Poszukiwania Krogula niestety spaliły od tej strony na panewce. Pomysł był dobry, ale znalezienie igły w stogu siana było ciężkie nie tylko w przysłowiu, lecz też i w praktyce. Może gdyby miał nieco więcej czasu, to jeszcze by się czegoś doszukał. Na pewno zgranie archiwów byłoby tu użyteczne, tylko musiałby je rzeczywiście skądś wziąć, a raczej wątpił, by ktokolwiek pozwolił mu kręcić się przy terminalach na tyle długo, by po prostu wziąć i pobrać z nich wszystko, co było dostępne. Niestety ani on, ani Cesvin, nie mogli tu nic zdziałać.

Gdy usłyszeli po raz chyba czwarty ten sam komunikat o tym, do kogo mają iść, jeśli chcą się bić, muzyka, wcześniej nieco cichsza, została podmieniona na nieco ostrzejszy, elektroniczny kawałek, który pasował definitywnie bardziej do industrialnych klimatów tego miejsca, aniżeli do tej pseudo-patetycznej podniosłości, która kryła się zwykle za słowem "arena". Ten misz-masz zdawał się jednak jakoś działać, albo przynajmniej mieć
jakichś zwolenników. MacBeth mógł też przysiąc, że zrobiło się nieco bardziej gorąco.
-
*Khe*. Ta. - odpowiedział mu jakże elokwentnie najemnik w przerwie od kaszlnięcia. -
Dobrze było cię widzieć, może jeszcze wpadnę. Jak nie w interesach, to na jakieś piwo, jak już ogarnę ten burdel. - określenie to, oraz ogólnie jego niezbyt zadowolone oblicze, sugerowało, że raczej nie był zbyt zadowolony z okoliczności, w których się znalazł. Nie zamierzał jednak mówić póki co więcej, choć wyglądał na nieco zainteresowanego, gdy wyczuł, że Krogul może być zainteresowany -
Trzymaj się. - dodał jeszcze w formie pożegnania, po czym rozpłynął się gdzieś w tłumie.
Gdy Krogul kierował się ku swojej loży, Crassus kontynuował swoje informacyjne podboje, tym razem jednak z nieco mniejszymi sukcesami. Na szczęście, miał otwarty kanał komunikacyjny do Vasii już wcześniej, więc wszystko zostało przekazane w eter.
-
W sumie prawda, to nie brzmi jak żaden ich klan. - przyznała mu rację, kiwając głową, gdy wspomniał o "robótce". Lekko zamruczała, dodając do tego ciche "aaahaaa". Widocznie powiązała go z fachem, którym parał się MacBeth. Nie powiedziała jednak nic więcej na ten temat.
Turianin dość szybko doszedł do wniosku, że chyba za dużo z niej nie wyciągnie. Co miał dostać, to już było mu dane. Co prawda, posiedział jeszcze chwilę, ale dość szybko postanowił wstać i pożegnać się, zostawiając za sobą tylko obietnicę.
-
No ja myślę. - odpowiedziała mu jedynie. Gdy miał jednak już płacić, ta tylko zasłoniła mu ręką terminal płatniczy i uśmiechnęła się cwanie, niewerbalnie komunikując mu, że ten tu jest na koszt firmy. I choć przy takiej reputacji i złotych ustach nie był to najpewniej pierwszy, tak ego Mister Fornaxa musiało zostać połechtane. Sława miała najwidoczniej dwie strony - czasem dostawało się drinka od ładnej pani, a czasem strzał w plecy od Latarnika. Tak to się żyło, będąc Crassusem Curio.
Odchodząc, nie minął swojej partnerki w zbrodni. Może została jeszcze na chwilę na zapleczu. Mijając jednak różne, skupione na show sylwetki, musiał wyminąć tłumy by przejść do poszukiwanej przez siebie loży. Zaśmierdziało ostro Varrenem, gdy przechodził nad jedną z klatek. Ostatecznie jednak skończyło się tylko na zapachu, a sam znalazł się przed "ostatnim przejściem". Przy pół-zgaszonym świetle, podświetlone schody były bardzo użytecznym gadżetem. Szybko po nich wszedł, ostatecznie dostrzegając swój cel. Drogi, ładny parawan czerwonego koloru zasłaniał mu widok na osoby siedzące w środku, lecz widział i słyszał, że ktoś tam jest. Gdy zaś podszedł nieco bliżej, bo mógł, gdyż nie było tu ochrony (choć na pewno stanie tu zbyt długo mogło wzbudzić czyjeś podejrzenia), usłyszał fragment dialogu. Gdyby zaś spróbował leciutko przechylić ten parawan, by zerknąć na to, kto tam był, to ujrzałby jakieś łącznie sześć sylwetek w ciasnej, ale jednak wystarczającej przestrzeni. Nie miał za bardzo jak im się przyjrzeć, przynajmniej nie na razie, nie bez jakiegoś ryzyka.
-
Nie macie się za bezczelnych? - zapytał męski, spokojny i względnie wysoki głos. Mimo słów, nie brzmiał oskarżycielsko. -
Wpierw, ta wasza szarada, teraz takie zmiany. Szefostwo średnio chce to tolerować.. - mlasnął, po czym coś siorbnął. Zachowywał się trochę tak, jakby była to konwersacja dwóch ziomków, ale stawki chyba były nieco inne.
-
Czujcie się swobodnie, możemy po prostu przerwać dostawy - odpowiedziała mu natychmiast jego rozmówczyni o dość ostrym tonie. Crassus musiał uzupełniać sobie pewne luki, ale na pewno z czasem przyjdzie kontekst.
Eh, chuj. Zaczekamy na LazaraMoże Curio usłyszałby nawet nieco więcej, gdyby nie to, że nagle usłyszał kroki - jeden z gości zaczął zmierzać ku wyjścia z loży. Musiał więc szybko zdecydować, co zamierza z tym faktem zrobić, by nie zostać przyłapanym na podsłuchiwaniu.
Tymczasem, Krogul MacBeth dotarł do loży swoich ludzi, którzy czasem tu bywali. Wszedł na trybuny i znalazł swój kącik - wysprzątany przez obsługę i, choć nieco ciasny, tak jednak "własny". Siedzisko ustawione było koło kilku klatek z walkami jeden-na jeden, oraz jedną dwa-na-dwa. Żadna nie była zbyt imponująca, choć trzeba było wskazać, że przy dwa-na-dwa walczyli na normalne, obuchowe, metalowe pały, a nie na jakieś durne omniostrza.

-
Wiesz co łączy wszystkie miejsca na Omedze? - usłyszał za sobą głos Vasii, która po chwili weszła do loży. Albo wiedziała, że tu będzie, bo śledziła go i doskonale orientowała się w tym, co jego gang wynajmuje, a co nie, albo po prostu tu za nim poszła. Raczej to drugie, ale jeśli Krogul chciał kroczyć ścieżką paranoika, to jak najbardziej mógł teraz na nią wstąpić. Mar'adi dała mu jeszcze chwilę na ułożenie odpowiedzi, ale niezależnie od tego, co powiedział, zdradziła po chwili ten sekret. -
Absolutnie chujowe zabezpieczenia. Zawsze robią jedną, no, max dwie sieci. Weszłam w jedną z poziomu zaplecza. Niestety nie mogłam nic pobrać, bo by się zorientowali, ale wiem co moje. - mówiła z dumą, ale jednak na swój sposób powoli, jakby budując napięcie. Usiadła na miejscu obok. W ręce trzymała drinka - musiała zamówić go sobie po drodze, lub go komuś zwinąć. -
Po pierwsze, to chcą wpierdolić MacBethowi. W sensie, nie temu, którego szukamy, tylko tobie. Ten drugi jest chyba ich partnerem biznesowym, na tyle cennym, że mają cię dla niego, jak cię ujrzą... - odetchnęła, po czym siorbnęła, czerpiąc pół-sadystyczną przyjemność z powolnego dozowania informacji -
"Obić, i zaciągnąć do szefa". Mniej więcej tak było zapisane w wiadomościach. -
Po drugie, w Gladiusie na tę godzinę miał przyjść jakiś istotny gość. Lazar Vorobev, Człowiek. Ma robić jakieś istotne negocjacje i reprezentuje "Szefa". Curio już poszedł na miejsce, możemy zaraz go dogonić. - kończąc swój monolog, napomknęła jeszcze o jednym szczególe. -
Właśnie. Szefa. Mam jego imię - rzuciła z pełnym, cwanym uśmiechem. Nie zamierzała kazać mu błagać czy czegoś żądać, chciała po prostu zobaczyć jego reakcję. -
Hardak Brix.Imię to nie mówiło mu...nic. Nie słyszał o kimś takim, nie miał pojęcia, że ktokolwiek taki istnieje. Nawet te zbitki liter brzmiały strasznie...mało charakterystycznie. Może to był pseudonim kogoś ważnego? Co istotniejsze jednak, Krogul zauważył, że informacje zdobyte przez Vasię, jeśli były prawdziwe, to musiały być dosyć...
wygodne. I nie chodziło tu nawet o to, że to pół-godna zaufania Asari im je zdradzała, a bardziej to, że dokopano się do nich szybko i względnie przyjemnie, zupełnie tak, jakby ta ścieżka została dla nich ułożona, albo jakby sama intryga nie była aż tak złożona. Mogło to być jednak tylko dziwne przeczucie - pamiętajmy bowiem, że Kroganie nie słynęli raczej z mistrzostwa intrygi i zacierania śladów.
Co do Curio, który został wspomniany, to oczywiście słyszał ten monolog przez otwarty kanał. To, ile jednak z niego wyłapał, było inną kwestią, gdyż był teraz blisko paszczy lwa.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDedlajn: 29.03 EOD