W galaktyce istnieje około 400 miliardów gwiazd. Zbadano lub chociaż odwiedzono dotąd mniej niż 1% z nich. Pozostałe światy oraz bogactwa, które zawierają, wciąż czekają na odnalezienie przez korporacje lub niezależnych poszukiwaczy.

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

[Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

13 lut 2022, o 18:29

Gdyby szły dalej prawdopodobnie wokół nich panowałaby cisza zmącona jedynie odgłosem butów stąpających po podłodze pokładu statku. Tymczasem stały teraz wszystkie trzy słuchając ekscytacji Annabelle i wpatrując się w zielone światło kuli. Rebecca i Elizabeth walczące z chęcią dotknięcia jej i dziennikarka, która myślami przeskakiwała od galaktyki do galaktyki próbując zapanować nad możliwościami przedmiotu. Kiedy tylko Reguera pomyślała o miejscu w którym znajdują się teraz mapa błyskawicznie przeskoczyła do ich układu gwiezdnego, a współrzędne w górze interfejsu okazały się identyczne. Gdy tylko pomyślała o turiance i o losie jaki ją spotkał, mapa oddaliła się i przybliżyła na nieznany jej wcześniej układ planetarny. Z pewnością nie znajdował się on w obrębie Drogi Mlecznej, ale zanim zdążyła się nad tym głębiej zastanowić Rebecca i Elizabeth już odwiodły ją od dalszego majstrowania przy urządzeniu, narzekając na fakt, że kula znów próbuje je zmusić do dotknięcia.
Zastanawiając się nad tym co począć, dziennikarka wreszcie za namową pozostałej dwójki spróbowała przestawić pierścienie z powrotem w nieuporządkowanej kolejności i... zniknęła. Kula znów się dezaktywowała, przestała świecić na zielono, opadła z głuchym brzęknięciem na ziemię i przetoczyła się kawałek. Żołnierki Przymierza zostały same, bez Ledei, bez Annabelle i bez maski. Na podłodze został jedynie hełm Reguery.
Annabelle
Poczuła jak całe jej ciało rozciąga się, spłaszcza, staje się plastyczne ale żadne z tych uczuć nie było nieprzyjemne. Czuła, że wiruje niczym na wielkim rollercoasterze, potem wszystko w mgnieniu oka wróciło do normy i Reguera zachłysnęła się wodą momentalnie materializując się pod jej powierzchnią. Chwilę zajęło jej dojście do siebie i zorientowanie się w sytuacji aby płynąć w górę, zanim woda wypełni płuca i utonie. Do powierzchni była spora odległość, Annabelle musiała włożyć wszystkie swoje siły w to, aby wydostać się z morderczej głębi, powoli traciła siły i czuła, że zaraz straci przytomność. W ostatniej chwili poczuła, jak ktoś szarpie ją za kark i wyciąga na górę. Świat wokół wirował, widziała zorzę połyskującą na ciemnym niebie, układy gwiazd, których nie znała, aż wreszcie zorientowała się, że została wciągnięta na kamienistą plażę. Kiedy jej wzrok się zogniskował, a w głowie przestało huczeć i mogła swobodnie mówić wykasływając jeszcze resztki wody, zorientowała się, że jej wybawicielem był nie kto inny jak sama Ledeia.
- Nareszcie! Już pięć lat czekam, aż wreszcie zorientujecie się, że to ustrojstwo to portal międzygalaktyczny! - turianka siedziała obok oddychając ciężko. Najwyraźniej wyjęcie Annabelle z wody stanowiło dla niej samej również nie lada wysiłek. Ledeia nie posiadała na sobie pancerza, ubrała była w coś na kształt płóciennego worka z otworami na ręce i nogi, w kształcie tuniki związanej w pasie sznurkiem. Dopiero teraz Reguera zorientowała się, że nie ma na twarzy maski. Tę w rękach trzymała Santus. - Interfejs prawda? Jest w jakiś sposób kompatybilny z kulą. Nie rozdziawiaj tak ust, miałam sporo czasu i materiałów żeby to ogarnąć. Chodź, mieszkam niedaleko.
Planeta, na której znalazła się Annabelle była mocno przypomniała ziemską tundrę, może poza temperaturą, gdyż było tu znacznie cieplej. Wszystko jednak dookoła, nie licząc jeziora, z którego została wyłowiona pokryte było lasami. Ledeia prowadziła ją leśną ścieżką w głąb zarośli. Po kilku minutach znalazły się w zbitym z desek drewnianym domku. Domek był urządzony na turiańską modłę, surowy aczkolwiek praktyczny i dobrze wyposażony, przynajmniej jak na warunki polowe. Przed domkiem znajdował się swoistego rodzaju ogródek w którym rosły rośliny, których Reguera nie rozpoznawała. W środku natomiast nad paleniskiem kręcił się kawałek mięsa, a zapach przypraw i tłuszczu unosił się w powietrzu. Ledeia podała jej szklankę wody i wskazała miejsce, w którym mogła usiąść.
- Witaj na Palavenie Dwa, wiem, mało oryginalna nazwa, ale nie miałam głowy do myślenia o tym - powiedziała uśmiechając się rozbrajająco. - Co z resztą? Dlaczego jesteś tu sama?
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Elizabeth Blackley
Awatar użytkownika
Posty: 59
Rejestracja: 31 lip 2021, o 19:16
Miano: Elizabeth Blackley
Wiek: 31
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Porucznik Sztabowy
Postać główna: -
Lokalizacja: -
Kredyty: 19.805

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

16 lut 2022, o 11:43

Odwrócona plecami od dziennikarki Elizabeth, starając się nie całą sobą nie dotknąć rozświetlonej kuli nie zobaczyła jak ta znika, gdy ponownie dotknęła święcącej na zielono kuli. Mogła jednak usłyszeć gdy ta upadła na ziemię, podobnie jak dźwięk hełmu uderzającego o posadzkę. Gdy się odwróciła ten dziwny "dron" był już nieaktywny, ale nie było też już z nimi dziennikarki, która po prostu zniknęła. Porucznik mogła tylko wpatrywać się przez długą chwilę w hełm, jedyną pozostałość po ich niedawnej towarzyszce, a potem z powrotem na dezaktywowaną, dziwaczną kulę zastanawiając się czy chciała ją wziąć. Czym było to dziwaczne urządzenie? Według słów Annabelle może faktycznie była to swego rodzaju... hmm. Urządzenie teleportacyjne? Przekaźnik Masy? Chociaż chyba bardziej pasowało określenie sondy, która niczym w starych filmach o kosmitach, porywała ludzi (i Turian) w celu ich późniejszego zbadania. Pytaniem było czy ich odeślą?
- Chyba musimy iść dalej. - Powiedziała w końcu Elizabeth. Co innego mogły zrobić? Wiedziały, że idąc dalej dotrą do drzwi, które Dagan powinna otworzyć, może stamtąd dotrą wreszcie do mostka i wyłączą systemy obronne okrętu i cała ta dziwna... misja wreszcie się skończy. Jako, że wiedziała już, że "dron" był nieaktywny, podniosła go znowu i ruszyła przed siebie. Nie wiedziała jak długo będzie wstanie go trzymać i nosić, ale może będzie on jeszcze potrzebny. Nie była prawdę mówiąc pewna, choć z pewnością trzymanie tej wielkiej kuli pod pachą było ostatnią rzeczą jaką miała ochotę robić w tym momencie.
- Zajmij się otwarciem drzwi... - Powiedziała do Dagan gdy wreszcie miały dotrzeć pod zablokowane przejście, sama zaś odłożyła kulę na ziemi by złapać chwilę oddechu i rozejrzeć się dla pewności, że nic nie wyskoczy nagle na nich z ciemnego korytarza, najpewniej, biorąc pod uwagę paskudną pustkę i cichość tego miejsca niczym z horroru, z pełną paszczą ogromnych, ostrych zębów.
Annabelle Reguera
Awatar użytkownika
Posty: 95
Rejestracja: 31 lip 2021, o 19:45
Miano: Annabelle Soreno Morena Reguera de Ayala
Wiek: 36
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Reporter
Postać główna: Tori Te'eria
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.130
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

16 lut 2022, o 22:28

Dotknęła kuli chcąc przekręcić jeden z pierścieni i... nagłe uczucie, które ją ogarnęło nie było porównywalne z niczym. Czuła się, jakby jej ciało nagle spłaszczyło i rozciągnęło się, świat wokół zawirował i nagle jej usta wypełniły się wodą. Otworzyła oczy starając się zorientować w otoczeniu, spanikowana w ciągu jednej chwili. Skąd tu ta woda? Zalało korytarz? Gdzie są pozostali? Wściekle kopiąc nogami i pracując rękoma starała się wypłynąć, wynurzyć na powierzchnię, zaczerpnąć tchu i wypełnić powietrzem błagające coraz usilniej o tlen płuca, ale powoli zaczęła tracić siły. Ciężki pancerz ściągał ją w dół, widziała nad sobą połyskliwe lustro wody, ale miała wrażenie, że każdy ruch zamiast bliżej powierzchni spycha ją głębiej. Nie poddawała się. Walczyła. W tej chwili jej jedynym pragnieniem było wydostać się z topieli, dotrzeć na powierzchnię... Jej ruchy stawały się jednak coraz wolniejsze, płuca eksplodowały bólem powstrzymywanego wdechu, obraz przed oczyma rozmazywał się i ciemniał... Gdy nagle otrzeźwiło ją szarpnięcie, potem kolejne. Haust powietrza zmieszanego z wodą dostał się do jej płuc, zaczęła kaszleć i prychać, ktoś ją ciągnął czy holował w kierunku brzegu. Zaczęła młócić wodę rękoma ze zdwojoną energią i wreszcie opadła na kamienisty brzeg. Odwróciła się na brzuch wykasłując wodę z płuc i dopiero po dłuższej chwili przewróciła się na plecy, spoglądając w niebo. Niebo?

Zbystrzała natychmiast. Gwałtownym zrywem poderwała się i usiadła, rozglądając się z paniką wokół, po czym zerwała się na równe nogi.

- Que porra é essa? Puta merda, o que está acontecendo? Onde estou? - krzyknęła zachrypniętym od kaszlu głosem, rozszerzonymi oczyma obserwując pobliskie drzewa i brzeg jeziora, w którym najwidoczniej jeszcze chwilę temu się topiła. Na niebie świeciły gwiazdy, częściowo przysłonięte wijącą się leniwie, zieloną wstęgą zorzy polarnej. Przynajmniej wyglądała jak zorza, którą Annabelle widziała kiedyś na jakichś widach.

Głos rozlegający się za jej plecami sprawił, że dziennikarka krzyknęła przestraszona i odwróciła się w kierunku mówiącej. Z niedowierzaniem wpatrując się w twarz turianki zrobiła krok do tyłu i - poślizgnąwszy się na obmywanych delikatną falą kamieniach - klapnęła w wodę krzywiąc się, gdy jej tyłek boleśnie uderzył o kamienne dno.

- Ledeia? - w głosie Annabelle dźwięczało zdziwienie i niedowierzanie - Skąd ty tutaj... I jak ty wyglądasz? Pięć lat?! Gdzie my jesteśmy? Co to za miejsce? Gdzie statek, gdzie... - przerwała, gdy dotarł do niej sens słów turianki - Zaraz, co? Pięć lat? Zniknęłaś pięć minut temu! I co ty pieprzysz, co za portal? Przecież to... - przypomniała sobie wyświetloną przez maskę mapę i linie łączące systemy gwiezdne i galaktyki - to... to portal... porra nenhuma... - Jej wzrok spoczął na trzymanej przez Ledeię masce. Odruchowo dotknęła swojej twarzy, ale dłoń w rękawicy nie natrafiła na metal, dotykając jej skóry.

Sama nie wiedziała, co o tym myśleć. Z jednej strony wszystko układało się w logiczną całość, z drugiej zaś było na tyle niedorzeczne, że jej umysł nie ogarniał tego co się wydarzyło. Jakby we śnie uświadomiła sobie, że śni. Wszystko wokół było tak realne, tak rzeczywiste, ale jednocześnie nie mogło, nie miało prawa być - przecież takie rzeczy nie mogą się dziać naprawdę. Kamienna kula - portalem? Magiczną bramą do innego miejsca? Przecież taka technologia nie istnieje, nie ma prawa istnieć! Gdyby istniała, ktoś by ją dawno już odkrył!

No i może odkrył. Te wycinki prasowe które Dagan i Ledeia znalazły... Zniknięcia ludzi, którzy - chcąc lub nie - uruchomili artefakt. Nagrania, które Annabelle otrzymywała od nieznanego nadawcy. A jeśli tak, to... dlaczego nikt jak do tej pory nie “powrócił” ogłaszając znalezisko?

- Maska. Tak - odpowiedziała powoli wstając i ruszając za turianką - Może nie tyle jest kompatybilna, ale umożliwia... chyba. Sterowanie kulą. Czy jakąś formę... komunikacji. Czemu kula przeniosła nas tutaj? Jeśli ona działa jak przekaźnik masy, to potrzeba dwóch takich... urządzeń. Jeden jako “wejście”, a drugi jako “wyjście”. Znalazłaś tutaj taką kulę jak na statku? - Tknięta nagłą myślą aktywowała ponownie swoją sondę. Muszą się wydostać z tego miejsca. Znajdą drogę powrotną, a wtedy... o, wtedy to nagranie będzie cenniejsze od samej Cytadeli!

Podążając za Ledeią rozglądała się na lewo i prawo, chłonąc wzrokiem surowy, ale przyjemny krajobraz. Nie pamiętała, czy i kiedy widziała takie obrazy na własne oczy. Dzika, nie skażona cywilizacją natura i przyroda, absolutna cisza wokół zakłócana tylko szumem drzew w delikatnym wietrze owiewającym jej szybko schnącą skórę, gwiazdy mrugające na czystym niebie... I niewielki, zbity z prostych desek domek z ogródkiem, w którym dziennikarka nie dostrzegła żadnej znanej sobie rośliny.

- Jesteś tu sama, czy ktoś tu jeszcze jest? - spytała wchodząc do domku i rozglądając się po jego wnętrzu - Jakieś inne ofiary kuli? Sama to zbudowałaś? Skąd miałaś... narzędzia? Nie wiem, jakiś młotek, siekierę? Znaczy nie zrozum mnie źle, to robi wrażenie. Ale... jak?

Usiadła na wskazanym miejscu, łyknęła wody i uśmiechnęła się lekko. Surrealizm w czystej postaci. To miejsce było tak nierzeczywiste jak to tylko możliwe, a jednak tu była. Chwilę temu była na tajemniczym statku, otoczona przez żołnierzy Przymierza, a teraz, jak gdyby nigdy nic, siedziała w drewnianym domku w jakimś... lesie, popijała zimną, ale smaczną wodę i gawędziła z Ledeią która na jej oczach zniknęła jak zdmuchnięta przed dosłownie momentem, a która twierdziła, że w tym miejscu spędziła pięć lat. No po prostu scena jak z jakiegoś szmirowatego wida dla dzieci. Ale myśląc o tym, jednocześnie była przekonana - ba, miała stuprocentową pewność, że to jest prawda. W końcu czy sama o mało co się przed chwilą nie utopiła w jeziorze? Czy nie stłukła sobie tyłka o kamienie? Czy nie popijała teraz wodę?

- Zniknęłaś, gdy dotknęłaś kuli - odstawiła szklankę na stolik nieopodal i powoli zaczęła odpowiadać na pytania - A kula się... wyłączyła. Lady porucznik nawet ją wzięła do ręki i niosła kawałek drogi. Potem ja nałożyłam tą... maskę, a ta podpowiedziała mi jak aktywować kulę. Te pierścienie... trzeba ustawić symbole na nich w odpowiedniej kolejności. Gdy to zrobiłam, kula wyświetliła mapę, na niej... chyba cały znany i nieznany kosmos. I takie linie, jakby połączenia między nimi. To chyba po tych połączeniach kula... no wiesz. Transportuje. Czy jak tam to nazwiesz. Ale gdy kula była aktywna, Blackley i Dagan znów czuły to... przyciąganie? Znaczy chciały jej dotknąć. Ja miałam na twarzy maskę i ona chyba mnie chroniła przed... no przed tym wpływem. Chciałam ją wyłączyć i przestawić pierścienie, ale gdy tylko jej dotknęłam... Znalazłam się tu. Znaczy w wodzie. Jak mnie znalazłaś? Czekałaś tam na mnie?
*** MUSIC THEME *** ARMOR ***
ObrazekObrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

17 lut 2022, o 18:35

Annabelle
Ledeia przyglądała się uważnie Annabelle kiedy ta opisywała wydarzenia, które zadziały się od zniknięcia turianki. Santus pokiwała głową i obróciła maskę w dłoni przyglądając się uważnie.
- To nie data - wskazała na wyryte w masce liczby. - To współrzędne. Prawdopodobnie współrzędne dotyczące pierwszej kuli, tak zwanego praportalu. Miejsca od którego do wszystko się zaczęło. Kuli musi dotknąć osoba która ma na sobie maskę, wybiera ona współrzędne docelowe i dotyka kuli. Osoby, które w tym momencie bezpośrednio dotykają dotykającego przenoszą się razem z nim. Dlatego nie przeniosło tutaj ani Blackley ani Dagan. Nie trzymały się ciebie w momencie przechodzenia.
Turianka wstała podchodząc do drewnianego stołu. Dotknęła ściany nad nim i rozsunęła podwoje za którymi znajdowało się mnóstwo zapisków, notatek i ilustracji.
- Kiedy kula mnie tu przeniosła byłam zdezorientowana. Wylądowałam w wodzie, straciłam przytomność a fale wyrzuciły mnie na brzeg. Myślałam, że umarłam. Wokół nie było żywej duszy, próbowałam nawiązać kontakt, ale komunikator nie działał. W ogóle w tym miejscu nie działa żadna technologia, jakby coś ją blokowało. Potem znalazłam to miejsce, zapuszczone ale dające schronienie i... czekałam. Nie wiedziałam jak wrócić, dokąd iść. W pierwszym miesiącu przemierzyłam kilka dobrych kilometrów kwadratowych, ale nie znalazłam nic poza kośćmi, a były to kości, których nie rozpoznawałam. Nie ma tu żadnych zwierząt tylko rośliny - powiedziała i wskazała ruchem głowy kierunek w którym znajdował się mały ogródek. - Dni mijały, ja nauczyłam się rozpoznawać które rośliny są jadalne, a po których dostajesz biegunki. Wreszcie pogodziłam się z myślą, że przyjdzie mi się tu zestarzeć i umrzeć.
Gdyby Annabelle chciała się przyjrzeć schematom narysowanym w ukrytej przestrzeni dostrzegałby narysowaną kulę, znaki na jej powierzchni bardzo dobrze odwzorowane, notatki na temat lokacji i współrzędnych, rysunek maski i znaki zapytania przy różnych założeniach jak np. "interfejs" czy "pilot sterujący".
- Aż któregoś dnia poszłam nad jezioro wykąpać się - kontynuowała turianka. - Z głębi rozbłysnęło zielone światło a na powierzchni pojawił się człowiek. Wydostałam go na brzeg, podobnie jak ciebie. Był cały pokryty jakimiś strupami, skóra odchodziła mu od twarzy i rąk, wyglądał okropnie. Ubrany był w coś na kształt białej szaty i mocno owinięty bandażami podtrzymującymi odchodzącą skórę. Opowiedział o planecie, na której żyją ludzie czczący Najwyższego, a na tę planetę przenoszą chorych, którym nie da się pomóc. Opowiedział o maskach, takich jak twoja i o kulach, które przenoszą cię gdzie tylko zapragniesz.
Ledeia zamilkła na moment sięgając po szklankę wody dla siebie i upijając z niej łyk.
- Umarł tydzień po tym jak się tu zjawił. Zakładam, że statek, na którym wylądowałyśmy musiał przenieść się w ten sam sposób w jedną, a potem w drugą stronę. Nie pytaj mnie jak, nie wiem tego. Nie wiem gdzie jest też załoga, ale to mogą być ludzie, o których mówił Hank.
Reguera mogła się domyśleć, że Hank był człowiekiem, którego przeniesiono na Palaven Dwa. Ledeia długo milczała pozwalając dziennikarce rozejrzeć się po okolicy. Wyglądało na to, że skoro sonda, która przeniosła się tu razem z Reguerą mogła to uczynić, nic nie stało na przeszkodzie aby dokładnie to samo stało się ze statkiem. Pytaniem wciąż pozostawało - jak.
- Ale cieszę się, że nie będę tu żyć i umierać sama - powiedziała wreszcie Ledeia nie pozostawiając żadnych złudzeń co do tego, że nie ma sposobu na wydostanie się z planety.
Annabelle Reguera
Awatar użytkownika
Posty: 95
Rejestracja: 31 lip 2021, o 19:45
Miano: Annabelle Soreno Morena Reguera de Ayala
Wiek: 36
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Reporter
Postać główna: Tori Te'eria
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.130
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

19 lut 2022, o 11:49

Annabelle nie przerywała opowieści turianki. W jej głowie wciąż trwała kotłowanina chaotycznych domysłów i przemyśleń, strachu, niedowierzania i zaprzeczeń. Gdy Ledeia odsłoniła swoją kolekcję zapisków i notatek, dziennikarka podeszła do niej i stojąc tuż obok sięgnęła do najbliższej z kartek, na której widniał rysunek przedstawiający kulę. Sąsiednia kartka zawierała szkice symboli które - może nie mogła powiedzieć, że znała - ale które rozpoznała. Były to te same symbole, które jeszcze kilka minut temu przesuwała, by aktywować tajemniczy mechanizm.

- Skąd masz te szkice? - spytała cicho, opuszkami wciąż odzianej w rękawicę dłoni dotykając kartki - Były już tutaj gdy się pojawiłaś czy zrobiłaś je sama? Czy z tym... Hankiem? Są dość... wierne. I dokładne. Nie miałam zbyt dużo czasu by się kuli i tym symbolom przyjrzeć, ale chyba nie zapamiętałabym aż tylu szczegółów. A jeśli mówisz, że jesteś tu tyle lat... No wiesz. Czas zaciera wspomnienia.

Kotłowanina myśli w jej głowie stopniowo się uspokajała. Odwróciła się w kierunku turianki, raz jeszcze przyjrzała się uważnie jej prowizorycznej tunice, po czym rozejrzała po wnętrzu chatki. “Żyć i umierać”? Tutaj? I co, przekopywać ogródek i uprawiać jakieś chwasty, a wieczorami wpatrywać się w gwiazdy i wsłuchiwać w szum drzew? Niedoczekanie. Nie, to nie może się tak skończyć. Musi być jakieś wyjście z tej sytuacji. Jeśli to prawda, że są gdzieś ludzie wykorzystujący tą niesamowitą technologię na co dzień, niemożliwym jest, by była to ślepa uliczka i droga bez powrotu. Mają maskę, pozostaje tylko dowiedzieć się, jakie ona kryje tajemnice. Może pozwoli nie tylko z artefaktem się komunikować, ale także go odnaleźć? W opowieści turianki uwagę Annabelle zwrócił jeszcze jeden szczegół - coś, co mogło być kluczem do powrotu na statek, bo to według dziennikarki było priorytetem. Tak, wyjaśnienie tajemnicy zniknięcia załogi i zaskakującego pojawienia się Mothershipa było intrygujące i z pewnością, gdy Annabelle będzie już bezpieczna... “w domu”, to znaczy w jakiejkolwiek znanej przestrzeni, bez ryzyka “życia i umierania” na jakiejś zapomnianej przez Boga i ludzi - choć by nie wiadomo jak ładnej i komfortowej - planecie. Priorytetem było jej własne bezpieczeństwo. Inni czekali trzydzieści lat, mogą poczekać jeszcze jeden dzień.

- Nie wiem jak ty, ale ja nie mam zamiaru się tutaj zestarzeć ani spędzić więcej czasu niż to konieczne. Wracamy na statek. Masz swój pancerz? I hełm? - rozejrzała się jeszcze raz, tym razem szukając miejsca, w którym mógł być schowany ekwipunek turianki - Mój musiał zostać na statku albo utopiłam go w tym cholernym jeziorze, a może okazać się potrzebny. O której tutaj wstaje słońce? Jeżeli w ogóle wstaje?

Strach i poczucie zagubienia ustąpiły, zastąpione determinacją i chęcią działania. Już dawno temu postanowiła, że bez walki nie da się ponownie nigdzie uwięzić, a nawet gdy to się stanie, będzie walczyła do ostatnich sił. Ledeia chyba pogodziła się ze swoim losem, ale nie znaczyło to, że Annabelle musi podążyć tą samą drogą. Takie zachowanie po prostu - przynajmniej na razie - nie mieściło jej się w głowie.

- Mamy maskę, czyli klucz do tego portalu czy jak to nazwać. Jeśli to co mówisz jest prawdą, a kula może przenieść więcej niż jedną osobę, pozostaje tylko odnaleźć taką kulę tutaj. Może sama maska w tym pomoże, a może nie - ale jest jeden mały trop, który trzeba zbadać. Przekaźniki masy mają swój początek i koniec. Potrzeba dwóch urządzeń - i tutaj może być podobnie. Mówiłaś, że gdy kula cię przeniosła, znalazłaś się w wodzie. Ten twój cały Hank również. Moja... podróż również tam się zakończyła. Czy to było to samo miejsce? Jeśli tak, mamy odpowiedź. Kula jest pod wodą. Może zagrzebana w dnie, w mule, nie wiem zresztą. Dlatego przydałby się hełm - trzeba tam zanurkować i ją odnaleźć. No i światło słoneczne byłoby miłym ułatwieniem. A gdy ją wyciągniemy na brzeg, dzięki masce aktywujemy portal i wzzziu! - machnęła ręką w kierunku rozgwieżdżonego nieba za oknem - Jesteśmy w domu. To znaczy na statku. A wiedząc to co ty i ja wiemy, będziemy mogły wykombinować, czy badamy sprawę zaginionej załogi i jak to zrobić. Wchodzisz w to?
*** MUSIC THEME *** ARMOR ***
ObrazekObrazek
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

20 lut 2022, o 10:56

Znowu. Rebecca patrzyła z niedowierzaniem w miejsce, gdzie jeszcze przed momentem stała Annabelle. Miała tylko wyłączyć kulę, a tymczasem... Tymczasem dołączyła do Ledei, gdziekolwiek turianka teraz była. Dagan sapnęła z wyczuwalną frustracją, gdy jednak Elizabeth zarządziła marsz dalej - nie protestowała. Ostatecznie niewiele więcej mogły zrobić, nie? Żadna z nich nie wiedziała, co dokładnie stało się z Santus i Reguerą, tym bardziej też żadna nie miała pojęcia, jak dokładnie obchodzić się z dziwnym obiektem. Skoro okazało się, że metoda prób i błędów nie jest najlepszym sposobem posługiwania się obcą sondą, nie pozostało im nic innego jak iść dalej we wcześniej zamierzonym kierunku. Rebecca wciąż była przekonana, że jakieś odpowiedzi mogą znaleźć właśnie tam, na mostku.
Bez słowa ruszyła za Elizabeth, a gdy dotarły do zablokowanego przejścia, bez wahania przystąpiła do pracy. Korzystając z tego, że nie były atakowane, i że otoczenie generalnie nie było... Cóż, nie było aż tak wrogie jak początkowo zakładała, Dagan zajęla się hakowaniem osobiście. AMSU było przydatnym urządzeniem o wielu możliwościach, ale skoro nie musiała na razie dzielić uwagi między otwieranie im przejścia a, na przykład, bronienie własnej dupy przed wrogim ostrzałem, nie widziała potrzeby angażowania sondy. Nie chciała używać go zanadto także dlatego, by nie wyczerpać akumulatorów zbyt szybko. Nie wiedziały, co czekało je dalej - może za chwilę będą potrzebowały AMSU znacznie bardziej? Głupio byłoby nie móc wtedy z niego skorzystać, bo wcześniej nie chciało jej się wykonać jakieś pracy samodzielnie.
Nauczona poprzednim doświadczeniem, kiedy to zaraz po pobieraniu mapy z systemów okrętowych straciły połączenie ze światem zewnętrznym, Rebecca ostrożniej podeszła do pracy. Nie chciała, by manipulowanie przy zamku poskutkowało jakimś dalszym ograniczeniem czy uszkodzeniem omni-kluczy. Zostały z Elizabeth tylko we dwie, nie mogły więc pozwolić sobie na dalszą utratę jakichkolwiek możliwości operacyjnych. A prawda była taka, że dla Rebeki utrata omni-klucza byłaby jak amputacja ręki. Dagan niewiele mogłaby zrobić bez swojego podstawowego narzędzia pracy. W związku z tym, próbując otworzyć im przejście, manipulowała systemami bardzo ostrożnie - czasem może aż za bardzo. Wolała poświęcić więcej czasu na w pełni bezpieczne odblokowanie drzwi, niż uporać się z tym szybko, ale większym kosztem.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

24 lut 2022, o 20:20

Ich sytuacja wyglądała nieciekawie, Blackley musiała zdawać sobie sprawę, że jako dowódca operacji w pełni odpowiadała za swoich ludzi. Poniekąd Ledeia i Annabelle nie były częścią jej załogi jakby nie patrzeć, to jednak o ile dziennikarkę mogła pominąć w raporcie, o tyle z turianką mogło być gorzej. Niemniej jednak czas na zastanawianie się minął, a nadeszła pora podejmowania decyzji. Obie wraz z Dagan, niewiele myśląc, ruszyły w stronę pokładu numer dwa, na którym jak podejrzewały będzie znajdować się mostek.
Zgodnie z tym, na co przygotowało Rebeccę AMSU drzwi były faktycznie zablokowane i tym razem jednak podporucznik nie miała większego kłopotu z ich otwarciem. Po kilku minutach przedzierania się przez zabezpieczenia i przerzucania okienek, wreszcie na holoekranie pojawiła się oczekiwana informacja "odblokowane", drzwi syknęły i stanęły przed nimi otworem. W środku panowała ciemność, ale przed nimi nie rozciągał się kolejny korytarz. Tym razem weszły do obszernego pomieszczenia, a oświetlając sobie drogę omni-kluczami zauważyły, że znajdują się w czymś co na pierwszy rzut oka kojarzyło się bezsprzecznie z pokojem dowodzenia. Po przeciwnych stronach pomieszczenia, przy ścianach znajdowały się wyłączone teraz, oddzielne stanowiska informacyjne. W normalnych warunkach na statku, przy takich ekranach na fotelach siedzą żołnierze i sprawdzają nie tylko stan obecny statku i jego uzbrojenia, ale także zbierają informacje, które docierają z zewnątrz statku. Żołnierze na bieżąco informują o stanie i położeniu ewentualnego zagrożenia bądź też celu.
Na środku pomieszczenia znajdował się zaś duży, owalny stół pusty w środku. Dagan, służąca na Wiźnie od razu mogła skojarzyć, że ponad stołem najczęściej znajduje się albo mapa galaktyki, albo holoprojekt położenia statku i jego zewnętrze otoczenie. Wszystko w zależności od potrzeb. Teraz jednak urządzenie było wyłączone, jedynie na środku stołu delikatnie migała pomarańczowa dioda.
W środku nie było żywego ducha, a cisza panująca dookoła sprawiała tylko, że ciarki przechodziły po plecach. Obchodząc pomieszczenie dookoła nie zauważyły niczego niepokojącego, oczywiście ponad fakt, że pomieszczenie było puste, a wyglądało na to, że większość systemów działa, jest jedynie wyłączona. Po przeciwnej stronie od ich wejścia, znajdowały się kolejne drzwi a plakietka obok nich zawierała informację, że za nimi znajduje się mostek kapitański - cel ich wędrówki.
Tym razem jednak nie było tak różowo, Blackley i Dagan mogły spostrzec, że drzwi są kompletnie zablokowane, jakby ktoś zabarykadował się za nimi od wewnętrznej strony. Drzwi były lekko uchylone, jakby zepsute ale przez tę lekką, bardzo wąską szparę przebijało się sztuczne światło, jak gdyby wszystkie systemy były włączone i kontrolowane.
Bez względu na to, która pierwsza podeszła do szpary żeby przez nią zerknąć, natychmiast uskoczyłaby z przerażeniem orientując się, że po drugiej stronie ktoś się znajduje. Żywy i zerka na nie.
Annabelle
- To... to wszystko już tutaj było - powiedziała turianka z nieukrywanym zdziwieniem w głosie, jakby pytanie było bez sensu a odpowiedź była najsensowniejsza w świecie. Annabelle mogła nabierać podejrzeń, że pięć lat na obcej planecie, ba, w obcej galaktyce nie pozostało bez echa w życiu turianki. - Hank zjawił się po dwóch latach mojego pobytu tutaj. Mówił, że Najwyższy okazał mu łaskę i zesłał aby dożył swoich dni na tej planecie, tym samym ratując resztę przed jego chorobą. Nie chciał pozwolić, aby rozprzestrzeniła się epidemia. Oni mają tam bardzo rozwiniętą technologię, ale nikt nie potrafił mu pomóc. To on opowiedział mi o tym wszystkim, ja opowiedziałam mu o nas. Hank mówił, że jeśli, którakolwiek z was się tu zjawi pewnie będzie już miała to - wskazała na maskę. Jej wyjaśnienia zdawały się być jednocześnie chaotycznie i bardzo uporządkowane. Reguera miała wrażenie, że myśli Ledei krążą szybciej niż słowa, które turianka była w stanie wypowiedzieć w tym samym czasie.
- Chciałam, próbowałam, ale kula leży zbyt głęboko - powiedziała wstając i podchodząc do łóżka, spod niego wyjęła zawiniątko i pokazała dziennikarce. W środku znajdował się pancerz turianki, był lekko pognieciony a gdzieniegdzie zaczynała go pokrywać drobna warstwa rdzy, jakby od dłuższego czasu już nikt o niego nie dbał. - Pancerz nie ma możliwości zabezpieczenia aż takiej ilości tlenu, poza tym woda w jeziorze jest... dziwna.
Ledeia zamilkła nagle nie precyzując co ma na myśli, ale Annabelle mogła zauważyć w jej głosie i ruchach, coś, co było lekkim objawem strachu, jeśli nie paranoi. Nagle ożywiła się, zaraz po ostatnim wywodzie, który zaprezentowała jej Reguera, Santus zerwała się z miejsca i zaczęła biegać po pomieszczeniu zdzierając z siebie dziwne łachmany i nie zwracając na nic uwagi już zakładała na siebie pancerz.
- Masz rację! Mamy maskę, ona pokaże dokładne położenie kuli. Hank o tym mówił! A potem możemy przestawić pierścienie, uruchomić kulę i... wzzziuu! - podskoczyła niemal uderzając głową o belkę podtrzymującą strop. - Możemy ją wyciągnąć, we dwie na pewno damy radę!
Ledeia nie czekając nawet na reakcję Annabelle, będąc już w pełnym pancerzu z hełmem na głowie, zgarnęła po drodze maskę i wybiegła z domku, kierując się wprost na kamienistą plażę.
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

27 lut 2022, o 14:20

Nie była zaskoczona, że otwarcie drzwi nie sprawiło jej problemu. Pod względem swych umiejętności Rebecca bywała - byla? - arogancka lub po prostu przesadnie pewna siebie, zależnie jak kto wolał to nazwać. Z drugiej strony, jej pewność nie była tak zupełnie bezpodstawna - Dagan miała na swym koncie wystarczająco wiele sukcesów jako haker i programista, że miała kiedy wyrobić sobie przekonanie o własnych kwalifikacjach. To, co jasne, mogło być zgubne, bo umiejętności - lub po prostu elektronika, której potrzebowała do pracy - zawsze mogły ją zawieść, tym niemniej na razie czerwonowłosa nie zastanawiała się specjalnie, co wtedy. Jeśli chwilowo zapomnieć o zniknięciu Ledei i Annabelle - które zresztą nie były winą podporucznik - to póki co wszystko szło jak po maśle, nie?
Wkraczając do pomieszczenia, Rebecca nie miała problemu z rozpoznaniem, gdzie się znajdują. Pomieszczenia dowodzenia wyglądają niemal identycznie na wszystkich większych okrętach Przymierza. Jedyne, co było inaczej niż na tradycyjnym statku, to cisza. Normalnie w tego typu miejscach nigdy nie było cicho. Zawsze piszczała elektronika, szumiały pracujące komputery, ludzie rozmawiali ze sobą, wymieniając uwagi czy rozkazy. Tutaj nic takiego się nie działo. Powyłączane ekrany były ciemne, a duży, charakterystyczny stół nie wyświetlał holomapy, która powinna tam być. I to właśnie, razem z ogólnym wymarciem statku, było najbardziej niepokojące.
- Chyba mogłabym spróbować to uruchomić - rzuciła w kierunku Blackley, zatrzymując się przy owalnym stole. Miała na myśli zarówno ten, jak i inne stanowiska w pomieszczeniu. Logicznie myśląc, gdyby udało im się ożywić tutejszy sprzęt, być może mogłyby prześledzić historię okrętu - gdzie był, co robił, co tak naprawdę się wydarzyło - jeszcze zanim wejdą bezpośrednio na mostek. Tym razem jednak Rebecca nie zabrała się od razu do roboty, tylko uniosła pytające spojrzenie na Elizabeth. Jak się okazuje, okręt krył zbyt wiele niespodzianek, nawet Dagan uzmysłowiła sobie więc, że działanie bez rozkazu niekoniecznie będzie tu najmądrzejsze. Uruchomienie stanowisk pewnie byłoby wykonalne - ale nie miały pewności, co ze sobą przyniesie. Okręt był dziwny i nie działał tak, jak inne, które Rebecca znała. Zapytana, nie zagwarantowałaby teraz, że uruchomienie holoprojektora na przykład ich nie wysadzi.
W międzyczasie posłała AMSU w kierunku przejścia na mostek, sama idąc o krok za sondą. Dało się dostrzec, że drzwi były lekko uchylone - szpara była zbyt wąska jednak, by mogły przez nią przejść. Ze środka przebijało się jednak światło - tak, jakby tam dla odmiany wszystko działało jak należy. Dagan odetchnęła powoli i podprowadziła AMSU jak najbliżej, obserwując obrazy wyłapywane przez kamery sondy. Chciała zajrzeć do środka za pośrednictwem drona nie tylko dlatego, że tak było potencjalnie bezpieczniej, ale też ze względów technicznych - obrazy z kamer mogła zawsze przybliżyć, gdyby jakiś szczegół zwrócił jej uwagę.
Ostatecznie jednak do szczegółów nawet nie doszła. Gdy na obrazie pojawiła się postać - żywa i patrząca się wprost na nie - Rebecca syknęła i odruchowo cofnęła się, choć sama nie stała przecież tuż przy drzwiach.
- Nie jesteśmy same - warknęła krótko w kierunku Elizabeth, gotowa podsunąć jej własny omni-klucz, by pokazać co "widziała" sonda.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Annabelle Reguera
Awatar użytkownika
Posty: 95
Rejestracja: 31 lip 2021, o 19:45
Miano: Annabelle Soreno Morena Reguera de Ayala
Wiek: 36
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Reporter
Postać główna: Tori Te'eria
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.130
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

27 lut 2022, o 21:18

Przysłuchiwała się turiance w milczeniu, starając się jednocześnie zrozumieć ją - nie tyle jej słowa, co emocje. Pięć lat! Pięć lat spędzonych w samotności, za jedynego towarzysza mając jedynie samą siebie i własne myśli, pięć lat będąc... uwięziona, bo chyba tak najtrafniej to można było nazwać - na obcej, wyludnionej planecie. Krótka wizyta tego całego Hanka musiała być dla Ledeii wielkim wydarzeniem, więc nie było dziwne, że pani porucznik tak często do tego tematu powracała. W sumie to i tak była w niezłej kondycji - gdyby to Annabelle przyszło spędzić w samotności tyle czasu, pewnie albo dostałaby totalnego świra albo dawno by się poddała... Nie, nie poddałaby się na pewno. A może? Ciężko było to oceniać, nie będąc nigdy w takiej sytuacji i nie spędzając dni na wyczekiwaniu ratunku, który przez tygodnie i miesiące po prostu nie nadchodził...

- Co jest dziwnego w tej wodzie? - wcięła się szybko w słowa turianki gdy usłyszała to dziwne stwierdzenie - To znaczy prócz tego, że jest po prostu mokra i głęboka? Ja też w niej wylądowałam, na szczęście udało mi się wypłynąć w miarę szybko... - przemilczała fakt, że gdyby nie niespodziewana pomoc Ledeii mogłoby się to nie udać tak łatwo jak to opisywała - Coś jest na dnie? Czemu nie udało się jak do tej pory tej kuli znaleźć?

Nagła zmiana nastroju turianki i jej przejście do natychmiastowego działania wywołała szczere zdziwienie na twarzy dziennikarki. Porucznik jeszcze chwilę temu wyglądała jak dziurawy balon z którego ucieka powietrze, teraz nagle była pełna wigoru i animuszu, wdziewając w jakimś szaleńczym tempie pancerz i wyskakując z domku. Chcąc - nie chcąc Annabelle popędziła za nią, rozglądając się jeszcze czy na pewno nic nie zostawiła.

- Hej, czekaj! Może naprawdę chociaż poczekamy do świtu? Gdzie tak pędzisz, leży tam pięć lat to i następną godzinę też poczeka...
*** MUSIC THEME *** ARMOR ***
ObrazekObrazek
Elizabeth Blackley
Awatar użytkownika
Posty: 59
Rejestracja: 31 lip 2021, o 19:16
Miano: Elizabeth Blackley
Wiek: 31
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Porucznik Sztabowy
Postać główna: -
Lokalizacja: -
Kredyty: 19.805

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

27 lut 2022, o 23:23

Elizabeth myślała już wcześniej co będzie musiała wspomnieć w raporcie na temat członków którzy zniknęli przez tajemniczą kulę. Z pewnością samą Annabelle można było pominąć, w końcu nikt o jej obecności tu nie wiedział, nikt poza samą Dagan, z którą będzie musiała później na ten temat porozmawiać. Pozostawała jednak jeszcze kwestia Santus... Rzekomo najlepszy pilot, którym dysponował turiański generał. Z nią sprawa taka prosta nie była, choć niewątpliwie napisanie, że zginęła bohatersko na pokładzie myśliwca byłaby zadowalająca. A to, że nie znaleziono ciała pośród szczątków... cóż, uległo dezintegracji i rozbiciu na atomy. W końcu kto by jej uwierzył, że dwójka osób zostały zamknięte w tajemniczej kuli?
Nie mogła jednak nie powiedzieć, że sama Dagan przysparzała problemów, choć początkowo miała wątpliwości. Wprost przeciwnie, spisywała się wzorowo i na medal, a teraz oto, dzięki niej, stanęły przed nimi kolejne drzwi okrętu otworem. Tak jak podejrzewała, szli w dobrym kierunki. Mieli przed sobą pusty, całkowicie pozbawione życia centrum dowodzenia, puste a przez to przerażające. Jakoś w tym momencie taszczenie tajemniczej kuli przez nią nie wydawało się odpowiednie. Nie tylko jej ciążyła, ale też czuła napierające na nią poczucie... Czegoś. Elizabeth była raczej zimna i wycofana, ale w tym momencie wolała mieć zwyczajnie wolne ręce by w razie potrzeby móc szybko sięgnąć po broń. Odłożyła więc kulę na ziemię, a ręka znajdowała się blisko pistoletu, gdy zwróciła się cicho, tak jak atmosfera tego miejsca nakazywała, do podporucznik.
- Dobra robota, idziemy. - Pochwała z jej ust! Coś niesamowitego. Wkroczyły więc we dwie do kolejnego pomieszczenia, ale na pytanie uruchomienia niektórych urządzeń Elizabeth pokręciła jedynie przecząco głową. Chciała mieć jak najszybciej wszystko za sobą. Mostek kapitański był tuż przed nimi i tam się miały dostać, dlatego wskazała ruchem ręki kierunek dalszego marszu, samej się rozglądając i dając dronowi zwiadowczemu czas na zbadanie przedpola. Przedpola, uchylonych drzwi zza których dobywało się światło i KOGOŚ W ŚRODKU!
Na słowa Dagan, że ktoś tam jest Elizabeth wzięła pistolet do ręki i sama przyjrzała się omni-kluczowi który podsunęła jej podporucznik. Faktycznie, ktoś tam był!
- Jakie są opcje na otworzenie tych drzwi z tej strony...? - Zapytała się o wiele bardziej technicznej Dagan by zajęła się tą sprawą. W końcu musieli się dostać do środka. Jakoś. Pytanie tylko czy mieli ku temu jakiekolwiek możliwości. Ostatnie drzwi musieli hackować, a te tutaj wyglądały na zablokowane mechanicznie, a nie z powodu przeciążenia obwodów. Elizabeth uniosła lekko pistolet, celując w podłogę obok drzwi jak gdyby oczekując, że coś zaraz zza nich wyskoczy. Wbrew wszelkiej, dotychczasowej logice nie powinno tu być nikogo. I podejrzewała, że biorąc pod uwagę co do tej pory się działo na okręcie (lub też nie) raczej należało założyć, że nie był przyjaźnie nastawiony.
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

3 mar 2022, o 19:42

Kiedy Dagan wraz z Blackley obserwowała holowyświetlacz omni-klucza początkowo nie było widać na nim nic poza wąską szparą. Przybliżenie dało jednak obraz konsoli sterującej, prawdopodobnie całym statkiem, która była w pełni sprawna. Wprawne oko Dagan również zauważyło, że część z systemów zasilających jest wyłączona, ale systemy bojowe były włączone. Niespodziewanie usłyszały dźwięk strzału, a pocisk o milimetry minął AMSU.
- Wiedziałem, że po mnie przyjdziecie - męski, skrzekliwy głos odezwał się pod drugiej stronie drzwi. - Nie weźmiecie mnie żywcem! Wy szalone kreatury wynoście się stąd!
Tym razem zza drzwi padła salwa strzałów z pistoletu, część przeszła przez szparę w nich, część odbiła się od wewnętrznej strony, zupełnie jakby ktoś, kto korzystał z broni strzelał w popłochu i panice.
- To diabelskie urządzenie musi zostać zniszczone - w przerwie między strzałami mężczyzna znów się odezwał. - Teleportujcie się skąd przyszliście!
Słowa te brzmiały jak kompletne szaleństwo, zarówno Blackley jak i Dagan nie mogły wiedzieć o co człowiekowi za drzwiami chodzi. Kula, która leżała teraz spokojnie na ziemi, położona tam przez Elizabeth nie wykazywała żadnych oznak uruchomienia. Wciąż pozostawała dezaktywowana.
- Wynoście się stąd, albo wysadzę w powietrze cały statek! Nie żartuję! - kolejna fala strzałów. Mężczyzna zachowywał się jak obłąkany, mówił niewyraźnie i nieskładnie. Strzelał na oślep i w żaden sposób nie chciał się uspokoić.
- Nie jesteście już załogą, jesteście wynaturzeniem, zabiję was i zabiję siebie. Wynoście się!
Annabelle
Ledeia nie odpowiedziała na żadne z pytań zadanych przez Annabelle. Po prostu wybiegła wprost przed siebie z chatki, zakładając po drodze hełm i pędząc na brzeg jeziora. Ponad ich głowami wciąż rozpościerała się zorza polarna trochę oświetlając panujące dookoła ciemności.
Nagle Santus zatrzymała się i złapała za głowę.
- Boli - powiedziała cicho kurcząc się w sobie i upadając na ziemię. - Tak bardzo boli, cholera jasna.
Nie trwało to nawet ułamka sekundy, gdy po wypowiedzianych słowach straciła przytomność. Maska, którą trzymała w ręce wypadła jej z dłoni i upadła na trawę na skraju lasku. Wszelkie próby ocucenia turianki spełzały na niczym, Reguera stała sama nad nieprzytomną Ledeią, na planecie, której kompletnie nie znała bez możliwości jakiejkolwiek pomocy. Ewentualne skanowanie omni-kluczem dało jej obraz tego, że turianka jest nieprzytomna, ale jej życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo. Odległość między skrajem lasu, w którym znajdowała się chatka a jeziorem była niewielka. Od wody dzieliło Annabelle jedynie kilkanaście metrów. Zastanawiając się co począć z Ledeią, być może wpadajac na pomysł aby zanieść turiankę z powrotem do domku, Reguera zauważyła coś dziwnego.
Nad taflą wody pojawiła się mgiełka i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że mgła zaczęła wirować i delikatnie świecić na niebiesko. Tafla wody wzburzyła się w jednej chwili mgła zaczęła się zbliżać do niej w błyskawicznym tempie. Miała do wyboru zostać przy nieprzytomnej Ledei lub uciekać w głąb lasu. Bez względu na to co postanowiła, mgła w jednej chwili objęła całe jej ciało, dziennikarka poczuła jak ktoś lub coś chwyta ją za rękę, a potem w żołądku zaczyna jej się przewracać. Jej ciało jakby skurczyło się i powiększyło w jednej chwili z powrotem, a potem straciła przytomność.

Obudził ją dźwięk charakterystycznego pikania aparatury do podtrzymywania życia. Kiedy otworzyła oczy zorientowała się, że znajduje się w pomieszczeniu bardzo mocno przypominającym salę szpitalną. Wszędzie było sterylnie biało, a ona sama była przypięta do łóżka. Do jej zgięcia w prawej ręce wbity był wenflon, a przeźroczystą rurką płynęła jej własna krew. Najbardziej przerażającym w tym wszystkim był jednak fakt, że kiedy odwróciła głowę w przeciwną stronę stał na nią ktoś w złotej masce i lekarskim fartuchu.
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

8 mar 2022, o 11:02

Nie powinny być zdziwione reakcją mężczyzny. Atak był całkiem naturalną odpowiedzią na spotkanie z kimś, kogo miało się za... Wynaturzenie, tak? Jeśli jedynym, kogo się spodziewasz, to ktoś, kto na pewno nie jest już człowiekiem - to jasne, że będziesz od razu strzelał.
Poza strzelaniem mężczyzna jednak także coś mówił, a to już dawało jakiś punkt zaczepienia. Przyklejając się plecami do ściany tak, by nie trafiała jej szaleńcza salwa nieznajomego, Rebecca odetchnęła powoli. Nie zdążyła odpowiedzieć Elizabeth, czy mogłaby otworzyć zablokowane drzwi - a pewnie mogłaby chociaż spróbować, angażując do tego choćby bojowe możliwości swojej sondy - teraz jednak nie było to raczej priorytetem. Aktualnie drzwi dawały im osłonę, której głupio byłoby się pozbywać.
Mężczyzna nie wyglądał, jakby zamierzał się uspokoić, a Dagan nie była mistrzem psychologicznych zagrywek, jednak to ona odezwała się pierwsza. Nie zastanawiała się, czy to rozsądne - po prostu intuicja podpowiedziała jej, co powiedzieć. Ostatecznie, Rebecca znała poczucie niepewności i zaszczucia, jakie musiało teraz towarzyszyć mężczyźnie. Może jej przejścia - szczególnie te z dzieciństwa czy wczesnej młodości - były inne, ale emocje w dużym stopniu te same. Czy to mogło jej pomóc? Nie miała pojęcia, ale skoro ten dziwaczny głos w głowie podpowiadał, żeby się odezwać, to zamierzała to zrobić.
- Nie jesteśmy nimi - rzuciła krótko, nie wdając się w dywagacje o kim tak naprawdę mówił nieznajomy i o co dokładnie mu chodziło. - Podporucznik Rebecca Dagan, służę na pokładzie SSV Wizna - przedstawiła się zwięźle, jednocześnie wycofując AMSU, by ochronić je przed ostrzałem. Tarcze sondy wprawdzie osłoniłyby ją przed paroma atakami, Dagan wolała jednak nie nadwyrężać ich jeśli nie musi.
Podając swoje nazwisko, dziewczyna liczyła na dwie rzeczy: a) zaskoczenie mężczyzny podobnie rzeczowym podejściem i b) skłonienie nieznajomego, by sprawdził sobie kim jest na wciąż działających systemach okrętu. Sporo informacji na jej temat na pewno było utajnionych - jak zresztą na temat każdego innego żołnierza - tym niemniej mężczyzna na pewno mógłby zweryfikować prawdziwość jej nazwiska oraz przydziału. A to już by wystarczyło, prawda? Gdyby uświadomił sobie, że rzeczywiście nie należy - i nie należała - do załogi aktualnie wymarłego okrętu, to mógłby być już jakiś początek.
Był jeszcze jeden powód, dla którego wyrwała się przed szereg. Podawanie personaliów oficerów pierwszemu lepszemu wariatowi z zasady nie było najlepszym pomysłem. Z nich dwóch Rebecca była jednak niższa stopniem, stąd - nie mając lepszego pomysłu, co zrobić z obcym, jeśli nie chciały go po prostu odstrzelić - uznała, że mniejsza strata będzie z ujawnienia jej nazwiska niż nazwiska Elizabeth.
Co więcej, sądziła, że z nich dwóch była też mniej przywiązana do tego, jak się nazywa. Gdyby po latach ktoś stwierdził, że bezpieczniej byłoby, gdyby przyjęła fałszywą tożsamość - nie miałaby z tym specjalnego problemu.
W międzyczasie zerknęła na Blackley uważnie. Gdyby dowodząca wolała jednak rozwiązanie siłowe, Rebecca gotowa była odpalić swoją sondę bojową, rozstawić wieżyczkę lub potraktować kogokolwiek lub cokolwiek przeciążeniem. Tym niemniej, Dagan sądziła, że warto było choćby spróbować dotrzeć do mężczyzny i porozmawiać. Jakby nie patrzył, nieznajomy mógł być całkiem solidnym źródłem informacji. Już teraz czerwonowłosa była pewna, że obcy wie o wydarzeniach na statku dużo więcej niż one.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Annabelle Reguera
Awatar użytkownika
Posty: 95
Rejestracja: 31 lip 2021, o 19:45
Miano: Annabelle Soreno Morena Reguera de Ayala
Wiek: 36
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Reporter
Postać główna: Tori Te'eria
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.130
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

8 mar 2022, o 18:52

Biegnąc za Ledeią starała się dotrzymać jej tempa by się nie zgubić i nie zostać w tyle. Nie znała drogi, prowadzona wcześniej przez turiankę była oszołomiona po niemal tragicznie zakończonej kąpieli i więcej uwagi poświęcała kontemplacji drzew, rozgwieżdżonego nieba i malowniczej zorzy niż na zapamiętywaniu szlaku, dlatego teraz istniało ryzyko, że będąca już praktycznie “tubylcem” pani porucznik po prostu zniknie jej z oczu we wciąż trwającym zmierzchu. Na szczęście droga nie była długa i już po kilku chwilach dziennikarka dostrzegła ciemną taflę wody jeziora i turiankę zatrzymującą się równie gwałtownie, jak wcześniej przeszła do działania. Gdy ta uniosła dłoń do głowy skarżąc się na ból i nagle upadła na ziemię, Annabelle przyskoczyła do niej by jej pomóc. Była ranna? Nic na to nie wskazywało.

Potrząsnęła ramionami leżącej starając się ją ocucić, kilkakrotnie wykrzykując jej imię, w końcu posunęła się do środka ostatecznego - ściągnęła Ledeii z głowy hełm i trzasnęła ją dwukrotnie w policzki otwartą dłonią. Nie dało to jednak żadnego rezultatu. Pochylając się nad leżącą wsłuchała się w jej powolny, miarowy oddech co upewniło kobietę w przekonaniu, że pani porucznik nic nie jest - przynajmniej nie fizycznie. Żyła, jej oddech był wolny ale spokojny, więc nie mogła to być żadna rana. Ale... dlaczego? Co się stało? Jeszcze chwilę temu była pełna energii, potem zaczęła się skarżyć na ból... W sumie w przeciwieństwie do Annabelle, która żadnych sensacji w tej chwili nie odczuwała. Opadła na kolana, potem usiadła bokiem w trawie. Jej wzrok spoczął na leżącej nieopodal złotej masce, ale nawet nie ruszyła się by po nią sięgnąć. Zdjął ją nagły strach. Co się stanie, jeśli Ledeia się nie obudzi? Brzmiało to zdecydowanie niedorzecznie, ale oczyma wyobraźni Annabelle zobaczyła siebie samą, stojącą na brzegu pobliskiego jeziora za pięć lat - odzianą w jakieś szmaty, czekającą na pojawienie się... czego? Lub kogo?

- Ledeia, obudź się! - szarpnęła jeszcze raz ramię turianki, tak energicznie, że jej głowa zaczęła latać na wszystkie strony - Nie leż tak bo wilka dostaniesz... Hej, Przylecieli po nas! - wrzasnęła nagle, uważnie obserwując czy leżąca otworzy oczy - Jesteśmy uratowane, zabierają nas stąd!

Nic się jednak nie stało, a Ledeia nawet nie drgnęła. Annabelle sapnęła więc i podniosła się na równe nogi. Chwyciła dłonie turianki postanawiając zaholować ją z powrotem do chatki i w tym momencie spojrzała na jezioro, dostrzegając szybko rosnącą nad jego spokojną taflą mgłę. Mgła nie zachowywała się jednak jak zwykły opar - podświetlona delikatnym błękitem para zdawała się wirować, jednocześnie powiększając się i rozprzestrzeniając, pokrywając coraz większe obszary wody i po krótkiej chwili dotykając już brzegu. To nie mogło wróżyć nic dobrego. Nieco spanikowana Annabelle szarpnęła mocniej ciało turianki, ciągnąc je małymi kroczkami wstecz i starając się oddalić od zbliżającej się mgły.

- Mogła... byś... mi... do... cholery... pomóc! - stękała pomiędzy kolejnymi szarpnięciami pod adresem nieprzytomnej, po czym znów zerknęła na mgłę zdając sobie sprawę, że jeśli chciała jej uciec, to jest już za późno. Opar pokrył kostki Ledeii i zanim Annabelle zdążyła się odwrócić i rzucić do ucieczki, została przez nią błyskawicznie otoczona. Przez chwilę czuła jakby ktoś chwycił jej dłoń, potem nastąpiło znajome już uczucie towarzyszące “transportowi” przez kulę i... zapadła ciemność.

Miarowe pikanie wdarło się w jej świadomość, przywracając stopniowo do rzeczywistości. Otworzyła powoli oczy dostrzegając biały sufit i jasne panele jarzeniowe - musiała leżeć na czymś, na dłoniach, kostkach i w pasie czuła ucisk czegoś, co trzymało ją w miejscu. Gdy sobie to uświadomiła, gwałtownym szarpnięciem uniosła głowę i spróbowała się uwolnić, wierzgając wszystkimi kończynami na ile pozwalały jej więzy. Dostrzegła wenflon wbity w jej przedramię, podłączony do rurki w której znajdował się czerwony płyn - krew? Czy ktoś jej robił transfuzję? Czy odwrotnie - pobierał jej krew? Rozejrzała się szybko wokół, dostrzegając wnętrze sterylnego, białego pomieszczenia wyglądającego na szpitalną salę, aż wreszcie zobaczyła kogoś, kto mógł być i lekarzem. Postać odziana w charakterystyczny, biały fartuch miała jednak na twarzy znajomą już złotą maskę dodającą postaci grozy i tajemniczości.

- Ty - wychrypiała do niego, trzymając głowę pod niewygodnym kątem - Gdzie ja jestem? Co się ze mną stało? Przetransportowaliście mnie gdzieś, tak? Czułam, że byłam przenoszona przez artefakt... - zbystrzała nagle, przypominając sobie wydarzenia na brzegu jeziora i rozejrzała się wokół jeszcze raz, po czym znów zerknęła na obserwującą ją postać - Nie byłam sama, była ze mną turianka. Gdzie ona jest? Muszę się z nią widzieć! I rozwiąż mnie! Nie masz prawa mnie więzić! Jestem cenioną dziennikarką, będą mnie szukać! I chcę się widzieć z ordynatorem, natychmiast! - szarpnęła jeszcze raz rękoma, po czym odwróciła się w kierunku podłączonej rurki. Cokolwiek to było, nie chciała mieć w sobie tej igły. Przyciągając rękę do głowy i zginając kark tak mocno, jak się dało, starała się dosięgnąć rurki zębami, by wyrwać ją ze swojej ręki.
*** MUSIC THEME *** ARMOR ***
ObrazekObrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

13 mar 2022, o 20:26

Strzały ustały na chwilę, jakby mężczyzna za drzwiami zastanawiał się nad słowami Rebeki. Dopiero teraz Dagan mogła spojrzeć w stronę Blackley, której nie było na miejscu, w którym widziała ją po raz ostatni. Kobieta leżała na ziemi, była nieprzytomna a jej wizjer był przestrzelony. Systemy życia funkcjonowały stabilnie, co pokazał od razu omni-klucz podporucznik. Blackley żyła, a jej stan absolutnie wykluczał ją z kontynuowania misji.
- Przy... przymierze? - odezwał się mężczyzna wciskając oko pomiędzy szparę w drzwiach. Wyglądało to upiornie, oko było przekrwione i widoczny w nim był błysk szaleństwa, ale z drugiej strony raczej nie było się czemu dziwić. Mężczyzna od jakiegoś czasu przebywał sam na okręcie widmo i tylko on znał jego tajemnicę. - Dagan? Znam Gaviera Dagana. Jesteś jego krewną?
Drzwi nie rozsunęły się, ale oko wciąż tkwiło w drzwiach szukając potencjalnego zagrożenia.
- Nie jesteś członkiem naszej załogi, jesteś spoza statku, spoza ... - zawiesił na moment głos a oko zniknęło za drzwiami. Rebecca mogła usłyszeć jak mężczyzna chodzi chwilę po mostku, naciska jakieś klawisze i po kilku chwilach oko znów pojawiło się w przestrzeni pomiędzy uszkodzonymi skrzydłami.
- Żadna Rebecca Dagan nie figuruje w moich aktach Przymierza. Nie jesteś też emanacją. Nie wiem kim jesteś ale chyba nie stanowisz zagrożenia, za długo i tak chowam się tutaj. Jestem zmęczony - pozornie uszkodzone drzwi złączyły się z powrotem razem a na ich zamku błysnęła pomarańczowa, obracająca się ikona, która płynnie zmieniła się w zielony punkt. Drzwi rozsunęły się i stanął w nich mężczyzna w średnim wieku, o postawnej budowie ciała. Był o głowę wyższy od Dagan, miał na sobie postrzępiony w kilku miejscach mundur Przymierza a na jego pagonach widniał stopień majora. Miał śniadą cerę, co ewidentnie świadczyło o jego bliskowschodnim pochodzeniu. Ciemne oczy były przekrwione i bardzo, bardzo zmęczone.
- Broniłem statku od kilku dni przed myśliwcami turian. Odkąd załoga została zemanowana zamknąłem się na mostku, wentylacją przemieszczam się po pokładzie do hydroponiki - powiedział wskazując Dagan przerobione w znaczym stopniu pomieszczenie dla pilota. Była tam mała kuchnia, toaleta i wyjście wentylacyjne potrafiace zmieścić kucającego dorosłego mężczyznę. Cokolwiek zmusiło pilota statku do takich poczynań, musiało absolutnie zrobić na nim solidne wrażenie.
- Cholera - powiedział pilot spoglądając na nieprzytomną Blackley, jego głos pozbawiony był emocji i przejęcia na to, co właśnie zrobił. Beznamiętnie jedynie podsumował: - Nie chciałem jej zabić. Trudno.
A potem jego wzrok padł na kulę leżącą nieopodal Elizabeth i mężczyzna natychmiast pobladł.
- Diabelskie urządzenie! Wynaturzenia! Zło, zło wcielone, po co to tu przyniosłyście?! - w panice, bez większych wyjaśnień wpadł na mostek i znów zamknął za sobą drzwi.
Annabelle
Głowa obcego przekręciła się w bok i w milczeniu przyglądała szarpiącej się Annabelle. Dopiero kiedy kobieta próbowała przegryźć przewody, osobnik w masce nacisnął guzik na ścianie i do pomieszczenia wpadło kilku mężczyzn, tym razem bez masek. Dwóch z nich naciągnęło pasy na przegubach i piersi dziennikarki, trzeci chwycił ją za głowę i przytrzymał tak, aby ta nie mogła już próbować sztuczek z gryzieniem. Mężczyzna w złotej masce wyłonił się zza ich pleców ze strzykawką w dłoni i podał do wenfolnu Reguery coś, co sprawiło, że dziennikarce zaczęło się kręcić w głowie. Jej oddech spowolnił, a serce biło w ślimaczym tempie. Zanim się zorientowała, straciła przytomność.

- Annabelle - głos jakby zza światów przeniknął przez podświadomość Reguery. - Wszystko dobrze, jesteśmy bezpieczne. Nic ci nie grozi, oni chcą ci pomóc.
Kiedy Reguera otworzyła oczy przy jej łóżku siedziała Ledeia. Była czysta, pachniała czymś co przypominało jaśmin, była ubrana w biały strój, idealnie na nią skrojony, ze złotymi zdobieniami. Uśmiechała się przyjacielsko, próbując ją zapewnić, że to co mówi, to prawda.
- Jesteśmy na planecie, którą nazywają tutaj Uranos. Musieli przetoczyć ci krew z ochotnika z tej planety, ma specyficzne oddziaływanie radiacyjne, którego my nie znamy. Bez tej krwi byś umarła - wyjaśniła turianka. Reguera mogła teraz dostrzec, że przytrzymujące ją pasy zniknęły, a jedyne co znajdowało się w rurce doprowadzającej do wenflonu, było przeźroczystym płynem z kroplówki obok. - Wiem, że pewnie czujesz się skołowana, ale już wszystko jest dobrze. Za kilka dni dojdziesz do siebie. Odpoczywaj.
Turianka poklepała ją w ramię, ścisnęła jej dłoń, uśmiechnęła się i wyszła. Reguera po krótkiej chwili znów zapadła w głęboki sen.

Obudził ją zapach pieczonego mięsa. Kiedy otworzyła oczy przy jej łóżku na stoliku, kobieta w krótkich blond włosach stawiała właśnie ciepły posiłek. Uśmiechnęła się szeroko, a jej śnieżnobiałe zęby niemal błysnęły.
- Dzień dobry pani Reguera - kobieta wyraźnie nie wymawiała głosi R przez co nazwisko Annabelle zabrzmiało dość zabawnie w jej ustach. - Piękny mamy dziś dzień, ma pani ochotę na spacer po posiłku?
Pielęgniarka podeszła do okna i odsłoniła je. Dziennikarka miała już na tyle sił by swobodnie wstać z łóżka i przejść się po sali szpitalnej. Minęło kilka dni odkąd Annabelle trawiła na Uranosa. Mijajace doby zlewały jej się jeszcze w jedno i ciężko było przyzwyczaić się do nowego otoczenia, jednak wszyscy odnosili się do niej przyjaźnie. Przez kilka pierwszych dni była osłabiona, ale Ledeia odwiedziała ją regularnie, a poza nią przychodzili jeszcze pielęgniarze i pielęgniarki. Nikt, poza turianką nie odpowiadał na ewentualne pytania Reguery. Ledeia też zdawała się unikać bezpośrednich odpowiedzi, zasłaniając się stanem Annabelle, ale jednocześnie zapewniała kobietę, że kiedy tylko ta będzie gotowa opuścić salę szpitalną będzie gotowa odpowiedzieć na każde nurtujące ją pytanie. Mało tego, Santus obiecała również, że zaprowadzi ją do prezydenta kolonii, aby ta mogła na własne oczy przekonać się, że życie na Uranosie jest spokojne i pełne wspólnego poszanowania, serdeczności i wspólnej dobroci.
Dzisiejsze słowa pielęgniarki oznaczały, że dla Annabelle nadszedł czas na opuszczenie sali. Jej omni-klucz był sprawny, kontakt do Santus posiadała wbity w książkę kontaktową. Gdyby jednak chciała głębiej przeszukać swoje urządzenie, zauważyłaby, że nie ma na nim połączenia z extranetem. Przynajmniej nie w formie jaką dziennikarka znała do tej pory. Sieć informacyjna łączyła się z siecią Uranosa i praktycznie niczym nie różniła się od extranetu Drogi Mlecznej. Może jedynie poza faktem, że informacje które się w niej pojawiały, były jedynie z planety, na której Annabelle teraz utknęła.
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Annabelle Reguera
Awatar użytkownika
Posty: 95
Rejestracja: 31 lip 2021, o 19:45
Miano: Annabelle Soreno Morena Reguera de Ayala
Wiek: 36
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Reporter
Postać główna: Tori Te'eria
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.130
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

15 mar 2022, o 23:16

Nagłe wtargnięcie pielęgniarzy - czy może ochroniarzy? - udaremniło jej naprędce skonstruowany plan wydostania się z więzów i wyrwania rurki z tym czymś co wpływało do jej organizmu, Przez chwilę starała się jeszcze walczyć , kłapiąc zębami w nieudanych próbach ugryzienia dotykających jej dłoni, lecz po chwili, ostatecznie pokonana i unieruchomiona, poczęstowana zastrzykiem i ściśnięta mocniej pasami poczuła, że znów odpływa, odlatuje i zapada w miękką ciemność...

kolejna pobudka była jak poranek na kacu. Jej ciało było sztywne, w głowie szumiało i dopiero po chwili od otwarcia oczu uświadomiła sobie, że obok siebie słyszy znajomy głos. Powoli odwróciła głowę w jego kierunku i gdy wzrok się wyostrzył i zogniskował na stojącej obok postaci, uśmiechnęła się lekko z ulgą dostrzegając turiankę.

- Ledeia... - wpadła jej w słowo mamrocząc cicho - Nic ci nie jest... Zemdlałaś nad jeziorem i napędziłaś mi strachu...

Wysłuchała kilku słów wyjaśnienia, przyglądając się pani porucznik. Nie wyglądała na nieszczęśliwą - była lekko uśmiechnięta, wypiękniona i pachnąca, odziana w coś, co zupełnie nie przypominało starych, zgrzebnych łachów, w których Annabelle widziała ją ostatnio.

- Kim są... Kim są ci “oni”? Uranos? Gdzie to jest, nie kojarzę tej planety... wróciłyśmy do domu? Ledeia! - wołała za nią słabym głosem, gdy turianka opuszczała pokój, ale nie doczekała się żadnej odpowiedzi. Ostrożnie, walcząc z zawrotami głowy i szumem w uszach uniosła się na łokciach, rozglądając się po wnętrzu. Czuła się jak po długiej chorobie, nieziemsko zmęczona, jej umysł działał jakby z opóźnieniem i musiała niemal siłą woli powstrzymywać opadające powieki. Nie była już skrępowana, ale była więcej niż pewna, że w obecnym stanie nie będzie miała siły nie tylko stąd uciec, ale nawet zwlec się z łóżka. Gdyby spróbowała, najprędzej spadłaby z niego na twarz i tak już pozostała... Przez chwilę starała się zmobilizować do jakiegokolwiek ruchu, ale ciało nie słuchało jej - poddała się zatem, opadła na poduszkę i już po chwili pogrążyła w głębokim śnie.

Kolejne dni mijały szybko. Annabelle większość czasu przesypiała, a sporadyczne odwiedziny Ledeii czy pielęgniarzy były miłym urozmaiceniem, aczkolwiek niewiele wnosiły. Nie dowiedziała się niemal niczego istotnego, większość jej pytań była zbywana przez pielęgniarzy, Ledeia zawsze zaś wykręcała się tłumacząc, że Annabelle dowie się wszystkiego, gdy nabierze sił, przez to w końcu dziennikarka przestała nawet pytać, ograniczając rozmowę do bardzo ogólnikowej wymiany zdań. Cieszyła się obecnością turianki - jedynego łącznika z “jej” światem - i samego faktu, że ta wyglądała na zadowoloną, szczęśliwą i bezpieczną, o czym zresztą zapewniała Annabelle za każdym razem. Początkowo dziennikarka starała się wysondować turiankę zadając z pozoru niewinne, ale podchwytliwe pytania - bojąc się, że to wszystko jest jedynie spektaklem, akcją “na pokaz” mającą uśpić jej czujność, ale nawet i to nie pozwoliło jej dowiedzieć się więcej. Zrezygnowana, czekała zatem dnia, gdy “nabierze sił” i dostanie pozwolenie na opuszczenie... kliniki? Szpitala? Na pewno jej małego więzienia. Z każdym dniem ćwiczyła - początkowo tylko siadała na łóżku, następnie udało się jej stanąć na własnych nogach, potem zrobić kilka niepewnych kroków trzymając się dłonią poręczy łóżka... W końcu jednak była w stanie samodzielnie przejść od łóżka do drzwi, zawrócić do okna i nawet okrążyć kilkukrotnie cały pokój. Codziennie także nagrywała krótkie sprawozdanie - swoisty wideo-blog - opisując czy i czego się dowiedziała, jak się czuje, jakie postępy zrobiła. Niestety, dane wciąż zapisywane były w pamięci jej omni - nie miała żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym. Znaczy - nie do końca. Coś na kształt extranetu funkcjonowało, ale było albo bardzo ograniczone, albo Annabelle nie miała dostępu do szerszych danych, a wszystko, do czego mogła dotrzeć dotyczyło samej kolonii Uranus. Studiowała więc te informacje starając się dowiedzieć jak najwięcej, chłonęła mapy, opisy, artykuły i wszystko to, co mogło być w przyszłości istotne - nigdy jednak nie pozwalała, by jej poszukiwania zostały przez kogokolwiek - nawet Ledeię - dostrzeżone. Nie wiedziała, jak jej “gospodarze” zareagują na fakt, że dzięki dostępowi do sieci stara się zgromadzić jak najwięcej informacji o miejscu, w którym się znalazła. A dodatkowo - gdy odkrywała coś potencjalnie ciekawego czy interesującego, zapisywała to lokalnie na omni-kluczu licząc, że kiedyś z tych informacji będzie w stanie skorzystać.

Zaskoczona i zadziwiona była też własną słabością. Przecież nic się takiego nie wydarzyło - a przynajmniej nie pamiętała tego - by mogła zwalić na to winę za swoją “chorobę” i słabość. Wyjaśnienia o radiacji planety przyjęła, ale też jakoś nie pasowało jej to do układanki. Dlaczego Ledeia nie przechodziła przez to samo co ona? Czy ona sama była wyjątkiem? I kiedy będzie mogła wyjść na zewnątrz?

Dzień, w którym ta chwila wreszcie nastąpiła, zaczął się niemal tak samo jak zwykle. Obudzona zapachem ciepłego posiłku otworzyła oczy i dostrzegła jedną z pielęgniarek, która się nią opiekowała. Nie znała jej imienia, a w myślach zawsze nazywała ją “blondi”. Pielęgniarka (chyba?) zawsze była miła i uprzejma, ale w tak samo miły i uprzejmy sposób najczęściej zbywała pytania dziennikarki lub udzielała wymijających odpowiedzi. Dzisiaj jednak pytanie o spacer po posiłku sprawiło, że Annabelle niemal natychmiast się wybudziła.

- Pozwolicie mi wyjść? Samej? - spytała ostrożnie, pozornie niefrasobliwie, jednak nadstawiając uszu na odpowiedź - Czy będę mogła spotkać się z Ledeią? Mogła by pokazać mi okolicę i oprowadzić... - nagle podekscytowana sięgnęła w kierunku posiłku, przyglądając się plastrowi pieczonego mięsa i warzywom - Co to jest za mięso? To znaczy z jakiego zwierzęcia? -uśmiechnęła się do “blondie” - Nie przypomina mi to wołowiny... A czy jak już stąd wyjdę, to będę miała swobodę w poruszaniu się i podziwianiu okolicy? I o której muszę wrócić?
*** MUSIC THEME *** ARMOR ***
ObrazekObrazek
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

17 mar 2022, o 18:07

Gdy strzały ustały, Rebecca była gotowa uznać to za sukces - dopóki jej wzrok nie padł na Blackley. Elizabeth leżała nieprzytomna i niereagująca, a choć skan porucznik wykazał, że kobieta raczej nie zejdzie za szybko z tego padołu, Rebecca bynajmniej nie była zachwycona. Jak mogła być, skoro z czteroosobowej grupy została sama? Sama na obcym terenie, w jednym pomieszczeniu z mężczyzną, który nie należał do najbardziej zrównoważonych.
Przestała pogrążać się w tych rozmyślaniach, gdy padło imię Gavriela. Odetchnęła cicho. No dobra. To był jakiś punkt zaczepienia.
- To mój ojciec - rzuciła krótko. Nie zamierzała wdawać się w opowieści o tym, jak długo go już nie widziała i że w zasadzie Gavriel miał aktualnie status zaginionego. To nie było istotne - nie teraz i na pewno nie dla obcego mężczyzny. To, co liczyło się w tym momencie, to... Cóż, wyjść z tego całego gówna w jednym kawałku. To niewątpliwie był najważniejszy cel.
Gdy drzwi rozsunęły się wreszcie, Dagan spojrzała na nieznajomego uważnie, gotowa reagować, gdyby to była jakaś pułapka. Nie była jednak. Mężczyzna nie próbował jej zaatakować, nie zrobił nic, co zagroziłoby jej bezpieczeństwu. Zaczął za to mówić.
Broniłem statku od kilku dni przed myśliwcami turian. Rebecca westchnęła bezgłośnie. To wyjaśniało aktywność okrętu. Nie tłumaczyło luki w czasie i tego, co w ogóle działo się ze statkiem, ale przynajmniej rozjaśniało kwestię ataków.
Zerkając przez ramię mężczyzny do środka zajmowanego przez niego pomieszczenia, Dagan zmrużyła oczy. Nie miała pojęcia, ile czasu obcy tam siedział, ale chyba... Chyba długo. Za długo.
Nie chciałem jej zabić. Dagan potrząsnęła głową.
- Nie zabiłeś - rzuciła, choć mężczyzny zdawało się to nie interesować. Rebecca nie wiedziała, co o tym sądzić. Z jednej strony, jej także wiele rzeczy nie ruszało, ale... Po wielu latach Dagan w końcu uświadomiła sobie, dlaczego. Wiedziała, że jest chora i że jej ograniczone emocje są objawem tej choroby. Ale ten tutaj? Myśl, że mężczyzna zwyczajnie oszalał, nie była specjalnie nieprawdopodobna. Niezależnie od tego, co przeszedł, z pewnością zmagał się z silnymi wrażeniami.
A potem mężczyzna spojrzał na kulę i znowu, nagle, zaczął się drzeć. Zabarykadował się jak wcześniej i to tyle, jeśli chodzi o jakiekolwiek postępy.
- Ja pierdolę - warknęła, wreszcie z westchnieniem siadając przy ścianie obok drzwi do pomieszczenia pilota. Dla ogłuszonej Elizabeth niewiele mogła teraz zrobić, a rozmowa z mężczyzną najwyraźniej nie będzie zbyt krótka i przyjemna.
- To nie działa - stwierdziła z naciskiem Rebecca. Nie patrzyła na drzwi, ale w przestrzeń, przed siebie. Mówiła pozornie w powietrze, do nikogo, ale wiedziała, że nieznajomy ją słucha. Nawet, jeśli nie chciał, byli zbyt blisko siebie by mógł ją zignorować. - W tej chwili nie działa, choć zniknęło... zeżarło... Kurwa, cholera wie co zrobiło z resztą mojego oddziału. Diabelskie urządzenie? Może, ale ja nie boję się diabłów. Jestem inżynierem. Dobrym. Bardzo dobrym. I żołnierzem, kurwa mać. Powiedz mi, co wiesz, a gwarantuję, że to tutaj nic już nie zrobi. Nic. - Nie próbowała powstrzymać rezygnacji, jaka wkradła się w jej ton. Nigdy nie była dobrym mówcą i teraz nie próbowała tego zmieniać.
- Możesz tam siedzieć, jeśli ci tak lepiej, ale, kurwa, rozmawiaj ze mną. Powiedz mi, co wiesz - warknęła. - Możemy stąd wyjść - rzuciła krótko, mając na myśli opuszczenie nie tylko tego pomieszczenia, ale w ogóle okrętu. - Oboje, jeśli mi pomożesz. Mogę też wyjść tylko ja, jeśli będziesz wolał ciągle się drzeć i histeryzować.
Odetchnęła powoli, gdy coś ją tknęło.
- Jaki mamy dzisiaj dzień? - To było krótkie pytanie - krótkie i na pozór proste. Ale tak naprawdę - wcale nie. Mężczyzna nie miał jej w aktach Przymierza, a to... To mogło oznaczać, że akta ma stare. Bardzo stare.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

20 mar 2022, o 19:24

Annabelle
Pielęgniarka spojrzała to na Annabelle to na ciepły posiłek parujący teraz na stoliku przy łóżku i uśmiechnęła się.
- Nie chcemy pani otruć, pani Reguera - powiedziała poprawiając brzeg poduszki Annabelle. - To konina, bataty i pomidory, ciepły posiłek dobrze pani zrobi.
Nie powiedziała nic więcej, uśmiechnęła się i wskazała na odchodne jeszcze głową w kąt pokoju szpitalnego dziennikarki. Reguera mogła dostrzec, że lezy tam złożone w kostkę białe ubranie i nie mogła oprzeć się wrażeniu, że będzie ono dokładnie takie samo, jak to w którym widziała Ledeię. Kiedy tylko zdecydowała się, aby to sprawdzić faktycznie zauważyła, że dobrze skrojony kaftan oraz sukienka wyglądały jak szyte na miarę. Natomiast jej strój pozbawiony był złotych zdobień.
Kiedy tylko minął czas, jaki Reguera dostała na pokrzepienie się posiłkiem oraz przebranie, w jej drzwiach stanął mężczyzna. Był młody, dobrze zbudowany z lekkim zarostem na twarzy. Mógł mieć około trzydziestu lat, jego aparycja jasno wskazywała, że przodków musiał mieć pochodzących ze Skandynawii.
- Dzień dobry, doktor van Buyren - powiedział bardzo niskim, ale ciepłym i przyjemnym głosem. - Miło widzieć panią w dobrej kondycji. W szafce znajdzie pani wszystkie swoje rzeczy, łącznie z dronem do nagrań. Pozwoliliśmy sobie go wyłączyć, ale jest w pełni sprawny. Od dziś nie jest już pani pacjentką naszego szpitala. Pierwsze transfuzje ma już pani za sobą, powinny być na tyle skuteczne, że może pani bez obaw poruszać się po powierzchni naszej planety. Tym samym miasto stoi przed panią otworem. W recepcji czeka na panią pani Santus wraz z sekretarzem rządu, którzy przybliżą pani dalszą drogę. Z mojej strony proszę tylko pamiętać, żeby raz w miesiącu zgłaszać się na kolejną dawkę transfuzji. Niestety, ale dla nowo przybyłych warunki panujące na zewnątrz nie są zbyt sprzyjające, mogłaby się pani, że tak kolokwialnie tu ujmę, spalić żywcem.
Jego słowa nie były zbyt optymistyczne, aczkolwiek sposób w jaki się wyrażał, sprawiał, że każdy, nawet pesytmistycznie nastawiony człowiek, miał wrażenie, że doktor wkłada w to całe swoje serce.
- Dwa dni przez terminem, otrzyma pani powiadomienie na swój omni-klucz - po raz kolejny uśmiechnął się rozbrajająco. - W związku z zasiedleniem, czuję się w obowiązku poinformować panią, że od tej pory ma pani dostęp do bezpłatnej opieki lekarskiej na terenie całego państwa, jako obywatelka Uranosa. Więcej informacji udzieli pani sekretarz. Dziękujemy za pobyt i życzymy zdrowia.
Zanim Annabelle zdążyła zadać mu jakiekolwiek pytanie, doktor van Buyren zniknął za drzwami, pozostawiając ją tym samym samą.
Po wyjściu z sali, Reguera bez problemów odnalazła wyjście z oddziału, a potem drogę do recepcji. Wszystko było perfekcyjnie oznaczone, a jeśli miała jakieś wątpliwości z pomocą przychodził ktoś z personelu. Generalnie do tej pory wszyscy byli dla niej bardzo życzliwi i gdyby nie fakt, że niechętnie odpowiadali na jakiekolwiek pytania, Annabelle mogła się tu poczuć bardzo dobrze.
Zgodnie z zapowiedzią w recepcji znalazła Ledeię, która machała do niej już w momencie, kiedy ją ujrzała, w jej towarzystwie znajdował się nieco otyły mężczyzna o aparycji typowego polityka. Niemniej jednak, kiedy ją tylko ujrzał rozpromienił się szerokim uśmiechem.
- Cześć! Już nie mogłam się doczekać - Santus dopadła się w pół drogi przytulając do siebie i zabierając od niej niewielki bagaż. - Jak się czujesz? Gotowa na zwiedzanie miasta? Tu jest absolutnie fantastycznie, nie uwierzysz!
- Dzień dobry pani Reguera - mężczyzna wyciagnął w stronę dziennikarki pulchną dłoń i uściskał jej rękę energicznie. - Dominic Tevario, sekretarz prezydenta, no, jeden z wielu oczywiście. Witamy na Uranosie! Mamy nadzieję, że szybko się pani u nas odnajdzie. Miasto ze swojej strony gwarantuje mieszkanie - tutaj sięgnął do aktówki i wyjął z niej kartę dostępu, podając ją Annabelle. - Pani apartament już na panią czeka, stąd może sobie pani zgrać dane dostępowe do mieszkania na swój omni-klucz. W ramach adaptacji przydzieliliśmy pani mieszkanie obok mieszkania pani Santus, wiemy jak ważne jest wsparcie w pierwszych dniach pobytu. Zapraszam, taksówka już czeka.
Annabelle Reguera
Awatar użytkownika
Posty: 95
Rejestracja: 31 lip 2021, o 19:45
Miano: Annabelle Soreno Morena Reguera de Ayala
Wiek: 36
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Reporter
Postać główna: Tori Te'eria
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 35.130
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

23 mar 2022, o 23:09

Czy tylko miała takie wrażenie, czy wszyscy “tutejsi” obchodzą się z nią trochę jak ze śmierdzącym jajkiem? Te uśmiechy i miłe słówka zaczynały jej grać na nerwach, zwłaszcza że nie mogła od nikogo uzyskać żadnych informacji ani odpowiedzi na konkretne pytania. Nawet teraz, na niewinne pytanie o rodzaj mięsa blondie odpowiedziała jakoś tak... dookoła. I po co była ta uwaga o otruciu? Annabelle nie odmawiała jedzenia, nie trzeba było jej do tej pory w jakiś szczególny sposób przekonywać, że musi jeść - wręcz przeciwnie. Sprzątała wszystko z talerzy do czysta czując, że jej organizm potrzebuje energii by wrócić do siebie po tej tajemniczej niemocy, o której również nikt z nią nie chciał rozmawiać. W zasadzie jedyne konkretniejsze informacje otrzymała od Ledeii - o tej tajemniczej transfuzji, która ma uodpornić ją na radiację planety, choć nie wyglądało na to, żeby sama turianka musiała przejść przez podobny zabieg.

Po wyjściu pielęgniarki podeszła do okna trzymając talerz w dłoni i wyglądając na zewnątrz, szybko zjadła posiłek, podniecona obietnicą wyjścia z tego - komfortowego i z całkiem niezłą obsługą - ale mimo wszystko więzienia. Nie czuła się tu pewnie. Chciała wracać do domu, do “swoich” spraw, do szaleńczego chaosu Cytadeli i własnego światka ANN, a tymczasem pogrążała się tylko w rozmyślaniach, przypuszczeniach i niepewności. O co tu chodzi? Czym - i gdzie - jest ta kolonia? Nie słyszała jak do tej pory o żadnym świecie zwanym “Uranos”, ani tym bardziej o tak nazwanej ludzkiej kolonii. Obserwowany za oknem świat wydawał się być małym kawałkiem raju, ze świecącym słońcem, przyjemną temperaturą, całkiem przyjemną dla oka, funkcjonalną i estetyczną architekturą - co potwierdzały także zdjęcia w tutejszym ekstranecie. Tym bardziej podsycało to ciekawość i zaniepokojenie dziennikarki, nie mogącej się do końca odnaleźć w tej dziwnej rzeczywistości.

Skończywszy posiłek, gdy odstawiała na szafkę pusty talerz, dostrzegła złożone w schludną kostkę ubrania, jakby przygotowane dla niej. Nie przypominała sobie, żeby blondie je tu przyniosła - ktoś wślizgnął się do pokoju, gdy zatopiona w myślach wyglądała przez okno? Westchnąwszy lekko dotknęła palcami miękkiej materii, po czym chwyciła ubranie i przeszła do łazienki, by się przebrać. W końcu w szpitalnym stroju nie będzie paradować po ulicy, a gdyby zaczęła domagać się teraz zwrotu swoich rzeczy, mogłaby opóźnić możliwość wyjścia. Dodatkowo - gdyby wyszła w swoim pancerzu, mogłaby wzbudzić lekkie zainteresowanie, a nie o to jej przecież chodziło... Strój okazał się dopasowany na nią, jakby szyty na miarę. Obejrzała uważnie swoje odbicie w lustrze - biel nie była jej kolorem, ale jak się nie ma co się lubi... Przydałyby się też jakieś kosmetyki, by móc zrobić sobie lekki makijaż, ale na to w szpitalnym pokoju raczej nie miała co liczyć. Poprawiła zamiast tego fryzurę, spinając włosy w wysoki koński ogon, ale jak zwykle zostawiając część grzywki by opadała na prawe oko i bliznę na skroni, chroniąc ją przed spojrzeniami ciekawskich, po czym wróciła do pokoju, napotykając tam mężczyznę przedstawiającego się jako doktor van Buyren. Annabelle zdała sobie sprawę z faktu, że wszystkie tutejsze osoby, które spotkała dotychczas były... atrakcyjne. Blondie była ładną dziewczyną, pielęgniarze... no, było na czym zawiesić oko. A ten lekarz wyglądał jak model z holoreklamy. Nie to, żeby miała narzekać - wręcz przeciwnie. Było to jednak nieco... zastanawiające.

Jednak mimo miłej aparycji i bardzo pozytywnemu wrażeniu jakie sprawiał, on również nie był zbyt pomocny. Nawet nie czekał na żadne pytania - poinstruował ją tylko w sprawie kolejnych transfuzji (jakby mało było tego, co już w nią wlali), wskazał gdzie są schowane jej rzeczy (Annabelle szczególnie ucieszyła się z odzyskania sondy), dorzucił kilka informacji i krótki instruktaż gdzie dziennikarka ma się udać i... już go nie było. Jakby bał się pytań albo nie chciał z nią rozmawiać. Dopiero po jego wyjściu Annabelle uświadomiła sobie coś w jego słowach... “Jako obywatelka Uranosa”? Że co proszę? Zdała sobie sprawę, że na tą myśl zastygła nieruchomo nad otwartą szafką, z ręką wiszącą w powietrzu tuż obok znajdującego się wewnątrz, należącego do niej pancerza. Sprowadzono ją tu siłą, wbrew jej woli, nie wiedziała nawet gdzie jest i kiedy będzie mogła wrócić - i nagle jest “obywatelką” tej kolonii? “Więcej informacji udzieli pani sekretarz”. No, to jest przynajmniej jakiś krok naprzód. I dobrze by było, gdyby ten “sekretarz rządu” jednak jakichkolwiek informacji udzielił.

Szybko spakowała swoje rzeczy do poręcznej torby, którą również znalazła w szafce i ostrożnie wyjrzała na korytarz. Nikt jej nie zatrzymał, nikt nie zawołał w jej stronę, nikt nie starał się zapędzić jej do środka. Minęło ją kilka osób przechodzących korytarzem, zupełnie nie zwracając na nią uwagi bardziej, niż to było naturalne - i poczuła się po chwili jak panikująca wariatka. Ruszyła drobnym krokiem w głąb korytarza w kierunku wskazywanym przez kolorowe strzałki i oznaczenia, gotowa jednak zawrócić lub puścić się biegiem, gdyby ktoś za nią zaczął wołać. Dlaczego tak panikowała? Dlaczego tak niepewnie czuła się w tym miejscu? Czy to tylko dlatego, że nie wiedziała o nim w zasadzie nic poza kilkoma informacjami z lokalnego extranetu? Czy może dlatego, że nie była pewna co tutaj tak naprawdę robi i ile czasu tu spędzi? “Uspokój się, dziewczyno! Zachowujesz się jak przewrażliwiona małolata” - ofuknęła się w myślach. Była dziennikarką. Sytuacja była może i nietypowa... Wróć. Sytuacja była tak bardzo nietypowa, na ile to było możliwe, ale Annabelle nie raz i nie dwa znajdowała się już na zupełnie “obcym terenie” i tylko od jej sprytu i opanowania zależało, czy zdobędzie pożądany materiał. Teraz zaś zupełnie zatraciła się i sama nie rozumiała swojego zachowania. Strzelając oczyma na wszystkie strony musiała skręcić w złym kierunku - z jej oczu zniknęły strzałki wskazujące drogę do hallu i zatrzymała się, rozglądając wokół. Kilka kroków dalej, drzwi sali dla pacjentów - na pierwszy rzut oka podobnej do tej, w której spędziła ostatnie dni - otworzyły się i wyszła przez nie jakaś młoda dziewczyna w stroju pielęgniarki, przeglądając jakieś dane na swoim omni-kluczu. Wyczuwając chyba przyglądającą się jej dziennikarkę podiosła oczy i uśmiechnęła się pytająco.

- Przepraszam... - Annabelle odezwała się po chwili wahania - Chyba zabłądziłam... Szukam recepcji...

Pielęgniarka uśmiechnęła się ponownie wskazując kierunek i udzielając dalszych instrukcji. Kierując się nimi Annabelle po kilku minutach dotarła na miejsce, gdzie została przyjaźnie napadnięta przez Ledeię.

- Hej - wysapała, zduszona silnym uściskiem turianki - Puść mnie wariatko, bo mnie udusisz! - roześmiała się. Ledeia była jedynym pomostem łączącym z “ich” światem, a dziennikarka była turiance bardzo wdzięczna za jej wizyty podczas pobytu w szpitalu. Dodatkowo, z racji tego, że Ledeia nie przebywała w klinice, z pewnością zdążyła już po okolicy się rozejrzeć i być może wreszcie teraz, poza murami tego budynku, będzie mogła udzielić odpowiedzi przynajmniej na kilka pytań.

To jednak musiało jak na razie zaczekać - za plecami turianki stanął mężczyzna, który musiał być wspomnianym wcześniej przez lekarza “sekretarzem rządu”. Wyswobodzona z uścisku Ledeii, z oficjalnym uśmiechem potrząsnęła jego dłonią, przedstawiając się w rewanżu pełnym nazwiskiem, mimo że ten znał już jej tożsamość.

- Annabelle Soreno Morena Reguera de Ayala, Sieć Informacyjna Przymierza. Miło mi pana poznać, panie Tevario.

Odruchowo przyjęła od niego kartę słuchając wyjaśnień, po czym wraz z idącą obok niej turianką ruszyła za nim do taksówki.

- No właśnie, mam masę pytań... - uśmiechnęła się ponownie do mężczyzny, sadowiąc się w pojeździe i niepostrzeżenie włączając nagrywanie na swoim omni-kluczu - W jaki sposób się znalazłyśmy na Uranosie? - wskazała na Ledeię, dając znać, że pytanie dotyczy ich obu - Dlaczego ja znalazłam się w szpitalu, a moja koleżanka nie? Gdzie my tak właściwie jesteśmy i kiedy będziemy mogły wrócić do domu? Jak do tej pory nie słyszałam o ludzkiej kolonii zwanej Uranus... Dodatkowo... to musiało być jakieś przejęzyczenie zapewne. Mój lekarz wypuszczając mnie ze szpitala wspomniał coś o... obywatelstwie? Teraz pan wręcza mi klucz do apartamentu który został mi przydzielony... Przepraszam, ale nie rozumiem jeszcze tego wszystkiego. Jak do tej pory nikt nie chciał mi udzielić żadnych odpowiedzi. I proszę wybaczyć te wszystkie pytania, ale jestem dziennikarką - kolejny uśmiech, tym razem przepraszający pojawił się na jej ustach - Zbieranie odpowiedzi to moja praca. Nie wiem za bardzo czego się ode mnie... od nas oczekuje. Co miałybyśmy tu robić? Jaka jest nasza w tym rola? Nawet nie wiem, czy będzie mnie stać, żeby opłacić pobyt w szpitalu i to mieszkanie chociażby, bo niestety mój omni nie może połączyć się z moim bankiem... I byłabym wdzięczna za choćby uchylenie rąbka tajemnicy i nieco więcej informacji.
*** MUSIC THEME *** ARMOR ***
ObrazekObrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

26 mar 2022, o 19:25

Rebecca

Drzwi uchyliły się lekko i wyjrzało zza nich pół twarzy mężczyzny, który ewidentnie był niespełna rozumu. Z drugiej strony biorąc po uwagę fakt, że został sam na statku niczym widmo, czy można mu się było dziwić?
- Nie... nie działa? - mruknął ledwie słyszalnym głosem, po czym wychylił się nieco bardziej. - Wyłączyłaś to?
Drzwi rozsunęły się i mężczyzna wyszedł nieco przed nie spoglądając podejrzliwie na kulę. Nie wiedzieć czemu z sobie tylko znanych powodów zaufał temu, co powiedziała Dagan i podszedł do urządzenia zupełnie nie zwracając uwagi na kobietę.
- Nie świeci - powiedział ze zdumieniem, jakby to była rzecz, której zupełnie się nie spodziewał. Dopiero kiedy padły słowa o znikaniu (bądź zżeraniu) odwrócił głowę w kierunku Rebeki i potrząsnął nią energicznie.
Złapał się za głowę, jakby to co mówił sprawiało mu ogromny ból. Jego słowa nie trzymały się w żaden sposób kupy, dodatkowo mówił tak chaotycznie, że ciężko było się w tym wszystkim połapać. Wreszcie oparł się plecami o ścianę nieopodal kuli i zsunął na ziemię siadając. Westchnął głęboko.
- Długo jestem sam. Rok, może więcej - powiedział po dłuższej chwili milczenia. Słowa podporucznik najwyraźniej zachęciły go nieco do otwarcia się, a z pewnością sprawił to fakt, że nie czuł się już dłużej w żaden sposób zagrożony. Na domiar tego wszystkiego, prawdopodobnie wreszcie mógł się do kogoś odezwać.
- Wszystko zaczęło się od tego, że przejęliśmy jeden z krążowników turian. Zachowywał się bardzo dziwnie, leciał wolno, nie atakował nas, a jego kadłub pokrywała dziwna poświata. Dowództwo podjęło decyzję o przeprowadzeniu abordażu - mówił nie patrząc na Rebekę, a ja jego twarzy malował się wyraz, który wskazywał na to, że mężczyzna jeszcze raz przeżywa chwile, o których opowiadał. - Zrównaliśmy się ze statkiem i połączyliśmy, a w tym momencie wszystko zaczęło wirować, kurczyć się i rozciągać jakbyśmy wpadli w czarną dziurę. Systemy zwariowały, znaleźliśmy się w jakimś pustym kawałku galaktyki, a żadna z holomap nie była w stanie się skalibrować. Oddział mimo tego nie podjął decyzji o zawróceniu misji, wyszli i wrócili z tym - wskazał tutaj na kulę. - Mówili, że na pokładzie nie było nikogo, tylko to urządzenie. Przytargali je na pokład i wtedy się zaczęło.
Przerwał na moment chowając twarz w dłoniach i Dagan przez krótką chwilę nie mogła oprzeć się wrażeniu, że mężczyzna zaraz się rozpłacze. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Westchnął tylko i zaczął opowiadać dalej:
- Przez jakiś czas był spokój, nie mogliśmy jedynie odnaleźć się w galaktyce, a systemy w żaden sposób nie chciały z nami współpracować. Wreszcie, któregoś dnia kula się uruchomiła, sama z siebie. Ludzie leźli do niej jak ćmy i znikali. Jeden po drugim. Ja zabarykadowałem się tutaj, nie wpuszczając do środka nikogo... Nie chciałem, nie powinienem.
Po raz kolejny schował twarz w dłoniach.
- Zostałem sam - mówił nie podnosząc głowy, tak, że Rebecca musiała się bardzo wysilić, żeby go usłyszeć. - Widziałem kulę krążącą po całym statku, szukającą ofiar, aż wreszcie nie ostał się nikt. Żeby przeżyć musiałem wydrążyć tunel do hydroponiki, zorganizować sobie tutaj życie. Któregoś dnia, na mostku urządzenie zaczęło świecić jaśniej niż zwykle, coś huknęło i na pokładzie pojawili się ludzie w złotych maskach. Krzyczeli coś, słychać było strzały, nie wiedziałem co się dzieje. Po godzinie wszystko ucichło, znów poczułem jak świat wiruje, kurczy się i rozciąga, a systemy nawigacyjne wróciły do normalności. Trwa wojna, nikt nie przychodził z pomocą. Zresztą, każdy kto by tu wszedł, prędzej czy później dotknąłby kuli i tyle z ratunku. Aż do dziś.
Wreszcie spojrzał na podporucznik, ale minę miał zrezygnowaną. Nie było nikogo z jego załogi, byl sam, nikogo bohatersko nie uratował poza swoją osobą, można się było tylko domyślać, co tak naprawdę teraz przeżywał.
Kiedy padło pytanie o datę zmarszczył brwi. Ewidentnie nie rozumiał dlaczego Dagan mu je zadała, więc spojrzał na nią jak na wariatkę i bez zastanowienia wypalił:
- Wtorek, dwudziesty trzeci czerwca - wzruszył ramionami. - Dwa tysiące sto pięćdziesiątego siódmego roku.
Annabelle

Domnic usiadł z przodu pozwalając aby obie kobiety zajęły miejsca z tyłu. Był uśmiechniętym mężczyzną i wydawał się być zadowolony z życia równie mocno jak wszyscy pozostali, których Annabelle spotkała wcześniej.
- Oczywiście - powiedział, niemalże klaskając w dłonie. Najwyraźniej spodziewał się takiego obrotu sprawy i prawdopodobnie była to rzecz, która robił regularnie. - Proszę się wygodnie rozsiąść, podróż powinna akurat potrwać tyle, abym był zdolny odpowiedzieć na wszystkie nurtujące panią pytania.
Taksówka wzbiła się w powietrze i ruszyła przed siebie pomiędzy wysokimi budynkami. Wyglądając przez okno można było zauważyć, że tutejsze budownictwo niewiele różni się od tego ziemskiego. Było być może trochę bardziej sterylne, strzeliste i być może trochę ekstrawaganckie ale z pewnością, można je było określić jako bardzo ładne.
- Uranos jest planetą leżącą w galaktyce IOK-1, w układzie planetarnym nazywanym Panteonem. Pierwsi podróżnicy dotarli tutaj prawdopodobnie jeszcze zanim ludzkość wiedziała o istnieniu innych ras w kosmosie. Trafiła pani tutaj za pośrednictwem Orba. Orby są swoistego rodzaju przekaźnikami, chociaż to bardzo uproszczona definicja - zerkał od czasu do czasu przez ramię nawiązując kontakt wzrokowy ze swoimi towarzyszkami.
- To kula, dzięki, której się tutaj przeniosłyśmy. Przy odpowiednim użyciu, można wytworzyć z niej tunel przestrzenny, dlatego mogą działać na innej zasadzie niż tylko przez dotyk - wtrąciła Ledeia, której najwyraźniej dane było wcześniej zapoznać się z niuansami tej dziwnej podróży.
- Dokładnie tak - powiedził Dominic i ożywił się nieco wtrącając: - O, po lewej mijamy właśnie budynek rządu.
Biała bryła ozdobiona rzymskimi kolumnami, wykrzywionymi pod ciekawym kątem stała pośrodku placu obrośniętego równo przystrzyżoną trawą. Na myśl przywodziła nieco budynek Białego Domu, chociaż trochę bardziej, nazwijmy to, dziwacznego.
- Nie będę pani zanudzał historią, gdyby chciała pani dowiedzieć się coś więcej na ten temat, to dwie ulice stąd mamy muzeum historyczne. Pracownicy na pewno zrobią to chętniej i przede wszystkim profesjonalnie - wskazał palcem przez okno, w kierunku, który miał na myśli, aczkolwiek Annabelle w gąszczu dziwnych zabudowań nie mogła określić, który budynek to muzeum.
- W każdym razie z Orbów mogą korzystać tylko uprawnieni Przeskakiwacze, gdyż nieumiejętne posługiwanie się urządzeniami, może powodować pewne skutki uboczne - nie kontynuował jakie to mogą być skutki, szybko przeszedł do następnego pytania dziennikarki, tym samym starając się uciąć ewentualną dyskusję na temat podróży między orbami. - Powrót do domu, jak to pani określiła, wiąże się z bardzo dużym ryzykiem, na które nie możemy sobie pozwolić, zatem zgodnie ze słowami, które usłyszała pani w szpitalu jest pani teraz obywatelką Uranosa. Wiąże się to z szeregiem przywilejów i obowiązków. Nasz rząd zapewnia nowym obywatelom, którymi zazwyczaj są przypadkowi osobnicy różnych ras, wszystkie, niezbędne do rozpoczęcia życia rzeczy. Od mieszkania, po opiekę medyczną, szkolnictwo, jeśli zajdzie taka potrzeba oraz pracę. Zatem nie musi się pani martwić o koszty życia, gdyż zapewniamy odpowiednie zajęcie dla odpowiednich osób.
- To prawda - wtrąciła Ledeia z nieukrywanym entuzjazmem. - Ja dostałam pracę jako technik innowacji przy promach turystycznych.
- Zazwyczaj proponujemy zatrudnienie idące w parze z kwalifikacjami. Od siebie tylko dodam, że mamy tutaj co najmniej czterydzieści stacji radiowych i dwa razy tyle kanałów informacyjnych - dodał Dominic, a na jego twarz padł cień, który rzucało coś na kształt pomnika właśnie mijanego po prawej stronie. Pomnik prezentował człowieka, trzymającego kulę a pod jego stopami klęczały inne osoby, wyciągające ręce w stronę Orba. - I proszę nas źle nie zrozumieć, my niczego od pani nie oczekujemy. Jest pani wolną obywatelką Uranosa, może pani przebywać gdzie chce, robić co chce i żyć jak chce. Planeta stoi przed panią otworem i tylko od pani zależy, jak pani tę szansę wykorzysta.
Krajobraz za oknem zaczął się zmieniać. Strzeliste budynku ustąpiły miejsca teraz mijanym parkom i alejkom ładnie zagospodarowanych przestrzeni rekreacyjnych. Wokół nich stały małe budynki mieszkalne w zabudowie szeregowej. Do każdego mieszkania przynależało miejsce parkingowe oraz garaż, z tyłu znajdowały się baseny lub inne, wymyślne rzeczy. Alejkami jeździli ludzie na rowerach, gdzie niegdzie biegały dzieci bawiące się na placach zabaw, trochę dalej jakaś para wychodziła właśnie z psem na spacer.
- Jesteśmy na miejscu - powiedział Tevario, w tym samym momencie, w którym taksówka zaczęła delikatnie opadać ku miejscu dla taksówek. Mężczyzna poczekał aż kobiety wyjdą z pojazdu i odebrał do Annabelle małą torbę z jej rzeczami. Uśmiechnął się szeroko - Proszę założyć w najbliższym czasie konto w banku. Jako nowej obywatelce przysługuje pani dotacja pięciu tysięcy lirów uranoskich na dowolny cel. To tutaj.
Ruszył przodem prowadząc kobiety do skrajnego mieszkania oddzielonego od innych białym, niewysokim płotkiem.
- Ja mieszkam obok, będziemy mogły rano na tarasie pijać kawę - powiedziała Ledeia niemal podskakując z ekscytacji w miejscu.
- Tutaj panie zostawię - Dominic pozwolił dziennikarce otworzyć drzwi do mieszkania. W przedpokoju zostawił torbę i odetchnął. - W razie pytań tutaj jest kontakt do mnie, w każdej chwili proszę dzwonić bądź pisać. Obowiązuje panią taryfa ulgowa przez najbliższe trzy miesiące. Mam nadzieję, że życie na Uranosie się pani spodoba. Tymczasem pozwolę by pani Santus przybliżyła pani całość życia, z którym ona mogła się tu spotkać. Życzę spokojnego dnia i do widzenia.
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: [Małpia Grań - Castellus] Przestrzeń kosmiczna

27 mar 2022, o 09:35

I znowu drzwi uchyliły się, a potem otworzyły, ponownie przepuszczając mężczyznę do pomieszczenia, w którym rozsiadła się Rebecca. Znowu jakiś postęp - choć znowu trudno przewidzieć, na jak długo. Dopiero gdy nieznajomy osunął się na podłogę podobnie, jak parę chwil zrobiła to Dagan, dziewczyna nabrała przekonania że tym razem może już tak zostanie. Że nie będzie znowu panicznie uciekał, tylko... No, na coś się przyda.
Zaczął mówić, a czerwonowłosa od razu w pełni skoncentrowała się na płynących słowach. Nie odzywała się w trakcie, nie przerywała mężczyźnie, zamiast tego chłonąc jego historię jak gąbka. Opowieść z pierwszej ręki była pierwszym sensownym źródłem informacji, na które się dotąd natknęły. Trudno było powiedzieć, że mężczyzna był w stanie wyjaśnić wszystko, co wymagało wyjaśnienia, na pewno jednak póki co miał na to największe szanse.
Gdy skończył, podając datę, Rebecca odetchnęła bezgłośnie, w kolejnej chwili bez słowa, z wahaniem wyciągając ku mężczyźnie rękę z uruchomionym omni-kluczem. Ekran narzędzia wyświetlał faktyczną datę - o trzydzieści lat różną od tej, którą podał nieznajomy.
Potem wróciła do opowieści mężczyzny. Dając sobie jeszcze moment na poukładanie sobie w głowie jego słów, wreszcie sama zaczęła mówić.
- Ten statek to... On... Jest swego rodzaju statkiem widmo - zaczęła powoli. Rzadko kiedy mówiła dużo i nawet, jeśli ostatnio zaczęło się to zmieniać, wciąż musiała dobierać słowa bardziej świadomie niż każdy inny człowiek. Żeby to, co mówiła, miało sens. Żeby nie popaść w bełkot, który ona by rozumiała, ale pozostali - już niekoniecznie. - Zostałyśmy wysłane na pokład, na rozpoznanie, bo posiadaliśmy podejrzenia, że to jeden z okrętów utraconych podczas wojny pierwszego kontaktu. Formalnie... Formalnie uznany za zniszczony, a załoga - za zmarłą. - Zawahała się. - Roboczo nazwano go Mothershipem. Gdy nie odpowiadaliście na wezwania, zamiast tego zestrzeliwując poprzednie grupy abordażowe, uznaliśmy... - Westchnęła cicho. - Mothership został uznany za potencjalne zagrożenie, które należy zinfiltrować i spacyfikować.
Milczała przez chwilę.
- O jakim krążowniku mówimy? - spytała potem. nawiązując do turiańskiego krążownika, od którego miały zacząć się wszystkie problemy. - Nazwa, kody identyfikacyjne? - Nie była pewna, czy mężczyzna ma takie dane, ale jeśli nie on, to sam okręt - już powinien. W bazach statku z pewnością odnotowane były wszystkie wydarzenia, w których brał udział - oraz dane innych łajb, które napotkał i z którymi walczył. Rebecca nie wiedziała czy skany techniczne turiańskiego krążownika w czymś jej pomogą, ale z pewnością taka wiedza jej nie zaszkodzi.
- Ta kula... Jest jedyna na całym okręcie? - upewniła się. - Nie ma ich więcej? - Przygryzła wargę w zamyśleniu. - Twierdzisz, że turiański krążownik gdzieś was przeniósł, jakby... Teleportował. Ta kula wydaje się robić to samo. Jednych ludzi zabiera, innych wpuszcza. - Zmarszczyła brwi. Dokładnie tak to wyglądało i, jakkolwiek abstrakcyjne to było, mogło mieć sens. Swego rodzaju tunel czasoprzestrzenny, tak to rozumiała. Zabierał z jednego punktu, przenosił w drugi. Trudno było wprawdzie uwierzyć, że można było coś takiego zbudować i nadać mu formę tak małą i prostą, jak ta kula, ale... Chyba właśnie z tym mieli do czynienia, nie? Chyba właśnie na coś takiego patrzyła.
- Ci ludzie w złotych maskach - faktycznie byli ludźmi? Rozumiałeś ich język? Czy oni... - Nie dokończyła, potrząsając głową. Jeśli to faktycznie byli ludzie, to tylko komplikowało sprawę. Kim byli? Skąd się wzięli?
Odetchnęła bardzo powoli.
- Wojna dawno się skończyła - przynajmniej ta, w której braliście udział. Wy... Mieliście przerwę. Wróciliście i teraz... Teraz wszystko jest inaczej.
Milczała przez dłuższą chwilę, wreszcie skupiła się na chwilę na swoim omni-kluczu i przywołała nagrania pobrane wcześniej z klucza Annabelle.
- Zaczęliśmy otrzymywać transmisje. Sprzed trzydziestu lat. Czy to... - Chciała zapytać, czy to jego, szybko jednak się zreflektowała. Oczywiście, że nie. Ktoś, kto nagrywał te filmy, znikł w kuli. Ostatecznie o nic nie zapytała, pozwalając mężczyźnie po prostu obejrzeć nagrania.
- Chciałabym wpuścić na pokład dodatkowe oddziały - powiedziała wreszcie. - Turian, ludzi. Żołnierzy, naukowców. Chcielibyśmy zabezpieczyć statek, kulę i zbadać... Cóż, zbadać cały pokład. Sprawdzić. Możemy? - spytała, świdrując mężczyznę wzrokiem. Jeśli to on zestrzelił poprzednie oddziały abordażowe, musiała mieć pewność, że nie zrobi tego ponownie. Oczywiście, mogłaby w razie czego powstrzymać go siłą, nie chciała jednak rozwiązywać problemu w ten sposób. Mężczyzna był jedynym świadkiem, jakiego mieli. Dobrze byłoby mieć go po swojej stronie.
Przelotnie pojawiła jej się myśl, że równie dobrze to wcale nie on musiał strzelać. Że może okręt żył też własnym życiem, że systemy... Na siłę zatrzymała bieg myśli. Nie, zarządziła w głowie. Gdyby tak było, przecież by powiedział. Gdyby nie panował nad statkiem, już bym to wiedziała... Chyba.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek

Wróć do „Galaktyka”