W galaktyce istnieje około 400 miliardów gwiazd. Zbadano lub chociaż odwiedzono dotąd mniej niż 1% z nich. Pozostałe światy oraz bogactwa, które zawierają, wciąż czekają na odnalezienie przez korporacje lub niezależnych poszukiwaczy.

Luna Reyes
Awatar użytkownika
Posty: 188
Rejestracja: 16 gru 2021, o 11:01
Miano: Luna Reyes
Wiek: 27
Klasa: Strażnik
Rasa: Człowiek
Zawód: Błękitne Słońca
Lokalizacja: -
Kredyty: 9.205

[Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

3 sie 2022, o 00:57

Najważniejsze w tym wszystkim było to, że drogę powrotną mają zapewnioną, nie są więc już tak bardzo zdane na Caleba i jego szaleństwo. Pozwalało to odetchnąć z pewną ulgą. Nadzieja na opuszczenie tej planety nie była jakimś dalekim marzeniem, tylko stawała się rzeczywistością. Jednak opowieść o artefakcie, zdecydowanie ją zaciekawiła i chciała poprowadzić ją nieco bardziej ku końcowi. Nie było żadnej gwarancji, że odkryją cokolwiek znaczącego, jednak nie dowiedzą się niczego jeżeli nie spróbują prawda? Dlatego chyba jeszcze tutaj były, a nie rzuciły się wszystkie w kierunku miejsca, gdzie miała się pojawić załoga czy tam drużyna Hawk, jak zwał tak zwał.
To chyba najlepsze wyjście. odparła Jaanie kiwając głową. Nie pozostało nic innego jak ruszyć dupska, więcej siedząc na miejscu nie wymyślą. Wyruszyły więc i brnęły w śniegu, na szczęscie nie zapadały się zbyt głęboko, więc i sam marsz mógłby być dużo gorszy niż był. Nie zmieniało to jednak faktu, że Meksykanka co kilkanaście kroków przeklinała w duchu, z każdą chwilą coraz gorzej - szczerze nienawidziła zimna, śniegu i tak dalej. Teraz, po raz kolejny jej o tym przypomniano. Wystarczyła krótka drzemka na w miarę wygodnym łóżku by o tym zapomniała.
Po drodze jednak miało miejsce coś bardziej pozytywnego niż zazwyczaj, a mianowicie prom, który miał ich stąd zabrać właśnie wylądował. To zdecydowanie dodało Lunie pewności siebie.
Wy możecie zwiedzać, ja poproszę o jakiś fotel, albo nawet krzesło w jakimś ciepłym miejscu. Nic więcej nie jest mi do szczęścia potrzebne. odparła włączając się do rozmowy, o tym co zrobią jak już znajdą się tam gdzie wszyscy chcieli się znaleźć.
ObrazekObrazek Statystyki:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 413
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

3 sie 2022, o 11:04

Widząc, że jej słowa trafiają w próżnię i jej plan natychmiastowej ewakuacji nie zdobył ani poparcia, ani aprobaty pozostałych kobiet, pokręciła głową z rezygnacją. Wiedziała, że sama zbyt wiele nie zdziała, musiała polegać na reszcie i podporządkować się im - jakkolwiek szalone czy dziwne by nie były ich pomysły. Gdyby nawet teraz odłączyła się od grupy i poszła wprost na miejsce lądowania statku Hawk, nie miała nawet cienia gwarancji, że załoga ją wpuści, a nie potraktuje jak przypadkowego przybłędę, który chce skorzystać z okazji i zabrać się “na krzywy ryj”. Sam fakt, że zbliżający się do planety statek gotowy zabrać je wszystkie z powrotem do normalnego życia został oficjalnie zignorowany zdecydowanie zirytował asari. Gellix był jedynie przypadkowym przystankiem podczas jej podróży na ekskluzywne wakacje w tropikach, nie pisała się na przewroty pałacowe, na bunty i rebelie - a tymczasem wszystko wskazywało na to, że mimo wszystko musiała zamienić pięciogwiazdkowy hotel na rolę najemnika. I dodatkowo kwestia artefaktu... Wychowanie przez babkę sprawiło, że Tori była osobą wierzącą. Mity, legendy i opowieści z dawnych czasów, gdy boginie stąpały po Thessii były opowieściami mistycznymi, wciąż przechowywanie w muzeach, nieliczne zachowane artefakty z tamtych czasów były relikwiami. Teraz miała do czynienia z czymś, czego nie rozumiała i nawet nie starała się zrozumieć - obietnice niebezpieczeństw czy bogactw, które tajemniczy artefakt miał wskazywać zdecydowanie nie wpisywały się ani w krąg zainteresowań Tori, ani w listę jej priorytetów. Jeśli to ona miałaby podejmować decyzję, cała czwórka powinna wymaszerować prosto na lądowisko, a sam artefakt powinien zostać wystrzelony przez śluzę gdy znajdą się w dużej odległości od Gellix.

Tymczasem skinęła głową, niemo odpowiadając na sugestię Jaany, po czym niechętnie poprawiła i uszczelniła pancerz, zawinęła się w maskującą płachtę i po chwili już ruszyła wraz z pozostałymi w zimno i śnieg. Tym razem faktycznie marsz nie wymagał brnięcia przez zaspy jak ostatnio i nie wyczerpywał aż tak bardzo, niemniej jednak Tori w myślach zdążyła posłać Caleba, jego świtę, pogodę, temperaturę i wszystkie nietrafione jej zdaniem decyzje do wszystkich znanych diabłów i demonów. Słysząc lądujący nieopodal prom obrzuciła swoje towarzyszki szybkim spojrzeniem z nadzieją, że te jednak się opanują i zdecydują zmienić kierunek marszu, ruszając w kierunku okazji do ewakuacji, jednak te kontynuowały marsz, dyskutując. Znów westchnąwszy głęboko przyspieszyła kroku i zrównała się z nimi i odezwała się w momencie ciszy - lekko ściszonym głosem, by idący przed nimi Caleb nie usłyszał.

- No dobrze, sytuacja się nieco zmieniła, mamy możliwość powrotu, dlatego chciałabym wiedzieć co dokładnie planujemy - zerknęła na Hawk, potem na Lunę i Jaanę - A bardziej precyzyjnie, czy zamierzamy faktycznie włączyć się w bunt Caleba, czy interesuje was tylko artefakt. Czy obie rzeczy na raz? Bo jak dla mnie, mam tego śniegu... - szurnęła stopą rozkopując znajdującą się tuż przed nią niewielką zaspę, rozsypując lotny śnieg na wszystkie strony - ...i całej tej jakże urzekająco malowniczej scenerii po dziurki w nosie, a udział w lokalnym powstaniu coraz mniej mi się podoba. Zabawa w poszukiwaczy skarbów jeszcze mniej, dlatego wolałabym wiedzieć zawczasu w co się zamierzamy pakować. Niemniej jednak tworzymy... no cóż, dziwny bo dziwny, ale jakiś tam zespół, więc wolałabym wiedzieć jaki mamy plan.

Rezygnacja w jej głosie była chyba dla wszystkich wystarczająco słyszalna, jednak deklaracja była oczywista - “nie podoba mi się to co robimy, ale idę z zespołem”. Tori liczyła na to, że nie wpakują się w większe kłopoty niż mogła zakładać, zwłaszcza teraz - gdy droga powrotu stała niemal otworem.

Chwilę później przyspieszyła kroku, zrównując się z Calebem. Przez chwilę szła obok niego, w końcu odwróciła ku niemu głowę.

- Podczas zebrania wspomniałeś o kimś, wymieniłeś nazwisko... Strassburg? To twój główny przeciwnik? Czy przeciwniczka raczej, bo wyraziłeś się o niej per “suka”. I byłabym... chyba wszystkie byłybyśmy wdzięczne, jakbyś powiedział nieco więcej na temat planu i naszym w nim udziale. Wiemy coś o tunelach, dywersji i próbie przedostania się do osady, ale coś poza tym? Czego możemy się spodziewać? Jakie jest nasze zadanie? Gdzie mamy się dostać i co zrobić żeby uznać misję za sukces?
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12109
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pustkowie Minosa > Arrae > Gellix]

8 wrz 2022, o 13:13

Chociaż marsz zapowiadał się naprawdę mniej boleśnie niż, to co przeżyły do tej pory nie dane im było zachwycać się okolicznościami przyrody. Odgłos silników lądującego w pobliżu promu ratunkowego z Wraitha zagłuszył kolejne zdania Caleba, a potem wszystko diametralnie się zmieniło.. Z ciemności przed nimi wyrosła potężna postać, a za nią najpierw dwie, a potem trzy i cztery kolejne.
- Zostaw to Caleb, daj im wrócić do domu - odezwał się znajomy głos, w którym kobiety rozpoznały Morgana. Mężczyzna stał naprzeciwko nich, zagradzając im dalsze przejście. Zarówno on, jak i jego towarzysze trzymali w ręku Windykatory.
Caleb zawahał się przez moment, ale w kolejnej chwili wyjął zza pleców przytwierdzoną do pancerza włócznię.
- Ze wszystkich ludzi, którzy mogli mi się sprzeciwić, właśnie ty? - powiedział, a w jego głosie zdawało się mieszać niedowierzanie ze wściekłością. Nie miał szans, sam przeciwko małemu oddziałowi uzbrojonych i w pełni opancerzonych ludzi. Hawk, Tori, Jaana i Luna nie były jego ludźmi. Były jedynie rozbitkami, które pragnąc wydostać się z lodowej planety weszły w układ z samozwańczym królem. Caleb zaknął pod nosem oglądając się za siebie.
- Kolonia nie potrzebuje kolejnego terroru dyktaturą, póki żyła Jess miałeś jeszce resztki rozumu. Społeczność popierała cię, a większość z nas, wychowanych na Gellix i wierzących w dawne legendy uważało, że jesteś wybrańcem - Morgan nie poruszył się ani na milimetr, w jego głosie nie było także strachu, był jednie głęboki żal i rezygnacja. - Znalazłeś tę rudowłosą i to ona posiada artefakt, o którego istnieniu wolałeś nie myśleć. Wolałeś żeby to odeszło w niepamięć jako historia dla starych i dla dzieci. Tymczasem on istnieje Caleb, a ty miałeś go na wyciągnięcie ręki i nie zrobiłeś z nim nic.
- Pierdolenie - przerwał mu mężczyzna. - Ja jestem panem tych zawszonych, skazanych na wieczną banicję ludzi. Ja! Nikt inny nie ma prawa do rządzenia moją kolonią, do hodowania tych przeklętych larw, które wymykają się spod kontroli. Sam mi to przyznałeś Morgan. Wiesz, że to bezsensowny upór, te stworzenia wytępią wszystkich, jeśli się ich nie upilnuje.
Morgan westchnął wyraźnie jedocześnie kręcąc głową z dezaprobatą. Opuścił broń, ale w tej samej chwili Caleb, jakby nie miał już niczego do stracenia rzucił się błyskawicznie w stronę mężczyzny. Jednym zamachem cisnął włócznię w stronę Morgana, tak jak to zrobił kilka dni wcześniej z larwą, ratując tym samym kobiety w tunelach planety. Broń przecięła powietrze i trafiła czarnoskórego mężczyznę prosto w łączenia pomiędzy ramieniem i szyją.
Padły strzały.
Morgan osunął się na ziemię dokładnie w tej samej chwili, w której uczynił to Caleb. Towarzysze Morgana dopali do niego, tymczasem samozwańczy król leżał u stóp czterech kobiet zupełnie martwy.
- Ty - ktoś z stojących przy czarnoskórym mężczyźnie wskazał na Hawk gestem ręki. - Podejdź.
Zdjęli mu hełm, a z kącika ust spływała mu strużka krwi. Rana była paskudna, włócznia weszła jak w masło przebijając szyję na wylot, Morgan był bliski wykonania ostatniego oddechu. Zanim jednak tak się stało spojrzał na Hawk.
- Za... zatrzymaj go - powiedział, po czym kaszlnął ciężko po raz ostatni, a jego wzrok zamarł w jednym punkcie.

Wracali w milczeniu, niczym kondukt pogrzebowy ciągnąc po śniegu za sobą ciało Morgana i Caleba. Ktoś z obcych wspomniał o tym, że Morgan dogadał się ze Strassburg co do warunków pokoju. Teraz wyrażali wątpliwości czy pomimo śmierci olbrzyma kobieta będąca najwyraźniej kimś decyzyjnym w kolonii będzie respektowała zasady rozejmu. Caleb nie żył, a tym samym główny antagonista przez którego kolonia została podzielona stracił swoją siłę perswazji i zdolności do mieszania się.
Pozwolono Hawk opuścić Gellix zanim wezwano prom ratunkowy dla Tori, Jaany i Luny, wbrew temu co mówil im wcześniej samozwańczy król, łączność radiowa działała bez zastrzeżeń. Oczywiście wyjątek stanowiły komunikatory z omni-kluczy, jednak to zaraz po odlocie Hawk się zmieniło. Kolonia miała teraz łączność ze światem, zarówno ta część należąca do Strassburg jak i tymczasowe schronienie rebeliantów, którymi już przecież nie byli. Wkrótce na lądowisku zjawiły się dwa kolejne promy ewakuacyjne, które poza rozbitkami zabrały też kilkunastu kolonistów z Gellixa. Ci, którzy chcieli zostać dostali taką możliwość.
Lodowa planeta Gellix wraz ze swoimi tajemnicami, hodowlami larw i specyficznymi wierzeniami została za nimi daleko z tyłu.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wróć do „Galaktyka”