Pani Hearrow tylko uśmiechnęła się do Irene z gracją i klasą odkrawając kolejne kawałki mięsa i wkładając je sobie do ust.
-
Cztery lata jak mieszkam sama – odpowiedziała przełykając kolejny kęs. Spoglądnęła tylko na powracającego syna i kontynuowała rozmowę: -
Marshall wybrał życie takie a nie inne. Jak jego dziadek, chciał służyć, więc nie miałam wielkiego wyboru.
Arrow tylko wzruszył ramionami nie komentując tego, co powiedziała jego matka. Zdawał sobie sprawę, że będzie jej trochę ciężko samej, bez nikogo dość blisko, ale nigdy nie narzekała na jego wybory. Wręcz przeciwnie, wiele razy dawała do zrozumienia, że jest z niego dumna i niczego nie utrudniała. Podporucznik z kolei pomagał jej jak mógł nawet na odległość starając się kontaktować z miarę często i pytając czy niczego jej nie trzeba.
-
Ja też na chwilę. Jestem dosłownie przelotem, Przymierze przerzuca nas z okrętu na okręt, a teraz muszę jeszcze stawić się na Cytadeli – powiedział kończąc posiłek i odkładając sztućce na talerz. I jemu smakowało, chociaż nie musiał tego wcale mówić, Emily zdawała się doskonale wiedzieć, co i jak należy przyrządzić, aby było smaczne. Arrow nigdy nie opowiadał o tym, co się działo podczas jego każdej misji czy akcji. Wolał nie martwić matki, zwłaszcza, że była lekarzem i doskonale zdawała sobie sprawę z rzeczy, które komuś innemu by nic nie mówiły. Dobrze, że srebrzyste blizny miał schowane pod ubraniem, bo musiałby się z nich solidnie tłumaczyć.
Matka Hearrowa tylko pokiwała głową ze zrozumieniem. Nie namawiała ani do pozostania na dłużej, ani nawet do zjedzenia więcej, czego tak bardzo obawiała się Irene. Na słowa o pralni energicznie pokręciła tylko głową.
-
Ależ skądże! To żaden problem, jeśli czegoś jeszcze będziesz potrzebowała nie krępuj się – uśmiechnęła się podnosząc z krzesła, ale natychmiast została powstrzymana przez Marshalla, który zgarnął rzeczy ze stołu i odstawił część do zmywarki a pozostałą resztę włożył do lodówki. Emily tylko uśmiechnęła się do niego w podziękowaniu i może odrobinie zaskoczenia. Odwróciła się w stronę Francuzki: -
Jednak dobrze go wychowałam. Tak, masz rację jak jest pogoda to jest, na co popatrzeć. Może chcesz obejrzeć dom? Marshall, pokaż Irene piętro. Ja idę na chwilę do ogródka.
Arrow uśmiechnął się pod nosem. Matka była nieraz aż za bardzo gościnna, ale nie było nawet, co z nią dyskutować. Rzadko kiedy godziła się na jakiś sprzeciw a wykłócanie się, że niektóre rzeczy są zwyczajnie lekko żenujące dla podporucznika nie miało racji bytu. Tak więc Marshall zaprosił Irene gestem wskazując drzwi i przeszedł zaraz za nią.
-
Jakby faktycznie było, co oglądać. To nie są jakieś pałace, ale ona zwyczajnie musi się tym domem pochwalić – mruknął do Francuzki, kiedy jego matka zniknęła za drzwiami od tarasu. Pierwsze, co to wprowadził ją do salonu, który okazał się sporych rozmiarów pomieszczeniem urządzonym w klasycznym stylu z kominkiem i kinem domowym. Na środku stał tylko skórzany narożnik i dwa fotele.
-
Proszę salon, nie wiem, co mam na ten temat powiedzieć. Nie jestem handlarzem nieruchomościami… - westchnął. No dobrze, można było sobie popatrzeć, ale w zasadzie nic poza tym. Po chwili takiego bezcelowego stania, Arrow zabrał Irene na górę nie widząc sensu wspominania o jadalni i kuchni skoro już tam byli. Na korytarzu wisiało kilka zdjęć, głownie z czasów szkolnych oficera, pierwsze zdjęcie w mundurze i nawet ze dwa ze zmarłym wujkiem. Ostatnim zdjęcie przedstawiało natomiast mężczyznę w sile wieku również ubranego w mundur żołnierzy Jej Królewskiej Mości.
-
Tutaj jest sypialnia mamy – otworzył pierwsze drzwi, za którymi kryła się mała sypialnia z dużym łóżkiem, wszystko przeplatane kolorami bieli i fioletu. Gdy Marshall otworzył kolejne drzwi znajdujące się dokładnie naprzeciwko oczom Irene ukazał się widok średnich rozmiarów pomieszczenie urządzonego na biuro, aczkolwiek z elementami wojskowości wszędzie dookoła. –
To był mój pokój. Wstawiła tutaj tylko biurko, aby móc pracować. Poza tym niewiele się tutaj zmieniło. Jak widzisz w zasadzie nie ma czego oglądać. Tam dalej jest siłownia, nic poza tym...