Kolejny obszar graniczący z dzielnicą Gozu - przypomina go pod wieloma względami. Często nawiedzany jest przez najemników Błękitnych Słońc, Zaćmienia oraz Krwawej Hordy, którzy dbają o porządek na ulicach, o ile w przypadku Omegi można mówić w ogóle o jakimkolwiek porządku.

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Hangary

13 maja 2022, o 19:12

Obrazek DIGITAL DREAM [h3]DO ANDROIDS DREAM OF ELECTRIC SHEEP?[/h3] Mistrz Gry: Tori Te'eria
Gracze: Skax`Lilan nar Tonbay, Sinhe Kalos, Galath Inferno Benfami
Hangary i znajdujące się tuż obok nich doki - te wiecznie ruchliwa części Omegi jak zwykle pełne były istot wszelkich możliwych ras, pojazdów transportowych, automatycznych podnośników, skrzynek i pakunków, zgiełku i zamieszania. Ponumerowane wejścia do doków w większości były szeroko otwarte ułatwiając załadunek lub rozładunek statków różnej wielkości lub dostęp do kołnierzy cumowniczych większych jednostek, ale zarazem umożliwiając obserwację tego, co się wewnątrz poszczególnych doków działo. Większość stanowisk była pełna, sporadycznie jednak trafiały się puste - przy tych najczęściej kręcili się oczekujący na przybycie kolejnego promu magazynierzy i kontrahenci. Mieszkańcy Omegi stanowili kolorową menażerię reprezentantów chyba wszystkich inteligentnych gatunków Galaktyki, wielu z nich otwarcie obnosiło się z posiadaną bronią, a ich stroje przyprawić mogły o ból głowy - od krzykliwie kolorowych, bijących po oczach neonowymi kolorami czy czasem wręcz podświetlanych, przez oficjalne i stonowane - a wprawne oko wyłapać mogło także ze względną łatwością gdzieniegdzie postaci odziane w bojowe pancerze. Niektóre proste, bez wojskowych oznaczeń czy insygniów, zaś na niektórych wymalowane były nawet symbole poszczególnych klanów najemników uświadamiając wszystkim, że kontrolowane przez najemników sektory znajdowały się niemal zaraz za rogiem.

Dok 73 nie wyróżniał się niczym szczególnym - ale był jednym z nielicznych, przy którym nie panował rozgardiasz, harmider ani rozładunek paczek czy sprzętu. Na płycie lądowiska spoczywał niewielki, zgrabny myśliwiec, a na jednym z jego niewielkich skrzydeł siedziała w nonszalanckiej pozie z nogą założoną na nogę, wpatrzona nieruchomo w jakiś punkt na ścianie, jasnowłosa kobieta. Miała na sobie bojowy pancerz, którego hełm spoczywał tuż obok niej - na tym samym skrzydle na którym siedziała. Żując leniwie gumę, co kilka chwil wydmuchiwała niewielki balon, po czym wracała do przerwanej czynności.

Gdy pierwszy z nadchodzących najemników pojawił się w wejściu do doku kobieta odwróciła ku niemu głowę, beznamiętnie taksując go wzrokiem, ale nie odzywając się przez dłuższy czas. Jedyną formą powitania był kolejny wydmuchany balon białej substancji, który po chwili pękł oblepiając nieco nos kobiety. Kolejne postaci pojawiały się w wejściu do doku, a gdy cała trójka nowoprzybyłych była w komplecie, kobieta w końcu zeskoczyła ze skrzydła i podeszła kilka kroków w ich kierunku. Była niewysoka - miała najwyżej 165 cm wzrostu - przez co musiała zadrzeć nieco głowę by przyjrzeć się twarzom pozostałych. Przez chwilę stała tak, przypatrując się im kolejno, po czym skinęła głową. Odwróciła się na chwilę w bok, pozbyła się gumy splunięciem prosto na podłogę hangaru, po czym zwróciła się na powrót do nowoprzybyłych.

- Przynajmniej punktualni - mruknęła, po czym dodała już głośniej - Chyba mamy komplet, ale jeśli ktoś chce się wycofać to jest na to ostatnia szansa - uniosła brew robiąc chwilę przerwy, po czym odwróciła się w kierunku myśliwca, z kieszeni wyciągnęła kolejną gumę i wydłubawszy ją z papierowego opakowania, wpakowała sobie do ust. Papierek wylądował po chwili również na podłodze, gdy jej spojrzenie prześlizgnęło się po wejściu do hangaru by upewnić się że są sami, po czym znów spoczęło na stojącej nieopodal trójce postaci - Jestem Dana Shneider, ale wszyscy mówią mi Deedee. To ja rozsyłałam informację o zleceniu i ja akceptowałam wasze kandydatury, ale nie ja płacę więc nie narzekać mi tu na stan konta. Dostałam zlecenie, postanowiłam zabrać ze sobą więcej osób i dzielę się z wami zyskiem. Kropka. Mam nadzieję, że znacie cel misji i z góry uprzedzam, ja nie wiem wiele więcej niż wy, więc pytać można, ale nie wiem czy odpowiem. Jeśli ktoś będzie chciał kozaczyć i bawić się w dowódcę, to proszę uprzejmie, ale nie tutaj. Działamy razem. Razem wchodzimy, razem wychodzimy. Każdy ma tu swoje zadanie do zrobienia. Ja strzelam, tłukę z dyńki kiedy trzeba i mam namiar na zleceniodawcę. Jak ja oberwę albo mnie zostawicie to nie dostaniecie hajsu, rozumiemy się? Mamy tutaj czterookiego zapalczywca, łuskowatą biotyczkę i zawiniętego jak mumia speca od gethów, czyli chyba lepiej nie można było wybrać. Bez obrazy.

Chwyciła w dłoń swój hełm i obrzuciła najemników jeszcze jednym, przeciągłym spojrzeniem.

- Nie jestem instytucją charytatywną i nie dzielę się swoimi gratami, więc jeśli macie jakieś braki w zaopatrzeniu to niedaleko wejścia do doków jest sklep - w sam raz na szybką przebieżkę i zakupy. To co, pytania teraz czy pakujemy się na pokład? Ja mogę gadać jak będę pilotować, więc mi to rybka.

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Inferno
Awatar użytkownika
Posty: 36
Rejestracja: 6 kwie 2022, o 23:39
Miano: Galath Inferno
Wiek: 34
Klasa: Żołnierz
Rasa: Batarianin
Zawód: Najemnik
Lokalizacja: Omega
Kredyty: 25.295

Re: Hangary

13 maja 2022, o 22:16

Szedł w stronę windy, czytając po drodze szczegóły zlecenia. Było anonimowe, to pierwsze co rzuciło mu się w oczy, choć nie miało to dla niego większego znaczenia. Klientem mógł być nawet członek Cytadeli, tyle go to obchodziło. Lekko utykał, ale ból w nodze zdążył się zneutralizować, przyjęte lekarstwa trafiły do krwiobiegu, wiedział że przez następne kilka godzin będzie miał spokój. Mimowolnie namierzył palcami panaceum w kieszeni, jego obecność koiła potęgujące rozdrażnienie, które zaczęło mu się udzielać gdy czytał dalej wiadomość. Ani wzmianki o wynagrodzeniu. Równie dobrze cały zachód z robotą mógł skończyć się marnym przelewem od, tak naprawdę, chuj wie kogo. Gdyby konto Galatha nie świeciło pustkami, oszczałby zgłoszenie zbierającym się w pęcherzu moczem. Ale przytroczony do pancerza nowiutki Kat upierdliwie przypominał o tym, że nie jest to czas na wybrzydzanie. Każdy kredyt się liczył, każdy zamierzał przeznaczyć na szczytny cel. Dozbrojenie się. Mógł być Galatherm Inferno z Khar'shan, weteranem Elizjum i Torfan, haniebną, nieobliczalną kreaturą z Gniazda Myszołowa, lecz na Omedze nie miało to znaczenia. Takich jak on, było tu na pęczki, a każdy jeden, jak się mu zdawało, nosił nowsze modele broni, solidne, zmodyfikowane pancerze, będąc przy tym nafaszerowanym elektroniką jak gethy, na które miał zapolować. Zatem do czasu zdobycia upgrade'ów, postanowił trzymać język na wodzy i niczym posłuszny piesek wykonywać polecenia. A w tym był zaskakująco dobry.
W windzie, przywitał go zimny, emfatyczny, kobiecy głos. Wybrał cel, dok 73, miejsce spotkania. W międzyczasie, sprawdzał na omni-kluczu resztę dostarczonej treści. Zmarszczył brwi, upewniwszy się, że miejsce misji jest na nieprzyjacielskim statku. Zła wiadomość, ograniczone możliwości ewakuacji. Zaraz jednak się rozchmurzył, widząc autoryzację użycia broni palnej i zniszczenia pokładu. Możliwość przetestowania nowej zabawki i pokazu sztucznych ogni, gdy przyjdzie mu wypierdolić blaszaną skorupę w próżni.
Winda stęknęła cicho, zwiastując przybycie do hangaru. Ostatni raz dotknął omni-klucza, którego pomarańczowa, pół-transparentna powłoka zrazu ulotniła się z przedramienia. Dok 73 był niewielki i panował w nim relatywny spokój, większość dźwięków była echem pochodzącym z sąsiednich lądowisk. Wolnym krokiem skierował się w głąb, od razu zauważając stanowiący danie główne myśliwiec. Niewielki i raczej lichy, ale w mocnym świetle reflektorów jego metaliczna powłoka jarzyła się jak halogen, dodając mu trochę majestatu. Na skrzydle siedziała drobna postać. Kiedy się zbliżył, poznał, że to kobieta. Ostentacyjnie żuła gumę, raz po raz przysłaniając twarz wydmuchanym balonem. Choć Inferno stał relatywnie daleko, wydawało mu się, że nawet stąd czuje syntetyczny, owocowy zapach łakocia. Drażnił go, równie mocno jak sama postać, która teraz mierzyła go drapieżnym wzrokiem. Batarianin wytrzymał pojedynek spojrzeń, samemu bacząc w milczeniu na smarkulę, splótłszy przed sobą urękawiczone dłonie. Nie robiła na nim najmniejszego wrażenia, wręcz przeciwnie, jej zachowanie bawiło go wewnętrznie jak niechciane łaskotki. Do końca zachował powagę, nie wypowiadając zbędnych słów.
Wkrótce do środka zawitały kolejne dwie sylwetki. Quarianin, niczym wyjęty prosto z wpisu encyklopedycznego o swojej rasie, i drellka, którą natychmiast rozpoznał. Ta sama, która następowała po nim jeszcze niedawno w kolejce do sklepu. Spojrzał na towarzyszy równie beznamiętnie co przed chwilą na kontraktorkę. Ta zeskoczyła w końcu ze skrzydła, siląc się na dalszą prezentację obcesowości. Gdy mała zdzira skończyła wywód, Galath wypuścił przez nozdrza powietrze, usłyszawszy jakże cięty komentarz o swojej osobie, a wciąż ani słowa o tym, co interesowało go najbardziej. I po co tu przyszedł w pierwszej kolejności.
Umknął ci jeden szczegół — podjął, dodając po chwili — Deedee. — Obserwował fruwający papierek po gumie, targany prądami powietrza z wentylacji. — Wysokość wynagrodzenia.
ObrazekObrazek
Skax
Awatar użytkownika
Posty: 256
Rejestracja: 16 paź 2021, o 22:29
Miano: Skax`Lilan nar Tonbay
Wiek: 23
Klasa: Inżynier
Rasa: Quarian
Lokalizacja: statek
Kredyty: 64.301

Re: Hangary

14 maja 2022, o 14:34

Wymknięcie się niepostrzeżenie byłoby prawie niemożliwe, a w dodatku Isha nie dałaby mu żyć, gdyby bez słowa gdzieś poszedł. Nie wdając się jednak w specjalne szczegóły oznajmił swojej załodze, że udało mu się dostać całkiem ciekawe zlecenie. Byli grupą najemniczą i często latali na wspólne misje, ale czasami trzeba było nieco od siebie odpocząć. Tym bardziej, że oprócz swojej podróżniczej przygody jako najemnik, miał także Pielgrzymkę do dokończenia. Większość misji nie pozwalała mu dowiedzieć się o niczym ciekawym, a jak już wpadał na jakiś trop, to wszystko wylatywało w powietrze. No nie miał coś ostatnimi czasy szczęścia.

Wreszcie dotarł na Omegę. Trochę go tutaj nie było, ale stacja zdawała się być dokładnie taka jak ją zapamiętał. Pełna nieprzyjemnych typków, brudu i ciekawych zleceń. Nie bez przyczyny to miejsce zdobyło swoją sławę. Dok 73 odnalazł bez problemu, nawet biorąc pod uwagę, że zamiast uważnie się rozglądać, grał w coś na swoim omni-kluczu. Przed kolejnym wyzwaniem potrzebował nieco się odprężyć, dlatego zamiast poprawiać swoje oprogramowanie czy pisać kolejne programy hakujące, po prostu postawił na chwilę relaksu.

-Siedemdziesiątka trójka?- Zapytał, jakby potrzebował potwierdzenia, że na pewno trafił w dobre miejsce. Albo po prostu chciał w bardzo typowy i nieudolny dla siebie sposób rozpocząć rozmowę. Na jakąś ewentualną odpowiedź nie miał już jednak żadnych słów. Zapomniał mentalnie przygotować się do konieczności rozmowy z kimś obcym, a tym razem jego drużyna była równie dziwna co w przypadku poprzednich razy. Batarianin, kolejny raz przedstawiciel rasy, którą dawniej uważałby barbarzyńską i antycywilizacyjną. Drellka, którą lekko przykuła jego uwagę. Zdarzało mu się spotykać jej pobratymców, ale raczej w formie klientów, gdy miał jeszcze warsztat na Cytadeli. Współpracy jako najemnik jednak nie pamięta. To może być ciekawe doświadczenie. No i na koniec, ludzka kobieta. Po pozostałych musiała spojrzeć do góry, ale akurat Quarianin był podobnego wzrostu. Nie miało to w sumie żadnego znaczenia, ale byli i tacy, którzy lubili znęcać się nad tymi mniejszymi. Czy i tym razem największy z ekipy będzie największym agresorem czy te ochroni ich swoim "ojcowskim" ramieniem?

-Wiadomo coś o "obiekcie"?- Wynagrodzenie było dla niego sprawą drugorzędną. Chociaż oczywiście pokiwał głową, zgadzając się ze swoim poprzednikiem, że i tę sprawę warto uzgodnić. Głównym powodem był jednak "obiekt", czyli statek Gethów. Infiltracja tego obiektu oraz szansa na zniszczenie kilku syntetycznych "przyjaciół" były zdecydowanie ważniejsze. Im więcej teraz informacji dostanie, tym więcej będzie mógł przygotować na czas samej obecności na statku docelowym. W zleceniu nie podano za dużo informacji, co było raczej zrozumiałą i powszechnie stosowaną praktyką. Teraz byli już jednak w wyselekcjonowanym komplecie i można było uchylić rąbka tajemnicy.
ObrazekObrazek
Sinhe Kalos
Awatar użytkownika
Posty: 14
Rejestracja: 16 kwie 2022, o 22:01
Miano: Sinhe Kalos
Wiek: 33
Klasa: Strażnik
Rasa: Drell
Zawód: Medyk bojowy
Lokalizacja: Przestrzeń kosmiczna
Kredyty: 14.250

Re: Hangary

15 maja 2022, o 18:16

Po kupieniu potrzebnych części i powrocie na „Grubą Bertę” — jej darmowy bilet do urlopowego nieba — pomogła w naprawie usterki, po czym zniknęła w swoim schowku na miotły, dumnie nazywanym kajutą, by walnąć wieczorny kieliszek armali i nakarmić Reseta. W połowie pierwszej czynności okazało się jednak, że frachtowiec nigdzie nie poleci. Siedli na nim ludzie Arii T'Loak, co migiem rozeszło się po wewnętrznym kanale komunikacyjnym „Berty”. Sinhe nie miała interesu ani ochoty dowiadywać się, co było przyczyną takiego stanu rzeczy. Jej interes i ochota zaczynały się i kończyły na kwestii tego, jak szybko może dotrzeć na Horyzont. Wyszło, że nieprędko łamane przez nigdy. Z momentalnie powstałego na łączach chaosu informacyjnego wyłowiła coś o uziemieniu jednostki do czasu wyjaśnienia sprawy, która była mętna jak spojrzenie po hallexie. Najwyraźniej Błękitne Słońca nie posmarowały komu i jak należy, ale to nie był jej problem. Ona była pomiędzy kontraktami, była wolnym elektronem — mogła robić, co chciała.

Enigmatyczne ogłoszenie znalazła przypadkowo, przeglądając lokalną sieć najemniczą Omegi. Nie miała zamiaru zaciągać się do żadnej roboty, szukała po prostu kogoś, kto wybierał się na Horyzont i potencjalnie mógł ją ze sobą zabrać. Za niewielką opłatą, rzecz jasna, bo przefutała przecież większość ostatniej wypłaty pod wpływem impulsu i zachcianki. Gdy jednak spoglądała na leżący obok karabin, czuła przez łuski, że to była dobra decyzja. Doskonała nawet, biorąc pod uwagę rychłe zaaprobowanie zgłoszenia, które de facto wysłał Reset, wskakując jej niespodziewanie na ramię, gdy przeglądała sieć na omni-kluczu. Pyjak był po prostu głodny — dosłownie i uwagi, ale Sinhe swoim zwyczajem uznała nieoczekiwany obrót spraw za znak od bogów. Spakowawszy swoje graty, założyła pancerz bojowy, którego — o dziwo — Doveyko nie kazał jej zdać, po czym pożegnała się z kapitanem „Berty”, wymawiając się sprawami osobistymi i ruszyła do doku 73. Najwyraźniej nie była gotowa na urlop. Teraz ani nigdy, przynajmniej dopóty, dopóki nierozwiązane sprawy z przeszłości nie przestaną nawiedzać jej w snach.

Na miejsce dotarła jako ostatnia, tuż za quarianinem, który nie widział jebitnego „73” przed wejściem do hangaru i musiał upewnić się, że dobrze trafił. Po drodze zatrzymała się na serwowany w jednej z tutejszych knajp ramen. Jak wszyscy jej pobratymcy była wszystkożerna, ale kiedy miała wybór — lubiła zjeść smacznie, a nikt nie gotował lepiej od Ziemian. Przekonała się o tym tuż po dołączeniu do Słońc, kiedy pokosztowała specjałów Borscha w zoryańskiej kantynie. Jej ulubionym daniem pozostawała jednak zupa z makaronem i całą masą innych pływających w niej smakowitych śmieci, na którą pozwoliła sobie teraz w ramach zadośćuczynienia za odwlekany wypoczynek na drugim końcu galaktyki.

Kiedy dołączyła do dwójki swoich — jak sądziła — przyszłych współtowarzyszy, wlepiających gały w drobną sylwetkę siedzącą na skrzydle myśliwca, siedzący z kolei na jej ramieniu Reset zawiercił się i kwiknął kilka razy. Gdy spojrzała w lewo, dostrzegła to, co pyjak — Batarianina, na którego natknęli się w gunshopie. Nie potrafiła stwierdzić, czy mężczyzna ją rozpoznaje, wyraz jego twarzy przypominał hanarskie oblicze, ale nie to było ważne. Tym, co było dla Sinhe istotne, to fakt, że znowu się spotykali, w tak krótkim czasie, na prawie ośmiomilionowej stacji, w nieoczekiwanym splocie wydarzeń. Wszystko, co poprzedziło jej dotarcie do doku 73, Sinhe uznać musiała teraz za nieuniknione zrządzenie Losu — wybór Horyzontu na miejsce urlopowe, rozbrojenie jej przez Doveykę, ciągłe problemy na „Bercie”, natknięcie się na „Serce Kimy”, wysyłka zgłoszenia przez Reseta. Wszystko to prowadziło do tego właśnie momentu w czasoprzestrzeni, Kallos była o tym przekonana. Teraz musiała się dowiedzieć — po co.

Drugiego z mężczyzn — być może dla równowagi we wszechświecie — widziała po raz pierwszy na oczy. Drobny quarianin wydał jej się nieco nerwowy, może odrobinę zbyt zaangażowany. Z ideowcami tudzież jednostkami prowadzącymi osobiste krucjaty zawsze był problem, wiedziała to z autopsji. Sama w ostatnim czasie za taką uchodziła i dlatego między innymi skończyła w doku 73, ładując się w zupełne nieznane, zamiast kontynuować współpracę ze Słońcami. Cóż, Umberto najwidoczniej przeceniła swoje umiejętności perswazyjne, wysyłając ją na przymusową przerwę. Względem quarianina natomiast trudno było wnosić coś więcej z pierwszego z nim zetknięcia. Zapakowany w kombinezon od palców u stóp po sam czubek głowy był raczej mało ekspresywny, a kilka wypowiedzianych przezeń słów zdradzało równie mało, co wyraz twarzy Batarianina. Nieco więcej światła rzuciła nań dopiero drobna kobieta, która — jak się okazało — była ich kontaktem.

Dana Schneider wydała się Sinhe konkretną, choć nieco na siłę nonszalancką osobą, ale do podobnych postaw drellka zdążyła się przyzwyczaić podczas sześciu lat spędzonych w towarzystwie Słońc. Nigdy tego do końca nie rozgryzła, tej przedziwnej zależności chęci bycia poważanym, a jednocześnie samemu okazującym brak szacunku wobec wszystkich dookoła, ale też niespecjalnie się tym przejmowała. Zwykle było to stroszenie piórek na pokaz, więc jeśli ktoś miał ochotę na mały teatr — kim była, by niweczyć te artystyczne zapędy?

Czy Reset może lecieć? — Było to jedyne, co tak naprawdę interesowało Sinhe. Nie miała go gdzie ani z kim zostawić, nie na Omedze. Pyjak słysząc swoje imię i wyczuwając napięcie kwiknął i zawiercił się, oplatając szyję drellki pasiastym ogonem pozbawionym charakterystycznej „lotki” czy też płetwy na końcu. Pamiątka po jego NDE. — Nie będzie przeszkadzał.

Nie pytała o zleceniodawcę, wynagrodzenie czy obiekt. Zakładała, że nawet jeśli Deedee coś na ten temat wiedziała, to nie chciała się tą wiedzą z nimi dzielić. Jeszcze albo wcale. W przeciwnym razie zawarłaby to wszystko w swojej powitalnej, wcale przecież niekrótkiej, mowie. A skoro skłonni byli zgłosić się do tej roboty wiedząc równie mało, co teraz, znaczyło to, że albo byli zdesperowani, albo kierowało nimi coś innego, ale wciąż plasującego ich w szeregu osób „gotowych na wszystko”. Innymi słowy — nie mieli wiele do gadania. Mogli co najwyżej odejść, ale z jakiegoś powodu wciąż tego nie zrobili.
ObrazekObrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Hangary

15 maja 2022, o 20:09

Widząc siedzącego na ramieniu Sinhe pyjaka dziewczyna uśmiechnęła się, a jej oczy zalśniły w niemym zachwycie. Przez chwilę sprawiała wrażenie, jakby chciała podejść bliżej zwierzaka, jednak tylko obróciła się na pięcie i podeszła do myśliwca, jednym szarpnięciem klamki otwierając właz. Pojawiły się pytania - krótkie i lakoniczne, ale dotykające potrzeb zainteresowanych. Dziewczyna wysłuchała ich, pracowicie ruszając szczęką i żując gumę, po czym wydmuchnęła kolejny balon i skinęła głową.

- Chyba żartujesz... - spojrzała na drellkę marszcząc brwi - Mówisz o pyjaku, tak? Jest słodki i w ogóle, ale jeśli mam być szczera to wolałabym, żeby nie skakał mi po wnętrzu pojazdu jak będę pilotować, tam jest wystarczająco ciasno. Niby jest czteroosobowy, ale ktoś go chyba projektował dla volusów. Jeśli już naprawdę musisz go zabrać, wolałabym, żeby był w czymś zamknięty. Nie wiem, masz dla niego jakąś klatkę czy transporter? I będzie musiał zostać na pokładzie gdy dolecimy na miejsce. Jeśli to faktycznie statek gethów, to na nim może być problem z atmosferą bo syntetyki nie oddychają, a nie wydaje mi się, żebyś go wsadziła sobie pod pancerz... Nie wiadomo zresztą czy sam statek nie jest uszkodzony - westchnęła - Słuchajcie ludzie, czas to pieniądz, a im szybciej wystartujemy, tym szybciej skończymy tą zabawę. Na resztę pytań odpowiem w środku. Zapraszam na pokład “Artemidy” - Wykonała zapraszający gest w kierunku otwartego wejścia, po czym oburącz chwyciła uchwytów po obu stronach włazu i wślizgnęła się nogami do przodu do wnętrza pojazdu, jakby faktycznie wsuwając się w ciasną i ograniczoną przestrzeń - Ostatni zamyka właz - rzuciła jeszcze przez ramię i zniknęła w ciemnawym wnętrzu.

Gdy podążyli za nią mogli stwierdzić, że ciasno było w istocie - umieszczony w burcie myśliwca właz prowadził do przedziału pasażerskiego tak niewielkiego, że mieściły się tu zaledwie cztery - za to dość wygodne, zaopatrzone w podłokietniki i wysokie oparcia - siedziska, pod którymi jednak było wystarczająco miejsca, by odłożyć tam osobisty bagaż, jeśli ktokolwiek z nich taki miał. Sufit był faktycznie dość nisko i Inferno mógł się poczuć nie do końca komfortowo, obawiając się nabicia guza przy gwałtowniejszych manewrach. Fotel umieszczony na przodzie był jednocześnie stanowiskiem pilota - Dana mościła się już na nim zapinając pasy i aktywując kolejne podsystemy statku, który z wolna budził się do życia. Kilka niewielkich ekranów rozbłysło bladą zielenią wyświetlając rosnącą kolumnę systemów testowanych podczas procedury przedstartowej, wnętrze wypełniło buczenie wzbudzanego - niewidocznego dla pozostałych, gdyż musiał znajdować się w osobnym przedziale - rdzenia napędu, narastał powoli jękliwy dźwięk silnika myśliwca. Tuż za fotelem pilota znajdowały się dwa kolejne siedziska ustawione obok siebie, a za nimi - w trzecim rzędzie - ostatni wolny fotel. Na tylnej ścianie znajdowało się kilka szafek i coś, co mogło być rozkładanym łóżkiem - w tej chwili złożonym, przypiętym do ściany i zabezpieczonym przed przypadkowym rozłożeniem.

- Mam nadzieję, że się wysikaliście przed startem, bo toalety tutaj nie ma - dziewczyna odwróciła głowę obserwując gdy wciskali się do wnętrza i zajmowali fotele, po czym wydmuchała kolejny balon z przeżuwanej gumy i puściła do pozostałych oko. Gdy upewniła się, że wszyscy zajęli swoje miejsca, a właz został zamknięty, kliknęła kilka przełączników na konsolecie i pewnie ujęła w dłonie manetkę przepustnicy i drążek sterowy. Do komunikatora rzuciła kilka słów prosząc o pozwolenie na start, a gdy ją uzyskała, gwałtownym szarpnięciem poderwała maszynę z płyty lądowiska. Myśliwiec przez sekundę zawisł nieruchomo w powietrzu, po czym wystrzelił w przestrzeń, wciskając pasażerów w oparcia foteli.

- Sorki, tłumiki inercyjne mi nawalają, lepiej zapnijcie pasy - skomentowała Deedee, koncentrując się na odczytach z ekranów i na widoku kosmosu za panoramicznym oknem. Pilotowała pewnie, widać było, że zna maszynę i wylatała na niej wystarczająco dużo czasu by znać jej odruchy i zachowania, teraz też prowadziła myśliwiec pewną ręką po stabilnej trajektorii w kierunku przekaźnika masy, który po kilku minutach pojawił się za oknem i zaczął rosnąć w miarę, jak się do niego zbliżali - Ale ich nie naprawiam, bo dzięki temu lepiej czuję maszynę - gwałtownym odbiciem w bok ominęła jeden z asteroidów który znalazł się na kursie kolizyjnym, półbeczką przewaliła go przez lewe skrzydło, po czym podobnym odbiciem wróciła na poprzedni tor lotu - tym razem "do góry nogami" w stosunku do poprzedniej pozycji.

- Wracając do pytań - podchodząc do świecącej kuli energii przekaźnika dziewczyna musiała wykonać kilka kolejnych manewrów by wprowadzić pojazd na właściwy kurs sprawiając, że szarpnięcia pojazdu wciskały całą załogę na przemian to w siedziska, to w boczne oparcia foteli, czasem niemal unosząc ich w powietrze - gdyby nie zapięte pasy, batarianin faktycznie mógłby bliżej zaznajomić się z sufitem. Manewrowanie jednak nie przeszkadzało Deedee w mówieniu - Za sukces klient płaci pięć dych. Ja biorę dwie, bo udostępniam transport i to ja dostałam zlecenie, reszta idzie do podziału dla was. Klient powiedział, że jak dobrze się spiszemy to może nam coś jeszcze skapnie, ale oni zawsze tak gadają, czyli wszystko zależy od tego co tam znajdziemy i co uda nam się zabrać.

Kolejne przełączniki dodatkowo wzbudziły rdzeń napędu myśliwca, którego rosnące buczenie przerodziło się w wysoki jęk i gwizd, gdy “Artemida” wpadła w pole energii i z siłą wciskającą ich ponownie w fotele i niemal odbierającą dech w piersi wystrzeliła w przestrzeń, w kierunku docelowego przekaźnika. Chwilę później, gdy przestrzeń widoczna za oknami zmieniła się w wirujące, rozbiegane, kolorowe smugi gwiazd, pyłu i światła, Deedee rozpięła pasy i odblokowała fotel, obracając go w kierunku trójki najemników.

- No dobra, to lecimy - uśmiechnęła się, raz jeszcze wydmuchała balon z białej, ciągliwej substancji, po czym wyjęła z ust przeżutą gumę i przykleiła ją w rogu konsoli pilota, obok kilku podobnych, stwardniałych i różnokolorowych “okazów” - Wiemy niewiele, dlatego trzeba zachować czujność. Jak wiecie granica Mgławicy Perseusza jest monitorowana i patrolowana przez flotę Cytadeli... I chyba także quarian, zwłaszcza po tych ostatnich hecach jakie wyczyniali na Eden Prime, że o ataku na Cytadelę i paru innych rajdach już nie wspomnę - skinęła w kierunku Skaxa - Ale o to chyba najlepiej będzie zapytać naszego eksperta. W każdym razie wszyscy starają się trzymać gethy wewnątrz, choć oni ostatnio niechętnie opuszczają ten obszar, dlatego gdy wykryto ten statek na który lecimy, kilku chłopaków chyba narobiło w portki. Statek podobno przyleciał skądś z kierunku Grupy Vegas, ale nie wleciał do Mgławicy tylko zatrzymał się na jej obrzeżu i stanął w dryfie. Patrol zamiast podlecieć bliżej i to zbadać zawrócił i uciekł, przekazali tylko jego pozycję i skany. Z tego co widziałam jest dość spory - odwróciła się do konsoli i na bocznym wyświetlaczu, widocznym dla pozostałych, wyświetliła mapę obszaru i wyniki skanu statku - I to chyba jest transportowiec. Chyba, bo z syntetykami nigdy nic nie wiadomo, dlatego mamy tu kogoś, kto się na tym zna - znów skinęła w kierunku Skaxa - Nie wiemy za bardzo ilu gethów jest na pokładzie ani dlaczego się zatrzymali. Może mieli awarię? Może zabrakło im paliwa? Może sami są patrolem? Okaże się na miejscu. Mój klient zwęszył okazję i chce dostać wszystko co da się wyciągnąć z banków danych tego statku, łącznie z trasą lotu i zapisami z rejestratora, a jeśli uda się statek zabezpieczyć i wezwać holownik, to może nam coś wpadnie dodatkowo. I jeszcze jedno, rdzenie pamięci gethów. Jeżeli uda się je pozyskać, również możemy dostać bonus.

Potoczyła wzrokiem po pozostałych i westchnęła, po czym skupiła wzrok na Skaxie.

- Mumia, masz jakieś doświadczenie z gethami? Ktokolwiek z was? Dobrze by było podzielić się informacjami, żeby wiedzieć na co mamy być gotowi. Strzelanie zawsze wchodzi w grę, ale jeśli mamy syntetyki rozmontować, to musimy wiedzieć jak się do tego zabrać. Z tego co słyszałam, to wydobycie aktywnego rdzenia graniczy z cudem... Dasz radę to zrobić?

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Skax
Awatar użytkownika
Posty: 256
Rejestracja: 16 paź 2021, o 22:29
Miano: Skax`Lilan nar Tonbay
Wiek: 23
Klasa: Inżynier
Rasa: Quarian
Lokalizacja: statek
Kredyty: 64.301

Re: Hangary

16 maja 2022, o 00:10

Pominąć wielkiego znaku informującego o numerze danego hangaru zapewne się nie dało, a jednak mimo to zarzucił on swoim pytaniem. Mógł się zgubić, mógł lubić zadawać głupi pytania albo po prostu lubił się upewniać. Po prawdzie, każda z tych opcji miała w sobie ziarnko prawdy, jednak komuś kto go nie znał pozostawało jedynie zgadywać. Nie żeby ktoś specjalnie próbował przejmować się tym niezbyt rosłym inżynierem.

-I z dala od moich filtrów- Skax jakby wcześniej nie zauważył małego stworka, gdy tylko padło jakieś kolejne imię, natychmiast wyraźnie się spiął. Jasno i kategorycznie wzbraniał się przed bliskim kontaktem z Pyjakiem. Nie żeby nie lubił zwierząt, ale... No po prostu nie lubił. Podobnie jak prawie wszystko w Galaktyce, przenosiło choroby, wirusy i bakterie. Coś co dla Quarian mogło być biletem w jedną stronę na tamten świat. Nie można mu chyba było mieć za złe, że tak reagował. O ile ktoś cenił sobie jego uczucia bardziej niż galaktycznej małpy.

Czas na debaty i obiekcje się skończył, bo czekało ich władowanie się do niezbyt pojemnego statku. Skax przywykł do niewielkich statków, chociaż w porównaniu do tej jednostki, to ich Hierax był prawdziwym przestrzennym kolosem. Na całe szczęście nic poza miejscem do siedzenia nie było mu potrzebne. Uwaga o toalecie go nawet nie ruszyła, bo takie sprawy załatwiał jego szczelny kombinezon. To byłoby bardzo nieefektywne, gdyby każda próba odcedzenia kartofelków kończyła się kilkutygodniową chorobą albo koniecznością posiadania idealnie odkażonej ubikacji. Zignorował też wątpliwy stan maszyny. Tłumaczenie, że "lepsze czucie" może zakończyć się przedwczesnym rozwaleniem się silnika albo uderzeniem w jakiś obiekt zapewne byłoby bezcelowe. Ludzie nie lubili gdy się ich pouczało albo dawało cenne porady, więc Skax przestał to robić.

-Obserwacja to chyba zbyt duże słowo. Raczej każdy czeka co tam się może wydarzyć. Aczkolwiek statek Gethów, który wracał do Mgławicy i zatrzymał się tuż przed nią jest chyba właśnie czymś takim na co sporo osób może czekać. Aż dziwne, że same blaszaki nie zawinęły jeszcze tego "obiektu". Mam nadzieję, że dobrze pilotujesz. Jak polecimy za daleko, to podobni jak wszyscy co wlatuje w ich obszar, znikniemy- Perseusz był prawdziwym cierniem w quariańskich dupach. Trzeba było pilnować, żeby nagle nie wbił się za głęboko, a pozbyć się tego też nie bardzo jest jak. Cała sytuacja wydawała się jednak mocno podejrzana, ale była przy tym tak interesująca, że nie mógł odmówić uczestnictwa. Flotylla może nie mieć wystarczającej okazji by wyrobić się na czas, tym bardziej, że politycznie sprawa będzie bardzo ciężka. Jako najemnik, był on na dużo bardziej uprzywilejowanej pozycji z zajmowaniem się takimi szemranymi sprawami.

-A umiesz przelecieć przez całą Mgławicę z zamkniętymi oczami, jedną ręką zawiązaną z tyłu, na wyłączonych silnikach? Zobaczę co da się zrobić- Odwołał się do skojarzeń, które mogą coś Deedee powiedzieć. To czego dodatkowo od niego żądała było praktycznie niemożliwe. Owszem, Skax już jakiś czas temu natrafił na pewne "dyskusje" odnośnie udanej próby ekstrakcji rdzenia pamięci, ale oficjalnie nadal zdawało się to jedynie marzeniem. Potrzebował do tego bardzo konkretnych warunków. Rozpoczynając od tego, że pozostali z jego ekipy nie mogą mu go rozwalić na wstępie. Biorąc pod uwagę jak Gethy potrafiły być dobrze uzbrojone i waleczne do samego końca, było to największą przeszkodą.

-Gethy przed tym jak zostaną zniszczone dokonują całkowitej czystki swoich systemów. Jeśli zamierzanie do nich strzelać, to możecie być prawie pewni, że to co z nich zostanie nie będzie w żaden sposób przydatne. Nie są to też zwykłe, głupie blaszaki. To jedna z najbardziej zaawansowanych technologii, miliardy obliczeń w ułamki sekund, mnóstwo czujników, wybieranie optymalnych rozwiązań. Gethy się nie mylą. Każda ich decyzja jest najlepszą z punktu widzenia ogółu. Nie są to jednak organizmy żywe. Nie wszystkie zachowania są w stanie odpowiednio przekalkulować- Było słychać w jego głośnie pewne obrzydzenie, gdy leciały kolejne komplementy pod adresem zbuntowanych pomocników. Nie cierpiał tego jak sztuczna inteligencja zbuntowała się przeciwko swoim twórcom, na dodatek wypędzając ich z własnej planety. Największy sukces Quarian stał się źródłem ich największej porażki. Skax widział w zniszczeniu wszystkich Gethów jedyną szansę na odkupienie po tym co się stało. Nadal jednak uważał ich technologię za wspaniałą, głównie z racji tego, że ich twórcą była rasa pochodząca niegdyś z planety Rannoch.
ObrazekObrazek
Inferno
Awatar użytkownika
Posty: 36
Rejestracja: 6 kwie 2022, o 23:39
Miano: Galath Inferno
Wiek: 34
Klasa: Żołnierz
Rasa: Batarianin
Zawód: Najemnik
Lokalizacja: Omega
Kredyty: 25.295

Re: Hangary

18 maja 2022, o 03:09

Na pyjaka drellki, jej pytania oraz późniejsze odpowiedzi Deedee, Galath pokręcił krytycznie głową, zadając sobie fundamentalne pytanie: czy aby leki, które bierze, nie mają wpływu na osąd i dorzeczność zaistniałej sytuacji. Oto wyruszają na misję, ponoć niebezpieczną, podczas której może wydarzyć się absolutnie wszystko, a niebieska krągłogłówka pyta czy może zabrać swojego pasożyta jakby właśnie wstępowali na pokład rejsowy wycieczki krajoznawczej dla salariańskich emerytów i ludzkich rodzin z piszczącymi bachorami. Co gorsza, kapitan ściera, miast kategorycznej odmowy — jakże wyczekiwanej przez batarianina — udziela słodko-pierdzącej, wymijającej odpowiedzi, burzącej, jak domek z kart, jej mozolnie budowany wizerunek twardzielki. Jebane dzieciaki, pomyślał, ociągając się z wejściem na pokład. Wierzył na słowo Deedee, gdy mówiła, że nie ma tam miejsca. Nie wietrzył też blefu, gdy sama z trudem przeciskała się przez właz. Inferno nie lubił latać. Nie lubił też ciasnych przestrzeni, po tym gdy na Torfan zawalił się nad nim tunel i skutki tego odczuwał do dziś. A przede wszystkim nie lubił towarzystwa wymoczków, od których nie ma ucieczki. Dostał zatem koktajl, podły i niestrawny, osłodzony ledwie wizją kilku marnych kredytów. Postanowił jednak go wypić, na raz, duszkiem, nim zbierze mu się na wymioty i nieopatrznie uleje.
Wszedł do środka jako ostatni, szybko konstatując jak dobrą decyzję podjął. Pokład był rzeczywiście klaustrofobicznie mały, nie było mowy o swobodzie, a z resztą składu wewnątrz, wydawało się, że nie wcisnąłby się tu nawet drugi pyjak. Samotne miejsce na tyle było zatem konsolacją i czym prędzej je zajął. Tu mógł mieć chwilę wytchnienia, iluzję autonomii. Poza tym widział każdego z towarzyszy, choć, po prawdzie, nie spodziewał się z ich strony żadnych kłopotów. Głęboko wierzył, że zarówno drellka jak i quarianin przybyli tu odpowiadając na zgłoszenie, dokładnie jak on sam, choć co do samej Deedee wciąż nie był przekonany. Dziewczyna skrywała sekrety i wiedział to od momentu, gdy pierwszy raz ją zobaczył, a częściowo upewnił, gdy z jej ust padły pierwsze słowa. Nie podobało mu się na kogo kapitan statku się charakteryzuje, z pewnością wyczuwał w tym dozę sztuczności, pod którą skrywał się prawdziwy pretekst ich misji. Intuicja podpowiadała mu, że tamta wie o wiele więcej niż raczy się z nimi podzielić, jednocześnie on sam starał się zrozumieć jaki może mieć w tym interes. Na razie wszelkie poszlaki prowadziły donikąd i nie sądził by mogło to ulec zmianie dopóki nie pozwoli sytuacji się rozwinąć. Zatem czekał, w tylnym fotelu, nie mówiąc wiele, posłusznie wykonując zalecenia. Pasy wydały z siebie charakterystyczne kliknięcie, kiedy je dopiął, on sam mocno zatwierdził stopy w podłożu, czekając na gwałtowny zryw. Niewiele latał w swoim życiu i wciąż nie przyzwyczaił się do nieprzyjemnego odczucia kiedy skok ciśnienia wystrzeliwuje i wciska każdy byt niczym nadepnięcie wielkiej, niewidzialnej podeszwy. Omal nie popuścił w spodnie, bo oczywiście nie wysikał się jak należało, a furiackie manewry myśliwca, nim trafił do przekaźnika, naruszyły stawy w jego chromym biodrze. Na twarz Inferno wystąpił paskudny grymas gdy dławił w sobie przypływ bólu, którego nie zdążały tuszować środki. Ponownie, podziękował sobie za przezorność w wyborze miejsca skąd nikt nie mógł dostrzec jego chwilowej niedyspozycji.
A zatem dyszka na głowę, zrozumiał, usłyszawszy spóźnioną odpowiedź Shneider, samemu walcząc, to z biodrem, to zaraz z głową, która przy jednym z kosmicznych piruetów omal nie przebiła na wylot dachu. Może mały bonusik, klawo. Lepiej jednak nastawić się na najgorsze, czyli dziesięć kafli, które absolutnie, kurwa, nic nie zmienią w jego życiu. Tutaj się nie obłowi, stało się to oczywiste, ale cóż, od czegoś musiał zacząć. Gdy w końcu wyrobi sobie na Omedze reputację, zaczną spływać białe kruki wśród zleceń, a co zatem idzie, wzrośnie także ich intratność. Nie lubił powiedzonek, ani innych zjebanych dewiz, ale siłą woli przywołał każde, które nakazywało cierpliwość, wszystko byle nie myśleć o promieniującym bólu, wędrującym już coraz niżej, w stronę kolana.
Cierpliwy i kamień ugotuje. Kropla drąży skałę. Cierpliwość jest gorzka, ale jej owoce słodkie.
Odpiął z ulgą pasy, kiedy w końcu osiągnęli stałą prędkość po wypluciu przez przekaźnik. Słuchał z uwagą szczegółów misji, patrząc to na Deedee, to na quarianina. Ten ostatni go zaciekawił, albowiem Galath na dobre uzmysłowił sobie oczywistą oczywistość: quarianie stworzyli gethy.
Moment, moment — odezwał się z końca pokładu, splatając dłonie na brzuchu. Poczekał, aż skupi się na nim uwaga. — Może za mocno uderzyłem głową w dach, albo wciąż nie wytrzeźwiałem, ale czy chcecie mi powiedzieć, że wspomnianą Mgławicę osobiście patrolowały fachury z Cytadeli, może nie Widma, ale wciąż ich ludzie, czekając na aktywność gethów, a kiedy ta się pojawiła, od strony, z której się jej nie spodziewali, pierwsze co zrobili, to spierdolili? Na widok jednego statku, transportera. — Zarechotał. — Nie sprawdzili nawet czy ktoś jest na pokładzie, nie próbowali podjąć kontaktu? Kto wie, może transporter jest zaprogramowany, a w środku nie ma choćby jednego z tych waszych quariańskich golemów. Nie wiadomo zatem nic.
Śmierdziało mu to na kilometr. Albo durnie z Cytadeli są głupsi niż zakładał, albo zdarzyło się tam coś jeszcze.
Twój klient może i chcieć getha udomowić, adoptować, a na imię dać mu Johnny, lecz jeśli w transporterze jest więcej maszyn, będzie jatka. Proponuję z marszu strzelać do wszystkiego, co spotkamy na drodze i będzie do nas mówić syntetycznym głosem. A jak chcecie bawić się w wydobywaniem rdzeni — w ogóle nie miał na to ochoty, ale pomyślał o możliwym bonusie — to może należy spróbować ogłuszenia. Jak złapiemy tak jednego, czy pozostałe gethy będą w stanie zrobić mu reset?
Ostatnie pytanie zadał quarianinowi.
ObrazekObrazek
Sinhe Kalos
Awatar użytkownika
Posty: 14
Rejestracja: 16 kwie 2022, o 22:01
Miano: Sinhe Kalos
Wiek: 33
Klasa: Strażnik
Rasa: Drell
Zawód: Medyk bojowy
Lokalizacja: Przestrzeń kosmiczna
Kredyty: 14.250

Re: Hangary

18 maja 2022, o 20:05

Spokojnie — odparła Danie, wyciągając z plecaka coś, co na pierwszy rzut oka wyglądało jak metalicznoszara kostka Rubika i wcisnąwszy wypukłość na jednej ze ścianek, rozłożyła mały transporter. — Jesteśmy przygotowani, Reset często podróżuje. Nie macie się czego obawiać — dodała, spoglądając również na quarianina, który na wieść o towarzystwie pyjaka zrobił się deczko spięty. — Naprawdę nie będzie przeszkadzał.

Sinhe spodziewała się podobnych reakcji, spotykała się z nimi nagminnie od sześciu lat. Mało kto reagował entuzjastycznie na obecność galaktycznej małpy na pokładzie i drellki bynajmniej to nie dziwiło. Reset mógł być dobrze przysposobiony i nad wyraz karny jak na przedstawiciela swojego gatunku, ale wciąż był tylko zwierzakiem. Mógł się wystraszyć albo podekscytować pozornie bez powodu i narobić zamieszania jak w kąpieli. Po kilku początkowych wtopach z puszczaniem go samopas podczas rejsów, Sinhe wypracowała metody transportowania pupila — bez szkody dla niego, jak i dla otoczenia. Cały myk polegał na podaniu łagodnego środka wyciszającego i zapakowaniu pyjaka do specjalnego transportera. Ten ostatni zdobyła swego czasu przy okazji jednej z robót na Sur’Kesh. Wykosztowała się, ale było warto — rzecz była lekka, kompaktowa i niezawodna.

Zastosowawszy zatem sprawdzony system, podała Resetowi nasączony otumaniaczem przysmak i już po chwili pyjak zmiękł jak batarianie na Torfan w 2178. Zwiniętą w kłębek małpę sprawnie ulokowała w klatce, siebie samą zaś — na jednym z siedzeń „Artemidy”, bo Deedee ewidentnie paliło się do randki z syntetykami. Plecak z całym, skądinąd wybitnie skromnym, dobytkiem oraz tymczasowe mieszkanie Reseta wsadziła w wolną przestrzeń pod nogami i zapięła pasy. Rzeczywiście było ciasno, ale Sinhe to nie przeszkadzało. Nie po dwóch tygodniach spędzonych w schowku na miotły na „Grubej Bercie”. Poza tym jaszczurzyca miała tę chwalebną właściwość charakteru, że nad wyraz łatwo dostosowywała się do warunków, jakie by one nie były, co plasowało ją raczej w rzędzie karaczanów niźli gadów.

Kiedy Deedee uruchomiła maszynę, Kalos poczuła wibracje w całym ciele i pozwalając im przez nie swobodnie przepłynąć, przymknęła oczy. Głos Schneider kołysał, ciepło i płynąca w żyłach armala koiły i może nawet przysnęłaby na podobieństwo Reseta, gdyby nie nagła seria ewolucji powietrznych, które wytarmosiły ją jak pierwszy raz z creeperem. Ulotny błogostan opuścił ją na dobre, nie była w stanie uchwycić wrażenia ponownie.

A kto płaci? — wtrąciła się, gdy Deedee wspomniała o kwestiach finansowych, tak zajmujących batarianina. Była ciekawa, czy to ktoś, dla kogo już wcześniej pracowała jako najemniczka Błękitnych Słońc. Nim zdołała wyartykułować coś więcej, znowu szarpnęło, żołądek wywinął się na drugą stronę, a Reset zakwilił spod fotela na granicy jawy i snu.

Nagle wszystko się wygładziło, dźwięki i otoczenie nabrały stabilności, a załoga myśliwca mogła nieco odetchnąć. Przynajmniej dosłownie, bo wrzynające się w pierś i biodra pasy bezpieczeństwa stały się chwilowo zbędne. Przeszli przez przekaźnik. To zawsze przypominało drellce ponowne narodziny — napięcie, turbulencje, jęki, a potem cisza i spokój, czasem płacz. Ale nie tym razem. Sinhe odpięła się i poprawiła w fotelu, strzelając zastanym karkiem. Była trochę głodna, ramen odszedł już w zapomnienie. Sięgnęła po skitranego w podręcznym schowku pancerza batona proteinowego i odpakowawszy go, wymownie rozejrzała się po towarzystwie. — Ktoś ma ochotę? — Jeśli mieli, podzieliła się. Jeśli nie mieli, rozprawiła się z porcją białka, tłuszczu i węglowodanów o smaku bananowym samodzielnie.

Ja tu robię za wsparcie — podsumowała pytanie o gethy i wywody współtowarzyszy w temacie. — To znaczy, że nie pozwolę wam umrzeć. Jednak co do syntetyków, tego nie mogę obiecać. Chyba że dokładnie określicie, co trzeba zrobić. — Drellka zmięła papierek po batoniku i wsunęła go pod udo. — I, rzecz jasna, będę w stanie to zrobić.

A tak w ogóle — dodała, cmoknąwszy po ostatnim kęsie, próbując oczyścić zęby językiem, i spojrzała na mężczyzn. Czarno-czerwone oczy zatrzymały się moment dłużej na pancerzu batarianina. Eteryczny uśmiech, naturalny dla twarzy drellki, nabrał nieco wyrazistości. — Możecie mówić mi Sinhe. Albo Kalos, jeśli wolicie wojskowy dryl.
ObrazekObrazek
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Hangary

20 maja 2022, o 22:06

Wróć do „Dystrykt Kima”