Czegokolwiek szukały tego wieczoru - relaksacji, zapomnienia, uciechy z piękna, którym obfitowało nagie ciało, każda odnalazła w drugiej coś odpowiedniego. Dla Lori,
Jessica była oderwaniem od rzeczywistości. Dostrzegała to w jej ruchach, przepełnionych utęsknieniem, szybkich, urywanych. Wypełniało ją zniecierpliwienie, które z trudem hamowała by dostosować się do swojej partnerki.

Uśmiechnęła się, gdy tęczówki leżącej koło niej kobiety rozbłysły odbitym blaskiem błękitnych ogników, tańczących na skórze asari. Reagowały niczym magiczna powierzchnia jeziora, w którym zanurzyły się, wydawałoby się, całe eony temu.
-
W życiu przydaje się odrobina magii - szepnęła w odpowiedzi, pozwalając, by jej gorący oddech owiał delikatną skórę na jej szyi.
Choć jej pocałunki były powolne, jakby rozkoszowała się każdą chwilą, smakując jej gładką, jasną skórę, dłonie błądziły po ciele kobiety, malując palcami szlaki na jej ciele. Świadoma
trudnego tematu, ani razu, nawet przypadkiem nie musnęła implantu, którego czerń kontrastowała z alabastrową skórą tak samo, jak krucze włosy. Badała krzywizny jej ciała, cienie, które rzucało neonowe światło, podkreślające jej sylwetkę. Drobne piegi i znamiona, które towarzyszyły Östberg całe życie. Blizny, które stanowiły dla niej przypomnienie o tym, że nie była wystarczająco szybka. Lori składała pocałunki w każdym z tych miejsc, doceniając ich wyjątkowość, podkreślając to, co uczyniło z
Jessici kobietę, którą była teraz. Z wolna przesuwając się niżej, nie pozwalała jej ruszyć się z miejsca, póki nie podarowała jej tego, czego szukała, czego tak desperacko w tej chwili pragnęła i odsunęła się dopiero wtedy, gdy jasne ciało przeszył pierwszy dreszcz.
Sekundy zamknęły się w małych bańkach nieskończoności. W różowych barwach ich ciała zdawały się festiwalem świateł i cieni, kształtów poruszających na ciemnej kanapie. Oczy asari połyskiwały jak gwiezdne punkty na atłasowym, czarnym niebie. Jej usta smakowały alkoholem, który przytępiał niektóre zmysły, wyostrzając inne. Nie na tyle, by rozmyć świat wokół nich, ale wystarczająco, by zrzucić na bok wszystkie obawy, wszystkie zastrzeżenia i resztki pozorów.
Wydawałoby się, że minęła cała noc, gdy ich rozgrzane ciała spoczęły wreszcie obok siebie, a klatki piersiowe rozpoczęły szaleńczy, synchroniczny taniec, pompując powietrze ku potrzebującym go płucom. Resztki alkoholu rozmyły się w oparach przyjemności, pozostawiając po sobie jedynie miłe wspomnienie, przywracając trzeźwość umysłu. Pomimo tego, twarz Lori wydawała się rozmarzona, zrelaksowana. Jakby jej pozornie spokojna mina i pewność siebie, przejawiająca się w jej wyglądzie i usposobieniu, były jedynie maską. Teraz, obnażona z niej, wydawała się zupełnie inną osobą.
-
Zostań na noc, Jess - poprosiła cicho, obejmując kobietę dłonią i przysuwając do siebie jej ciało, jakby dzięki temu mogła odwlec nieuniknione, które mogło czekać na nią na horyzoncie. Imię zabrzmiało nieco inaczej w jej ustach, sugerując Emilii, że asari zdawała sobie sprawę z jej kłamstw - przynajmniej w pewnym zakresie. Nieco niewinna i
typowa fasada Jessici biła w oczy w kontraście z jej umięśnioną, naznaczoną bliznami sylwetką, zdradzając, że coś innego czaiło się w jej wnętrzu.
Lori postanowiła to ignorować. Nie pytała, nie próbowała dowiedzieć się, co było prawdą, a co nie. Chciała tylko, żeby kobieta leżąca teraz obok niej spędziła z nią resztę nocy i pożegnały się przy promieniach porannego słońca.