W galaktyce istnieje około 400 miliardów gwiazd. Zbadano lub chociaż odwiedzono dotąd mniej niż 1% z nich. Pozostałe światy oraz bogactwa, które zawierają, wciąż czekają na odnalezienie przez korporacje lub niezależnych poszukiwaczy.

Annabelle Reguera
Awatar użytkownika
Posty: 95
Rejestracja: 31 lip 2021, o 19:45
Miano: Annabelle Soreno Morena Reguera de Ayala
Wiek: 36
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Reporter
Postać główna: Tori Te'eria
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.130
Medals:

[Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

3 cze 2022, o 11:20

Uśmiech na twarzy Annabelle był zdecydowanie szczery, choć jego powody były zapewne diametralnie inne niże te, których spodziewał się nowy szef dziennikarki. Plan zadziałał nadspodziewanie sprawnie i łatwo - czy był to rezultat jej daru przekonywania czy po prostu to społeczeństwo i ludzie tutaj byli tak ufni i tak odmienni od tego, co znała?

- Cieszę się że mój pomysł ci się spodobał - nie wdając się w dalsze dywagacje i rozmyślania kuła żelazo póki gorące - Taki był właśnie mój zamysł. Pokazać ludziom ich życie moimi oczami.

Treść wiadomości sprawiła, że odpowiedź na informację o święcie narodowym musiała zostać na chwilę zepchnięta na dalszy plan. Tak jak myślała, nadawcą był tajemniczy Przeskakiwacz, a sama wiadomość była niemal równie enigmatyczna jak on sam. Z pewnością sądził, że Annabelle w lot zrozumie treść krótkich zdań, ale ona nie dysponowała - jeszcze - jego wiedzą, części przekazu musiała się domyślać. “Przejrzano nas, skończył nam się czas”. Czyżby ci, przeciw którym Przeskakiwacz występował odkryli jego plan i powiązania z dziennikarką? Jeśli tak, to wizja smutnych panów zakuwających ją w kajdanki i pakujących do bagażnika skycara by wywieźć poza miasto w celu egzekucji - choć z pewnością melodramatyczna i malownicza - mogła być po części prawdziwa. Czy to oznacza, że nie będzie mogła wrócić do domu, na Cytadelę? Że zostanie już tutaj? No, zdecydowanie nie w przypadku, gdy jej wcześniejsza wizja się spełni. I czym do jasnej Anielki była wspomniana “dywersja”? Jedno dawało jej punkt zaczepienia - Me’shira, wspomniana już wcześniej pracownica muzeum - prawdopodobnie nawet tego samego, o którym przed chwilą powiedział Alan. Starając się zapanować nad mimiką wygasiła wyświetlacz omni i uśmiechnęła się ponownie, podnosząc wzrok na Naczelnego.

- Święto będzie doskonałą okazją do wyemitowania materiału, a dwa tygodnie to wystarczająco dużo czasu. Razem z Davidem przygotujemy reportaż i dam ci go do oceny, w końcu to ty tu decydujesz, Szefie - pozwoliła sobie na puszczenie oka w jego kierunku, po czym spoważniała, przyjmując bardziej “profesjonalną” minę - Jak mam raportować postępy? Obawiam się, że muszę się dopiero nauczyć wewnętrznych procedur. Coś, o czym powinnam wiedzieć na start? A co do muzeum, zdecydowanie miał to być pierwszy punkt mojego poznawania Uranosa. Dominik też właśnie zasugerował żeby spotkać się z asari która tam pracuje, Me’shirą - wskazała na swój omni dając do zrozumienia, że tego właśnie dotyczyła otrzymana przez nią wiadomość - i w sumie było to częściowo prawda - A relacja na żywo? Och, byłabym wniebowzięta! Ale to pozostawiam twojej ocenie i decyzji, gdy zobaczysz materiał będzie łatwiej ocenić, czy powinnam go zaprezentować na wizji sama.

Zerknęła na chylące się ku zachodowi słońce, po czym wstała i wyciągnęła dłoń do Alana.

- Niezmiernie się cieszę i dziękuję za przyjęcie mnie do zespołu - kolejny uśmiech, którym obdarzyła mężczyznę był przyjazny, naturalny. W sumie Alan nic jej nie zrobił, był miły i profesjonalny - przynajmniej na tyle, ile można oczekiwać od szefa małomiasteczkowej, lokalnej sieci informacyjnej w jakiejś zapadłej kolonii. Sprawiał pozytywne wrażenie i Annabelle było niemal przykro, że będzie musiała narobić mu sporo nieprzyjemności. Ale taki był plan i nic tego nie zmieni - chyba że ci smutni panowie z kajdankami pojawią się wcześniej - I liczę na długą i owocną współpracę. Powoli robi się późno, a jeszcze dzisiaj chciałabym zacząć rozmowę z Me'shirą, albo przynajmniej umówić się na dłuższe spotkanie... Wiesz, kuć żelazo...

Pożegnawszy się skierowała się prosto do windy i wyszła z budynku, machając na pożegnanie asari na portierni, po czym skierowała swoje kroki do skycara czekającego na parkingu. Plan powoli zaczynał się klarować w jej głowie. Jego niewielkim utrudnieniem był fakt, że będzie musiała przygotować DWA reportaże - jeden pełen tęczowych kucyków i rzygających szczęściem jednorożców, przy którym pomoże jej David Grimm a który zostanie przedstawiony Alanowi, zaś drugi - z jej własnym komentarzem, który siłą rzeczy będzie musiała zmontować sama, bo do momentu emisji nikt nie będzie mógł go zobaczyć. Gromadzenie materiału powinno być zatem ułatwione - nawet, jeśli montażysta będzie jej towarzyszył, zawsze będzie mogła powiedzieć, że nieodpowiednie treści “się wytnie w montażu” i powinno się udać. Pozostanie tylko podmiana materiałów i puszczenie na wizję tego, który zmontuje sama... Ale mając dostęp do monterni i reżyserki raczej nie powinna mieć z tym problemu.

Czerwony, sportowy skycar uniósł się w powoli ciemniejące niebo, na autopilocie niosąc ją wprost w kierunku muzeum. Liczyła na to, że mimo późnej pory uda jej się jeszcze zastać Me'shirę i sprawdzić, na ile asari będzie chętna do współpracy...
*** MUSIC THEME *** ARMOR ***
ObrazekObrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12104
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

6 cze 2022, o 22:02

Rebecca
Snopy światła latarek niemal w jednym momencie powędrowały w stronę Dagan. Mężczyźni zatrzymali się na moment, tylko po to by w jednej chwili dopaść do podporucznik w kilku krokach.
- Ma pierwsze objawy, szybko - krzyczał któryś z mężczyzn, ale Rebecca już nie była w stanie określić który. Głosy zlewały jej się w jedną całość, świat wokół wirował i stawał się coraz mniej wyraźny. Posmak w ustach był coraz bardziej intensywny, aż wreszcie ostatnim co kobieta poczuła było wyraźne szarpnięcie i wszystko zgasło.

Obudziła się w białym pokoju szpitalnym, w głowie jej huczało, a wzrok musiał się przyzwyczaić do intensywności światła i chwilę zajęło jej zogniskowanie spojrzenia. W lewym zgięciu łokcia tkwił wenflon podłączony do jakiejś aparatury, która z jednej i drugiej strony miała podłączone przeźroczyste przewody. Wyraźnie wypompowywała krew, aby drugim przewodem wpompować ją z powrotem w ciało podporucznik. Rebecca nie była w stanie określić jak długo przebywała w tym stanie.
Ktoś jednak musiał monitorować ją, gdyż chwilę po przebudzeniu i wstępnej ocenie sytuacji drzwi do jej sali otworzyły się, a próg przekroczył lekarz wraz z mężczyzną w ciemnym kombinezonie. Tym samym, które mieli na sobie mężczyźni w lesie. W dłoni trzymał złotą maskę, która rzucił na łożko Dagan.
- Skąd to masz? - zapytał ostrym tonem, w czasie kiedy lekarz sprawdzał odczyty z urządzenia monitorującego pacjentkę. - Należała do Jacka Hillsa, którego status widnieje jako zmarły. Skąd jesteś i dlaczego tutaj przybyłaś?
Mężczyzna w kombinezonie spojrzał na lekarza, ten skinął głową i wyszedł z sali zostawiając Dagan sam na sam z przesłuchującym.
- Czy wiesz gdzie jesteś? - zapytał kiedy lekarz opuścił pomieszczenie. - Powiedziałaś, że przysyła cię Ledeia Santus. Była nową obywatelką Uranosa, zginęła w powstaniu pół roku temu. Dlaczego przybywasz teraz i skąd ją znasz?

Annabelle
Droga do muzeum przebiegła Annabelle spokojnie, wciąż dało się wyczuć unoszący się w powietrzu ciepły i sympatyczny nastrój kolonii. Chociaż na zewnątrz robił się już zmrok i można było pomyśleć, że muzeum o tej porze powinno być zamknięte, to lądując na parkingu przy białym budynku, utrzymanym w stylu korynckim dało się zauważyć, że przed wejściem jeszcze ktoś się krząta.
Kiedy Reguera wysiadła ze skycara ostatni odwiedzający opuszczali już budynek. W progu jednak stała asari, która wyraźnie na kogoś czekała, widząc zbliżającą się do niej Annabelle pomachała jej z daleka. Jej skóra była koloru ciemnego błękitu, tak odmiennego od asari, które dziennikarka spotykała w Drodze Mlecznej, że aż nieprawdopodobna.
- Annabelle? - zapytała Me'shira, kiedy Reguera była już wystarczająco blisko. - Dobrze, że jesteś. Muzeum już zamknięte, ale zrobię dla ciebie wyjątek.
Ścisnęła ją charakterystycznie za przedramię, jakby informując o tym, że całe to spotkanie ma jednak charakter bardziej konspiracyjny niż niezobowiązującego spaceru powiązanego ze zwiedzaniem i poznawaniem historii Uranosa.
Kiedy przekroczyły próg, a Me'shira zamknęła za nimi drzwi, odetchnęła wyraźnie.
- Nie nadaję się do tego - powiedziała kręcąc głową i pocierając palcami czoło. - Wszystko było spokojne zanim TO się wydarzyło. Chodź, Przeskakiwacz już czeka.
Asari prowadziła dziennikarkę korytarzami pogrążonymi w półmroku, ale Annabelle mogła od czasu do czasu przyjrzeć się eksponatom będącym w posiadaniu instytucji. Większość z nich była poświęcona Drodze Mlecznej i jej historii. Dopiero po dłuższej chwili, Reguera mogła zauważyć, że większość malowideł, obrazów czy rzeźb składa się na całość większej historii nawiązującej najprawdopodobnie do początków Uranosa. W tym tempie jednak i przy omijaniu głównej linii fabularnej więcej się jednak domyślała, niż była w stanie uporzadkować.
- Nie martw się - powiedziała Me'shira zauważając dezorientację kobiety. - Będzie jeszcze czas żebyś mogła poznać całą historię od początku do końca.
Minęły kolejny korytarz aż wreszcie dotarły do małego pomieszczenia stanowiącego zapewne zaplecze dla personelu. W dużej mierze składało się na nie pomieszczenie socjalne wraz z kącikiem wypoczynkowym. To właśnie w nim centralnym punktem był holoekran, na którym teraz widniał ten sam obraz, który Annabelle odtworzyła w mieszkaniu. Mężczyznę poznała od razu.
- Witaj Annabelle. Zakładam nie powiedziałaś o nas nikomu? - zapytał bez większych uprzejmości. - Ktoś nas zdemaskował i powiadomił Dominica. Służby już mnie szukają, bez ciebie nikt się nie dowie o tym, co naprawdę się tu dzieje. Mam nadzieję, że masz już plan, nie mamy za wiele czasu. Obywatele muszą przejrzeć na oczy, musi wybuchnąć rewolucja. Nie możemy pozwolić na to, żeby ktokolwiek jeszcze zginął dla utopijnej wizji Tevario. Powiedz jej Me'shiro.
Asari skinęła głową i westchnęła.
- Przybyłam tu wraz z moją siostrą, pięćdziesiąt lat temu - zaczęła asari z wyraźnym trudem. - Chciałyśmy wrócić do domu. Do rodziny. Tevario zabronił, mówił, że będzie nam tu dobrze, że stąd się nie wraca. Moja siostra była z natury... buntownicza. Poszła na spotkanie z Dominikiem, chciała go prosić, błagać, aby mogła wrócić na Thessię.
Głos Me'shiry się załamał, widać było po niej, że ta historia dużo ją kosztuje.
- Od tamtej pory jej nie widziałam.
- Takich historii jest więcej, chcemy dać ludziom wolną wolę. Chcemy podzielić się z Drogą Mleczną i ze wszystkimi innymi galaktykami technologią orbów. To dałoby ogromne możliwości, ale ludzie MUSZĄ wiedzieć. Organizuję ruch oporu, ale ty musisz im otworzyć oczy.
Obraz na holoekranie zaśnieżył i mężczyzna zniknął bez pożegnania. Połączenie nie wróciło, więc Annabelle została sama z Me'shirą.
- To będzie trudne zadanie, niektórzy już szeptają o tym co tu się naprawdę dzieje. Długo szukaliśmy kogoś odpowiedniego, a ty zdajesz się być idealna - powiedziała asari wciąż w oczach mając łzy i powstrzymując się od kompletnego załamania. - Nie liczę już na to, że odzyskam siostrę, ale chcę wrócić do domu.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

7 cze 2022, o 16:50

Odleciała. Tak po prostu. Świat zatańczył jej przed oczyma, buzię wypełnił dziwny posmak - a potem światło zgasło. Tak po prostu. Dawno nie miała już takich doświadczeń. To znaczy, samego promieniowania - a o tym właśnie mówili wcześniej nieznajomi - nie doświadczyła nigdy, dawno też jednak nie była ranna. Albo po prostu - chora. Pijana w sztok, do nieprzytomności, również je. Co w zasadzie było zabawne i przykre jednocześnie, jak teraz pomyślała. Jej życie towarzyskie umierało, stawała się dorosła, odpowiedzialna, i...
Po przebudzeniu nie wróciła do tych myśli. Raz dlatego, że miała ważniejsze tematy do przeanalizowania, a dwa, że poprzedni chaos nie miał najmniejszego sensu. Nic, co pomyślała wtedy, tuż przed utratą przytomności, nie było warte wspominania. Więc nie wspominała, zamiast tego skupiając się na teraźniejszości.
Była w szpitalu - albo przynajmniej czymś na wzór. Jasne kolory i specyficzny zapach były bardzo charakterystyczne, trudne do pomylenia z czymkolwiek innym. Wkłuciei krew płynąca rurkami najpierw z, a potem do jej żył. Czyścili ją. Nie wiedziała, jak nazywa się to fachowo, ale to właśnie robili. Nie wiedziała, co o tym myśleć. Czuła się nieswojo, ale jednocześnie była jeszcze zbyt nieprzytomna - zbyt zagubiona w nowej sytuacji - by się tym przejmować.
A potem nie była już sama. Lekarz i ktoś w kombinezonie - ktoś z grupy poszukiwaczy? I maska. Ta jej, ta, która otworzyła jej drogę do tego miejsca. Ta którą otrzymała od Ledeii.
Próbowała coś powiedzieć, za pierwszym razem jednak nie wyszło. Chrząknęła cicho, kaszlnęła i odetchnęła powoli.
- Czy mogłabym najpierw się napić? - zapytała cicho, potem jednak, niezależnie od odpowiedzi, gotowa mówić.
Skąd jesteś i dlaczego tu przybyłaś?
- Ja jestem... Z Ziemi. Z Cytadeli. - Nie wiedziała, jak inaczej miałaby to określić. Galaktyką? Jakimiś współrzędnymi? Nie myślała wystarczająco jasno, by wdawać się w aż takie szczegóły. - Ledeia mnie wezwała. To znaczy, ona... Ten mężczyzna - Jack? Pojawił się u nas. Na naszym okręcie. Miał greyboksa z nagraniem Ledeii. Santus... - Odetchnęła powoli. Trudno jej się myślało. - Ledeia wysłała Jacka do mnie. Twierdziła, że jeśli dostanę nagranie, to ona prawdopodobnie będzie już nieżywa. Mówiła, że grozi jej niebezpieczeństwo i że mam ich powstrzymać. I wam pomóc. Chyba wam. - Wykonała coś na wzór wzruszenia ramionami, na tyle ile pozwalały jej rurki. Nie wiedziała tak naprawdę, kto był kim. Może właśnie wpadła w ręce tych złych? - Maska miała być dla mnie mapą. Jestem... Uranos. Tak nazywa się to miejsce. Tak mówiła Ledeia. I... - Przygryzła lekko wargę. - Annabelle. Mam powstrzymać Annabelle.
Gdzieś z tyłu głowy miała świadomość, że jej słowa są chaotyczne, że gubi sens gdzieś po drodze. Nie mogła jednak nic na to poradzić. Jej ciało dopiero budziło się i nie współpracowało z nią jeszcze za dobrze.
- To... - Lekkim ruchem głowy wskazała sprzęt szpitalny. - Co mi jest? - zapytała po prostu, bo tylko najprostsze słowa przyszły jej do głowy.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Annabelle Reguera
Awatar użytkownika
Posty: 95
Rejestracja: 31 lip 2021, o 19:45
Miano: Annabelle Soreno Morena Reguera de Ayala
Wiek: 36
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Reporter
Postać główna: Tori Te'eria
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.130
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

8 cze 2022, o 21:59

Budynek muzeum był ogromny i widoczny już z daleka. Korzystając z dobrodziejstwa autopilota Annabelle całą drogę poświęciła na kontemplację widoków za oknem i przesuwających się w dole obrazów wieczornej, spokojnej kolonii, tak różniej od gorączkowego, nerwowego i pełnego pośpiechu życia, do którego przywykła na Cytadeli. Z jednej strony tęskniła za domem, za ludźmi z redakcji, za wiecznym przepychaniem się łokciami i nastawaniem innym na odcisk by zostać zauważoną i się wybić, za wiecznie naburmuszonym szefem, a nawet za tym idiotą jej asystentem Manuelem i czasem sprawiającą wrażenie odklejonej od rzeczywistości Quintą. Z drugiej zaś - to miejsce było na tyle i odmienne i ciekawe, że czuła się trochę jak na jakichś niespodziewanych wakacjach. Naturalnie, miała zadanie i to pchało ją do przodu, wywołując przyjemny dreszczyk emocji i podniecenia, ale jednocześnie znów przez głowę przeleciała jej myśl, jak by to było, gdyby tak jak Ledeia zadeklarowała wolę pozostania i pogodziła się z tym wyborem?

Rosnąca bryła budynku, ku któremu kierował się skycar sprawiła, że Annabelle powróciła do rzeczywistości. Parking był prawie pusty, nieliczni ostatni goście muzeum opuszczali budynek i kierowali się do swoich pojazdów, a gdy dziennikarka wylądowała, dostrzegła stojącą w wejściu samotną postać o nietypowym odcieniu niebieskiej skóry, która po chwili okazała się być Me’shirą. Nieco zaskoczona tym, że asari wydawała się na nią czekać, pozwoliła się poprowadzić do wnętrza budynku, odpowiadając jedynie półsłówkami na jej słowa. Dzieląc uwagę między pośpieszną obserwację mijanych elementów ekspozycji i słuchanie słów asari, rejestrowała w pamięci tok rozmowy by wrócić do niej gdy będzie ku temu czas i okazja. Nim jednak zdążyła sformułować jakiekolwiek pytanie, obie dotarły na zaplecze muzeum - bo raczej pomieszczenie socjalne nie było jednym z punktów zwiedzania. Dziennikarka rozejrzała się pobieżnie po wnętrzu i już miała zagaić rozmowę, gdy jej wzrok padł na włączony holoekran i widoczną na nim, znajomą już sylwetkę. A więc to znów tak miało wyglądać kolejne spotkanie?

- Witaj - odpowiedziała na pozdrowienie mężczyzny - Znów przez ekran? Czy nie lepiej byłoby spotkać się w cztery oczy? Nie boisz się, że ktoś przechwyci twój sygnał?

Prychnęła w odpowiedzi na insynuację, że mogła komukolwiek zdradzić ich małą tajemnicę i konspirację, ale zanim zdążyła to w jakiś dosadny sposób skomentować, Przeskakiwacz przeszedł do sedna, tym razem kreśląc przed Annabelle nieco wyraźniejsze zarysy swojego planu. Gdy przemówiła asari, dziennikarka spojrzała na nią ze współczuciem.

- Słyszałam, że tutaj nie ma policji ani wojska, ale wydaje mi się, że coś na kształt służb bezpieczeństwa tu funkcjonuje całkiem sprawnie. Przykro mi to mówić, ale twoja siostra zapewne albo została zabita, albo wysłano ją na jakąś odizolowaną planetę... Zanim trafiłam na Uranosa, byłam na jakimś bezimiennym świecie. Wcześniej podobno trafił tam człowiek twierdzący, że osoby chore bądź sprzeciwiające się są po prostu eksmitowane by umarły w samotności. To prawda? - spojrzała na ekran. Żałowała, że nie może porozmawiać z mężczyzną w cztery oczy, że nie może spojrzeć mu w twarz. Kim był? Jego funkcja i dostęp do orbów wydawały się wskazywać, że sam był kimś na uprzywilejowanej pozycji, być może właśnie jednym z lokalnego odpowiednika Służb Ochrony Cytadeli. Czemu w takim razie nagle zmienił strony starając się zaburzyć panujący tutaj stan rzeczy? Co popchnęło go do tego? Czyżby znudził się pozbywaniem się “wrogów publicznych” czy po prostu ruszyło go sumienie?

Gdy obraz mężczyzny zniknął z ekranu, Annabelle odwróciła się i podeszła do pobliskiej sofy, siadając na niej wygodnie. Przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią, po czym podniosła wzrok na Me’shirę, gdy w jej głowie pojawiła się myśl, że to wszystko to jedna wielka podpucha. Że oboje, asari i tajemniczy mężczyzna badają ją, na ile jest w stanie się posunąć, by podjąć decyzję o jej eliminacji. Czy to był swoisty test dla nowych obywateli? Sprawdzenie, na ile można im zaufać? Jak na razie jeszcze nic nie zrobiła - wysłuchała ich, przyjęła do wiadomości kilka informacji, które równie dobrze mogły być wyssaną z palca, dobrze przygotowaną historyjką wymagającą obecności kilku statystów, takich jak zamaskowany mężczyzna, czy niebieskoskóra. Owszem, chciała wrócić do domu. Chciała także spłatać Uranosowi małego psikusa, ale czy powinna obojgu ufać i dzielić się swoim planem? A nawet jeśli była w tej historii odrobina prawdy, jaką miała gwarancję, że nie zostanie po prostu rzucona na pożarcie, wystawiając się jak zwierzyna na odstrzał? Jej tajemniczy konspiratorzy byliby wówczas czyści i całkowicie kryci, mało tego, zawsze mogli się przyznać, że celowo sprowokowali Annabelle by odsłoniła swoje prawdziwe intencje.

- Nie znam was, a wy nie znacie mnie. Jestem przypadkową osobą... Dlaczego zwróciliście się z tym do mnie? Jak mogę wam zaufać? Skąd mogę mieć pewność, że zaraz za drzwiami tego muzeum nie zostanę wyeliminowana albo aresztowana i wysłana w największe zadupie całego kosmosu? Jeśli dobrze rozumiem mówicie, że planujecie małą rewolucję, a tymczasem wszyscy wokół zdają się być dogłębnie szczęśliwi i zadowoleni z tutejszego stylu życia... Przekonaj mnie, że to co mówisz jest prawdą. Że to co on mówi - machnęła dłonią w kierunku szumiącego odbiornika - jest prawdą. Dlaczego nawet nie chce pokazać swojej twarzy? Jeśli organizujecie ruch oporu, gdzie są jego członkowie? Mam uwierzyć, że wasza dwójka ot, tak, po prostu i całkiem bezinteresownie chce podzielić się orbami z resztą Drogi Mlecznej? Mówicie o jakiejś dywersji, o waszych ludziach, a jednocześnie nie dajecie mi żadnych dowodów ani punktu zaczepienia. Mówicie, że pasuję do waszego planu, czekaliście na kogoś takiego jak ja. Dlaczego? Znacie to miejsce lepiej niż ja, tutejsze układy i ludzi. On - znów gest w kierunku ekranu - ma dostęp do maski, zapewne i do orbów, bo jeśli wierzyć jego słowom, wysyłał mi wiadomości gdy byłam jeszcze w Drodze Mlecznej. Nie może cię tam zabrać? Ja nie wiem nic, jestem obca i zielona, a tymczasem kim ja niby mam być, waszym Kosogłosem? Czy to nie wygląda nieco... zbyt podejrzanie? Albo nie jest zbyt fortunnym zbiegiem okoliczności?
*** MUSIC THEME *** ARMOR ***
ObrazekObrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12104
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

12 cze 2022, o 18:57

Annabelle
- Jestem zabezpieczony - powiedział mężczyzna po drugiej stronie ekranu i jakoś niespecjalnie miał ochotę ciągnąć ten temat dalej. - Służby bezpieczeństwa naturalnie występują w każdej społeczności. Chociażby po to, by wręczać mandaty za złe parkowanie. Na Uranosie również funkcjonują, chociaż to bardziej rola prestiżu i zaangażowania niż realnego wpływu na niebezpieczeństwo. Jak zdążyłaś trafnie zauważyć, o takie - przynajmniej to oficjalne - dość trudno. Policja rządowa przecież nie będzie ścigać rządu, czyż nie?
To było dość logiczne w ogólnym rozrachunku, gdyby spojrzeć na to z dalszej perspektywy to właśnie w tym idealnie funkcjonującym społeczeństwie, to Annabelle wraz z ludźmi, którzy teraz jej towarzyszyli była wrogiem publicznym.
Me'shira nie skomentowała słów Reguery, jedynie uśmiechnęła się smutno i pokręciła głową. Musiała zdawać sobie sprawę z faktu, że jej siostra została w jakiś sposób wyłączona ze społeczności Uranosa i z pewnością nie był to wylot na wakacje.
- To prawda, chorzy, sprzeciwiający się, nawet starsi, którzy nie służą dobrze społeczności są odsyłani na bezimienne światy. Nikt o tym nie wie, ale zastanów się... czy widziałaś kogoś w podeszłym wieku? No właśnie...

Kiedy połączenie zakończyło się Me'shira westchnęła i odwróciła wzrok. Nie wyglądała na zbyt pewną siebie, ale coś w jej zachowaniu było niepokojące. Annabelle nie była w stanie w tym momencie stwierdzić co.
- Prawdopodobnie już jej nigdy nie zobaczę - powiedziała wreszcie siadając na fotelu. - Chciałabym aby ludzie odpowiedzialni za to ponieśli konsekwencje swoich działań. Nie można tak po prostu pozbywać się kogokolwiek!
Ponownie westchnęła i podniosła wzrok dopiero kiedy dziennikarka postanowiła podzielić się z nią swoimi obawami.
- Przeskakiwacz skontaktował się ze mną kilka miesięcy temu. Po krótce objaśnił swój plan i zebrał ludzi, których członkowie rodzin zaginęli w podobny sposób jak moja siostra. Jest nas więcej, ale każdy boi się ujawniać w związku z sytuacją, sama przecież masz podobne wątpliwości, ale czy nie chciałabyś wrócić? Droga Mleczna była moim domem, Uranos też się nim poniekąd stał. Czas, który tutaj spędziłam... - głos jej się załamał. - Oczywiście, że nie ufam mu bezgranicznie. Ty też nie powinnaś, ale on jest jedyną nadzieją na zmianę tej sytuacji. Na powrót do domu. Wszyscy są tutaj tacy szczęśliwi, jakby całkowicie zapomnieli o tym skąd pochodzą. Niektórzy przecież zostawili na ojczystych planetach całą swoją rodzinę, a mimo wszystko trwają na Uranosie jak gdyby nigdy nic. Mam wrażenie, że niektórzy z nas tracą tu pamięć. Mi również zacierają się już niektóre fakty z życia, Ty jesteś świeża, wiesz jak to jest dopiero co się przenieść, ponadto jesteś człowiekiem. Wy ludzie lubicie działać instynktownie, nie debatujecie nad plusami i minusami sytuacji całe miesiące na nawet lata. Przeskakiwacz wybrał również ciebie ze względu na twoje predyspozycje i historię. Wiesz jak działa maska, pokazuje wszystko o danym osobniku, jeśli wiesz jak jej dokładnie używać. Przeskakiwacz wie o tobie wszystko, dlatego uznał, że będziesz się do tego najlepiej nadawać. Przeżyłaś dramat w dzieciństwie, to również nie pozostało bez znaczenia. Myślę, że jesteś do niego podobna i masz buntowniczy charakter, prędzej czy później sama być do nas trafiła.
Me'shira wzruszyła ramionami. To musiało na razie wystarczyć, chociaż Reguera mogła przyznać, że sporo z tych informacji składało się na całkiem sensowną całość.
- Przeskakiwacz organizuje spotkanie, chce zebrać wszystkich i przedstawić im plan działania, dlatego tu jesteśmy - powiedziała po dłuższej chwili milczenia. - Twoje działania będą kluczowe, dlatego pozostawił ci wolną rękę, zapewne będzie chciał abyś wszystkim przedstawiła swój plan. Od niego będą uzależnione nasze dalsze kroki.
Omni-klucz Annabelle zapikał cicho informując o przychodzącej wiadomości.
Hej. Kolacja dziś u mnie? L.
Wiadomość od Ledei była krótka, ale treściwa. Me'shira uniosła pytające spojrzenie na Annabelle.

Rebecca
Ktoś podał jej wodę, nie zauważyła kto, ale szklanka pojawiła się w jej dłoni a wraz z nią chłodny płyn. Przyznać należało, że ogrom sytuacji i jej zawiłość, z pewnością nie jednego by przytłoczyła. Mężczyzna przyglądał się Rebecce podejrzliwie, wreszcie westchnął i opadł na krzesło w rogu sali.
- Zatem spóźniłaś się Rebeko Dagan - powiedział mężczyzna. - Wiadomość od Ledei dotarła do ciebie pół roku za późno. Rewolucja skończyła się, zginęły dziesiątki obywateli Uranosa, miasto zrównano niemalże z ziemią podczas buntu. Ludzie oszaleli, po tym co zrobiła Annabelle, psia jej mać, Reguera. Chociaż teraz chyba powinienem mówić Jaśnie Nam Panująca. Miejsce, w którym się znajdujesz jest ostatnim przyczółkiem ludzi starego porządku.
Zrobił na moment pauzę i spojrzał na Dagan.
- Jestem Armin - przedstawił się w końcu. - A to miejsce jest dobrze ukryte. Widzieliśmy błysk na niebie i staraliśmy się do ciebie dotrzeć zanim przechwyciliby cię tamci. Nasza planeta była kiedyś oazą spokoju, swoistą utopią, o której marzyły społeczeństwa od setek tysięcy lat. Byliśmy mieszanką różnych kultur i ras, ale komuś się to nie spodobało. Teraz walczymy jedynie o przetrwanie i ukrywamy się przed nowym porządkiem.
Armin wstał i podszedł do Dagan zabierając jej z kolan złotą maskę, przyjrzał się jej uważnie, a na jego twarzy wymalowana była czysta rezygnacja.
- To jest teraz bezużyteczne - powiedział nie odrywając wzroku od złotego przedmiotu. - Nie wiem dlaczego Santus uważała, że możesz powstrzymać Annabelle, skoro to wszystko już się wydarzyło. Zjawiłaś się tu za późno Rebeko Dagan, nie ma już nadziei. Nie ma juz orba dzięki któremu będziesz mogła wrócić do domu.
To wszystko może i brzmiało absurdalnie, ale nie można było pozbyć się wrażenia, że mężczyzna mówi dramatycznie szczerze i jeśli to wszystko było prawdą, a wskazywało na to wiele rzeczy, to Dagan trafiła w sam środek obozu dla uchodźców.
Drzwi otworzyły się niespodziewanie i do pomieszczenia wjechał mężczyzna na wózku dla osób niepełnosprawnych. Dagan miała wrażenie, że skądś go zna i w ułamku sekundy zrozumiała skąd. Starszy pan, bo inaczej nie można było tego określić, był niemalże identyczny, jak ten, którego posąg widziała w wizji z grayboxa Ledei. Armin momentalnie poderwał się na równe nogi i zasalutował.
- Mój panie... - powiedział i natychmiast umilkł.
- W porządku Arminie - mężczyzna na wózku zrobił ruch ręką, zwalniający z postawy gotowości, a Armin cofnął się do tyłu, ale nie usiadł. - Wcale nie jest za późno. Witaj Rebeko, jestem Najwyższym Uranosa, czy może raczej byłem, jeszcze w starym porządku rzeczy. Nie mamy czasu abym ci streszczał koligacje i hierarchię społeczności, która już nie istnieje, ważne byś wiedziała, że moim głównym obowiązkiem było strzeżenie ładu i porządku na tej planecie oraz piecza nad orbami. To kula, dzięki której przeniosłaś się tutaj. Zaiste żałuję, że nie udało ci się do nas dotrzeć wcześniej, skoro Ledeia wierzyła, że jesteś w stanie powstrzymać rewolucję, ale nie jest jeszcze za późno...
Podjechał do jej łóżka i wskazał Arminowi na maskę, którą mężczyzna teraz trzymał.
- Jak wiesz, albo zdążyłaś się już domyśleć orby i maski są ze sobą połączone, a dzięki ich współpracy możliwe jest udanie się w niemal każde miejsce we wszechświecie pod warunkiem, że na danej planecie znajduje się orb wyjściowy. To coś, jakby drzwi. Maska pozwala na wybranie celu podróży i chroni przed efektem przyciągania, ale do rzeczy.
Zrobił pauzę i podał Rebecce maskę do rąk.
- Istnieje planeta w galaktyce Czarnego Oka, mało kto o niej wie. Planeta ta ma specyficzną właściwość. Jak już pewnie zdążyłaś się domyśleć, na każdej z planet w innych systemach galaktycznych czas płynie inaczej. Co, jeśli ci powiem, że jest planeta, na której czas biegnie do tyłu?
Spojrzał uważnie na Dagan jakby chciał z jej twarzy wyczytać co kryje się w jej myślach.
- Niestety nasz orb jest teraz pod opieką rewolucjonistów i Jaśnie Nam Paującej, ale z tego co mówiła Ledeia, znacie się. Być może możemy to wykorzystać. Nie mogę posłać do ratusza nikogo z moich ludzi, gdyż natychmiast zostaną pochwyceni i straceni, ale ty... Ty mogłabyś dostać się tam, znaleźć orba, przenieść się do Galaktyki Czarnego Oka i naprawić to wszystko.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Annabelle Reguera
Awatar użytkownika
Posty: 95
Rejestracja: 31 lip 2021, o 19:45
Miano: Annabelle Soreno Morena Reguera de Ayala
Wiek: 36
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Reporter
Postać główna: Tori Te'eria
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.130
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

25 cze 2022, o 18:28

Słuchała słów asari spokojnie, nie przerywając jej. Siedząc na sofie założyła nogę na nogę, pozwalając, by fałdy białej szaty-sukni ułożyły się w miękkie wzory. Oceniała. Słuchała “między słowami” analizując i nasłuchując, czy przyłapie Me'shirę na jakimkolwiek fałszu mogącym sugerować kłamstwo albo fałsz. Ocieniała jej mowę ciała, starając się dostrzec choćby ślad zagrożenia. Słysząc wzmiankę na temat własnej, traumatycznej przeszłości wyprostowała się odruchowo, a jej oczy zwęziły się nieco. Tyle lat skrzętnie ukrywała swoją przeszłość i to wszystko co ją spotkało zanim została uwolniona i znalazła swoje miejsce we wszechświecie. Swoje powołanie. Nawet będąc tutaj, Bóg jeden wie jak daleko od domu, groźba ujawnienia tajemnic z jej poprzedniego życia była zbyt wielka i dziennikarka nie mogła na to pozwolić. Jej przeszłość była JEJ - i wara wszystkim od tajemnic, które skrywała w swojej pamięci. Sam fakt, że Przeskakiwacz dzięki masce mógł dowiedzieć się i ujawnić to, co ukrywała przed całym światem i sobą samą była groźna... Ale także dawała pewne możliwości. Pamiętała interfejs maski, pamiętała dane wyświetlające się dla jej wiadomości, gdy patrzyła przez nią na Ledeię, Rebeccę i sztywniarę Blackley. Dostęp do tych danych mógłby powiedzieć jej także bardzo dużo o samych mieszkańcach Uranosa... Ale do tego potrzebowała maski. Gdy asari umilkła, Annabelle przez chwilę pozostała w tej samej pozycji, wciąż spod ściągniętych brwi obserwując niebieskoskórą, w końcu wstała i nabrała głęboko powietrza, odwracając się w stronę śnieżącego wciąż ekranu. Przez głowę przelatywały jej dziesiątki myśli, zarysy planów i ocena ich ryzyka. Jeszcze chwilę temu wszystko wyglądało tak klarownie i jasno - w prezencie pożegnalnym zrobi reportaż by wzbudzić niepokój wśród mieszkańców Uranosa, Przeskakiwacz pomoże jej zdobyć maskę i doprowadzi do orba, a po skoku zniszczy węzeł we własnej galaktyce. Teraz stopniowo zaczęło do niej docierać, że tak tajemniczy mężczyzna, jak pozostająca pod jego wpływem Me'shira oczekują od niej znacznie więcej - oczekują udziału w jakimś chorym buncie, by zmienić istniejący porządek rzeczy. Jednocześnie sam Przeskakiwacz starał się pozostawać w cieniu i nie ujawniał swojej tożsamości... Kim był? Kimś z kręgu władzy? Bliskim temu całemu Najwyższemu? Miał dostęp do technologii zakazanej “szaraczkom”, co oznaczało, że tak naprawdę sam był w stanie pociągnąć wiele sznurków i zapewne miał wiele koneksji. Dlaczego zatem próbował użyć i wykorzystać innych, by odwalili za niego całą robotę? A co potem? Stanie na czele ruchu oporu i ogłosi się nowym Najwyższym? A może będzie tym, który uwolni Uranosa od potencjalnie groźnego buntu i w ten sposób zyska zaszczyty, jednocześnie pozbywając się “niewygodnego elementu”?

- Muszę wiedzieć więcej - odezwała się spokojnym głosem, choć w jej wnętrzu kipiały emocje - Muszę wiedzieć WSZYSTKO. O tutejszym rządzie i społeczności. O zniknięciach. O chorych i starych. O tych, którzy odważyli się podnieść głos. O tych, którzy odkryli cokolwiek by nie pasowało do oficjalnego wizerunku. Wszystko. - odwróciła się do asari, świdrując ją wzrokiem - Bo obawiam się, że na Przeskakiwacza nie możemy do końca liczyć. Gdyby chciał, wywiózłby cię z powrotem na Cytadelę w mgnieniu oka. Ma maskę, ma dostęp do orba. Pomyśl o tym, czy to nie dziwne, że zamiast pomagać tylko podjudza innych? Gdy byłam wciąż jeszcze tam... - ruchem dłoni wskazała odruchowo za siebie, nie bardzo wiedząc jak określić lokalizację własnej Galaktyki, miejsca, z którego tu przybyła - Znaczy... w domu. No wiesz. On - wskazała na ekran - Wysyłał mi wiadomości, czyli też tam był. Musiał przeskoczyć by to zrobić, bo nie wierzę, że sygnał dotarłby do mnie z Uranosa. Jeśli tak, to może skakać kiedy i gdzie chce, a jednak nie pomógł ani tobie, ani innym. Nie wiem jakie ma motywy. Równie dobrze może być agentem tutejszego rządu, który tylko mydli nam oczy i chce nas wszystkich wyłapać... ale jeśli istnieje jakiś ruch oporu, możemy upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Ludzie Uranosa muszą się dowiedzieć, jaką ułudą jest ich słodka utopia, to na pewno. Z drugiej strony - trzeba skończyć z tą obłudą i podziałem ludzi na “godnych” i “tych pozostałych”. Dać im możliwość wyboru i pokazać co tu się tak naprawdę dzieje. I taki jest mój plan.

Jej komunikator zapiszczał, informując o przychodzącej wiadomości. Znów Przeskakiwacz? Czy już przez jakieś ukryte kamery i mikrofony usłyszał, że Annabelle nie do końca zgadza się z jego pomysłem? Wiadomość jednak nie pochodziła od tajemniczego mężczyzny w masce, a od Ledeii. No tak, kolacja. Z tego wszystkiego zapomniała o turiance i obietnicy wspólnego posiłku, ale... to także mogłaby być niezła okazja do dowiedzenia się czegoś więcej, zwłaszcza z perspektywy “nowicjuszki” na Uranosie.

- Mówiłaś, że on organizuje spotkanie... Chętnie na nim się pojawię. Mam swój plan, przy pomocy innych będzie mi go łatwiej zrealizować. Bo ten świat mimo że piękny i kolorowy z wierzchu, w głębi jest chory. I wszyscy mieszkańcy muszą się o tym dowiedzieć. Każdy powinien mieć prawo i możliwość decydować o własnym losie, nie tylko uprzywilejowani. Tu nie trzeba ruchu oporu, tu trzeba jakiegoś buntu, powstania! Trzeba otworzyć wszystkim oczy... Planowałam zrobić reportaż i nadać go w prime time w wiadomościach dla całej kolonii. Miał pokazywać grzeszki i drugie dno Uranosa... Ale chyba pójdę dalej i zrobię coś, co zagrzeje ludzi do reakcji. Zagram na ich uczuciach i emocjach... Jak ci się to podoba? - uniosła brew uśmiechając się lekko i przyglądając Me'shirze pytająco - Ale żeby to miało ręce i nogi i zadziałało, potrzebuję pomocy. Twojej. Innych. Wszystkich, którzy mogą opowiedzieć coś ciekawego.

- Muszę lecieć - wskazała na swój omni, niejako nawiązując do otrzymanej przed chwilą wiadomości - ale pozostańmy w kontakcie - wysłała asari namiary na swój komunikator, po czym uśmiechnęła się ponownie i podeszła do niebieskoskórej, kładąc jej dłoń na ramieniu i zaglądając głęboko w oczy - Nie ufaj mu do końca, mam wrażenie, że nie jest całkiem szczery. Ale nie wolno nam pozostawić tego tak, jak jest teraz. Pamiętaj o swojej siostrze. Pamiętaj, ile wycierpiałaś. I ile wycierpieli pozostali. Musimy dać ludziom wolność wyboru...

Pożegnała się z Me'shirą i ruszyła korytarzem w drogę powrotną do wyjścia z muzeum. Wychodząc na parking rozejrzała się dyskretnie, sprawdzając czy nikt jej nie śledzi. Może to była paranoja, ale była podekscytowana całą tą sytuacją. To będzie temat, jakiego jeszcze nie opisywała... Bunt w kolonii. A ona w środku całej tej zawieruchy...

Wsiadając do skycara wstukała wiadomość do Ledeii:
"Już jadę, niestety nie kupiłam wina. Za to mam niezłą okazję do świętowania - dostałam pracę w Uranos Global News! Do zobaczenia niedługo! A."
Aktywowany dotknięciem dłoni skycar uniósł się w powietrze i na autopilocie ruszył w kierunku domu dziennikarki, podczas gdy jego właścicielka, zatopiona we własnych myślach, w przeciwieństwie do poprzednich lotów tym razem zupełnie nie zwracała uwagi na otoczenie i okolicę.
*** MUSIC THEME *** ARMOR ***
ObrazekObrazek
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

4 lip 2022, o 09:54

Słuchała i nie wierzyła. Rozumiała znaczenie każdego słowa z osobna, ale złożenie ich w jedną całość sprawiało, że gubiła sens. Dając sobie trochę czasu, sączyła wodę powoli, próbując pojąć, czego się od niej oczekuje - czy raczej, przede wszystkim, co tu się tak naprawdę wydarzyło. I kiedy. I...
Potrząsnęła głową lekko. Zbyt wiele pytań na raz nie było dobrą strategią. I tak nie znajdzie odpowiedzi na wszystkie, nie sądziła też, by Armin, nawet gdyby chciał, potrafił jej na wszystko odpowiedzieć. Im dłużej o tym myślała, tym bardziej była pewna, że musi się ograniczyć. Poskromić swoje wrodzone łaknienie wiedzy, znajomości absolutnie wszystkich szczegółów, i pracować na skrawkach. Tak będzie bezpieczniej i, chyba, wyjątkowo bardziej efektywnie.
Jeszcze przez kilka chwil trawiąc wszystko, co usłyszała - skupiając się przede wszystkim na podkreślanym przez Armina fakcie, że była spóźniona, na wzmiance, że nie będzie miała jak wrócić do domu i na roli Annabelle w tym wszystkim - wyraźnie uaktywniła się dopiero na przybycie kolejnego mężczyzny. Znała go... Nie, kojarzyła go. Potrzebowała momentu na zrozumienie, skąd, a gdy wreszcie przypomniała sobie posąg widoczny na obejrzanym wcześniej nagraniu, nie była w stanie ukryć zdumienia.
Znowu - nie, ciągle milczała - słuchając kolejnego potoku słów. Słów podobnych, ale jednak innych od tych, które usłyszała od Armina. Była za późno - to się powtórzyło. Ale jednak... Starszy mężczyzna widział jeszcze szansę, a skoro on ją widział, to kim była, by podważać jego przekonania? Nie znała tego świata. Nie do końca rozumiała gdzie jest i jakie prawidła rządzą tym miejscem. Fizyka w dużej mierze była oczywiście ta sama, wszystko inne jednak - wszystko to co składało się na codzienność Uranosa - było jej obce. Nie mając wystarczającej wiedzy - wystarczających danych - nie bawiła się w oceny, analizy. I tak nic by jej to nie dało.
Po prostu słuchała.
- Czas biegnie do tyłu... - mruknęła cicho, kupując sobie jeszcze kilka chwil kolejnymi łykami wody. Nie była zdumiona, przekroczyła już chyba punkt przegięcia, za którym nie potrafiła się już zdumiewać. Bycie zaskoczoną co drugą informacją, którą ją tu raczono, nie byłoby efektywne - niepotrzebnie zajmowałoby jej czas.
Odetchnęła powoli i przygryzła wargę, zastanawiając się.
- Czy ja... To znaczy, czy mogę stąd wyjść bez ryzyka, że umrę? - spytała bardzo prostolinijnie. Nie wątpiła, że musi spotkać się z Annabelle. Naprawić co było do naprawiania - jeśli faktycznie coś było. Nie wątpiła, że musi odegrać tu jakąś rolę. Zebrać więcej informacji, zrozumieć - i podjąć jakieś decyzje. Żeby to zrobić musiała mieć jednak pewność, że nie umrze. Nie - że jej ktoś nie zastrzeli, jeśli nie będzie ostrożna. Że nie umrze od promieniowania. Że jej własne ciało nie zawiedzie jej tak, jak zawiodło ją po przybyciu do tego miejsca.
Obracając niemal pustą już szklankę w dłoniach, przez chwilę błądziła spojrzeniem gdzieś ponad mężczyznami. Gdy wreszcie ponownie skupiła wzrok na Arminie i Najwyższym, wyglądała już całkiem przytomnie.
- Czy komunikacja działa tu normalnie? To znaczy... Omni-klucze - czy też z nich korzystacie? Albo z czegoś podobnego? - Jej pytania może i były proste, ale Rebecca nie chciała zgadywać. Musiała mieć pewność, co ma do dyspozycji - gwarancję, że tutejsze reguły nie są aż tak różne od tych, które znała.
Musiała skontaktować się z Annabelle. Wątpiła, by dziennikarka podejrzewała ją o podstęp - bo dlaczego miałaby? Dagan mogła znaleźć się tutaj dokładnie tak samo, jak wcześniej Ledeia czy sama Reguera - przez nieszczęśliwy przypadek. Miała prawo być zagubiona i szukać kogoś znajomego. Kogoś, kto dotarł tu przed nią i kto... Cóż, kto coś wie.
Dostanie się do dziennikarki byłoby już sukcesem. Co potem? Rebecca nie była pewna. Ba, nie wiedziała nawet, czy faktycznie będzie działać przeciwko Annabelle. Skąd miała to wiedzieć? Miała za mało informacji. Najpierw musiała poradzić sobie z tym, potem podejmie decyzje.
Ufanie jednej stronie nie byłoby rozsądne. Nie warto było brać wszystkiego na wiarę.
- Zróbmy to - odetchnęła wreszcie cicho. - Dam radę. Tak myślę. Naprawmy... Naprawmy to wszystko. I otwórzmy mi drogę do domu - mruknęła cicho na koniec, gotowa spróbować nawiązać połączenie z Annabelle od razu, gdy tylko uzyskałaby potwierdzenie, że kontakt na duże odległości nie działa tu inaczej niż w znanej jej galaktyce.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12104
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

7 lip 2022, o 18:41

Annabelle
Me'shira spojrzała na dziennikarkę i chłonęła każde jej słowo, a na jej twarzy pojawiło się zrozumienie, które w mgnieniu oka zmieniło się w czystą determinację. Powoli ale zdecydowanie skinęła głową i wskazała Annabelle aby ta poszła za nią. Szły pustymi korytarzami z powrotem mijając muzealne ekspozycje, aż doszły wreszcie do samego początku gdzie asari się zatrzymała. Na plakietce pod sufitem, wyświetlał się delikatny napis opatrzony strzałką.
KIERUNEK ZWIEDZANIA.
- To jest początek historii. Tutaj wszystko się zaczęło - wskazała na mniejszą wersję monumentu, który był centralnym punktem miasta. Teraz przed Annabelle stała jego zminiaturyzowana wersja opatrzona napisem "Najwyższy Oświecający Wybranych". - Początek legendy głosi, że pewnego dnia na planecie Ziemia został odkryty pierwszy orb, a wraz z nim powstał zakon chroniący tajemnicy przenoszenia się w przestrzeni za ich pomocą. Byli to również pierwsi Przeskakiwacze. Pierwszy Najwyższy odkrył metodę działania orbów i skonstruował maski, które pomagały w przenoszeniu się tam gdzie się chciało i chroniły przed efektem przyciągania.
Me'shira pozwoliła Annabelle chwilę przyjrzeć się statuetce po czym pokierowała ją nieco w głąb sali to hologramu, który wyświetlał już coś, co dziennikarka widziała. Na wizji, którą dostała pierwszy raz od Przeskakiwacza. Hologram przedstawiał grupę ludzi, odzianych w dziwne szaty ze złotymi maskami na twarzy. Na pierwszy rzut oka wyglądało to, jak odprawianie jakiegoś dziwnego rytuału, ale napis pod spodem rozwiał wątpliwości. "Pierwsza Próba Uruchomienia".
- Widzisz tutaj pierwszych Przeskakiwaczy wraz z Najwyższym, hologram przedstawia ich przed podróżą w poszukiwaniu lepszej planety do życia. Miejsca, gdzie wszyscy będą równi i gdzie będzie można zacząć wszystko od nowa - powiedziała Me'shira nie odwracając wzroku od wyświetlanego obrazu. - Chcieli zresetowanego społeczeństwa, przedstawicieli ras, którzy mieli dość zasad panujących w Drodze Mlecznej. Czegoś nowego, świeżego.
W miarę przesuwania się ku kolejnym ekspozycjom, asari zatrzymywała się i tłumaczyła Annabelle kolejne hologramy, inscenizacje czy eksponaty, które z każdym kolejnym krokiem składały się na większą i co należało przyznać bardzo spójną całość. Przechodziły dość szybko, ale Reguera i tak miała nieodparte wrażenie, dość słuszne zresztą, że całe oprowadzanie trwało dobrą godzinę i kiedy już były przy końcu, Annabelle wreszcie miała wyłożoną jak na tacy całą historię Uranosa. Historię pełną nadzieji, ale także dramatów wyborów i z pewnością ogromu włożonej pracy w to, co mogli zastać teraz. Pewne jej pytania wciąż pozostawały bez odpowiedzi, jak chociażby te dotyczące starszych i chorych członków społeczności, bo o tym Me'shira nie wspomniała ani razu.
Jednak nie było w tej opowieści niczego fatalistycznego, nie było ani wzmianki o przymuszaniu do czegokolwiek, o braku wyborów, jedynie czysta wizja chęci zmian i porzucenia dawnego życia. Jakby wszyscy, zgodnie zgadzali się na swój los, nawet w momencie przypadkowego znalezienia się na Uranosie. Czy była to prawda, czy czysta propaganda, Annabelle musiała ocenić sama.

W drodze do domu miała sporo do przemyślenia, jednak kiedy tylko przekroczyła próg swojego lokum - ni z tego ni z owego, poczuła się jakby wróciła do domu, w pełnym tego słowa znaczeniu. Kilka minut później, do jej drzwi zadzwonił dzwonek a w progu pojawiła się Ledeia z dwoma butelkami wina w ręce i szerokim uśmiechem na twarzy.
- Jedzenie zamówione, możemy otwierać wino - powiedziała i weszła do środka. - Jak ci minął dzień? Sporo zwiedziłaś? Dostałaś pracę?
Przeszły do salonu, a Santus rozsiadła się wygodnie w fotelu.
- Wiesz, kiedyś dłubiąc przy myśliwcach kochałam to, ale czasem ze służby wracałam do domu mając ochotę już więcej tam nie wrócić. Teraz nawet nie jestem zmęczona.

Rebecca
Człowiek, który przedstawił się jako Najwyższy pokręcił przecząco głową na pierwsze pytanie jakie zadała Rebecca.
- To zbyt ryzykowne - westchnął. - Miejsce, w którym jesteśmy jest dobrze ukryte. Nowy Porządek używa w większości przypadków złotych masek do identyfikacji swoich sprzymierzeńców. Ty nie będziesz miała tej ochrony. Mogę cię jednak zapewnić, że dzięki przetoczeniu krwi powierzchnia planety nie stanowi już dla ciebie zagrożenia. Możesz stąd wyjść, na powietrze, w każdej chwili.
Jeden i drugi mężczyzna pozwolili Dagan zebrać myśli, nie poganiając jej w żaden sposób. Musieli sobie doskonale zdawać sprawę z tego, że dla kogoś nowego, cała masa informacji do przyswojenia była spora i dość absurdalna. Najwyższy wyglądał trochę jak poczciwy dziadek z jakiegoś vidu i Rebecca nie mogła oprzeć się wrażeniu, że nie skrzywdziłby nawet muchy. Cały czas lekko się uśmiechał, a w jego oczach tliło się coś na kształt współczucia i zrozumienia, ale też nadzieji.
- Omni-klucz, którego używasz działa dokładnie tak samo jak jesteś do tego przyzwyczajona, aczkolwiek odradzam bezpośredni kontakt z Annabelle - powiedział spokojnie. - Nie możemy ryzykować, że ktoś nas odnajdzie. Nie mamy też pewności czy mężczyzna będący przy boku pani Reguera nie nabierze podejrzeń co do twojej osoby. To bardzo utalentowany młody człowiek.
Najwyższy zawahał się przez moment, spojrzał na Armina, a potem odwrócił wzrok i wbił go w ziemię.
- To mój syn - jego wina wyrażała najgłębsze ubolewanie i nie sposób było, nawet dla Rebeki, nie mieć dla tego mężczyzny odrobiny współczucia. Widać było, że dźwiga na swoich barkach ogromny ciężar i że nic nie jest w stanie go z niego zdjąć. - Myślę, że dobrze byłoby wymyśleć jakiś plan działania, który nie obejmowałby bezpośredniej konfrontacji. Wątpię by Annabelle zgodziła się tak po prostu dać ci dostęp do orba w ratuszu. Masz jedyną maskę jaka nam pozostała, reszta została skonfiskowana przez rebeliantów. Nie możemy tego stracić, to nasza jedyna nadzieja.
Armin do tej pory milczący i stojący w kącie odchrząknął.
- Możemy przygotować bezpośredni atak na ratusz i odciągnąć uwagę od bocznych wejść, które pewnie będą strzeżone. W ten sposób mniejsza grupa mogłaby się dostać do środka. Zapewne zginie wielu ludzi, ale szanse na dostanie się do orba będą większe dla Rebeki i jej ewentualnego wsparcia. Możemy też spróbować wysłać samą Rebeccę wraz z grupą wsparcia i spróbować zrobić to po cichu, ale wtedy szanse na złapanie was są znacznie większe.
Armin i Najwyższy wpatrywali się teraz w Dagan jakby licząc na to, że to właśnie ona podejmie decyzję w sprawie ewentualnej próby dostania się do orba.
- Inne propozycje też jestem gotów rozważyć - powiedział wyraźnie mając nadzieję na to, że może Dagan wpadnie na coś, co nie wymagałoby rozlewu krwi jego ludzi.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

9 lip 2022, o 11:33

Teraz, gdy mogli mówić o konkretach, poczuła się lepiej. Jakby odzyskała kontrolę. Oczywiście, wcale tak nie było - podświadomie wciąż wiedziała, że jest zagubiona w sytuacji nie mniej niż parę chwil temu - ale złudne wrażenie wystarczało, by mogła działać rozsądniej. Bardziej świadomie. Ot, błędne koło.
Powierzchnia planety nie stanowiła już dla niej zagrożenia, a omni-klucz działał tak, jak powinien - to były dobre informacje. Gorszymi wieściami był brak większej liczby złotych masek - to sprawiała, że jedyna, którą mieli do dyspozycji, była zbyt cenna by nią ryzykować. W efekcie myśl o kontaktowaniu się z Annabelle zaczęła tracić na wartości. Dagan nie odcinała się od niej jeszcze całkowicie, ale przestała traktować ją jako najlepszy pomysł.
Wciąż brakowało jej danych.
Wzmiankę o tym, że aktualny towarzysz Reguery jest synem Najwyższego nie zareagowała w żaden widoczny sposób. Ta informacja nic dla niej nie znaczyła, nie wpływała w żaden konkretny sposób na dalsze poczynania. Istotniejsze były plany przedstawione przez Armina.
Plany, które niekoniecznie jej się podobały.
- Nie będziemy atakować - stwierdziła po wysłuchaniu przedstawianych opcji. Za jej słowami nie stały przy tym żadne ideały, żadne bohaterstwo. Po prostu uznała, że zamieszanie przy wejściu mimo wszystko nie byłoby tak opłacalne, jak mogłoby się wydawać. Oczywiście, frontalny atak z pewnością odwróciłby uwagę, nie miała jednak pewności jakie systemy ochronne aktywowaliby wtedy wewnątrz budynku. Myśl, że musiałaby przedzierać się przez niezliczoną liczbę zapór, nie napawała jej specjalnym optymizmem, a wizja zyskania czasu na drodze wywołania zamętu nagle nie była już tak atrakcyjna. Bo wcale mogła tego czasu nie dostać. - Wejdziemy na cicho. Czy raczej... - Zawahała się, po chwili jednak potrząsnęła głową i dokończyła myśl. - Ja wejdę. Sama.
Nie była bohaterką, nie chodziło jej więc wcale o ochronę życia innych ludzi. To znów była kalkulacja - rachunek, który może nie do końca jej się podobał, ale z którym trudno jej było dyskutować.
- Wsparcie nie będzie mi potrzebne, przynajmniej nie od razu. Wejdę sama, bo mnie tu nikt nie zna. - Wzruszyła lekko ramionami. - W waszym przypadku, kogokolwiek z was, zawsze jest ryzyko rozpoznania. Może mała, ale skoro towarzysz Annabelle... Twój syn... jest tak sprytny, nie uwierzę, że nie ma odpowiednio rozbudowanych baz wizerunków. Że nie ma katalogu niemal wszystkich z was. Nie chcę ryzykować, mając przy sobie taki ogon. Ogon, który potencjalnie może mnie spalić. - Przerwała na moment, po chwili unosząc dłonie w przepraszającym, obronnym geście. - Bez urazy.
Milczała przez chwilę, myśląc intensywnie.
- Od was potrzebuję sprzętu, instrukcji, co dokładnie zrobić z orbem, i zaplecza, bym miała gdzie uciec, gdy się nie uda. - Wzruszyła ramionami. Musiała brać pod uwagę i taką możliwość. - Możecie zostawić kogoś, by na mnie czekał w okolicy ratusza, wystarczająco daleko jednak, by nie utrudniać mi pracy. - Skupiona na planowaniu działań, odruchowo gładziła kołdrę szpitalnego łóżka. - Co do sprzętu - wiecie, co mam. Wszystko powinno działać, tak sądzę. - Nie była pewna, czy przejście przez orba nie zaszkodziło jej ekwipunkowi, zamierzała to jednak sprawdzić przy najbliższej okazji. - Jeśli jednak możecie mi dać cokolwiek lepszego, wezmę wszystko. - Uśmiechnęła się z przelotnym rozbawieniem. - Dodatkowa broń. Plecak. I... W zasadzie chyba przede wszystkim przebranie. Pójdę w pancerzu, dobrze byłoby go jednak zrobić bardziej neutralnym. Ostentacyjne barwy Przymierza raczej się tu nie przydadzą - parsknęła cicho.
Przecierając twarz dłonią, odetchnęła powoli. Myśl o kontakcie z Annabelle wróciła i tym razem Rebecca znów była przekonana, że ten kontakt nawiązać musi. Nie stąd - wykrycie partyzantów przez ich oponentów nikomu by nie posłużyło - ale potem, będąc w drodze, nie powinna z tego od tak rezygnować. Miała co powiedzieć dziennikarce - miała historię, w większości prawdziwą. Przemilczenie kilku szczegółów nie powinno aż tak wpłynąć na jej wiarygodność. To jednak był plan na potem, teraz musiała stanąć na nogi.
I jeszcze jedno.
- Potrzebuję też danych - dodała na koniec swego koncertu życzeń. - Jak najwięcej informacji o mieście, obecnej sytuacji. Nazwiska, twarze, schemat ratusza jeśli macie. Plany zabezpieczeń budynku. Listę wyposażenia waszych przeciwników. Rys psychologiczny twojego syna. Nagrania z monitoringu okolic ratusza z ostatnich kilku dni. W zasadzie... Wszystko. Potrzebuję wszystkiego - sapnęła cicho, tym razem z wyraźną frustracją. - Muszę nauczyć się wszystkiego o tym miejscu - mruknęła, krzywiąc się w gorzkim grymasie.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Annabelle Reguera
Awatar użytkownika
Posty: 95
Rejestracja: 31 lip 2021, o 19:45
Miano: Annabelle Soreno Morena Reguera de Ayala
Wiek: 36
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Reporter
Postać główna: Tori Te'eria
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.130
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

15 lip 2022, o 17:46

Skycar gładko pokonywał drogę powrotną, dając Annabelle okazję by jeszcze raz przemyśleć wydarzenia dzisiejszego popołudnia i wieczoru. Sama przed sobą musiała przyznać, że dzień był zdecydowanie bardziej intensywny niż mogła się tego spodziewać. Zaledwie kilka godzin temu opuściła szpital z niemal zerową wiedzą o Uranosie, oszołomiona i zadziwiona kolonią i możliwością po raz pierwszy zwiedzenia jej na własną rękę, a teraz znajdowała się w centrum jakiegoś politycznego spisku, intrygi czy wręcz zarzewia buntu, pozostając w kontakcie z równie tajemniczym co podejrzanym Przeskakiwaczem, planując wykorzystanie lokalnej sieci informacyjnej do szerzenia kontrpropagandy i prawdziwych informacji mających obnażyć obłudę i zakłamanie tutejszego rządu oraz wszelkie możliwe okropieństwa i nadużycia których władza się dopuszczała...

- Masz talent do wściubiania nosa w nieswoje sprawy, kobieto - mruknęła do samej siebie aktywując omni i wywołując nagranie z muzeum - Na nudę zdecydowanie narzekać nie możesz...

Przewinęła nagranie z muzeum do początku prywatnego pokazu, jaki zaoferowała jej Me'shira i wpatrzyła się w nieco drżący obraz nagrywany “z ręki”, własnym omni-kluczem. Tym razem skupiała się nieco bardziej na samej opowieści snutej przez jej przewodniczkę. Wiedząc, że każde słowo asari zostanie uwiecznione, podczas zwiedzania kontemplowała ze szczegółami i najwięcej uwagi poświęcała wizualnej stronie “wycieczki” po historii kolonii. Rzeźby, szkice, hologramy, nagrania i całe ekspozycje najlepiej było obejrzeć własnymi oczyma, bo nagranie nigdy nie oddawało w pełni tego, co mogła chłonąć samą sobą podczas śledztwa. I chociaż w tym przypadku do logicznej ciągłości wystawy i do prezentowanej treści nie mogła się w żadnym miejscu przyczepić - miała świadomość, że ogląda tylko lukrowaną do bólu zębów i upiększoną niemal do granicy kiczu część propagandowej prawdy, którą zapewne mieszkańcy kolonii byli karmieni przez większość czasu. “Ach jak u nas jest świetnie, jak bardzo Przestrzeń Cytadeli jest zła, jakimi jesteśmy szczęściarzami, że zostaliśmy uratowani, niech to co zostało za nami zgnije we własnych grzechach, my osiągnęliśmy Nirvanę żyjąc w tej utopii, doceniajcie wszyscy co macie, bo Najwyższy o nas dba”. Momentami aż do przesady, bo całość zaczynała brzmieć jak “nie lękaj się, zostałeś uratowany i nie opieraj się woli Najwyższego - kiedyś byłeś niczym, teraz jesteś czymś, jesteś Jego własnością i jesteś Mu winien oddanie i posłuszeństwo”. Czysta demagogia.

Wsłuchując się w słowa Me'shiry z nagrania starała się wyłapać jakieś niespójności bądź nieścisłości, szukała jakiejkolwiek “dziury w całym” który mógłby stanowić punkt zaczepienia do drążenia głębiej i odsłonięcia prawdy, ale sama musiała przyznać, że wystawa została przygotowana niemal doskonale, z góry odpowiadając na ewentualne wątpliwości i pytania, które mogli mieć widzowie. Część historii już znała - z fragmentarycznych informacji, czy choćby z nagrań przesyłanych jej wcześniej przez tajemniczego nadawcę, który okazał się być w końcu Przeskakiwaczem, jednak dopiero teraz była w stanie umiejscowić te fragmentaryczne kadry w całej historii, łącząc je z resztą i układając w mniej-więcej spójny obraz. Cała historia wyglądała się kręcić wokół Najwyższego - według oficjalnych informacji to on odkrył pierwszego orba, to on również był pomysłodawcą i konstruktorem masek umożliwiających... co to w zasadzie było? Teleportacja? Przesył? Jakaś pokręcona i zminiaturyzowana wersja przekaźników masy? Przydałoby się dowiedzieć nieco więcej. Nie z czysto poznawczych pobudek - Anabelle nawet do głowy nie przyszło, że zrozumiałaby coś z technologiczno-naukowego bełkotu opisującego zasadę działania artefaktów, ale te informacje mogą się okazać użyteczne w przyszłości, gdy już uda się jej bezpiecznie wrócić do domu. Poza tym - sama postać lidera lokalnej społeczności mogła być całkiem ciekawym tematem na osobny reportaż. Gdyby tylko udało się go namówić na spotkanie i szczery wywiad...

Skycar obniżył lot i zaczął podchodzić do lądowania, przerywając rozmyślania dziennikarki. Chwilę później kobieta już otwierała drzwi swojego domu, z westchnieniem ulgi pozbywając się butów i wchodząc do wnętrza, które jakby witając ją rozjarzyło się miękkim światłem. Spodziewając się, że Ledeia - w końcu mieszkająca po sąsiedzku - dostrzeże jej przybycie, była niemal pewna, że turianka zostawi jej niewiele czasu na ogarnięcie się, jednak po całym dniu spędzonym “w biegu” i na gorączkowym, dynamicznym rozwoju sytuacji w tej chwili marzyła o odświeżeniu się i przebraniu w jakieś nieco bardziej wygodne ciuchy. Biała szata - owszem, może i elegancka, ale średnio praktyczna w roli podomki - wylądowała więc na krześle obok łóżka w sypialni, a Annabelle niewiele myśląc wparowała pod natrysk. Jeśli Ledeia pojawi się gdy ona będzie brać prysznic, najwyżej poczeka chwilę pod drzwiami.

Nikt jednak jej nie przeszkodził - kilka minut później, zawinięta w miękki jak dotyk kocich łapek ręcznik, z ręcznikowym turbanem na głowie i klaszcząc mokrymi stopami po posadzce przemknęła do garderoby i - zaskoczona ilością ubrań pozostawionych do jej dyspozycji - po raz kolejny podziękowała w myślach tajemniczemu komuś, który umeblował i zaopatrzył jej dom we wszystko, co było potrzebne, a nawet w o wiele więcej. Nie potrzebowała się stroić - w końcu była “u siebie”, chciała poczuć się swobodnie i po domowemu, dlatego po chwili wahania zdecydowała się na idealnie dobrane pod jej rozmiar jeansy i T-shirt z wielkim napisem “I ♥ Uranos” umieszczonym z przodu oraz grafiką panoramy kolonii wyciętej w kształt serca na plecach. Właśnie kończyła rozczesywać jeszcze wilgotne włosy, gdy rozległo się pukanie do drwi, zwiastujące przybycie turianki.

Przyniesione przez Ledeię wino szybko znalazło się w kieliszkach, a obie kobiety wyciągnęły się na kanapie w salonie. Mówiła głównie Anabelle, opowiadając o swojej wizycie w siedzibie Redakcji i o pobycie w muzeum, kątem oka obserwując reakcję turianki i starając się nie poruszyć żadnego “drażliwego” tematu.

- ...i w efekcie nie tylko dostałam pracę, ale mam swój pierwszy przydział. Będę robiła reportaż o Uranosie z punktu widzenia osoby nowoprzybyłej, by raz jeszcze uświadomić mieszkańcom kolonii ich szczęście i przypomnieć jakie mają tu możliwości i jak niesamowite jest to miejsce. No wiesz, rozmowy z przypadkowymi obywatelami, przypomnienie historii, kilka dokonań i osiągnięci tutejszej społeczności oparty na różnicach w stosunku do przestrzeni Cytadeli i zachwytach na temat tego co zastałam tutaj. Wizyta w muzeum dała mi kilka dodatkowych tematów które chciałabym prześledzić i jestem wdzięczna Me'shirze że zgodziła się zostac po godzinach i mnie oprowadzić. Ale przede wszystkim - będę chciała spotkać się z Najwyższym, jeżeli wyrazi na to zgodę. Chciałabym poznać go osobiście i móc nagrać z nim szczery wywiad... Myślisz, że będzie to możliwe, czy facet raczej trzyma się z dala od maluczkich ludzi? Wywiadów zresztą chciałabym zrobić nieco więcej, a w zasadzie... - uśmiechnęła się do Ledeii unosząc brew - Mogłabym zacząć już teraz. Ty też jesteś stosunkowo nową obywatelką, więc powiedz mi - kilkoma wciśnięciami wirtualnych przycisków na omni przywołała swojego drona, który aktywował nagrywanie kadrując obraz na turiance - Jakie były twoje pierwsze myśli, gdy po raz pierwszy stanęłaś na ulicach kolonii i zrozumiałaś jak odmienną przyszłość oferuje ci Uranos? Gdzie skierowałaś najpierw swoje kroki? Jak odkrywałaś uroki tego miejsca?
*** MUSIC THEME *** ARMOR ***
ObrazekObrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12104
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

26 lip 2022, o 16:35

Rebecca
Armin i Najwyższy ze spokojem wysłuchali tego, co Dagan miała do powiedzenia w kontekście ewentualnego planu dostania się do orba.
- Masz rację - powiedział ten pierwszy. Widać było, że jest pod ogromnym wrażeniem Rebeki i tego w jaki sposób potrafiła trafnie założyć pewne zmienne, o których on sam nie pomyślał. W końcu, kiedy zostały wypowiedziane przez panią podporucznik, stały się oczywisto jasne. Armin najwyraźniej nie posiadał takiego doświadczenia, ani też wiedzy by móc podważyć słowa kobiety.
- Plany budynku jak i okolicy prześlę na twój omni-klucz - powiedział od razu biorąc się za działanie. - Mamy też naniesione ścieżki patroli razem z godzinami zmian, są one orientacyjne, natomiast powinny być na tyle precyzyjne, żebyś nie miała problemu z ominięciem potencjalnego zagrożenia.
Mężczyzna zerknął na Rebeccę upewniając się, że na jej urządzenie zostały przesłane wszystkie dane, o które kobieta prosiła, a którymi dysponował ruch oporu.
- Przemalujemy twój pancerz na barwy Nowego Porządku, ale jeśli ktokolwiek z ludzi, na których wpadniesz będzie posiadał złotą maskę - Armin zawiesił na chwilę głos. - To przykrywka spali na panewce. Będziesz miała jedną, kluczową przewagę - maskę. Ona dokładnie sklasyfikuje ci każdą postać organiczną, na którą spojrzysz - wyposażenie, doświadczenie, przynależność, nazwiska. To jej główny atut. Co ważniejsze, maska jest też kluczem do uruchomienia orba i wyboru odpowiednich współrzędnych. Jak już zapewne zauważyłaś nie jest to trudne, wystarczy, że skupisz myśli na miejscu, do którego chcesz dotrzeć i orb sam przeniesie cię tam w jednej chwili. Niestety będziesz musiała polegać na własnym sprzęcie, naszego mamy niewiele, a nie odbiorę moim ludziom możliwości obrony.
Najwyższy do tej pory siedział z boku obserwując tę dwójkę. Na jego twarzy malował się spokój i opanowanie, można było odnieść wrażenie, że ten spokój udziela się wszystkim dookoła.
Kiedy już Rebecca otrzymała pełny obraz sytuacji Armin odchrząknął i z zadowoleniem pokiwał głową.
- Odpocznij, nabierz sił, jutro wieczorem powinnaś być gotowa do akcji i w pełni sprawna - powiedział i wraz z Najwyższym opuścili pomieszczenie wymieniając się z lekarzem.

Poranek przyszedł leniwie i kiedy Dagan się obudziła spostrzegła, że w kącie pokoju, na wózku siedzi Najwyższy.
- Dzień dobry - powiedział łagodnie i uśmiechnął się dobrotliwie. - Wyspałaś się?
Na stoliku obok niej, Rebecca zauważyła gotowe spore, śniadanie, na które składały się tosty, jajka na miękko i kilka plasterków pieczonego bekonu.
- Smacznego - powiedział i oparł się wygodnie przyglądając się Rebecce. - Przyszedłem porozmawiać o moim synu. To dobry chłopak, tylko nieco zagubiony. Odkąd został Przeskakiwaczem widział różne światy, rozmawiał z przedstawicielami różnych ras, w tym takimi, o których Droga Mleczna nie ma bladego pojęcia. Widzisz, kiedy rodzi się dziecko na Uranosie, z pomocą maski przeprowadzamy pewien, nazwijmy to rytuał, który ma na celu wyzbycie się z noworodka predyspozycji do zła. To nasz był nasz sposób na wykreowanie społeczeństwa idealnego, zrównoważonego i nastawionego pokojowo. Jednak w ramach eksperymentu, mój syn nie został temu poddany. W ten sposób stał się podatny na wpływy zewnętrzne. Wniósł te wpływy do naszego społeczeństwa i rozkrzewił wśród bardziej podatnych jednostek. Zorganizował zamach stanu wykorzystując do tego nowoprzybyłą Annabelle, która była w naszym świecie zagubiona bardziej, niż ktokolwiek ze wcześniejszych nowoprzybyłych. Przesiąknięta do granic możliwości wątpliwościami i tęsknotą za poprzednim życiem, była łatwym celem. Świeżym. Dlatego teraz jesteśmy tutaj.
Zamilkł na moment, ale nie można było pozbyć się wrażenia, że pomimo tego o czym opowiadał, Najwyższy nie wyrażał żadnego żalu w stosunku do swojego syna. Syna, który przecież zburzył cały świat, który mężczyzna wybudował od zera.
- Życzę ci powodzenia w Twojej misji Rebeko Dagan, niech twój duch cię prowadzi i miej litość dla swoich wrogów - pożegnał się tym specyficznym sposobem i wyszedł z pomieszczenia.

Dzień minął Rebecce na bardzo szybkiej rehabilitacji, przez którą przeprowadzili ją lekarze. Wciąż mogła odczuwać lekkie zawroty głowy, ale kiedy na zewnątrz zaczęło się ściemniać Armin przyszedł po nią, a ona była faktycznie w pełni sił. Mężczyzna zaprowadził ją korytarzami na zewnątrz, gdzie przed wejściem do zamaskowanego szpitala stał obszerny namiot. Po odrzuceniu płachty i wejściu do środka, oczom Dagan ukazało się pełnoprawne stanowisko dowodzenia.
Armin zaczął zakładać pancerz i w międzyczasie skinął głową na metalową skrzynię obok siebie, w której podporucznik znalazła swój, przemalowany i gotowy do założenia. Jej broń, uzupełniona o pochłaniacze ciepła leżała zaraz obok.
- Przeprowadzę cię pod ratusz, zostanę na miejscu i będę czekał, wiem gdzie się ukryć żeby nas nie znaleźli - poinformował ją i poczekał aż ta się przygotuje, po czym skinął głową i chwilę później maszerowali już przez gęsty las. Po około piętnastu minutach znaleźli się na skraju puszczy, a przed ich oczami widniało miasto. Albo raczej coś, co kiedyś miastem było, teraz stanowiło jednak w większości ruinę poprzecinaną czymś, co Dagan mogła określić jako stanowiska patrolowe.
- Na mapie zaznaczyłem ci optymalną ścieżkę - powiedział włączając swój omni-klucz i porównując go z tym, co wyświetlało się na urządzeniu Dagan. - Powodzenia.

Annabelle
Ledia klasnęła i roześmiała się.
- To cudownie! - podsumowała opowieść Reguery i rozsiadła się wygodniej w fotelu kosztując wina. - Bardzo się cieszę, że ci się tu podoba. Trochę się obawiałam, że będziesz, no nie wiem, zagubiona. Nie znałam cię wcześniej, ale pierwsze wrażenie, które zrobiłaś wypadając z mojej ładowni było dość interesujące.
Turianka spojrzała gdzieś nad ramieniem dziennikarki rozmarzonym wzrokiem. Szybko jednak otrząsnęła się i powróciła myślami do tu i teraz, zwłaszcza, że Annabelle kompletnie zaskoczyła ją pytaniem.
- Ja? - spytała niemal wykrzykując to słowo. Chwilę analizowała coś w myślach, ale entuzjazm wziął górę i Santus już kiwała głową z aprobatą dla owego pomysłu. - Pewnie, nigdy nie byłam co prawda przed kamerą, ale chętnie opowiem o moich wrażeniach z Uranosa.
Poprawiła się w fotelu, odłożyła wino, choć w pierwszej chwili zastanawiała się co ma z nim zrobić. Poprawiła białą szatę, którą nosili na sobie wszyscy mieszkańcy i odchrząknęła.
- Z racji tego, że było to całkiem niedawno, mam jeszcze świeże wspomnienia dotyczące całej sprawy - uśmiechnęła się i spojrzała na dziennikarkę, jakby sprawdzając czy to co mówi jest w porządku. - Przez pierwsze dni w szpitalu miałam wrażenie, że rozpadam się na kawałki. Nie rozumiałam co się dzieje, nie wiedziałam czy żyję, czy już zaświaty czy może tylko sen. Potem pojawili się lekarze, którzy nie chcieli mi niczego powiedzieć. Nie rozumiałam tego, a w środku mnie rosło coś na kształt buntu.
Zatrzymała się na moment i zmarszczyła czoło, jakby próbowała sobie przypomnieć szczegóły dotyczące jej pobytu w szpitalu.
- Potem jednak zjawił się pan Tevario, opowiedział mi o Uranosie, o jego idei i całokształcie społeczeństwa. Opowiedział o Najwyższym i zaprosił na zwiedzanie muzeum, kiedy tylko będę gotowa opuścić szpital - znów się uśmiechnęła, jakby to wspomnienie wywołało w niej same pozytywne emocje. - Z początku, kiedy dostałam mieszkanie i pracę, tak od ręki, z czystej troski o moją osobę, wydawało mi się to podejrzane. Potem jednak bardzo szybko się zaaklimatyzowałam, poznałam innych obywateli i okazało się, że życie wcale nie musi być walką o przetrwanie, jeśli wiesz co mam na myśli.
Im więcej mówiła Ledeia, tym bardziej wydawało się, że zaczyna mówić swobodnie, że kamera jej nie peszy, a jej mimika twarzy ewidentnie wskazywała na to, że powrót do tych wspomnień wywoływał u niej jedynie pozytywne emocje. Opowiedziała Reguerze o swoich pierwszych tygodniach aklimatyzacji, o tym, że wszyscy byli dla niej mili i życzliwi. Potem płynnie przeszła do możliwości, jakie według niej daje Uranos. Do spokoju i życia w pełnym dostatku bez ciągłego odwracania się za siebie czy przypadkiem ktoś nie chce ci wbić noża w plecy.
W efekcie Ledeia wykreowała przed Annabelle wizję, którą ciężko było podważyć. Wizję absolutnego szczęścia i wolności od trosk, które tak bardzo dawały się we znaki w przestrzeni Drogi Mlecznej. Kiedy skończyła była niemalże rozradowana.
- W porządku? Nada się to do czegoś? - zapytała uprzejmie z nutką ciekawości w głosie. Jeżeli Reguera liczyła na jakieś wpadki Santus apropos mrocznej części życia na Uranosie, to musiała się niestety rozczarować.
W chwilę później, na omni-klucz dziennikarki przyszła wiadomość od jej nowego szefa.
Cześć Nowa! :)
Zwolniło się miejsce na relację na żywo z przemówienia Najwyższego. Załatwię wejściówkę VIP za kulisy. Wywiad z nim byłby szosem! Daj znać czy ci pasuje. Termin: za dwa dni.
Dzięki! Miłego.
Alan
- Coś fajnego? - zapytała Ledeia widząc minę Annabelle, która odczytywała wiadomość.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

30 lip 2022, o 08:55

Wiedziała, że jej plan jest dobry. Czy raczej - najlepszy, na jaki mogli sobie pozwolić w tej sytuacji. Naprawdę nie mieli specjalnego wyboru, niewiele opcji nadawało się, żeby w ogóle się nad nimi zastanawiać, a co dopiero - faktycznie wykorzystać. Gdy więc mężczyźni zgodzili się na jej uwagi, skinęła tylko głową, uznając to za rzecz oczywistą. Musieli się zgodzić - i zapewne mieli tego świadomość.
Po otrzymaniu potrzebnych danych przeglądała je przez moment, na razie jednak nie skupiając się na szczegółach. Zamierzała się tym zająć, oczywiście - przestudiować wszystko, co dostała, zwracając uwagę na każde, najdrobniejsze oznaczenia na mapach (te zapamiętałaby szybko, jej pamięć fotograficzna zapisałaby je niemal jeden do jednego) i każe zdanie otrzymanych raportów - ale to później, gdy zostanie znów sama i będzie mogła się skupić.
Po wysłuchaniu skrótowego opisania właściwości maski, uniosła lekko brwi i po raz wtóry skinęła głową powoli. Nie wiedziała, że złote cacko jest aż tak zaawansowanym interfejsem. Jasne, nie miała skąd tego wiedzieć - nie paradowała w niej przecież i nie sprawdzała jej funkcji - tak czy inaczej była jednak zaskoczona. Dotąd wydawało jej się... Cóż, sądziła chyba, że maska jest jakiegoś rodzaju interfejsem podróżniczym i niczym więcej. Dobrze wiedzieć, że jej funkcje były jednak znacznie bardziej rozbudowane i, jak na ten moment, bardzo przydatne. Fakt, że oponenci będą dysponować takim samym sprzętem to oczywiste utrudnienie, wciąż jednak sądziła, że sobie poradzi.
Niespecjalnie miała wyjście, co?
Gdy mężczyźni na powrót opuścili pokój, Rebecca jeszcze przez dłuższą chwilę grzebała w otrzymanych danych, starając się wyciągnąć z nich najwięcej jak mogła. Dopiero w chwili, w której była pewna, że zrobiła wszystko co mogła, by się przygotować - dopiero wtedy pozwoliła sobie na sen. Sen zaskakująco spokojny jak na to, co miało ją czekać następnego dnia.

Rano obudziła się z wrażeniem, że nie jest sama - i rzeczywiście, nie była. Przecierając zaspane oczy przez chwilę spoglądała na Najwyższego bez zrozumienia, nim przypomniała sobie wszystko, w co się wplątała.
- Ja... Tak. Tak, dziękuję - odpowiedziała z wahaniem. Jej głos był wyraźnie zachrypnięty po nocy, kaszlnęła więc raz i drugi, próbując przywrócić mu trochę lepsze brzmienie.
Podnosząc się do siadu i wspierając o poduszki zerknęła na stolik zastawiony śniadaniem i westchnęła cicho. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak jest głodna. Wcześniej, gdy skutki promieniowania dawały jej się bardziej we znaki, nie przejmowała się czymś tak przyziemnym jak ssanie w żołądku. Teraz, gdy czuła się już lepiej, podstawowe potrzeby znów dochodziły do głosu.
Jedząc, słuchała Najwyższego bez słowa. Na wzmiankę o rytuale zmarszczyła lekko brwi, nie komentując jednak. Nie sądziła, że pozbawienie człowieka predyspozycji do zła jest możliwe, z drugiej jednak strony widziała już dosyć niewiarygodnych rzeczy, by nie skreślać czegoś tylko dlatego, że nie widziała tego na własne oczy.
Nie wiedziała, czy mężczyzna oczekuje od niej komentarza i tak naprawdę nie wiedziała też, co mogłaby powiedzieć. Wciąż milczała więc, przyglądając się tylko Najwyższemu z uwagą i niespiesznie kończąc śniadanie.
Potem wszystko nabrało tempa.
Szybka rehabilitacja, a wieczorem - ostatnie przygotowania. Nie miała czasu myśleć o tym, jak wiele może stracić, gdy misja się nie uda. Poświęcając się w pełni preparacjom do wyjścia, w głowie powtarzała tylko wszystko, czego dowiedziała się z otrzymanych map i raportów. To pozwalało jej się uspokoić. Dawało złudzenie, że coś kontroluje.
Odzyskując własne rzeczy, poczuła się lepiej. Pancerz, choć przemalowany, wciąż był tym znajomym, idealnie dopasowanym do jej ciała. Broń była tą samą bronią, z której korzystała już niezliczoną ilość razy. Gładząc przez moment płyty pancerza, Rebecca odetchnęła cicho. Własne wyposażenie dawało jej pewność, że sobie poradzi. Musiała sobie poradzić, oczywiście, ale ekwipując się w znajomy sprzęt zaczynała trochę bardziej wierzyć, że rzeczywiście tak będzie. Że ma szansę.
Na sam koniec założyła złotą maskę. Chciała mieć czas, by się do niej przyzwyczaić - a podążanie za Arminem to ostatnie chwile, kiedy faktycznie mogła to zrobić.
Gdy dotarli na skraj puszczy, Dagan zmusiła się do rozprostowania pleców i rozluźnienia na tyle, na ile mogła.
- Dzięki - rzuciła do mężczyzny, nie patrząc jednak na niego, tylko na otrzymaną aktualizację mapy. Nie mogła ocenić przydatności wytyczonej ścieżki dopóki nie zacznie nią podążać - w tej chwili było po prostu zbyt wcześnie na wprowadzanie jakichkolwiek modyfikacji. Jeszcze raz spojrzała więc na Armina, skinęła głową - zarówno w podziękowaniu jak i ostatecznym zaakceptowaniu planu - i ruszyła przed siebie, boleśnie świadoma, że opuszcza właśnie ostatnie bezpieczne miejsce. Teraz będzie tylko gorzej, była tego pewna.
Tak czy inaczej, szła powoli, starając się jednak zachować manierę kogoś, kto ma pełne prawo tu być. Oczywiście, nie mogła dopuścić do wylegitymowania jej na żadnym ze stanowisk wokół ratusza, nie powinna też jednak przykuwać uwagi płochliwością. Kierując się ścieżką wskazaną jej przez Armina, gotowa była reagować na bieżąco - póki co jednak szła, prąc w kierunku swego celu. Miała ze sobą arsenał rozwiązań, z których mogłaby skorzystać - broń była zaledwie jednym z nich - na razie jednak nie zamierzała niczego próbować. Jeszcze nie. Na wszystko przyjdzie czas, była tego pewna.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Annabelle Reguera
Awatar użytkownika
Posty: 95
Rejestracja: 31 lip 2021, o 19:45
Miano: Annabelle Soreno Morena Reguera de Ayala
Wiek: 36
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Reporter
Postać główna: Tori Te'eria
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.130
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

30 lip 2022, o 13:50

Z rozbawieniem obserwowała, jak Ledeia rozpoczyna swoją opowieść, co chwila niepewnie zerkając to w obiektyw kamery, to na Annabelle. Dziennikarka przywołała na usta zachęcający, przyjazny uśmiech i kiwnięciami głowy dawała turiance znać, że ją słucha i że dobrze jej idzie, w kilku momentach zadając dodatkowe, drobne pytania, by uszczegółowić jakąś kwestię lub skupić się na interesującym aspekcie. Ledeia z czasem zaczęła się rozkręcać, chyba zapominając o fakcie, że jest nagrywana i po prostu opowiadając swoją historię. W efekcie sam materiał był niezły (może nie idealny, ale zupełnie przyzwoity), a odpowiednio przycięty i zmontowany z pewnością mógł stanowić niezły wstęp do “oficjalnej” wersji reportażu. I mimo zaciekawienia towarzyszącego dziennikarce, po chwili zdała sobie ona sprawę z drobnej, ulotnej kwestii - Ledeia, która siedziała teraz przed nią była inną osobą niż ta, którą spotkała pierwszy raz na pokładzie myśliwca. Brakowało jej... czegoś. Tej odwagi, błysku w oku, pewności siebie i odrobiny szaleństwa które sprawiło, że turianka była gotowa w małym myśliwcu ruszyć na niemal samobójczą misję, a później śmiało wkroczyć na pokład obcego statku. Teraz przed Annabelle siedziała inna Ledeia - zadowolona z życia, rozmiękła klucha, niemal gloryfikująca wszystko co zobaczyła i przeżyła na Uranosie. Co ją zmieniło? Czas spędzony w samotności i w spartańskich warunkach na bezimiennej planecie czy... sam Uranos? A jeśli to drugie, dlaczego Annabelle nie odczuwała tego efektu? Czy może raczej - dlaczego JESZCZE nie odczuwała tego efektu? Zgodnie ze słowami Me’shiry z czasem w umysłach obywateli Uranosa zaczynały zachodzić zmiany - choćby ta utrata pamięci, czy raczej zacieranie się wspomnień. Znów - czy był to efekt samej planety, skoków przez orby, czy może celowe działanie? Jakieś chemikalia dodawane do wody czy jedzenia by trzymać ludzi pod kontrolą? Miało to sens - spolegliwe społeczeństwo się nie buntuje i nie narzeka, łatwiej jest nad nim utrzymać kontrolę i wyłapać jednostki, które odstają od wzorca. Wyłapać, a potem eliminować, wysyłając gdzie bądź, z daleka od kolonii, by nie infekowały pozostałych swymi niezdrowymi poglądami. Jeśli tak faktycznie było, Annabelle mogła mieć stosunkowo niewiele czasu. Albo zostanie namierzona, jeśli się nie będzie umiejętnie maskować, albo sama w końcu stanie się takim uśmiechniętym, zadowolonym z życia... obywatelem-zombie.

- Żartujesz? - uśmiechnęła się szerzej do turianki, gdy ta skończyła opowieść - Masz do tego smykałkę, Zamiast jako technik, powinnaś pracować jako rzecznik prasowy jakiejś firmy. Poza tym, całkiem nieźle wypadasz w obiektywie - ruchem palca na swoim omni-kluczu przewinęła podgląd nagrania i pokazała Ledeii kilka kadrów z właśnie nagranego materiału, po czym “przypadkowo” znów aktywowała kamerę drona. Uśmiechem przykrywała lekkie rozczarowanie, ale chyba tak naprawdę właśnie tego się spodziewała. Pełnej akceptacji otoczenia i tutejszych warunków. I miała niejasne wrażenie, że dowolne, przypadkowo złapane na ulicy osoby będą mówiły dokładnie takimi samymi słowami. Dlaczego zatem Annabelle odstawała od ogółu? Nie miała takich nieprzyjemnych czy wręcz traumatycznych przeżyć jak Me'shira, więc nie mogła żywić urazy do tutejszych władz. Dlaczego to miejsce - takie spokojne, bez pośpiechu, urocze i wygodne - wciąż budziło podejrzenia w sercu Annabelle, a nie u Ledeii?

- A swoją drogą... to chyba spora zmiana dla ciebie? Zapewne pochodzisz - jak większość turian - z wojskowej rodziny. Nie tęsknisz za nimi? Nie brakuje ci tego? Nie tęsknisz za wojskiem i adrenaliną? Praca przy promach nie jest chyba porównywalnie emocjonująca... - pociągnęła łyk wina, po czym machnęła lekceważąco ręką, starając się wskazać, że te pytania to takie sobie przekomarzanie. Stąpała po cienkim lodzie - z jednej strony starając się nie naciskać Ledeii zbyt mocno by nie zrazić jej do siebie ani nie pokazać własnych domysłów i przekonań, z drugiej - próbując jednak dowiedzieć się czegoś nieco ciekawszego niż wszechobecne “tęczowe i szczęśliwe jednorożce” - Hej, a może jest szansa, żeby twoją rodzinę ściągnąć tutaj? Może można... no nie wiem, złożyć jakieś podanie czy wniosek? Przybyłyśmy tutaj przez orba, ale zapewne tutejsi też mają okazję podróżować w drugą stronę... Nie chciałabyś tego? - kolejny łyk wina i zatrzepotała dłonią, pozornie zmieniając temat - Hej, a powiedz mi jeszcze jedno - puściła oko do swojej rozmówczyni, po czym przysunęła się bliżej do niej na sofie, zniżając głos do konfidencjonalnego szeptu, mimo, że wciąż były tu tylko we dwie - Faceci. Czy są tu jakieś inne... bo ja wiem? Wymagania? Zasady? Większość tutejszych wygląda zdecydowanie przystojnie i pociągająco, nie widziałam raczej jakichś oblechów czy podstarzałych pierników... Jak tam, poznałaś już kogoś? Jakiś przystojny pilot promu czy kolega z pracy nie wpadł naszej Ledeii w oko, co? Hmmm? Bo powiem ci szczerze, że jak zobaczyłam mojego nowego szefa to... no, jest z niego całkiem przyjemny dla oka kawałek ciacha i może bym się sama wokół niego zakręciła...

Przychodząca wiadomość przerwała na chwilę konwersację. W pierwszej sekundzie serce Annabelle stanęło dęba gdy pomyślała, że wiadomość będzie znów pochodziła od Przeskakiwacza lub od Me’shiry - jeśli tak dziennikarka będzie musiała szybko wymyślić jakieś przekonujące kłamstwo, mając Ledeię siedzącą tuż u jej boku na kanapie. Dotknięciem palca przywołała wiadomość na wyświetlacz omni, przebiegła ją szybko wzrokiem i roześmiała się głośno - z ulgą, ale i z nieskrywaną radością, że wiadomość może znów się przydać w obecnej chwili.

- O wilku mowa! - odpowiedziała na pytanie Ledeii - Chyba też jest mną trochę zainteresowany, choć na razie pewnie bardziej zawodowo... zobacz! - przekręciła rękę z omni tak, by turianka mogła przeczytać tekst sama - Te emotki, raczej niezbyt formalny tekst... No i załatwił mi VIPowskie wejście na wywiad z samym Najwyższym! Nie komuś zaufanemu ze swojej ekipy, ale mnie, którą zna dopiero kilka chwil! - Jej palce zatańczyły na wirtualnej klawiaturze, gdy szybko wstukiwała odpowiedź.
Hej! :D
Chyba żartujesz - to najlepszy news dnia i prezent na rozpoczęcie pracy! Oczywiście, że pasuje, stawiłabym się nawet gdyby trwało trzęsienie ziemi! Takiej okazji nie mogę przepuścić!
Dzięki serdeczne za danie mi szansy, obiecuję, że nie zawiodę!
AB.
Wpisawszy wiadomość, spojrzała na Ledeię, zawahała się lekko, a na jej twarzy zagościł lekki strach.

- Wywiad z Najwyższym. O matko... A ja wyglądam jak ostatnia miotła po tym czasie spędzonym w szpitalu... Muszę dopaść jakiegoś fryzjera, kosmetyczkę, ratunku! Muszę dobrać wystarczająco formalny i oficjalny ciuch... Te białe szaty, które większość ludzi tutaj nosi to taki... ciuch na co dzień czy raczej coś bardziej odświętnego? Merda, muszę sprawdzić jakie tutaj są trendy w modzie...
*** MUSIC THEME *** ARMOR ***
ObrazekObrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12104
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

2 sie 2022, o 21:25

Annabelle
Ledeia uśmiechnęła się i z zawadiacką miną odgaręła do tyłu wyimaginowane włosy, po czym zaśmiała się w głos. Było widać, że ten spontaniczny wywiad jej się podobał, mimo wcześniejszych obiekcji. Kolejne pytanie Annabelle sprawiło, że na twarzy Santus pojawiła się dziwna mieszanka uczuć, coś pomiędzy zaskoczeniem, a irytacją, a potem płynne przejście do obojętności i czegoś na kształt smutku.
- Nie nazwałabym tego tęsknotą, raczej... - zamyśliła się na moment szukając w głowie odpowiedniego słowa. - Beznamiętnym sentymentem. Widzisz, nie znałam innego życia poza wojskiem, co zresztą słusznie zauważyłaś. Matka zmarła przy porodzie, wychowywał mnie jedynie ojciec, który miał dość sztywne poglądy. Kochałam myśliwce, ale kiedy trafiłam tutaj, dotarło do mnie, że nie chodziło o myśliwce, tylko o szeroko pojętą elektronikę. Promy może nie są tak fascynujące, nie wzbudzają adrenaliny i nie pozwalają mi na wmontowanie przyśpieszaczy masy, ale teraz czuję się wolna.
Znów zamilkła na moment jakby wspomnienie o jej poprzednim życiu obudziło w środku coś, o czym turianka wyraźnie próbowała nie myśleć.
- Nie mam rodziny, do której chciałabym wracać. Nie muszę się pilnować na każdym kroku czy zaśmieję się z żartu, który mi nie odpowiada czy nie. Nikt nie traktuje mnie z wyższością ani nie rozstawia po kątach - spojrzała w oczy Reguery po raz pierwszy w sposób, który wydawał się być tak szczery, że ciężko było z nim polemizować. - Jestem równa tobie, a ty mi. Jestem równa asari, która mieszka dwa domy dalej i jestem równa Tevario. Nikt, kogo tu spotkałam nie uważa się za lepszego od innych. Nie muszę ukrywać swoich wad, ponieważ akceptują mnie taką, jaka jestem. Nie muszę grać kogoś kim nie jestem po to aby zadowolić kogoś innego. Po prostu czuję się tutaj wolna.
Uśmiechnęła się i upiła łyk wina, które stało przed nią w kieliszku, tylko po to by prawie opluć się nim na kolejne rewelacje jakie padły z ust Reguery.
- Och, są mili, sympatyczni i zabawni aż do tęczowego porzygu - powiedziała z rozbawieniem jednocześnie próbując powstrzymać się od śmiechu i wycierając dłonią kapiące jej teraz po brodzie wino. - Generalnie da się z tym żyć, po warunkiem, że nie szukasz ziemskiego łobuza, który kocha najbardziej. Natomiast raczej nie będę wyznacznikiem wybierania ci dobrej partii, mogę ewentualne robić za skrzydłowego.
Ledeia zerknęła na wiadomość, którą Annabelle otrzymała.
- Widzisz! O tym mówię, emotka do tęczowego porzygu - zaśmiała się kiwając energicznie głową z aprobatą. - To świetnie! Nigdy spotkałam się z Najwyższym. On jest tu trochę traktowany jak bóstwo, ale nie w takim znaczeniu jakim jesteśmy do tego przyzwyczajone. Społeczeństwo po prostu traktuje go z ogromnym szacunkiem. Jest czymś w rodzaju opiekuna kolonii i systemu przeskakiwania razem z tymi swoimi Przeskakiwaczami, no wiesz, tymi od tej kuli co ją znalazłyśmy na statku. To świetna okazja żeby z nim porozmawiać!
Ledeia spojrzała zdziwiona na Annabelle, której panika towarzysząca wywiadowi udzieliła się teraz także jej. Starała się jednak zachować spokój, wstała i chwyciła dziennikarkę na ramiona.
- Spokojnie! Wszystko da się zorganizować. Termin spotkania masz za dwa dni, dopijmy wino, zjedzmy to co przynieśli, a jutro rano zgarnę cię na babski wypad na miasto. Ogarniemy na spokojnie wszystko czego potrzebujesz.

Po kilku godzinach, kiedy zrobiło się już naprawdę późno, wino szumiało im w głowach dostatecznie wyraźnie a świat stał się jeszcze bardziej beztroski i weselszy, Ledeia pożegnała się z Reguerą i wyszła chwiejnym krokiem udając się do drzwi. Chociaż pozostawiła Annabelle z myślą, że niczego spektakularnego na temat Uranosa się nie dowiedziała, to sama przed sobą musiała przyznać, że wieczór był udany.

Z porannego snu wyrwał ją dźwięk własnego omni-klucza, który informował ją o połączeniu przychodzącym od nieznanego nadawcy. Oczywiście nie trudno było się domyśleć, że po drugiej stronie czekał na nią nie kto inny, jak sam Przeskakiwacz i to właśnie jego głos usłyszała kiedy po dziesiątym, irytującym pikaniu w końcu odebrała.
- Doszły do mnie wieści, że masz spotkanie z tatkiem - powiedział już zdecydowanie mniej oficjalnym tonem niż do tej pory. W jego głosie zdawało się mieszać podniecenie z nutką rozgniewania. - Przyjdź dziś wieczorem pod adres, który ci wyślę. Będą tam wszyscy, którzy popierają naszą sprawę. Przedstawisz im swój plan działania. Do zobaczenia.
I nie czekając na odpowiedź ze strony Annabelle rozłączył się.

Dzień z Ledeią minął jej dokładnie na tym, co planowały poprzedniego wieczora i kiedy zbliżał się czas spotkania z Przeskakiwaczem i jego ludźmi, wróciły razem do domów i pożegnały się, a Santus życzyła dziennikarce powodzenia z jutrzejszą relacją na żywo. Dotarcie do właściwego miejsca, które Reguera dostała od mężczyzny nie zajęło jej wiele czasu. Jej skycar mknął pomiędzy ciemnymi budynkami po chwili wylatując na pustą przestrzeń i kierując się w stronę lasu. Wylądował miękko na trawie, ale było tak ciemno, że Reguera nie mogła się do końca odnaleźć, kiedy z niego wyszła. Z leśniej gęstwiny po kilku sekundach od jej wylądowania wyłoniło się światło i stanął przed nią mężczyzna w czarnym, karbonowym stroju z zasłoniętą twarzą.
- Zapraszam - powiedział i poprowadził Annabelle w głąb lasu, gdzie po kilkunastu metrach wyrósł przed nimi budynek cały obrośnięty bluszczem. Weszli do środka i oczom Reguery ukazało się okrągłe, na wpół oświetlone pomieszczenie pełne przedstawicieli różnych ras. Na oko w środku mogło być jakieś dwadzieścia osób. Każdy wpatrywał się teraz w nią i towarzyszącego jej mężczyznę. Przeskakiwacz poprowadził ją środkiem pomieszczenia, wprost do podwyższenia po drugiej stronie sali.
- To jest Annabelle Reguera, nasza ostatnia nadzieja na uświadomienie wszystkich, że mój ojciec jest zakłamanym hipokrytą, a nie zbawcą światów.

Rebecca
Krajobraz jaki malował się przed Dagan był przerażający, musiała to przyznać, że nawet jak na jej wrażliwość widok był dość makabryczny. Poza niemalże doszczętnie zrujnowanym miastem, z którego zgliszczy gdzieniegdzie prześwitywały dowody na to, że kiedyś dany budynek był zamieszkały, to co jakiś czas Dagan mijała uwieszone na resztkach latarni czy prowizorycznych szubienicach ludzkie zwłoki. Ktokolwiek dopuścił się podobnych rzeczy, Rebecca wiedziała, że wszystko to wynikało z konsekwencji otwartej wojny. Tak było od zawsze i wiadomym było, że podobne widoki można spotkać niemalże na każdym pobojowisku, jako dowód siły oraz przestroga dla przeciwników. Niemniej jednak, zdawałoby się, że w tak cywilizowanym świecie podobne praktyki powinny należeć do przeszłości.
Tymczasem podporucznik czuła się jakby już cofnęła się w czasie i to nie o kilka tygodni, a co najmniej o kilka stuleci. Co raz to przystawała przed kolejnym zwaliskiem gruzu, a w tle nocną ciszę przerywały krzyki mieszane ze śmiechem.
Idąc według wskazówek z mapy, którą na jej omni-klucz przesłał Armin kierowała się na północy zachód plątaniną uliczek, co jakiś czas napotykając patrol, przed którym sprytnie się ukrywała. Jak dotąd nawet jeśli ktoś ją zobaczył, to jej fortel działał, gdyż nikt nie chciał jej zatrzymać. Tym co Dagan rzuciło się w oczy, był fakt, że do tej pory nie spotkała nikogo, kto nosiłby tak jak ona złotą maskę. Zgodnie z tym, co również powiedział jej mężczyzna, gdy tylko spojrzała na którykolwiek z mijanych patroli, na interfejsie jej maski pojawiały się informacje dotyczące poszczególnych, mijanych osobników. Imię i nazwisko, wiek, przynależność, rasa, stopień wojskowy i tak dalej.
Wychodząc zza kolejnej wąskiej uliczki, niespodziewane ktoś na nią wpadł potrącając ją. Była to kobieta w czarnym, karbonowym stroju z karabinem w ręku.
- Jak leziesz - warknęła, spojrzała na Rebekę i w tym samym momencie jej oczy rozszerzyły się a na twarzy wymalowało się przerażenie. Podporucznik była pewna, że właśnie w tej chwili cały jej plan wziął w łeb, zaraz na pewno zjawi się oddział, aresztują ją i zaprowadzą przed oblicze Annabelle. Tymczasem nic takiego się nie wydarzyło. - Przepraszam, bardzo przepraszam proszę o wybaczenie.
Kobieta padła do nóg Rebeki i zaczęła gorączkowo bić czołem w czubki jej butów, mamrocząc coś niewyraźnie pod nosem. Interfejs natychmiast ukazał, że kobieta należy do grupy patrolowej obecnej władzy, ma dwadzieścia osiem lat, stopień chorążego i jest matką dwójki dzieci.
- Błagam, nie zabijaj mnie - mruczała dalej uderzając czołem w buty Dagan.

Bez względu na to, co Rebecca postawiła ostatecznie uczynić ze specyficzną kobietą nie mogła się zatrzymać. Zgodnie z tym co pokazywała jej mapa była już blisko ratusza. Skręcając w kolejne dwie uliczki przed sobą wreszcie wyszła na plac, na którym wszędzie walały się zgliszcza i gruz, a po środku tego placu widniał jedyny w całości zachowany budynek. Był cały biały i na myśl przywodził siedzibę prezydenta Stanów Zjednoczonych. Po placu krążyło kilka oddziałów patrolujących, ale w żadnym z nich Rebecca nie dostrzegła posiadaczy złotych masek.
Idąc przed siebie kątem oka spostrzegła, że zmierza w jej kierunku kolejny patrol składający się z trzech mężczyzn. Ten dostrzegł Dagan, jeden z mężczyzn powiedział coś do drugiego, ten drugi spojrzał na Rebekę i niemalże od razu zmienili kierunek marszu schodząc jej pośpiesznie z drogi i nawet nie obracając się za siebie. Bez większych problemów pokonała coś, co kiedyś prawdopodobnie było błonami i stanęła przed głównym wejściem, które strzeżone było, ku jej zdumieniu przez dwóch turian. Obaj skłonili się nisko nie patrząc jej nawet w oczy i bez słowa przepuścili otwierając przed nią zablokowane drzwi. Znalazła się w środku dobrze oświetlonego pomieszczenia, z którego odbiegały w czterech kierunkach korytarze. Wewnątrz, jak na tak późną porę był spory ruch, ale i tutaj Rebecca nie spotkała nikogo, kto nosiłby taką samą maskę jak ona. Mijający ją przedstawiciele różnych ras schodzili jej z drogi uciekając spojrzeniem i pragnąć najwyraźniej jak najszybciej oddalić się z miejsca, w którym się znalazła.
Na interfejsie jej maski pojawiła się mała pulsująca kropka ewidentnie wskazująca miejsce, w którym znajdował się strzeżony orb. Kiedy szła za tym sygnałem, ten bezbłędnie kierował ją korytarzami, najpierw na piętro, potem znów jakimś korytarzem i na kolejne piętro, aż wreszcie stanęła przed wejściem do długiego korytarza, na którego końcu stało kolejnych dwóch strażników. Dagan, dzięki masce, natychmiast rozpoznała dwie komandoski asari, które również należały do obywateli nowego porządku. Kiedy do nich podeszła, te skłoniły się nisko, również nie patrząc jej w oczy.
- Destynacja? - zapytała jedna z nich, a głos jej drżał jakby bała się, że w każdej chwili Rebecca może wyciągnąć broń i strzelić jej prosto w środek głowy. Jeszcze zanim podporucznik zdążyła odpowiedzieć, coś na kształt wiązki skanującej dokładnie przesunęło się po jej osobie od głowy po czubek butów i z powrotem. Drzwi otworzyły się, a oczom Dagan ukazała się ogromna, pulsująca zielonym światłem kula po środku pustego pomieszczenia.
- Zapytała o destynację - za plecami Dagan rozległ się męski głos i kiedy ta się odwróciła zobaczyła mężczyznę, który z otrzymanego rysopisu oraz zdjęcia idealnie pasował do syna Najwyższego. Ruszył pośpiesznym krokiem w jej stronę w międzyczasie jedną ręką zakładając na twarz złotą maskę, a drugą wyjmował karabin przytwierdzony do pleców. - Zatrzymać ją!
Miała sekundę na podjęcie działań.
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Annabelle Reguera
Awatar użytkownika
Posty: 95
Rejestracja: 31 lip 2021, o 19:45
Miano: Annabelle Soreno Morena Reguera de Ayala
Wiek: 36
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Reporter
Postać główna: Tori Te'eria
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.130
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

6 sie 2022, o 17:53

Powoli zaczynała się zastanawiać, czy nie porywa się z motyką na słońce, próbując pokazać mroczne sekrety i tajemnice społeczeństwa Uranosa. Jeżeli większość obywateli miała tak hurraoptymistyczne nastawienie do tematu jak Ledeia i była tak zaślepiona - no właśnie, czym? Propagandą? Jakąś zbiorową hipnozą? Cokolwiek by to nie było, turianka nawet nie przyjmowała do wiadomości, że ten lukrowany obrazek nie może być prawdziwy. Dlaczego nie? No cóż... W swoim życiu Annabelle naoglądała się wystarczająco dużo okropieństw jakie ludzie ludziom potrafią zgotować - i nie chodziło tutaj tylko o przedstawicieli gatunku homo sapiens. Mroczne zakamarki duszy obecne u przedstawicieli wszystkich ras Galaktyki prędzej czy później muszą o sobie znać. Zawiść, zazdrość, chęć zdobycia władzy i wywyższenia się, zbudowania pozycji i majątku, gromadzenia zbędnych dóbr i wpływów, korupcja, złość, niechęć, uraza czy uprzedzenia albo wręcz zwyczajna zła wola - nie da się tego zmienić i wyplenić tylko dlatego, że “u nas tak się nie robi”. Gdzie zatem to wszystko się podziało? Co sprawiło, że ludzie na Uranosie zachowują się inaczej niż gdziekolwiek indziej? Dlaczego Ledeia nagle tak diametralnie odwróciła się od wzorców i przekonań w których została wychowana? No i przede wszystkim - co się dzieje z tymi, którzy - jak sama Annabelle - nie pasują do tego “wzorca cnót obywatelskich”? Na to ostatnie pytanie zarys odpowiedzi już miała po rozmowie z Me’shirą, ale wciąż tak wiele pytań pozostało bez odpowiedzi... Wiedziała jednak z całą pewnością, że tych pytań zadawać publicznie nie powinna. Jeśli będzie pytać - znaczy, że wątpi. Jeśli wątpi, znaczy że tu nie pasuje i najprawdopodobniej w trybie pilnym zostanie wyeksmitowana gdzieś na planetę w rodzaju “Palavena - 2”, czyli do umieralni dla niewygodnych jednostek. Na Uranosie bezkarnie funkcjonować mogły tylko hurra-optymistycznie nastawione i ślepo podporządkowane zombie.

Jej zawodową umiejętnością było przywoływanie na zawołanie takiej mimiki i wyrazu twarzy jaki był potrzebny by utrzymać kontakt z rozmówcą. Dlatego mimo kłębiących się w jej głowie myśli i goszczącego wciąż w sercu niepokoju uśmiechała się przyjaźnie do Ledeii, przerzucając się z nią podczas kolacji jakimiś wspomnieniami z ich pierwszego spotkania na pokładzie myśliwca i równie zaskakującego co zabawnego “wejścia” Annabelle na pokład, to jakimiś szczegółami z życia na Uranosie, to docinkami na temat potencjalnych obiektów westchnień, to wreszcie na temat przyszłych planów - zarówno wakacyjnych i zawodowych turianki, czy związanych z pracą i wyrobieniem sobie marki jako lokalnego rekina dziennikarstwa w wykonaniu latynoski. Dwie butelki wina - jedna w wersji dekstro, a druga “zwyczajna” - przyniesione przez Ledeię okazały się niewystarczające, a ich zawartość wyparowała w sposób zupełnie magiczny. Przetrząsanie domu w poszukiwaniu czegokolwiek zawierającego procenty (w końcu skoro lodówka była wyposażona, czemu tajemniczy “dostawca” nie miałby zadbać o jakieś napoje wyskokowe?) zakończyło się sukcesem - kolejne dwie butelki wina zatem dołączyły do wspólnej kolacji, a wypity alkohol odsunął na dalszy plan tak ponure myśli czy plany rebelii, jak i delikatny stres i podniecenie związane ze zbliżającym się wywiadem. Nastroje poprawiły się, rozplątały się języki i w wesołej atmosferze obie kobiety spędziły cały wieczór na rozmowach, śmiechach i przekomarzaniu się. W efekcie, gdy późną nocą Ledeia delikatnym wężykiem ruszyła w stronę swojego domu, Annabelle mogła przyznać, że wieczór był mile spędzonym czasem.

Popiskiwanie omni-klucza wyrwało ją z głębokiego snu. Nie zwykła sypiać zbyt długo, teraz jednak skumulowało się kilka czynników - wypity poprzedniego wieczora alkohol, emocje, spotkania i powoli budujące się napięcie sprawiło, że gdy sygnał przychodzącego połączenia w końcu zmusił ją do otworzenia oczu, było już po dziewiątej. Przez chwilę brała rozmówcę na przeczekanie - może zrozumie swój błąd i się rozłączy? Nic z tego. Omni popiskiwał wciąż dowodząc, że osoba po drugiej stronie łącza była uparta. Kto to mógł być? Mimo, że jako oficjalna obywatelka Uranosa nie miała jeszcze nawet 24-godzinnego stażu, do głowy przychodziło jej co najmniej kilka osób, które mogły starać się z nią skontaktować - od Trevario, przez Me’shirę, Alana, Ledeię, do...

Otworzyła szerzej oczy i zerknęła na wyświetlacz. Przeskakiwacz. Odebrała połączenie i wysłuchała go, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, ten zakończył rozmowę, by po chwili wysłać jej lokalizację miejsca spotkania - poza miastem, według mapy wręcz w lesie. Dlaczego właśnie tam? Czy mężczyzna ma zamiar wreszcie pofatygować się osobiście? Czy jej wczorajsza sugestia o spotkaniu twarzą w twarz została wysłuchana? Zdecydowanie największą rewelacją jednak było nazwanie Najwyższego “tatkiem”. Czy to naprawdę jest tak proste? Czyli głównym motywem Przeskakiwacza tak naprawdę nie były górnolotne słowa o równości, sprawiedliwości dla wszystkich i ochronie społeczeństwa, a zwykła, płytka zazdrość i chęć odebrania władzy ojcu? Z jednej strony ułatwiało to nieco zadanie - jako syn tutejszego prezydenta, bóstwa, zbawcy narodu czy kimkolwiek tu był Najwyższy, jej tajemniczy kontakt mógł okazać się bardzo cennym źródłem informacji. Granie na jego uczuciach i umiejętne pokierowanie by obalić rządy ojca mogły również ułatwić powrót do domu albo... po prostu odmianę tutejszej rzeczywistości. Jeśli to się uda, bunt się powiedzie, syn Najwyższego obejmie władzę i wszystko wróci do normy, czy w takim razie Annabelle będzie chciała wrócić? A może da się połączyć przyjemne z pożytecznym? Zostać tutaj, w świetle jupiterów, kreując się na bohaterkę powstania i korzystając z należnych zaszczytów i przywilejów?

Godzinę później, już po prysznicu, przebrana i w lekkim makijażu wsiadła do swojego skycara by zabrać Ledeię na obiecane ”tour the sklepy” i poleciały prosto do najbliższego centrum handlowego. Zakupy, wizyta u kosmetyczki i fryzjera była ponownie miłą odskocznią i urozmaiceniem, zwłaszcza w kontekście wieczornego spotkania z “ruchem oporu”. Dziennikarka jednak dała porwać się chwili rozkoszując się czasem wolnym, miłą i uprzejmą obsługą i relaksującymi zabiegami. Tutejsze standardy mody nie odbiegały zbyt mocno od tego, co znała z Cytadeli, dlatego bezbłędnie odnalazła się wśród łudząco podobnych kopii sukienek i strojów najbardziej znanych marek dostępnych w połowie ekskluzywnych butików na przeróżnych światach Drogi Mlecznej. Wybrawszy kilka z nich (i upewniwszy się, że nie zrujnuje ją to finansowo), uzupełniła zestawy dopasowanymi butami na obcasie i kilkoma dodatkami, czując się znów sobą. Ze wszystkim uwinęły się zaskakująco szybko - już wczesnym wieczorem czerwony skycar lądował przed ich domami, a po pożegnaniu się, Annabelle wtaszczyła sprawunki do swojej garderoby. Powoli zbliżała się umówiona godzina spotkania - dziennikarka tym razem nie miała zamiaru się stroić, nie wiedząc gdzie i z kim przyjdzie jej się spotkać. Poza tym leśna lokalizacja punktu spotkania raczej nie wskazywała, że będzie to jakieś wystawne przyjęcie “na salonach”, więc postawiła na praktyczność i funkcjonalność. Znów wbiła się więc w jeansy, krótki, biały top odsłaniający brzuch (oceniając swój wygląd w lustrze uśmiechnęła się z zadowoleniem i puściła do swojego odbicia oko - dzięki ćwiczeniom i diecie jej figura była wciąż zadowalająca a zbędne fałdki i ilość tłuszczyku trzymała w ryzach) oraz narzucona na wierzch również jeansowa, rozpinana bluza - z włosami spiętymi w wysoki koński ogon wyglądała jak gwiazda muzyki country z końca XX wieku. Wygodne, sportowe buty na wypadek przedzierania się przez leśne ostępy dopełniły całość i chwilę później wymknęła się już z domu i zasiadła w skycarze zerkając co chwila w kierunku domu Ledeii, czy nie zostanie przez nią przypadkowo nakryta.

Droga nie była zbyt długa - prowadzony przez autopilota do punktu przeznaczenia Skycar przeciął przedmieścia i kilkanaście minut później wylądował na polanie w lesie. Annabelle wysiadła i rozejrzała się niepewnie, nie widząc nikogo w pobliżu. Przez głowę przebiegła jej myśl, że Przeskakiwacz wystawił ją do wiatru, albo wręcz wydał w ręce władz - cofnęła się i już miała z powrotem wsiąść do pojazdu, gdy niedaleko pojawiło się światło latarki i obok niej pojawił się mężczyzna w czarnym stroju. Nie widziała jego twarzy, ale rozpoznała głos, gdy wskazał jej drogę.

- Masz jakieś imię, kolego? - spytała się, gdy szła za nim przez las - Bo Przeskakiwacz brzmi jakoś beznadziejnie oficjalnie. I śmiesznie. W sumie mogłabym sprawdzić w sieci, skoro jesteś synem Najwyższego nie powinno być to trudne, ale... Gentleman powinien się przedstawić osobiście, nie uważasz?

Resztę drogi szła w milczeniu, podążając za nim krok w krok do lasu i do ukrytego pod warstwą roślinności budynkowi. Chwilę później stanęła w dość obszernym pomieszczeniu i przesunęła wzrokiem po twarzach zgromadzonych.

- Cała armia jak widzę - mruknęła cicho z przekąsem, pijąc do ilości zgromadzonych. Spodziewała się, że grupa, jako przyszłe zarzewie buntu, będzie znacznie bardziej liczna. Mało tego, podświadomie wyobrażała sobie powstańców tak, jak częstokroć są oni pokazywani w mediach, w doniesieniach z konfliktów w Galaktyce, czy wręcz z kronik dokumentalnych - paramilitarna, uzbrojona grupa w bojowych pancerzach i z karabinami w rękach, zwaliste typy mające wypisaną na twarzach odwagę, determinację i wolę oddania życia “za sprawę”. Tymczasem grupka, którą widziała przed sobą mogła równie dobrze zebrać się tutaj na cotygodniowe spotkanie Klubu Czytelnika, albo zaraz zacząć dyskutować o najlepszym przepisie na szarlotkę.

- Jestem tu nowa - odezwała się gdy Przeskakiwacz zaprezentował ją pozostałym - Zarówno na Uranosie, jak i w... Nie wiem jak to nazwać. Ruchu oporu? - znów powiodła wzrokiem po twarzach zgromadzonych. Liczyła na ich pomoc i determinację. Na ich chęć zmiany obecnego status quo. Grupa może nie jest liczna, ale jeśli stworzą szczegółowy plan działania i nikt się nie wycofa... - Przez ostatnie kilkanaście godzin poznałam odrobinę waszego świata i muszę przyznać, że zaczęło mi coś tutaj śmierdzieć od samego początku. Uranos wydaje się być piękną, spokojną oazą szczęścia i nie przypomina niczego, co do tej pory widziałam, ale to wszystko, co widać wokół wydaje się być jedynie pięknym obrazkiem, za którym kryje się otchłań wrogości, machlojek, zepsucia i terroru - wysunęła się przez Przeskakiwacza, uniosła dłonie gestykulując nimi w trakcie przemowy i zapalając się coraz bardziej. W końcu miała możliwość wyrzucenia z siebie tego, co jej leżało na wątrobie, wątpliwości, domysłów i przypuszczeń. - Dostałam pracę jako dziennikarka w jednej z sieci informacyjnych i początkowo planowałam złożyć i wyemitować reportaż pokazujący całą prawdę o “tym drugim” Uranosie, ale nadarza się okazja, by zacząć działać szybciej - chwila przerwy dla podbudowania napięcia i odezwała się znów, z lekkim uśmiechem - Juro odbędzie się wywiad z Najwyższym i będzie transmitowany na żywo przez wszystkie sieci informacyjne Uranosa. A tak się przypadkowo składa, że osobą, która ten wywiad przeprowadzi będę ja. Zamierzam zadać mu kilka niewygodnych pytań - na temat zniknięć ludzi, na temat braku woli sprzeciwu w społeczeństwie, braku przestępczości i ogólnej praworządności, na temat wspomnień, które znikają z głów obywateli. Na temat obłudy i dwulicowości - korzystaniu z technologii Cytadeli, wolności dostępu do orbów przez wybrane jednostki, pozbywaniu się osób starszych, ciężko chorych lub niewygodnych. Uranos wygląda na świat idealny, ale taki nie jest. Spróbujmy otworzyć ludziom oczy. Pokazać im prawdę. Dać im wybór i wolność - nie tylko fizyczną, ale i psychiczną. Niech się nie boją myśleć i mówić o tym co im się nie podoba i co chcą zmienić!

Spojrzała na Przeskakiwacza. Nie była pewna, czy tego właśnie się po niej spodziewał, nie wiedziała nawet, czy aprobuje jej plan. Nie wiedziała nic. Jej płomienna przemowa mogła być ziarnem rzuconym na zupełnie jałową ziemię, a za chwilę mogła zostać wyśmiana i wyrzucona ze spotkania, a potem wydana służbom porządkowym. Ale wdepnęła już w to błocko i już nie miała drogi odwrotu.

- Jednak potrzebuję pomocy. Małej dywersji. Transmisja nie może zostać wstrzymana jeśli ma trafić do wszystkich. Ochrona Najwyższego nie może mi przerwać, a Najwyższy nie może opuścić spotkania. Dodatkowo - sama stacja nie może zawiesić połączenia...
*** MUSIC THEME *** ARMOR ***
ObrazekObrazek
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

6 sie 2022, o 18:10

Powojenny krajobraz był straszny. Rebeccę mało co ruszało - i nie było to jakieś specjalne bohaterstwo z jej strony, a po prostu fizjologicznie upośledzona wrażliwość - ale mijając kolejne ruiny, kolejne zwłoki, kolejne miejsca, które jeszcze jakiś czas temu musiały tętnić życiem, czuła się źle. Żółć podchodziła jej do gardła, a mdłości nasilały się coraz bardziej przy każdym kolejnym ciele, czy to wiszącym na szubienicy, czy pozostawionym na ulicy. Dagan była żołnierzem, widziała już martwych, widziała zniszczenia, jakie pozostawiają po sobie zmagania siłowe. Nigdy jednak - w takiej skali.
Szła jednak przed siebie szybko, prężnym krokiem, prezentując pewność siebie, której tak naprawdę wcale nie czuła. Mam prawo to być, powtarzała jak mantrę, wiedząc, że z każdym kolejnym powtórzeniem będzie bliżej oszukania samej siebie. A gdy okłamie siebie, oszuka też innych. To było proste. Nie wiedziała do końca, jakie zasady tym rządzą, wiedziała jednak, że to działa. Rebecca nie była dobrą aktorką - nie w rozumieniu faktycznych umiejętności udawania czegoś. Jej chorobowa, pozbawiona większych uczuć mimika, pewna postawa, którą na sobie wymuszała i złota maska - powinny tym razem wystarczyć.
Wystarczały.
Gdy nieoczekiwanie z kimś się zderzyła, nie cofnęła się tylko dlatego, że nie zdążyła. Ledwie przyjrzała się nieznajomej - uzbrojonej, nastawionej wyraźnie niechętnie - i wyobraziła sobie, jak jej przebranie pęka przy pierwszym zetknięciu się z tutejszymi obywatelami, obca zrobiła coś, czego Rebecca nie przewidziała w absolutnie żadnym rozważanym wariancie rozwoju sytuacji.
Padła na kolana.
Grupa patrolowa, dwadzieścia osiem lat, dwójka dzieci, stopień chorążego. Rebecca wczytywała się w dane wyświetlane przez maskę, próbując odnaleźć się w nieoczekiwanej sytuacji.
Błagam, nie zabijaj mnie.
Dagan prychnęła wzgardliwie jeszcze zanim zdążyła się zastanowić, co robi. Słowa płynęły same, nieprzemyślane, ale chyba... Chyba odpowiednie. Rebecca nie powstrzymywała ich.
- Oczywiście, że nie - prychnęła, spoglądając na kobietę z góry. - Nie myślisz chyba, że będę sobie brudzić ręce takimi jak ty. Wstawaj i wracaj do pracy - zarządziła, w kolejnej chwili jak gdyby nigdy nic ruszając dalej i nie oglądając się.
Nie wiedziała, co właśnie się stało, ale chyba nie przegrała. Jeszcze nie.

W pewnym momencie odniosła wrażenie, że idzie jak na autopilocie. Rozglądała się dyskretnie, lecz czujnie, nie zatrzymując się ani na chwilę. Złota maska zapewniała jej przejście... wszędzie. Patrole schodziły jej z drogi, strażnicy otworzyli przed nią drzwi jak gdyby miała pełne prawo, by tu być.
Mam pełne prawo tu być, wmówiła sobie z uporem i szła dalej.
Maska pokazywała jej cel, więc Rebecca nie musiała się nawet specjalnie zastanawiać, gdzie idzie. Pulsujący punkt wyznaczał kierunek, z którym Dagan nie dyskutowała. Zaskakująco bezproblemowo pokonywała kolejne korytarze, prąc coraz dalej w głąb ratusza. Gdy wreszcie dotarła do drzwi, za którymi miał kryć się jej cel, nie wierzyła, by miało to być takie proste. Przecież nie mogło. Przecież...
Destynacja?
Nie była przygotowana na to pytanie, podobnie jak wcześniej nie była przygotowana na napotkanie kobiety z patrolu. Jak i wtedy, tak i teraz musiała sobie jednak jakoś poradzić.
Nie zdążyła wymyślić odpowiedzi, gdy skaner prześwietlił ją od góry do dołu, drzwi otworzyły się, ujawniając pulsującego światłem orba - tak sądziła - a za jej plecami rozległ się głos, którego bardzo nie chciała słyszeć.
Zapytała o destynację. Zatrzymać ją!
Słowa nie do końca składały jej się w zrozumiałą całość. Nie było ich wiele, a jednak Rebecca czuła, że gubi gdzieś ich sens. Zatrzymać ją - bo nie odpowiedziała? Czy zatrzymać tę pytającą, bo w ogóle nie powinna pytać? Zmarszczyła brwi pod maską, wyjątkowo ciesząc się, że jej mimika nie jest teraz widoczna. Spojrzała na karabin mężczyzny i westchnęła cicho. Nie mogli tu teraz strzelać. Niezależnie, kto byłby celem - czy ona, czy asari, czy w ogóle jeszcze bogowie wiedzą kto - nie mogli tutaj rozpętać wojny. To nie byłoby dobre dla nikogo.
- A może byśmy tak porozmawiali? - rzuciła z nonszalancją, która zaskoczyła nawet ją samą, jednocześnie nie wierząc jednak w powodzenie jej działań. To się tak nie skończy, nie? Złota maska mężczyzny od razu ją zdemaskuje, a wtedy nie będą mieli o czym rozmawiać. Jej jak dotąd pełna sukcesów ekspedycja zakończy się tuż u progu...
...Orba?
Wciągnęła gwałtownie powietrze i w kilku susach pokonała odległość dzielącą ją od świecącej kuli - a przynajmniej taki miała plan. Nie wiedziała, czy wcześniej jej nie rozstrzelają. Albo stanie się coś zupełnie nieprzewidzianego. Nie mogła wiedzieć.
Orb. Annabelle.
Gdzieś po drodze zgubiła plany, straciła koncentrację na tym, co powinna zrobić i na co właściwie zgadzała się rozmawiając z Najwyższym. Teraz, gdy - chyba - wszystko się posypało, liczyło się to, że kulę - artefakt - miała na wyciągnięcie ręki. A orb był ważny. Mogła pogubić się z tym, co w zasadzie miała z nim zrobić, ale pamiętała, że był istotny. Tego nie mogła zapomnieć.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12104
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

9 sie 2022, o 12:19

Annabelle
Przeskakiwacz nie odpowiedział co skłaniało myśli, ku stwierdzeniu, że raczej nie był rozmownym typem człowieka. Z ukrytą twarzą, też ciężko było stwierdzić czy posiada jakąkolwiek mimikę twarzy by móc z niej cokolwiek odczytać. Kąśliwe uwagi Annabelle jednak nie spotkały się z absolutnie żadnym komentarzem.
Przechodząc między garstką ludzi, którzy nie stanowili wcale oddziału bojowego, jak zresztą zauważyła dziennikarka, większość z zebranych odprowadzała ją wzrokiem na podium.
- Słusznie, mamy dość niedomówień - powiedział jakiś głos z tyłu.
- Obłuda i zakłamanie - krzyknął ktoś inny wtórując Annabelle do jej przemówienia. Głosy rozchodzące się po sali były pełne aprobaty i zdeterminowania, co dało się bardzo szybko wyczuć i chociaż może ludzie zebrani przez Przeskakiwacza nie wyglądali imponująco, to ich hart ducha i gotowość do działania udzielały się dziennikarce.
- Musicie pamiętać o tym, że Uranos nie posiada sił bojowych w stricte wąskim tego słowa znaczeniu. Mamy jedynie służby porządkowe, nieuzbrojone i pozbawione szerokiego szkolenia. Moje oddziały w pełni wyposażone czekają na znak, by w odpowiednim momencie przeskoczyć przez orba i znaleźć się na Uranosie - powiedział wreszcie Przeskakiwacz. - Musimy tylko przekonać większość, że nasze działania są słuszne. Dość ukrywania utylizacji chorych i starych. Dość płaczących matek, których chore dzieci zostają zesłane na odległe planety. Dość rytuałów pozbawiających uczuć i chęci przetrwania. Niech społeczność pozna prawdę i niech sama zdecyduje co chce z tym wszystkim zrobić.
Zakończył, a po sali przebiegł długi i głośny aplauz.
- Janet i Mark pracują w tej samej stacji co ty, obsługują dział techniczny porozmawiaj z nimi czego oczekujesz od transmisji - zwrócił się bezpośrednio do Annabelle. - Nikt się nie spodziewa ruchu z naszej strony, wątpię, żeby ktokolwiek zdawał sobie sprawę z tego co dzieje się tutaj. Nie spodziewam się zatem, aby obstawa Najwyższego była jakoś szczególnie ogromna przy wywiadzie, niemniej jednak mam kontakty w jednostce więc zrobimy tak, żeby nie usunęli cię sprzed kamer. Dostaniesz wszystko czego potrzebujesz. Me'shira dysponuje nagraniami z innymi poszkodowanymi, których bliscy zaginęli bez śladu. Myślę, że mogłabyś to wykorzystać do swojego materiału. Porozmawiaj z ludźmi, są bardzo pozytywne nastawieni do ciebie.
Przekakiwacz odwrócił się od niej i już miał schodzić z podestu, kiedy jeszcze odwrócił się na moment i powiedział przez ramię:
- Annabelle, zostaniesz ich bohaterką - mogła odnieść wrażenie, że pod zakrytą twarzą mężczyzna uśmiecha się. Potem odszedł wchodząc między ludzi i rozmawiając z paroma osobami, które do niego podeszły.
Kiedy Reguera zeszła niżej przed jej oczami wyrosła wysoka postać, która zagrodziła jej przejście.
- Nie mogę w to uwierzyć - powiedziała Ledeia z przerażeniem wymalowanym na twarzy, ale zanim dziennikarka zdążyła zareagować turianka pośpiesznie ruszyła w stronę wyjścia.

Rebecca
Wszystko potoczyło się bardzo szybko, ale jednocześnie Dagan mogła odnieść wrażenie, że działa w zwolnionym tempie. Usłyszała jak mężczyzna z złotej masce jeszcze coś krzyczy, poczuła jak po jej ramionach prześlizgują się ręce asari, które jeszcze w ostatniej chwili chciały ją złapać a potem świat już zaczął wirować. W żołądku znów pojawiło się to dziwne uczucie rozszczepiania i łączenia się z powrotem. W toku działań, pod wpływem adrenaliny podporucznik zapomniała o jednej, bardzo istnej rzeczy.
Destynacja.
Zanim jednak zdążyła do końca zdać sobie sprawę z tego, że nie wybrała punktu docelowego swojej podróży jej ciało bezwładnie uderzyło o ziemię. Przed jej oczami malował się teraz pustynny krajobraz, a jak okiem sięgnąć poza piaskiem nie było dookoła niczego.
Niczego poza szczątkami przedstawicieli różnych ras, które Dagan zauważyła dopiero w momencie, w którym postanowiła się podnieść. Kości odziane w pancerze i resztki ubrań zachrzęściły pod nią, kiedy próbowała wstać. Spostrzegła, że swoiste cmentarzysko rozpościera się dookoła niej na odległość jakiś dziecięciu metrów w każdą stronę. Nie wiedziała czy ci, którzy tu trafili byli żywi, czy jednak był to tylko cmentarz dla zwłok. Interfejs maski wskazywał jedynie pulsującą kropkę na południowy-zachód od miejsca w którym się obecnie znajdowała.
Nie mając za wielkiego wyboru, otrzepawszy się z resztek piasku i pyłu ze szczątek Rebecca ruszyła w stronę, która wskazywała jej obecność kolejnego orba. Już po pierwszych kilkudziesięciu minutach marszu poczuła zmęczenie. Nogi zapadały jej się w piasku, który osuwał się spod stóp i tylko dzięki posiadaniu na sobie pancerza nie odczuła wysokiej temperatury panującej na powierzchni obcej planety. Interfejs pokazywał ponad sześćdziesiąt stopni Celsjusza, a brnąc dalej przed siebie krajobraz w ogóle się nie zmieniał, a kropka wcale się nie przybliżała. Po drugiej godzinie marszu Dagan poczuła pierwszy zwiastun pragnienia, a biorąc pod uwagę fakt, że dookoła otaczał ją jedynie piasek, perspektywa na pomyśle zakończenie misji zaczynała się coraz bardziej oddalać. Wkrótce jej usta były już tak spierzchnięte, że osadzająca się na twarzy para wodna była jedyną ulgą na jaką mogła liczyć.
Kiedy już zaczynała tracić wszelką nadzieję i była święcie przekonana, że dołączy do dziwnego cmentarzyska pulsujący punkt na interfejsie poruszył się delikatnie. Ostatnimi siłami i niesiona nową nadzieją, która wstąpiła teraz w ciało podporucznik ruszyła w pewniejszym krokiem. Punkt zbliżał się coraz bardziej aż wreszcie interfejs pokazał, że Rebecca powinna być na miejscu, tylko, że dookoła niej wciąż widniała beznadziejnie żółta, skąpana w słońcu pustynia.
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

9 sie 2022, o 17:07

Oczywiście. Oczywiście, że zapomniała. Była zbyt zajęta dbaniem o to, by miała jeszcze kiedy zapominać, by przejmować się czymś takim, jak cel podróży. Uczepiła się orba jak ratunkowej deski, chcąc tylko, by zabrał ją gdzieś, gdzie nikt nie będzie jej łapał, nikt nie spróbuje strzelać jej w plecy, gdzie - po prostu - będzie bezpieczna. Chociaż z grubsza.
Cmentarzysko na środku pustyni trudno było nazwać miejscem idealnym, ale wszyscy tutaj byli przynajmniej zbyt martwi, by zamordować i ją.
Rozglądając się, odetchnęła powoli. Bardzo chciałaby teraz wiedzieć, czy ci wszyscy tutaj trafiali tu już martwi - wyrzucani do swoistej wspólnej mogiły - czy jednak wpadali tu żywi i zostali zabijani przez... coś. Przez samą pustynię lub coś innego. Coś żywego. Albo kataklizm.
Bardzo chciałaby to wiedzieć, ale nie wiedziała, oczywiście. Nie mogła wiedzieć.
Dopiero po chwili, odrywając wreszcie wzrok od ciał, skupiła się na tym, co ważne. Maska wskazywała jej drogę i, choć nie miała pojęcia, dokąd może ją prowadzić, Rebecca ruszyła w kierunku mrugającego punktu. I tak nie miała innego wyjścia, nie?
Szła długo. Nie wiedziała, ile dokładnie, bo w którymś momencie straciła rachubę czasu - ale długo. Stopniowo czuła narastające pragnienie - i zmęczenie. Złapała się na myśli, że najchętniej usiadłaby teraz, skuliła się na ziemi i odsapnęła. Wiedziała też jednak - podpowiadały jej to resztki rozsądku - że jeśli to zrobi, to prawdopodobnie już nie wstanie. Musiała iść. Tam, gdzie kropka, tam powinien być orb. A orb oznaczał drogę ucieczki - kolejną. Musiała więc iść.
Gdy dotarła na miejsce - tak przynajmniej wskazywała maska - okazało się, że nic tu nie ma. Dosłownie. Tu, gdzie miał być orb, nie było nic. Jedynym plusem w obecnej sytuacji był brak zwłok dookoła, poza tym jednak... Zacisnęła zęby, czując narastającą panikę. Nie mogła panikować. Nie w tej chwili.
Odruchowo, niemal automatycznie uruchomiła omni-klucz i wywołała sondę. Jeśli jakieś miejsce wydawało się puste, warto było spojrzeć na nie jeszcze innymi, technologicznymi oczami. Bo może coś przegapiała. Może... Może orba został zasypany? To w końcu pustynia - jeśli artefakt był nieaktywny, mógł znajdować się gdzieś pod zwałami piachu. W takim przypadku sama Dagan go nie zobaczy, ale skanery sondy już, być może, go wykryją. Wierzyła, że tak będzie. Musiało tak być.
Jeśli nie, była prawdopodobnie bliżej niż dalej dołączenia do wcześniej mijanych truposzy.
Przygryzając dolną, spierzchniętą wargę niemal do krwi, pozwoliła sondzie zbadać otoczenie, sama jednocześnie nie mogąc powstrzymać się od rozglądania. Pusto. Cicho. Gorąco.
Tak bardzo źle.
O tym, co zrobi, jeśli sonda nie przyniesie jej odpowiedzi, wolała teraz nie myśleć. Jeszcze nie.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Annabelle Reguera
Awatar użytkownika
Posty: 95
Rejestracja: 31 lip 2021, o 19:45
Miano: Annabelle Soreno Morena Reguera de Ayala
Wiek: 36
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Reporter
Postać główna: Tori Te'eria
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.130
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

13 sie 2022, o 09:42

Widząc pozytywną reakcję zgromadzonych uśmiechnęła się delikatnie. Faktycznie, może grupa nie stanowiła jakiejś siły militarnej, ale czy to faktycznie aż tak przeszkadzało? Gdyby mieli stanąć naprzeciw krogańskich najemników - pewnie tak, ale teraz, tutaj - jeśli wykonają swoje zadania, jeśli wmieszają się w tłum i otworzą obywatelom oczy na problemy, szepną gdzie trzeba kilka słów szerząc poparcie dla rozmów na “drażliwe tematy” i motywując pozostałych do działania, na razie powinno wystarczyć. Stojąca przed nią grupka była zdeterminowana - najprawdopodobniej sami doświadczyli podobnych przeżyć co Me’shira albo znali kogoś kto w takiej sytuacji się znalazł. Byli pełni zapału i żądzy działania, a o to w zasadzie teraz najbardziej chodziło.

Gdy odezwał się Przeskakiwacz, wsłuchała się w jego słowa. Jej własny plan był konstruktem ostatnich godzin, ale wyglądało na to, że wstrzeliła się w idealny moment - emisja wywiadu, otwarcie zadane niewygodne pytania mogły być ostatnią, zapalną iskrą czy kroplą przepełniającą czarę niezadowolenia, oporu i zniechęcenia rebeliantów. Czy gdyby się tutaj nie pojawiła, to zacne pospolite ruszenie zdecydowałoby się na działanie? Pewnie tak - może nie w tym momencie, może dopiero za miesiąc, rok czy pięć lat. Zrządzenie losu i przypadek - oraz jej upór i determinacja by zabrać się “na gapę” na myśliwiec Ledeii i zrealizować ciekawy materiał - sprawiły, że teraz stała na mównicy i pchała buntowników do działania. Czy jej to przeszkadzało? Ani trochę. Całe zawodowe życie rozpychała się łokciami i przepychała między innymi by zostać dostrzeżoną. Teraz wszystkie oczy były wpatrzone w nią. Nie w Przeskakiwacza, który stojąc obok niej przedstawiał dalsze szczegóły i detale planu, ale właśnie na nią. Annabelle Reguera, twarz rewolucji. Oczywiście, była bardzo duża szansa na to, że ta ulotna chwila, te przysłowiowe “pięć minut” miną w mgnieniu oka, a tak ona jak i cała pozostała grupa zostaną wkrótce aresztowani i wyeksmitowani na jakieś karne planety by umrzeć tam w męczarniach, niemniej jednak w tej chwili czuła, że może gołymi rękoma rozbijać mury, a okrzyki poparcia i niemal nieustający aplauz pozostałych dodatkowo wzmacniał to przekonanie. W tej chwili była na szczycie.

- Twoje oddziały, amigo? - odwróciła głowę do Przeskakiwacza gdy ten zakończył pierwszą część swojego przemówienia i odezwała się cicho do niego - Mam nadzieję, że nie zamierzasz wprowadzić na ulice uzbrojonego wojska... Ludzie muszą zrozumieć, że zmiana jest dla ich dobra, że jesteśmy z nimi i za nimi, a nie że chcemy siłą narzucić nowy ład. Nie chcę śmierci i zamieszek. Możesz mi to obiecać?

Wysłuchała dalszych instrukcji, wyławiając z tłumu wskazywane jej osoby. Do jutrzejszego wywiadu pozostało stosunkowo niewiele czasu, a tyle rzeczy trzeba było jeszcze ustalić... Nagrania Me’shiry muszą zostać obrobione, przycięte i przygotowane by wyemitować je w trakcie wywiadu. Janet i Mark - dwójka techników z Uranos News muszą być w pracy i obsługiwać wywiad w samej stacji, zarówno puszczając przygotowane materiały, jak i zapewniając ciągłość transmisji, a ona sama z wybraniem pasujących nagrań, przygotowaniem, prowizorycznym montażem klipów i układaniem listy pytań będzie miała roboty na całą noc. Czas nie był po jej stronie, ale musiała dać radę - innej, podobnej szansy może nie być długo. Czuła, jak w jej krwi krąży adrenalina, nastrój podniecenia i buzujących emocji zgromadzonych ludzi udzielił się i jej. Wierzyła, że akcja się uda. Musiała się udać.

Ruszyła w kierunku tłumu, by porozmawiać z wybranymi osobami, umówić się z technikami i historyczką, jednak słysząc ostatnie słowa Przeskakiwacza zatrzymała się gwałtownie i spojrzała na niego.

- Bohaterką? - powtórzyła niepewnie. Grała czy faktycznie te słowa ją zaskoczyły? Ponownie pojawiła się myśl, że jeśli wszystko pójdzie po jej myśli a plan się uda, może wcale nie będzie chciała wracać do domu? Tutaj mogła być rozpoznawalna, na wyeksponowanym stanowisku, nie walcząc aż tak zażarcie z konkurencją i innymi kandydatami do palmy pierwszeństwa. Nie byłaby tą szarą twarzą niknącą w tłumie sobie podobnych, mogła mieć wpływy i kontrolę. Ale... bohaterką? Przecież nie o to jej chodziło... A może jednak?

Nie odpowiedziała mu, za to z uśmiechem potoczyła wzrokiem po twarzach pozostałych. Uśmiech zniknął jednak z jej ust w jednej chwili, gdy napotkała spojrzenie znajomych, turiańskich oczu.

- Ledeia! - krzyknęła tylko za wybiegającą Santus. Po sekundzie otrząsnęła się i ruszyła naprzód starając się dogonić przyjaciółkę, ale zrozumiała zaraz, że przeciskając się przez tłum ludzi, z których chyba każdy, właśnie w tym momencie, chciał z nią porozmawiać, dotknąć jej czy wyrazić swoje poparcie, zdecydowanie nie ułatwi pościgu. Jeśli turianka ucieknie z pomieszczenia, za chwilę wtopi się w ciemność nocy, a parę chwil później najprawdopodobniej przekaże wszystkie informacje władzom. Będą spaleni, a bunt umrze zanim jeszcze zacznie działać. Bunt i sama Annabelle, bo zdecydowanie nie mogłaby liczyć już na żadną pobłażliwość. - Zatrzymajcie ją! - krzyknęła, machając rękoma w kierunku znikającej w wyjściu Santus - Tą turiankę! Nie dajcie jej wyjść! Ledeia!
*** MUSIC THEME *** ARMOR ***
ObrazekObrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12104
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

17 sie 2022, o 20:01

Annabelle
Zamieszanie, które wytworzyła Annabelle swego rodzaju rozkazem wybuchło niemalże natychmiast. Ktoś zaczął krzyczeć, ktoś inny przepychać się w stronę wejścia, jednak zanim tak naprawdę doszło do konkretnej reakcji ze strony tłumu przy Ledei, jakby spod ziemi zmaterializował się Przeskakiwacz blokując jej tym samym drogę ucieczki. Reguera nie zdążyła zareagować, kiedy ciężka pięść mężczyzny wylądowała na skroni turianki momentalnie pozbawiając ją przytomności.
Przeskakiwacz chwycił bezwładne ciało Santus, ludzi rozstąpili się robiąc mu przejście na tyły pomieszczenia i skinął głową na Reguerę.
Weszli do małego pomieszczenia z niewielkim okienkiem, przez które dochodziły do nich dźwięki lasu za ścianą. Mężczyzna przesunął krzesło stojące pod ścianą, posadził na nim nieprzytomną Ledeię i skinął głową na innego mężczyznę, który pojawił się w drzwiach obok dziennikarki. Ten wyszedł na chwilę i po kilku sekundach wrócił niosąc ze sobą metalowe klamry. Pomógł Przeskakiwaczowi zakuć Santus po czym wyszedł zostawiając Annabelle i zamaskowanego z nieprzytomną Ledeią.
- To rodzi pewne komplikacje - powiedział kręcąc głową z dezaprobatą i przyglądając się turiance. - Musi tu zostać aż do twojej transmisji, inaczej cały nasz plan weźmie w łeb.
Przeszedł się niespokojnym krokiem w tę i z powrotem po pomieszczeniu jakby zastanawiał się nad czymś intensywnie.
- Nie sądziłem, że ktokolwiek spoza grona naszych zaufanych ludzi się o tym dowie. Jeśli obecna tutaj - skinął głową w kierunku Santus. - Jest szczęśliwą obywatelką, to jakakolwiek rebelia może stanowić dla niej szok poznawczy. Jej mózg może być wyprany ze standardowego pojęcia dobra i zła, gdzie to drugie z pewnością zakwalifikuje nasze małe spotkanie do złych czynów. W podziemiach mam cząstkę z pierwszego orba, pozwala się przenosić na niewielkie odległości, możemy ją wysłać na jakąś sąsiednią planetę gdzie nikt jej nie odnajdzie i gdzie jej sekret pozostanie zapomniany na wieki. To znacząco ułatwiłoby nam sprawę.
Spojrzał na Reguerę jakby spodziewał się, że ta podejmie jakąś decyzję.

Rebecca
Postawiona przed Dagan sonda nie potrzebowała dużo czasu, aby zlokalizować ukrytego orba. Ten nie mniej, nie więcej znajdował się wyraźnie pod powierzchnią piasku, zatem nie pozostało jej nic innego, jak zacząć kopać. Sytuacja była o tyle beznadziejna, że początkowe ruchy spełzały praktycznie na niczym, ponieważ część piasku niemal natychmiast zaczęła spływać z powrotem.
Kiedy już wydawało jej się, że to wszystko nie ma sensu, jej ręka natrafiła na coś twardego. Interfejs maski zaśnieżył nieco, wyraźnie nie dając Dagan łatwego do pokonania zadania. Orb był nieaktywny.
Musiała kopać tak, aby wydostać na powierzchnię większą część kuli, dzięki czemu mogła aktywować pierścienie i w ten sposób całe urządzenie. Sprawy nie ułatwiała kondycja psychofizyczna podporucznik. Zlana potem, spragniona i zmęczona do granic możliwości miała przed sobą jedynie kawałek okrągłej skały pogrążonej w odmętach żółtego piasku pustyni.
Po kilkudziesięciu minutach, które zdawały się trwać całą wieczność, kula wreszcie drgnęła a Rebecca mogła wyciągnąć ją z dołu.
Resztkami sił skupiła się na tym, co pokazywała jej maska. Przesuwała pierścienie drżącymi rękami aż wreszcie ostatni trafił na swoje miejsce, coś kliknęło i kula rozpromieniła się zielonym blaskiem i uniosła nieco nad powierzchnią ziemi po czym zawisła w oczekiwaniu.
Wędrująca po jej głowie myśl, odkąd znalazła się na tej planecie, a także współrzędne, które przekazał jej Najwyższy stały się teraz dla niej priorytetem. Wybrała rzeczoną już wcześniej destynację i po krótkiej chwili nieprzyjemnej podróży wylądowała na miękkiej trawie. Obok siebie usłyszała szum strumienia i delikatny wietrzyk wiejący od strony lądu w stronę małego jeziorka. Gdy przyjrzała się bliżej zauważyła, że strumyk nie wpada do jeziora a z niego wypływa. Nad jej głową przeleciało jakieś stworzenie, którego nie była w stanie zidentyfikować, ale od razu rozpoznała anomalię - leciało do tyłu. Gdyby sięgnęła do omni-klucza od razu zauważyłaby, że wszystkie systemy zaczęły wariować. Tylko interfejs maski utrzymywał stabilny stan i tylko dzięki temu Rebecca mogła bez zawrotów głowy zachować trzeźwość umysłu.
Orba nie musiała szukać długo. Świetlista, zielona kula wisiała tuż obok drzewa po jej lewej stronie. Tym razem jednak coś było inaczej. Kiedy zbliżyła się do urządzenia, maska pokazywała nie tylko drogi łączącego tę konkretną kulę z innymi, ale także dawała możliwość wyboru daty, przy czym zegar cofał się do tyłu. Skupiona na swoim zadaniu, bez namysłu mogła wybrać kolejny punkt swojej podróży z odpowiednim czasem przybycia na daną planetę. To dawało jej mnóstwo możliwości. Zapobiegnięcie wojnie pierwszego kontaktu, szybsze odnalezienie proteańskich ruin na Marsie i wiele wiele innych, które mogły odwrócić losy całej galaktyki. Losy ludzkości.
Kiedy wybrała z pośród tysiąca możliwości, tę, którą uznała za słuszną kula zawirowała, ale nie przeniosła jej od razu, jak wszystkie poprzednie. Orb rozbłysnął na czerwono, a na interfejsie maski, pojawił się alert ostrzegawczy.
Rozpoczęto procedurę autodestrukcji. Pozostałe urządzenia:
999 881...
999 880...
999 879...
Po czym poczuła jak przenosi się w docelowe miejsce.

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wróć do „Galaktyka”