Beldias, nie zaprzestawszy przygotowań, skinął jedynie głową, jak gdyby wyławiając z wypowiedzi reszty jedynie wzmianki o przypięciu ich. Nie czekając na otrzymanie zgody przez vorcha, uznał zasadę większości za obowiązującą.
-
Oczywiście. Kalibracja jest najtrudniejszym elementem. Spokój reszty członków projektu pomoże pod koniec. - odrzucił wymijająco, kierując się ku trzem łóżkom, by każde z nich przygotować. -
Wszczepka jest teraz jak część twojego mózgu. Nie można nią zdalnie sterować. Tylko ty to możesz zrobić. - odpowiedział Jaanie, na moment przenosząc swój wzrok w jej stronę. -
Na początku nie będziecie potrafić sterować jej parametrami. Tak jak nie umiecie wyłączyć terminalu, póki nie dostaniecie go do rąk i zauważycie wyłącznik. Problem ten eliminują dołączone do urządzeń instrukcje użytkowania. Wasze mózgi takich nie posiadają.
Po krótkiej chwili zaprosił każdego do osobnego łóżka, jednocześnie krzątając się przy obecnych tam aparaturach. Wyglądało na to, że żadna pielęgniarka nie jest mu potrzebna. Sam był w stanie wykonywać wszystkie jej funkcje, w dodatku nie tracąc przy tym na szybkości. Sprawnie przypiął każde z trójki mocnymi, zdolnymi do powstrzymania nawet rosłego kroganina pasami. Następnie przeszedł do Jaany, jednocześnie wybierając, które leki nasenne powinien jej podać. Łatwy wybór, który ostatecznie padł na te o najszybszym działaniu, choć brakowało im nieco na skuteczności.
-
Wysokie prawdopodobieństwo, że obudzisz się jako ostatnia, Marjaano. Reszta powinna się na czas dostosować i cię wspomóc. - rzekł do niej, już powoli odpływającej w ramiona nadchodzącego snu. Następnie zwrócił się do reszty, nie spuszczając wzroku z dziewczyny. -
Odprężcie się. Nie dla wszystkich faza kalibracji bywa przyjemna. - zakończył swoją kwestię, Ostatnim, co zdołali zapamiętać, był nagłe zerwanie kontaktu z rzeczywistością.
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Byli w mieście.
Złożonym z tysiąca uliczek, zaludnionym przez miliony ludzi zamieszkałych w setkach tysięcy budynków. Czuli tętniące życiem alejki, czuli radość narodzin i smutek pożegnań. Czuli marzenia, pragnienia i obietnice, plany na przyszłość i strach przed ich dokonaniem.
Byli miastem.
Wraz z każdym ich oddechem, tysiące mieszkańców doznawało cudu narodzin, by taka sama ich ilość w tej chwili mogła umrzeć. Bicie ich serca zsynchronizowane z rytmem metropolii. Pięknej metropolii, będącej ich umysłem. Wspólnym, jak i każdym z osobna.
Chłonęli każde słowo, każde wspomnienie, każde uczucie. Zatracali się we własnej historii, dając ponieść zwiedzaniu zakamarków własnego mózgu. Czuli nowy jego sektor. Wszczepkę, Kestrela. Uczącą się, starającą wmówić reszcie miasta, że od zawsze była jego częścią. Przygotowującą mieszkańców na aktywację.
Aktywującą się.
Peter
Miasto zniknęło, zastąpione pięknem natury. Obszernymi polami uprawnymi, sporadycznie zawierającymi czarne kropki w postaci ludzi bądź maszyn odpowiedzialnych za zbiory i utrzymywanie roślin w doskonałych warunkach. W tyle majaczyła kolonia. Asteria. Dom. King szybko połączył te fakty.
Z poziomu, z jakiego patrzył na świat, Peter domyślił się o swym młodym wieku. Jakby na potwierdzenie tego, kobieta, którą znał doskonale, złapała go za rękę, prowadząc w kierunku ich domu.
Znał ten uśmiech, tak jak i otaczający go świat. Rozumiał go doskonale, choć pojawił się w nim tak nagle. Sielanka i miłość emanująca od prowadzącej go kobiety wzbogaciła się o matczyne uczucia. Kochał, był kochany. Póki ogień nie pochłonął nieba.
Póki pierwsze krzyki i wskazujące w górę palce nie zwróciły jego ciekawskich oczu w tamtą stronę. Póki nie dostrzegł spadających ku niemu płomieni. Huku wchodzących w atmosferę statków, krzyków ludzi. Czekał i czekał, doskonale świadom obecnej sytuacji. Nie wiedział na co, lecz czekał.
Sceneria się zmieniła. Statki nadeszły, jego oczekiwania zostały wystawione na marne. Słyszał krzyk, czuł ból i cierpienie chowających się obok niego osób. Czuł ból w ramionach ściskanych z nadzwyczajną siłą przez kobietę, która chwilę temu prowadziła go przez pole.
Czuł własny strach, gdy został jej wydarty. Chłód emanujący od batariańskiego łowcy niewolników. Słyszał strzały, kolejne krzyki. Gdzieś z tyłu rozległ się wybuch. Potężny huk wdarł się do jego uszu, oszałamiając. Pozostawiając po sobie tylko ciszę i ciemność.
Pyrak
Pierwszym, co odczuł Pyrak po zagłębieniu się w zakamarki własnej głowy, była słabość.
W straszliwych warunkach, otoczony przez ciemność rozświetlaną przez wątłej jakości lampy osadzone na ścianach. Fizyczne zmęczenie, młody wiek. Tuziny rówieśników, bądź starszych współbratymców, wykonujących podobne czynności.
Kamienie. Bardziej wartościowe i mniej. Mechaniczna praca i próba dorównania innym, będąca poza zasięgiem vorcha. I coś nowego. Determinacja. Przymus. Świadomość wiecznego zagrożenia, poczucie słabości i gniew tym wywołany. Chęć wyjazdu, rozpoczęcia innego życia z dala od tego miejsca.
Spojrzenie inteligentnych oczu matki, tak czułej i kochającej, jak tylko można było na obecne realia. Dom, pomimo własnej słabości. Wiara w to, że siła nadejdzie wraz z dorosłością, przy jednoczesnym strachu o to, że może nadejść za późno.
Emocje zalewały vorcha, będąc jednocześnie tak naturalnymi w obecnej chwili. Nieświadom swej sytuacji, zatonął we wnętrzu własnego umysłu pełen ciekawości, otrzymał życie, które pamiętał, wzbogacone o to, czego nigdy nie posiadał. Wszystko jednak zniknęło zbyt szybko, by dać vorchowi odpowiedzi.
Jaana
Stała w znanym jej, sterylnym pomieszczeniu. Białe ściany, tak charakterystyczne dla wszelakich sal operacyjnych, także i tutaj znalazły swe zastosowanie. Jedynie jedna rzecz zwróciłaby jej uwagę, gdyby dziewczyna nie była w trakcie snu, otępiała niczym w narkotykowym haju. Ściana naprzeciw była oknem, ukazującym pogrążone we śnie miasto. Mocno przyciemnione, co wskazywało na to, że ze środka na zewnątrz nie dochodziły żadne obrazy.
Wyszła z pomieszczenia pełniącego funkcję gabinetu. Znalazła się na właściwej sali, we właściwym miejscu. Znajdujące się w nim łózko i dziesiątki znanych jej aparatur obok potwierdziły jej przypuszczenia.
Problemem był fakt, iż łóżko ktoś zajmował.
Mężczyzna w młodym wieku, lekko otępiałym wzrokiem wpatrywał się w sufit. Jaana dopiero po zbliżeniu się dostrzegła, że przypięty jest przy nadgarstkach i na nogach. W tej samej chwili, w której chłopak, dostrzegłszy ją, resztką sił próbował wyrwać się z tej pułapki.
Przy ręce znajdowała się już kroplówka. Marjaana spokojnie zbliżyła się do aparatury podającej zalecane środki, przyjmując od podanej przez pielęgniarkę strzykawkę i pozwalając, by kolejny specyfik trafił do krwiobiegu pacjenta.
Łóżko, na którym leżał, przystosowało się do nowej sytuacji, umieszczając go pod odpowiednim kątem do rozpoczęcia i przeprowadzenia operacji z otwarciem czaszki. Ritavuori odeszła od pacjenta tylko po to, by sięgnąć po jednorazowe, białe rękawiczki, których, mimo ustalonych procedur, nie założyła przed wejściem na salę.
Pielęgniarki w liczbie dwóch już na nią czekały, z maseczkami na twarzach, ubrane w odpowiednie stroje. W chwili, w której dziewczyna usłyszała potwierdzenie o możliwości rozpoczęcia zabiegu, kilka minut po podaniu środka, które dla niej trwały niczym sekundy, do jej uszu dobiegł również jej własny głos. Rozpocząć.
Pierwsze ukłucie pojawiło się w chwili, w której z zabójczą precyzją maszyna rozpoczęła swoją pracę. Z ust odurzonego pacjenta wydarł się krzyk. Jaana zawahała się, lecz jej ciało jej nie posłuchało. Wydała polecenie o zwiększeniu dawki. Dziewczynę ogarniała panika.
Krzyki nie ustawały. Zapięcia trzymały w stabilnej pozycji chłopaka, nie pozwalając mu na choćby poruszenie głową, przy której majstrowały maszyny, chcące w jak najszybszym tempie umożliwić Jaanie rozpoczęcie pracy.
Minuty minęły niczym sekundy. Zajęte przygotowaniami ciało Ritavuori ignorowało polecenia wydawane przez jej mózg. Im bardziej próbowała się uwolnić i zaprzestać tego, tym bardziej ogarniała ją panika. Patrzyła na błagalny wzrok chłopaka, na strach w jego oczach, w chwili, w której nakazała pielęgniarce zaaplikowanie mu kolejnej dawki. Patrzyła na iskierki w jego oczach, przejaw wściekłości, determinacji, powoli gasnące wraz z rozprzestrzenianiem się środków w jego krwiobiegu.
Patrzyła na własną dłoń, sięgającą po skalpel do bardziej precyzyjnych cięć, gdy maszyny wykonały swoją robotę.
Krzyknęła po raz pierwszy, w proteście. Lecz nawet najgłośniejszy wrzask nie był w stanie zmusić jej ust do wypuszczenia go do świata zewnętrznego.
Pyrak przebudził się jako pierwszy. Oszołomiony i zaszokowany, zdał sobie sprawę, że w pomieszczeniu znajduje się więcej ludzi. Przeżywszy swój odpowiednik haju, którego rzadko kiedy vorche miały możliwość doświadczyć, zbadał teren wokół siebie, powoli adaptując się do sytuacji.
Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że nie widział nikogo. Jego oczy pozostały zamknięte. Lecz widział, słyszał i czuł.
Czuł powoli wybudzającego się Petera i pogrążony w chaosie umysł Jaany. Tak jak i King, czuł oszołomienie. Brak zrozumienia.
Ludzki pilot nie potrafił zrozumieć swojej fazy kalibracji. Niewielka ilość wspomnień z tego odpłynięcia dotarła do jego mózgu. Coraz większa liczba faktów przestawała mieć sens. Czuł rosnącą frustrację, złość. Ból w nadgarstkach przypiętych do łóżka, na którym leżał.
Wtedy poczuł też coś nowego. Z wolna sięgające ku niemu macki innych umysłów. Własna ciekawość, otwartość na nowe doznanie. Połączenie.
Vorch i mężczyzna, tak różni od siebie, doznali tego samego odczucia. Każde z nich, mimo nieotwierania oczu, widziało pomieszczenie pod każdym możliwym kątem. Czuli satysfakcję salarianina, obserwującego ich wybudzające się, przypięte ciała. Byli w umyśle Garreta, opanowanego w stu procentach, opartego o ścianę w oczekiwaniu na rozwój sytuacji. Widzieli świat oczami Rosette, stojącej obok zadowolonej Lillian.
Byli jednością. Natłok emocji nie przyniósł jednak chaosu, a zalał umysły oszołomionych i zdenerwowanych błogim spokojem. Wyciszeniem. Nikt nie odezwał się ani słowem, lecz nikt nie widział również takiej potrzeby. Byli połączeni. Jak gdyby właśnie odkryli następny zmysł, zdolny do postrzegania świata. Czuli obecność samych siebie. Widzieli pomieszczenie pod każdym możliwym kątem, stojąc w jednym miejscu. Słyszeli dobiegający zza drzwi szum pracujących urządzeń, dzięki stojącemu najdalej od nich Garretowi, opartemu o ścianę tuż obok.
Nigdy w życiu żadne z nich nie doświadczyło czegoś podobnego. Czegoś tak cudownego. Entuzjazm salarianina szybko udzielił się Peterowi, któremu na myśl przychodziły rozwiązania dla takiego systemu. Możliwości taktyczne, jakich nie dadzą człowiekowi żadne implanty obecnej generacji. Zrozumiał, dlaczego na prezentowanych przez Holtza przykładach działających zespołów widoczna była aż taka różnica. Zespół projektu był jednością.
W tej samej chwili jednakże, z ust Jaany dobiegł krzyk. Fala niemalże fizycznego bólu wylała się z umysłu Ritavuori, rażąc każdego z obecnych tutaj. King stłumił własny krzyk, czując, jak spokój zastępuje mu wściekłość. Pyrak, wcześniej pogrążony w zaspokajaniu własnej ciekawości, niemal natychmiast poczuł chęć natychmiastowego wyrwania się z trzymających go na łóżku pasów.
Wszyscy usłyszeli jak gdyby odległy brzęk tłuczonego szkła, gdy Lillian, zaszokowana takim obrotem spraw, cofnęła się, wpadając na szafkę pełną fiolek. Szybko mózg Zemke dezaktywował jej wszczepkę, odłączając ją od całości, która przestała ją czuć.
Fala bólu nie ustępowała. Salarianin natychmiast oderwał się od reszty, podobnie jak Zemke, i ruszył na poszukiwanie środków uspokajających. Niemal natychmiast ich grono opuściła również Rosette.
Pyrak w panice szukał we własnej głowie możliwości odcięcia się od tych uczuć. Tak mu obcych, tak cholernie
ludzkich, tego nieopisanego chaosu, przed którym próbował uciec.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąPsychiczna odporność:
Pyrak <40
0
Garret < 80
1
Peter < 75
2
Jaana < 5
3
Sygnał nadawany przez mózg Jaany był jednak zbyt silny. Vorch powrócił więc do panicznych prób wydostania się z potrzasku.
Jedynie Garret nie odłączył się od pozostałych. Wciąż emanując spokojem, ruszył z wolna w kierunku łóżka wyrywającej się, oślepionej własnym bólem Jaany. W tej chwili również umysł Petera z wolna zaczął zwalczać psychiczny ból, jaki zapewniała mu Ritavuori. Przypominało to przeciąganie liny - przeciwstawiał się, jak gdyby budując mury przed tym sygnałem. Za którymś razem wreszcie zaczęło to działać.
Znalazł rozwiązanie. Pozwolił odgrodzić się od bólu, odnaleźć we własnym umyśle wszczepkę. Poczuć jej obecność. Zapalczywie próbował odgrodzić się od umysłu Jaany, chociazby połowicznie. Nie czuć tego, co odczuwała ona. Po kilku sekundach prób kończących się fiaskiem, zdał sobie sprawę, że mu się udało. Jego własny mózg zareagował, przełączając wszczepkę na tryb nadawania. Ból zniknął, świadomość obecności Garreta również. Nie odbierał sygnałów, wciąż jednak mógł je wysyłać.
To robił Caldera. Nie odczuwał bólu Jaany, zignorował go. Odgrodził się od niego, stając przed jej łóżkiem i śląc jej pokłady własnego spokoju. Złapał jej szamoczące się w okowach ręce, by złapać ją następnie za dłoń.
Jaana poczuła coś nowego. Obecność Caldery obok. Jego spokój, opanowanie. Wyczuła również pogrążony w chaosie umysł Pyraka, przejętego jej własnym bólem. Spokój nadawany przez obecnego obok Petera.
Z wolna jej własny ból zaczynał znikać. Zdenerwowanie zaczęło się ulatniać, choć minęło kilka minut, nim dziewczyna zdołała się uspokoić. Mimo zamkniętych oczu, zobaczyła Garreta odsyłającego pędzącego ze strzykawką Beldiasa, gotowego powstrzymać jej atak za pomocą leków uspokajających.
Wreszcie to nadeszło. Spokój. Napłynęły nowe doznania, wrażenie jedności. Jak gdyby nieśmiało podłączające się pod nią umysły pozostałych. Również Pyrak zaczął się uspokajać.
To uczucie było na tyle wspaniałe, by pozwolić jej na chwilowe zapomnienie własnych snów.
-
I to właśnie jest projekt Kestrel. - przerwał ciszę salarianin, na moment ponownie umożliwiając im połączenie się bezpośrednio z jego umysłem. Opanowanym, podekscytowanym. Zanim jednak mogli spróbować go zbadać, dostrzec granice własnych możliwości, możliwości wszczepek w ich głowach, zniknął. Odgrodził się od nich, ograniczając się do odbierania ich bodźców w ograniczonym zakresie.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąLet's say Pyrak że warna nie masz, bo wszyscy przełożyliśmy na dziś. Niech ci będzie. Deadline to 15.09, północ. Następny wasz post kończy wątek z kalibracją wszczepek, prawdopodobnie, a mój - rozpoczyna fazę lotu, o której wam jeszcze opowiem.
W razie jakichkolwiek pytań - od razu zaznaczę, że nie odpowiadam na te fabularne, dotyczące wizji waszych postaci w trakcie tego "haju". Tak, wiem doskonale, jakie są historie waszych postaci. Wiem też dobrze co robię, niczego nie pomieszałam, wszystko ma swoje uzasadnienie and shit. A możecie je obecnie interpretować jak chcecie. Dla waszych postaci przypominało to jak sen - wszystko było znajome i było normalne, mimo tego, że po przebudzeniu się sporo rzeczy nie ma sensu. Jak okno w pomieszczeniu przedstawiające miasto w wizji Jaany. Mimo tego, każde z was uważa te wizje za wytwory własnego mózgu, oparte na własnych doświadczeniach i wspomnieniach.