Rats in a MazeMistrz Gry: Isha D'veveGracze: Thescia Diro, Skax`Lilan nar Tonbay
“You're independent variables. Mercenaries. Expendables. Which makes you valuable to us and to nobody else in the world.”
Korporacje miały swoje narzędzia do rozwiązywania problemów. Ktoś robił niepotrzebny medialny szum - prawnicy. Trzeba było przeprowadzić jakąś pacyfikację, bunt, czy wysłać kogoś na niebezpieczne tereny - specjalne, opłacone oddziały z "prywatnych armii". Ktoś stawiał dyplomatyczny opór w różnych kwestiach - odpowiednio wyćwiczony dyplomata. Czasem jednak, trzeba było zejść nieco głębiej. Sięgnąć po nieco inne, konkretniejsze zasoby. Zasoby, które niekoniecznie chciały współpracować, lub które wymagały nieco więcej przekonywania niż ładny uśmiech, wskazanie kontraktu i stwierdzenie "no, to teraz idź, i to zrób".
Wtedy wołało się najemników. Problem był jednak taki, że w omawianym tym razem przypadku, trzeba było czegoś więcej, niż grupa zwykłych karków, którzy zrobią swoje i potem będzie można ich skreślić, mówiąc "nie wiem, to nie nasi ludzie". Trzeba było profesjonalistów z bardzo konkretnymi zdolnościami. Nie wystarczyli więc najemnicy z łapanki, jak w przypadku poprzedniej tego typu operacji. Trzeba było czegoś bardziej...
subtelnego. Czymś subtelnym była Thescia Diro, Turiańska najemniczka, niegdyś oficjalna obywatel Cytadeli, teraz pomieszkująca na Omedze ze względu na swoje konflikty z prawem. Choć była jedną z wielu osób o tej historii, wyróżniało ją coś, co zostało uznane za wyjątkowo przydatne, a przynajmniej tak miała okazję "usłyszeć" w swoich wymianach ze zleceniodawcą, wpierw anonimowych, później zidentyfikowanych jako anonimowy rekruter Hakk Solutions. Tym, co było tu użyteczne, była jej geneza jako szczur kanałowy oraz przewodnik i kartograf. Gdyby jednak dopytywała o szczegóły, dostałaby tylko informację, że to portfolio było tu kluczowe, a jeżeli chce usłyszeć więcej, to jest zaproszona na spotkanie w biurze na Cytadeli. Rzekomo miała nie przejmować się swoimi problemami. Niech przyjdzie pod przykrywką, nikt i tak jej nie rozpozna i nikt nie sprofiluje. To był
ten typ zlecenia, o którym nikt nie będzie później rozmawiał. W pięknym wieżowcu, na szczycie Stolicy Galaktyki, zagości kryminalistka. Kryminalistka mogąca przysłużyć się "słusznej", korporacyjnej sprawie. Ostatecznie, dostała nawet zaliczkę. Niedużą, ale na tyle odpowiednią, by stanowić dowód tego, że Hakk faktycznie chce z nią rozmawiać. Jeżeli zaś kopała głębiej, to nie znalazła niczego, co sugerowałoby próbę wyłowienia jej przez SOC. Zresztą, nie była na tyle istotna, by na nią polowano. Chyba.
Trzeba było jednak jeszcze kogoś - na przykład Quarianina. Skax`Lilan nar Tonbay nie miał ostatnio największego farta co do zleceń - po całym incydencie z Exogeni, musiał bowiem nadrobić straty, "wynagrodzony" za swoje trudy jedynie w formie dodatkowej paranoi i całej masy kłopotów. Przydałoby mu się trochę kasy. Los postanowił więc się nad nim zlitować, zsyłając mu w prezencie wiadomość i ofertę. Hakk Solutions było zadowolone z ich wcześniejszej współpracy. Chcieli to powtórzyć. Oczywiście, ze względu na ostatnie doświadczenie z korporacjami, mógł być niechętny.

Ale Hakk rozumiało. Byli cierpliwi. Mili. Oferowali pieniądze, kontrakty i proponowali spotkanie na neutralnym gruncie, w charakterze o wiele bardziej nieoficjalnym. On, oczywiście robił to, co hakerzy w takich sytuacjach robili. Szukał informacji, dokopywał się i zabezpieczał swoje plecy w sektorze wirtualnym. Nie zrobił tego wcześniej i prawie kosztowało go to życie, więc zrobił to teraz. Nie dokopał się jednak do niczego wielkiego - korporacja medyczna nie miała bowiem żadnych nowych brudów. Odkrył co prawda w sferze publicznej, że Tevar Hakk, jego poprzedni zleceniodawca, wrócił do Zarządu, a Stacja Vesta niedługo zostanie po raz kolejny zajęta przez siły korporacji. Z brudów jednak, cóż...nie odkrył niczego, czego by się nie spodziewał. Pół-legalne eksperymenty, black site'y, batalie sądowe z rzekomo poszkodowanymi (wszystkie oczywiście zakończone poza sądem), ot, takie tam problemy. I choć doświadczenie mogło podpowiedzieć mu, by się wycofał, tak w końcu musiał dać za wygraną. Pracował bowiem z nimi już
raz, a teraz znowu miał ku temu powody.
Ostatecznie musiał zgodzić się na spotkanie. Wpierw, na neutralnym gruncie, gdzieś w Czyśćcu. Między neonami, stolikami, tańczącymi klubowiczami i tancerkami, spotkał się z Lyrą V'tize. Rozpoznał ją, bo już kiedyś się minęli - małomówna Asari, z którą widział się przy swoim pierwszym razie z Hakk, tym razem była o wiele bardziej gadatliwa. Umizgiwała się do niego, tak jak wcześniej do Thescii, mówiąc o pieniądzach, o tym jak bardzo Korporacja była z niego wcześniej zadowolona, oraz jak bardzo jest to zlecenie
dla niego. Odmawiała co prawda podania mu dokładnych szczegółów, lecz już wtedy wiedział, że jest to zlecenie dla hakera i kogoś, kto porusza się w próżni kosmicznej jak w swoim domu. Bo, cóż, obecnie Próżnia była jego domem, jak zresztą prawie każdego Quarianina. Gdy już wyraził swoje zainteresowanie, klub po paru dniach zmienił się w biuro.
Biuro Hakk Solutions po godzinach pracy było miejscem smutnym. Opustoszałe, lekko puste, z wyłączoną pewną ilością świateł. Oczywiście, na Cytadeli nigdy nie było ciemno (a jeśli było, to oznaczało to kłopoty), ale i tak mogło wzbudzać to pewien sort niepokoju. Wchodząc do środka po kolei, byli sprawdzani przez ochroniarzy weryfikujących ich tożsamość, a później nakierowywani na odpowiednią salę. Na czterdziestym drugim piętrze, na samym końcu korytarza, stała jeszcze dwójka ochroniarzy, wyglądających nieco poważniej niż poczciwy Turianin, który witał ich wcześniej. Po ponownej weryfikacji, wpuszczono ich do sali konferencyjnej. Sali, czy też bardziej
salki, bo oprócz głównego, niewielkiego stołu z terminalem i dostawionych krzeseł, prezentowało się to raczej biednie. Zupełnie tak, jakby ich zleceniodawczyni pożyczono to miejsce
na chwilę i musiała pracować z tym, co miała. Automaty na wodę (dextro i nie-dextro, oczywiście) były do ich dyspozycji, ale poza tym, było raczej miernie.
Ich rozmówczyni, Asari o fioletowawej skórze, ubrana w porządny, przylegający, czarny garnitur, czekała na nich. Skax już "dobrze" ją znał, Thescia mniej, choć dość szybko zorientowała się, że została wybrana przez nią osobiście.
-
Wybaczcie państwo za klimat. Okazuje się, że nielegalne operacje nie dostają najładniejszych miejsc - uśmiechnęła się w sposób ironiczny, mówiąc jednak bardzo bezpośrednio -
Ups, pierwsze zdanie i już słowo na N. Jak to dobrze, że tego nie nagrywamy. - oznajmiła ze spokojem, może próbując rozmawiać z nimi nieco luźniej, by...zejść na ich poziom. Quarianin widział, że była nieco bardziej..."normalna" teraz. Przy swoim szefie zachowywała się inaczej.
Odetchnęła dość głośno, pozwalając sobie na przeanalizowanie ich wzrokiem. Oczywiście łatwiej było zanalizować Turiankę bez hełmu, niż Quarianina z wiecznym pancerzem, ale Skax i tak czuł, że patrzy mu w duszę.
-
Skoro już zaczynamy od przyznania, że ta misja to PRowy koszmar, to przejdźmy do konkretów. Potrzebuję dwójki złodziei, którzy wejdą dla mnie na statek w próżni, i skradną coś...naprawdę dużego i eksperymentalnego. Na statek pełen agresywnych mechów, czysto formalnie należący do nas.Wyświetl wiadomość pozafabularnąDedlajn: 31.03 EOD