Znana ze swych licznych siedzib największych - nie tylko ludzkich - firm propagujących i przodujących w nowoczesnych technologiach, naukowa stolica Ziemi. Właśnie tu, rodzą się często koncepty na nowe projekty, które w przyszłości zasilają asortymenty korporacji. "Białe dzielnice" są także spokojnymi, urokliwymi azylami dla spragnionych ciszy umysłów, oczywiście jeśli mogą sobie na to pozwolić finansowo.

Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

[KASYNO] Klub "Hades"

6 maja 2018, o 18:27

Wyświetl wiadomość pozafabularną Wszystko działo się dużo szybciej, niż jego zmęczony umysł był w stanie teraz pojąć. Emily okazała się mieć przestrzelone plecy, ale nie mocno, pocisk rozorał tylko jej skórę, zostawiając długą szramę. Tad nie miał szkolenia z pierwszej pomocy, więc mimo że nałożenie warstwy znieczulającego medi-żelu teoretycznie nie było trudne, to jednak zajął się tym Daryl. Pozwolił siostrze siedzieć wtulonej w męża, podczas gdy on rozpiął nieco sukienkę, by dostać się do rany i zabezpieczył ją, uspokajając cicho kobietę.
Najemnicy zostali rozkuci, ale ochrona nie pozwoliła im opuścić klubu na własną rękę. Trzech ochroniarzy wyprowadziło ich trójkę, upewniając się, że nie będzie więcej żadnych niespodzianek. Po drodze jeszcze młodszy Striker zatrzymał ciemnoskórą, informując ją o tym, że zabił dwóch z jej ludzi. Nie odpowiedziała mu na to, zmierzyła go tylko długim, zagadkowym spojrzeniem i poszła dalej. Jakby nic się nie wydarzyło, jakby to były ofiary konieczne, które zrobiły na niej takie samo wrażenie, jak śmierć Serkinsa. Nie mieli nawet pewności, że w ogóle dotarło do niej to, co mówił.
Nikt nie zatrzymał Charlesa, bo każdy był zajęty czymś innym. Jego rodzina zebrała się przy brzegu dachu, obserwowana przez Ayę, w której oczach było widać już tylko pustkę. Kobieta siedziała obok martwego blondyna, z wciąż aktywnym omni-kluczem i pewnie usiłowała pozbierać się po tym wszystkim, tak samo jak pozostali. Nie zwróciła nawet uwagi na moment, w którym Striker opuścił dach. Tak jakby to, co siedziało teraz na ziemi, było tylko pustą skorupą, bez żadnej osoby w środku. Śnieg sypał się z nieba na jej ciemne włosy i czerwoną sukienkę, tworząc ładny kontrast. W rosnącej kałuży krwi już się jednak rozpuszczał.
Butelka wódki została doliczona do otwartego rachunku, na jaki Emily wpisała Charlesa. Od uśmiechniętego barmana dostał do niej nawet gratis orzeszki, których w sumie nie musiał ze sobą zabierać, jeśli nie chciał. W palarni wciąż było trochę ludzi, ale klub znacząco opustoszał odkąd Striker zaatakował byłego Ayi na samym środku. A może po prostu przenieśli się na inne piętra. Bez problemu znalazł pusty boks, bo teraz trudniej byłoby mu znaleźć zajęty. Alkohol smakował paskudnie, po tych wszystkich latach, przez które trzymał się od niego z daleka. Nie czuł też jeszcze, żeby w ogóle działał, ale to miało przyjść z czasem. Kto wie, może poczuje się lepiej, może łatwiej będzie mu nie myśleć, jak wypije połowę butelki, a jak opróżni całą, to będzie mógł udawać, że nic się takiego nie wydarzyło.
Nikt do niego nie dzwonił, nie pisał, nikt nie przyszedł go tutaj znaleźć. Schody na dach nie były widoczne z miejsca, które sobie wybrał, ale loża już tak. Po kilku minutach zobaczył Tada niosącego Emily na rękach właśnie tam, do miejsca, które w jakiś sposób było dla niej bardziej znajome, niż reszta klubu. Kobieta nie była nieprzytomna, ale nie była też przyzwyczajona do takich wydarzeń, więc po prostu wtulała się w niego, szukając w ten sposób spokoju. Kiedy zniknęli za zasłoną, znów przez długi czas nic się nie działo.
Potem zobaczył Ayę. Weszła na parkiet, zatrzymując się nad zaschniętą plamą krwi. Nie rozglądała się w poszukiwaniu Charlesa, nie skierowała się do loży. Widział, jak znów przygryza dolną wargę i zaciska dłonie w pięści. Jedna z nich brudna była we krwi, choć nie tej samej, na którą patrzyła. Stała tak dobre trzy minuty, dopóki nie dobiegł do niej Daryl. Powiedział coś, co sprawiło, że kobieta uniosła na niego nieprzytomne spojrzenie, a potem dał jej jakąś marynarkę, która nie należała do niego, ale teraz to nie miało już za bardzo znaczenia. Kobieta owinęła się nią, ukrywając zakrwawioną rękę. Rozmawiali jeszcze przez chwilę, potem Daryl przytulił ją krótko, a ostatecznie zostawił, samemu kierując się do swojej siostry.
Hatake stała na środku parkietu, owinięta w za dużą marynarkę, która sięgała jej prawie do połowy uda. Była tyłem do Charlesa, bo wpatrywała się w zasłonę loży, do której nie miała teraz prawa wejść. Po chwili namysłu powoli odwróciła się i ruszyła w stronę schodów prowadzących w dół.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Klub "Hades"

6 maja 2018, o 18:48

Obserwowanie świata na zewnątrz było ciekawym dla Strikera przeżyciem. Ci wszyscy ludzie. W ogóle nie przejęci tym co się wydarzyło. Ważne, że mogli chlać na nie swój rachunek. Wypił już chyba pół butelki. Na ten moment jego oddech wrócił już do normy. Starł z policzków łzy, ale jego oczy wciąż były mocno zaczerwienione. Do tego miał ten dziwny lekko zamglony wzrok.
Najpierw patrzył jak Tad znosi jego ranną siostrę. Kolejny raz poczuł mocny ból w klatce piersiowej. To nie był widok na jaki mógłby być kiedykolwiek gotowy. To przez niego przecież tak krwawiła. Żyła. To prawda. Jednak poczucie winy było potężne. Większe od wszystkiego co w swoim życiu miał na sumieniu. Jego siostra nie miała z tym nic wspólnego. Nic im nie zrobiło. Dobrali się do jednej z najważniejszych kobiety w jego życiu, aby odebrać mu drugą.
Potem zobaczył ja. Stała nad plama krwi, którą zostawił po sobie Benji. No tak. Czym się przejmował. Przecież Daryl nie będzie kazał mu wybierać. Nikt tego nie zrobi. Sama go zostawi. Po tym wszystkim co powiedział i zrobił nie było już odwrotu. Kolejna strata zapisana na jego konto. Kolejny raz, kiedy nie mógł obronić swoich bliskich przed swoimi grzechami, które popełnił.
Obserwował potem jak pojawia się Daryl. Jego najukochańszy brat teraz przypominał bardziej jego sprzed lat niż on sam. Był odpowiedzialny i dbał o wszystkich. On wrócił, a wszystko zaczęło się psuć. Był porażka swojej rodziny i nikt nie miał prawa mówić mu, że jest inaczej. Upił kolejne kilka łyków alkoholu. Powoli zaczynał czuć ten dziwny stan, o którym prawie zapomniał. Dlatego nie pił. Nie lubił go. Nienawidził być pijany. Jeśli jednak miało to pomóc w odzyskaniu jakiekolwiek myślenia to nie mógł przestawać.
Widział jak odchodzi. Nie szukała go. Była teraz tak samo samotna w tym wszystkim jak on. Nie miał siły podnieść się z kanapy. Tak jakby miejsce w którym się znajdował było teraz jego małym rajem. Pewnie byłoby tak dłużej gdyby nie to, że papieros w jego ręce oparzył go w palce. Rzucił końcówką o ziemię i nagle przypomniał sobie kiedy lecieli na Ziemie. Kiedy to ona wyciągnęła mu z rąk żarzącego się resztkami sił papierosa. Obiecał jej pomóc. Obiecał jej być przy niej nie ważne co by się stało.
Zebrał się ze swojego miejsca. Czuł, że nogi ma jak z waty. Stres i alkohol robiły swoje. Ruszył przed siebie chcąc ją dogonić. Nie mógł jej pozwolił wyjść. Jeśli to zrobi to straci ją już na zawsze. Głupio było mu teraz, że sam musiał się przekonywać do rady, którą jeszcze godzinę wcześniej proponował Darylowi.
Kiedy był już blisko i wiedział, że go usłyszy w końcu się odezwał.
- Chujowo co? – Pociągnął nosem. Na twarzy miał nikły uśmiech. Upił jeszcze kilka łyków i wyciągnął rękę z butelką w stronę kobiety. Jeśli ją od niego zabrała zamierzał oprzeć się o najbliższą ścianę, a potem przykucnąć. Jeśli jej jednak nie zabrała zamierzał zrobić dokładnie to samo tylko z alkoholem w ręku.
- Dlaczego to zawsze musi nas spotykać? Co takiego zrobiliśmy, że sobie na to zasłużyliśmy? – Spojrzał na nią tym przekrwionym wzrokiem i lekko się uśmiechnął. – Chcesz odejść prawda?
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Klub "Hades"

6 maja 2018, o 19:17

Aya nie odwracała się, gdy schodziła po schodach. Nie spodziewała się, że ktokolwiek może za nią iść, bo w końcu Tad i Emily teraz nie mieli ochoty na jej towarzystwo, a Daryl pomóc im uporać się ze wszystkim. Chyba był ranny, ale nie przejmował się tym, bo miał teraz ważniejsze rzeczy na głowie. Widząc go przez szybę Striker mógł mieć wrażenie, że plama na rękawie jego koszuli robi się coraz większa.
Zatrzymała się, gdy go usłyszała, ale początkowo nie odwróciła się do niego. Znajdowali się w połowie ostatnich schodów na parter. Jeszcze kilka kroków i mogłaby zabrać płaszcz, a potem zniknąć. Charles wróciłby do pustego domu w Norwegii, w którym nie czekałby już na niego nawet kot. W końcu jednak kobieta znalazła w sobie siłę, żeby się obrócić. Wyglądała bardzo źle. Była blada, a część jej policzka i szyi poplamiona była krwią blondyna, który groził jego siostrze. Nic dziwnego, że Daryl dał jej tę marynarkę, przynajmniej zasłaniała ona większość zaschniętej czerwieni na jej skórze.
Utkwiła spojrzenie w butelce wódki i Charles mógł doskonale zobaczyć moment, w którym po raz kolejny wszystko się wokół niej zawaliło. Nie zabrała mu jej, nie wyciągnęła rąk z kieszeni marynarki. Wiedziała przecież, że mężczyzna nie pije. Tłumaczył jej też dlaczego. Widok opróżnionej do połowy butelki w jego dłoni sprawił, że ból, który czuła przez wyrzuty sumienia, stał się dwukrotnie silniejszy.
Odpowiedź na jego pytanie nie była prosta, ale po kilku wyjątkowo długich sekundach kobieta skinęła głową. Chciała odejść. To było dla niej jedyne sensowne rozwiązanie. Wystarczająco już zniszczyła mu życie, udając, że wnosi do niego cokolwiek dobrego. Nie musiała tego mówić, by wiedział, że o tym myśli.
- Dogoniłeś mnie po to, żebym zapłaciła za to co zrobiłam? - spytała cicho. Miała zachrypnięty, zmęczony głos. - Nie ma niczego, co mogłabym zrobić, żeby naprawić to wszystko. Nie mam jak. Więc jak chcesz zemsty, to musisz wymierzyć ją sam.
Rozłożyła ręce, nadal nie wyciągając ich z kieszeni. Poły marynarki rozsunęły się, odsłaniając brudną sukienkę. Kobiecie było już chyba wszystko jedno. Pokręciła głową, nie podnosząc wzroku znad podłogi.
- Byłam głupia, myśląc, że mogę sobie ułożyć normalne życie. Że mogę przyjść na urodziny twojej sławnej siostry, jakby nigdy nic, i przez cały wieczór udawać kogoś, kim nie jestem. Że może będę mogła jeszcze spędzić u Emily następne święta. Z wami. Byłam nieostrożna i naiwna. Muszę zniknąć.
Znów spojrzała na butelkę. Jej usta zadrżały.
- Zobacz, do czego doprowadziłam. Popatrz na Emily, na Daryla, popatrz na siebie. Przynoszę tylko to, co najgorsze. Możesz protestować, ale w głębi duszy dobrze o tym wiesz. Jestem jak ten demon z legend asari, który zagnieżdża się w twoim domu i powoli niszczy wszystko, co kochasz. Wróć do swoich, na górze. Emily pytała o ciebie. Daj mi pójść w swoją stronę.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Klub "Hades"

6 maja 2018, o 19:40

Milczał tak samo długo jak ona. Jej słowa były chyba jeszcze gorsze niż się spodziewał. Zabolało go to co usłyszał. Nie przyszedł przecież teraz na niej zemścić za to co się tutaj właśnie wydarzyło. Przyszedł o nią dalej walczyć. Wypruwał sobie żyły, aby być z nią i nie zamierzał teraz tak po prostu się poddać przez jej pieprzonego byłego, który postanowił wparować tutaj ze swoim oddziałem bawiąc się w pierdolonego Romeo.
- Więc ty naprawdę zamierzasz mnie zostawić? – Parsknął suchym śmiechem. Jego głos też nie brzmiał najlepiej. – Po tym wszystkim? Po tym kurwa wszystkim co razem przeszliśmy uznałaś, że najlepszych rozwiązaniem będzie ucieczka?
Wstał ze swojego miejsca. Teraz był naprawdę wściekły. To co wydarzyło się tamtego poranka nie było nawet blisko tego co nagle się zmieniło w jego wyglądzie czy posturze. Wypił jeszcze kolejne kilka łyków, a potem po prostu wypuścił butelkę z rąk. Nie mógł po prostu w to uwierzyć. Jeszcze tego mu tylko tego mu w tym wszystkim brakowało.
- Nic jeszcze nie jest stracone. – Powiedział nagle ciszej. Nagle agresja zniknęła. Chyba opadał z sił. Alkohol jeszcze bardziej bawił się jego emocjami niż robiła to jego psychika. Zacisnął pięści, ale po prostu był zbyt zmęczony by nawet zrobić to jakoś porządnie. – Nie przybiegłem tutaj po to, żeby cię skrzywdzić. Obiecałem ci, że będę przy tobie zawsze. Nie ważne co by się stało. Teraz też tak jest.
Jego głos się łamał. Przejechał dłonią po zmierzwionych włosach. Śnieg już stopniał pozostawiając na jego ciele kilka stróżek wody. Nic dziwnego, że tego nie czuł. Jemu mało co przeszkadzało. Wyglądał jednak z chwili na chwilę coraz gorzej. Niczym wrak, który już dawno temu powinien był trafić na złomowisko.
- To nie była twoja wina. – Zebrał chwilę powietrze w sobie i powiedział coś czego nigdy by się po nim spodziewać nie mogła. – To też nie była moja wina. Nie mogliśmy przewidzieć tego, że on się tu pojawi. Nikt tego nie mógł przewidzieć.
Westchnął cicho. Poczuł się dziwnie. Zawsze brał wszystko na siebie, a jednak tym razem tego nie zrobił. Nawet wydarzenia na Islandii wziął na siebie. To był cały on. Teraz jednak, kiedy był lekko wstawiony łatwiej mu było mówić o sprawach na które nigdy nie pozwoliłby sobie będąc trzeźwym. Spojrzał znowu na nią.
- Nigdzie nie musisz znikać. Proszę zostań. – Powiedział to bardzo cicho. Nie był jednak na tyle pijany, by mówić o swoich uczuciach bardziej niż zazwyczaj. – To wydarzenie nie zmieniło tego co do ciebie czuje. Możemy przejść przez to razem tak jak zawsze. Co innego nam zostało?
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Klub "Hades"

6 maja 2018, o 20:13

Cofnęła się o krok, schodząc na niższy stopień. Jego nagła złość była czymś, na co nie była gotowa. Co innego gdyby przyszedł wściekły od razu, wtedy obroniłaby się jakoś, bo od początku wiedziałaby jak się zachować. Teraz jednak jego pretensje były niespodziewane, a ona przez naprawdę była przestraszona. Nie chodziło o to, że mógłby coś jej zrobić. To nie był jeden z ich sparingów. Tutaj po prostu nie wiedziała jak zareagować, bo to nie było jego zwyczajowe zachowanie. Zmarszczyła brwi, odwracając wzrok.
- Nieważne, co by się stało? To gdzie jest granica rzeczy, które mogę zniszczyć w twoim życiu, zanim się ockniesz, że nie powinno mnie w nim być? - z jej oczu popłynęły w końcu łzy. Dzisiejsza noc nie była dla niej najlepsza. Wszystko, co mogło pójść nie tak, właśnie tak poszło. - To jest moja wina, Charles. On przyleciał tu po mnie. Gdyby mnie tu nie było, Emily miałaby normalne urodziny, na jakie zasługuje. Nie mogę wpakowywać tego wszystkiego do jej pięknego, różowego świata. Nie mogę, nie chcę.
Jakaś para asari wyminęła ich, obrzucając ich zaciekawionym spojrzeniem. Nie miały pojęcia, czego dotyczy rozmowa, być może nawet nie było ich na trzecim piętrze gdy wszystko się wydarzyło. Zabrały z widocznej stąd szatni swoje rzeczy i opuściły klub.
- Co nam zostało - powtórzyła, przecierając policzki dłońmi. - Chciałeś się przeze mnie zabić, Charles. A teraz pijesz. Daryla zostawiła Susan, bo zaczęło się ode mnie. Emily będzie miała traumę do końca życia, bo mój wspaniały były wybrał ją na zakładnika. Na kim jeszcze ci zależy, Charles? To zastanowię się, jak mogę jeszcze jemu spierdolić życie. Nie wiem, co zostało nam, ale wiem, co zostało mi. Muszę stąd odlecieć. Muszę pójść w swoją stronę i przestać liczyć na to, że może dla odmiany przez jakiś czas wszystko będzie dobrze.
W kieszeni marynarki znalazła zapalniczkę. Wyciągnęła ją, by przyjrzeć się jej przez chwilę zamglonym spojrzeniem. Była załamana. Mimo wszystkiego, co Striker mówił, ona podjęła już decyzję i musiałby mieć naprawdę mocny argument, który zmusiłby ją do zostania. Tymczasem nie miał. A kobieta z chwili na chwilę rozpadała się coraz bardziej.
- Wszystko stracone, Charles. Sam to powiedziałeś. Słyszałam cię, tam na dachu. Słyszałam każde słowo. Tad mnie nienawidzi, Emily się mnie boi, Daryl... nie wiem, co Daryl. Nie będą chcieli mnie widzieć. Mam ci kazać wybierać między sobą, a twoją rodziną? Pamiętam, jak duże to dla ciebie było, że możesz do nich wrócić. Pamiętam jak Emily płakała na twój widok w Sendai. Pamiętam co mówił mi Daryl w szpitalu na Omedze, kiedy ciebie nie było w pokoju. Pamiętam twoją matkę. Mam ci teraz powiedzieć "świetnie, oni mnie wszyscy nienawidzą, więc lećmy sobie z powrotem do Bergen i udawajmy, że nie istnieją"? Emily nie może na mnie patrzeć. Z tobą chciała porozmawiać, na mnie nawet nie spojrzy, Charles. Wszystko jest nie tak.
Cofnęła się o jeszcze jeden stopień. Coraz bliżej wyjścia.
- Nigdy nie chciałam, żeby on tu przyleciał. Nie chciałam żebyście musieli ze sobą rozmawiać. Nie chciałam, żebyś go zabijał, ale nie chciałam też nigdy więcej patrzeć na jego pierdoloną twarz. Myślisz, że ucieszyłam się na jego widok? Wiedziałam, że to się źle skończy, tylko nie sądziłam, że aż tak. Jak myślisz, że go wypuszczą, a ja polecę do niego na skrzydłach miłości, to się mylisz. Ale nie mogę... nie mogę ci więcej tego robić. Popatrz na mnie - rozłożyła na boki poły marynarki, pokazując mu brudną sukienkę i zakrwawioną skórę. - Mam wrócić do loży i udawać, że nic się nie stało? Znów okłamać Emily, że potknęłam się i zabiłam Serkinsa niechcący, a Aya Hatake to ktoś zupełnie inny, a ja nie mam nic wspólnego z najemnikami i Cerberusem? Proszę cię.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Klub "Hades"

6 maja 2018, o 20:58

Przez chwilę milczał. Znowu nie wiedział co powiedzieć. Nigdy nie chciał widzieć jej w takim stanie. Nie chciał patrzeć jak płacze. Wiedział jak wiele musiała teraz przechodzić. Przecież nie tylko jego życie w tym momencie się waliło. Przejechał sam dłońmi po swojej twarzy. Teraz żałował, że się napił. Wcale nie było łatwiej zebrać mu myśli. Było gorzej.
- Ty mnie popchnęłaś na minę zwaną powrotem do rodziny, a teraz jak nagle coś poszło źle to zamierzasz się zmyć? Chcesz mnie zostawić z tym wszystkim samego, zerwać kontakt i wierzyć w to, że może gdzieś tam Charles Striker ułożył sobie życie z rodziną bo ciebie tam nie ma? Czy ty sobie robisz ze mnie jakieś żarty?
Parsknął suchym śmiechem. Nie spodziewał się takiego wybuchu ze swojej strony. Ledwo co powstrzymywał gniew jaki chciał znowu przejąć władze nad jego osobą. Do tego jej łzy. Nie mógł po prostu tego tak zostawić. Nie mógł od tak sobie tego odpuścić. Chciał o nią dalej walczyć. Całym sobą tak jak robił to zawsze. To przecież ona pokazała mu jak lepiej żyć. To ona była jedynym powodem dlaczego chciał dalej to wszystko ciągnąć.
- Uwierz mi, byli już tacy co zdołali mi zniszczyć moje życie, a ty nawet nie jesteś blisko. To co się wydarzyło było prawdopodobne, ale równie dobrze mogli to być najemnicy, którzy przyszliby po mnie, a nie po ciebie. Obydwoje zadarliśmy z Cerberusem i wiedzieliśmy na co się piszemy. I jeśli będzie trzeba będę z nimi walczył każdego pieprzonego dnia aby dalej być z tobą i cieszyć się z każdej chwili, którą możemy przeżyć w normalności.
Jego ton głosu się zmienił. Nie było tam wyrzutu. To było bardziej jak wyznanie? Chyba jednak alkohol coraz bardziej rozprzestrzeniał się po jego organizmie dając mu siłę na wypowiadanie tych wszystkich słów, których nigdy by się nie mogła po nim spodziewać. Był zły, ale nie na nią. Był zły na cały świat, że rzucał im kłody pod nogi wciąż jednak nie chciał się poddawać. Był uparty jak zawsze.
- Nie, nie mamy wrócić do loży i udawać, że nic się nie stało. Możemy im to wszystko wyjaśnić i wierzyć w to, że nam wybaczą. Ja też nie mam kolorowej przeszłości. Przebywanie ze mną to duże ryzyko, ale to moja rodzina. Zaakceptują cię taką jaką jesteś. Dlaczego nawet kurwa nie chcesz spróbować? Dlaczego wolisz uciekać zamiast w końcu coś z tym zrobić? – Zawahał się przez chwilę. – Tak mówiłem, że wszystko jest stracone, ale tylko dlatego, że nic nie będzie już wyglądało jak kiedyś. Nie znaczyło to jednak tego, że chce aby moja przyszłość była bez ciebie.
Zamilkł na chwilę lekko zaskoczony tym jak w dziwny sposób przychodzi mu mówienie tego wszystkiego. Czuł też, że chyba adrenalina zaczęła krążyć po jego organizmie co mogło oznaczać, ze pewnie niedługo wytrzeźwieje. Spojrzał jej prosto w oczy zbliżając się te kilka kroków. W końcu ją przytulił. Spodziewał się też tego, że będzie chciała mu się wyrwać.
- To prawda chciałem się zabić, ale obiecałem ci, że to się nigdy nie powtórzy. Moje słowo jest święte. – Nie wiedział czy jego poprzednia obietnica ją przekonała, czy może ta cokolwiek zmieni. Chciał spróbować. Chciał dalej walczyć. – Uratowałaś moja siostrę za co zawsze będę ci wdzięczny. Wiem, że to co się stało bierzesz do siebie, ale już jest po wszystkim. Musimy to wszystko naprawić. – Odchylił lekko jej twarz tak aby patrzyła się na niego. Uśmiechnął się słabo, ale w jego oczach znowu pojawiło się to samo ciepło. – Kocham cię Aya i nic tego nie zmieni. Chce być tylko z tobą. Poznawać cię każdego dnia coraz lepiej i dalej próbować odzyskać to czego najbardziej pragniemy czyli normalnego życia. Będzie teraz trudniej, ale to nie znaczy, że nie jest to niemożliwe.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Klub "Hades"

6 maja 2018, o 23:23

- Nie, to nie... czy ty w ogóle rozumiesz, co ja do ciebie mówię? - zirytowała się Aya. - Nie chcę się zmyć dlatego, że jedna rzecz poszła nie tak, Charles. Popatrz na to z większej perspektywy. Popatrz dla odmiany obiektywnie. Nie jestem najlepszym, co cię w życiu spotkało. Jestem jak wampir, który wysysa z twojego życia całe szczęście, chociaż tego nie widzisz. Zobacz, że każdy problem który miałeś przez ostatnie tygodnie był związany ze mną. To wszystko jest moja wina. Wszystko, co do tej pory poszło nie tak, od samego początku do samego końca.
Potrząsnęła głową z frustracją, nie zgadzając się z jego słowami. Może i mogli to być zwykli najemnicy, którzy przyszli po niego, ale nie byli. Przyszli po nią, co miało udowadniać prawdziwość jej słów. Owinęła się mocniej cudzą marynarką, w której wyglądała jeszcze drobniej, niż zwykle. Stres ostatnich tygodni sprawił, że schudła, począwszy od tego czasu gdy Charles po kłótni wyprowadził się do Berlina, po absorbującą pracę nad restauracją która nie zostawiała czasu na jedzenie i po ostatnie wydarzenia związane z Cerberusem. Teraz naprawdę przydałaby się jej dieta od Strikera, który doprowadziłby ją z powrotem do stanu, w którym wyglądałaby zdrowo, a nie jak wrak samej siebie.
- Nie zaakceptują mnie. Widziałeś wzrok Emily? Widziałeś, jak Tad odciągnął ją ode mnie? - po jej policzkach znów spłynęły łzy. Jej głos łamał się, bardziej niż kiedykolwiek przedtem. - Nie mogę im tego robić, Charles. Nie chodzi o to, że nie chcę spróbować, ja po prostu wiem jak to się skończy. Nie jestem tam już mile widziana. I nie będę. Nie, Charles. Przestań.
Ostatni jej protest był reakcją na jego próby objęcia jej. Nie odsunęła się jednak, próbowała go tylko odepchnąć, po którejś bezskutecznej próbie w końcu rezygnując. Stojąc o jeden stopień niżej nie miała problemu ze schowaniem twarzy w jego klatce piersiowej. Zamilkła i zacisnęła dłonie na jego koszulce, nie przerywając mu więcej. Zaczynał już czuć, jak alkohol spowalnia jego reakcje, jak trudniejsze staje się postrzeganie świata. Chyba teraz dla odmiany to ona była trzeźwiejsza od niego. Nikt by się tego nie spodziewał.
- Tak strasznie cię przepraszam - powiedziała w końcu cicho. Gdyby nie fakt, że wyszli z części klubowej, w której grała głośna muzyka, to nie miałby szans jej usłyszeć. - Chciałam tylko... żebyś był szczęśliwy. I chciałam być szczęśliwa z tobą. Świat nas nienawidzi. Co będzie teraz? Wcześniej czy później przyjdą znowu - przytuliła się mocniej, dopiero teraz w objęciach mężczyzny znajdując trochę spokoju. - Przyjdą w najgorszym momencie. Jak dzisiaj. Nie mogę narażać twoich bliskich. I nieważne jak niezwyciężony się czujesz, ja nie mogę narażać też ciebie. Nie mogę zostać.
Jej działania przeczyły temu, co mówiła, bo trzymała się Charlesa jak ostatniej deski ratunku w swoim zagmatwanym życiu. Czekała na jego wściekłość, może na zemstę o której mówił na dachu, nawet jeśli był to wtedy blef. Nie doczekała się jednak, bo zamiast tego dostała zapewnienie o miłości.
- Pomóż mi, Charles - poprosiła, choć nie miał pojęcia o czym tak naprawdę do niego teraz mówi.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Klub "Hades"

6 maja 2018, o 23:58

Słuchał jej z miną, którą trudno było odczytać. To nie był rodzaj smutku, który mogła widzieć w jego najgorszych chwilach. Może właśnie dlatego, że zaczął już krążyć w jego organizmie. Było mu jej żal jak nikogo innego teraz na tym świecie. Dopiero, kiedy jednak wtuliła się w jego tors poczuł, że potrzebuje w tym momencie to ona potrzebowała go bardziej niż kiedykolwiek wcześnie. Nie jak wtedy na Islandi, nie jak w klinice. To teraz przechodziła najgorszy moment w swoim życiu i nie mógł jej zostawić.
- Nie odciągał jej od ciebie, ale od trupa. To jeszcze zdążyłem zauważyć. – Głaskał ją delikatnie po włosach starając się ją uspokoić. W ostatnich dniach to on mocno przejął rolę, którą zazwyczaj pełniła ona. Te kilka miesięcy spędzone z nią przypomniały mu jak to jest dawać komuś wsparcie. Komfort na jaki ponoć obydwoje sobie nie zasłużyli. – Tak samo by zareagowali gdybym to ja go dorwał. Jestem ci wdzięczny za to co zrobiłaś. Jakbym go złapał w swoje ręce…
Nie musiał kończyć. Dobrze wiedziała jakby to wyglądało. Słyszała o tym co zrobił ze Statnerem lub mogła sobie przypomnieć jak wskoczył turianinowi na głowę. Jego metody były brutalniejsze niż jej, a na pewno jeszcze bardziej efektowne. Może gdyby zamiast gwiazd, otaczali ich tylko żołnierze to jeszcze by mu zaklaskali. Gdyby zobaczyła go siostra w takiej akcji to na pewno by się go wyparła. Aya zrobiła to czysto. Zresztą zawsze tak robiła.
Pozwolił jej mówić. Wyrzucić wszystko z siebie. Docisnął ją tylko mocniej do siebie, jakby chciał ją zapewnić, że jest tu teraz tylko dla niej i nic więcej się nie liczyło. Jego dłoń wciąż bardzo delikatnie gładziła jej włosy. Znali się już jakiś czas. Wiedział co jej pomaga, a co nie.
- Może przyjdą, ale będziemy na nich gotowi następnym razem. – Westchnął cicho. Chociaż nie był już taki pewny czy w ogóle po nich przyjdą. Jej były właśnie miał wylądować w najgorszym wojskowym pierdlu. Oczywiście o ile przeżyje to co zrobił z nim Striker. Tak naprawdę nie wiedział czy ktokolwiek zapewnił mu idealną opiekę medyczną. Jakby nie patrzeć jego siostra stała się wtedy większym priorytetem niż życie terrorysty.
- Aya , już im się naraziłem. Twoje zniknięcie nie sprawi, że nagle mi zapomną to co zrobiliśmy.
Jej prośba o pomoc była czymś niespotykanym. Nigdy nie spodziewał się, że mógłby to usłyszeć z jej ust. Przytulił ją do siebie jeszcze mocniej. Nikt też nigdy nie prosił go o to jak ona. W końcu złapał ją za jej mokre policzki. Chciał aby znowu na niego spojrzała. Musiał skupić na sobie jej uwagę.
- Ja jestem szczęśliwy. Nigdy nie byłem bardziej szczęśliwy w swoim życiu jak przez te ostatnie kilka dni. To co się dzisiaj wydarzyło nie wpłynęło na moje uczucia wobec ciebie. – Przetarł jej łże kciukiem. Uśmiechał się do niej cieplej niż zazwyczaj. Rozumiał ją. Nigdy nie spodziewał się, że z kimkolwiek będzie się tak rozumiał tak jak z nią teraz. Może dlatego, że obydwoje przeszli w swoim życiu piekło, którego nie dało się opisać. – Pomogę ci we wszystkim. Tak jak zawsze to robiłem i będę robił. Dlatego proszę cię. Nie odchodź.
Delikatnie pocałował ja w czoło. Pewnie dla ludzi, którzy nie wiedzieli co się wydarzyło ich zachowanie musiało wyglądać naprawdę uroczo. Gdyby zobaczył go brat czy siostra to mogłoby już być różnie. Nie wiedział jak ją traktował Tucker, ale z tego co udało mu się wyłapać to chyba tylko on ją traktował w taki sposób. Obdarzył ją ciepłem, którego raczej nie dało się zbytnio połączyć z jego osobą.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Klub "Hades"

7 maja 2018, o 00:34

Wydawała się powoli uspokajać. Nie myślała teraz o Benjaminie, który mógł nie przeżyć ataku Charlesa, ale o rodzeństwie Strikerów, na którym zależało jej teraz prawie tak samo, jak na nim. Z jakiegoś powodu przywiązała się do nich bardziej, niż powinna, choć przecież spędziła z nimi raptem jedne święta, nie licząc krótkich spotkań przed i po nich. A może wciąż chodziło jej tylko o dobro mężczyzny, do którego przytulała się teraz, desperacko nie chcąc, żeby się od niej odsuwał. Gdyby nie poszedł za nią, nie postanowił jej złapać i powstrzymać, byłaby już w drodze, gdziekolwiek by jej nie poniosło. Siedziałaby w taksówce, wypłakując oczy i żałując wszystkich swoich dotychczasowych działań, wszystkiego do czego doprowadziła ona i jej przeszłość. A Striker piłby dalej. W sumie miał szczęście, że nie był takim chuchrem jak ona, bo wtedy po tej butelce wódki leżałby już pod jakimś stołem, zaśliniając podłogę. Teraz tylko czuł, jak stopniowo coraz bardziej traci kontakt z rzeczywistością. Znacznie mocniej niż normalnie czuł teraz bliskość wtulonej w niego kobiety, bo to na niej skupiał całą swoją uwagę.
W końcu uniosła na niego spojrzenie. Jej makijaż został poddany ciężkim próbom i chyba właśnie je przegrywał. Po jej policzkach spływały dwie ciemne smugi, które jednak Striker bez problemu mógł z nich zetrzeć.
- Myślałam, że będziesz... myślałam, ze po Benjim...
Nie dokończyła, bo nie miało znaczenia, co myślała. Zamknęła oczy, gdy pocałował ją w czoło, a potem wypuściła powietrze z płuc w długim wydechu. Wypuściła koszulkę mężczyzny z jednej ręki i przetarła dłonią policzki zaraz pod oczami, usiłując doprowadzić swój wygląd do stanu względnej użyteczności społecznej.
- Przepraszam - powtórzyła kolejny raz. - Nie pójdę nigdzie. Tylko nie wiem, co dalej.
Zerknęła na butelkę, która leżała za nim. W jej oczach znów pojawiło się poczucie winy. Nie wiedziała jak to skomentować, więc po raz kolejny postanowiła schować twarz w jego klatce piersiowej i tak tkwiła przez następne kilka długich minut. Nic nie miało większego znaczenia, niż oni dla siebie nawzajem. Nawet przechadzający się po schodach co jakiś czas goście klubu. Niektórzy spoglądali na nich, inni ich ignorowali. Dramat, który wydarzył się przed chwilą pomiędzy nimi, dla pozostałych był zupełną niewiadomą.
- Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało - powiedziała cicho, nie podnosząc głowy. - Nieważne jak bardzo... spierdolona... jest nasza codzienność. Całe życie myślałam, że jestem samowystarczalna i bycie z kimś to tylko forma umowy, żeby nie być zbyt samotnym na dłuższą metę. Ty mi udowodniłeś, że jest inaczej. Że w tym wszystkim naprawdę może być coś więcej. Nie umiałabym... nie wiem, co bym zrobiła, gdybyś mnie nie dogonił. Gdybym odleciała. Nie wiem dokąd bym poszła.
Po jakimś czasie odsunęła się i puściła go, chowając ręce do kieszeni. Doszła nawet do siebie i już nie było po niej widać, by kiedykolwiek płakała. Jak zawsze, azjatyckie geny. Wciąż unikała jego spojrzenia, ale przynajmniej nie wybiegała z klubu.
- Co z Emily i Darylem? Czy chcesz... czy mógłbyś porozmawiać z nimi sam? Ja poczekam gdzieś na sali. Przyjdziesz po mnie, jeśli będę mogła wejść. Gdyby żadne z nich nie chciało mnie widzieć, po prostu pójdę do hotelu i poczekam na ciebie, a potem nie będę się już po prostu pojawiać na waszych spotkaniach.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Klub "Hades"

7 maja 2018, o 07:57

Nie był na nią zły. Przecież oboje podejrzewali, że jej były w końcu się pojawi. Jednak nie miał najmniejszej ochoty opowiadać jej jak satysfakcjonujące było przyłożenie mu w twarz omni – pięścią. Ściągnąć mu z twarzy ten drwiący uśmiech jednym ciosem. Miał teraz tylko nadzieję, że Przymierze zamknie go w najciemniejszej celi w najgorszym więzieniu, tak aby nigdy więcej nie musiał widzieć jego twarzy. Dla niego Benji był odrażającą kreaturą, która nie miała prawa życia. Poszczęściło mu się, że akurat Aya byłą pobliżu.
Kiedy wtuliła się w niego ponownie sam poczuł lekkie wyrzuty sumienia oraz to jak bardzo idiotyczne było wypicie prawie całej flaszki alkoholu. Długo nie pił, a teraz bardzo silnie odczuwał, że za chwilę będzie jeszcze gorzej. Mógł jednak podziękować alkoholowi, że dał mu odwagę na jako takie pobiegnięcie za nią i powstrzymanie jej przed zostawieniem tego wszystkiego już na zawsze.
Uśmiechał się do niej. Znowu mógł poczuć się szczęśliwy. Długo zajęło mu przetrawienie tego, że ich spotkanie było najlepszym co ich w życiu spotkało. Mieli siebie nawzajem, cała reszta nie była ważna. Może z boku wyglądało to jak najgorszy dowcip. On były operator, ona była agenta Cerberusa. Związek, który nie miał prawa zadziałać, a ich miłość wręcz absurdalna. Jednak to właśnie to spotkanie na Islandii sprawiło, że zrozumieli jak bardzo są do siebie podobni.
- Pewnie do domu po kota. – Zażartował lekko. Jak zawsze to on był pierwszą osoba, która przechodziła ze wszystkim do porządku dziennego w trybie natychmiastowym. – Nigdy nie spodziewałem się, że będę potrafił się kimś zakochać tak jak w tobie. Zmieniłaś moje życie na lepsze, chociaż może ci się tak nie wydawać.
Spojrzał jeszcze na nią jak się powoli od nie odsuwała. Wyglądała już na spokojniejsza. Była w końcu opanowana. Gdyby nie ślady krwi i trochę już rozmazany makijaż to nawet nie byłoby widać, że coś się stało. Zresztą ta rozmowa sprawiła, że on też nie wyglądał już tak źle. Nie licząc tego, że był już pijany. Chociaż trzymał się teraz godnie. Wsunął dłoń do kieszeni czyjejś marynarki i złapał ją za rękę.
- Dobrze, porozmawiam z nimi sam. – Uśmiechnął się do niej. – Chociaż mogłabyś od razu wejść. Wiesz, że Emily też będzie chciała z tobą rozmawiać nie ważne jak długo będziesz chciała tego unikać.
Prowadził ją trzymając za dłoń znowu na górę. Sam też domyślał się jak długo i boleśnie będzie na niego krzyczeć siostra. To prawda widziała jak Aya zabija tamtego mężczyznę, ale dla niej może stać się jeszcze większą bohaterką niż poprzednio. Pewnie nawet nie zwróci uwagi na jej przeszłość. To była jego siostra, bardzo dziwna konstrukcja przepełniona emocjami.
Klub już powoli opustoszał. Posadził ją na kanapie blisko loży siostry. Pewnie mieli na niej siedzieć goście, gdyby jej loża była przepełniona. Zamiast jednak udać od razu tam najpierw podszedł do baru. Zamówił dwie herbaty. Jedna chwilę później dał jej, a drugą przygotowywał dla siebie. Musiał wytrzeźwieć.
- Widziałem, że jest ci zimno. – Uśmiechnął się do niej, kiedy dosypywał cukier do gorącego napoju. – Raczej będą chcieli cię widzieć, więc nie uciekniesz przed kolejnymi świętami i spotkaniem z moją matką.
Starał się chociaż trochę odciągnąć jej umysł od tych gorszych myśli. Za nim wszedł odłożył herbatę obok niej, a samemu uklęknął przed nią. Jego dłonie wylądowały na jej nogach. Był wyjątkowo radosny. Tak jakby to, że po prostu została dało mu wyjątkowo dużo siły do działania.
- Czekaj tutaj, dobrze? Pewnie zaraz po ciebie wyjdę.
Spróbował wstać, ale nogi trochę odmawiały posłuszeństwa. Zabrał z mebla swój ciepły napitek i upił kilka łyków. Nabrał powietrze w płuca i wszedł do loży.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Klub "Hades"

7 maja 2018, o 09:13

Jeśli Benji kiedykolwiek wyrwie się Przymierzu, na pewno nie pozostawi tego bez zemsty. Mógł się spodziewać, że wcześniej czy później pojawi się znowu, nawet jeśli nie za to, że odebrał mu Ayę, to na pewno za doprowadzenie go do takiego stanu i zamknięcie. Kto wie jednak, czy na przesłuchaniu nie wyłga się jakoś, jak to agenci Cerberusa mieli w zwyczaju i za kilka dni, czy tygodni znów będzie siedział im na głowie, tak samo irytujący, chociaż znacznie mniej przystojny niż przedtem. Striker zrobił sobie kolejnego wroga, choć w ogólnym rozrachunku jeden w tą czy w drugą stronę nie robił różnicy.
Aya westchnęła i ruszyła za nim na górę, wpatrując się w podłogę, w każdy kolejny stopień. Droga z powrotem na trzecie piętro była długa, gdy nie korzystali z windy, ale przez cały ten czas kobieta nie odezwała się ani słowem. Nie wierzyła w obietnice Charlesa dotyczące Emily i jej reakcji. Ona wiedziała lepiej, czego ma się spodziewać - w rzeczywistości jednak zarówno jedno, jak i drugie z nich mogło się bardzo mylić.
Usiadła na kanapie, rozglądając się po opustoszałym piętrze. Plątało się tu jeszcze kilkanaście osób, kilku siedziało przy barze, a przy odległym stoliku została grupa turian, pogrążonych w beztroskiej rozmowie, jakby nic się tu nie wydarzyło. Ale parkiet był pusty, a muzyka przycichła. Z tego, co słyszeli mijając pierwsze i drugie piętro, po prostu wszyscy przenieśli się niżej, zbyt pijani żeby pójść do domu dla swojego własnego bezpieczeństwa. Hatake przyjęła herbatę, wpatrując się w kubek w milczeniu. Nie chciała cukru, więc tylko obserwowała suszone listki, powoli nasiąkające wrzątkiem i opadające na dno.
- Nie jest mi zimno - powiedziała cicho. - Daryl kazał mi zasłonić całą tę krew.
Jak widać troska jego brata dotyczyła czegoś innego, ale to wciąż było rozsądniejsze, niż nawalenie się w palarni całą butelką wódki. Herbata raczej nie miała szans otrzeźwienia go, z chwili na chwilę było coraz gorzej. Nie był w najlepszym stanie na emocjonalne rozmowy z siostrą i jej mężem, który prawdopodobnie będzie wściekły bardziej, niż ona.
- Jakbym miała sobie stąd pójść to napisz - poprosiła. - Zanim któreś z nich wybiegnie, żeby mi powiedzieć jak bardzo nie ma tu dla mnie miejsca. Nie chcę tego dzisiaj. Wolę nie rozmawiać z nimi wcale, niż jakby to się miało tak skończyć.
W loży nie było już gości. Emily siedziała na jednej z kanap, obok niej Daryl, o którego ramię była oparta, a Chaves z frustracją krążył po pomieszczeniu. Na widok Charlesa znieruchomiał. Wszystkie trzy pary oczu odwróciły się w jego stronę.
- Emily jest ranna - poinformował go Tad, jakby Striker sam tego nie wiedział. - Ale żyje. Daryl też dostał. Gdzie jest Aya?
W jego głosie nie było sympatii czy wzruszenia. Był wściekły i Charles widział go takiego po raz pierwszy. Zwykli ludzie, tacy jak on, też mieli prawo do równie silnych emocji. W sumie nawet większe, bo ich możliwości nie były wystarczająco duże, by sobie z tym poradzić. By zareagować jakkolwiek inaczej, poza panicznym wyczekiwaniem, aż ktoś inny rozwiąże problem.
- Kim ona jest? - warknął. - Ta kobieta, wokół której działo się to wszystko?
- Tad, spokojnie - poprosiła Emily cicho, nie podnosząc się z ramienia brata.
- Przyprowadził ją, ryzykując twoim życiem. Nawet jej prawdziwe imię i nazwisko przed nami zataili. Wstydzi się swojego imienia, tak? - odwrócił się do swojego szwagra. - Dlatego używa innego? Łatwo nabrać naiwnych ludzi, takich jak my.
- Uciekła, prawda? - spytała blondynka. Zmarszczyła lekko brwi, przyglądając się Charlesowi. - Co z tobą w ogóle? Wyglądasz... dziwnie.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Klub "Hades"

7 maja 2018, o 18:39

Wchodząc do loży mimo wszystko czuł się jakby wkraczał na salę sądową gdzie żaden z wyroków nie będzie łaskawy. To co wydarzyło się dzisiaj było też jego winą. Było przedsmakiem tego, co mogło się wydarzyć jeśli ktoś postanowiłby przylecieć po niego. Czy to Cerberus, czy ktokolwiek z jego przeszłości. Nie miał innego wyjścia. Ta rozmowa i tak nigdy by nie uciekła. Oczywiście, mógłby ucieka od niej, ale to pogorszyłoby tylko sytuacje.
Ich wzrok był skupiony na nim. Oceniający, zły czy po prostu bezsilny. Każdy z nich reprezentował całkowicie inne spojrzenie na sprawę. Zdanie Daryla miał szanse już poznać. Teraz pozostawała jego siostra i jej mąż. Oni mogli mieć od niego znacznie większy żal niż Daryl. Nie spodziewał się, że zrozumieją wszystko. Pogodził się z tym, że o ich wybaczenie będzie musiał się starać przez wiele kolejnych lat i o ile w ogóle będą chcieli to zrobić.
Na początku nie odzywał się. Przyjął na siebie atak ze strony Tada. Miał prawo być zły. Nie mógł mu tego zabronić. Rozumiał jak musiał się czuć widząc swoją żonę w rękach terrorysty. To, że wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej było tylko szczęściem. Emily była tylko draśnięta.
- Aya Hatake to była agentka Cerberusa. – Powiedział od razu. Nie było sensu kłamać na ten temat. – Powinienem jednak zacząć od początku. W czasie świąt odezwał się do mnie mój tajemniczy sponsor, który wykupił mnie z więzienia. Miałem dla niego wykonać jakaś prostą misję w raz z innymi takimi jak ja. Finalnie okazało się, ze to Cerberus.
Zamilkł na chwilę wyciągając papierosy z kieszeni. Jego ruchy na pewno nie były już tak sztywne, a co dopiero skoordynowane. Szukał paczki dość długo, a w międzyczasie mówił dalej.
- Nie mogłem dla nich pracować, ale trzymali mnie za jaja. Chcieli zabić wtedy jeszcze Sonye, jeśli się wykruszę. Nie bardzo lubię jak ktoś grozi moim bliskim. Zaryzykowałem wiec. Sprzedałem wszystkie informacje Przymierzu oraz za pomocą Daryla wyprosiłem od nich wsparcie. Dwa tygodnie później byliśmy już gotowi do przejęcia ich pancernika. Kretyni nawet nie wiedzieli co w nich uderzyło.
W końcu znalazł papierosy i wyciągnął je przed siebie. Chyba trochę pogniótł paczkę w międzyczasie bo papierosy w środku całkowicie utraciły swój pierwotny kształt. Potem zaczął szukać zapalniczki.
- I w tym momencie zaczyna się główna część historii. Sonya, tak naprawdę nazywała się Aya Hatake i była uśpionym agentem Cerberusa, ale do tego zaraz dojdę.
W końcu wyciągnął zapalniczkę. Chyba ta cała butelka wódki w którą w siebie wlał zaczęła dawać mu się we znaki. W dziwny sposób przypominał teraz ich ojca. Zachowywał się bardzo podobnie, kiedy był wstawiony. Nie był spięty, a wszystko opowiadał jakby było tylko jakaś niewinną historyjką.
- W międzyczasie ściągnąłem do pomocy kolegę ze studiów. Zostałem poinformowany, że Sonya została porwana, a no i chciałem się zabić. Tych historii nie będę opowiadał bo to tylko niepotrzebny filler.
Odpalił papierosa i mocno się nim zaciągnął. Czuł jak bardzo rozkłada go alkohol. Całkowicie już zapomniał jak to jest. Docierało też do niego jak idiotyczną decyzją było upicie się zaraz przed tak ważną rozmową. Był kretynem. Mógł z tym przecież poczekać do rana jak wytrzeźwieje i weźmie prysznic. Zaschnięta krew powoli zaczęła sprawiać, że swędziała go skóra.
- Długo nie myśląc udaliśmy się na Illium, aby ją odbić. Co poszło nawet gładko, nie licząc tego, że zamontowali jej przy rdzeniu kręgowym implant do kontroli. Miałem taki sam. Nie polecam. Udało nam się go wyciągnąć w ostatniej chwili. Potem przyleciało wojsko i teren został zajęty. – Kolejny raz się zaciągnął. Tym razem już jakby trochę bardziej trzeźwo. – Potem do mych rąk trafił jej dossier. Przez półtora roku była działa pod przykryciem, aby dorwać jednego z moich byłych towarzyszy. W taki sposób się poznaliśmy.
Zastanawiał się przez chwilę nad czymś. Jakby nie wiedział czy może to opowiedzieć, ale chyba nie miało to już żadnego znaczenia. Chyba nawet nie było mu tak wstyd opowiedzieć o tym jak wyglądał ich związek. To mogłoby położyć trochę więcej światła na sprawę, a do tego był na tyle wstawiony, że bez problemu mógłby o tym opowiedzieć.
- Więc tam się poznaliśmy. Oszczędziłem jej życie, po tym jak wykończyła już moich były towarzyszy broni, których jak podejrzewam chciał wynająć Cerberus ale się nie zgodzili. Wcześniej chciała zabić mnie, ale w ciągu tych kilku dni udało nam się nawiązać pewną nić zrozumienia. Dzięki niej zresztą uznałem, że dobrym pomysłem będzie powrót do rodziny po tych wszystkich latach. Wspieraliśmy się. Pomagaliśmy nawzajem. Chyba w Japonii zostaliśmy oficjalnie parą. Zamieszkaliśmy razem i próbowaliśmy mieć normalne życie. Potem tak jak mówiłem odezwał się Cerberus. – Zaciągnął się papierosem. – Podczas ataku na pancernik dowiedzieliśmy się, że mamy w załodze kreta, którym okazał się być członek mojego zespołu. No i był drugi kret. Była nim Aya. W międzyczasie, kiedy my przejmowaliśmy statek oddział Cerberusa poleciał ją przebudzić. Nie przyjęła tego zbyt dobrze. Zaatakowała ich, a przy okazji chroniła nam tyłki potwierdzając tylko słowa mojego człowieka. Wiec ogólnie oprócz jednego problemu wszystko poszło gładko.
Podrapał się ręką bez papierosa po boku swojej głowy. Znowu się nad czymś zastanawiał. Mógł też po prostu starać się zbierać myśli. Nie wyglądał teraz zresztą jak człowiek, któremu łatwo się teraz w ogóle myśli.
- Nie mogłem jej zostawić. – Pokręcił głową jakby chciał tym poprzeć swoje słowa. – Nie zasługiwała sobie na takie życie. Na życie jakie miałem ja. Chciałem jej pomóc i dalej chce to robić. Miała duże problemy z postrzeganiem wspomnień. Wszystko jej się mieszało. Nie pamiętała wszystkiego ze starego życia, ale mnie pamiętała. Mnie. – Uśmiechnął się lekko. – Przypomniała kilka rzeczy związanych z naszym związkiem. Dalej przypomina. Z każdym dniem jest coraz lepiej. Mieliśmy wam o tym powiedzieć, albo podejrzewaliśmy, że zrobi to Daryl. Uznaliśmy, że dzisiaj nie jest najlepszy dzień bo masz urodziny.
Spojrzał na swoją siostrę. Teraz to już i tak nie miało znaczenia. Wszystko zostało zniszczone przez nich. Cała impreza mocno się zjebała, a wszystko co budował przez te kilka miesięcy legło w gruzach.
- Nie spodziewaliśmy, że przyjdzie tutaj jej były narzeczony chcąc ja siłą ściągnąć do organizacje. Byliście na dachu jak zaczął grozić jej i wam. Chyba go zabiłem. Nie jestem pewny. – Jego wzrok stał się trochę pusty. Jednak nie była to wina alkoholu. – Tu nie chodzi tylko o nią. Ja też mam swoje pod paznokciami. Nie powinniśmy tutaj przychodzić. Równie dobrze mógł ktoś przyjść po mnie. Nie mówiąc już o tym, że wojsko dało dupy mówiąc, że będą mnie chronić po tym jak zgodziłem się dla nich pracować.
Oparł twarz o swoje dłonie i pochylił się lekko do przodu. Papieros wciąż tlił się w pomiędzy jego palcami.
- Wiedziałem, że mój powrót będzie ryzykiem. – Zamilkł na chwilę by sekundę później dodać. – Jezu, ale się najebałem.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Klub "Hades"

7 maja 2018, o 21:51

Długa historia, którą opowiedział im brat, nie była tym, czego się spodziewali. Może gdyby był trzeźwy, usłyszeliby kolejną wymówkę, historię podobną do tej, którą wytłumaczył inne imię towarzyszącej mu kobiety. Teraz jednak alkohol krążący w jego żyłach prowokował do szczerości, nieważne jak bolesna by ona nie była. Jak szokująca dla zwykłych ludzi, takich jak Emily i Tad. Nawet Daryl przyglądał się mu ze skupieniem, poznając nowe elementy ostatnich dwóch miesięcy z życia Strikera, o które nigdy tak dokładnie się nie dopytywał.
Słowo Cerberus prawdopodobnie niczego im nie mówiło. Pracując w zawodzie zupełnie niezwiązanym z tym mniej przyjemnym i znacznie mniej czarno-białym światem, Emily mogła co najwyżej usłyszeć o nich, ale nie musiała wiedzieć nic więcej. Tego jednak Charles mógł się co najwyżej domyślać, czy ma ona jakiekolwiek pojęcie na temat tego, czym zajmuje się organizacja. Widział jednak, że to, w jaki sposób ich przedstawiał, był mocno negatywny, więc musieli to w taki sam sposób odebrać.
Informacji o jego planowanym samobójstwie ani Emily, ani Chaves nie wzięli na poważnie. W sumie może to i lepiej, bo dzięki temu uniknął kolejnych łez i wybuchów rozpaczy. Zabrzmiało to trochę tak, jakby informacja o porwaniu Sonii wpędziła go zwyczajnie w tymczasowe załamanie. Trudnej było to zrozumieć zgodnie z prawdą i w to uwierzyć, więc podświadomie oboje wybrali wygodniejszą opcję. Za to każde kolejne słowo dotyczące jego przeżyć i Ayi wywoływało na ich twarzach wybuchową mieszaninę emocji. Od szoku, przez gniew, strach, po smutek i niedowierzanie. Tad wyglądał zdecydowanie gorzej, bo on nie uspokoił się ani na chwilę. Cały czas krążył po pomieszczeniu, a jego dłonie zaciskały się w pięści za każdym razem, gdy spoglądał na Charlesa. Gdyby był jego wymiarów, albo miał przynajmniej jakieś podstawowe umiejętności wyprowadzenia ciosu tak, żeby nie złamać sobie przy tym ręki, pewnie już dawno w jedyny słuszny sposób podsumowałby jego słowa.
- Wykończyła? - powtórzyła Emily cicho, nie umiejąc sobie wyobrazić jej ukochanej Sonii, która zabija po kolei ludzi takich, jak Striker, wychodząc z tego bez szwanku i jeszcze znajdując sobie wśród nich miłość. Zamknęła oczy i przykryła je dłonią, nadal oparta o Daryla. Ten nie odzywał się, nie wtrącał. To nie dotyczyło jego.
- Masz rację, dziś był lepszy dzień na wzięcie jej na zakładnika - warknął Tad. - Nie spodziewaliście się tego, że możecie przynieść za sobą cały brud, w którym siedzicie? To było publiczne wydarzenie. Nadal jest. To tylko cud, że wszyscy żyją.
Emily nie zaprotestowała. Siedziała w bezruchu, nie patrząc na nikogo. Nie umiała sobie poradzić z własnymi emocjami, więc pozwoliła swojemu mężczyźnie przejąć pałeczkę.
- Nie mogłeś zgodzić się na to, żeby zabili ci Sonyę, ale nie miałeś nic przeciwko przyjściu tutaj i narażeniu siostry? Co tam rodzina. Ważniejsza jest ona, jakaś... kimkolwiek ona tam jest. Em mogła dziś zginąć. Jedyne, co dzieliło ją od śmierci, to fakt, że tamten człowiek w ogóle chciał z tobą rozmawiać. A gdyby zachowywał się inaczej? Gdyby zrobił jej krzywdę tylko po to, żeby coś udowodnić? Gdyby leżała teraz martwa na dachu obok tamtego, nadal twierdziłbyś, że twoja obecność tutaj to świetny pomysł? Nie twoja, tylko wasza. Was obojga nie powinno tutaj być. Powinniście odejść i nie wracać.
- Nie - zaprotestowała Emily, podnosząc się ze stęknięciem i otwierając oczy, by wbić w Tada gniewne spojrzenie. - Nie masz prawa tak mówić.
- Przestań zachowywać się, jakbyś miała piętnaście lat, Emily - warknął na nią Chaves. - To nie jest czas na sentymenty.
- Jakie sentymenty, Tad? To jest moja rodzina! Mój brat, który wrócił do domu po ośmiu latach! Wrócił z martwych! Każesz jemu wybierać mnie ponad nią, a ja mam zgodzić się z tym, co mówisz teraz?! - prawie krzyknęła. Usiadła jednak, bo dla niej bolesna rana to nie było nic takiego. Stęknęła cicho, łapiąc się za bok.
- Nie. Chcę, żebyś wiedziała, kiedy przychodzi najwyższy czas na pożegnanie.
- Nie będzie żadnego pożegnania. Mogę być na niego zła, mogę nie wiedzieć teraz jak rozmawiać z Sonyą, mogę mieć koszmary przez następne dwa miesiące. Mogę wściekać się na niego, za to, że mnie okłamywał przez cały ten czas, a Sonya razem z nim. Ale nie dam im odejść, rozumiesz? Nie zgodzę się na to. I przysięgam, Charles - zwróciła się do niego. - Przysięgam, że jak spróbujesz znów zniknąć z mojego życia, to dopiero wtedy cię znienawidzę. Gdzie jest Sonya? Cholera, gdzie jest Aya?
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Klub "Hades"

7 maja 2018, o 22:38

- Tak. Miała, od tego ludzi. – Wciąż twarz miał ukrytą w dłoniach. Nie dlatego, że wstydził się na nich spojrzeć. Po prostu zaczynało mu być niedobrze. Chciało mu się po prostu rzygać. Może był wielki ale w bardzo krótkim odstępie czasu udało mu się wypić całą butelkę wódki. Jego organizm nie był przyzwyczajony do takiego rodzaju toksyn. – To znaczy najemników, którzy mieli na nas polować. Ona nas wykończała osobiście kulą w głowę. Miała zaprogramowane wspomnienia gdzie jeden z naszych oddziałów zabił jej matkę. Ja tam znalazłem się przez przypadek, bo kolega Zane potrzebował wsparcia w ludziach. Oczywiście się zgodziłem. Nigdy nie byłem najlepszy w podejmowaniu dobrych decyzji. – Parsknął śmiechem odsuwając dłonie od twarzy. Był blady, ale raczej nie ze względu na emocje. – Nigdy.
Spojrzał przed siebie z bardzo enigmatyczną miną. Długo mu nie zajęło odkrycie dlaczego siedzi jak kretyn i gapi się w ścianę. Złapał szybko najbliższy śmietnik i po prostu do niego zwymiotował. Czuł, że wypada z niego dosłownie wszystko. Cały ten syf zebrany tego dnia. Trochę zajęło mu doprowadzenie siebie do stanu, gdzie mógłby znowu rozmawiać. Upił łyk herbaty, aby przepłukać sobie usta. Wypluł plwocinę od razu do kosza, a potem już napił się herbaty. Wyglądał już trochę lepiej, ale nie można było powiedzieć, że jest trzeźwy.
Nie odpowiedział na pierwszy zarzuty. Tad miał rację, a on nie miał żadnego argumenty aby to zbić. Zrobił syf i to raczej, który był bardzo daleko od tego co mogłoby pasować pod brata recydywistę. Mógł komuś obić mordę, chamsko podrywać panienki czy nawet upić się do nieprzytomności. Idealnie przecież wpasowałoby się to w jego historię. Zamiast tego ściągnął tutaj ludzi, którzy polowali na niego oraz Ayę.
- Nie zrobiłby. – Odpowiedział szorstko. – Nie komentuję tego jak się robi montaż filmu bo się na tym nie znam. Wiem za to jak wyglądają sytuacje z zakładnikiem. Wszystko było pod kontrolą. Koleś chciał gadać. Potrzebował karty przetargowej jaką byłą moja siostra. – Spojrzał na niego tym razem inaczej. Nie było tam tej uprzejmości jaką zazwyczaj mógł widzieć podczas wszystkich ich spotkań. – Nigdy nie uważałem, że moja obecność tutaj to świetny pomysł.
Zamilkł w końcu. Tad go punktował i nie potrafił mu niczym więcej odpowiedzieć. Sam ściągnął na nich ten syf i dobrze o tym wiedział. To, że nie dołączył do nich jeszcze Daryl było jakimś pieprzonym cudem. On pewnie już szykował się na to, aby go zjechać potem jak już nie będzie Emily. Wtedy będzie sobie folgował ile tylko będzie chciał.
Westchnął głośno i wstał bardzo chwiejnie ze swojego miejsca. Był tym wszystkim zmęczony. Spojrzał tylko na Tada i na swoją siostrę. Szczególnie to jej reakcja go zaskoczyła. Nie spodziewał się, że tak mocno stanie w jego obronie. Nie po tym wszystko co się stało. Nie mówiąc już o tym, że chciała się widzieć z Ayą.
Wychylił się z loży aby zawołać skinięciem głowy kobietę.
- Zaraz przyjdzie.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Klub "Hades"

7 maja 2018, o 23:22

Gdy Charles złapał śmietnik, by zwrócić do niego wszystko, co zdążył w ciągu ostatnich dwudziestu minut wypić, reakcje były natychmiastowe. Tad jęknął zdegustowany, rozłożył ręce i spojrzał w górę, jakby chciał u jakiejś siły wyższej wybłagać, by to się wreszcie skończyło, a Emily wydała dźwięk świadczący o absolutnym obrzydzeniu i odwróciła wzrok, krzywiąc się. Tylko Daryl pokręcił bez słowa głową, wciąż obserwując brata. Nikt nie mógł wiedzieć, co działo się w jego głowie, bo po raz pierwszy od bardzo dawna nie miał nic złośliwego do dodania. Musiał uznać, że to, jak odnosi się do niego wściekły Chaves, jest wystarczającą karą za przewinienia.
- Ona was... kulą... co? - powtórzyła Emily, blednąc. Nie, to się jej zdecydowanie nie zgadzało z tym, co wiedziała na temat Ayi. Kobieta, która przyszła do nich na święta była urocza i nieśmiała, niepewnie doczepiając się do jego rodziny na Boże Narodzenie, bo nie miała dokąd pójść. Była szczupła, rysy jej twarzy delikatne, a w spojrzeniu nie było tej twardości, którą znajdowało się u ludzi pokroju choćby Charlesa, czy Daryla. Prędzej smutek. Emily nie mogła w to uwierzyć.
Tad skrzyżował ręce na klatce piersiowej, zatrzymując się w końcu, choć chyba zmusił się do tego świadomie, jak zorientował się, że krąży zdecydowanie za dużo. Zacisnął nerwowo zęby, wbijając w Strikera wściekłe spojrzenie. Dla niego ten człowiek był nikim ważnym. Nie miał związanych z nim żadnych wspomnień, nie traktował go jak rodziny Emily, bo przed Sendai nie spotkał go ani razu. Może zdarzyło mu się z żoną odwiedzić grób, ale to by było na tyle. Teraz trup wracał do żywych i przewracał ich życie do góry nogami, niemal doprowadzając do śmierci jego ukochanej. On nie zgodziłby się ze zdaniem, które Charles wypowiedział do Ayi na schodach - według niego jak najbardziej była to ich wina. Ich obojga.
- Ja też nigdy tak nie uważałem.
- Tad, nie odzywaj się już - syknęła Emily, coraz bardziej wyprowadzana z równowagi.
Aya okazała się stać przy samej zasłonie. Ciekawość nie pozwoliła jej usiedzieć w miejscu z herbatą, z której prawdopodobnie nie upiła nawet łyka. Opierała się teraz o ścianę, z opuszczoną głową wpatrując się w guziki w rękawach marynarki. Kiedy Charles ją zawołał, niepewnie odepchnęła się i ruszyła powoli w jego stronę, w końcu wchodząc do loży. I znów zapadła w niej cisza. Chaves przesunął spojrzeniem po jej sylwetce i westchnął, Emily po prostu patrzyła na nią bez słowa. Przez te kilkanaście długich sekund Hatake sprawiała wrażenie, jakby stawała się coraz mniejsza. Znów wsunęła ręce do kieszeni i opuściła wzrok na czubki swoich butów. Te przynajmniej były czyste, błyszczące.
- Przepraszam, Emily - powiedziała cicho w końcu, decydując się jako pierwsza przerwać milczenie. - Przepraszam was wszystkich. Słyszałam, co mówił Charles. To wszystko... to jest prawda. Nie powinnam była tu przychodzić i teraz też nie chciałam już tu być, ale kazał mi zostać. Przepraszam, więcej nie będę już... zniknę z waszego życia, tak jak chcesz, Tad. To był błąd, największy, jaki popełniłam. Nigdy nie chciałam tego na was ściągnąć. Przepraszam.
Ostatnie słowo powiedziała już tak cicho, że ledwie dało się je usłyszeć.
- Żyję - odezwała się w końcu blondynka. - Tylko nie wiem, czy powinnam być ci wdzięczna, czy mieć do ciebie pretensje.
- Nie wiesz? - parsknął suchym śmiechem Chaves i pokręcił głową z niedowierzaniem. - To jakie macie plany teraz? Wracacie z nami do Londynu, tam nam przyciągnąć więcej tych z Cerberusa? Jeszcze w domu nie mieliśmy takich wspaniałych rozrywek, jak dzisiaj.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Klub "Hades"

8 maja 2018, o 07:55

Był lekko zaskoczony tym, że Aya stała zaraz przy samej zasłonie. Pewnie słyszała wszystko co powiedział. Pewnie gdyby był trzeźwy to rozegrałby to lepiej. Zamiast tego wyłożył im po prostu sytuacje w bardzo szczery sposób i nie było już odwrotu od słów, które wypowiedział. Sam zresztą długo milczał. Ta cisza była o wiele cięższa niż się spodziewał. Do tego powoli zaczynał czuć jak po incydencie z koszem na śmieci powoli zaczyna trzeźwieć.
Wysłuchał Ayi, a na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie. Zastanawiał się tylko, czy znowu chciała uciec z życia wszystkich, a przede wszystkim jego. Chociaż mogło to znaczyć tylko tyle, że już nigdy z nim nie pójdzie na żadne rodzinne spotkanie. W takim wypadku Charles pewnie też unikałby ich jak ognia. Nie dlatego, że jej by tam nie było. Potrzebował wsparcia w takich sytuacjach i jeszcze długo będzie.
- Nie. Raczej średnio widzę teraz wizyty w rodzinnym gronie Tad. – Spojrzał na niego z sarkastycznym uśmiechem. To nie były typowe dla niego zachowania, ale przecież był pijany. Pewnie będzie sobie pluł w brodę następnego dnia. – Miło, że jednak pytasz. Pewnie wrócimy pod Bergen i będziemy próbować dalej normalnie żyć. I uwierz mi. Nie ważne jakbyś tego chciał to raczej zbyt szybko nie zniknę z waszego życia. – Spojrzał na chwilę gdzieś w dal. – No chyba, że zginę na najbliższej misji. Zawsze możesz za to trzymać kciuki.
Uśmiechnął do niego. Dobrze wiedział, że jeśli teraz po prostu postanowił by zniknąć lub zerwać kontakt jego siostra zrobiłaby wszystko by ten kontakt odzyskać. Wyciągnął kolejnego papierosa. Tym razem jego ruch były już trochę bardziej skoordynowane, chociaż powoli zaczynał sie czuć wyjątkowo źle. Chyba jednak alkohol nie był jego przyjacielem. Przeniósł wzrok na siostrę.
- Nie muszę przecież pojawiać się osobiście. Zawsze możemy utrzymywać kontakt przez komunikatory. No może nie licząc Daryla. Jego będę dość często teraz widywał w Vancouver. – Westchnął cicho. – Nie chcieliśmy wam rozwalić imprezy i nigdy nie było to naszym celem. Podjęliśmy wyjątkowo złą decyzję i dopóki będziemy się trzymać gdzieś na uboczu to nie powinno się to już powtórzyć.
Objął ramieniem Aye. Widział jak kobieta kurczy się w sobie. Nie zamierzał tak po prostu stać i patrzeć na to co się z nią dzieje. Był tam przecież dla niej. Przycisnął ją lekko do siebie. Na twarzy miał ten lekko ciepły uśmiech.
- Za chwilę już stąd pójdziemy. Spróbujemy wrócić do domu.
Powiedział do niej cicho. Chciał ją też uspokoić. Był z niej dumny. Nie uciekła i zrobiła to co powinna. Niedługo będą mogli wrócić do siebie. Znowu spróbują jakoś żyć. Nie będzie łatwo, ale nigdy przecież nie miało być.
- Nie wiem co więcej możemy wam powiedzieć. Nie cofniemy tego co się stało. Możemy po prostu liczyć na to, że kiedyś nam po prostu wybaczycie.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Klub "Hades"

8 maja 2018, o 08:25

Jego znajomość z Tadem miała teraz ulec znaczącemu pogorszeniu. Od samego początku mąż Emily darzył Charlesa raczej pozytywnymi emocjami, nawet jeśli były one słabe. Teraz jednak wszystko się zmieniło, tylko przez to, że musiał patrzeć na swoją ukochaną w rękach terrorysty, zastanawiając się pewnie tylko nad tym, czy będzie mu dane jeszcze kiedykolwiek objąć ją żywą. Nie powinni się dziwić jego złości. Dla niego nie była to udana misja i uniknięte ryzyko, dla niego to było coś, co w ogóle nie powinno było mieć miejsca.
Emily za to była rozdarta. Jej odzyskany brat i Aya chcieli teraz zniknąć, wybierając to jako najlepsze rozwiązanie. Obwiniała ich, ale obwiniała też emocjonalną reakcję Chavesa, przez którą tamta dwójka chciała się teraz trzymać z daleka.
- W domu jesteście bezpieczni - odezwał się w końcu Daryl, uznając najwyraźniej, że jest to ważna informacja, dla której może się włączyć w dyskusję. - Wojsko obiecało mi czuwać nad wami i obiecało to też Charlesowi, odkąd został przez nich zatrudniony. Wasz dom jest zabezpieczony.
- Dobrze, że dom jest. Pomoże nam to znacząco, jakby zaatakowano Emily na jakimś przyjęciu poza Londynem. Przynajmniej dom będzie bezpieczny.
- Możesz nie wyżywać się na mnie? - warknął do niego młodszy Striker. - Chcesz, to drzyj się na Charlesa, ale nie opierdalaj zamiast tego wszystkich dookoła.
- Ktoś musi, skoro wy zachowujecie niewytłumaczalny spokój. Nie dociera do was co się właśnie mogło stać?
- To co mam zrobić, rozpłakać się i rzucić na Charlesa z pięściami? Podejść do Sonii i ją kopnąć? Czy może zawołać ochronę, żeby wyprowadziła ich z klubu? - spytała Emily, odrywając dłoń od boku i sprawdzając, czy jest brudna. Ale krew była zaschnięta na sukience, nie zostawiła więc śladów na jej dłoni. - Nie musisz robić za mojego adwokata, Tad.
Aya wtuliła się w Strikera, niezauważalnie przysuwając się do niego trochę bliżej. Jak na agenta, jakim była, zaskakująco nie potrafiła poradzić sobie ze zwykłymi problemami, z jakimi miała styczność w tym momencie. Potrafiła zabić jednym czystym cięciem, atakując z ciemności. Nie potrafiła rozmawiać.
- Nie trzeba ochrony. Wyjdziemy sami - powiedziała cicho.
- Nie o to chodzi, Sonya! Tego po prostu dało się uniknąć, gdybyście powiedzieli nam prawdę wcześniej. Myślałaś że co, że przepędzimy cię z domu, bo zajmujesz się tym samym, czym zajmował się Charles? Faktycznie, on może zostać, ale ciebie byśmy wyprosili - sarkastyczne odzywki jak widać wypracowali sobie z Chavesem razem. - Pamiętasz, co mówił nam przed świętami? Pamiętasz, jak rozbierał się, żeby pokazać swoje plecy? Dlaczego nie mogłaś zrobić tego samego? Przyznać się, jak tylko... po tym jak dowiedziałaś się... kiedy zostałaś Ayą z powrotem. Tak? Dobrze rozumiem? - zerknęła na Daryla, a ten krótko skinął głową. - Temu wszystkiemu dało się zapobiec. Gdybym tylko wiedziała, że możemy się spodziewać ataku, zatrudniłabym dziesięć razy więcej ochrony i trzykrotnie prześwietlaliby każdego gościa klubu. Ten twój były mógłby co najwyżej wyjść z siebie ze złości, ale nie dostałby się do środka. A na pewno nie z grupą swoich jakichś tam najemników. Czy kłamstwa wyszły ci kiedykolwiek na dobre, Sonya?
Ciemnowłosa kobieta nie odpowiedziała, przygryzła tylko dolną wargę i z powrotem skupiła wzrok na podłodze. Emily miała rację. Prawda mogła doprowadzić do uniknięcia problemów, takich jak mieli teraz.
- Nie obchodzi mnie rozwalona impreza. Zrobię drugą. Nic mnie to nie kosztuje - siostra Charlesa wzruszyła ramionami, nie mając raczej na myśli wydatków finansowych, ale wysiłek. - Nie rozumiem jak mogłeś mnie tak okłamywać, Charles. Przecież wiesz, że nie pokochałam Sonii za to, że jest albo nie jest tłumaczem.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Klub "Hades"

8 maja 2018, o 19:25

Gadki Chavesa zaczynały mu grać na nerwach. Chyba trochę zaczynał rozumieć co Daryl miał na myśli, kiedy wspominał o jej mężu. Charles podejrzewał, że to jego siostra jest bardzo emocjonalna. W tej kwestii mocno wygrywał mężczyzna jej życia. Był w tym wyjątkowo dobry. Miał tylko pecha, że cała rodzina Strikerów podczas poważnych rozmów rzadko, kiedy podnosiła głos. Nawet, kiedy byli dzieciaki, a walki pomiędzy dwoma braćmi były czymś normalnym to trudno było je usłyszeć. Po prostu nie wydawali z siebie żadnego dźwięku. Był to wyjątkowo mocny wpływ ich rodziców. Czasami się kłócili jak to dorośli, ale nigdy nie krzyczeli. Zawsze rozmawiali spokojnie i opanowanie, rzadko kiedy można było zobaczyć jakiekolwiek emocje.
Mogła to po prostu być krew która krążyła w ich żyłach. Każde z nich było genetycznie predysponowane do działań wojennych, a każde następne pokolenie stawało się coraz silniejsze. Może Emily była aktorką, ale wystarczyło ubrać ja w pancerz bojowy i dać karabin. Bardzo szybko nauczyłaby się podstaw i mogłaby być tak samo śmiercionośna jak jej bracia. Jednak miała naturę ich ojca. Wolała wybrać inną drogę.
Kiedy jednak Aya znowu wspomniała, że wyjdą sami to pomimo alkoholu krążącego w jego ciele bardzo szybko uświadomił sobie na jak wielką minę weszła. Nie musiał zresztą czekać na jej reakcje zbyt długo. Spojrzał lekko na bok dalej mocno przytulając do siebie kobietę. W tym też jego siostra silnie przedstawiała ród Strikerów. Punktowała ich o wiele bardziej niż brat, a jej ton głosu był bardziej bolesny niż cokolwiek co mógł powiedzieć Tad. Jakby obydwoje zbierali ostry opierdol od swojego dowódcy.
- To nie było takie proste Emily. – Spojrzał na Ayę z delikatnym uśmiechem. Był po jej stronie i chyba nie musiał jej tego dalej udowadniać. Jednak chciał to zrobić. - To nie było takie proste dla niej. Ja zbierałem się z powrotem do was i wyznaniem wam prawdy prawie pół-roku po odzyskaniu wolności. Jak miała to zrobić w tydzień? To nie jest informacja o której tak łatwo się mówi.
Nie chciał być jej adwokatem więc po prostu przestał o tym mówić. Nie zamierzał mówić za nią. Wiedział, że po czymś takim na pewno się odezwie. Słowa jej siostry były bolesne, ale chyba dla obojga była swego rodzaju aniołem, który próbował ich zrozumieć. Nie spodziewał się, żeby jakiejkolwiek swojej koleżance powiedziała, że ją kocha. Zresztą obydwie kobiety miały ze sobą wyjątkowo dobry kontakt. Do tego rozmawiały ze sobą często przez wiadomości lub głosowo przez komunikatory.
- Wiem, ale tak jak mówiłem to nie była tylko moja decyzja. Chcieliśmy wam o tym powiedzieć, ale tak wiele się działo. Wolałem zająć się łatwiejszymi problemami, aby na koniec zostawić sobie twoją wściekłość. Już Daryl chodził wkurwiony jak osa jak się dowiedział, nie chciałem żebyś ty też się tak denerwowała za nim wszystkiego sobie z Ayą nie wyjaśnimy.
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905
Mistrz Gry
Awatar użytkownika
Posty: 12103
Rejestracja: 1 cze 2012, o 21:04
Medals:

Re: Klub "Hades"

8 maja 2018, o 20:00

Schowana za ciemnymi, krótkimi włosami twarz nie podnosiła się w jego stronę. Nie widziała więc jego pocieszającego uśmiechu, ani wsparcia które usiłował je za jego pomocą przekazać. Stał obok i znalazła sobie w nim przynajmniej częściową tarczę przed oskarżeniami, które rzucali w ich stronę, ale całkiem możliwe, że robiła to tylko dlatego że to on ją do tej konfrontacji zmusił. Nie patrzyła na nikogo. Zdecydowanie bardziej, niż herbata, przydałaby się jej butelka wódki - tylko może trochę mniejsza od tej, którą opróżnił on.
- Po prostu nie rozumiem, jak mogliście myśleć, że wasze kłamstwa tak po prostu przejdą i nikt tego nie zauważy. Gdyby przynajmniej nikt was nie ścigał, to może by się udało. Ale tak? Widzieliście co się działo? Mogłam tam zginąć, Charles, do cholery! Tylko dlatego, że jakiś napalony najemnik chciał swoją Sonyę z powrotem - w nerwach nie kontrolowała już nazywania jej prawidłowym imieniem, zresztą na chwilę obecną nie miało to żadnego znaczenia. - Gdybyście powiedzieli nam wcześniej, wszyscy bylibyśmy bezpieczni. Wszyscy moi goście byliby bezpieczni. Nie naraziliście tylko siebie, czy tylko mnie. Naraziliście trzysta siedemnaście osób, które tu dziś były. Trzysta siedemnaście. To było najgłupsze, co mogliście zrobić, trzymać to w tajemnicy.
Tad się już nie odzywał. Nie wtrącał się od momentu, w którym Emily wyznała jak bliska stała się jej Hatake. Może zrozumiał, że nieważne co powie, nie uda się mu już przekonać żony do wycięcia ze swojego życia ani najstarszego brata, ani jego ukochanej. Aya za to w końcu uniosła wzrok z podłogi, wbijając w blondynkę szczerze zaskoczone spojrzenie. Nie rozumiała tego, Emily była też ważna dla niej, ale na pewno nie użyłaby takiego słowa, by określić uczucie, jakim ją darzyła. Siostra Charlesa była jednak dużo bardziej emocjonalna, a lata życia w świecie takim, do jakiego ją zagnało, sprawiły że lubiła duże słowa.
- Masz rację, przepraszam - powiedziała tylko cicho, choć w jej głosie pojawiła się nowa emocja, którą ciężko było skonkretyzować. - Polecimy dzisiaj...
- Nie, Sonya. Aya. Nie polecicie nigdzie. Nocujecie w hotelu po drugiej stronie placu, a rano chcę z wami porozmawiać na spokojnie, może być na śniadaniu na dole, bo my też tam śpimy. Szczerze, w tej chwili nie mam ochoty na was patrzeć. Chcę wrócić, ściągnąć z siebie zniszczoną sukienkę i wziąć prysznic. Chcę spróbować przekonać Tada, że nie jesteście najgorszym, co mogło się nam przytrafić. Chcę, żeby Charles wytrzeźwiał, a Daryl przestał śmierdzieć alkoholem i krwią. Chcę przestać widzieć oczami wyobraźni jak trzymasz ostrze w szyi tamtego człowieka, za każdym razem jak na ciebie patrzę, Aya. Chcę dzisiaj móc udawać, że mam normalną rodzinę, a impreza się skończyła, bo ktoś zarzygał stół dj-a. Mogę prosić chociaż o tyle?
- Em, jutro...
- Co jutro? Masz jakieś plany? No to je pozmieniaj - odparła oschle blondynka.
- Jaka ty jesteś wkurwiająca czasem, nie masz pojęcia - warknął Chaves.
- I nawzajem. Ty dziś przechodzisz samego siebie. Wiedziałeś co brałeś, jak się oświadczałeś. Poza tym jestem ranna. Mam prawo.
Tad warknął i odwrócił się od niej, wsuwając dłonie do kieszeni. Znów przeniósł wzrok na Ayę, nie odrywając go od niej przez następną długą chwilę.
- Już, idźcie stąd - pogoniła ich kobieta. - Może jutro będzie się dało porozmawiać normalnie. Dzisiaj nie mam na to ani siły, ani ochoty. Pokój jest na nazwisko Charlesa. Jutro o dziesiątej rano chcę was widzieć w hotelowej restauracji. Oboje, Aya.
Charles Striker
Awatar użytkownika
Posty: 1366
Rejestracja: 6 wrz 2015, o 15:07
Miano: Charles Striker
Wiek: 29
Klasa: Żołnierz
Rasa: Człowiek
Zawód: Kontraktor Przymierza
Lokalizacja: Cytadela
Status: Kontraktor Przymierza
Kredyty: 54.800
Medals:

Re: Klub "Hades"

8 maja 2018, o 20:42

Jednak miała też cos z matki. Nawet jej to bardzo dobrze wychodziło. Jej ton głos brzmiał dokładnie tak jak, matka opieprzała go na osobności. Dosłownie czuł się jakby cofnął się do tych mniej przyjemnych okresów swoje dzieciństwa. Było to naprawdę uczucie. Chociaż równie dobrze jego pijany umysł mógł mu podsuwać takie, a nie inne wspomenia.
Nie odzywał się też. Przyjmował wszystko na siebie jak małe dziecko, które nie wiedziało jak odpowiedzieć. Może gdyby nie był wstawiony odczułby to jeszcze mocniej. Przecież ich decyzja była idiotyczna. Tego nie mogli niczym wytłumaczyć. Oczywistością było to, że gdyby wiedzieli o wielkiej przygodzie Benjiego w odzyskaniu Ayi to pewnie ściągnęliby więcej wojska. Nie wiedzieli. Dlatego skończyło się to jak skończyło. Zawiedli nie tylko jako bliscy Emily, ale zawiedli samych siebie pokazując jak nie byli przygotowani na to co mogło nadejść.
- Tak jest. – Odparł mimowolnie na jej rozkaz spania w hotelu. No cóż. Okazywało się, że butelka wódki oraz podniesiony głos wystarczał aby sterować Strikerem jak żołnierzem. Też chciał wrócić do hotelu i umyć się. Musiał też opatrzyć swoja dłoń. Może miał zabezpieczenie w postaci omni – pięści, ale zrobił to z taką siła, że jego i tak jeszcze dobrze niezagojona skóra na kostkach ponownie się rozcięła. Koleś miał wyjątkowo mocne kości szczęki. Znaczy miał.
Słysząc też ciąg dalszy tego co mówiła, wiedział już czego mógł się spodziewać następnego dnia. Sytuacja była już opanowana, ale nie tylko jutro będzie im o to jeszcze suszyć głowy. Nie rozumiał jednak dlaczego chciała to zrobić. Rozumiał, że są rodzina, ale przecież nawet Daryl nie był zadowolony z wyboru miłosnego Charlesa’a. Jego siostra naprawdę musiała ją lubić, a za nim wyjątkowo tęsknić.
- Widzimy się jutro. – Rzucił jeszcze na pożegnanie obracając się w raz z Ayą. Lepiej było juz jej nie denerwować. Musiał się jeszcze przecież przygotować na recepcjonistkę, która spojrzy na nich jak na najgorszych alkoholików. Obydwoje wyglądali przebrzydle. Pewnie nawet nie skomentuje tego, że są upaprani krwią. Uzna to za jakiś sok czy innego gówno, które pili młodzi, piękni i bogaci. On chciał się po prostu umyć. No i wytrzeźwieć.
Kiedy wyszli już na zewnętrza zdjął z niej tą marynarkę nieznajomego pochodzenia i nałożył na nią jej płaszcz. Objął ją ponownie prowadząc w stronę hotelu. To było naprawdę dziwne uczucie obserwować ludzi dla których nic się nie wydarzyło. Nic się nie stało. Dziwił się, że w ogóle ta akcja przeszła bez echa. Miał tylko nadzieję, że papparazi nie uchwycili scen z nimi związanymi.
- Mam nadzieję, że juro nie usłyszę o nas na jakimś kanale o gwiazdach. „ Dwójka agentów udaremnia atak terrorystyczny na imprezę urodzinową gwiazdy.” – Westchnął cicho. Przytulił ją trochę mocniej do siebie, kiedy zaczął się zbierać wiatr. Śnieg wciąż pruszył. To była wyjątkowa długa zima.
- Jak się czujesz?
Obrazek Obrazek Obrazek ObrazekObrazek Obrazek Obrazek Obrazek GG 56291905

Wróć do „Amsterdam”