Tłum bywał, z natury, dość kapryśny.
Jeden zły krok, jedno złe słowo było w stanie przekreślić karierę polityka wystawionego na działanie żywej publiczności. Jedna plotka potrafiła zachwiać karierą celebryty. W swym poszukiwaniu ekscytacji, rozrywki, w walce ze znudzeniem i życiową rutyną, przestrzeń publiczna spijała wszystko z ust głoszących swoje prawdy w extranecie portali. Wiedzeni nudą, dyktowali to, co się klika - a co ginie w odmętach nieistotności. Było jednak coś gorszego od nudy. Strach.
To strach rozwierał im usta, usztywniał ciała zastygłe w jednej pozycji, mocniej oplatał dziecięce ciała rękami. Strach wciskał w ich dłonie metaforyczne widły, poruszał idącym w ich kierunku kroganinem, jak i wzmagał nawołujących do nienawiści, oraz gwałtownej reakcji.
Strach był ciężkim demonem do poskromienia. Podnoszenie dłoni nie sprawiło, że w oczach cywili, Curio wydawał się mniej groźny niż wcześniej. Jego opancerzenie wciąż połyskiwało ceramiką, karabin podsycał grozę. Towarzysząca mu Mila, choć nie mówiła tak wiele, ewidentnie stanowiła jego przedłużenie - co oznaczało, że na jej karb spadała decyzja publiki wymierzona w turianina. Jaana za to, choć mówiła wiele, wydawała się nie przykuwać tak wielkiej uwagi - przynajmniej z początku. Gdy wokół jej ciała pojawiła się lekka, migocząca poświata krążącej w jej ciele biotyki, kroganin warknął coś pod nosem, uznając ten gest za swoiste stroszenie piórek - pokaz siły, pokaz gotowości, do którego nie była potrzebna żadna materialna broń.
Pomimo tego, tłum ucichł lekko pod wpływem jego słów. Zafalował szeregiem odwracanych ku sobie twarzy, trawiąc, przyswajając przekazane mu informacje.
A wreszcie, lekko się rozstąpił, wpuszczając go w szeregi.
Nie przeszli zbyt daleko. Zaledwie dwa, trzy kroki wgłąb rozstępującej się publiki, nim drogę zagrodziły im inne, ceramiczne pancerze. Te miały wymalowane na sobie loga SOC.
- Licencja, natychmiast - warknął stojący na przedzie trzyosobowego oddziału człowiek. Pozostała dwójka turian miała w gotowości karabiny i, choć początkowo podejrzliwie spoglądała na uzbrojonych, po chwili przeniosła swoje skupienie na tłum - a w szczególności na kroganina, który podobnie jak reszta, usunął się w bok, jednak dalej łypał na wszystkich groźnie.
Zza pleców sprawdzającego Curio funkcjonariusza, z tłumu wyrosły kolejne, dwie sylwetki. Dwójka ludzkich funkcjonariuszy stanęła obok dowodzącego, który podejrzliwie patrzył na dokumenty dostarczone mu przez turianina, jednak kiwnął po chwili głową.
- Niezła z was, kurwa, firma, debile - warknął pogardliwie, chwytając za ramię Račan i obracając ją w bok szarpnięciem ręki, w tył, w stronę gruzowiska. - Wasza klientka jest tam. Już ją zgubiliście?
Machnął ręką do funkcjonariuszy, którzy, choć wydawali się zaskoczeni i z podejrzliwością w sobie przyglądali się dwójce, posłusznie ruszyli do gruzowiska. W dwójkę chwycili za największy, blokujący przejście kawał metalu i zbiorowo przesunęli go lekko w bok, uchylając im przejście.
- Ruszać się, no! Przejmie was SOC pod wieżą - pośpieszył ich, popychając niemal ku przejściu. Postąpił o krok naprzód, za nimi, tym razem przenosząc swój wzrok na Jaanę. - Teraz ty - zadecydował, uruchamiając omni-klucz.
Wtedy, tłum zafalował ponownie.
- Faktycznie! Radna jest tam! - ktoś krzyknął, wskazując na wieżę cytadeli - odległą o może dwieście metrów, teraz dostępną przez stworzone przez SOC przejście.
Publika decydowała, urywając sobie każde zdanie.
- To przez nich to wszystko się dzieje... zdrajcy? Jak to zdrajcy... RADNI SĄ ZA TO ODPOWIEDZIALNI...! Jako zaniepokojony cywil, żądam odpowiedzi...
Ktoś pchnął idącego ku Jaanie funkcjonariusza. Ten zaklął głośno, odwracając się w stronę zgromadzenia. Policjanci spod gruzowiska również ruszyli z powrotem do publiki - oboje uruchamiając pałki obezwładniające na swoich omni-kluczach.
Mila, Crassus i Jaana znajdowali się najbliżej stworzonego w gruzowisku przejścia. Mogli z niego skorzystać, umykając na drugą stronę - od razu, lub dopiero wtedy, gdy tłumem potoczył się wrzask, gdy pierwszy z funkcjonariuszy przyjął na twarz uderzenie prawego sierpowego, gdy jego próby uspokojenia cywili spełzły na niczym.
W tej chwili paniki, funkcjonariusz SOC stojący pod wieżą nie wydawał się mieć procedur w głowie. Upewniając się, że radna była z grubsza cała i pomagając jej wstać, sięgnął po swój karabin szturmowy i mocno chwycił go w dłoń, aktywując program amunicji specjalnej. Przez moment przyglądał się, jak Hira wymiotuje w okoliczną zieleń, zbierając myśli. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała gwałtownie. Nie był młody rangą, jednak wszystko działo się nagle i gwałtownie, co przerastało jego szkolenie.
- Tutaj jest problem. Nie ma jednej kamery. Obraz nadawany jest zewsząd - odparła Kira, poproszona o status sytuacji, nieobarczona fizycznymi skutkami odczuwanego stresu. - Z kamer monitoringu i miejskich. Z okolicznego drona. Nawet z kamerek w sklepie po drugiej stronie promenady. Cała stacja, każdy terminal obok nas, jest zainfekowany i nadaje.
- Komunikacja jest odcięta, radno. Nie mamy łączności z dowództwem. Ani rozkazów - wydusił z siebie funkcjonariusz, jednak kiwnął głową, nabierając ogłady gdy wspomniała o korytarzach serwisowych. Natychmiast rzucił się do pozornie niewinnej ściany tuż obok windy, w której dopiero przy bliższym poznaniu, szczeliny układały się w małe przejście serwisowe, jedno z tych, które wykorzystywali Opiekunowie.
- Położenie radnej nadaje jej omni-klucz. Zhakowali go, HIra!
- Cholera - zaklął policjant, nie radząc sobie z panelem, który pojawił się na przejściu serwisowym. Był czerwony i nie akceptował upoważnienia SOC, prawdopodobnie przez toczącą się w nim infekcję. Spojrzał na stojącą obok dziewczynę strapiony i, przez chwilę ze sobą walcząc, warknął opryskliwie: - Zajmij się tym.
- Poradzę sobie z panelem, podłącz mnie do niego.
Pozwolił jej podejść do drzwi, samemu podchodząc z powrotem do radnej Fel. Wtedy, odwracając się w stronę miejsca wybuchu, dostrzegł nadciągającą trójkę.
Crassus, Mila i Jaana dotarli pod wieżę jako pierwsi. Zajęty ogólną paniką, jak i walką z policjantami tłum dał im kilkanaście minut przewagi, pozwalając na szybki marsz, lub bieg wręcz w kierunku jedynym, który był możliwy - pod wieżę, a zarazem do stojącej tam Radnej.
- Stać! Kim wy do cholery jesteście? - krzyknął w ich kierunku, bez chwili zawahania odbezpieczając swój karabin i unosząc lufę na nadchodzących. Połyskujące w oddali nagranie z podpisem ZDRAJCY nakazywało mu zakładać najgorszego. - STAĆ MÓWIĘ! - wrzasnął, jeśli któreś z nich choćby drgnęło.
Na chwilę, jego wzrok ześlignął się z nowoprzybyłych za ich plecy. Przez wyrwę w gruzowisku, powoli przedostawał się rosły kroganin, odgarniając sobie dłonią metalową płytę. Za nim, na drugą stronę, szukając ucieczki lub odpowiedzi, przedostawał się ku nim rozszalały tłum.
- Mamy problem - poinformował radną, elokwentnie, cofając się o krok - bliżej jej, ale nie opuszczając ani na chwilę broni.
Wyświetl uwagę Mistrza Gry