W galaktyce istnieje około 400 miliardów gwiazd. Zbadano lub chociaż odwiedzono dotąd mniej niż 1% z nich. Pozostałe światy oraz bogactwa, które zawierają, wciąż czekają na odnalezienie przez korporacje lub niezależnych poszukiwaczy.

Mila Račan
Awatar użytkownika
Posty: 282
Rejestracja: 1 cze 2021, o 10:48
Miano: Mila Račan
Wiek: 33
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemniczka
Lokalizacja: Horyzont
Status: Cud że jeszcze żyje
Kredyty: 5.895
Medals:

[Masyw Feniksa -> Tassrah] Nyx

20 sty 2022, o 18:07

Po nieudanym strzale, Mila natychmiast ruszyla do biegu, próbując uniknąć zamaszystego ciosu batarianina nadchodzącego prosto na nią. Ku jej nieszczęściu, gdzieś tam na udzie poczuła ukłucie, które lekko zaburzyło jej bieg w stronę największego zagrożenia, kroganina. Mimo tego pędziła do przodu niestrudzenie, krzycząc oczywiście po drodze do Rosjanina, który... cóż, zignorował wszelkie racjonalne sposoby myślenia i ruszył do przodu. Rozglądając się wokół, Mila widziała, że Crassus wystrzelił pocisk w stronę giganta, rozpraszając go na chwilę jeszcze podczas ładowania tarcz. Słyszała też okrzyk bojowy ku czci poległego towarzysza i w tym momencie zrozumiała, dlaczego ruszył do przodu. Sama by tak zrobiła, gdyby chodziło o Curio.

Cios się udał, a najemniczce pozostało kilka głębokich kroków w stronę bezpiecznej kryjówki za skrzyniami. Już myślami tam była, gdy znikąd coś zatrzymało ją w miejscu. Jej mięśnie odmawiały posłuszeństwa i ledwo mogła ruszać palcami, na siłę próbując postąpić krok do przodu. Przed sobą widziała błękitne strużki, które w całości ją pokrywały i w tym momencie wiedziała już, że ma przesrane. Znała to uczucie, gdy ktoś używał na niej Zastoju i zdecydowanie nie było to miłe; ba, ta bezsilność, niemożność ruchu denerwowała ją i stresowała, tym bardziej, że biegł za nią batarianin.

Na krótką chwilę obiegło ją przerażenie i duszność w klatce piersiowej, całkiem podobne do paraliżu sennego. Zaczęła oddychać znacznie szybciej, wręcz czując na sobie oddech kosmity – ale też coraz silniejszy ból w nodze, który dopiero teraz dawał o sobie znać. I wtedy ujrzała wychylającą się znienacka ze śluzy lufę – celującą tuż ponad jej ramieniem. Następnie nastąpił strzał i głuchy odgłos upadającego ciała tuż za jej plecami. Crassus jak zwykle pilnował jej tyłów, za co była niezmiernie wdzięczna.

Kwestia stagnacji na środku pola bitwy także została po chwili rozstrzygnięta, gdy znienacka ktoś rzucił się na nią i gwałtownie szarpnął między skrzynie. Sparaliżowana kobieta jedynie stęknęła, czując jak wraca jej czucie w kończynach, a rozerwane udo mocniej się odzywa. Automatycznie przygotowała się na mocne zderzenie z podłogą, co ku jej zaskoczeniu nie nastąpiło – została delikatnie położona, jakby była co najmniej jakąś lalką. Mając teraz pełen widok, ogarnęła, kto ją uratował i mruknęła tylko głośniej, już gramoląc się z podłogi: — Dzięki! — po czym wychyliła się zza osłony. Widząc człowieka, który zatrzymał ją w środku biegu, ogarnęła ją niewysłowiona wściekłość. Nie kontrolując jej, szybko przygotowała kolejną szarżę, wystrzelając na drugi koniec lądowiska i przygniatając swoim ciężarem na chwilę biotyka.

Lądując, syknęła z bólu. Ujrzała to spojrzenie zapędzonego w kozi róg zwierzęcia, które wyczuło słabość predatora. Ujrzała ostrze, gotowe na przebicie jej po raz drugi i na chwilę przez jej kręgosłup przebiegły ciarki... gdy czyjś pocisk zakończył żywot ostatniego najemnika, kończąc tym samym walkę.

Mila zachwiała się na rannej nodze, nieomal upadając na podłogę. Rozejrzała się po okolicy, ściągając na chwilę hełm i przypinając go sobie do boku, kuśtykając pod skrzynie i koło jednej się opierając. Słysząc krzyki Karajeva i krew wokół cielska Strikera, kobieta rzuciła: — Zanim go tam zaciągniemy, lepiej zatamuj to krwawienie, bo nie dotrze do żadnego medyka w tym stanie.

Sama zaś dotknęła swojej rany, widząc krew lejącą się z niej jak z dziurawej beczki. Wytarła rękawicę o pancerz i sięgnęła po własny medi-żel, próbując zatamować krwawienie i znieczulić podziurawione miejsce. Następnie, gdy już odetchnęła z ulgą, zaczęła łatać pancerz – zużyła tyle omni-żeli, ile tylko musiała. W międzyczasie pojawiła się Lyssa, niosąc złe wieści. Mila uniosła głowę skonfundowana, odbijając się od skrzyni, mogąc w końcu stać równo. — Zaraz zaraz, przecież tamten batarianin nie przycisnął tego przycisku. Nie było żadnego alarmu. — Co prawda istniała pewna możliwość, że strzały było słychać i ktoś zaalarmował, ale jednak niesmak w ustach pozostał.

Crassus — rzuciła zaraz do przyjaciela, powoli rozglądając się wokół. Yahg w ogóle trzymał się całkiem nieźle, nawiasem mówiąc. — Zanim ich stąd wyrzucimy, zeskanuj ich omni-klucze. Może znajdziemy plany tej stacji albo coś innego ciekawego. Jak chcesz, mogę ci pomóc.

Jeśli turianin zgodził się na pomoc, to razem z nim zaczęła skanować wspominane omni-klucze. Jeżeli nie, tak czy siak bez skrupułów przetrząsnęła kieszenie zabitych, szukając medi-żeli i omni-żeli. Ponadto z jednego ciała zabrała karabin, uznając że z jej raną aktualnie lepiej będzie mieć coś średnio-dystansowego. Dlatego zabrała Windykatora, sprawdzając najpierw amunicję, a potem przerzucając swoją strzelbę do plecaka. Następnie ruszyła do korytarza, z którego po chwili wyciągnęła za nogi martwego batarianina, przygotowując go do wyrzucenia poza śluzę.

Wróciwszy do grupy, dotknęła zapobiegawczo nogi, zanim odchrząknęła. — Jak się mamy stąd zawijać, to proponuję rozdzielić się na grupy. Karajev i Striker mogą pójść do medycznego, ja i Crassus spróbujemy innym przejściem, a Isha i... Kiru jeszcze kolejnym, być może z Lyssą. Ewentualnie ktoś pójdzie z naszym ruskiem, żeby go osłaniać podczas przenoszenia Strikera — rzuciwszy propozycję, spojrzała na turianina umierającego we własnych ekstrementach. Poczucie winy ukłuło ją, ale nie mogła z nim teraz nic zrobić. Plan się nie udał, ona nie miała czasu na ratowanie go.

Proponuję razem z najemnikami wyrzucić naszych znajomych turianina i batrianina. Jeden, żeby już nie cierpiał, drugi, żeby nie wypaplał niczego — dorzuciła, zakładając z powrotem swój hełm.
ObrazekObrazek
Crassus Curio
Awatar użytkownika
Posty: 227
Rejestracja: 1 cze 2021, o 12:28
Miano: Crassus Curio
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Turianin
Zawód: Najemnik. Ale taki legendarny!
Lokalizacja: Gdzieś w kosmosie
Kredyty: 70.650
Medals:

Re: [Masyw Feniksa -> Tassrah] Nyx

22 sty 2022, o 14:37

Ułamki sekund. Wszystko trwało ułamki sekund.
Curio działał mechanicznie, polegając w pełni na wyćwiczonej pamięci mięśniowej. Zero rozmyślania, zero wątpliwości. Wszystko szło po kolei, niczym dobrze naoliwiona maszyna spełniająca swoje zadanie. Celownik wypełniło wielkie cielsko kroganina, spust, odrzut. Pocisk ze zwiększoną mocą obalającą wystrzelił prosto w gadziego ochroniarza, który siał spustoszenie w ich własnych szeregach. Drugi raz krogański pancerz okazał się zwycięzcą w starciu z ostrzałem Curio ale po stronie Crassusa było to, czego zabrakło ochroniarzom z Nyx. Gra drużynowa.
Turianin wiedział, że Karajev nie odpuści. Nie było opcji aby napędzany wkurwem Rosjanin odstąpił od starcia z kroganinem. Nie dziwiło go to ani trochę, Curio z całą pewnością dostałby białej gorączki, gdyby to Mila leżała na ziemi w kałuży krwi. Jednak będąc na swojej pozycji, turianin mógł dodać swoje trzy grosze by zwiększyć szansę Viktora na wygraną. Ten ułamek sekundy rozproszenia w którym żołnierz zada swój cios. I, cholera, zrobił to. Ten szalony Rusek to zrobił. Crassus, dzięki swojej optyce, doskonale widział jak omni-ostrze znika zatopione w cielsku kroganina. Będzie musiał przybić pionę Viktorowi, nieczęsto takie rzeczy mają miejsce.
Skoro największe zagrożenie zostało wyeliminowane, turianin oderwał oko od celownika i szybko przeskanował okolicę by rozeznać się w obecnej sytuacji. Od razu wyłapał niebieską mgiełkę otaczającą ciało Chorwatki. Zastój, nie za dobrze. Dwa cele do wyboru, człowiek-biotyk czy batarianin. Kalkulacja zagrożenia była szybka i dała oczywisty wynik. Batarinin zbliżał się do Mili, był bezpośrednim zagrożeniem w tej sekundzie. Żmija przeniosłą się na nowy cel, którego ryj jak tylko pojawił się w celowniku, Curio nacisnął spust. To był faktycznie piękny strzał, prosto między oczy. I to czworo! W duchu zgodził się z komunikatem radiowym Karajeva ale nie miał czasu odpowiadać.
Żmija połasiła się bowiem na jeszcze jedno ukąszenie. Ostatni stojący na nogach przeciwnik jeszcze nie poczuł jej obalającego jadu. Pocisk dotknął celu mrugnięcie okiem później, posyłając biotyka na ziemię. Tak jak sobie wyliczył Crassus, który wreszcie wyprostował się z pozycji strzeleckiej, przy okazji aby rzucić okiem na całe pole walki. Udało im się przejąć inicjatywę, teraz tylko…
Zaraz. Co ona, w ryj volusa, robi?!
Curio aż się spiął na widok szarży Mili w leżącego biotyka. Do cholery, już widział jak tamten odpalał omni-ostrze. Turianin zaklął pod nosem, unosząc własny karabin do ramienia i… Biotyk oberwał Rzezią. Dobry był ten Ruski.
Dopiero teraz mógł odetchnąć. Udało się. Czyżby jego modlitwa przyniosła skutek? Najemnik będzie musiał zrewidować swoje podejście do religii ale czas na to przyjdzie później. Jak już będą z dala od Nyx. Teraz opuścił lufę karabinu i uniósł lewą dłoń, wyciągając kciuk ku górze w dobrze znanym, pangalaktycznym geście.
Chwilę potem zerwał się na równe nogi, przy okazji rozglądając się po swojej okolicy czy aby Aegis nie miał zestawów pierwszej pomocy. Jeśli takowe były na stanie korwety, Curio złapał jeden i ruszył ze śluzy do reszty.
Jak tylko zbiegł z rampy wyciągnął rękę do Chorwatki, tym razem pretensjonalnie.
- Co to było?! Musiałaś się w niego jeszcze wpierdalać?! A co jakby dziabnął? - pomimo pewnej irytacji w głosie Crassusa, nie miał on złych intencji. Wręcz przeciwnie, martwił się o swoją towarzyszkę. Na całe szczęście Viktor był blisko by wyjaśnić sprawę. Ale i tak najemnik musiał wpierw sprawdzić, czy Racan była cała. Stanął przed Chorwatką, zaczepiając Żmiję na magnetyczne zaczepy na plecach by mógł dokonać szybkiego przeglądu stanu kobiety. - No. No. Ostatni raz żeby mnie to. Musisz zaaplikować sobie nieco medi-żelu ale będziesz śmigać. Lecę do Strikera.
Charles był w dużo gorszej sytuacji niż cała reszta. Curio widział, że Karajev był już przy rannym, stąd pozwolił sobie na ogarnięcie Mili. Teraz jednak wylądował obok nich, rzucając posiadane medykamenty obok Charlesa i Viktora.
- Mocno oberwał. - sapnął, klękając po jednej stronie. Skinieniem głowy zgodził się z oceną Viktora. - Nie obejdzie się bez tego. Pomóż z medi-żelem i wynosimy go stąd.
Sam złapał jedną tubkę medi-żel, która akurat znajdowała się najbliżej. Od razu przeszedł do aplikacji na najbardziej poważne rany. Nie chciał, cholera, stracić nowego ziomka do gry w Hearthstone IV.
Pojawienie się Lyssy odciągnęło uwagę Crassusa na moment, chociaż do tego czasu skończył z aplikacją swojej części. Wyprostował się na miejscu, wsłuchując w słowa asari.
- Jak to mawiają w ludzkim wojsku, FUBAR. Nie ma co się rozwodzić, trzeba ratować sytuację. - zgodził się z Lyssą w kwestii spierdolki. - Musimy się stąd wynosić.
Crassus podniósł się ze swojej pozycji, kiedy stan Strikera był lipny ale stabilny. Skinął Mili, która rzuciła dobry pomysł i wykorzystując jeszcze chwilę, szybko przeskanował omni-klucze powalonych przeciwników. Przy okazji zabierając sobie strzelbę kroganina na wieczne nieoddanie.
- Małe zespoły łatwiej znikną na stacji. - zgodził się z Chorwatką. - Pytanie tylko czy warto ryzykować. Lyssa najlepiej wie czego szukamy. Karajev, dasz radę sam ze Strikerem? Duży chłop jesteś. Swoją drogą, świetna robota. I dzięki za pomoc Mili.
Ostatnie zdanie już dodał cichcem, nie chcąc wyjść na jakiegoś przesadnie miękkiego najemnika. Chociaż Viktor pewnie rozumiał więź, jaka łączyła go z Chorwatką.
Chorwackie plaże są gorące ale Mila czasem potrafiła być chłodna.
- Serio chcemy ich wystrzelić na zewnątrz? Szlag, faktycznie, batarianin może wypaplać…

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Ostatnio zmieniony 23 sty 2022, o 11:01 przez Crassus Curio, łącznie zmieniany 1 raz.
VӨICΣ | ƬΉΣMΣ | FΣVΣR ObrazekObrazek Wyświetl wiadomość pozafabularną
Kiru Heidr Varah
Awatar użytkownika
Posty: 665
Rejestracja: 3 cze 2013, o 22:04
Miano: Kiru Heidr Varah
Wiek: 100
Klasa: Szpieg
Rasa: Yahg
Zawód: Przemytnik
Lokalizacja: Cytadela
Status: ex-Krwawa Horda, jako Urdnot Kubera poszukiwana przez organizacje zwalczające przemyt
Kredyty: 48.138
Medals:

Re: [Masyw Feniksa -> Tassrah] Nyx

23 sty 2022, o 10:38

W takich momentach Kiru była wdzięczna losowi, że nie czuje strachu. Ktoś inny mógłby łatwo spanikować na widok własnej, watrko wypływającej posoki i nie zdążyć zatamować krwawienia medi żelem, na co zapewne liczył kroganin. Jednak choć rany oczywiście bolały jak skurwysyn, nie były pierwszymi jakie otrzymała na placu boju i z cała pewnością nie ostatnimi. Szybko zatamowała krwawienie aż dwoma tubkami omni żelu i na ten moment nie mogąc zrobić nic więcej obserwowała dalszy rozwój walki.
Jednak i tak skończyła znacznie lepiej niż Striker. Ludzką anatomię kojarzyła o tyle o ile, ale przebicie tułowia omni ostrzem nie mogło być dobrym znakiem. Nawet jeśli człowiek przeżył uderzenie to najpewniej potrzebował znacznie bardziej profesjonalnej pomocy medycznej niż tak, której byliby w stanie udzielić chlapiąc jego rany medi żelem.
Na szczęście dla niego gdy już reszcie udało się zabić kroganina walka zakończyła się szybko.
Łatając swoje opancerzenie omniżelem Kiry doszła do wniosku, że chyba naprawdę czas na nowy pancerz skoro obecny niemal rozpadał się od byle uderzenia. Zniknięcie na stacji proponowane przez ich przewodniczkę mogło być problematyczne skoro raz; nie wiedzieli co właściwie się dzieje, a dwa: nie mieli żadnych planów placówki z którymi mogli coś zaplanować.
Kiru oparła się o najbliższą skrzynkę sprawdzając czy uda jej się utrzymać na nogach lub co gorsza czy rany nie zaczną znowu krwawić.
- Jeśli czas nas goni to na razie wystarczy wersja skrócona.– dodała, uzupełniając pytania Karajeva odnośnie sytuacji na stacji. Nawet ona zdawała sobie sprawę, że ślepy bieg w głąb stacji bez choćby minimalnego rozeznania w sytuacji jest średniej dobroci pomysłem. Ostrożnie zrobiła kilka kroków w stronę martwego kroganina, próbując ocenić stan nóg. Wyglądało na to, że da radę chodzić, ale o większym obciążeniu przeciętych mięśni jak szarża, mogła na razie zapomnieć.
Przy zwłokach kroganina nie zostało nic ciekawego znaczy poza bronią, ale Kiru raczej wolała karabiny więc nie było sensu taszczyć ze sobą dodatkowego żelastwa wiec nie protestowała gdy turianin zgarnął ją dla siebie. Nie omieszkała oczywiście obszukać walających się po hangarze zwłok w poszukiwaniu medi i omni żelu by uzupełnić wykorzystane zapasy.
ObrazekObrazek Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Masyw Feniksa -> Tassrah] Nyx

24 sty 2022, o 20:08

[h3]PRZESZUKANIE[/h3]
Medi-żele, omni-żele
0

[h3]SKAN OMNI-KLUCZY[/h3]
A<33<B<66<C
1

[h3]zmiany ekwipunku[/h3]
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Masyw Feniksa -> Tassrah] Nyx

25 sty 2022, o 04:32

Wyświetl wiadomość pozafabularną Gdy szok zniknął z twarzy Lyssy, w jej oczach pojawiła się frustracja. Z niepokojem zerknęła za siebie, w stronę zamkniętych drzwi prowadzących wgłąb stacji, z trwogą oczekując nadciągających posiłków. Gdy reszta pośpiesznie sprawdzała leżące na ziemi ciała, lub uparcie usiłowała zatamować obfite krwawienie Charlesa, asari powróciła do przejścia, gotowa do ucieczki w każdej chwili.
- Nie mamy na to czasu - warknęła, gdy Crassus pochylił się, by niemal w biegu zeskanować omni-klucz jednego z leżących przeciwników. - Wiedzą o tym, że są problemy na lądowisku. Posiłki biegną tu w tej właśnie chwili.
Nie kwapiła się by wyjaśniać cokolwiek - nawet, jeśli mogli krzyczeć do siebie biegnąc, wolała najpierw znaleźć się w bezpiecznym miejscu, nim nakreśli im sytuację. Obserwowała, jak Karajev zasklepia ziejącą w pancerzu Strikera dziurę medi-żelem, montuje na jego zaczepie magnetycznym karabin, który mężczyzna posiadał, po czym ostrożnie go podnosi. Umięśnione ciało żołnierza nie było lekkie, ale sierżant miał doświadczenie w wyciąganiu rannych towarzyszy z placu boju. Tam, gdzie jego własny bok odzywał się tępym kłuciem, przypominając o doznanych obrażeniach, tam silna wolna wyciszała wszelkie sygnały, pobudzając jego mięśnie, pompując adrenalinę.
Jego ciało stało się zaledwie narzędziem, które w tej chwili posiadało jedno zadanie - donieść Charlesa do stacji medycznej nim ten wykrwawi się na śmierć.
- Tamten przycisk nie wzywa alarmu - odrzekła gorzko kobieta, odwzajemniając badawcze spojrzenie Račan. Na ten temat nie powiedziała jednak nic innego. Ze zniecierpliwieniem tupiąc zauważalnie nogą, patrzyła, jak docierają do porozumienia, grabiąc po drodze wszystko co ich interesowało. Dla niej najwyraźniej nie było różnicy w tym, kto zabierze rannego - byle tylko opuścili to miejsce jak najszybciej.
Gdy ich drużyna wreszcie dotarła do przejścia, wpadając na korytarz, napotkali martwe ciało pozostawionego przez Milę batarianina tuż pod przyciskiem, który niczym w ponurej komedii, błyszczał czerwienią pośród ciemnych paneli tworzących oddzielającą ich od lądowiska ścianę.
- Zasady się zmieniły odkąd ostatnio tu byłam - mruknęła Lyssa, stając pod przyciskiem i zerkając w bok, sprawdzając, czy drzwi za nimi się zamknęły. - Ochroniarze mają nie dopuścić do ataku na stację i posuną się do wszystkiego, by temu zapobiec.
Jej dłoń sięgnęła ku kuszącej czerwieni, formując pięść, która z impetem uderzyła w przycisk. Światła alarmowe rozbłysły w korytarzu, kąpiąc ich ciała w szkarłacie. Ściany zadrżały lekko, a z systemów podtrzymywania życia, połączonych z pomieszczeniem obok, wydobył się charakterystyczny świst.
Przycisk otwierał śluzę.
Batarianin gotów był poświęcić swoich towarzyszy gdy dostrzegł, że ci nie mają szans przeciwko nieznanym najeźdźcom. Statek chwycony zaczepami magnetycznymi nie ruszyłby się z miejsca - ba! Może swoim rozmiarem zatrzymał ciężki towar, który mógłby ulecieć ku pustce. Na swój sposób było to ironiczne - jak mało dzieliło ich od spotkania z zimnym kosmosem. Wokół przycisku nie tkwiła żadna szybka, żaden napis ostrzeżenia. Nyx nie oferowało żadnych zabezpieczeń, w swojej surowej, nieokiełznanej przepisami BHP formie.
- Za mną - warknęła kobieta, ruszając do drugiego końca znanego Mili korytarza. Na jej twarzy próżno było szukać emocji. Asari była pragmatyczna - kalkulowała, nie pozwalając, by empatia stanęła jej na przeszkodzie w wykonaniu misji. Z nietypową wręcz determinacją, którą posiadali jedynie oddani sprawie żołnierze, lub ludzie o własnym celu, brnęła naprzód, nie dając im chwili wytchnienia.
Drzwi kończące korytarz wypluły ich do kolejnego tunelu - tym razem rozwidlenia. Lyssa skierowała swój wzrok na Karajeva i natychmiast wskazała mu prawą odnogę.
- W tamtą stronę do medycznego, będą znaki - poinformowała go, bez wahania ruszając w lewą i ruchem dłoni wskazując reszcie, by ruszyli też za nią. Ratunek Strikera nie był celem misji. Nie próbowała odwieźć od niego Karajeva, ale nie zamierzała też udawać, że jej na życiu Charlesa zależy na tyle, by zaryzykować całym zespołem.
Ich drogi rozeszły się niemal natychmiast.
Obrazek [h3]drużyna alfa[/h3] Nietrudno było odgadnąć, że znaleźli się na peryferiach Nyx. Systemy podtrzymywania życia chodziły głośno, opieszale, podczas gdy na stacjach pokroju Cytadeli w wielu miejscach nie dało się ich w ogóle usłyszeć. Korytarze były proste, surowe - metalowe ściany przypominały zlepek różnych metali i blach, którymi obsługa naprawiała, lub tworzyła nowe odcinki wraz z upływem czasu. Śluzy oddzielające kolejne sekcje w różny sposób zapewniały szczelność - zza niektórych słyszeli odległy gwar, gdy Lyssa prowadziła ich długim, pustym tunelem ignorując niemal wszystkie. W sposobie jej zachowania, w tym, w jak odważny sposób poruszała się po potencjalnie nieznanym terenie, rozpoznali, że obrała tę ścieżkę poprzednio. Nie mieli planów, którymi mogliby się posługiwać - ale mieli doświadczenie ich przewodniczki, wraz z intuicją, która podpowiadała jej następne ruchy.
Żołnierskim gestem wskazała im, że powinni się schować - znikąd, choć tunel był pusty, a szum pracujących systemów skutecznie zagłuszał wszelkie odgłosy dalekiego otoczenia. Niemniej, kierując się jej wskazówką, pojedynczo, lub w parach odnaleźli dla siebie kryjówki w okolicznych pomieszczeniach technicznych i innych zakamarkach stacji. Kiru musiała schować się do magazynu, podczas gdy Isha zgrabnie wsunęła się w wyrwę w ścianie, chowając przed wzrokiem potencjalnych przeciwników.
Lyssa w milczeniu czekała, aż śluza przed nimi się otworzy. Cały oddział przeciwników przemknął korytarzem, ignorując skrytych napastników. Była ich co najmniej szóstka, uzbrojonych i opancerzonych - gnali w kierunku śluzy i dopiero, gdy zniknęli za zakrętem, asari nakazała im ruszyć dalej - truchtem w stronę, z której przyszli.
Korytarze stacji wypluły ich do dużego pomieszczenia wypełnionego ludźmi. Dopiero teraz zauważyli, że opuścili sekcję, do której dostęp miała wyłącznie ochrona, wchodząc do obszaru szerzej dostępnego mieszkańcom stacji.
Nyx w niczym nie przypominała Omegi.
Choć również założona w wydrążonej asteroidzie, siostrzana stacja przypominała brzydkie kaczątko wśród galaktycznych łabędzi. Pomieszczenie, w którym stanęli, było ogromną halą sięgającą zbyt wysoko, by lampy były w stanie rozświetlić sufit. Sporadycznie jej granice wyznaczały metalowe panele tworzące ściany, spomiędzy których wyzierała czysta skała. Długie, wąskie kolumny rozrzucone były po pomieszczeniu w odległości trzech metrów od siebie, a zawieszone pomiędzy nimi łańcuchy lamp rzucały na wszystko wątłe światło. Niektóre żarówki dawno się przepaliły, tworząc czarne dziury pośród jasności. Pomiędzy kolumnami, szyk pomieszczenia wyznaczały długie stoiska bazarowe, przy których pałętali się mieszkańcy stacji. Najbliżej wyjścia z portu, które obrała Lyssa, znajdował się targ.
- Rozdzielmy się - zaproponowała kobieta, głosem na tyle cichym, by nikt poza nimi nie był w stanie jej usłyszeć. - Wtopcie się w tłum. Spotkamy się na miejscu.
Na ich omni-kluczach pojawiły się koordynaty małego, prywatnego pomieszczenia znajdującego się po drugiej stronie ogromnego targu. Nie czekając na ich reakcję, Lyssa narzuciła na głowę duży kaptur i wsunęła się w tłum pomiędzy dwiema grupami mieszkańców.
Ludność Nyx była specyficzna i stanowiła kalejdoskop galaktycznych ras. Niektórzy odziani byli w pancerze, inni w zwykłe, różnej maści ubrania, pałętali się pomiędzy straganami - wszyscy. Ludzie, asari, turianie, ba! Kiru dostrzegła w oddali masywną postać jednego yahga, po raz pierwszy prawdopodobnie od bardzo dawna zauważając swojego pobratymca, zajętego kłótnią ze sprzedawcą przy straganie oferującym żywność. Gdy rozdzielili się na mniejsze grupki, lub ruszyli w pojedynkę, dostrzegli nawet poruszających się między wszystkimi ochroniarzy. Odznaczali się tym, że każdy z nich odziany był w bojowy pancerz, a przy pasie posiadał pistolet, lub karabin na zaczepach magnetycznych na plecach. Poza tym, nie posiadali żadnych innych, wartościowych odznaczeń.
Stragany Nyx oferowały wszystko i nic. Rzeczy, które dla nich były oczywistym asortymentem sklepowym sprawiały, że mieszkańcom rozświetlały się oczy. Niektóre lady sklepowe oferowały leki, którymi mogli się wspomóc. Inne tekstylia w różnej postaci. Prowadzone przez starszą asari stoisko oferowało odzież, w tym kaptury podobne do tych, które posiadała Lyssa. Inne stanowisko kilka miejsc dalej, obsługiwane przez zaskakująco łagodnie wyglądającego kroganina, oferowało żywność liofilizowaną. Jeszcze dalej batarianin sprzedawał mody do pancerzy po dość zawyżonych cenach. Żadne ze stanowisk nie oferowało sprzedaży lub kupna broni, wyraźnie przekazując tutaj politykę Nyx - przynajmniej tę oficjalną. Mogli za to zakupić sobie rybkę lub chomika, jeśli mieli na to ochotę.
Obrazek [h3]drużyna sigma[/h3] Korytarz, który wskazała im Lyssa, bardzo szybko zakończył się śluzą.
Karajev sięgnął ku niej z podświadomym wahaniem. Podobne przejście stanowiło wcześniej barierę między nimi, a pustką gdy asari sięgnęła do czerwonego przycisku. Mimo swoich najszczerszych obaw, gdy urządzenie nawiązało kontakt z panelem na drzwiach, te rozsunęły się bez ostrzegawczych sygnałów, ukazując mu przejście dalej.
Jeśli wcześniej podróżował korytarzami przeznaczonymi dla ochrony, tak w tym momencie Nyx okazała mu prawdziwie serwisowe tunele. Tam, gdzie wcześniej napotkać mógł skalną ścianę między metalowymi płytami, tam teraz z trudem szukał wkutego w skałę metalu. Podłoga była nierówna, zdradliwa, a tunel był bardzo wąski, utrudniając żołnierzowi drogę. Ciało Charlesa było wiotkie, przez co sprawiało wrażenie o dziesięć kilogramów cięższego, niż było w rzeczywistości. Pomimo buzującej w jego żyłach adrenaliny, sierżant szybko odczuł w swoich barkach zmęczenie. Wiedząc, że wyzbycie się opancerzenia i broni Strikera umożliwiłoby mu podniesienie mężczyzny bez tak ogromnego problemu, musiał zwalczyć pokusę ułatwienia sobie pracy, nawet jeśli zwiększała ona chwilowo szansę przeżycia jego towarzysza.
Prawda była taka, że jeśli Striker nie byłby w stanie o siebie zawalczyć po odzyskaniu przytomności, tutaj, w środku terytorium wroga, oboje bardzo szybko staliby się kolejnym numerkiem dodanym do puli zabitych. Jego sprzęt więc stał się równie wartościowy, co on sam.
Karajev z wolna sunąc przed siebie nie wiedział, jaki konkretnie kierunek wskazała mu Lyssa. Mijał wiele drzwi, które mogły stanowić dla niego pewną odpowiedź - większość z nich jednak była zablokowana, lub całkiem martwa, bez panelu zdobiącego środek obu skrzydeł przejścia. Nie widział nigdzie oznaczeń szpitala, choćby polowego, więc pruł naprzód, nawet gdy jego nogi z wolna drętwiały od wkładanego przezeń wysiłku, a oddech stawał się ciężki.
Gwar ludności, który wydobywał się z uszkodzonej śluzy na jego drodze wstrzyknął w jego ciało odrobinę optymizmu. Sugerował ludzi - nie tych, którzy zwiastowali kolejną walkę, której ciało sierżanta mogło już nie znieść z balastem towarzysza u swojego boku. Tych, którzy potrzebowali pomocy, potrzebowali opieki.
Korytarz, na który trafił, był zaludniony. Na środku jego rozwidlenia rozpoznał charakterystyczny hologram krzyżyka wskazującego pomoc medyczną. Mieszkańcy najróżniejszej maści spoglądali na niego z przestrachem, lub niczym nieskrępowaną ciekawością, gdy wytaczał się z przejścia górniczego na środek cywilizowanego tunelu, dążąc ku stacji medycznej przed nim. Wiedział, że nie miał czasu na wtapianie się w tłum - od wyjścia do lekarza dzieliło go zaledwie kilka metrów a racjonalna myśl z tyłu jego głowy, podpowiadająca mu, że już nie daleko, pchnęła jego ciałem naprzód, póki nie uderzyło w zbyt wolno rozchylające się przed nim drzwi.
Stacja medyczna była skromna. Przypominała warunki polowe, których żołnierz doświadczył w wielu miejscach. Składała się z jednego, głównego pomieszczenia ze stołem operacyjnym, oraz dwóch innych - jednego gabinetu lekarza, drugiej salki z trzema łóżkami. Oba te pomieszczenia miały otwarte drzwi, znajdujące się naprzeciw siebie. Wbrew wszelkim sanitarnym wymaganiom, to stół operacyjny był pierwszym pokojem, do którego wchodziło się prosto z korytarza. W tej chwili zajmował je trup.
Batarianin leżący na stole wciąż posiadał koloryt na swojej skórze. Wyglądał, jakby pogrążony był we śnie, lecz jego klatka piersiowa, rozpruta z chirurgiczną precyzją, nie unosiła się w swoim zwykłym, nadającym ciału życia rytmie. Gdy Karajev wtargnął do środka, lekarka stająca tyłem do przejścia drgnęła, zatrzymując się w miejscu w połowie desperackiego gestu zdjęcia rękawiczek.
Przed momentem straciła pacjenta.
- Co ty tu, kurwa, robisz? - warknęła z wściekłością, dostrzegając obcego we wcześniej pustym pomieszczeniu.
Z pokoju obok, służącego za salę chorych, dobiegł ich jęk ubiegającego się o więcej leków pacjenta.
Treść ukryta przez Mistrza Gry. Gdy tylko Karajev przestąpił próg stacji medycznej, jego omni-klucz piknął lekko, niezauważalnie.
Nadajnik znajdował się u celu.
Kierując się korytarzami, mógł brać pod uwagę drzwi, które mijał, lecz to nadajnik w jego urządzeniu kierował go naprzód. Umacniał w przekonaniu o dobraniu dobrego kierunku. Gdy drzwi rozsunęły się przed sierżantem, jego nadajnik wprost zakomunikował mu znalezienie się na miejscu.
Gauthier uniosła ku niemu spojrzenie, ignorując piknięcie własnego urządzenia.
- Co ty tu, kurwa, robisz? - warknęła, podczas gdy jej dłoń, pod pozorem zdejmowania chirurgicznej rękawiczki, musnęła powietrze, nakierowując jego wzrok na umieszczoną w szpitalu kamerę.
Byli obserwowani. Zarówno przez ochronę, jak i osób z sali pacjentów, łypiących do głównego pomieszczenia. Henna nie mogła w żaden sposób sobie z nimi poradzić tak, by nie wzbudzać podejrzeć. Z frustracją, która z daleka wyglądała na wywołaną utratą pacjenta, rzuciła zakrwawione rękawiczki na ziemię, sięgając po datapad. Wstukała w nim coś bardzo szybko, nim odrzuciła urządzenie w bok, w bardzo sugestywny sposób.
Karajev z łatwością przeczytał z daleka jego zawartość.
Obserwują nas.
Odgrywaj swoją rolę, jeśli mam go uratować.
Wyświetl uwagę Mistrza Gry
Viktor Karajev
Awatar użytkownika
Posty: 228
Rejestracja: 15 maja 2021, o 23:08
Miano: Viktor Karajev
Wiek: 32
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Operator C2
Lokalizacja: Ziemia
Kredyty: 25.015
Medals:

Re: [Masyw Feniksa -> Tassrah] Nyx

25 sty 2022, o 14:53

Teren został zabezpieczony. Kupili sobie nieco czasu, Karajev wiedział jednak, że nie na długo. Wkrótce zaroi się tu od personelu ochrony, a oni nie mieli odpowiedniej pozycji, by się bronić. Straty na wejściu były zbyt wielkie.
Ocenił wstępnie obrażenia Strikera. Wyglądało to nieciekawie. Omni-ostrze przeszło gładko i czysto, niestety, zdaje się, że głęboko. Utrata krwi była znaczna, nie umiał ocenić do jakich uszkodzeń narządów wewnętrznych doszło. Jama brzuszna wyglądała na nienaruszoną, gorzej z płucami. Jedno było pewne, Charlie potrzebował interwencji chirurgicznej- pilnie. Drżącymi rękoma odkręcał nakrętkę medi-żelu, spoglądając na datę ważności. Na szczęście nadawał się do użytku. Nie chciał powtarzać horroru przeterminowanego sprzętu medycznego z Cytadeli, gdy musiał opatrywać porucznik Cain. Tam na szczęście jednak obeszło się z prostym zabiegiem w warunkach polowych i zaaplikowaniem leków. Tutaj nie łudził się, że to wystarczy.
- Trzymaj się brachu- rzucił chicho, próbując uspokoić bezskutecznie nerwy. Żel aseptyczno-koagulacyjny pokrywał brzegi rany, tamując dalszy wypływ krwi i zamykając wrota ewentualnego zakażenia. To było jednak działanie doraźne, na szybko, by ustabilizować rannego na tyle, by móc spokojnie go przetransportować do kogoś, kto udzieli mu fachowej pomocy medycznej. Musiał zużyć aż dwie tubki, niestety, tylko jedną udało się znaleźć u poległego kroganina. Reszta ochroniarzy nie dysponowała takim ekwipunkiem. W chwili ich potrzeby nie była to dobra wiadomość, lecz ogólnie mogła nastroić pozytywnie- świadczyła o brakach w zaopatrzeniu.
Na szczęście drugą potrzebną porcję żelu podał Crassus, ujmując ze swoich osobistych zapasów.
- Dziękuję- powiedział Viktor. Aplikując dodatkową porcję aseptyków zdał sobie sprawę, że to będzie trudniejsza misja, niż mu się pierwotnie wydawało.
- Stan ciężki, ale stabilny- zameldował odruchowo, gdy skończył. Wiedział, że Lyssa nie dba o stan Strikera- w tej chwili utracił swoją wartość bojową, stając się balastem. Nie odezwała się jednak w tym temacie ani słowem póki co. Żołnierz zabezpieczył teraz sprzęt i ekwipunek towarzysza broni. Niestety, ten wciąż nie odzyskał przytomności.
- Gotów do ewakuacji- dodał po chwili. Wreszcie udało mu się powstrzymać drżenie głosu.
Przysiadł, chwytając rannego pod pachy i uniósł się, jakby robił martwy ciąg. Stęknął, czując ból w boku, lecz to musiało na razie poczekać. Teraz nie liczył się jego komfort.
Oporowy trening opłacił się, Karajev sprawnie wywlókł Strikera z hangaru. Gdy drzwi za nimi zamknęły się, Viktor chwilę odsapnął. Z pewnym przerażeniem zorientował się, jak blisko byli od tragedii, gdy Lyssa zaprezentowała im co by było, gdyby Mila nie dopadła uciekającego batarianina.
- Good kill, Mila- rzucił żargonem- Naprawdę dobra robota.
Prawda, mieli magnetyczne zaczepy w obuwiu. Czy jednak zdążyliby je aktywować? Karajev nie myślał teraz o tym. Miał inne zmartwienia na głowie.
Gdy padł rozkaz do wymarszu, jako jedyny nie zareagował. Jako jedyny z przytomnych, rzecz jasna. Wymienił się spojrzeniami z asari i ujrzał w jej oczach determinację. To nie była dla niej zwykła robota, ewidentnie była w to zaangażowania emocjonalnie. Czy jednak bezpośrednio? Mogła być po prostu oddana i lojalna do granic, nie chcąc zawieźć swego pracodawcy. Karajev rozumiał to i szanował. Być może dlatego nie doszło do sprzeczki o rozbieżne cele. Przytaknął jej tylko, bez słów. Nie były potrzebne. Porozumienie nastało ponad nimi, pomiędzy dwoma żołnierzami. Na tych właśnie zasadach się rozstali. Nie wiedział, czy już nie na zawsze.
Złapał jeszcze kilka oddechów, patrząc, jak reszta kieruje się w inną odnogę korytarza. Tak naprawdę mógł każdego z nich widzieć po raz ostatni. Odgonił jednak sentymenty, skupiając się na zadaniu. Poprawił ułożenie ciała Strikera, po czym chwytając go za nogę wykonał wyćwiczony dziesiątki razy przewrót ratowniczy, sprawiając, że nie musiał bić się w podnoszenie cięższego operatora statycznie, lecz dynamiką ruchu pokonał balast.
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Zachwiał się lekko, łapiąc równowagę przy powstawaniu. Znów stęknął, tym razem głośniej, bowiem szarpnięcie nadwyrężyło jego bok. Uczynił pierwszy krok z bólem. Potem drugi. Tak rozpoczął się jego katorżniczy marsz.

Niczym burłak nadwołżański Karajev sunął powoli przez nieprzyjazne korytarze stacji Nyx. Goła, porowata skała tylko gdzieniegdzie poprzetykana blachami dodawała całości surowości, przypominając żołnierzowi o długim marszu zesłańców na Syberwię, wieki temu. Kolejne kroki sprawiały ból, mięśnie paliły kwaśnym środowiskiem metabolitów reakcji beztlenowej, domagając się odpoczynku coraz to mocniej i mocniej. Jedynymi świadkami tegoż trudu było chaotyczne okablowanie instalacji zasilającej i rury kanalizacyjne. Karajev jednak szedł dalej, w milczącym uporze. Był Rosjaninem, a Rosjanie są nawykli do trudu, od wieków cierpiąc katorgę życia codziennego, czy to od cara, imperatora, prezydenta czy rady.
Viktor mijał kolejne drzwi, zamknięte przed nim, nie znajdując w nich pomocy dla swego towarzysza broni. Była to dlań jak wojskowa wersja tułaczki rodziny świętej, która nie mogła znaleźć schronienia na noc w całym Betlejem. W tej wersji Maryja była ranna miast brzemienna i ważyła ze trzy razy więcej niż w oryginale. Po chwili zastanowienia Viktorowi przyszło inne skojarzenie do głowy Oto Striker był jego krzyżem, który musiał zanieść na szczyt Golgoty. Czy tak samo skończy jak Zbawiciel?
- Gaspadin, pamiluj- zaraz zmitygował się- Wybacz to bluźnierstwo.
Viktor odnalazł Boga relatywnie niedawno. Skumulowane stresory, choć zepchnięte na bok, po misji na Neidusie znów dały o sobie znak. Karajev jednak nie zdecydował się na spotkanie z psychologiem, które Siły Zbrojne Przymierza oferowały swym żołnierzom. Miast tego zaczął się modlić. Czasem pomagało. Czasem niezbyt.
Kolejne metry korytarzy zostawiał za sobą. Zwolnił, lecz nie zatrzymywał się. Wiedział, że jeśli wytraci rozpęd, nie utrzyma na stojąco Strikera, że będzie musiał go odłożyć. Czy starczy mu woli, by podnieść go na powrót? Nie, musiał iść dalej. Liczył się czas.
Nie wstydził się swoich myśli. Nawet Jezus miał chwile zwątpienia, gdy odbywał swój post na pustyni. Musiał iść dalej. Krok za krokiem.
Rutyna. Wyłączyć myślenie, wyższe procesy kognitywne, zdać się na swoje id. Potrzebował mantry, wejść w stan swego rodzaju medytacji, jak przy odmawianiu różańca. Próbował odnaleźć w swej pamięci modlitwę, lecz żadna mu teraz nie pasowała do sytuacji. Zawstydził się.
Kolejny krok. Niemal się potknął na nierówności skalnej, wpadając na ścianę, łapał gorączkowo równowagę. Jęknął głośno, już nie próbując powstrzymywać odgłosów swojej słabości. Czuł, jak ból wyciska zeń łzę, która spłynęła mu po twarzy. Katorga trwała.
Katorga.
To było swego rodzaju olśnienie, jakby Bóg dostrzegł jego cierpienie, dając mu znak. Znalazł swoją mantrę, swoją siłę by iść dalej. Wspomniał na swego ojca, Ivana, który pokazał mu stare nagranie muzyczne. Był to chór wojskowy, śpiewający pieśń burłaków, robotników i zesłańców z dawnych dziejów. Viktor wspomniał na cierpienie tych zwykłych prostych ludzi, na ich trud i znój. I znalazł w tym siłę.
Эй, ухнем!
Эй, ухнем!
Ещё разик, ещё раз!
Эй, ухнем!
Эй, ухнем!
Ещё разик, ещё да раз!

Słowa same przyszły mu na usta, poruszał nimi powoli, rytmicznie, cicho. Szedł dalej, w górę Wołgi.

Aż wreszcie trafił na mieszkańców stacji. Spoglądali na niego jak na osobliwość z mieszaniną strachu i zaciekawienia. Nikt nie wyciągnął pomocnej dłoni.
- Rozejść się!- zaordynował spokojnie Viktor. Nie miał już sił przepychać się przez zgromadzonych. Na szczęście schodzili mu z drogi. Jego oczy wreszcie natrafiły na wyczekiwany od dawna symbol lecznicy. Viktor odczuł radość porównywalną do tej jaką musieli czuć greccy najemnicy wędrujący z Mezopotamii do Trapezuntu tysiące lat wcześniej. Aż sam chciał zakrzyknąć Thalatta!
Musiał przed sobą przyznać, wpadł do środka dość bezceremonialnie, nie powinna toteż dziwić go reakcja lekarki. Nie było jednak czasu na zabawy w grzeczności. Wiedział jednak, że musi wejść rolę. Rany, i to poważne będą budzić pytania. Postanowił zagrać wszystko na jedną kartę, va banque.
- Jesteś lekarzem, tak?- stwierdził bardziej niż spytał- Stacja... została zaatakowana. Udało nam się odeprzeć napastników w hangarze, ale wzięli nas kurwie syny z zaskoczenia! Kilku naszych padło, on oberwał.
Stęknął, padając na jedno kolano. To już nie była gra. Był u kresu.
- Sprzątaj stół, tamtemu już nie pomożesz- rzucił agresywnie, wskazując głową na leżącego batarianina- Czy potrzebujesz zachęty? Możemy zrobić też po złości, twój wybór!
Stęknął znowu, tym razem nieco na pokaz.
- Kurwaa....

Treść ukryta przez Mistrza Gry. A więc to ona. Dobre miejsce na umieszczenie agenta. Lekarze cieszą się pewną autonomią, nieważne czy na statku, w wojsku czy gdziekolwiek. Viktor w lot pojął co się dzieje, nie uznając za stosowne potwierdzać, iż zrozumiał. Niósł rannego i sam był ranny, więc najlepiej pasowała tu rola nieco spanikowanego trepa-ochroniarza, który przykrywa o agresją. Chciał jej dać dobre alibi, zawsze mogła się zasłonić groźbą użycia przemocy z jego strony. Nie próbował pokątnie odpisać, nie był w stanie na subtelne ruchy. Zaraz by wychwyciły to kamery. Liczył, że zrozumie.
ObrazekObrazek
Muza
Mood
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mila Račan
Awatar użytkownika
Posty: 282
Rejestracja: 1 cze 2021, o 10:48
Miano: Mila Račan
Wiek: 33
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemniczka
Lokalizacja: Horyzont
Status: Cud że jeszcze żyje
Kredyty: 5.895
Medals:

Re: [Masyw Feniksa -> Tassrah] Nyx

25 sty 2022, o 18:54

Noga dokuczała ciągle, gdy najemniczka opierała się o jedną ze skrzyń. W międzyczasie obserwowała akcję ratunkową dziejącą się na jej oczach. Krew rozpływająca się po posadzce lądowiska nie wyglądała, jakby pochodziła z lekkiej rany i Mila obawiała się, że nawet jeśli profesjonalna pomoc zostanie udzielona mu dosyć szybko, to może być wyłączony z walki. Patrząc także na... rozpacz Rosjanina, i on może być wyłączony z misji na dłuższy czas. Na pewno zaś problem będzie, gdy trzeba będzie ponownie taszczyć nieprzytomnego Strikera do śluzy.

Próbując zobaczyć, jak to u niej wygląda z raną, kobieta zerknęła na Crassusa, który nagle do niej podszedł, by poirytowanym głosem prawić morały. Przez jej twarz mignęło zdziwienie; nic poważnego ponad lekkie dziabnięcie w udo się nie stało, a chociaż przez chwilę zapowiadało się, że człowiek w desperacji będzie próbował ją ugodzić swoim omni-ostrzem, nic takiego się nie wydarzyło. — Przecież nie dziabnął — rzuciła niewinnie, zafrasowana faktem, że ten się tak o nią martwił. Nie było o co; zawsze przecież lądowała na przodach, zawsze wychodziła z tego zwycięsko, nawet za cenę kilku więcej blizn na i tak zmaltretowanym już ciele. Curio powinien martwić się, jeśli ktoś podszedłby do niego pomimo jej walki. — Przecież aplikuję. To tylko draśnięcie, nawet zbytnio nie boli — bolało, ale adrenalina pulsująca w jej żyłach jeszcze nieco to tłumiła.

Zebrała co mogła i naprawiła swój pancerz, zerkając zdziwiona na asari wspominającą, że to nie był przycisk do alarmu. Nieświadoma, przed czym uchroniła drużynę, Mila wzruszyła ramionami i z zaaplikowanym medi-żelem ruszyła za resztą prosto do korytarza, gdzie jeszcze chwilę temu dzielnie broniła przycisku przed brudną łapą batarianina. Odwróciła się jeszcze, zanim drzwi zamknęły się za drużyną; ukłucie winy ciągle ją zżerało, gdy przypominała sobie o turianinie, którego nafaszerowała niezdrowym dla niego jedzeniem. Nie dość, że umierał w męczarniach, to na dodatek za chwilę zostanie wyrzucony przez śluzę razem z jego kompanem. Właśnie. — Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę Crassus, że teraz TY będziesz wywoził nas z tego pierdolnika? — powiedziała w kierunku przyjaciela, uśmiechając się krzywo, wiedząc jednocześnie, jak bardzo będzie na to jęczał.

Wkrótce okazało się, dlaczego batarianin tak chyżo biegł w stronę przycisku, nawet ciężko ranny. Kiedy Lyssa uderzyła w ścianę, za jej plecami dane było im wszystkim słyszeć charakterystyczny dźwięk zasysania powietrza i otwieranych metalowych drzwi. Mila przez kilka sekund stała tam, wpatrując się w przycisk i blednąc nieco na twarzy. Gdyby nie ona... to wszyscy wylecieliby w kosmos. Gdyby nie ruszyła w pościg za tym gnojem, jej najgorsze koszmary ziściłyby się w tamtym właśnie momencie.

Nawet nie zareagowała na słowa pochwały, zbyt przejęta fartem, jaki miała. Dopiero, gdy wszyscy inni ją minęli, otrząsnęła się z szoku i ciarek przebiegających jej co chwila po plecach, nieco tępo ruszając do przodu i skręcając w lewo, zostawiając rannych za sobą. Zrezygnowała na razie z zakładania hełmu, kojarząc o tym, że asari wspominała o zgubieniu nadciągającej straży; ba, ta niedługo zresztą się pojawiła, na co Mila musiała zniknąć za jakimiś drzwiami, czekając aż stukot ciężkich buciorów przestanie odbijać się echem w korytarzu. Tuż po tym wyłoniła się, już raźniej idąc przodem, gdy wizja zassania przez pustkę kosmiczną tak bardzo jej już nie przerażała.

Stacja była paskudna i nawet żyjąc przez jakiś czas Omedze Mila mogła to śmiało stwierdzić. Do głównej stacji Układów Terminusa ta dziura z odpadającymi ścianami, wystającą skałą i odorem nawet się nie umywała. Co i rusz zahaczała butami o jakąś nierówność, klnąc pod nosem i licząc, że dalej będzie lepiej.

No nie do końca, jak się wkrótce okazało. Po dłuższym spacerku wyszli prosto na targ – gwar, smród spoconych ciał i wrzaski przekupek uderzały Milę za mocno. Skrzywiła się, rozglądając wokół. Faktycznie była to stacja bardziej skupiająca wyrzutków galaktycznych niż inne szemrane obiekty. Ba, gdzieś tam nawet znalazła się bestia pokroju Kiru grzebiąca na jakimś straganie wyglądającym jakby miał pięćdziesiąt lat.

Kobiecie ten widok przypominał starsze dworce w niektórych wschodnioeuropejskich miastach. Z jednej strony były główne budynki, estetyczne, dostosowane do XXII wieku, z automatycznymi drzwiami, nową farbą i nawet VI do obsługi pasażera. Z drugiej strony były pomniejsze stacje, które żywcem wyciągnięte były z XXI, a w szczególnych przypadkach nawet z XX wieku. Drzwi, które trzeba mocno pchać, żule grzebiący w śmietnikach za niedopałkami, a nawet jacyś romowie próbujący cię wkręcić na "daj pani kredyty na bilet powrotny". No i na tych najgorszych miejscówkach były właśnie takie pierdolniki, jak tutaj, ze starymi babami poustawianymi pod ścianą i sprzedającymi bibeloty sprzed stu lat.

Prawie jak na Ziemi — mruknęła szyderczo, zerkając na oddalającą się Lyssę i następnie na resztę. — Nie ma czasu do stracenia, lepsze szanse mamy jak pójdziemy pojedynczo — odparła, zaraz też wchodząc w tłum i próbując się w nim ukryć.

Nie była wysoka ani nawet tak potężnie zbudowana, jak Karajev czy Striker, więc przynajmniej nie wyróżniała się posturą. Miała za to jeden, mały problem w postaci broni na plecach, którą jak szybko zauważyła, nosili tylko tutejsi ochroniarze. O ile więc ludność cywilna mogła mieć dla niej jakikolwiek respekty, tak obnoszenie się z karabinem (nawiasem mówiąc ukradzionym ze zwłok jednego z ochroniarzy) było dosyć niebezpieczne. Dlatego też powoli kierując się w stronę wskazanej lokalizacji, podeszła do jednego ze stanowisk z zamiarem znalezienia jakiegoś... ponczo. Najzwyklejszej narzuty, którą mogłaby okryć swoje uzbrojenie. Jeśli nie byłoby czegoś takiego w asortymencie, jakaś pierwsza lepsza najgorsza kurtka czy nawet koc byłby wystarczający.

Następnie spokojnym krokiem, starając się nie spoglądać prosto w oczy ochroniarzom, zaczęła przechodzić między kolejnymi straganami, zatrzymując się co jakiś czas przy czymś, co mogło ją faktycznie zainteresować. Ba, kilka razy stanęła nawet przy stoisku z żarciem, w końcu decydując się na jakieś mięso z patyka, czy przynajmniej coś, co miało to przypominać. Równie dobrze mogła to być tektura mająca imitować żarcie, ale ważne, że wyglądała na całkiem normalną. I w ten sposób, powoli zamierzała przesuwać się do przodu, aż do ustalonego przez Lyssę miejsca.
ObrazekObrazek
Crassus Curio
Awatar użytkownika
Posty: 227
Rejestracja: 1 cze 2021, o 12:28
Miano: Crassus Curio
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Turianin
Zawód: Najemnik. Ale taki legendarny!
Lokalizacja: Gdzieś w kosmosie
Kredyty: 70.650
Medals:

Re: [Masyw Feniksa -> Tassrah] Nyx

27 sty 2022, o 14:10

- Ale mógł. - żachnął się na odpowiedź Mili. Oczywiście, nie była dzieckiem a Curio nie zamierzał ją niańczyć. Ale to też nie był plac zabaw. Gra nie toczyła się o plastikowe grabki a o życie. Gdyby nie Rzeź Karajeva to sytuacja mogłaby wyglądać nieco odmiennie. Natomiast dwoje rannych oznaczałoby dwa razy więcej problemów. Na całe szczęście, Chorwatka nie podzieliła losu Strikera. Przy rannym najemniku Curio był już kilka sekund później, oceniając jego stan i dzieląc się medi-żelem potrzebnym do stabilizacji pacjenta. Była to niezbędna procedura przed przeniesieniem rannego do punktu, w którym może otrzymać pełną pomoc medyczną. Turianin może i nie był lekarzem ale podstawowe przeszkolenie z zakresu ratownictwa pola walki, oraz zwykły bagaż doświadczenia, wystarczyły by ocenić obrażenia Strikera na poważne i wymagające fachowej pomocy. Odetchnął głęboko na słowa Rosjanina. Chujowo ale stabilnie. Lepiej tak niż zgon.
- Będzie dobrze, Viktor. - rzucił do człowieka przed sobą. W normalnym, empatycznym odruchu chciał pocieszyć kompana. Curio rozumiał więzi łączące towarzyszy broni. Wiedział też jak to jest stracić przyjaciół, za co po dziś dzień czuł się odpowiedzialny. Był więc w stanie wyobrazić sobie emocje Karajeva, jednak Striker wciąż jeszcze dychał. Medycyna XXII wieku, przynajmniej według ziemskiego kalendarza, potrafiła zdziałać cuda. Już sam medi-żel znacznie poprawiał przeżywalności pacjentów. - Dasz sobie radę.
Dodał i podniósł się na równe nogi, ruszając do leżącego nieopodal kroganina. Chciał wykonać szybki skan omni-klucza, który mógł przynieść im nieco więcej światła na sytuację na Nyx ale Lyssa skutecznie mu to wybiła z głowy. Normalnie by się kłócił ale w tym przypadku sam Crassus wiedział, że to kwestia czasu zanim zaroi się tu od tutejszej milicji. I to raczej niedługiego czasu. Skinął więc asari głową i truchtem pobiegł do reszty, przegrupowując się przy wyjściu z lądowiska.
- A weź mnie nie wkurwiaj. - to była jedyna odpowiedź, na jaką Curio się zebrał w kwestii pilotowania. Pół godziny lotu to jedno ale kilka? Duchy zlitujcie się.
Tam też zrozumiał jak blisko było do nieplanowanego spaceru w przestrzeni kosmicznej. Gdyby nie Mila i jej szaleńcze szarże to mogło być krucho, bardzo krucho. Co prawda, sam Crassus miał najbezpieczniejszą pozycję i prawdopodobnie dałby radę pozostać wewnątrz korwety. Gorzej z resztą. Klepnął Racan w ramię, delikatnie co by nie powodować dodatkowych dolegliwości bólowych.
- Nieźle. - pochwalił Milę. O nieszczęsnych ofiarach próżni nie myślał, przynajmniej na razie. Postawił priorytet na celu, w którym tutaj są.
Wkrótce musieli się pożegnać z Karajevem i Strikerem. Przynajmniej na razie. Turianin chciał pomóc Rosjaninowi w jego wyprawie. Chciał by Charles był cały. Nie to jednak było ich zadaniem i ujmowanie kolejnej pary rąk trzymającej broń tylko zmniejszało szanse na wykonanie misji. Poza tym ktoś, w ryj volusa, musiał pilnować tej całej zgrai. Karajev zdawał się być łebskim typem, poradzi sobie. Pożegnał więc Viktora prostym skinieniem głowy.
- Powodzenia. - dodał na odchodne i ruszył za Lyssą.

Choć Nyx była gorszą wersją Omegi, pomniejszą abominacją starającą się papugować swoją słynną na całe Układy Terminusa siostrą, to Curio zauważał pewien urok tej stacji. Crassus lubił odwiedzać nowe miejsca, lubił też surowy klimat. Na Omedze czuł się jak u siebie. Tutaj? Może nie do końca. Za nic w świecie nie chciałby tu mieszkać, bez przesady. Ale mając świadomość, że jest tu tylko na jakiś czas, mógł po prostu zwiedzać tę dziurę. Korytarze nie były za ciekawe ale po jakimś czasie wyszli na targ. I to było miejsce, które Curio przyjął z radością. Cholera, uwielbiał takie targowiska. Kilka lat temu, będąc z Milą na Ziemi, Chorwatka zaprowadziła go na taki jeden targ. Wszystko można tam było znaleźć, prawdopodobnie i krążownik jakby ktoś miał wystarczająco dużo pieniędzy. Podobno to tradycja u Słowian.
- Zupełnie jak na Ziemi. - poprawił swoją towarzyszkę, rozglądając się po stoiskach. Dla turianina, który w swoim życiu miał okazję ujrzeć kolebkę ludzkości może ze dwa razy, było prawie, że identycznie. Może na Ziemi nie było tak klaustrofobicznie, a i niebo było zdecydowanie ładniejsze. - No, jak tak to działajmy. Widzimy się w punkcie zbiórki.
Zgodził się z Milą i jak tylko Chorwatka ruszyła w tłum, Curio odwrócił się by zrobić to samo tylko w przeciwnym kierunku. Wstąpiło teraz w niego więcej energii, a mając moment na przejrzenie straganów zdecydował się dokładnie na to. Ruszył od stoiska do stoiska, macając co przyjemniejszy towar, pytając o cenę by następnie głośnym gwizdem zacząć się rozwodzić czemu tak drogo. Oj tak, Curio lubił się targować. To właśnie było najpiękniejsze w takich targach. Nie ma paragonów, Urzędów Skarbowych i innych. Tylko sprzedający i kupujący oraz ich umiejętności handlowe. Pierw wyszarpał jakiś czarny płaszcz z syntetycznego tworzywa, pod którym mógł nieco ukryć swoją broń i pancerz. W tym samym stoisku, obsługiwanym przez człowieka o śniadej cerze, zdołał jeszcze wynegocjować chustę. Tą złożył w trójkąt i po zdjęciu hełmu zawiązał ją na głowie, niczym bandanę. Co prawda, turiański grzebień nieco wystawał, w sumie nawet bardzo, ale Crassus się tym nie przejmował. Teraz był kimś zupełnie innym. Jednym z nich. A przynajmniej udawał, że jest.
Najwięcej czasu zabrały mu jednak negocjacje przy stoisku, w którym dostrzegł figurki. Zaciekawiony takim towarem podszedł bliżej. Ot, co by rzucić okiem. I wtedy dostrzegł coś, czego w ogóle się nie spodziewał. Figurkę Magnusa z pierwszych edycji! Niczym nastolatek poczuł ścisk w żołądku. W ryj volusa, musiał kupić tą figurkę. Na extranecie nawet nie mógł jej dorwać. Spokojnie, Crassus. Rozegraj to na chłodno, inaczej zajarzy, że ci zależy. Podpowiedział sobie w myślach i sięgnął po Magnusa, rozpoczynając gorączkowe negocjacje…

Ukryty pod bandaną i płaszczem, uzbrojony w swoją Żmiję i wyposażony w figurkę Magnusa, Curio od tego momentu przemieszczał się sprawnie w kierunku punktu zbornego. I tak już stracił sporo czasu na targowaniu się, więc ograniczył się już do przelotnych pytań co drugi stragan. Tak zbliżał się do miejsca spotkania z Lyssą i resztą.
VӨICΣ | ƬΉΣMΣ | FΣVΣR ObrazekObrazek Wyświetl wiadomość pozafabularną
Kiru Heidr Varah
Awatar użytkownika
Posty: 665
Rejestracja: 3 cze 2013, o 22:04
Miano: Kiru Heidr Varah
Wiek: 100
Klasa: Szpieg
Rasa: Yahg
Zawód: Przemytnik
Lokalizacja: Cytadela
Status: ex-Krwawa Horda, jako Urdnot Kubera poszukiwana przez organizacje zwalczające przemyt
Kredyty: 48.138
Medals:

Re: [Masyw Feniksa -> Tassrah] Nyx

27 sty 2022, o 14:31

Niestety oddział szturmowy wysłany na lądowisko był zbyt liczny by dali radę zaatakować go z zaskoczenia w okrojonym składzie. Nawet zza drzwi Kiru mogła usłyszeć szybkie kroki co najmniej kilku par opancerzonych butów zmierzających w stronę lądowiska. Nie omieszkała oczywiście szybko rozejrzeć się po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś przydatnego.
Po drodze Kiru rozglądała się za źródłem wody lub czegoś podobnego, czym mogłaby na szybko zmyć krew z pancerza. Wreszcie po dłuższej chwili w jednym z korytarzy dostrzegła to czego szukała. Niepozorny dyspozytor z wodą, najprawdopodobniej ustawiony w korytarzu na użytek techników by nie musieli biegać do kwater mieszkalnych.
- Zaczekajcie – rzuciła do reszty i zaczęła pospiesznie zmywać krew z pancerza. Najważniejsza zasada wtapiania się w tłum mówiła, że należało jak najszybciej ukryć swoje rany. Widoczne plamy krwi miały tendencję do przyciągania niepożądanych spojrzeń i rodzenia niewygodnych pytań – Mila, tak? - zwróciła się do ludzkiej kobiety – lepiej też to zmyj bo jeśli ochrona podejrzewa, że ktoś z nas przeżył to mogą się tym zainteresować – machnęła w stronę jej zakrwawionego uda.
Targowisko, w sumie mogli spodziewać się że na tym kawałku skały znajdzie się takie miejsce. Na tutejszych straganach na pewno można było znaleźć absolutnie wszystko od żywności przez pędzony na miejscu bimber po broń i narkotyki, nawet jeśli byłyby nielegalne.
- Widać w galaktyce pewne rzeczy wszędzie wyglądają tak samo. - rzuciła rozglądając się po terenie targu.
Dlaczego zawsze gdy spotykała gdzieś w galaktyce innego yagha musiała być w danym miejscu służbowo? Zważywszy na to, że była w trakcie ukrywania się przed ochroniarzami stacji na ten moment nie miała zamiaru zwracać na siebie jego uwagi. Jednak jego obecność była dość pokrzepiająca, jeśli mieszkał tu na tyle długo by swobodnie wykłócać się ze sprzedawcą nie przejmując się ochroną, może ona również nie będzie przyciągać zbytniej uwagi.
Szybki rzut oka na okolicznych mieszkańców podpowiedział jej, że o ile z pancerza jakoś da radę się wytłumaczyć, to wiszące na plecach żelastwo szybko przyciągnie niechcianą uwagę ochrony.
Szybko obrzuciła spojrzeniem okoliczne stragany w poszukiwaniu czegoś w czym mogłaby ukryć karabin. Jakiś płaszcz lub inna narzuta byłaby najwygodniejsza, jeśli chodziło o późniejsze dobycie broni, ale mało prawdopodobne by zdołała na szybko znaleźć coś w swoim rozmiarze. A skoro miała, o tyle na ile to możliwe, nie zwracać na siebie uwagi nie mogła paradować z byle kocem narzuconym jak peleryna.
Po chwili dostrzegła na jednym ze stojących na uboczu straganów mocno wysłużony plecak, który wydawał się odpowiedniej długości. Szybko dokonała zakupu, nawet się nie targując, dodatkowo dokupiła dwa nie pierwszej świeżości koce, jednym luźno owinęła broń a drugim wypchała dno plecaka by lufa karabinu nie stworzyła podejrzanego wybrzuszenia. Po wszystkim zarzuciła pakunek na ramię i powoli ruszyła między stragany. Nie spieszyła się, widoczne zdenerwowanie lub co gorsza bieg za bardzo rzucały się w oczy. Musiała wyglądać jak zwyczajny mieszkaniec stacji, który wyszedł po zakupy na lokalne targowisko i spokojnie przemieszczać się w stronę punktu spotkania. Po drodze dla niepoznaki kupiła paczkę mięsa z varrena, nawet nieco się targując, nie omieszkała również podsłuchiwać rozmów mieszkańców w nadziei że dowie się czegoś przydatnego.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
ObrazekObrazek Wyświetl wiadomość pozafabularną
Isha D'veve
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 286
Rejestracja: 17 paź 2021, o 17:53
Miano: Isha D'veve
Wiek: 109
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Najemniczka
Lokalizacja: Tajemna Placówka Cerberusa
Status: Uwięziona przez Cerberusa
Kredyty: 40.900
Medals:

Re: [Masyw Feniksa -> Tassrah] Nyx

27 sty 2022, o 15:20

Niestety nie było za dużo czasu na pogawędki, luźne gadanie sobie, szukanie łupów, teoretyzowanie i jakiekolwiek inne próby zatrzymania się i popatrzenia na metaforyczne kwiatki. Wcześniej ustawiła się już przy drzwiach i gdy tylko wszyscy skończyli swoje poszukiwania i pogawędki, wybiegła za Lyssą bez słowa, trzymając jeszcze w rękach karabin i powoli przyzwyczajając się do nowego ciężaru. Przywykła już do Mściciela, ale teraz miała coś nieco lepszego. Pewnie szybko przyzwyczai się do nowej broni, może nawet będzie miała okazję ją przetestować...choć wolałaby nie musieć robić tego teraz, kiedy skład był mocno obity, a jeden jego członek był zajęty targaniem drugiego.

Przebiegła szybko do korytarza i z wielkim zaskoczeniem na twarzy obserwowała to, co działo się po wciśnięciu przycisku. Ewidentnie nie spodziewała się czegoś takiego. Jasne, wiedziała, że jest to możliwe i że są na świecie osoby gotowe by poświęcić swoją własną drużynę dla takiego celu, ale chyba nie sądziła, że dziś jest dzień, w którym na coś takiego natrafi. Był to dla niej lekki szok, który potrwał może ze trzy sekundy, po których po prostu ruszyła dalej bez słowa. Zaskoczeniem był też brak oznaczeń, zabezpieczeń i czegokolwiek innego. Co, gdyby ktoś wcisnął to przez przypadek i tak po prostu zabił kilka osób? Było to tak nieodpowiedzialne, że nawet Isha, która nie była jakąś mistrzynią dbania o bezpieczeństwo, uznała to za po prostu debilne. Z drugiej strony jednak, prawie zadziałało. Czy coś jest głupie jeśli działa?

Miała zamiar pierwotnie pytać co się tu stało i czemu zasady miałyby się zmienić, jak wyglądały wcześniej, jaka dokładnie jest różnica i tak dalej, ale w pewnym momencie doszła do wniosku, że podczas biegu woli nie marnować tlenu i siedzieć cicho.

Dobrze jednak, że Mila zabiła tamtego Batarianina. Gdyby nie cokolwiek, co zaszło za tamtymi drzwiami, pewnie musiałaby teraz robić jakieś dzikie sztuczki, by w ogóle wrócić na stację. Dobrze, że obyło się bez tego. Może potem ją pochwali. Zresztą, pewnie sama wiedziała, że odjebała dobrą robotę, więc nawet nie ma po co nic dodawać. Powaga sytuacji spowodowała, że świadomie powstrzymywała się od ględzenia.

I w końcu dotarli na rozwidlenie dróg. Pora było pożegnać się z Karajevem i Strikerem, oby nie na zawsze. Nie łączyła ich jakoś szczególnie głęboka więź, ale nie można też było powiedzieć, że ta dwójka była jej obojętna. Przez te wszystkie areny, Neidusy, pogawędki i inne (mniej lub bardziej) przyjemne interakcje, mogło wytworzyć się coś odrobinę głębszego niż po prostu znanie się. Nie przyjęłaby za żadnego z nich kulki, nie oddałaby życia i pewnie nie poświęciłaby ogólnie za dużo, ale najzwyczajniej w świecie ich lubiła.
- Powodzenia, mordeczko. Trzymam kciuki.- pożegnała Viktora dosyć szybko, po czym ruszyła po prostu w szybką drogę za Lyssą, która ewidentnie znała się na rzeczy i dosyć skutecznie prowadziła resztę składu przez tunele.

Co do Lyssy, ta była dla Ishy czymś na kształt zagadki. To jest - wiedziała już od jakiegoś czasu jaki jest to typ, dla uproszczenia, najemnika, ale średnio wiedziała co dokładnie wiąże ją z celem, czemu jest tak zdeterminowana by mu pomóc i co dokładnie wiąże ją z Nyx. Wcześniej mówiła, że po prostu zmądrzała i odeszła. Może tak było. A może za tą opowieścią stało coś więcej? O to też może będzie chciała dopytać, choć szczerze wątpiła by T'saeri zamierzała udzielić jej na ten temat satysfakcjonujących odpowiedzi. Może dowie się w swoim czasie. W sumie to by chciała. Jako profesjonalny najemnik niby nie powinna zadawać zbędnych pytań, ale raczej nie zamierzała z tego względu się powstrzymywać. Jak już dotrą do jakiejś kryjówki, bazy wypadowej, jak zwał tak zwał, to na pewno będzie miała sporo pytań.

Podczas drogi przewodniczka wydała rozkaz by się schować. Nie do końca zdążyła nawet zorientować się, że ochrona się zbliża, ale bardzo szybko wykonała zadanie, poddając się jakiejś formie intuicji i "zaufania" wobec lidera, szybko wchodząc w niewielką, praktycznie pasującą do niej rozmiarowo wyrwę w ścianie. Ciasno. Duszno. Gdzieś za swoimi plecami słyszała intensywne bicie pary, prawdopodobnie gdyby wcisnęła się głębiej, to mogłaby dotrzeć w jakiejś mało bezpieczne miejsce przeznaczone tylko dla najbardziej odpornych na temperaturę inżynierów. Na szczęście nie musiała.
Ujrzała jak grupa ochroniarzy szybko się przemieszcza, omijając całą ukrytą ekipę. Uśmiechnęła się lekko do samej siebie, chyba sukces, nie tylko dla niej, ale też i dla reszty grupy. Skoro ochrona szła tędy, to może nie natrafią na Karajeva. Oby tak było, pomyślała sobie w duchu.

Wrócili do drogi, podczas której Kiru szybko znalazła źródło wody i zaczęła się myć, przy okazji każąc Mili zrobić to samo. Mądrze. W sumie o tym nie pomyślała. Na szczęście sama Isha nie musiała tego robić, bo nie otrzymała jeszcze żadnych obrażeń, a poza wywaleniem się na ziemię pod wpływem biotyki nic jej się nie stało. Była więc jeszcze na tyle nienaruszona, że woda z losowego miejsca na Nyx nie była jej potrzebna.

W końcu dotarli na główne targowisko. Cała stacja już wcześniej średnio się jej podobała, bo według Ishy była brudna, żenująca i bez życia. Tak jak na Omedze brud jej się podobał, bo sygnalizował swego rodzaju gangsterski klimat i wolność, tak tutaj było to bardziej...hmm, smutne. Możliwe, że doszła do tego wniosku przez swój raczej nie za wesoły humor. W sumie wolała o tym nie myśleć.

Trzeba było myśleć o tym jak zinfiltruje tę okolicę. Gdyby miała dostawać kredyta za każdym razem, kiedy na podejrzanej stacji górniczej miała udawać kogoś, kim nie była, to miałaby dwa kredyty. Nie jest to dużo, ale i tak odczuwała pewne deja vu związane z jej poprzednimi przygodami na Omedze. Tym razem jednak nie była to osobista robota. Na szczęście.
Trochę łatwiej było zachować pokerową twarz, rzucać śmieszne tekściki i być niewzruszonym kiedy to nie było osobiste. Nie było to łatwe, ale łatwiejsze.

- Lecimy.- rzuciła sama do siebie. Infiltracja. Skradanie. Gubienie się na widoku. Niby nie była w tym dobra, a z drugiej strony musiała to znowu zrobić. Oby tylko tym razem obyło się bez negocjacji z jakimś Batarianinem. Albo Kroganinem. Albo w zasadzie z kimkolwiek. Wolałaby pozostać niezauważona.

Odpięła swój hełm, który przypięła do pasa, by mieć nieco bardziej "cywilny" wygląd, nawet jeśli miała jeszcze pancerz i broń. Myślała nad tym czy nie wyciągnąć słuchawek, ale w sumie szybko się od tego powstrzymała. Nie mogła tu słuchać muzyki, bo wtedy miałaby mniej wyczulony słuch, a na dodatek nie wiedziała czy "wyzbywający się potrzeb" kult Octavii będzie lubił...no...muzykę. Nigdy nie wiadomo co takim strzeli do głowy, może posiadanie dobrego odtwarzacza jest tu grzechem, czy coś. Albo można tu słuchać muzyki, ale tylko jakichś śpiewów chóralnych.

Szybko podeszła do stoiska z ubraniami (czekając jednak wpierw chwilkę aż nie będzie przy nim nikogo ze swojego składu, żeby nie budzić podejrzeń) i kupiła sobie grubą, ciemną i dosyć puchatą kurtkę, potencjalnie nawet będącą odrobinkę zbyt dużą na "małą" Ishę. Dała swój karabin na haki magnetyczne na plecach, po czym szybko założyła kurtkę. Miała nadzieję, że jej grubość będzie przydatna i skryje broń wystarczająco. Kurtka średnio jej się podobała, zwykle wolała o wiele bardziej krzykliwe, lub po prostu lepsze jakościowo ciuchy, ale trzeba było żyć z tym co się miało. Zresztą, nie była tu by przechwalać się modą, a by zarobić pieniądze, które dostanie za wyciągnięcie stąd tego cholernego Turianina.

Poruszała się głównie albo w tłumach, albo na uboczu, zależnie od tego czy jakiś tłum był w ogóle dostępny. Starała się raz na jakiś czas zatrzymywać przy straganach, albo na przykład spowalniać i patrzeć na nie łakomym wzrokiem. Mody do pancerza były w chuj drogie, nie interesowały jej, ale zauważyła coś...
Lepszego.

Ryby. Mieli tu ryby. Jasne, to był debilny pomysł by jakąś brać, bo zdecydowanie tego spotkania nie przeżyje. Z drugiej strony, kto podejrzewałby dziewczynę z rybą o bycie najeźdźcą na stację i wrogiem Octavii? No właśnie. Nikt. Plan ten był zarówno debilny jak i genialny w swojej prostocie, a to właśnie był ten sort idei, który najbardziej pasował Ishy. Coś na tyle...abstrakcyjnego, że jak już spotka się z resztą drużyny w kryjówce, to albo będą klaskać na jej geniusz infiltracyjny, albo wszyscy kolektywnie pierdolną się w czoło.

Postanowione. Isha kupiła sobie małą, złotą rybkę, którą wzięła do niewielkiej, specjalnej siateczki wypełnionej wodą. Dokupiła też oczywiście karmę, akwarium "ma w domu". Wzięła sobie jeszcze jedną, sporą siatkę, tak by móc z nią chodzić i wyglądać na bardziej typową konsumentkę. Tak uzbrojona mogła już udawać, że idzie do domu, czyli na miejsce spotkania z Lyssą. Starała się unikać kontaktu wzrokowego z kimkolwiek, ale już zwłaszcza z lokalną ochroną. Potencjalna potyczka słowna z nimi mogłaby zakończyć się potyczką z KAŻDYM, co byłoby absolutnie niemożliwe do wygrania. Z drugiej strony jednak, gdyby do czegoś takiego doszło, panikujący tłum pewnie byłby dobrą osłoną do kolejnej ucieczki.

Ale wolała, by to nie miało miejsca. Już i tak za dużo rzeczy poszło gorzej niż przewidywała.
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Masyw Feniksa -> Tassrah] Nyx

31 sty 2022, o 22:31

[h3]tajny rzut mg[/h3]
50%
0

[h3]podróż[/h3]
1 - dotarcie do punktu zbornego bez przeszkód, 2 - ingerencja Mistrza Gry
Mila, Crassus, Kiru, Isha
1

[h3]tajny rzut mg[/h3]
Striker, 1-100
2
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Masyw Feniksa -> Tassrah] Nyx

31 sty 2022, o 23:37

Wyświetl wiadomość pozafabularną [h3]DRUŻYNA OWSIKA[/h3] Stacja była wypełniona po brzegi w pomieszczeniu, w którym się znaleźli. Sunąc pomiędzy innymi mieszkańcami, z łatwością mogli umykać wrogim spojrzeniom ochroniarzy. Im dalej brnęli w targ, tym intensywniejsze były odczuwane przez nich doznania. Zapach lokalnego jedzenia smażonego na miejscu, który skusił Račan. Szum pracujących systemów przy stacji roboczej oferującej naprawę przywiezionego, drobnego sprzętu. Gwar targujących się sprzedających, niechętnych do oddania choćby kredytu. Pomiędzy gorzkim śmiechem pijaków stojących przy metalowej spalarce, a płaczem ukrytych pod spódnicą ludzkiej kobiety małych dzieci, dostrzegali kolejne warstwy tego podłego miejsca.
Nyx była kalejdoskopem ludzkiego cierpienia. Umykające spojrzenia nieszczęśliwych ludzi zdradzały, komu mniej poszczęściło się na nowej ścieżce życia. W powietrzu unosiła się cierpka woń desperacji.
Wątłej budowy mężczyzna wcisnął Mili aromatyczne mięso na patyku, którego pochodzenia mogła się wyłącznie domyślać. Stojący obok batarianin, oparty o sąsiednie stoisko, prychnął pod nosem, kręcąc z politowaniem głową.
- Zjedz jedno, na zdrowie. Zjedz więcej i życzę ci powodzenia, bo sraka nie zna w kosmosie litości - rzucił z przestrogą, lecz na dźwięk jego słów, mężczyzna gwałtownie zaczął kręcić przecząco głową.
- N-nie... N-nie prawda. To mięso z naj-najlepszego źródła... - odrzucił, jąkając się. Jego oczy przeszkliły się, gdy sięgnął po w odruchu cofającą się rękę Mili, gdy chciała przemyśleć swój zakup. Ujął jej dłoń we własne, blade, o popękanej skórze i wcisnął jej patyk ze smakołykiem, spoglądając na nią błagalnie. - Dziesięć kredytów... No, dla pani nawet pięć. Pięć?
Targujący się o figurkę Curio dostrzegał desperację w oczach drugiego turianina. Jego płytki pancerza były szarawe, a gdy tylko mówił, z jego ust wydobywał się potworny zapach. Crassus wiedział dobrze, czego było to oznaką - jego pobratymiec nie odżywiał się zbyt dobrze. Jego dłonie drżały, gdy wyciągał ku niemu figurkę. Opakowanie było dość obite, ale nawet mimo tego Curio dobrze wiedział, że wartość kolekcjonerska przedmiotu była dość duża, a obiekt był wart co najmniej kilkaset kredytów.
- Trzydzieści kredytów. Niżej nie zejdę, przyjacielu - westchnął mężczyzna. - Mój syn obił pudełko, wiem to, ale... odkąd stacja się zamknęła, racje dekstro kosztują dziesięć razy tyle, co zwykłe. Ja sobie radzę... - kaszlnął lekko, zasłaniając usta. - Ale on zasługuje na porządny posiłek. Trzydzieści kredytów.
Przechadzając się straganami Kiru z początku straciła z oczu yahga, którego widziała wcześniej. Jej obecność budziła pewien przestrach wśród wielu osób, którzy cofali się na jej widok. Nikt nie usiłował się z nią targować, wciskano jej przedmioty w dłoń i z wahaniem pobierano kredyty za odpowiedni zakup. Nie znalazła plecaka, który pasowałby na jej oba ramiona, ale jeden uprzejmy batarianin zaoferował jej przedłużenie pasków z pomocą pasów do spodni i po kilku minutach skonstruował coś, co mogła założyć. Nie było to w pełni pojemne, ale mogła schować do środka fanty, jakie zamierzała jeszcze zakupić.
- Koniec spacerniaka, przedstawienie za trzydzieści minut. Ruchy! - krzyk za jej plecami zwrócił jej uwagę. Odwracając się, po raz pierwszy dostrzegła drugiego yahga, którego widziała wcześniej, z przodu. Jego twarz pokiereszowana była od uderzeń bicza, z daleka przypominając miazgę, z której spozierało na nią spojrzenie zmęczonych oczu. Trzymane z przodu ręce zakute były potężnymi, wzmocnionymi kajdanami, które były tak ciężkie, że nawet jego wielkie cielsko unosiło je z wyraźnym wysiłkiem. Zerknął na Kiru, lecz nie powiedział ani słowa. Dźgany tępym końcem omni-pałki przez popędzającego go turianina, ruszył przed siebie, przedzierając się przez tłum.
Isha odnalazła rybę na bardzo niepozornym stoisku. W miejscach, które reklamowały się misternymi napisami "SPRZEDAJEMY RYBY", wszystkie oferowane były smażone. Niektóre pływały wciąż w małych zbiornikach wodnych, ale były bardzo wychudzone, wyraźnie pozbawione właściwych warunków do rozwoju. Sprzedawcy oferowali je na miejscu, niektórzy wręcz oferowali też żywe - ale do konsumpcji. Inna asari podeszła do D'veve nagle, gdy ta odsunęła się od kolejnego stoiska z zawodem. Nieznajoma chwyciła ją za dłoń i uniosła ją w górę, z prośbą w oczach ciągnąc lekko w swoją stronę.
- Szukasz rybki, prawda? Mam taką dla ciebie, idealną - powiedziała dziwnie ściszonym głosem, prowadząc ją do swojego stoiska. Sprzedawała rozmaitości - głównie przedmioty codziennego użytku, kilka otwartych tubek kremów, żele lecznicze, narzędzia. Isha dostrzegła, że w kącie straganu na ziemi siedziała mała dziewczynka. Mogła mieć nie więcej, jak dziesięć lat. Bawiła się jakąś ludzką zabawką. - Proszę. Bardzo potrzebuję kredytów, niech pani weźmie - rzuciła błagalnie, wciskając kobiecie w dłoń małe akwarium. Miało wzmacniane ścianki i było kostką wypełnioną wodą. Na jej dnie leżała kolorowa, Thessiańska muszla, z której wysunął się łepek małej, złotej rybki.
Dziecko siedzące obok podniosło głowę i, dostrzegając rybkę, wykrzywiło twarz w grymasie smutku.
- Niech pani idzie, natychmiast, potrzebujemy kredytów, mała zrozumie - matka z bólem w oczach pchnęła lekko Ishę w kierunku tłumu, łapiąc płaczące dziecko, które rzuciło się za swoją rybką. Gdy D'veve odwróciła się, chcąc być może oddać zakup, lub porozmawiać z kobietą, spostrzegła na drodze ochroniarza zainteresowana krzykiem dziewczynki, który skutecznie odgrodził jej drogę powrotną.
Gdy Mila znajdowała się w połowie drogi na miejsce, inni ochroniarze stanęli na jej drodze. Batarianin i turianin, oboje odziani w różne od siebie, posklejane miejscami pancerze, odziani byli w płaszcze. Ich bronie były jednak na widoku - przypięty do kabur przy pasku.
- Co my tutaj mamy? - prychnął turianin, charakterystycznie opierając swoją dłoń o pasek, odsłaniając skryty pod płaszczem pistolet.
Przez krótką chwilę przyglądali się Mili. Batarianin rzucił z przekąsem komentarz o tym, jak ludzie wyglądali identycznie do siebie, z którym turianin się zgodził skinięciem głowy.
- Nie płaciłaś w tym tygodniu składki. Sto kredytów, co, zapomniałaś? - rzucił oprych, wyciągając ku niej dłoń z omni-kluczem i spoglądając na nią oczekująco. - Czy oszukujesz matkę Octavię? Tą, która daje ci dach nad głową, która daje ci wodę, żywność i leki?
W tym czasie, pozostała trójka dotarła do małego pomieszczenia technicznego, w którym czekała na nich Lyssa. Milczała, patrząc, jak przychodzą jeden po drugim. Dopiero po tym, gdy Isha dotarła jako ostatnia i po niej długo nic się nie działo, kobieta oderwała się od skrzyni, o którą stała oparta.
- Brakuje jednej. Poczekamy dziesięć minut, ale to by było na tyle. Musimy działać - mruknęła, uruchamiając swój omni-klucz i sprawdzając na nim zewnętrzną kamerę, którą udało jej się zhakować. Tłum przesuwał się leniwie korytarzem przed ich drzwiami i nikt nie wydawał się zainteresowany wejściem do środka. - Znalazłam Enzo. Jest gorzej niż myśleliśmy.
Sięgnęła po jeden z plików na swoim urządzeniu, przesyłając go do pozostałych. Był krótką notatką, która pojawiała się jako pierwsza po zalogowaniu do lokalnej sieci, do której dostęp mieli wyłącznie mieszkańcy - oraz, jak się okazało, Lyssa, która zdobyła go w jakiś sposób.
WYZNAWCY.
ENZO VILCHIS ZOSTAŁ UZNANY WINNEMU DZIAŁAŃ PRZECIWKO WIELEBNEJ MATCE OCTAVII. PRAWEM NYX I ŁASKĄ OCTAVII, ODBĘDZIE PRÓBĘ WALKI. NAGRODĄ WYGRANEJ BĘDZIE WOLNOŚĆ, CENĄ PRZEGRANEJ POZOSTANIE ŚMIERĆ.

ZA CZTERY GODZINY PRZESĄDZI O WŁASNYM LOSIE.

CHWAŁA MATCE OCTAVII.
[h3]DRUŻYNA EROTICA[/h3] Kobieta spoglądała na niego z mieszanką zdziwienia i podejrzliwości. Jej twarz była zmęczona zabiegiem, który musiał trwać solidne kilka godzin. Rękawiczki rzucone przez nią na ziemię spowite były w ciemnej krwi, której ślady z łatwością odnaleźć można było na jej uniformie. Podobnie jak ochroniarze, jej strój nie nosił odznaczeń, dzięki którym Karajev mógłby zidentyfikować jej cel na tej stacji. To, co robiła nim wszedł do stacji medycznej i jej przydział do tego miejsca sugerował, że była pracownikiem medycznym - najprawdopodobniej lekarzem, choć Nyx miała dość niskie standardy. Równie dobrze mogła być pielęgniarką z Cytadeli, która tutaj, z braku innej, lepszej osoby, musiała uczyć się na błędach.
Błędach, które kosztowały bardzo wiele.
Dostrzegł zawahanie w jej oczach. Rozejrzała się lekko, spoglądając w kierunku drzwi, zza których dobiegał ich jęk rannych. Zaklęła pod nosem, na swój sposób podejmując decyzję nim cokolwiek mu potwierdziła. Nie pokazywała po sobie, czy do końca wierzy w słowa Rosjanina, ale najwyraźniej samo wahanie wystarczyło, by musiała zareagować. Jeśli w istocie byli ochroniarzami i doprowadziłaby do śmierci jednego z nich, jednego z uzbrojonych ludzi Octavii, przez swój brak wiary, reperkusje, które mogły ją spotkać, musiały być potworne.
- Dawaj go tutaj - mruknęła, chwytając ciężkie cielsko batarianina i siłą swoich mięśni zrzuciła denata z hukiem na ziemię.
Nyx nie była również wzorcem standardów sanitarnych.
Gdy Karajev odłożył na stół operacyjny Strikera, od razu sięgnęła po nową parę rękawiczek.
- Zdejmij jego napierśnik - poleciła, dezynfekując narzędzia, których używała wcześniej. Z szafki wydobyła strzykawkę, którą wypełniła nieznaną żołnierzowi substancją. Nawet, jeśli miał jakieś obiekcje, kazała mu się odsunąć, łaskawie pozwalając zostać w ambulatorium, ale nie chcąc, by przeszkadzał jej w pracy.
Operacja była stosunkowo krótka. Stan mężczyzny wydawał się cięższy niż się wydawało. Nawet, gdy ona sama nie wydawała się przekonana dostrzegając białą cerę Charlesa przypominającego ducha, uważnie studiując jego obrażenia mruknęła coś pod nosem.
- Stracił dużo krwi, ale organy ma całe - mruknęła mało elokwentnie w stronę drugiego żołnierza, najwyraźniej nie uważając, by pełnia informacji i jej diagnozy była mu do szczęścia potrzebna. - Twój kolega ma szczęście. Omni-ostrza wypalają dziury, które robią jednocześnie. Krwotok wewnętrzny mamy z głowy.
Urządzenie podpięte do stołu operacyjnego podawało jej informacje o grupie krwi i ogólnym stanie Strikera, który, choć słaby, szybko się ustabilizował. Z wnętrza lodówki, którą trzymała obok, wyjęła zgrabny woreczek z szkarłatną zawartością, który podpięła do jego kroplówki.
- To pobudzi produkcję czerwonych krwinek - mruknęła, napotykając jego nieufny wzrok i potencjalną chęć oddania mu własnej krwi. - Nyx jest zacofane, ale nie aż tak. Niczego od ciebie nie potrzebuję.
Minęło niemal pół godziny względnego milczenia pomiędzy dwójką, w czasie trwania którego kobieta głównie krzątała się po pomieszczeniu, sprzątając. W pewnym momencie poprosiła Karajeva o przeniesienie ciężkiego ciała batarianina w róg pokoju. Po tym, wreszcie dostrzegli skutek jej leczenia. Wypełniony ostrą mieszanką leków, podpięty do kroplówki żołnierz z wolna odzyskiwał świadomość, co od razu potwierdziła przypięta do niego aparatura.

Treść ukryta przez Mistrza Gry. Gdy oboje mocowali się z batariańskim ciałem, kobieta przysunęła się bliżej Karajeva, zyskując sposobność do przekazania mu informacji i krótkiej wymiany zdań.
- Wytyczne uległy zmianie. Vilchis musi zostać wyeliminowany - mruknęła, zbierając część pancerza, która odpadła od ciała denata i przyglądając jej się ze zmarszczonymi brwiami. - Szukał na Nyx azylu w zamian za witalne informacje o jednej z naszych operacji. Na szczęście wyznawcy Octavii są popierdoleni, a on nie ma za grosz znajomości o tym, w jaki sposób to miejsce działa. Octavia myśli, że przyszedł rządzić jej miejscem i skazała go na próbę.
Kobieta podniosła się, odrzucając część pancerza na blat obok. Stała tyłem do kamery i choć ta nie była w stanie wychwycić ich rozmowy, na wszelki wypadek i tak starała się nie nawiązywać kontaktu z Karajevem w zbyt oczywisty sposób.
- Próba to walka na śmierć i życie. Octavia wystawia swojego championa, Vilchis ma prawo do własnego, ale wątpię, by ktokolwiek chciał mu pomóc. Jeśli zginie, dobrze. Po naszej misji. Ale jeśli przeżyje, dostanie możliwość audiencji i sprzeda wszystko, co może - dodała, wracając do stołu, na którym budził się Striker.
- Obity, ale nic ci nie będzie - rzuciła wprost do Charlesa, gdy ten otworzył już oczy. - Twoje narządy są w porządku. Dostaniesz w cholerę leków, by nadgonić utratę krwi, ale cieszmy się, że medycyna dwudziestego drugiego wieku dotarła do Nyx.
Wyświetl uwagę Mistrza Gry
Mila Račan
Awatar użytkownika
Posty: 282
Rejestracja: 1 cze 2021, o 10:48
Miano: Mila Račan
Wiek: 33
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemniczka
Lokalizacja: Horyzont
Status: Cud że jeszcze żyje
Kredyty: 5.895
Medals:

Re: [Masyw Feniksa -> Tassrah] Nyx

1 lut 2022, o 00:48

W tłumie było łatwo zaszyć się. Dziesiątki, jeśli nie setki ludzi i inne rasy pozwalały na wtopienie się, niewyróżnianie, chociaż z tym drugim z czasem nie było tak łatwo, jak zdążyła zauważyć Mila.

Wkręcając się między stoiska, zaczęła przeciskać się między kolejnymi wychudzonymi istotami o twarzach wyrażających kompletną biedę. Czuła się tam... zbyt wyróżniająco, ze swoim dopasowanym pancerzem, zadbaną twarzą i chyba najwyraźniej wszystkimi witaminami w organizmie na swoim miejscu. Dlatego jak najszybciej podeszła do stoiska, przy którym ktoś sprzedawał ubrania. Po krótkiej chwili napiętej kontemplacji zapłaciła za ponczo mogące przykryć jej karabin, co natychmiast też zrobiła – przerzuciła przez głowę śmierdzący kawałek materiału, okrywając górną połowę jej korpusu. Nie było to idealne rozwiązanie, ale chwilowo musiało pomóc. Przynajmniej z tanią szmatą na sobie wyglądała bardziej tutejszo.

Przeciskała się tym razem wolniej między straganami, przeglądając czasami wystawione rzeczy, dotykając i odganiając się od sprzedawców będących chyba bardzo zdesperowanymi, by coś od nich kupiła. Za każdym razem wzdrygała się, czując jeszcze większą alienację; była najwyraźniej chodzącym workiem złota wśród pływającego szamba. To nawet nie był wschodnioeuropejski rynek. To była dziura, w której musieli kryć się najbardziej zdesperowani, skoro zgadzali się na takie warunki.

Na jednym ze stoisk poczuła zapach mięsa, może niezbyt apetyczny, ale mogła dla niepoznaki kupić jakiegoś szaszłyka. Sięgając już po przysmak, usłyszała gdzieś po swojej prawej batarianina zniechęcającego do konsumpcji. Spojrzała na niego przez sekundę, niemal automatycznie cofając dłoń. Żołądek miała ze stali, ale faktycznie tutejsza atmosfera nie nastawiała na to, że nic w środku jej się nie uszkodzi. Dlatego też z tym większym zaskoczeniem spojrzała na sprzedawcę, który dosłownie w desperacji zaczął ją namawiać na kupno tego kawałka wyrobu mięsnopodobnego.

Nieco zbyt zaskoczona spojrzała na niego i na jego dłonie, które wciskały jej to coś. Z wyraźnym wahaniem przyjęła pożywienie, spoglądając kątem oka na batarianina i marszcząc nieco czoło. — Może być... i dziesięć kredytów — nie wiedziała, czy właśnie nie popełniła błędu, być może wyrastając aktualnie na bogaczkę, którą stać na jakieś streetfoody, ale zwyczajnie zrobiło jej się żal tego sprzedawcy, dla którego nawet te pięć kredytów musiało być jakimś wyznacznikiem przeżycia kolejnego dnia. Coś ją ucisnęło w brzuchu, gdy odchodziła i nie było to mięso, które za chwilę wypluła, a resztę odłożyła gdzieś na jakieś stoisko. Ze dwa razy jeszcze obejrzała się, niepewna sytuacji tutaj. Jeśli była tutaj taka bieda, to dlaczego zamknęli stację?

Nie czując się komfortowo, przeciskała się nieco szybciej między kolejnymi istotami, co być może nawet spowodowało zwrócenie na siebie uwagi, kto wie. Tak czy siak nawet nie zauważyła, jak znikąd wyrośli przed nią ochroniarze, co można było łatwo poznać po widocznych pistoletach. Przystanęła gwałtownie, czując napięcie w mięśniach spowodowane stresem. Przyjrzała im się pobieżnie, starając się przy tym nie wykrzywić zbytnio w złości, gdy rzucili coś o takim samym wyglądzie ludzi. No tak, bo batariańskie mordy nie wyglądały tak samo. U nich nawet kobiet nie można było od facetów odróżnić. Zdusiła jednak w sobie podobny komentarz, słuchając, co od niej chcą.

To nie byli ochroniarze. A raczej... byli zapewne formalnie, skoro mogli nosić przy sobie broń, ale nie różnili się niczym innym od cwaniaków na Omedze próbujących wymuszać haracz od nowicjuszy szukających pierwszej pracy w szemranym zawodzie. Była niemal pewna, że szukali jakiegoś kozła ofiarnego, który wyglądał mniej biednie od reszty, aby tylko wymusić dodatkową kasę na tani alkohol. Była też pewna, że nie pierwszy raz to zrobili i nie pierwszy raz rzucili wymówką o Matce Octavii. To coś brzmiało jak wymuszenie poczucia winy.

Na jej twarzy zagościła niepewna mina. Rozglądnęła się na boki, próbując siebie powstrzymać przed wyciągnięciem omni-ostrza i rzuceniem się na tę dwójkę paskudnych gnojków. Za duży tłum, za dużo uwagi, która by się na niej skupiła. Miała dotrzeć do miejsca zbiórki, a nie wszczynać burdę. Musiała improwizować i wyglądać zbyt butnie. Co na standardy Mili było cholernie ciężkim zadaniem.

Ja... to są moje ostatnie pieniądze — wydukała, czując pot spływający po jej skroni. Spojrzała na wysuniętą rękę z omni-kluczem. Przełknęła ślinę, starając się wyglądać na zaszczutą. — Prze-przepraszam. Powinnam być bardziej wdzięczna.

Wysunęła własny omni-klucz, przesyłając sto kredytów ochroniarzowi, w myślach życząc mu, aby udławił się tym najtańszym bimbrem i licząc jednocześnie, że dadzą jej spokój, aby mogła spokojnie, w pełnym stresie przejść do pokoju, gdzie zapewne czekała na nią reszta.
ObrazekObrazek
Isha D'veve
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 286
Rejestracja: 17 paź 2021, o 17:53
Miano: Isha D'veve
Wiek: 109
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Najemniczka
Lokalizacja: Tajemna Placówka Cerberusa
Status: Uwięziona przez Cerberusa
Kredyty: 40.900
Medals:

Re: [Masyw Feniksa -> Tassrah] Nyx

1 lut 2022, o 02:07

Infitratorska Isha przechadzała się po targu, w końcu docierając też i do jednego ze swoich pobocznych celów jakim było targowisko sprzedające ryby. Już myślała nad kupieniem jednej żywej do konsumpcji, ale została zaczepiona przez swoją rasową siostrę, która zaciągnęła ją (bez większego oporu) do swojego własnego stoiska. Poszła z nią szybkim krokiem, w końcu otrzymując ofertę. Kredyty za słodką, malutką złotą rybkę. Jakaż ona była urocza!

Ale nie było nic za darmo. Oczywiście nie chodziło tu o cenę pieniężną, ta dla Ishy względnie nie grała roli (była w końcu, w porównaniu do tutejszych biedaków, bogata). Chodziło o cenę moralną. Widziała tam dziecko, do którego rybka definitywnie należała. Młoda Asari. Ajć. O tyle o ile D'veve była serio nienajgorsza w tłumieniu moralności, czy po prostu tego typu smutków, tak obraz ten nieco ją dotknął. Może nie na tyle by miała się rozklejać, czy oddawać akwarium, czy odmawiać kupna, ale na tyle, by najzwyczajniej w świecie im współczuć. Nawet jeśli był to jakiś akt, może nawet wyćwiczony setki razy (widziała bowiem różne gówno na Omedze), tak nieco na nią zadziałał.
- Uhhh, słuchaj.- cicho mruknęła.- Płacę podwójnie. Na coś dla małej.- chyba właśnie fakt dziecka uderzył ją najbardziej. Nie była jakoś bardzo dobra, jeśli chodziło o dzieciaki, ale miała małe marzenie, by być dobrą matką i niezbyt chciała być bezpośrednim źródłem płaczu tej tu małej. Isha potrafiła być naprawdę sporą kanalią jeśli chodziło o traktowanie innych, ale głównie jej "ofiarami" bywały osoby zanurzone w gangsterskim klimacie, czy też po prostu osoby je równe, a nie cywile. I to jeszcze dzieciaci cywile. Czy nawet dzieci. Dlatego było jej faktycznie głupio i zapłaciła podwójną cenę. W sumie jak była dzieckiem to nigdy nie miała tego typu problemów. Jej nigdy nie brakowało pieniędzy, nie musiała dokonywać tego typu poświęceń. Przez chwilę była wdzięczna swoim matkom, a potem przypomniało jej się, że i tak były dla niej okropne.

Rybę jednak zachowała. Nie myślała nawet nad tym, by ją oddać. Ta lekko wychyliła się z muszli, jakby zerkając do kogo teraz należy, gdzie idzie, i czemu jej właścicielka Asari ma teraz jakąś inną twarz i w ogóle jest jakaś taka starsza.
Isha lekko stuknęła o akwarium. Już kochała tę rybę. Nazwie ją...

...jeszcze nie wiedziała jak. Zresztą, póki co jej ksywką była PRZYKRYWKA, bo po to istniała.

Weszła do pomieszczenia technicznego jako ostatnia.
- Sorki za spóźnie...oh, diagnozuję to pomieszczenie stanowczym brakiem Mili.- zerknęła po wszystkich, by upewnić, że faktycznie jest tu jakoś za mało ludzi...było ich całe zero. Głośno odetchnęła i lekko oparła się o pierwszą lepszą skrzynię, czy inną ścianę, wysłuchując tego, co Lyssa miała do powiedzenia.- Kurwa mać, jak ja uwieeelbiam gdy wszystko idzie się jebać. Mamy dużego farta. Em, dobra, spoko, nie z takich opresji wychodziłam.- zaczęła głośno się zastanawiać, lekko tupiąc nogą. Wyciągnęła gumę do żucia z paczki i szybko ją pochłonęła. Praca języka i zębów ułatwiała jej pracę mózgu.- Wiemy gdzie jest przetrzymywany? Może dałoby się zrobić jakiś, hm, atak z zaskoczenia? Szybko wparować, wyciągnąć go, najlepiej zwiać? Oczywiście wiem, że teraz może być ciężko, bo brakuje nam, em, trójki personelu, ale zakładając, że byśmy ich odzyskali, byłoby to możliwe?- zapytała raczej rzeczowo, ale nadal podtrzymując swój styl wypowiedzi.- Ewentualnie jeśli nie możemy tego zrobić, to może da się jakoś zsabotować ten cały sąd? W sensie, sąd przez walkę. Wiecie, jakoś ułatwić mu sprawę, zaatakować wtedy, cokolwiek? Cztery godziny to potencjalnie dużo czasu by przygotować zasadzkę.- dodała po chwili namysłu, choć ewidentnie wolała pierwszą opcję. Była na swój sposób prostsza, przynajmniej potencjalnie. Łatwiej byłoby rozdawać karty w tym wypadku, a nie w tym drugim. Nie byłoby łatwo, ale łatwiej.



Odłożyła rybę na jakąś niewielką skrzynię, stolik, czy cokolwiek innego. Niech tu siedzi. Będzie bezpieczna.
- Jeśli przeżyjesz, będziesz mój.- stuknęła znowu palcem o akwarium.- Selekcja naturalna. Będziesz silny, zostaniesz ze mną. Skax cię pokocha, uwielbia ryby.- rzuciła cicho do stworzonka, po czym wróciła oczami do grupy.- Swoją drogą, wiemy już dlaczego dzieje się tu to, co się dzieje? W sensie, czemu stacja jest zamknięta, procedury są jakieś skrajnie posrane i tak dalej?- zapytała może nie tyle co z jakimś gniewem, co irytacją. Wiele istot cierpiało przez tę blokadę, musiała wiedzieć czemu. Czy to paranoja Octavii, czy to jakiś realny powód? Co spowodowało, że jest tu gorzej niż (zapewne) było?
Kiru Heidr Varah
Awatar użytkownika
Posty: 665
Rejestracja: 3 cze 2013, o 22:04
Miano: Kiru Heidr Varah
Wiek: 100
Klasa: Szpieg
Rasa: Yahg
Zawód: Przemytnik
Lokalizacja: Cytadela
Status: ex-Krwawa Horda, jako Urdnot Kubera poszukiwana przez organizacje zwalczające przemyt
Kredyty: 48.138
Medals:

Re: [Masyw Feniksa -> Tassrah] Nyx

2 lut 2022, o 00:57

Wydawanie kredytów na śmieci, które przy najbliższej okazji wylądują w zsypie na odpady, było niemal bolesne, ale utrzymanie przykrywki wymagało poświęceń. Przynajmniej improwizowany plecak wyglądał wystarczająco nieporządnie by nie kłuć w oczy ochrony. Na ze stojących bardziej na uboczu straganów dokupiła jeszcze litrową butelkę tutejszego bimbru. Alkohol miał wiele zastosowań a ostatecznie można nim było kogoś przekupić. Nie żeby Kiru miała brać na siebie takie negocjacje, na szczęście w ich grupie były bardziej nadające się do tego osoby. W najgorszym wypadku będzie się czego napić po robocie by uczcić powodzenie tej jakże wspaniale rozpoczętej misji.
Przez chwilę zastanawiała się czy nie poszukać na straganach omniżelu, ale po zastanowieniu porzuciła ten pomysł. Jeśli ochrona faktycznie podejrzewała, że napastnicy nie wylecieli w próżnię taki zakup mógł wyglądać podejrzanie. Zresztą trzymający się na słowo honoru pancerz tylko dodawał wiarygodności wśród tutejszych obdartusów. Jeśli zaś chodziło o żel, to niewykluczone że uda się coś znaleźć gdy znowu znajdą się w plątaninie korytarzy stacji.
Zagłębiając się między stragany Kiru szybko dostrzegła, że stacja powoli zaczyna borykać się z brakami, będącymi konsekwencją zamknięcia stacji. Na razie to jakoś funkcjonowało, ale o ile Nyx nie miało własnego zaplecza do produkcji żywności ten cały pierdolnik wkrótce trafi szlag. To jak szybko to się stanie zależało tylko od tego ile zapasów zgromadziły na czarną godzinę władze stacji i mieszkań, oraz jak bardzo będą chętni by się nimi dzielić gdy sytuacja się pogorszy. Potem będą kradzieże, może kanibalizm a na koniec rozruchy na pełną skalę. Na szczęście przy odrobinie szczęścia ich drużyny marzeń, i tego turianina rzecz jasna, wtedy już dawno tutaj nie będzie.
Przez chwilę jej myśli powędrowały do człowieka, który zabrał rannego towarzysza do sekcji medycznej i tego jak łatwo mogli zostać złapani. Nie żeby łączyło ją z nimi coś poza bytnością w tej samej drużynie podczas tej jednej roboty, ale gdyby wydało się że są z poza stacji mogliby wsypać pozostałych na torturach. Niestety musieli być przygotowani na każdą możliwość.
Na szczęście jej rasa i postura skutecznie odstraszały co bardziej namolnych handlarzy i żebraków. Mogłaby się oczywiście od nich opędzać, ale to tylko przyciągałoby niepotrzebną uwagę.

Dostrzegłszy po raz pierwszy stan swojego pobratymca Kiru zastygła w otaczającym ją tłumie niezdolna do ruszenia się z miejsca. Przyglądając się jego pokiereszowanej twarzy i skutym rękom nie mogła przestać myśleć jakie miała szczęście.
Jak wyglądałoby teraz jej życie gdyby nie udało jej się zdobyć pierwszych zleceń i natrafić na werbowników Krwawej Hordy, którzy zainteresowali się nią na tyle by zaproponować jej dołączenie do organizacji?
Gdyby nie to szczęście mogła trafić w podobne miejsce lub jeszcze gorzej; do jednej z kolonii niewolniczych batarian lub nawet stół sekcyjny jakiegoś zwariowanego naukowca. Jej życie w galaktyce nie było co prawda usłane różami, ale przynajmniej jakieś miała. Jej popędzany przez strażników pobratymiec najwyraźniej nie miał tyle szczęścia.
Niestety wszelka próba pomocy była wykluczona, gdyż nieuchronnie doprowadziła by do starcia najpierw z tymi tutaj a potem całą resztą ochrony, a wtedy cała misja poszłaby miłować się wzajemnie.
Nieco zdziwiło ją, że eskorta przegapiła tak dobrą okazję do zgarnięcia "świeżego" yahga. Może byli tak zaabsorbowani swoją ofiarą, że jej nie zauważyli. Albo wyczuli emanującą z niej niemal namacalną groźbę wsadzenia tego kija prosto w dupę, pierwszemu który za bardzo się zbliży.
Gdy pochód zniknął jej z oczu Kiru ponownie ruszyła na miejsce spotkania z gracją lodołamacza.

Radosne wieści przekazane im przez Lyssę w ogóle jej nie zaskoczyły. W tej robocie od samego początku zdążyło się zjebać tyle rzeczy, że bardziej by ją zaskoczyło gdyby okazało się że turianin mieszka zaraz za ścianą i wystarczy go dyskretnie zgarnąć.
- Ten cały Enzo coś potrafi? Czy jeśli nie zdążymy go odbić przed próbą walki, to ma szansę ją przejść?- dopytała, uzupełniając wypowiedź Ishy, która już zdążyła zadać najważniejsze pytania.
Z ich punku widzenia takie rozwiązanie byłoby najwygodniejsze; rozsiąść się na widowni i po walce zgarnąć cel gdzieś w korytarzach. Pytanie tylko czy faktycznie była to próba walki czy zakamuflowana egzekucja. Ale to pytanie należało raczej zadać osławionej matce Octavii, czy faktycznie chodzi o sprawiedliwość czy urządzenie krwawego widowiska ku uciesze gawiedzi. Ludzie mieli chyba nawet na to jakieś powiedzenie, którego nie mogła sobie przypomnieć. Chyba panem coś tam coś tam. - I czy da się ściągnąć z tej sieci jakieś plany?
Brak planów stawał się coraz bardziej palącym problemem. Ciężko sobie wyobrazić by mieli zaplanować i przeprowadzić skuteczną akcję odbicia turianina biegając na ślepo po całej asteroidzie.
- A tak w ogóle to napisali gdzieś co nawywijał? - zapytała. Najprawdopodobniej nie miało to znaczenia dla ich zadania, ale co zrobić jak ciekawość zżera? Ci wszyscy przywódcy najprzeróżniejszych sekt byli tak popierdoleniu, że nie zdziwiłoby jej absolutnie gdyby śmiercią karano tu posłodzenie kawy dwoma łyżeczkami zamiast jednej.
ObrazekObrazek Wyświetl wiadomość pozafabularną
Viktor Karajev
Awatar użytkownika
Posty: 228
Rejestracja: 15 maja 2021, o 23:08
Miano: Viktor Karajev
Wiek: 32
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Operator C2
Lokalizacja: Ziemia
Kredyty: 25.015
Medals:

Re: [Masyw Feniksa -> Tassrah] Nyx

2 lut 2022, o 21:09

Był w nim moment wahania, niepewności, ledwo uchwytny tik, nim płynnie wszedł w rolę. Napięcie trzymało go na nogach, determinacja, by ratować Strikera sprawiała, że gdyby miał błagać ją na kolanach, zrobiłby to bez wahania. Nie czynił tego tylko dlatego, że nie była to efektywna strategia. Na szczęście dopiął swego. Zgodziła się mu pomóc.
Gdy podszedł bliżej, by pomóc jej oczyścić stół, ujrzał na jej twarzy ślady zmęczenia, pewien cień zobojętnienia jaki doskonale znał. Nie żałował swojej decyzji, posunąłby się w swych naciskach nawet dalej... dużo dalej. Żałował tylko, że przymus dopadł ich w takich okolicznościach.
Z jego pomocą ciało batarianina nie stanowiło wielkiej przeszkody. Pchnęli razem, trup z łoskotem osunął się na podłogę. Viktor poczuł ukłucie winy, lecz nie mógł przecież postąpić inaczej. W duchu mówił sobie, że to wyższa konieczność, lecz to nie pomagało. Nadal czuł się paskudnie.
Usłuchał jej polecenia, odpinają elementy ekwipunku mogące przeszkadzać w czynnościach medycznych. Stan Charlesa był na szczęście stabilny, więc mógł robić to bez uszkadzania sprzętu i opancerzenia, który jakże był im potrzebny potem. Kątem oka łowił przygotowania lekarki do zabiegu, jak dezynfekuje narzędzia, przygotowuje jakieś nieznane mu roztwory i iniekcje.
Gdy zabezpieczył sprzęt, stanął przy stole, nie wiedząc co dalej czynić. Krótkim, zdecydowanym poleceniem lekarka wygoniła go z pola operacyjnego tak oficerskim tonem, że sierżant zaraz niemal odskoczył w bok długim krokiem. Prawdę powiedziawszy rozpoznawał autorytet medyka w tym miejscu i zamierzał całkowicie podporządkować się jej poleceniom w zakresie medycyny, choć jeszcze przed chwilą rozważał przymuszenie jej do pomocy przy użycia broni.
Widząc, że nie jest teraz potrzebny, odsunął się pod ścianę i zdjął wreszcie hełm. Usiadł ciężko, powoli osuwając się na podłogę. Przez jakiś czas przyglądał się, jak kobieta krząta się przy pacjencie, wygłaszając ogólne uwagi i pobierając potrzebne jej medykamenty i sprzęt. Zmęczenie i rana jednak dawały mu się coraz mocniej we znaki, a organizm poznał, że cel został spełniony i mógł pozwolić sobie na wyłączenie stanu wzbudzenia. Czując jak układ przywspółczulny zyskuje przewagę nad adrenergicznym zwrócił się do lekarki.
- Jak z nim skończysz, to przydałoby mi się trochę medi-żeli- stęknął w połowie zdania, czując pulsujący ból w ranie- Na razie sobie... odpocznę...
Wzbierająca w nim słabość była ciężkim przeciwnikiem. Przez kolejne minuty czuł, jak głowa mu opada, pragnął jednak zachować przytomność. Nie udało mu się to.
Ocknął się kilka minut później, na stwierdzenie, że zabieg zakończył się sukcesem.
- Hmpf, co? Hmm.... A. Tak.- mruknął półprzytomnie, naprędce łapiąc kontakt z rzeczywistością- Dziękuję.
Uśmiechnął się słabo, lecz szybko spoważniał. Wstał ostrożnie, syknął tylko lekko. Przytaknął, gdy wskazała mu ciało batarianina. Podszedł powoli, szurając nieco nogami. Popatrzył nieco zmęczonym wzrokiem na martwe, szkliste oczy obcego. Nie czuł już żalu, wyrzutów sumienia, niczego. Jedynie zmęczenie.
Podjął go pod pachami, szurając nogami po posadzce kliniki. Zaciągnął ciało pod ścianę, opierając trupa o nią plecami. Klepnął go nawet poufale po ramieniu, delikatnie. Wyprostował się powoli, jak stary dziad, któremu w kościach łupie. Prawdę powiedziawszy, zapragnął przez chwilę znaleźć się na emeryturze w jakimś ładnym miejscu, z jakąś ładną twarzyczką u boku.
- Wybacz doktor...- mruknął flegmatycznie- Mogłabyś zaaplikować mi żel na ranę? Ty masz nieskażone ręce, ja tykałem się trupów...
Zawiesił nieco głos w pytającym tonie. Tak, mógłby sobie sam poradzić. Tylko po co.
Z ulgą zauważył, że dotychczas nieruchomy Striker wreszcie dał oznaki życia.
- Żyjesz!- rzucił, podchodząc do leżącego.

Treść ukryta przez Mistrza Gry. Z jego pomocą ciało batarianina nie stanowiło wielkiej przeszkody. Pchnęli razem, trup z łoskotem osunął się na podłogę. Viktor poczuł ukłucie winy, lecz nie mógł przecież postąpić inaczej. W duchu mówił sobie, że to wyższa konieczność, lecz to nie pomagało. Nadal czuł się paskudnie.
- Zrozumiano- rzucił krótko, gdy byli blisko siebie- Jestem tylko zaskoczony, jak do tej odizolowanej stacji dotarły nowe rozkazy, po naszym wylocie, ale zanimdotarliśmy.

***
- Wybacz doktor...- mruknął flegmatycznie- Mogłabyś zaaplikować mi żel na ranę? Ty masz nieskażone ręce, ja tykałem się trupów...
Zawiesił nieco głos w pytającym tonie. Tak, mógłby sobie sam poradzić. Tylko po co. Zwłaszcza, że była to okazja, by zamienić kilka słów.
- Nie nie możemy ruszyć od razu- rzucił cicho, dając się opatrzeć. Bliskość przy zabiegach medycznych dawała pewien komfort konspiracji- Charlie nie stanie teraz na nogi, a i mnie przydałaby się chwila. Niemniej potrzebujemy planu. Wiesz, gdzie może być przesyłka? Dobrze znasz stację?
Tu uczynił krótką pauzę, po czym odezwał się ponownie.
- Potrzebujesz ewakuacji?

***
Z ulgą zauważył, że dotychczas nieruchomy Striker wreszcie dał oznaki życia.
- Żyjesz!- rzucił, podchodząc do leżącego, po czym dodał ciszej, już przy nim- Zmiany parametrów misji. Cel należy zlikwidować. Sit rep jest taki, że za hangarem rozdzieliliśmy się z resztą oddziału. Mamy cztery godziny do czasu, aż nasz cel stanie na arenie prób. Takie jakby ordalia.
ObrazekObrazek
Muza
Mood
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1371
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: [Masyw Feniksa -> Tassrah] Nyx

3 lut 2022, o 04:12

Do jego uszu docierał niepokojący dźwięk. Coś czego nie chcial slyszec, ani teraz ani nigdy w całym swoim życiu. Dudnienie szybkich kroków było coraz bliższe. Mimo lat doświadczenia jego ręce lekko zaczęły drżeć w momencie sięgania po nowy pochłaniacz ciepła. Nawet nie zdążył spojrzeć zza skrzyni, kiedy obok niego pojawiła się szeroka sylwetka Kroganina.
Nawet przestał przeładowywać. Wiedział już co nadejdzie i ku własnemu zdziwieniu był na to wyjątkowo gotowy. Jego ciało próbowało z przyzwyczajenia sie bronic ale nie mialo to sensu. Nie czuł bólu, czuł tylko jak ciepło rozchodzi się po jego ciele. Cokolwiek by zrobił i tak juz bylo za pozno na dalsza walke.

Moment rzutu juz byl dla niego trochę rozmazany. Jedyne o czym myślał to o tym jak brakuje mu stymulantów, które były swego czasu bardzo wazna czescia jego życia. Na pewno mógłby zdziałać więcej ale co z tego? Nawet nie miał czasu myśleć nad tym dłużej bo jego glowa z ogromna sila uderzyła w skrzynie. Odcięło go wręcz natychmiast.

***

Pierwsze co go przebudziło to niesamowity ból głowy. Kolejny raz udało się mu przeżyć. Kolejny raz ktoś wyrwał go ze słodkich objęć śmierci. Nie przyniosło mu tak jednak radości jakiej większość ludzi pewnie oczekiwała od kogokolwiek w jego stanie. Zbyt wiele już razy budził się w takim stanie by odczuwać z tego powodu jakiekolwiek pozytywne emocje. Zawsze chciał by jego trud się skończył i mógł w końcu odpocząć. Niestety nie tym razem.

Z ogromna sila próbował otworzyć oczy. Miał ogromny światłowstręt, nie mowiac juz o ciągłym pisku w uszach. Myślenie przynosiło mu ogromny ból. Jego oczy przesunęły się bardzo powoli i z wielkim bólem. Staral sie ogarnac to gdzie tym razem wylądował. Przez pisk przebijał się szum działającego wokół niego sprzętu medycznego. Jakieś rozmowy. Karajev? Chyba tak. Drugi głos nie był mu znany. Damski. Pewnie lekarz. Kolejne dźwięki odkładanych metalowych narzędzi. Każdy z tych odgłosów wbijał się w jego mózg niczym skalpel. Powoli zaczęło do niego docierać, że tego bólu nie zabiera leki przeciwbólowe. Potrzebował swoich lęków i to natychmiast. Moglby to olać i dostać epizodu psychotycznego. Co oczywiscie skonczyloby sie wymarzona śmiercią. Niestety wbity behawioralnie do jego głowy koncept przetrwania był silniejszy niż jego chęć do skończenia tego wszystkiego.

Starał się obrócić na bok. Tak jak go uczyli na nie jednej rehabilitacji. Przy takich ranach musiał odciazac najlepiej jak sie dalo. Mial szczescie, ze kroili też tutaj krogan więc stol znacznie większy niż w jakimkolwiek ludzkim szpitalu. Używając ciężaru nog mogl podnies tlowie w jednym wyuczonym ruchu przenoszac sie do pozycji siedzącej. Co oczywiście zakończyło się bardzo silnym helikopterem. Musiał się uziemić i to prędko.

Usłyszał okrzyk radości ze strony Viktora. Nie miał siły nawet nic odpowiedzieć czy się odwrócić. Lewa dłoń mocno dociskała miejsce długiej blizny na jego głowie.
-Nie teraz. - Rzucił szarpliwym głosem do mężczyzny. By po chwili go odepchnąć czyms co mozna bylo nazwac raczej delikatnym przesunięciem. Jego rękawica wbijała się w jego skórę. Niewielka strużka krwi zaczęła wypływać gdzieś spomiędzy jego włosów. Złapał wolna ręka za stojak do kroplówki, który chyba chciał użyć jako pomoc w poruszaniu się. Powstanie z miejsca wyglądało jak bardzo nieudane wodowanie potężnego statku na zachwianym wodach. Upadł na jedno kolano, a palce lewej dłoni jeszcze mocniej wbiły się w jego głowę. Zbieralo mu sie na wymioty i tylko sila woli powstrzymywala go przed tym. Wiedział, że wtedy już pewnie sie rozlozy na podłodze. W końcu bez niczyjej pomocy wstał zabierając ze soba swoja metalowa pomoc. Ruszył w kierunku swojego napierśnika. Jedna reka zaczal przeszukiwac kieszonki az wyciagnal niewielkie opakowanie wypełnione tabletkami. Otworzył zębami pokrywkę, a potem wziął dwie tabletki do otwartych ust. Z wielkim trudem udało mu się je połknąć. Kolejny jego cel pojawił się w strefie widzenia. Kran.

Potrzebował wody. Dużo wody. Nie wiedział dlaczego, ale podpowiada to jego organizm. Ruszył w jego stronę. Z każdym krokiem widać było, że idzie mu coraz lepiej. To nie jego ciało było problemem. To już mogli latwo wywnioskowac. Gdy w końcu mu się udało dotrzeć pochylił się by łapczywie pić wodę, a potem zanurzyć cala swoja glowe pod strumieniem. Jego lewa reka zaczela lekko odpuszczać by w końcu wylądować na zlewie wspomagając reszte ciala w tej pozycji. W końcu się wyprostował a woda zaczęła mu ściekać po twarzy. Sięgnął po papierowe ręczniki by sie wytrzec. Wziął kilka dodatkowych by przyłożyć je świeżych ran na głowie.

- Przepraszam za ten wystep. - Spojrzał na Viktora. Po przyjęciu leków cos w jego oczach jakby umarło. Jednak gdzieś tam w tle wciąż pojawila sie jakas wieksza inteligencja. Do tego widać było, że mówienie sprawia mu ból. Jakby nie patrzeć niedawno co go zaszyli. Oczywiście medycyna poszła do przodu i pewnie z takiej rany nie będzie się długo zbierać, ale jak zawsze jego szczęście nie sprawiło że szwy się rozerwały.

- Daj mi chwile zaraz bede gotowy do pracy. - Podszedł do mężczyzny ciagnac za soba kroplówkę. Oparł się na jego ramieniu. - Ty chyba jednak masz jakiś ten fetysz do lekarzy, nie? - Lekko parsknął śmiechem po czym zakaszlał głośno.
- A wlasnie. Fajki. Musze zapalic. - Pochyla się nad Viktorem. Mówienie dalej było problem wiec powiedzial to już znacznie cichszym głosem.

Treść ukryta przez Mistrza Gry. -Nie teraz. - Rzucił szarpliwym głosem do mężczyzny. Viktor znal ten ton. Podobnie brzmiał na ich ostatniej wspólnej misji podczas nieszczęsnego incydentu z Powellem. Tym razem jednak widać było, ze z mężczyzna jest znacznie gorzej. I to nie w fizyczny sposób. Jednak z dużym wysiłkiem skinął głowa dając mu do zrozumienia, ze zrozumiał co miał do przekazania. To ułatwiało zlecenie.

***
- A właśnie. Fajki. Musze zapalić. - Pochylił się nad Viktorem. Mówienie dalej było problem wiec powiedzial to juz znacznie cichszym głosem. - Dobrze, ze się rozdzieliliśmy. Czyli plan zadziałał. Ostatni raz robię cos tak kurwa głupiego dla dobra misji. - To co powiedział musiało pewnie lekko wstrząsnąć zebranymi w medycznym. Od początku planował się rozłożyć, ale nie spodziewał się takiego widowiska. Chciał cos zasymulować, ale niestety życie było lepszym pisarzem scenariuszy.
-Chcemy go dorwać przed, w trakcie czy po? - Spytał jeszcze Karajeva. Wzrokiem obserwował kobietę w sali. Wyglądało na to, ze to musiał być ich kontakt. Nie było innej opcji. Chyba, ze jego ruski compadre ma umiejętności parapsychiczne i się połączył z dowództwem.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Crassus Curio
Awatar użytkownika
Posty: 227
Rejestracja: 1 cze 2021, o 12:28
Miano: Crassus Curio
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Turianin
Zawód: Najemnik. Ale taki legendarny!
Lokalizacja: Gdzieś w kosmosie
Kredyty: 70.650
Medals:

Re: [Masyw Feniksa -> Tassrah] Nyx

3 lut 2022, o 16:29

Kupiecka natura Curio, przez lata duszona militarnym profilem jego pracy, wreszcie mogła się uzewnętrznić. Pierw przy żywiołowych negocjacjach w kwestii nowych szmat, gdzie musiał przedstawić potęgę niewidzialnej ręki wolnego rynku. Następnie przyszedł czas na wyrwanie z łap tutejszych kupców figurki Magnusa z pierwszych edycji. Do tego zadania podszedł z pełnym profesjonalizmem i na chłodno. Jego niedożywiony pobratymiec z pewnością zechce wyrwać kilka kredytów więcej.
- Oj nie, nie, kolego. Wiesz ile to ma lat? Do tego jeszcze to obite pudełko. To traci na wartości kolekcjonerskiej. - zaczął swoje negocjacje. Stan turiańskiego kupca w ogóle nie obchodził Crassusa. Był dorosłym i to znalazł się tu z własnej woli. No właśnie, dorosłym. Wspomnienie o dzieciaku zmieniło podejście Curio o sto osiemdziesiąt stopni. Nagle zgadzał się w stu procentach ze swoim rozmówcą. Ten sobie poradzi ale jego syn zasługiwał na porządny posiłek. To nie była jego wina, że miał ojca debila i obaj skończyli na Nyx. To nieco też irytowało najemnika. Chcesz się sprzedać w jasyr jakiejś posranej asari? Nie ma problemu, to twoje życie i twoja sprawa. Ale jak ktoś przy tym skazywał na to samo swoje dzieci, kogoś, kto nie mógł się obronić ani poskarżyć? Tego nienawidził najbardziej. Odchrząknął głośno.
- Dobra, dawaj pan to za te trzydzieści kredytów. Niech stracę. - odezwał się w końcu, udając zirytowanego przegraną w negocjacjach a nie przez bezmyślne zachowanie turiańskiego ojca. Po przekazaniu odpowiedniej sumy kredytów, chwycił żywiołowo pudełeczko z figurką i schował ję prędko pod swój płaszcz. Miał, cholera, czarnego konia kolekcjonerstwa przy sobie. To mogło być niebezpieczne jakby przyszło mu spotkać pasjonatów jego kalibru. Szczególnie, jakby robili w tutejszej milicji.

Curio zjawił się w punkcie zbiórki ostatni. A w zasadzie to przedostatni, bowiem momentalnie zauważył brak Chorwatki w składzie. A nawet yahg już był. Ściągnął słuchawki swojego odtwarzacza, z których przez kilka kolejnych sekund cicho rozbrzmiewała muzyka. Aż do momentu, w którym ją wyłączył.
- Czołem. A Mila gdzie? - rzucił bez żadnego zastanowienia. Myślał, że to jemu zeszło się najdłużej ale to jednak Chorwatka dłużej buszowała po targu. Może to przez jej słowiańską naturę? Przecież nie zwinęli by jej. Mila była zbyt mocna na to, by dać się tak po prostu złapać. - Na pewno przyjdzie.
Spojrzał na Lyssę przez moment, mając przy tym dokładnie to samo spojrzenie co Viktor kiedy mowa była o Strikerze. Nie ulegało to żadnym wątpliwościom, że Curio poczeka na swoją partnerkę. Ale zanim ta do nich dołączy mógł zerknąć na informacje, jakie zdobyła asari. Faktycznie, nie było za dobrze.
- Uuuaaa. Próba walki, jak w jakimś jebanym filmie. - skomentował obwieszczenie tutejszych władz. Przysłuchiwał się pytaniom Kiru i Ishy w milczeniu przez kilka chwil, samemu rozkminiając tą całą sytuację. Były one słuszne, przy czym yahg poruszyła kwestię o której sam chciał powiedzieć. Potrzebował chwili by sobie przypomnieć jej imię, nadał czuł się nieco nieswojo. Chociaż i tak lepiej niż kilkanaście godzin temu. - Ki…ru? Dobre pytanie zadała. Czy Enzo potrafi cokolwiek czy oni go po prostu zjedzą na tej arenie? Tak czy siak. Wydaje mi się, że wyrwanie go z celi będzie łatwiejsze i mniej niebezpieczne niż zrobienie rabanu na arenie. Wiecie, nie będzie całej jebanej stacji gapiącej się na nas. Nawet jakbyśmy się wydostali z Enzo z areny to jesteśmy na ustach wszystkich. Będziemy jak ten, no. Harrison Ford w Ściganym.
To był całkiem dobry film, który Curio poznał dzięki Chorwatce. Właśnie, Mila. Czemu jej wciąż nie było? Nieco zdenerwowany tym faktem, Crassus odszedł na bok by wyglądać swojej przyjaciółki w tłumie. Przecież musiała się tu zaraz pojawić.
VӨICΣ | ƬΉΣMΣ | FΣVΣR ObrazekObrazek Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Masyw Feniksa -> Tassrah] Nyx

3 lut 2022, o 23:03

[h3]PERSWAZJA[/h3]
MIla
<70%
0
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Masyw Feniksa -> Tassrah] Nyx

3 lut 2022, o 23:40

03:55:21

[h3]DRUŻYNA ALPHA[/h3]
Skrucha i strach przed potężnymi przedstawicielami władzy i porządku była potężnym narzędziem w rękach Chorwatki.
Nawet, jeśli jej słowa były puste, zadziałały jak muzyka dla uszu stojących przed nią mężczyzn. Batarianin mruknął pod nosem wyraz niezadowolenia, który był w równym stopniu przedstawieniem teatralnym jak to, co zrobiła przed chwilą Račan. Machnął ręką, jak gdyby z początku nie zamierzał puszczać jej tego płazem, ale bardzo dobrodusznie zmienił zdanie. Zaakceptował przelew kredytów od kobiety, puszczając ją wolno.
- Nie wydaje ci się, że ją już gdzieś widzieliśmy? - burknął turianin, przyglądając jej się gdy poprawiała swoje ponczo i powoli wycofywała się w swoją stronę.
- Łazi jej tu takich sto - zbył temat jego towarzysz, łapiąc za rękę niepozornie wyglądającą dziewczynę, której nieszczęściem było przechodzenie akurat w tym momencie obok.
Dalsza droga do punktu zbornego przebiegła już bez przeszkód. Gdy sięgnęła do drzwi, z początku były zablokowane, ale gdy tylko Lyssa dostrzegła ją na zewnętrznej kamerze, wpuściła kobietę do środka, łącząc ją z pozostałymi. Na szybko powtórzyła wszystko to, co mówiła wcześniej, podsuwając kobiecie ten sam rozsyłany w sieci komunikat.
- Z tym mamy problem. Nie wiem, co Vilchis zrobił, ale musiał odjebać coś bardzo problematycznego dla Octavii. Przez niego stacja jest zamknięta. Nikt nie wchodzi, nikt nie wychodzi. Nikt nie może interweniować w święte prawo Nyx. Do rozstrzygnięcia walki odcięli się od świata zewnętrznego. To niepodobne, nawet do niej. Musi widzieć w nim jakieś zagrożenie.
Westchnęła, przesuwając dłonią po zmęczonej twarzy, z zastanowieniem kontemplując ich nieciekawą sytuację.
- W sieci nie ma oficjalnych planów, ale znam mniej więcej stację. Wiem, gdzie mogą go przetrzymywać. Mamy jednak inny problem - mruknęła, przesuwając wzrokiem po twarzy pozostałych. - Walki są wielkim wydarzeniem na stacji. Nie wywalczymy sobie drogi do Enzo tradycyjnymi metodami bez żadnych strat. Strzeże go pewnie cały batalion, nie mówiąc o tym, że ucieczka będzie kurewsko trudna, jeśli Octavia aż tak się na niego zawzięła. Zrobi wszystko, by do tego nie dopuścić. To nie jest aż tak mała stacja. Ma wielu ludzi.
Plan z wyrwaniem go z celi był ryzykowny, ale nie mieli wielu opcji - a przynajmniej takich, które wydawałyby się sensowne, łatwiejsze czy przyjemniejsze od pozostałych. Walka na terenie Nyx była kontynuacją wypowiedzianej w śluzie wojny przeciwko Octavii. Tym razem jednak nie udałoby im się po prostu wtopić w tłum. Gdy tylko zaatakują ochronę na korytarzach Nyx, każdy pozna ich twarze.
I cała stacja będzie ich szukać.
- Enzo to truchło. Nie wytrzyma na tej arenie nawet minuty - dodała, przynajmniej w tej kwestii całkowicie rozwijając ich wątpliwości co do tej kwestii.
Umilkła na chwilę. Widzieli po jej twarzy, że wpadł jej do głowy jakiś pomysł - inne myśli zaprzątały jej umysł, które trawiła, nie chcąc się z początku nimi podzielić.
- Jest jeszcze druga opcja - mruknęła, rozglądając się po pozostałych bez widocznego przekonania. - Vilchis ma prawo do wystawienia kogoś, kto zawalczy w jego imieniu. Kurwa, zdarzały się przypadki, kiedy walczyło więcej osób, niż jedna.
[h3]DRUŻYNA SIGMA[/h3] Lekarka nie wyglądała na zadowoloną z nadmiernej reakcji Karajeva. Westchnęła cicho, pochylając się do jednej z szafek i grzebiąc w jej zawartości w poszukiwaniu medi-żelu. Nie widać po niej było satysfakcji z uratowanego życia, ani nawet spełnienia zawodowego, które powinno trzymać ją w miejscu takie jak to. Nyx odcisnęła na niej swoje piętno, czyniąc życie brutalnym, ale też zero jedynkowym.
Charles żył. Dziś.
Równie dobrze mógł umrzeć jutro. Wiedział to, sięgając po swoją broń i ruszając do walki - wiedziała też to opatrująca go lekarka.
- No tak, w końcu od tego tu jestem, podawania wam żelu i fajek - prychnęła, podchodząc bliżej i wciskając Karajevowi paczkę kilku medi-żeli, z której mógł uzupełnić swoje zapasy. - Pieniądze, które Octavia wydaje na utrzymywanie tak dużej ilości ochrony mogłaby zainwestować w żywność. Leki, dla tych, którzy nie zabijają się nawzajem zawodowo.
Odwróciła się, wracając do bliżej nieokreślonego krzątania po wnętrzu stacji medycznej. Gdy podeszli nieco bliżej uchylonych drzwi do drugiego pomieszczenia, dostrzegli, że w środku znajdowało się kilku rannych. Wyglądali na żołnierzy - ochroniarzy.
- To wszystko jest w cholerę niepotrzebne - mruknęła pod nosem, mamrocząc coś więcej, czego nie zdołali usłyszeć.
Gauthier najwyraźniej w jakimś stopniu zależało na ratowaniu ludzi, wbrew temu, co sobą pokazywała. Różniło się dla niej tylko to, kto leżał na jej stole operacyjnym. W jej oczach Striker był kimś, kto ewidentnie chciał żyć nieco mniej niż ci, którzy stronili od niebezpieczeństwa. Wydęte w grymasie niezadowolenia usta wskazywały, że gdyby zależało to od niej, ochrona na Nyx nie istniałaby w tej formie, co teraz.
- Daję wam dziesięć minut i wynoście się stąd, mam innych pacjentów - odrzekła kategorycznie, krzyżując ręce na swojej klatce piersiowej. - Jeszcze cztery, pieprzone godziny i to szaleństwo wreszcie się skończy.
Łączność na ich omni-kluczach działała. Mogli skomunikować się z pozostałymi, a także sprawdzić swoją lokalizację w porównaniu do tego, gdzie wylądowała reszta ich drużyny. Lekarka jednak stała obok, dotrzymując im towarzystwa, sprzątając swoje stanowisko pracy, jeśli chcieli spróbować wydobyć z niej wartościowe informacje.


Treść ukryta przez Mistrza Gry. Kobieta sprytnie ukrywała swoje usta gdy mówiła, sporadycznie rzucając nieco głośniejszymi, ogólnikowymi komentarzami w ich kierunku tak, by nagła cisza nie wydawała się zbyt podejrzana.
- Ja wydaję rozkazy, sierżancie - odrzuciła twardo, gdy ten spytał o jej komunikację ze światem zewnętrznym. - Moim zadaniem jest ocena sytuacji. Sytuacja okazała się bardziej skomplikowana niż zakładały wytyczne, zmieniłam wytyczne.
Gdy Striker powoli dochodził do siebie, krzątała się wokół niego pod pretekstem sprzątania, które, swoją drogą, było też czymś koniecznym do zrobienia i sposobem na zajęcie sobie rąk.
- Zaaplikuj go sobie sam, tam masz zlew. Żadnej ewakuacji nie potrzebuję - burknęła, niechętnie podchodząc do koncepcji odgrywania pani doktor w sytuacji, która tego nie wymagała. Uratowała życie żołnierza w ich wspólnej operacji, wywiązując się ze swojego zadania.
Wszystko inne miało niższy priorytet.
- Mamy mało czasu, chłopcy. Vilchis ma jeszcze cztery godziny na przekupienie kogoś, kto zawalczy za niego na arenie. Może nam się nie spodobać to, kto się nam trafi - mruknęła. - Zamordowanie go w celi będzie nielegalne. Nyx ma swoje, popieprzone zasady stworzone przez Octavię. Nawet, jeśli chce zamordować turianina, trzyma się ustawionych przez siebie zasad. Jeśli zginie przed areną, rzuci się na was cała ochrona tego pieprzonego miejsca, nie mówiąc o tym, że zestrzelą was gdy tylko odlecicie z tej skały.
Przyglądała mu się gdy aplikował sobie medi-żel, na krótką chwilę przerywając sprzątanie, do którego szybko zresztą powróciła.
- Octavia nie jest głupia. Chce śmierci Enzo do tego stopnia, że zamknęła całą stację by upewnić się, że nic jej w tym nie przeszkodzi. Może jeśli dostaniecie u niej audiencję, będziecie w stanie przekonać ją w tym, że nie powinniśmy ryzykować jego uwolnieniem się - zerknęła w ich stronę. Jej wzrok wyrażał bardzo dużo. Lekarka była szpiegiem. Miała swoje sposoby na rozwiązywanie tego typu problemów i manipulacja była pierwszym narzędziem, po które sięgała, nim z bronią rzuci się na ochronę całej stacji. - Jego cela jest kurewsko dobrze strzeżona. Udało mi się podpuścić jednego z goryli Octavii do połamania mu ręki, ale nawet wtedy nie wpuszczono do niego mnie. Jeśli macie jakieś pomysły, zamienię się w słuch.
Westchnęła, sięgając do omni-klucza pod pretekstem zachowania wyników badań z aparatury podpiętej do Strikera, w tajemnicy przesyłając im mały pliczek danych. Zawierał ogólnikowy, sporządzony przez nią plan poziomu stacji, na którym znajdowały się cele więzienne. Zaznaczyła na nim posterunki ochroniarzy, których na pierwszy rzut oka, gdy byli obserwowani przez kamerę i nie mieli czasu zagłębić się w dokument, było naprawdę sporo.

Wyświetl uwagę Mistrza Gry

Wróć do „Galaktyka”