Vex czekał przy korytarzu z bronią przełożoną przez ramię, obserwując w milczeniu wymianę zdań wewnątrz reszty grupy. Uwaga Evelyn sprawiła, że jego myśli zaczęły obracać się dookoła jej słów oraz tego co implikowały.
Prawda była taka, że nie mieli pojęcia co się działo i jak sobie z tym poradzić. Snuli teorie na temat skrawków dowodów, które odnaleźli, ale chociaż te momentami wydawały się być niepodważalne pomimo swojej abstrakcyjnej natury, to równie dobrze mogły być tylko zwykłą ułudą, zwykłym błędem konfirmacji. Podróże w czasie i pętle czasowe brzmiały nieprawdopodobnie i zdecydowanie wykraczały poza to, do czego się przyzwyczaił, stanowiąc element futurystycznych książek i oglądanych z nudów filmów. Jeżeli jednak rzeczywiście znajdowali się w zamkniętym kole wydarzeń, Cantos mogła mieć rację. Być może nie ważne co zrobili i co zdecydowali, następne minuty lub godziny będą wyglądały dokładnie tak samo. Po co więc mieli próbować? Po co się starać, jeżeli efekt był z góry określony? Co mieli do robienia poza apatycznym poruszaniem się do przodu, czekając na kolejne instrukcje na ścianach?
To był problem z przeznaczeniem, problem który wypłynął na powierzchnię w jego rozmowie z Mayą na Elpis wiele miesięcy temu, a który był powodem dla którego sam zajmował swoje stanowisko z Fortuną - uparcie siedząc okrakiem na płocie między wiarą w predestynowany wynik, a świadomością pełnej przypadkowości życia.
Śledził wzrokiem Cantos, gdy ta minęła go i ruszyła w głąb korytarza. Zniosła rewelację Carlosa w sposób zaskakująco dobry, być może obierając własną metodę obrony przed rzeczywistością lub decydując się nie wierzyć w coś, czego sama nie widziała. Coś w jej głosie i słowach sprawiło, że zmrużył lekko oczy, ale ulotne jak włos wrażenie minęło, nie znajdując oparcia w niepopartym niczym przeczuciu. Zamiast tego przeniósł wzrok na Tori, zmieniając cel swoich myśli na jej omni-klucz. Nie mieli niepodważalnych dowodów na istnienie pętli czasowej. Ale mogli spróbować jakieś uzyskać.
Kiedy minęła go ostatnia osoba z ich grupy, obrzucił długim spojrzeniem tunel za śluzą zza którego jeszcze kilka minut temu przyszli, po czym również się odwrócił i ruszył za nimi, dla odmiany zamykając cały pochód. Gdy dotarł do zamkniętych wrót, te zostały już otwarte, a pozostali prześlizgnęli się do środka - w skąpane błękitnym, sączącym się przez szczelinę światłem pomieszczenie. Ostrożnie dołączył do nich za progiem, mrużąc oczy, gdy te napotkały nietypowy terminal na środku sali - a także, gdy uderzenie serca później jego własny pancerz technologiczny wygasł, tracąc zasilanie. Podobnie jak omni-klucz oraz cała reszta. Czymkolwiek było urządzenie pulsujące energią, pożerało ją ze wszystkiego dookoła, próbując utrzymać... no właśnie co? Barierę, która ich otaczała?
Nie wyjaśniało to jednak innych pytań, które teraz krążyły po jego głowie. Skąd się tu wzięło? Co je aktywowało? Jak działało?
- Teoria Tori ma sens - odezwał się po chwili obserwowania terminalu. Odłożył karabin na uchwyty na plecach i skrzyżował ramiona na piersi. - Fabryka po naszej stronie wydawała się być pozbawiona prądu, ale może było tak nie dlatego, że jej zasilanie zostało wyłączone. Być może reaktory wciąż działają, próbując ją zasilać, ale wszystko zamiast tego spływa tutaj, ładując... to coś. Znalezienie i wyłączenie generatorów to pomysł lepszy niż żaden.