Widmo słuchał oddalającego się warkotu pracujących silników promu za plecami, aż te zniknęły w narastającym szumie życia wracającego do zniszczonego zakątka Prezydium. Jego własne myśli dobiegały do niego jak zza gęstej zasłony bzyczących owadów, która w paradoksalny sposób wygłuszała wszystkie niechciane wątpliwości oraz natrętne obrazy, otulając jego umysł chłodnym nimbem klarowności. Przykucnął w milczeniu przy rannej asari, przesuwając wzrokiem po jej powyginanym pancerzu oraz sączącej się z niego purpurowej krwi, która zdobiła jasne płytki wybrukowanej ulicy przed wejściem do Wieży. Widział szok przesłaniający jej spojrzenie, wymieszany z bólem zarówno fizycznym, jak i psychicznym, gdy umysł próbował przyswoić sobie straty, których doznała oraz świadomość, że twarze towarzyszy na które spogląda, już nigdy więcej do niej nie przemówią. Wiedział, że ten jeden ułamek sekundy prawdopodobnie zmienił dla niej wszystko, z ogłuszającym wizgiem wdzierając się w jej życie i zostawiając w nim taką samą dziurę jak ta, która teraz ziała na środku Prezydium. Wizgiem, który zapewne będzie teraz słyszała każdej kolejnej nocy przez najbliższe tygodnie lub miesiące.
Bez słowa zaaplikował jej medi-żel, zasklepiając te rany, które wyglądały na najpoważniejsze, po czym podniósł się ze zgrzytem metalu. Nie miał dla niej słów otuchy ani takich, które cokolwiek by zmieniły. Kazał jej trzymać swoich ludzi z daleka, bo wiedział że znaleźli się na granicy świata, który wykraczał poza ich możliwości, ale wybrała inaczej. Widok martwych towarzyszy był ceną poczucia obowiązku, los wszystkich, którzy stawali na drodze interesów ludzi pokroju Reeda. Oszczędził jednak jej tego komentarza, zamiast tego w ciszy ponownie spoglądając w górę Wieży.
Nie poleciał z Raikiem, bo wiedział, że nie może już pomóc niebieskowłosej i teraz wszystko leżało w dłoniach doktor Myers. Emocjonalne znieczulenie, które otulało go niczym chłodna, pulsująca osłona generatora tarcz, odsuwało na bok inne myśli oraz bardziej skomplikowane powody, ucinając w zalążku spiralę ponurych obrazów, w którą tyle razy wpadał i pozwalając stać obok tego wszystkiego. Miał dość wracania na Arae z ciałami bliskich mu ludzi na rękach, dość świadomości bezsilności towarzyszącej tym niemiłosiernie długim minutom podczas których jedyne co mógł robić to słuchać szumu silników promu oraz odgłosu krwi kapiącej na podłogę pojazdu. Doświadczał tego raz za razem, misja za misją, porażka za porażką, poświęcenie za poświęceniem, aż w końcu po tej części, która wciąż miała nadzieję i ochotę walczyć, zostały tylko popioły. Nawet widok martwych, złotych oczu nie przebił się przez tą pustkę, nie potrafiąc uchwycić tego co było tam kiedyś, a co spłonęło wraz z całą resztą na przestrzeni ostatnich tygodni.
Pozostanie w Prezydium pozwalało mu skupić się na tym jednym celu, który był źródłem tego wszystkiego.
Jego wzrok błądził po przeszklonych piętrach budynku, podczas gdy on sam kalkulował swoje szanse na powrót do wnętrza. Pancerz Dewastatora powinien móc go zanieść z powrotem na właściwy poziom, omijając ponowne przechodzenie przez atrium pełne niecierpliwiących się ludzi, ale czy wypalone nieszczelności w jego osłonach, chociaż załatane omni-żelem, gwarantowały pełną skuteczność przed wirusem rozprzestrzeniającym się po pomieszczeniach Rady? Czy chciał to zaryzykować, żeby spróbować odkryć czego łowca szukał w środku? Gdyby to był ich jedyny ślad, to znałby odpowiedź na to pytanie, ale istniała szansa, że tak nie było. Wciąż miał Isaaca i Etsy, miał dostęp do systemów Rady. Cokolwiek robił tu Reed, nie mogło pozostać okryte nimbem tajemnicy na długo.
Dlatego napęd pancerza pozostał milczący, podobnie jak Viyo. Gdy na miejscu zjawiło się więcej funkcjonariuszy, bez słowa odwrócił się plecami do budynku i ruszył w drogę do Arae, nie zaprzątając sobie nawet chwili na odpowiadanie temu, kto próbował go zatrzymać, a jedynie pokazując krótko symbol Widm i ignorując jego polecenie. Prom, który odebrał go chwilę później, był pusty.
Powrót na okręt odciął go od rzeczywistości, którą zostawił w Prezydium, ale wnętrze statku po raz pierwszy od bardzo dawna nie niosło ze sobą ulgi ani otuchy, nie umniejszając jednostajnego szumu myśli oraz wrażenia oderwania, które temu towarzyszyło. Sylwetka SI rozświetliła wnętrze korytarza, gdy opuścił śluzę, kierując się w stronę własnej kajuty i ściągając z głowy hełm.
- Niech wystawi na zewnątrz trochę materiałów medycznych. Połatam się do tego czasu na własną rękę - odpowiedział zdawkowo, chwytając hełm pod ramię. Nie byłby to pierwszy raz, chociaż odkąd miał dostęp do automatycznej kapsuły ratowniczej, dawno nie musiał korzystać z umiejętności wpojonych w armii.
- Obserwuj uważnie otoczenie okrętu. Reed wciąż jest na Cytadeli - przypomniał lekko. Gdy usłyszał głos Isaaca, zmienił kierunek swojej podróży, od razu zamieniając priorytety i zamiast do własnego pomieszczenia, skręcając w stronę mesy. Z uporem maniaka zepchnął zmęczenie na dalszy plan, ignorując swój stan i aplikując kolejną dawkę medi-żelu, jeżeli pierwsza przestawała działać.
- Isaac, odkryłeś coś w nagraniach z Wieży lub logach z systemu? - zapytał bez żadnego wstępu, stając w progu.