Prezydium to obszar wewnętrznej strony pierścienia łączącego okręgi. Znajdują się tutaj ambasady ras uznających zwierzchnictwo Cytadeli, a także wiele sklepów, lokalów rozrywkowych czy drogich mieszkań, na które pozwolić sobie mogą najbogatsi. Znajduje się tu także Wieża Cytadeli.

Viktor Karajev
Awatar użytkownika
Posty: 228
Rejestracja: 15 maja 2021, o 23:08
Miano: Viktor Karajev
Wiek: 32
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Operator C2
Lokalizacja: Ziemia
Kredyty: 25.015
Medals:

Szpital Huerty

18 wrz 2022, o 20:42

To był obłęd, sam nie wiedział co się do końca dzieje. Gdy zarepetował mechanizm strzelby, wprowadzając nowy pochłaniacz ciepła, czuł, że za chwilę wejdzie w sam środek ołowianej burzy. Prawdziwy metalstorm. Huk wystrzałów, uderzenia pocisków o pancerz. Rwące uczucie Graala w ręku, cicha modlitwa na ustach. Horhe protestował, wiedział, że ryzykują życiem Bazyliszka decydując się na otwarty szturm. Shock and awe, można było rzec. Viktor rozumiał jednak dobrze alternatywę. Salarianin był dobrym żołnierzem, był gotowy na swoją śmierć.
Viktor jednak na nią nie był.
Nigdy więcej- jego myśli dotyczące Horhe były jasne. Nie miał zamiaru poświęcać swego towarzysza broni, nie dla człowieka, który mógł okazać się agentem wroga. Sierżant wiedział, że nie darowałby sobie tego. Wybrał więc wejście w paszczę lwa.

***
Stał przy oknie, oparty lekko o kulę, spoglądając na krajobraz Cytadeli. Jak długo przebywał już w szpitalu? Za długo jego zdaniem, choć wciąż czuł rwanie w nodze, a sińce po impaktach w pancerz ledwo zżółkły. Było jednak coś w tej ciszy, spokoju, odsunięciu na bok, co Viktor źle znosił. Czy czuł satysfakcje z wykonania zadania? Pewną, choć z pewnością nie tak dużą, jakby była to oficjalna misja Przymierza. To nie to jednak od kogo płynęły rozkazy były przyczyną... No właśnie, czego? Dziwna pusta i cisza, jak skok na głęboką wodę, tęsknota za szarością swoich czterech pustych ścian, jednocześnie wiedząc, iż nic go tam nie czeka, poza czekaniem, aż Przymierze znów w=go będzie potrzebowało. Znów będzie kolejna misja, kolejne obrażenia, kolejna rekonwalescencja. Poruszył mimowolnie ramieniem, czując, jak odzywają się obrażenia, te dawne i te świeże. Jak długo to pociągnie, ten nieskończony, jakby się wydawało, cykl, aż wreszcie nie będzie mógł w stanie iść dalej?
Któregoś dnia nie będę już potrzebny mojej ojczyźnie - pomyślał, palcem uruchamiając swoje omni- A wtedy...
- Proszę? Nie, nic nie potrzebuję- odparł na pytanie pielęgniarki, która zajrzała do niego na chwilę, pośpiesznie, jakby w przestrachu zamykając stronę sklepu z cenami omni-lassa- Mogę prosić o zamknięcie drzwi? Dziękuję.
Potrzebował jednak wytchnienia. Kontakt z ludźmi niemalże go ranił, ot, dziwny paradoks. Jakby jednocześnie chciał stać z boku i być w wirze swojej służby. Spojrzał na zegarek, jakby oczekiwał czegoś. Czego? Zmarszczył brwi, próbując zrozumieć samego siebie. Czekał na koniec dnia, by wreszcie minął, po to tylko, by na jego koniec stwierdzić, że zmarnował kolejny czas swego życia.
Kolejne spojrzenie przez okno, na przelatujące wehikuły, na toczące się życie. Może jednak preferował tę ciszę i nicość, niż być w tym wirze codzienności, rutyny i...
Drzwi za nim znów się otworzyły. Nie odwrócił się, zakładając, że to pielęgniarka cofnęła się po chwili.
- Nic mi nie trzeba, dziękuję- powtórzył uprzejmie, ukrywając zręcznie irytację. Nie miał zamiaru wyładowywać się na ciężko pracującej dziewczynie, która nie jest winna w najmniejszym calu, iż sierżant Maruda ma zły humor. Powinien być może poznać po tonie głosu, że nie kryje się w nim zawodowy profesjonalizm czy empatia płynąca z powołania. Zorientował się kto się pojawił w jego sali za późno, nie zdążył zareagować. Stęknął cicho, zmieszany zachowaniem, którego się nie spodziewał ani nie pochwalał.
- Ekscelencjo- rzucił zmieszany- Nie mogę oddychać.
Skłamał. Kontakt z drugim człowiekiem bolał go z niewiadomych przyczyn bardziej niż rany otrzymane na misji. Nie umiał powiedzieć czemu i nie dbał o to. Nie odsunął jej od siebie, nie poczynił żadnego ruchu, pozostał jednak bierny i nie odwzajemnił niczego. Mimochodem spojrzał na zegar i zdumiał się. Sądził, że ledwie minutę temu pielęgniarka zaglądała na jego salę, a tymczasem minęło pół godziny.
Puściła go wreszcie, a on odsunął się od niej, udając osłabienie. Usiadł na łóżku, wskazując ręką na krzesło.
- Proszę, niech ekscelencja usiądzie. Proszę o wybaczenie, nie byłem gotowy na wizytę.
Faktycznie, wyglądał blado, oczy miał nieco podkrążone. Dobrze, że brał niedawno prysznic, to jedno sprawiało mu jeszcze przyjemność.
- Czemu zawdzięczam wizytę?- spytał, jakby ignorując wcześniejsze podziękowania, a gdy usłyszał prośbę o opowieść, zrozumiał.
- Nie, dziękuję, nic mi nie trzeba. - odparł- Hmmm... Nic nadzwyczajnego. Dostaliśmy dobre dane wywiadowcze, no i miałem dobrego żołnierza ze sobą. Weszliśmy, zlokalizowaliśmy cel i wybyliśmy. To był mały hostel, agenci Cerberusa byli tam przed nami. Ekstrakcja przeszła jednak bez komplikacji, choć niestety, nie obeszło się bez obrażeń. Załataliśmy go polowo, stanu zagrożenia życia nie stwierdziliśmy, ale ślad zostanie pewnie.
Nie wiedział co dodać. Jakiekolwiek inne słowa zdawały mu się banalne i niepotrzebne. Oczywiście, nie miał nic przeciw dalszym pytaniom.
ObrazekObrazek
Muza
Mood
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2085
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: Szpital Huerty

19 wrz 2022, o 05:45

To była chwila. Moment. Potrzeba. Zwykły, ludzki odruch. Szczery. Obdarty z politycznej poprawności. W tej konkretnej sekundzie, Iris zachowała się jak każdy człowiek. Dopuściła do głosu nagromadzone emocje, pozwoliła, aby przemówił przez nią stres, który przez większość dnia zżerał ją od środka. Martwiła się nie tylko o Diega, ale także o Viktora oraz Horha, których wysłała po mężczyznę. Jak się okazało prosto w paszcze lwa. Mówiono w pewnych środowiskach, że Cerberus spędzał sen z powiek. Dzisiaj, poczuła co to znaczy na własnej skórze.
Tak, jak łatwo i szybko przyszło jej przyciągnięcie do siebie Viktora, tak również momentalnie sprawiała wrażenie, że do niczego, niezręcznego nie doszło. Podziękowała za zaproszenie, siadając na krześle w rozsądnej odległości od sierżanta, którego najprawdopodobniej.... przytłoczyło jej osobiste pojawienie się w Huertcie. A już na pewno wprawiło w konsternacje.
- Proszę nie przepraszać. To zrozumiałe, że teraz chciałby Pan tylko spokoju i sił, aby odespać minione wydarzenia. Obiecuje, że nie zajmę zbyt długo czasu. Nie wyobrażam sobie, aby po tym, co Pan dla mnie zrobił sierżancie, moja asystentka, bądź ktoś postronny dowiadywał się, jak się Pan czuje i czy wszystko jest porządku - dodała, nie chcąc się tłumaczyć, bądź usprawiedliwiać. To naturalne, że po osobie na jej stanowisku, spodziewa się pewnych schematów działań. Były jednak sytuacje, które Iris uznawała za nieszablonowe. Taka, jak ta. Dla ważnych spraw, potrafiła wyjść z własnej strefy komfortu.
- Diego i Pan, sierżancie, jesteście w profesjonalnych rękach. Zastanawia mnie jednak jedna kwestia... Proszę nie zrozumieć mnie źle, sierżancie. Muszę spytać, jakkolwiek by moje pytanie nie zabrzmiało w świetle tego wszystkiego - sprecyzowała, przechylając się nieco na krześle w stronę Viktora. Może i w szpitalu, ściany nie miały uszu jak to się zdarzało w ambasadzie, a także Wieży Cytadeli, nie mniej, przezorność nieco ściszyła głos Iris, której spojrzenie, zatrzymało wzrok Karajeva.
- Był Pan tam. Miał rozpoznanie, salariańskiego specjalistę w oddziale. Czy istnieje możliwość, nawet niewielkie prawdopodobieństwo, że sytuacja ta została zaaranżowana przez Cerberusa? Mam na myśli czy mogli chcieć, abyśmy myśleli, iż ich kontrahent jest w realnym niebezpieczeństwie i właśnie ściągnęliśmy na Cytadelę nawet nieświadomego wykorzystywania przez nich konia trojańskiego? - nie było oczywistych słów, które w prosty sposób wyrażałyby obawy Iris. Znała Diega. A przynajmniej tak się jej wydawało. Nie spodziewała się od niego ciosu w plecy, choć prawdę mówiąc powinna od każdego. Mimo wszystko, nie traktowała mężczyznę podejrzliwie.
Co innego całą tę sytuację. Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że coś im umknęło. Zwłaszcza, że dopiero co znaleźli złośliwe oprogramowanie na omni-kluczu i momentalnie, jak na zawołanie, wiadomość o eliminacji agenta Rodrigueza. Iris nie wierzyła w szczęśliwy zbieg okoliczności. Nie w tym, w czym maczał swoje palce Człowiek Iluzja.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Viktor Karajev
Awatar użytkownika
Posty: 228
Rejestracja: 15 maja 2021, o 23:08
Miano: Viktor Karajev
Wiek: 32
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Operator C2
Lokalizacja: Ziemia
Kredyty: 25.015
Medals:

Re: Szpital Huerty

19 wrz 2022, o 14:06

Viktor odetchnął w duchu. Radna okazała się szczęśliwie rozsądną i całkiem przenikliwą osobą. Mimo ogromnego zaangażowania emocjonalnego zauważyła, że spawa może mieć drugie dno. Chciało aż się wysnuć wniosek, że dopiero teraz, ale... Co jeśli podejrzewała to od początku? Mogła przecież, nie ma dowodów, że nie. Sierżant rozumiał, że ryzykowała mocno. Czy dlatego skierowała się do niego właśnie? Bądź co bądź w trakcie kryzysu na Cytadeli nawiązała kontakt z dwójką najemników. Jednak to jego specjalizacją był antyterroryzm, czy dlatego podjęła tak, a nie inną decyzję?
Ta analiza nieco ożywiła schandryczałego żołnierza, odwróciła uwagę od jego przemyśleń. Jeśli kiedykolwiek polecano terapię pracą, Viktor był tego dobrym przykładem.
- Wróg był dobrze przygotowany i wyposażony, musieliśmy dać z siebie wszystko, by wyciągnąć przesyłkę z tego bagna. Jeśli to była podpucha, to doskonale przygotowana. Illuzja musiałby poświęcić sporo środków a także kilku operatorów...
Mruknął cicho, faktycznie zastanawiając się nad prawdziwymi intencjami Diego.
- Z drugiej stronny... Wysiłki te są bardzo opłacalne w zamian za swojego człowieka w otoczeniu radnej, ekscelencjo. Doradzam ostrożność, najlepiej mieć zaufanego człowieka, który by miał na niego oko.
Albo dwoje oczu. Najlepiej pół tuzina i po dwukroć tyle kamer, mikrofonów, podsłuchów i monitorów tętna i innych parametrów życiowych- dodał w myślach, choć nie odważył się powiedzieć tego na glos. Idealnie, jakby ktoś z S się temu przyjrzał, lecz Viktor domyślał się, że Iris odrzuci tę możliwość. W najlepszym przypadku, jak oceniał sierżant, powierzy to asystentce Bastet. Ta z pewnością oddzieli emocje od faktów.
- Ekscelencjo, jeśli mogę- dodał, gdy Iris przeszła do pożegnań- Wspomniała pani wcześniej o przysłudze, której odmówiłem. Niemniej jest coś, co ekscelencja mogłaby zrobić, może nie do końca dla mnie.
Przełknął ślinę z trudem, bowiem miał bardzo suche gardło. Źle nawadniał się tego dnia, odnotował w myśli, że musi to poprawić.
- Horhe Tann wykazał się wysokimi umiejętnościami taktyczno-analitycznymi, odwagą. Był gotów, i tu nie przesadzę, oddać życie za sprawę- tłumaczył- Bez niego by mi się nie udało. Nasz salarianin kandyduje do OZS. Z pewnością rekomendacja pomogłaby mu w uzyskaniu tego etatu...
ObrazekObrazek
Muza
Mood
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2085
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: Szpital Huerty

19 wrz 2022, o 19:28

Ściągnęła usta, wyraźnie zastanawiając się nad słowami Karajeva. Analizowała jego spostrzeżenia, szukała w raporcie szczegółów, które mogły potwierdzić, bądź wręcz przeciwnie - wykluczyć jej podejrzenia. Bardzo chciałaby się mylić, dysponowała jednak zbyt mała ilością niezbitych dowodów, aby być czegokolwiek pewną. Chwilowo, poruszała się jak we mgle. Zawierzyła swojej intuicji, uczuciom Rodrigueza - jeśli jednak ten zapragnie wbić jej noż w plecy, czuła, że mimo wszystko będzie na to gotowa.
- Poznałam go osobiście. Dawno temu - napomknęła, kiedy Viktor wspomniał o Człowieku Iuzji. Iris wyprostowała się na krześle, dając sierżantowi możliwość, aby dokończył swoją myśl. Dopiero po nim, rozwinęła swoją.
- Nie doświadczyłam tego na własnej skórze, ale wiem, że jeżeli czegoś bardzo chce, cena nie gra roli. Byłby do tego wszystkiego zdolny, bardzo dobrze czuje się w roli reżysera jego własnych, chorych sztuk, ale mniejsza o to. Dziękuję, że był Pan ze mną szczery, sierżancie - rozważała różne opcje. Także takie, aby Diego był pod obserwacją komuś, komu mogłaby zaufac na tyle, aby powierzyć tę delikatną kwestię. Problemem nie był dla niej fakt, aby zachować się ostrożnie. Bardziej wtajemniczenie kolejnej osoby. Później, przedyskutuje z Basset wszelkie za, jak i przeciw. Tymczasem, zabrała sierżantowi zdecydowanie zbyt dużo czasu. Powinien odpoczywać, dochodzić do siebie, nadużywała jego gościnności. Mąciła święty spokój.
I już miała się pożegnać, życzyć zdrowia, szybkiego powrotu na front, gdyż poznała Karajeva jako człowieka czynu, lecz słowa Viktora, zatrzymały ją w połowie kroku do drzwi.
- Zatem słucham - miał prawo prosić o cokolwiek by nie zechciał. To nie była chwilowa oferta, która straciła wazność oraz moc sprawczą po tym, jak wyszedł z jej gabinetu.
Skinęła głową. Wiedziała o kim mówił. Salarianin był jego pilotem, a także wsparciem nie przez przypadek, uznała jednak, że nie muszą rozmawiać o tym, co rozumie się samo przez się.
- Oczywiście. Myślę, że bez problemu znajdzie się powód, aby Horhe Tann otrzymał moje rekomendację. Proszę teraz chociaż spróbować zamknąć oczy i odetchnąć. Do zobaczenia, sierżancie. Raz jeszcze dziękuję - drzwi zamknęły się za Iris z sykiem. Odszukała kręcącą się po korytarzu Anyę, aby przekazać jej prośbę mężczyzny. Z przyjemnością podpiszę się pod kandydaturą salarianina w szeregi OZS.
Wymieniła jeszcze kilka uwag ze swoją asystentką, po czym obejrzała się na salę numer 273. Mimochodem, wstrzymała oddech, kiedy jej dłoń dotknęła do panelu. Weszła do środka, jeszcze trzymając kotłujące się w niej emocje na wodzy. Rozejrzała się po sali, szukając wzrokiem Diega. Był tutaj. Tylko to się tak naprawdę liczyło. Reszta jak jego obrażenia, wygląd, zszargane nazwisko nie miało znaczenia. Nie teraz.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Diego Rodriguez
Awatar użytkownika
Posty: 454
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:00
Miano: Diego Rodriguez
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Biznesmen
Postać główna: Marshall Hearrow
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 42.950
Medals:

Re: Szpital Huerty

20 wrz 2022, o 11:40

Nie potrafił wytłumaczyć sobie tego co nastąpiło później. Przebłyski świadomości wypluwały mu losowe obrazy, które nie chciały się skleić w jeden, sensowny film. Po kilku próbach tracenia i odzyskiwania przytomności Diego zrezygnował z walki. Było mu już absolutnie wszystko jedno.
Został z niczym. Co to za życie bez nazwiska, pozycji, kredytów i kontaktów?
Spał dużo, ale podświadomie wiedział, że żyje, z tym, że teraz tego bardzo żałował. Nie miał ochoty się budzić, wolałby zostać w tym cudownym stanie zawieszenia, gdzie nie trzeba było konfrontować się z rzeczywistością realnego świata. Bo po co było wracać w tamto miejsce? Gdyby jeszcze tydzień temu miał zdecydować czy walczyć o swoje i zacząć budować wszystko od nowa, pewnie by zacisnął zęby i nie poddał się. Teraz jednak, był zwyczajnie zrezygnowany.
Wreszcie się obudził, ale otworzyć mógł tylko jedno oko. Ze zdziwieniem stwierdził, że niczego nie czuje, chociaż biorąc pod uwagę fakt, że przeszedł niedawno koszmar, powinien umierać z bólu. Może był sparaliżowany i nie mógł chodzić? Może jego zakończenia nerwowe przestały działać? Było mu już absolutnie wszystko jedno.
Personel medyczny pojawiał się co jakiś czas w jego sali, ale Rodriguez nie zamienił z nimi ani słowa. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Ten sam Diego, który normalnie słowo traktował jako oręż w każdej sytuacji, teraz absolutnie z niego zrzygnował. Dlatego też, kiedy drzwi do sali otworzyły się, Diego nawet nie spojrzał w tamtą stronę. Dopiero dźwięk kroków, który znał i który był inny od tego, do którego przyzwyczaili go medycy sprawił, że odwrócił powoli głowę.
- Radna Fel - wycharczał i nie poznał własnego głosu. Te dwa słowa sprawiły, że poczuł ból w klatce piersiowej i skrzywił się jęcząc pod nosem. Znów przyszła do niego w szpitalu Huerty niczym zwiastun porażki, która go spotkała. Widmo życia, do którego już nie wróci i z którym pożegnał się na zawsze. Miał do niej żal, chociaż ten nie mógł być poparty żadnym racjonalnym argumentem. Gdyby nie ich przeszłość, gdyby nie to, co łączyło ich wcześniej może Diego teraz nie leżałby w tym miejscu odarty z godności i życia, do którego przywykł.
Musiał jednak przyznać sam przed sobą, że Iris była też osobą, która go przyczepiła do życia i prawdopodobnie właśnie z jej powodu nie przeniósł się w pełnym znaczeniu na tamten świat. Poniekąd była jego nadzieją na lepszą przyszłość, nawet gdyby tę przyszłość miał budować od nowa. Była światełkiem w tunelu, ale innym niż to, które wisiało nad nim jako pożegnanie się z rzeczywistością.
Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale słowa jednocześnie utkwiły mu w gardle, a ból w klatce piersiowej znów się nasilił. Uśmiechnął się tylko, ale miał wrażenie, że bardziej się wykrzywił. Wreszcie westchnął i z rezygnacją odwrócił głowę.
MAIN - VOICE - OUTFIT - ARMOR
TANGO czyli Diego w akcji.
ObrazekObrazek[center]///+30% DO ATAKU WRĘCZ///+ 1PA DO ATAKU WRĘCZ///75% SZANS NA OBALENIE///[/center]falcon"Roses are red. Violets are blue. We are Cerberus. Who the fuck are you?"
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2085
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: Szpital Huerty

20 wrz 2022, o 14:16

Do końca nie wiedziała czego się spodziewać. Szpitalna sceneria nie była jej obca, a aparatura medyczna wyglądała i brzmiała znajomo. mimo iż była gotowa na widok podłączonego do maszyn Diega, poczuła, jak w środku wszystko się jej spina, jak niewidzialna ręka ściska jej wnętrzności oraz wywraca je na drugą stronę. Resztkami opanowania, powstrzymała odruch wymiotny i choć uginały się pod nią nogi, weszła w głąb sali, aż jasna poświata pracujących monitorów nie rozświetliła jej bladej trochę jak ściany w sali Rodrigueza twarzy.
- Nie jestem tutaj służbowo - odparła cicho, jej głos prawie że ugrzęzł w pracujących maszynach. Zagryzła od środka policzki, w locie chwyciła kartę medyczną Diega i rozświetliła ekran datapada, aby zapoznać się z najnowszymi wpisami. Domyślała się szerokości obrażeń, fakty wyłącznie dały jej bezpieczną przestrzeń, aby się pozbierać oraz ogarnąć. Nie powinna okazywać przy nim słabości, nie po tym, co przeszedł. Mimo to, ciężko było jej zdystansować się do makabrycznego widoku mężczyzny, który nigdy nie był jej obojętny.
Nie miała pojęcia, jak wiele w tym wszystkim było jej winy. Znała powiązania Diega wyłącznie z przypadkowo przeczytanej wiadomości. Ona zaważyła na tym, że zrobiła krok w tył. Nie dała mu nigdy sposobności, aby jego powiązania ich ze sobą poróżniły, aby mogły być dla którejś ze stron problemem.
A jednak, w pewnym momencie okazały się przeszkodzą nie do przeskoczenia.
- Wybacz, że zakłócam Twój spokój. Widzę, że jesteś wykończony, musiałam Cię jednak zobaczyć... - urwała, a dłoń, która wystrzeliła do Rodrigueza, zatrzymała się w powietrzu.
Obejrzała się przez ramię, przez moment nasłuchując. Odezwała się dopiero, kiedy nabrała pewności, że nikt się nie zbliżał i nikt nie mógł jej usłyszeć.
- Cerberus próbował szpiegować mój omni-klucz. Dzięki temu, mojej asystencte udało się przechwycić wiadomość, w której wydano na Ciebie wyrok. Dwójka zaufanych ludzi wyciągnęła Cię z hotelu na Omedze, Ci, którzy po Ciebie przylecieli, nie przeżyli. Diego... Nie wiem, czy jesteś bezpieczny, ale... Ale ze mną na pewno będziesz - dodała, ostroznie kładąc dłoń na jego dłoni.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Diego Rodriguez
Awatar użytkownika
Posty: 454
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:00
Miano: Diego Rodriguez
Wiek: 36
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Biznesmen
Postać główna: Marshall Hearrow
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 42.950
Medals:

Re: Szpital Huerty

21 wrz 2022, o 22:17

- Cieszę się że przyszłaś, chociaż ostatnio widujemy się głównie w szpitalach - słowa ciężko z niego wychodziły, a każde z nich sprawiało że Diego czuł się jakby walczył o życie. Prawdą było, że jeszcze kilka miesięcy temu właśnie z podobnej sali odbierała go po ataku na Cytadelę. Wtedy był w znacznie lepszym stanie niż teraz no i przede wszystkim był Rodriguezem w pełnym tego słowa znaczeniu. Teraz miał wrażenie, że jest tylko marną podróbką samego siebie sprzed kilkunastu dni.
- Dobrze wyglądasz - wysilił się na drobny gest uprzejmości, jednocześnie próbując przywołać na twarz ten charakterystyczny dla siebie pół uśmiech. Jakby był jakaś zbroją, którą bardzo chciał przywdziać aby nie dać po sobie poznać jak bardzo jego dotychczasowe życie legło w gruzach. Jednocześnie poczuł ciepło jej dłoni na swojej i próbował ją usunąć ale mieście odmówiły mu posłuszeństwa.
Westchnął po raz kolejny.
"Ale ty możesz nie być." - pomyślał chociaż nie powiedział tego na głos. - Jestem wdzięczny.
Jedynie na tyle było go stać. Wiedział że ma rację, że na Cytadeli w obecnej chwili był poza zasięgiem Cerberusa, a przynajmniej do momentu, w którym Iris będzie wciąż blisko. Źle się czuł z myślą, że radna jest jego ostatnią i jedyną deską ratunku.
- Chciałbym ci tyle powiedzieć - zaczął w końcu, po raz kolejny siląc się na słowa i kaszląc co drugie, wypowiedziane. - Jestem, a w zasadzie to powinienem powiedzieć, że byłem, jednym z nich. Kiedy między nami zrobiło się poważnie chciałem cię chronić, dlatego musiałem odejść. Bez słowa, bez pożegnania. Zrobiłem to co umiałem zawsze najlepiej. Uciekłem.
Ta chwila szczerości sprawiła, że Diego poczuł się całkiem nagi. Nie łatwo przychodziło mu mówienie o własnych uczuciach, o czym Iris doskonale wiedziała. Zwykle przybierał maskę egoistycznego podrywacza, a teraz za tą maską nie było niczego. Był zdany na łaskę Fel i właśnie to do niego dotarło. Uderzyło w niego z taką siłą, że przez moment zabrakło mu i słów i powietrza.
- Widzisz, ja nie mam do czego już wracać - czuł się żałośnie i jednocześnie było mu strasznie wstyd. - Mógłbym mieć do Ciebie prośbę?
Pewnie jedną z wielu teraz, pomyślał przez chwilę, ale jedna rzecz nie dawała mu spokoju. Rodriguez nie do końca był skończonym egocentrykiem, dbał o swoich ludzi. Zwłaszcza tych z którymi był blisko, co zresztą udowodnił na Empyreusie.
- Nie mogę skontaktować się z Nicole. Nie mam swojego omni-klucza. Chciałbym tylko wiedzieć czy wszystko z nią w porządku.
Nie chciał wzbudzać w Iris niepotrzebnych emocji, ale fakt że jego osobista asystentka jeszcze go nie znalazła ani się z nim nie kontaktowała budził w nim najgorsze obawy.
- Jeśli coś jej zrobili... - spiął wszystkie mięśnie dłoni i zacisnął ją na dłoni Iris.
MAIN - VOICE - OUTFIT - ARMOR
TANGO czyli Diego w akcji.
ObrazekObrazek[center]///+30% DO ATAKU WRĘCZ///+ 1PA DO ATAKU WRĘCZ///75% SZANS NA OBALENIE///[/center]falcon"Roses are red. Violets are blue. We are Cerberus. Who the fuck are you?"
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2085
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: Szpital Huerty

22 wrz 2022, o 14:46

- Ironia losu, nieprawdaż? - nie siedziała w jego głowie. Nie wiedziała jak się czuje, jakie emocje nim targają, z jakimi myślami musiał się mierzyć. Mogła co najwyżej się domyślać, bazując na ich długoletniej znajomości i na tym, jak zachowywał się w jej towarzystwie kiedy zostawali już sam na sam, bez konieczności odgrywania swoich ról.
Dobierała ostrożnie słowa, nie chciała go o nic wypytywać, kazać się wytłumaczyć. Nie tu i nie teraz. Najważniejsze, aby doszedł względnie do siebie. Mógł opuścić szpital, wtedy na spokojnie przeanalizują sytuację. Zastanowią się co dalej. Agenci Cerberusa byli co prawda wszędzie, nie mniej ich macki nie mogły sięgać aż tak daleko, aby czuł zagrożenie na Cytadeli. Jeśli nawet, to był jej teren. Na stacji miała realne pole do działania.
Uśmiechnęła się blado. Może i wyglądała dobrze, nie mniej czuła się skrajnie inaczej; stres, tylko pozornie odczepił się od Iris. Wyczekiwała wiadomości od Karajeva i choć rezultaty jego misji były pomyślne, wrócili ranni.
- Podziękujesz, kiedy Cię wypiszą - jak już będzie po wszystkim dodała w duchu, mimochodem gładząc opuszkami palców wierzch jego dłoni.
Popatrzyła na niego uważniej. Mógł sie domyślać, iż wiedziała. Przynajmniej pierwszej części wiadomości, którą się z nią dzielił.
- Jak poważna była Wasza współpraca, Diego? Oczekiwali, że będziesz mnie szpiegować? Poprosili Cię o coś, co związane było z moją osobą? - nie musiał odpowiadać, gdyby jednak zechciał, ułatwiłoby to kilka spraw. Dotąd, poruszali się po omacku. Bazując na strzępkach danych, które wychwyciła przypadkiem Anya. Konkret, mógłby rzucić na kwestię Cerberusa zupełnie inne światło. Podpowiedzieć im rozwiązania kilku problemów.
Skinęła głową. Nie była to prośba, której się spodziewała i którą z pewnością mogła spełnić, nie mniej przytaknęła, nie dając sobie zbyt wiele czasu na dokładniejsze rozważenie słów mężczyzny.
- Poproszę moją asystentkę, aby spróbowała skontaktować się z Nicole, bądź dowiedzieć co się z nią stało. Jesteś jej absolutnie pewny? Nie ma szans, aby w obliczu zagrożenia własnego życia, bądź osób, na którym jej zależało, sprzedałaby Ciebie? - Rodriguez nie był ufny, pytanie, czy w związku z tym słusznie tak wysoko oceniał swoją współpracownicę? Cerberus potrafił być przekonywujący, czego zapewne doświadczył na własnej skórze.
- Zaraz wracam. A Ty odpoczywaj - pozwoli wyswobodziła swoją rękę i wyszła na korytarz, wciąż analizując prośbę Rodrigueza. Nie była pewna Nicole, przynajmniej nie aż tak, jak on.
Odszukała na korytarzu po raz drugi Basset, aby tym razem poruszyć kwestię asystentki Rodrigueza, także jego samego. Przydałaby im się cicha sala, kube gorącej kawy i wygodny fotel, aby poukładać rozrzucone i nie zawsze pasujące do pary kawałki układanki.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Szpital Huerty

23 wrz 2022, o 16:00

Gdy Iris wyszła z pokoju Diego, Anya czekała w tym miejscu, w którym radna ją zostawiła. Kobieta stała przy ścianie korytarza, zaciekle przerzucając coś w swoim omni-kluczu. Wyglądała na taką, która ręce ma pełne roboty, a jednak na dźwięk charakterystycznych obcasów uderzających o posadzkę automatycznie oderwała spojrzenie od omni-klucza i wygasiła go, podnosząc wzrok na Fel.
Zgodnie z jej prośbą, kobiety znalazły sobie ustronne miejsce. W szpitalu nie było wiele przestrzeni dla odwiedzających, ale osoby o randze Iris nie ograniczały te same zasady, co innych. Basset szepnęła coś na ucho przechadzającej się obok pielęgniarce i ta, niemal od razu, zaprosiła ich do małego pokoiku, służącego za pokój wspólny dla personelu. Anya zamknęła za nimi drzwi i zaproponowała Iris jeden z foteli. Obok znajdował się też ekspres do kawy, gdyby blondynka jej potrzebowała.
Gdy radna przekazała jej swoją prośbę, kobieta wróciła do urządzenia, kiwając głową.
- Ustalenie jej położenia nie będzie łatwe, jeśli korzystała z zabezpieczeń, które posiadał Rodriguez - westchnęła ciężko. - Zobaczę, co uda nam się wyciągnąć z naszej wtyki.
Iris słyszała tego typu słowa często - z reguły oznaczały, że temat będzie się procesował i ktoś wróci do niej w bliżej nieokreślonej przyszłości. Ale Basset miała w inny sposób ułożone priorytety, a one wciąż miały dane, które udało im się wyciągnąć z Cerberusa - odsunęła wszystko na bok, wyszukując informacje na tyle szybko, na ile była w stanie.
- Nicole Stew - odezwała się głośno, natrafiając na jedyną Nicole, która widniała w jej logach. - O ile nasze informacje są aktualne, jej status to "zaginiona", przy czym nie widzę u niej notatki o operacji będącej w trakcie. Cerberus chyba jej nie ma, ani nie planuje jej dorwać - póki co.
Utracenie przez nich Diego, który był priorytetem, ewidentnie odsunęło jego chowającą się asystentkę na inny plan. Z drugiej strony, skoro poczuła potrzebę zniknięcia, mogło to oznaczać, że w przeszłości próbowali i ktoś złożył jej wizytę.
- Cerberus jest tutaj, na Cytadeli, pani. Naiwnym byłoby uznanie, że tak nie jest - dodała po chwili, miękko. - Powinniśmy wyznaczyć zaufaną ochronę, by została w szpitalu, obok sali Rodrigueza. Na wszelki wypadek.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2085
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: Szpital Huerty

25 wrz 2022, o 16:19

Weszła do pomieszczenia, które wskazała im pielęgniarka; przelotem, przechodząc obok pracownicy szpitala, podziękowała za gościnność. Iris zaczekała, aż drzwi zamkną się za nią, po czym od razu skierowała swoje kroki do ekspresu do kawy i wybrała opcje podwójnego espresso. Na dalszy plan zszedł fakt, jakiej jakości mieli tu kawę. Po cichu liczyła chociażby na efekt placebo. Uśmiechnęła się pod nosem, czując charakterystyczny aromat wydobywający się pod wpływem ciśnienia. Zerknęła pytająco na Basset, kiedy ekspres skończył pracę i wybrała taką kawę, na którą miała ochotę asystentka, bądź po prostu uśpiła urządzenie.
Z kubkiem parującego, gorącego napoju w ręku, obróciła się do Anyi. Oparła się o fotel, a palcami oplotła rozgrzane naczynie. Zaczekała cierpliwie, do jakich informacji uda się dokopać kobiecie, małymi łykami spijając kawę. Kwaśna, lecz w granicach do zaakceptowania.
- Możliwe, że zmyła się z Nos Astry, kiedy doszły ją słuchy co się święci. Jeżeli słusznie zakładam, może próbować skontaktować się z Diegiem, bądź nawet z nami. Trzeba mieć na to uwagę, tym bardziej, gdyby po drodze wpadła w ręce Cerberus i ci przekonaliby ją do współpracy... - urwała, mimochodem wykrzywiając usta. W kontakcie z organizacją Człowieka Iluzji, Iris wolała dmuchać na zimę i najpierw zakładać najgorsze scenariusze. Ostatnie, na co mogła sobie pozwolić to gorzko się rozczarować.
Popatrzyła się uważnie na Basset, analizując jej słowa. Miała rację. Rodriguezowi przyda się solidna, godna zaufania ochrona. Teraz, a także po wypisaniu z Huerty. Nie tylko na wszelki wypadek, o czym zamierzała zwierzyć się asystentce.
- Dysponujemy osobą, której można byłoby powierzyć takie zadanie? Znam go. Ale czasy są niespokojne, musimy więc wziąć pod uwagę jeszcze jedną ewentualność... - zaczęła, odkładając pusty kubek na bok i koncentrując swoją uwagę na Anyi. To, o czym chciała jej powiedzieć, nie było dla Iris łatwiej, tym bardziej skupiona była na mimice kobiety, jej pierwszej reakcji.
- Założyłyśmy, że Diego jest ofiarą. Sam przed momentem powiedział, że uciekł z Cerberusa, aby mnie chronić. Mimo to, uważam, że rozsądnie będzie mieć go pod obserwacją na wypadek, gdyby to wszystko było wyreżyserowanym spektaklem w teatrze Iluzji. Ciężko przechodzi mi to przez gardło, muszę jednak pamiętać, że zawsze istnieje możliwość, iż oni chcieli, abyśmy myśleli, że Rodriguez jest do odstrzału, podczas kiedy świadomie, bądź nie do końca, robi za ich konia trojańskiego... - złamałaby jej serce, bez dwóch zdań, a mimo to nie godziła się, aby serce przesłoniło do końca rozsądek.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Szpital Huerty

12 paź 2022, o 23:01

Cokolwiek działo się z Nicole Stew, nie było im dane się tego dowiedzieć - przynajmniej na razie. Kobieta przepadła, zaginęła i mogli jedynie znajdować pocieszenie w tym, że również Cerberus nie miał pojęcia, gdzie się podziewa.
Basset musiała chwilę zastanowić się nad kwestią ochrony, nie chcąc przypadkiem wypowiadać nazwiska, którego użycia mogłaby żałować. Jej palce przesunęły się zgrabnie po holograficznym ekranie omni-klucza, wyłaniając kilka opcji.
- Nie angażowałabym w to Widma, pani, jeśli mogę to doradzić - odrzekła. - Ale zadbam o to, by prywatna ochrona zapewniła mu takie samo bezpieczeństwo, jak agenci Rady.
Wkrótce, urządzenie Fel piknęło na potwierdzenie odebrania krótkiego raportu o kilku kandydatach, których Basset wytypowała na stanowisko potencjalnego szefa oddziału, który miałby zagwarantować Diego bezpieczeństwo.
Teraz, tymczasowo, ludzie, których znalazła, byli w stanie zapewnić to samo. Szpital był, sam w sobie, dość dobrze chronionym miejscem, szczególnie na tych piętrach, a niemobilność przykutego do łóżka Rodrigueza umożliwiała skuteczną ochronę bez ruszania się z miejsca.
- Naturalnie, ochroniarze będą bardzo uważnie obserwować, czy nie dzieje się nic niepokojącego - dodała, w stosunku do jej kolejnej prośby i mrugnęła jej porozumiewawczo. - W razie potrzeby, wszystko przekażą do mnie, a ja do pani - lub bezpośrednio do pani, jeśli sobie tego życzycie, radno Fel.
Anya nie miała serca, które wchodziłoby jej w drogę w takich kwestiach. Nie, że nie posiadała go wcale, ale na tyle, na ile Iris zdołała ją poznać, dostrzegała, że choć Basset była wierna i godna zaufania, była też skrajnie pragmatyczna. Z pewnością Rodriguez nie wykona ani jednego ruchu, o którym się nie dowiedzą.
- Zaaranżuję też kryjówkę, gdy już opuści szpital - zapewniła, jak zwykle porywając się na zawartość swojego omni-klucza. - Tymczasem, czeka na panią ambasador, którego audiencję przełożyłyśmy już dwa razy - dodała z nutą rozbawienia. - Kazałam mu poczekać przed gabinetem, ale sugeruję, żeby udała się pani do wieży. Ja wszystkiego przypilnuję.
Gdy Iris wyszła ze szpitala, Anya dalej pogrążona była w pracy.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1371
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Szpital Huerty

3 lis 2022, o 14:17

Ból głowy był znośny. Wszystko dało się ukryć wystarczającą ilością środków przeciwbólowych jeśli się bardzo tego chciało. Charles miał w zwyczaju łykać ten rodzaj tabletek niczym draże. Sam też nie wiedział czy to wstrząs mózgu czy ten pieprzony implant. Wiedział, że montowanie metalu w głowę nie było najlepszym pomysłem, ale spodziewał się większej ilości plusów. Póki co albo nie trafiała albo nakurwiał go łeb.
Właśnie z tego powodu siedział w kolejce do szpitala by ktoś w końcu się temu przyjrzał. Może tym razem wszystko pójdzie zgodnie z planem ale znał swoje szczęście. Nie nie mogło pójść prosto. Nigdy. Od razu pokazał swoje dokumenty w recepcji. Na pytanie co mu jest odpowiedział tylko.
- Mam straszne...straszną...mig...migre...mignon... - W końcu poirytowany złapał za blat jakby co najmniej miała mu zaraz pęknąć żyłka w mózgu. - Łeb mnie boli.
Chciał dodać coś więcej ale jakby zapomniał jak się mówi. Takiego zwarcia w głowie jeszcze nie miał. Może w końcu lata uderzenia o ścianę i nieleczonych urazów głowy, bo przecież przejdzie, w końcu dały mu znać żeby przestał traktować to nie poważnie. Szczególnie, że nawet nie mógł sobie zrobić z rana swojej ulubionej jajecznicy. Tak nie dało się żyć.
Udał się do poczekalni skąd już miał ruszyć na wizytę u lekarza. Pewnie spędzi tutaj pół dnia. Lepiej jednak tak niż podczas misji bełkotać jak potłuczony.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Szpital Huerty

29 cze 2023, o 23:44

Obrazek
Naga Osobliwość
---
“As if you were on fire from within.
The moon lives in the lining of your skin.”
Mistrz Gry: Hawk
Gracze: Iris

Wyświetl wiadomość pozafabularną
--- -- trzydzieści sześć godzin po zniszczeniu Cicero -- ---

Płynęła.
Kosmiczna otchłań migotała w jej polu widzenia, rozświetlona gwiezdnym blaskiem. W spektrum widzialnym, była jedynie zwykłą kropką, której istnienia nie spostrzegłaby żadna, rozumna istota. Zakuta w metalicznym sarkofagu, pokrytym zamrożonymi cząstkami gazu podłapanymi od okolicznych gazet, przepełnionym Ziemskimi bakteriami namnożonymi jeszcze na Korlusie, była umykającą kometą. Spadającą gwiazdą na czyimś niebie. Przelotnym odwiedzającym światów, do których nie należała. Wspomnieniem ciężaru zalegającego na jej barkach, odpowiedzialności tak skondensowanej jakby jej atomy przywarły do siebie permanentnie, niemożliwe do rozdzielenia.
Na polach zguby pozostała panią.
Pośród dawno zapomnianych gwiazd neutronowych i czarnych dziur, na polach śmierci równoległych do życia, które tak doskonale znała, ból rysował na jej czole koronę. Błękitne smugi promieniowania Czerenkowa wypełniały jej gorące żyły, a pozostawianą przez nie śmierć wchłaniała jakaś cząstka jej, której nigdy nie poznała. Przemierzała tysiąclecia wszechświata, setki ewolucyjnych cykli, których nie potrafiła pojąć, stąpając po grząskim gruncie, spostrzegając zarówno to, co było, jak i to, co miało nadejść. Niekończąca się pętla, okrutna zasada przetrwania, stała się dla niej jasna, zrozumiała, lecz zniknęła, gdy tylko pierwsze wrażenie własnego ciała powróciło do jej umysłu.
Bolała ją noga.
Kosmos zniknął spod jej przymkniętych powiek. Róż Mgławicy Węża był ostatnim, co zapisało się w jej podświadomości, nim wybudzenie odebrało jej wszystko, czego doświadczyła podczas tej podróży. Wbrew sobie, wbrew wszystkim swoim postanowieniom, wbrew planom, które snuła, wrażenie sięgnęło jej serca. Była w domu.
Jej umysł nie rejestrował wiele.
Wyczuwała ściany kapsuły medycznej, w której utkwiła. Nie pamiętała, jak się w niej znalazła, ani jak się z niej wydostała. Pamiętała ocucenie, pierwszy kontakt ze światem zewnętrznym, do którego zaprowadził ją ból. Pamiętała jej ręce, walące w desperacji, w odruchowej potrzebie ucieczki, we wzmocnioną szybę urządzenia. Strach wypełniający jej żyły, jak u osoby, która przysnęła w miejscu, w którym nie powinna i obudziła się przerażona obcym światem wokół.
Pamiętała miękki głos jakiejś kobiety, która starała się ją uspokoić. Coś przechwyciło jej ciało, wyciągnęło z wnętrza więzienia. Jej umysł tkwił gdzieś na polanie wypełnionej trawą. W oddali przyjemnie szumiał strumień, wiatr muskał jej czerwone policzki. Krzykami usiłowała przywołać do siebie dziewczynkę umykającą jej między źdźbłami. Gdy dotarła do strumienia, spostrzegła kogoś innego na brzegu. Cassian bawił się kwiatkiem, który zostawiła na plaży, unosząc ku niej spojrzenie.
Uchylił usta, mówiąc coś do niej, ale niczego nie usłyszała.
Za jego słowami podążała ciemność. Odebrała jej nawet kosmos, który, choć w jej pozbawionej pamięci świadomości był nadal obcy, na swój sposób, wabił ją ku sobie. Przyciągał bliżej. Zniknął dopiero wtedy, gdy znów powrócił do niej ból. Gdy w jej nozdrzach pojawił się zapach antyseptyków.
Huerta.
Rozpoznała szpital zanim uchyliła powieki, zanim wyczuła proste, jednorazowe ubranie na swoim ciele. Jej noga i plecy ćmiły lekko bólem stłumionym przez leki. Światło wewnątrz jej pokoju było jaskrawe. Rozpoznała to miejsce - prawdopodobnie obudziła się w nim już kilka razy, ale zawsze była zbyt nieświadoma, by zapamiętać z tego cokolwiek.
- Wygląda na to, że musimy wyrobić ci kartę stałego klienta - westchnienie przyciągnęło jej uwagę. W pokoju, na jednym, wolnym krześle, siedziała znajoma jej postać. Radna Irissa przyglądała jej się z ciekawością, choć odrobina niecierpliwości migotała w jej spojrzeniu. Jakby czekała bardzo długo. - Wróciłaś.
Stwierdzenie brzmiało prosto. Nie plamiły go niepotrzebne emocje. Asari zmieniła pozycję, zakładając nogę na nogę i wyłączyła omni-klucz, który rozświetlał się nowymi powiadomieniami.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2085
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: Szpital Huerty

30 cze 2023, o 07:30

Dom.
Tak dawno nie była w domu.
Nie mogło minąć wiele czasu. Może tydzień? Dziewięć, dziesięć dni? Straciła rachubę jeszcze na Korlusie, odcięta od rzeczywistości, spraw, które dotyczyły jej na co dzień, skupiona na jednym celu związanym z umierającymi dziećmi, czuła, jakby minęły dziesięciolecia odkąd ostatnio była na Cytadeli. I teraz, kiedy w końcu zdała sobie sprawę, że jest w domu, nie odczuła ulgi.
Ogarnął ją za to niepokój.
Chciała coś powiedzieć. Wydawało się jej, że otwiera usta, formułuje chaotyczne myśli w słowa, które musiały został wyartykułowane, nie usłyszała jednak swojego głosu. Mówili coś do niej, co rozumiała, ale wyłącznie przez ułamek sekund. Traciło sens niemalże od razu, gdy milkł spokojny, kojący głos, a czyjś dotyk odrywał się od jej obolałego ciała.
Być może dlatego, że nie było to jego ręce. Nie czuła zapachu oceanu i bergamotek. Znajomy był tylko ból, który promieniował od jej nogi oraz kosmos widziany za każdym razem, jak tylko opadały jej ciężkie powieki.
A także morza traw skąpane w ciepłym słońcu. Dziewczynka biegnąca pomiędzy wysokimi źdźbłami, tym razem skuszona na zabawę w berka. Gdzieś z tyłu głowy miała myśl, że obiecał jej, że jeszcze kiedyś się spotkają. To kiedyś nastąpiło zdecydowanie zbyt szybko. Stając nad brzegiem rzeki, zadarła głowę, a jej spojrzenie spotkało się z oczyma Cassiana.
To niemożliwe. To nie mógł być on. Być może jej umysł znowu tworzyć znajome projekcje łagodzące to, co działo się dookoła niej. Cofnęła się gwałtownie o krok, czując, że traci grunt pod nogami i znowu wpada do zamykającej się nad nią kapsułą.
Zrozumiała szybciej, niż zdążyła zareagować. Zdradziły go oczy, niespotykanie czułe, nagle znów zimne oraz niedostępne. Podjął decyzje za nią. Nie spytał jej o zdanie. Nie wziął pod uwagę, że w ogóle chciałaby mieć cokolwiek do powiedzenia. Jej ręce napotkały napotkały szkło, drapały po nim bez śladu, bez szans, że przebije się przez więzienie, w którym ponownie ją zamykał. Przez moment, musnęły miejsce, do którego przycisnął otwartą dłoń. Czuła rozpalone punkty na swoich wargach, tam, gdzie sunęły przed momentem jego opuszki.
Nie. Nie zgadzała się. Nie mogła tam wrócić. Nie po tym, co się stało na Aeris. Co zrobili i co ona sama zrobiła. Panika odbiła się w jej tęczówkach. Szybko ustąpiła miejscu niedowierzaniu, gdzieś w kącie czaiło się zaprzeczenie. Był żal, zawód i poczucie zdradzenia.
Obiecałeś, Cassian!
Walczyła z wszechogarniającą ją sennością, próbowała drobnymi piąstkami uderzyć w kopułę, robiła wszystko, byleby tylko nie poddać się działaniom leków, lecz nim zacisnęła palce, podniosła ręce, otworzyła usta, pochłonęła ją ciemność i wyrzuciła gdzieś prosto w objęcia promieniowania Czerenkowa.
Obiecałeś, Cass...
Ostre światło w sali szpitalnej Huerty zmusiło ją do zamknięcia oczu. Zmysły, zaczynały rzeczywiście odbierać bodźce, pamięć odtwarzała znajome miejsca. W tym szpitalu spędziła kawałek swojego życia, teraz, gdy już od dawna w nim nie pracowała, wciąż tu wracała. Jakby sama tkwiła w pętli, bądź cyklu, który musiał się powtarzać.
A może to właśnie Huerta była jej domem?
Zaczerpnęła głębszego oddechu, testując swoje ciało. Napinając mięśnie, zmuszając głowę do obrócenia się, tak, że czuła pod policzkiem miękką poduszkę, z kolei dłonie do oderwania się od pościeli oraz uniesienia na wysokość oczu. Chciała się przyjrzeć swoim palcom, skupić wzrok na liniach papilarnych i uszkodzonej, poszarpanej po przejściach na stacji, a także w Ciecro skórze. Jak przez mgłę, wciąż czuła zaciskające się na nich, dłonie Daharisa.
Mało subtelne chrząknięcie przywołało ją do siebie. Spojrzała na Radną Irisse spomiędzy rozcapierzonych palców, nie kryjąc się z zaskoczeniem, że to właśnie ona od najprawdopodobniej dłuższego już czasu siedziała przy jej szpitalnym łóżku. Tego nie mogła się spodziewać po Radnej Asari. Łączyły je raczej chłodne, zawodowe stosunki. Nie szukała przyjaciółki w Irissie, jeśli już ktokolwiek miałby się o nią martwić na tyle, aby wyczekiwać jej wybudzenia, na krześle powinien siedzieć turiański radny z ciętym komentarzem w kieszeni. Omotała sylwetkę asari rozbieganym spojrzeniem, lekko mrużąc oczy, gdy refleksy odbijające światło wciąż nieprzyjemnie drażniły jej przyzwyczajone do mroku oczy.
- Rozmawiałam kiedyś z Matką Victorią na Lirii przy okazji mojej wizyty na Thessi. Powiedziała mi, że śmierć podąża za mną i nie powinno mnie to dziwić - wymusiła na protestującym ciele odpowiedź. Nie poznawała do końca swojego głosu. Chropowaty, szorstki, brakowało jej tchu, aby końcówki każdego słowa wybrzmiały równie dźwięcznie.
Mówienie okazało się być wysiłkiem równym przebiegnięcia całego Prezydium. Jakiś głos w jej głowie upomniał ją, że powinna się oszczędzać. Zachowywać rozważnie. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Wzrokiem, szukała karty pacjenta, aparatury, która pracowała, bądź stała przy łóżku w pogotowiu. Podpowiedzi sugerujących w jakim była stanie. Jak bardzo było źle.
- Jak długo mnie nie było? Jak mnie znaleźliście? Co działo się w międzyczasie? - miała tyle pytań. Podejrzewała, że Radna Asari również ma kilka, które chciałaby jej zadać i niekoniecznie na szczycie tej listy znajdowało się to o jej samopoczucie.
- Przeżył ktoś z załogi na Ilos?
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Szpital Huerty

2 lip 2023, o 15:05

Huerta miała tak wiele sal, że być może Fel zastanawiała się, na ile prawdopodobnym było, by wylądowała w tej samej co poprzednim razem. Nie wrzucono jej do ogólnej części szpitala - nigdy tego nie robiono i gdyby ktoś podjąłby taką decyzję, z pewnością zaszkodziłby własnej pozycji i karierze. Nie, jej sala zawsze była prywatna. Elegancka. Jaskrawe światło Prezydium wdzierało się do wnętrza przez ogromną szybę, zajmująca całą jedną ścianę pomieszczenia. Jej łóżko było stosunkowo miękkie, na tyle, na ile mogło docenić je jej obolałe ciało. Miała przy sobie dwie szafki, przycisk wezwania pielęgniarki pod ręką i szklankę zimnej wody, którą ktoś jej przygotował.
Irissa siedziała naprzeciwko. Zajmowała jedno z trzech, wygodnych krzeseł o miękkim obiciu, jakich zwykle nie dało sie uświadczyć w szpitalu. Jej uniform, jak zwykle, był elegancką suknią sięgającą do samej podłogi. Czerwony, soczysty kolor kontrastował z jej bladoniebieską skórą, w jakiś sposób pięknie ją podkreślając. Sama radna asari wyglądała lepiej. Gdy widziały się ostatnim razem, Irissa, tak samo jak inni radni i sama Fel, była śmiertelnie zmęczona i poważna. Rozpoczęcie wojny i atak terrorystyczny na wieżę Cytadeli odbił się na jej twarzy zmarszczkami, których w takim wieku nie powinna się dorobić. Teraz jednak kobieta wyglądała na wypoczętą, odświeżoną.
Podobnie jak dla wszystkich mieszkańców, z wolna, świadomość nowej rzeczywistości, w której się znaleźli, osiadła na jej barkach. Stała się codziennością, czy tego chcieli, czy nie.
- Kazałabym oddać sobie pieniądze, gdybym usłyszała takie bzdety - odrzuciła lekko, przyglądając jej się z daleka. Choć była pierwszą osobą, która odwiedziła Iris w sali szpitalnej, kobieta od razu pokazywała po sobie, że nie zrobiła tego z dobroci serca czy przyjaźni, jaka łączyła ich dwie. Nie przesunęła sobie krzesła bliżej, zwyczajnie obserwowała ją z daleka. Iris widziała, że bawi się czymś, co trzymała w dłoni opartej o swoje kolana, ale nie widziała co to było. - Nie znaleźliśmy nikogo… żywego na Ilos. Ale prace wydobywcze nadal trwają. Wszystko się zawaliło, co utrudnia dotarcie do potencjalnych rannych.
Jej słowa brzmiały sucho. Szorstko. Nie mówiła w sposób, w którym chciałaby przekazać jej trochę nadziei. Oceniała sytuację bez emocji i w ten sam sposób ją przekazywała. Irissa jednak zawsze tak postępowała. Niewielu było ludzi, dla których potrafiła i chciala tchnąć nieco uczucia w wypowiadane przez siebie słowa.
- Znaleźliśmy cię nieprzytomną w kapsule medycznej na pokładzie niezidentyfikowanego promu - dodała, obserwując Fel z uwagą. - Na rubieżach Mgławicy Węża. Prom leciał na autopilocie, nadając wiadomość do Służb Ochrony Cytadeli. Zabezpieczoną kodem, którym przekazuje się wiadomości najwyższego szczebla.
Szczebla Radnych.
Uniosła brwi w górę, zerkając na to, co trzymała w dłoni.
- Chętnie usłyszę wszystko od początku - zaczęła, nic nie robiąc sobie ze stanu, w którym była Iris. - Możesz zacząć od tego, dlaczego jedyną rzeczą, którą miałaś przy sobie, było to?
Uniosła w górę przedmiot, którym bawiła się wcześniej. Miał boleśnie znajomy kształt. Odwróciła cienka płytkę w stronę Fel tak, że ta dostrzegła emblemat SST, ale wiedziała, że po drugiej stronie wybite było nazwisko Daharisa.
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2085
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: Szpital Huerty

2 lip 2023, o 17:30

Wróciła.
Mimo iż absolutnie tego nie chciała.
Nie tu, nie na Cytadele. Nie do miejsca, w którym była Radną choć wydarzenia na Aeris, za które była odpowiedzialna, powinny zedrzeć z jej godności ów tytuł i odebrać przewodnictwo. Nie na stacje, gdzie skumulowana, czarna materia, którą wchłonęła od Cicero, mogła być zagrożeniem. Podejrzewała, co musiało kierować Cassianem, kiedy obierał kurs na Mgławicę Węża, nie zaś Drogę Mleczną, bynajmniej jednak tego nie rozumiała. Nie akceptowała. Nie była też w stanie wybaczyć. Posmak zdrady był cierpli oraz gorzki, czuła go na końcu języka, a także w wysuszonym gardle. Chwilę jeszcze błądziła spojrzeniem po wystroju sali, aż jej spojrzenie nie zatrzymało się na siedzącej na krześle, dumnie wyprostowanej asari. Nie spodziewała się po Irissie niczego ponad pytaniami.
Była więc skłonna zgodzić się na równą wymianę. Pytanie za odpowiedź.
- Wybuch na Ilos zrzucił mnie kilkanaście kondygnacji w dół. Do starych, proteańskich ruin. Matka przełożona, która nas powitała w świątyni, uznała, że będę idealnym darem ku czci założycielek tego miejsca. To miejsce było dziwnym kultem, a ja miałam zostać nadziana na kolce i zmieniona w... coś, czego było pełno tam w ruinach. Husky? Tak nazwał je Shepard w swoich raportach? Ktokolwiek nie jest teraz na Ilos, powinien uważać na nich i na przemienione w banshee asari. Co najmniej jedna przeżyła - nabrała powietrza, które uciekało gdzieś, pomiędzy jej słowami, sprawiając, że intonacja nie nadążała za przekazywaną informacją, z kolei tembr głosu Fel nadal brzmiał obco w jej uszach. Wydarzenia na Ilos, które dały początek całej lawinie, pamiętała jak przez mgłę. Miały miejsce raptem kilka dni temu, ale Iris czuła, jakby minęły lata świetlne od tego, jak wylądowała z wizytą w przyczółku dla uciekających z Systemu Mindoir uchodźców.
- Z Ilos zabrał mnie mężczyzna ze swoją załogą. Vincenzo Artonis. Powiedział, że nikt nie przeżył z towarzyszącego mi personelu. Miał nawet na to dowód. Był także szczerze rozbawiony faktem, że ktoś, zadał sobie tyle trudu i zapłacił mu nie mało, aby porwać Radną nie dlatego, że jest kim jest, tylko że przed laty pracowała nad innowacyjnymi implantami biotycznymi. Dobrze słyszysz, Irisso. Nie uprowadzili mnie dla mojej pozycji, tylko wiedzy z czasów, kiedy niewiele miałam wspólnego z Radą, choć przyznaje, że początkowo spodziewałam się, że lecę na egzekucję - urwała, dusząc syknięcie, kiedy jej chciało zaprotestowało na próbę zmiany pozycji. Rozprostowania nogi, przyjrzenia się temu, jak wyglądały szwy i co ważniejsze - czy jej lewa dłoń, nadal była smoliście czarna? Nie mając sił upierać się, opadła na miękką poduszkę, odgarniając sprzed oczu zaplątane, jasne kosmyki. Kiedy dotykała je po raz ostatni, lepił się od krwi jej oraz Cassiana.
Poruszyła się niespokojna, krzywiąc, gdy tylko Irissa zdradziła w jaki sposób ją znaleźli.
- Nie rozumiem. Nikomu nie podawał tych kodów, sama też ich nie wpisałam, a mój omni-klucz został zniszczony jeszcze na Ilos. Jak więc ktoś mógł ich użyć? - w duchu, zadała samej sobie pytanie, czy odurzona lekami, byłaby skłonna podać częstotliwość oraz kolejność zapytana o kody przez Cassiana? Nie. Raczej nie. Na pewno nie do końca bezwiednie. Jakiś ślad musiałby zostać w jej pamięci, zwłaszcza po tym, jak dotknął jej warg i się otwarcie pożegnał.
A może jej zniszczony omni-klucz był kolejnym kłamstwem? Czymś, co wiedział od początku, ale tego też zapomniał jej powiedział?
Obiecywał szczerą rozmowę po powrocie na Korlus. Do czego nie doszło i już nie dojdzie.
Musiała zmrużyć oczy, aby dostrzec, co dokładnie znajdowała się pomiędzy palcami asari. Rozpoznała nieśmiertelnik od razu, wiedziała, czyje nazwisko znajdowało się po drugiej stronie, dlatego nie mogła pokazać po sobie, jak bardzo zaskoczył ją widok blaszki. Nie spodziewała się, była pewna, że Cassian zabierze swój nieśmiertelnik, kiedy upewniał się że dotrze na Cytadele na krótko przed tym, jak sam wysiadł z promu. Jeżeli wciąż jest zakotwiczony w dokach na Cytadeli, musiała go zobaczyć. Ale niekoniecznie dzisiaj. Wstanie z łóżka wydawało się jej być luksusem, na który nie mogła sobie pozwolić.
- To nieśmiertelnik żołnierza, który był ze mną na stacji. Jedyny, który przeżył. Mniema, że to on wsadził mnie do kapsuły medycznej i odesłał na Cytadele po wyłączeniu Cicero. Ale chciałaś usłyszeć wszystko, prawda? - lekko przekrzywiła głowę, dając Irissie szansę na przytaknięcie, bądź chociaż odwzajemnienie jej spojrzenia.
Opowiedziała więc o powodzie, który ściągnął ją na Korlus. O dzieciach umierających przez napromieniowanie, których organizmy nie poradził sobie z czarną materiał. O badaniach doktor Maketarii, tych, którzy byli tam przed nią. O stacji Aeris, dlaczego zamieniła się w grobowiec, kogo pogrzebała w postaci bestii, o Cicero, eksperymentach prowadzonych pod niestabilną gwiazdą Dholen i gethach zezwalających im na to.
Była szczera. Jedynie pominęła w swojej opowieści osobę Cassiana. W newralgicznych momentach stał się mężczyzną, w innych przemilczała jego udział. Ich wspólny spacer po cmentarzysku, szczerą rozmowę w nocy przed wylotem. To, co zobaczyła w nich i co usłyszała, gdy odnaleźli się na Aeris. Gdy próbował odwieźć ją od samotnego spaceru do Cicero.
Nie mogę pozwolić Ci tam wrócić. A ona nie mogła odkryć jego tożsamości przed kimkolwiek.
- Nie wiem, jak wydostałam się z Cicero i jak znalazłam się na promie. Pamiętam tylko promieniowanie Czerenkowa, które widziałam, kiedy spałam. Do końca też nie miałam pewności, że Ci ludzie na Korlusie współpracują z SST. Zachowywali się, jakby to, kim jestem, nie miało znaczenia. Nie dowiedziałam się kto dokładnie zapłacił za moje uprowadzenie, Ci żołnierze, którzy lecieli na stacje Aeris byli pierwszymi, których zobaczyłam w mundurach Sojuszu i którzy bezdyskusyjnie musieli być im wierni - dodała. Przez cały ten czas, nie uciekła wzrokiem. Nie oderwała oczu od twarzy Irissy. Rejestrowała jej reakcje teraz i wcześniej, gdy streszczała ostatnie dni.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Szpital Huerty

2 lip 2023, o 19:47

Pojedynek spojrzeń trwał przez całość opowiadanej przez Fel historii. Przez niemal pół godziny Irissa nie odwracała wzroku od leżącej w łóżku, rannej kobiety. Nie zwracała uwagi na jej stan, nie oferowała jej taryfy ulgowej - nawet wtedy, gdy nieprzyzwyczajony do odzywania się głos ochrypł, zmuszając ją do sięgnięcia po szklankę z wodą. Jej gardło bolało, jakby spędziła ostatnie dni na pustyni i mimowolnie jej ciało zapragnęło opróżnić całość naczynia niemal jednym haustem.
- Huski - odparła, poprawiając ją lekko, jakby jej wymowa tego słowa była bardziej obowiązująca od tej stosowanej przed Iris. Jakby miało to znaczenie w jaki sposób nazywały sie koszmary niczym z innego świata, które nieomal wydarły z niej życie. - Znaleźliśmy kilka na Ilos. Żadnej banshee, jakkolwiek powinniśmy je nazywać.
Być może w translatorze asari, obie te nazwy brzmiały zupełnie inaczej. Mimo wszystko, nie wtrącała się dalej. Uruchomiła omni-klucz i, gdy padło nazwisko Artonisa, westchnęła lekko.
- Samozwańczy admirał floty Sojuszu Terminusa? - odrzekła, przyglądając się jej spod ściągniętych brwi. - To brzmi absurdalnie. Musiał być inny powód.
Przekręciła głowę. Jej wzrok sondował twarz blondynki, jakby spodziewała się dostrzec, czy i ona na to wpadła i miała swoją teorię, czy też nie.
- To mogła być przykrywka. Lub wyłącznie jedno z zadań, po którym zostałabys wykorzystana w inny sposób - zadecydowała, tonem nieznoszącym sprzeciwu. - W dzisiejszych czasach istnieje zdecydowanie zbyt wiele możliwości, które można zyskać porywając radną. Sojusz zapłaciłby za ciebie fortunę choćby po to, by publicznie ściąć ci głowę.
Może była w przypuszczeniach Fel prawda. Może egzekucja była dla niej zaplanowana - nie z początku, ale później. Gdy już wykona swoje zadanie. Gdy wykorzystają jej wiedzę i możliwości, a gdy pozostanie wyłącznie skorupa - symbol władzy, symbol wszystkiego, przeciwko czemu buntował się Terminus, symbol ten miał ulec zniszczeniu.
Coś, czego nie doczekała.
Irissa odwróciła nieśmiertelnik, zerkając najpierw na jego jedną stronę, a później odczytując nazwisko na rewersie. Nie poświęciła mu wiele uwagi. Blondynka nie miała pojęcia, ile czasu minęło odkąd została odnaleziona, ale wyglądało na to, że radna Asari miała go wystarczajaco, by dokładnie zaznajomić się ze wszystkimi wskazówkami, które przybyły wraz z nią.
- Bzdura - wypaliła od razu, nie usiłując nawet podpytać Fel o mężczyznę, który wsadził ją do kapsuły i posłał z powrotem tutaj. Do domu. - Ktokolwiek cię uratował, z pewnością nie był właścicielem tego nieśmiertelnika - dodała, ostrożnie stawiając zdania.
Iris wyczuła w niej podejrzliwość. Najwyraźniej w sam jej ratunek, asari nie wierzyła w pełni.
- Przebywałaś wiele dni na Korlusie. Nie chce mi sie wierzyć, że nie znalazłaś żadnej możliwości kontaktu lub wezwania pomocy - dodała, obracając nieśmiertelnik w palcach. - Czyżby trzymano cię w klatce?
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2085
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: Szpital Huerty

2 lip 2023, o 20:37

Wyświetl wiadomość pozafabularną Z brzdękiem odstawiła pustą szklankę na szafkę przy łóżku, na moment zamykając oczy, aby uspokoić tańczący przed nimi obraz. Irissa nie odpuszczała, zresztą nie prosiła o łaskę. Wróciła do radnej spojrzeniem, kontynuując ucięty wątek. Ta rozmowa, której dokończenie ze spokojem kosztowało ją horrendalny wysiłek, będzie jeszcze wielokrotnie wałkowana. Miała tego świadomość, zresztą spojrzenie Irrisy niosło cichą, niewypowiedzianą obietnicę o podobnej treści. Jakby nagle, niespodziewanie, weszła w posiadanie ważnych informacji, którymi z irracjonalnego powodu nie chciała się podzielić z pozostałymi Radnymi.
Być może ku rozczarowaniu asari, nie była to prawda.
- To nazwisko pojawiło się w raporcie Widma Osberg, prawda? Sam Artonis wydawał się bardziej zainteresowany Wenus, niż mną, ale jak mówisz. To wszystko mogło być tylko grą - przytaknęła. Vincenzo idealnie pasował do roli pierwszoplanowego aktora w swojej własnej sztuce.
Myślała o tym. Każdej nocy. Ślęcząc nad datapadami z danymi medycznymi, w pewnym momencie uciekała myślami poza cztery ściany mieszkania, klinikę na niższym poziomie, całą Hirano Towar. Dlaczego? Dlaczego akurat ona? Co takiego miała, co brakowało innym neurochirurgom? Dlaczego miała im pomóc bardziej, niż praktykujący medycynę lekarz? Żadna opcja, która napatoczyła się, bądź wpadała w jej ręce, końcem końców nie była satysfakcjonująca, a prawdę... Prawdę nie zdążyła poznać. Tę odpowiedź i wiele innych odebrano jej wraz z momentem zatrzaśnięcia się wieka kapsuły i rozchodzącą się w jej żyłach, narkozą.
Obiecałeś, Cassian.
- Zastanawiałam się nad tym wielokrotnie, przede wszystkim kim była ta osoba, która zapłaciła za ściągnięcie mnie na Korlus i jaką władzę musiała mieć w Sojuszu, że wszyscy tam cierpliwie czekali na... No właśnie? Na co? Wydawało mi się, że po tym, co zobaczyłam na Mindoirze, niemożliwe jest, aby ktokolwiek gotów był płacić tak wysoką cenę, aby ocalić dzieci wyciągnięte z tamtej stacji - gestem dopowiedziała to, na co brakowało jej słów A te uciekały pomiędzy jej palcami, nie odnajdując logicznych związków z wyobrażeniami i przypuszczeniami, którym wciąż, niezmiennie brakowało elementów do stworzenia całej układanki.
Zachowywała nieustanną czujność. Oglądała się za siebie na każdym kroku, nawet w obecności Daharisa na cmentarzystku, szukała cieni, które mogły za nimi podążać i ich brak, choć w pierwszym odruchu przyniósł ulgę, w kolejnym, wzmocnił niepokój. Zapewniał ją, ale i tak oczekiwała na każdym kroku ataku. Końca w środku historii. Nie ufała nikomu na Korlusie, sama starała się zachowywać dystans. Korzystać z elementu zaskoczenia, którym musiała być jej współpraca, której też nikt się po niej nie spodziewał. Oczekiwano, że Radna, ktoś z Cytadeli, uniesie się honorem i będzie biernie przyglądać się rozwojowi wypadku. To, że zeszła do kliniki, przeanalizowała dokumenty, dało jej furtkę choćby w postaci doktor Maketarii. Jej codziennie, poranne odwiedziny, rozmowy przy pacjentach, po godzinach w klinice. Dążyła do tego, aby zacisnęła się między nimi więź na wypadek, gdyby Aileena była jej ostatnią deską ratunku.
Niespecjalnie dbała o fakt, czy radna asari jej wierzyła, czy jawnie podejrzewała półprawdę. Była szczera, przede wszystkim sama ze sobą. Szukała od początku sposobu na kontakt z Cytadela. W Hirano Tower możliwe było to tylko przez doktor Maketarii, poza nią... Na stacji Aeris.
Uniosła brew, powstrzymując się przed wejściem Irisse w słowo. Nie mniej, zaskoczenie przemykające po jej bladej twarzy było autentyczne.
- Nie? Kimkolwiek nie był, powinnam mu podziękować, bo gdyby nie on, nie wiem, czy zdołałabym sama wydostać się spod katalizatora i dotrzeć na prom. Wiesz dobrze, w jakim stanie tu wróciłam - wytrzymała nacisk jej intensywnego spojrzenia, nie zmieniając wersji wydarzeń i nie plącząc się w wersji wydarzeń, które zdradziła. Opowiedziała jej swoją historię. Nic, co ważne dla niej i dla Rady nie zostało przemilczane.
- W zamknięciu, tak. I patrzono mi na ręce wszędzie, tylko nie w klinice - dodała od razu, na wypadek, gdyby Irissa życzyła sobie sprostowanie. Spod przymrużonych oczy, widziała nie tyle radną asari, co nieśmiertelnik, który trzymała wciąż w ręku. Przyciągał jej wzrok, ale nie pozwoliła sobie na przeskoczenie uwagą na kawałek blaszki mimo iż tak bardzo pragnęła zacisnąć na nim swoje palce i upewnić się, namacalnie, że to wszystko co wryło się w jej pamięć i odbiło na niej całej było prawdziwe.
- Możliwość skontaktowania się była na promie lecącym na stacje Aeris. Wystarczyło tylko wrócić na statek szybciej, niż pozostali. Nie mogłam jednak przewidzieć, jak skończy się dla mnie wyłączenie Cicero. Że w ogóle jest tam urządzenie zdolne do takiego nagromadzenia ciemnej materii - kąciki jej ust drgnęły, gdy naparła na nią fala nieprzyjemnych, urwanych wspomnień. Miała gdzieś, z tyłu głowy, od samego startu z Korlusu, że nie ważne jak potoczy się sprawa na stacji, prom zabierze ją na Cytadele. Do domu. Kłamałaby twierdząc, że nie rozważała tego intensywnie, gdy szła przez poziomy mieszkalne, starając się nie wzbudzić uwagi kreatur, zaczynając z każdym, kolejnym pomieszczeniem wątpić, czy postępuje słusznie. Czy go tu znajdzie. Czy powinna dla niego narażać swoje życzenie. W każdej chwili mogła zawrócić, odlecieć, tak, jak chciała tego Yasmin. Niekoniecznie do Układu Terminusa, jako że niezmiennie widziała w kobiecie wierność SST, a nie Cassianowi. Wszystko, jej plany, decyzje, zmieniły się dopiero, gdy wpadła w objęcia Daharisa ranna i spanikowana.
Teraz już wiedziała, że drugi raz postąpiłaby tak samo. Od początku do końca. Nawet, gdyby wiązało się to z dziesiątkami rozmów przesłuchań z Irissą i balansowania na krawędzi prawdy, a półprawdy.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12220
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Szpital Huerty

5 lip 2023, o 20:30

Pomiędzy ich słowami, w sali szpitalnej zapadała cisza. Grube szkło oddzielające ją od wnętrza Prezydium zatrzymywało wszelkie odgłosy toczącego się na zewnątrz życia, holograficznych reklam i gwaru rozmów. Sporadycznie słyszała szuranie za jedynymi drzwiami prowadzącymi na zewnątrz - z pewnością należące do pielęgniarek lub innych gości o statusie na tyle prestiżowym, by zostali przypisani do tego piętra. Nikt nie ośmielił się wejść do środka - nawet zastukać kurtuazyjnie w drzwi.
Nie, kiedy Irissa była w środku.
Gdyby nie znała asari, mogłaby pomyśleć, że kierowała nią troska. Jej twarz wyrażała uprzejmość, lecz nieprzesadne zaciekawienie losem Fel, niewykraczające poza chęć zrozumienia co tak naprawdę jej się przytrafiło. W dystansie, który utrzymywała, można było doszukiwać się ostrożności. W końcu czyż nie była pierwszą osobą, którą zobaczyła po obudzeniu? Czy nie czekała w miejscu na jej przebudzenie, nie wiadomo jak wiele godzin urywając ze swojego harmonogramu?
Dla pielęgniarek bądź lekarzy, radna asari mogła wydawać się zatroskana losem swojej porwanej koleżanki - w dodatku tej, którą praktycznie sama wysłała na taką pozornie bezpieczną misję. Fel jednak znała jej naturę. Wiedziała, że Irissa nie okazywała przesadnej empatii w stosunku do swoich współpracowników - nie z dobroci własnego serca, nie bez czegoś, co mogła zyskać w zamian.
Irissa była drapieżnikiem.
- Przykro mi, że tak wiele okropności cię spotkało, Iris - westchnęła. Dla otumanionego narkozą, lekami przeciwbólowymi i traumami zdobytymi na Aeris ciała, jej westchnienie zdawało się wiarygodne. Prawdziwe. Jedynie w tyle głowy czuła nieustanne ukłucie instynktu, który nakazywał jej nie wierzyć w ani jeden gest, ani jedno słowo, ani jedną emocję. - Szczególnie patrząc na to, jak... podejrzane są te okoliczności. Byłaś na Mindoirze. Wiedziałaś, na co stać Sojusz. To terroryści i myślę, że zgodzisz się ze mną w stwierdzeniu, że powód sprowadzenia na Korlus przedstawiciela rady Cytadeli z pewnością nie kończył się na dobrodusznym ratowaniu chorych dzieci.
W jej głos zakradło się ziarenko drwiny. Subtelne i ukryte w cieniach, majaczyło na powierzchni i musiała się wyjątkowo skupić, by je wyłowić ku światłu dziennemu.
- Opowiedz mi, o tym... czymś. Tej maszynie? Czym było to Cicero? - dodała, przekrzywiając głowę i zerkając na Fel z zainteresowaniem. - Dlaczego uznałaś, że to twoim zadaniem jest się nim zająć?
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2085
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 86.760
Medals:

Re: Szpital Huerty

6 lip 2023, o 05:33

Skinęła głową, dziękując bez zbędnych słów za wyraz zrozumienia, być może nawet choć w kilku procentach szczerego współczucia. Nie roztrząsała, dlaczego Irissa czekała przy jej szpitalnym łóżku od kilka godzin. Już dawno zdała sobie sprawę, że Radna Asari zasiadła na tym krześle krótko po tym, jak sama znalazła się w Huercie. Cierpliwie czekała, aż zdradzi powód swojej obecności, ten prawdziwy, nie podszyty żadną uprzejmością, choć obie doskonale odnajdywały się w różnych rolach. Także tych nakazujących im przyjąć pewną postawę cechującą się empatią, roztaczając w złudną, mydlącą oczy aurę, tak pożądaną w trakcie negocjacji.
Nie czuła się ofiarą, nad którą krążył uparty i bystry sęp. Promieniujący, choć przytłumiony ilością podanych jej leków oraz środków przeciwbólowy skutecznie przykuwał jej uwagę, nie pozwalał na dłużej skupić się na niczym innym. Ani na nikim. Instynkt, który podpowiadał jej ostrożność, a także przesiewanie słów asari przez naprawdę grube sito, miał też pewną niezaprzeczalną słuszność.
Obie były Radnymi.
Równymi sobie.
Czy powinna więc czuć faktycznie zagrożenie? Jeżeli tak, Cytadela w ostatecznym rozrachunku była bardziej podobna do Hirano Tower, niż kiedykolwiek tak o tym pomyślała.
- Nie. Oczywiście, że nie - zgodziła się z nią z automatu, odchrząkując cicho, gdy końcówki słów zamieniały się bezwiednie w szept na siłę przeciskający się przez więzadła głosowe.
- To był początek większej gry. Urwanej zbyt szybko, aby poznać jej zasady. Nie wiem, czy powinnam żałować, czy wręcz przeciwnie, odetchnąć, że nie zdążył poznać tego, który miał i tupet, i wpływy aby sądzić, że akurat ja będę odpowiednim lekarzem, którego potrzebuje w swojej klinice - miała zbyt mało informacji, aby dało się z nich utkać konkretną teorie. Nie skupiała się na tym na Korlusie, nie dociekała kim był jej porywacz, czego chciał i czy w ogóle dzieci ze stacji były dla niego ważne. Skromność kłóciłaby się ze stwierdzeniem, że to wszystko miało być jednym, wielkim, dedykowanym jej performerem, jednakże w ustach Irissy każda - nawet ta - możliwość stawała się bardziej prawdopodobna.
Skusiła na Irissie swoje oczy, przyglądała się jej twarzy, która praktycznie nie zmieniła się od momentu, jak otworzyła oczy, aż do teraz, gdy poznała już jej opowieść.
- Katalizatorem skupiającym czarną biotykę. W jakiś sposób reagowało na niestabilną gwiazdę Dholen, znalazłam na stacji wiadomości mieszkańców do siebie nawzajem mówiącym o eksperymentach, pozytywnych wynikach, ci, którzy uczestniczyli w projekcie z jakiegoś powodu czuli się wyróżnieni... - łapała uciekające jej wspomnienia, skrawki, które widziała gdzieś kątem oka, kiedy przywoływała wciąż żywe i tak samo palące wspomnienia wydarzeń z ostatnich, trzech dób.
- Wyłączenie paneli ochronnych miało sprawić, że i Cicero przestanie być aktywne. Tak się jednak nie stało. Katalizator zaczął dosłownie wszystko zasysać, czułam, jak biotyka do niego pędzi, w pewnym momencie metal zaczął się zginać, wyrywało drzwi, a bliżej miejsca katalizatora także ściany. Trzeba było go wyłączyć, zanim stacja, po której szłam, wybuchnie - były w tym szlachetne pobudki? Też. Dotyczyły jednak Cassiana, który w jej opowieści nie zyskał pierwszoplanowej roli. Zamiast niego, skupiła się na czymś oczywistym, walcząc o oddech. Na przetrwaniu. Życiu. Możliwość powrotu do domu.
- Mogłam pozwolić, aby to ten żołnierz wyłączył Cicero, jednak wtedy byłabym coś winna Sojuszowi. A tak nie mogło być.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wróć do „Krąg Prezydium”