Niewielka kolonia, jedna z niewielu na planecie, będąca pod opieką korporacji ExoGeni, ale także stanowiąca pewnego rodzaju eksperyment możliwości adaptacyjnych. Zbudowana została na antycznych, proteańskich ruinach i to dzięki wykorzystywaniu ich technologii przetrwała wiele trudnych sytuacji.

Mila Račan
Awatar użytkownika
Posty: 279
Rejestracja: 1 cze 2021, o 10:48
Miano: Mila Račan
Wiek: 33
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemniczka
Lokalizacja: Horyzont
Status: Cud że jeszcze żyje
Kredyty: 5.895
Medals:

Kolonia

6 mar 2022, o 16:43

Ukryte ciało było łatwe do znalezienia przez ślady krwi, którymi poznaczona była podłoga, ale na to Mila poradzić zbytnio nie mogła – nawet jeśli nie było ich dużo, to prowadziły do miejsca zbrodni. Na razie jej to wystarczało; mogła dostać się do wewnętrznej sieci i narobić nieco rabanu, aby dać szansę na ucieczkę Hunterowi. Oczywiście zrobiła to momentalnie, wklepując informację o małym problemie przy samochodzie i biednym turianinie. Patrząc na ruch wszystkich jednostek, zrobiła się nawet lekko zaskoczona, nie spodziewając się aż takiego ruchu. Cokolwiek zrobiła Julie, musiało nieźle naruszyć ich bezpieczeństwo... jednak nie na tyle, aby dokładnie pilnować wszystkiego.

W zbrojowni został jeden strażnik, ale dwójka sobie z nim szybko poradzi. Część skierowała swoją uwagę na pojazd, dając Mili szybką szansę na wyjście, co też zrobiła, schylona przemykając między skrzynkami i lepiąc się po chwili do ściany kolejnego budynku. Nie miała dużo czasu, szczególnie, że jej plan miał jedną wadę: kierowca mógł w teorii sypnąć, że przywiózł tutaj ich dwójkę. No i nawet jeśli nie, to fałszywy alarm mógł wzbudzić ich zaniepokojenie... to, oraz fakt, że brakowało jednego z ich kolegów.

Ciche przesuwanie się przy krawędzi było żmudniejsze, ale nie do przeskoczenia. Bieg, tajemniczy cień mógł zdradzić jej pozycję, a tego chciała uniknąć jak najdłużej, nie z taką ilością przeciwników. Dlatego szła, okazjonalnie zerkając przez okna, które właściwie były zbyt wysoko, by coś ciekawego w nich zobaczyć. Dopiero przy ostatnim z nich w budynku obok ujrzała cień, czyjąś sylwetkę, która wzdrygnęła nią automatycznie i instynktownie kazała podnieść broń. Dostrzegając jednak, że to nie był nikt groźny, powoli opuściła strzelbę, stojąc jednak w miejscu.

W gardle czuła pewne ściśnięcie, niemal identyczne do tego w żołądku. Chociaż twarze były inne, demony przeszłości ponownie kontratakowały, kiedy tak wpatrywała się w dziecko, które nie wiedziało, co ona tutaj robi. Przez swój hełm spoglądała na dziewczynkę, starając się otrząsnąć – w końcu udało jej się wyjść z tego koszmaru, więc dlaczego pomimo posiadania całkiem normalnego życia, czuje ponownie grozę?

Była najemniczką, zabijała dla pieniędzy i z braku laku. Wpatrywanie się w malutką buzię nie powinno jej w żaden sposób przerażać, a jednak czuła się, jakby wpatrywała w lustro przed kolejnym treningiem, na którym nie wiedziała, czy znowu wróci spragniona, bez energii, z siniakami, czy gorzej, z raną bez opieki medycznej. Czy mała wyobrażała sobie, że tak będzie wyglądać jak dorośnie, czy tak jak Mila kompletnie miała pustą głowę? Czy w jej sercu właśnie zaiskrzyła nadzieja, że ktoś uratuje ją z tego pierdolnika?

Myśl o tym, że dziewczynka pomyśli o ratunku totalnie spłoszyła najemniczkę. Wzdrygając się, przystawiła tylko palec do miejsca, gdzie miała usta i spuszczając wzrok, poszła dalej, jak najciszej, jak najszybciej, byle żaden patrol czy zbłąkany strażnik jej nie zauważył. Jak najdalej od tamtego miejsca. Puściła tylko wiadomość do Marka, że w piątce muszą być jakieś dormitoria, czy coś i że w środku został mu jeden strażnik, a ona tam idzie... co faktycznie zamierzała.

Najlepiej dla niej byłoby, gdyby w trójce były okna - jeśli jednak tak by się nie stało, z wiedzą, że strażnika spod dwójki nie ma, przeszłaby między tymi dwoma budynkami i w momencie, w którym uwaga osób zwrócona byłaby do niej plecami, czmychnęłaby by do środka, aby wydostać Huntera i przebadać pozostałe budynki, o ile wcześniej nie miała wglądu do czwórki.
ObrazekObrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Kolonia

7 mar 2022, o 17:00

Usta dziewczynki schowane były za krawędzią okna, ale nie wyglądała na kogoś, kto zaczął krzyczeć na widok obcej osoby. Przyglądała się Mili z niegasnącym zainteresowaniem, gdy ta powoli przesuwała się dalej, uważając na barierkę za swoimi plecami. Dopiero po chwili kiwnęła lekko głową, ze zrozumieniem jej gestu, przyglądając jej się tak długo, jak ta znajdowała się w zasięgu jej wzroku.
W omni-kluczu pozyskanym od ochroniarza rozgorzały pierwsze pytania dotyczące tego, co tak właściwie wydarzyło się przy pojeździe. Ochroniarz, który wcześniej pilnował turianina i łaskawie pozwolił mu załatwić się przez krawędź platformy odpisał z opóźnieniem, dopytując o co tak właściwie chodziło, bo był już na miejscu. Pozostali z początku milczeli, pewnie dogadując ze sobą na miejscu to, o co mogło chodzić ich towarzyszowi, nim wszyscy zaczęli pingować sprawcę tego zamieszania.
Račan już nie musiała się tym przejmować.
Stała za ścianą pomieszczenia, w którym schowany był Mark. Ku swojej uldze dostrzegła wąskie okno, które co prawda nie było wygodnym wejściem do środka, ale oferowało jakąkolwiek alternatywę dla odsłoniętego przejścia. Jej optymistyczne myśli szybko zderzyły się z bolesną rzeczywistością. Szyba, owszem, stanowiła słabość strukturalną modułowego baraku, ale nie miała żadnej klamki, żadnego sposobu, by ją uchylić i wpuścić najemniczkę do środka.
Wiadomość od Huntera przyszła prędzej czy później, czy też napisała do niego pierwsza, czy też sfrustrował się czekaniem.
Został tylko jeden. Jak będziesz, odwróć jego uwagę, to się nim zajmę.
Możliwości nie miała zbyt wiele. Omni-klucz, który posiadała z poprzedniego ochroniarza, był już narażony na wzmożone prześwietlanie wiadomości od niego od pozostałych. Ale z pomocą przyszła jej ta sama szyba, która okazała się zdradliwa. Oferowała wgląd do środka - pomieszczenie w istocie było zbrojownią, z dwoma rzędami ławek na jego środku. Ściany zajęte były szafkami należącymi do ochroniarzy ośrodka. Ciężko było stwierdzić, w której z nich chował się Hunter, ale wszystkie były po drugiej stronie pomieszczenia niż okno. Wystarczyło, że uderzyła w szybę pięścią czy kolbą strzelby, by wymusić reakcję na stojącym w środku ochroniarzu.
Ludzki mężczyzna zaskoczony podszedł w jej stronę. Nie miała wiele miejsc, w których mogłaby się schować - nie tutaj, przyparta do barierki. Musiała więc powierzyć swoje potencjalne wykrycie w ręce skuteczności Huntera. Zaufanie popłaciło - gdy zauważyła w szybie grymas szoku obcego ochroniarza, gdy już otwierał usta by coś wykrzyknąć w jej stronę, zza niego wyrosła znajoma Mili postać.
Mark działał sprawnie. Jego omni-ostrze wsunęło się w gardziel przeciwnika subtelnie, niemo, co po drugiej stronie szyby wydawało się niemal surrealistycznie. Nie czekając na nic więcej, natychmiast sięgnął do zamknięcia okna, które tkwiło wyłącznie po jego stronie. Uchylił przed nią szybę i wyciągnął ku niej rękę, wciągając ją do środka.
- Nie mamy dużo czasu, zorientują się, że coś jest nie tak - sapnął, pochylając się nad martwym ciałem ochroniarza, leżącym w rosnącej kałuży własnej krwi. Podobnie jak ona wcześniej, od razu zabrał od niego omni-klucz. Nawet, gdyby udało im się je schować, ślady krwi pozostaną, czyniąc ich zbrodnię mało dyskretnym. - Potrzebujemy dywersji. Szukałem tu środków wybuchowych, kiedy wleźli do środka - dodał, rzucając się do zamkniętych szafek i omni-ostrzem wyłamując w nich zamki.
Na moment zamarł, przyglądając jej się z przestrachem na twarzy - tym samym, które być może pojawiło się i w jej oczach gdy dostrzegła dziewczynkę w oknie innego pokoju.
- Mówiłaś o... dormitoriach? Są tu dzieci? - spytał, na moment przerywając przeszukiwanie.
Mila Račan
Awatar użytkownika
Posty: 279
Rejestracja: 1 cze 2021, o 10:48
Miano: Mila Račan
Wiek: 33
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemniczka
Lokalizacja: Horyzont
Status: Cud że jeszcze żyje
Kredyty: 5.895
Medals:

Re: Kolonia

7 mar 2022, o 22:50

Widząc gest zrozumienia ze strony małej, Mila delikatnie odetchnęła z ulgą. Jasne, ciągle istniało prawdopodobieństwo, że podkabluje, ale nawet jeśli to zrobi, to niedługo znając życie ochrona dowie się, że jest w środku intruz – już teraz bowiem widziała nadciągające z omni-klucza zabitego najemnika powiadomienia z pytaniami, o co mu chodziło. Jeśli go znajdą, o co trudno nie będzie, to zostanie wszczęte larum. Z drugiej strony im więcej czasu będą mieli, tym lepiej... ale też młoda wcale nie musiała się specjalnie przejmować, co się tam dzieje. Nie musiała być po ich stronie i pewnie nie była. Szkoda tylko, jeśli coś sobie uroi.

Przemykając tyłami, znalazła się w końcu przy pomieszczeniu z Markiem. Na jej szczęście było tam wejście oknem... tylko bez otwarcia. Rozbijając szybę narobi za dużo hałasu, plus zanim przeciśnie się przez szparę, stojący tam ochroniarz kilka razy zdążyłby wpakować w nią serię. Był jednak jeden pozytyw całej tej sytuacji – Hunter niczym anioł odezwał się, dając jej cynk, aby odwróciła uwagę faceta.

Niewiele myśląc, Mila zwinęła dłoń w pięść i zastukała nią o szybę, przy okazji chamsko machając dopiero uświadomionemu mężczyźnie, że jest tutaj. Obserwowała, jak w spóźnionym tempie orientuje się w sytuacji, ale nawet nie rejestruje, jak żarzące się omni-ostrze przebija jego gardło. Z satysfakcją obserwowała opadające ciało i gdy tylko Hunter podszedł i otworzył okno, skorzystała z jego pomocy, z małym stękiem przechodząc przez okno do środka i rozglądając się natychmiast.

No już za chwilę pewnie to zrobią. Załatwiłam jednego ochroniarza i użyłam jego omni, żeby trochę odwrócić ich uwagę. Jak go zaraz zaczną szukać, to odkryją ciało i wzniosą alarm — odparła, trącając zwłoki i podchodząc do jednej z szafek. — Co zamierzasz nimi wysadzić? Możemy w teorii albo ten budynek, albo tamten biurowy. Ewentualnie piątkę, ale to jest za blisko — rzuciła, bezpardonowo wsadzając swoje omni w zamki, podobnie do Marka szukając w szafkach coś przydatnego. Co jakiś czas zerkała także na omni-klucz zabitego ochroniarza, szukając informacji o ich ruchach – czy zebrali się, zaczęli szukać ich towarzysza, czy coś podejrzewają.

Podczas gdy ona kombinowała z kolejnymi szafkami, zabierając się za przeciwległą ścianę, z tyłu usłyszała pytanie. Odwracając głowę, ujrzała przestrach w wizjerze Marka, podobny do tego, który ona w pierwszy momencie poczuła. Mila odwróciła się więc, ponownie grzebiąc przy metalowej trumnie i nie odzywając się kilkanaście sekund. W końcu jednak westchnęła i nie przerywając czynności ani nie patrząc na Huntera, odpowiedziała: — Tak to wyglądało. Znaczy kurwa, nie wiem, wiem, że z okna gapiło się na mnie dziecko, stąd wydedukowałam, że tam są jakieś baraki mieszkalne. Ale wiem, że to było dziecko. Jedno, czy więcej, to już nie — syknęła, gdy przez swoje roztargnienie źle umiejscowiła sztych ostrza. Przystanęła na chwilę i dopiero teraz spojrzała na Marka, dopowiadając jeszcze jedną rzecz. — W budynku obok jest sala treningowa, całkiem podobna do... naszej. Na monitoringu znalazłam... wiesz co. To, co zawsze. Powtórka z rozrywki, kurwa mać — warcząc na końcu, raz jeszcze spróbowała otworzyć szafkę.
ObrazekObrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Kolonia

8 mar 2022, o 22:16

[h3]PRZESZUKANIE[/h3]
Ilość znalezionych przedmiotów
0

Jakość, 1 - gud, 2 - very gud
1
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Kolonia

8 mar 2022, o 22:50

Wyświetl wiadomość pozafabularną Cokolwiek było planem Huntera, nie dzielił się nim z nią z początku, zamiast tego przeszukując szafki w poszukiwaniu ładunków wybuchowych. Chwila przerwy, której potrzebował na zanotowanie w głowie tego, co tak właściwie miała na myśli mówiąc o dormitoriach, jedynie wzmogła jego wściekłość, sprawiając, że chaotycznie, celnymi uderzeniami omni-ostrza wyłamywał kolejne zamki, przyśpieszając.
- Nie wierzę, że ci gnoje dalej to robią - wydusił z siebie, zamaszystym ruchem wyciągając na zewnątrz ubrania, oraz prywatne przedmioty pracowników ochrony, których w środku było pełno. - Minęło tyle lat. Tak wiele, kurwa, czasu. Nie wyrośliśmy już jako gatunek z takich debilizmów?
Prychnął pod nosem przekleństwo, zatrzymując przy jednej, obiecująco wyglądającej, wzmacnianej szafki, której zniszczenie zamka nie wchodziło w grę. Zamiast tego kucnął, przyglądając mu się dłuższą chwilę, nim zabrał się do włamania do środka.
Znalazła sporo przedmiotów w szafkach, do których udało jej się dostać. Pośród losowych części pancerza, które wyglądały na niestandardowe, walały się medi- i omni-żele, a także zwykłe przedmioty codziennego użytku. Książki, ubrania, zdjęcia pamiątkowe rodzin zawieszone magnesem na metalowej ściance. W niektórych chowały się nieśmiertelniki. Pod tym względem zbrojownia bardzo przypominała zwykłe, znane jej wojsko - mieszanina różnorodności, różnych życiorysów, które doprowadziły tych ludzi do tego samego miejsca.
Pomiędzy paczkami orzeszków, batonami energetycznymi i dość nieinteresującym uzbrojeniem, udało jej się odnaleźć wewnątrz starannie zapakowane pudełko. Naskrobana na nim dedykacja była niezdatna do odczytania dla każdego śmiertelnika, ale misterna wstążka, którą było ozdobione, sugerowała, że było prezentem. Gdy szybko zerwała folię, dostrzegła w środku nowiutki egzemplarz Generatora Tarcz "Tajfun".
- Mam - odezwał się Hunter, gdy drzwiczki poddały się jego działaniom, a Mila przypinała sobie właśnie do paska nową zdobycz. Otworzył szafkę zamaszystym ruchem, z zadowoleniem dostrzegając w środku ostrożnie zapakowane pudełka z granatami.
Ogromną ilością granatów.
- Dywersję zrobię wszędzie, Mila - odrzekł, z samozadowoleniem na twarzy wyciągając kolejne granaty z wnętrza. Choć jego usta wyginały się w grymasie uśmiechu, w jego oczach połyskiwało coś niepokojącego. Zimna furia, determinacja, której nie dało się ugasić - wszystko to sprawiało, że z trudem się zatrzymał, by ustalić z kobietą swoje dalsze poczynania. - Pójdę tyłami. Narobię zamieszania i odciągnę ochroniarzy na peryferia. Ty musisz znaleźć Julie, dobrze? - spytał, przypinając sobie kolejne materiały ładunkowe do paska.
Mila Račan
Awatar użytkownika
Posty: 279
Rejestracja: 1 cze 2021, o 10:48
Miano: Mila Račan
Wiek: 33
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemniczka
Lokalizacja: Horyzont
Status: Cud że jeszcze żyje
Kredyty: 5.895
Medals:

Re: Kolonia

8 mar 2022, o 23:26

Ktoś by nawet pomyślał, że powtarzanie tych samych testów jest szaleństwem, ale najwyraźniej nie dla nich — odparła Mila, siłując się ciągle z jedną z szafek. Faktycznie, jaki cel był w dosłownie takich samych czynnościach? Nie nauczyli się, że ta metoda nie działała? A może jednak łudzili się, że pchając te chore eksperymenty z zaledwie drobnymi poprawkami do przodu uda się im jakiś przełom... jakiś żołnierz doskonały, biotyk, który będzie porównywalny do tych asari.

Przerzucając kolejne ubrania, książki i zdjęcia rodzin, które z premedytacją darła (w końcu kto o zdrowych zmysłach pozwala na eksperymenty na dzieciach, samemu takowe posiadając?), przemknęło jej przez myśl, że będąc jedną z pierwszych generacji biotyków, niejako przetarła ścieżkę dla kolejnych, bardziej... ludzkich badań nad nimi. To doprowadziło ją zaś do poważnego pytania, czy postęp w tym polu byłby tak skuteczny, gdyby nie ich poświęcenie. Z drugiej strony, dlaczego wzięli turian? Co, nie było ich stać na asari? One były naturalnie uzdolnione, mogły ich lepiej poprowadzić. Dlaczego więc tamci turianie, psychopaci łamiący nastolatków jak trzciny?

W jednej z szafek zgarnęła parę batonów energetycznych, nie czując żadnego oporu przed niejako kradzieżą – skurwysyny miały czelność trzymać zdjęcia własnych dzieci w szafkach, a jednocześnie przypatrywali się ich cierpieniu, więc drogą rozsądku kilka batonów mniej dobrze im zrobi. Poza tym sięgnęła po jakieś ozdobne, przystrojone kokardką pudełko, które po rozerwaniu ukazało coś, na co Mila uśmiechnęła się perfidnie i bez skrupułów dalej rozpakowywała.

Na pierwsze od jakiegoś czasu słowa Marka odwróciła się, właśnie wrzucając swój stary generator do plecaka i montując nowy, lepszy. Tarcze zamigotały i oblekły jej ciało, dostosowując się do jej kształtów. Tymczasem najemniczka z zainteresowaniem zerknęła na to, co kryło się w pilnie strzeżonej szafce – granaty, mnóstwo granatów. Satysfakcja Huntera wręcz wylewała się z niego i nawet udzieliła się Račan, która podniosła i podrzuciła lekko jeden z nich. Jeszcze jedno spojrzenie na mężczyznę ukazało pewną dozę szaleństwa podsycanego chęcią zemsty. Mila zaśmiała się i odłożyła ładunek wybuchowy, klepiąc Marka po ramieniu. Nie zamierzała go zatrzymywać ani nawet temperować, bo w niej samej zawrzały podobne uczucia.

Pamiętaj tylko, żeby nie tykać piątki, nie chcemy zrobić krzywdy dzieciom. Jak usłyszę wybuch, to natychmiast zobaczę, co jest w dwójce. Jeśli mówisz, że jest dobrze strzeżona, to może tam znajdę Julie. I błagam, trzymaj ze mną kontakt. Nie wysadzaj się czy coś w imię zasad — dorzuciła, podchodząc do okna i wspinając się przez nie. Przeskoczywszy, pomogła Markowi przecisnąć się razem z pasem pełnym granatów. Kiedy tylko przeskoczył, złapała go jeszcze za ramię.

Nie rób niczego głupiego. Naszym zadaniem jest tylko odzyskać Julie. Mamy materiały, a jeżeli szybko stąd uciekniemy, to może zdążę poruszyć za parę sznurków, żeby wydostać stąd te dzieciaki, jasne? Miej to w głowie — dorzuciła, łapiąc za strzelbę i nisko, powoli przesuwając się do skrzynek pomiędzy dwójką a trójką. Przypomniawszy zaś sobie o oknie, o którym wspominał wcześniej Hunter, zaszła na tyły budynku, szukając takiego wejścia. Wstępnie zamierzała poczekać na serię wybuchów, w trakcie których chciała wybić szybę i wskoczyć do okna, gotowa na cokolwiek, co tam się kryło.
ObrazekObrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Kolonia

9 mar 2022, o 01:17

Mężczyzna skinął głową na dźwięk jej słów, ale jego wzrok, jak i myśli, były gdzieś daleko, w zupełnie innym miejscu. Dozbrajał się w resztkę materiałów wybuchowych, w które wyposażone była największa szafka w zbrojowni, w której tkwili. Wyglądał absurdalnie - i zdecydowanie niebezpiecznie, jeśli miałby pakować się w konkretną walkę. Granaty upchane po kieszeniach nie były zbyt sensowne, gdy tylko nie obejmą ich tarcze lub generator padnie od razu staną się dość dużym celem ostrzału, ale biorąc pod uwagę naturę jego dywersji, mogła tylko mieć nadzieję, że do otwartej walki nigdy nie dojdzie.
- Jak za starych czasów, co? - mruknął pod nosem, uśmiechając się ponuro. Ostatni granat uniósł się nad jego głową, spowinięty błękitną otoczką unoszącej go w powietrzu biotyki. - Upuść szklankę i dostaniesz wpierdol.
Złapał granat w locie, pakując go do ostatniego, wolnego slota przy swojej kaburze, po czym wspiął się na okno, którym weszła wcześniej najemniczka. Wyskoczył na zewnątrz, na metalową, twardą podłogę platformy, wokół której wiał ziąb wietrznego Feros.
- Znajdź dla mnie Julie, dobrze? - spytał, spoglądając na nią przez uchyloną szybę przez krótką chwilę. Znów na jego twarzy pojawiło się to poczucie winy, z którym przeszukiwał rzeczy kobiety w jej pokoju hotelowym na Illium, z którym mówił o zignorowanych przez siebie przesłankach.
Gdziekolwiek była, musiał ją odnaleźć. W tej chwili jedyną osobą, która mogła mu w tym pomóc, była Mila.
Stając przy ścianie, mogła obserwować go znad parapetu okna, jak mała dziewczynka obserwowała ją wcześniej gdy znikała za krawędzią budynku, ruszając w kierunku, z którego przybyła wcześniej.
Niedługo po tym usłyszała pierwsze eksplozje.
Jej omni-klucz został zablokowany. Nie wiedziała, czy to jej dywersja została odkryta, czy po prostu w chwili wybuchu aktywowały się zabezpieczenia, których nie znała. Zmuszona do rozsunięcia drzwi, wyjrzała na zewnątrz i, ku swojemu zadowoleniu, dostrzegła biegnących w jednym kierunku w popłochu ochroniarzy.
Pojazd, którym dostali się do placówki, płonął pod małym zadaszeniem, pod którym był zaparkowany. Korzystając z chaosu, po cichu przedostała się pod pomieszczenie numer dwa, napotykając dość dobrze zabezpieczony zamek. Ochroniarze, których widziała gołym okiem, w tej chwili stali odwróceni do niej tyłem, w panice rozglądając się po innym rejonie platformy.
Szybko potem, kolejna eksplozja dobiegła z wnętrza budynku z salą treningową.
Niszcząc panel na drzwiach, wdarła się do środka małego pomieszczenia. Wewnątrz było niemal zupełnie pusto. Rozpoznała w surowym wystroju wnętrza serwerownię - wszędzie stały terminale wypełnione plikami, odpowiedzialne za ich lokalną infrastrukturę. Przy jednym stanowisku na końcu pokoju siedział ludzki mężczyzna w słuchawkach założonych na uszy. Nawet nie usłyszał, że ktoś wszedł do środka - oglądał coś na extranecie, ignorując kamery monitoringu w kącie swojego monitora. Dopiero gdy obróciła go w krześle w swoją stronę, podskoczył gwałtownie.
Był młody - bardzo młody. Nie mógł mieć więcej, niż dwadzieścia pięć lat. Ubrany w cywilny uniform, spoglądał na nią z przerażeniem, od razu rozpoznając, że była mu obca.
- Co... nie możesz tu być! Nie mogę cię do tego dopuścić - własnym ciałem zasłonił sprzęt przy sobie, rozkładając szeroko ramiona. Cokolwiek chronił, wydawało się posiadać odpowiedzi na jej wszystkie pytania dotyczące ośrodka. - P-proszę, nie rób mi krzywdy... ja... naprawdę nie mogę - jęknął, zerkając na płonący obraz sali treningowej w jednej z kamer.
Mila Račan
Awatar użytkownika
Posty: 279
Rejestracja: 1 cze 2021, o 10:48
Miano: Mila Račan
Wiek: 33
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemniczka
Lokalizacja: Horyzont
Status: Cud że jeszcze żyje
Kredyty: 5.895
Medals:

Re: Kolonia

9 mar 2022, o 01:41

Mila zaśmiała się gorzko widząc lewitujący granat. — Z tą różnicą, że to teraz oni dostaną wpierdol — odparła kobieta, klepiąc delikatnie żołnierza po ramieniu i obserwując, jak ucieka przez okno. Stanęła na środku pomieszczenia, sprawdzając pochłaniacze w strzelbie i stukając o nią palcami, powoli podchodząc do drzwi. Musiała czekać, nie miała wyboru. Musiała przy tym przyznać, że serce trochę jej mocniej biło; głównie z obawy o Marka, który wyładowany granatami niczym terrorysta, wybiegł właśnie siać gehennę, podczas gdy na jej barkach została ta w teorii prostsza, w praktyce trudniejsza część zadania – znaleźć Julie, która przecież musiała tutaj się znajdować.

Nie musiała długo czekać na pierwsze wybuchy. Posadzką wstrząsnęło, gdy granat gdzieś uderzył – Mila odczekała kilka sekund, dając czas ochroniarzom na przegrupowanie się, po czym otworzyła drzwi, widząc, że jej skradziony omni-klucz został zablokowany. Ku jej uldze, większość najemników biegła w stronę pierwszego wybuchu, którego celem był samochód, którym przyjechali. Szybka, krótka myśl przemknęła jej przez głowę na temat zdrowia turianina, jednak szybko wypchnęła ją, wybiegając na zewnątrz prosto pod teraz niestrzeżone drzwi do budynku numer dwa. Były zabezpieczone, ale nie było to nic, co nie można byłoby obejść, szczególnie że nie musiała teraz babrać się w ciche włamania.

Będąc w trakcie niszczenia panelu na drzwiach, usłyszała kolejny wybuch. Odwracając się, ujrzała pierwsze płomienie z sali treningowej; zaklęła, licząc, że dzieciakom, czy ile ich tam było w budynku obok, nic się nie stało. Mówiła Hunterowi, żeby omijał tamten budynek, ale nie była pewna, czy w swoim terrorystycznym amoku do niego to dotarło.

Otrząsając się z tych myśli, wyłamując zamek w drzwiach, otwarła je z hukiem i wpadła ze strzelbą przystawioną do ramienia, natychmiast rozglądając się po pomieszczeniu w oczekiwaniu na zagrożenie. Ku jej zaskoczeniu, takiego nie było - omni nie kłamał, jednak nie znalazła też tego, co chciała, zważywszy na opancerzenie, jakim wszystko było pokryte. Zamiast tego przed nią wyrosła serwerownia, pełna plików zebranych z intranetu. To nie była Julie, ale równie dobrze... to mogło też jej pomóc. Być może trzymali ją gdzie indziej? Może było ukryte pomieszczenie, albo w budynku numer cztery znajdowało się jakieś więzienie? A może była razem z dziećmi? No ale w takim razie gdzie siedzieli ci wszyscy turianie, którzy mieli szkolić nastolatków?

Na końcu pokoju widziała jakiegoś ochroniarza czy innego ciecia, który ślepo zapatrzony w monitor, nawet jej nie zauważył. Dosyć agresywnie więc podeszła do niego, odwracając go na jego fotelu i wpatrując się w twarz młodego cywila. Za nim były kamery, na których płonęły kolejne pomieszczenia. Chłopak, bo tym był, spanikował, ale zaczął natychmiast chronić serwery, jakby tam było coś, co Mila mogła chcieć znaleźć. Było to dla niej wystarczające, by zareagować.

Nie miała czasu na cackanie się z chłopakiem, dlatego z ponurą miną przystawiła mu lufę swojej strzelby prosto do głowy. Spoglądając prosto w jego oczy, bez cienia uśmiechu powiedziała: — Dwa razy powtarzać nie będę. Wracaj na fotel, siedź w miejscu i przeżyj, albo śrut przeżre ci cały mózg. Mi to obojętne, bo w ten czy inny sposób dowiem się, co tam kryjecie, chore pojeby.

Jeśli jakimś cudem chłopak cenił sekrety firmy bardziej, niż własne życie, Mila się nie wahała i od razu wystrzeliła w niego, kończąc jego żywot. Jeśli jednak usłuchał się jej, to w momencie, w którym usiadł na swoim miejscu, bez zająknięcia walnęła go kolbą w czaszkę, aby jak najszybciej został nieprzytomny i nie próbował dziwnych rzeczy.

W ten czy inny sposób chciała sprawdzić, co jest na dyskach, co kryje firma Xu. I przede wszystkim ściągnąć na swój omni wszystko to, co było najbardziej chore i mogło się jej przydać później w zniszczeniu całej organizacji.
ObrazekObrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Kolonia

9 mar 2022, o 02:31

Wyświetl wiadomość pozafabularną Przerażenie chłopaka sączyło się z jego ciała jak unoszący ponad nimi fetor. Rozszerzone źrenice przyglądały się zimnym oczom stojącej przed nim najemniczki, której strzelby lufa dotknęła jego skroni. W natychmiastowym odruchu uniósł wcześniej szeroko rozpostarte ramiona wyżej, w wyraźnym znaku poddania, który był jedynie symbolem dodanym do wyraźnego przekazu. Jego drżący głos, jego telepiące się ze strachu ciało, twarz zastygnięta w przedwczesnym rigor mortis, jakby już teraz był trupem w swoim fotelu.
Jakby już teraz nie było dla niego ratunku.
- Nie, błagam, ja... Ja n-nie mogę, naprawdę - załkał, gdy po jego policzku potoczyła się pierwsza, pojedyncza łza. Z trudem dukał z siebie słowa, będąc w całkowitym szoku, a jednak nie ruszał się ze swojego miejsca. Wręcz przeciwnie, chwycił się biurka tak, jak mógł pozostając przodem do niej, jakby od tego zależało jego życie. - N-nie mogę. Nie znowu. Muszę być... muszę znosić konsekwencje. M-muszę być twardy, stać przy... swoim, ja... M-mój ojciec ma rację.
Przymykał powieki, jak gdyby miałoby mu to cokolwiek pomóc w chwili, w której Mila naciśnie na spust. Mamrotał rzeczy, które nie miały wielkiego sensu - zlepki zdań, które być może były fundamentem jego postawy w tej chwili, ale dla nabuzowanej adrenaliną i żądzą zemsty najemniczki były jedynie bezsensowną paplaniną kogoś, kto stanął na krawędzi życia i śmierci.
- T-to moja pierwsza robota odkąd wylali mnie ze służby - wyłkał błagalnie, wyżej unosząc ręce, wyraźniej zaznaczając to, że nie chciał umierać. Nie wydawał się zdawać sprawy z tego, jak wyglądała sytuacja. Może myślał, że to głupi rabunek, że Mila była tutaj by ukraść wartościowe dla firmy dane i zniknąć.
Może nie wierzył, że dzisiejszego dnia umrze.
- P-proszę... ja... ja nie mogę, ojciec mnie zabije.
Żałosne, bezwartościowe słowa odzwierciedlały umysł młodzika. Być może mogłaby spojrzeć na niego swoimi oczyma. Może gdyby wspomnienia i wojna, w której centrum tkwiła, nie ogarnęły jej serca, zauważyłaby w nim dziecko, które nie miało pojęcia o tym, co dzieje się wokół niego. Które nie miało wiele świadomości dotyczącej tego, co robiono w tym obiekcie, które nie utożsamiało się z okrucieństwami turianina, który zniszczył jej życie. Które w tej chwili paplało bez sensu, rzeczy, które on sam ustanowił jako fundamenty swojego istnienia, jako głupi, bezsensowny argument za stanie przy swoim, wyuczony przez lata odnoszonych przez siebie porażek.
Może wtedy dostrzegłaby, że nie wierzył w to, że naciśnie na spust. Tak samo jak nie wierzył w to, że to w ogóle się dzieje. Że rzeczywistość kształtuje się w ten sposób w tym jednym, zapomnianym przez bogów miejscu, w którym powinien być bezpieczny.
Nie wierzył w to nawet wtedy, gdy jego czaszka eksplodowała, a krew zalała wyświetlające nowe dane monitory wraz z szarą materią jego mózgu. Połowicznie zniszczona twarz chłopca, który wierzył, że znalazł się w złym miejscu i złym czasie, spoglądała na nią z szokiem z ciała, które opadło bez życia na pulpit, pozostając wygięte w swoim krześle.
Skarbnica informacji, którą odnalazła, była potężna. Drżenie podłogi, które czuła przy nowej eksplozji nakazywało jej ruszyć natychmiast dalej - nie wiedziała, jak dużo czasu miał Mark, usiłujący zwabić do siebie ochroniarzy a przy tym pozostać bezpieczny. Mogła tylko zgrać wszystkie dane Xu na swój omni-klucz, jednocześnie na szybko sprawdzając monitoring.
Dostrzegła Marka, przyszpilonego między budynkiem 6 i 5, otoczonego przez ochroniarzy. Przerażone dzieci biegające po wnętrzu budynku dormitorium z zamkniętymi drzwiami. A wreszcie, w budynku numer 4, dostrzegła skutą omni-kajdankami postać kobiety, która nie przypominała żadnego z ochroniarzy. Siedziała w niewygodnym krześle, mierząc wzrokiem turiańskie sylwetki zgromadzone w jedynym, bezpiecznym miejscu w trakcie tego ataku.
Mila Račan
Awatar użytkownika
Posty: 279
Rejestracja: 1 cze 2021, o 10:48
Miano: Mila Račan
Wiek: 33
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemniczka
Lokalizacja: Horyzont
Status: Cud że jeszcze żyje
Kredyty: 5.895
Medals:

Re: Kolonia

9 mar 2022, o 22:27

Strzelba przystawiona do głowy chłopaka zachybotała się lekko, gdy ten zaczął wyć przed stojącą tam Milą. Kobieta wpatrywała się w jego proszące oczy, obserwując pierwsze spływające łzy i oczekując poddania się. Była niemal pewna, że młodzieniec zastraszony wizją rozłupania jego czaszki przesunie się, ceniąc swoje życie bardziej niż sekrety bezdusznej organizacji. Ku jej lekkiemu zdziwieniu, nie zrobił tego, bredząc jedynie o konsekwencjach.

Tłumaczył się dalej, ciągle twardo stojąc przy swoim. Gdzieś w rogu komputera kobiecie migały kolejne obrazy, w tym obraz z dormitorium i znajdujące się tam przerażone wybuchami dzieci. Widziała ogień pożerający kolejne budynki i ich transport, widziała gdzieś tam przelotnie Marka... i znowu dzieci, przestraszone, torturowane i niewiedzące, co się dzieje. Chłopak stał przy swoim, bredził o konsekwencjach, zasłaniał własnym ciałem serwery. Nieważne, że nie miał broni. Nieważne, że był cywilem, młodym, niedoświadczonym, głupim szczylem, który znalazł się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. MUSIAŁ widzieć, co się tam dzieje, MUSIAŁ widzieć tortury, jakim poddawali nowe pokolenie biotyków. Musiał mieć nawet delikatny podgląd do plików Xu, musiał wiedzieć, że to co robią, jest po prostu niemoralne. Musiał, bo wiedział, że wpuszczenie jej między serwery spotka się ze srogimi konsekwencjami.

Konsekwencje.

Sam bredził o nich, więc niech się z nimi liczył. Był dorosły, zdawał sobie sprawę z tego, gdzie pracuje. To nie tak, że był ślepy, głuchy i jeszcze zidiociały.

To wszystko było nieważne.

Słysząc ostatnie słowa, gdzieś z tyłu głowy zamroczonej wściekłością i adrenaliną spowodowaną kolejnymi wybuchami i brakiem czasu, Mila nawet drgnęła, ale bez zająknięcia, nie potrafiąc przestać wpatrywać się w te przerażone do granic możliwości oczy, pociągnęła za spust. Huk nie wydostał się poza pomieszczenie, zagłuszany kolejnymi granatami, ale w jej uszach zadzwoniło. Drgnęła, ścierając ze swojego wizjera krew i resztki kości, przez kilka sekund ciężko oddychając i wpatrując się w wytrzeszczone, niedowierzające oczy, bardzo powoli opuszczając strzelbę.

Czy naprawdę nie miała wyboru?

Nie miała, mówiła sobie, powoli przechodząc do ściągania wszystkich danych na swój klucz. Nie miała czasu na siłowanie się z gówniarzem, który w swoim kompasie moralnym postanowił stać za zbrodniczą organizacją. Nie miała wyboru, musiała strzelić. Musiała wpatrywać się w jego błagające spojrzenie, znosić łkanie, jąkanie się o trywialnych problemach. Chłopak był tak samo winny, jak reszta. Wiedział, musiał wiedzieć, musiał to tolerować, nie było innego sposobu. Zasłużył sobie na to, nikt go tutaj na siłę nie trzymał, gdyby nie odpowiadało mu, co robią tutaj z dziećmi, to by uciekł, choćby i na Omegę.

Wszyscy tutaj zasługiwali na śmierć. Śmieli wpatrywać się w męczonych nastolatków, samemu wracając potem do domu, tuląc partnerów, dzieci, zabierając je na spacery... a potem wracając i ponownie beznamiętnie pilnować, by żadne z nich nie miało normalnego życia. Truchło, z którego wylewała się krew, nie było inne. Nie trzeba było broni, wystarczyła obojętność, przyzwolenie.

Biegające jak opętane dzieci zagłuszały jej sumienie, utwierdzając w chybotliwym przekonaniu, że pozbyła się zła tego świata. Czekając więc na download wszystkich danych, przypatrywała się ubrudzonemu ekranowi monitora, czując drżenie rąk. Naprawdę to robili, powtarzali w kółko ten sam test, wychowując kolejne pokolenie skrzywionych ludzi pałających nienawiścią, popadających w szaleństwo, idących przez życie z traumami, których nawet terapie do końca nie wyleczą, jak widać było w jej przypadku.

Potem był Hunter, otoczony ochroniarzami. Mila zerknęła, czy posiada przy sobie jeszcze jakieś granaty, cicho licząc że nie i że po prostu spróbują go złapać, bo jej priorytetem było coś innego. Właściwie, co było jej priorytetem? Julie? Teraz... jakoś wizja jej uratowania w sekundzie roztrzaskała się, przyćmiona czerwonawą poświatą, krwawym szałem, w jaki wpadła. Chciała się zemścić na wszystkich, zniszczyć ten budynek i patrzeć, jak każdy, kto choć obserwował ten proceder zginął.

Na jednym z ekranów zobaczyła jednak coś, co ścisnęło jej sercem i przyśpieszyło mocniej oddech.

Nie, to nie była Julie, chociaż zdecydowanie tam się znajdowała. To ci turianie... ilu ich było? Trzech? Stali wokół niej, mając czelność jeszcze istnieć. Wpatrując się w nich, zwątpienie w czyny Mili znikało, zastępowane ślepą wściekłością. Strzelba jej zadrżała, gdy patrzyła na monitory. Mogła spróbować pomóc Hunterowi, ale szczerze powiedziawszy czuła teraz oblewającą ją chęć zemsty – w końcu nigdy nie miała ku temu okazji. Była terapia, która pozwoliła jej wrócić do sprawnego życia w społeczeństwie, ale tyle lat po ustatkowaniu się... tyle lat i jednak wszystkie te emocje wróciły, jeszcze silniejsze, napędzane jej doświadczeniem i świadomością możliwości oraz bezkarności.

Ignorując ociekające ciało, Mila odwróciła się, ściskając mocniej strzelbę. Ciągle oddychała szybciej, nie panując lekko nad swoimi myślami i ruchami. Niezainteresowana faktem, co teraz dzieje się wokół niej, otworzyła z hukiem drzwi na zewnątrz, przed sobą mając jeden cel i nie widząc niczego więcej - budynek numer cztery, tam, gdzie stali ci wszyscy turianie, ci sami, którzy odmawiali jej wody, jedzenia, który bili ją, gdy nie potrafiła podnieść przedmiotu, gdy nie unosiła się nad ziemią, gdy stawała w obronie innych. Ci sami, którzy karali ją za wyrażanie własnego zdania, za niepodporządkowywanie się ich chorym poleceniom.

Biegnąc, chciała z impetem otworzyć drzwi do budynku i wpaść tam ze strzelbą uniesioną do ramienia, gotową do wystrzału. Jeśli drzwi byłyby zamknięte na zatrzask, czując w głowie szał, chciała siłą swojej biotyki po prostu wyważyć blokadę, zamiast bawić się w hakowanie.

Pokaże im zaraz, kto jest słaby.
Pokaże, kto tutaj potrafi korzystać z biotyki.
Pokaże, że jest wojowniczką, żołnierzem, którego chcieli stworzyć, ale który wymknął im się spod kontroli.
Zrobi im takie samo piekło, jakie oni zrobili im wszystkim, teraz i kiedyś.

Co by teraz powiedział Crassus?
ObrazekObrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Kolonia

11 mar 2022, o 01:02

Wyświetl wiadomość pozafabularną Kamera monitoringu nie była w stanie wychwycić granatów trzymanych przez Huntera - jedynie jego obracającą się sylwetkę, głowę podążającą w stronę potencjalnego schronienia, ucieczki, platformy, którą mógłby się posłużyć. Nie mogła mieć pewności co do tego, jaki spotka mężczyznę los gdy postanowi skierować się w stronę budynku numer cztery. Być może szkolenie Przymierza, w którym tkwił przez tak wiele lat, było warte tyle samo co szkolenia otaczających go ochroniarzy razem wziętych. Może instynkt przetrwania, dzięki któremu wyrósł na funkcjonującego osobnika po terrorze, jaki spotkał ich dwójkę w Akademii, wyciągnie go z tych opałów. Ten sam, który uratował go nieraz przed ciężką, turiańską ręką, który zatrzymał jego ciało przed upadkiem z wysokiej wysokości, który sięgnął po szklankę biotycznym polem tam, gdzie nie mogła pomóc mu dłoń.
Hunter potrafił przetrwać. Musiała liczyć na to, że cokolwiek stanęło mu na drodze, poradzi sobie z tym tak, jak radził sobie ze wszystkim w ciągu całego swojego życia - z pomocą własnych umiejętności i odrobiny szczęścia.
Zimne, wietrzne powietrze Feros uderzyło w jej ciało gdy wypadła na zewnątrz, z rozmachem rozsuwając drzwi. Odgrodzona od świata zewnętrznego grubą warstwą ceramiki własnego hełmu nie doznała otrzeźwienia, nie poczuła swądu dymu unoszącego się w powietrzu. Poza stłumionymi krzykami słyszała jedynie głośne bicie własnego serca, czuła adrenalinę pompowaną przez jej serce do każdego zakamarka jej ciała. Napięcie w udach, które ruszyły do biegu, lekkie wibracje powietrza skrzącego się od biotyki, której iskierki tańczyły na powierzchni jej zakutych w rękawice dłoni. W tej chwili cel był tylko jeden - krystalicznie jasny, jak światło na końcu tunelu, wokół którego nie dostrzegała niczego. Ani dymu znad zniszczonych konstrukcji, ani przeszywających powietrze pocisków posłanych w jej stronę. Niektóre, zbłąkane, dotarły do celu, a ich impakt przyjęły na siebie jej tarcze.
Zemsta kierowała ją naprzód. Nakazywała biec, nawet, gdy do jej ucha docierały krzyki, nawet gdy omni-klucz piknął z komunikatem od Huntera, którego nie miała czasu przeczytać. Wybiegając na zewnątrz, w środek stworzonego przez drugiego biotyka chaosu, musiała liczyć się ze zwróceniem na siebie uwagi. Nie miała wiele czasu - zaledwie tyle, ile zdąży kupić jej Mark, nadal stanowiąc dla ochroniarzy cel numer jeden.
Uderzone z całą mocą szturmowca drzwi ugięły się przed potęgą pola efektu masy, żałośnie wypadając z trzymających je w ryzach zawiasów. Metalowa płyta uderzyła o ścianę naprzeciw, wyginając jak tania, cienka blacha potraktowana uderzeniem młota. Račan wylądowała tuż obok, wpadając do średniej wielkości pomieszczenia, które musiało stanowić biuro, może więzienie, może sam gabinet prezesa - w tej chwili meble poustawiane pod ścianami nie dawały jej żadnej wiedzy o tym, gdzie była.
Ale wiedziała kogo tutaj nie było.
Turianie, których dostrzegła na monitoringu, zniknęli. Przypięta do biurka kajdankami, skurczona kobieca postać wpatrywała się w nią z mieszanką strachu i przerażenia.
Lockley dojrzała. Jej okrągła twarz nosiła na sobie ślady zmęczenia, a wychudłe policzki potwierdzały kiepski stan, w którym musiała żyć od ostatnich lat. Mimo tego, jej oczy nadal połyskiwały w ten sam, dziecięcy sposób, który Mila rozpoznała ze wspomnień. Ubrana w tani, standardowy pancerz, stała koło odrzuconego w bok krzesła, usilnie starając się uwolnić. Biorąc pod uwagę ślady na ziemi, przesunęła biurko, do którego ją przypięto, dobry metr od miejsca, w którym stało docelowo.
- A ty to kurwa kim jesteś? - warknęła, oschle, z początku nie rozpoznając w Mili starej przyjaciółki z czasów akademii. Dopiero po chwili jej twarz nieco stężała, a sama przestała się wyrywać, bezskutecznie usiłując wydostać z kajdanek. - Czekaj, ja cię... - umilkła. Na krótką chwilę, jej złość uległa zaskoczeniu.
Najemniczka była prawdopodobnie ostatnią osobą, jaką Julie spodziewała się zastać w tym miejscu.
Nikt nie wbiegł za Milą do środka - przynajmniej na razie. Za plecami widziała, że w okolicach pojazdu i sali treningowej rozgorzała na dobre walka. Powietrze przecinały czarne smugi dymu. Miała chwilę na przeczytanie wiadomości od Huntera.
Widziałem jakichś turian, wymknęli się tyłem. Idą do mnie, chyba.
Mila Račan
Awatar użytkownika
Posty: 279
Rejestracja: 1 cze 2021, o 10:48
Miano: Mila Račan
Wiek: 33
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemniczka
Lokalizacja: Horyzont
Status: Cud że jeszcze żyje
Kredyty: 5.895
Medals:

Re: Kolonia

11 mar 2022, o 20:31

Nic nie miało teraz znaczenia oprócz dorwania turian będących najprawdopodobniej jej starymi nauczycielami. Zaślepiona żądzą zemsty, której nie czuła od bardzo długiego czasu, Mila wypadła na zewnątrz z hukiem, niemal nie zatrzymując się w miejscu. Nie czuła wiatru, swąd palonych budynków dochodził do niej ledwo przez filtry powietrza, a i kolejne wybuchy i wystrzały ledwo były rejestrowane w jej głowie.

Pędząc na łeb na szyję, nie przejmowała się nawet tym, czy ktoś ją ujrzy. Czuła delikatny impakt pocisków odbijających się od jej tarcz, ale nie robiła sobie z tego wiele, po prostu biegnąc napędzana zdenerwowaniem. Jej myśli, racjonalne pobudki były aktualnie przyćmione dzięki widokowi, który zastała w serwerowni; miało to też związek z jej puszczeniem moralnych barier, aktywując tym samym jakąś dziką część, która wyrywała ją do przodu, napędzała adrenalinę i poruszała jej nogami.

Drzwi nie były dla niej przeszkodą. Po prostu wpadła w nie, kumulując zbieraną wcześniej nieświadomie energię biotyczną, tym samym wyrywając je z zawiasów i wpadając do środka razem z nimi, niczym prawdziwy szturmowiec. Przebiegła jeszcze w środku kilka kroków, unosząc strzelbę gotową do strzału, zanim zorientowała się, że nie było tutaj jej celów.

Stanęła na środku pomieszczenia, dysząc ciężko od biegu i emocji i rozglądając się po... biurze? Właściwie nie interesowało ją teraz to, co tutaj normalnie było, a to, czego tutaj nie było, w tym przypadku – jej nauczycieli. Na krótką chwilę nawet stała tak oszołomiona od nadmiaru emocji przelewających się przez jej ciało, zanim w końcu zwróciła uwagę na jedyną osobę w środku, aktualnie siłującą się z kajdankami. Kilka głębszych wdechów i wydechów pozwoliło nieco uspokoić szalejącą w jej umyśle burzę na tyle, by przyjrzeć się tej, która właśnie do niej warczała.

Julie — stwierdziła fakt, przez kilka sekund przyglądając jej się bliżej; przypominała swoją młodszą wersję sprzed kilkunastu lat, ale czas i na nią wpłynął, przez co wyglądała jak typowa mieszkanka gorszych sektorów Omegi. Wszyscy najwyraźniej się zmienili, razem z Milą, czasem na gorsze, czasem na lepsze. Najemniczka lubiła wierzyć, że jej własne życie było poukładane, a sama jest idealnym przykładem tego, jak powinno radzić sobie z taką traumą, ale najwyraźniej... najwyraźniej nie.

Czując drżenie mięśni gotowych do akcji, Mila raźnym krokiem podeszła do kobiety i uruchamiając omni-ostrze, przecięła bez namysłu jej kajdanki, przy okazji zerkając na wiadomość, która musiała jej przyjść chwilę temu. Fuknęła i zaklęła cicho, rozglądając się po okolicy i w końcu zatrzymując się na samej Lockley, oceniając jej zdolności bojowe i to, czy miała przy sobie broń jakąś inną broń niż biotykę.

Zbieraj się, idziemy wykończyć resztę skurwysynów — rzuciła w jej stronę, odpisując szybko Markowi: Mam Julie, idziemy po nich, trzymaj się tam. Podeszła do wyważonych drzwi, nieco spokojniejsza, jednak ciągle z adrenaliną buzującą w jej żyłach. — Lecą po Marka, więc zajdziemy ich od tyłu i urządzimy im piekło, zanim się tam dostaną — dopowiedziała, bez żadnego przywitania, zapytania czy wszystko z nią w porządku. Chciała dorwać turian, Julie była jej naprawdę drugorzędnym celem w tej chwili.

Jeśli tylko dziewczyna za nią podążyła, cokolwiek by nie mówiła, Mila przekroczyła przez framugę i starając się zignorować ewentualne kolejne strzały, skręciła od razu w lewo, przeskakując między skrzynkami i chcąc przejść tym samym na tyły czwartego budynku, stamtąd biegiem między krawędzią a ścianami dotrzeć do turian, których pragnęła teraz zmaltretować.

Misja z uratowania Julie zamieniła się w wendettę; zresztą nie miała nawet zbytnio innego wyboru, będąc w centrum strzelaniny. Nawet rozjuszona, jak teraz była, z tyłu głowy wiedziała, że dobrze byłoby uratować Huntera, zabić paru turian i później uciec. Nie przyjmą na siebie całej placówki, ale może zdejmą tylu nieszczęsnych byłych nauczycieli, ilu tylko mogą.
ObrazekObrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Kolonia

17 mar 2022, o 20:35

Wyświetl wiadomość pozafabularną Lockley nie miała przy sobie broni, a przynajmniej tak wydawało się z początku. Gdy tylko Mila pomogła jej uwolnić się z kajdanek, którymi przymocowana była na stałe do biurka, kobieta wyprostowała się, drżąc. Nie z zimna, a z wypełniających jej ciało emocji. Była wysoka, szpakowata, wyraźnie niedożywiona. Pancerz w najmniejszym możliwym rozmiarze wydawał się ją połykać w całości, a głowa wystająca znad napierśnika wydawała się przynależeć do innego ciała niż jej własne. Mimo tego, w jej oczach połyskiwały płomienie wściekłości.
Nietrudno było odgadnąć, że nią kierowała wyłącznie wendeta. Może ratunek dzieci uwięzionych w tej placówce był tylko przykrywką, może drugorzędnym celem, a może jak najemniczka, Julie naprawdę planowała przede wszystkim pomóc tym, którzy tej pomocy wymagali. Pomóc im uciec od tego, co zniszczyło jej dzieciństwo, co zrzuciło ją na ścieżkę życia, która mknęła wyłącznie ku otchłani w dole. Może dopiero widząc na własne oczy turiańskie twarze, rozbudziła się w niej potrzeba zemsty większa niż wszystko inne. Taka, która zaćmiewała umysł, nakazując ciału biec naprzód, wymierzyć sprawiedliwość.
- Mark też tu jest? - spytała, jakby zdziwiona, podchodząc do biurka od drugiej strony. Otworzyła siłą szafkę trzymaną w zamknięciu bardzo wątłym zamkiem i wyjęła ze środka pistolet, który musiał należeć do niej. - No tak. Pewnie on ci o mnie powiedział.
Westchnęła lekko, sprawdzając, czy broń jest nabita. Ruszyła od razu w kierunku wyjścia, kiwając głową na słowa Racan. Nie zamierzała nadrabiać zaległości, które miały w kwestii swojej znajomości. Teraz, gdy do środka wpadał z zewnątrz swąd dymu, a z oddali dochodziły ich strzały, wiedziała, co było najważniejsze.
- Zabijmy tych skurwieli - warknęła na potwierdzenie, nie mówiąc o Marku, nie mówiąc o dzieciach schowanych w dormitoriach. Lockley miała wyłącznie jeden cel, a jej zamrożona w złości twarz nie dopuszczała żadnych innych emocji. - Za to wszystko, co nam zrobili. Za to, co robią teraz.
Nieważne, czy była gotowa do walki, czy nie. Mila nie wiedziała w jakim kobieta była stanie, a jednak wypadła na zewnątrz od razu, rzucając się w kierunku, w którym wskazała jej najemniczka. Nie czekała na potwierdzenie, na plan, który mogły wymyślić. Po prostu ruszyła naprzód.
Gdy wpadły za budynki, otchłań po ich lewej stronie wydawała się jeszcze bliższa niż wcześniej. Przestrzeń między barierą a ścianą budynku była wąska, czego Julie niemal nie odczuła, mknąc naprzód ze swoją wątłą posturą. Racan prawdopodobnie byłaby bardziej ostrożna niż teraz, gdyby i jej nie gnała do przodu adrenalina.
Dostrzegli stojących w prześwicie między budynkami turian. Wśród nich, jedna, znajoma twarz wyróżniła się na tle trzech innych.
- To on! - ryknęła Lockley, obracając się na sekundę do Mili.
Na dźwięk jej słów, Oraka zatrzymał się, odwracając w ich stronę. W przeciwieństwie do reszty turian, wydawał się uzbrojony. W dłoniach trzymał karabin szturmowy, a na dwójkę nadciągających kobiet spojrzał butnie.
- Zabierzcie dzieci - polecił pozostałym, którzy, nie obracając się, pomknęli dalej do dormitoriów. Turianin zamiast tego machnął do Julie, ze złością wyginającą jego pooraną bliznami twarz. - To mnie chcecie, prawda? Jeszcze wam mało?! - ryknął do nich, w reakcji na co Lockley wykrzyknęła w odpowiedzi coś, co zniknęło w podmuchu wiatru.
Feros było zimne, a gdy jego słońce chyliło się ku zachodowi, szybko ogarniał je półmrok.
- To chodźcie! - warknął Oraka, skręcając w bok, w przejście między jednym budynkiem a drugim, przeskakując przez blokującą mu wyjście osłonę. Nawet, jeśli Mila zamierzała zrobić co innego, Julie nie słuchając się niczego pomknęła tuż za nim, w ślepej chęci starcia z nieuniknionym.
Znów znalazły się na środku platformy. W chaosie, który panował dookoła, tylko jeden ochroniarz przybiegł do Oraki, który odbezpieczył swój karabin szturmowy. Nim ktokolwiek wypowiedział choć słowo, wypadająca na zewnątrz Julie cisnęła w kierunku jego pomocnika biotycznym pociskiem.
Zupełnie tak, jakby Orakę chciała zostawić na sam koniec.
Mila Račan
Awatar użytkownika
Posty: 279
Rejestracja: 1 cze 2021, o 10:48
Miano: Mila Račan
Wiek: 33
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemniczka
Lokalizacja: Horyzont
Status: Cud że jeszcze żyje
Kredyty: 5.895
Medals:

Re: Kolonia

17 mar 2022, o 21:35

Aktualnie Milę nie obchodziła zbytnio gotowość bojowa Julie, chociaż ta do najlepszych nie należała z kilku względów – nie brakowało jej werwy i ognia zemsty, ale fizycznie ewidentnie niedomagała, pewnie przez swój tryb życia. Aktualnie Milę obchodziło dostanie się do turian i wyrwanie ich flaków tak, jak stoją, aby w końcu dać upust swojej złości i zrobić jedną rzecz, na której naprawdę jej zależało; zemścić się. Julie się nie liczyła, dzieci... gdy ochłonie, pewnie zacznie nimi się przejmować.

Powiedział — burknęła, zniecierpliwionym ruchem uwalniając kobietę z kajdan i obserwując, jak wyciąga coś z biurka, jak się szybko okazało, pistolet. Tupiąc nogą, pogoniła Lockley, aby ta jak najszybciej wyszła z pomieszczenia, jej groźby kwitując jedynie cichym mruknięciem mającym sygnalizować zgodzenie się z nią. Czując, jak jej żyły wręcz goreją od ilości adrenaliny i złości, biegiem popędziła za dziewczyną na tyły budynków, prześlizgując się tam i natychmiast ruszając do przodu, nie zastanawiając się nawet nad tym, że kilkadziesiąt centymetrów od niej jest śmiercionośna przepaść.

Na wrzask Julie zatrzymała się w miejscu, widząc czwórkę turian, którzy nie zdołali jeszcze dopaść Marka. Wśród nich jedna twarz, jedna sylwetka mocniej była zarysowana od pozostałych – twarz, która śniła jej się jeszcze wiele lat po nocach, twarz, którą nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek zobaczy.

Oraka.

Twarz, starsza o te kilkanaście lat, warcząca teraz rozkazy i wyzywająca ich na pojedynek wyryła się w głowie Mili; nie potrafiła teraz przyjąć do świadomości, że koszmar jej dzieciństwa stoi przed nią... że lata upokorzeń i dławienia jej hartu ducha minęły. Na chwilę ponownie stała się dwunastoletnią dziewczynką, która odmawiała wykonania zadania, która wpychała się między dorosłego turianina a Julie, dostając dwa razy sroższą naganę za swoje zachowanie. Ponownie czuła skręcający się żołądek, gdy za jej niezadowalające wyniki w biotyce odmówiono jej posiłku. Poczuła się mała, nieważna, popychana.

Obok niej mignęła Julie, która pobiegła za rzucającym im rękawicę Oraką. Mila niemal automatycznie zmusiła się do ruchu, czując niespokojne drżenie rąk i kolan, gdy przeskakiwała nad osłoną. Ciało pamiętało, że nie miało już piętnastu, a trzydzieści lat i że jest dostosowane do całkiem innych rzeczy. Stając więc na platformie, oko w oko z dawnym nauczycielem, ostatni ciężki oddech wyrwał się z piersi najemniczki, zaś metal rękawic zazgrzytał o trzymaną lufę strzelby. Nie była już małą dziewczynką. Nie miała się czego bać; ba, mogła stanąć w szranki z Oraką i pokazać, czego się nauczyła... nie, mogła pokazać sobie, że jest lepsza od niego, pomimo jego nauk.

Właściwie, dlaczego miałaby coś mu pokazywać i udowadniać? Nie musiała zadowalać jednego byłego trenera piętnaście lat później ani nikogo innego, jak jej terapeuta wiele lat temu wspominał; nie, nie miała mu nic do udowodnienia. Oraka był po prostu skurwysynem wyżywającym się na dzieciach i powinien zdechnąć już wieki temu. Nie powinno być w tym więcej filozofii, niż jest teraz. Nie zasługiwał na więcej uwagi.

Julie rzuciła biotycznym pociskiem w przydupasa, zaś Mila spoglądając teraz z zimnym, wykalkulowanym spokojem na Artemusa i tego obok, przesunęła się krok do przodu, otaczając się powoli biotyczną chmurą. Każdy, kto torturował dzieci, był winny. Dlatego musieli zginąć. Dlatego Račan w tym momencie uwolniła swoją energię w postaci wybuchu Nowy, pozwalając tarczom wziąć na siebie szkody, jakie taki wybuch wywoływał w jej ciele. Następnie uniosła strzelbę i wystrzeliła do ochroniarza, chcąc pozbyć się go jak najszybciej i skupić się na jej byłym nauczycielu, którego ponownie postanowiła potraktować Nową.

Nie musiała niczego nikomu udowadniać. Była dobrą biotyczką, dobrą wojowniczką. Żaden turianin nie był wart jej uwagi. Żaden... trzeba było tylko pozbyć się tej gorejącej nienawiści, tej chęci wystrzelenia do przodu i zanurzenia w nim ostrza... i wysłuchiwania błagań... wysłuchania pochwały. Tej ostatniej, mściwej, kiedy uczeń staje się lepszy od mistrza.
ObrazekObrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Kolonia

18 mar 2022, o 13:43

Inicjatywa na pierwszą turę
Julie > Mila > Oraka > Ochroniarz
Inicjatywa na pozostałe tury:
Wyświetl wiadomość pozafabularną

[h4]akcja 1[/h4]
Wyświetl wiadomość pozafabularną

[h4]akcja 2[/h4]
Wyświetl wiadomość pozafabularną

[h4]akcja 3[/h4]
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Kolonia

18 mar 2022, o 15:13

Wyświetl wiadomość pozafabularną Twarz Oraki była obliczem koszmaru z przeszłości - koszmaru, który powracał każdej, niespokojnej nocy, gdy historia zataczała koło w zimnych objęciach snu. Nie było różnicy między głosem, który zapamiętała Račan, a tym, który ostro wypowiadał rozkazy do swoich podwładnych. Pozostali turianie zniknęli, mknąc wzdłuż barierki w stronę bezpiecznego obejścia do dormitoriów, podczas gdy Artemus ściągał na siebie uwagę pozostałej dwójki.
W dłoniach trzymał karabin, lecz między jego palcami iskrzyły biotyczne płomyki, gotowe do reakcji, gotowe do ataku. Nie kojarzyły się najemniczce zbyt dobrze. Oraka nigdy nie pokazywał swoich biotycznych umiejętności, jeśli nie był gotów je wykorzystać, w wymyślny sposób karząc swoich podopiecznych. Choć błękitne języki towarzyszyły wszystkim studentom akademii, z reguły, gdy pojawiały się u któregokolwiek z nauczycieli, oznaczało to ogromne kłopoty.
- Czegokolwiek chcecie, załatwmy to między nami! - ryknął, gdy wyszli na otwarte powietrze. Na czerniejącym niebie smugi dymu stawały się coraz mniej widoczne, łącząc z mętną atmosferą gazowego giganta. Towarzyszący mu ochroniarz był starszym, ludzkim mężczyzną odzianym w pancerz. W przeciwieństwie do Oraki, wydawał się nie mieć żadnego pojęcia o tym, kim były obie kobiety, ale był oddany swojej pracy - a jednym z jej aspektów była ochrona turianina.
- Masz czelność się zastanawiać? - krzyknęła w odpowiedzi Lockley, głosem wypełnionym jadem. Jej smukła sylwetka wystrzeliła do przodu w wyćwiczonym ruchu, posyłając ku ochroniarzowi biotyczny pocisk. Błękitne smugi spowiły jego sylwetkę, gdy uderzyły w cel, wymuszając wzmożone działanie na jego generatorze tarcz.
Račan nie wdawała się w ich dyskusję. Skoncentrowanie otaczającej jej siły było dla niej niczym odruch, jak wypuszczenie powietrza z ust i zaczerpnięcie nowego wdechu. Jeden krok naprzód, jeden ruch ramion, które pochwyciły tę niewidzialną moc jak coś materialnego. Czuła w opuszkach palców drżenie, gdy wyprowadzone z równowagi pole efektu masy nabierało napięcia, by znajdując się powyżej poziomu krytycznego, wysunąć z jej władzy, wystrzeliwując dookoła niej. Wyprowadzenie z równowagi odwiecznej stabilności liczyło się z konsekwencjami - nawet jej, biotyka w takich sytuacjach umykała, a część płomieni otarło się o jej generator tarcz, niemniej wymiana była słuszna i wartościowa. Eksplozja wysadziła pole, które na ochroniarzu umieściła Julie, wywołując wybuch, który pozostawił w powietrzu zapach ozonu.
- Zrujnowałeś nam życie. Sprowadziłeś nas do zwierząt w zagrodzie. Wiesz, ile miałam wtedy lat, Oraka? Wiesz, kurwa, ile miałam lat? - ryknęła Julie, z wściekłością chwytając biotycznym ramieniem ciało bezbronnego ochroniarza, unosząc je w górę. Mężczyzna z krzykiem poderwał się z ziemi, usiłując wciąż zdziałać coś w kontrataku, nieświadom tego, w jak beznadziejnym położeniu się znalazł.
Uniesiony, stanowił łatwy cel dla Mili. Znajomy odrzut popieścił jej ramię, gdy śrut przeorał pancerz i twarz ochroniarza, wydzierając z jego gardła żałosny krzyk bólu. Mężczyzna sięgnął do pasa, w smutnej, chaotycznej próbie odgrodzenia się od atakujących ciskając na ziemię urządzenie, które aktywowało na powierzchni połyskującą barierę. Stojący za nimi Oraka otoczony był błękitnymi płomieniami, lecz w chaosie walki, wydawał się być pozbawiony możliwości kontrataku. Jego biotyczne pola nie trafiały w żadną z nich.
- Myślałeś, że możesz wrócić do tego bezkarnie? Myślałeś, że ci kurwa pozwolę?! - krzyknęła kobieta, wysadzając natychmiast misternie zbudowaną barykadę, odsłaniając dwójkę mężczyzn Račan, której wzburzone pole efektu masy pokierowało się łapczywie w kierunku wrażliwych, odsłoniętych celów.
Na krótką chwilę, świat zniknął w niebieskich płomieniach szalejącej eksplozji. Wiedziały tylko, że obie były nietknięte. Pierwszym odgłosem, jaki dotarł do nich po chwili, było stąpnięcie, z jakim na ziemię opadło wcześniej unoszone ciało ochroniarza. Teraz, pokiereszowane biotyką i szrapnelem, wpatrywało się martwymi oczami w ciemne niebo Feros.
Oraka klęczał, dysząc ciężko. Jego pancerz był uszkodzony, parował na zimnym powietrzu planety. Milczał, z głową zwieszoną w dół. Biotyka ujawniła prawdziwą twarz koszmaru, który towarzyszył nim przez lata.
A ta twarz była stara. Naznaczona latami doświadczeń, które pozostawiły na jego ceramicznych płytkach głębokie bruzdy blizn i zmarszczek. Jego sylwetka była zgarbiona, zmarniała, w niczym nie przypominająca potężnej postury żołnierza, którym niegdyś był. Złość wypaliła w jego tęczówkach cień, którego nie zmazać potrafiła żadna odległość, ani żaden czas, jednak jego wzrok był przygaszony. Ciało, zmęczone latami trudu, poddało się pod naporem ataku młodych, uzdolnionych biotyczek. Tych samych, które niegdyś karał za opuszczoną szklankę, które niegdyś traktował tak surowo.
Tych samych, które być może część swojego sukcesu zawdzięczały jego nauczaniu, jednak żaden jego element nie był wart tego, co musiały znieść, by go zdobić.
- Art, Art! - młody, dziecięcy głos przebił się przez gasnące odgłosy odległej bitwy, przez głośny, pełen furii oddech Lockley i dudniące w uszach Mili bicie serca. Dobiegał od strony dormitoriów, z których ku nim mknęła dziewczynka. W tej groteskowej scenie, wyrywając się innej turiance, przecinała spowitą bruzdami eksplozji granatów powierzchnię platformy, mknąc w ich kierunku. Nie mogła mieć więcej, niż jedenastu lat. W jej wielkich oczach najemniczka rozpoznała dziecko, które widziała wcześniej w oknie, przyglądające jej się z zainteresowaniem. Odziana była w tanie, poszarpane, ale czyste ubrania, charakterystyczne dla mieszkańców Nadziei Zhu.
Ignorując obie kobiety, nie spoglądając na leżące na ziemi ciało, przylgnęła do skulonej sylwetki turianina, który drgnął gwałtownie, budząc się do życia.
- Głupie dziecko, wynoś się stąd, póki masz okazję! - krzyknęła Lockley, zbyt zaślepiona złością, by widok dziecka ją powstrzymał. Spowita błękitnymi płomieniami, postąpiła krok naprzód w stronę Oraki, gotowa uciec się do przemocy, zakończyć cykl dręczących ją koszmarów, gdy tylko dziewczynka usunie się z drogi.
- Mia, uciekaj. Natychmiast! - zarządził turianin, odsuwając ją od siebie bezskutecznie - przycisnęła mocniej twarz do jego pancerza, ze strachem, gdy dostrzegła obok martwe ciało. Jej ubrania brudziły się błękitną krwią. - Zabiorą cię do kolonii, wynoś się, dziecko! - dodał ostrzej.
Gdy uniósł wzrok na dwójkę atakujących, Račan po raz pierwszy w życiu mogła dostrzec w jego ciemnych tęczówkach strach.
- Nie chcę! Chodźmy razem, proszę - krzyknęła Mia w odpowiedzi, zanosząc się płaczem, gdy mężczyzna odsuwał ją od siebie siłą.
- Wyprałeś im mózgi, demonie - syknęła Lockley, podchodząc jeszcze bliżej, niebezpiecznie blisko. - Właśnie za to zginiesz.
Omni-klucz Mili piknął wiadomością od Marka.
Trzech nie żyje, pozostali ranni od granatów. Biegnę do was. Nie pozwól Julie zrobić nic głupiego, zanim tam dotrę.
Mila Račan
Awatar użytkownika
Posty: 279
Rejestracja: 1 cze 2021, o 10:48
Miano: Mila Račan
Wiek: 33
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemniczka
Lokalizacja: Horyzont
Status: Cud że jeszcze żyje
Kredyty: 5.895
Medals:

Re: Kolonia

18 mar 2022, o 16:12

Odcięcie się od emocji było... rozsądnym rozwiązaniem. Stojąc na środku platformy wśród dymu, słysząc gorzkie słowa Julie odbijane przez wściekłe warknięcia Oraki, kobieta skupiła się tylko na walce, na tym, w czym była wyszkolona od małego. Jej ruchy były automatyczne, oddech powoli się normował, z każdą sekundą zaś odcinała się od burzy emocji, od chęci zmiażdżenia tej nienawistnej twarzy. Pozostawała zimna kalkulacja – i kolejne niszczycielskie fale biotyki, które wypluwała z siebie w momencie, gdy Julie strzelała swoimi pociskami biotycznymi.

Ochroniarz pomagający Orace nie miał najmniejszych szans przeciw dziewczynom; ich połączone umiejętności biotyczne doprawiane Sejmitarem wykończyły go natychmiast, Artemusa zaś poniewierając mocno do tego stopnia, że ten aż sam upadł i klęczał teraz przed nimi, obnażony.

Adrenalina po walce opadła wraz z ciałem najemnika, który nawet nie miał szans na obronienie się; pozostało jedynie uczucie wypalanych mięśni i resztki skumulowanej energii błąkającej się po jej tarczach, a także cisza w jej środku, która potęgowała kłębiące się tam emocje. Wpatrywała się teraz w twarz, która nosiła oznaki starości – ile bowiem Oraka mógł mieć lat, z 50, 60? Spędził lata na dręczeniu dzieci i widać to było w pierwszych rysach na jego karapaksie, na tym pełnym nienawiści spojrzeniu, w którym najemniczka nawet nie chciała doszukiwać się lżejszych emocji.

Pokonała swój koszmar i to dosłownie.

Podobnie do Julie, postąpiła krok do przodu, unosząc już strzelbę do kolejnego wystrzału, tym razem mającego zakończyć żywot Oraki, kiedy usłyszała czyjś głos. Drgnęła, odwracając głowę w stronę tego źródła, by poczuć, jak jej serce podchodzi do gardła na widok tej samej dziewczynki, która wcześniej ją obserwowała przez szybę.

Co ona robi?!

Z niedowierzaniem Mila spoglądała na to, jak tuli się do turianina, jak pomimo jego rozkazów ta... Mia nie chce się od niego odkleić. Mając starego nauczyciela na muszce, chcąc nie chcąc zauważyła, że z tej odległości czegokolwiek nie zrobi, zrani dziewczynkę... a tego nie chciała za żadne skarby. W końcu to nie była jej wina, że wtłoczyli jej do głowy cokolwiek tam ubzdurali. Być może nie zaznała innego życia, być może przekonali ją, że to jest dla niej dobre. Jeszcze w akademii przecież zawsze znajdywało się paru cyngli, którzy robili wszystko, aby przeżyć, więc tutaj mogło być podobnie... zwykły syndrom, nic więcej.

Bo przecież nie mogła się mylić. Widziała nagrania, nie zmienili się. Widziała po Orace, że był taki sam. Musieli im wyprać mózgi.

Piknięcie otrząsnęło ją z amoku, podczas którego Julie wykrzykiwała kolejne groźby. Wiadomość od Marka nieco ją otrzeźwiła i pozwoliła spojrzeć na to, co wyprawia Lockley z większym przestrachem. Mila też potrafiła przejść po trupach do celu, ale nie po takich trupach. Dlatego też szybkim krokiem wsunęła się między Orakę, a Julie, stając do tej drugiej twarzą w twarz. — Julie. Nie chcesz niszczyć psychiki tego dziecka bardziej, niż już jest skrzywiona — syknęła, chcąc na chwilę zatrzymać dziewczynę przed sobą. Następnie zerknęła na szamoczącą się dziewczynkę, rękę ze strzelbą opuszczając wzdłuż boku. Patrząc tylko nienawistnie na Orakę, chciała chwycić młodą pod ramię i odciągnąć ją od turianina najdalej, jak tylko mogła, by uchronić ją od nieprzyjemnych widoków. Jeśli Julie chciała swoją egzekucję, to Mila nie miała jej prawa tego odmówić... ale nie przy dziecku.

Jeśli jednak Oraka postanowił być skończonym chujem i zasłaniać się dzieckiem, to Mila stojąc kawałek od niego uniosła delikatnie strzelbę, wycedzając cicho: — Nagle ci zależy na wychowankach, tak? Szczerze, to nie potrafię zrozumieć, jakim skurwysynem trzeba być, żeby zasłaniać się dzieckiem. Jakim psychopatą... żeby to robić — ręka jej lekko zadrżała, podobnie zresztą do głosu. Przeniosła spojrzenie na dziewczynkę i odezwała się bezpośrednio do niej, starając się brzmieć chociaż odrobinę lżej: — Mia, jesteś już duża, więc na pewno rozumiesz, że... Art... nie pomożesz... Artowi. Rób co ci mówi i biegnij do pozostałych.

Mila czuła się bezsilna, po raz pierwszy od dawna. Uczucie to było dla niej... zbyt przytłaczające. Ale liczyło się, żeby dzieci przeżyły i żeby Julie nie zrobiła niczego głupiego.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Ostatnio zmieniony 18 mar 2022, o 20:10 przez Mila Račan, łącznie zmieniany 1 raz.
ObrazekObrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Kolonia

18 mar 2022, o 19:38

[h3]Reakcja - Mia[/h3]
A<33<B<66<C
0
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Kolonia

18 mar 2022, o 20:00

Wyświetl wiadomość pozafabularną Na samo podejście Mili bliżej, dziewczynka wrzasnęła z przerażeniem, mocniej wciskając się w pancerz turianina. Oraka opadł w pełni na kolana, w geście, który mogły uznać za poddanie się, akceptację swojego losu - lub zwyczajne zmęczenie odniesionymi w tak krótkim czasie, rozległymi ranami. Zaprzestał już próbować ją od siebie odciągnąć - wręcz przeciwnie, widząc morderczy wzrok najemniczki, który choć nie był skierowany na dziecko, to w parze z jej próbą zabrania Mii z jego ramion nie wyglądał zbyt pocieszająco, chwycił dziecko mocniej i odsunął od Račan, zasłaniając własnymi ramionami.
- Zostaw ją, przecież widzisz, że się ciebie boi - syknął, wypowiadając słowa tak kuriozalne dla ich obecnego położenia, że Lockley wybuchła śmiechem.
Śmiechem goryczy i odrobiny szaleństwa, na którego skraj doprowadziła ją turiański wojskowy, niegdyś biotyk tak wybitny, jak okrutny.
- Boi się? Nas? Kiedy trzyma ją taki, pierdolony potwór jak ty? - prychnęła z wzgardą, podchodząc bliżej Račan. Pomimo wrogiego wyglądu Mili, gdy bliżej podeszła Julie, mężczyzna skrzywił się, jakby z ich dwójki to Lockley była groźniejsza.
Nie liczyła się w końcu ich sylwetka, ani zdrowie ich ciała. Nie liczył się trening i umiejętności, ani nawet mroczna przeszłość którejkolwiek z nich. Choć Milą kierowała żądza zemsty, to natrafiając na mur dziecięcej niewinności wstrzymała się na minutę, dwie, starając znaleźć obejście, zamiast spoglądać w otchłań i decydować, w którym momencie powinna weń wskoczyć. Z Julie emanowała furia, pod której wpływem jej ciało drżało, usta rozchylały się lekko, gdy dyszała jak po ukończeniu maratonu. Nierzucenie się na Orakę, nawet gdyby miało być kosztem niewinnej istoty, wymagało od niej resztek trzeźwości, które powoli zaczynały się kończyć.
- Co wy, do cholery, robicie! - krzyk Huntera nadbiegł gdy tylko dostrzegły sylwetkę mężczyzny wyłaniającą się spomiędzy dwóch budynków, ruszającą truchtem w ich stronę. Kulał lekko, widocznie ranny, ale na widok dantejskiej sceny na środku platformy adrenalina kierowała go jak najszybciej w ich stronę.
- Pamiętam was. Pamiętam akademię - odezwał się ochrypło Artemus, przenosząc swój wzrok z dwójki kobiet na nadchodzącego mężczyznę.
Umilkł nagle, zwieszając wzrok, jakby na moment skonfrontował się z własnym demonem, skrytym głęboko w jego podświadomości, wychodzącym jedynie pod szatą nocnych horrorów. Oraka nie był jedynie starym turianinem, echem przeszłości, który w ich uszach pobrzmiewał niczym wrzask odległej banshee. Był skorupą, pustą w miejscach, w których niegdyś gościła nienawiść, werwa i chora ambicja. Akademia wypaliła czarne plamy na jego duszy i ciele, pozostawiając wrak tego, czym był niegdyś.
Wypuścił dziewczynkę z ramion, która odsunęła się, ale tylko lekko. Pisnęła, gdy jej wzrok nieopatrznie skierował się na rozjuszoną twarz Lockley, zamiast tego przyglądając się Orace.
- Art...? - spytała, niepewnie, jakby szukając potwierdzenia w jego oczach. Z westchnieniem skinął głową, ściskając lekko jej ramiona, jakby nadając jej pewności siebie.
- Idź, dziecko, leć do pozostałych. Wszystko będzie dobrze, rodzice cię odbiorą - przytaknął i, widząc jej wahanie, podrapał ją pieszczotliwie po głowie, tarmosząc krótkie włosy. Uśmiechnęła się i przytaknęła, obracając się. Gdy jej wzrok napotkał spojrzenie Mili, musiała rozpoznać w niej kobietę, którą widziała wcześniej za oknem. Teraz, lękliwie, wyminęła obie kobiety i pobiegła dalej.
- Kto dostępuje zaszczytu? - Lockley uśmiechnęła się z dziką satysfakcją, spoglądając na najemniczkę i w pełni ignorując podbiegającego do nich, dyszącego Marka.
- Wezwali wojsko. Mamy przejebane - wydyszał Hunter, stając obok Julie, spoglądając na Orakę z obrzydzeniem, lecz zaraz po chwili unosząc swój wzrok na Milę. On jeden nie przekładał swojej chęci zemsty na pierwszy plan, zamiast tego usiłując wybudzić Julie z transu. - To wszystko jest legalne, ten ośrodek. Sprawdziłem papiery. To nie tak... to nie tak, jak w akademii. To co robimy, to jest, kurwa, egzekucja. Wszyscy to widzą. Spójrzcie.
Obrócił siłą Julie, która kompletnie zignorowała tłum ludzi wciśnięty pod dormitoriami. Wśród nich byli turianie, lecz żadnego z nich Mila nie rozpoznała. Jedynie Oraka pozostał z akademii BaAT, inni trenerzy trzymali dzieci tyłem do całej sceny, szczędząc im widoku, lub usiłowali je ewakuować. Nikt nie pchał się do walki, nikt nie wykrzykiwał ku nim gróźb. Turiańska trenerka pochwyciła biegnącą ku niej z płaczem Mię, łapiąc ją w ramiona i tuląc do siebie.
- Nic nie usprawiedliwi tego, co zrobiłem przed laty. Chciałbym cofnąć czas, chciałbym... żeby ta wojna nigdy nas nie złamała - głos Artemusa zadrżał, gdy, powoli, nie robiąc gwałtownych ruchów, podnosił się na nogi, trzymając ranny bok dłonią. Nie wyglądał, jakby miał kogokolwiek z nich zaatakować. Po prostu turiański honor nie pozwalał mu umrzeć na kolanach przed swoim oprawcą. - Chciałem tym ludziom pomóc. Starałem się, żeby było... żeby było inaczej - dodał ciszej, jakby sam do siebie, rozumiejąc, że jego słowa niczego nie zmieniają w tym momencie.
Hunter zagrodził Lockley drogę do Oraki. Pomimo wściekłości na jego twarzy, w oczach miał przerażenie konsekwencjami czynu, którego w tej chwili mieli się dopuścić. Jedyne, co wydostawało się z gardła Julie, to wściekłe obelgi, gdy furia ograniczała jej pole widzenia, uniemożliwiając reakcję.
- Mila, spójrz na mnie - warknął Hunter, wiedząc, że nie jest w stanie zatrzymać najemniczki, jeśli będzie chciała, by sprawiedliwości stała się zadość. - Nie mówię, że gość ma ujść z tego płazem. Ale rozejrzyj się. Pomyśl o swojej karierze, o swojej, kurwa, firmie. Oni tu tego tak nie widzą. Oni tu nie mają... tego, przez co my przeszliśmy.
Panicznie wypowiadane argumenty były szybkie, trudne do przełknięcia, ale też rozpaczliwe. Hunter zaciągnął Račan do tego miejsca. Cokolwiek zrobi, na swój sposób, spocznie to też na jego barkach. Wokół nich ludzie, turianie, pracownicy ośrodka i pozostali przy życiu ochroniarze, wpatrywali się w całe zajście. Niektórzy szeptali między sobą, inni łkali, kolejni uspokajali płaczącą młodzież.
Biotyczne pole spowijało żądną krwi postać, podczas gdy stojąca przed nią ofiara kuliła się pod wpływem bólu. Tym razem jednak to krew oprawcy była czerwona.
- Z tego nie będzie powrotu - dodał cicho Hunter, powstrzymując Julie przed zrobieniem tego, co napędzało jej życiem odkąd wydostała się z Akademii.
Pozostawiając wybór Mili.
Mila Račan
Awatar użytkownika
Posty: 279
Rejestracja: 1 cze 2021, o 10:48
Miano: Mila Račan
Wiek: 33
Klasa: Szturmowiec
Rasa: Człowiek
Zawód: Najemniczka
Lokalizacja: Horyzont
Status: Cud że jeszcze żyje
Kredyty: 5.895
Medals:

Re: Kolonia

18 mar 2022, o 22:21

Ku jeszcze większemu zaskoczeniu Mili dziewczynka jeszcze mocniej przytrzymała się do Oraki, który jeszcze ją przytulił. Nie rozumiała do końca dlaczego to robiła, dlaczego płakała. Rozumiała natomiast, że sama Mila była dla niej kimś... innym, być może strasznym, kto chciał ją zabrać od... kogo, do cholery? Psychopaty, jak sama go nazwała. Chociaż widocznym było, że to nie jej się tutaj obawiał najbardziej, a Julie, którą lata bezowocnej pogoni za duchami przeszłości wyczerpały nawet nie tyle fizycznie, co psychicznie. Nawet jeśli Račan pociągnęła w serwerowni za spust, to nie była tak walnięta, by domagać się zemsty kosztem niewinnego dziecka, nawet jeśli było ono zindoktrynowane. Tak się po prostu nie robiło.

Stojąc między dziewczynką a Julie, Mila usłyszała krzyk, na który się odwróciła; Hunter, zraniony, ale cały właśnie się pojawiał, a wraz z nim finalne potwierdzenie od turianina, że ich pamięta. Obserwując zapadającą się w sobie wydmuszkę, kobieta aż zadrżała z nieopisanego zimna; nie tak powinien wyglądać demon straszący ją spod łóżka w przypadkowych nocach, nie tak powinien epatować ktoś, kto swoją chorą ambicję przerzucał na niczemu winne dzieci. Więc dlaczego tak wyglądał, dlaczego nie prężył się dumnie z potworów, które stworzył?

Dlaczego ten sam turianin, który złamał rękę Julie i który gnoił Milę, teraz tak pieszczotliwie odzywał się do tej dziewczynki, z taką ostrożnością ją odsyłał do reszty?

Pomimo burzy emocji, jaką teraz najemniczka przeżywała, widok uciekającej od nich Mii ucieszył ją na tyle, by odrobinę się rozluźnić. Nie odsunęła się jednak, jedyne co robiąc, to głośno wzdychając. Zaczynała być zmęczona psychicznie, szczególnie, gdy podbiegł do nich Mark, informując o wojsku. Jakie, kurwa, wojsko? O co mu chodziło? Jak... legalnie? Przecież... Mila spojrzała na małe zgromadzenie razem z Julie, widząc dzieci, ochroniarzy i trenerów. Turian, których nie poznawała. Dlaczego... dlaczego legalne? Widziała, co tutaj robili, miała nagrania, ukrywali wszystko, MUSIELI być winni. Przecież nie było innego wytłumaczenia.

BaAT też było legalne — odparła bez przekonania kobieta, ściskając po raz setny dzisiaj strzelbę i próbując nie krzyczeć z bezsilności i tej bańki niepewności, która ją otaczała. Głos Oraki tylko pogłębił jej emocjonalną rozpacz; nie chciała, żeby się odzywał, przepraszał ani tłumaczył. — Zamknij się — wycedziła zamiast tego, czując narastający w niej bezsensowny gniew spowodowany całą tą sytuacją. — Nic nie usprawiedliwia waszych chorych ambicji zrobienia z nas maszyn do zabijania. Teraz płaczesz, tulisz te dzieci, ale piętnaście lat jak łamałeś nam ręce, nogi, odmawiałeś wody, to było w porządku? A może też chciałbyś cofnąć czas? Nic nie cofnie tego, że zrobiłeś z nas chorych na głowę pojebów — warcząc, jej dłonie zadrżały mocniej i tylko kolejne słowa Marka ocudziły ją z chęci uniesienia ponownie broni.

Powrotu nie ma od momentu, w którym wsiedliśmy do tego promu, Mark — odparła, spoglądając to na Lockley rzucającą się jak opętana, to na przerażony personel. Personel... spojrzała w bok, na otwarte drzwi serwerowni. To nie mogła być prawda, po prostu NIE MOGŁA. Jeśli bowiem jakimś pieprzonym, chorym cudem zajmują się tutaj dziećmi całkowicie normalnie, to wszystko, co tutaj zrobili, od włamania się, zastraszania, demolkę, po... śmierć niektórych osób, było niepotrzebne.

Mila chciała bardzo wierzyć, że nie po to jej starzy przyjaciele obudzili w niej demony przeszłości, aby wszystko sprowadzało się teraz do tego, że to ONI są tymi złymi psycholami. Jeśli tak czy siak wszystko było legalnie, to dlaczego tak się kryli, nie wspominając o placówce treningowej? To, że to było legalne, nie znaczyło, że w praktyce tak było.

Tak daleko zaszliśmy... nie ma już dla nas powrotu. Julie do reszty odbiło, twoja kariera jest skończona, a ja... będę musiała żyć ze swoimi konsekwencjami — Mila zaczęła po prostu drżeć na całym ciele, wpatrując się z dziecięcą wręcz bezsilnością to na Marka, to na Orakę. Bardzo chciała skulić się w sobie i zapaść, zacząć ryczeć na cały głos. Nie chciała być tak rozdarta, nie chciała odczuwać tylu emocji naraz, nie chciała do tego przede wszystkim wracać w tak gwałtowny sposób.

Legalne — powiedziała, jakby smakując to słowo, po czym kucnęła przy ciężko rannym Orace. Czując ciężar na swoich barkach, ściągnęła hełm, by chociaż na chwilę odetchnąć świeżym powietrzem. Miała wrażenie, że ktoś nałożył ołów na jej powieki. Spoglądając na wizjer hełmu, ujrzała resztki krwi, kości i mózgu chłopaka, którego zamordowała w swoim szale. — Dlaczego więc nie ma nigdzie oficjalnej informacji o tym, że tutaj działa placówka treningowa? Dlaczego widziałam na kamerach w sali treningowej, jak turianin spycha chłopaka kilka metrów w dół bez zabezpieczeń, patrząc jak ten się łamie? Dlaczego zatrudniono zbrodniarza, którego pewnie nawet Hierarchia by straciła, gdyby tylko wszedł w ich przestrzeń? Dlaczego... dlaczego to wszystko się dzieje? — pytania, chociaż rzucane, gdy Mila spoglądała na Orakę, były retorycznymi. W jej oczach pojawiły się pierwsze łzy, gdy próbowała uspokoić się.

Jeśli uwierzę... puszczę wolno... to potem będę sobie pluć w brodę, co tutaj zrobiłam, czego nie zrobiłam. Jeśli nie uwierzę, będę tak samo się czuła — westchnęła, teraz gapiąc się na Orakę, jakby wręcz pragnęła jakiejś porady od niego. Następnie zaśmiała się potępieńczo, tuląc hełm jedną dłonią i aktywując omni-ostrze drugą. — Siedemnaście lat, terapia, problemy ze znalezieniem swojego miejsca... kurwa, serio to wszystko sprowadza się do jednej osoby? Czemu... czemu to nie może być prostsze? — zapytała, czując coś mokrego spływającego po jej policzku. Smarknęła nosem, kolejny raz parskając. — Co by pomyślał Crassus... co by...

Uczucie nadchodzącego katharsis, które czuła, że ją tutaj spotka, kumulowało się w niej. W ten czy inny sposób domknie ten rozdział historii swojego życia; śmiercią bądź jej darowaniem. Tak czy siak będzie miała wyrzuty sumienia, tak czy siak będzie się zastanawiać, co było tym właściwym rozwiązaniem. Mogła... mogła jeszcze zrobić coś innego, prawda? Wyciągnęła wszystkie dane, skoro to było legalne... mogła to jakoś prześwietlić. A jeśli jakimś cudem się okaże... okazać się mogło wiele rzeczy. No i Crassus. Jeśli to wszystko było legalne to... to... czy chciała zrujnować mu życie? Myślała, że zamknęła za sobą ten rozdział, że terapia pomogła...

Mila odwróciła głowę, spoglądając na te wszystkie dzieci. Nie powinny tego oglądać, nie powinny widzieć trójki popaprańców i zastanawiać się, czy oni także nie skończą w ten sposób. Powinni świecić przykładem i dawać sygnał, że da się uciec od fatum wojownika, którego wszyscy wokół wykorzystują, bo ma magiczne moce... a którego i tak część społeczeństwa nienawidzi.

Pierdolę to wszystko. Żyło mi się zajebiście, dopóki wszystko się nie pochrzaniło. Nie pisałam się na to wszystko — powiedziała nagle z tężejącym wzrokiem, wiedząc już, co chce zrobić. Na kim wyładować swoją frustrację. Schowała omni-ostrze, zakładając przy tym powoli hełm i po drodze ocierając policzki. Wstała po tym i odwróciła się, nie patrząc się na Marka, ten jeden jedyny głos rozsądku. Spojrzała na gorejącą biotyczną kulę, jaką była Julie. Żyło jej się faktycznie zajebiście, dopóki nie spotkała Huntera, który wyjawił jej problemy psychiczne Lockley, dopóki ich dwójki nie wciągnęła swoją głupotą. I to na nią postanowiła przekierować swoją frustrację, bo to ona na nią najbardziej zasługiwała, to ona była prowodyrką tego wszystkiego.

Dlatego bez słowa zacisnęła lewą rękę w pięść i otaczając ją lekko biotyczną osłoną dla większego impaktu, wyładowała swoją złość, niespodziewanie uderzając Julie... gdziekolwiek, w twarz, brzuch, co się jej pierwsze nawinęło. Następnie drugi raz wymierzyła w nią cios, z dzikim warknięciem rzucając się w końcu na dziewczynę, cedząc przy tym: — Gdyby nie twoja fiksacja i pierdolona głupota, nie byłoby nas tutaj — nieważne, że leciało tutaj wojsko. Musiała się na kimś wyżyć tu i teraz, a Oraka... nie był godnym przeciwnikiem. Był widmem swojej dawnej osoby. To Julie potrzebowała nauczki, choćby zaraz ktoś miał złapać ją za ramiona i samemu sprać na kwaśne jabłko czy zamknąć w więzieniu.
ObrazekObrazek

Wróć do „Nadzieja Zhu”