Flash
Idąc razem ze swoim przewodnikiem, salarianin miał okazję lepiej się przyjrzeć zatłoczonym korytarzom. Biorąc pod uwagę rozmiary tego statku i te osoby, jakie zdążył już do tej pory minąć, to na nogach obecnie było około trzystu pięćdziesięciu członków załogi. Tak, to nie była jakaś fregata. Limuzyną dla Brassusa miał być okręt wojenny z prawdziwego zdarzenia, a szoferem dowódca tego okrętu.
Nie trzeba chyba też mówić, że ludzie jakich mijał, to prawie każdy bez wyjątku odwracał się w jego stronę i przyglądał z zdziwieniem, zainteresowaniem lub by po prostu spojrzeć kto akurat przechodzi obok nich. Było po nich widać, że nie przywykli raczej do częstego widoku obcych na pokładzie.
Pięć minut nie minęło, a wam obu zagrodziło drogę dwoje rosłych ludzi, z czego jeden był czarnoskóry i wielki jak góra. Mieli na ramionach żółte opaski z napisem Ochrona.
- To będzie wszystko kapralu, możecie odmaszerować - odezwał się ciemnoskóry facet i posłał niższemu od siebie żołnierzowi spojrzenie, któremu się nie odmawia. Sam żołnierz nawet się nie odezwał, tylko zasalutował, odwrócił się i poszedł w przeciwnym kierunku.
- Plutonowy Kouar-Abi i kapral Hammer, będziemy pana eskortować. Proszę z nami. - zwrócił się do Flasha najwyższy z tych dwóch pracowników ochrony.
Lillian
W kajucie było wyłączone światło, więc praktycznie pierwszą rzeczą, jaką zrobiła Lillian, to poszukanie włącznika światła. Kiedy już je włączyła, to okazało się, że w pokoju nie było jednego łóżka, a cztery i akurat dwa były zajęte. Spali tam... właściwie sama nie wiedziała kto, bo przykryci byli aż po same uszy. Kolejne łóżka były pościelone, a na jednym z nich leżały ułożone w kostkę mundur i datapad. Żeby rozwiać chyba wszelkie wątpliwości, do łóżka przymocowana była tabliczka z napisem sierż. L. Porter. Tabliczki z pozostałymi nazwiskami mówiły plut. C. Blackwater i st. sierż. M. Kane, gdzie spały dwie osoby, a puste łóżko należało do st. plut. E. Swallow. No cóż, wyglądało na to, że nasza sierżant będzie miała współlokatorów.