W galaktyce istnieje około 400 miliardów gwiazd. Zbadano lub chociaż odwiedzono dotąd mniej niż 1% z nich. Pozostałe światy oraz bogactwa, które zawierają, wciąż czekają na odnalezienie przez korporacje lub niezależnych poszukiwaczy.

Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

[Droga Mleczna -> Mgławica Żmii] TrES 1478

23 cze 2021, o 18:40

Skinęła głową, słuchając wyjaśnień Iris. Sam temat ich rozmowy - Culler - szedł dalej przed nimi, co pozwalało rozmawiać w miarę wygodnie. Z tym, że... Rebecca tak naprawdę nie wiedziała, co mogłaby mówić dalej. Zapytała, bo była ciekawa, ale teraz, gdy teoretycznie powinna coś odpowiedzieć, jakoś skomentować - nie wiedziała, jak miałaby to zrobić. Nie rozumiała ludzkich dramatów tak, jak rozumieli to inni ludzie. Dla niej opowieść Iris była po prostu zbiorem faktów - misja dyplomatyczna, zamach, śmierć, David wśród poległych. Informacje, nie uczucia.
- Identyfikacja bywa trudna - stwierdziła powoli. - Pomyłki się zdarzają - dodała i nagle, w jednej chwili, poczuła się niezręcznie. Rebecca nigdy nie czuła się niezręcznie, cholera.
Potem szła już w ciszy, jednym uchem słuchając wywodów idącego na przedzie Cullera. Gdyby jeszcze dreptał boso byłby prawie jak ten polski podróżnik, o którym kiedyś czytała w odmętach extranetu. Niezależnie jednak, czy maszerował w butach czy bez, nie ulegało wątpliwości że David jest w tej chwili najbardziej kompetentnym członkiem ich małej ekspedycji. Znał tę planetę lepiej niż ktokolwiek z nich, warto było więc choć trochę go posłuchać.
Gdy dotarli do pierwszej z wież, Dagan z pewną ulgą dołączyła do mężczyzny by wysłuchać instrukcji. Po jego wyjaśnieniach pokiwała głową. Nie brzmiało to jakoś wybitnie skomplikowanie. Złamanie kodu, wyciągnięcie pręta, spoko. Powinna dać radę. Na co dzień wprawdzie działała inaczej, ale to nic. Bardziej podstawowe, pierwotne metody też nie były jej obce. Było z tym trochę tak jak z jazdą na rowerze - pewnych rzeczy po prostu się nie zapominało.
Skrzywiła się, gdy wieża powtórzyła swoje cykliczne skanowanie - i dźwięk - potem sięgając po manierkę i upijając parę łyków. Raz jeszcze zerknęła na wieżę, odetchnęła cicho i skinęła głową.
- Postaramy się załatwić to jak najszybciej - rzuciła. To jasne, że nie mogły szarżować - zbyt szybki marsz wykończy je jeszcze zanim dotrą do celu - tym niemniej zarówno Dagan, jak i zapewne Iris zależało, by zawinąć się z tej planety jak najprędzej.
Tak czy inaczej, gdy ostatnie instrukcje zostały im udzielone, nie pozostało nic innego jak pożegnać się - w przypadku Rebeki pożegnanie było szybkie, krótkie, zdawkowe - i ruszyć dalej. Miały przed sobą jeszcze kawał drogi. Znów więc wysunęła się na prowadzenie, idąc jednak tylko o krok przed Fel - wystarczająco, by wybierać drogę, ale nie na tyle daleko, by wyraźnie oddzielić się od radnej. Tym razem też nie odzywała się, póki co idąc w ciszy. Znów wróciła niezbyt gadatliwa i niezbyt społeczna Rebecca.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2087
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Droga Mleczna -> Mgławica Żmii] TrES 1478

23 cze 2021, o 19:15

- Być może - odparła, a jeśli nawet bez większego przekonania, to nie dała nic takiego po sobie poznać.
- Najbardziej w tej sprawie zagadkowe jest dla mnie dlaczego terroryści puścili się za nim w pogoń w przestrzeń i dalej, do przekaźnika masy - przełamała się oraz zwierzyła Rebecce, choć tez nie oczekiwała od niej większego komentarza. Prawda we własnej osobie szła kawałek przed nimi, na ten moment pozostając nieosiągalną.
Idąc w stronę pierwszej wieży, przyglądała się okolicy, starając się zapamiętać jak najwięcej charakterystycznych punków. W sytuacji kryzysowej, gdyby ziścił się najczarniejszy scenariusz, dobrze będzie wrócić do bunkra, aby zyskać na czasie i zastanowić się co teraz.
Do pierwszej z wież dotarli szybciej, niż zakładała. Objęła całą konstrukcję spojrzeniem, wysłuchując tego, co ma im - choć bardziej Rebecce - do powiedzenia Culler. Instrukcje były jasne, zrozumiałe, a gdyby coś miało pójść nie tak....
- W ostateczności, użyję biotyki, aby siłą wyciągnąć pręt - dodała, podkreślając raz jeszcze, że to wyjście awaryjne. Niestety, nie mogły być pewne co zastaną na miejscu najdalej oddalonej wieży i jak domniemany szaleniec odpowie na zakłócenie w jego uporządkowanym świecie.
Pożegnała się z Davidem oraz Xairaną, życząc im powodzenia. W duchu żywiła nadzieję, że zobaczą się już niebawem, pomyślnie doprowadzając sprawę do końca. Tymczasem, ruszyła w ślad za Rebeccą, pozwalając podporucznik prowadzić. W ocenie Iris, Dagon była lepiej przygotowana do radzenia sobie w tak ekstremalnych sytuacjach, choć miała wątpliwości, czy Przymierze przewidywało dla swoich techników awaryjne lądowanie na planecie z nieznanym, a także złośliwym ekosystemem.
- Myślisz, że ten skan odnotowuje naszą obecność? - spytała, nawiązując do promienia, który w równym odstępie czasu przeszywał całą planetę.
- Jeśli tak, mogli się zorientować, że tu jesteśmy, że zniknęliśmy na całą noc i znowu jesteśmy na powierzchni? - dociekała, ciekawa, czy Dagon może cokolwiek konkretnego powiedzieć na ten temat, a jeśli nie - czy jej przypuszczenia były podobne do tych, jakie nie dawały Iris spokoju.
Na razie, droga biegła prosto, wśród gąszczu drzew. Zgodnie z opisem Cullera. Szykowała się w duchu na bliższe spotkanie ze zwierzyną, która według przekazanych im instrukcji, powinna się ich bać. Nie na odwrót. Oby nie wprowadził ich w błąd, ostatnie, na co miała ochotę to skończyć jako obiad dla zmutowanych tygrysów czy innych, dużych kotów.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Xairana
Awatar użytkownika
Posty: 84
Rejestracja: 7 mar 2018, o 02:39
Miano: Xairana Leilani
Wiek: 32
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemnik, Płatny Morderca
Lokalizacja: -
Kredyty: 16.250
Medals:

Re: [Droga Mleczna -> Mgławica Żmii] TrES 1478

26 cze 2021, o 14:29

Xairana bez ociągania się, po uprzednim sprawdzeniu swojej broni wyszła na zewnątrz tą samą drogą, którą poprzedniego dnia weszli. Było nieco przyjemniej na zewnątrz, ale tylko nieco. A może tyo tylko kwestia tego, że udało im się chociaż trochę odpocząć, nawet jeżeli w nie najwygodniejszej pozycji, że i klimat wydaje się być bardziej znośny? Nie było co tego roztrząsać, najważniejsze, że była jakaś tam, niewielka, ale zawsze poprawa.
Podążała na początku w milczeniu za mężczyzną, który nieźle sobie radził z toporkiem. Zapewne po tak długim czasie spędzonym tutaj przekonał się jak bardzo ważne są odpowiednie narzędzia, jak i nabył sprawności w czynnościach, które mogły stanowić codzienność życia na tej planecie. Jak chociażby wycinanie wysokich traw by utorować sobie drogę.
Trzeba przyznać, że Xairana nawet z zainteresowaniem słuchała tego co David miał do powiedzenia o różnych aspektach życia na tej planecie, od roślin począwszy. Skoro już tu była, starała się jak najwięcej zapamiętać, kto wie, może się jej to do czegoś przyda. Tym bardziej, że wiedza ta ma wymiar praktyczny, znajdowali się na planecie, o której mowa, nie mówili toeretycznie o jakichś planetach, których Xairana pewnie nawet nigdy nie zobaczy na oczy. Takiego pieprzenia nie lubiła najbardziej.
Pot dosyć szybko zaczął ściekać po plecach, jednak było to nieuniknione. Co bardziej ciekawe było to moment kiedy stanęli przed polanką i usłyszeli wszyscy dziwny dźwięk, który mógł pochodzić tylko z bardzo przestarzałych maszyn, o jakich wspominało się jedynie w ramach ciekawostki, albo pasji, jeśli ktoś pasjonował się historią dawno zapomnianych wieków. No i co by nie mówić Xairana nie tak wyobrażała sobie wieżyczkę, ta konstrukcja wyglądała naprawdę prymitywnie, jednak znaczy to, że pewnie łatwiej będzie się do niej dostać bez zaawansowanych systemów bezpieczeństwa.
Donośny pisk oznaczał, że ta cholerna wiążka wychodziła stąd. Kiedy Iris i Dagan się oddaliły, Xairana obróciła sie do Davida.
Prowadź Davidzie po czym ruszyła za mężczyzną.
ObrazekObrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Droga Mleczna -> Mgławica Żmii] TrES 1478

26 cze 2021, o 19:53

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Droga Mleczna -> Mgławica Żmii] TrES 1478

26 cze 2021, o 21:54

Iris, Rebecca

Droga, którą obrały kobiety wiodła w zasadzie przez te same gęste zarośla przez które przebijali się w stronę polany. Nóż, który Dagan znalazła przy zwłokach we wraku być może nie był tak poręczny jak maczeta, która teraz by im się bardziej przydała, ale jednak dawał radę. Powoli bo powoli ale mimo wszystko. W pocie czoła, dosłownym, bo pogoda dawała się coraz bardziej we znaki, Rebecca torowała drogę sobie i radnej. Nie zaszczycił ich nawet delikatny podmuch wiatru a oddychało się coraz ciężej, natomiast plus był fakt, że nic nie próbowało ich do tej pory zamordować. Ani dzika przyroda, ani zmutowane eksperymenty genetyczne i w obliczu ich całej sytuacji należało to niewątpliwie docenić.
Spokój był pożądany i udzielił się obu paniom, być może właśnie to uśpiło ich czujność, a być może zbytnie skupianie się na zadaniu. Szelest liści najpierw dobiegł do nich z prawej strony, potem wyraźnie przesunął się do tyłu by odezwać się niepokojąco po ich lewej. Potem natychmiastowo znów pojawił się po prawej, tak, że ciężko było stwierdzić czy słyszą jeden hałas czy być może źródeł dźwięku jest kilka. Po kolejnym rozcięciu splątanych gałęzi, lian i listowia oczom Dagan ukazał się mały kłębek, jak sądziła na pierwszy rzut oka, sierści. Puchata kulka leżała jakieś trzy metry od kobiet i wyglądało na to, że się nie porusza. Dopiero bliższe przyjrzenie się zjawisku ujawniło fakt, że powiększa się i maleje jakby futro oddychało. Kiedy tak stały przyglądając się stworzeniu na środku przed nimi, kulka poruszyła się gwałtownie i pojawiła się mała, słodka, futrzasta głowa podobna (jak to określił David) do tygrysiątka. Różnica była tylko taka, że stworzenie miało dwie pary uszu a pośrodku głowy przebiegało coś na kształt kościanego irokeza. Stworzenie ziewnęło przeciągle ukazując szereg malutkich i ostrych jak brzytwa ząbków, po czym spojrzało na Rebeccę i Iris mrugając zaspanymi oczami. W tym samym momencie z lewej i prawej strony wytoczyły się dwie kolejne kulki futra uderzając w pierwszą i rozpoczynając tym samym serię warknięć i prychnięć. Zwierzęta przeskakiwały przez siebie gryząc się wzajemnie i przetaczając na plecy w zabawie. Cała scena wyglądała naprawdę uroczo, aż chciało się wyjąć rejestratory (gdyby działały) i nagrać ten piękny cud natury. Przyglądając się uroczym, małym tygrysopodobnym stworzeniom, kobiety nie zarejestrowały momentu kiedy tuż nad ramieniem Iris rozległo się dużo niższe i gardłowe warczenie, a na rękę radnej spadła soczysta, płynna i biała maź. Powoli odwracając głowę w stronę dźwięku, tuż przed twarzą Iris zmaterializowała się dużo, dużo większa, ale identyczna głowa o dwóch parach uszu i potężnym, otwierającym i zamykającym się rytmicznie irokezie.
W jednej chwili uszy obu pań wypełnił potężny ryk, a wszystko potem wydarzyło się momentalnie. Potężna paszcza kłapnęła o milimetry od ich twarzy, a nadlatująca nie wiadomo skąd łapa zgarnęła stojącą bliżej Iris odrzucając ją o kilkanaście metrów przez splątane pnącza, aż wreszcie radna odbiła się plecami o drzewo i zsunęła po korze. Reakcja Dagan powinna być niemalże natychmiastowa, ale stworzenie było szybsze. Płynnym ruchem doskoczyło do podporucznik i bokiem ciała uderzyło w rudowłosą z impetem odepchnęło ją stając między dziećmi a, jak zapewne zwierzęciu się wydawało, potencjalnym zagrożeniem.

Xairana

David poprowadził Xairanę wgłąb dżungli, ale niezbyt daleko, tak aby mogli mieć widok na polanę. Z tej odległości skanujący co pół godziny mechanizm, wciąż wydawał się uporczywy, ale już nie tak bardzo jak przy samej wieżyczce. Cień dawał nieco wytchnienia, jednakże cały czas było wyjątkowo duszno i gorąco. Poza czekaniem na sygnał w zasadzie nie pozostało im nic innego, jak umilić sobie czas pogawędką. A przynajmniej z takiego założenia wychodził Culler, który oparł się o najbliższe drzewo i spoczął na ziemi. Z plecaka wyjął manierkę z wodą, po czym upił kilka łyków i powiedział:
- Uzupełnianie płynów jest najistotniejszą rzeczą jaka nas teraz czeka - uśmiechnął się, a rany na jego twarzy wykrzywiły się paskudnie. Mężczyzna westchnął i spojrzał w niebo. - Pięć lat czekałem na tę chwilę. Teraz daliście mi w końcu nadzieję.
W jego głosie dało się usłyszeć nutkę radości, chociaż sam widok poranionej twarzy raczej nie napawał optymizmem. Można było się jedynie domyślać ile mężczyzna w tym czasie przeżył i ile kosztowała go walka o, jakby nie patrzeć, przeżycie.
- Większość statków rozbijała się w miejscach, do których ciężko mi było dotrzeć - zaczął przymykając oczy i układając się wygodniej. - Dopiero wasz spadł niedaleko mojej kryjówki, tak że znalazłem was przed tamtymi. Pół godziny później i dołączylibyście do reszty nieszczęśników.
Zamilknął na moment wsłuchując się w odgłosy przyrody. Xairana też mogła je usłyszeć, było nad wyraz spokojnie, ale inaczej niż na Ziemi. Ptaki, a przynajmniej tak się najemniczce wydawało, brzmiały bardziej radośnie i melodyjnie niż te ziemskie. Wiatr nie przekradał się miedzy listowiem, więc na dole panowała cisza i półmrok. Trwali tak dłuższą chwilę milcząc i pozwalając sobie na odrobinę, jakby na to nie patrzeć, relaksu.
- Pomocy - w oddali rozbrzmiał głos, który zupełnie nie pasował do tej sielankowej atmosfery. Z początku mogło się wydawać, że się przesłyszeli, jednak po chwili wołanie powtórzyło się: - Ratunku.
Teraz było je już słychać dość wyraźnie, a głos ewidentnie należał do... dziecka.

Matthew

Gorączka ustąpiła wcześniej niż można było się spodziewać i zaledwie po około czterech godzinach od wymarszu pozostałych Tarczansky rozbudził się na dobre. Męczyły go jeszcze trochę nudności a skóra w niektórych miejscach swędziała niemiłosiernie, ale był przytomny. I praktycznie zupełnie sam, nie licząc oczywiście psa, który cicho chrapał w nogach jego fotela. Kiedy tylko Matt bardziej się poruszył, Valar uniósł łeb spoglądając na mężczyznę z zaciekawieniem. W prowizorycznym bunkrze Cullera było zdecydowanie chłodniej niż na zewnątrz i niepokojąco cicho. Teraz, kiedy Tarczansky został sam, to uderzyło w niego momentalnie. Pies zachowywał się spokojnie, co mogło napawać optymizmem biorąc pod uwagę wydarzenia z dzisiejszej nocy. Matt miał cały kompleks tuneli dla siebie, włącznie z głównym pomieszczeniem, w którym się teraz znajdował. Tylko od niego zależało co z tym zrobi.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: [Droga Mleczna -> Mgławica Żmii] TrES 1478

27 cze 2021, o 10:34

Na pytanie Iris wzruszyła lekko ramionami.
- Nie wiem. Może - przyznała zgodnie z prawdą. Podobne skany mogły mieć bardzo różne zastosowania, a po samej wiązce czy dźwięku niewiele można było powiedzieć. Gdyby poprzyglądała się dłużej jednej z takich wież i pogrzebała w jej systemach - co i tak ją czeka - pewnie dowiedziałaby się, jaki jest ich cel, teraz jednak pozostawał on niewiadomą. Mogli zapytać o to Davida - ale nie było pewności, że wiedział cokolwiek więcej. Z drugiej strony... - Gdyby jednak chodzi o kontrolę obecności na planecie, dziwnym byłoby, że jeszcze nikogo na nas nie nasłali. Albo wcześniej na Davida - wypowiedziała na głos własne myśli. Z opowieści Cullera urzędująca w laboratorium ekipa nie należała raczej do takich, którzy tolerowaliby obecność obcych na własnym terenie, niezależnie czy ci obcy byliby wrodzy czy nie. Skoro David do tej pory nie miał z nimi większych przepraw - a nic nie wspominał o większych bojach - i skoro dotąd oni sami nie natknęli się jeszcze na nikogo z tamtego zespołu, być może skanery sprawdzały coś innego. Chociaż, oczywiście, był jeszcze jeden wariant.
Może właśnie sami dali się prowadzić prosto w pułapkę.
Tego jednak Rebecca już nie powiedziała. Spodziewała się, że raczej każdy, Iris również, chociaż przez chwilę pomyślał o tym samym. To, że na razie nie przeszkadzało im nic poza naturalnymi warunkami planety - że w sumie tak łatwo trafili na Cullera, tak przyjemnie spędzili noc w chłodzonym bunkrze i tak bez większych problemów wędrowali do wież - każdemu musiało wydawać się chociaż trochę podejrzane. Z pewnością takie wydawało się Dagan.
Ledwie zdążyła pomyśleć o łatwości ich kolejnych poczynań gdy los postanowił ją za to ukarać. Gdy widok pierwszych futrzastych kulek ledwie lekko tylko ją zaniepokoił, to już na dźwięk warkotu w głowie Rebeki rozdzwoniły się wszystkie alarmy. Wydawało jej się, że odwróciła się błyskawicznie i że Fel też zareagowała wystarczająco szybko - najwyraźniej jednak reakcje ich obu wciąż były zbyt wolne. Potrzeba było ledwie chwili, by Iris poszybowała kawałek w powietrzu, odrzucona masywną łapą i by ona, Dagan, z sapnięciem zatoczyła się - i w efekcie przewróciła - pchnięta przez potężne zwierzę.
Matka z dziećmi, kurwa mać. Cudownie.
- Iris - rzuciła półgłosem Rebecca, cofając się najpierw jeszcze po ziemi i podnosząc się bardzo, bardzo powoli dopiero w pobliżu Fel. - Nawet nie myśl o walce - mruknęła do radnej. Nie wiedziała, czy kobieta rzeczywiście miała plan rzucać się z biotyką na zwierzę, ale gdyby podporucznik miała się zakładać, obstawiałaby, że tak, jak najbardziej. A to byłoby głupie. Bardzo, bardzo głupie.
Nie walczy się z drapieżnikiem, jeśli ten jest samicą broniącą własnych młodych.
- Możesz wstać? I iść? - spytała, kątem oka wciąż obserwując zwierzę. Liczyła na to, że ten odrobinę większy dystans między nimi a kotopodobnymi wystarczy, by drapieżnik może nie tyle uspokoił się, co chwilowo powstrzymał od natychmiastowego ataku. Rebecca nie mogła być jednak tego pewna, a skoro tak, to nie mogła też pozwolić sobie na odwrócenie wzroku. Starając się tylko nie patrzeć w ślepia oponenta - spoglądanie w oczy drapieżcy było jasnym, naturalnym rzucaniem wyzwania, a tego Dagan z pewnością nie chciała - inżynier była wyczulona na każde drgnienie mięśni samicy mogące sugerować, że matka rzuca się do ataku.
Nie była pewna, czy w obliczu szarży drapieżnika byłaby gotowa obronić Iris własnym ciałem i wolała tego nie sprawdzać.
- Musimy się wycofać - rzuciła cicho do Fel. - Powoli, jak najwolniej. Nie odwracaj się do niej plecami. Nie biegnij. Nie patrz jej w oczy. Nie patrz na młode. - instruowała blondynkę krótkimi, zwięzłymi zdaniami. Nie wiedziała, na ile Iris zna się na zasadach przetrwania - obejmujących także postępowanie w obliczu spotkania z drapieżnikami - ale Rebecca, jak każdy żołnierz, miała z tego przeszkolenie. I jakkolwiek nigdy nie chciała musieć sprawdzać, co z tego pamięta - chociaż jako sawantka pamiętała niemal wszystko - to po raz kolejny okazywało się, że los za nic ma jej chcenie.
Gdyby tylko Iris potwierdziła, że jest w stanie iść dalej, Rebecca gotowa była zacząć oddalać się zgodnie z własnymi instrukcjami - tyłem, bardzo powoli, obserwując drapieżnika tak długo, aż, jak miała nadzieję, zniknąłby im z pola widzenia. Gdyby Iris zamierzała się stawiać i chciała rwać się do walki, Dagan nie miałaby oporów złapać ją za ciuchy i ciągnąć powoli, ale stanowczo za sobą. Radna czy nie, na ten moment była po prostu drugim człowiekiem, której poczynania mogły narazić ich obie. A Rebecca nie zamierzała się narażać.
I nadal, mimo wszystko, wolała wyciągnąć stąd Fel całą, a nie w kawałkach. Nie miała wątpliwości, że jeśli Iris stąd nie wróci, to ona, oficer Przymierza, będzie pierwszą podejrzaną o niedopełnienie obowiązków i winną śmierci reprezentantki ludzkości.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2087
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Droga Mleczna -> Mgławica Żmii] TrES 1478

27 cze 2021, o 18:36

Pokiwała głową, wysłuchując wyjaśnień Dagon.
- Też o tym myślałam, ale... - urwała, na gwałt szukając odpowiednich słów. Kto jak kto, ale Iris nie miała większych trudności, aby składnie złożyć swoją wypowiedź. Problem był jednak w czymś innym, w wyrażeniu własnych myśli oraz obaw, nazwaniu ich, przyznaniu się do nich, nie zaś w doborze określeń czy też poprawnym szyku zdań.
Pokręciła nosem, robiąc większy krok, ponieważ korzeń wystający spod ziemi tylko czekał, aby potknęła się o niego i jak długa, wywinęła orła.
- ... Może wystarczy im, że wiedzą? O nas, o Davidzie? Że cały czas tutaj jesteśmy, a wieczorem znikamy z zasięgu ich skanera? Z tego co twierdzi Culler, są szaleni, ale nie nierozważni. Może nie chcą ryzykować atakiem, jeżeli nie mają pewności, do jakiej dziury wchodzimy? Przepraszam. Zbyt dużo myślę. Kompletnie niepotrzebnie - westchnęła, ukrócając rozbiegane myśli, gdyż te zaczynały tracić zdrowy osąd. Do głosu dochodziły emocje, strach, a Iris wolała trzymać się trzeźwego rozsądku. Ten przynajmniej rzadko zawodził.
Zdecydowanie, odczuwała te same obawy, co Rebecca. W duchu, gotowa była na przeszkodę czającą się za każdym, mijanym przez nie drzewem, dlatego też rozglądała się uważnie na boki, a nawet za siebie, podczas kiedy wszystko szła zgodnie z planem, wręcz wspaniałomyślnie po ich. Gdzie więc tkwił haczyk?
Na pewno nie w postaci małych, kotopodobnych stworzeń, które wypadły zza zarośli rozbrykane. Goniąc własne ogony i siebie nawzajem. W ferworze zabaw, nawet na nie nie zwróciły najmniejszej uwagi, co prawdę powiedziawszy było Iris na rękę. Wolała oddalić się czym prędzej, zanim te małe, słodkie kulki obrośnięte futrem przypomną sobie, że tak naprawdę są drapieżnikami, a ona potencjalną ofiarą do jeszcze ciekawszej zabawy lub - chyba nawet bardziej prawdopodobne w prawach natury - kolacji.
Obie popatrzyły po sobie, lecz żadna nie zdążyła zrobić najmniejszego kroku. Iris odwróciła twarz w stronę warknięcia, na ułamek sekundy przed tym, jak łapa rodzicielki stada odrzuciła ją na najbliższe drzewo.
Syknęła, czując ze zdwojoną siłą skutki tego rozpłaszczenia się na pniu. Łapiąc gwałtownie powietrze, próbowała się podnieść, w czym na pewno pomogła jej pompowana wraz z krwią do żył adrenalina. Przeganiając mroczki przed oczyma, zlokalizowała Dagon.
I wściekłą matkę.
Przecież ona nawet nie lubiła kotów, czego więc od niej chciała?
- Mogę. Chyba. Dam radę - zapewniła Dagon, a także samą siebie, robiąc pierwszy, badawczy krok do tyłu na tyle blisko feralnego drzewa, że zawsze mogła się go złapać, gdyby jednak nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Później sprawdzi, jakie konsekwencje miał dla niej ten rzut. Na ten moment, ważniejsze było, aby wyjść z tej całej konfrontacji w jednym kawałku. Nie miała najmniejszego pojęcia, jak należało zachować się, gdy na drodze stawała tygrysica z młodymi, na szczęście podporucznik wydawała się mieć wiedzę na temat bliskiego spotkania z zagrożeniem ze strony dzikich zwierząt. Kierując się więc wskazówkami Dagon, robiąc dokładnie to, co ona, tyle że w lustrzanym odbiciu, ponieważ obie stały naprzeciwko siebie, po woli, bez żadnych, gwałtownych ruchów, wycofywała się ku krzaczorom, starając się przy tym patrzeć pod własne nogi, a nie na wściekła matkę czy młode. Zacisnęła kurczowo palce, trzymając na wodzy biotykę.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Matthew Tarczansky
Awatar użytkownika
Posty: 339
Rejestracja: 23 lis 2014, o 20:31
Miano: Matthew Tarczansky
Wiek: 32
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Oficer Techniczny
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.880
Medals:

Re: [Droga Mleczna -> Mgławica Żmii] TrES 1478

27 cze 2021, o 21:06

Nie miał pojęcia ile był nieprzytomny lub ile dokładnie spał od czasu, kiedy...no właśnie. Sam do końca nie był pewny, co się stało. W pewnym momencie źle się poczuł i zwyczajnie odpłynął. Miał podejrzenia, że oprócz skutków uderzenia, jakimś cudem zdążył złapać jakąś lokalną, tropikalną chorobę.
- Wspaniale. -Mruknął pod nosem, rozmasowując skronie. Próbując początkowo zorientować się w swoim położeniu, rozejrzał się dookoła, starając zrekonstruować ostatnie wydarzenia. Na całe nieszczęście, nie udało się, a wszystko co miało miejsce w tych tunelach zdawało się pozostawać za gęstą niczym mleko mgłą. O proszę, myśli Matta nagle stały się poetyckie. Nabrał nawet ochoty, by spisać jakąś fraszkę.
Scooter, Scooter Ty chuju.
Przemknęło mu przez myśl, będąc całkowicie zaskoczony nagłym przypływem artystycznej weny. Być może krążąca w jego żyłach adrenalina i wzbudzone do działania białe krwinki obudziły w nim ten uśpiony talent. Matthew dostrzegł zmutowanego psa. Do tej pory widok tej "bestii" wzbudzał u niego mieszane uczucia. Był kudłaty, zachowywał się jak pies, ale mnogość oczu wzbudzała w nim lekkie zakłopotanie. Miał przez chwilę wrażenie, że Valar miał dwa razy więcej patrzałek. Może to przez mdłości i drobne zawroty głowy.
- Spokojnie, piesku. To tylko ja. Zaraz...Gdzie jest reszta? -Zapytał, wiedząc doskonale o tym, że odpowiedź na to pytanie nigdy nie nadejdzie i utwierdził się w przekonaniu, że powinien poszukać tychże samodzielnie. Tym bardziej, że gdzieś w tym całym leśnym gąszczu znajdowała się.- IRIS. -Serce zabiło mocniej i oczy otworzyły się szerzej. Biorąc pod uwagę nieobecność wszystkich, miał dziwne podejrzenie, że domniemany jedyny ocalały maczał w tym palce. Nie ufał mu i wydawać się to mogło dość zrozumiałe. Wszak nikt na powitanie nie zamierza poderżnąć drugiej osobie gardła, prawda? No chyba, że to jakaś świecka tradycja, której nie miał jeszcze okazji poznać w innych zakątkach galaktyki. Czuł we flakach, że David był lewy i nie mógł się pozbyć tego wrażenia. Nawet późniejsza pomoc nie była dla niego wystarczającym dowodem szczerości. Może ta cała sprawa z powrotem do przeszłości go tak uderzyła. Z opisów Iris wynikało jasno, że nikt nie był w stanie przetrwać takiej katastrofy. Ten gość był duchem i to oznaczało jedynie tyle, że nie miał zbyt wiele do stracenia. Dlatego też zamierzał sprawdzić wszystko, co się tylko działo, by uspokoić swoje myśli lub wystraszyć się o los Iris. Fakt jej nieobecności już przyprawił go o szybsze bicie serca. Biorąc pod uwagę brak komunikacji i zlokalizowania jej na tej cholernej planecie, przyprawiał go o jeszcze większe zawroty głowy. Wstał nieco zbyt pośpiesznie na równe nogi. W głowie zakręciło się raz jeszcze, podrapał się po swędzącej skórze na przedramieniu i westchnął jeszcze raz. Był spragniony, głodny. Zanim zacznie przeszukiwać zebrane tutaj rzeczy, najpierw zabrał się za poszukiwanie prowiantu oraz wody, a gdy to już się uda...
Zamierzał rozejrzeć się za jakimiś mapami, notatkami oraz sprzętem, który mógłby mu się okazać przydatny, na wypadek, gdyby przyszło mu do głowy opuszczenie systemu jaskiń.
ObrazekObrazek THEME|WORK THEME|SPACESUIT|CASUAL|VOICE|ARMOR Premia technologiczna: +20%
Bonus do tarcz: +15%
Bonus do celności strzelby: +5%
Zwiększenie siły i obrażeń od mocy technologicznych: 15%
Zwiększenie obrażeń zadawanych przez Spalenie: 10%
Xairana
Awatar użytkownika
Posty: 84
Rejestracja: 7 mar 2018, o 02:39
Miano: Xairana Leilani
Wiek: 32
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemnik, Płatny Morderca
Lokalizacja: -
Kredyty: 16.250
Medals:

Re: [Droga Mleczna -> Mgławica Żmii] TrES 1478

28 cze 2021, o 11:28

Wejście wgłąb dżungli, zgodnie z planem, Xairana wykorzystywała ten jak na razie względny spokój by w trakcie drogi przyglądać się mijanym roślinom i próbują wychwycić coś ciekawego bądź charakterystycznego. Skoro i tak tutaj mieli być równie dobrze można było się czegoś dowiedzieć, może któraś z nich ma jakieś ciekawe właściwości? Oczywiście nie dotykała ich ani nie zbliżała się do nich za bardzo. W końcu dotarli na polane. Upał, w połączeniu w dużą wilgotnością to jeden z najgorszych klimatów, nic więc dziwnego, że i im doskwierał.
Xairana poszła w ślady Davida i również spoczęła w cieniu pod drugim drzewem. Trzeba oszczędzać energię najbardziej jak się da i nie marnować jej na głupoty. Sama wyjęła swoją manierkę, odkręciła i napiła się, po czym skierowała swoją uwagę na mężczyznę.
-Masz rację, płyny to podstawa. Wiesz czy jest tutaj w okolicy jakieś źródło czystej wody, żeby uzupełnić w razie czego? I wiesz czy są tutaj jakieś rośliny o przydatnych właściwościach? zapytała, kiedy przez myśl jej przemknęło, że twarz mężczyzny naprawdę nie stanowi ciekawego widoku, ale cóż poradzić.
Pięć lat to szmat czasu. Czy statki spadały już od momentu jak tutaj trafiłeś czy to wszystko zaczęło się później? Może warto było wiedzieć ile w przeszłości statków zostało straconych i nikt nie miał najmniejszego pojęcia co tak właściwie się z nimi stało. Może uda się rozwikłać kilka zaginięć, jak już opuszczą w końcu tą cholerną planetę.
Odgłosy przyrody były kojące, tak, że po dłuższej chwili Xairana nabrała ochoty na zamknięcie oczu. Wtedy jednak dało się słyszeć czyjeś wołania, a dokładnie wołania, które brzmiały jak wołania o pomoc dziecka. Xairana spojrzała na Davida po czym odezwała się szeptem.
-Brzmi jak dziecko, ale to moze być pułapka. Czy ci kultyści mogłiby wystawić dziecko, albo urządzenie które brzmi jak dziecko? Na obcej planecie Xairana zdecydowanie wolała być podejrzliwa wobec wszystkiego, to znacznie zwiększa szanse na przeżycie.
ObrazekObrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Droga Mleczna -> Mgławica Żmii] TrES 1478

1 lip 2021, o 11:27

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Droga Mleczna -> Mgławica Żmii] TrES 1478

1 lip 2021, o 12:43

Iris, Rebecca

Głuche i gardłowe warczenie towarzyszyło im niemal przez cały czas, kiedy próbowały za wszelką cenę udowodnić nadopiekuńczej kotopodobnej matce, że nie stanowią żadnego zagrożenia dla jej dzieci. Irokez na głowie tygrysicy poruszał się rytmicznie składając i rozkładając się tak, jakby zwierzę było cały czas gotowe do ataku. Każdy mięsień na jej ciele lekko drgał gotowy w dowolnej chwili rzucić się do ataku. Kobiety jednak nie były w stanie tego zauważyć, gdyż zgodnie z wszelką logiką przetrwania nie patrzyły na drapieżnika. Po długiej chwili z Dagan z ulgą mogła stwierdzić, że wszelkie wykłady na temat postępowania z drapieżnikami, czy to tymi znanymi czy też nieznanymi, się sprawdzają gdyż kot najwyraźniej nie zamierzał ponownie atakować. Zresztą, w przyrodzie zawsze jedno było pewne - lepiej oszczędzać siły i uciekać, niż marnować je na walkę. Tygrysia matka stwierdziła, że ani Iris ani Rebecca nie stanowią dużego zagrożenia i kiedy tylko kobiety znalazły się w bezpiecznej (według zwierzęcia) odległości, odwróciła się i zniknęła w zaroślach.
Mogły odetchnąć z ulgą.
Dalsza część ich wędrówki już nie była tak obfita w niebezpieczne wydarzenia, owszem zdarzyło się, że musiały się na przykład kawałek cofnąć bo nie były w stanie przedrzeć się przez dżunglę, albo jakaś roślina próbowała za wszelką cenę uczepić się pancerzy, ale nic przynajmniej nie próbowało ich zabić. Temperatura nie zelżała ani na moment, wręcz przeciwnie, kobiety mogły odnieść wrażenie, że jest coraz cieplej. Do tego wilgotne powietrze wisiało ciężko nie pozwalając zabrać większego haustu.
Po około półtorej godziny wędrówki natknęły się na coś, na kształt ścieżki. Nie była ona co prawda wyraźnie wydeptana w ziemi, ale zarośla dookoła były jakby rzadsze a roślinność pod stopami nieco wgnieciona. Iris jako pierwsza poczuła lekki podmuch wiatru, który niemal nienamacalnie poruszył liśćmi drzew. W oddali dało się słyszeć odgłos wodospadu.

Xairana

Culler uśmiechnął się, najwyraźniej pytanie Xairany sprawiło mu przyjemność, która chwilę później już przelał na słowa:
- O wodę jest tu wbrew pozorom bardzo łatwo. Poza jeziorem na samym środku przy którym się spotkaliśmy mamy też drzewa - wskazał to pod którym siedział i poniósł się nieco aby sięgnąć po ogromny liść najbliżej siebie. Włożył rękę do kieszeni spodni i wyjął z niej mały scyzoryk, po czym naciął liść wzdłuż ogonka. Niemal natychmiast wypłynęła z niego woda, którą David przyłożył sobie do ust i wypił. - Czysta i przefiltrowana.
Uśmiechnął się a rany na jego twarzy wykrzywiły się ponownie, po czym podał kobiecie scyzork zachęcając ją żeby zrobiła dokładnie to samo co wcześniej on. Wreszcie po tym krótkim instruktażu usiadł i oparł się z powrotem o drzewo.
- To wszystko musiało się zacząć wcześniej. Ja tu trafiłem ściągnięty na powierzchnię podobnie jak wy. Stan kompletnej fiksacji systemów, mój statek wpadł do jeziora. Wypłynąłem na powierzchnię tuż przy laboratorium, gdzie od razu zostałem złapany. Zamknęli mnie w celi, dostawałem rano wodę i owoce na śniadanie, żeby utrzymać mnie przy życiu. Na obiad było mięso, a na kolację kubek wody. Codziennie rano przychodził ktoś i sprawdzał nasz stan, przypuszczam, że mięso było w jakiś sposób modyfikowane, sprawdzali jak na nas wpłynie, ale nie znam szczegółów. To nie był przyjemny czas - Culler zamilkł na moment, można było odnieść wrażenie, że nie mówi wszystkiego co leży mu sercu. Najwyraźniej przeżycia z laboratorium nie były czymś, czym mężczyzna chciałby się dzielić.
David poruszył się, kiedy usłyszał nawoływanie, z miną, która świadczyła o tym, że zapewne odkąd tutaj jest pierwszy raz słyszy coś takiego. Zmarszczył brwi i wytężył słuch.
- Nie sądzę - mruknął podnosząc się z ziemi i robiąc parę kroków w kierunku skąd dochodził dźwięk. - Nikt, kto tam siedzi nie wychodzi z wewnątrz żywy. Pójdę to sprawdzić, gdybym nie wrócił za dziesięć minut ukryj się.

Matthew
Prawdopodobnie gorączka, która dopadła Matta jeszcze musiała go trzymać ponieważ Valar przyglądał mu się dysząc ciężko i przekręcając głowę co rusz kiedy tylko mężczyzna coś do siebie mówił. Dopiero kiedy Tarczansky trochę lepiej się poczuł, mógł dostrzec, że pies jednak wygląda jak zwykły pies. Był owszem ogromny i bardziej przypominał z budowy głowy niedźwiedzia, ale jednak wciąż był zwykłym, ziemskim czworonogiem.
Fakt, że mechanik przebywał w bunkrze obecnie sam (nie licząc psa) miał też swoje plusy. Mógł spokojnie przeszukać wszystkie szafki i najbliższe pomieszczenia w poszukiwaniu czegoś przydatnego. Niestety albo ekspedycja zabrała wszystko ze sobą, albo najwyraźniej nie było tu już niczego więcej co mogłoby przysłużyć się inżynierowi. Znalazł owszem trochę złomu, z którego ewentualnie można było stworzyć jakąś prowizoryczną broń, ale trzeba było z tym trochę pokombinować. Kości, trochę metalowych rur i wiotkich przewodów, konsole sterowania wyjęte z rozbitych statków i tym podobne rzeczy.
Przechadzając się po kolejnych pomieszczeniach, ni stąd ni owąd za jego plecami pies zaczął przeraźliwie skamleć. Nie był to dźwięk, który (jak poprzednio) informował o zbliżającym się niebezpieczeństwie, raczej odgłos przeraźliwego bólu lub strachu, ciężko było określić.
Jeśli tylko Tarczansky wszedł do pomieszczenia głównego, gdzie wcześniej zostawił zwierzę, zorientowałby się, że psa tam nie ma, a odgłos dochodzi z jednego z tuneli i raczej niesie się echem świadczącym o tym, że Valar wcale nie znajduje się tuż za rogiem.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: [Droga Mleczna -> Mgławica Żmii] TrES 1478

3 lip 2021, o 09:43

Udało się... Udało się, kurwa. Przez cały czas wycofywania się, Rebecca była spięta do granic możliwości, gotowa na gwałtowne uniki, gdyby drapieżnik postanowił jednak zaatakować. Tyle dobrego, że chociaż Iris nie protestowała i z godnym podziwu posłuszeństwem zastosowała się do wszystkich poleceń - gdyby obok zagrożenia ze strony zwierzęcia Dagan musiała zmagać się jeszcze z oporami radnej, chyba nie dałaby rady. Albo dałaby, ale jakim kosztem? Podporucznik nie chciała tego sprawdzać i teraz, gdy udało się, nie zamierzała też rozważać co by było gdyby.
- No dobra - czerwonowłosa odetchnęła powoli, gdy jasnym stało się, że kotopodobne stworzenie rzeczywiście oddaliło się i dało im spokój. - Jesteś w jednym kawałku? - spytała, spoglądając na Fel. Przedtem nie było okazji by sprawdzić, czy poza kilkoma nowymi siniakami Iris odniosła jeszcze jakieś obrażenia, teraz jednak nie powinny ruszać w drogę nim upewnią się, że kobiecie rzeczywiście nic nie jest. Drapieżnik nie potraktował jej specjalnie delikatnie, głupotą byłoby więc zignorowanie potencjalnych obrażeń, jakie radna mogła odnieść. Na ten moment adrenalina mogła skutecznie łagodzić wszystkie alarmujące bodźce, co jednak, gdyby maskowała w ten sposób jakieś złamania albo naderwane więzadła? Rebecca miała szczerą nadzieję, że mimo wszystko Fel nic nie jest, nadzieja jest jednak matką głupich. Na ten moment potrzebowały pewności, nie nadziei.
Pozwalając Iris w miarę możliwości samej ocenić swój stan - ostatecznie radna była lekarzem, a Dagan mogła co najwyżej pochwalić się odbyciem standardowego kursu pierwszej pomocy - odetchnęła z ulgą gdy okazało się, że faktycznie nic się nie stało. Poza ewentualnie naruszoną dumą i stłuczeniami Fel była cała i mogły iść dalej.
Szły więc, a Rebecca, nauczona ostatnim doświadczeniem, czujniej przyglądała się otoczeniu. Nie potrzebowały powtórki z rozrywki. W obcym środowisku naprawdę wiele mogło pójść nie tak, a Dagan... No, nie chciała tego. Już i tak była napięta - jak lubił mówić Charles - jak gumka od gaci, niewiele było trzeba, by pękła.
Nic się jednak nie działo. Czasem jakiś krzak zaczepił się o pancerz, czasem gałązka trzasnęła pod butem głośniej, niż Dagan by sobie życzyła, poza tym jednak - nic. Głównym oponentem pozostawał upał i własne zmęczenie.
- Przerwa - rzuciła w pewnej chwili Rebecca i obejrzała się na Iris. - Zatrzymajmy się na chwilę - uściśliła co miała na myśli. - Nie wiemy, co nas jeszcze czeka, a wolałabym... - Wzruszyła ramionami. - Nie możemy być zmęczone, jeśli mamy w końcu zmierzyć się z wrogiem. - Zabrzmiało to znacznie bardziej poetycko niż Dagan planowała, sens jej słów był jednak jasny. Rebecca nie rozważała czy napotkają oponenta, lecz co najwyżej - kiedy. Podporucznik była niemal pewna, że nie unikną jakiejś formy konfrontacji, a skoro tak, dobrze byłoby być na nią gotowym.
Zatrzymując się nieopodal umiarkowanie wyraźnej ścieżki, wygrzebała z plecaka manierkę i upiła kilka solidnych łyków. Teoretycznie mogłyby usiąść tutaj - miejsce dobre jak każde inne - ale...
- Nie powinnyśmy być daleko od wody - rzuciła, przypominając sobie mapę, którą pokazał im Culler. - Mogłybyśmy odpocząć na brzegu - zaproponowała. Zejście nad wodę mogło wymagać lekkiego zejścia ze szlaku, mimo wszystko sądziła, że tak byłoby bezpieczniej. Na ewentualnej plaży byłyby wprawdzie bardziej odkryte, ale też same widziałyby z daleka ewentualne zagrożenie.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2087
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Droga Mleczna -> Mgławica Żmii] TrES 1478

3 lip 2021, o 17:55

Nie odrywała wzroku od zarośli, za którymi zniknął drapieżnik wraz ze swoimi młodymi tak długo, aż nie nabrały absolutnej pewności, że kotopodobna matka nie wróci.
Odetchnęła. Spięte mięśnie puszczały powoli, a oddech uspokajał się. Tak naprawdę dopiero w tym momencie, gdy realne zagrożenie oddaliło się od nich, Iris mogła popatrzeć po sobie oraz ocenić, w jakim jest stanie.
- Tak. Tak mi się wydaje, bo jak wiesz... - popukała palcem w nadgarstek, a konkretniej bezużyteczny omni-klucz. Pozbawiona swoich skanów medycznych, mogła polegać wyłącznie na oględzinach oraz wyłapanych, subtelnych komunikatów z wewnątrz. Obmacała wszystkie kości, ścięgna i powięzi; przyjrzała się z bliska łydkom, a także ramionom, sprawdziła żebra oraz miękkość brzucha, aby - w końcu! - wykluczyć możliwy krwotok wewnętrzny.
Czując limo pod palcami, które poczuła, gdy wędrowała opuszkami po swojej twarzy, skrzywiła się. Było to jednak nic w zestawieniu potencjalnych, możliwych konsekwencji po tym, jak trzasnęła kręgosłupem o konar. Poprawiła spięcie włosów, aby związać je w jeszcze większym nieładzie. Trudno. Dagon nie powinno przeszkadzać, iż nie prezentuje się wyjściowo. W ostateczności, na tej planecie oglądać je będą zwierzęta i - oby nie! - zmutowane efekty eksperymentu z laboratorium.
- Możemy ruszać. To dopiero początek, prawda? - gestem wskazała na krzaki, których liściaste gałęzie, kołysały się delikatnie na wietrze. Drapieżniki wkrótce staną się ich najmniejszym problem, zwłaszcza, gdy zacznie zmierzchać. Tymczasem było gorąco, parno. Wędrówka w takim upale nie należała do najprzyjemniejszych, ale Iris nie skarżyła się. Prawdę mówiąc, nie miała większego wyjścia. Alternatywą do tego, aby wziąć sprawy w swoje ręce było siedzenie w schronie z nadzieją, że ktoś, kiedyś, trafi na tę planetę w jednym kawałku a najlepiej w towarzystwie całego, uzbrojonego po zęby oddziału i przywróci jej łączność. Iris zwariowałaby od tej bierności oraz zdania się wyłącznie na ślepy los.
Przyglądała się okolicy, którą przemierzały z o wiele większą nieufnością, niż do tej pory. Może i nie wyglądała na każdym kroku innych, nadopiekuńczych matek stada, ale na pewno zwiększyła się jej czujność na potencjalne szelesty, szmery oraz łamiące się pod buciorami bądź też łapami zwierzyny gałązki; niemalże podskoczyła, gdy Dagon wdepnęła w stary, suchy chrust. Pokręciła głową i dała pani podporucznik znak, że wszystko w porządku. To nic więcej ponad jej wybujałą wyobraźnię.
- Połowa drogi chyba za nami - stwierdziła, gdy szum wodospadu stał się wyraźniejszy i już nie dochodzi z aż tak, wydawałoby się nieosiągalnego daleka. Pod wpływem chwilowej radości, przyspieszyła kroku, chcąc czym prędzej zmaleć się w zasięgu czystej wody.
W połowie drogi zatrzymała się jednak, słysząc sugestię? Rebecki. Nieco zmieniła swój pierwotny kierując, podążając śladami Dagon tam, gdzie mogły chwilowo skryć się w cieniu wielkich drzew oraz pomoczyć nogi w wodzie. Najchętniej, cała dałaby do niej nura, lecz mając świadomość upływu czasu nie podzieliła się z panią podporucznik swoimi pragnieniami.
- Racja. Odpocznijmy. Możliwe, że to ostatni przystanek, na którym można beztrosko napić się wody i spróbować tego do jedzenia, co spakował nam Culler... Nie wygląda dobrze, a smakuje pewnie jeszcze gorzej - mruknęła sceptycznie na widok owiniętych w papier racji, lecz wciąż było to jedzenie.
- Myślisz, że faktycznie możemy spotkać wśród jego tworów raknii? - spytała niespodziewanie, najwyraźniej nie będąc aż tak wrażliwą, skoro poruszała temat przeciwników i ich flaków przy jedzeniu.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Xairana
Awatar użytkownika
Posty: 84
Rejestracja: 7 mar 2018, o 02:39
Miano: Xairana Leilani
Wiek: 32
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemnik, Płatny Morderca
Lokalizacja: -
Kredyty: 16.250
Medals:

Re: [Droga Mleczna -> Mgławica Żmii] TrES 1478

4 lip 2021, o 12:13

Faktycznie to miało sens, na tak wilgotnej planecie, o wodę zdatną do picia, nie powinno być aż tak trudno. W końcu i bujna roślinność i miejscowe zwierzęta zapewne potrzebują jej w dużych ilościach do tak bujnego wzrostu czy też rozwoju.
Kobieta najpierw bacznie przyglądała się poczynaniom mężczyzny, tym jak wprawnie odciął pokaźnych rozmiarów liść i się z niego napił. Skoro jemu nic nie było, to powinno być to też bezpieczne dla niej samej prawda?
Dlatego też przyjęła podany scyzoryk oraz zgodnie z podanymi instrukcjami przecięła liść, który znalazła, pilnowała by z wyglądu był on identyczny z tym, który przeciął David. Wszak nie znała tutejszej flory, wiele roślin mogło mieć różne właściwości, a jedna pomyłkę można było przypłacić życiem. Kiedy już odcięła liść, wypiła z niego całą wodę. Od razu trochę lepiej. Faktycznie regularne nawadnianie się będzie bardzo ważne. Oddała nożyk Davidowi.
-Faktycznie, to musiał być mało przyjemny czas, ale najważniejsze, że z tego wyszedłeś. Podawanie zmutowanego mięsa nie brzmi jak najbardziej wydajna metoda prowadzenia badań. Cóż mężczyźnie nie wyrosła druga głowa ani trzecia ręka więc to chyba dobry znak. Widać jednak było, że jest zamyślony i pewnie nie mówi wszystkiego. Ale czy można mu się dziwić, bycie obiektem badań nie jest najprzyjemniejszym doświadczeniem.
-Dziecko to wciąż może być przynęta. Myślę, że nie powinniśmy się rozdzielać, co dwie bronie, to nie jedna. powiedziała i wstała by ruszyć za mężczyzną.
ObrazekObrazek
Matthew Tarczansky
Awatar użytkownika
Posty: 339
Rejestracja: 23 lis 2014, o 20:31
Miano: Matthew Tarczansky
Wiek: 32
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Oficer Techniczny
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.880
Medals:

Re: [Droga Mleczna -> Mgławica Żmii] TrES 1478

4 lip 2021, o 17:27

To prawda, gorączka musiała zelżeć w trakcie, gdyż dopiero niedawno Matthew uświadomił sobie, że Valar to w istocie zwyczajny pies...bez żadnych zmutowanych cech godnych kreacji kosmicznego doktora Frankensteina. Całe szczęście, gdyż towarzystwo zmodyfikowanego zwierzaka na pewno budziłoby jakiś dyskomfort. Na szczęście nie musiał się przejmować wyglądem oraz zachowaniem psa, gdyż ten potraktował go nader łagodnie. I dobrze, przynajmniej na tą chwilę nie był zmartwieniem.
Spacer po głównej jaskini nie przyniósł oczekiwanych efektów. Nie znalazł nikt, co mogłoby go chociaż uświadomić co stało się z resztą. Nie znalazł żadnych map czy notatek należących do Davida. Nadal nie wiedział gdzie byli, ale spodziewał się, że zamierzają tutaj wrócić. Biorąc pod uwagę, że zostawili Valara oraz jego. Wydawało mu się, że Iris nie pozwoliłaby go zostawić w tym stanie w jaskini na pastwę losu. No chyba, że coś jej zrobili. Tą opcję również należało wziąć pod uwagę.
- Szlag by to. -Mruknął pod nosem, orientując się, że niewiele tutaj zostało i prawdopodobnie wszystko zabrali ze sobą, gdziekolwiek byli. Chcąc nawet ruszyć ich śladem, Tarczansky nie mógł od tak ruszyć w głąb dżungli. Potrzebował broni, jakiegoś nawet prostego opancerzenia. W przypływie geniuszu spojrzał na kupę złomu pozostawioną przez Cullera. Może i on nie dostrzegał tutaj nic wartościowego, ale Matt...widział tu pewien potencjał. Zabrał się za przeglądanie pozostawionych samotnie części. Musiał przyznać, że nie dało się z tego sklecić cudów, aczkolwiek mógł wykonać coś bardziej imponującego niż zaostrzone pręty czy prowizoryczne noże. Był inżynierem, do cholery, pomysłowym w dodatku. Uruchomił omni-klucz bez unicestwiania sygnału zakłócającego. Na pewno udałoby mu się sklecić jakieś narzędzie zagłady.
Sprężyny, stalowe linki, resor z jakiegoś pojazdu kołowego, rolki z bloczków wspinaczkowych oraz narzędzia przemycone w kieszeniach kombinezonu roboczego były niezwykle przydatne podczas montażu nienazwanego jeszcze urządzenia. Mijały minuty, może nawet godziny zanim "wynalazek" Tarczansky'ego nabrał kształtu kuszy wykonanej ze złomu. Nie wyglądała imponująco i z pewnością nie była ona cudem techniki przekaźnika masy. Była ciężka, ciut nieporęczna, elastyczna linka była misternie przeprowadzona przez rolki, resor oraz sprężyny, by zmaksymalizować siłę naciągu, aby naciągać mechanizm możliwie jak najszybciej użył nasadkę oraz klucz z grzechotką, który nosił w kieszeni kombinezonu. Sklecił sobie również kołczan oraz bełty, wspierając się na wiedzy o balistyce wyciągniętej nie tylko z filmów akcji. Nie zdążył się nacieszyć swoim wynalazkiem, ani nawet dobrze go przetestować. Usłyszał skomlenie Valara doskonale rozumiejąc, że zwierzę znalazło się w jakiś tarapatach. Kusza zostanie więc sprawdzona w terenie. Szybko naciągnął mechanizm, umieścił bełt w prowadnicy i ruszył na pomoc zwierzęciu. Pod warunkiem, że w tej chwili próbowało go coś zjeść.
ObrazekObrazek THEME|WORK THEME|SPACESUIT|CASUAL|VOICE|ARMOR Premia technologiczna: +20%
Bonus do tarcz: +15%
Bonus do celności strzelby: +5%
Zwiększenie siły i obrażeń od mocy technologicznych: 15%
Zwiększenie obrażeń zadawanych przez Spalenie: 10%
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Droga Mleczna -> Mgławica Żmii] TrES 1478

6 lip 2021, o 14:41

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Droga Mleczna -> Mgławica Żmii] TrES 1478

6 lip 2021, o 15:12

Iris, Rebecca

Na szczęście, pomimo tego, że odrzut miał w sobie dużo siły, a radna poszybowała na spory kawałek dodatkowo lądujący przy tym na drzewie, to poza drobnymi siniakami i obtłuczeniami, które dawały się we znaki przy próbach gwałtowniejszego ruchu, nic Iris nie było. Resztę drogi nad wodę kobiety spędziły już uważniej przyglądając się otoczeniu.
Kiedy wyszły zza roślinnego poszycia im oczom ukazała się rzeka wpływająca do jeziora przy którym zatrzymali się poprzednim razem. Z prawej strony, z wysokiego występu skalnego wpadała ona potężną, buzującą kaskadą jakieś czterdzieści metrów niżej a nad samą wodą w odległości jakiś pięciuset metrów wisiał most sznurowy, który ewidentnie był ich kolejnym punktem odniesienia do mapy. Tym samym kobiety mogły spostrzec fakt, że jeśli chciały dotrzeć do wieży numer trzy musiały prędzej czy później przez niego przejść. Z tej odległości jednak nie było sposobu na ocenę jego stanu technicznego.
Miękka gleba usiana pnączami, liśćmi i korzeniami drzew ustąpiła miejsca ciepłemu piaskowi niewielkiej plaży. Gdyby nie fakt, że właśnie walczyły o przetrwanie i wydostanie się z tej planety, można było odnieść wrażenie, że to całkiem przyjemne miejsce na urlop. Drzewa dawały tutaj nieco cienia, który padał zarówno na część piaszczystego brzegu jak i na wodę przed nimi. Na brzegu panowała cisza przerywana jedynie spokojnymi odgłosami dżungli i oczywiście nieszczęsnego skanera, który musiał im tę błogość co jakiś czas przerywać wwiercając się niemalże do pnia mózgów.
Nie wiadomo było czy najpierw usłyszały trzask leśnych gałązek za sobą czy jednak poczuły drżenie podłoża. Nie dane im było długo nacieszyć się błogim spokojem wody, zdążyły ledwo odsapnąć i napełnić z powrotem manierki, kiedy te niepokojące znaki przerwały ciszę. W jednej chwili z dżungli zaczęły wypadać, jeden po drugim, te same kopytne stworzenia, które spotkali za pierwszym razem. Wybiegły prosto na odpoczywające na brzegu kobiety pędząc do wodopoju, jakby nie zrażone w ogóle faktem, że cokolwiek stoi im na drodze. Rebecca i Iris miały w zasadzie jedno wyjście - przed nimi pędziło stado, za nimi znajdowała się woda - musiały cofnąć się do rzeki, licząc na to, że nie zostaną stratowane. Zwierząt było setki, kobiety widziały już tylko pojawiające się głowy, które jedna obok drugiej wypadały z dżungli i dobiegały do wodopoju chcąc zanurzyć spragnione chrapy w życiodajnym płynie.
Radna i podporucznik stały już niemal do kolan w rzece, której nurt w tym miejscu był dość rwący ze względu na bliskość wodospadu. Trzymały się jednak na nogach dzielnie, a stado pokryło już każdy milimetr plaży, jak okiem sięgnąć. I nie byłoby w tym niczego niebezpiecznego, gdyby nie fakt, że nagle powietrze przeszyło rozpaczliwe rżenie gdzieś po ich prawej stronie. Pierwsza dostrzegła to Iris - łeb zwierzęcia wystrzelił w górę, oddzielony od tułowia, a sam tułów w mgnieniu oka zniknął pod wodą. Rozpoczęła się dramatyczna panika, część z kopytnych wbiegała do wody, część tratowała się na plaży deptając się nawzajem. Po lewej stronie, tej bliżej Dagan kolejny łeb wystrzelił w górę ciągnąć za sobą wymyślną strugę krwi bijącej z zapewne tętnicy. Tym razem podporucznik mogła zobaczyć co powoduje dekapitacje stworzeń. Wielka macka wynurzająca się z wody, zakończona czymś na kształt sierpa owinęła się w ogół martwego, ale jeszcze stojącego na nogach tułowia i wciągnęła je do wody. Więcej jednak nie dane było Rebecce zobaczyć bo w ułamku sekundy poczuła jak coś zaciska się na jej nodze, szarpie mocno do tyłu i wciąga pod wodę.

Xairana
Najemniczka ruszyła razem z Davidem między drzewa skąd dobiegał odgłos wołania, szli tak sporą chwilę nasłuchując czy przypadkiem właśnie nie zmierzają w jakąś pułapkę. Wołanie ustało, więc nie byli w stanie zlokalizować dokładnie miejsca, z którego dochodziło. Culler zatrzymał się obserwując uważnie otoczenie.
Cisza.
- Dziwne, wydawało mi się, że to było w tę stronę - powiedział wskazując ruchem głowy kierunek o który mu chodziło. Wokół dało się słyszeć jedynie odgłosy ptactwa i nic poza tym. - Trudno, wraca...
- Ratunku! Ratunku - krzyk odezwał się zaraz po ich prawej. Tym razem wyraźniej i zdecydowanie bardzo blisko.
David odsunął liście i gałęzie, zniżył głowę i skinieniem wskazał Xairanie aby ruszyła za nim. Kiedy tylko najemniczka znalazła się obok mężczyzny mogła zauważyć, że ten stoi jak wryty z niemal rozdziawioną szczęką. Cóż, widok kogoś, kto przeżył tu tyle lat w stanie zaskoczenia nie mógł napawać optymizmem. Leilani zaraz przed swoją twarzą na gałęzi ujrzała ptaka wielkości sporego psa. Był kolorowy i pstrokaty z ogromnym dziobem przypominającym trochę krzyżówkę tukana z sępem. Ptak przekręcił głowę i spojrzał na nich wielkimi, czarnymi oczami.
- RATUNKU. POMOCY - dźwięk idealnie imitujący krzyk dziecka wydobył się z gardła stworzenia i zanim Xairana mogła zaregować, ptak w mgnieniu oka zeskoczył z gałęzi i ruszył na nią z pazurami.

Matthew
Matt mógł być zadowolony ze swojego dzieła. Kusza na pierwszy rzut oka i po głębszym sprawdzeniu spisywała się tak jak oczekiwał. To była dobra broń, a przynajmniej taka, która pozwoliłaby mu zwiększyć szanse przeżycia. Zmotywowany w tenże sposób ruszył na pomoc psu, którego skomlenie dobiegało z jednego z korytarzy. Podobnie jak wcześniej wzdłuż przejścia biegł ledowy pasek oświetlający delikatnie ubite sklepienie i ściany. Może nie dawało to jakiejś super widoczności, jednak z pewnością sprawdzało się lepiej niż brak jakiegokolwiek oświetlenia. Tarczansky więc nie poruszał się na oślep, ale szedł w konkretnym kierunku uważnie nasłuchując. Skomlenie wydawało się dobiegać coraz głośniej, co świadczyło o fakcie, że szedł w dobrą stronę.
Korytarz skręcił gwałtownie w lewo i oczom mechanika ukazał się pies leżący w kałuży krwi. Było jej tyle, że na pierwszy rzut oka ciężko było stwierdzić gdzie jest rana z której ona wypływa. Dopiero kiedy Matt zbliżył się do zwierzęcia dostrzegł, że krew wypływa z brzucha psa, a dokładniej z wygryzionej żywcem dziury w jego brzuchu. Nie była ona duża, może wielkości połowy pięści mężczyzny, ale krwawiła obficie.
Wokół panowała cisza, więc cokolwiek zaatakowało psa, nie było tego teraz w pobliżu. A przynajmniej tak mogło się Tarczanskiemu wydawać, bo kiedy tylko sięgnął by pomóc psu ten warknął złowieszczo. W pierwszym momencie można było odnieść wrażenie, że nie chce być przez Matta dotykany. Pies zaszczekał jeszcze raz, jakby chcąc coś inżynierowi uświadomić, ale zanim ten się zorientował, że coś jest nie tak, poczuł ugryzienie w okolicach kostki. Odruchowo strzepnął nogę i zobaczył robaka wielkości całej, swojej pięści wydającego z siebie świszczący odgłos. Jakby tego było mało z wygryzionych w suficie dziur, zaczęły w ich kierunku schodzić kolejne.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Ostatnio zmieniony 12 lip 2021, o 18:14 przez Mistrz Gry, łącznie zmieniany 1 raz.
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: [Droga Mleczna -> Mgławica Żmii] TrES 1478

7 lip 2021, o 16:24

Szło zaskakująco... łatwo? Dobrze? Z pewnością trochę lepiej, niż Rebecca się spodziewała. Nie to, żeby uznawała Iris za skrajną rebeliantkę, miała jednak jakieś wewnętrzne przekonanie, że każdy polityk się rządzi. Wiecie, że ma we krwi ten despotyczny ton i niezdolność do akceptowania zdania innego niż własne. Fel jednak zachowywała się inaczej - przynajmniej teraz. Rebecca poznała ją wprawdzie już jakiś czas temu - osobiście, a nie tylko na telebimach - tym niemniej to teraz był ten pierwszy raz. Pierwszy raz, kiedy były w zasadzie tylko ze sobą. Pierwszy raz, kiedy spędzały ze sobą kolejne godziny.
Iris była dla Dagan pozytywnym zaskoczeniem.
Gdy przysiadły nad wodą, Becca odetchnęła cicho.
- Nie wiem - przyznała szczerze w odpowiedzi na pytanie radnej, w międzyczasie dobierając się do racji żywnościowej. - Może. Z tego, co mówił Culler, możemy spotkać wszystko, więc dlaczego nie rakni? - Parsknęła cicho.
Nie nacieszyły się spokojem zbyt długo. Ledwie zdążyła przegryźć parę kęsów i popić je kilkoma łykami wody, ledwie pochyliła się nad rzeką, napełniając manierkę gdy ziemia zaczęła się... trząść? Rebecca zmarszczyła brwi. Trzęsienie ziemi? Teoretycznie nie byłoby to nic dziwnego, aktywność tektoniczna jest normalnym zjawiskiem i Dagan nie widziała powodu, dla którego podobne rzeczy nie miałyby się dziać także tutaj. Mieliby jednak zupełny brak szczęścia, gdyby do wszystkiego, co dotąd ich spotkało, doszło jeszcze trzęsienie ziemi.
Jak się szybko okazało, to nie było to. Co nie znaczy, że było dużo lepiej.
- Cofnij się! - ryknęła Rebecca, sama siebie zaskakując siłą głosu. Nie było jednak czasu na bardziej kurtuazyjne, subtelne prośby. Tylko szybki uskok do wody mógł zapewnić im względne bezpieczeństwo od galopującego stada.
- Ja pierdolę - podsumowała podporucznik, cofając się coraz dalej w wodę, byle tylko uniknąć zwierząt. - Serio? Jeszcze to?
I, oczywiście, było także drugie jeszcze to.
Przyglądając się przez chwilę zwierzynie, Dagan wciągnęła nagle powietrze, gdy gdzieś nieopodal niej w powietrze wystrzeliła... głowa. Przerażająca kometa ciągnąca za sobą krwawy ogon byłaby widokiem groteskowym, gdyby nie to, że: a) nie była pierwsza, b) nie była tylko udawanym pokazem mającym zapewnić im rozrywkę. Coś mordowało koniopodobne zwierzęta, mordowało bez wahania i obrzydliwie.
I coś też złapało ją, Rebeccę, za nogę.
- Wolne żarty! - W głosie Dagan nie było jeszcze paniki, gdyby się jednak postarać, obok niedowierzania dałoby się wyłapać pierwsze histeryczne nuty. Póki co jednak jeszcze myślała. Jeszcze działała.
W jednej chwili dobyła zdobycznego noża i z całej siły wbiła w miejsce, w którym powinno znajdować się... to coś, no. Coś, co próbowało wciągnąć ją do wody. Dagan nie próbowała najpierw sprawdzić, co to, nie próbowała obmacać czy dojrzeć nieznanego kryjącego się w wodnej tafli. Gdy obok nich mackowaty stwór dekapitował kolejne zwierzęta, Rebecca naprawdę nie miała zamiaru tracić czasu na obserwację.
Chciała - musiała - się uwolnić i tylko to się liczyło.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2087
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Droga Mleczna -> Mgławica Żmii] TrES 1478

11 lip 2021, o 17:02

Korzystając z chwili sielankowego spokoju, którego postanowiła nie mącić żadnym gdybaniem, podświadomie wierząc, że jeśli prosi się o problemy, to te prędzej czy później cię znajdują, Iris jak gdyby nigdy nic wyciągnęła się jak długa nad brzegiem wody. Opadła w miękki piach, który jak kurz poderwał się, kiedy ktoś w końcu wziął się za wytrzepanie starych, puchowych poduszek.
Słońce świeciło jej prosto w oczy, zamknęła je więc, wsłuchując się w dźwięki natury. Gdyby wierzyć tylko im, mogłaby się poczuć jak na rajskich wakacjach. Niestety, nadal miała z tyłu głowy świadomość, że rozbili się na nieprzyjaznej planecie i wspólnie próbowali się stąd uwolnić, musząc najpierw dostać się do laboratorium szalonego naukowca, który eksperymentuje nie tylko z żywymi organizmami, ale również z łącznością.
Może to jednak nie wakacje, tylko plan zdjęciowy najnowszego Blasto?
Po chwili - takiej dłuższej, którą niechętnie przerywała - leniuchowania, Iris dźwignęła się do pozycji siedzącej, rozpakowując jedną z kanapek, jaką przygotował im Culler. Skubała ją bez większego smaku, raczej z konieczności, aby zaspokoić głód, który odezwałby się znając jej szczęście na ostatniej prostej do wieży.
Podobnie, jak Rebecca, nabierała właśnie wody do menażki, kiedy ziemia pod ich nogami dosłownie się zatrzęsła.
- Co jest? - zapytała, choć Dagon wiedziała nie więcej, niż ona. Odpowiedź przyszła jednak sama, w postaci pędzącego stada. Nie tracąc czasu, Iris wycofała się aż po kolana w wodę, ponieważ nagle, jak na komendę, każdemu z tych parzystokopytnych zachciało się pić. Przyglądała się zwierzynie podejrzliwie, nie wierząc, że żaden z okazów lokalnej fauny nie wywinie im żadnego numeru.
Mimo iż jej wyobraźnia była niezwykłe płodna w tworzeniu scenariuszy z koniopodobnymi stworzeniami w roli głównej, to, co właśnie miało miejsce, przerosło jej najśmielsze oczekiwania, ponieważ zagrożenie przyszło z samego środka wodopoju. Coś, co miało macki i ogromny apetyt, gdyż pożerało zwierzynę na raz, rozpoczęło właśnie swój obiad. Iris pobladła, rozglądając się gorączkowo na boki, czy aby przypadkiem żadna odnoga tego czegoś, nie jest zbyt blisko niej.
Była. Ale po drodze napatoczyła się Rebbeca.
- Uważaj! - próbowała ostrzec Panią Podporucznik, lecz głodomor był szybszy. Niewiele myśląc, rzuciła mu napoczętą kanapkę tak daleko od nich, jak była w stanie, ciekawa, czy w ogóle zainteresuje się nią. Jeżeli nie, Culler musiał być naprawdę tragicznym kucharzem.
- Musimy stąd uciekać - zawołała do Rebecki, starając się chwycić kobietę za rękę i pociągnąć w swoją stronę.
Jeżeli jakaś inna macka znalazłaby się przy nich, nagle wyrosła spod wody bądź ją także chwyciła za kostkę, Iris gotowa była odpychać to coś biotyką. W ostateczności rozsmarować na jakiejś skale, podając do stołu sushi. A w już naprawdę skrajnym przypadku, oddać swój prowiant i jedzeniem wykupić im wolność.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Xairana
Awatar użytkownika
Posty: 84
Rejestracja: 7 mar 2018, o 02:39
Miano: Xairana Leilani
Wiek: 32
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemnik, Płatny Morderca
Lokalizacja: -
Kredyty: 16.250
Medals:

Re: [Droga Mleczna -> Mgławica Żmii] TrES 1478

24 lip 2021, o 01:37

Xairana była cały czas ostrożna i na baczności. Cały czas obawiała się pułapki i jak dotąd nic nie przekonało jej, że jest inaczej i mogą czuć się bezpiecznie. Szła powoli, w skupienie, nasłuchując i rozglądając się na boki. Spodziewała się ataku z każdej strony. Najbardziej spodziewała się jakiegoś dziecka, podłożonego jako przynęta. Ewentualnie będzie to nagrany płacz dziecka, kiedy dojdą na miejsce skąd rozchodził się dźwięk. A przynajmniej tego się spodziewała.
Po chwili nastała cisza i David gotowy był już wracać. Xairana uważała, że odzywanie się obecnie będzie równać się zdradzaniu ich położenia, a tego wolałaby uniknąć. Jedynie skinęła głową, po czym ruszyła krok za krokiem za Davidem.
W końcu kiedy dotarli na miejsce Xairana nie zobaczyła, tak jak się spodziewała żadnego dziecka, tylko raczej zszokowanego Davida, jak widac mimo kilku lat pobytu tuta ta planeta wciąż, niestety, mogła go zadziwić.
Zamiast tego zobaczyła naprawdę dużych rozmarów ptaka z dużym dziobem. Jedyne co zdążyła zarejestrować zanim ją zaatakował, to, że wydobywał się z niego głos dziecka. Potem zadziałały jej instynkty by uskoczyć w bok, z daleka od toru lotu ptaka. Jeżeli to się udało, to zadziała instynktownie, nie będąc pewną jak ten ptak będzie odporny na strzały postanowiła potraktować go swoją biotyką.
ObrazekObrazek

Wróć do „Galaktyka”