Stolica, skolonizowanego przez asari, Illium. Nowoprzybyłym jawi się jako piękne, niekiedy doskonałe miasto, co często potrafi zmylić - tutejsi mówią, że Nos Astra potrafi być równie zdradliwe i niebezpieczne, co Omega. Często porównywane jest do Noverii przez swoje zaangażowanie w politykę handlu.

Irene Dubois
Awatar użytkownika
Posty: 1680
Rejestracja: 27 mar 2014, o 16:41
Miano: Irene Dubois
Wiek: 24
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Złodziejka, technik okrętowy
Lokalizacja: Crescent
Status: Uznana za zmarłą
Kredyty: 30.615
Medals:

Gabinet Rodrigueza

25 sty 2015, o 15:51

Westchnęła ze szczerą irytacją. To wszystko na nic? Cały ten plan? Godzina układania włosów i cały przelot spędzony na czytaniu zupełnie nieinteresujących informacji w extranecie? W przyszłym tygodniu, cholera jasna. Twarz Irene wyrażała zupełną rozpacz i wcale nie musiała jej udawać.
- Ale ja leciałam tyle godzin... - jęknęła i kiedy asystentka wyszła zza swojego biurka, Francuzka obróciła się w jej stronę, ze zmęczeniem opierając się o nie biodrem. Jeszcze wyjdzie na to, że będzie musiała tu przylecieć za kilka dni, jak pojawi się Rodriguez. Nie mogła zostać. Obiecała, że wróci niedługo. Nie miała czasu na czekanie, aż biznesmen pojawi się na Illium. - Szefowa mnie zabije, to miał być artykuł na okładkę, a numer jest prawie gotowy... Gdybym tylko wiedziała wcześniej... - westchnęła i uruchomiła omni-klucz, by coś tam na szybko przejrzeć. Cokolwiek, kilka linijek przypadkowego tekstu, byle jakiego, skupiając się tylko na tym, żeby nie zniknęło zmartwienie z jej twarzy. W końcu opuściła rękę. - No... dobrze, pan Rodriguez zniknął, ale może pani miałaby dla mnie chwilę? W końcu jest pani jego osobistą asystentką, na pewno ma pani dostęp do apartamentu... - uniosła wzrok na zdziwioną zapewne twarz Nicole. - Ach, nie wspomniałam. Publikujemy zdjęcia domów najbardziej wpływowych ludzi galaktyki. Może pani przejrzeć artykuły z poprzednich miesięcy - musiała dopasować swój plan do tematyki wydawnictwa, a akurat ta seria reportaży przypasowała jej doskonale. Szkoda tylko, że musiały pojawić się wyboje na tej z założenia pięknej, prostej drodze. - Ludzie lubią wiedzieć, jak wygląda luksusowe życie, podejrzewam zresztą że nie jestem pierwsza, która do was z tym przychodzi. Przyznam, że możliwość przeprowadzenia wywiadu z samym panem Rodriguezem była piękną wizją, ale przecież rozmowa z jego współpracownicą będzie równie dobrym tematem. Zwłaszcza, jeśli niektóre oczywistości umieścimy w artykule pod dużym tytułem UJAWNIAMY TAJEMNICE - przesunęła dłońmi przed sobą, tak, by Nicole potrafiła wyobrazić sobie, jak taki tytuł by wyglądał i zaśmiała się. - Wie pani, jak to działa.
Cóż, to jedyne, czego mogła spróbować. Takie zaangażowanie i ekscytacja, tego jeszcze Irene przed nikim nie udawała. To było nawet zabawne. Nie zamierzała szarpać się z nią ani włamywać do środka, zwłaszcza, że zaraz za drzwiami stała dwójka technologicznie upośledzonych, ale z całą pewnością silniejszych od niej i lepiej uzbrojonych krogan. Nie zastanawiała się w tym momencie, co dalej, jak przyjdzie jej działać kiedy już dostanie się do gabinetu i do apartamentu. Jeśli w ogóle kobieta da się przekonać. Teraz przede wszystkim musiała przekroczyć ten próg.
- Proszę - uniosła brwi, rzucając na nią jeszcze błagalne spojrzenie. - Nie ma pani pojęcia, ile by to dla mnie znaczyło. To nie zajmie więcej niż godzinę. Może nawet pół, obiecuję się pospieszyć.
Inny termin nie wchodził w grę. To znaczy... z jednej strony mogłaby wrócić na Cytadelę i przylecieć tu jeszcze raz, ale nie płacili jej za podróże po galaktyce, tylko szybkie załatwienie jednej sprawy. Splotła dłonie, nie spuszczając wzroku z Nicole i czekała na jej decyzję. O ile prościej byłoby, gdybyś była facetem. Tymczasem stały naprzeciw siebie, obie wyglądające nienagannie i profesjonalnie, tylko jedna z nich zawieszona była w niepewności. Miała nadzieję, że nie potrwa to długo.
[center]VERTIGO
+20% DO TARCZ | -10% DO TRAFIENIA IRENE | +40% DO OBRAŻEŃ WRĘCZ
ObrazekObrazek
CASUAL - FORMAL - MAIN ARMOR - ARMOR 2 - THEME[/center]

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Rzut kością
Awatar użytkownika
Posty: 652
Rejestracja: 17 paź 2013, o 20:03

Re: Gabinet Rodrigueza

28 sty 2015, o 21:03

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Gabinet Rodrigueza

29 sty 2015, o 20:24

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Diego Rodriguez
Awatar użytkownika
Posty: 454
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:00
Miano: Diego Rodriguez
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Biznesmen
Postać główna: Marshall Hearrow
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 42.950
Medals:

Re: Gabinet Rodrigueza

8 maja 2015, o 22:54

Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem potrzebował aż kilku dni wolnego żeby dość do siebie. Już nawet nie chciał odreagowania w postaci takiej, jakiej to zazwyczaj życzył sobie w swoim mieszkaniu. Nicole wezwała jednego z chłopaków, których Diego darzył wyjątkowym zaufaniem i przeszkalał ich w razie gdyby kiedyś ktoś miał zająć jego miejsce. Rodriguez nie planował w najmniejszym wypadku żadnego potomstwa, któremu mógłby przepisać cały majątek i któremu mógłby zaaplikować wiedzę jak kierować biznesem na tyle subtelnie by wszystko szło zgodnie z planem. Dlatego też zawczasu zadbał o Jamesa i Cody’ego aby mógł po ewentualnej śmierci (co ostatnio na przykład było bardzo blisko) przekazać z czystym sumieniem komuś swoje interesy, swoją markę i coś co przetrwa na kolejne długie lata.
Ostatnie kilka dni minęły naprawdę leniwie, a Diego spędzał większość czasu albo we własnym mieszkaniu korzystając ze wszelkiego rodzaju rozrywek, jakie mu zapewniało owe lokum. Albo też snuł się razem z Nicole wieczorami po promenadzie napawając się promieniami zachodzącego słońca. Mimo wszystko starał się powoli powracać do rzeczywistości, do pracy, do spotkań biznesowych i do bankietów, które jakoś ostatnio wyjątkowo mu zbrzydły. Zresztą nie było się czemu dziwić, w końcu o ile Rodriguez już kilka razy był na podobnym przyjęciu gdzie chciano go ograbić z kosztowności grożąc bronią, o tyle na żadnym z nich nie musiał rozbrajać ładunków, aby ratować nie tylko siebie, ale i całą resztę zebranych. W tym byłą kochankę. Cóż, jedno trzeba było oddać Empyreusowi – potrafił skutecznie wymazać wyrzuty sumienia, które początkowo obudziły się w Rodriguezie. Po tym, co tam odczynił uważał się za czystego i w sumie całkiem mu to pasowało.
Bilety znalazły się na jego biurku wczesnym rankiem, kiedy to zwykle przychodził do gabinetu spotkać się z Nicole i wydać poranne rozporządzenia. Jego asystentka Nicole siedziała już tradycyjnie na jednej z kanap z datapadem w ręku i uśmiechała się dwuznacznie.
- Co? – zapytał Rodriguez poprawiając przed lustrem krawat. – Coś nie tak z moim wyglądem?
- Ależ wszystko bardzo tak. Już się martwiłam, że czeka cię jakieś ustatkowanie. Wiesz, mały domek na przedmieściach, gromadka dzieci i pies – Nicole przeszła parę kroków w stronę Rodrigueza i poprawiła marynarkę wygładzając ją na jego ramionach. – Ale na szczęście ci przeszło. Pozwoliłam zatem zamówić sobie bilety na dzisiejszy koncert w Płomieniu. Kiedyś lubiłeś tam chodzić.
Diego odchrząknął i zapiał marynarkę na górny guzik tak jak to szczegółowo określała etykieta, którą znał doskonale. W końcu do tego też był uczony przez swojego mentora.
- I co? Pewnie chcesz się wybrać ze mną, co? – uśmiechnął się sprawdzając na co konkretnie Nicole kupiła bilety.
- Och Diego, dobrze wiem jak wyglądają wypady z tobą do miejsc publicznych. Bilety są trzy, ja mam z kim iść, a ty pewnie kogoś sobie znajdziesz bez problemu… Dziś wieczorem o osiemnastej.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
MAIN - VOICE - OUTFIT - ARMOR
TANGO czyli Diego w akcji.
ObrazekObrazek[center]///+30% DO ATAKU WRĘCZ///+ 1PA DO ATAKU WRĘCZ///75% SZANS NA OBALENIE///[/center]falcon"Roses are red. Violets are blue. We are Cerberus. Who the fuck are you?"
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Gabinet Rodrigueza

27 maja 2015, o 20:05

Blue Eyed Jenny

MG: Irene Dubois
Gracz: Diego Rodriguez
Drzwi rozsunęły się bezszelestnie i do gabinetu weszła Nicole w błękitnej sukience. Równy stukot jej obcasów był dobrze znanym dźwiękiem i przynajmniej tym razem Rodriguez mógł być pewien, że nic dziwnego się nie wydarzy. Był u siebie, za swoim biurkiem, kobieta zmierzająca w jego kierunku była dobrze mu znana i tak właśnie powinno być. Bez dziwnych niespodzianek.
Srebrne bransoletki na smukłym nadgarstku Nicole zadzwoniły o siebie, gdy postawiła przed Rodriguezem czarne, matowe pudełko wielkości dłoni. Gdy uniósł na nią wzrok, uśmiechała się lekko.
- To dla ciebie - wyjaśniła. - Limitowana edycja, ostatnia sztuka na Illium. Postaraj się go tym razem nikomu nie oddać, co?
Odwróciła się i przeszła na jedną z kanap ustawionych przy ścianie, po lewej stronie biznesmena. Nie patrzyła na niego więcej, przesuwała jedynie palcem dane na datapadzie. Jeśli Diego zdecydował otworzyć prezent, zapewne kupiony z jego własnych funduszy, w pudełku znalazł zegarek. Nawet podobny do tego, który stracił ostatnio. A Nicole wciąż uśmiechała się do siebie.
- Człowiek od T'Mean odwołał spotkanie, więc masz wolny poranek. Do dwunastej. Za to skontaktował się ze mną Clarke - poinformowała go. - Do tej pory kazałeś mi ignorować jego propozycje, ale teraz wygląda na to, że wydarzyło się coś ciekawego. Tak mi się przynajmniej wydaje. Pamiętasz, prowadził te badania, twierdził że mają coś nowego... - zerknęła na Rodrigueza przelotnie. - I teraz wreszcie faktycznie mają. Do tego jakąś propozycję udziału w zyskach, jeśli zechcesz ich współfinansować, przynajmniej na starcie. Nic więcej nie chciał mi powiedzieć, upierał się przy osobistym spotkaniu, z tobą oczywiście. Umówiłam go na dzisiaj. Masz w miarę wolny poranek, więc przyjdzie o dwunastej - założyła nogę na nogę i przewinęła listę dalej. - Chcesz, żebym coś przygotowała?
Wyłączyła datapad i uniosła na Diega pytające spojrzenie.
Noah Clarke. Poznali się kilka lat temu przy jednej z transakcji, człowiek poważny i kompetentny. Oficjalnie był właścicielem fabryki statków i promów na przedmieściach Nos Astry... no, współwłaścicielem. Nazwisko asari, od której wykupił połowę firmy, wciąż widniało na szyldach i w dokumentacji, ale dawno już przestała mieć jakikolwiek wpływ na decyzje, jakie Clarke podejmował. A podejmował takie, że w podziemnej, nie do końca legalnej części fabryki, pracował dla niego sztab naukowców, tworzących leki - lub głównie środki lekopodobne - mające rynek zbytu wśród tej najgorszej części społeczeństwa. Ale to nie przynosiło mu zysków, które sobie zaplanował, więc od dłuższego czasu wspominał Rodriguezowi o stworzeniu czegoś większego. Czegoś, co wstrząśnie światem. Galaktyką. Czegoś na miarę czerwonego piasku i Minagenu. Obietnice i plany do tej pory bez pokrycia, ale wyglądało na to, że albo coś się zmieniło, albo Clarke już sam nie wiedział, czego chce.
- Blue Eyed Jenny - rzuciła Nicole po chwili milczenia, wracając wzrokiem do datapadu. - Tak go nazwał, na cześć córki. Z pewnością będzie dumna.
Uśmiechnęła się znów i po chwili podniosła się, wygładzając sukienkę na biodrach. Podeszła do biurka i zostawiła na nim urządzenie, na którego wyświetlaczu tkwiła otwarta wiadomość. Postukała czerwonym paznokciem w jego brzeg i odwróciła się, ruszając w stronę drzwi i własnego biurka znajdującego się za nimi.
- Daj mi znać, jakbyś stwierdził że chyba jednak mu podziękujesz za współpracę - zerknęła na moment przez ramię. - Ale myślę, że tym razem nie powinieneś tego robić.
Datapad czekał, aż Diego go podniesie, niezmiennie wyświetlając kilka linijek tekstu.
Zaczynamy, Rodriguez. Udało się. Produkcja jest droga, ale wiesz, jak to będzie schodzić? Pochłonie Nos Astrę, potem całe Illium, a potem resztę galaktyki. Co powiesz na stworzenie limitowanej kolekcji promów sygnowanej Twoim nazwiskiem?
Czekałem na to pół życia.
N. Clarke
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Diego Rodriguez
Awatar użytkownika
Posty: 454
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:00
Miano: Diego Rodriguez
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Biznesmen
Postać główna: Marshall Hearrow
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 42.950
Medals:

Re: Gabinet Rodrigueza

30 maja 2015, o 12:27

Diego siedział odwrócony plecami do wejścia i wpatrywał się w ścianę zastanawiając się czy przypadkiem nie byłoby dobrze czegoś tam powiesić. Czegoś innego niż trzy obrazy przedstawiające martwą naturę, kilka żaglówek i jakieś pole obsiane zbożem. Dziś poranek był wyjątkowo leniwy i poza podpisaniem rano kilku dokumentów i wymianą maili nie miał niczego sensownego do roboty. Całkiem nieświadomie siedział przecierając prawą dłonią lewy nadgarstek, bo ciągle brakowało mu tego ciężaru na ręce, którym był zegarek. Kolejny. Dwa drogie zegarki w ciągu miesiąca poszły się paść na własne życzenie Rodrigueza. Nie mógł tylko przeżyć tego ostatniego, tego jak łatwo dał się podejść. Nie był zły, raczej rozbawiony faktem, że jeszcze nie spotkał kogoś, kto w tak wykwintny sposób mógłby go podejść.
Kiedy usłyszał dźwięk rozsuwających się drzwi i znajome kroki przez chwilę jeszcze nie odwracał się aż dźwięk nabrał natężenia świadczącego, że Nicole jest już blisko biurka. Obrócił się powoli unosząc brew. Spojrzał najpierw na pudełko potem na Nicole i pochylił się nad biurkiem, żeby je otworzyć.
- No proszę – skomentował wyjmując zegarek ze środka i obrócił go w palcach. Podwójna pieczęć genewska widniejąca pod tarczą była zdecydowanie czymś, co Diego w tym momencie chciał ujrzeć. Znał markę i model doskonale, dlatego tylko uśmiechnął się pod nosem i zapiął bransoletę na ręce. Wreszcie wszystko było na miejscu, tak jak być powinno. – Nie sądziłem, że znasz się też na zegarkach.
Nie podejrzewał żeby Nicole zjawiła się u niego tylko ze względu na zegarek, za dobrze ją znał i wiedział, że już dawno skończyła podchody dotyczące chęci związania się z biznesmenem na dłużej. Mogli miło spędzać chwile od czasu do czasu, ale ona też, od kiedy zaczęła tutaj pracować znała zdążyła poznać go bardzo dobrze. Zresztą miał teraz jakieś takie nieodparte wrażenie, że, od kiedy nie był już związany z Iris jego asystentka zdecydowanie chodziła w lepszym humorze. Diego zdawał sobie sprawę z tego, co Nicole może do niego czuć i jak go traktować, ale blondynka zdawała się być zadowolona z ich układu.
No i nie przeliczył się. Sprawa, z którą przyszła do niego jego asystentka była dość… specyficzna. Rodriguez, kiedy tylko usłyszał nazwisko przewrócił oczami, ale dał jej dokończyć. Noah Clarke był jednym z ludzi, którzy mieli w zwyczaju irytować biznesmena bardziej niż to tylko było możliwe. Jego obsesja i fanatyzm na punkcie tego by przejąć rynek leków były naprawdę godne podziwu i Diego pewnie nawet by w to wszedł, gdyby każdy pomysł Noaha nie okazywał się kompletną porażką.
- Dobra niech przyjdzie i tak nie mam innych zajęć dziś – Rodriguez machnął ręką od niechcenia przy okazji przyglądając się złotej bransolecie. Lubił białe złoto jeszcze bardziej niż to bardziej rzucające się w oczy. Były eleganckie, wyrafinowane i zdecydowanie nie przyciągało spojrzenia tak jak to klasyczne, bo ludzie często mylili je ze srebrem. – Nie, nie trzeba. Nie mam zamiaru go rozpieszczać czymś ponad to, co mam w gabinecie. Jeszcze sobie pomyśli, że faktycznie jestem zainteresowany bardziej niż powinienem.
Odwrócił się z powrotem do ściany uporczywie analizując obrazy na niej powieszone z dość niechętną miną. Naprawdę powinien tam wstawić coś, co będzie bardziej sugestywne. Może zdejmie je wszystkie i każe namalować sobie własny, duży portret i powiesi za sobą. To było by wystarczająco ekstrawaganckie i bardzo burżujskie.
- Słodko, ile ta jego córka ma lat? Dwanaście? – Zaśmiał się do siebie z politowaniem kręcąc głową. Nigdy nie rozumiał fenomenu nazywania kluczowych rzeczy imionami ważnych dla ciebie osób. Może trochę dlatego, że sam takich ludzi przy sobie nie miał. Ale nie oszukujmy się, Diego nawet swoją firmę opatrzył inną nazwą zamiast sygnować ją własnym nazwiskiem. Chociaż być może właśnie powinien.
Kiedy ponownie usłyszał kroki za sobą odwrócił się powoli patrząc na leżący przed nim datapad. Zgarnął go i już nie zwracając uwagi na Nicole obrócił się z fotelem z powrotem plecami do wyjścia. Przebiegł wzrokiem po kilku linijkach tekstu wsłuchując się w stukot obcasów kobiety.
- Nicole… – odezwał się jeszcze wciąż obrócony plecami. – Dzięki.
Nie musiał dodawać, że chodzi o zegarek, zresztą blondynka chyba nawet nie spodziewała się od niego jakichkolwiek słów wdzięczności, to nie było do Rodrigueza podobne. Spojrzał na tarczę i wskazówki orientując się, która jest godzina. Nie pozostało mu nic więcej do roboty jak tylko czekać na umówioną dwunastą. Odwrócił się do biurka odkładając datapad i wyciągnął z szuflady cygaro, po czym odpalił je powoli wracając do analizowania ściany. Może faktycznie powiesiłby tutaj swój portret.
MAIN - VOICE - OUTFIT - ARMOR
TANGO czyli Diego w akcji.
ObrazekObrazek[center]///+30% DO ATAKU WRĘCZ///+ 1PA DO ATAKU WRĘCZ///75% SZANS NA OBALENIE///[/center]falcon"Roses are red. Violets are blue. We are Cerberus. Who the fuck are you?"
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Gabinet Rodrigueza

31 maja 2015, o 15:31

Rozmyślania nad wyborem dzieła, które mogłoby zawisnąć za plecami Rodrigueza, po długim czasie przerwało mu wreszcie mignięcie terminala na biurku i słodki głos Nicole.
- Przyszedł pan Noah Clarke – zapowiedziała, dając Diegowi chwilę na przygotowanie się, nieważne czy tego potrzebował, czy nie.
Drzwi w końcu rozsunęły się i stanął w nich postawny mężczyzna w długim, eleganckim, skórzanym płaszczu. Clarke znany był z tego, że nie do końca wpasowywał się w trendy modowe Nos Astry, jednocześnie posiadając swój wyjątkowy styl, nad którym rozpływały się stylistki i który miał wielu marnych naśladowców. Uśmiechnął się na widok Diega, rozkładając ręce w geście powitania, kiedy ruszył w jego stronę. Nie wyglądał, jakby miał pretensje o to, że był przez biznesmena tak długo ignorowany, może zdawał sobie sprawę z tego, że daleko mu do jego poziomu znajomości rynku.
- Diego Rodriguez – rzucił od wejścia, po czym przeszedł gabinet kilkoma długimi krokami i zajął jedno z miejsc po drugiej stronie biurka. – Jak to miło cię widzieć. Rozumiem, że cię zainteresowałem czymś wreszcie. I słusznie. To będzie duże, to będzie naprawdę dobre. Mam już zamówienia od dwóch grup najemniczych i, co ciekawe, ze trzech burdeli. Zabawne, nie sądzisz?
Uśmiechnął się na moment, wyciągając papierośnicę zza poły marynarki. Nie spytał o zgodę, ale najwyraźniej popielniczka na blacie biurka była dla niego wystarczającą odpowiedzią. Wydobył papierosa i odpalił go, by zaciągnąć się dymem. Wypuszczony chwilę później z płuc miał słodki zapach wanilii.
- Blue Eyed Jenny – powtórzył nazwę, którą przedstawiła już Rodriguezowi jego asystentka. – Swoją drogą, Jenny chciała cię spotkać. Odkąd poznała cię na tamtym bankiecie, jest twoją wierną fanką. Jeszcze teraz po tej akcji z wieżowcem… jak to było? Uratowałeś pół tysiąca ludzi? Każde źródło mówi coś innego, no ale tak czy inaczej nie każdy się może tym pochwalić. Jakbyś kiedyś miał chwilę, to zapraszam na obiad.
Zaciągnął się znów papierosem i wyprostował się.
- Ale tak, wróćmy do tematu. Pewnie chciałbyś wiedzieć o co chodzi, hm? Co takiego genialnego stworzyli moi chemicy? – uśmiechnął się znów, teraz z lekką dumą. Z Clarke’a nie był żaden naukowiec, nie znał się na lekach, a o narkotykach wiedział tylko tyle, że są nielegalne i można na nich dobrze zarobić. Ale miał jedną umiejętność, której większości brakowało – potrafił się zakręcić. Załatwić sobie wszystko u wszystkich. Miał dojścia praktycznie wszędzie i pozostawało pytanie jak to się dzieje, że nie narobił sobie jeszcze wrogów.
Dopalił papierosa szybko i zgasił go, po czym splótł dłonie i utkwił intensywne spojrzenie w Rodriguezie.
- Blue Eyed Jenny. Zacznijmy od początku. Strach jest automatyczną reakcją łańcuchową zachodzącą w naszym organizmie, zaczyna się od bodźca a kończy na uwolnieniu substancji chemicznych do krwioobiegu. Za generację negatywnych emocji ogólnie odpowiedzialne jest ciało migdałowate – uniósł dłoń i postukał się palcem w czaszkę. – Czy jakoś tak. Nowy lek to wyłącza.
Noah zamilkł na moment, pozwalając Diegowi przetrawić tę informację.
- To znaczy… nie do końca, ale rozumiesz. Brak negatywnych emocji. Żołnierze się nie boją. Dziwki nie czują obrzydzenia. Politycy się nie kompromitują we wściekłości, a zwykli ludzie są w stanie poradzić sobie z bólem dnia codziennego – wzruszył ramionami. – Prawdę mówiąc nie wiem do końca jak oni to zrobili, ale to działa. Niezupełnie to wszystko rozumiem, ale ja tu nie jestem od rozumienia. Chciałbym ci to pokazać i widzę po tobie, że chciałbyś to zobaczyć.
Uśmiechnął się ponownie, opierając się wygodnie i wpatrując się w Rodrigueza wyczekująco.
Diego Rodriguez
Awatar użytkownika
Posty: 454
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:00
Miano: Diego Rodriguez
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Biznesmen
Postać główna: Marshall Hearrow
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 42.950
Medals:

Re: Gabinet Rodrigueza

4 cze 2015, o 20:07

Diego czekał już w fotelu i naprawdę starał się mieć minę trochę bardziej oddaloną od zażenowania na tyle, na ile go było stać. Nudził się po prostu, więc bez problemu mógł sobie pozwolić na tego typu spotkania, a przynajmniej może uda mu się zaczepić o jakąś rozrywkę. Głos Clarkego był jednym z tych, które budziły w Rodriguezie sprzeczne emocje – zbyt energiczny i wesoły jak na jego gust, trochę za bardzo przypominający Howarda, a takie biznesmen zawsze pakował do jednego worka opatrzonego nazwą „Pomaga tylko sarkazm.” Mimo wszystko uśmiechnął się i poczekał aż Noah przejdzie przez gabinet i znajdzie się tuż przed biurkiem. Wtedy dopiero wstał wyciągając do niego rękę na powitanie. Mógł nie lubić pewnych ludzi, którzy go drażnili, ale nic nie zwalniało go z obowiązku była uprzejmym i miłym. To zawsze była przewaga w jego świecie – nie dać się wyprowadzić z równowagi i zachowywać tak, jak na dżentelmena przystało.
- Tak, burdele zawsze są zabawne. Dziwki są brzydkie, stare, a klienci wymagający – powiedział siadając i wskazując miejsce naprzeciwko siebie, chociaż Clarke nie wyglądał jakby na to czekał. Diego oparł łokcie na podłokietnikach skórzanego fotela i złożył je w piramidkę. Coś czuł, że nie będzie mu dane dziś za wiele powiedzieć, ale wcale się tym nie zraził. Uwielbiał wręcz takich rozmówców bo idealnie wpasowywali się w pewne schematy i niewiele trzeba było, żeby ich zakręcić sobie wokół palca. Tak, żeby jedli ci z ręki.
Uniósł brew kiedy Noah wspomniał o swojej córce. Diego nie pamiętał, żeby poznał ją na jakimś bankiecie. Czyżby miała jednak więcej lat niż Rodriguez przypuszczał? Nie miał pojęcia o czym Clarke mówi, ale w końcu nie było w tym niczego dziwnego. Brazylijczyk rzadko kiedy zapamiętywał kobiety z imienia i nazwiska, chyba, że już po prostu musiał albo były wyjątkowo charakterystyczne jak Iris na przykład. W końcu nie codziennie spotyka się na bankietach czy przyjęciach radną. No i mężczyzna siedzący naprzeciwko wspomniał również o wydarzeniach z Kosha, co wywołało na ustach Rodrigueza coś pomiędzy uśmiechem a niesmakiem. Nie patrzył tak na to, nigdy nie chciał zostawać pieprzonym bohaterem, o którym non stop przez tydzień będą się rozpisywać w ekstranecie i mówić w wiadomościach. Nie. Owszem, od zawsze lubił być w centrum zainteresowania, ale tylko jeśli wszystko rozgrywało się na jego warunkach a w Empyreusie po prostu nie miał wyjścia. Teraz najbardziej było mu żal butów, które po jednym razie musiał po prostu wyrzucić. Przynajmniej ich nikomu nie oddał w przypływie pewności siebie jak zegarek.
- Z miłą chęcią, pozdrów córkę – powiedział wciąż zastanawiając się, o którą kobietę mogło chodzić. Nie skomentował wydarzeń z wieżowca i wolał żeby Clarke nie wracał do tego tematu. Po prostu. Skinął więc tylko głową na propozycje przybliżenia, czym jest to, tak szumnie zapowiadane przez Noaha, Blue Eyed Jenny. Po krótkim, więc wykładzie, niezbyt precyzyjnym jeśli chodziło o szczegóły naukowo-lekarskie, (bo pewnie takiej opinii Diego by teraz potrzebował), Rodriguez faktycznie musiał przyznać, że to było… ciekawe. Co najmniej i póki co. Zresztą co mu szkodziło, popołudnie zapowiadało się leniwie a każda potencjalna możliwość powiększenia majątku brzmiała całkiem jak plan.
- Wręcz się palę – odpowiedział w charakterystyczny dla siebie sposób i uśmiechnął się półgębkiem. Pozostała jedna kwestia. – Ale pozwolisz, że weźmiemy ze sobą mojego eksperta. Chciałbym żeby rzucił na to okiem, wiesz, że lubię być pewny.
Po tych słowach nacisnął interkom.
- Nicole, skontaktuj się z naszym głównym chemikiem. Sowietjov ma się stawić u pana Noaha Clarkego jak najszybciej, dzięki – potrzebował teraz opinii eksperta a Antoni Sowietjov był najlepszy w swojej braży. Zresztą Diego zatrudniał tylko i wyłącznie najlepszych, a ten rosyjskiego pochodzenia profesor, dość starej daty i zawsze lekko zgarbiony, był najlepszy. – Dobra Clarke, jestem gotów do wyjścia nawet teraz. Może twoja córka będzie chciała nam towarzyszyć, ciekaw jestem czy jej oczy są tak niebieskie jak brzmią.
MAIN - VOICE - OUTFIT - ARMOR
TANGO czyli Diego w akcji.
ObrazekObrazek[center]///+30% DO ATAKU WRĘCZ///+ 1PA DO ATAKU WRĘCZ///75% SZANS NA OBALENIE///[/center]falcon"Roses are red. Violets are blue. We are Cerberus. Who the fuck are you?"
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Gabinet Rodrigueza

10 cze 2015, o 15:34

- Oczywiście, nie ma problemu, rozumiem - Noah pokiwał głową. - Ja sam nie jestem fachowcem, ale na miejscu ci to wszystko wyjaśnią. Tobie i... Sowietovowi, tak? Kierownik projektu jest chemikiem, też mógł wszystko wytłumaczyć, ale rozumiem ostrożność - wzruszył ramionami. - Tylko naprawdę, naprawdę tym razem wyszło coś świetnego. Nie spodziewałem się, naprawdę. Zaskakują mnie z dnia na dzień.
Z terminala kilka minut później odezwał się ciepły głos Nicole.
- Pan Sowietov będzie na miejscu za godzinę. Przeprasza, że będziecie musieli czekać, ale dopiero wraca na Illium. Po wylądowaniu skieruje się prosto do fabryki.
Clarke pokiwał głową i wyciągnął kolejnego papierosa. Nie odpalił go jednak, obracał go jedynie w palcach, rozgniatając tytoń w środku. Wpatrywał się w terminal w zamyśleniu.
- Piękną masz asystentkę - stwierdził, gdy Nicole zamilkła. - I głos ma niesamowity. Sama przyjemność w przyjmowaniu gości, skoro za każdym razem, gdy ktoś przychodzi, ona może cię o tym informować. Mógłbym godzinami słuchać jak mówi.
Skinął głową i podniósł się z krzesła, prostując poły płaszcza na klatce piersiowej. Uśmiechnął się do Diega, idąc w stronę drzwi i pokręcił głową.
- Wiedziałem, że cię to zainteresuje, wcześniej czy później musiało do tego dojść. I miło mi będzie cię gościć tam, na miejscu. Naprawdę możemy przedyskutować kwestię promów z twoim nazwiskiem. Pisałem o tym, bo nie chciałem przez wiadomości omawiać tematu Blue Eyed Jenny, sam rozumiesz, ale moim skromnym zdaniem to jest bardzo dobra przykrywka. I nie powiesz, że nie chciałbyś promu z C&T, hm? - obrócił się w miejscu, by spojrzeć na Rodrigueza z zachęcająco uniesionymi brwiami. - Jeśli się dogadamy, będziesz go miał prawie za darmo. Może nawet coś większego niż prom, hm?
Przekroczył próg gabinetu i podszedł do biurka Nicole, uśmiechając się do niej szeroko.
- Niezwykle miło było panią dziś zobaczyć. Mam nadzieję, że to nie ostatni raz.
- Dziękuję, z wzajemnością - blondynka uśmiechnęła się uprzejmie, ale całkowicie obojętnie, by zaraz wrócić do swoich zajęć, przekonująco sprawiając wrażenie bardzo zajętej. - Do widzenia, panie Clarke.
Za Rodriguezem momentalnie ruszyło dwóch krogan, po wydarzeniach na Koshu bardziej niż kiedykolwiek do tej pory zainteresowanych jego bezpieczeństwem. A może własną pensją, trudno było stwierdzić, w każdym razie od tamtej pory nie spuszczali z Diega wzroku i tym razem też nie planowali puścić go samego, chyba że nalegał.
Noah wyszedł na korytarz i skierował się do windy.
- Och, to nie tak - zaśmiał się i wcisnął przycisk przywołujący dźwig. - Jenny ma piwne oczy. Możesz nie pamiętać, zwykle nie zwraca się uwagi na takie szczegóły. Przebarwienie powiek od wewnątrz to skutek uboczny długiego zażywania narkotyku - wzruszył ramionami, wchodząc do kabiny, gdy rozsunęły się przed nimi drzwi. - Robią się błękitne, stąd nazwa - postukał palcami w barierkę przymocowaną do lustra w windzie. Przesunął spojrzeniem po swoim odbiciu. - To co, masz ochotę na lot naszym najnowszym dzieckiem, czy chcesz dotrzeć tam sam, swoim staruszkiem? - uśmiechnął się szeroko. - Y-374 stoi na parkingu.

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wróć do „Nos Astra”