Rozważając słowa Fel, Viktor przytaknął lekko głową. Iris przedstawiała dobre argumenty, które były bazą pod skuteczną przykrywkę tej operacji. W jednym momencie spięcie wywołane różnicą klas społecznych ustąpiło, przykryte matematyczną niemal analizą korzyści i strat. Pojawiały się jednak pytania. Kim był ten człowiek, który zaszedł za skórę organizacji terrorystycznej Cerberus? Jakim priorytetem operacyjnym był dla nich? Choć ciekawość pochłaniała go do reszty, wiedział, że pytania należy zadawać ostrożnie. Jeśli sprawa była osobista, mógł podpaść złej osobie. Radna miała zapewne na tyle wpływu, by zatopić jego karierę tak samo sprawnie, jak ją rozwinąć.
Z drugiej strony operacja mogła być tylko z pozoru osobista. Fel, pod przykrywką damy w opresji, chcącej ratować przyjaciela, niemal ze łzami w oczach błagała sierżanta, który był jej jedyną nadzieją. Ten zgadzał się, jak kto głupi, wchodząc w polityczne bagno. Sprawie będzie łatwo ukręcić łeb. Zero powiązań z Iris, jej ręce są czyste. Przerysowane? Owszem, ale sprawiało, że Viktor powinien być ostrożny.
- Jeśli mam się zgodzić...- rzekł z wahaniem, odstawiając pustą filiżankę na spodek- Muszę wiedzieć więcej o człowieku, którego mam ratować. Kim jest, czym się zajmuje, jakie powiązania ma z Cerberusem. Dlaczego chcą go sprzątnąć. Pomoże to ustalić jaki priorytet stanowi dla Człowieka Iluzji i jak duże środki ten ostatni zaangażuje, by dopiąć swego. Może się bowiem okazać, że sam nie dam rady, bo będzie potrzebna siło ognia całej drużyny sekcji T. A wtedy nie ma mowy o dyskrecji.
Zastanowił się. Istniało przecież rozwiązanie po cichu. Klasyczne przejęcie przesyłki. Przecież dawniej agenci KGB potrafili wymykać się obławom i zdobywać informacje ze ściśle strzeżonych baz amerykańskich. To było do zrobienia. Niestety, Viktor nie był szkolony na szpiega. Był żołnierzem oddziałów kontr i antyterrorystycznych i nawet jeśli nie miał u boku innych żołnierzy, miał przynajmniej wsparcie z góry w postaci rozpoznania satelitarnego, dronów, stałego kontaktu radiowego z dowództwem. Tutaj... byłby zupełnie sam. Nie mógłby liczyć na żadną pomoc. Co gorsza, nie miał też wyrobionych kontaktów na Omedze. Najbliższa przyjazna dusza byłaby lata świetlne od niego. To była... wyjątkowo mało ciekawa perspektywa.
- Rozumiem, że to, o co mogę pytać ma naturę ściśle prywatną, niemniej wiele ryzykuję godząc się na tę misję. Pomijając już wspomniany przeze mnie aspekt kariery, idzie tu o moje życie. Pozwolę sobie na śmielsze stwierdzenie, wolałbym nie zostać kaleką czy trupem z powodu drobnej informacji, która mogłaby się okazać kluczowa.