Koncepcja, która zrodziła się w ich głowach, była z pewnością nieszablonowa. W normalnych warunkach Lyssa z pewnością doceniłaby ich kreatywność w tworzeniu bojowego planu, ale na dźwięk tych propozycji odwróciła się, w niespecjalnej mieszance szoku i obrzydzenia zauważając, że co najmniej trójka z nich bardzo szybko się do tego działania przekonała. Batarianin zdążył już odpłynąć w słodki, pozbawiony koszmarów sen pod wpływem uderzenia kolbą, nie pozostawiając żadnego, choćby moralnego wsparcia swojemu towarzyszowi.
-
Chyba sobie żartujecie - żachnął się pilot, sunąc nogami pod sobą i próbując przemieścić się na podłodze pomimo swojego skrępowania liną, jednak bez widocznego skutku.
-
Ludzie nigdy nie przestaną mnie szokować - mruknęła pod nosem asari, ale jednocześnie, ten widok był tak obrzydliwy i przerażający, że najwyraźniej nie mogła oderwać wzroku.
Forcefeeding był pracą zespołową, wymagającą od uczestników skupienia, determinacji i umiejętności. Karajev wiedział, że całe życie trenował w wojsku by obalać turian, naturalnych przeciwników ludzkości - może tylko nie spodziewał się, że ta wiedza przyda mu się szybciej niż się spodziewał. Turianin być może był od niego wyższy, ale jego ciało było wychudzone, pozbawione wartości odżywczych i witamin, których w warunkach swojego życia i pracy nie był w stanie sobie dostarczyć. Z tego właśnie powodu, ludzki żołnierz był w stanie z łatwością go obalić, zaznaczają własną dominację.
Zadanie Kiru było stosunkowo proste. Żuwaczki mężczyzny może i były twarde, pokryte pancerzem, który był w stanie znieść wiele, ale rozwarcie mu paszczy było niczym w obliczu takiego majestatycznego olbrzyma. Kobieta dostrzegła w jego oczach poddanie jeszcze zanim w jego ustach znalazł się pierwszy baton. Przygnębiony, pogodził się z tym, że jego omijanie dentysty od lat z powodu własnych, oralnych fobii miało zakończyć się w tym momencie.
Chorwatka miała największe doświadczenie z wpychaniem jedzenia. Przez wiedzę teoretyczną, obserwując przez lata innych biotyków na szkoleniach pochłaniających w krótkim czasie góry mięsa, poprzez praktyczne wchłanianie w siebie kebabów po każdej misji, była osobą najlepiej wyznaczoną do tego trudnego zadania. Paszcza turianina śmierdziała alkoholem, ale na swój sposób było to niczym dziecięce wspomnienie wujka, który wpadł w odwiedziny w domu. Wsuwane w jego usta batoniki, wpychane wgłąb jego gardła pomimo jego krztuszenia się, mogły być wyłącznie metaforą propagandy, jaką za czasów Wojny Kontaktu posługiwały się obie strony by wzbudzać swoją wzajemną nienawiść. W tej chwili człowieka i turianina łączyło coś więcej.
Siedzący tyłem do tej uczty zmysłów Curio w tym czasie gładko sterował niestabilną korwetą, celując w lądowisko, które choć powiększało się z każdą chwilą, z jego perspektywy długo wydawało się być celem wielkości szpilki na tle majestatycznego odgłosu. Charczenie i kaszel jego pobratymca mógł zagłuszyć sobie radiem, w którym odnalazł tylko jedną, zapisaną transmisję muzyki klasycznej.
Korweta osiadła idealnie po środku lądowiska. Niestety, nikt nie oglądał tego popisu jego umiejętności, zajęci spektaklem, który docierał właśnie do aktu drugiego.
Kiru oczami drapieżnika dostrzegła moment, w którym ofiara przestaje się bać. Ten niebezpieczny błysk determinacji, który uprzedził ją zaledwie o ułamek sekundy o tym, co miało stać się następne. Pilot gwałtownie szarpnął głową, wyrywając swoją szczękę z uścisku dłoni yahga i, w następnej chwili, z agresją zaciskając swoje kły na ręce Račan.
Chorwatka była opancerzona. Przez rękawice poczuła głównie uścisk, poza kilkoma miejscami, w których kieł przebił się przez łączenia między ceramicznymi płytkami. Nie była jednak w stanie odskoczyć do tyłu, gdyż turianin, wykorzystując całą siłę woli, jaka mu pozostała, zakleszczył się na jej ręce, odmawiając jej puszczenia.
Nim Kiru i Karajev zdołali go okiełznać, dłoń Mili wysunęła się spomiędzy jego szczęk, gdy na jego twarzy wstąpił widok szykującego się na nieuchronną śmierć denata.
-
N-nie... - jęknął pod nosem, łapiąc się za brzuch. -
Co to... co to za żarcie? - spytał, z czystym przerażeniem spoglądając na Chorwatkę, jakby nie było to wiadome od samego początku. W absolutnym wyparciu osunął się niżej na podłogę, przyjmując pozycję kłębka.
W tym czasie, podłoga lądowiska zaczęła się obniżać, a ich korweta wsunęła się powoli do małego, ciasnego doku. Mieli wciąż kilka minut nim nad nimi zamknie się sufit, a wewnątrz unormowane zostanie ciśnienie i powietrze, ale Lyssa przygotowywała się już do wyjścia.
-
Jak mówiłam, nie mam planów stacji. Mam kilka pomysłów na kryjówkę, kiedy ją znajdę, wyślę wam lokalizację. Będzie gorąco, ale musimy jakoś ogarnąć na miejscu - westchnęła T'saeri, butem kopiąc lekko pilota, który wydał z siebie jedynie żałosny pisk, wciąż wpatrzony martwo w ziemię i obejmujący własny brzuch. -
Kiru, zostań na statku gdy oni będą wypakowywać towar, okej? - rzuciła do yahganki, po czym odpięła ze swojego paska pistolet maszynowy i wręczyła go kobiecie na przechowanie. -
Wyjdę pierwsza.
Wskaźniki w kokpicie wskazały im, kiedy możliwe było wyjście na zewnątrz. Turiański pilot, wciąż w stanie katatonii, wydawał się nie zdawać sobie sprawy z tego co się wokół niego działo. Drzwi doku otworzyły się po drugiej stronie od ich lądowiska, a na zewnątrz natychmiast wyszła piątka ochroniarzy. Ich pancerze były różne - zarówno pod względem producentów części, jak i wyglądu. Nie mieli na sobie uniformów, które mogłyby ich oddzielać od reszty pracowników stacji. Byli po prostu mocno uzbrojeni. Trójka batarian, człowiek i jeden kroganin, każdy z bronią w ręku wycelowaną w korwetę, stanęli na krawędzi lądowiska, blisko drzwi, czekając.
Lyssa nie kazała im czekać zbyt długo. Uderzyła w panel obok drzwi śluzy i uniosła dłonie w górę, okazując niestwarzanie zagrożenia. Mimo tego, gdy śluza wreszcie z sykiem się otworzyła, mężczyźni zareagowali na jej widok przyjmując pozycje bojowe. Nie można było odmówić im wrogiego nastawienia.
-
Nie ma powodu do agresji, jestem nieuzbrojona. Wychodzę po paliwo tak, jak się umawialiśmy - krzyknęła Lyssa, głosem odbijającym się echem od metalowych ścian sarkofagu, w którym się znajdowali. Ruszyła bardzo powoli do przodu, wchodząc na płytę lądowiska. -
Dziękujemy, że nam pomagacie. Mamy jeszcze mały prob...
-
Morda i do przodu - ryknął kroganin, przerywając jej w połowie zdania.
Obróciła się do tyłu, wskazując im, skrytym przy drzwiach śluzy, by ruszyli za nią razem z turianinem, a sama powoli dotarła do oddziału.
-
Żadnego kombinowania, paliwo i powrót. Skrzynie sobie zabierzemy - zarządził batarianin, łapiąc ją za ramię i ustawiając przed sobą, by, pchając ją lekko w plecy, skierować ją do wyjścia nim do śluzy udało im się doprowadzić pilota.
Turianin przypominał kamień. Jego kończyny, owinięte wokół brzucha, nie dały się oderwać nawet siłami yahga. Z trudem doprowadziły go w ciasnej przestrzeni do śluzy, przez którą ciężko byłoby im go przenieść.
-
Co jest, kurwa! - warknął kroganin, widząc zzieleniałego na twarzy turianina i więcej osób stojących w śluzie. -
Wypakowujcie skrzynie, a nie, się opierdalacie.
-
A temu co? - spytał pod nosem ludzki ochroniarz, krzywiąc lekko głowę gdy przypatrywał się pilotowi.
Wyświetl uwagę Mistrza GryDok jest pusty poza statkiem, nie macie żadnych osłon. Możecie zacząć wypakowywać skrzynie tak, by się za nimi schować w walce, ale musicie też przekonać ochronę by wpuściła was do medyka.
Dedlajn: 13.01, 23:59