Odprowadziła Blackwatera (xD) spojrzeniem i poprawiła się na łóżku. Ile można leżeć, litości. Gdzież ta galopująca medycyna, która w tempie błyskawicy postawi ją na nogi? Widząc jednak medyka, który zbliżał się dziarsko w jej stronę, nieomal krzyknęła:
- O nie! Nic mi nie trzeba, podziękuję!
Głośno westchnęła i położyła się na boku. Może, gdy się chwilę prześpi, leki wyparują z jej ciała i nareszcie będzie w pełni władz umysłowych.
Lillian szybko zapomniała o porażce na Roanoke. Może gdzieś w głębi została jakaś mała blizenka, ale blondynka była osobą bardzo przyziemną. Wytłumaczyła sobie, co i jak, a teraz - w pełni sprawna - odzyskała chęć do życia. Zaznajomiła się z załogą Norada na tyle, by nie czuć się zagubiona.
Teraz zmierzała radośnie na spotkanie z oficerem. Jasne, niepokoiła się nieco, o co może chodzić, ale właściwie to mało co było teraz w stanie zepsuć jej humor.
Stanęła przed obliczem komandora i jak przez mgłę zobaczyła ich na przy pogawędce na Cytadli. Mało z tego pamiętała. Była wtedy na rauszu, dużo się działo i tak dalej. W każdym razie dziwne uczucie pozostało: bo raz już byli na "ty", a teraz musiała się zwracać wielce dystyngowanie z racji przepaści między ich stopniami w Przymierzu.
- Obsługa pierwsza klasa, sir, ale medyczne poczęstunki były chyba zbyt obfite jak na mój gust - odpowiedziała nieco luzackim tonem. Nie powiedziała nic więcej. W oczekiwaniu na dalsze słowa Wilsona zaczęła nieskromnie rozglądać się po sali.