Kolejny obszar graniczący z dzielnicą Gozu - przypomina go pod wieloma względami. Często nawiedzany jest przez najemników Błękitnych Słońc, Zaćmienia oraz Krwawej Hordy, którzy dbają o porządek na ulicach, o ile w przypadku Omegi można mówić w ogóle o jakimkolwiek porządku.

Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Hangary

17 lis 2017, o 19:51

Nie bał się w swoim życiu zbyt wielu rzeczy, widząc jednak wyraz twarzy Wade mógł domyślać się powodu jej wściekłości. Chociaż równie dobrze mógł się całkowicie mylić. Albo obydwoje mieli w sobie ukryte ogromne pokłady gniewu albo powód jej zachowania mógł być bardziej prozaiczny. Cokolwiek by to nie było, po tej misji na pewno się dowie. Miał tylko niewielką nadzieję, że nie będzie chodziło o jego sposób działania w terenie.
Rozluźnił chwyt na zwłokach jednego z separatystów. Chyba już od dawna nie był tak bardzo ubrudzony krwią, a noc dopiero się zaczynała. Teren był o wiele większy niż zakładał ale skoro ostatni przeciwnik się poddawał mogło to znaczyć, że nie ma żadnego wsparcia w hangarach. Możliwe, że atak nocą miał sens. Jeśli reszta była taka jak ci, którzy teraz leżeli martwi u ich nóg to pewnie wrócili do domów spać.
Charles powoli wyłonił się zza swojej osłony. Nie było sensu już ukrywać się jak głupi. Od razu podszedł do turianina, który postanowił się poddać. Szedł jak taran nie zważając nawet na to co mogło się przed chwilą wydarzyć. Nie zważał na nic. Najważniejsza była misja, cała reszta była tylko odwróceniem uwagi od najważniejszego. Gdzie jest Daryl?
- Łapy na widoku.
Rzucił tylko podchodząc do niego bliżej. Przynajmniej jeden nie miał w sobie tyle idiotycznej dumy i puchy jak większość jego pobratymców. Cóż, oni raczej już nie będą marudzić na jego zachowanie. Jak dobrze pójdzie to może nawet puści go wolno.
- Który hangar?
Odpowiedział krótko wycierając nogę o podłogę. Czuł się źle z tym, że kawałki jego pobratymca wciąż utrudniały mu normalne poruszanie się. Wolał nawet nie wiedzieć w ilu miejscach musi teraz mieć tkanki tego turianina.
- Opatrzcie Abrama, dwójka wraca do alejki sprawdzić plecy.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Hangary

17 lis 2017, o 19:57

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Hangary

17 lis 2017, o 20:22

Komenda zadziałała, zresztą turianin nigdzie swoich łap nie chował, zwłaszcza, że był na celowniku kilku osób. Może Charles nie trzymał swojej wyrzutni w górze, ale wcale nie musiał. Pozostali powoli zbierali się dookoła, podchodząc bliżej. Nikt z nich nawet nie oglądał się na trupy, które za sobą zostawili. Pancerz na udzie Abrama był cały czerwony od jego własnej, ludzkiej krwi, w przeciwieństwie do Sonii i Strikera, na których zasychała właśnie ta granatowa. Kobieta próbowała zetrzeć ją z twarzy i tylko rozmazała ją jeszcze bardziej, a wściekłość, która malowała się w jej oczach sprawiła, że to właśnie w nią z lekkim niepokojem wpatrywał się turianin, mimo że to przecież Charles do niego mówił. Może przez to, że kobieta wyglądała teraz na nie do końca zdrową na umyśle.
- Który hangar? Nie wiem, po co przyszliście. Ten ładunek, który dostaliśmy dzisiaj rano, jest w ósemce. Możecie go zabrać, jak chcecie, mnie już on nie interesuje.
Albo udawał, że nie ma pojęcia o co chodzi, albo naprawdę nie wiedział. Ale całkiem możliwym było, że widząc ludzi w pancerzach innych, niż granatowy sprzęt Przymierza, spodziewał się po nich zwyczajnego napadu rabunkowego, a nie próby odbicia zakładników, których być może gdzieś tutaj mieli. Tej pewności też nie było. Tu powstały nagrania, teraz byli już tego pewni - charakterystyczne rury i uszkodzenia ścian było widać już tu, na ulicy. Ale czy nie zabrali stąd trzech Przymierzowców, tego nie wiedzieli.
- Słuchajcie, ja po prostu stąd wyjdę. Albo siądę i nie będę wam... no, przeszkadzał. Nawet hangarów nie pootwieram, bo nie mam uprawnień. Ja jestem z ochrony, wynajęli mnie.
Nie ruszał się jednak z miejsca, trzymając wciąż ręce w górze. Wade krótkim dmuchnięciem odrzuciła włosy, które wysunęły się jej z warkocza i teraz spadały na twarz. Zerknęła na pozostałych mężczyzn, którzy ruszyli wykonywać polecenia Strikera. Abram jednak nie wymagał żadnego dodatkowego opatrywania. Pokręcił głową, opierając broń na biodrze i pozwalając pozostałym przejść do alejki. Ruszył do niej Sinja i Shon, bo Vova chciał zostać tutaj. Czarnoskóry mężczyzna prawie natychmiast wypuścił sondę obronną, która unosiła się teraz na rogu, stanowiąc drobne zabezpieczenie - na pewno zareaguje szybciej, niż oni.
Sonya nie czekała za długo. Sfrustrowana wszystkim, co się wydarzyło do tej pory, po prostu opuściła karabin i bez słowa przestrzeliła turianinowi kolano. Ten krzyknął i opadł na jedną nogę, opierając się na rękach na ziemi. Wciąż jednak pozostawały na widoku.
- Ups - powiedziała cicho, lodowatym głosem, w którym nie było słychać żalu za swoją pomyłkę. Przeciwnik pokręcił głową i sięgnął do dozownika medi-żelu, ale Wade przysunęła się do niego, opierając lufę snajperki o jego głowę zanim zdążył nacisnąć jakikolwiek przycisk, uśmierzający ból. - Chyba musisz jeszcze raz pomyśleć nad odpowiedzią na jego pytanie.
Turianin zamarł i warknął coś, by w końcu mruknąć pod nosem:
- Cztery, pięć i sześć. Nie wiem którego szukacie.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Hangary

17 lis 2017, o 20:48

Oczywiście mógł się spodziewać, że mężczyzna nie będzie chciał współpracować. Chociaż, to był błąd za który już zdążył zapłacić. Coś w Sonyi było innego, może coś było w jej słowach, kiedy wspominała, że wcale nie jest taka jak mu się wydaje. Nie przeszkadzało mu to jakoś, ale to, że wykonała ruch bez jego zgody było już czymś dla niego o wiele gorszym. Przewrócił oczami ciesząc się, że ma na głowie hełm bo pewnie rzuciła by teraz jakimś kąśliwym tekstem.
Nagle wycelował bronią w turianina i strzelił mu prosto w głowę. Skoro poszło to w tą stronę to nie było sensu puszczać go wolno. Moment w którym Wade strzeliła w jego nogę było już wydaniem na niego kary śmierci. Przeniósł wzrok na kobietę.
- Nie wychodź przed szereg.
Rzucił krótko. Nie brzmiało to raczej jak te ciepłe słowa, którymi potrafił rzucać jeszcze parę godzin temu. To była reprymenda od przełożonego. Miała się go słuchać ale tego nie robiła. Nienawidził tego typu zachowań. Oczywiście w jego oczach nie było to zbyt wielkie przewinienie ale na dłuższą metę nie mógł jej pozwolić na takie zachowania.
Od razu przyklęknął przy zwłokach. Dobrze wiedział, że skoro wynajęli go do ochrony to ma kody do wszystkich miejsc tutaj. Raczej mało kto wynajmuje kogoś lepszego od reszty, by od tak siedział na dupie i nic nie robił. W najgorszym wypadku gdyby tych kodów nie było mogli się najzwyczajniej włamać.
- Zaczynamy od czwórki. Zająć pozycję.
To już dodał przez komunikator. Powolnie zmierzał w stronę podanego przez turianina hangaru. Musiał jak najszybciej wyciągnąć stąd brata. Wolał nie sprawdzać czujności reszty tej grupy, jeśli postanowią wysłać w to miejsce wsparcie.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Hangary

17 lis 2017, o 21:14

Słysząc skierowane do niej słowa Strikera, Wade uniosła brwi, przenosząc na niego spojrzenie. Szybko je jednak odwróciła, bo i tak nie widziała jego twarzy. Ostatecznie wzruszyła lekko ramionami, składając broń, gdy turianin padł martwy, z głową przestrzeloną przez stojącego obok niej mężczyznę. Nawet nie drgnęła. Widać to robiło na niej znacznie mniejsze wrażenie, niż zarzyganie i osikanie ściany tuż obok niej.
Sonya nie miała za sobą szkolenia stricte wojskowego, ani wprawy w wykonywaniu czyichś rozkazów. Robiła to, co uważała za słuszne, tak teraz, jak i wcześniej, kiedy współpracowała z ludźmi Shay'a. Mimo wszystko jednak skinęła niechętnie głową, uznając jego dowództwo. Musiała, ktoś powinien decydować i nie mogły to być dwie osoby jednocześnie, a ona też nie była głupia. Dała się ponieść emocjom, a nawet jeśli nie, to jej zachowanie miało prawo nie spodobać się Charlesowi. Nie przeprosiła jednak. Odwróciła się, kierując się w stronę pierwszego z wymienionych trzech hangarów.
Pochyliła się nad panelem, zabierając się za hakowanie go, w celu otwarcia przejścia. Zabity przez Strikera turianin faktycznie nie posiadał kodów do żadnej z bram, poza dwiema wyjściowymi, które i tak teraz były odblokowane. Kto wie, może wcale nie był z ochrony, a po prostu zajmował się tu tym samym, co wszyscy. Teraz jego zwłoki leżały na ziemi, tak samo jak wszystkie pozostałe. Ot, zwykła śmierć. Pewnie mógłby umrzeć bardziej chwalebnie, ale teraz było już na to za późno.
Brama w końcu rozsunęła się przed nimi, otwierając im wejście do dużego, ciemnego hangaru, a Sonya wyprostowała się. Wszystkie światła były wyłączone. W chwili, gdy otworzyli pomieszczenie, wpadła do niego jasność z ulicy, ukazując leżącą przy jednej ze ścian sylwetkę. Abram znalazł włącznik światła i chwilę później hangar rozświetliły jarzeniówki.
Mężczyzna, który leżał na ziemi, nie był bratem Strikera. Był wycieńczony, odwodniony. Patrzył na nich, ale nie był w stanie się ruszyć, ani w żaden sposób zareagować. Obserwował, jak zbliżają się do niego, a w jego oczach błyszczała nadzieja i odrobina ulgi. Nie byli turianami. Nie mogło być gorzej, niż było do tej pory. Wade założyła karabin z powrotem na plecy, rzucając Charlesowi pytające spojrzenie. Chciała podejść do leżącego, ale nie zamierzała robić niczego znów bez zgody dowodzącego. Jeśli nie zaprotestował, pochyliła się nad mężczyzną, wyciągając do niego rękę i pomagając mu wstać. Ten usiadł, ale chwiała mu się głowa, a suche usta nie próbowały nawet wypowiadać żadnych słów. Vova wychylił się na zewnątrz, rozglądając się wokół. Ostatnim, czego chcieli, to atak na ich plecy.
Mimo krwi na twarzy, Wade wyglądała najmniej nieprzyjemnie z nich wszystkich. Pomogła mężczyźnie oprzeć się o ścianę i przesunęła wzrokiem po jego całym ciele, szukając ran. Te jednak były niewielkie i już zasklepione, więc kobieta zrezygnowała z oddawania mu swojego medi-żelu. Nie potrzebował go teraz.
- Już po wszystkim, zabierzemy was stąd - obiecała, choć nie miała pewności, że w ogóle do tego dojdzie. W końcu priorytetem był młodszy Striker, nie bliżej nieokreślony chłopak, którego Charles nigdy na oczy nie widział i który go obchodził tyle, co zeszłoroczny śnieg. - Możesz chodzić? Przyniosę ci później wodę. Tylko znajdziemy pozostałych.
Żołnierz odchrząknął i skrzywił się, z jakiegoś powodu wbijając spojrzenie w ich dłonie.
- Obok jest jeszcze Ostrowski - powiedział cicho. - A w następnym Striker. O ile jeszcze żyją. Musicie... szybko. Zabiliście wszystkich?
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Hangary

17 lis 2017, o 21:45

Cieszył się, że miał na głowie hełm bo pewnie pierwsze co by poczuł to smród człowieka przetrzymywanego wbrew swojej woli przez te kilka miesięcy. Stał obok Wade pozwalając jej zająć się leżącym mężczyzną. Ona miała lepszy wpływ na ludzi niż on. Znacznie lepszy.
Sam zresztą podszedł bliżej i przyjrzał się mężczyźnie. Był jednym z filmów ale to nie był jego brat. Nie denerwowało go zbytnio. Teraz mieli trochę czasu by bezpiecznie wyciągnąć stąd wszystkich. Do tego alejka była jedynym miejscem z którego wróg mógł nadejść. Różnica była taka, że oni się będą spodziewać przeciwnika a utrzymanie ich w tak wąskim przejściu raczej do trudnych by nie należała.
- Wszystkich którzy pilnowali tego miejsca.
Spojrzał na Sonye. To była raczej ta osoba, która znał lepiej i taka chciał ja zapamiętać. Tą która chociaż trochę próbuje pomóc innym. Tak ją chciał widzieć, to w jej oczach pewnie jego dzisiejsze zachowania mogły ich od siebie odsunąć. Kolejny raz starał się zablokować w sobie te myśli. Nie miało żadnego sensu zastanawianie się o tym teraz.
- Zajmij się kolejnym magazynem. Wyciągniemy teraz Ostrowskiego, a na końcu Strikera. Musimy się pośpieszyć. Kiedy otworzysz następny lecisz od razu do ostatniego. Vova, zabierzesz chłopaka z następnego magazynu.
Co ciekawe Charles złapał od razu opartego o ścianę człowieka. Nie pierwszy raz niósł kogoś na swoim ramieniu, a szkolenia medyczne czasami przydawały się bardziej niż kiedykolwiek. Wyprowadzał go powoli na zewnątrz.
- Posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie. Musisz użyć resztek swoich sił, musisz wziąć jeden z karabinów i w razie czego być wstanie się bronić. Rozumiesz?
Oparł go o jedna ze skrzyń na zewnątrz. Rozejrzał się szybko i poszedł po najbliższą broń jaka byłą w pobliżu. Wręczył ją rannemu. Potrzebowali siły ognia w razie gdyby przybyło więcej przeciwników. Potem dołączył do Sonyi, mając nadzieje, że zajmuje się już ostatnim magazynem.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Hangary

17 lis 2017, o 22:49

Mężczyzna stęknął, gdy Striker podniósł go z ziemi, ale nie zaprotestował. Albo nie miał nic przeciwko, bo nie narzekało się na ratunek, albo po prostu nie miał na to siły. Wisiał na ramieniu Charlesa jak bezwładna kukiełka, wychudzony i wykończony, ale mimo wszystko kiedy później został oparty o skrzynię i wręczono mu karabin, skinął głową, usiłując utrzymać go w rękach. Obaj wiedzieli, że nie będzie w tym momencie stanowił dobrej siły ognia, mimo wszystko jednak zamierzał próbować, w razie gdyby coś się stało. Nie narzekał też na fakt, że nikt nie przyniósł mu wody, o której musiał teraz marzyć, a turianie z pewnością gdzieś jakąś mieli, tak samo jak jedzenie - w końcu utrzymywali ich przy życiu przez tyle tygodni.
Sonya westchnęła i podniosła się, wspierając się ręką na kolanie. Nadal miała osłonę na usta i nos, od momentu w którym Striker zwrócił swój obiad. Tak samo więc nie czuła, jaki fetor musi otaczać mężczyznę. Spojrzała na Charlesa obojętnie i skinęła głową, przyjmując do wiadomości jego polecenia. Nadal się do niego nie odzywała, choć nie wiadomo, czy robiła to na złość, czy z niechęci, czy po prost ze swojego wrodzonego braku potrzeby mówienia, gdy nie było to konieczne. Rozejrzała się jeszcze dookoła, ale w hangarze nie było absolutnie niczego, poza wykończonym człowiekiem.
Szybkim krokiem przeszła do drugiego panelu i odblokowała kolejną bramę, wpuszczając do środka Vovę. Mężczyzna chwilę później wyprowadził stamtąd zarośniętego Ostrowskiego, który był w zdecydowanie lepszym stanie, niż jego towarzysz. Może nie tak dawno temu dostał jedzenie, a może miał silniejszy organizm. Vova nie musiał go nieść. Gdy Ostrowski zobaczył swojego towarzysza, ledwo siedzącego przy skrzyni, dopadł do niego, samemu też zgarniając turiański karabin po drodze. Upewnił się, że chłopak jest przytomny i uniósł wdzięczny wzrok na najemnika, który wyprowadził go z hangaru. Potem z trudem wstał i rozejrzał się, szukając butelki wody, którą znalazł przy siedzisku ze skrzyń, na którym przedtem turianie w coś grali. Natychmiast podał ją młodszemu żołnierzowi i pomógł mu się napić. Póki co nikt więcej nie pojawił się w okolicy, choć to jeszcze mogło się zmienić.
Sonya otworzyła trzeci hangar chwilę przed tym, jak dołączył do niej Charles. I owszem, w środku znajdował się jego brat, ale w dłoniach kobiety w ułamku sekundy z powrotem pojawił się karabin, a rysy jej twarzy stwardniały ponownie.
Daryl nie był sam. Posadzono go na krześle, choć nie był do niego przywiązany. Miał tylko ręce spięte omni-kajdankami za plecami. Nad nim stała turianka, z pistoletem wycelowanym w bok jego głowy. Wydawało się, że się uśmiecha, choć równie dobrze mógł to być nieprzyjemny grymas na ich widok. Młodszy Striker uniósł wzrok na dwójkę w wejściu i odwrócił go niemal natychmiast. Nie rozpoznał brata, bo jak miałby to zrobić, a Wade nigdy dotąd nie widział na oczy. Ściana i podłoga za nim była dziurawa, zniszczona. Hangar wyglądał, jakby miał zaraz się rozpaść, biorąc pod uwagę dziury, przez które prześwitywała stalowa konstrukcja zewnętrznych elementów Omegi.
- Mam generator - uprzedziła turianka. - A on nie. Spróbujecie zrobić coś głupiego, człowiek zginie.
Sonya zamarła, choć jej palec na spuście drgnął. Nie mogła nic zrobić, nie tyle dlatego, że Charles jej zabronił, ale przez to, że stojąca nad Darylem kobieta miała rację. Nawet jeśli we dwoje poślą ostrzał w jej kierunku, będzie miała więcej czasu. Gdyby Wade weszła w kamuflaż, tamta też uznałaby to za atak. Byli w sytuacji beznadziejnej.
Młody Striker nie wyglądał jednak aż tak źle. Był w stanie podobnym do Ostrowskiego, pobity i wycieńczony, ale nie na tyle, by mieć problem z utrzymaniem pionu. Patrzył gdzieś w podłogę, całkiem skutecznie ukrywając przerażenie. Nie chciał umierać, nie w momencie, w którym pojawił się ratunek.
- Nie oddam go, dopóki nasze żądania nie zostaną spełnione. Dopóki ludzki rząd nie przyzna, że popełnił błąd i nie porozmawia z naszymi przedstawicielami w kwestii Shanxi i oficjalnych przeprosin za zachowanie względem całej rasy turian - łatwo było rozpoznać jej głos. Ta sama, która na vidzie Daryla wyrażała swoje obrzydzenie ludźmi. Nie miała na sobie jednak pancerza. Może nie spodziewała się ataku. - Nie ugniemy się. Nie jesteśmy sami.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Hangary

17 lis 2017, o 23:28

Wszystko szło lepiej niż przewidywali. No może oprócz momentu w którym zauważył turiankę celującą w głowę jego brata. To mogło z irytować, nawet bardzo. Nie widział brata osiem lat ale ten, aż tak bardzo się nie zmienił przez te kilkanaście lat. No może oprócz tego że zmężniał oraz stał się jeszcze bardziej przystojny niż jak widział go ostatni raz.
Charles nie uniósł broni. Po prosty przyglądał się tej całej wręcz absurdalnej sytuacji z jego bratem w roli głównej. Odłożył wyrzutnię na swoje plecy jakby nigdy nie nic. Po prostu stał tak przyglądając się sytuacji. Nawet jeśli zaczęła by strzelać do nich to zdążył by do niej dobiec i wykończyć gołymi rękoma.
Co ciekawe odpiął dolną część hełmu. Bardzo powoli skierował dłonie do kieszonki w kamizelce z której wyciągnął papierosy, a potem jednego po prostu odpalił. Nie wyglądał jakby sytuacja jego rodzeństwa w ogóle go interesowała. Może po prostu w taki sposób chciał pozbyć się stresu.
- Nie wydaje mi się żebym był wstanie ci pomóc z jakimkolwiek twoim żądaniem.
Wzrok utrzymywał cały czas na kobiecie. Ton jego głosu też nie brzmiał na oschły czy chodny, po prostu mówił. Brzmiało to trochę podobnie do tego co Sonya poznała już w domku na Islandii. Nie oceniał, po prostu opisywał sytuacje. Tak jak wtedy punktował ją po wszystkim.
- Chciałbym, żebyś teraz ty wysłuchała mnie. Jesteśmy tu tylko i wyłącznie dlatego, że ich rodziny nam zapłaciły za odbicie ich, bo Przymierze miało to w dupie.
Zaciągnął się papierosem. Jak na dwu metrowego kolosa nie wydawał się już tak bardzo przerażający jak mogłoby się wydawać. Ci co go znali, wiedzieli, że jego logiczne myślenie potrafiło być silniejsze od każdej innej części jego charakteru tak jak było teraz. Rozejrzał się dookoła. Odwrócił się nawet na chwilę patrząc przed magazyn gdzie leżały trupy turian.
- Wiesz co się zmieni jak go zastrzelisz? Nic. Przymierze dalej będzie to miało w dupie, a ty będziesz martwa.
Westchnął dość głośno. Trzeba było przyznać, że miał pewien talent aktorski. Udawanie kogoś innego wychodziło mu naprawdę dobrze. Gdyby nie to, że reszta wiedziała po co tu przybyli to pewnie uznaliby go za zwykłego najemnika, a nie za brata skrępowanego mężczyzny.
- Wasze żądania nigdy nie zostałyby spełnione. Rząd ludzki zbyt dobrze żyje teraz z turiańskim, a nikt o zdrowych zmysłach nie psułby tego przez trzech żołnierzy. Szczególnie tutaj, na Omedze, gdzie wypadki się zdarzają. Rozumiem waszą nienawiść do systemu ale to nic nie zmieni. Wszystko będzie szło dalej swoim krokiem.
Palił dalej papierosa, gdy nagle zrobił coś czego raczej nie spodziewał się nikt z tutaj obecnych. Zdjął z głowy hełm. W jego oczach widać było prawdziwą rozpacz, coś czego wręcz nie dało się opisać.
- Oddaj mi mojego brata.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Hangary

17 lis 2017, o 23:37

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Hangary

18 lis 2017, o 00:04

Wzrok turianki zmieniał się z chwili na chwilę. Najpierw mówiła poważnie i z zaangażowaniem godnym terrorystki, jaką była. Każde kolejne słowa Strikera uświadamiały jej jednak, że to wszystko nie dzieje się tak, jak sobie zaplanowała. Nie przyleciało po nich Przymierze, bo Przymierze było w stanie poświęcić trzech żołnierzy w zamian za zachowanie pokoju między rasami. I tak, jak mówił, wypadek na Omedze nie był niczym nadzwyczajnym. Gdyby zabiły ich vorche w ciemnej uliczce, skończyłoby się to tak samo. Teraz przynajmniej mieli szansę na powrót do normalnego życia - jeśli uda im się stamtąd wyjść.
- I tak będę martwa - warknęła turianka. - Nie jestem głupia, żeby myśleć, że kiedy odsunę pistolet od jego głowy, wypuścicie mnie wolno. Wiem, co zrobiliście z resztą. Wszystko słyszałam. Zamierzacie mnie zabić tak czy inaczej. Ale ja nie pójdę za darmo. Nie, przynajmniej jednego zabiorę ze sobą.
Jej trójpalczasta dłoń trzęsła się z nerwów, a grzebień kostny uniósł się przez targające nią emocje. Nie miała na twarzy żadnych tatuaży, w przeciwieństwie do większości turian, których Charles w życiu spotkał. I o ile uczucia inaczej objawiały się u turian, łatwo było się domyślić, że jest już zdesperowana. Wszystko poszło nie tak. Walczyła teraz nie o Shanxi, ale o swoje własne życie. I chyba przegrywała.
Nadal patrzyła na Charlesa, gdy odpalał papierosa i później, kiedy zdejmował hełm. Nie zrobiło to na niej żadnego wrażenia - w przeciwieństwie do Daryla, który na dźwięk ostatnich słów mężczyzny uniósł na niego niepewne spojrzenie i zmarszczył brwi, jakby usiłował zrozumieć o co chodzi temu nieznajomemu. I w końcu to do niego dotarło. Gdzieś pod brodą i zmienionymi rysami twarzy znalazł brata, którego stracił osiem lat temu i zamarł, z półotwartymi ustami i wzrokiem wbitym w Strikera. Przestało mieć znaczenie, że ma pistolet przyłożony do głowy, że przez ponad dwa miesiące był tu przetrzymywany jako zakładnik w sprawie, która nie miała racji bytu.
- Charles...? - spytał zachrypniętym głosem, jakby potrzebował potwierdzenia. Nie zdążył go dostać, bo turianka z rozmachem walnęła go kolbą broni w skroń, odzywając się później zaskakująco spokojnie.
- Zamknij się. Nie interesuje mnie to, nie interesują mnie twoje płaczliwe, kaprawe ślepia, człowieku. Interesuje mnie to jakie widzisz rozwiązanie, bo ja się nie dam zabić. Nie zginę za darmo. A wiem, co się stanie, jak tylko opuszczę broń.
W słuchawce Charlesa odezwał się głos Shona. Informował ich, że idą następni. Znając życie, to stojąca przed nimi turianka ich przywołała. To by wyjaśniało też, skąd na jej twarzy pojawił się błysk zadowolenia, gdy z oddali padły pierwsze strzały. Vova warknął do Abrama, że ma tu zostać i ruszył w kierunku swoich ludzi. Nie wiedział, z jak dużą siłą turianie uderzają tym razem. W oczach Wade pojawiła się niepewność. Teraz już zupełnie nie wiedziała, co robić.
Daryl zacisnął zęby, wbijając spojrzenie w brata. Tak jakby usiłował coś mu przekazać - coś, co nie było wiadrem emocji wylanych na jego głowę, jak to było w przypadku Emily, ale konkret. Chciał coś zrobić, zadziałać, choć nie miał zbyt dużego pola do popisu. I nawet jeśli nie zobaczył zrozumienia w niewidzianych od lat oczach, w pewnym momencie po prostu szarpnął się, schylając głowę i bokiem uderzając w stojącą obok turiankę. Jej pistolet wystrzelił, ale pocisk uderzył w ścianę. Coś zgrzytnęło, fragment sufitu posypał się na podłogę, dziura w ścianie w rogu hangaru powiększyła się lekko. Z chwili na chwilę wszystko rozpadało się coraz bardziej. Turianka nie upadła, ale straciła równowagę i zanim ją odzyskała, mieli dosłownie moment, by zareagować. Mało. Ale kto wie, czy nie wystarczająco wiele.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Hangary

18 lis 2017, o 00:48

Jak widać jego brat postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Kolejny który nie potrafił usiedzieć na dupie i słuchać. Teraz to Charles musiał coś zrobić. Cokolwiek by uratować swojego brata. Wiedział już, że kobiecie zależy teraz tylko i wyłącznie na własnym życiu. Musiał więc zrobić coś żeby to właśnie na nim skupiła swoje wszelkie próby ataku. Nie miał innego wyjścia. Ryzyko było częścią jego życia, śmierć także. Musiał więc teraz zareagować szybciej niż inni. Po prostu ruszył przed siebie na turianke. Choćby miał tego dnia umrzeć nie mógł pozwolić umrzeć jego bratu.
- Bierz Daryla!
Zdążył jeszcze krzyknąć w połowie drogi wiedząc dokąd to wszystko zmierza. Snajperka Sonyi mogłaby co najmniej zdjąć jej tarczę ale nie powstrzymałaby strzału. Nie mógł mieć pewności jaka będzie jej reakcja. Czy zaatakuje jego czy wyceluje w jego brata. Jedyne co mógł zrobić to upewnić się, że jeśli hangar się zawali to jego brat nie poleci razem z nim.
On miał przed sobą tylko jeden cel. Ją. Musiał ja zatrzymać choćby nie wiadomo co miało się wydarzyć. Czas leciał znacznie wolniej dla niego. Nie była, aż tak daleko. Był wysoki, jego kroki były dłuższe, poruszał się znacznie szybciej. Wystarczyło tylko dobiec.
Nawet nie spojrzał na swojego brata, kiedy chciał złapać kobietę w swoje ręce. Nie wiedział, czy jest od niej silniejszy. Mógł tylko liczyć na użycie swoich sił podczas tej bardzo ryzykownej walki. Dopiero, kiedy był blisko wyciągnął ręce by złapać ją za w pasie i unieść jak najwyżej w powietrze. Musiał tylko wyrzucić ją przez dziurę w ścianie. Rzucić nią o ziemie. Zatrzymać na tyle długo by reszta mogła zająć się nadchodzącym przeciwnikiem i wydostać się stąd.
Dobrze wiedział, że Wade o nim zapomni. To było tylko kilka dni, brat nawet nie zdąży pogodzić się z jego powrotem, siostra będzie musiała go pochować jeszcze raz, matka może nawet nie dowie się o tym wszystkim. Już i tak za dużo przeżył przez te kilka dni. Te wszystkie wydarzenie dały mu chwilową nadzieję na lepsze życie, na coś na co nigdy nie zasługiwał.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Hangary

18 lis 2017, o 00:57

Wyświetl wiadomość pozafabularną
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Hangary

18 lis 2017, o 01:30

Wyświetl wiadomość pozafabularną Kobieta, na którą Striker się rzucił, była mniej-więcej jego wzrostu. Niestety nie zaskoczył jej na tyle, by poddała mu się bez walki. Szarpnęła się i wrzasnęła, jakby sam dotyk Charlesa był dla niej śmiercionośny. Daryl leżał obok, na boku, bo jak się okazało, jednak był przypięty do oparcia swojego krzesła. Głównie przez to nie mógł teraz wstać i w żaden sposób im pomóc. Wpatrywał się teraz tylko w swojego brata, jakby widział właśnie taranującego ducha. Trudno było mu się dziwić. Musiał być równie zszokowany na jego widok, co Emily. A może i bardziej, bo przecież nie spodziewał się go akurat tutaj i teraz.
Strikerowi udało się podnieść turiankę do góry, ale zanim rzucił nią w podłogę, ścianę, czy wyrwę w niej, ta obróciła się w jego rękach jak wąż i jedynym, co zdołała zrobić, było przestrzelenie mu z przyłożenia ramienia. Pewnie celowała w sam środek klatki piersiowej, ale nie udało się jej to do końca. Mimo to, sprawiła, że Charles wypuścił ją wcześniej niż zamierzał. Jej dość ciężkie jednak ciało uderzyło w podłogę hangaru, a ściany znów jęknęły. Z chwili na chwilę wyglądały coraz gorzej. Tynk sypał się ze ścian, jedna z rur urwała się i potoczyła po ziemi.
Widząc, jak Striker został postrzelony, Sonya krzyknęła. Może zapomniałaby o nim za jakiś czas, może nie miała ochoty teraz z nim rozmawiać, ale to nie znaczyło, że mogła obojętnie patrzeć, jak z jego ramienia rozpryskuje się krew. Blisko, zbyt blisko klatki piersiowej. Kolejna rana, która pewnie się zagoi, ale teraz wymagała aplikacji medi-żelu, o ile nie chciał się wykrwawić. Pewnie nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia, ale kobieta wyglądała, jakby na ten widok jej świat zawalał się tak samo, jak ten hangar.
Brama po lewej stronie otworzyła się, wpuszczając do środka dwóch turian. Teraz byli atakowani z obu stron - jednej bronili Vova, Shon i Sinja, drugiej Ostrowski i Abram. Blondyn stał w wejściu do hangaru, osłaniając ich przed ostrzałem. Nie widzieli jednak co się działo, bo chaos był za duży, a oni mieli swoje problemy.
Wade też biegła szybko. Zachwiała się po drodze, kiedy cały hangar poruszył się, jakby w całości miał za moment zwalić się gdzieś w dół. Podłoga stopniowo pękała. To miejsce nie było przeznaczone do takich akcji. Mimo to, kobieta rzuciła się na turiankę, dobijając ją za Charlesa, znów wbrew jego poleceniom. Ale pewnie nie miała nawet czasu się nad tym zastanowić. Z dzikim krzykiem poderżnęła jej gardło omni-ostrzem, dopadając do niej od tyłu i terrorystka zwaliła się na ziemię, równie ciężko, co wszyscy poprzedni turianie.
- Charlie, szybko! - zerwała się i popchnęła Strikera w stronę wyjścia z hangaru, bo jego przednia ściana trzymała się jeszcze całej reszty. Zasłoniła twarz, kiedy kawałek sufitu spadł na milimetry od niej i przeskoczyła nową wyrwę w podłodze. Musiała odblokować kajdanki Daryla, bo przecież nie była w stanie wynieść go razem z krzesłem. Jak tylko to zrobiła, pomogła mężczyźnie wstać i ruszyła z nim do bramy.
Ale wtedy wszystko poszło nie tak.
Podłoga między Sonyą a młodszym Strikerem pękła, rozdzielając ich. Daryl pokuśtykał do wyjścia, podczas gdy Wade złapała się jednej z rur, idących wzdłuż ściany. Podłoga osuwała się powoli, razem z tylną ścianą pomieszczenia i zerwanymi częściami bocznych. Kobieta szykowała się do przeskoczenia wyrwy w ziemi, ale w tym momencie silny biotyczny wybuch, odchodzący od Abrama we wszystkie strony, ostatecznie naruszył strukturę hangaru.
Blondyn ratował sobie życie, nie patrząc za plecy.
Dopiero gdy połowa tego hangaru i część poprzedniego z ogłuszającym zgrzytem zaczęła osuwać się w dół, zorientował się, że może jednak powinien był spojrzeć.
Sonya nie krzyczała, kiedy spadała razem z częściami magazynu. Po prostu zniknęła, a zamiast miejsca, w którym znaleźli Daryla i turiankę, ziała teraz dziura, otwierająca się na stalową konstrukcję Omegi. Długą - zbyt długą - chwilę później, Striker usłyszał, jak to, co spadło, wylądowało gdzieś na dole. Byli dobre sto metrów nad niższym poziomem.
Daryl wydostał się z resztek hangaru i schował się za skrzyniami, rozglądając się za bronią. Wokół Charlesa toczyła się walka, ale Abram z Ostrowskim radzili sobie dobrze, prawdopodobnie tak samo jak mężczyźni z drugiej strony, bo nikt nie krzyczał, że potrzebuje wsparcia. Nikt Strikera nie wołał, pozwalając mu na poradzenie sobie ze zniknięciem - bo użycie silniejszego słowa było jeszcze zbyt nierealne - Sonii i uratowaniem swojego brata. Tylko brak drobnej kobiety jakoś wyjątkowo rzucał się w oczy.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Hangary

18 lis 2017, o 02:12

Wszystko wydarzyło się zbyt szybko. Nie poczuł nawet jak kula przebija jego ramię. To nie był jego pierwszy raz, kiedy oberwał. Przez lata przychodziło mu znosić ból znacznie większy niż marne postrzał w ramię. Jednak najgorsze miało dopiero nadejść.
Jego bratu się udało, ale jej nie. Poczuł jak bardzo żałował tej decyzji. Jak bardzo żałował, że chciał wrócić do własnej rodziny. Mógł nie wracać, nie pakować siebie i jej w to wszystko. Nawet nie miał szans na próbę pomocy. Nie mógł zrobić nic. Nawet jego brat, pieprzony brat nie potrafił chociaż na chwilę odwrócić się i spróbować jej pomóc. Nie wykonała tego o co ją prosił. Nie potrzebował pomocy.
Stał wiec jak ogromny głaz patrząc w przepaść. Nie potrafił się ruszyć. Ta cała walka, która działa się wokół niego interesowała go tyle co nic. Równie dobrze wszyscy mogliby zginąć, on i tak nie czuł już żadnej potrzeby kontynuowania czegokolwiek. Przyglądał się po prostu. Patrzył w otchłań.
Kolejny raz dostał przypomnienie od życia, że cokolwiek by chciał zrobić wszystko zawsze zakończy się porażką. Przymknął delikatnie oczy czując ogromną chęć by zakończyć jednak chociaż jedną rzecz. Jedną jedyną, na którą nigdy nie miał odwagi. Zakończyć to wszystko. Nie potrafiłby teraz wrócić do rodziny wiedząc, że będzie ona mu się tylko i wyłącznie kojarzyć z tym wydarzeniem.
Po policzku pociekły mu łzy, po prosu płynęły. Nie potrafił okazać innych emocji oprócz tych łez. Nie było łkania, smutku czegokolwiek. Po prostu łzy spływające po twarzy człowieka, który już nie potrafił pokazać jak bardzo miał dość swojego życia.
- Sonya proszę, odezwij się.
Powiedział łamiącym się głosem komunikatora. Na tylko jej kanale. Jakby to miał cokolwiek zmienić. Poświęcił jej życie, za swojego brata. Czuł jakby coś w nim pękło. Coś co było wyjątkowo trudno opisać. Ostatni bastion jego normalnego życia upadł. Po tym co się stało już nigdy nie będzie potrafił wrócić do normalności.
Nie wiedział ile czasu minęło za nim znowu zebrał myśli. Musiał zabrać stąd zabrać Daryla, a potem odnaleźć jej ciało. Gdziekolwiek by nie było. Podniósł z ziemi swój hełm i ponownie założył go na głowę. Z pleców ściągnął wyrzutnię. Przymknął oczy odwracając się w stronę wyjścia.
Podniósł rękę i odpalił omni-klucz. Przelał resztę pieniędzy na konto Vovy oraz krótką wiadomość. Brzmiała ona wyjątkowo prosto.
Cokolwiek się wydarzy, wyciągnij stąd mojego brata.
Następne wydarzenia były już tylko ciągiem decyzji, które trudno byłoby uznać jako normalne. Wybiegł na zewnątrz. Jedyne czego teraz pragnął to znalezienie jakiegokolwiek celu by wyrzucić z siebie wszystko.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Hangary

18 lis 2017, o 02:33

Wyświetl wiadomość pozafabularną Wade nie odpowiadała.
Połączenie wciąż było otwarte, więc nie znalazła się nagle w strefie, w której z jakiegoś powodu straciłaby zasięg. Po prostu milczała, nie reagując w żaden sposób na słowa Charlesa. Pewnie nie mogła się odezwać, choć powodów, dla których tak mogło być, dało się wymyślić wiele. Mimo to, Strikerowi do głowy przychodził tylko jeden. Był przekonany, że gdzieś tam leżało martwe ciało kobiety, którą nie tak dawno trzymał jeszcze w swoich objęciach i obiecywał jej życie, o jakim w rzeczywistości oboje mogli sobie tylko pomarzyć w przerwach od codzienności takiej, jak ta.
Abramowi i Ostrowskiemu udało się już nieco przeczyścić wyjście po lewej strony od hangaru. Zanim Striker zebrał się w sobie, zanim nałożył na głowę hełm i opuścił resztki hangaru, za którymi ziała już praktycznie tylko pustka, wszystko zaczęło dziać się tak, jak powinno.
- Charles! - zawołał Daryl, widząc, jak jego brat zbiera się do wyjścia. - Charles, do cholery, stój!
Jego słowa zostały jednak zignorowane. Nie mieli czasu teraz na poważne rozmowy, starszy z nich w szczególności. Miał teraz tylko jeden cel - zabicie wszystkich, którzy napatoczą mu się na drogę i znalezienie ciała Sonii. Jakiś turianin usiłował doprowadzić do porządku swój napierśnik, zanim ruszy dalej, ale Striker wyminął go, po drodze kolcami prawie z przyłożenia przybijając go do ściany. Jakieś kule odbiły się od jego tarcz, nie robiąc mu większej krzywdy. Rana, będąca skutkiem postrzału z ręki turianki, krwawiła i bolała coraz bardziej, jednak on o tym już nie pamiętał. Parł do przodu, szukając sposobu, by dostać się na dół, choć tego sposobu póki co nie było nigdzie na horyzoncie widać.
Wybiegł z wąskiej uliczki na nieco większą, prowadzącą do targowiska. Nie było tu postoju taksówek, ten znajdował się po drugiej stronie placu ze sklepami. Gdzieś na uboczu stał prom, z którego mały quarianin stopniowo wyciągał jakiś ładunek - pudełko po pudełku, ostrożnie odkładając je do skrzyni obok. Windy w ogóle nie było tutaj widać, ani żadnego innego transportu. Mapy stacji pokazywały schody, znajdujące się kilkadziesiąt metrów stąd.
Tutaj nie było już słychać strzałów. Znów został osyczany przez mijanego vorcha, tak jak wtedy, gdy po raz pierwszy razem z Sonyą zeszli na Omegę i ktoś burknął coś do niego, na zasadzie "uważaj jak chodzisz", ale widząc, w jakim mężczyzna jest stanie, szybko się wycofał. Gdzieś tam za jego plecami trwała jeszcze walka, ale pewnie już się kończyła. Grupa, która doleciała później, raczej nie była duża i dla doświadczonych ludzi nie stanowiła problemu. A do takich przecież należał zespół Vovy. No, może poza Abramem, który stał się bezpośrednią przyczyną ostatniej tragedii.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Hangary

18 lis 2017, o 04:11

Nie tak miała się skończyć ta historia. Nie według nich. Wszystko miało się potoczyć całkowicie inaczej. Dlaczego to on nie mógł zginąć? Dlaczego to zawsze on musiał przetrwać? Ten pieprzony łut szczęścia, który miał po prostu nie pozwalał mu na coś takiego jak śmierć. Przez te 8 lat nigdy nie potrafił zrobić tego sam, a każdy, który miał zabić jego po prostu nie potrafił. Teraz to wszystko do niego wracało.
Słyszał głos swojego brata, jednak jakie on miał teraz znaczenie? Był bezpieczny. Ludzie Vovy się nim zajmą. Odstawią go w bezpieczne miejsce, może nawet dadzą mu na powrót na ziemię. Jeśli nie to ktoś z rodziny prześle mu kredyty. Ta sprawa byłą już załatwiona. Teraz liczyło się to, czy zdąży dobiec do niej. Chciał być pewny, że umarła lub spróbować jej pomóc jeśli jeszcze żyła. Nie robił sobie jednak jakichkolwiek nadziei. To było pieprzone sto metrów.
Przebijał się więc przez turian z rana postrzałową, która przez jego ruchy krwawiła o wiele bardziej niż powinna. Po drodze oblał ja medi-żelem, żeby nie wykrwawić się przed dodarciem na miejsce. Jeśli miał umrzeć, kiedy już ja znajdzie to trudno. I tak już nie czuł potrzeby kontynuowania swoje życia po raz kolejny.
Nawet nie zważał uwagi na to, że gdzieś przed nim pojawiła się sylwetka kolejnego turiańskiego bojownika o wolność Shanxi. Cóż, jego walka zakończyła się tak samo szybko, jak zaczęła się ich cała rewolucja. Kule który odbiły się od jego tarczy nawet trochę nie zatrzymały jego grobowego pochodu. Po prostu, kiedy znalazł się blisko przyłożył do niego wyrzutnię ładując w niego cały magazynek.
Jego wzrok utkwił w pojeździe znajdując się wyjątkowo blisko. Podszedł do quarianina wypakowującego towar i złapał go silnie za ramię.
- Zawieziesz mnie na poziom niżej. Teraz.
Ścisnął jego kombinezon tak silnie, że jeszcze chwila i byłby wstanie go dosłownie rozerwać. Nie wyglądał teraz jak, ktoś z kim można było sobie pogrywać. Jeśli nie będzie z nim współpracował planował przywalić mu raz, a dobrze i polecieć sam. Kto niby miałby go tutaj powstrzymać? Policja?
Ciągle czuł ból jakiego nigdy sobie nie wyobrażał. To był pierwszy raz, kiedy utracił kogoś tak ważnego w swoim życiu. To nie byli operatorzy, więźniowie czy inni ludzie z którymi, kiedyś współpracował. . Szczerze mówiąc jeśli ktoś inny zginąłby na tej misji to nawet nie mrugnąłby okiem. To było całkowicie nowe doświadczenie z którym w ogóle nie mógł sobie poradzić. Czuł taki natłok emocji, że ledwo sobie radził z utrzymaniem trzeźwego myślenia.
Oprócz tego jak bardzo doskwierały mu te negatywne emocje, czuł jak powoli słabnie. Tracił pewnie dużo krwi. Czuł się zmęczony. Jakie to jednak miało teraz znaczenie? Nigdy nie chciał żyć, tylko dzięki niej potrafił odnaleźć tą niewielką chęć do kontynuowania czegokolwiek. Teraz przez niego leżała gdzieś tam.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Hangary

18 lis 2017, o 09:46

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Hangary

18 lis 2017, o 10:19

Wyświetl wiadomość pozafabularną To nie była dobra noc dla quarianina, który akurat trafił w niewłaściwe miejsce o niewłaściwym czasie. Odskoczyłby w przerażeniu od Charlesa, ale nie mógł, bo mężczyzna chwycił go za ramię i trzymał. Nie był kimś pokroju jego, bądź któregokolwiek z pozostałych za plecami mężczyzn. On na co dzień pewnie zajmował się transportem jakichś dóbr, ich sprzedażą albo naprawą. Niczym, co sprawiało, że musiałby biegać umazany we krwi.
- A... ale tam nic nie ma - wydusił z siebie. - To puste piętro...
Gdy jednak zorientował się, że Striker ma co do jego promu jasne i konkretne plany, niezależnie od tego, czy się zgodzi na jego mało przyjemną prośbę, czy nie, doszedł do wniosku, że zdecydowanie bardziej mu się opłaca współpraca z nieznajomym. Pokiwał gwałtownie głową i wpakował swoją skrzynię z powrotem do pojazdu, a chwilę później siedział już za sterami, trzęsącymi się rękami odpalając prom.
Lot trwał znacznie krócej, niż potencjalny bieg po schodach w dół, albo próby dobiegnięcia do windy, czy postoju taksówek. Quarianin uspokoił się nieco, gdy zauważył, że Striker nie chce zrobić krzywdy jemu, ale po prostu bardzo potrzebuje szybko dostać się na niższy poziom, nieważne co działo się wokół. Pewnie w miejscu, w którym wypakowywał swój ładunek, nie było słychać, jak odrywa się fragment hangaru i spada w dół. Nie było słychać walki, ani krzyków. Nie miał pojęcia, co właśnie się wydarzyło, choć mógł się domyślać, gdy patrzył na zakrwawionego mężczyznę.
Może dlatego był mocno zaskoczony widokiem leżących na pustej rampie ruin magazynu. Zerknął na Strikera, jakby liczył na to, że czegoś się dowie, ale szybko się zorientował, że człowiek nie jest w nastroju na opowieści. Osadził prom na płaskim podłożu i otworzył drzwi, pozwalając mu wysiąść.
- Mam... mam poczekać? - spytał niepewnie, nie chcąc znów zrobić czegoś nie tak. Potem dostosował się do zaleceń Charlesa, nie dlatego, że chciał mu pomóc, ale ze zwyczajnego strachu.
Zawalony hangar był jedynym punktem, który na pustej przestrzeni rzucał się w oczy. Znajdowali się na jednym z najniższych pięter stacji, gdzie nie było już praktycznie niczego i nikogo. Otaczały ich wysokie budynki, ciepłe światła, smród rdzy i metalu, którego w swoim hełmie Charles nie był w stanie wyczuć. Pusta przestrzeń wokół otwierała się na sąsiednie budynki, wysokie iglice i prostokątne komplety hangarów, takie jak ten, z którym Sonya spadła.
Niełatwo było ją znaleźć. Jej ciemny pancerz nie wyróżniał się za bardzo wśród ruin, więc mężczyźnie zajęło to zdecydowanie zbyt długą chwilę. Potem do jej ciała doprowadziła go strużka krwi, powoli spływająca między kawałkami ściany.
Kobieta leżała na plecach, z lewą ręką wygiętą dziwnie w przedramieniu. Nic dziwnego, że ją złamała, taki upadek naturalnie mógł wiązać się z urazami. Ale nie to było najgorsze. Przez dolną część jej brzucha przebijał się pręt zbrojeniowy, na który musiała nabić się, spadając. Miała zamknięte oczy i przekręconą w bok głowę, a z ust, które nie tak dawno Charles całował, obiecując jej złote góry, też wypływała krew, barwiąc wszystko dookoła ciemną czerwienią. Niczym nie przypominała teraz tej kobiety, którą pamiętał z Japonii.
Ale nie, Wade nie była martwa. Przeżyła upadek, choć obrażenia, a może ból, pozbawiły ją przytomności. Jej serce wciąż biło, powoli, ale utrzymywało ją przy życiu. Oddychała płytko, prawie niezauważalnie. Pewnie ostatecznie umarłaby tutaj, gdyby Striker nie popędził w dół, by ją znaleźć. Jej stan był bardzo ciężki i cienka granica dzieliła ją od śmierci, której on jeszcze mógł zapobiec - o ile zadziała wystarczająco szybko.
- Charles - odezwał się głos Vovy w słuchawce. - Teren wyczyszczony. Striker upiera się, że chce tu na ciebie czekać.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Hangary

18 lis 2017, o 13:40

Mimo że było to naprawdę blisko promem lot dłużył mu się wręcz niewyobrażalnie. Gdyby nie hełm to Quarianin mógłby zauważyć w jak kiepskim stanie jest mężczyzna. Był blady, a oczy ledwo co mógł utrzymać otwarte. Pomimo wszystko adrenalina związana z walka z niego schodziła, a wewnętrzny ból zamiast wzmocnić jego wolę walki sprawiał, że był on coraz słabszy. Siedział więc po prostu w pojeździe oddychając ciężko.
Dopiero po wylądowaniu zmusił się do jakichkolwiek czynności. Oblał ramię kolejną porcja medi-żelu, żeby chociaż trochę uśmierzyć ból fizyczny. Wyszedł z pojazdu, musiał odnaleźć jej ciało. Nie mógł jej zostawić. Nie mógł. Nie potrafiłby po prostu tego tak zostawić. Nawet jeśli miałby zaraz umrzeć musiał zobaczyć w jakim jest stanie. Chciał ją stąd zabrać jak najdalej z tego miejsca. Z tej pieprzonej stacji, która teraz kojarzyła mu się z bólem, którego nigdy w życiu nie doświadczył.
- Idziesz ze mną.
Rzucił krótko. Chociaż, jego głos mówił, że jest naprawdę zmęczony. Bardziej niż kiedykolwiek. Dość szybkim krokiem przebijał się przez ruiny. Mogła być wszędzie. Teren był ogromny. Dopiero po chwili udało mu się zobaczyć kobietę. Ten widok dosłownie złamał mu serce. Rzucił się od razu w jej stronę. Uklęknął zaraz obok niej. Trzęsły mu się ręce. Sprawdził jej stan. Robił sobie nadzieję, na którą nie zasługiwał.
Kiedy jednak usłyszał jej bardzo słaby oddech, jakby powróciły do niego wszystkie siły. Może to właśnie adrenalina po raz kolejny zaczęła krążyć w jego ciele. Ręką nie była problemem, problemem był pręt.
- Przytrzymaj ja!
Krzyknął do quariniana, kiedy odpalił omni-ostrze. Nie mógł jej ściągnąć z pręta musiał go po prostu odciąć pod nią o ile był częścią jakiegoś betonu czy bloczka. Musiał ustabilizować jej stan. Straciła pewnie strasznie dużo krwi, ale pręt wciąż blokował możliwość całkowitego wykrwawienia się.
- Potrzebuję lekarza na moją pozycję, podeślij kogokolwiek ty znasz ludzi. – Jego głos raczej nie brzmiał jakby wydawał mu rozkazy. To była prośba. – Weźcie młodego siłą, w razie czego przyjebcie mu w głowę. Niech chociaż teraz nie robi mi problemów.
W najgorszym wypadku ciągle miał kierowcę, który mógł go dostarczyć do jakiejkolwiek kliniki. Musiał cos zrobić. Musiał ją uratować.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12093
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Hangary

18 lis 2017, o 14:13

Quarianin posłusznie wyskoczył z pojazdu, chociaż pewnie nie miał pojęcia, dlaczego to robi. Podążał za Charlesem jak cień, nie wiedząc właściwie po co i czego szukają. Na widok kobiety zatrzymał się, jakby podejście w tę kałużę krwi, w której leżała, było dla niego zadaniem niewykonalnym. Dopiero gdy mężczyzna go zawołał, podszedł niechętnie, obejmując ciemnowłosą i ułatwiając Strikerowi dostęp do tej części pręta, który wychodził z fragmentu ściany.
Wtedy też mógł zauważyć, że Sonya ma porządnie rozbitą głowę. Jej splecione w warkocz włosy też były sklejone krwią, choć nie tą, która wypływała z jej ust. W końcu nie miała hełmu, więc nic jej nie zamortyzowało. Może więc dlatego była nieprzytomna. To miało swój plus, nie miała czasu długo poczuć bólu. Ale nie budziła się też teraz, mimo, że poruszali nią, co musiało podrażniać wszystkie jej obrażenia. Nie było jeszcze wiadomo, ile ma urazów wewnętrznych. Przy takim upadku połamane żebra i krwotoki nie były niczym dziwnym. W całym tym nieszczęściu, Sonya miała szczęścia wyjątkowo dużo.
- Nie znam tylu ludzi na Omedze - odpowiedział Vova. - Ale jest klinika w centrum. Znalazłeś Wade?
- Ona nie mogła tego przeżyć. To jakiś absurd, zbiera trupa - odezwał się Abram.
- Masz jak tam dolecieć? Przesyłam ci adres.
Omni-klucz piknął i wyświetlił lokalizację szpitala. Dzieliło ich od niego kilka minut lotu. Generalnie niedużo, ale w przypadku Sonii liczyła się każda sekunda. Nadal była bezwładna, kiedy wziął ją ostrożnie na ręce i niósł do promu. Quarianin pobiegł pierwszy i zanim jeszcze Striker wsadził kobietę do pojazdu, wyłożył siedzenia i część podłogi jakąś folią. Pomagał człowiekowi, ale nie robił tego dobrowolnie, a jeszcze tylko tego brakowało, żeby jakaś ludzka kobieta zakrwawiła mu cały prom. Jeśli Charles nie chciał jej wypuszczać ze swoich objęć, jego tymczasowy pilot wskazał mu tylko znacząco miejsce osłonięte folią. Pewnie liczył na to, że pod kliniką będzie mógł ją zwinąć, wyrzucić i polecieć w swoją stronę.
Gdy ostatnio niósł ją w rękach, śmiała się i wyrywała. Potem przebrała się dla niego w kombinezon bojowy, który teraz był przebity z dwóch stron metalowym prętem. Dało się to jednak naprawić, nie był podarty tak, jak poprzedni. Pozostało mieć nadzieję, że tak samo naprawić się da Sonyę. Teraz na jej twarzy nie było ani uśmiechu, ani tej maski, którą przybierała na co dzień. Dwa kolory krwi mieszały się na jej jasnej skórze, zastygając ostatecznie w jeden, ciemny brąz.
- Lecimy do was. Tych trzech też potrzebuje co najmniej kroplówki - poinformował przez słuchawkę Vova.
Lot trwał i trwał, wydawałoby się, że w nieskończoność. Quarianin milczał. W końcu jednak wylądowali na parkingu przed wejściem do kliniki Camentix, a drzwi promu otworzyły się, pozwalając Strikerowi wyjść i przenieść kobietę na izbę przyjęć. Niemal natychmiast na ich widok asari z recepcji poderwała się, by podbiec i im pomóc, jednocześnie wzywając ratowników. Szybko podsunęła mężczyźnie nosze, na których mógł położyć Wade, zanim zaczęło mu się robić ciemno przed oczami. Wykrwawił się dość mocno, głównie przez wysiłek, który musiał włożyć w dostarczenie tu Sonii i przez fakt, że zaaplikował sobie medi-żel dopiero w połowie drogi, i to niedokładnie. A może to emocje, po raz pierwszy faktycznie tak silne, wzięły nad nim górę. Asari złapała go, pomagając mu utrzymać pion i posadziła go na krześle, a tam zajął się nim ludzki lekarz - przynajmniej zanim Charles zaczął tracić przytomność. Zabrali Sonyę gdzieś indziej, a on dostał jakiś zastrzyk, po którym nie pamiętał już nic więcej.
Gdy udało mu się otworzyć oczy, usłyszał pikanie szpitalnej maszynerii. Leżał na łóżku, po obu stronach którego stały dwa parawany, oddzielające go od sąsiednich pacjentów. Był rozebrany tylko od pasa w górę i miał zabandażowane ramię, które teraz bolało znacznie mniej. Zmyli z niego krew, zarówno jego, jak i Sonii. Kobiety nie było obok niego, ale trudno było się spodziewać, by to ona czekała, aż mężczyzna się obudzi. Nie wiedział, ile czasu minęło, ale raczej niewiele. Striker wbrew pozorom nie był bardzo ranny, więc szybko poradzili sobie z jego obrażeniami, ale gdzie znajdowała się Wade i jego brat, nie miał aktualnie bladego pojęcia.

Wyświetl wiadomość pozafabularną

Wróć do „Dystrykt Kima”