W galaktyce istnieje około 400 miliardów gwiazd. Zbadano lub chociaż odwiedzono dotąd mniej niż 1% z nich. Pozostałe światy oraz bogactwa, które zawierają, wciąż czekają na odnalezienie przez korporacje lub niezależnych poszukiwaczy.

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

[Mgławica Rosetta > Enoch] Joab

7 lip 2016, o 17:08

NAZWAJoab
LOKALIZACJAMgławica Rosetta > Enoch
PROMIEŃ6,709 km
GRAWITACJA1,2 g
DOBA25,6 godzin
ATMOSFERAAzotowo-tlenowa
CIŚNIENIE2,18 atm
[boxmid][center][size=150][font=http://fonts.googleapis.com/css?family=Iceberg family=Iceberg][u]Informacje:[/u][/font][/size] [color=#4080BF]Joab to nadająca się do zasiedlenia planeta o dwóch księżycach, znana przede wszystkim z powodu masowej zagłady, do której doszło tu tysiące lat temu. Na Joabie istniała wtedy cywilizacja istot podobnych do ssaków naczelnych. Jej przedstawiciele podróżowali w kosmos. Na planecie były też bogate flora i fauna. Jednak tego można się jedynie domyślać dzięki kapsułom czasu zakopanym w ziemi daleko od ośrodków mieszkalnych -wszystkie miasta i inne osady dosłownie wyparowały w wyniku potężnego bombardowania z orbity. Powstały w wyniku tego obłok pyłu zabił wszelkie istniejące dzięki fotosyntezie rośliny oraz żywiące się nimi zwierzęta. Obecnie planeta jest rekolonizowana przez ludzi, którzy szybko tworzą tu warunki do życia dla swojej rasy. Zaczęli od wprowadzenia sinic i bakterii cudzożywnych, które mają zapewnić odpowiedni poziom tlenu i azotu.[/color][/center][/boxmid][boxmin][center][size=150][font=http://fonts.googleapis.com/css?family=Iceberg family=Iceberg][u]Temperatura na powierzchni:[/u][/font][/size] [size=120]14'C[/size][/center] [color=#FFFF40]OSTRZEŻENIE DLA PODRÓŻNYCH: Ciśnienie atmosferyczne na poziomie morza jest na Joabie dwa razy wyższe niż na Ziemi. Osoby cierpiące na infekcje górnych dróg oddechowych, rozedmę płuc, nowotwory lub które przeszły kiedyś operację klatki piersiowej powinny przed przylotem na Joaba skonsultować się z lekarzem.[/color][/boxmin]
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Mgławica Rosetta > Enoch] Joab

8 lip 2016, o 14:48

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Lekkie drżenie pokładu oznajmiło grupie, że statek wchodzi w atmosferę. Podróż minęła całkiem przyjemnie, urozmaicana grą w karty, siłowaniem się na rękę i klatką piersiową Ibbie. Ta po swojej prezentacji nieco zmarkotniała, ale szybko jej przeszło, bo doszła w końcu do wniosku, że nie ma się czego wstydzić. Może informacja udzielona przez pokładową WI, informująca o nadchodzącym lądowaniu, poprawiła jej humor. W ładowni zaroiło się od odzianych w takie same kombinezony pracowników firmy transportowej, którzy zabrali się do przygotowywania skrzyń do rozładowania. Zgonili wynajętą ochronę i Matta z ich prowizorycznego kącika towarzyskiego, bo tamtych paczek też potrzebowali. W tej samej chwili w ładowni pojawiła się też znajoma twarz o indiańskich rysach, należąca do osoby odpowiedzialnej za zatrudnienie ochroniarzy.
- I było spokojnie - uznał Aaron radośnie na dzień dobry, rozkładając szeroko ręce. Miał na sobie ten sam kombinezon, w którym Kiru i Matt go poznali. Uśmiechał się do nich, jakby własnie był najlepszy dzień jego życia. - Będziecie teraz mieć kilka godzin dla siebie. Khel w razie czego pokaże wam co gdzie jest, bo już tu był. Ja muszę lecieć. Ale jakbyście mieli jakieś pytania, problemy, to macie na mnie namiar, możecie dzwonić. W porządku?
Statek miękko osiadł na powierzchni, a ładownia otworzyła się, ukazując im miejsce docelowe - kolonię. Zbudowana ze standardowych, jasnych boksów, z których stworzono labirynt pomieszczeń i tarasów, posiadała lądowisko na samym brzegu wysokiej góry, na której była położona. Wyjście z Aetio 2 zajęło im kilka minut, zanim zebrali się ze swoimi ewentualnymi bagażami - o ile ktokolwiek jakieś miał, bo większość grupy wracała od razu na Cytadelę - z Tarczanskym nikt niczego nie ustalał, zapłacił za podróż w jedną stronę.
Owiało ich przyjemne, pachnące deszczem, chłodne powietrze. Za plecami zobaczyli urwisko, odgrodzone od lądowiska wysoką siatką by uniknąć wypadków. Znajdowali się na terenie mocno górzystym, a kolonia założona była na jednym ze szczytów, by poradzić sobie z wysokim ciśnieniem panującym na planecie.
- No to chodź - odezwał się Khel do yahganki. Może miał wobec niej wyrzuty sumienia, w końcu rozłożył ją na łopatki w ułamek sekundy. - Pokażę ci bar. Niewiele tam mają alkoholu, ale z tego co mówiła mała to właśnie dowieźli nowy, więc może się załapiemy. Chyba że chcesz zobaczyć jeziora. Są po drugiej stronie, jeśli jesteś fanką natury.
Na brzegu lądowiska, na jednym z tarasów, Matt szybko zobaczył osobę, dla której tu przyleciał. Mała, ciemnowłosa główka, wystająca zza barierki tylko na tyle, by z zainteresowaniem móc obserwować statek i krzątających się pracowników T'Ledri. Nie zwróciła uwagi na Tarczanskiego, być może dlatego, że szukała Aarona - w końcu to jego uwielbiała. Obok niej stała młoda dziewczyna, której nie znał, ale można było się domyślać, że obecnie robi tylko za opiekunkę i upewnia się, by dziecko nie wybiegło na przykład na środek lądowiska w niewłaściwym momencie. Nie ruszyła się też z miejsca, gdy Isabella ruszyła biegiem po schodach w dół - odpowiedzią na to był radosny powitalny okrzyk Singha, do którego pędziła w podskokach. Byłej żony, której Matt tak się obawiał, nigdzie nie było widać.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Matthew Tarczansky
Awatar użytkownika
Posty: 339
Rejestracja: 23 lis 2014, o 20:31
Miano: Matthew Tarczansky
Wiek: 32
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Oficer Techniczny
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.880
Medals:

Re: [Mgławica Rosetta > Enoch] Joab

17 lip 2016, o 23:13

W pewnym momencie, Matta naszły wątpliwości. Czy aby na pewno dobrze robi, zjawiając się w tym miejscu. Kompletnie bez zapowiedzi, bez ostrzeżenia, bez przygotowania. Jednak na tym etapie nie było już odwrotu. Musiał już stawić czoła swojej nemezis. Nawet jeśli przybrała najgorsze oblicze z możliwych. Przede wszystkim, obawiał się o Isę. Mogła o nim zapomnieć, Lizzie mogła przecież nawrzucać jej bzdury do głowy o tym, że jej prawdziwy ojciec o niej już zapomniał/nie żyje/nie chce jej znać. W myślach analizował miliony scenariuszy, zawsze tak robił, gdy nie wiedział czego się spodziewać. Może jego przybycie było kompletnie zbędne? Co jeśli zburzy całą rodzinną równowagę i zniszczy życie byłej żonie, przypominając Młodej o swoim istnieniu?
Jebać to...Suce się należy.
Co prawda, broń losie, nie życzył byłej żonie źle. Jednak z jego punktu widzenia, jej ucieczka, jej zniknięcie i urwanie kontaktu było karygodne. I tą karą mogło być niespodziewane zjawienie się w jej skromnych progach. Zaburzenie jej pięknego życia swoim jestestwem. Miał wrażenie, że na jego widok, Lizzie dostanie białej gorączki. Znał ją. Była charakterna, kobieta o innej osobowości raczej nie wytrzymałaby z Mattem zbyt długo. A oni mieli prawie dekadę życia ze sobą. To o czymś świadczyło, prawda?
Wtem wylądowali. Osoba, która spory kawałek swojego życia spędziła w przestrzeni kosmicznej, niezbyt przejął się tym faktem. W pewnym sensie, Matt nawet wolał spędzać czas na pokładzie. Pozornie, pozwalało mu to spoglądać na problemy z dystansu, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że to nie zdystansowanie się, a kolejna forma ucieczki przed kłopotami. Z perspektywy czasu, to wcale mu nie pomagało, wręcz przeciwnie, pogarszało jego dotychczasowe życie. Kiedy między nim a Lizzie, przestało się układać...Matt zamiast starać się utrzymać swój związek, wziął więcej kontraktów, bo potrzebował czas do namysłu. Kiedy problemy piętrzyły się ponad jego stan rozumowania, inżynier po prostu, wolał traktować je tak, jakby ich nie było. Przez to...spiętrzyły się do tego poziomu, że trudno mu je teraz ogarnąć, a jeszcze trudniej stawić mu z nimi czoła. Prostowanie przeszłości po takim czasie było problematyczne, a zwłaszcza tak delikatnych spraw jak te. Prosta logika tutaj nie działała, jego proste sformułowanie sprawiedliwości nie było brane pod uwagę. Spakował swoje klamoty do toreb i powoli zmierzał w kierunku trapu, którym miał zamiar opuścić pokład.
-Manitou...Jeszcze raz dzięki za podwózkę.-Mruknął do krzątającego się ładowni Aarona. Zdawał sobie sprawę z tego, że Indianina to przysługa jak każda inna, lecz...Mechatronik widział to trochę inaczej. Co prawda, nie wiedział jeszcze jak wróci na Cytadelę. Zresztą, miał zamiar tu spędzić trochę więcej niż tylko kilka godzin poświęconych na rozładunek i załadunek Aetio. Musiał stawić czoła przeszłości, które po postawieniu pierwszych kroków na trapie, ujrzał w postaci małej, ciemnowłosej istotki, na której widok, mechatronikowi zmiękło serce, a uścisk dłoni na torbach podróżnych zdecydowanie zelżał i gdyby nie nagłe ocknięcie upuściłby je na ziemię. Gdyby ktokolwiek teraz mógł zauważyć szczęście i ulgę w oczach Tarczansky'ego, rzekłby, że prawdopodobnie oszalał. Ojcowski instynkt kazał mu złapać swoje dziecko i przyciągnąć je do siebie. Jednak logika cały czas powtarzała, że nie należy wyprzedzać faktów i pozwolić sytuacji się odrobinę rozwinąć. W końcu nie spodziewał się tego, że pędząca Isabel zmierza właśnie do niego, rozpoznając swojego ojca. Wcale przecież nie musiało tak być, jednak...Nadzieja, że tak właśnie było cały czas płonęła w jego sercu. Szybko jednak została zgaszona, po tym jak z radosnym wrzaskiem rzuciła się na Manitou.
Sam sobie jesteś winien...
Gdyby walczył, gdyby chciał, gdyby po prostu był przy niej częściej, do tej bolesnej jak porządny kop z glana w jaja sytuacji by nie doszło. Matthew skrzywił usta w grymasie potwornego, wewnętrznego cierpienia. Co prawda, cieszył się, że Isa jest cała, zdrowa, radosna i przez chwilę znów zaczął się zastanawiać nad tym, czy warto jest burzyć jej mały świat na tej kolonii, swoim zjawieniem się. Spoglądał na tą scenkę. Z nutą zazdrości, szczęścia, rozżalenia...gniewu. Uczuć było tak wiele, że trudno było to opisać. Wyciągnął na chwilę rękę w jej stronę i w całym tym emocjonalnym amoku zdążył jedynie wydukać.
-Eee...eee...Hym...Nieważne.-Po chwili opuszczając rękę. Chyba na korzyść całej tej sytuacji, najlepszym rozwiązaniem byłoby spotkanie z byłą żoną. Tylko nawet nie miał zielonego pojęcia jak jej poszukać. Co prawda, mieścina którą widział nie była zbyt wielka. Tutaj raczej każdy każdego znał i odnalezienie pani ex-Tarczansky'ej nie będzie zbyt wielkim problemem, lecz...Chyba się trochę bał. Niemniej jednak. Skoro już tutaj był, to musiał doprowadzić sprawy do końca. Widząc idącego w stronę trapu ładunkowego Khela, kiwnął głową w jego stronę, starając się zakryć wszystkie skrajne emocje malujące się na jego twarzy. Po chwili namysłu, rzucił cicho w jego stronę.
-Ej, stary. Wiesz może gdzie jest tutaj jakiś hotel?-Pytanie było jak najbardziej na miejscu. Jeśli chciał tutaj chwilę zabawić, to musiał gdzieś przenocować. Miał nadzieję, że w tych barakach znajdzie się chociaż jeden taki, który będzie można wynająć na jakiś czas. Wiedział też, że to drugi koniec galaktyki, pozbawiony wszystkich dobrodziejstw cywilizacji. Może ta raczkująca kolonia jeszcze nie wprowadziła udogodnień dla turystów. Chociaż, cholera tych wszystkich zarządców wie. Miał nadzieję, że będzie miał gdzie przenocować.
ObrazekObrazek THEME|WORK THEME|SPACESUIT|CASUAL|VOICE|ARMOR Premia technologiczna: +20%
Bonus do tarcz: +15%
Bonus do celności strzelby: +5%
Zwiększenie siły i obrażeń od mocy technologicznych: 15%
Zwiększenie obrażeń zadawanych przez Spalenie: 10%
Kiru Heidr Varah
Awatar użytkownika
Posty: 660
Rejestracja: 3 cze 2013, o 22:04
Miano: Kiru Heidr Varah
Wiek: 100
Klasa: Szpieg
Rasa: Yahg
Zawód: Przemytnik
Lokalizacja: Cytadela
Status: ex-Krwawa Horda, jako Urdnot Kubera poszukiwana przez organizacje zwalczające przemyt
Kredyty: 48.138
Medals:

Re: [Mgławica Rosetta > Enoch] Joab

19 lip 2016, o 17:53

No i wylądowali. Nic ich nie zastrzeliło, nie pożarło a po posadzeniu maszyny na pokład nie wdarł się oddział uzbrojonych po zęby terrorystów. Słowem, jak na standardy Kiru, było nieco nudno, ale perspektywa iż będą mogły to być najłatwiej zarobione kredyty w jej życiu działała kojąco. Gdyby jeszcze mogła być pewno, że jej ciało nie wywinie już żadnego numeru do końca misji mogłaby całkowicie zrelaksować się w oczekiwaniu na lot powrotny na Cytadelę.
Kątem oka obserwowała pracowników firmy transportowej wynoszących skrzynie z narkotykami, bronią jądrową, proteańskimi artefaktami czy innym badziewiem jakie statek przywiózł właśnie do kolonii.
Właśnie zaczęła zastanawiać się jak zagospodarować najbliższe kilka godzin, gdy Khel wyskoczył z propozycją odwiedzenia lokalnego baru. Co prawda yahganka wątpiła by ów lokal miał na stanie coś czym mogłaby się upić to była to znacznie ciekawsza perspektywa niż kilkugodzinne siedzenie w porcie, spędzone na gapieniu się w horyzont.
- Jasne – odpowiedziała kierując się za kroganinem- – Może nawet postawię ci jednego.
Nagle na płytę lądowiska z szybkością zbliżoną do prędkości światła wdarło się coś małego i ciemnowłosego.
Jedno spojrzenie na pędzącego dzieciaka i minę Beksy mówiło wszystko. To bez wątpienia musiała być owa córka, dla której zdecydował się na podróż do kolonii, jednak pewnie raczej nie spodziewał się iż mała pobiegnie do indianina. Wszystko wskazywała na to iż na tytuł ojca roku człowiek z całą pewnością nie zasługiwał.
ObrazekObrazek Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Mgławica Rosetta > Enoch] Joab

19 lip 2016, o 20:01

- Hotel? - kroganin zaśmiał się gardłowo. - Człowieku, tę kolonię ledwo założyli. Może znajdziesz jakiś barak z wolnymi łóżkami, ale nie liczyłbym na luksusy. Chodź z nami do baru, ten założyli przecież na samym początku, chyba jeszcze zanim zbudowali pierwsze domy. Wy, ludzie, jesteście dziwni. Ale tam powinni być tutejsi, spytasz ich czy ci nie pomogą. A my się napijemy.
Skinął głową do Kiru, uśmiechając się zachęcająco. Jakoś musieli sobie zorganizować kolejne godziny do odlotu, skoro ekipa z Aetio zajmowała się teraz rozładunkiem. Nawet Iniya była zajęta, plącząc się między skrzyniami i krzycząc coś do ludzi po drugiej stronie lądowiska. Singh złapał dziewczynkę w ręce i obrócił ją w powietrzu, powodując głośny wybuch perlistego, dziecięcego śmiechu, który dla Matta mógł być bardziej niż bolesny. Ale nie miał co się dziwić, pamięć dzieci była kiepska, mogła go więc nie rozpoznać kątem oka, skoro nie widzieli się od tak dawna. Tym bardziej, że nie spodziewała się tu jego przylotu. Aaron kucnął i zmarszczył brwi, przytakując gorliwie czemuś, co Isa opowiadała. Trzymała coś w rękach, z tego miejsca jednak Tarczansky nie widział, co takiego.
- Jak chcesz mi kupować alkohol, to już w ogóle jestem całkowicie przekonany - Khel ruszył w głąb kolonii, upewniając się, że pozostała dwójka ruszy za nimi. Wreszcie się ożywił, może nie lubił statków, albo przepadał za alkoholem, który tu importowali.
Poprowadził ich pomiędzy białymi segmentowymi budynkami, typowymi dla nowych kolonii, przez długi most prowadzący nad przejrzystą rzeką i sporej wielkości plac, do jednego z większych pomieszczeń, z którego mimo wyraźnie wczesnej pory dobiegała muzyka. Po wejściu do środka okazało się, że pełni ono rolę czegoś pośredniego pomiędzy barem, a restauracją, bowiem kilka osób siedziało już w środku, spożywając ciepły posiłek. To musiał być czas obiadu i wszyscy troje przypomnieli sobie o tym, gdy poczuli zapachy. Na Aetio mieli do dyspozycji jedynie chrupki Ibbie, którymi ich częstowała, ale nie było szansy, by wszyscy się tą jedną paczką najedli.
- No, to gdzie siadamy? - spytał kroganin, nie czekając jednak na odpowiedź i podchodząc do najbliższego stolika przy dużym oknie. Krzesło jęknęło groźnie pod jego ciężarem, ale wytrzymało. Pozostałe trzy czekały na nich i ewentualnego dodatkowego towarzysza obiadu. W końcu gdzieś zniknęła filigranowa blondynka, całkiem prawdopodobne więc było, że zaraz ich tu znajdzie. Na blacie leżały dwa datapady z menu. Nie było ono może nadzwyczaj bogate i zróżnicowane, ale dania na pewno zapełniały żołądek i tylko o to chodziło. Gdzieś na końcu znalazła się nawet jedna propozycja dekstro. No i oczywiście dość uboga lista alkoholi, ale takich raczej uniwersalnych, więc narzekanie na mały wybór mijało się z celem.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Matthew Tarczansky
Awatar użytkownika
Posty: 339
Rejestracja: 23 lis 2014, o 20:31
Miano: Matthew Tarczansky
Wiek: 32
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Oficer Techniczny
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.880
Medals:

Re: [Mgławica Rosetta > Enoch] Joab

22 lip 2016, o 18:05

A skąd on mógł wiedzieć, że na tej kolonii nie mają żadnej infrastruktury turystycznej? To prawda, że to nowa dla ludzkości planeta. Okej, ludzie mogli się tu dopiero zjeżdżać. No, ale...Dla przejezdnych też musiał być tu jakiś kącik. Nawet spartańskie warunki by mu odpowiadały. Byleby miał się gdzie wyspać i gdzie zjeść.
-Dobra, dobra. Może ma ktoś jakąś "karimatę do wynajęcia".-Rzucił, wzruszając przy tym ramionami, bowiem sprawa noclegu martwiła go w tym wszystkim najmniej. Bardziej obchodziła go jego córka, którą właśnie w tym momencie tak beznamiętnie ominął. Przynajmniej starał się, aby tak to wyglądało. Jakby była kolejnym dzieckiem z miliarda innych dzieci w całej galaktyce. Radosnym, rzucającym się na znajomą mu osobę. Tylko to tak cholernie bolało, tak mocno, że nikt nie mógł sobie wyobrazić tego, co właśnie czuł. A najgorsze było chyba to, że...Na razie tak było lepiej i musiał jakoś to przeżyć. Tak bardzo chciał się odwrócić. Tak bardzo chciał ją wziąć na ręce i przytulić do siebie. Jednak...Nie zamierzał jej mącić w głowie. Nie teraz, dopóki sprawy z Elizabeth się nie unormują.
Nikt nie miał prawa oceniać go jako ojca. To prawda, był chujowy w swojej roli. Od momentu rozstania z dzieckiem, zaaferował się karierą (o ile jego marny awans społeczny można było tak nazwać), wychodzeniem na prostą i okropieństwami, które go spotykały. Mowa tu o Raitaro, Arsufie i niedawnej Pinie.
Nie zwykł mówić o swoich problemach i emocjach na forum publicznym. Zresztą, ta banda najemników i tak nie zrozumiałaby co właśnie czuje i do czego właściwie dąży. Zresztą...On sam nie do końca wiedział, co tutaj robi. Był to zryw, jak wiele innych w jego życiu. Jeden z tych, których częściowo żałuje. A niech to! Przecież tu chodzi o jego córkę, nie może od tak zapomnieć o tej całej sprawie. W jednej chwili, z kieszeni wyciągnął paczkę papierosów i zapalniczkę. Jak można było się spodziewać, zapalił. Musiał...To było silniejsze od niego. To tak, na uspokojenie...Jakby ktoś nie rozumiał. Nie był specjalnie skory do rozmów. Przez całą drogę do knajpy milczał. Nie chciało mu się, widok jego córki śmiejącej się w najlepsze, w ramionach Winnetou jakoś niespecjalnie go cieszyła. Nie zamierzał jednak rozliczyć się z przeszłości, był tu i teraz i przede wszystkim...Musiał myśleć o tym, jak częściowo wyprostować te sprawy. Niemniej jednak, posiłek i towarzystwo najemników, znalezienie pomocy wśród miejscowych było równie ważne. A być może ważniejsze.
Nie można było odmówić tej kolonii uroku, choć Matthew i tak rzucał się pewnie w oczy swoim obyciem mieszczucha. Wystarczyło spojrzeć na jego strój, mowę ciała. Widać było, że był człowiekiem z wielkiego miasta, nie pasującym do tej barakowej sielanki. Choć nie przepadał za takimi miejscami, bowiem od zawsze wolał wielkomiejski zgiełk, to szczerze powiedziawszy...Tutejsza atmosfera, pozwalała mu się odrobinę wyciszyć. Knajpa cicha i spokojna...Ech...Szkoda gadać i tracić czas na napawanie się tutejszymi krajobrazami. Musiał działać, goddammit. Zasiadł przy stoliku, które wcześniej zajął kroganin. Rozejrzał się dookoła, mając cichą nadzieję, że jego była żona się nagle tutaj pojawi. Na całe szczęście, nie musiał jej oglądać od początku swojej wizyty, choć...po części, chciał tego starcia. Było mu ono potrzebne do osiągnięcia celu, do odzyskania kontaktu z córką. Jednak wątpliwości cały czas go męczyły i całe jego milczenie skończyło się następującym zdaniem.
-Ja pierdolę...Sam już nie wiem, czego tutaj szukam. Lizzie i tak pogoni mnie stąd w chuj, a Młoda przebiegła obok mnie tak, jakbym był powietrzem. Dosłownie, olała mnie ciepłym moczem. Zuza nie wiem jak wy wieloocy postrzegacie świat, ale...Co wy robicie w takich sytuacjach, hmmm? Tylko odcinanie kończyn, rytualne mordy i palenie na stosie nie wchodzi rachubę.-Kiru była najbardziej zorientowana w jego sytuacji. Dlatego zapytał ją o zdanie, była jedną z niewielu osób na pokładzie Aetio, która wiedziała o co chodzi w tej całej odysei. Miał wrażenie, że przyleciał tutaj na marne i po prostu...Zaburzył równowagę tego miejsce. Zresztą, od jakiegoś czasu miewał wrażenie, że wszędzie gdzie się nie pojawi to albo szataniści na stacji podwodnej, albo piraci gwałciciele, albo wykurwiście wielkie fale tsunami. Ciekawe co będzie tutaj. Rekinonado?
ObrazekObrazek THEME|WORK THEME|SPACESUIT|CASUAL|VOICE|ARMOR Premia technologiczna: +20%
Bonus do tarcz: +15%
Bonus do celności strzelby: +5%
Zwiększenie siły i obrażeń od mocy technologicznych: 15%
Zwiększenie obrażeń zadawanych przez Spalenie: 10%
Kiru Heidr Varah
Awatar użytkownika
Posty: 660
Rejestracja: 3 cze 2013, o 22:04
Miano: Kiru Heidr Varah
Wiek: 100
Klasa: Szpieg
Rasa: Yahg
Zawód: Przemytnik
Lokalizacja: Cytadela
Status: ex-Krwawa Horda, jako Urdnot Kubera poszukiwana przez organizacje zwalczające przemyt
Kredyty: 48.138
Medals:

Re: [Mgławica Rosetta > Enoch] Joab

22 lip 2016, o 22:41

Kiru usadowiła się na krześle, które podobnie jak w przypadku kroganina jęknęło niebezpieczne. Sięgnąwszy po menu zaczęła niespiesznie przeglądać listę dostępnych pozycji. Na szczęscie nie musiała obawiać się, że jej żołądek padnie ofiarą nadmiernej fantazji tutejszych kucharzy. Yahgowie byli pod tym względem wytrzymali jak kroganie a na Omedze zdarzało jej się zamawiać dania w najostrzejszej wersji i czasami nawet nie zakładała się czy przeżyje.
Niespodziewane towarzystwo odrzuconego ojca i jego co najmniej dziwne pytanie oderwały Kiru od studiowania jadłospisu. Wszystko wskazywało na to, że kandydat na ojca roku postanowił poszukać wsparcia i porady. Szkoda, że nie mógł wybrać gorszej osoby jako doradcy do spraw życia rodzinnego. Kiru sama sobie nie powierzyłaby pod opiekę kaktusa a co dopiero dziecka a jej doświadczenie w związkach było żadne więc co niby miała doradzić człowiekowi ?
- Żadna ze mnie specjalistka do spraw problemów rodzinnych, ale skąd możesz wiedzieć co powiedziała jej o tobie twoja była? – powiedziała odkładając menu – Kto wie może dla młodej siedzisz w więzieniu albo nie żyjesz – stwierdziła optymistycznie – Gdybym była tobą wypiłabym jednego i poszła skonfrontować się z twoją kobietą. Sprawa jest prosta, jeśli tego nie zrobisz już zawsze będziesz żałował, że w kluczowym momencie zabrakło ci odwagi. – niby głodne kawałki, ale zawsze było to lepsze niż proste „idź się upij i wyślij wiadomości z pogróżkami do swojej byłej”.
ObrazekObrazek Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Mgławica Rosetta > Enoch] Joab

24 lip 2016, o 11:20

Khel westchnął ostentacyjnie. Chciał miło spędzić czas, tymczasem Matt dostał kryzysu egzystencjalnego i prosił o radę Kiru, która najmniej ze wszystkich tu obecnych wyglądała na psychologa. Już sam kroganin nadawał się do tego bardziej - yahganka wydawała się absolutnie obojętna wobec otaczającego ją świata. Dopiero gdy faktycznie wyraziła swoje zdanie, Khel spojrzał na nią z niepewnością. Może i nie była tylko górą mięsa, może miała w sobie coś więcej. Przedstawicieli jej rasy nie spotykało się często, może nie był przyzwyczajony, a jedyne, co wiedział, to stereotypy.
Ibbie wpadła do restauracji jakieś dwie minuty po nich. Zdążyli się usadowić i nawiązać w miarę spokojną rozmowę, zanim doskoczyła do ich stołu i stanęła tam, rozkładając ręce w geście bezradności.
- No to nie mogliście wziąć większego stołu, żebyśmy się zmieścili wszyscy? - spytała, rozglądając się po pomieszczeniu. Rzeczywiście, było kilka większych, a ten, przy którym siedzieli, jednym brzegiem opierał się o szerokie okno. Tylko trzy miejsca. Blondynka westchnęła ostentacyjnie i obeszła ich dookoła, by przejść za plecy Matta i oprzeć się na jego ramionach. Nie była szczególnie ciężka, zresztą tutaj, już nie w ładowni tylko na zewnątrz, wyglądała na jeszcze bardziej filigranową, niż na statku. Po prostu znalazła sobie tymczasowo jakieś miejsce, skoro oni dla niej żadnego nie przewidzieli. - Zamówiliście coś?
Widok z okna otwierał się na duże jezioro, takie, o jakim już im wspominano. Woda nie miała znajomego, błękitnego koloru, ale była jasnozielona, pewnie przez jakieś żyjątka wodne. Nie przeszkadzało to jednak komuś brodzić w niej po kolana. Pewnie żyjątka były nieszkodliwe. Dalej, za jeziorem, wznosiło się wzgórze o poszarpanych brzegach - cała kolonia położona była zresztą dość wysoko.
Ibbie sięgnęła nad Tarczanskim do menu, podnosząc je ze stołu i wciąż oparta o niego przedramionami, zaczęła przeglądać ofertę restauracji. Gdy była tak pochylona, mógł czuć otaczający ją świeży, słodkawy zapach. Czytała chyba szybciej od niego, bo przewijała propozycje posiłków w zastraszającym tempie, a może po prostu pędziła prosto do alkoholi.
Kelnerka pojawiła się chwilę później. Kiru zauważyła ją pierwsza, a ona pierwszą zauważyła Kiru. Wyglądała na właścicielkę tego całego przybytku i wyglądała też, jakby pierwszy raz w życiu zobaczyła yahga. Zamarła, by po chwili z trudem ruszyć w ich stronę. Nawet kroganin nie wyglądał dla niej tak przerażająco, jak Kubera. Zatrzymała się bezpieczne półtora metra od stolika, by z wysiłkiem oderwać od niej wzrok i po głębokim wdechu wyrzucić z siebie.
- Co dla was? - uruchomiła omni-klucz. Widocznie nie mieli jeszcze zainstalowanych systemów samodzielnego składania zamówień. W końcu kolonia była nowa. - Pewnie jesteście głodni, domyślam się, że przylecieliście z ładunkiem.
Uwagę Matta odwracała Ibbie, ale w jednej chwili wszystko się zmieniło. Osoba, która podeszła do stolika, miała bardziej, niż znajomy głos. Wystarczyło odsunąć blondynkę i unieść głowę, by zobaczyć twarz kobiety, która postanowiła go zostawić i odebrać mu dziecko. Wtedy też ona zauważyła Tarczanskiego, a jej wzrok stwardniał.
- No chyba sobie kpisz - wysyczała, zupełnie tracąc resztki profesjonalizmu. Wyglądało na to, że chwila konfrontacji przyszła szybciej, niż się spodziewał.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Matthew Tarczansky
Awatar użytkownika
Posty: 339
Rejestracja: 23 lis 2014, o 20:31
Miano: Matthew Tarczansky
Wiek: 32
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Oficer Techniczny
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.880
Medals:

Re: [Mgławica Rosetta > Enoch] Joab

26 lip 2016, o 19:45

Matt słysząc radę Kubery, uniósł brew w górę i pokiwał głową z uznaniem. Mało brakowało do tego, aby wstał i zaczął klaskać. Razem z klientelą tej kantyny i pilotem statku, którym chwilę temu przylecieli. Jego kryzys egzystencjalny był uzasadniony. Nie każdy na co dzień boryka się z problemami tego kalibru. Niektórzy co prawda mają na głowie całą galaktykę. Niektórzy są skurwysynami i takie niuanse ich nie interesują. W tym Tarczansky'm małym świecie to jednak było ważne zagadnienie. Ba! Najważniejsze, a kilkadziesiąt sekund po opuszczeniu pokładu, jego optymistyczne podejście zostało ot tak...Zmasakrowane jak lewak. Nic dziwnego, że jego humor był taki jaki był...Czyli chujowy.
-No, Zuza. Chapeau bas, spodziewałem się jednak odrywania kończyn.-W momencie, w którym sam chwycił kartę, poczuł obciążenie na swoich plecach. Niezbyt uciążliwe, męczące...Na swój dziwny, niezrozumiały sposób miłe i jakoś niespecjalnie przeszkadzała mu obecność Ibbie na jego plecach. Spojrzał jedynie w górę, upewniając się, że to na pewno ona. Choć nie musiał, odezwała się. Co prawda, nader oszczędnie, ale...Mimo wszystko. Jej głos po tych kilku godzinach lotu był dla niego rozpoznawalny. W tym momencie bardziej istotne było dla niego menu. Wziął datapad w dłonie i zaczął przeglądać dość ubogą ofertę. Francuski piesek się znalazł. Człowiek, u którego w menu pojawiało się niewiele więcej, niż odżywcza papka, której było po dziurki w nosie na Eagle'u...Nagle zechciał czegoś wyrafinowanego? Przyzwyczajony do tej jakości pożywienia powinien dziękować łaskawemu wszechświatowi do tego, że ktokolwiek pozwoli mu zjeść chociażby grzankę...z masłem! A ten nagle zechciał nie wiadomo czego. Od asortymentu mesy na Venus najwyraźniej mu się w dupie poprzewracało. Niemniej jednak kiedy Ibbie przejęła kontrolę nad datapadem, Matthew stracił rachubę i przewijane strony migały przed jego oczami tak szybko, że mechatronik nie nadążył nawet dobrze przeczytać wszystkich dań serwowanych w tej knajpie. Pokiwał głową ze zrezygnowaniem i oparł się łokciami o blat.
-Jak Ci mało miejsca, to możesz usiąść na kolanach.-Rzucił z przekąsem i to nie dlatego, że zaczęła mu ciążyć na plecach, choć faktycznie...Kolejny ciężar na jego barkach nie był dobry dla jego zdrowia...no nie wiem, psychicznego chociażby...Ech...To tylko Ibbie. Ze wszystkich rzeczy na świecie, nie spodziewał się nagłego wybuchu agresji i śmierci z jej ręki. Była sympatyczna i miała małe, choć skowyrne cycki...Cokolwiek by to nie oznaczało. Najważniejsze było to, że miał czas do namysłu zanim uda się na spotkanie z żoną. Uda mu się najeść, napić kawy czy innego ciepłego trunku, spalić papierosa...Albo i całą paczkę, a dopiero później udać się na spokojną, dojrzałą dysputę ze swoją byłą. Przynajmniej tak mu się wydawało.
No właśnie, przynajmniej...
Z oczywistych względów, trudno było mu się obrócić tak, by spojrzeć na kelnerkę, która właśnie zamierzała obsłużyć ich stolik. Zresztą...Prawdopodobnie zanim napatrzy się na Kuberę, minie dobre trzydzieści sekund...Dlatego uznawał, że może tak patrzeć na migające strony na datapadzie, a dopiero później będzie mógł dalej zadawać pytania. W oczekiwaniu zaczął wystukiwać palcami rytm. Bliżej nieokreślony, w miarę dynamiczny...Ot taki, dla zabicia czasu. W końcu to Ibbie wybierała, nie on...Może da mu na to szansę później. Spojrzał na Khela i kiwnął do niego zaczepnie głową, w milczeniu, oczywiście. Jednak w ułamku sekundy jego mina zmieniła się po tym jak usłyszał głos kobiety. Był bardziej niż znajomy. Zresztą, po rozwodzie, głos Lizzie przypominał mu syczenie żmiji, takiej, która wraz ze swoim jadem, wyciąga całe życie i pieniądze z konta. Zaskoczenie jakie wymalowało się na jego twarzy mogłoby konkurować z najgłupszymi zdjęciami w extranecie ever. Trudno było opisać to, jak wyglądała jego twarz. Jedno było pewne, był zdziwiony...A to co działo się w jego głowie. Jak zazwyczaj bywało w takich sytuacjach u niego, mózg Matta wytwarzał około 1mln pomysłów na minutę. Tak miewał w kryzysowych sytuacjach, a ta, trudno zaprzeczyć, była taka.
I co? I wstaniesz? I co jej powiesz?
"Ty! Ty! Ty! Nicponiu! Oddawaj moje dziecko!"?
Ej! Ej...Ogierze...Przystopuj trochę. Nie tak ostro...
Przecież nie będę rzucał kurwami na środku knajpy...
Wcześniej Ci to jakoś nie przeszkadzało...
...Chyba mam...

Kiedy zdziwienie minęło, a Matthew odzyskał panowanie nad sobą, po odliczeniu dziesiątki na uspokojenie. Po odliczeniu dwudziestki...No...Trochę tych liczb minęło, zanim się uspokoił. W końcu...Nie chciał palnąć niczego głupiego.
-Sorki na moment.-Ostrzegł Ibbie, zanim w ogóle zaczął wstawać. Dał jej czas na to, by się odsunęła, a kiedy dało się to zrobić...Spokojnie, jakby nigdy nic wstał z zajmowanego krzesła. Jeśli najemniczka chciała...Mogła je zająć, bo prawdopodobnie Matt już nie usadzi na nim swojego zadka. Spojrzał na swoją byłą żonę. Przez te wszystkie lata nic się nie zmieniła. Nadal była diabelsko atrakcyjna, miała nadal to coś, które Matt w niej widział. To jednak nie oznaczało tego, że był jeszcze na tyle szalony by znów się w niej zakochać...Broń Losie. Przez chwilę tak stał i obserwował swoją żonę w milczeniu. Pojedynek na spojrzenia, niemalże jak w starym, dobrym westernie. Jeszcze chwila i sięgną po rewolwery...I będzie, śmierć w południe, kurwa mać.
-Hmmm...Ale to nie ja uniemożliwiam sobie kontakt z córką, to nie ja nie odpisuje na maila i nie odbieram telefonów i to nie ja spierdalam na drugi koniec galaktyki, nie informując mnie, ojca, który nadal ma prawa rodzicielskie...I to Ty chyba kpisz, albo w ze mną w chuja lecisz, bo...bo...bo...Nagle Ci fujara wyrosła. A poza tym...Bardzo niemiło mi Cię widzieć, Lizzie.-No, to dopiero przywitanie dwojga, kochających się niegdyś małżonków.
ObrazekObrazek THEME|WORK THEME|SPACESUIT|CASUAL|VOICE|ARMOR Premia technologiczna: +20%
Bonus do tarcz: +15%
Bonus do celności strzelby: +5%
Zwiększenie siły i obrażeń od mocy technologicznych: 15%
Zwiększenie obrażeń zadawanych przez Spalenie: 10%
Kiru Heidr Varah
Awatar użytkownika
Posty: 660
Rejestracja: 3 cze 2013, o 22:04
Miano: Kiru Heidr Varah
Wiek: 100
Klasa: Szpieg
Rasa: Yahg
Zawód: Przemytnik
Lokalizacja: Cytadela
Status: ex-Krwawa Horda, jako Urdnot Kubera poszukiwana przez organizacje zwalczające przemyt
Kredyty: 48.138
Medals:

Re: [Mgławica Rosetta > Enoch] Joab

26 lip 2016, o 21:20

- Lepiej nie, bo jak wy to ludzie mówicie? Zabijesz byłą a pójdziesz siedzieć jak za człowieka.
Ledwie zwróciła uwagę na niecodzienne zachowanie zbliżającej się do niej kelnerki. Takie skradanie się do stolika irytowało ją tylko przez pierwsze sto razy zanim pogodziła się z faktem iż większość galaktyki nie widziała wcześniej yahga nawet na obrazku.
- Poproszę stek i ciemne piwo – powiedziała uprzejmie, odkładając datapad. – Tak, jesteśmy z ochrony – odpowiedziała, choć kobieta już zapewne sama domyśliła się iż czwórka nieco podejrzanie wyglądających osobników raczej nie jest z księgowości.
Następne wydarzenia można było skomentować tylko w jeden sposób; zaskakujący zwrot akcji rodem z taniej komedii romantycznej. Jaka była statystyczna szansa, że była Beksy pracuje akurat teraz dokładnie w tej knajpie? Wychodziło na to, że ludzcy bogowie musieli nie za bardzo go lubić.
Z początku wcale nie miała zamiaru wtrącać się w rozpoczynającą się właśnie kłótnię byłych partnerów. Do szczęścia jej, Ibbie i Khela brakowało tylko miski popcornu i szklaneczki czegoś mocniejszego by mogli w spokoju cieszyć się spektaklem. Po chwili uznała jednak, że nie zaszkodzi podgrzać nieco atmosferę.
Lekko stuknęła Beksę w ramię jakby chciała zwrócić na siebie jego uwagę.
- To ją mam sprzątnąć? – zapytała z miną znudzonego profesjonalisty, obrzucając ludzką kobietę obojętnym spojrzeniem. Ot dołoży własną cegiełkę do spektaklu rozgrywającego się właśnie przed ich oczami.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
ObrazekObrazek Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Mgławica Rosetta > Enoch] Joab

29 lip 2016, o 13:28

Tajny rzut MG, 50%
0
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Mgławica Rosetta > Enoch] Joab

29 lip 2016, o 13:50

Lizzie wydawała się wściekła. Chociaż nie, nie wydawała się, ona wściekła była. Jej usta zacisnęły się w wąską kreskę, a dłonie - w pięści. Z największym przejęciem sytuacji przyglądała się Ibbie, która nie zdążyła niestety zająć miejsca na kolanach Matta, choć chyba się do tego zbierała. Stała teraz, oparta jedną ręką o krzesło i najwyraźniej starała się zrozumieć, co tu się do diabła dzieje. Może i Elizabeth wyglądała tak samo pięknie, jak kiedyś, ale nie było mu dane doceniać jej urody w ciepłym świetle tutejszego słońca.
- Co ty sobie, kurwa, wyobrażasz? - wysyczała. - Nawet jeśli mi fujara wyrosła, to już nie jest twój problem. Mam jakiś powód, dla którego się nie odzywam, Isa musi mieć normalną rodzinę, a nie ojca popierdoleńca, który pojawia się raz na pół roku i liczy na cudowne życie rodzinne. Nie będę z tobą o tym rozmawiać setny raz, zabieraj stąd dupę i swoją blond pindę. Nikt cię tu nie zapraszał.
Ibbie momentalnie przeszła z zaciekawienia w stan absolutnej pogardy w stosunku do kelnerki. Puściła krzesło i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, unosząc tylko jedną brew.
- Złość piękności szkodzi - mruknęła, bardziej do siedzących przy stole kroganina i yahganki, niż w odpowiedzi na oskarżenia, jakie Elizabeth rzucała mężowi. Byłemu mężowi? Nie wiedziała do końca jak to ostatecznie wyglądało. - Żeby się nie zesrała przypadkiem.
Tymczasem kobieta wychyliła się zza ramienia Matta, rzucając Kiru lodowate spojrzenie. Na moment zignorowała swojego byłego, tylko po to, by przenieść złość na bogu ducha winną klientkę. Ostentacyjnie wyłączyła omni-klucz, który był gotowy do przyjęcia zamówienia. Prawdopodobnie zerwałaby z siebie też fartuch, gdyby miała jakiś na sobie, tymczasem ubrana była w zwykły, wygodny kombinezon, utrzymany w odcieniach czerwieni.
- Stek i ciemne piwo będzie, jak ten idiota wsiądzie na statek i tam już zostanie. Wzięli cię do ochrony, co? Zupełnie przypadkiem? A uprzedziłeś ich wcześniej że masz dwie lewe ręce i lubisz czasem znikać na kilka miesięcy? Nie bali się, że jeden ochroniarz im przepadnie? I co zamierzałeś zrobić w razie problemów, może spierdolić? - przeniosła wzrok na Ibbie i uśmiechnęła się szyderczo. - Świetny facet, polecam.
Cofnęła się i wbiła palec w jego klatkę piersiową, odpychając go do tyłu, w stronę stołu.
- Nie będziesz rozmawiał z Isą. Próbowałam to z tobą załatwić grzecznie, ale zapomniałam, że się nie da, bo twój poziom elokwencji jest żenująco niski, więc powiem tak, żebyś zrozumiał: wypierdalaj.
Khel westchnął i wstał od stołu, odsuwając krzesło z głośnym hukiem. Nic nie powiedział, po prostu uznał, że nie ma ochoty na oglądanie w tej chwili dramatów rodzinnych i wyszedł z knajpy. Drzwi za nim zasunęły się w momencie, gdy Kiru postanowiła dolać oliwy do ognia. Elizabeth zamarła, by po chwili cofnąć się o krok. Dla niej yahg był wystarczająco groźny, gdy próbował prowadzić normalną rozmowę, ale gdy groził jej śmiercią, nie była już w stanie zachować spokoju.
- Jesteś popierdolony, Matt - powiedziała cicho, nie odrywając od Kiru wzroku. - Jesteś... tu jest monitoring. Z drugiej strony baru siedzą ludzie.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Matthew Tarczansky
Awatar użytkownika
Posty: 339
Rejestracja: 23 lis 2014, o 20:31
Miano: Matthew Tarczansky
Wiek: 32
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Oficer Techniczny
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.880
Medals:

Re: [Mgławica Rosetta > Enoch] Joab

1 sie 2016, o 20:06

No i zaczęło się. Typowa gadka Elizabeth na temat Matthewa. Obarczanie go winą za rozpad ich związku, zrzucanie wszystkiego na zbyt duże zaangażowanie mechatronika w pracę. Na dodatek, ślepe utwierdzenie w fakcie, że Matt i tak nie ma prawa spotkać się z Isą, pomimo że nikt nie odebrał mu praw rodzicielskich. I co? Teraz? Jak inżynier zareaguje na te wszystkie oszczerstwa? No? Właśnie. Teraz warto przenieść się do jego głowy. Stała się teraz bardzo ciekawym środowiskiem. Kłębiło się w niej przynajmniej milion myśli.
Na początku. Dla podtrzymania rodzinnej tradycji, chciał rozbić jakiś talerz o podłogę, a następnie poczekać na popisowy atak Lizzie, czyli rzut tosterem. Rzucić paroma kurwami, bo tak trzeba. Powiedzieć, że to nie tylko jego wina i powinna się odpierdolić, ale...No właśnie. Z racjonalnego punktu widzenia powinien zachować spokój. A przynajmniej starać się go zachować, co dla osób znających temperament mechatronika, powinno zostać uznane za niewykonalne. Niemniej jednak, gdzieś tam głęboko w podświadomości inżyniera kłębiła się myśl...
A może by tak na spokojnie?
No właśnie. To byłoby rozwiązanie, które mogłoby przekonać upartą jak osioł Lizzie do zmiany zdania o swoim byłym mężu. Jednak...Ostra reakcja z jej strony nie zasługiwała na dyplomatyczną oprawę, która później dostałaby atest jakiegoś dyplomatycznego uniwersytetu czegośtam. No...I jak można było się spodziewać...Tak właśnie się stało.
-Co Ty pierdolisz, kretynko?!-Wydarł się chyba na całe gardło. Słysząc te wszystkie oszczerstwa pod jego adresem, puściły mu nerwy. Nawet jeśli miały częściowo prawdziwe oblicze, robił to wszystko dla ich dobra. Aby Lizzie nie musiała tyrać na montażu FE, aby Isa mogła pójść do prywatnej szkoły, pójść na dobre studia. A ona co? Od tak...Zauważyła jedynie to, że go nie było. I to wszystko?
-Ręce miałem po kolana, żebyś godnie żyła z Isą. Robiłem dodatkowe kontrakty, bo spłacaliśmy kredyt na mieszkanie, a i jeszcze musiałaś łazić do butiku raz na jakiś czas i wypierdalać kredyty na jakieś szmaty! To, że mnie nie było pamiętasz, ale tego, że dzięki Tobie niejednokrotnie mieliśmy debet, to chuj. Wiem, że nikt mnie tu nie zapraszał, ale to nie oznacza, że nie mam prawa spotkać się z Isą. Unikałaś mnie przez prawie dwa lata i co? Gówno. Znalazłem Cię i zamierzałem najpierw z Tobą porozmawiać, ale jak widzę, nadal jesteś tą nadętą pukwą z latynoskim temperamentem, który prawdopodobie wyjebałaś z magla. Bo o ile pamiętam, to Twoja mamusia była ogromną flegmatyczką, a o ojcu nie wspomnę.-Żywa gestykulacja była czymś oczywistym. Wyartykułował wszystko, co leży mu na ramieniu. To dzięki jego krwawicy prawdopodobnie mogła się tutaj zjawić, chociaż słyszał skądinąd, że ma jakiegoś kochasia. Ale Matt wcale nie płacił małych alimentów. Wystarczyły prawdopodobnie na utrzymanie Isy i wydanie ich na pomniejsze wydatki. Nie mógł się pochwalić czynnym udziałem w wychowywaniu dziecka, bowiem nikt do tej pory nie dał mu takiej szansy. Bo tak i koniec.
-Kurwa mać! Kto tu ucieka? Kto przez półtora roku nie odzywał się do mnie, a siorbał kasę i nie dał mi w ogóle szansy na to, aby dać coś więcej niż tylko kredyty? Czego się spodziewałaś? Że od tak to zostawię, że od tak zniknę i pozwolę Ci, abyś wpoiła Isie, że nie żyje? Jestem chujem i jej nie kocham? Gdyby było to możliwe, doskonale o tym wiesz, to zupełnie inaczej rozwiązałbym ten problem, ale z dupy wyskoczyłaś z pozwem i co? Nawet nie potrafiłaś mi powiedzieć wprost o tym, że chcesz mnie pozbawić praw rodzicielskich, załatwiłaś to przez jakiegoś prawniczka. I odjeb się od mojej elokwencji, bo w rzucaniu mięchem jesteś tak dobra jak ja.-Po wtrąceniu się Kiru, Matthew wypadł z rytmu wyrzucania z siebie miliona pretensji, które od półtora roku siedziały mu na wątrobie. Nagłe wyskok o zleceniu. O co, kurwa, chodzi? Przecież on nic takiego nie zlecał, spojrzał na yagh tak, jakby zaraz miał wyrwać jej serce...Albo dwa, na wypadek gdyby miała zapasowe. Oddychając ciężko, z morderczym wyrazem twarzy, wywołanym raczej "przemiłą" konwersacją z żoną, rzucił.
-COOOOOOOOOOOOOO?! Przecież o nic takiego nie prosiłem?!-Wyraźne zaskoczenie pojawiło się naturalnie po chwili, kiedy słowa Kubery zdążyły do niego dotrzeć.
ObrazekObrazek THEME|WORK THEME|SPACESUIT|CASUAL|VOICE|ARMOR Premia technologiczna: +20%
Bonus do tarcz: +15%
Bonus do celności strzelby: +5%
Zwiększenie siły i obrażeń od mocy technologicznych: 15%
Zwiększenie obrażeń zadawanych przez Spalenie: 10%
Kiru Heidr Varah
Awatar użytkownika
Posty: 660
Rejestracja: 3 cze 2013, o 22:04
Miano: Kiru Heidr Varah
Wiek: 100
Klasa: Szpieg
Rasa: Yahg
Zawód: Przemytnik
Lokalizacja: Cytadela
Status: ex-Krwawa Horda, jako Urdnot Kubera poszukiwana przez organizacje zwalczające przemyt
Kredyty: 48.138
Medals:

Re: [Mgławica Rosetta > Enoch] Joab

3 sie 2016, o 19:54

W miarę jak koncert wzajemnych oskarżeń pomiędzy Beksą a jego byłą coraz bardziej się rozkręcał szanse na otrzymanie posiłku niebezpiecznie zbliżały się do zera. A przynajmniej jeśli liczyło się na coś zjadliwego, niedoprawionego trutką na szczury. Ibbie, sądząc po jej komentarzu w stosunku do kelnerki, musiała dojść do podobnego wniosku.
Ale jednego brunetce odmówić nie mogła; kobieta albo miała jaja z tytanu albo, tak jak Kiru, cierpiała na deficyt instynktu samozachowawczego. Gdyby yahanka wpadła w szał po tak obcesowym potraktowaniu rozerwałaby ją na strzępy w sekundę, zanim ktokolwiek zdążyłby zareagować. Na szczęście Kiru była zbyt rozbawiona całą to sytuacją by się wściec.
W pewnym momencie Khel nie wytrzymał i wyszedł z knajpy, prawdopodobnie by upolować sobie obiad. Kiru miała niejasne przeczucie, że będzie musiała zrobić to samo, w najgorszym razie znaleźć jakiś sklep, bo w tym przybytku na jedzenie raczej nie było co liczyć.
- A fakt, wybacz. Pomyliło mi się z innym zleceniem na sukowatą byłą. Swoją drogą, widzieliśmy twoją córeczkę na lądowisku. Urocza dziewczynka – powiedziała niewinnie. Znaczy na tyle niewinnie na ile mógł to zrobić yahg.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
ObrazekObrazek Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Mgławica Rosetta > Enoch] Joab

5 sie 2016, o 16:48

Elizabeth zacisnęła swoje pełne usta w wąską kreskę. Wpatrywała się w Matta z mieszaniną wściekłości i niedowierzania. Przestała się cofać, gdy zorientowała się, że panika wywołana została nieporozumieniem, albo czymś równie idiotycznym, więc żachnęła się tylko, choć wrócił jej dystans, który początkowo prezentowała wobec Kiru.
- Ile razy ja ci mówiłam, że mnie to nie interesuje? Że pieniądze nie są w życiu najważniejsze? Chciałam mieć cię przy sobie, chciałam wychowywać dziecko z tobą, a nie sama, ile razy to słyszałeś? Ale nie, bo ty musiałeś mieć wszystko w życiu poukładane, wszystko zaplanowane na dwadzieścia lat w przód. W całym tym swoim buntowniczym nastawieniu jesteś taki sam, jak twój ojciec.
Machnęła ręką i uruchomiła omni-klucz, czując się lekko poganiana przez Kiru. Właściwie nie werbalnie, ale mimo wszystko sama jej obecność i spojrzenie sprawiało, że kobieta musiała czuć się niepewnie. Widząc, że kelnerka przyjmuje zamówienie, Ibbie odchrząknęła i poprosiła o placki po węgiersku, z absolutną obojętnością wobec całej rozgrywającej się przed nią sceny. Teraz już zajęła miejsce Tarczanskiego i przeglądała menu, uznając, że skoro umarł temat blond pindy umarł, to nie musiała bronić swojego honoru. Gdzieś za oknem, w oddali, rozległ się pisk.
- Masz szczęście, że nie zaczepiałeś Isy - warknęła Elizabeth, z oporem przyjmując zamówienie Ibbie. - Naprawdę uważasz, że jak wparowałeś teraz na Joab, to ja stwierdzę "och, no trudno, skoro już przyleciałeś to biegnij pobawić się z córką"? I to jest twoje miłe powitanie? "Chyba ci fujara wyrosła"? Mogłam się spodziewać, że jak się spotkamy, to nie będzie mi dane porozmawiać z tobą jak z dorosłym człowiekiem. Nauczyłam się rzucać mięchem, bo inaczej się porozumieć z tobą nie dało, więc możesz być z siebie dumny. Butelkowe czy lane?
Dopiero po chwili yahganka zorientowała się, że pytanie było skierowane do niej. Elizabeth przyglądała się jej spod brwi, czekając na odpowiedź, najwyraźniej chcąc już schronić się w kuchni i zająć przygotowaniem posiłku, niezależnie od tego, czy Matt zamierzał nadal się na nią wydzierać w przegranej jej zdaniem sprawie, czy już dał jej spokój. Nie wyglądała, jakby była skłonna zgodzić się na jego rozmowę z dzieckiem, prawdopodobnie dlatego, że na dzień dobry postanowił jej nawrzucać.
Na zewnątrz rozległ się kolejny krzyk, tym razem męski. Ibbie, znudzona obserwowaniem kłótni, wstała z krzesła i oparła się o parapet szerokiego okna, by sprawdzić co takiego dzieje się poza restauracją, że wszyscy krzyczą.
- Na stek trzeba będzie czekać do pół godziny, ale z tego co wiem, wasz statek nie odleci jeszcze przez co najmniej trzy, więc co powiesz na to, kochanie, że tobie przygotuję to samo? Żebyś dupy stąd nie ruszał i nie zadręczał mi dziecka swoją obecnością, od której już tak doskonale zdążyła się przyzwyczaić? Zajmij miejsce, które zwolnił twój kolega, bo nie zniósł twojego pierdolenia i wyszedł.
Blondynka powoli odsunęła się od okna, a na jej twarzy pojawił się zupełnie nowy grymas - strach, którego dotąd nie widzieli. Sięgnęła po swój hełm, który leżał na stole i zacisnęła go w rękach, po chwili konsternacji rzucając się do drzwi wejściowych i blokując je od środka.
- Halo, tam się coś dzieje - powiedziała, podbiegając do Kiru i zaciskając dłoń na jej ramieniu. - Tam ludzie... zamarzają. Paraliżuje ich. Coś jest nie tak, coś...
Chmara gigantycznych owadów uderzyła w szybę restauracji, sprawiając, że Ibbie odskoczyła od niej, momentalnie znajdując się obok Matta. Złapała go za łokieć i odwróciła w miejscu, w stronę okna.
- Co to kurwa jest - wysyczała, nakładając jednocześnie swój hełm i uszczelniając zaczepy. Cokolwiek się działo, nie chciała, żeby to znalazło się za blisko jej skóry.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Kiru Heidr Varah
Awatar użytkownika
Posty: 660
Rejestracja: 3 cze 2013, o 22:04
Miano: Kiru Heidr Varah
Wiek: 100
Klasa: Szpieg
Rasa: Yahg
Zawód: Przemytnik
Lokalizacja: Cytadela
Status: ex-Krwawa Horda, jako Urdnot Kubera poszukiwana przez organizacje zwalczające przemyt
Kredyty: 48.138
Medals:

Re: [Mgławica Rosetta > Enoch] Joab

5 sie 2016, o 18:31

- Butelkowe – powiedziała, ignorując odgłosy dochodzące z zewnątrz. Kto by się przejmował jakimiś krzykami w małej kolonii. Kto wie, może właśnie jakaś para urządza kłótnię stulecia dwa budynki dalej. Jednak blondynka najwyraźniej uznała te dźwięki za na tyle warte uwagi by podejść do okna i zbadać ich źródło.
Kolejne wypadki oficjalnie zmieniły rangę zlecenia z „lekkie i spokojne” na „bagno, grząskie i głębokie”. W jednej sekundzie zaczęła mówić coś o owadach paraliżujących ludzi by w następnej zacząć miotać się po restauracji. Zanim Kiru zdążyła dobrze wstać z krzesła od strony okna usłyszała huk.
Kiedy robale uderzyły w szybę a Ibbie odskoczyła ze strachu Kiru zrozumiała, że chyba mają nieźle przesrane. A skoro tak należało szybko podjąć jakieś kroki by zabezpieczyć ich prowizoryczne schronienie. Na szczęście blondynka wykazała się wystarczającym rozsądkiem by zablokować drzwi, jednak nie zmieniało to faktu, że dzięki szybom byli jak na sklepowej wystawie.
- Wszyscy wypierdalać od okien, kto ma broń niech trzyma ją w pogotowiu, ale jak mi spróbuje strzelić bez pozwolenia to nogi z dupy powyrywam – warknęła, mała groźba nie była zła, zwłaszcza gdyby komuś z obecnych zachciało się zgrywać bohatera. Jeśli szyba nie miała modułów kinetycznych, które odbiłyby pociski spanikowany strzelec byłby najgorszym co mogło im się przytrafić. - Ty – zwróciła się do byłej Beksy – czy ta knajpa ma rolety antywłamaniowe? Jeśli tak opuść je, ale zostaw niewielką szparę byśmy mogli widzieć co się dzieje na zewnątrz. Jeśli nie, wszyscy won na tyły i ani mi piśnijcie.– nawet przez sekundę nie rozważała wybiegnięcia z lokalu by pomóc atakowanym ludziom. To była chłodna kalkulacja; przeciwników było zbyt wielu by zredukować ich liczbę strzałami z karabinu. Tu potrzeba było co najmniej miotacza ognia o ile te robale, czy cokolwiek to było. Być może jeśli odetną to miejsce i zachowają ciszę to owady stracą nimi zainteresowanie. - Czy to jakiś miejscowy gatunek? Zdarzyło się tu już kiedyś coś podobnego? – rzuciła w przestrzeń, podskórnie przeczuwając jaką usłyszy odpowiedź. Gdzieś w zakamarkach jej umysłu Kiru usłyszała cichy głosik przypominający wszystkie zasłyszane do tej pory plotki o tajemniczych atakach na ludzkie kolonie.
ObrazekObrazek Wyświetl wiadomość pozafabularną
Matthew Tarczansky
Awatar użytkownika
Posty: 339
Rejestracja: 23 lis 2014, o 20:31
Miano: Matthew Tarczansky
Wiek: 32
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Oficer Techniczny
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.880
Medals:

Re: [Mgławica Rosetta > Enoch] Joab

7 sie 2016, o 20:09

To było co najmniej oczywiste, że rozmowa potoczy się właśnie w ten, a nie inny sposób. Jak mógł myśleć, że Lizzie chociaż odrobinę się zmieniła? Przecież nadal jest tą nabuzowaną, temperamentną kobietą, która jest uparta jak osioł i nic, ani nic nie przemówi jej do rozsądku. Cóż...Nieźle się dobrali, co nie?
-Najwyraźniej morały prawione przez Twoją kochaną mamusie całkowicie wyprały Ci mózg. Jak mój ojciec? Jesteśmy zupełnie inni.-Może nawet nie zauważał swojej skłonności do planowania. To było dla niego naturalne. Zaplanować działania na kilka ruchów do przodu, by mieć ewentualnie czas na wprowadzenie jakiś zmian. Nie lubił życia z dnia na dzień. Wolał spokojnie dążyć do wyznaczonych celów. Gdyby tylko wiedziała, że jego praca w FE miała się ciągnąć przez najbliższe dla lata. A później miał zamiar przenieść się do centrali, jako jakiś biurowy zakapior. To nie. Musiała się usunąć i koniec. Elizabeth w odróżnieniu do Tarczansky'ego nie widziała tej szerszej perspektywy. Mogli wieść spokojne życie, na Ziemi...Gdzieś na Florydzie, albo Kalifornii. Potrzebował jedynie czasu na odłożenie pieniędzy na dom i uwić sobie miejsce do nowej posady. Ona tego nie rozumiała, że nie wszystko jest hop-siup.
-Tak właśnie uważam, należy mi się rozmowa z Isą jak psu buda. Półtora roku was szukałem! PÓŁTORA! I co?! Mam od tak wsiąść z powrotem na statek i wrócić? Pojebawszy?! Nie po to przemierzyłem pół galaktyki. Nie po to próbowałem się z Tobą kontaktować. To Twoja wina! Gdybyś tylko dała mi odrobinę czasu, dałabyś mi szansę wcale nie musiałoby być tak chujowo jak teraz! Ale zapomniałem, że jesteś jak Twoja matka! Uparta jak osioł i mistrzowska w rzucie dyskiem w oponenta!-Kłótnia miała się w najlepsze. Nie zamierzał się poddawać, był zbyt blisko swojego celu. Nie chciał tym razem stracić tej możliwości. Czekał w końcu na to półtora roku. Nic go nie powstrzyma. Choćby się waliło, paliło, choćby jakaś klęska miała spaść na tą planetę...Matt i tak dopnie swego. Wszak za to go wszyscy kochają, prawda?
Przyciągnięty słowami Ibbie, odwrócił się by spojrzeć przez okno. Widok ludzi, którzy jakby za dotknięciem różdżki zamieniali się w posągi był przerażający. I chyba jeszcze bardziej...Dołujący. Co takiego miał w sobie Matt, że gdziekolwiek by się nie pojawił tam dzieją się dziwne rzeczy. Powoli zaczynało go to denerwować, zanim zwolnił się z Fergusson Engineering najbardziej interesującą rzeczą jaka mogła się wydarzyć, to brak kawy. A teraz? To przechodziło powoli ludzkie pojęcie, które właśnie przeszło obok Matta.
-Co do?...-Spoglądał na obraz za oknem. Było to chyba jeszcze bardziej przerażające, niż widok, który widział na Pinie. Ludzkie posągi...Nie wiadomo czy żywe czy martwe. Były przerażające. Insekty, które to powodowały miały ogromną przewagę liczebną. Z początku mogłoby się to wydawać na całkiem naturalny proces. Może to jakiś okoliczny gatunek...galaktycznej pszczoły, która zamiast powodować dużego bąbla na dupie po użądleniu po prostu...powoduje paraliż? Wtem...Zadziałał kolejny mechanizm obronny Matta. Nie chęć ucieczki czy chęć walki...Chyba najmocniejsza ze wszystkich. Zimna krew, pozwalająca mu trzeźwo i na chłodno spojrzeć na sytuację. Nawet ze świadomością, że gdzieś tam na zewnątrz jest Isa, która prawdopodobnie została użądlona przez to ścierwo. Słysząc polecenie Kiru, niemal natychmiast ze swojej torby wyjął Sejmitara, którego przeładował. Było to bardziej, niż pewne, że tutaj się przyda.
-Zrobić tak jak Zuzia mówi! Raz! Raz! Wypierdalać od okien...Lizzie, teraz zamiast drzeć japę, rób co mówi Duża. Masz tu jakieś zaplecze? Miejsce bez okien? Cokolwiek?...Właśnie...Wejściowe. Dobra, jak jest tu zaplecze. Zabarykadujcie drzwi. Byle dobrze. Ja...Zaspawam wejściowe, aby żadne gówno się tutaj nie przecisnęło.-Z torby wyciągnął omni-żel, miał go na tyle dużo by dokonać planowanej operacji. Podszedł do drzwi wejściowych i przykucnął przy nich. W końcu najlepiej zacząć spaw od dołu i skończyć go na górze. Strzelbę odłożył obok siebie i uruchomił omni-klucz. Przygotował żel do spawania, a kiedy był już gotowy...No cóż. Iskry, iskry i smród tworzącego się spoiwa. Co prawda, Matt nie miał żadnych gogli czy maski spawalniczej. Zatem proces przebiegał dość mozolnie, bowiem Matt musiał zamykać oczy i odchylać głowę, by przypadkiem nie prześwietlić ich.
ObrazekObrazek THEME|WORK THEME|SPACESUIT|CASUAL|VOICE|ARMOR Premia technologiczna: +20%
Bonus do tarcz: +15%
Bonus do celności strzelby: +5%
Zwiększenie siły i obrażeń od mocy technologicznych: 15%
Zwiększenie obrażeń zadawanych przez Spalenie: 10%
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Mgławica Rosetta > Enoch] Joab

9 sie 2016, o 12:03

Elizabeth szybko zapomniała o efektownej kłótni, jaką prowadzili. Nie ruszyły jej wrzaski dotyczące jej matki, protesty Matta wobec porównywania go do jego ojca, oskarżenia i pretensje. Nie słuchała go już, bo wokół działy się rzeczy, które znacznie mocniej ją zaabsorbowały. Potrząsnęła tylko głową, cofając się automatycznie w stronę baru - zupełnie tak, jak wtedy, gdy dowiedziała się, że Kiru ma na nią zlecenie, choć teraz nie miała nikogo, kogo mogłaby oskarżyć o bycie popierdolonym i kogo wzruszyłoby grożenie monitoringiem.
- - rzuciła krótko, gdy yahganka wspomniała o roletach. - Są. Wszystkie budynki takie mają, to... to podstawowy model.
Powoli, ostrożnie podeszła do okna i znajdującego się przy nim panelu, by zmusić się do sięgnięcia ku niemu i wciśnięcia guzika rozpoczynającego opuszczanie rolet. Te zatrzasnęły się szybko, a w restauracji zapadła ciemność. Nie było widać atakujących stworzeń, choć doskonale było słychać krzyki i strzały.
Elizabeth zapaliła światło i odwróciła się do Kiru, patrząc na nią szeroko otwartymi w przerażeniu oczami.
- Nie. I nie. Nie wiem co to do cholery jest. To przecież... - potrząsnęła głową. - To przecież spokojna kolonia, tu się miało nic nie dziać, tu miało być pieprzone nowe życie, boże.
Spojrzała na Matta, który spawał drzwi, ale w jej oczach nie było już wściekłości i nienawiści, nie zabijała już wzrokiem tak jak jeszcze pięć minut temu. Była przerażona. O ile Tarczansky mógł mieć już do czynienia z podobnymi sytuacjami i radził sobie w ciężkich chwilach, tak ona prawdopodobnie nigdy nie miała broni w ręku. Nawet jeśli, to nie miała jej w tym momencie.
- Isa - powiedziała tylko krótko, robiąc krok w stronę swojego aktualnego byłego. - Isa jest na zewnątrz, Matt.
Utkwiła nieobecne spojrzenie we w połowie już zespawanych drzwiach, wyraźnie blada. Raczej nie należała do osób, które w stresie by mdlały, ale teraz wyglądała naprawdę niedobrze. O dziwo to Ibbie podeszła do niej i objęła ją, bo pewnie zakładała, że mężczyzna tego nie zrobi. Powiedziała coś uspokajająco, coś, co najwyraźniej zadziałało, bo kobieta wybudziła się z krótkiego transu i westchnęła głośno, nerwowo.
- Jest zaplecze, zaplecze wychodzi na magazyn, magazyn ma dwa wyjścia, jedno do korytarzy, drugie pod lądowisko - wyrzuciła z siebie szybko. - Kolonia jest połączona siecią korytarzy i tarasów, może uda się nam... może...
Przeniosła pytające spojrzenie na Kiru. Nie nadawała się do planowania i najwyraźniej uznawała, że Matt nie nadaje się do niego jeszcze bardziej, więc czekała na decyzję osoby, która wyglądała tu najgroźniej. Coś trzeba było zrobić, wydostać się z kolonii najlepiej, choć dość oczywiste było, że bez dziecka nie odleci stąd ani Elizabeth, ani Matt.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Kiru Heidr Varah
Awatar użytkownika
Posty: 660
Rejestracja: 3 cze 2013, o 22:04
Miano: Kiru Heidr Varah
Wiek: 100
Klasa: Szpieg
Rasa: Yahg
Zawód: Przemytnik
Lokalizacja: Cytadela
Status: ex-Krwawa Horda, jako Urdnot Kubera poszukiwana przez organizacje zwalczające przemyt
Kredyty: 48.138
Medals:

Re: [Mgławica Rosetta > Enoch] Joab

10 sie 2016, o 14:21

Najwyraźniej ten model rolet pracował tylko w dwóch trybach; otwarte i zamknięte, bez możliwości regulowania wysokości. Metalowa kurtyna odcięła robakom drogę do środka, ale również pozbawiła ukrywających się możliwości oceny sytuacji na zewnątrz. Jedynym co sugerowało, że walki wciąż trwają były krzyki i wystrzały dobiegające zza ściany.
- Czy masz tutaj zewnętrzny monitoring albo czy w pobliżu są kamery pod które możemy spróbować się podłączyć? - zapytała coraz bardziej roztrzęsioną kobietę. Obserwując jej pogarszający się stan Kiru uświadomiła sobie, że popełniła kardynalny błąd w ocenie. To ona była dziwolągiem, jej reakcje nie były prawidłowe. Wszystkie pozostałe osoby zamknięte w tym budynku się BAŁY. Na szczęście Ibbie wydawała się znacznie lepiej rozumieć sytuację i pospieszyła pocieszyć kobietę.
-Drzwi magazynu są zamknięte? - zapytała już nieco łagodniej - Jeśli nie zablokuj je, nie potrzebujemy by ktoś lub coś dostało się do środka bez naszej wiedzy. - to drugie zdanie skierowała do Beksy, który wydawał się mieć więcej doświadczenia z sytuacjami kryzysowymi niż większość osób w tym przybytku. Yahganka cieszyła się, że źle go oceniła i człowiek mimo wszystko potrafił zachować zimną krew.- Kiedy mówię „zablokuj” mam na myśli blokadę elektroniczną, musimy mieć jakiś drogi ucieczki, które nie wymagają rozwalenia okna - uściśliła przeczuwając, że spawacz może mieć zamiar potraktować w podobny sposób pozostałe dwa wyjścia z budynku. - Na razie plan jest taki, że siedzimy na dupie i czekamy. Żadnego zgrywania bohaterów, nie interesuje mnie czy na zewnątrz został wasz mąż, dziecko czy ulubiony chomik. Tych owadów, czymkolwiek są, jest za dużo, nie wiemy do czego są zdolne a na dodatek możemy jeszcze oberwać zbłąkaną kulą. Poza tym nie sądzę byśmy znaleźli na zapleczu miotacze ognia lub kilka skrzyń krogańskiego muchozolu- bieganie na oślep podczas jakiegokolwiek ataku było najgorszą rzeczą jaką można było zrobić. Spanikowany tłum lub strzelcy o wątpliwych umiejętnościach prujący z karabinów do wszystkiego co się rusza nieraz byli gorszym zagrożeniem niż agresor. - A żeby wam się nie nudziło wyciągnijcie omniklucze i spróbujcie nawiązać kontakt z ochroną, władzami kolonii czy kimkolwiek kto może mieć jakieś pojęcie co tu się dzieje. Potem możecie spróbować dodzwonić się do rodzin. Jeśli nie odbiorą to trudno, jeśli tak to niech zostaną tam gdzie są chyba, że są na tyle blisko by ryzykować dotarcie tu. A ty - zwróciła się do byłej Beksy - spróbuj skontaktować się ze swoim znajomym Indianinem, musimy dowiedzieć się czy statek, którym przylecieliśmy jest w stanie wystartować. - nasłuchując krzyków i strzałów z zewnątrz Kiru odczuwała pewne zadowolenie z faktu, że katastrofa zastała ich w barze; w najgorszym wypadku dysponowali zapasami żywności, dzięki którym mogliby przetrwać tu kilka dni.
- Czy dysponujemy mapami najbliższej okolicy? - jeśli okazałoby się, że statek transportowy nadal stoi na lądowisku gotowy do startu potrzebowali możliwie najkrótszej drogi na lądowisko, którą mogliby przebyć całą grupą w miarę możliwości unikając otwartego terenu.
ObrazekObrazek Wyświetl wiadomość pozafabularną
Matthew Tarczansky
Awatar użytkownika
Posty: 339
Rejestracja: 23 lis 2014, o 20:31
Miano: Matthew Tarczansky
Wiek: 32
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Oficer Techniczny
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.880
Medals:

Re: [Mgławica Rosetta > Enoch] Joab

14 sie 2016, o 20:47

Wiedział, że nie może zaspawać wszystkich drzwi w budynku. Miał na to za mało omni-żelu, a poza tym...Było to całkowicie irracjonalne. Każdy bowiem inżynier wie, że spoina wykonana tym materiałem nie należy do najtrwalszych połączeń i nic na dobrą sprawę nie zastąpi dobrego drutu spawalniczego i prawdziwego migo-mata. Niemniej jednak...Na razie musi wystarczyć, Matt w końcu jest mistrzem działań tymczasowych. Chwilowo oderwany od rzeczywistości, był skupiony na wyznaczonym przez siebie zadaniu. Doskonale zdawał sobie sprawę z wad swojej idei, lecz barykada byłaby mniej wytrzymała, a elektronika...No cóż. Lubi zawieść w najmniej odpowiednim momencie. Iskry sypały mu się na twarz, pomimo swojego szyjnego wygibasu, który uskuteczniał wraz z przyłożeniem omni-klucza do warstwy omni-żelu. Nie przeszkadzało mu to. Nieraz przyszło mu to robić, kiedy brakowało sprzętu, albo czym gorzej...Czasu, tak jak teraz...Na przykład, kiedy w deficycie był sprzęt...i czas jednocześnie. Tego najbardziej nie lubił.
W pewnym momencie przestał, gdy Lizzie poinformowała go o miejscu pobytu Isy. Ameryki to ona nie odkryła. Wiedział doskonale gdzie jest jego córka i że grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo. Wiedział też, że jest w tej sytuacji bezradny i nie może nic zrobić. W jednej chwili z potyczki słownej z żoną, cała ta wyprawa zamieniła się w cholerną walkę o przetrwanie. W jednej chwili. On jednak nie wyglądał na wielce zaskoczonego. Chyba już przywyknął do tego, że pozornie błahe, przyziemne sprawy zamieniają się u niego w orgię ognia, wybuchów i dziwnych zdarzeń. Dzień jak co dzień...Można by rzec. Jednak z paraliżującymi owadami jeszcze się nie spotkał. Słyszał jednak o pająku, który po ukąszeniu doprowadzał do kilkugodzinnej erekcji...W obu przypadkach jest się sztywnym...Mniejsza o to.
-Wiem, że jest na zewnątrz...ale jeśli odziedziczyła nasze najlepsze geny to pewnie się gdzieś schowała, albo rozgniata je dłońmi...Albo ta gówniara, co z nią przyszła na lądowisko ma na tyle oleju w głowie i...no...gdzieś się zaszyły. Na razie i tak nie możemy nic zrobić. Przepraszam.-Cóż innego mógł dodać. Sam chciałby wyjść na zewnątrz i wytłuc to, co zalęgło się na tej planecie. Jednak w tym wypadku prawdopodobnie skończyłby jak Ci, którzy byli poza budynkiem. Stałby sztywny...I na pewno nie byłoby to nic przyjemnego. Pociągnął nosem i zanim wrócił do swojego zajęcia, przytaknął na słowa Kiru.
-Ma rację. Na razie siedzimy tutaj, dopóki sprawy na zewnątrz się nie uspokoją.-To aż dziwne, że Matt do tej pory był wstanie poskromić swoje emocje. W głowie inżyniera nakładały się miliony myśli. Tu już nie chodziło o Cegłę i Scootera. Tu nie chodziło o przyjaciół. Tu chodziło o jego najwspanialszy twór. O jego córkę, do cholery. Zaciśnięta pięść mogła być dla Elizabeth pewnym znakiem. Gestem ogromnej złości, tej której nie szczędził tym, którzy szkodzili ich zniszczonej rodzinie. Gdyby postawiono przed nim winowajcę tej sytuacji...Najprawdopodobniej Matthew wyrwałby mu nogi i wsadziłby je znów w dupę...Z tymże parę centymetrów głębiej. Niemniej jednak...Wrócił do spawania. Tym razem widać było jak Matt coś mruczy pod nosem. Tu kolejny ukłon w kierunku Lizzie, która zna go nie od dziś i wiedziała, że gdy jest cholernie wkurwiony po prostu liczy pod nosem, licząc na to, że w końcu się uspokoi. Ot...Taka wyczytana w ekstranecie metoda, która nie dawała żadnego skutku, ale już tak głęboko weszła w nawyki mechatronika, że łudził się w ten sposób za każdym razem.
Fach w ręku i pewna dłoń sprawiły, że Matt szybko dokończył swoje dzieło spawalnicze. Kiedy już oderwał się od tego zajęcia...Wstał i rozejrzał się po pomieszczeniu. Bezradne spojrzenie napotkało wszystkich, skrzywione w złości usta i ciężki oddech nie były najlepszymi objawami. Był wściekły. Na dodatek bał się. Nie o siebie, o swoją córkę. Nie opuści tego miejsca, dopóki ona nie będzie bezpieczna. Spojrzał w kierunku byłej żony.
-Nowe życie, hmmm? Pięknie, kurwa, pięknie...
ObrazekObrazek THEME|WORK THEME|SPACESUIT|CASUAL|VOICE|ARMOR Premia technologiczna: +20%
Bonus do tarcz: +15%
Bonus do celności strzelby: +5%
Zwiększenie siły i obrażeń od mocy technologicznych: 15%
Zwiększenie obrażeń zadawanych przez Spalenie: 10%

Wróć do „Galaktyka”