Zanim wyszli, a kapitan rozpoczął pogawędkę z Iris, z odpowiedziami na pojawiające się pytania pospieszył komandor Murray.
- Jest pan jedynym kontraktorem Przymierza wśród zebranych, Striker, co jednak nie daje panu prawa do zachowywania się jak kroganin, zwłaszcza wobec pańskich przełożonych. Jeśli profil misji panu nie odpowiada, proszę złożyć raport albo się wycofać, co jednak osłabi pozostałych. Został pan wybrany przez wzgląd na pańskie umiejętności, nie cięty język - wyprostował się, po czym odezwał się kierując teraz słowa do całego zespołu - Życie naszego agenta jest ważne tak długo, jak posiada informacje. Co do cywilów i mieszkańców Watson - nie ma zgody na rozpoczęcie otwartej wojny, która mogłaby zaognić obecną sytuację. Dlatego też nie wysyłamy tam floty i armii. Fakt desantu oddziału i próby ataku zostanie z pewnością użyte przeciwko Cytadeli przez SST, dlatego zależy nam na pozostaniu low profile na ile będzie to możliwe. Jeśli sytuacja ulegnie znacznemu pogorszeniu, podporucznik Hearrow będzie decydował o waszych działaniach odwetowych bądź zaczepnych. Naturalnie, nie zabraniam użycia siły, ale tylko w ostateczności. Jak już wspomniałem wcześniej, źródła naszych informacji wyschły po proklamowaniu niezależności SST, dlatego nasze dane mogą być nieaktualne - komandor skinął głową Marshallowi, gdy ten wypowiedział się na temat swoich doświadczeń z pobytu na planecie - Istotnie, Watson generalnie nigdy nie była entuzjastą kontaktów z Przymierzem, zwłaszcza od czasu Kompromisu. To niezależne kolonie prowadzące swoją własną politykę i nie pałające miłością do Przymierza i Cytadeli, ale także do pozostałych koalicji obecnych na planecie, co możecie wykorzystać na własną korzyść. Mieliśmy jednak tam garstkę, powiedzmy... - przerwał na chwilę, szukając odpowiedniego słowa - ...sympatyków. Ich listę wraz ze spisem ewentualnych kontaktów spośród znanych nam osobników przekażę państwu na “Tannenbergu”, choć z powodów wcześniej wspomnianych również ona może być zdezaktualizowana. Czas ucieka - zerknął na wyświetloną na datapadzie godzinę - Dokończymy na pokładzie. Powodzenia.
Czwórka żołnierzy opuściła salę, po krótkiej chwili podążył za nimi również Murray, doganiając oddział i zostawiając Iris sam na sam z Gabourym. Kapitan nie wyglądał ani na zniecierpliwionego, ani na złego - był żołnierzem i pragmatykiem. Zdawał sobie sprawę zarówno z faktu, że cel misji był trudny do zrealizowania, jak i z konieczności podjęcia próby odzyskania agentki, jednak użyte środki z oczywistych względów musiały być odpowiednio zbilansowane. Otwarty atak lub okupacja planety mogłyby eskalować do otwartej wojny i zdecydowanej krytyki Rady wobec działań Przymierza, zaś brak jakichkolwiek działań oznaczałby utratę wszelkich informacji posiadanych przez agentkę. Czy były warte ryzykowania zaognienia konfliktu? Tego nie było wiadomo. Niewielki oddział mógłby zostać nawet spisany na straty, ale w sytuacji, gdyby Iris do niego dołączyła, porażka misji mogłaby mieć zdecydowanie negatywne reperkusje - tak polityczne, jak i w kwestii relacji z rasami Rady.
Po tym, jak Iris skontaktowała się z Basset, oboje - radna i żołnierz czekali w milczeniu. Minuty upływały i nieubłagalnie zbliżał się ustalony czas startu fregaty, gdy omni-klucze kapitana i radnej odezwał się w tym samym momencie, informując o przychodzącej wiadomości. Gaboury obdarzył Iris przeciągłym spojrzeniem, po czym aktywował urządzenie wczytując się w treść odebranego dokumentu.
- Słowo się rzekło - mruknął, po czym wygasił ekran - Witamy wsparcie medyczne w naszym zespole ratunkowym. Proszę się zameldować u podporucznika Hearrowa, od tej pory na czas trwania misji przechodzi pani pod jego komendę - odczekał chwilę, skłonił się lekko kobiecie i ruszył do wyjścia z sali. Zatrzymał się jednak po kilku krokach i spojrzał na nią raz jeszcze - Życzę powodzenia i proszę pamiętać, że nasi ludzie mają swoje rozkazy. A tak prywatnie wolałbym, żeby jednak przemyślała pani raz jeszcze, czy chce się pani w to pakować.
W tym czasie na mostku fregaty trwały ostatnie przygotowania do startu. Sam statek nie był wielki - jako jednostka patrolowa miał przede wszystkim gwarantować szybkość i niewielką wykrywalność, a jego głównym uzbrojeniem były nie potężne działka czy silne tarcze, ale skanery, radary, sensory i czujniki. Nie znaczyło to, że “Tannenberg” był bezbronny, ale dzięki możliwości wykrycia i identyfikacji ewentualnego przeciwnika z dużej odległości, najprawdopodobniej najsensowniejszą strategią było wycofanie się na z góry upatrzone pozycje lub próba ukrycia się i obserwacji z dystansu. Sam mostek również nie był obszerny i zapewniał stanowisko pracy dla zaledwie sześciu żołnierzy - pilota, dowódcy i czterech techników podczas lotu pracujących przy dedykowanych konsoletach skanerów.
Gdy Marshall wszedł na mostek, komandor Murray stał przy wyświetlaczu nawigacyjnym i wprowadzał ostatnie korekty kursu, wyświetlonego czerwoną linią na mapie wycinka Galaktyki, do którego się udawali. Kurs przecinał dwa przekaźniki masy i kończył się w międzygwiezdnej pustce, w pewnym oddaleniu od systemu Skepsis. Słysząc otwierające się drzwi Murray podniósł wzrok i skinął głową wchodzącemu.
- Podporuczniku - odpowiedział na jego powitanie, a wysłuchawszy słów Hearrowa uśmiechnął się lekko - Miło mi to słyszeć. Jest kilka informacji których nie chciałem przekazywać podczas odprawy, żeby nie przeciągać, a które z pewnością będą panu i oddziałowi pomocne. Mike - zwrócił się do siedzącego w swoim fotelu pilota kończącego przedstartową procedurę kontrolną - Cztery minuty. Potem wyprowadź nas z doku i ciśniemy do przekaźnika.
- Tak jest - pilot nawet nie podniósł głowy znad wyświetlaczy i monitorów, kontynuując pracę.
Murray ruszył w kierunku wyjścia z mostka, gestem polecając Marshallowi udać się za nim i chwilę później weszli - a raczej wcisnęli się - do niewielkiej kabiny dowódcy, mieszczącej tylko biurko z terminalem, fotel biurowy, proste, metalowe łóżko i niewielkich rozmiarów szafę wpuszczoną w ścianę. Na ścianie, tuż koło terminala, przypięte były dwa holozdjęcia - na jednym komandor w galowym mundurze ściskał prawicę starszego wojskowego w randze kontradmirała, drugie zaś zrobione było na jakieś planecie i przedstawiało uśmiechniętą kobietę w kolorowej sukience siedzącą na sporym głazie, z malowniczą, sielankową niemal scenerią kwiecistej łąki oblanej miękkim światłem popołudniowego słońca.
- Proszę spocząć - Murray usiadł na fotelu, gestem wskazując Marshallowi łóżko jako siedzisko - Mam jak zwykle dobre i złe wiadomości. Po pierwsze, wszystkie trzy sektory na Watson co prawda nie były w stanie konfliktu, ale były dość hermetyczne i niechętnie traktowały obcych i nie sądzę, żeby to się teraz, z dnia na dzień zmieniło. To zła wiadomość. Z drugiej strony nigdy nie byli przychylni Przymierzu, więc raczej wątpliwe, żeby nagle zapałali wielką miłością do SST. Na szczęście jak już wspomniałem wcześniej są tam jednostki, które z nami sympatyzowały i współpracowały z naszą agentką. Niewiele kontaktów jest wciąż pewnych, ale lepsze to niż nic - odwrócił się do terminala, aktywował go i wyświetlił kilka dokumentów, które zaraz też przesłał Marshallowi. Zanim zdążył powiedzieć coś więcej statek drgnął, a pracujące dotychczas jałowo mechanizmy statku rozpoczęły swój śpiew. Pokład przeszły delikatne wibracje, gdy silniki fregaty ożyły a sam statek wysunął się z objęć magnetycznych przylg. Światła błysnęły raz i drugi gdy “Tannenberg” przeszedł na własne zasilanie, potwierdzając rozpoczęcie misji.
- Po kolei - nie wyglądało na to, żeby zrobiło to jakieś wrażenie na komandorze - Sektor amerykański, tutaj mamy dwa kontakty. Pracowników techniczny przy systemach uzdatniania wody, Jonas Allen i były najemnik, Grigorij Ibraev. W przesłanych plikach ma pan namiary na ich komunikatory, ale najlepiej próbować ich złapać już będąc na miejscu. Sektor chiński. Chorąży Charles Zhu, byłe Przymierze. Obecnie w lokalnej milicji. I Steven Keamy, lokalny półświatek. Handlarz i paser. Najgorzej jest z sektorem europejskim, tutaj nie mamy nikogo - zawiesił na chwilę głos, przypatrując się porucznikowi - Jeśli chodzi o centra danych, zaletą jest fakt, że służą one jako lokalne serwery ekstranetu i większość informacji na nich jest ogólnie dostępna. Jeśli Stewart faktycznie zapisała w nich informacje o swojej lokalizacji, najprawdopodobniej użyła własnego szyfru. Klucz szyfru i mapy powinien pan już mieć w swoim omni. Nie wiemy także czym dysponujemy na planecie, dlatego proponuję najpierw złapać kontakt z naszymi ludźmi, tylko ostrożnie. Nie wiemy, czy im się nie odwidziało. To oni mogą ułatwić wam znaleźć lokal czy transport, ale mimo wszystko postarajcie się zrobić to po cichu. Nie wiemy czy jakiekolwiek siły SST są na planecie, ale lokalsi też mogą być groźni. Naturalnie wszystkie te informacje są do dyspozycji całego zespołu, proszę im je przekazać gdy uzna to pan za stosowne. Jakieś pytania?
Wyświetl wiadomość pozafabularną