Bez względu na to jak bardzo by się nie niecierpliwił, wiedział że mężczyzna ma rację. Czas płynął szybciej, gdy samemu stało się pod gradem pytań, ale dla świata zewnętrznego taki proces trwał dużo dłużej. Czterdzieści minut równie dobrze mogło stanowić sam wstęp do przesłuchania, po którym dopiero miał przyjść czas na całą resztę. Czytanie raportu Rady, czytanie zeznań Mayi, zeznań jej przełożonych, odczytanie okoliczności, przypomnienie przeszłości, zasług, przewin... Być może nawet jeszcze nie rozpoczęli najtrudniejszej części - dziesiątek pytań i wątpliwości, które tylko czekały żeby zalać sobą Mayę. Czym innym była rozmowa z czwórką polityków wdrożonych w temat, a czym innym oficjalny sąd wojskowy. Musiał sobie o tym przypominać, gdy szedł korytarzem za prowadzącym go mężczyzną.
Kiedy rozsunęły się drzwi do sali przed salą sądową, obrzucił ją krótkim spojrzeniem, nim przeniósł je z powrotem na swojego przewodnika.
-
Poczekam - odezwał się lakonicznie na jego nieśmiałą propozycję.
Jego brak nadziei był w pełni uzasadniony.
Dwie godziny oczekiwania równie dobrze mogły trwać dwa dni. Piasek w metaforycznej klepsydrze przesypywał się ziarenko po ziarenku, powiększając stosik w niemiłosiernie powolnym tempie, zmuszając go do roztrząsania każdej pojedynczej minuty. Po tym jak człowiek go opuścił i okazało się, że w pomieszczeniu nie ma zbyt wiele interesujących elementów, stanął pod jedną ze ścian ze skrzyżowanymi ramionami, wbijając wzrok w przejście oddzielające go od sali w której toczył się proces i broniących go strażników. Czuł na sobie ich nieprzychylne spojrzenia, ale zignorował je bez zastanowienia; jego wzrok prześlizgnął się po ich pancerzach i uzbrojeniu, połowicznie odruchowo ich oceniając, a połowicznie nieświadomie szukając jakiegoś zajęcia dla zajęcia uwagi.
Przesłuchanie Mayi nie mogło się różnić zbytnio od przesłuchania, które sam musiał odbyć jeszcze na Palavenie. Czekając na koniec procesu, nie mógł nie przywołać własnych wspomnień z czasu, gdy musiał wrócić na Palaven po Lyesii i wytłumaczyć się ze swojej decyzji na AZ-99. Biotyczka była sądzona za dezercję, on za zdradę. Było w tym pewne poetyckie podobieństwo, stanowiące urok Fortuny, która snuła ich ścieżkę, a które musiał niechętnie docenić. Mógł sobie jednak teraz tylko wyobrażać jak sama stoi przy ambonie, odpowiadając na zarzucane jej uwagi lub przedstawiając historię ze swojej własnej perspektywy. Stawiając czoło konsekwencjom, które sama wybrała.
Minuty zamieniły się w kwadrans, a kwadrans w godzinę. Sala nie oferowała żadnych architektonicznych szczegółów, które pozwoliłyby zajęcie czymś niespokojnego umysłu, więc szybko mu się znudziło błądzenie wzrokiem po ścianach i stacjonujących tu żołnierzach, wymuszając na nim aktywację omni-klucza i niemrawego przeglądania jego zawartości. Akta Castora, dokumenty których nie miał okazji oglądać... Szybko okazało się, że nie może się skupić na tym co czytał, więc zmienił swój cel na przeglądanie lokalnych wiadomości oraz nadrabianie czasu spędzonego poza normalnym światem.
Gdy i to okazało się niewystarczające, wyzwał Etsy na grę w wirtualne scrabble.
Kiedy przy drzwiach sali pojawiło się poruszenie, od kilkunastu minut po prostu stał pogrążony we własnych myślach. Widząc jak mężczyźni się wyprostowali, obrócił głowę w tamtą stronę, ponownie wracając do rzeczywistości i czując jak jego organizm odruchowo się spina w odruchowej reakcji. Wyprostował się i odepchnął od ściany, a gdy panel zmienił się na zielony i drzwi się rozsunęły, od razu zaczął szukać wzrokiem obiektu swoich oczekiwań. Tłum wychodzących żołnierzy zmusił go z powrotem do powrotu pod ścianę, ale jego skupiona uwaga wciąż przeskakiwała od twarzy do twarzy.
Znajomą, błękitną czuprynę odnalazł chwilę później, a gdy umysł zarejestrował całą resztę szczegółów, ogromny ciężar spadł mu z ramion. Kiedy Maya niespodziewanie została odeskortowana, myśli podsuwały mu różne potencjalne obrazy - że pośród eskortujących ją żołnierzy byli ludzie Castora, że kobieta zostanie potraktowana nieprzyjaźnie i brutalnie ze względu na zarzut dezercji, że czeka ją takie samo powitanie jak jego na Chasce... Wszystko to było irracjonalne i podszyte ostatnimi miesiącami zaszczucia, i ostatecznie udało mu się zepchnąć na bok zwykłą logiką, ale i tak dobrze było widzieć, że całość odbyła się zupełnie inaczej niż się obawiał.
Najwyraźniej los postanowił uśmiechnąć się do nich po wszystkim co przeszli na przygotowanej przez niego ścieżce, pozwalając na niemożliwe.
Kiedy dostrzegła go i oderwała się od szeregu, również odwzajemnił jej uśmiech. Chciał ją od razu objąć, ale okoliczności zwyciężyły; zamiast tego tylko otaksował ją spojrzeniem, po raz pierwszy mogąc ją zobaczyć w żołnierskim mundurze i zupełnie innej otoczce niż widział ją do tej pory. Taką jak była kiedyś - przed Castorem, przed Bryantem, przed linią B oraz upadkiem Niezłomnego. Przed zdystansowaną, bezwzględną najemniczką, którą dostrzegł w Horusie i o której nic nie wiedział. Przed Mayą, którą poznał, z którą przesiadywał w mesie, z którą oglądał vidy w kajucie i z którą snuł opowieści, leżąc na łóżku.
Gdy ich tęczówki z powrotem się spotkały, jego wzrok był ciepły. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, bo za nią pojawił się nowy mężczyzna, którego insygnia od razu rzuciły się mu w oczy, dopowiadając resztę. Nawet gdyby w Hierarchii nie uczyli rozpoznawania stopni innych armii, nagła reakcja Mayi powiedziałaby mu całą resztę.
Co samo w sobie wywołało rozbawioną myśl w jego głowie. To był chyba pierwszy raz, by widział jak kobieta okazuje komuś szacunek.
-
Macie na to moje słowo, generale - odpowiedział na słowa człowieka, pozwalając sobie na uśmiech. Odwzajemnił skinięcie głową, odprowadzając go przez chwilę spojrzeniem, a potem przenosząc je z powrotem na Mayę. Jego wzrok przesunął się po jej twarzy, z trudem potrafiąc ukryć radość.
-
Czy pani porucznik miałaby ochotę towarzyszyć mi w drodze na Elpis? - zapytał przekornie.