzeby, albo można w ogóle odpuścić. powiedziała odrywając się od ściany. Ogrzanie się i zjedzenie czegoś to podstawa na ten moment, da im to też chwilę by porozmawiać ze sobą, najlepiej z dala od Caleba.

Segundo, mam nadzieję, że masz jakiś cudowny plan, albo magiczną broń, inaczej nie wyobrażam sobie jak mamy pokonać grupę liczącą pół tysiąca ludzi, nawet jeżeli nie będziemy walczyć z każdym po kolei. Nie jesteśmy komandosami, ba nawet nie znamy się za dobrze, nie wiemy jak każda z nas działa na polu bitwy, nie jesteśmy zgranym zespołem. powiedziała mówiąc szczerze co ma na myśli. Tori była lekarką, więc raczej nie należała do tych przodujących w ofensywie, szansą dla niej była biotyka. Jaana wyglądała młodo, choć to niczego nie przekreślało, to również jej potencjalne umiejętności pozostawały zagadką. Hawk niewątpliwie sprawiała wrażenie zaprawionej w walce, więc to było na plus. Ona sama nastawiona była również bardziej ofensywnie, ale czy da się z tego sklecić dobrą drużynę?

Co jeszcze ten facet, o którym mówisz, mówił o tym artefakcie. powiedzenie, że był najmocniejszy na świecie mogło być grubą przesadą, zważywszy na to, że ponoć był nieźle walnięty, ale sądząc po opowieściach jakie słyszała od własnej babci, gdzieś tam mogło czaić się ziarno prawdy. A skoro już tu utknęli, to poza rzucaniem się w lokalne wojenki, mogli chociaż odkryć coś naprawdę ciekawego.
ObrazekObrazek Statystyki:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Hawk
Awatar użytkownika
Administrator
Posty: 2744
Rejestracja: 14 kwie 2012, o 22:37
Miano: Jeanette Hawkins
Wiek: 35
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kapitan pirackiej łajby
Lokalizacja: Wraith
Status: Widmo-renegat, poszukiwana przez Cerberusa.
Kredyty: 107.987
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

19 mar 2022, o 04:05

Zbyt dużo.
Było jej zimno, to przede wszystkim. Była głodna i obolała, gdy mięśnie wreszcie ocknęły się po nieustannym koktajlu adrenaliny. Relaks był prawdziwym mordercą, szczególnie w warunkach takich jak te. Zbyt wiele informacji toczyło się dookoła niej, zbyt dużo przeszłości mieszało z obcą teraźniejszością, zmuszając ją do działania na pięciu wątkach jednocześnie.
Nie zamierzała tłumaczyć nikomu historii swojego przebywania na Gellix i nie zamierzała wdawać się w cudowną konwersację z Calebem w tym zasranym miejscu, chwilę po tym, gdy prawie umarła złapana przez kolejną larwę - tą samą, której przecież miało już na tej planecie nie być.
Jego historia była, cóż, przykra. Ale fakt tego, że został na tej planecie nie mając na niej już nic własnego wydawał się bardziej przykry. Nie zamierzała brać odpowiedzialności za nic, była tylko narzędziem wykonującym polecenia, które jej dano, za odpowiednią nagrodę. To, że wszystko potoczyło się, jak potoczyło, nie było jej odpowiedzialnością.
Najchętniej to w ogóle by jej tutaj nie było.
- Ostatnim razem, gdy twoja kolonia wpadła na świetny pomysł i poprosiła mnie o pomoc, najwyraźniej wystrzeliło wam to w twarz. Dlaczego sądzisz, że tym razem tak nie będzie? - spytała wprost, przyglądając mu się otwarcie.
Jak na razie, choć jej dokonania na Gellix były gwarancją jej skuteczności, najwyraźniej nie były gwarancją osobistego sukcesu Caleba, czy też samej szansy przetrwania całej kolonii.
- Czwórka żołnierzy i lekarz na pół tysiąca żołnierzy brzmi źle - przytaknęła na słowa Tori. Pamiętała, jak było ostatnim razem i wiedziała, że nie do końca tak wyglądała sytuacja. - Ale piątka naszego oddziału na pół tysiąca wygłodniałych cywili, z których pewnie kilkadziesiąt ma broń, zwiększa nasze szanse.
Nie podała mu dłoni. Nie widziała powodu, dla którego mieliby dobić teraz targu. Owszem, oboje mieli swój cel w dostaniu się z powrotem do kolonii, ale jednocześnie - Caleb był jeden. Ich była czwórka. Jakkolwiek wygłodniałe i zmarznięte by nie były, Hawkins wiedziała dobrze, że gdyby chciały, mogłyby większymi lub mniejszymi kosztami zmusić go, do podzielenia się z nimi zasobami.
- Nie chcę psuć ci nastroju, Caleb, ale przed chwilą spierdoliłyśmy się promem na ziemię jak w głupim deja vu. Nie pomożemy ci z niczym, póki nie znajdziesz nam miejsca, w którym możemy odpocząć. Wtedy możemy porozmawiać. Przy ogniu i waszym lokalnym specjale. Jak ludzie.
Lub dzikusy.
Chowając artefakt, wzruszyła lekko ramionami. W tej chwili była zbyt głodna, by brać na poważnie cokolwiek, co mówił na głos tamten starzec.
- Jak na razie pokazał mi ciebie, złotko. Więc zaprowadź nas do miejsca, w którym będziemy bezpieczne, a nadrobimy nasze stare czasy - mrugnęła do niego porozumiewawczo, ruszając naprzód, chcąc uciąć pytania, które miały pozostałe.
Nieistotne, czego miały się dowiedzieć. Na razie liczyło się ognisko i wypoczynek.
THEME⌎ ARMOR⌎ VOICE⌎ NPC⌎
ObrazekObrazek
+10%⌎ do bycia twoją starą+20%⌎ do bycia starą twojej starej+30%⌎ do bycia starym starej twojej starej

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12106
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

20 mar 2022, o 18:48

Caleb roześmiał się.
- Naprawdę mocno się musiałyście jebnąć w głowę podczas rozbicia - otarł wyimaginowaną łzę z oka i pokręcił głową z dezaprobatą. - Albo nie wiecie nic o polityce, albo to co mówią o kobietach to prawda.
Nie sprecyzował tego co miał na myśli, ale z drugiej strony zdecydowanie lepiej było, że tego nie zrobił.
- Pół tysiąca mieszka w kolonii, czy kiedykolwiek na jakiejkolwiek planecie spotkałyście się ze stuprocentowym poparciem dla konkretnej frakcji? - zapytał, chociaż pytanie należało raczej do gatunku tych retorycznych. - Oczywiście, że część z przebywających tam osób nie pochwalało rewolucji. Mieli swoje przywileje, konkretne miejsca w hierarchii, a teraz to wszystko zostało zaburzone. Jest inna władza i inne porządki, zazwyczaj komuś trzeba zabrać aby można było dać komuś innemu, czyż nie?
Wstał i przeszedł się parę kroków w tę i z powrotem, jakby analizował w głowie wszystkie zdania jakie padły do tej pory. Kobiety ewidentnie było zmęczone, poobijane, zmarznięte i nijak nie wpisywały się w definicję oddziału dywersyjnego. Poza Hawk, Caleb nie znał żadnej z nich, a w sumie jego samozwańcza drużyna miała składać się z dzieciaka, lekarki (jak wspomniała rudowłosa), jej samej i kobiety, którą Caleb w głowie sklasyfikował w sobie tylko znanej szufladce.
- Podejście, wszystkim równo czyli gówno też nijak się nie spisuje - zakończył swój wywód na temat polityki i przyjrzał się uważnie całej czwórce.
- Macie pancerze, macie broń, przeżyłyście zderzenie i nie wyglądacie do końca jak damy w opresji - skomentował wyliczając to co, na pierwszy rzut oka wpadło mu do głowy. Zresztą cześć z ich sprzętu była jasno widoczna dla tak zwanego otoczenia, a że Caleb właśnie był jego częścią, przed nim tez nie mogły tego ukryć. - Może poza niebieską, która przez moment nawet wzbudziła we mnie resztki współczucia. Niemniej jednak, zamiast stać tu i pierdolić bez sensu, jestem w stanie zapewnić wam przynajmniej minimum komfortu. Zapraszam.
Nie powiedział nic więcej, nie rzucił nawet okiem za siebie, jedynie włączyć latarkę w swoim hełmie i ruszył przed siebie. Oznaczało to, że najwyraźniej prośba o napełnienie żołądków i danie odpoczynku i ciepła kościom osiągnęła sukces.
Mężczyzna prowadził ich korytarzami pewnie, bez chwili wahania przy którejkolwiek z odnóg. Czasem musieli przeciskać się przez węższe partie skalne, ale poza tym droga wyglądała na uczęszczaną. Była mniej zakurzona niż te, którymi wędrowały w głąb jaskini i miały nieodparte wrażenie, że bardziej wydeptana, jeśli takiego określenia w ogóle można było użyć. Po jakiś mniej więcej dwudziestu minutach usłyszały w oddali podmuchy wiatru, a w oddali tunel zamieniał się w otwartą przestrzeń. Kiedy cała piątka dotarła do wyjścia kobiety ze zdumieniem mogły stwierdzić, że znajdują się poniżej ośnieżonych szczytów. Tutaj z nieboskłonu przedzierało się światło lokalnej gwiazdy, a dookoła rosły iglaste drzewa. Było chłodno, ale nie tak lodowato jak na szczycie. Caleb prowadził ich dalej pośród gąszczu igieł sobie tylko znaną ścieżką, gdyż żadna z nich nie była w stanie dostrzec czegoś wydeptanego na kształt prowadzącej drogi. Wreszcie dotarli do zarośniętej bluszczopodobną rośliną ściany, mężczyzna sięgnął pod dywan z liści i z charakterystycznym skrzypnięciem otworzył metalowe odrzwia.
- Mi casa, es su casa - mruknął teatralnie przepuszczając kobiety przodem, gestem nakazującym wejście do środka. Pomieszczenie było niewielke, ale wprawne oczy mogły zauważyć, że pokryty roślinnością właz prowadził wprost do czegoś, co bardzo dawno temu było bunkrem. W środku nie zastały niewiadomo jakich luksusów, jednakże Caleb miał dostęp do prądu i wody. Była tutaj wydzielona kuchnia, łazienka oraz pomieszczenie biurowo-sypialniane. Z pewnością można było stwierdzić, że mężczyzna spędził tu spora ilość czasu i wcale go nie marnotrawił. W głębi pomieszczenia biurowego od czasu do czasu odzywało się radio i niewyraźne głosy, które coś komunikowały.
- Stały podsłuch kolonii - wytłumaczył widząc ich zainteresowanie. - Muszę wiedzieć co się dzieje u moich. Niedaleko stąd jest wioska, można tam nabyć pożywienie i uzupełnić braki, aczkolwiek kupcy handlują tym co znajdą. I jest to raczej wymiana barterowa, czytaj, za kredyty nic tam nie kupicie. Ja tam wstępu nie mam, a po was od razu poznają, że jesteście obce. Za tamtą płachtą jest trochę skór i ubrań, jeśli macie ochotę uzupełnić zapasy raczej się przebierzcie. Żarciem się z wami nie podzielę, sam mam mało, ale możecie tu odpocząć i zdecydować czy chcecie mi pomóc czy nie.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 413
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

23 mar 2022, o 21:47

Caleb wydawał się zafiksowany na swój niecodzienny pomysł i nie przyjmował odmowy ani żadnych rzeczowych argumentów. Co nim kierowało? Był aż tak zdesperowany czy jego obecne tutejsze życie stało aż w takim kontraście z względnymi wygodami otaczającymi samozwańczego “króla” najbardziej zapomnianej przez boginię planety? Co ciekawsze, wolał wrócić do swojego “królowania” niż uciec z tej kostki lodu i dostać się w jakieś bardziej cywilizowane regiony Galaktyki, gdzie mógłby rozpocząć nowe życie, z dala od skalno-lodowych tuneli, robali i walki o przetrwanie... Co go tu trzymało? Tori nie mogła za grosz zrozumieć jego determinacji i chęci odzyskania utraconego na wskutek zrządzenia losu prywatnego piekiełka. A już zupełnie śmieszną - choć w ich sytuacji trochę taką śmieszną przez łzy - sytuacją było wplątanie w odzyskanie przez Caleba statusu samej Hawk, bo jeśli asari zrozumiała dobrze jego wcześniejsze słowa, to właśnie działania rudowłosej doprowadziły do kryzysu władzy i wygnania Caleba jako “persona non grata” z tutejszej kolonii. Teraz, przy ich ponownym spotkaniu, mężczyzna spodziewał się, że to Hawk pomoże mu wrócić na “należne mu miejsce”...

Nie odzywała się więcej, bo co jeszcze mogła dodać? Ustaliła już, że mężczyzna jest niestabilny i na prawie każde słowo wypowiedziane do niego trzeba było uważać, żeby przypadkiem nie zdenerwował się i sobie poszedł, zostawiając je w mrocznych tunelach - bo była pewna, że nawet, gdyby pospieszyły za nim, zgubiłby je niemal w mgnieniu oka. Jeżeli przebywał tutaj sam już przez tyle czasu, musiał znać okolicę jak własną kieszeń i gdyby chciał, z pewnością ku własnej chorej uciesze wyprowadziłby je w jakiś ślepy zaułek bądź na skraj kolejnej przepaści. Dlatego nawet nie skomentowała, gdy Caleb zwrócił się do niej per “niebieska” - co prawda lekko poirytowana uniosła brew i już miała na końcu języka jakąś kąśliwą uwagę, ale w ostatniej chwili w ten język się ugryzła, kontynuując milczenie. Teraz nie był czas ani miejsce na uczenie Caleba manier, choć była więcej niż przekonana, że on nigdy nie będzie pilnym i pojętnym uczniem.

Mężczyzna w końcu zakończył dyskusję z pozostałymi i ruszył bez żadnego zapraszającego gestu zagłębiając się w dalszą część tunelu. Tori tylko spojrzała na pozostałych, wzruszyła ramionami geście zrezygnowania i lekkiej bezsilności, po czym ruszyła za Calebem, oglądając się tylko, czy pozostałe kobiety nie pozostaną na miejscu. Nie pozostały, co stwierdziła z lekką ulgą. Od chwili lądowania przeszły zbyt wiele, błąkały się bez celu po nie znanych sobie podziemnych korytarzach, dwukrotnie były atakowane przez lokalną faunę a raz niemal skończyły na dnie przepaści - zatem zdecydowanie pomoc przewodnika była niemal błogosławieństwem. Nawet, jeśli odmówią jego “prośbie”, przynajmniej wyprowadzi je bezpiecznie z tuneli, może nawet pozwoli się ogrzać i odpocząć, a wreszcie - doprowadzi w pobliże kolonii. Z jego pomocą czy bez niej, może uda się dotrzeć do tego tajemniczego “starego radia” i wezwać pomoc...

Droga była długa i monotonna, a zmęczenie powoli zaczynało brać nad Tori górę. Była obolała, wyczerpana, ale mimo to zauważyła, że tunel, którym idą był niejako mniej zagracony, zawalony rumowiskami i innym skalnym śmieciem, a mężczyzna prowadzi je pewnie, jakby szedł sobie znaną ścieżką, skręcając od czasu do czasu w niczym się nie różniące od innych odnogi korytarza. Człapiąc krok za krokiem modliła się, by ta wędrówka ludów w końcu dobiegła końca, a gdy w końcu usłyszała szum wiatru, w pierwszej chwili zdawało jej się, że ma jakieś omamy słuchowe. Nie myliła się jednak - jeszcze kilka kroków, kolejny załom korytarza i oto tunel się skończył, a cała piątka stała na otwartej przestrzeni, tuż obok iglastego lasu. Tori nie mogła się powstrzymać - zdjęła z głowy hełm i odetchnęła pełną piersią zimnym, ale jakże orzeźwiającym powietrzem, tak odmiennym od zastałego i jakby zakurzonego powietrza jaskiń. Caleb nie zatrzymał się jednak, znów idąc sobie tylko znaną ścieżką by w końcu doprowadzić je do czegoś na kształt bunkra, który okazał się być jego domem.

Rozglądając się ciekawie po wnętrzu usłyszała nagle trzeszczenie radia i już skierowała swe kroki w kierunku drugiego pomieszczenia, gdy usłyszała komentarz o podsłuchu kolonii.

- Czyli to nie jest ten nadajnik o którym mówiłeś wcześniej? - nie uznała za potrzebne w tej sytuacji używać oficjalnych zwrotów. Człowiek był niespełna rozumu szemranym wariatem, żądającym od nich wysiłku ponad miarę i udziału w jakimś zamachu stanu... Udziału? Wręcz przeprowadzenia go! W takiej sytuacji zwracanie się do niego per “pan” było z pewnością niezbyt trafione.

Wysłuchawszy kolejnego instruktażu, odwróciła się nagle do Caleba na jego wzmiankę o żywności. Zmrużyła oczy, odłożyła trzymany w dłoni hełm na pobliski stolik i tym razem to ona podeszła blisko mężczyzny, zatrzymując się o pół kroku przed nim.

- Normalnie wzór szlachetności - w jej głosie słychać było sarkazm - Ale JEŚLI - położyła szczególny nacisk na to słowo - mamy choćby rozważyć twoją propozycję zorganizowania buntu i prywatnej wojny, chciałabym, żebyś się nieco bardziej postarał. Znaczy nie zrozum mnie źle, dziękuję za to, że wyprowadziłeś nas z tego labiryntu i tak dalej, ale wydaje mi się, że POWINIENEŚ - znów zaakcentowała ostatnie słowo - wykazać nieco więcej dobrej woli. Po prostu nas przekonaj, że twoja propozycja to nie tylko rzucone na wiatr słowa i udowodnij to. Jesteśmy głodne. Wszystkie cztery. Odpoczynek owszem, pomoże - i za to będziemy ci wdzięczne. Ale naprawdę pokażesz dobrą wolę wysupławszy to “niewiele”, które masz w spiżarni i dzieląc się tym. W końcu jeśli my się zgodzimy, a twój plan się powiedzie, zostaniesz królem, nieprawdaż? Kto będąc w takiej sytuacji i stojąc przed taką perspektywą by dbał o tak przyziemne sprawy jak zapas jedzenia w lodówce? Poza tym, co za władca nie zapewnia swojej prywatnej armii prowiantu? Chyba taki, który nie chce być dłużej władcą...

Nie spuszczając z tonu, patrzyła mu prosto w oczy. W tunelach jaskiń może była przerażona i miała serdecznie wszystkiego dość, ale chyba już przekroczyła jakąś niewidzialną barierę. Była zdesperowana. Była gotowa nawet przystać na propozycję Caleba, jeżeli dawałoby to jakąkolwiek szansę powrotu na Cytadelę. Albo gdziekolwiek, byle dalej z Gelix. A jeśli nie, była gotowa namówić pozostałe kobiety, by razem zakraść się do kolonii i znaleźć nadajnik...
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wróć do „Galaktyka”