Cytadela to ogromna stacja kosmiczna, skonstruowana ponad 50 milleniów temu, będąca polityczną, finansową i kulturową stolicą galaktyki i Rady Cytadeli. Dzieli się na sektor Prezydium, z ambasadami ras i Wieżą Cytadeli wewnątrz, oraz mieszkalne sektory okręgów.
LOKALIZACJA: [Mgławica Węża > Wdowa]

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Przestrzeń wokół Cytadeli

3 lis 2022, o 22:46

Zanim wyszli, a kapitan rozpoczął pogawędkę z Iris, z odpowiedziami na pojawiające się pytania pospieszył komandor Murray.

- Jest pan jedynym kontraktorem Przymierza wśród zebranych, Striker, co jednak nie daje panu prawa do zachowywania się jak kroganin, zwłaszcza wobec pańskich przełożonych. Jeśli profil misji panu nie odpowiada, proszę złożyć raport albo się wycofać, co jednak osłabi pozostałych. Został pan wybrany przez wzgląd na pańskie umiejętności, nie cięty język - wyprostował się, po czym odezwał się kierując teraz słowa do całego zespołu - Życie naszego agenta jest ważne tak długo, jak posiada informacje. Co do cywilów i mieszkańców Watson - nie ma zgody na rozpoczęcie otwartej wojny, która mogłaby zaognić obecną sytuację. Dlatego też nie wysyłamy tam floty i armii. Fakt desantu oddziału i próby ataku zostanie z pewnością użyte przeciwko Cytadeli przez SST, dlatego zależy nam na pozostaniu low profile na ile będzie to możliwe. Jeśli sytuacja ulegnie znacznemu pogorszeniu, podporucznik Hearrow będzie decydował o waszych działaniach odwetowych bądź zaczepnych. Naturalnie, nie zabraniam użycia siły, ale tylko w ostateczności. Jak już wspomniałem wcześniej, źródła naszych informacji wyschły po proklamowaniu niezależności SST, dlatego nasze dane mogą być nieaktualne - komandor skinął głową Marshallowi, gdy ten wypowiedział się na temat swoich doświadczeń z pobytu na planecie - Istotnie, Watson generalnie nigdy nie była entuzjastą kontaktów z Przymierzem, zwłaszcza od czasu Kompromisu. To niezależne kolonie prowadzące swoją własną politykę i nie pałające miłością do Przymierza i Cytadeli, ale także do pozostałych koalicji obecnych na planecie, co możecie wykorzystać na własną korzyść. Mieliśmy jednak tam garstkę, powiedzmy... - przerwał na chwilę, szukając odpowiedniego słowa - ...sympatyków. Ich listę wraz ze spisem ewentualnych kontaktów spośród znanych nam osobników przekażę państwu na “Tannenbergu”, choć z powodów wcześniej wspomnianych również ona może być zdezaktualizowana. Czas ucieka - zerknął na wyświetloną na datapadzie godzinę - Dokończymy na pokładzie. Powodzenia.

Czwórka żołnierzy opuściła salę, po krótkiej chwili podążył za nimi również Murray, doganiając oddział i zostawiając Iris sam na sam z Gabourym. Kapitan nie wyglądał ani na zniecierpliwionego, ani na złego - był żołnierzem i pragmatykiem. Zdawał sobie sprawę zarówno z faktu, że cel misji był trudny do zrealizowania, jak i z konieczności podjęcia próby odzyskania agentki, jednak użyte środki z oczywistych względów musiały być odpowiednio zbilansowane. Otwarty atak lub okupacja planety mogłyby eskalować do otwartej wojny i zdecydowanej krytyki Rady wobec działań Przymierza, zaś brak jakichkolwiek działań oznaczałby utratę wszelkich informacji posiadanych przez agentkę. Czy były warte ryzykowania zaognienia konfliktu? Tego nie było wiadomo. Niewielki oddział mógłby zostać nawet spisany na straty, ale w sytuacji, gdyby Iris do niego dołączyła, porażka misji mogłaby mieć zdecydowanie negatywne reperkusje - tak polityczne, jak i w kwestii relacji z rasami Rady.

Po tym, jak Iris skontaktowała się z Basset, oboje - radna i żołnierz czekali w milczeniu. Minuty upływały i nieubłagalnie zbliżał się ustalony czas startu fregaty, gdy omni-klucze kapitana i radnej odezwał się w tym samym momencie, informując o przychodzącej wiadomości. Gaboury obdarzył Iris przeciągłym spojrzeniem, po czym aktywował urządzenie wczytując się w treść odebranego dokumentu.

- Słowo się rzekło - mruknął, po czym wygasił ekran - Witamy wsparcie medyczne w naszym zespole ratunkowym. Proszę się zameldować u podporucznika Hearrowa, od tej pory na czas trwania misji przechodzi pani pod jego komendę - odczekał chwilę, skłonił się lekko kobiecie i ruszył do wyjścia z sali. Zatrzymał się jednak po kilku krokach i spojrzał na nią raz jeszcze - Życzę powodzenia i proszę pamiętać, że nasi ludzie mają swoje rozkazy. A tak prywatnie wolałbym, żeby jednak przemyślała pani raz jeszcze, czy chce się pani w to pakować.

W tym czasie na mostku fregaty trwały ostatnie przygotowania do startu. Sam statek nie był wielki - jako jednostka patrolowa miał przede wszystkim gwarantować szybkość i niewielką wykrywalność, a jego głównym uzbrojeniem były nie potężne działka czy silne tarcze, ale skanery, radary, sensory i czujniki. Nie znaczyło to, że “Tannenberg” był bezbronny, ale dzięki możliwości wykrycia i identyfikacji ewentualnego przeciwnika z dużej odległości, najprawdopodobniej najsensowniejszą strategią było wycofanie się na z góry upatrzone pozycje lub próba ukrycia się i obserwacji z dystansu. Sam mostek również nie był obszerny i zapewniał stanowisko pracy dla zaledwie sześciu żołnierzy - pilota, dowódcy i czterech techników podczas lotu pracujących przy dedykowanych konsoletach skanerów.

Gdy Marshall wszedł na mostek, komandor Murray stał przy wyświetlaczu nawigacyjnym i wprowadzał ostatnie korekty kursu, wyświetlonego czerwoną linią na mapie wycinka Galaktyki, do którego się udawali. Kurs przecinał dwa przekaźniki masy i kończył się w międzygwiezdnej pustce, w pewnym oddaleniu od systemu Skepsis. Słysząc otwierające się drzwi Murray podniósł wzrok i skinął głową wchodzącemu.

- Podporuczniku - odpowiedział na jego powitanie, a wysłuchawszy słów Hearrowa uśmiechnął się lekko - Miło mi to słyszeć. Jest kilka informacji których nie chciałem przekazywać podczas odprawy, żeby nie przeciągać, a które z pewnością będą panu i oddziałowi pomocne. Mike - zwrócił się do siedzącego w swoim fotelu pilota kończącego przedstartową procedurę kontrolną - Cztery minuty. Potem wyprowadź nas z doku i ciśniemy do przekaźnika.

- Tak jest - pilot nawet nie podniósł głowy znad wyświetlaczy i monitorów, kontynuując pracę.

Murray ruszył w kierunku wyjścia z mostka, gestem polecając Marshallowi udać się za nim i chwilę później weszli - a raczej wcisnęli się - do niewielkiej kabiny dowódcy, mieszczącej tylko biurko z terminalem, fotel biurowy, proste, metalowe łóżko i niewielkich rozmiarów szafę wpuszczoną w ścianę. Na ścianie, tuż koło terminala, przypięte były dwa holozdjęcia - na jednym komandor w galowym mundurze ściskał prawicę starszego wojskowego w randze kontradmirała, drugie zaś zrobione było na jakieś planecie i przedstawiało uśmiechniętą kobietę w kolorowej sukience siedzącą na sporym głazie, z malowniczą, sielankową niemal scenerią kwiecistej łąki oblanej miękkim światłem popołudniowego słońca.

- Proszę spocząć - Murray usiadł na fotelu, gestem wskazując Marshallowi łóżko jako siedzisko - Mam jak zwykle dobre i złe wiadomości. Po pierwsze, wszystkie trzy sektory na Watson co prawda nie były w stanie konfliktu, ale były dość hermetyczne i niechętnie traktowały obcych i nie sądzę, żeby to się teraz, z dnia na dzień zmieniło. To zła wiadomość. Z drugiej strony nigdy nie byli przychylni Przymierzu, więc raczej wątpliwe, żeby nagle zapałali wielką miłością do SST. Na szczęście jak już wspomniałem wcześniej są tam jednostki, które z nami sympatyzowały i współpracowały z naszą agentką. Niewiele kontaktów jest wciąż pewnych, ale lepsze to niż nic - odwrócił się do terminala, aktywował go i wyświetlił kilka dokumentów, które zaraz też przesłał Marshallowi. Zanim zdążył powiedzieć coś więcej statek drgnął, a pracujące dotychczas jałowo mechanizmy statku rozpoczęły swój śpiew. Pokład przeszły delikatne wibracje, gdy silniki fregaty ożyły a sam statek wysunął się z objęć magnetycznych przylg. Światła błysnęły raz i drugi gdy “Tannenberg” przeszedł na własne zasilanie, potwierdzając rozpoczęcie misji.

- Po kolei - nie wyglądało na to, żeby zrobiło to jakieś wrażenie na komandorze - Sektor amerykański, tutaj mamy dwa kontakty. Pracowników techniczny przy systemach uzdatniania wody, Jonas Allen i były najemnik, Grigorij Ibraev. W przesłanych plikach ma pan namiary na ich komunikatory, ale najlepiej próbować ich złapać już będąc na miejscu. Sektor chiński. Chorąży Charles Zhu, byłe Przymierze. Obecnie w lokalnej milicji. I Steven Keamy, lokalny półświatek. Handlarz i paser. Najgorzej jest z sektorem europejskim, tutaj nie mamy nikogo - zawiesił na chwilę głos, przypatrując się porucznikowi - Jeśli chodzi o centra danych, zaletą jest fakt, że służą one jako lokalne serwery ekstranetu i większość informacji na nich jest ogólnie dostępna. Jeśli Stewart faktycznie zapisała w nich informacje o swojej lokalizacji, najprawdopodobniej użyła własnego szyfru. Klucz szyfru i mapy powinien pan już mieć w swoim omni. Nie wiemy także czym dysponujemy na planecie, dlatego proponuję najpierw złapać kontakt z naszymi ludźmi, tylko ostrożnie. Nie wiemy, czy im się nie odwidziało. To oni mogą ułatwić wam znaleźć lokal czy transport, ale mimo wszystko postarajcie się zrobić to po cichu. Nie wiemy czy jakiekolwiek siły SST są na planecie, ale lokalsi też mogą być groźni. Naturalnie wszystkie te informacje są do dyspozycji całego zespołu, proszę im je przekazać gdy uzna to pan za stosowne. Jakieś pytania?

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Marshall Hearrow
Awatar użytkownika
Posty: 630
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:41
Miano: Marshall "Arrow" Hearrow
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 56.600
Medals:

Re: Przestrzeń wokół Cytadeli

4 lis 2022, o 22:37

Marshall uśmiechnął się pod nosem, ale zrobił to w taki sposób aby nikt tego nie zauważył. Jak podjął dowódca najemnik miał cięty język, ale podporucznik nie odebrał tego jako wadę, wręcz przeciwnie, kto wie kiedy i takie umiejętności mogą się przydać, a przy misji na takiej planecie jak Watson, mogły okazać się kluczowe.
Mostek jak zwykle był pełny życia, a to było coś, co sprawiało, że Hearrow od razu czuł się jak u siebie. Lubił być w ferworze misji, a fakt, że ostatnimi czasy był odsunięty od służby, a teraz mógł do niej powrócić, sprawił, że podporucznik był jeszcze bardziej zaangażowany w powierzone mu zadanie. Przeszedł za dowódcą do swojego rodzaju gabinetu i skinął głową z podziękowaniem, usadzając się na wskazanym miejscu.
Z uwagą wysłuchał wszystkiego co Murray miał mu do przekazania i w międzyczasie przeglądał dane, które komandor przekazał mu na jego omni-klucz. Wstępnie zarys planu rysował mu się w głowie, a szczegóły miał zamiar dopracować wraz ze swoją drużyną na miejscu.
- Zakładam, że wszelkie ewentualne koszty, które wyciągniemy z własnej kieszeni pokryje nam Przymierze? - wolał dopytać czy coś się nie zmieniło od czasu kiedy ostatni raz służył w polu. To poniekąd również powinno uspokoić najemnika zarówno pod kątem posiadanych środków na ewentualne "przekupstwa", chociaż sam gardził tą formą działań, jak i jego wynagrodzenia. Nie wnikał na jakiej podstawie zakontraktowało go Przymierze, jednakże każdy miał jakąś cenę. - Dodatkowo, jak wskazał Gauthier, jeśli mamy działać bez oficjalnego rozpoznania, przydałyby się fałszywe tożsamości. Myślę, że tak delikatna operacja nie może spalić na panewce bo ktoś skanując nasze ID dowie się, że jesteśmy z Przymierza. Rozumiem również, że wszelkie wsparcie logistyczne zapewni nam jedynie kontakt na miejscu? Na ile są to zaufani ludzie? Komandorze, nie chciałbym się przekonać na miejscu, że ktoś nas wydał, bo więcej mu zapłacono.
Zbyt wiele słyszało się o takich sytuacjach.
Kiedy już wszystkie pytania zostały wyczerpanie, a Marshall posiadał niezbędne informacje aby wrócić do drużyny, pożegnał się z komandorem i odmeldował wracając do kwater załogi. Po drodze jeszcze przeanalizował sobie dane dotyczące każdego z członków grupy uderzeniowej, tak, aby w razie czego mógł przydzielić im odpowiednie zadania. O ile Rebekę znał i wiedział co potrafi, o tyle reszta była dla niego jedynie cyfrowym zapisem informacji. Reszta okaże się w polu.
- Podporucznik Marshall Hearrow - przedstawił się, teraz już oficjalnie wszystkim obecnym. Spojrzał na każdego z osobna próbując cokolwiek wyczytać z ich twarzy, po czym uruchomił omni-klucz i przeszedł do rzeczy: - Podzielimy się na dwa zespoły. Technik i wsparcie uderzeniowe, w ten sposób w krótszym czasie zbadamy dwa miejsca, a do trzeciego ruszymy razem. W sektorze amerykańskim i chińskim mamy namiary na naszych ludzi. Do sektora kontrolowanego przez USA ruszy Striker i Gauthier, mamy tam dwóch ludzi do których przesyłam wam kontakt. Jeden z nich to technik z sektora uzdatniania wody, drugi to najemnik . Ja z Dagan ruszymy do sektora chińskiego. Mamy własny prom, ale z oczywistych względów nie będziemy się nim poruszać po planecie, poza tym jest to potem nasza jedyna i najbezpieczniejsza forma ewakuacji. Na miejscu każda z drużyn musi spróbować znaleźć sobie własny transport. Możecie go ukraść, zastraszyć kogoś, poprosić albo kupić, jest mi to obojętne, musimy jednak być mobilni.
Odetchnął na moment spoglądając na nich ponownie.
- Dodatkowo, jak już wcześniej wspomniał pan Striker nie możemy mieć na sobie widocznych przynależności, Przymierze nie zapewni nam podwójnych tożsamości, w związku z tym nie możemy dopuścić do jakiegokolwiek rozpoznania. Myślę, że trzeba próbować u naszych na miejscu, żeby zapewnili nam odpowiednie przykrywki. Oczywiście pamiętajcie, że to nie są nasi ludzie z Przymierza i żaden z posiadanych kontaktów wcale nie musi chcieć z nami współpracować.
To była oczywiście najgorsza możliwa opcja, ale taką również trzeba było mieć na uwadze. W przypadku braku chęci współpracy, byli zdani wyłącznie na siebie.
- Alexsander sprowadzi nas promem w pobliże sektora chińskiego, tam zostawi mnie i Dagan, dalej polecicie sami. Promu trzeba pilnować, ale z tego co słyszałem do jest pan najlepszym pilotem jakiego może nam zaoferować Przymierze. Na miejscu ukryjecie prom i dalej ruszycie na własną rękę. Oczywiście komunikacja musi odbywać się na bieżąco, chcę wiedzieć o postępach natychmiast. Po zbadaniu obu sektorów spotykamy się w tym, będącym pod europejską kontrolą. W zależności, która drużyna będzie pierwsza wysyła tej drugiej współrzędne spotkania. Chyba, że wcześniej okaże się, że ktoś znalazł informację o Stewart wcześniej. Pytania? Sugestie?
Podniósł wzrok znad omni-klucza.
- A, jeszcze jedno - kliknął w urządzenie przesyłając udostępnione przez komandora dane do pozostałych. - Striker, dowodzisz drugim oddziałem.
Zobaczymy ile wart jest najemnik.
OUTFIT -- UNIFORM -- ARMOR -- VOICE -- MAIN THEMEObrazekObrazekObrazek-Problem nie jest problemem. Problemem jest twoje podejście do problemu-Bonusy:
+20% do obrażeń od broni
+30% do obrażeń w walce wręcz
+1PA do ataku wręcz
20% szans na podpalenie przeciwnika przy ataku omni-ostrzem
+5% szansa na strzał krytyczny
+20% do pancerza
+1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni
Obrazek
Iris Fel
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Posty: 2038
Rejestracja: 10 maja 2012, o 17:36
Miano: Iris Fel
Wiek: 35
Klasa: Adept - Bastion
Rasa: Człowiek
Zawód: Przedstawiciel Ludzkości w Radzie Cytadeli
Lokalizacja: Ksienszyc
Kredyty: 76.860
Medals:

Re: Przestrzeń wokół Cytadeli

5 lis 2022, o 11:06

- Czy rozdzielanie się jest aby na pewno dobrym pomysłem? - stała od dłuższego czasu w drzwiach, wysłuchując jak najprawdopodobniej reszta oddziału Hearrowa.
Sprawy, od momentu skontaktowania się z admiralicją, potoczyły się błyskawicznie. Iris była Radną. Przede wszystkim. Posiadała jednak inne, cenne umiejętności. Swoje medyczne wykształcenie przehandlowała tanim kosztem za możliwość dołączenia do operacji Przymierza. Nie ujmując nikomu z tu obecnych, wiedziała, że zostali wybrani z uwagi na inną przydatność niż utrzymywanie kogokolwiek przy życiu. Uścisnęła dłoń kapitana, raz jeszcze dziękując za troskę, a także zapewniając go, że zna swoje miejsce w szeregu. Mógł domyślać się, iż pobożnym życzeniem było odwiedzenie Fel od podjętej już decyzji, szanowała jednak żołnierza za jego szczerość oraz wierność własnym przekonaniom.
W drodze do doków, skonfrontowała swoje plany z Basset. Omówiła ze swoja asystentką sprawy bieżące oraz te niecierpiące zwłoki, upoważniła Udinę do decyzji w kilku kwestiach, wierząc, że nawet w najgorszym scenariuszu, pozostałymi i tak będzie mogła się zając osobiście.
Wchodząc na statek, była pewna, że postępuje słusznie. Demony przeszłości dręczyły ją zdecydowanie zbyt długo, musiała skonfrontować się z prawdą. Jakakolwiek by ona nie była. Nie mogła wiecznie żywić się nadzieją, należało w końcu Michaela pogrzebać, bądź dowiedzieć się gdzie przepadł na cholerne dwa lata. A wtedy już nie chciała nawet ręczyć za siebie.
- Pan tu decyduje, podporuczniku i ma Pan największe doświadczenie, jednakże, logicznie rzecz biorąc, rozdzielanie się w miejscu opanowanym przez terrorystów i poleganie na komunikatorach z dwóch odrębnych sektorów nie jest mocno ryzykowne? Bo co w sytuacji, kiedy jeden oddział wpadnie? Drugi ma go poświęcić, aby cel misji został spełniony, czy narażać cel, aby wrócić pełnym składem? Rozdzielanie się generuje zagrożenia, których możńa uniknąć. Może warto rozważyć to raz jeszcze? - sugerowała. Absolutnie niczego nie narzucała. Ostateczne zdanie należało do Marshalla, na miejscu postąpi więc tak, jak zadecyduje dowódca.
Kiedy pytania zawisły w powietrzu, a ciekawskie spojrzenia być może pełne dezaprobaty prześlizgiwały się po jej skromnej osobie, Iris podeszła bliżej reszty. Zrzuciła z ramienia torbę medyczną, którą odebrała od Przymierza już w dokach. Do serca wzięli sobie jej rolę, będzie musiała jednak rozsądnie przesortować sprzęt i zabrać ze sobą wyłącznie niezbędne rzeczy w mniej rzucającym się w oczy plecaku.
- Jeżeli mogę, podporuczniku... - spojrzała na Hearrowa, oczekując jego zgody, aby mogła kontynuować myśl. Pewne kwestie należało poruszyć tu i teraz.
- Jestem tutaj jako wsparcie medyczne. Na takich samych zasadach, jak każdy z Was. Pozwólcie Więc, że się przedstawie - urwała, zerkając na omni-klucz, gdyż sama musiała oswoić się z nowym imieniem oraz nazwiskiem.
- Doktor Rutherford. Rose Rutherford. Absolwentka Akademii Grissoma i lekarz wojskowy formalnie przynależny do trzeciej floty Przymierza - nie mogła towarzyszyć im jako doktor Fel. Nie w samym sercu działań SST.
theme ~ voice ~ armor~
ObrazekObrazek

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Przestrzeń wokół Cytadeli

5 lis 2022, o 14:17

Powrót dowodzącego operacją wyciągnął go na chwile ze swojej nory. Usiadł na brzegu łóżka czekając na kolejną część briefingu. Tą część, o którą pytał wcześniej ale zamiast odpowiedzi dostał tylko klasycznym “Masz pytania? Super, to spierdalaj”. Ostatnie misję przygotowywane przez Przymierze coraz bardziej go irytowały. Nic nie potrafili ogarnąć. Byli przyzwyczajeni do swoich śmiesznych pozycji i tytułów. Biorąc pod uwagę świeżo rozpoczętą wojną miał nadzieję, że przetrzebi to lekko stado bezużytecznych żołnierzy. Przecież sami nie odejdą z dobrych stołków.
Wsłuchiwał się w resztę planu i miał lekko niezadowoloną minę. Wrócił do stołu gdzie wciąż leżał jego osprzęt do palenia. Sięgnął po papierosa i znowu rozsiadł się na niewygodnym krzesełku. Gdzieś kątem oka dostrzegł też stojącą w drzwiach Fel. Czyli jednak leciała z nimi.
- Nie wierze, że to mówię ale muszę zgodzić się Rutherford. - Rzucił opierając się łokciami o stół. Od razu zaczął ją nazywać tak jak mówiła przykrywka. Przynajmniej w przyszłości szansa na pomylenie się była mniejsza. - Nie jesteśmy widmami. Jeśli się rozdzielimy zwiększymy tylko szansę na porażkę całej operacji.
Nie widział jak to miało zadziałać. Rozdzielanie w jednym miejscu było zrozumiane. Ogarnięcie jednego budynku to jedno, ale ogarnięcie dwóch, gdzie jeszcze zagraża się życiu kluczowego personelu to duży błąd.
- Naszym jedynym specem od komputerów jest Dagan, Gauthier może wyrwać dysk twardy tymi wielkimi łapami co najwyżej. Do tego to pilot. Wysyłanie w teren naszego jedynego biletu na wyniesie się stamtąd brzmi ryzykownie. Nie mówiąc już o tym, że jeśli będziemy sobie tak latać w tą i z powrotem promem. - Wypuścił dużą ilość dymu z płuc. - To będziemy się wyjątkowo mocno rzucać w oczy. Nie mówiąc o tym, że jak jakikolwiek zespół spieprzy swoją część to udupi drugi zespół. W grupie mamy większą szansę na rozwiązanie bardziej skomplikowanych problemów. To chirurgiczna robota.
Zaczął poprawiać swoją pozycję siedzącą ze względu na oparcie które wbija mu się w plecy. Niestety nigdzie nie mógł się czuć komfortowo. Przeklęty wzrost go prześladował już od piętnastu lat.
- Prom powinniśmy zaparkować gdzieś za głównymi koloniami. Gdzieś pomiędzy nimi. Stamtąd załatwić transport kołowy i poruszać po planecie jak cała reszta. - Wyświetlił sobie mapę planety szukając gdzieś jakichkolwiek zabudowań. Potrzebował czegokolwiek. Nawet pieprzonej jaskini. Cokolwiek żeby mogli zrobić z tego bazę wypadową. Potrzebny sprzęt mogli zabrać ze statku. - Co do przykrywek to odezwę się do swoich kontaktów. Program, który będzie potrafił nadpisać nasze ID nie powinienem być problemem. Kurwa, Dagan dałabyś z tym radę w najgorszym wypadku?
Spytał kobiety na chwile obracająć się w jej stronę. Za długo robił w tym interesie by nie znać ludzi, którzy się zajmowali. Nie mówiąc już o wsparciu Linii B. Skoro leciała z nimi Fel to załatwienie sobie przysługi u radnej brzmiało dobrze. Nawet już miał pomysł jak to wykorzystać.
- Wydaje mi się, że Doktor Rutherford musi coś zrobić ze swoim wyglądem bo nie wiem czemu strasznie przypomina Radną Iris Fel.
Mlasnął lekko niezadowolony. Musieli coś wymyślić w tej kwestii. Dużo pracy nie trzeba było w to wkładać, ale niestety zmiana musiała być na tyle realistyczna by nawet oni kupili, że bujają się ze zwykłym przydzielonym lekarzem.
Póki co nie miał nic więcej do dodania. Liczył na to, że reszta drużyny się wypowie w razie czego.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Rebecca Dagan
Awatar użytkownika
Posty: 605
Rejestracja: 22 maja 2013, o 18:42
Miano: Rebecca Dagan
Wiek: 24
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 20.290
Medals:

Re: Przestrzeń wokół Cytadeli

5 lis 2022, o 19:35

Możesz opowiedzieć o nim coś więcej?
Zaśmiała się krótko. O Marshallu? Oczywiście, że mogła. Znali się przecież nie od dziś i, szczerze mówiąc, Hearrow był prawdopodobnie drugim człowiekiem - zaraz za Vincem - który wiedział o niej najwięcej. Pewnie nie wszystko, ale bardzo dużo. To zaś działało w obie strony, bo ona Marshalla też znała. Sądziła, że zna. Połowa tego, co wiedziała, na pewno Charlesa nie interesowała, nie była mu potrzebna - ale z odsiewem przydatnych informacji Rebecca akurat sobie radziła.
- Nie będzie potrzebował. Raczej nie - powiedziała spokojnie i do bólu szczerze. Hearrow był jej przyjacielem - jakiś czas temu odważyła się tak go nazwać i, o dziwo, nie było jej z tym źle - ale nawet to nie mogło sprawić, by Dagan przestała być sobą, specyficzną, społecznie nieoszlifowaną, bezpośrednią. - To dobry żołnierz, Striker. Idealista, ale dobry żołnierz. - Rebecca uśmiechnęła się przelotnie. Konstrukcja ostatniego zdania nie była dla niej przypadkowa, Dagan faktycznie uważała idealizm za przeszkodę. Jakiegoś stopnia wadę. Coś, co utrudnia życie. - Poradzi sobie, warto za nim iść. A jeśli nawet się pomyli - nie jest sam, nie? - Wzruszyła ramionami, w domyśle pozostawiając, że w razie czego, mogą przecież sugerować inne rozwiązania. Rzucać kontrpropozycje. Dla niej to było proste, oczywiste. Nie była żołnierzem, który hierarchię uznawałby za nienaruszalną świętość. Nie widziała problemu w stawianiu się dowódcy, w negowaniu rozkazów i konfrontowaniu ich z własnymi propozycjami.
Gdy Marshall dołączył do nich osobiście, Rebecca przyjrzała mu się uważnie, w milczeniu słuchając szybkiego sprawozdania z rozmowy odbytej w gronie dowódczym. Wysłuchała też planu, a potem, gdy pozostali zaczęli zgłaszać uwagi, przeniosła spojrzenie kolejno na Iris i Charlesa. Sama nie zamierzała się wtrącać, nigdy tego nie robiła. Nie próbowała być decyzyjna, jeśli nie musiała i... Cóż, po prostu czekała na rozkazy. Jakie by nie były, w większości przypadków była gotowa je wykonać. Mieli pozostać jedną drużyną - w porządku, nie ma problemu. Będą mieli się rozdzielić? Jasne, także nie miałaby nic przeciwko. Nawet, jeśli miała swoje zdanie na dany temat - a pewnie miała, nie była w końcu głupia - nie planowała się nim dzielić. W jej rozumieniu jej rola była dosyć prosta - była inżynierem, nie strategiem. Bojowym wsparciem technicznym, nie członkinią sztabu. Mogła mieć formalnie stanowisko oficerskie, w praktyce jednak wszystko, co wykraczało poza działalność stricte hackerską czy sabotażową było poza jej kompetencjami. Tak to widziała, dlatego też w milczeniu śledziła przebieg rozmowy, zamiast się do niej włączyć.
Odezwała się dopiero, gdy Charles wywołał ją do tablicy.
- Tak - odpowiedziała po prostu, lekko kiwając głową. Na proste pytanie wystarczyła prosta odpowiedź. - Mogę to zrobić, nie ma problemu. - W swoje umiejętności wierzyła bardziej niż w cokolwiek innego. Była ich pewna - czasem może zbyt pewna.
Może to właśnie one, jej techniczny talent, pozwoli jej się odkuć po ostatniej głupocie? Przelotna myśl sprawiła, że Rebecca skrzywiła się mimowolnie. To nie miało nic wspólnego z obecną rozmową czy z czekającymi ich zadaniami. Po prostu parę dni temu była bardzo ufna. Potknęła się na społecznych rozgrywkach i w efekcie teraz była... Goła i wesoła? Mniej więcej. Może więc czas wejść do darknetu? Odkuć się? Cokolwiek?
Bo teraz, szczerze mówiąc, gdyby mieli w ramach misji kupować coś z własnej kieszeni - za Dagan ktoś będzie musiał płacić. Po prostu. Była inżynierem na ich utrzymaniu, o czym jeszcze nie wiedzieli.
Zmusiła się, by ponownie skupić się na rozmowie. Na wzmiankę o konieczności przerobienia aparycji Iris, Rebecca wyjątkowo się uaktywniła.
- To też mogę załatwić - rzuciła ni z tego, ni z owego. Ale faktycznie mogła, nie? Miała farbę do włosów - szczerze mówiąc, w więcej niż jednym kolorze, bo lubiła mieć wybór - i maszynkę, którą mogłaby Iris obciąć, gdyby ta wyraziła chęć. Kolczyki, którymi mogłaby ją przekłuć - tych też lubiła mieć zapas, a z przebijaniem własnej skóry była już dobrze obeznana. W ramach wisienki na torcie mogłaby zafundować Fel pewnie nawet jakiś tymczasowy tatuaż - sama robiła sobie malunki raczej trwałe, ale nie zdziwiłaby się, gdyby w odmętach omni-klucza miała zapisany jakiś wzór do nadrukowania na skórze na tydzień czy dwa.
STRÓJ CYWILNY PANCERZ NPC

ObrazekObrazek

+ 17% do obrażeń od mocy technologicznych
- 1,5 PA koszt umiejętności technologicznych
+ 10% do obrażeń przeciw pancerzom, penetracja ścian i osłon
+ 35% tarcz
+ 15% w rzutach na dostęp do baz Przymierza
+ 20% premii technologicznej
Centurion: pozwala zignorować jedno, wybrane trafienie na walkę - swoje lub sąsiadującego sojusznika
+ 20 do wyniku testu na kości [jednorazowo, niewykorzystane].


Wyświetl wiadomość pozafabularną

Obrazek
Alexander Gauthier
Awatar użytkownika
Posty: 53
Rejestracja: 7 lut 2022, o 01:50
Miano: Alexander Gauthier
Wiek: 30
Klasa: Inżynier
Rasa: Człowiek
Zawód: Operator T2, cudowny pilot
Postać główna: Mila
Lokalizacja: Vesta (ten skuter)
Kredyty: 11.950

Re: Przestrzeń wokół Cytadeli

5 lis 2022, o 23:21

Siedzący w mesie (czy gdzie się ulokowali) Alex przysłuchiwał się konwersacji między Strikerem, a Dagan, mimowolnie czując się tutaj jedynym obcym na pokładzie, szczególnie gdy padło pytanie o ich dowódcę, którego kobieta ewidentnie znała. Nie, żeby miał większe opory przed rozmowami z nowo poznanymi członkami załogi, szczególnie, że przerzucano go od zespołu do zespołu; ot, pierwsze koty za płoty zawsze wymagały więcej wysiłku włożonego w daną sytuację, co nie zawsze chodziło z nim w parze. Wiedział jednak, że z czasem ta blokada minie, szczególnie, jeśli będą musieli współżyć ze sobą dłuższy, kilkudniowy czas, a tak na razie zapowiadała się ta misja.

Pojawienie się samego dowódcy wywołało w mężczyźnie uniesienie wzroku błądzącego uprzejmie między jego dwoma rozmówcami zajętymi kolejnymi plotkami. Wysłuchał, co do powiedzenia miał podporucznik, gdy w międzyczasie kolejna kobieta pojawiła się w pomieszczeniu, w milczeniu nadstawiając ucha relacji Marshalla. Zaciskając mocniej usta, Alexander prześlizgnął się oczami z Fel z powrotem na przywódcę, w głowie już mając parę negatywnych scenariuszy włącznie z jego dyscyplinarnym zwolnieniem. Może to nie było takie złe? Z drugiej strony nie po to marnował tyle czasu na dodatkowe szkolenia do oddziałów technicznych, by teraz być zrzuconym z pozycji przez jedną złą misję. Po chwili wyrzucił z głowy złe myśli, gdy zaproponowany sposób działania spotkał się z oporem ze strony, jakżeby inaczej, dwójki jedynych osób spoza Przymierza.

Milczał w tym czasie, nie wychodząc poza szereg – w końcu nie on tu rządził i słowo podporucznika było tutaj decydujące. Miał jednak swoje wątpliwości, na przedzie z promem śmigającym po zbuntowanej planecie, transportującym kolejne jednostki. Wywołany do odpowiedzi, poruszył się w końcu i odezwał neutralnym tonem, z nutką rozbawienia rzucając w stronę Strikera: — To, że jestem naturalnie obdarzony potencjałem — klepnął się w ramię — Nie znaczy, że nadaję się tylko do przerzucania głazów i wyrywania elektroniki z miejsca. Jestem wysłany nie tylko jako pilot, ale i wsparcie techniczne i znam się na tym, podejrzewam też, że poradzę sobie. Jeśli już jednak rzucamy wszyscy tutaj swoimi opiniami, to w mojej skromnej uważam, że szybciej poradzimy sobie z Rebeccą w jednym miejscu, szczególnie, jeśli jesteś, jak mówiłaś, specką od oprogramowań. W moim szacunku pewnie mi samemu wyjęcie danych zajmie dłużej, a jeśli faktycznie tylko ja tutaj potrafię pilotować, bylibyście razem z podporucznikiem zdani na siebie dłużej, niż byłoby to potrzebne — skończył, po chwili robiąc skrzywioną minę, gdy uświadomił sobie, jak źle zareklamował swoje umiejętności. Odchrząknął i uśmiechając się szerzej, dorzucił: — Oczywiście podkreślam jeszcze raz, że znam się na swoim fachu, natomiast uważam, że specjalizacja Rebeki jest ściślej powiązana z obecnym zadaniem.

I szczerze to nawet nie był zły na najemnika, że ten stwierdził jego przydatność do zadań podobnych, jakie on wykonywał. Większość osób widząc oczyma wyobraźni techników widzi raczej niskich, chudych ludzi, nie szerokich w barach facetów, którzy w rzeczywistości mogliby rzucać tymi wspomnianymi głazami.

Kładąc łokcie na blacie, wsparł podbródek dłonią i przez chwilę analizował sugestię Strikera, nim odpowiedział także i na nią. — Co do środków transportu, nie wiem, jak prezentuje się geografia planety, ale sugerowałbym zadokowanie w odosobnionym miejscu, które nie będzie środkiem lasu. Stąd, jak sugerował nasz doradca, można wypożyczyć samochód, który nie będzie tak rzucał się w oczy... oczywiście sugerując przy tym wejście całą grupą. W przypadku sugerowanej przez podpułkownika opcji, preferowałbym podobne podejście z odosobnionym skupiskiem mieszkalnym, z którego rozdzielilibyśmy się na dwie grupy techniczne podróżujące dwoma różnymi środkami transportu. Eeeee, tylko wtedy nie wiem, komu prędzej przyda się medyk, no chyba że doktor Rutherford zostanie na pokładzie, by pilnować jego bezpieczeństwo — wskazał głową na ich nowy narybek, wyraźnie zmieniając ton na bardziej uprzejmy i nawet lekko niezręczny, gdy zwracał się do Rose.
ObrazekObrazek
Marshall Hearrow
Awatar użytkownika
Posty: 630
Rejestracja: 4 mar 2014, o 19:41
Miano: Marshall "Arrow" Hearrow
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Podporucznik Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 56.600
Medals:

Re: Przestrzeń wokół Cytadeli

6 lis 2022, o 13:24

W Przymierzu było bardzo wielu różnych dowódców. Od takich nie przyjmujących sprzeciwu, po takich, którym podwładni dyktowali sposób działań i którzy dowódcami byli tylko z nazwy. Hearrow nie należał do żadnej z tych skrajności, inaczej w pierwszym przypadku nie zapytałby o sugestie dotyczące jego planu, a w drugim czuł by się teraz stłamszony i zrezygnowany. Uważał swój plan za dobry, głównie ze względu na fakt, że według jego danych dysponowali dwoma technikami, nie jednym jak to zasugerował najemnik. Dla Marshalla najważniejszy był czas, ale jeśli ktokolwiek z nich miał się czuć bezpiecznie przechodząc przez tę misję wspólnie, Hearrow nie widział powodu, dla którego miałby się upierać przy swojej kwestii. Strach, był ostatnim czego potrzebował w swoim oddziale.
Już chciał zacząć dyskusję, na temat modyfikacji i znalezienia złotego środka, kiedy za jego plecami pojawiła się postać. Hearrow uniósł brwi w zdumieniu. Właśnie przed nim zmaterializowała się radna Fel, chociaż bardzo szybko znalazła przykrywkę, którą się im przedstawiła.
- Wsparcie medyczne - mruknął Hearrow przyglądając się kobiecie. To była zmienna, bardzo istotna, która w istotnie wpływała na jego plan. Właśnie rozdzielanie się kompletnie wzięło w łeb i to nie dlatego, że tak sugerowała reszta. Ich argumenty przestał być sensowne, choć być może na dłuższą metę takie były. Teraz pojawił się dodatkowy priorytet i to taki, który mógł zaważyć na karierze każdego z nich w równym stopniu. Średnio dobrze wyglądałoby w aktach posiadanie straty w postaci reprezentanta ludzkości w Radzie Cytadeli. - To zmienia postać rzeczy.
Podporucznik spojrzał jeszcze raz na mapę, która wyświetlała mu się na omni-kluczu i westchnął. Najchętniej zostawiłby radną na pokładzie Tannenberga, ale jak się domyślał to nie wchodziło w grę. Nie widział też sensu, żeby biec wyperswadować ten pomysł komandorowi.
- W pierwszej kolejności udamy się do sektora chińskiego. Byłem tam kiedyś, co prawda w realiach przedwojennych, ale znam teren - nie sądził by wiele się zmieniło od czasu, kiedy wylądował na Watson w towarzystwie zbieraniny najemników do wykonania misji, która dość mocno zburzyła jego światopogląd na temat konstrukcji czasu i przestrzeni. - Gauthier na mapach, które dostałeś ode mnie przeanalizuj możliwe punkty zrzutu tak aby w najbardziej korzystny sposób można ukryć a potem wykorzystać nasz prom. Striker sprawdź co twoje kontakty wiedzą na temat naszych ludzi na miejscu, nazwiska masz na omni-kluczu. Dagan, Ty z kolei sprawdź tych ludzi w bazach Przymierza. Może dowiemy się czegoś więcej na ich temat. Nie chciałbym im ufać na ślepo.
Westchnął ciężko i spojrzał na Iris.
- Pani Rutherford, witamy w oddziale. Odmeldować się - rzucił modląc się w duchu, żeby nikt ich nie zastrzelił kiedy postawią stopę na planecie. Sam miał nadzieję na znalezienie kontaktu, który znał, któremu ocalił życie i któremu mógł względnie zaufać. Odszedł kawałek dalej, sięgnął do omni-klucza i wybrał połączenie do Evelyn Cantos.
OUTFIT -- UNIFORM -- ARMOR -- VOICE -- MAIN THEMEObrazekObrazekObrazek-Problem nie jest problemem. Problemem jest twoje podejście do problemu-Bonusy:
+20% do obrażeń od broni
+30% do obrażeń w walce wręcz
+1PA do ataku wręcz
20% szans na podpalenie przeciwnika przy ataku omni-ostrzem
+5% szansa na strzał krytyczny
+20% do pancerza
+1 pochłaniacz do każdej przenoszonej broni
Obrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Przestrzeń wokół Cytadeli

9 lis 2022, o 20:49

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Przestrzeń wokół Cytadeli

30 mar 2023, o 11:27

Obrazek
kloto
“It is only natural to make mistakes on the path of becoming a Gods. ”
Mistrz Gry: Mila
Gracze: Anthony Whittaker, Tori Te'eria, Luna Reyes

Wyświetl wiadomość pozafabularną
18 godzin przed nastaniem ciszy na Horyzoncie


Potężne ramiona Cytadeli obracały się leniwie, migocząc feerią świateł. Z tej wysokości nie było widać nawet największych pojazdów poruszających się po przestrzeni powietrznej, jedynie niewyraźne zarysy setek ulic przecinających się po kolejnych dystryktach. Z poziomu niewielkich okien mesy Cytadela wydawała się być spokojna, chociaż tam na dole zbrodnia, szachrajstwo i wieczne wrzaski mogłyby pozbawić każdego takiego stanu. I jeszcze godzinę temu trójka ludzi mogła tego doświadczać, zanim wsiedli na pokład fregaty "Złotej Gwiazdy" należącej do nikogo innego, jak do Błękitnych Słońc. Mesa, w której przyszło im się spotkać, była ciasna i raczej surowo urządzona z kilkoma stolikami, wysłużoną mikrofalą i małą lodówką. Na domiar złego chyba ktoś całkiem niedawno odgrzewał tutaj jakąś rybę, bo nawet systemy filtrowania powietrza nie potrafiły wyeliminować charakterystycznego odoru. Mieli przynajmniej luksus bycia tam samemu, nie licząc okazjonalnego personelu zabierającego coś z lodówki i gapiącego się na nich z ciekawością. Kto nie byłby, zważywszy na dosyć ciekawą zbieraninę kobiety latynoskiego pochodzenia, chudego mężczyzny i asari. Wszystkich połączył jeden cel, chociaż okoliczności były raczej zgoła odmienne.
Do Anthony'ego Whittakera odezwał się stary akademicki znajomy, Garry Luthfield. Przedstawił mu wyjątkową i przede wszystkim lukratywną propozycję; Whittaker miał uczestniczyć w transakcji sprzedażowej między placówką badawczą zlokalizowaną na Horyzoncie, należącą do firmy biotechnologicznej skupiającej się głównie na modyfikacjach estetycznych (i mających parę placówek in vitro związanych z planowaniem genetycznym), a Błękitnymi Słońcami, które chciały odkupić plik danych związanych z czymkolwiek zajmowali się w kompleksie. Kolega Anthony'ego kilkukrotnie podkreślał, że cały proces jest legalny i bezpieczny – Słońca potrzebują po prostu speca od bioinżynierii do sprawdzenia zawartości plików pod kątem ich autentyczności. Praca lekka, trzeba tylko tam polecieć, potwierdzić bądź zaprzeczyć, wrócić i odebrać całkiem sporą sumę pieniędzy. Garry twierdził, że gdyby nie to, że jego ojciec jest już na łożu śmierci i mężczyzna chciał spędzić z nim ostatnie chwile, to sam by się nie wahał i nie oddawał tak dobrego zlecenia na boku. Polecając więc Whittakera, ten dostał koordynaty do spotkania w dokach przy Złotej Gwieździe; nie dostał więcej informacji o zawartości, jedynie polecenia stawienia się w odpowiednim miejscu. I tak też zrobił, kończąc na pokładzie fregaty orbitującej chwilowo wokół Cytadeli.
Tori Te'eria znalazła się w całkiem podobny sposób na tej samej fregacie; Iryna Lessi, jej przyjaciółka z dzieciństwa, a później i z wojska, skontaktowała się z nią pewnego dnia z informacją, że dostała cynk o łatwej, legalnej robocie. Tori miała polecieć na Horyzont do placówki badawczej związanej z biotechnologią jako wsparcie naukowe i w razie jakiegoś niewiarygodnego wypadku – jako medyk. Tam miała mieć miejsce transakcja między firmą zajmującą się głównie medycyną estetyczną, a Błękitnymi Słońcami. Iryna zapewniała gorąco, że wszystko jest legalne, a prawdopodobieństwo, że w ogóle będzie musiała sięgać po apteczkę, było niemal zerowe, zaś pieniądze - spore. W ten sposób Tori wylądowała w dokach na Cytadeli, oczekując Złotej Gwiazdy, a już wkrótce obserwowała stację z jej orbity, czekając na dalsze instrukcje.
Luna Reyes z ich obecnej trójki była tutaj w iście prozaicznym powodzie; nie tak długo po zwróceniu ledwo żywego ciała Daro, kiedy skontaktowała się ze swoim znajomym, ten wyznał jej, że dołączył do Błękitnych Słońc i sam zaproponował koleżance dołączenie. Przebąkiwał coś o testowej misji, ale minęło trochę czasu, zanim odezwał się ponownie, podsyłając ją Lunie. Jej celem była ochrona dwójki naukowców, którzy mieli ocenić prawdziwość zawartości jakiś plików badawczych na miejscu w placówce naukowej znajdującej się na Horyzoncie. Misja miała być prosta i bezpieczna, a w przypadku powodzenia (co, jak zapewniał, było pewne), nie dość, że dostanie łatwe kredyty, to na dodatek będzie miała zapewnione miejsce w Słońcach. Miejscem zbiórki były doki w Cytadeli przy fregacie Złota Gwiazda, gdzie razem ze swoimi podopiecznymi wyleciała na orbitę stacji, oczekując dalszych instrukcji.
Te nadeszły po kwadransie od znalezienia się tam, gdzie byli. Ciszę bądź pierwsze, niezdarne rozmowy przerwało pojawienie się sylwetki kobiety w drzwiach mesy. Blondynka ubrana była w proste, luźne ubrania cywilne, chociaż u boku miała przyczepiony pistolet. Włosy poza ramiona leżały aktualnie rozpuszczone na jej plecach, z pojedynczymi kosmykami zahaczonymi o uszy. Jej ostrzejsze rysy twarzy dopełniały szare oczy, które spoglądały na trójkę raczej surowo. Po tym, z jaką pewnością siebie kobieta weszła do środka mogli mieć wrażenie, że zdecydowanie nie da sobie dmuchać w kaszę.
Najemniczka stanęła przy nich, krótką chwilę intensywnie wpatrując się w każdą twarz po kolei, zaczynając od Tori, przechodząc przez Anthony'ego, na Lunie kończąc. Dopiero potem odchrząknęła i wyprostowała się. — Nazywam się Jedore i będę waszym dowódcą na powierzchni, nieważne, czy jesteście cywilami, czy nie. Naszym zadaniem jest odkupienie danych związanych z pewnym eksperymentalnym projektem badawczym oscylującym wokół badań nad modyfikacją ludzkiego DNA i zanim którekolwiek z waszej dwójki – wskazała tutaj podbródkiem na Tori i Anthony'ego. — Zacznie zadawać mi milion pytań, nie jestem upoważniona ani nawet specjalnie doinformowana do odpowiadania w sposób szczegółowy i naukowy. Lecimy na Horyzont, gdzie na obrzeżach kolonii znajduje się placówka badawcza Kloto. Ja dokonam tam transakcji z tamtejszymi przedstawicielami. Zanim to jednak się stanie, waszym zadaniem... Anthony i Tori, będzie sprawdzenie, czy na dysku nie ma jakiegoś pseudo naukowego bełkotu, tylko porządne, prawdziwe dane. Jak już mi to potwierdzicie, ja to kupuję, razem stąd spieprzamy, wszyscy dostają łatwą kasę i rozchodzą się w swoją stronę. Nie powinno być problemów, ale w razie jakiegoś naprawdę nieprzewidzianego wypadku macie do ochrony Lunę i mnie, więc włos wam z głów nie spadnie.
Odchrząkując, zerknęła ponownie na wszystkich, jakby czytając reakcję po mimice ich twarzy. Nie oczekiwała jednak jakiejkolwiek odpowiedzi i wszelkie próby odezwania się natychmiast ucięła, kontynuując swój wywód. — Tak więc w skrócie Anthony i Tori sprawdzają, czy wszystko z plikiem jest w porządku, Luna ich pilnuje, ja kupuję. Każdy trzyma się swoich obowiązków, nie wtyka nosa w czyjeś. Jeśli macie jakieś pytania, możecie zadać je teraz albo w ciągu najbliższych dwudziestu godzin, bo tyle będziemy lecieć na Horyzont. Mesa i kwatery sypialniane są do waszej dyspozycji, po reszcie fregaty lepiej się nie kręćcie, bo będziecie tylko nam przeszkadzać. — Jedore dopiero teraz zamilkła, pozwalając w końcu odezwać się wszystkim, o ile mieli jakieś pytania. W międzyczasie pojawiły się delikatne turbulencje, a Cytadela zaczęła znikać im z pola widzenia, gdy Złota Gwiazda ruszyła powoli w stronę Przekaźnika Masy, skąd czekało ich kilka skoków – każdy mający przybliżyć ich do otwartej paszczy z ostrymi zębiskami, o której nie mieli jeszcze pojęcia.

Wyświetl uwagę Mistrza Gry
Luna Reyes
Awatar użytkownika
Posty: 188
Rejestracja: 16 gru 2021, o 11:01
Miano: Luna Reyes
Wiek: 27
Klasa: Strażnik
Rasa: Człowiek
Zawód: Błękitne Słońca
Lokalizacja: -
Kredyty: 9.205

Re: Przestrzeń wokół Cytadeli

31 mar 2023, o 02:10

Luna podczas pogadanki ze swoim znajomym dała mu wyraźnie znać, że jest zainteresowana wzięciem udziału w rekrutacji do Błękitnych Słońc. Nosiła się z taką myślą już od pewnego czasu. Bycie częścią większej organizacji, zamiast bycie częścią jedynie zupełnie przypadkowej drużyny, złożonej z tych, którzy aktualnie się zgłosili, która dodatkowo nie ma aż takiego kija w dupie jak niektórzy, miało dla niej samej plusy. Będzie miała na kim polegać w sytuacjach kryzysowych.
No, ale trzeba na razie się skupić na zadaniu, które miała wykonać. Zaraz po informacji, o tym, że otrzymuje zadanie rekrutacyjne od Słońć, udała się na zakupy. Najwyższy czas, żeby unowocześnić swoją broń. Teraz mogła pogłaskać przypiętego do jej pasa Akolitę, który prezentował się dobrze i nowocześnie zarówno pod względem wizualnym jak i siły ognia. Jej tarcze też były lepsze. Luna była dumna z siebie, że w końcu dobrze przygotowała się na misję. I, że nie przepuściła wszystkiego na trunki w lokalnej spelunie niedaleko jej mieszkania, ewentualnie na pizzę i piwo.
Teraz, zaopatrzona również zwyczajowo w lizaki o smaku coli, opierała się o ścianę i rozmyślała o misji. Ochrona dwóch naukowców w teorii nie brzmiała źle. Jednak Luna doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że prawie nigdy nie wychodziło na misjach, tak jak zapewniają, że będzie. Oby też naukowcy nie spowodowali niepotrzebnych problemów, w końcu nie wiadomo co im może przyjść do głowy.
Teraz czekała w umówionym miejscu, a potem na pokładzie Złotej Gwiazdy. Zaskoczona, ale pozytywnie była widokiem Tori. W końcu z tą Asari już niejedno przeszła, wiedziała też, że o ile nie będzie żadnych rannych, to kobieta nie powinna sprawiać problemów, a jej towarzystwo będzie raczej przyjemne.
-Tori! Miło Cię widzieć. Jak tam się trzymasz, jaina?- powiedziała uśmiechając się całkiem ciepło do Tori. Mężczyzny nie znała, więc skinęła mu głową i rzuciła -Luna.- dobrze przełamać pierwsze lody. Niedługo potem pojawiła się Jedore, która miała być ich dowódcą niech więc będzie i tak. Wysłuchała jej do końca i wszystko wyglądało prosto, niemniej skoro nadszedł czas na pytania, to ona miała i to takie dotyczące bezpieczeństwa.
-Po pierwsze czy są jakieś dane wskazujące, że istnieje jakaś trzecia strona zainteresowana zdobyciem tego po co my tam jedziemy, niekoniecznie za pieniądze? nie dopytywała się co to jest konkretnie, bo po wcześniejszych słowach wiedziała, że nie ma po co. Jak już, to niech któreś ze specjalistów o to pyta.
-Czy istnieją choćby najmniejsze przypuszczenia, że to przedstawiciele Kloto mogą chcieć nas wykiwać? I ewentualnie zrobić krzywdę naukowcom? Wolała zadać najbardziej podstawowe pytania, żeby w razie czego się przygotować na to co może się zdarzyć.
ObrazekObrazek Statystyki:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 413
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: Przestrzeń wokół Cytadeli

1 kwie 2023, o 09:48

Informacja przesłana przez Irynę była może nie zaskakująca, ale nietypowa. Od momentu, gdy ich drogi się rozdzieliły a Tori zaczęła studia medyczne, przyjaciółki utrzymywały ze sobą kontakt, który jednak wraz z upływem czasu stawał się stopniowo coraz bardziej sporadyczny. Zwykle również ograniczał się do ciekawostek i relacji z niedawnych wydarzeń czy misji ze strony Tori, albo opowieści o nabierającej tempa karierze wojskowej Iryny - dlatego zdecydowanie nietypowym elementem było dołączenie do ostatniej wiadomości od Lessi namiarów na potencjalne zlecenie, którym Tori mogła być zainteresowana. I - zgodnie z przewidywaniami - była. Zainteresowanie Tori dodatkowo wzmogło niezadane pytanie skąd jej przyjaciółka ma namiary na takie zlecenia? Współpraca z Błękitnymi Słońcami raczej nie była standardowym profilem wojskowych misji asari, szukanie najemników również - ale darowanemu varrenowi w zęby się nie zagląda, tym bardziej, że robota wyglądała na łatwą i szybką. Przynajmniej taką miała nadzieję, chociaż znając poplątane ścieżki losu i niespodzianki, które Athame często stawiała na jej drodze, nie zdziwiłaby się zbytnio, gdyby łatwy i spokojny spacerek na Horyzont i z powrotem okazał się jedynie pobożnym życzeniem. Jednak kredyty z pewnością się przydadzą, co pokazały chociażby ostatnie zakupy, które znów poważnie zredukowały stan konta lekarki, dlatego Tori niemal bez wahania potwierdziła udział w zadaniu.

Odnalezienie doku, przy którym stała “Gwiazda” nie było trudne, a asari została wpuszczona na pokład statku bez problemów. Cały swój sprzęt miała spakowany w sporych rozmiarów torbie - pancerz, broń i mech czekały na swój moment, który przy dobrych układach mógł nawet nie nastąpić. Jeśli transakcja przebiegnie bez przeszkód, uzbrojenie będzie jedynie zbędnym balastem, ale Tori nie zamierzała z niego rezygnować. Bądź co bądź lecieli w kierunku Trawersu gdzie rosło zagrożenie ze strony SST, dlatego jakaś forma zabezpieczenia własnej skóry była zdecydowanie mile widziana nawet, jeśli miała pozostać tylko w torbie. W cywilnych ciuchach i w tradycyjnej dla niej bieli - botkach na obcasie, sięgającej kolan tunice z długimi rękawami i szarymi wstawkami na biodrach i plecach oraz również białych legginsach, wkroczyła pewnie na pokład obcego jej statku i ciekawie rozglądając się wokół udała się we wskazanym kierunku, docierając do mesy.

Zmarszczyła lekko nos czując charakterystyczną woń smażonej ryby królującą w niewielkim pomieszczeniu, ale nie skomentowała tego. Cóż, uroki życia na pokładzie statku - wszyscy pili po tysiąckroć filtrowaną wodę z zamkniętego obiegu i oddychali tym samym, wzbogacanym jedynie o tlen, systematycznie czyszczonym powietrzem. Jej receptory węchowe wkrótce powinny przyzwyczaić się do “aromatu” wnętrza i nie będzie go nawet zauważać... Niektórych rzeczy po prostu nie da się uniknąć.

- Luna - uśmiechnęła się na widok znajomej twarzy - Bogini często krzyżuje nasze ścieżki, choć po naszej ostatniej wspólnej przygodzie mogłam się spodziewać, że możesz chcieć nawiązać bliższą współpracę ze Słońcami. Latasz teraz z nimi? Mam nadzieję, że tym razem obejdzie się bez kosmicznych katastrof - dodała po chwili. Fakt, że ich ostatnie spotkania miały zawsze tło w postaci rozbitego statku - czy to na Gellix czy w układzie Baldr - niektórzy mogliby uznać za zabawne.

Odstawiła na ziemię trzymaną wciąż torbę i z ciekawością przyjrzała się drugiej z postaci. Odruchowo wygładziła tunikę i wyciągnęła dłoń do jeszcze nieznajomego mężczyzny - Tori Te’eria, miło poznać, panie... - zawiesiła głos czekając aż mężczyzna się przedstawi. I czy się przedstawi, bo z tym również różnie czasem było na zadaniach dla najemników - Wygląda na to, że spora część zlecenia będzie spoczywać na pańskich barkach - mężczyzna nie wyglądał na najemnika ani członka Słońc, zgodnie z opisem misji podesłanej jej przez Irynę część składu potrzebna była jako “wsparcie naukowe” a znając swoją własną wiedzę i możliwości mogła się domyślać, że nie będzie jedynym “ekspertem” wysyłanym przez zleceniodawców. Luna z kolei nie była naukowcem, dlatego Tori z góry założyła, że to właśnie mężczyzna będzie kluczową postacią jeśli chodzi o wsparcie naukowe.

Pojawienie się Jedore zwiastowało odpowiedzi na przynajmniej kilka pytań oraz doprecyzowanie szczegółów zadania. Tori nie usiadła na jednym z krzeseł, oparła się jedynie biodrem o pobliski stolik i słuchając, w milczeniu obserwowała najemniczkę. Według wcześniej otrzymanego opisu zlecenia Kloto zajmowało się “medycyną estetyczną”, teraz doszła do tego informacja o modyfikacjach DNA, które miały zostać zakupione przez Błękitnych, Tori jednak była więcej niż pewna, że modyfikacje te nie będą dotyczyły zmiany koloru oczu czy kształtu nosa, wielkości płatków usznych, czy innych, dość często modyfikowanych przez chirurgię plastyczną części ludzkiego ciała. Przez chwilę w jej głowie pojawiło się wspomnienie z kliniki Sanctum na Illium, co skwitowała jedynie lekkim uśmiechem. Była ciekawa czego dotyczą dane, ale według słów ich nowego dowódcy - ona sama tego nie wiedziała. Albo od razu ucinała wszystkie pytania, nie chcąc powiedzieć więcej, co jednak na jedno wychodziło.

Nie myliła się co do mężczyzny - Anthony wraz z nią samą był członkiem grupy ekspertów, pozostała dwójka miała zająć się samą transakcją i ewentualną ochroną, choć w tym ostatnim przypadku była pewna, że ona również mogłaby dołożyć swoje trzy grosze. Z drugiej strony - raczej nie było to konieczne. Korpo-szczurki i naukowcy z Kloto będą prędzej chciały orżnąć kupców zatajając bądź fałszując sprzedawane dane lub zawyżając cenę niż wszczynając burdę z ludźmi, którzy mieli im dostarczyć małą fortunę w kredytach. W pierwszej kwestii być może mogła pomóc, w drugiej - nie obchodziło jej to zupełnie.

- Horyzont jeśli dobrze pamiętam znajduje się w Trawersie. Jakie Błękitne Słońca mają stosunki z SST? Obecnie chyba największe zagrożenie może pochodzić z ich strony, w razie spotkania będziemy uciekać, czy powinni nas zignorować? I osobiście mi to nie przeszkadza, ale z ciekawości zapytam. Od kiedy to Słońca są zainteresowane modyfikacją ludzkiego DNA pod kątem medycyny estetycznej? Zamierzacie otworzyć własną klinikę urody? - uśmiechnęła się lekko - W zasadzie to chciałabym dowiedzieć się czego możemy spodziewać się w tych danych. Rozumiem, że to tajemnica, ale wiedząc, czego modyfikacje mają dotyczyć bądź jaki jest ich zakres będzie łatwiej ocenić poprawność kupowanych danych - spojrzała na Anthony’ego - Myślę, że pan przyzna mi rację, że ocena plików “w ciemno” i po omacku będzie trudniejsza i zajmie więcej czasu.
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Anthony Whittaker
Awatar użytkownika
Posty: 97
Rejestracja: 23 lis 2019, o 21:18
Miano: Dr Anthony Whittaker
Wiek: 47
Klasa: Szpieg
Rasa: Człowiek
Zawód: Specjalista ds. biotechnologii w ExoGeni
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 52.145

Re: Przestrzeń wokół Cytadeli

1 kwie 2023, o 14:14

- Anthony Whittaker – odpowiedział podając Tori rękę na powitanie – jakkolwiek, byle nie Tony – dodał z uśmiechem, odwzajemniając skinienie głową do Luny.
Maskował stres uśmiechem. Po raz kolejny. Cała akcja wydawała się mu od samego początku podejrzanie wygodna i prosta. Kajał się w duchu, że nie posłuchał intuicji i przyjął zadanie. Wszystko, co powiązane ze zleceniem wydawało mu się chaotyczne, oderwane, tak jakby ktoś wziął losowe słowa i próbował ułożyć je w zdanie w nadziei, że będzie ono miało jakiś sens. Medycyna estetyczna, modyfikacje DNA i Błękitne Słońca. Trzy elementy rzeczywistości, które ciężko jest powiązać ze sobą tak, by wykorzystać wszystkie a w konkluzji dotrzeć do słów „legalny”, „łatwy” i „bezpieczny”. Zwłaszcza, że do całej tej mieszanki dochodzi „dobrze wynagradzający”. Nikt nie płaci dobrych pieniędzy za przeczytanie raportu i skinienie głową, że "tak, LQT4 to gen, który istnieje naprawdę i odniesienie do niego ma sens w tych danych, ale nie wiem po cholerę nie napisali po prostu ANK2, skoro to znacznie czytelniejszy i bardziej oczywisty synonim".
Taki przykład.
Całej tej szaleńczej kompilacji podejrzanego swądu dodaje fakt, że Garry polecił mu zlecenie „z dobroci serca”. „Sam bym się tym zajął, ale akurat nie mogę, to czemu ty na tym nie skorzystasz, Tonus?". No, prawda jest taka, że na studiach faktycznie miał z nim dobre stosunki i może faktycznie Garry byłby skłonny się do niego odezwać z propozycją pracy, ale co u diabła robią Błękitne Słońca w liście kontaktów Luthfielda? Nawiązanie do starego pseudonimu z grupy zajęciowej to trochę za mało, by przekonać kogoś do zadawania się z najemnikami. Mimo wszystko Whittaker zdecydował się przyjąć kontrakt. Landlordzi na Cytadeli nie służą do najprzyjemniejszych, a mieszkania na niej – do najtańszych. Z kolei wojna z SST nie wpływa pozytywnie na ceny. Gdyby nie był w krytycznej sytuacji, odrzuciłby go bez zastanowienia - zbyt podejrzane interesy jak na standardy Anthonego. Ale potrzebował pieniędzy. Jak najszybciej - więc znalazł się na Złotej Gwieździe.
Nigdy wcześniej nie spodziewał się, że w jego życiu dojdzie do sytuacji, w której podejmie kontrakt tego typu od grupy przestępczej, bo tak właśnie traktował Błękitne Słońca. Nie miał oczywiście zamiaru mówić tego na głos przy Jedore, ani w ogóle się do niej odzywać. Był wdzięczny za pytania, które zadała Tori, bo dzięki temu, że to ona mówiła, on nie musiał tego robić. A zapytać miał dokładnie o to,o co zapytała asari. No i jeśli najemniczka się wścieknie za pytania, to nie on oberwie.
Anthony ty idioto, w co ty się pakujesz.
Swoją drogą, nie konsultował tego z nikim, ale ze spokojnego i przyjaznego podejścia towarzyszek miał wrażenie, że jest jedyną osobą, która spodziewa się kłopotów. Z tego powodu trochę dodatkowego spokoju dodawała mu myśl, że miał ze sobą swój pancerz i karabin. Lubił swojego przetartego Windykatora, od kiedy go kupił był swojego rodzaju amuletem uspokajającym. Zresztą w ogóle kupił tę broń właśnie po to, by się uspokoić po zdradzie Leny. Ta broń na dobrą sprawę przywróciła go do żywych – miejmy nadzieję, że w razie kłopotów dzięki niej pozostanie w tej grupie ludzi.
ObrazekObrazek

DANE TELEMETRYCZJE I SPECYFIKACJA PROCESORA BOJOWEGO:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Luna Reyes
Awatar użytkownika
Posty: 188
Rejestracja: 16 gru 2021, o 11:01
Miano: Luna Reyes
Wiek: 27
Klasa: Strażnik
Rasa: Człowiek
Zawód: Błękitne Słońca
Lokalizacja: -
Kredyty: 9.205

Re: Przestrzeń wokół Cytadeli

2 kwie 2023, o 04:53

Na zapach to Luna nie zwróciła swoją drogą jakiejś specjalnej uwagi. Może dlatego, że speluny w jakich często spędzała czas, a już na pewno ta najbliższa jej mieszkania pachniały dużo gorzej i to w dobre dni. Więc zapachem smażonej ryby nie przejmowała się tak bardzo jak niektórzy by pewnie mogli.
Trzeba przyznać, że spośród wszystkich, z którymi Luna się często spotykała, Tori miała najbardziej pogodne usposobienie co stanowiło miłą odmianę. Dlatego spośród wszystkich, z którymi mogłaby się regularnie, choć przypadkowo spotykać, Asari nie była na pewno najgorszą opcją.
Dlatego teraz odwzajemniła jej uśmiech. Tori i tak była świadkiem jej zainteresowania Błękitnymi Słońcami więc teraz skinęła potakująco głową.
-Jeszcze nie. Przynajmniej nie oficjalnie. Jak teraz wszystko pójdzie bez zarzutu, to powinnam zacząć. A jak już się uda... to dawaj mi znać jak będziesz czegoś potrzebować. - powiedziała szeptem puszczając do niej oko. Sama na pewno nie patrzyła na Słońca jak na organizację przestępczą, a raczej jak na organizację, która doskonale daje sobie radę, szczególnie w obecnych czasach.
-Anthony Whittaker, rozumiem. powiedziała i skinęła głową. Nie za bardzo wiedziała jak rozmawiać z tymi naukowymi typami, wiedziała, że potrafią być drażliwi, więc po prostu mu przytaknęła.
Trzeba przyznać, że Tori zadała ważne pytanie w obecnej sytuacji. Jakie są stosunki Słońc z SST? Nawet jeżeli nie uzyskają teraz szczerej odpowiedzi, to miała nadzieję, że Błękitne Słońca potrafią dogadać się z każdym kiedy zysk wchodzi w grę. Twarde opowiedzenie się po jednej ze strony, dopoki nie zostaną do tego naprawdę przymuszeni oznaczałoby dużą stratę zysków. Teraz Luna czekała na odpowiedź na swoje i Tori pytania od Jedore.
ObrazekObrazek Statystyki:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Tori Te’eria
Awatar użytkownika
Narrator
Posty: 413
Rejestracja: 15 sie 2016, o 21:18
Miano: Tori Te'eria
Wiek: 163
Klasa: Adept
Rasa: Asari
Zawód: Lekarz
Lokalizacja: Cytadela
Kredyty: 10.880
Medals:

Re: Przestrzeń wokół Cytadeli

3 kwie 2023, o 13:13

Kto jak kto, ale Tori chyba najlepiej rozumiała Lunę w kwestii przynależności do czegoś większego - jakiejś organizacji czy struktury, bo jej samej w głowie od jakiegoś już czasu pojawiały się podobne myśli. Fakt, że latynoska musiała mieć w przeszłości jakieś “konszachty” ze Słońcami, a zgodnie z jej konfidencjonalnym szeptem bieżąca misja mogła być swoistym testem czy biletem wstępu do najemniczej organizacji pozwalał sądzić, że Luna poczyniła już pewne kroki w tym kierunku. Tori wiedziała z własnego doświadczenia, że wolni strzelny w tym fachu mieli zawsze lekko pod górkę - brali udział w misjach w zasadzie “z łapanki”, mając niewiele więcej detali niż wyczytali w samym ogłoszeniu, nigdy nie wiedzieli z kim przyjdzie im współpracować ani jak pozostali członkowie ekipy się zachowają. Tylko czemu Słońca? Owszem, ich logo było rozpoznawalne chyba w całej Galaktyce, ale również nie cieszyli się jakąś idealną reputacją, a wręcz przeciwnie. Mimo faktu, że sporo firm wynajmowało Błękitnych jako ochroniarzy, słychać było czasem o efektach ich działalności mających wydźwięk nieco bardziej negatywny, czy wręcz kryminalny.

- Zatem trzymam kciuki i postaram się pomóc - mimo swoich przemyśleń odpowiedziała takim samym szeptem i uśmiechnęła się szerzej słysząc ostatnią deklarację Luny. Sama ze Słońcami nie miała wiele wspólnego, ale Lunę już w jakimś stopniu znała i nawzajem nie żywiły do siebie niechęci. A kto wie, może również jej samej znajomość z Luną może kiedyś uratować niebieski tyłek? - No, żebyś nie żałowała oferty... Jeśli będziesz w stanie załatwić wejściówki na jakieś szalone imprezy na Omedze, to prędko się ode mnie nie opędzisz. Z chęcią zobaczę jak się bawią najemnicy - w sumie to nie wiedziała o Słońcach na tyle dużo by móc stwierdzić, że Omega była ich siedzibą. Stacja znajdowała się na terenach pod władaniem Sojuszu, więc mogło to zależeć także od stosunków Błękitnych z SST, ale jakoś w jej głowie równanie było oczywiste. Omega jawiła jej się jako “anty-Cytadela”, a siedziba szanującej się organizacji najemników MUSIAŁA być na Omedze, tak samo jak reprezentacje rządów różnych ras były obecne na Cytadeli.

Poza tym, na Omedze jeszcze nigdy nie była, a mając przewodnika w osobie Luny z chęcią zwiedziłaby centrum półświatka...
*** ARMOR *** VOICE *** FORMAL *** PARTY ***
ObrazekObrazek
Statystyki dla MG:
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12099
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Przestrzeń wokół Cytadeli

3 kwie 2023, o 20:15

Jeżeli nie wiadomo było, o co chodzi, to chodziło o pieniądze; tak też można było najprawdopodobniej rozwiązać dylematy moralne, bądź przynajmniej je wyciszyć. W końcu robota miała być legalna, nawet jeśli działalność Błękitnych Słońc w niektórych sferach taka mogła nie być. Niejako wręcz była to szara strefa, gdzie łatwo było przymknąć na niektóre rzeczy oko, jeżeli tylko własny tyłek był pokryty. I niech pierwszy rzuci kamieniem, kto nigdy nie był zaplątany w coś co najmniej niejasnego.
Jedore po wyjaśnieniu swojej części sprawy pozwoliła w końcu dojść do głosu swoim nowym podwładnym, samej nieco się rozluźniając i rozglądając po mesie. Ruszyła w stronę mikrofali, którą otworzyła, krzywiąc się niemiłosiernie na zapach dochodzący ze środka. Zamknęła drzwiczki i uchyliła lodówkę, patrząc do niej, gdy Tori akurat zadawała pytanie o ich stosunki z SST. Z głową w chłodni powiedziała: - Nie łączy nas miłość, ale nie wtrącamy się sobie w interesy. Czasami są one nawet zbieżne — jej słowa były lakoniczne, ale kto chciał, ten mógł wyciągnąć z nich odpowiednie wnioski, tak samo jak Jedore, która grzebiąc między naromadzonymi pojemnikami i szeleszczącymi opakowaniami z jedzeniem wyciągnęła coś, co było chyba źródłem zagazowanego pomieszczenia – na poły dojedzona ryba w panierce. Kobieta bez zastanowienia wyrzuciła całość do kosza, mamrocząc coś pod nosem o powtarzaniu czegoś kilka razy, zaraz podchodząc do skrytego panelu sterowania klimatyzacją, podkręcając ją nieco.
Dobra, to po kolei. Co do samej transakcji, nie spodziewamy się wbijania noża w plecy. Firma nie jest powiązana z nikim, kto mógłby chcieć nam zaszkodzić, a kwota, którą zaoferowaliśmy, jest na tyle pokaźna, że nie opłacałoby im się robić nas w konia — wskazując podbródkiem na Lunę, przeszła się do okna, obserwując oddalającą się Cytadelę i odwracając do nich plecami. — Więc nic ani nikt nie powinien zakłócać transakcji.
Zza ramienia zerknęła także na Tori, która zaczęła zadawać pytania, które raczej nie należały do tych łatwo odpowiadanych i przez krótką chwilę Jedore zastanawiała się, co może im zdradzić, a co nie. — Nie za bardzo mogę mówić o szczegółach, jak zresztą mówiłam, ale generalnie możecie się spodziewać tam badań pod kątem bardziej użytkowym. Wiecie, medycyna estetyczna to jeden bardzo profitujący filar, ale nikt im raczej nie zabrania za zarobione pieniądze badać nowych technologii, niekoniecznie mających na celu upiększyć konsumenta, nie? — Westchnęła, przysiadając na rogu i zakładając ręce na piersi. Jej odbicie w pancernym szkle było skupione. — Głupi nie jesteście, przynajmniej mam taką nadzieję, że szefowie nie zatrudnili idiotów, więc raczej wiecie, co za technologie tam znajdziecie. Konkurencja w końcu nie śpi, racja? — Na samym końcu Jedore zerknęła na Anthony'ego, który prawdopodobnie od postawienia stopy na Gwieździe wypowiedział może z jedno zdanie. — Ty miałeś być głównodowodzącym z waszej dwójki, nie? Tak się speszyłeś towarzystwem dziewczyn, że zapomniałeś języka w gębie? Mam nadzieję, że przynajmniej w placówce wykażesz się inicjatywą — uśmiechając się rozluźniająco kobieta wstała i szturchnęła jeszcze mężczyznę. — I tak, wszystko jest legalne, wbrew pogłoskom o nas. Transakcja zarejestrowana, projekt też legalny, więc nie macie się o co obawiać. Podróż na Horyzont zajmie nam kilkanaście godzin, więc w sumie macie sporo czasu na spanie i jedzenie. Tylko nie jedzcie ryb, bo przysięgam, że wyrzucę was za śluzę razem z poprzednim bałwanem.
Jedore po chwili wyszła, jeżeli nikt nie miał już więcej pytań – a wraz z nią zamknęły się drzwi do mesy, zostawiając nowo powstałą grupę samą ze sobą. Gdy Cytadela zniknęła im za kadłubem fregaty, statek zaczął nabierać przyspieszenia i już wkrótce znajome turbulencje związane ze skokiem przez Przekaźnik zaczęły im towarzyszyć i nie ustawać, dopóki nie wkroczyli w tunel. Licząc czas, mogli spodziewać się około dwudziestu godzin w podróży, którą mogli zagospodarować w jaki chcieli sposób. Rozmowy w mesie umilali im co jakiś czas najemnicy, którzy przychodzili sami odpocząć, a i czasami proponowali grę w karty czy kwazara, jeżeli któreś z nich było zainteresowane. Część z nich była dosyć pogadana, proponowano im łyk "czegoś mocniejszego", podsunięto im też paczki czipsów i włączono nawet niewielki terminal, w którym puścili maraton filmów z Blasto. Jeśli którekolwiek z nich zdecydowało się na sen, ten był zdecydowanie lekki, przerywany kolejnymi skokami przez Przekaźniki. Ciężkie kroki wojowników, ich stękanie i niezbyt ciche rozmwoy skutecznie wybudzały co jakiś czas tego, kto nie był przyzwyczajony do raczej zatłoczonych części wspólnych.

Wróć do „Cytadela”