W galaktyce istnieje około 400 miliardów gwiazd. Zbadano lub chociaż odwiedzono dotąd mniej niż 1% z nich. Pozostałe światy oraz bogactwa, które zawierają, wciąż czekają na odnalezienie przez korporacje lub niezależnych poszukiwaczy.

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12232
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

[Pangea -> Refuge] Ilos

10 lut 2023, o 04:25

[h3]reakcja dziewczyny[/h3]
A<33<B<66<C
0
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12232
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

10 lut 2023, o 04:37

Świątynia z powrotem okazała się miejscem, w którym cisza, choć z początku upiorna, była błoga. I tym razem gdy nadeszła, Fel musiała oderwać wzrok od dziewczyny by zerknąć na to, co zostało zdjęte z kolców. Ciało jej ochroniarza było... przemienione. Jego skóra stała się czarna, jakby spopielona samym ogniem piekielnym, a uwypuklone żyły błyszczały się dobrze znajomym jej błękitem. Stwór spadł na ziemię z głośnym stąpnięciem, nie ruszając się, ale nikt nie reagował. Eafina nadal czekała, nie wydając kolejnego rozkazu, a wraz z nią czekali wszyscy inni. Nawet klęczący, błagający o życie, na moment umilkli, z przerażeniem wpatrując się w stworzenie leżące na ziemi.
Po chwili, z gardzieli potwora wydarł się niski pomruk. Cielsko drgnęło, wykrzywiając się w nienaturalny sposób, gdy niegdyś jej ochroniarz, mężczyzna o miłym usposobieniu i szczerym uśmiechu, poderwał łeb w górę, przyglądając im się w drapieżny sposób.
Jeden z mężczyzn pochwycił Huska jasnym omni-lassem i przeciągnął go w bok, odprowadzając do innej sali. W pomieszczeniu znów zawrzało od błagań, a kobieta, która była następna w kolejce, zaniosła się szlochem. Niewzruszeni mężczyźni złapali ją jak lalkę, podnosząc do góry bez żadnego problemu, choć robiła wszystko, by wyrwać się z ich uścisków.
Odgłos nabicia ciała na kolec prawdopodobnie pozostanie na długo w podświadomości Fel. Miękka tkanka miażdżona przez obcą technologię, kolejne kości łamiące się i zrastające na nowo w trakcie przemiany, wszystko to zaciskało szpony trwogi na sercach zgromadzonych.
Znamię, choć bolesne i niewzruszone, nie zareagowało na nieme prośby Iris. Nie pochłonęło jej całej, gdy mu na to pozwoliła, ani nie wyzwoliło w niej pokładów ciemnej energii, których w sobie poszukiwała. Poza niecodziennym kolorem, agresywną naturą i kosmicznym pochodzeniem, wydawało się zwykłą raną, poparzeniem, nawet jeśli nie było w nim nic zwykłego.
Dziewczyna nie poruszała się przez dłuższy czas. Eafina obróciła głowę w stronę Fel, słysząc jej słowa, ale niespecjalnie przejęła się jej próbami wzniecenia w chorej emocji. Być może wiedziała, że niewiele w tej sytuacji mogła zrobić, a jej los został już przypieczętowany. Ciemnowłosa drgnęła, szturchnięta blondynkę, niechętnie otwierając oczy. Gdy podniosła na Iris spojrzenie, jej tęczówki były czarne jak noc, a oczy jeszcze bardziej podkrążone niż wcześniej.
- Ja też nie żyję - odpowiedziała, jakby było to coś oczywistego. Zerknęła na jej znamię, nagle z trzeźwością, choć nie wydawała się mieć pojęcie o tym, co się dzieje. - Przepraszam. Ty tez już nie żyjesz. Ale nie tak, jak ja.
Nie wydawała się Fel poznawać, choć rozumiała, że znamię było jej winą.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2093
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

10 lut 2023, o 07:19

Patrzyła się na to, w co zmienia się komandos, choć wcale nie chciała. Nie potrafiła oderwać wzroku, mimo iż wewnątrz buntowała się, iż zmuszona została przyglądać się w ciszy, bezsilności przemianie w to... coś. Rozrywane tkanki, chrzęst kości, potworny ból w skowycie zwierzęcia, którego ktoś żywcem obdzierał ze skóry... Czuła, jak wali jej serce. Jak trzepocze rozpaczliwie, próbując się wyrwać z ciasnej klatki kości. Nie. Nie skończy jak on. Nie da się tam zaciągnąć, choćby miała poruszyć ziemię i niebo.
Spodziewała się... No właśnie? Czego? Że powtórzy sztuczkę ze świątyni, która była początkiem całej serii niefortunnych zdarzeń? A może, że dziewczyna, słysząc co stało się z Cyrusem, zapała żądzą zemsty? Jej wyobrażenia, jak właśnie zdała sobie sprawę, dalekie były od rzeczywistości. Matka Eafina i jej podkomendni, jak gdyby nigdy nic, zaganiali stwora do korytarza, a oni tkwili tu. Czekają na swoją kolej. Gdzieś z tyłu głowy, wciąż tliła się w niej nieśmiała myśl, że przecież w każdej chwili mógł nadejść ratunek, a wtedy przychodziło bolesne zderzenie z prawdą. Od góry, oddzielał ją labirynt korytarzy, w którym pełno było wynaturzeń, jakim stał się teraz także komandos. Wciąż też była trzecia siostra. Nikt, choćby ślepo zapatrzony w swoje obowiązki, nie powinien oddawać tu życia, aby ją stąd wyciągnąć. Zbyt dużo krwi przelano na Ilos w imię chorych wartości. Nie godziła się na kolejne ofiary. Wystarczająco imion już nosiła w sobie.
W końcu odwróciła głos, choć obraz dance macabre wciąż miała przed oczyma. Zamrugała, skupiając się na dziewczynie, która niechętnie podniosła głowę i spojrzała na nią. Jej czarne oczy były jak pustka, w którą już parokrotnie wpadła.
- Nie przepraszaj. Chcieliśmy Ci pomóc, ale zawiedliśmy... - odparła, ignorując Matkę Eafinę i fakt, że swoją postawą, słowami, zakłóca cały, dla nich uświęcony rytuał. Niech pochłoną ich ognie piekielne. Tego, naprawdę, życzyła z całego serca opatce i jej wiernym.
- Ta biotyka. To znamię. Czym to jest? Skąd się wzięło? Skąd Ty tu się wzięłaś? Kim jesteś? Pamiętasz, jak miałaś na imię? - ani myślała w ciszy i pokorze oczekiwać, aż nadejdzie jej kolej. Wychyliła się bardziej, tyle, ile tylko była w stanie w stronę dziewczyny.
- Mamy tak tu czekać i dać się zaciągnąć na śmierć, ba! Los gorszy od niej? Naprawdę tak to ma się skończyć? - mrużyła oczy, aby przywołać siebie i miejscami rozmazany obraz do porządku. Ból był niekiedy nie do zniesienia, lecz adrenalina jeszcze była w stanie uśmierzać paraliżujące kłucia.
Wiercąc się, zastanawiała, czy była w stanie dosięgnąć do więzów, rozsupłać je, bądź chociaż poluźnić. Czuła zmęczenie, niekiedy odmowę jej ciała, ale przecież chciała żyć. I instynkt się z nią zgadzał. Potrzebowała ratunku, szansy na niego. Była Radną, ale przecież nie wszystko dostawało się na złotej tacy. Świadomość, jaki byłby tu jej koniec, motywował ją do prób uwolnienia się. Jeszcze nie myślała co dalej, czy w ogóle jej starania miały jakikolwiek sens. Jak stąd wyjść. Jak zabrać z ofiar dziewczynę. Najpierw musiała uzyskać jakąkolwiek szansę. Szarpała więc dłońmi, nie była Strikerem, aby wyłamywać sobie kciuka... Tylko czy aby na pewno? Z duszą na ramieniu, gotowa była na naprawdę spore ustępstwa, byleby nie skończyć przebita na kolcu.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12232
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

10 lut 2023, o 18:40

[h3]szansa na wydostanie się z więzów[/h3]
A<20<B<70<C
0

[h3]szansa na to, że eafina się potknie i sobie głupi ryj rozwali[/h3]
10%
1

[h3]spostrzegawczość[/h3]
50%
2
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12232
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

10 lut 2023, o 20:38

Wyświetl wiadomość pozafabularną Wzrok dziewczyny był nieobecny, a wyraz jej trupiobladej twarzy neutralny, jakby myślami znajdowała się gdzieś daleko, nie słysząc tego, co mówiła do niej Iris, ani nawet nie dostrzegając jej tak do końca. Blondynka wierciła się w miejscu, usiłując sięgnąć do krępujących ją więzów, poluzować je, wydostać się z ich uścisku. Ale choć napędzała ją desperacka potrzeba przeżycia, nigdy nie musiała łamać własnego kciuka, nie było to coś, co przychodziło jej z łatwością i choć próbowała, spotkała ją tylko kolejna fala bólu.
- Ten ślad - głos dziewczyny zamarł, gdy nagle na powrót dostrzegła znamię na przedramieniu Fel. - Pożre cię żywcem. Musisz udać się tam, gdzie my się udaliśmy - szepnęła, przysuwając się ku niej, choć jej głos i tak niknął we wrzaskach kolejnej, nabijanej na kolce osoby.
Przed Fel zostały tylko dwie osoby, później była tylko ona i obca, specyficzna dziewczyna.
- Musisz umrzeć, tak jak ja umarłam - dodała obłąkańczo, ale w jej zagadkach teraz na próżno było doszukiwać się użytecznych informacji. - Pamiętaj. Przypomnij sobie.
Jej paznokcie szaleńczo drapały o kamienną podłogę, jakby usiłowała coś nimi wypisać, ale tym razem nie towarzyszyły jej czarne iskry, robiące to za nią. Biło od niej zimno, nawet z takiej odległości, w jakiej była odsunięta od niej Fel. Jej wychudzona sylwetka zdawała się jakąś formą pomiędzy nimi, nadal zdrowymi i pełnymi życia ludźmi, a huskami, które spadały z kolców na ziemię, kierowane obcą, prymitywną siłą.
- Będzie dobrze - dziewczyna uśmiechnęła się nagle, gdy Fel poczuła obok siebie pustkę. Nie zauważyła, gdy nie został już nikt poza nią. - Zobaczymy się po drugiej stronie.
Męskie dłonie pochwyciły ramiona Iris, gwałtownym szarpnięciem podnosząc ją w górę. Słowa dziewczyny okazały się ostatnimi, które do niej wypowiedziała - nawet, jeśli brzmiały, jakby mówiła do kogoś innego, a nie do obcej jej radnej. Gdy dwójka wiernych, trzymających ją w żelaznym uścisku, uniosła ją w górę, powoli zawlekli ją w stronę kolców.
Biła od nich dzika, obca energia. Jakby nie były przedmiotem, który widziała własnymi oczyma, a czymś innym, czymś żywym, na swój koszmarnie odwrotny sposób. Małe iskierki wyładowań skrzyły się na ich powierzchni, a kolce zdawały się pulsować energią, choć ich esencją była śmierć.
Eafina stanęła naprzeciw niej, czyniąc ten wyjątek w stosunku do wszystkich pozostałych, którym pozwoliła odejść nie zaszczycając ich ani słowem.
- Żałuję, że nie pozostało nam więcej czasu by się poznać, pani - przyznała, a jej słowa, choć zdawały się wysoce ironiczne, zabarwione były upiorną szczerością. - Czy jest coś, co chciałabyś przekazać wiecznym, nim wyjdziesz im na spotkanie?
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2093
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

10 lut 2023, o 21:18

Nie poddała się. Do końca. Walczyła z linią, szarpała ją i jednocześnie zagryzała zęby, kiedy ukręcone snopy wżynały się w jej nadgarstki, gdy desperacko starała się uwolnić z więzów. Nie przynosiło to żadnych skutków, ale Iris i tak próbowała. Dalej. Uparcie. Wierzyła, gdzieś tam głęboko w środku, że jej starania nie pójdą na marne. To nie mogło się tak skończyć. Ona nie mogła tak skończyć.
Kalahiro, pani nieprzeniknionych głębin, proszę Cię o wybaczenie.
Głos, tak znajomy, choć od dawna niesłyszany, odezwał się w jej myślach. Jakby podświadomość, dopuszczała, ze tym razem jej upór to za mało. Prychnęła w duchu, rozpraszając myśl, która chciała kontynuować modlitwę ustami Ionta. Słyszała ja tak wiele razy, że potrafiła recytować na pamięć.
I teraz, w momencie, kiedy śmierć znowu zajrzała jej prosto w oczy, przypomniała sobie każdy wers. Czekał na nią? Tak jak ojciec? Mike? Vanessa? Nigdy dotąd nie zastanawiała się, jak wygląda życie po życiu. Czy w ogóle jakieś jest.
Potrząsnęła głową, ryk i wrzask przyciągnęły ją do rzeczywistości na moment przed tym, jak odezwała się dziewczyna. Dotąd milczała, straciła więc już nadzieje, że powie jeszcze cokolwiek. Zmrużyła oczy, docierał o niej sens jej słów, choć okoliczności utrudniały skupienie się na nich i odnalezienie gdzieś tam na pewno obecnego sensu. Nie mówiła tego przypadkiem, prawda?
- Tam, czyli gdzie? Gdzie jest to miejsce, o którym mówisz? - musiała dobrze formułować pytania. Próbować przekrzyczeć skowyt kolejnego, nabijanego na kolec. Drżała, gdy krzyk zaczynał przypominać warkot, a następnie znikał gdzieś na tyłach pomieszczenia.
Kalahiro. Ty, której fale ścierają skały na płot.
- Pamiętam. Będę pamiętać - obiecała jeszcze. Oglądając się na boki, nagle nie dostrzegła już nikogo. Oblał ją zimny pot. To już? Naprawdę nadchodził koniec? W chwilach takiej jak ta, niemalże czuła, jak kościste palce zaciskają się na jej ramionach i pieszczotliwie, gładząc skórę. Ale nie był to dotyk śmierci, a jedynie dwójki ślepo posłusznych mężczyzn, którzy sięgnęli ku niej.
- Po drugiej stronie!? Nie. Nie ma mowy. Nie zgadzam się! - nikt jednak nie zważał na jej protesty. Odebrali jej prawo do decydowania o sobie. Do zaparcia się, pochwycenia czegokolwiek, co mogłoby ją zatrzymać w miejscu. Opóźnić już teraz tak bardzo namacalne unicestwienie. Próbowała. Naprawdę. Wcale nie szła z godnością. Z wysoko podniesioną głową. Nie była pogodzona. Desperacko, wodziła wzrokiem od jednego do drugiego, a kiedy pomiędzy nimi stanęła Matka Eafina, Iris resztkami sił wyprostowała się nie zamierzając akurat jej dać satysfakcji. Ludzka przekorność była silniejsza od beznadziejności jej położenia.
Przeprowadź tę istotę w miejsce, w którym podróżnik się nie męczy,
kochanek nie odchodzi,
a głód nie istnieje.
- Matko Eafino... - do końca,zachowała twarz. Chciała. Choć słowa, tym razem, wydawała się cedzić bardzo powoli i dokładnie, odruchowo, jak zawsze, odezwały się w niej nawyki, które przez tyle lat zdążyły już wejść Iris w krew.
- To wszystko skończy się szybciej, niż myślisz. Szczerze Ci tego życzę i Twoim wiecznym również - głos jej nie zadrżał, w przeciwieństwie do uczepionych siebie rąk. Jeżeli to naprawdę koniec. Jeżeli naprawdę miała...
Przeprowadź tę istotnę, Kalahiro, by mogła być ci towarzystwem, którym była dla mnie.
Zaczerpnęła głęboko tchu.
Zamknęła oczy.
Godność to ostatnie, co jej pozostało i czego nie da sobie wydrzeć.
A oni, niech po wsze czasy będą przeklęci.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12232
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

10 lut 2023, o 22:10

Wyświetl wiadomość pozafabularną Mawiają, że w chwilach poprzedzających śmierć czas wydłuża się do nieskończoności, pozwalając umysłowi na przetrawienie wszystkich zawartych w nim wspomnień. Tempo zwalnia, powietrze robi się gęstsze, jak ciesz otulająca ciało stojące na rozdrożu dwóch dróg. Ale choć myśli Fel skierowały się na znajome tory, do modlitwy, z którą wiązała przeszłość nadającą jej otuchy, czas zdawał się przyśpieszać. Jej ciało walczyło, zapierając się o podłogę, biotyka migotała nad jej sylwetką, nie odnajdując ujścia w związanych dłoniach, a kolce zbliżały się nieuchronnie, coraz szybciej, jakby im mocniej się starała, tym szybciej ciągnęli ją w ich stronę mężczyźni.
Los drwił z niej w sposób, którego nawet nie podjęła się matka Eafina. Czy wysłanie jej na Ilos nie miało być karą za zrobienie wszystkiego w celu uratowania bliskiej osoby? Czy nawet w najgorszym, najbardziej cynicznym scenariuszu Irissa zakładała, że to poświęcenie okupione będzie krwią, której przecież nie powinno się przelewać? Radni mieli być symbolem nadziei w galaktyce, tymczasem w podziemiach antycznej struktury, idąca ku swemu przeznaczeniu blondynka była kompletnie tej nadziei pozbawiona.
- To prawda. Wszystkich nas spotka koniec - odrzuciła asari, nic nie robiąc sobie z groźby, która być może zawarta była w słowach Fel. - Jest to nam pisane tak, jak było pisane tym, którzy przybyli przed nami.
Wierni zacisnęli uścisk na jej ciele, przyciągając ją pod same kolce. Obca struktura wibrowała energią, która zmieniała krew w jej żyłach w sam lód, przywożąc na myśl same koszmary. Gdzieś pośród szalejącej we wnętrzu tej broni ciemnej materii zdawały się umykać esencje wszystkich tych, którzy przybyli przed nią. Czuła ich obecność, tak jak widziała barwy czerwieni, błękitu i fioletu ich krwi, która pokrywała strukturę.
Zamknęła oczy, zachowując swą godność, ale i nie chcąc spoglądać w serce koszmaru. Ramiona ciągnęły ją w górę, a jej włosy uniosły się lekko, naelektryzowane obecnością urządzenia.
A wtedy ciszę wypełnił wrzask, który w tak bliskiej odległości kolców wydawał się niemal pieszczotą wspomnień. Tych, w których nadal była żywa, nawet jeśli pogrążona w trwodze. Upiorny odgłos zatrzymał mężczyzn w miejscu, a oni odruchowo odłożyli ją na miejsce, nie puszczając, nie pozwalając, by im się wyrwała. Nasłuchiwali, tak jak ona, jak wszyscy zgromadzeni wokół wierni.
W oddali błysnął czarny piorun, gdy Banshee się teleportowała.
Eafina drgnęła, zaniepokojona. Widziała zmianę w jej mimice, która zdradziła jej, że asari nie planowała tego, co właśnie się działo. Jej brwi uniosły się lekko w górę, a głowa odwróciła w kierunku odgłosów nadciągającego koszmaru. Piorun uderzył jeszcze cztery razy. Za czwartym, banshee zmaterializowała się w pomieszczeniu, z wściekłym rykiem podchwytując najbliższego wiernego. Potwór nie widział różnicy między wyznającymi ją szaleńcami a biedakami składanymi w ofierze. Banshee rozumiała tylko śmierć, oraz życie, które było jej przeciwnikiem.
Nim mężczyźni zaciągnęli ją z powrotem na kolec, nim ktoś zdążył zareagować i nim ona zdołała spróbować się wydostać z tego uścisku, głowa stojącej obok niej Eafiny eksplodowała fioletem w huku wystrzeliwanej salwy z karabinu. Fiolet wytrysnął z jej czaszki, plamiąc ziemię, plamiąc pożyczony pancerz radnej, dołączając do kropel spływających po kolcach. Mężczyźni wypuścili ją gwałtownie, okrzykami komunikując się między sobą, usiłując zmobilizować.
Jeden, celny strzał z karabinu przestrzelił czaszkę pierwszemu z nich. Drugi zaczął uciekać.
Spostrzegła krwawą figurę dzierżącą broń. Nie była to Sentia, której się spodziewała, a mężczyzna, który ostatnio, gdy go widziała, zniknął pod morzem martwych. Napędzany adrenaliną, a może stymulantami, którymi podzielił się z nią wcześniej, wysunął się z korytarza, z którego nadeszła banshee.
Wystrzelił po raz drugi, a pociski przebiły klatkę piersiową uciekającego, zimno, bez krzty współczucia i skrupułów, nie pozwalając mu umknąć przed sądem, na który sam wierny usiłował zaciągnąć Fel. Szybko podszedł do dziewczyny o ciemnych włosach, która leżała nieprzytomna na ziemi. Pochylił się, łapiąc ją dłońmi i zarzucając mało delikatnie na swoje ramię. Była tak wychudzona i drobna, że zdawała się ważyć niewiele więcej od karabinu, który trzymał w dłoni.
- Możesz iść? - wychrypiał, docierając do Fel, choć wiedziała, że nie było innej opcji. Cały bok jego głowy i szyja pokryte były szkarłatną krwią, zadrapane szponami bestii. Jego napierśnik był zniszczony, a jedno ramię wydawało się znacznie mniej mobilne od drugiego. Nie było szans, by mógł ponieść je obie. - Jest droga, która prowadzi na zewnątrz z podziemi - dodał, wskazując na tunel, z którego przyszedł.
Obok niego banshee w rogu pomieszczenia czyniła pogrom pośród pierzchających żywych.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2093
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

11 lut 2023, o 00:07

Gdyby każdy z Radnych walczył tak zajadle jak ona w momencie nieuchronnego końca, byliby potęgą, którą nic - absolutnie nic - nie byłoby w stanie ruszyć. Popatrzyła na Matkę Eafinę po raz ostatni.
- Na Ziemi mówimy, że z prochu powstałeś i w proch się obrócisz. Twoje działania przeczą prawom natury. Oby Twoja Bogini była dla Ciebie łaskawa, Eafino - ostatnie słowa wyszeptała, lecz czuła podświadomie, że asari musiała ją i tak usłyszeć.
Podniosła oczy na kolce, które znajdowały się tuż przed nią. Biła od nich energia, z którą nigdy wcześniej nie miała do czynienia. Dziwne wibracje, lament tych, którzy oddając życie, nie zaznali spokoju, tylko zostali skazani na wieczne cierpienie. Przyglądała się kroplom krwi, tak wyraźnym, że niemalże widziała je jak pod mikroskopem w minionych latach.
Zacisnęła mocniej powieki, pewna, że za moment nie będzie czuła już nic, łudząc się w ostatnim momencie, że może śmierć przebije jej ciało choć raz szybko. Szybciej niż ból odzywający się w receptorach w każdej komórce w jej ciele.
Ale nic takiego nie nastąpiło.
Wrzask sprawił, że drgnęła. Rozpoznała go od razu, mimo zamglonych myśli. Nie pozwolili się jej poruszyć, łudzić się, że cokolwiek to zmienia choć słyszała tak wyraźnie i głośno, jak za jej plecami banshee się zbliża. W tej przeraźliwej ciszy, na krawędzi życia i nie życia, odgłos teleportacji bestii wybrzmiewał echem w jej zmęczonym umyśle. Chciała obejrzeć się przez ramię, lecz tylko zacisnęli mocniej palce wbite w jej ramie zmuszając ją do posłuszeństwa. Jęknęła. Resztkami sił, szarpnęła się. Przez moment widziała, jak bestia rozrywa jednego z wyznawców asari. Jak ona sama, odwraca się ku wiecznej z przerażeniem.
Popłoch i gwałtowne popchnięcie sugerowało, że mimo wszystko słudzy zamierzali kontynuowali dzieło, być może zdając sobie sprawę, że albo teraz, albo już nigdy, lecz na ich drogę zwaliło się ciało Matki Eafiny z przedziurawioną głową. Rzucili ją na ziemię, obok martwej asari. Otwierając oczy, widziała kałużę krwi. Starła niezdarnie krople, które osiadły na jej policzku i wyciągnęła rękę, aby chwycić dłonie asari i złożyć je na ostatnią drogę jak niegdyś była świadkiem pogrzebu w świątyni na Thessi.
Najwyraźniej modlitwa, którą odmówiła, była nie za nią, tylko za Matkę Eafinę.
Próbowała się podnieść, ale grawitacja ciągnęła ją w dół. Podtrzymując się odłupanego filaru, czy też zwykłego kawałka ściany, po woli, dźwignęła się na nogi ignorując pulsujący dól rozchodzący się chyba zewsząd i wszędzie, nie puszczając od razu, aż przynajmniej ten nie osłabł. Popatrzyła na to, co działo się w głębi pomieszczenia. Widziała, jak pada ostatni strzał wymierzony przez Cyrusa.
Przyglądała mu się, gdy zbierał z posadzki nieprzytomną dziewczynę i sprężystym krokiem, podchodził do niej. I kiedy znalazł się wystarczająco blisko, doskoczyła do niego, wspinając się na palce, jakby chciała objąć mężczyznę. Tak szybko, jak szybko chwyciła go za ramiona, ostrożniej układając dłoń na tym poszarpanym i poharatanym, cofnęła się, na szczęście łapiąc równowagę.
Skoro była w stanie dopaść do niego nie potykając się, zdecydowane mogła iść o własnych siłach.
- To naprawdę Ty - nie docierało jeszcze do niej, że mężczyzna, który zwalił się na ziemię pod naporem atakujących husków, stał teraz przed nią. Kiedy zobaczyła go w korytarzu, była pewna, że to wyobraźnia płatała jej figle. Albo umysł przywoływał obrazy, które miały uczynić znośnym to, co czekało ją na samy końcu żywota.
- Chodźmy. Dam radę. Na Venua jest sprzęd medyczny, nie wiem, czy to jej pomoże, ale Tobie na pewno - odwróciła się plecami do żeru banshee nie chcąc już więcej patrzeć ani na nią, ani na tę salę w świątyni. Niczego tak bardzo nie pragnęła, jak wyjść z ruin po proteanach, zostawić Ilos gdzieś daleko za sobą. Cyrus dźwigał dziewczynę, nie czuła się najlepiej, ale kiedy puściły węzły i odzyskała władzę nad biotyką, wyprzedziła go o raptem pół kroku, gotowa bronić ich tarczą gdyby w tunelu, o którym wspomniał, czekało na nich coś jeszcze.
Znowu byli tak blisko. Drugi raz nie mogło się nie udać.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12232
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

11 lut 2023, o 20:42

W tym popłochu, który tworzyła banshee, po raz pierwszy nie skupiali pełni swojej uwagi na szamoczącym się wokół potworze. W powietrzu unosił się charakterystyczny zapach, jakby ozonu po burzy, a krzyki wiernych pierzchających pod stopami stworzenia zlewały się w jedną, krwistą symfonię wypełniającą to, co wcześniej było przeraźliwą ciszą.
Cyrus, tak jak i ona, poczuł ulgę, gdy ich spojrzenia się spotkały. Może zakładał, że mógł się spóźnić i kobiety zostały już nadziane na kolce tak, by nie był w stanie nigdy dojrzeć ich spośród innych, jednakowych husków. Choć banshee w tle dopuszczała się mordu niemniej okrutnego, jak ten, którego jej siostry usiłowały dokonać na nich, zerkał na nią tylko kontrolnie. Póki nie była nimi zainteresowana, nie robił nic, by zwracać jej uwagę na swoją broń czy nieprzyjazne zamiary.
Zachwiał się lekko, gdy rzuciła się w jego stronę i choć miała wszelkie prawo wyrażać wdzięczność za powrót w najmniej oczekiwanym momencie, jej reakcja go zaskoczyła, jakby nie spodziewał się, że mu ją okaże.
- Jeszcze nie jestem podobny do husków - zażartował, ruszając w stronę tunelu, wokół którego kilka czarnych, przetworzonych ciał leżało na ziemi. - Na szczęście ty też nie.
Umilkł, gdy tylko zbliżyli się do banshee. Ostatnia z komandosek do złudzenia przypominała ostatnie, choć jej twarz miała nieco inny odcień bladego fioletu. Przez chwilę, gdy Fel czmychała obok wraz z Cyrusem, mogłaby przysiąc, że banshee łypnęła na nią spojrzeniem, zastanawiając, czy warto za nią ruszyć w pogoń, gdy miała wokół tak wiele kąsków do przemienienia.
A później, nagle, jej szponiasta ręka przecięła powietrze, łapiąc w ciasny, morderczy uścisk nieszczęśnika, który znalazł się zbyt blisko.
Tunel prowadzący na zewnątrz pachniał zgnilizną i wilgocią.
- Musiałem wrócić do góry po wsparcie - wyjaśnił swoją zwłokę, krzywiąc się przy tym lekko, gdy truchtem ruszyli wgłąb czarnego przejścia. Jego omni-klucz rozświetlał im drogę. - Miejmy nadzieję, że nie zapoluje na nas gdy skończy z tamtymi.
Wbrew ich obawom, wkrótce słyszeli tylko echo własnych kroków odbijających się od ścian korytarza. Im głębiej szli, tym cichsze stawały się odległe krzyki ale też tym ciężej stawiało im się kroki. Droga zdawała się niemiłosiernie długa i zakręcała w wielu miejscach, prowadząc pod górę, co tym bardziej zerowało ich siły.
Poczuła, że powietrze robi się cieplejsze, gdy docierali do końca tunelu. Wkrótce do wnętrza przedarły się odgłosy grzmotów nadal trwającej wichury. Fel musiała założyć hełm trupa, który Cyrus zgarnął z ziemi gdy uciekali. Sam mężczyzna wyciągnął z kieszeni maskę z filtrem, którą założył na twarz nieprzytomnej dziewczyny, gdy wychodzili na zewnątrz.
Znaleźli się na ziemi, wychodząc z innego budynku na plac, na który Fel kilka godzin temu wyszła. Niebo było czarne, wiatr smagał ich osłabione ciała, a nagłe błyski piorunów przypominały ogień wystrzałowy z karabinu, który nadal trzymał w wolnej dłoni mężczyzna.
- Mówiłaś, że statek na ciebie czeka? - spytał Cyrus drętwo, wpatrując się na wprost.
Venus nie było.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2093
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

11 lut 2023, o 21:41

Nie żałowała wyznawców. Wierzyli w wieczne, a teraz, gdy dostąpili zaszczytu, że jedna z nich objawiła im się na własne oczy, powinni z dumą i pokorą zaakceptować swój los. Tak, jak oczekiwali tego od rzucanych na kolce i przemienianych w husków nieszczęśników absolutnie nie podzielających ich fanatyzmu.
Pokręciła głową. Zaskakująco łatwo przyszło jej nie przejmowanie się banshee. Mimo wszystko, czuła się bezpieczna. Obecność Cyrusa przyniosła ze sobą przekonanie, że najgorsze za nią. Przetrwała, choć tak niewiele dzieliło ją od wibrującego tajemniczą energią ustrojstwa wyrastającego z ziemi. Adrenalina wciąż wykręcała w jej świadomości najwyższe obroty i najprawdopodobniej nie przestanie, dopóki nie wyjdą stąd. Najlepiej prosto na pokład Venus. Odepchnęła od siebie myśl, gdzie byłaby teraz, gdyby mężczyzna nie zdążył. Był tutaj. I tylko to się liczyło.
- Jeszcze chwilę temu miała wątpliwości, czy nie jesteś wytworem mojej wyobraźni, ale słysząc to, co powiedziałeś, nie ma na to szans. W mojej głowie miałbyś chociaż lepsze poczucie humoru - wyjaśniła, pozwalając sobie na niewyraźny, aczkolwiek szczery uśmiech. Jej dług wobec mężczyzny rósł. Spłaci go kiedyś, z nawiązką. Co do tego nie miała złudzeń. Tymczasem wstrzymała oddech, gdy przechodzili tak blisko kreatury. Ten jeden raz, los się do nich uśmiechnął. Być może jakiś zaklęty w kamień protean, łypnął na nich łaskawszym okiem. Będąc świadkiem tego całego okrucieństwa, nie pozwolił, aby jeszcze jakieś życie zostało oddane w imię pustych frazesów.
Szła kawałek obok Cyrusa, gotowa pomóc, gdyby ciężar dziewczyny jednak zaczął mu ciążyć. Kiedy tak się nie stało, wysunęła się na prowadzenie, ostrożnie prowadząc ich tunelem. Kroki, znikały w mokrym piachu. Nasłuchiwała, czy przypadkiem nikt się nie zbliża, na szczęście odpowiadał jej wyłącznie ich własny oddech. Czuła niewyobrażalną ulgę, że zostawili proteańskie ruiny oraz świątynie daleko za sobą.
- Kiedy zorientuje się, że nie ma już nikogo, nas dawno nie będzie w zasięgu jej zmysłów.... Dlaczego mimo wszystko wróciłeś? Czy to ma coś wspólnego ze śladami po czarnej biotyce na Twoim pancerzu? - spytała, kiedy jeszcze nie musieli oszczędzać sił. Później, było już tylko trudniej. Wspinaczka wydawała się nie mieć końca, w górę ciągnęło ją tylko pragnienie wolności. I wydostanie się stąd, razem z Cyrusem i dziewczyną, którego imienia jeszcze nie poznała. Kilka razy musiała zatrzymać się, aby zaczerpnąć tchu. Kiedy podał jej hełm zdjęty z trupa, po raz pierwszy nie zaprotestowała. Od razu założyła go, sprawdzając stan filtra. Był całe szczęście nienaruszony.
Niemalże wybiegła na zewnątrz, prosto w burzę. Podniosła wzrok na pusty plac, a oczy jej rozszerzyły się ze zdziwieniem. Na pewno wylądowali tutaj. Nie mogła się co do tego pomylić.
- Bo czekał. Nie mogli odlecieć beze mnie... Nie rozumiem - rozejrzała się, choć piach utrudniał to i znacznie ograniczał pole widzenia. Podniosła rękę z nie działającym, uszkodzonym omni-kluczem. Dotknęła do urządzenia, łudząc się, że te może odpowie, ale bezskutecznie. Nagle żart Cyrusa o uprowadzeniu korwety Rady Cytadeli stał się upiornie rzeczywisty.
- Nie mam nawet jak się z nimi skontaktować... Nie możemy tu zostać. A już na pewno nie możemy tam wrócić. Po drugiej stronie planety jest obozowisko ekspedycji salarian. Potrafisz oszacować, jak daleko są od nas? - nie podda się. Nie teraz. Nie po tym, co przeszli, jaką cenę musieli zapłacić za możliwość przeżycia.
Zrobić mogła jeszcze jedno. Nie dysponowali żadną racą, ale podniosła rękę i wypuściła w powietrze zebrany ładunek biotyczny0, aby na wysokości rozproszył się niby fajerwerki. Może ktoś z jej załogi, jeżeli był tutaj w okolicy, zauważy.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12232
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

11 lut 2023, o 23:24

Ślady ciemnych płomieni wydawały się bezpośrednio powiązane z dziewczyną, którą trzymał na ramieniu, idąc bezlitosną drogą pod górę. Przedramię Fel nie nosiło takich znaków - nie pancerz, który miała na sobie. Być może mężczyzny znamię nigdy nie przeżarło się przez ceramikę, a zwyczajnie pozostawiło blizny na jego drugiej linii ochrony, gdy i on sięgnął dłonią w stronę, w którą nie powinien.
Ból znamienia w tej chwili nie wyróżniał się od tego, w każdej innej części swojego ciała. Rany, które zadały jej przetworzone, żywe trupy odzywały się teraz, w każdym kroku, który wykonywała. Gdy adrenalina przestała krążyć w jej żyłach, a napięcie wywołane desperacką walką o życie powoli wyciszyło się do innego, niższego poziomu ciągłego stresu, umysł nie blokował już przed nią wrażeń, które wcześniej tkwiły przysłonięte zasłoną trwogi. Była zmęczona, obolała, a choć jej rany były powierzchowne, z niektórych sączyła się krew i prawdopodobnie pozostawią blizny, które będzie musiała usunąć.
- Mówiłem ci, że przybyłem tu po kogoś - westchnął i choć nie potwierdził jej słów, poprawił sobie nieco dziewczynę na swoim ramieniu, w dość wyraźnym geście. Trzymał ją przy sobie blisko i mimo braku sił, dbał o to, by nie spadła głową w dół, kończąc swe życie w dość mało elegancki sposób. - Poza tym boję się twojego Widma. Uratowanie ci życia raz niezbyt by się liczyło, jakbyś zmieniła się w huska godzinę później, prawda? - obrócił głowę w jej stronę i choć jego profil przykryty był zaschniętą krwią, dostrzegła, że uśmiechnął się krzywo w jej stronę. Znajdował w sobie tę krztę rozbawienia, jakby sam fakt tego, że przeżyli to, co się wydarzyło i teraz, jak gdyby nigdy nic, szli w stronę ratunku o własnych siłach, było na swój sposób niewyobrażalne i zabawne. - Może liczę na sowite wynagrodzenie w kredytach? I medal. Mógłbym dostać medal - zażartował, kręcąc głową.
Jego pancerz był pozbawiony jakichkolwiek oznaczeń, więc najwyraźniej tego typu kwestie, razem z medalami, nie były dla niego zbyt istotne.
Humor nieco zniknął z jego twarzy, może starty rosnącym zmęczeniem, może rewelacjami, które napotkali wychodząc na zewnątrz. Mężczyzna skrzywił się, poprawiając sobie swój tobół na ramieniu i, gdy jego druga ręka wreszcie się poddała, wsuwając karabin na zaczep magnetyczny na plecach, by go ciągle ze sobą nie nosić.
- Mam tutaj statek, który mi wystarczy, i jej podejrzewam też. Cokolwiek macie u siebie, wątpię, żeby jej mogło pomóc - westchnął ponuro, rozglądając się wokół. Poza grubymi chmurami i złowrogimi błyskami, Ilos wydawało się ciche i puste. - Ale to z kolejne pół godziny drogi w tej pogodzie, w dodatku na otwartym powietrzu. Słyszałem, że na Ilos pioruny walą częściej, niż na Ziemi - dodał niepewnie, a jakby na jego potwierdzenie, w oddali huk przeciął niebo, a iskry poleciały z dachu konstrukcji na horyzoncie.
Obrócił się kilka razy, wyglądając na lewo i prawo, jakby Venus miała z jakiegoś powodu być schowana gdzieś między budynkami, albo korweta pozostawiła po sobie poszlaki, za którymi mogliby podążać. Na lądowisku jednak znaleźli tylko piasek.
- Ja potrzebuję medi-żelu, w ogromnej ilości - zadecydował wreszcie, uznając, że jeśli będzie wolała spróbować z salariańskimi badaczami, lub przeczekać burzę w schronie, to on był skłonny zaryzykować trzydziesto-minutowy spacer z potencjalnym usmażeniem w trakcie. - Komunikatory w omni- nie działają w tych warunkach, ale mam duży komunikator na statku, z którego możemy nadać SOS dla ciebie. Twoje Widmo powinno cię wtedy znaleźć.
Zakładając, że Sentia w ogóle żyła.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2093
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

12 lut 2023, o 00:02

Jeszcze tylko kawałek. Ostatnie metry. Wyjdą na powierzchnie i cierpienie minie. Jak mantrę, powtarzała się te słowa, wiedząc, że jeżeli się nie zmusi do tego, aby iść dalej, jeżeli teraz zatrzyma się na dłużej, chcąc wyrównać oddech, zostanie tu po wsze czasy grzebiąc nie tylko siebie, ale i szansę, która niespodziewanie wpadła do świątyni z Cyrusem.
Przytaknęła, wspominając jego słowa. Nie sądziła jednak, że jest tak samo uparty, jak ona. Przedarł się do nich, do miejsca, gdzie wierni składali ofiarę w proteańskich ruinach kosztem samego siebie. Chciała dopytać o coś jeszcze, jego odpowiedzi nie do końca wyjaśniały niejasne, szczątkowo przekazane jej informacje, jednakże optymistycznie założyła, że wrócą do tej rozmowy, jak tylko znajdą się na pokładzie Venus. Nad kubkiem parującej kawie, w bezpiecznych, czterech ścianach korwety. Z dala od śmierci, smrodu ciał i rozkładu, popękanych ścian, sieci tuneli, po których kluczyli i jeszcze większych podziemi.
- Jeden Medal. Zapamiętam - obiecała pół żartem pół serio, zatrzymując na nim i jego uśmiechu nieco dłużej swój wzrok.
Była naprawdę zmęczona. I w chwili, w której zdała sobie sprawę, że statku rzeczywiście tutaj nie było, Venus z jaiegoś powodu odleciała, pozostawiając po sobie pusty plac, miała nieodpartą ochotę usiąść na środku, w piachu i zacząć płakać.
Powstrzymały ją od tego kuszącego planu słowa Cyrusa. Obejrzała się na mężczyznę, pasował do tego gniewnego krajobrazu, po środku którego stali.
- Nie wiem, co jej dokładnie jest, aby wypowiadać się na temat możliwości i potrzebnych leków. Ale Ty, bezdyskusyjnie potrzebujesz porządnego opatrzenia a nie tylko stymulantów i medi-żelu. Nie trzeba być lekarzem, aby wiedzieć, że to, co masz na ramieniu, zasklepi się tylko powierzchownie - podkreśliła dobitnie, na wypadek, gdyby chciał wejść jej w słowo święcie przekonany, że dwie tubki wystarczą. Otóż nie tym razem. Skrzywiła się, gdy wspomniał o piorunach. Widziała, w odległości, jak niebo przeszywa grzmot. Myśl, że jeden z nich mógłby trafić w ziemię całkiem blisko ich trójki, może nawet pod ich stopy, budził nieprzyjemne, acz znajome uczucie. Jakby zagrożenie ze świątyni nie dało im na dobre spokoju, tylko wciąż uczepione, szło za nimi krok w krok.
- Brzmi jak plan. Próba połączenia się z Venus, w ostateczności nadanie sygnału SOS i zrobienie porządku z Tobą. Którędy teraz? - o sobie nie wspomniała. Czuła, że miała miejscami poharataną, porozrywaną skórę, lecz zdecydowanie to Cyrus w zestawieniu z nią, wypadał gorzej. Miał dotkliwsze, poważniejsze obrażenia, które teraz chował pod uszkodzonym pancerzem. Fel, poradzi sobie z nogą, z brzydkimi nacięciami. Blizny ostatecznie staną się kwestia kosmetyki, nie będą rzutować na żadną mobilność. W przeciwieństwie do Cyrusa. Nie mógł też pozwolić sobie na końską dawkę medi-żelu i odlecenie w błogą nieświadomość na skutek ilości zażytych leków, zostawiając dziewczynę bez opieki.
Optymistycznie założyła, że Sentia faktycznie żyje. Basset jest gdzieś z załogą korwety w zasięgu radarów i komunikatorów. Łączenie się z Cytadelą było ostatecznością, lecz zawsze, nie mając innego wyjścia, mogła skorzystać z tego kanału. Zanim jednak zacznie się nad tym zastanawiać, skinęła Cyrusowi, robiąc jeden krok we wskazaną jej przez mężczyznę stronę.
- Taniec na polu minowym. Przeżyłam z Tobą walkę z zombie, zmutowanymi asari, widziałam jak przemieniają ludzi w imię pokrętnej logiki, wyszłam stamtąd w jednym kawałku, a teraz, musimy tylko dostać się na statek w deszczu piorunów... Nie brzmi jak nic skomplikowanego, prawda? - udzielał się jej jego wisielczy humor. Iris odetchnęła nie zwlekając już dłużej.
Przeżyła piekło na Ilos. Nie skończy martwa od pioruna na ostatniej prostej.
Szła pierwsza. Nie spodziewali się zagrożenia, ale na wszelki wypadek, zachowując czujność, w każdej chwili gotowa była osłonić ich biotyczną barierą, bądź pomóc dźwigać dziewczynę. Cyrusa również, jeśli będzie taka konieczność, zaciągnie za szmaty na pokład. Nie wiedziała jeszcze tylko jak i z całego serca wolałaby się o tym nie przekonywać.
Obiecała mu medal, to do czegoś zobowiązuje.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12232
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

12 lut 2023, o 13:34

[h3]zagrożenie - błyskawice[/h3]
A<33<B<66<C
0

1 iris, 2 cyrus
1
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12232
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

12 lut 2023, o 14:25

Wyświetl wiadomość pozafabularną Ostatnich metrów było zdecydowanie więcej, niż jej ciało było na to przygotowane. Zniknięcie Venus było niepokojące samo w sobie, szczególnie biorąc pod uwagę ochroniarzy, którzy zostali na jego pokładzie. Fel mogła tylko liczyć na to, że być może było to coś niewinnego. Może załoga ruszyła już do wnętrza kompleksu, szukając jej, a statek musiał wrócić na orbitę przez warunki atmosferyczne, które okazały się zbyt problematyczne nawet dla kosmicznej korwety?
Z drugiej strony, jeśli tak było, to jak oni mieli je przeżyć podczas ich kolejnego spaceru?
- Teraz nie wiem, czy to ta planeta jest przeklęta, ty czy ja - mruknął ponuro, przyglądając się ich otoczeniu. - Wiem już, że nigdy tu nie wrócę.
Pozostałości wspaniałej cywilizacji, która niegdyś zamieszkiwała tę planetę w czasach jej świetności, sięgały ku niebu ostrymi, metalowymi czubkami zrujnowanych budynków. Każda konstrukcja, którą mijali powoli ruszając w dół zbocza, zdawała się magnesem na pioruny, co było zarówno ich błogosławieństwem, jak i kompletnym przekleństwem. Nawet przez lekko uszkodzony hełm czuła zapach ozonu w powietrzu, ostry, klarowny, jakby tylko burze i towarzyszące im wichury były w stanie przegnać część zanieczyszczeń wypełniających atmosferę planety. Niebo z wcześniejszego koloru toksycznego zachodu słońca zmieniło się w czerń, bezdenną, gęstą, ciemniejszą nawet od pustki kosmosu, która upstrzona była gwiazdami. Jedyne błyski, które rozświetlały trójwymiarowe warstwy chmur, niosły ze sobą ogłuszający huk i drżenie ziemi pod ich stopami.
- Statek jest ukryty. Nie chciałem ryzykować, że jakiś wierny wyjdzie na spacer na zewnątrz i go ukradnie - przerwał chwilę milczenia Cyrus, sięgając do omni-klucza by aktywować jakiś holograficzny skaner, który naprowadzał go na sygnał nadawany przez jego okręt. W okolicy nie było niemal nic poza czarno-brązowym horyzontem chmur i ziemi, oraz przecinającymi go cieniami budowli. - Nie mam ze sobą oddziału, który mógłby go bronić pod moją nieobecność. Ale widzę, że i to nie gwarantuje sukcesu.
Najgorszym w błyskawicach była ich losowość. Na polu walki, nawet jeśli żołnierze powtarzali, że los bywał loterią, posiadała choćby odrobinę kontroli nad tym, co się działo. Burza była nieprzewidywalna i bezlitosna. Nie wybierała na podstawie ich pochodzenia, statusu, ani nawet stopnia, w jakim odnieśli rany. Nie było zasady, jedynie boski wyrok.
Wyrok okazał się nieprzychylny.
Błysk oślepił ją na chwilę, huk ogłuszył, a fala gorąca przedarła się przez ceramiczny pancerz aż do jej rannego ciała, jak w eksplozji małej bomby nuklearnej, jedynie bez fali uderzeniowej, która pchnęłaby ją w tył. Potrzebowała chwili, nim zmysły zaczęły do niej wracać, a w krwi znów zagościła adrenalina na poziomie, który wcześniej wydawał jej się niemożliwy do osiągnięcia.
Cyrusa nie było. Zniknął w czerni osmolonej krawędzi platformy, po której schodzili w dół. Dopiero gdy jej ciało wyszło z szoku i rzuciło się naprzód, dostrzegła jak trzyma się niższej półki. Jego pancerz z granatowego zmienił się w czarny, osmolony.
- Nic mi nie jest - warknął pod nosem, choć wiedziała, że nie była to w pełni prawda. Podał jej nieprzytomne ciało dziewczyny, którego nawet grom nie był w stanie obudzić. Okazała się lekka, tak jak Fel przypuszczała. Gdy blondynka wyciągnęła dziewczynę na górę, Cyrus wdrapał się sam, bez jej pomocy, po czym znów wziął tamtą na ręce, nim oboje ruszyli truchtem w stronę statku.
Czara goryczy przechyliła się wreszcie, odbierając im resztki dobrego humoru. Cyrus milczał przez resztę drogi, wściekły, obolały i na powrót krwawiący po uderzeniu pioruna. Dotarli do doliny, również otoczonej budynkami, w której wściekle uderzały pioruny. Wprowadził ją do tunelu pod jednym z zawalonych budynków i tam, krążąc po labiryncie, dotarli znów na świeże powietrze, gdzie dostrzegła śluzę statku.
Z tej perspektywy widziała tylko wejście do środka. Nie mogła przyjrzeć się statkowi, którym latał, ani nawet zorientować w tym, w jaki sposób był ukryty. Widziała, że częściowo tkwi pod zadaszeniem, co oznaczało, że nie mógł być większy od Venus - bo nie wprowadziłby się do środka w taki sposób. Mężczyzna uderzył w panel śluzy, który połączył się na potwierdzenie z jego omni-kluczem i wpuścił ich do środka.
Wnętrze statku było chłodne, a powietrze czyste. Odetchnął z ulgą, sięgając wolną dłonią do zaczepów swojego hełmu jeszcze gdy śluza kończyła proces dekontaminacji. Jego zakrwawiony od środka i na zewnątrz hełm wylądował z hukiem na ziemi, gdy sam Cyrus przekroczył śluzę, wychodząc na korytarz.
- Trzeba pomóc jej w pierwszej kolejności. Mam leki w stacji medycznej - powiedział, ruszając korytarzem w prawo od śluzy, choć sama Fel też ledwo stała na swoich nogach. Stacja medyczna okazała się być tuż obok, choć była bardzo uboga - pomieszczenie miało jedną kapsułę medyczną i kilka szafek z lekami. - Podasz mi medi-żel? Jest w trzeciej szafce u góry - sapnął, wskazując jej dłonią miejsce i pozwalając, by ruszyła do wnętrza pierwsza.
Z początku nie zauważyła, że nie wszedł za nią do środka. Jej umysł i ciało były wycieńczone ciągłą walką o przetrwanie, oraz ranne. Jej udo piekło bólem tak żywym, że chętnie ruszyła po medi-żel, wiedząc, że i jej da wreszcie ukojenie.
- Masz ją? - spytał obcy, męski głos dobiegający z korytarza.
- Tak - padła odpowiedź ze strony Cyrusa.
Dopiero wydobywając go z szafki, usłyszała za swoimi plecami syk zamykanych drzwi. Ściany stacji medycznej były przeszklone. Choć drzwi za nią się zamknęły, wyraźnie widziała stojącego po drugiej stronie Cyrusa, który obrócił się w stronę, z której słyszała nadchodzące kroki i nieznany głos. Drzwi były zablokowane, uniemożliwiając jej wyjście.
- Po drodze zgarnąłem naszego uciekiniera - dodał burknięciem, pozwalając ciału nieprzytomnej dziewczyny zsunąć się z jego ramienia i rzucając je na podłogę jak worek ziemniaków. - Twoja radna się nią przejęła.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2093
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

12 lut 2023, o 15:26

Jeden huk. I towarzyszący mu oślepiający błysk. Zmroziło ją na długie ułamki sekund, kiedy jednak odzyskała rezon, a myśli zaczynały układać się w najczarniejsze scenariusza, mimo protestu obolałego, rannego ciała, obróciła się. Nie było go. Jak... Podbiegła do platformy, kucając. Wciągnęła nieprzytomną dziewczynę i już miała wyciągać rękę, aby pomóc Cyrusowi, lecz ten sam zdołał wdrapać się do góry. Popatrzyła się na niego, podtrzymując lekką jak piórko biotyczkę.
- Nie strasz mnie tak więcej! - zastrzegła przerażona tym, co się nie stało, ale jednak mogło się stać. Podniosła się, resztę myśli i słów zachowując dla siebie. Chciała ponieść choć kawałek nieprzytomną, widziała przecież, jak krew ścieka po nim, znacząc losowe kamienie szkarłatem. Cyrus był jednak nad wyraz uparty. Musiała okazać się mądrzejsza i oddać mu dziewczynę inaczej impas by ich tylko pogrążył. Czuł jednak na sobie jej uważne spojrzenie. Przyglądała mu się kątem oka, jeżeli nie musiała patrzeć się bezpośrednio przed siebie. Oberwał piorunem. Nawet, jeżeli cały ładunek wziął na klatę jego generator tarcz, w każdej chwili mógł osunąć się na ziemie. Każdy organizm miał swoją granice, oni balansowali na nich od dłuższego czasu.
Po Ilos, spodziewała się już tylko najgorszego. Idąc, zastanawiała się, czy byłaby w stanie na ostatnim odcinku zaciągnąć mężczyznę i dziewczynę na statek, czy gdyby stała się kolejna tragedia, wytrzymałaby bez filtra, którym musiałaby podzielić się z jednym, bądź drugim. Fatalistyczne myśli ciągnęły się za nią aż na pokład.
Odetchnęła, gdy tylko śluza zamknęła się za nimi, a całe niebezpieczeństwo zostało po jej drugiej stronie. Pozbyła się hełmu, traktując sprzęt jednak z większym wyczuciem, niż mężczyzna. Szła za nim, a każdy, kolejny krok, wydawał się jej coraz bardziej ociężały. Świadomość, że nie musiała już przed niczym uciekać, po woli wyłączała najwyższe obroty. A za nimi było już tylko zmęczenie, potrzeba regeneracji i porządnego doprowadzenia się do porządku.
- Jej? Ty naprawdę nie czujesz w jakim sam jesteś stanie? - nie mogła się z nim zgodzić. I nie zamierzała. Z zaciętą miną obróciła się w jego stronę, gdy stojąc w wejściu do stacji medycznej, znaleźli się twarzą w twarz.
- Odłóż ją na łóżko, musimy sprawdzić funkcję życiowe i dostosować dawkę. Sam w tym czasie zrzucaj pancerz, nim stracisz całą krew. Nie wygląda, abyś miał gdzieś tutaj zapas do transfuzji. Chyba że się mylę? - spytała, sięgając do szafki, o której wspomniał. Brak odpowiedzi, a następnie cichy syk zamykających się drzwi, zelektryzował Iris. Odskoczyła w mgnieniu oka, chwiejąc się w powietrzu i musząc łapać szafki, ale zamiast Cyrusa, zobaczyła tylko czerwoną diodę kontrolną. Co to miało znaczyć? Rozejrzała się, zatrzymując wzrok na przeszklonej ścianie i plecach mężczyzny.
Tysiące myśli odezwało się w jej głowie, gdy tylko uzmysłowiła sobie, że z kimś rozmawia. O niej. Kłamałaby twierdząc, że wśród głosów odzywających się w jej świadomości nie było wyrzutu, dlaczego nie pozwoliła mu zdechnąć w świątyni. Czy gdyby wiedziała, że wyciągnął ją stamtąd na wyraźne polecenie, umiałaby przejść obok obojętnie?
Nie. Oczywiście, że nie. Nie była mordercą.
Na pewno?
Twoi ludzie wysadzili naszą świątynię. Wróciły do niej słowa asari. Czy wtedy mówiła o innych, współpracujących z Cyrusem? Czy to od początku było zaplanowane? Ukartowane, aby wyglądało na nieszczęśliwy wypadek i splot wydarzeń?
Nie. Chwila. Zaraz. Żadnych, pochopnych wniosków. Oszaleje, jak będzie zmuszona składać kolejne puzzle w całość tu i teraz. W pierwszej kolejności, musiała zrobić coś ze sobą. Z najpoważniejszą raną, ale też innymi. Pomniejszymi. Odzywającymi się, gdy ruszała się. Jeżeli faktycznie to nie koniec walki o przetrwanie, musiała mieć siły. Zakładając, że znalazła tutaj, w wyposażeniu sali medycznej medi-żel, odpięła pancerz i naniosła solidną dawkę tam, gdzie musiała.
Jednocześnie nasłuchiwała tego, co działo się za szklaną ścianą. Zaciskała zęby, nie będąc dla siebie w żadnym wypadku delikatną. Lepiej, aby to wszystko się niebawem wyjaśniło, inaczej najlepiej byłoby przyjąć, że wszyscy, bez wyjątku, zasługiwali na podzielenie losu Matki Eafiny.
Przecież nie była mordercą.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12232
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

13 lut 2023, o 21:55

Przeszklone drzwi ukazywały jej ciemny korytarz korwety i stojącego na nim mężczyznę, jakby stał tuż obok i wcale nie odgradzała ich żadna bariera. Ale mały panel świecił się na czerwono, a ona nie miała nawet funkcjonującego omni-klucza by móc spróbować przedrzeć się na drugą stronę.
Na chwilę, krótką chwilę, Cyrus podniósł ku niej spojrzenie. Ciężko było dowiedzieć się czegoś z jego niebieskich tęczówek, tak zimnych, że przypominały szarość stali. Jego oblepiona zaschniętą krwią twarz była napięta, od bólu, stresu, zmęczenia i ciężko było stwierdzić, czy gdzieś pośród tych negatywnych emocji znajdowała się też decyzja, którą podjął. Prawda, której nie wyjawił. Bestie pozostawiły w jego profili szarpnięcia, które z pewnością pozostaną na jego policzku pamiątką - taką jak te, których miał wiele. Ironicznie rzecz biorąc, teraz miała dopiero czas przyjrzeć mu się w pełnej krasie - dostrzec drobne rysy na jego nosie i kości policzkowej, pozostałość po zadanych mu w boju, ranach. Jego pancerz był wysokiej jakości, choć teraz ceramikę przykrywała gruba warstwa brudu, kurzu i krwi.
- Jestem zmęczony. Wylatujmy - westchnął ciężko, choć wiedziała, że nie mówił tego do niej.
Drugi, nieznajomy mężczyzna wyłonił się z wnętrza korytarza. Był stosunkowo młody, nie mógł mieć więcej, niż czterdziestu lat. Jego ciemna karnacja przypominała wieczną opaleniznę, a na ustach błąkał się przebiegły uśmiech. Miał przyjemne rysy, utwardzone w odpowiednich miejscach, czyniąc z niego obiektywnie przystojnego mężczyznę, ale znała spojrzenie ludzi takich jak on. Prawdopodobnie każdej nocy łoże grzała mu inna kobieta, a ani jedno słowo spływające z jego ust nie było prawdą.
- Moja radna ma przecież wielkie serce. Nic dziwnego, że się przejmuje - uśmiechnął się pod nosem, podchodząc bliżej przeszklonych drzwi. Mówił o niej jakby nie było jej po drugiej stronie, albo jakby była zwierzęciem zamkniętym w klatce. - Odpocznij.
Cyrus kiwnął głową i, zerkając na dziewczynę leżącą na ziemi, przestąpił nad jej nieprzytomnym ciałem, nawet nie próbując przenieść jej na łóżko. Gdy zniknął w korytarzu, korweta zadrżała lekko, a Fel rozpoznała, że statek musiał budzić się do życia.
- No proszę. Witaj na pokładzie naszego statku, Iris - ukłonił się jej lekko, ironicznie, biorąc pod uwagę to, jak spoufałe były jej słowa. - Przyznam, że spodziewałem się ciebie tutaj uśpionej i związanej, tymczasem weszłaś na statek z własnej woli. Twoje serce istotnie musi być ogromne.
Cedził te słowa tak, jakby było to coś złego.
- Albo naiwne.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2093
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

13 lut 2023, o 23:08

Popatrzyła się na niego. Prosto w jego oczy. Po raz pierwszy, odkąd spotkali się w gruzach świątyni, spojrzenie Iris nie wyrażało absolutnie nic. Było obojętne. Beznamiętne. Dotąd, zawsze jakaś emocja przeważała. Strach. Panika. Gniew. Rozdarcie. Nadzieja obserwowana z bliska, gdy siedzieli niemalże stykając się ramionami w wąskim tunelu, a pod nimi grasowała banshee. Radość, kiedy zobaczyła go wśród proteańskich ruin niemalże w ostatniej chwili. Nieopisana ulga w jej tęczówkach widoczna przez moment, wraz z wyciągniętą ku niemu ręką na platformie. Chwilę po uderzeniu piorunu. Zakodowała szczegóły i inne mankamenty, na które wcześniej nie miała jak zwrócić uwagi w rysach Cyrusa, po czym bezceremonialnie odwróciła głowę.
Poczucia humoru nie miał za grosz, nie mniej swoją rolę odegrał perfekcyjnie.
Zdjęła drugą nogawice. Ostrożnie wyciągnęła z objęć pancerza ranną nogę, przyglądając jej jej, a następnie temu, jak wyglądały jej ręce porównując je głównie pod względem czarnego znamienia. Niepokoił ją postęp w tak krótkim czasie, podejrzewała jednak, że będzie miała wystarczająco dużo czasu, aby dokładnie się nad nim zastanowić. Tymczasem, wygładziła o końca rękaw munduru. Zdecydowała się zostać w nim, a nie w pancerz; brudna i potargana.W miejscu oderwanego emblematu, widziała pociętą skórę. Krzywiąc się, naciągnęła go tak, aby nie musieć obnażać się z ran. Duma nie pozwalała jej spuszczać głowy i użalać się nad sobą, dlatego gdy drugi mężczyzna podszedł bliżej przeszklonej ściany, Iris wyprostowała się, splatając ze sobą dłonie za plecami. Majestatyczność wychodziła jej naturalnie, przez wiele lat oswajała się z nią, mogła więc śmiało uchodzić za kogoś, kto urodził się do funkcji, jaką pełniła.
- Nie przypominam sobie, abyśmy się znali i byli na ty - przerwała jego wywód, oczywistym było też, że nie zamierzała się do niego odnieść. Nie znajdowali się w Sali Posiedzeń Rady na Cytadeli, a jednak zachowywała się tak, jakby przemawiała do krnąbrnego dygnitarza z pulpitu.
- Jeżeli che Pan ze mną porozmawiać, proszę wykazać się odrobiną odwagi i zrobić to twarzą w twarz. Mówienie do szkła jest uwłaczające - gestem, zaprosiła go do środka. Niejako, jakby to ona była tu gospodarzem, nie on. Jak ktoś wcale nie zamknięty w stacji medycznej i gdyby tylko takie było jej życzenie, z łatwością mogłaby stąd wyjść. Zrobiła krok do tyłu, nie zamierzała rozsmarować go na ścianie biotyką jak tylko stanie w progu.
Jeszcze.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12232
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

14 lut 2023, o 01:52

Mężczyzna skrzywił się lekko, gdy mu przerwała. Trwało to może ułamek sekundy - coś, czego nie dostrzegłby przeciętny obywatel, który nieznajomego nie znał. Jedynie polityczny dryg, jaki wszedł Fel w krew na przestrzeni ostatnich lat pozwolił jej wychwycić to drobne załamanie jego mimiki, nim na powrót uśmiechnął się szeroko i niemal szczerze.
- Gdzie moje maniery? - odchrząknął. - Nazywam się Vincenzo Artonis. Prawdopodobnie nie miałaś mnie szansy poznać, ale liczę na to, że na przestrzeni następnych miesięcy nadrobimy tę zaległość.
Podszedł o krok bliżej szkła, stając już praktycznie naprzeciw wejścia do środka, jednak nie wykonał żadnego gestu, po którym mogłaby poznać, że faktycznie miał zamiar wejść do środka. Vincenzo przyglądał jej się zza grubej zasłony i nie wydawał się na zmieszanego tym faktem. Zarzucenie mu braku odwagi sprawiło jedynie, że kącik jego ust drgnął lekko w ironicznym wyrazie, jednak nie pobudziło go do działania.
- Odwaga to cecha, którą zbyt często przypisuje się głupcom idącym na własną zgubę. Nie posiadam kompleksów w tej kwestii, radno Fel - odrzekł miękko. Wcześniej zwracał się do niej osobiście, lecz teraz, z jakiegoś powodu, przeszedł z powrotem do oficjalnego języka, który opuścił równie szybko, jak do niego wszedł. - Jesteś ranna i pewnie mógłbym poczekać, aż padniesz z wycieńczenia, by zakuć cię w kajdany, skoro mój towarzysz tego nie zrobił. Ale nie widzę powodu.
Jego ramiona drgnęły. Przyglądał jej się uważnie, ze skupieniem, ale nie dostrzegał w niej zagrożenia, jakim potrafiła być. Bardziej wyglądał jak kot, który z zainteresowaniem przygląda się swojej przyszłej zdobyczy - tyle, że zdobycz już zamknięto w klatce. I to nie wyczynem śmiałym i wymagającym odwagi, a podstępnym i podłym.
- W stacji medycznej nie znajdziesz igieł ani nożyczek, ale z pomocą bandaży i medi-żelu z pewnością poskładasz się do kupy z twoim przeszkoleniem lekarskim - dodał, pogłębiając swoją niechęć do otwierania drzwi, które odgradzały ją od korytarza. Istotnie, jeśli zerknęła do szafek, zauważyła, że nie było tam żadnych ostrych narzędzi - jedynie podstawy, jak bandaże, gazy, opatrunki i medi-żel. Nie było nawet leków przeciwbólowych, z jakiegoś powodu. - Uracz się naszą kapsułą, jeśli jej ufasz. Zakładam, że nie.
Wyprostował się, zerkając na omni-klucz, gdy przyszła mu wiadomość do skrzynki. Korweta drżała coraz mocniej, gdy silniki korekcyjne zyskiwały potrzebne zasilanie, by wydobyć ich z budowli, pod którą była schowana.
- Życzę ci przyjemnej podróży, Iris - dodał na koniec, wyraźnie gdzieś się szykując.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2093
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

14 lut 2023, o 08:32

- Wątpię - odpowiedziała lakonicznie na jego żarliwe i prawie szczere zapewnienia. Nie dała po sobie poznać, co tak naprawdę pomyślała, słysząc o miesiącach. Nigdzie się nie wybierała, przynajmniej nie z własnej woli. Nie godziła się na uprowadzenia, porwania i przetrzymywania. Absolutnie wykluczone były również formy pochodne, aczkolwiek to uznała za oczywistość. Uspokoiła rosnącą w niej panika, przewrotna, ludzka natura była akurat po jej stronie. Wystarczyło powiedzieć sobie, że nie chciało się dać komuś satysfakcji i właściwie więcej nie potrzebowała, aby trzymać wzburzone emocje na wodzy.
Uniesiona brew była jedynym komentarzem na temat zakłucia w łańcuchy. Za kogo on ją miał? Obawiał się, że po wyjściu stąd rzuci się na pilota, aby go udusić? Wyskoczy w przestrzeń kosmiczną? Nawet, gdyby udało się jej ich wszystkich powali, co dalej? Nie miała żadnego, nawet najmniejszego doświadczenia w obsłudze statków kosmicznych, a sama, zawieszona pomiędzy jednym systemem, a drugim, tylko prosiłaby się o kłopoty.
Znała ten typ. Pewnego siebie, puszącego się jak paw. Szarmanckiego i czułego, kiedy trzeba, manipulującego każdym oraz wszystkim. Aparycją i zręcznym językiem musiał utorować sobie całkiem wygodną ścieżkę w życiu. I choć naprawdę chciała wiedzieć dlaczego stanęła na jego drodze, nie spytała o to. Dała mu szansę, aby ta rozmowa przebiegła inaczej i właściwie to w ogóle była konwersacją. Jak na razie mówił on, a ona nawet nie starała się udawać, iż słucha go uważnie. Skoro chciał rozgrywać po swojemu, Iris pozostało tkwić po drugiej stronie, jak i uzbroić się w cierpliwość, aż nasyci się widokiem. Nie zamierzała mu pomagać w zaspokojeniu swoich chorych rząd, uporu na szczęście jej nie brakowało. I nawet w tak beznajdziejnym położeniu, wyglądająca jak wyzuta oraz od razu wypluta, umiała być niewzruszoną statuą.
Odetchnęła w duchu, kiedy domniemany Vincenzo odszedł, wzywany przez inne, nagląca sprawy. Stała tak jeszcze chwilę, spoglądając na jego plecy, po czym potrząsnęła głową. Naprawdę musiała zając się sobą, inaczej groźba o wycieńczeniu okazałaby się nad wyraz prawdopodobna. Zebrała potrzebne rzeczy, siadając na łóżku lekarskiem, w ostateczności na podłodze. Zaciskając zęby, wbijając pojedyncze w wnętrze policzków, a także gryząc się w język, oczyściła rany i zmyła zeschniętą krew z podrażnionej skóry. Rozleglejsze obrażenia potraktowała medi-żelem, kilka warstw na pewno znalazło się na jej nodze i rozerwanym do mięsa ramieniu przez szpony huska. Dokładnie obandażowała każde miejsce, czuła dyskomfort, kiedy zapinała na nowo mundur, ale przynajmniej zajęła czymś czas oraz swoje myśli. Początkowo, brak leków przeciwbólowych uznała za fatalne wieści. Teraz jednak, doszła do wniosku, że może to i lepiej. Przynajmniej zachowa trzeźwość umysłu. Potrzebowała niczym nie zmąconego, uśpionego rozsądku. Bo nawet, jeżeli od bezczynnego siedzenia zmorzyłby ją sens, obudzi się od razu. Nie będzie tego nieprzyjemnego wyrywania z objęć Morfeusza po uśpieniu się medykamentami.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12232
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: [Pangea -> Refuge] Ilos

14 lut 2023, o 12:36

Wróć do „Galaktyka”