Tereny fabryki o tej porze świeciły pustkami. Już dawno minął termin zmian, toteż pracownicy nie wyściubiali nosa spoza swojego miejsca pracy, a spóźnialscy nie mieli się nawet co pokazywać. Wysoki płot, zapewne podłączony do wysokiego napięcia, odgradzał cała fabrykę przed nieproszonymi gośćmi, choć pomimo tak szczelnego ogrodzenia można było dostrzec mechy-strażników, patrolujących tereny. Sama fabryka była oświetlona, nadmiar światła aż raził w oczy.
Deriet pierwsze co zauważył, to zaparkowaną w stosownej odległości od bramy taksówkę. Pojazd przeciętny, którym można było się poruszać po bezpieczniejszych zakątkach Omegi za dość słoną zapłatę. Tutejsze doki nie były zapełnione nawet w połowie, samotny pojazd odróżniał się na tle otoczenia. Nim jednak drellowi przyszłaby do głowy myśl, aby zainteresować się pojazdem, usłyszał niecierpliwie chrząknięcie za plecami. Powód był jeden, był również kobietą, a opancerzenie Błękitnych Słońc mówiło samo za siebie.
Asari o ciekawym, śliwkowym kolorze skóry i awangardowym imagu lustrowała osobę Kenta wścieklezielonymi, dużymi oczyma. Przy jej boku kołysał się swobodnie smukły Adept.
-
No! W końcu! Myślałam, że zamarznę czekając tutaj na Ciebie.
Potarła o siebie dłonie, które odziane były w skórzane rękawiczki pozbawione palców.
-
Mów mi Karia.