Wyświetl wiadomość pozafabularną
Gdy szok zniknął z twarzy Lyssy, w jej oczach pojawiła się frustracja. Z niepokojem zerknęła za siebie, w stronę zamkniętych drzwi prowadzących wgłąb stacji, z trwogą oczekując nadciągających posiłków. Gdy reszta pośpiesznie sprawd
zała leżące na ziemi ciała, lub uparcie usiłowała zatamować obfite krwawienie Charlesa, asari powróciła do przejścia, gotowa do ucieczki w każdej chwili.
-
Nie mamy na to czasu - warknęła, gdy Crassus pochylił się, by niemal w biegu zeskanować omni-klucz jednego z leżących przeciwników. -
Wiedzą o tym, że są problemy na lądowisku. Posiłki biegną tu w tej właśnie chwili.
Nie kwapiła się by wyjaśniać cokolwiek - nawet, jeśli mogli krzyczeć do siebie biegnąc, wolała najpierw znaleźć się w bezpiecznym miejscu, nim nakreśli im sytuację. Obserwowała, jak Karajev zasklepia ziejącą w pancerzu Strikera dziurę medi-żelem, montuje na jego zaczepie magnetycznym karabin, który mężczyzna posiadał, po czym ostrożnie go podnosi. Umięśnione ciało żołnierza nie było lekkie, ale sierżant miał doświadczenie w wyciąganiu rannych towarzyszy z placu boju. Tam, gdzie jego własny bok odzywał się tępym kłuciem, przypominając o doznanych obrażeniach, tam silna wolna wyciszała wszelkie sygnały, pobudzając jego mięśnie, pompując adrenalinę.
Jego ciało stało się zaledwie narzędziem, które w tej chwili posiadało jedno zadanie - donieść Charlesa do stacji medycznej nim ten wykrwawi się na śmierć.
-
Tamten przycisk nie wzywa alarmu - odrzekła gorzko kobieta, odwzajemniając badawcze spojrzenie Račan. Na ten temat nie powiedziała jednak nic innego. Ze zniecierpliwieniem tupiąc zauważalnie nogą, patrzyła, jak docierają do porozumienia, grabiąc po drodze wszystko co ich interesowało. Dla niej najwyraźniej nie było różnicy w tym, kto zabierze rannego - byle tylko opuścili to miejsce jak najszybciej.
Gdy ich drużyna wreszcie dotarła do przejścia, wpadając na korytarz, napotkali martwe ciało pozostawionego przez Milę batarianina tuż pod przyciskiem, który niczym w ponurej komedii, błyszczał czerwienią pośród ciemnych paneli tworzących oddzielającą ich od lądowiska ścianę.
-
Zasady się zmieniły odkąd ostatnio tu byłam - mruknęła Lyssa, stając pod przyciskiem i zerkając w bok, sprawdzając, czy drzwi za nimi się zamknęły. -
Ochroniarze mają nie dopuścić do ataku na stację i posuną się do wszystkiego, by temu zapobiec.
Jej dłoń sięgnęła ku kuszącej czerwieni, formując pięść, która z impetem uderzyła w przycisk. Światła alarmowe rozbłysły w korytarzu, kąpiąc ich ciała w szkarłacie. Ściany zadrżały lekko, a z systemów podtrzymywania życia, połączonych z pomieszczeniem obok, wydobył się charakterystyczny świst.
Przycisk otwierał śluzę.
Batarianin gotów był poświęcić swoich towarzyszy gdy dostrzegł, że ci nie mają szans przeciwko nieznanym najeźdźcom. Statek chwycony zaczepami magnetycznymi nie ruszyłby się z miejsca - ba! Może swoim rozmiarem zatrzymał ciężki towar, który mógłby ulecieć ku pustce. Na swój sposób było to ironiczne - jak mało dzieliło ich od spotkania z zimnym kosmosem. Wokół przycisku nie tkwiła żadna szybka, żaden napis ostrzeżenia. Nyx nie oferowało żadnych zabezpieczeń, w swojej surowej, nieokiełznanej przepisami BHP formie.
-
Za mną - warknęła kobieta, ruszając do drugiego końca znanego Mili korytarza. Na jej twarzy próżno było szukać emocji. Asari była pragmatyczna - kalkulowała, nie pozwalając, by empatia stanęła jej na przeszkodzie w wykonaniu misji. Z nietypową wręcz determinacją, którą posiadali jedynie oddani sprawie żołnierze, lub ludzie o własnym celu, brnęła naprzód, nie dając im chwili wytchnienia.
Drzwi kończące korytarz wypluły ich do kolejnego tunelu - tym razem rozwidlenia. Lyssa skierowała swój wzrok na Karajeva i natychmiast wskazała mu prawą odnogę.
-
W tamtą stronę do medycznego, będą znaki - poinformowała go, bez wahania ruszając w lewą i ruchem dłoni wskazując reszcie, by ruszyli też za nią. Ratunek Strikera nie był celem misji. Nie próbowała odwieźć od niego Karajeva, ale nie zamierzała też udawać, że jej na życiu Charlesa zależy na tyle, by zaryzykować całym zespołem.
Ich drogi rozeszły się niemal natychmiast.
[h3]drużyna alfa[/h3]
Nietrudno było odgadnąć, że znaleźli się na peryferiach Nyx. Systemy podtrzymywania życia chodziły głośno, opieszale, podczas gdy na stacjach pokroju Cytadeli w wielu miejscach nie dało się ich w ogóle usłyszeć. Korytarze były proste, surowe - metalowe ściany przypominały zlepek różnych metali i blach, którymi obsługa naprawiała, lub tworzyła nowe odcinki wraz z upływem czasu. Śluzy oddzielające kolejne sekcje w różny sposób zapewniały szczelność - zza niektórych słyszeli odległy gwar, gdy Lyssa prowadziła ich długim, pustym tunelem ignorując niemal wszystkie. W sposobie jej zachowania, w tym, w jak odważny sposób poruszała się po potencjalnie nieznanym terenie, rozpoznali, że obrała tę ścieżkę poprzednio. Nie mieli planów, którymi mogliby się posługiwać - ale mieli doświadczenie ich przewodniczki, wraz z intuicją, która podpowiadała jej następne ruchy.
Żołnierskim gestem wskazała im, że powinni się schować - znikąd, choć tunel był pusty, a szum pracujących systemów skutecznie zagłuszał wszelkie odgłosy dalekiego otoczenia. Niemniej, kierując się jej wskazówką, pojedynczo, lub w parach odnaleźli dla siebie kryjówki w okolicznych pomieszczeniach technicznych i innych zakamarkach stacji. Kiru musiała schować się do magazynu, podczas gdy Isha zgrabnie wsunęła się w wyrwę w ścianie, chowając przed wzrokiem potencjalnych przeciwników.
Lyssa w milczeniu czekała, aż śluza przed nimi się otworzy. Cały oddział przeciwników przemknął korytarzem, ignorując skrytych napastników. Była ich co najmniej szóstka, uzbrojonych i opancerzonych - gnali w kierunku śluzy i dopiero, gdy zniknęli za zakrętem, asari nakazała im ruszyć dalej - truchtem w stronę, z której przyszli.
Korytarze stacji wypluły ich do dużego pomieszczenia wypełnionego ludźmi. Dopiero teraz zauważyli, że opuścili sekcję, do której dostęp miała wyłącznie ochrona, wchodząc do obszaru szerzej dostępnego mieszkańcom stacji.
Nyx w niczym nie przypominała Omegi.
Choć również założona w wydrążonej asteroidzie, siostrzana stacja przypominała brzydkie kaczątko wśród galaktycznych łabędzi. Pomieszczenie, w którym stanęli, było ogromną halą sięgającą zbyt wysoko, by lampy były w stanie rozświetlić sufit. Sporadycznie jej granice wyznaczały metalowe panele tworzące ściany, spomiędzy których wyzierała czysta skała. Długie, wąskie kolumny rozrzucone były po pomieszczeniu w odległości trzech metrów od siebie, a zawieszone pomiędzy nimi łańcuchy lamp rzucały na wszystko wątłe światło. Niektóre żarówki dawno się przepaliły, tworząc czarne dziury pośród jasności. Pomiędzy kolumnami, szyk pomieszczenia wyznaczały długie stoiska bazarowe, przy których pałętali się mieszkańcy stacji. Najbliżej wyjścia z portu, które obrała Lyssa, znajdował się targ.
-
Rozdzielmy się - zaproponowała kobieta, głosem na tyle cichym, by nikt poza nimi nie był w stanie jej usłyszeć. -
Wtopcie się w tłum. Spotkamy się na miejscu.
Na ich omni-kluczach pojawiły się koordynaty małego, prywatnego pomieszczenia znajdującego się po drugiej stronie ogromnego targu. Nie czekając na ich reakcję, Lyssa narzuciła na głowę duży kaptur i wsunęła się w tłum pomiędzy dwiema grupami mieszkańców.
Ludność Nyx była specyficzna i stanowiła kalejdoskop galaktycznych ras. Niektórzy odziani byli w pancerze, inni w zwykłe, różnej maści ubrania, pałętali się pomiędzy straganami - wszyscy. Ludzie, asari, turianie, ba! Kiru dostrzegła w oddali masywną postać jednego yahga, po raz pierwszy prawdopodobnie od bardzo dawna zauważając swojego pobratymca, zajętego kłótnią ze sprzedawcą przy straganie oferującym żywność. Gdy rozdzielili się na mniejsze grupki, lub ruszyli w pojedynkę, dostrzegli nawet poruszających się między wszystkimi ochroniarzy. Odznaczali się tym, że każdy z nich odziany był w bojowy pancerz, a przy pasie posiadał pistolet, lub karabin na zaczepach magnetycznych na plecach. Poza tym, nie posiadali żadnych innych, wartościowych odznaczeń.
Stragany Nyx oferowały wszystko i nic. Rzeczy, które dla nich były oczywistym asortymentem sklepowym sprawiały, że mieszkańcom rozświetlały się oczy. Niektóre lady sklepowe oferowały leki, którymi mogli się wspomóc. Inne tekstylia w różnej postaci. Prowadzone przez starszą asari stoisko oferowało odzież, w tym kaptury podobne do tych, które posiadała Lyssa. Inne stanowisko kilka miejsc dalej, obsługiwane przez zaskakująco łagodnie wyglądającego kroganina, oferowało żywność liofilizowaną. Jeszcze dalej batarianin sprzedawał mody do pancerzy po dość zawyżonych cenach. Żadne ze stanowisk nie oferowało sprzedaży lub kupna broni, wyraźnie przekazując tutaj politykę Nyx - przynajmniej tę oficjalną. Mogli za to zakupić sobie rybkę lub chomika, jeśli mieli na to ochotę.
[h3]drużyna sigma[/h3]
Korytarz, który wskazała im Lyssa, bardzo szybko zakończył się śluzą.
Karajev sięgnął ku niej z podświadomym wahaniem. Podobne przejście stanowiło wcześniej barierę między nimi, a pustką gdy asari sięgnęła do czerwonego przycisku. Mimo swoich najszczerszych obaw, gdy urządzenie nawiązało kontakt z panelem na drzwiach, te rozsunęły się bez ostrzegawczych sygnałów, ukazując mu przejście dalej.
Jeśli wcześniej podróżował korytarzami przeznaczonymi dla ochrony, tak w tym momencie Nyx okazała mu prawdziwie serwisowe tunele. Tam, gdzie wcześniej napotkać mógł skalną ścianę między metalowymi płytami, tam teraz z trudem szukał wkutego w skałę metalu. Podłoga była nierówna, zdradliwa, a tunel był bardzo wąski, utrudniając żołnierzowi drogę. Ciało Charlesa było wiotkie, przez co sprawiało wrażenie o dziesięć kilogramów cięższego, niż było w rzeczywistości. Pomimo buzującej w jego żyłach adrenaliny, sierżant szybko odczuł w swoich barkach zmęczenie. Wiedząc, że wyzbycie się opancerzenia i broni Strikera umożliwiłoby mu podniesienie mężczyzny bez tak ogromnego problemu, musiał zwalczyć pokusę ułatwienia sobie pracy, nawet jeśli zwiększała ona chwilowo szansę przeżycia jego towarzysza.
Prawda była taka, że jeśli Striker nie byłby w stanie o siebie zawalczyć po odzyskaniu przytomności, tutaj, w środku terytorium wroga, oboje bardzo szybko staliby się kolejnym numerkiem dodanym do puli zabitych. Jego sprzęt więc stał się równie wartościowy, co on sam.
Karajev z wolna sunąc przed siebie nie wiedział, jaki konkretnie kierunek wskazała mu Lyssa. Mijał wiele drzwi, które mogły stanowić dla niego pewną odpowiedź - większość z nich jednak była zablokowana, lub całkiem martwa, bez panelu zdobiącego środek obu skrzydeł przejścia. Nie widział nigdzie oznaczeń szpitala, choćby polowego, więc pruł naprzód, nawet gdy jego nogi z wolna drętwiały od wkładanego przezeń wysiłku, a oddech stawał się ciężki.
Gwar ludności, który wydobywał się z uszkodzonej śluzy na jego drodze wstrzyknął w jego ciało odrobinę optymizmu. Sugerował ludzi - nie tych, którzy zwiastowali kolejną walkę, której ciało sierżanta mogło już nie znieść z balastem towarzysza u swojego boku. Tych, którzy potrzebowali pomocy, potrzebowali opieki.
Korytarz, na który trafił, był zaludniony. Na środku jego rozwidlenia rozpoznał charakterystyczny hologram krzyżyka wskazującego pomoc medyczną. Mieszkańcy najróżniejszej maści spoglądali na niego z przestrachem, lub niczym nieskrępowaną ciekawością, gdy wytaczał się z przejścia górniczego na środek
cywilizowanego tunelu, dążąc ku stacji medycznej przed nim. Wiedział, że nie miał czasu na wtapianie się w tłum - od wyjścia do lekarza dzieliło go zaledwie kilka metrów a racjonalna myśl z tyłu jego głowy, podpowiadająca mu, że
już nie daleko, pchnęła jego ciałem naprzód, póki nie uderzyło w zbyt wolno rozchylające się przed nim drzwi.
Stacja medyczna była skromna. Przypominała warunki polowe, których żołnier
z doświadczył w wielu miejscach. Składała się z jednego, głównego pomieszczenia ze stołem operacyjnym, oraz dwóch innych - jednego gabinetu lekarza, drugiej salki z trzema łóżkami. Oba te pomieszczenia miały otwarte drzwi, znajdujące się naprzeciw siebie. Wbrew wszelkim sanitarnym wymaganiom, to stół operacyjny był pierwszym pokojem, do którego wchodziło się prosto z korytarza. W tej chwili zajmował je trup.
Batarianin leżący na stole wciąż posiadał koloryt na swojej skórze. Wyglądał, jakby pogrążony był we śnie, lecz jego klatka piersiowa, rozpruta z chirurgiczną precyzją, nie unosiła się w swoim zwykłym, nadającym ciału życia rytmie. Gdy Karajev wtargnął do środka, lekarka stająca tyłem do przejścia drgnęła, zatrzymując się w miejscu w połowie desperackiego gestu zdjęcia rękawiczek.
Przed momentem straciła pacjenta.
-
Co ty tu, kurwa, robisz? - warknęła z wściekłością, dostrzegając obcego we wcześniej pustym pomieszczeniu.
Z pokoju obok, służącego za salę chorych, dobiegł ich jęk ubiegającego się o więcej leków pacjenta.
Treść ukryta przez Mistrza Gry.
Gdy tylko Karajev przestąpił próg stacji medycznej, jego omni-klucz piknął lekko, niezauważalnie.
Nadajnik znajdował się u celu.
Kierując się korytarzami, mógł brać pod uwagę drzwi, które mijał, lecz to nadajnik w jego urządzeniu kierował go naprzód. Umacniał w przekonaniu o dobraniu dobrego kierunku. Gdy drzwi rozsunęły się przed sierżantem, jego nadajnik wprost zakomunikował mu znalezienie się na miejscu.
Gauthier uniosła ku niemu spojrzenie, ignorując piknięcie własnego urządzenia.
-
Co ty tu, kurwa, robisz? - warknęła, podczas gdy jej dłoń, pod pozorem zdejmowania chirurgicznej rękawiczki, musnęła powietrze, nakierowując jego wzrok na umieszczoną w szpitalu kamerę.
Byli obserwowani. Zarówno przez ochronę, jak i osób z sali pacjentów, łypiących do głównego pomieszczenia. Henna nie mogła w żaden sposób sobie z nimi poradzić tak, by nie wzbudzać podejrzeć. Z frustracją, która z daleka wyglądała na wywołaną utratą pacjenta, rzuciła zakrwawione rękawiczki na ziemię, sięgając po datapad. Wstukała w nim coś bardzo szybko, nim odrzuciła urządzenie w bok, w bardzo sugestywny sposób.
Karajev z łatwością przeczytał z daleka jego zawartość.
Obserwują nas.
Odgrywaj swoją rolę, jeśli mam go uratować.
Wyświetl uwagę Mistrza Grydedlajn 27.01, 23:59